Cela zbiorowa
AutorWiadomość
First topic message reminder :
Cela zbiorowa
Jedna z największych i najzimniejszych cel w całej Tower. Traktowana jako zbiorowa i tymczasowa, dlatego brak w niej sienników czy nawet krzeseł. Więźniowie siedzieć mogą jedynie, na chłodnych, wilgotnych kamieniach stanowiących jej posadzkę. w rzeczywistości okazuje się jednak, że osadzeni spędzają w niej nawet kilka lat. Jedynym plusem tego miejsca jest brak szczurów. Z nieznanego powodu zwykle omijają celę. Więzienna legenda głosi, że to przez ducha pewnego czarodzieja, którego kiedyś zamurowano tu żywcem. Przeżyć miał dziesięć lat żywiąc się złapanymi szczurami, które zwabiał gwiżdżąc. Faktycznie, w jednym rogu wybudowana jest dziwna, krzywa konstrukcja, która burzy plan idealnego kwadratu, jakim powinno być pomieszczenie. Usłyszeć zeń można gwizd, człowieka, ducha czy powietrza - ciężko orzec.
Trzy ściany celi stanowią grube, kamienne mury Tower, jedną, tę, na której znajduje się wejście, solidna, stalowa krata. Braku tu okien, jedyne światło dają magiczne pochodnie z korytarza, stąd w środku jest dość ciemno. Nieodpowiednia wentylacja powoduje zaś, że w powietrzu unosi się zapach stęchlizny i pleśni.
Trzy ściany celi stanowią grube, kamienne mury Tower, jedną, tę, na której znajduje się wejście, solidna, stalowa krata. Braku tu okien, jedyne światło dają magiczne pochodnie z korytarza, stąd w środku jest dość ciemno. Nieodpowiednia wentylacja powoduje zaś, że w powietrzu unosi się zapach stęchlizny i pleśni.
The member 'Johnatan Bojczuk' has done the following action : Rzut kością
'k6' : 1
'k6' : 1
Nie ma nic zabawne w tym, co się właśnie dzieje, a padające słowa - i te głośniejsze i szeptane, rozpinają wcale nie dziwną zasłonę napięcia. Cela jest zimna, wilgotna, a strażnicy, którzy zaglądają do nich bardziej przypominają oprychów niż funkcjonariuszy. Oczekiwanie na to, że w końcu zechcą go wywlec z celi, by go przesłuchać, wywoływała mimowolny dreszcz. I być może dlatego, wyrwał się ze zgodą na w3ystosowną w eter propozycją. Musiał zająć czymś myśli, czymś, co nie było wyobrażeniami o jego pobycie w Tower i o tym, czy jego siostra na pewno była bezpieczna.
Z niemym zaciekawieniem słuchał relacji nieznajomego o składzie ziela, które przejął, zaciągająca się krótko i przez moment wstrzymując dym w płucach i odzywając się dopiero, gdy wypuścił nosem dymną biel. Przez krótką, irracjonalną chwilę, czuł się jak smok - Polecam sprawdzić rumuńskie zasoby - odpowiedział, bo chociaż nie znał się zapewne tak dobrze na używkach, to doświadczenia w podróży miał różne. Odetchnął, czekając aż pożądane rozluźnienie dotrze dokrwi. Przynajmniej przez kilka chwil będzie wolny od ciężkości winy, zalegającej w umyśle.
- Nie wiem z kim się do tej pory zakładaliście, ale chyba nie mamy na myśli tych samych przysług - po raz pierwszy, od pobytu w ponurej przestrzeni, odsłonił zęby w krzywym uśmiechu - ale zgoda - odwrócił głowę, zerkając na na pogrążony w mroku korytarz, od czasu do czasu słysząc tylko dźwięk uderzeń butów o kamienną posadzkę, czy zniekształcone głosy, z którym nie mógł za wiele zrozumieć - nie ma w czym pękać, zależy, czy coś nam na kolację w ogóle rzucą - uniósł brwi i wzruszył ramionami. W kieszeniach raczej magicznie nie znajdzie kanapki - dziś chyba i tak nie jestem głodny - miał wrażenie, że żołądek mu się skurczył, a zwyczajowy dystans krążył wokół myśli niby lew, nie mogąc znaleźć punktu zaczepienia. Zbyt wiele pozytywów nie był w stanie przywołać.
Gra w czarodziejskie oczko - w innych warunkach byłaby zabawna. nawet bardzo. Ale aktualnie, mogli liczyć tylko na rozproszenie ponurej rzeczywistości. Oczywiście - na chwilę, ale to wystarczyło, by skupił spojrzenie najpierw na jednym z nieznajomych, potem na rzeczonego "Bojczuka", szczególnie, że to od niego poleciała do niego karta. Dziewiątka. Czyli okrągłe zero. Świetnie się zaczynało, ale w całym absurdzie, czując w końcu rozlewającą się nutę odprężenia, uniósł kącik ust w niejednoznacznym uśmiechu. Złe początki nie zawsze kończyły się tym samym. Przejął talię, a przekładając karty, jedną rzucił specjaliście od skrętów.
Z niemym zaciekawieniem słuchał relacji nieznajomego o składzie ziela, które przejął, zaciągająca się krótko i przez moment wstrzymując dym w płucach i odzywając się dopiero, gdy wypuścił nosem dymną biel. Przez krótką, irracjonalną chwilę, czuł się jak smok - Polecam sprawdzić rumuńskie zasoby - odpowiedział, bo chociaż nie znał się zapewne tak dobrze na używkach, to doświadczenia w podróży miał różne. Odetchnął, czekając aż pożądane rozluźnienie dotrze dokrwi. Przynajmniej przez kilka chwil będzie wolny od ciężkości winy, zalegającej w umyśle.
- Nie wiem z kim się do tej pory zakładaliście, ale chyba nie mamy na myśli tych samych przysług - po raz pierwszy, od pobytu w ponurej przestrzeni, odsłonił zęby w krzywym uśmiechu - ale zgoda - odwrócił głowę, zerkając na na pogrążony w mroku korytarz, od czasu do czasu słysząc tylko dźwięk uderzeń butów o kamienną posadzkę, czy zniekształcone głosy, z którym nie mógł za wiele zrozumieć - nie ma w czym pękać, zależy, czy coś nam na kolację w ogóle rzucą - uniósł brwi i wzruszył ramionami. W kieszeniach raczej magicznie nie znajdzie kanapki - dziś chyba i tak nie jestem głodny - miał wrażenie, że żołądek mu się skurczył, a zwyczajowy dystans krążył wokół myśli niby lew, nie mogąc znaleźć punktu zaczepienia. Zbyt wiele pozytywów nie był w stanie przywołać.
Gra w czarodziejskie oczko - w innych warunkach byłaby zabawna. nawet bardzo. Ale aktualnie, mogli liczyć tylko na rozproszenie ponurej rzeczywistości. Oczywiście - na chwilę, ale to wystarczyło, by skupił spojrzenie najpierw na jednym z nieznajomych, potem na rzeczonego "Bojczuka", szczególnie, że to od niego poleciała do niego karta. Dziewiątka. Czyli okrągłe zero. Świetnie się zaczynało, ale w całym absurdzie, czując w końcu rozlewającą się nutę odprężenia, uniósł kącik ust w niejednoznacznym uśmiechu. Złe początki nie zawsze kończyły się tym samym. Przejął talię, a przekładając karty, jedną rzucił specjaliście od skrętów.
Kai Clearwater
Zawód : Łowca ingrediencji, podróżnik
Wiek : 30
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
Czemu ty się, zła godzino,
z niepotrzebnym mieszasz lękiem?
z niepotrzebnym mieszasz lękiem?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
The member 'Kai Clearwater' has done the following action : Rzut kością
'k6' : 1
'k6' : 1
Moja durna wesołkowatość siada wszystkim, ale to dobrze, przynajmniej zabijemy czas. Jego akurat mamy w bród, to chyba metoda tych w mundurach. Zostawić, to samo zgnije, właściwie - proste. Wydaje mi się, że to może złamać każdego. Za jedno pytanie jest po mordzie, za ich wielokrotność - odpowiednio do liczby.
Nie mam zielonego pojęcia, kiedy stąd wyjdziemy, a nawet gdybym pochwalił się aktem urodzenia, coś czuję, że niebiescy zbyliby mnie śmiechem. Z ryja, to niby i podobny, ale nadal, z czym do ludzi?
-Weź ty się już tak nie gorączkuj - szturcham go w ramię, jak już wyczołguję się z podłogi. Wstaję z niemałą trudnością i aż muszę rozetrzeć sobie - pierw łokcie, a później pośladki - bo cholera, rymsłem jak długi. Skurwysyn, ale żeby tak w plecy...
-A co niby ma się wydarzyć, hm? - podejmuję, wbijając zaciekawione spojrzenie w Johnatana - planujesz poniżyć któregoś z nas, czy tylko siebie? - rechoczę, wbijając maleńką szpileczkę w Bojczuka. Jebać, po pas już tkwię w gównie, więc i tak cały będę cuchnąć i bez kąpieli się nie obędzie - no ja tam nie wiem, po ile kromek chleba rzucają na łeb, ale zwycięzca bierze wszystko - stwierdzam, pykając jeszcze ostatni raz z tlącego się gibona. Zaciągam się resztkowym, więc siłą rzeczy zaczynam kaszleć, ale i tak było warto, przy czym myślę, że jeśli to ja wygram, to pewnie i tak się podzielę. Gastro nie gastro, ale braterstwo rzecz święta.
Kurwa, od kiedy my jesteśmy rodziną? Evandra wżeniła się dobrze, mi coś nie wyszło.
-O, a co ciekawego dają w Rumunii? - pytam nieznaną mordę - byłeś tam, czy skapło ci fartem? - dopytuję przyjaźnie, bo te strony są dla mnie totalną mamałygą na mapie Europy. Tak se wspominam lekcje geografii, ale głównie co pamiętam, to dębową rózgę.
Nie do końca skuteczną, jak widać.
-Nie bój żaby, zaraz będziesz - zapewniam typka, bo może teraz gardło ma ściśnięte, ale zioło zaraz zrobi swoją robotę - tak w ogóle, to jestem Morgan, a tamten to Johnatan - przedstawiam siebie i Bojczuka, ale ciszej, chyląc się do nieznajomego. Olać zasady itepe, ja i tak gram tu swoim alter ego - ciekawe tylko, jak długo. Tasuję karty i po chwili rzucam Bojczukowi pierwszą. Walet, no to jasne, że ciśnie dalej. On daje temu drugiemu okrągłe, tłuste zero, po czym morda odwdzięcza mi się tym samym.
-Tej, no co to ma być?! - pytam poirytowany - a mi patrzyłeś na ręce, czy nie kantuję, frajerze - zaperzam się, chociaż akurat teraz nie posądzam Bojczuka o szachrowanie. Chyba jesteśmy zbyt upaleni, kolana mi aż miękną i osuwam się nieznacznie po wilgotnej ścianie. A niech ma, ciskam mu drugą kartę a lolka dokręcam między kolanem swoim a długowłosego typa.
Nie mam zielonego pojęcia, kiedy stąd wyjdziemy, a nawet gdybym pochwalił się aktem urodzenia, coś czuję, że niebiescy zbyliby mnie śmiechem. Z ryja, to niby i podobny, ale nadal, z czym do ludzi?
-Weź ty się już tak nie gorączkuj - szturcham go w ramię, jak już wyczołguję się z podłogi. Wstaję z niemałą trudnością i aż muszę rozetrzeć sobie - pierw łokcie, a później pośladki - bo cholera, rymsłem jak długi. Skurwysyn, ale żeby tak w plecy...
-A co niby ma się wydarzyć, hm? - podejmuję, wbijając zaciekawione spojrzenie w Johnatana - planujesz poniżyć któregoś z nas, czy tylko siebie? - rechoczę, wbijając maleńką szpileczkę w Bojczuka. Jebać, po pas już tkwię w gównie, więc i tak cały będę cuchnąć i bez kąpieli się nie obędzie - no ja tam nie wiem, po ile kromek chleba rzucają na łeb, ale zwycięzca bierze wszystko - stwierdzam, pykając jeszcze ostatni raz z tlącego się gibona. Zaciągam się resztkowym, więc siłą rzeczy zaczynam kaszleć, ale i tak było warto, przy czym myślę, że jeśli to ja wygram, to pewnie i tak się podzielę. Gastro nie gastro, ale braterstwo rzecz święta.
Kurwa, od kiedy my jesteśmy rodziną? Evandra wżeniła się dobrze, mi coś nie wyszło.
-O, a co ciekawego dają w Rumunii? - pytam nieznaną mordę - byłeś tam, czy skapło ci fartem? - dopytuję przyjaźnie, bo te strony są dla mnie totalną mamałygą na mapie Europy. Tak se wspominam lekcje geografii, ale głównie co pamiętam, to dębową rózgę.
Nie do końca skuteczną, jak widać.
-Nie bój żaby, zaraz będziesz - zapewniam typka, bo może teraz gardło ma ściśnięte, ale zioło zaraz zrobi swoją robotę - tak w ogóle, to jestem Morgan, a tamten to Johnatan - przedstawiam siebie i Bojczuka, ale ciszej, chyląc się do nieznajomego. Olać zasady itepe, ja i tak gram tu swoim alter ego - ciekawe tylko, jak długo. Tasuję karty i po chwili rzucam Bojczukowi pierwszą. Walet, no to jasne, że ciśnie dalej. On daje temu drugiemu okrągłe, tłuste zero, po czym morda odwdzięcza mi się tym samym.
-Tej, no co to ma być?! - pytam poirytowany - a mi patrzyłeś na ręce, czy nie kantuję, frajerze - zaperzam się, chociaż akurat teraz nie posądzam Bojczuka o szachrowanie. Chyba jesteśmy zbyt upaleni, kolana mi aż miękną i osuwam się nieznacznie po wilgotnej ścianie. A niech ma, ciskam mu drugą kartę a lolka dokręcam między kolanem swoim a długowłosego typa.
Tak, możesz zapalić znicz
Chociaż wiem, że już nic
Mnie nie czyni człowiekiem
Chociaż wiem, że już nic
Mnie nie czyni człowiekiem
The member 'Francis Lestrange' has done the following action : Rzut kością
'k6' : 6
'k6' : 6
Wywracam oczami i rozchylam wargi, żeby coś powiedzieć, tylko rezygnuję w połowie, machając na to ręką; jak chce to niech papla, mi nic do tego. Zresztą nasz towarzysz niedoli wydawał się akurat całkiem spoko, czego nie można powiedzieć o innych zgromadzonych w tym zacnym przybytku osobistościach - no tamtym to zdecydowanie źle z oczu patrzyło, ale jebał ich pies - Ło panie, no tak się mówi przecież, daj se spokój - krzywię się, bo te żarty to mi się tak średnio widzą; humor mam raczej bardziej chujowy niż mniej. Później parskam śmiechem, bo co on? Pierwszy raz w Tower był czy jak? Kolację to dostanie może za tydzień w postaci spleśniałego kawałka chleba i wody, która skapuje z dziurawego sufitu do jednej miski. Kiedyś jeden typ mi powiedział, że zanim trafi do więźniów to wszyscy strażnicy po kolei się nią podmywają, ale w to akurat nie wierzę. Tamten koleś był zdrowo jebnięty - Dobra, niech będzie - wzruszam ramionami. Czyli gramy jakby o nic; w sumie już lepiej było o te przeklęte guziki, przynajmniej można by je przyszyć w razie zgubienia oryginałów. Potem wbijam spojrzenie w nieznajomego ciekaw jego rumuńskich historii, chociaż łeb mam taki uwalony, że myślę dosłownie o wszystkim i niczym jednocześnie; niemniej jeszcze by coś człowiek zapalił, więc się rozglądam za gibonem, tylko nigdzie nie widzę błyskającej końcówki. No cóż, bieda. I dopiero jak Morgan nas przedstawia to wracam na ziemię, kiwając głową do typka w geście powitania; usta wyciągam w szerokim uśmiechu. Podsuwam sobie swoją kartę i zerkam z jakoś tajemniczo na dwie dziewiąteczki, które powędrowały do moich towarzyszy - Ale po co te nerwy? Opanuj się - ponownie wywracam ślepiami - Sam jesteś frajer, luzuj gacie, bo żeś się za bardzo pospinał. Karta nie świnia o północy się zminia, może później będzie lepiej - tak go pocieszam, chociaż nie sądzę, żeby tak miało być - Daj jeszcze jedną - rzucam i pyk! Wleciał pierwszy As, na co wydaję z siebie głośne HA!, no i kto tu jest teraz frajer, co? Hm, razem to będzie jakieś trzynaście, czyli ciśniemy następną kolejkę; byle bym w niej nie przejebał. W każdym razie przejmuję talię, przerzucam kilka razy karty i wyciągam kolejną dla nieznajomego. Sprawdźmy co los przygotował dla niego.
The member 'Johnatan Bojczuk' has done the following action : Rzut kością
'k6' : 6
'k6' : 6
Lepkie nici fałszywego rozluźnienia panoszą się na tyle skutecznie, że łatwiej skupić uwagę na tym nieoczekiwanym teraz. Nawet jeśli otaczają ich kraty, wilgotne ściany i ciąg zapachów, których pochodzenia wyobrażać sobie nie chce, Kai widzi dwie prawie-już-znajome sylwetki, rzucane karty i ta ulotna (bo znowu fałszywa) beztroska. To nic, ze utkana z ziela, którego dym rozchodził się we krwi. Tylko na chwilę.
Wymiana zdań pomiędzy - jak się domyślał - przyjaciółmi jest absurdalnie (biorąc pod uwagę okoliczności) zabawna. Trochę, jakby widział sprzeczkę w barze i dlatego sam unosi kąciki warg, chociaż początkowo milczy, dając upust ciekawości i w końcu zaczepiając kilka słów - Ja nie wiem tym bardziej. Nigdy nie sprawdzałem w praktyce - rozrywka była pojęciem względnym i być może kiedyś, pobyt w Tower mógł się kojarzyć z łaskawszą formą traktowania. To, co działo się aktualnie, wywracało jednak do góry nogami rozbawione opowieści pijanych oprychów. To, było więzienie. I myśli próbują wypchnąć na powierzchnię niepokój, który władał nim wcześniej. Na próżno. Rozbija się o grę, którą niebezpiecznie podjęli. Albo bezpiecznie - Zapamiętam - odsłonił żeby w uśmiechu, nie zwracając uwagi na marsowa minę Bojczuka. Nie o to w końcu chodziło. Clearwater zagrałby już dla samego grania, a głupia stawka nie miała tu znaczenia. Wracał mu humor - Powinieneś spróbować ich ierburile - być może nie miał wiele wspólnego z takim rodzajem ziół za często, ale poznając rumuński rynek, trafiał na różne perełki - bardzo długo tam mieszkałem - chociaż uśmiech wciąż pełga na ustach, nie sięga oczu - Właściwie... jeśli stąd wyjdziemy. Jestem w stanie go załatwić - wzruszył ramionami i odchylił się. Tak, zdecydowanie łatwiej było mu sięgać myślą do pracy, niż prób wymyślenia, co właściwie z nim miało dziać się dalej. I ile czasu miał spędzić w zamknięciu - Kai - nie widział większego powodu do ukrywania imienia, skoro w Tower i tak już znali jego pełną tożsamość. W końcu, miał zarejestrowaną różdżkę. A po dopasowaniu twarzy do podanych imion, mógł mówić nawet o znajomych.
Zero dla niego. Zero dla Morgana, a potem z przytupem ów Johnatan zarywa asa. Kai zmrużył oczy, jakoś mniej pobieżnie próbując wyłapać jakieś hazardowe triki, ale nic z tego. A już na pewno nie wyczaił momentu, kiedy sam chwycił rzuconą kartę, na której mrugał do niego as. Gwizdnął, chociaż urwał, na moment przenosząc wzrok za siatkę krat. Żadnego strażnika przyciągać nie chciał - Nu-i rău! - dodał tylko z przekonaniem, dopiero po chwili łapiąc, że niekoniecznie ktoś go zrozumiał. Zaśmiał się i nim talia znalazła się w jego dłoniach. Kilka tasów i jedna z kart ląduje u Morgana.
Wymiana zdań pomiędzy - jak się domyślał - przyjaciółmi jest absurdalnie (biorąc pod uwagę okoliczności) zabawna. Trochę, jakby widział sprzeczkę w barze i dlatego sam unosi kąciki warg, chociaż początkowo milczy, dając upust ciekawości i w końcu zaczepiając kilka słów - Ja nie wiem tym bardziej. Nigdy nie sprawdzałem w praktyce - rozrywka była pojęciem względnym i być może kiedyś, pobyt w Tower mógł się kojarzyć z łaskawszą formą traktowania. To, co działo się aktualnie, wywracało jednak do góry nogami rozbawione opowieści pijanych oprychów. To, było więzienie. I myśli próbują wypchnąć na powierzchnię niepokój, który władał nim wcześniej. Na próżno. Rozbija się o grę, którą niebezpiecznie podjęli. Albo bezpiecznie - Zapamiętam - odsłonił żeby w uśmiechu, nie zwracając uwagi na marsowa minę Bojczuka. Nie o to w końcu chodziło. Clearwater zagrałby już dla samego grania, a głupia stawka nie miała tu znaczenia. Wracał mu humor - Powinieneś spróbować ich ierburile - być może nie miał wiele wspólnego z takim rodzajem ziół za często, ale poznając rumuński rynek, trafiał na różne perełki - bardzo długo tam mieszkałem - chociaż uśmiech wciąż pełga na ustach, nie sięga oczu - Właściwie... jeśli stąd wyjdziemy. Jestem w stanie go załatwić - wzruszył ramionami i odchylił się. Tak, zdecydowanie łatwiej było mu sięgać myślą do pracy, niż prób wymyślenia, co właściwie z nim miało dziać się dalej. I ile czasu miał spędzić w zamknięciu - Kai - nie widział większego powodu do ukrywania imienia, skoro w Tower i tak już znali jego pełną tożsamość. W końcu, miał zarejestrowaną różdżkę. A po dopasowaniu twarzy do podanych imion, mógł mówić nawet o znajomych.
Zero dla niego. Zero dla Morgana, a potem z przytupem ów Johnatan zarywa asa. Kai zmrużył oczy, jakoś mniej pobieżnie próbując wyłapać jakieś hazardowe triki, ale nic z tego. A już na pewno nie wyczaił momentu, kiedy sam chwycił rzuconą kartę, na której mrugał do niego as. Gwizdnął, chociaż urwał, na moment przenosząc wzrok za siatkę krat. Żadnego strażnika przyciągać nie chciał - Nu-i rău! - dodał tylko z przekonaniem, dopiero po chwili łapiąc, że niekoniecznie ktoś go zrozumiał. Zaśmiał się i nim talia znalazła się w jego dłoniach. Kilka tasów i jedna z kart ląduje u Morgana.
Kai Clearwater
Zawód : Łowca ingrediencji, podróżnik
Wiek : 30
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
Czemu ty się, zła godzino,
z niepotrzebnym mieszasz lękiem?
z niepotrzebnym mieszasz lękiem?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
The member 'Kai Clearwater' has done the following action : Rzut kością
'k6' : 5
'k6' : 5
Noc długa, a my już wykończyliśmy jaranie. Durnoty, trze'a było trochę poczekać, aż przyciśnie nas zimno, tak to zaraz zostaniemy zmuszeni, żeby się do siebie przytulić. Pedalsko, jak to w pierdlu. Nie, żeby mi to specjalnie przeszkadzało, tak se w myślach truję , bo co innego mi zostało? Szczerze mówiąc, to pewny nie jestem, czy tu trochę nie posiedzę, bo jak wyobrażam sobie konfrontacje ze starym, to aż lepiej mi za kratami. Jeśli łyknie mój kit, to tylko dla świętego spokoju, ale głowę i tak będę mieć zmytą. Japierdolę.
Jak nic dostanę szlaban. Trzydziestodwuletni facet z dozorem rodzicielskim, mogący przebywać poza domem najpóźniej do dwudziestej drugiej. Komedia, ale mi niestety nie jest do śmiechu. Bojczuka też coś ugryzło i jakiś taki niesympatyczny się robi, a przynajmniej: zaczepny, jak tak dalej pójdzie, to jak nic się pobijemy. Pierwszy raz? Pierwszy, raz czy dwa dałem mu w ucho, on mi kiedyś nogę podłożył tak, że wyrżnąłem się i poleciałem, jak długi, prosto na kegi na zapleczu Parszywego. Limo pod okiem miałem jak ta lala, a oficjalnie mówiłem, że tamten drugi skończył dużo gorzej. Ponoć w Tower za burdy pakują cię w czterech chłopa do celi jeden na jeden. Można tam tylko stać, zero miejsca, a podrapanie się po łokciu wymaga ścisłej współpracy wszystkich osadzonych. No nic, podziękuję pięknie, będziemy grzeczni. Prawda?
-A co to jest to... - wytężam się i ze wszystkich sił próbuję naśladować wymowę towarzysza niedoli - ierburile? - kończę, zezując na niego, czy dobrze powiedziałem. No, raczej nie - bo mam nadzieję, że nic w stylu meliski - śmieję się, chociaż jak nic innego pod ręką nie ma, to przecież i takie rzeczy się kręci i spala. Szałwię, sosnowe igły, wszystko - w Rumuni? - dziwię się, unosząc lekko brew - a co tam jest ciekawego? Nietypowa droga emigracji - wzruszam ramionami, to ta dziksza Europa - o, no jasne, spróbujemy, co nie Johny - spoglądam na kompana, bo planowanie spotkania w relaksacyjnych oparach ziółek odpowiada mi bardziej niż mierzenie się z tym, co czeka na zewnątrz. Wybitnie świadczy to o mej dojrzałości, tudzież o jej braku - a da się to palić z wiadra? - dopytuję podejrzliwie. Karty fruną, Kaiowi też wypada as, ja dostaję króla, szlag, jak tak dalej pójdzie, to w życiu ich nie dogonię - no ja przecież nie na poważnie, daj se siana. Chcesz następną kartę? - rzucam do Bojczuka i wyciągam wygodniej nogi, bo jednak siedzenie ze skrzyżowanymi kolanami nie dla mnie. Kiedy ten kiwa łbem, tasuję podaną talię i jebs, wykładam się przed nim. No i jak, dalej jest w grze?
Jak nic dostanę szlaban. Trzydziestodwuletni facet z dozorem rodzicielskim, mogący przebywać poza domem najpóźniej do dwudziestej drugiej. Komedia, ale mi niestety nie jest do śmiechu. Bojczuka też coś ugryzło i jakiś taki niesympatyczny się robi, a przynajmniej: zaczepny, jak tak dalej pójdzie, to jak nic się pobijemy. Pierwszy raz? Pierwszy, raz czy dwa dałem mu w ucho, on mi kiedyś nogę podłożył tak, że wyrżnąłem się i poleciałem, jak długi, prosto na kegi na zapleczu Parszywego. Limo pod okiem miałem jak ta lala, a oficjalnie mówiłem, że tamten drugi skończył dużo gorzej. Ponoć w Tower za burdy pakują cię w czterech chłopa do celi jeden na jeden. Można tam tylko stać, zero miejsca, a podrapanie się po łokciu wymaga ścisłej współpracy wszystkich osadzonych. No nic, podziękuję pięknie, będziemy grzeczni. Prawda?
-A co to jest to... - wytężam się i ze wszystkich sił próbuję naśladować wymowę towarzysza niedoli - ierburile? - kończę, zezując na niego, czy dobrze powiedziałem. No, raczej nie - bo mam nadzieję, że nic w stylu meliski - śmieję się, chociaż jak nic innego pod ręką nie ma, to przecież i takie rzeczy się kręci i spala. Szałwię, sosnowe igły, wszystko - w Rumuni? - dziwię się, unosząc lekko brew - a co tam jest ciekawego? Nietypowa droga emigracji - wzruszam ramionami, to ta dziksza Europa - o, no jasne, spróbujemy, co nie Johny - spoglądam na kompana, bo planowanie spotkania w relaksacyjnych oparach ziółek odpowiada mi bardziej niż mierzenie się z tym, co czeka na zewnątrz. Wybitnie świadczy to o mej dojrzałości, tudzież o jej braku - a da się to palić z wiadra? - dopytuję podejrzliwie. Karty fruną, Kaiowi też wypada as, ja dostaję króla, szlag, jak tak dalej pójdzie, to w życiu ich nie dogonię - no ja przecież nie na poważnie, daj se siana. Chcesz następną kartę? - rzucam do Bojczuka i wyciągam wygodniej nogi, bo jednak siedzenie ze skrzyżowanymi kolanami nie dla mnie. Kiedy ten kiwa łbem, tasuję podaną talię i jebs, wykładam się przed nim. No i jak, dalej jest w grze?
Tak, możesz zapalić znicz
Chociaż wiem, że już nic
Mnie nie czyni człowiekiem
Chociaż wiem, że już nic
Mnie nie czyni człowiekiem
The member 'Francis Lestrange' has done the following action : Rzut kością
'k6' : 1
'k6' : 1
- Jerbo-co?... - dziwne to słowo, a jeszcze dziwniej brzmi w ustach Morgana, na co parskam szczerym, głośnym śmiechem. No talentu do języków to on nie ma; chociaż z drugiej strony śmiga po trytońsku to może i rumuńskiego by się nauczył, jakby przysiadł, a później se ruszył nad morze Czarne, wygrzać dupsko na jednej z tamtejszych plaż - Mnie tam się podobało w Rumunii - wzruszam ramionami, zerkając to na jednego to na drugiego. Lubiłem te dzikie tereny, wiochy i tych kilka plaż, pozbawionych żywej duszy; może też spędziłem za mało czasu na tamtejszych ziemiach żeby się czymkolwiek zrazić - Co tam robiłeś? - tym razem zwracam się do Kaia, to w niego wbijając spojrzenie czerwonych od jarańska ślepi; jedną ręką skubię swoje karty ułożone gdzieś na zimnej podłodze i poprawiam się nieznacznie - No pewnie - mnie nie trzeba namawiać, ani nawet powtarzać dwa razy - ktoś mówi, mogę załatwić, a ja na to, to weź dwa, na moją odpowiedzialność, przeca nie zmarnuje się - Ło, ale wiadro to bym przyjął - chichram się debilnie, chociaż jakbym teraz zaciągnął to chyba by mnie poskładało już kompletnie. Właściwie już nawet nie pamiętam kiedy ostatnio strzeliłem w płuco bociana i nie wiem czy było to tak dawno, czy może jednak tak mocno; zresztą, nieistotne, naprawdę zaczynam wybiegać myślami na jakieś dziwne rejony, więc wracam do swoich kompanów, przyglądając się Kaiowi, ciekaw odpowiedzi. No proszę, kolejka mocnych kart, podwójne asowanie, król... ciekawe co przyjdzie następne, byle nie znowu jakiś mocarz, bo przejebię i będzie mi wstyd, że odpadłem jako pierwszy (a przede wszystkim pożałuję, że jednak nie oszukiwałem) - No, ta, ta - wywracam oczami, bo teraz to nie na poważnie, a kto się przed chwilą spruł jak stare gacie? Niemniej, nie komentuję, jeno macham ręką na następną kartę i dam se kurwa łapska przy samych łokciach ujebać, że to była zemsta; mrużę oczy, ale wargi zaciskam żeby się nie spierdolić (w końcu sam się do Morgana przysadziłem, żeby zluzował, to nie wypadało się teraz spluć) - No i fajnie - mówię tylko; przynajmniej ciągle jestem w grze. Odbieram talię i przetasowuję ją jakoś bardziej dokładnie i bardziej widowiskowo - No to siup - wyrzucam kartę w kierunku mężczyzny, bo chyba nie poprzestanie na jednym tylko asie?...
The member 'Johnatan Bojczuk' has done the following action : Rzut kością
'k6' : 5
'k6' : 5
Zmrużył oczy, by na kilka chwil przyjąć na twarz wyraz skupienia i powagi- Mam wrażenie, że powtarzanie ierburile po spaleniu, będzie trochę jak robienie jaskółki po pijaku - potem wyszczerzył się mocno, pozostawiając na ustach wyraźny grymas rozbawienia. Nie żeby kpił, ale kpił właśnie. Chociaż nie dlatego, że czuł się lepszy o znajomość obcego języka, a z samego faktu, brzmienia wypowiadanego wyrazu - jak kiedyś nauczę się francuskiego, to też tak będę mówił - zakaszlał, kryjąc usta w rękawie koszuli - Nie, chociaż nazwa jest mocno... zasadna - wytłumaczył tajemniczo - Byłeś? Dawno? Długo? - z nieukrywanym zainteresowaniem. Wciąż nie przyzwyczaił się, że od maja to Anglia miała stanowić jego "dom". Dobrze, ze chociaż rodzice byli właśnie tam - bezpieczni. I prawdopodobnie przechodzili bardzo intensywny kurs języka rumuńskiego.
Odchylił się, przekładając karty, które wcześniej otrzymał, a po rzuceniu następnej - odchylił się, opierając plecami o wilgotną ścianę. Zdecydowanie brakowało mu teraz papierosa. Nie palił często, ale sytuacja był wyjątkowa. I mimo zaistniałych okoliczności i spotkaniu zacnego towarzystwa - ponurych wydarzeń. Chciałby powiedzieć - zbierałem n hipogryfa, ale zamiast tego, z błąkającym się wciąż głupio uśmiechem, odpowiedział - pracowałem, łowczyłem i załatwiałem alchemikom różne rzeczy - odchylił się i na powrót oderwał plecy od wżerającego się w barki zimna. Czuł też, że koszula zrobiła się nieprzyjemnie wilgotna. Coś kapało z góry, albo ciekło? Miał nadzieję, że nad głową nie było innej celi... - a wy? czym się zajmujecie? - zmarszczył brwi - tam jest wolność- nieco poważniej zerknął na Morgana, by zaraz wrócić do przekładanych kolejno kart. Zrobiło mu się bardziej zimno. Nie od chłodu bijącego ze ścian, a jakoś wewnętrznie. Bo wolność, brzmiała tu wybitnie gorzko. A gdy wzięło się pod uwagę fakt, że była to kara za próbę postąpienia właściwie, robiło mu się tylko niedobrze.
- Z wiadra nie próbowałem, ale zawsze możecie przetrzeć nowe szlaki - przesunął dłonią przez kark, ale wrócił rękę do poziomu podłogi, gdy w jego stronę poleciała kolejna karta. Nie było źle i liczył na kolejna kolejkę. Po swojemu przetasował oczkową zawartość i rzucił kartę dalej, nie zatrzymując zbyt długo we własnym posiadaniu - Teraz ty - dodał, zwijając palce wolnej dłoni, i starając się podeprzeć na niej brodę. Trochę nie wyszło. Ale karta poleciała dalej.
Odchylił się, przekładając karty, które wcześniej otrzymał, a po rzuceniu następnej - odchylił się, opierając plecami o wilgotną ścianę. Zdecydowanie brakowało mu teraz papierosa. Nie palił często, ale sytuacja był wyjątkowa. I mimo zaistniałych okoliczności i spotkaniu zacnego towarzystwa - ponurych wydarzeń. Chciałby powiedzieć - zbierałem n hipogryfa, ale zamiast tego, z błąkającym się wciąż głupio uśmiechem, odpowiedział - pracowałem, łowczyłem i załatwiałem alchemikom różne rzeczy - odchylił się i na powrót oderwał plecy od wżerającego się w barki zimna. Czuł też, że koszula zrobiła się nieprzyjemnie wilgotna. Coś kapało z góry, albo ciekło? Miał nadzieję, że nad głową nie było innej celi... - a wy? czym się zajmujecie? - zmarszczył brwi - tam jest wolność- nieco poważniej zerknął na Morgana, by zaraz wrócić do przekładanych kolejno kart. Zrobiło mu się bardziej zimno. Nie od chłodu bijącego ze ścian, a jakoś wewnętrznie. Bo wolność, brzmiała tu wybitnie gorzko. A gdy wzięło się pod uwagę fakt, że była to kara za próbę postąpienia właściwie, robiło mu się tylko niedobrze.
- Z wiadra nie próbowałem, ale zawsze możecie przetrzeć nowe szlaki - przesunął dłonią przez kark, ale wrócił rękę do poziomu podłogi, gdy w jego stronę poleciała kolejna karta. Nie było źle i liczył na kolejna kolejkę. Po swojemu przetasował oczkową zawartość i rzucił kartę dalej, nie zatrzymując zbyt długo we własnym posiadaniu - Teraz ty - dodał, zwijając palce wolnej dłoni, i starając się podeprzeć na niej brodę. Trochę nie wyszło. Ale karta poleciała dalej.
Kai Clearwater
Zawód : Łowca ingrediencji, podróżnik
Wiek : 30
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
Czemu ty się, zła godzino,
z niepotrzebnym mieszasz lękiem?
z niepotrzebnym mieszasz lękiem?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
The member 'Kai Clearwater' has done the following action : Rzut kością
'k6' : 2
'k6' : 2
Cela zbiorowa
Szybka odpowiedź