Wydarzenia


Ekipa forum
Kuchnia
AutorWiadomość
Kuchnia [odnośnik]26.11.12 1:12
First topic message reminder :

Kuchnia

Kuchnia po odbudowie stała się taka, jak kiedyś zapewne była i cała chata: niewielka, czysta, schludna, przytulna i utrzymana w jasnej kolorystyce, można rzec, że w typowo angielskim stylu. Zdecydowaną większość przestrzeni wypełnia pomalowany na ciepły, jasny kolor solidny, drewniany stół, otoczony wianuszkiem krzeseł - te jednak są ciemne i na pierwszy rzut oka widać, że pochodzą z dwóch niepełnych kompletów; razem tworzą jednak dość estetyczną całość. W kuchni znajduje się całe wyposażenie, które niezbędne jest do przygotowania posiłku. Szafki - zarówno wiszące jak i stojące - są w takim samym ciepłym, stonowanym kolorze co stół. Pierwsza z nich, znajdująca się przy drzwiach, mieści w sobie różnobarwne kubki. Każdy Zakonnik może znaleźć tam kubek opatrzony odrobinę koślawymi literami układającymi się w jego własne imię. Na drzwiach do malutkiej spiżarni przytwierdzone zostały haczyki, na których wiszą kolorowe ścierki kuchenne, niektóre z nich w dość fikuśne wzorki. Pod sufitem gdzieniegdzie przywieszone zostały suszące się zioła i kolorowe szkiełka, które wraz z zasłonami w kolorze przyjemnej dla oka żółci nadają kuchni domowej przytulności. Pomieszczenie oświetla zwisająca z jednej z sufitowych belek samotna lampa w kolorze butelkowej zieleni. Również tutaj, jak w prawie że całej chacie, można spotkać małe, świetliste leśne stworzonka przypominające patronusy - niewątpliwie ktoś zakupił je na Festiwalu Lata i postanowił wypuścić w kwaterze Zakonu. W

W tym pomieszczeniu znajduje się myślodsiewania
Morsmordre
Morsmordre
Zawód : Mistrz gry
Wiek :
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
O Fortuna
velut Luna
statu variabilis,
semper crescis
aut decrescis...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Kuchnia - Page 16 Tumblr_lqqkf2okw61qionlvo3_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki

Re: Kuchnia [odnośnik]29.08.18 0:48
Pamiętała swój czas przyjęcia na kurs, który okazał się być wtedy najszczęśliwszym, a w rzeczywistości był ciszą przed burzą. Ojciec podarował jej wtedy niesamowity prezent – swobodę; siłę, która potrafiła napełnić ją motywacją i ochotą do pracy nad sobą, umożliwiła otrząśnięcie się z popiołów Hogwartu, postawienie stopy na nowym, niezbadanym gruncie, który od samego początku nie był poprzetykany trującymi szpikulcami. Pamiętała to słodkie uczucie, kiedy nikt nie patrzy ci na palce, kiedy robisz to, co uważasz za stosowne. Czuła się wtedy doskonale, na pierwszym roku kursu, ale z drugiej strony czuła niepokój – jakby gdzieś w pobliżu czaił się dziki kot, lśniąc między gęstymi gałęziami swoimi żółtymi ślepiami. Ostrzył na nią pazury, kiedy nie czuła nad sobą ręki ojca.
Ogarnęło ją tak wielkie rozleniwienie, że nie zauważyła, kiedy zaatakował. Dlatego tak bardzo wtedy bolał powrót do absolutnej dyscypliny, czujności i aurorskiej gotowości do działania w każdej chwili. Nie dziwiła się, jak szybko można ze szczytu opaść na samo dno – doświadczyła tego osobiście i morał wyciągnęła z tego jednoznaczny: upadek bolał tak bardzo, że nigdy więcej nie zamierzała sobie pozwalać na kolejny.
I słusznie, że cię to przeraża – odpowiedziała sucho, tonem wyższym niż chciała mu nadać. – Egzaminy to mały pufek. Każdy potrafi wyuczyć się formułek i zdać egzamin, który został przygotowany od początku do końca przez innych czarodziejów i który był w pełni kontrolowany. Twoją decyzję zweryfikują dopiero sytuacje, na które nie będziesz miała wpływu. Nie będzie tyle czasu na podjęcie decyzji, ile będziesz go potrzebować. Będzie bolało za każdym razem, kiedy popełnisz błąd. Okrutnie, Tonks.aż do samych kości, aż do białego szpiku, aż do zębów, które sobie zetrzesz.
Chciała ją wesprzeć, powoli opadał wojenny pył, którym je obrzuciła, gdy nie potrafiła po męsku przyjąć na siebie ciężaru porażki w pojedynku. To ona była zła, to czuła, nie Just. To ona była prowodyrem tego konfliktu, ale rzadko mówiła „przepraszam”.
Dostrzegła jej spojrzenie. To charakterystyczne spojrzenie, które chciało przekazać więcej, niż było w stanie; te oczy, które chciały mówić zamiast ust. Westchnęła tylko ze zniecierpliwieniem.
To twoja droga, Tonks – powiedziała tylko, ruszając odważniej do przodu, żeby weszły razem i zaczęły robić to, co miały do zrobienia. A było trochę pracy. – Nie możesz już z niej zejść.
Zdjęła swoją torbę i odłożyła ją pod ścianę. Zakasała rękawy rdzawo-szarej szaty. Meble były w kawałkach, to było jasne. Łatwiej wnieść części niż cały mebel, który można szybko złożyć. Wkręcenie nóg do blatu stołu nigdy nie było wielką filozofią.
Spróbujmy ze stołem, a potem po kolei krzesła i ustawimy je jakoś – zawołała, idąc w stronę poukładanych warstw, z których miały powstać meble.
Zdmuchnęła kurz, który już zdążył się osadzić i zdjęła z siebie kolejne elementy, żeby się nie pomyliły. Białe nogi do białego stołu, brązowe nogi do brązowych krzeseł.



pora, żebyś ty powstał i biegł, chociaż ty nie wiesz,
gdzie jest cel i brzeg,
ty widzisz tylko, że
ogień świat pali
Jackie Rineheart
Jackie Rineheart
Zawód : auror
Wiek : 27
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
only now do i see the big picture
but i swear that
these scars are
fine
OPCM : 25+3
UROKI : 10+2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 12
SPRAWNOŚĆ : 14
Genetyka : Czarownica
Kuchnia - Page 16 7sLa9Lq
Sojusznik Zakonu Feniksa
Sojusznik Zakonu Feniksa
https://www.morsmordre.net/t5414-jackie-rineheart#122455 https://www.morsmordre.net/t5418-kluska-jackie https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f205-opoka-przy-rzece-wye-walia https://www.morsmordre.net/t5423-skrytka-bankowa-nr-1349 https://www.morsmordre.net/t5424-jackie-rineheart
Re: Kuchnia [odnośnik]02.09.18 18:55
Jackie nie była łatwa w obyciu. Ale Tonks lubiła wyzwania, lubiła też samą Jackie. Bo mimo głośnego głosu i pewności w słowach widziała w niej wiele podbieństw, rzeczy które sprawiały, że czuła się jej bliska. Jakoś dziwacznym sposobem funkcjonowały w trójkę razem z Hannah, będąc całkowicie różnymi. Zdawać by się mogło, że tak pozornie różne jednostki nie były w stanie wejść w kompatybilność swoich zachowań i działań. A jednak prawda była zgoła inna - bowiem im się to udawało już od wielu lat.
Nie, nie chwaliła się jej. Jednie stwierdzała jeden z faktów, dzieląc się z nią czymś, co jak się okazało już wiedziała. Weszły do Starej Chaty spokojnie, ale pewnie. Znała to miejsce, lubiła je, nigdy nie sądziła, że anomalie pozbawią ich własnego miejsca. Ale odbudowa była już prawie gotowa. A ona chciała w tym pomóc, jednocześnie odnajdując w zajęciu chwilę odpoczynku, bo niekończącej się gonitwie treningów, nauki i prób.
- Znam to uczucie, Jackie. - przypomniała jej cicho. Może nie funkcjonowała z nim na co dzień, ale i w jej pracy czasem podejmowała decyzje, które finalnie okazywały się nieodpowiednie. Ale nie odnosiła się do tego, odnosiła się zdarzeń ze Złotej Wieży, do złego wyboru, a nawet kilku. Zaczynając od zagadki. Głupiej, bzdurnej zagadki. Powinna być mądrzejsza, powinna wiedzieć, że chodzi o dzieci. Na Rowenę, była przecież z Ravenclavu. To przez to zabrakło jej czasu, to przez to nie dotarła do matki na czas. Ale i potem popełniła błędy. Złe wybory, które mogły kosztować życie nie tylko ją. Przeniosła spojrzenie ze sterty mebli na przyjaciółkę lekko zaskoczona jej stwierdzeniem. Sądziła, że podobnie jak niektórzy, Jackie uważa że wybiera źle. Przez kilka - krótkich względem upływu czasu, ale długich jak dla Tonks - sekund wpatrywała się w kobietę obok, by zaraz skinąć głową na jej słowa.
- Nie zejdę. - zapewniła ją, przechodząc myślami do listu, który wysłała w kierunku Bathildy. Tak, obrała już ścieżkę i nie zamierzała się z niej wycofać. Doskonale wiedziała, że droga nie będzie łatwa, a ona potknie się na drodze niezliczoną ilość razy. Wierzyła jednak, że uda jej się za każdym razem podnieść, by kontynuować wędrówkę.
- Dobrze. - zgodziła się podchodząc do sterty zaraz za nią. Złapała za białą nogą i zbliżyła się do dużego kawałka drewna, który był blatem stołu. Uklękła przed nim, by zająć się mocowanej pierwszej nogi. Sięgnęła po drugą nogę i przesunęła się na kolanach w stronę odpowiedniego miejsca. - Masz jakieś rady? - zapytała nie odrywając spojrzenia od nogi, którą mocowała do stołu.



The Devil whispered in my ear, you are not strong enough to withstand the Storm. Today I whispered in the Devil's ear,
I am the Storm.
Justine Tonks
Justine Tonks
Zawód : auror, rebeliant
Wiek : 29
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Panna
The gods will always smile on brave women.
Like the valkyries, those furies who men fear and desire.
OPCM : 58 +2
UROKI : 36 +6
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 7 +3
TRANSMUTACJA : 6
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 15
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Metamorfomag
Kuchnia - Page 16 1
Zakon Feniksa
Zakon Feniksa
https://www.morsmordre.net/t3583-justine-just-tonks https://www.morsmordre.net/t3653-baron#66389 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f437-lancashire-forest-of-bowland-stocks-reservoir-gajowka https://www.morsmordre.net/t4284-skrytka-bankowa-nr-914#89080 https://www.morsmordre.net/t3701p15-just-tonks
Re: Kuchnia [odnośnik]28.09.18 12:52
Obycie z ludźmi zawsze stanowiło u niej największe problem, a to z powodu braku odpowiedniego wzorca wyniesionego z domu. Nie było z nią matki, która pokazałaby jej, że powinna być wobec innych miła i uczynna, w końcu była jej córeczką, dziewczynką z dobrego domu. Był ojciec, który pełnił taki, a nie inny zawód. Była ciotka z obciętym językiem, z którą nawet nie można było normalnie, po ludzku porozmawiać o swoich problemach. Gdzie indziej miała nauczyć się prostego zachowania znajdującego się w granicach ustalonych przez społeczeństwo norm? Na podwórku, wśród dzieci, które dokuczały innym, a których to broniła ona, a nie inni chłopcy? A może w Hogwarcie, gdzie była wyśmiewana z powodu dziwnych przyzwyczajeń ojca, który wysyłał jej wyjce za każdym cholernym razem? Nie. Nie znalazła spokojnej oazy, nie znalazła gniazda, w którym mogłaby czuć się bezpiecznie. I pewnie dlatego nosiła etykietkę zgorzkniałej kobiety stylizującej się na mężczyznę, niewychowanej i agresywnej, niezłomnej i podnoszącej głos zawsze, gdy nie trzeba. Ale nauczyła się z tym żyć.
Nauczyła się być narzędziem, ślepo dążącym do utrzymania równowagi w magicznym świecie.
Spojrzała na z ukosa, kryjąc ulgę w zrozumieniu, kiedy to powiedziała. Teraz Just będzie codziennie czuła to samo, co ona, bodziec po bodźcu, jedna śmierć za kolejną, jedna tragedia za następną. Ale czy nie czuła już tego w oddziale ratunkowym?
Dużo czarodziejów zginęło na twojej warcie, kiedy pracowałaś w magicznym pogotowiu? – spytała, mrużąc oczy przed promieniami słońca niespodziewanie wpadającymi przez szyby okien. Spojrzała na nią, prawidłowo odczytując, że wpatrywała się w nią od kilku chwil. Zamrugała pod wciąż zmarszczonymi brwiami.
Ona nie znała gorzkiego smaku krytyki płynącej ze strony krewnych i przyjaciół – miała tylko jedną ścieżkę do wyboru, jedną drogę, którą mogła podążać. W pewnym sensie była to wina Vincenta, ale z biegiem lat przestała na to patrzeć w ten sposób. Coraz mocniej zakorzeniała się w niej świadomość, że nie było żadnego innego wyboru – nie było wędrówki przez niewydeptane pola wysokiej trawy.
Obie trzymały blat stołu. Sięgnęła po jego nogę leżącą obok i zajęła się jej wkręcaniem.
Rady.
Na stażu narasta rywalizacja, nie daj się zbić ze stołka. Grupa jest tak silna, jak jej najsłabsze ogniwo. – odparła, siłując się z kolejną nogą stołu. Ta nie chciała wejść tak łatwo.



pora, żebyś ty powstał i biegł, chociaż ty nie wiesz,
gdzie jest cel i brzeg,
ty widzisz tylko, że
ogień świat pali
Jackie Rineheart
Jackie Rineheart
Zawód : auror
Wiek : 27
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
only now do i see the big picture
but i swear that
these scars are
fine
OPCM : 25+3
UROKI : 10+2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 12
SPRAWNOŚĆ : 14
Genetyka : Czarownica
Kuchnia - Page 16 7sLa9Lq
Sojusznik Zakonu Feniksa
Sojusznik Zakonu Feniksa
https://www.morsmordre.net/t5414-jackie-rineheart#122455 https://www.morsmordre.net/t5418-kluska-jackie https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f205-opoka-przy-rzece-wye-walia https://www.morsmordre.net/t5423-skrytka-bankowa-nr-1349 https://www.morsmordre.net/t5424-jackie-rineheart
Re: Kuchnia [odnośnik]03.10.18 1:47
Justine należała do grona tych osób, które lubiło się całkowicie i od razu, lub też od razu nie potrafiło zapałać się do niej pozytywnymi odczuciami. Przynajmniej wcześniej. Pełna życia i uśmiechu, nadziei i dobroci, szaleństwa i naiwności. Ostatnie miesiące mocno zweryfikowały ją całą. Dorosła mocniej, niż przez wcześniejsze lata. Uśmiech zdawał się ginąć, pod ilością ciosów, które przyjęła. Zdawał się zapaść, pod upadkami i ponownym dźwiganiu do pionu. Nie tylko on. Nadal była pełna życia, ale już inaczej, rozsądniej. Możliwe, że ceniła je bardziej, możliwie, że chciała zrobić więcej. Nadal przepełniała ją nadzieja i wiara, choć te teraz kierowały się nie tylko ku dobroci ludzi, ale i ku działaniom Zakonu, któremu poświęciła się całkiem.  
Jackie chyba szybciej wiedziała, chyba szybciej musiała też wiedzieć. Ale mimo różnic i tak udało im się stworzyć więź. Więź na tyle głęboką, by pozwoliła im funkcjonować i rozumieć się wzajemnie. I Hannah, Hannah była nieodłączną częścią, nietypowej trójki, którą tworzyły. Która dziwna, miała w sobie więcej, niż trochę sensu.
Zajmowała się skręcaniem stołu, czując, spojrzenie, które rzuciła w jej stronę Jackie. Jednak nie podniosła wzroku, by skrzyżować z nią spojrzenia. Pozwoliła jej patrzeć na siebie i przesuwać myśli w głowie, kierowane ku jej osobie. Na pytanie które zadała Jackie w końcu uniosła spojrzenie na przyjaciółkę. Nigdy o tym nie rozmawiały. Bo Just nigdy nie lubiła mówić o śmierci. Wiedziała, że jest naturalną częścią życia, czasem, za sprawą człowieka lub nieszczęśliwego wypadku zabierała kogoś szybciej, niż powinna. Przymknęła powieki, a na jej twarzy na kilka chwil zagościła boleść, gdy kręciła przecząco głową.
- Za dużo. - westchnęła cicho, odejmując dłonie od wkręconej już nogi. - Niektóre nie noszą imion i nie mają historii, bezimienne wypadki pochłaniające życia. Niektóre są historiami, albo noszą historie. - dodała, przypominając sobie pożegnanie z mentorką - Albą Jensen - którą zajmowała się, gdy wiedziała już, że nosi na sobie klątwę. Pamiętała każde jedno słowo z jej opowieści. Pamiętała jak odmówiła wypicia eliksiru, chcąc ponownie spotkać swojego męża. - Każda zostawia piętno. - zakończyła słowami, za którymi kryło się więcej, niż zostało powiedziane.
- Nie lepiej działać razem, niźli rywalizować? - zapytała Jackie, sięgając po kolejną nogę, zaraz będą mogły zająć się kolejnym meblem. Wróciła wspomnieniem ledwie kilka dni wstecz. Usta uniosły się lekko w pobłażliwym uśmiechu. Nadal nie rozumiała, czemu postanowił trzymać się jej, ale miała dziwne przeczucie, że ich ścieżki będą teraz wiodły obok siebie. - Poznałam ciekawą jednostkę na egzaminie. - podzieliła się z nią informacją. Podnosząc się, by spojrzeć na stół, który posiadał już cztery nogi. - Obracamy? - zapytała przyjaciółki, spoglądając na nią.



The Devil whispered in my ear, you are not strong enough to withstand the Storm. Today I whispered in the Devil's ear,
I am the Storm.
Justine Tonks
Justine Tonks
Zawód : auror, rebeliant
Wiek : 29
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Panna
The gods will always smile on brave women.
Like the valkyries, those furies who men fear and desire.
OPCM : 58 +2
UROKI : 36 +6
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 7 +3
TRANSMUTACJA : 6
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 15
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Metamorfomag
Kuchnia - Page 16 1
Zakon Feniksa
Zakon Feniksa
https://www.morsmordre.net/t3583-justine-just-tonks https://www.morsmordre.net/t3653-baron#66389 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f437-lancashire-forest-of-bowland-stocks-reservoir-gajowka https://www.morsmordre.net/t4284-skrytka-bankowa-nr-914#89080 https://www.morsmordre.net/t3701p15-just-tonks
Re: Kuchnia [odnośnik]03.11.18 22:12
Ojciec rzadko zaglądał do warsztatu, kiedy Jackie była jeszcze małą dziewczynką, ale kiedy schodził na dół, do piwnicy, lubiła siadać na schodkach i oglądać go w trakcie prac. Lubiła czuć unoszący się zapach trocin i ciętego drewna, słuchać odgłosu wkręcania drobnych łączeń, skrobania między taśmami niekończącego się kruszcu. Była wtedy przy nim, a on, choć Jackie wiedziała, że zdawał sobie sprawę z jej obecności, nie patrzył na nią, dzięki czemu mogła go bez krępacji chować brodę w przedramionach i obserwować. Skręcanie jadalnianych mebli charyzmatycznie jakoś to z sobą połączyła i poczuła przydeptane gdzieś w duszy ciepło, które prości ludzie z powodzeniem nazwaliby tęsknotą. Tęsknotą za tym, za czym tak naprawdę tęsknić Jackie nie powinna. Już dawno w jej obowiązkach leżało zapomnienie o tym, co mogło odłączyć ją od stałej czujności – sentyment, wspomnienia.
Nie powinna.
Westchnęła cicho i zacisnęła usta, męcząc się z nogą od stołu. Wetknęła ją niemal na chama, uszami wyłapując słowa Justine. Obie miały do czynienia z trupami, z osobami, które już po raz ostatni mogły pokrętnie opowiedzieć im jedną z ostatnich historii swojego życia.
Zawsze najbardziej bolały mnie niewidzące oczy wlepione w ściany albo w sufit. W niebo. Czasami w to nocne, innym razem opatrzone ostatnimi promieniami zachodzącego słońca, jeszcze inne znalezione, gdy unikały poranku. Zazwyczaj przerażone. Na początku bałam się i jednocześnie miałam nadzieję, że właściciel tych oczu za chwilę zachłyśnie się powietrzem i powie, że to tylko teatr – odparła na jej słowa sucho, jakby beznamiętnie, choć w jej głowie zaczęły zmartwychwstawać te wszystkie spojrzenia. Błękitne, piwne jak te należące do niej, brązowe, zielone, szare, z drobnymi plamkami w tęczówkach. Przeróżne. Wszystkie wyjątkowe. Z początkiem maja ta wyjątkowość straciła na wartości. Teraz były po prostu oczy.
Spojrzała na przyjaciółkę i patrzyła tak nieruchomo przez chwilę. Wróciła uwagą do stołu, który stał już niemal gotowy.
W tych czasach zwłaszcza. Ale nie wszyscy zdadzą końcowy egzamin, pamiętaj. Zwyciężą jednostki. Ci, którzy pokażą na stażu to, że tak naprawdę są warci tej gry. Na trzy. Raz, dwa… – chwyciła mocniej za stół i pociągnęła go na bok, by potem ściągnąć nogami do dołu. Musiał stać stabilnie. – Trzy. Kogo poznałaś?



pora, żebyś ty powstał i biegł, chociaż ty nie wiesz,
gdzie jest cel i brzeg,
ty widzisz tylko, że
ogień świat pali
Jackie Rineheart
Jackie Rineheart
Zawód : auror
Wiek : 27
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
only now do i see the big picture
but i swear that
these scars are
fine
OPCM : 25+3
UROKI : 10+2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 12
SPRAWNOŚĆ : 14
Genetyka : Czarownica
Kuchnia - Page 16 7sLa9Lq
Sojusznik Zakonu Feniksa
Sojusznik Zakonu Feniksa
https://www.morsmordre.net/t5414-jackie-rineheart#122455 https://www.morsmordre.net/t5418-kluska-jackie https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f205-opoka-przy-rzece-wye-walia https://www.morsmordre.net/t5423-skrytka-bankowa-nr-1349 https://www.morsmordre.net/t5424-jackie-rineheart
Re: Kuchnia [odnośnik]02.12.18 17:28
Nie uciekała od takich rozmów, chociaż nie należały one do najprzyjemniejszych. Zdawała sobie też sprawę z tego, że prawdopodobnie ilość śmierci na którą będzie musiała patrzeć wzrośnie wraz z nowym zawodem. Ale podjęła tę decyzję świadomie, może wcześniej zwyczajnie popełniła błąd, a może wszystko miało ją właśnie doprowadzić do tego konkretnego miejsca. Nie wiedziała, zamierzała jednak dać z siebie wszystko co tylko mogła - zwłaszcza jeśli to mogło pomóc im dalej w walce.
Składały stół a jednak całość zdarzenia zdawała się o wiele poważniejsza, chyba przez rozmowę, która się właśnie przy nim toczyła.
Jackie zdawała się dokładnie pamiętać każdą parę oczu. A ona? Też je pamiętała, ale mocniej zdawała się pamiętać historię, które towarzyszyły jedynie nielicznym. Pamiętała o Albie, ratowniczce, która prosiła ją o nie podane porcji eliksiru. Pamiętała o Albie, która tęskniła za swoim mężem. Widziała jak życie z niej uchodzi, jak oddech staje całkowicie a na ustach migocze lekki uśmiech, gdy wiedziała, że już za kilka chwil spotka się z własnym mężem.
- To dziwne, Jackie. Z jednej strony świadomość, że śmierć jest naturalną koleją rzeczy. Z drugiej zaś zdaje się zaskakiwać za każdym razem. - odpowiedziała przyjaciółce stając na nogach i łapiąc za końcówki stołu. Podniosły go i ustawiły. Tonks uniosła dłonie i ułożyła je na biodrach. Dobrze, to miejsce zaczynało na powrót wyglądać odpowiednio, dokładnie tak, jak powinno.
- Marnowanie energii na wojny między sobą zdają mi się… mało efektywne i bez sensu. Nie zamierzam się temu poddawać, Jackie. - zawyrokowała, może odrobinę naiwnie. Ale obie wiedziały, że istnieją ważniejsze sprawy, niż to, kto będzie najlepszy podczas stażu. Zamierzała dać z siebie wszystko, dwieście procent, by zdać egzamin końcowy i tyle, a może aż tyle.
- Randal Lupin. - zmarszczyła nos jakby jednocześnie się irytując i zastanawiając. - Nie umiem go przejrzeć do końca. Zdaje się, że trochę się przyczepił. - zaśmiała się trochę sfrustrowana i skonfundowana. Głównie tym, że nie potrafiła całkowicie odgadnąć jego zamiarów. Czego chciał? O co mu chodziło? Nadal nie wiedziała. Była jednak pewna, że jego beztroska twarz była maską, za którą skrywał rzeczy o których nie mówił.



The Devil whispered in my ear, you are not strong enough to withstand the Storm. Today I whispered in the Devil's ear,
I am the Storm.
Justine Tonks
Justine Tonks
Zawód : auror, rebeliant
Wiek : 29
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Panna
The gods will always smile on brave women.
Like the valkyries, those furies who men fear and desire.
OPCM : 58 +2
UROKI : 36 +6
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 7 +3
TRANSMUTACJA : 6
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 15
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Metamorfomag
Kuchnia - Page 16 1
Zakon Feniksa
Zakon Feniksa
https://www.morsmordre.net/t3583-justine-just-tonks https://www.morsmordre.net/t3653-baron#66389 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f437-lancashire-forest-of-bowland-stocks-reservoir-gajowka https://www.morsmordre.net/t4284-skrytka-bankowa-nr-914#89080 https://www.morsmordre.net/t3701p15-just-tonks
Re: Kuchnia [odnośnik]25.12.18 23:23
Nie pytała ją o motywacje, choć może powinna. Powinna zapytać, co tak naprawdę skłoniło ją do wzięcia udziału w kursie, a wcześniej – do przejścia przez wyboistą drogę nauki i praktyki, którą musiała podjąć, żeby w ogóle jakimś cudem dotrzeć do egzaminu wstępnego. Wątpiła, żeby chciała komuś zaimponować, ba, była tego pewna. Na pewno nie o to chodziło samej Justine – ewentualnie może chciała zaimponować tylko samej sobie, udowodnić, że potrafi, że jest w stanie przejść przez granice, które stawiał jej świat duszący się pod szczelną okrywą anomalii i nadchodzącej wojny. Kiedy patrzyła na nią, jednocześnie pytania cisnęły jej się na usta i język je z nich zmywał. Po co ci to, Just? Po co ci praca zagrażająca życiu, kiedy miałaś tak dobrze płatne zajęcie? Ratowałaś czarodziejów i czarownice z uścisku śmierci, po co ci to?
Pokręciła tylko głową, mówiąc sobie, że to jej sprawa i rozgrzebywanie tego to nie problem Jackie – stało się, Tonks zmieniła swoją życiową drogę. Jedyne, co mogła zrobić, to zaakceptować to i wspierać ją, jak tylko mogła. Złość przemijała, po rozmowie z przyszłą aurorką Rineheart stwierdziła, że w rzeczywistości nie było o co się złościć. Westchnęła tylko, patrząc na to, co udało im się zrobić. Miejsc wyglądało lepiej – nie o wiele, Zakon miał jeszcze trochę roboty. Najważniejsze, że Chata już stała, zawalczyli o to wspólnymi siłami. Mimowolnie zerknęła w stronę sufitu, ale jej oczy niemal przejrzały przez niego, wyobraźnia zrobiła resztę. Ojciec i Brendan pracujący nad stropem. Uśmiechnęła się w duchu.
Jest naturalną koleją rzeczy, kiedy zbliżamy się do sędziwego wieku. Kiedy dotyka żywych, młodych, wtedy nas zaskakuje i buntujemy się przeciwko niej – przypomniała sobie o książce, wiedziała, gdzie ją odłożyła. Stała na regale w salonie, czytała świstek w starym fotelu, tuż pod lampą. Dostała to chyba jako prezent na urodziny. A może na święta. – Buntuj się, buntuj, gdy światło się mroczy.
Uwielbiała ten wiersz. Jak bardzo nie znała się na literaturze, to ten fragment potrafiła docenić i to bardzo. Wpasowywał się w ich czasy niemal idealnie, jak ostatni kawałek układanki.
Popatrzyła na Tonks. Miała rację. Ale Jackie niezwykle ciężko było przyznać się do błędu. Skinęła tylko głową, jakby bezosobowo. Zgadzała się z nią, ale dla niej łatwiej było powiedzieć, niż zrobić.
To czasami nieuniknione – powiedziała tylko, zaczesując do tyłu włosy, które wypadły z związanej kitki. – To chyba syn starszego Lupina, którego zna mój ojciec. Też u nas pracuje. Zdaje się, że to rodzinny biznesnie tylko u nich. Komplet stał, pozostałe meble mogliby ułożyć innym razem. – Chodźmy na kremowe piwo, co? Pogadamy o nim. Bo zdaje się, że jest do ciebie całkiem podobny. Do ciebie z czasów Hogwartu.
Uśmiechnęła się kątem ust. Na kilka chwil zapomniała, że wokół nich walił się świat.
Najprawdopodobniej niepotrzebnie.

| zt x2 :pwease:



pora, żebyś ty powstał i biegł, chociaż ty nie wiesz,
gdzie jest cel i brzeg,
ty widzisz tylko, że
ogień świat pali
Jackie Rineheart
Jackie Rineheart
Zawód : auror
Wiek : 27
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
only now do i see the big picture
but i swear that
these scars are
fine
OPCM : 25+3
UROKI : 10+2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 12
SPRAWNOŚĆ : 14
Genetyka : Czarownica
Kuchnia - Page 16 7sLa9Lq
Sojusznik Zakonu Feniksa
Sojusznik Zakonu Feniksa
https://www.morsmordre.net/t5414-jackie-rineheart#122455 https://www.morsmordre.net/t5418-kluska-jackie https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f205-opoka-przy-rzece-wye-walia https://www.morsmordre.net/t5423-skrytka-bankowa-nr-1349 https://www.morsmordre.net/t5424-jackie-rineheart
Re: Kuchnia [odnośnik]02.04.19 18:39
5-10 listopad, wzmocnienie różdżki

Stara chata zadrżała w posadach, gdy niebo przeszyła plątanina licznych błyskawic, a ich potężny huk sprawił, że i Maxine podskoczyła w miejscu. Niemal wypuściła z rąk wazon trzymany w rękach. Nie zapomniała o obietnicy, jaką złożyła podczas wrześniowego spotkania Zakonu Feniksa w Gospodzie pod Świńskim Łbem, wciąż miała z tyłu głowy plany na ścianę pamięci o tych, którzy już polegli, bądź zaginęli; tyle się jednak działo, że wciąż i wciąż odkładała to na później, czasami praca, a niekiedy i obowiązki ciążące na jej barkach jako Zakonniczce krzyżowały jej plany. Po wyjątkowo krótkim spotkaniu piątego listopada, podczas którego przekazano im głównie polecenia i rozdzielono zadania, obiecała sobie, że dokończy to, czego się podjęła. Opuściwszy Gospodę pod Świńskim Łbem zahaczyła o kilka sklepów na ulicy głównej Hogsmeade i nim zapadł zmierzch dotarła do starej chaty; sama nadal nazywała ją starą, choć pomagała ją odbudowywać po pierwszomajowym wybuchu i teraz budynek pachniał wręcz świeżością i nowością.
Porządkowała kredens w salonie, nad którym chciała zawiesić zdjęcia, gdy usłyszała kroki; nie spodziewała się tu nikogo o tak późnej porze i jakie było jej zdziwienie, kiedy zamiast innego członka Zakonu Feniksa ujrzała jego przywódcę - drobną kobietę, na której twarzy czas mocno odcisnął już swoje piętno, autorkę szkolnych podręczników, nad którymi wylewała gorzkie łzy pisząc wypracowania o buntach goblinów i polowaniach na czarownice - profesor Bathildę Bagshot. Staruszka wyglądała jednak dużo gorzej, niż zapamiętała to z okładek książek i zdjęć w gazetach. Wyglądała na chorą, lecz mimo to uśmiechnęła się do Desmond przyjaźnie i zagaiła rozmowę. Harpia nie spodziewała się spotkać u samej pani profesor, nigdy wcześniej jej nie widziała, nie była ani Gwardzistką, ani członkiem jednostki badawczej, jednakże staruszka znała jej nazwisko. Maxine wyjaśniła czym się teraz zajmuje, że pracuje nad ścianą pamięci, co spotkało się z jej aprobatą; sama nie wiedziała kiedy ich rozmowa zeszła na temat anomalii, ich napraw. Opowiedziała staruszce o potyczce, która miała miejsce w październiku, przy sklepie z kociołkami; tyle szczęścia, że mogła pochwalić się sukcesem w starciu z samym ogniskiem niestabilnej energii, zarówno tam, jak i w lalkarni. Przypomniawszy sobie wieści przekazane przez jednostkę badawczą podczas wrześniowego spotkania zaczęła dopytywać o wzmocnienie różdżki, które podobno było możliwe.
Już wtedy ją to zaciekawiło; jeśli nie mogli wyciszyć całkowicie tych miejsc, powinni byli spróbować przekuć to uśpienie na swoją korzyść. Maxine nie była numerologiem, niewielkie miała pojęcie o prawach magii - czy też w przypadku anomalii raczej ich braku - dlatego nie do końca rozumiała co miałaby uczynić, aby swoją różdżkę z czerwonego dębu wzmocnić. Nie miała też śmiałości, aby wychodzić przed szereg. Wśród członków Zakonu Feniksa byli dużo bardziej zasłużeni, niż ona, czuła, że mieli pierwszeństwo; ich jednostka badawcza stopniała, mieli ręce pełne roboty. Maxine martwiło zniknięcie Margaux, która wcieliła ją do Zakonu; najpewniej zwróciłaby się wówczas do niej.
Nie spodziewała się, że pomoc nadejdzie ze strony samej pani profesor. Desmond poczuła się tym zaszczycona i w pierwszej chwili nie wiedziała co odpowiedzieć; druga taka szansa mogła się jednak nie powtórzyć, dlatego wylewnie zaczęła staruszce dziękować - choć jeszcze nie było za co. Pani Profesor zaczekała, aż skończy przygotowywać miejsce na ścianę pamięci i udały się do miejsc w Londynie, w których Maxine zdołała okiełznać niestabilną magię. Desmond czuła się skrępowana obecnością staruszki, będącej tak ważną i niesamowitą postacią, zarówno w świecie nauki, jak i dla nich - członków Zakonu Fnikesa - a jednocześnie niesamowicie dumna, mogąc spędzić z nią kilka chwil. Towarzyszyła staruszce cały czas, z uniesioną różdżką, trzymała ją w pogotowiu i rozglądała się czujnie po okolicy, gdy odwiedziły sklep z kociołkami.
Maxine i Jessie udało się wyciszyć tu magię, wciąż pozostawał jednak zamknięty; o tak późnej porze nikt nie kręcił się już w okolicy, były bezpieczne. Szukająca, na polecenie staruszki, wykonała kilka krótkich ruchów różdżką, starając się bardzo delikatnie przebudzić białą magię. Zafascynowana obserwowała jak Bathilda Bagshot wskazuje dłonią na lśniący pył, osiadły na meblach, na ścianach, na kociołkach, właściwie... był wszędzie. Pani profesor wytłumaczyła Maxine, że to esencja jej własnej magii; nie mogła powiedzieć, by w pełni to zrozumiała, nie była ścisłym umysłem, słuchała jednak z uwagą, chciała dowiedzieć się jak najwięcej. Staruszka zebrała pył do fiolek, mówiąc, że trzeba będzie dokładnie przebadać tę próbkę i wydobyć z niej te części, które będą mieć największy magiczny potencjał; zapytała także, czy w Londynie było inne miejsce, gdzie Maxine udało się naprawić anomalię.
Blondynka przytaknęła. Opowiedziała pani profesor o zaułku na ulicy Pokątnej, gdzie szalał czarnomagiczny ogień oraz lalkarni na obrzeżach Londynu; bliżej im było do centrum ich magicznego świata. Podążając w stronę zaułka nie spotkały żywej duszy; w obecnych czasach, po zmroku, mało kto decydował się wychodzić na ulicę. Od dawna nigdzie nie było już bezpiecznie. W zaułku powtórzyły cały proces. Maxine miała rozbudzić delikatnie anomalię swoją mocą, a profesor Bagshot kontynuowała zbieranie materiału do badań nad różdżką wykonaną z czerwonego dębu. Zapytała wówczas Maxine o rdzeń. To krew reema, odpowiedziała szukająca; dowiedziała się wówczas, że w tym pyle powinny więc tkwić maleńkie drobiny tej krwi. Desmond trudno było to sobie zwizualizować, choć próbowała to ogarnąć swoim umysłem całą drogę do lalkarni. Przyglądając się tej substancji, przywodzącej na myśl pył, wyjątkowo lekkiej i mieniącej się w blasku Lumos, zastanawiała się - czy naprawdę tkwią tam maleńkie drobiny krwi reema? Tego samego reema, którego jucha posłużyła Ollivanderom w tworzeniu jej różdżki? Po zebraniu materiału z trzeciego miejsca pani profesor powiedziała, że musi już wracać; była już późna noc i nie miała sił, aby udać się do Somerset, to była podróż zbyt daleka. Potrzebowała odpocząć i Desmond absolutnie to rozumiała.
Rozstając się ze staruszką nie potrafiła ująć w słowa jak bardzo była jej wdzięczna za pomoc; miały spotkać się za dwa dni w rezerwacie znikaczy, gdzie Maxine udało się poskromić magię - to była dla niej pierwsza naprawiona anomalia. Towarzyszyła wówczas Brendanowi Weasley, o wiele bardziej doświadczonemu aurorowi, dzięki któremu pojęła tę procedurę i mnóstwo się nauczyła; później było jej już o wiele prościej. Czekała na panią profesor przy bramach rezerwatu, chroniąc się pod szerokim parasolem w tę paskudną pogodę. Nieustannie lejący z nieba deszcz utrudniał im cały proces; Maxine musiała w lewej ręce trzymać parasol tak, aby profesor Bagshot mogła zebrać magiczny materiał, a w prawej różdżkę, na wypadek, gdyby ktoś kręcił się w pobliżu. Nie wybaczyłaby sobie, jeśli w jej towarzystwie staruszce coś by się stało - wyglądała na tak słabą i chorą, że zaczynała mieć wątpliwości, czy zdołałaby się obronić. Maxine nie miała jednak śmiałości, by zapytać o powody. Mogła jedynie podać staruszce ramię, by wsparła się na nim, pomóc jej iść i pytać, czy mogłaby coś dla niej zrobić.
Miała - filiżankę herbaty, gdy spotkają się za kilka dni w starej chacie, aby mogła oddać różdżkę. Ale oddać... na długo?, wyrwało się z ust Maxine. Nie spodziewała się podobnego obrotu sytuacji. Jak miała poradzić sobie bez różdżki? To przecież przedłużenie ręki czarodzieja. Profesor Bagshot poinformowała ją jednak, że innego wyjścia po prostu nie ma, że cała procedura zajmie kilka dni; Desmond natychmiast zrobiło się głupio i potulnie pokiwała głową, prosząc o kilka dni, by się do tego przygotować - musiała przeorganizować swój czas tak, aby różdżka nie była jej potrzebna. Nie chciała nadużywać cierpliwości staruszki, nie dręczyła ją wiec pytaniami, czy to będzie naprawdę konieczne. W okolicach ósmego listopada pojawiła się w starej chacie, by pozostawić różdżkę w dłoniach czarownicy; wychodząc czuła się tak, jakby zostawiła tam część samej siebie.
To było zaledwie kilka dni, dłużyły się jednak Maxine niemiłosiernie, nie wiedziała co ze sobą począć; nie mogła nawet ćwiczyć gry w quidditcha, wichura bowiem nie słabła ani na chwilę, wprost przeciwnie, z każdym dniem nabierała na sile. Kiedy sowa przyniosła list z kilkoma słowami nakreślonymi przez panią profesor, nie posiadała się z radości, choć wiedziała, że to jeszcze nie koniec - udała się do starej chaty od razu, gdzie ponownie spotkała się z Batildą Bagshot.
Z ogromną ulgą wzięła do ręki różdżkę, jednakże nie poczuła znajomego ciepła w palcach. Natychmiast podzieliła się tą uwagą z badaczką historii magii, która wcześniej już uprzedziła Maxine, aby opowiedziała jej o wszystkim, co wyda się jej dziwne; procedury wzmacniania różdżki esencją z anomalii nie opisywała żadna książka, żadne naukowe dzieło, to było absolutnie nowe i wszyscy uczyli się tego metodą prób i błędów. Maxine próbowała rzucić zaklęcie, jednakże bez powodzenia. Powtórzyła to kilkukrotnie, używała słabych zaklęć, a mimo to nie materializowały się wiązki zaklęć. Oddała pani profesor różdżkę. Staruszka przebadała ją jeszcze raz, zajrzała do swoich notatek, porównała to z opowieściami Maxine o przebytych chorobach i doznanych urazach; zawyrokowała w końcu, że wtłoczonego do różdżki z czerwonego dębu materiału jest zbyt niewiele. Obiecała, że zajmie się tym do końca dnia - i zamknęła się w pokoju na piętrze starej chaty.
Maxine, nie wiedząc co ze sobą począć, pracowała nadal nad ścianą pamięci; wieszała tam zdjęcia - które otrzymała od innych członków Zakonu Feniksa - i podpisywała je. Czekała na panią profesor z niecierpliwością.
Ujrzała wątłą, chorowitą postać staruszki dopiero późnym wieczorem; oddała Maxine różdżkę i dopiero wtedy poczuła znajomy, ciepły dreszcz. Spróbowała rzucić kilka zaklęć, tym razem magia usłuchała jej w pełni. Zaczęła od najprostszych. Nie chciała ryzykować wybuchem, bądź przyciągnięciem anomalii; wyszła na zewnątrz, pod zadaszoną werandę, aby przećwiczyć kilka trudniejszych. Magia okazała się posłuszna, różdżka współpracowała z Desmond lepiej niż kiedykolwiek, a ona sama czuła, że jej moc była wzmocniona. Wszystkimi spostrzeżeniami podzieliła się ze staruszką - a ona oznajmiła, że procedura dobiegła końca. Większa ilość materiału w różdżce Maxine mogłaby okazać się dla niej samej niebezpieczna.
Desmond nie wiedziała jak jej dziękować. Zarówno za wzmocnienie różdżki, poświęcony czas, jak i... za wszystko. Ale pani profesor zdawała się to wyczuwać. Kiwała jedynie głową z dobrotliwym uśmiechem na ustach.
Opuściła starą chatę późnym wieczorem; nie chciała zajmować Batildzie Bagshot więcej czasu, niż powinna.

| zt



That girl with pearls in her hair
is she real or just made of air?

Maxine Desmond
Maxine Desmond
Zawód : Szukająca Harpii z Holyhead
Wiek : 25 lat
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Panna

she's mad, but she's magic
there's no lie
in her fire

OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
mad max
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t5560-maxine-desmond https://www.morsmordre.net/t5599-leopoldina#130569 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f103-swansea-st-helen-avenue-7 https://www.morsmordre.net/t5601-skrytka-bankowa-nr-1376#130573 https://www.morsmordre.net/t5600-maxine-desmond#130571
Re: Kuchnia [odnośnik]31.07.19 23:46
29. grudnia
Zakon wciąż pozostawał dla Ollivandera sporą zagadką. Mimo ogólnego pojęcia o strukturze organizacji - wiedział o istnieniu Gwardii oraz jednostki badawczej, znał ich role oraz, pobieżnie, wymagania - wiele spraw nie kleiło się ze sobą, nawiązując do przeszłych działań. Obserwował rozwijającą się wojnę z nieco innej perspektywy niż Zakonnicy, śledząc tylko ogólnodostępne informacje, czasami łapiąc pomniejsze informacje na własną rękę, lecz trudno było zweryfikować, na ile są prawdziwe. Jedno spotkanie wystarczyło, by rzucić na intrygi i komplikacje wiele światła, lecz przyniosło tyle samo niewiadomych i pytań. Potrzebował czasu, by odnaleźć się wśród grupy i zrozumieć sposób jej działania, poniekąd jeszcze przetrawiając wydarzenia sprzed kilku dni. Wyprawa do Zakazanego Lasu z pewnością zapadała w pamięć, zaczynając na samym portalu - naprawdę robiącym wrażenie! - przez bardziej i mniej znajome twarze, znikające w jasnym świetle przejścia, pozostawiające po sobie lęk i napięcie, prowadzące do wydłużającego się niemiłosiernie oczekiwania, kończąc na wyjątkowym deszczu pełnym mieniących się kryształów wypełnionych białą magią oraz na miejscu, które kryło się tyle lat pod Azkabanem. Za nic nie przypominało upiornego więzienia, pełnego dementorów i czarnoksiężników. W umyśle Ulyssesa kłębiło się wiele przemyśleń, lecz od zakończenia anomalii minęło zbyt mało czasu, by zdołał je uporządkować. Jednego był pewien - gdy Frederick zdecydował się opowiedzieć mu o Zakonie Feniksa, nie miał pojęcia, że tak wiele udało im się zrobić w kwestii pozbycia się problemu anomalii. Tym bardziej nie podejrzewał, że cała sytuacja wyszła niejako z rąk Gwardzistów - pytanie, czy rzeczywiście nie było innego wyjścia, czy po czasie Bathilda próbowała zatuszować złą decyzję. Nie próbował jednak wnikać, skupiając się na tym, co istotne - między innymi na sprawie wzmacniania różdżek, której szczegóły miała przedstawić mu panna Poppy. Był niezmiernie ciekaw, w jaki sposób członkowie jednostki badawczej opracowali proces. Pojawił się w okolicach starej chaty i tam też spotkał się z uzdrowicielką. Pogoda stabilizowała się powoli po paromiesięcznych przejściach, dając im wreszcie trochę wytchnienia, choć mimo wszystko zapowiadało się na srogą zimę.
- Dzień dobry, panno Pomfrey - przywitał się uprzejmie, lekkim, eleganckim skinieniem głowy. Wiedział, z jakim oddaniem ruszyła na pomoc rannym. - Mam nadzieję, że czuje się panna dobrze i zdołała choć trochę odpocząć po leczeniu rannych - nie byłby zaskoczony, gdyby było inaczej. Zdążył już zauważyć, jak bardzo oddani sprawie byli Zakonnicy.


psithurism (n.)
the sound of rustling leaves or wind in the trees
Ulysses Ollivander
Ulysses Ollivander
Zawód : mistrz różdżkarstwa, numerolog, nestor
Wiek : 34
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty

and somehow
the solitude just found me there

OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Kuchnia - Page 16 Ez2Nklo
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t4176-ulysses-francis-ollivander https://www.morsmordre.net/t4228-nebula#86429 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f240-lancashire-lancaster-castle https://www.morsmordre.net/t4227-skrytka-bankowa-nr-1059#86421 https://www.morsmordre.net/t4229-ulysses-francis-ollivander#86432
Re: Kuchnia [odnośnik]06.10.19 21:13
Myśli Poppy wciąż krążyły wokół Zakonu Feniksa. Ostatniego spotkania, nocy spędzonej w Zakazanym Lesie, profesor Bagshot i Azkabanie. Nie mogłaby zapomnieć o jednym z ostatnich poleceń jakie wydała jej ta mądra staruszka, o której los zamartwiała się nieustannie od wczorajszej nocy. Bathilda nakazała jej powierzenie sekretu wzmocnienia różdżki lordowi Ollivander, twórcy różdżek z dziada pradziada, nikt tyle o różdżkach nie wiedział, co jego rodzina. A jednak im, jednostce badawczej, udało się dokonać czegoś, o czym Ollivanderowie nie mieli zielonego pojęcia - jeszcze. Poppy pojawiła się więc w starej chacie o czasie, dotarła w jej okolice Błędnym Rycerzem, resztę drogi pokonała pieszo. W holu zostawiła swój płaszcz, czapkę i szalik, a słysząc cudze kroki instynktownie skierowała się do kuchni.
- Dzień dobry, lordzie Ollivander - odpowiedziała czarodziejowi grzecznie; pewnie przywykł do lekkiego skłonu szlachetnie urodzonych dam, doskonale wiedzących kiedy powinny były elegancko dygnąć, ale pannie Pomfrey dworskie zawiłości były obce. Miała dobre paniery, dobrze ją wychowano, ale wciąż pozostawała jedynie prostą dziewczyną z małej, nadmorskiej wioski w Blackpool. - Tak, czuję się dobrze - wymamrotała pod nosem, nie spoglądając w stronę mężczyzny, skłamała, to oczywiste, beznadziejną była kłamczuchą. Zmęczenie odbiło się mocno na jej poszarzałej twarzy cieniami pod zaczerwienionymi, wciąż wilgotnymi oczyma, przygarbionej sylwetce, wolniejszych, ociężałych ruchach. Nie zmrużyła oka od dwóch dni tak po prawdzie, ale czuła, że nie miała prawa do narzekania. To nie ona wyruszyła do Azkabanu, aby stawić czoło anomaliom. To nie ona zmierzyła się z wszystkimi tymi okropieństwami, które zgotowała im broniąca się anomalia-matka. Żalenie się lordowi Ollivanderowi uznawała za niegrzeczne i nie na miejscu w tej chwili.
- Ma pan ochotę na filiżankę herbaty? - spytała, zanim jeszcze przeszli do rzeczy. Pogoda się poprawiła, to prawda, czarnomagiczna burza ustała i wreszcie, po dwóch miesiącach, wyjrzało słońce, ale wciąż mieli grudzień, na ziemi leżał śnieg, a temperatura nie podniosła się ponad poziom zera. Podróżując tu wymarzła. Musiała zresztą zająć czymś dłonie, bo drżały nieustannie. - Z cytryną na przykład? Dobrze robi w taką pogodę - dodała, przechodząc do kredensu, z którego wyciągnęła dwie białe filiżanki; zaraz po tym znalazła czajnik i herbatę, a wodę zaklęciem doprowadziła do wrzenia. Zalała herbatę w dzbaneczku i położyła wszystko na stole. Dopiero wtedy pomyślała, że mogła przynieść do niej maślane, kruche ciasteczka, ale zupełnie nie przeszło jej to przez myśl. W tej chwili nie miała do tego głowy. Cały czas dręczyło ją zniknięcie profesor Bagshot.
- Czy pani profesor się z panem kontaktowała? - spytała Poppy, skupiając na Ulyssesie pełne nadziei spojrzenie. Musiała o to zapytać dla spokoju swojego ducha, choć podejrzewała, że otrzyma odpowiedź przeczącą.
Poppy Pomfrey
Poppy Pomfrey
Zawód : pielęgniarka w Hogwarcie
Wiek : 25 lat
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
nie prze­czu­łam w głę­bi snu,
że je­że­li gdzieś jest pie­kło,

to tu

OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
 Rozważna i romantyczna
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t4756-poppy-pomfrey#101735 https://www.morsmordre.net/t4768-listy-do-poppy#102037 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f322-woodbourne-avenue-13-7 https://www.morsmordre.net/t4787-skrytka-bankowa-nr-1224#102337 https://www.morsmordre.net/t4784-poppy-pomfrey#102285
Re: Kuchnia [odnośnik]20.10.19 21:54
Po tak silnej dawce faktów, domysłów, raportów oraz planów, również Ulyssesowi trudno było odgonić myśli od Zakonu Feniksa i choć mógł sobie z tym małym natręctwem poradzić w mgnieniu oka - nie próbował. Pozwalał wnioskom na swobodne formowanie, powoli łączył ze sobą kolejne punkty, cierpliwie odkładał na bok to, czego zrozumieć nie potrafił, bądź nie chciał. Nad wszelkie inne sprawy, raz po raz wypływała Oaza oraz niesamowity deszcz; przyglądał się kryształom w zaciszu własnych komnat, prędko stwierdzając, że numerologiczne rozpiski wcale nie są potrzebne do rozpracowania ich, poznania specyficznych właściwości - zwłaszcza znając podłoże ich wystąpienia. Wystarczyło przyjrzeć się każdemu z osobna, zrozumienie przychodziło instynktownie, poprzez niezbyt wymagającą obserwację, a różnorodność okazywała się niesamowita. To właśnie nad tym rozmyślał - próbując zgadnąć, gdzie sięgały granice białej magii zamkniętej w błyszczących otoczkach - gdy panna Pomfrey przybyła na miejsce. Przywykł do całego wachlarza powitań, czasem miewając wrażenie, że nic nie jest w stanie wprawić go w zaskoczenie; Ollivander nie zadawał się wyłącznie z arystokracją, całe życie obracał się pośród czarodziejów o różnym rodowodzie. Na brak eleganckiego skłonu nie zwrócił nawet uwagi - bardziej zdumiałaby go niefortunna i niezgrabna próba uskutecznienia dygnięcia niż całkowite zaniechanie tego drobnego gestu.
Oczywiste kłamstwo zbył milczeniem, nie przywiązując zbyt wiele wagi do wymienionych zdań, mając je za zwykłe uprzejmości na wstępie, choć wyraźnie widział zmęczenie kobiety - dobrał swoje słowa niezbyt fortunnie, zbyt szybko. Nieczęsto mu się to zdarzało.
- Proszę się nie... - zaczął, początkowo chcąc odmówić i zaoszczędzić pannie Pomfrey dodatkowego trudu, ale spojrzenie padło na wyciągnięte filiżanki - wraz z nietypową propozycją przesądziły o zmianie zdania, skoro tak czy siak Zakonniczka zamierzała wszystko przygotować. - Z cytryną? - nie krył zaskoczenia, jeszcze się z tym nie spotkał. - Zwykła czarna herbata będzie w porządku, dziękuję - stwierdził szybko, nie wnikając w specyficzne połączenie. Niespiesznie przełożył na blat stołu pergamin, dwa pióra i atrament, by zająć czymś ręce. Dopiero teraz miał okazję rozejrzeć się po pomieszczeniu - wzrok zatrzymał się chwilę na kolorowych szkiełkach i podążył za mknącą po blacie wiewiórką, przypominającą patronusa, która po trzykrotnym okrążeniu czajnika uciekła na karnisz, wspinając się po firance - tam jednak spojrzenie różdżkarza nie dotarło, pozostając przy pielęgniarce, teraz pytającej o profesor Bagshot. Podejrzewał, że jako całkiem świeży nabytek w Zakonie Feniksa, byłby jedną z ostatnich osób, do których Bathilda odzywała się po niespodziewanym zniknięciu w Zakazanym Lesie. Pokręcił przecząco głową, odpowiadając kobiecie spokojnym spojrzeniem. - Niestety - uzupełnił krótko. Choć nic nie dał po sobie poznać, zaskoczyła go - nie miał pojęcia o braku kontaktu ze strony przewodniczki organizacji. Zawahał się przed sobą, lecz postanowił nie pytać, nie chcąc dokładać pannie Pomfrey trosk i przedłużać rozmyślań. Nikomu ich nie brakowało. Zrezygnował też ze słów pocieszenia - skoro nikt nie wiedział, co się ze staruszką działo, albo zwyczajnie się tą wiedzą nie dzielił, należało brać pod uwagę każdą możliwość. Posłał kobiecie lekko pokrzepiający uśmiech, lecz to w oczach odbijał się główny przekaz - przykro mi. Uprzejmie odsunął krzesło przed kobietą, swoje miejsce zajmując dopiero wtedy, gdy usiadła. Znał tylko jeden skuteczny sposób, poza opanowaną już oklumencją, na odgonienie natrętnych myśli - pracę. Podejrzewał, że obydwoje czerpią z tego wyjścia garściami.
- Nie chcę zajmować pannie zbyt wiele czasu - warto poświęcić go na solidny odpoczynek - przemknęło mu przez myśl, lecz nie werbalizował jej, mając nadzieję, że po spotkaniu Poppy znajdzie na to czas, mimo że sam doskonale znał ten stan. - Żeby usprawnić proces wzmacniania różdżek, muszę go poznać. Zechciałaby mi panna opowiedzieć, w jaki sposób został wypracowany? - zapytał spokojnie, pozwalając jej zacząć od tego, co uzna za słuszne, zamiast od razu zasypywać pytaniami.


psithurism (n.)
the sound of rustling leaves or wind in the trees
Ulysses Ollivander
Ulysses Ollivander
Zawód : mistrz różdżkarstwa, numerolog, nestor
Wiek : 34
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty

and somehow
the solitude just found me there

OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Kuchnia - Page 16 Ez2Nklo
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t4176-ulysses-francis-ollivander https://www.morsmordre.net/t4228-nebula#86429 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f240-lancashire-lancaster-castle https://www.morsmordre.net/t4227-skrytka-bankowa-nr-1059#86421 https://www.morsmordre.net/t4229-ulysses-francis-ollivander#86432
Re: Kuchnia [odnośnik]10.11.19 12:23
Na jego słowa odpowiedziała potrząśnieciem głowy. To żaden kłopot, mówiła niewerbalnie kobieca mina, gdy wyciągała z kredensu filiżanki. Nie dość, że na zewnątrz ziąb i mróz, to potrzebowała zająć czymś dłonie. Ze zdenerwowania drżały delikatnie, stresowała ją niewiedza i bezsilność w której trwała od wczorajszej nocy. Sukces misji Zakonu Feniksa przyniósł ogromną ulgę, ale stracili Herewarda - i zniknęła profesor Bagshot. Żal po stracie tak utalentowanego czarodzieja i cennego Gwardzisty, niepokój o ich przewodniczkę nie pozwalał Poppy w pełni cieszyć się tym sukcesem. Okupiony był zbyt gęsto krwią. To koniecznie, rozumiała to, ale to bynajmniej nie znaczyło, że potrafiła przejść z tym do porządku dziennego jak gdyby nigdy nic.
- Jak pan sobie życzy. Mleka chyba nie ma... - odpowiedziała niemrawo uzdrowicielka, zerkając do spiżarni; nie odwiedzali starej chaty aż tak często, by była pełna, a mleko szybko kisło. Przynajmniej herbatę mieli dobrą, Poppy osobiście o to dbała, nawet lord nie powinien narzekać. Niewielkim nożykiem ukroiła plasterek cytryny, który wrzuciła do swojej filiżanki. Będzie musiała na nowo przywyknąć do tego, by wyręczać się czarami dla oszczędności czasu. Od maja unikała ich przy najprostszych czynnościach, by nie ryzykować przeinaczeniem zaklęcia na coś dużo gorszego przez anomalie.
Rzeczywiście, lord Ollivander, jako świeży nabytek w Zakonie Feniksa, zapewne nie byłby osobą, z którą profesor Bagshot skontaktowałaby się przed Gwardzistami, czy badaczką, ale i tak czuła potrzebę zadania tego pytania. Odpowiedzi Ulyssesa już nie skomentowała, kąciki ust opadły jej jedynie jeszcze niżej. Kiwnęła głową z wdzięcznością, gdy odsunął jej krzesło.
- Proszę się nie martwić, nie mam w najbliższym czasie dodatkowych zajęć, bo... - ... bo byłam przygotowana na to, by w razie potrzeby w pełni poświęcić się ratowaniu życia i zdrowia członków Zakonu, jeśli ucierpieliby by w Azkabanie bardziej i wymagałaby tego sytuacja. Poppy nie dokończyła myśli na głos. Lord Ollivander był bystrym człowiekiem, zapewne mógł się domyślić jak brzmiałyby kolejne słowa. - Och, o tym nie można opowiedzieć tak w kilku słowach... - zaczęła uzdrowicielka; nie potrafiła powstrzymać westchnięcia, gdy wróciła myślami do letnich dni, kiedy zniknął Piers i odnaleźli go w katedrze świętego Pawła w Londynie. - Zacznijmy od tego, czy zdradzono już panu procedurę naprawy miejsc skażonych przez anomalię i czy pan się podobnej próby okiełznania magii już podjął?
Mówiąc to sięgnęła po cukierniczkę i posłodziła jedną łyżeczką swoją herbatę, zamieszała w niej cichutko, po czym podniosła wzrok i skupiła go na twarzy lorda Ulyssesa. Jeśli udało mu się okiełznać magię, to taka wieść jeszcze do niej nie dotarła.
Poppy Pomfrey
Poppy Pomfrey
Zawód : pielęgniarka w Hogwarcie
Wiek : 25 lat
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
nie prze­czu­łam w głę­bi snu,
że je­że­li gdzieś jest pie­kło,

to tu

OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
 Rozważna i romantyczna
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t4756-poppy-pomfrey#101735 https://www.morsmordre.net/t4768-listy-do-poppy#102037 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f322-woodbourne-avenue-13-7 https://www.morsmordre.net/t4787-skrytka-bankowa-nr-1224#102337 https://www.morsmordre.net/t4784-poppy-pomfrey#102285
Re: Kuchnia [odnośnik]14.01.20 3:21
Nie czuł się swobodnie wśród Zakonników ani w samej kwaterze. Nie do tego stopnia, by ulegać widocznemu skrepowaniu albo niepewności, lecz wystarczająco, by odczuć lekką niezręczność, gdy Poppy krzątała się po kuchni. Nie dawał nic po sobie poznać - zresztą, panna Pomfrey wydawała się tak zatroskana, że z pewnością nie zwróciłaby na to uwagi, miała też ku owemu zatroskaniu powody. - Nie będzie potrzebne - odpowiedział prędko i pewnie, nie musząc wcale udawać - nie używał mleka do herbaty. Wkrótce jednak mogli skupić się na istotniejszych sprawach. Kiwnął powoli głową, nie porywając się na żadną odpowiedź ani nie zapewniając, że rozumie. Wiedział doskonale, że uzdrowiciele byli gotowi do pomocy po misji w Azkabanie, urwane zdanie uzupełniało się w myślach samo. Wciąż nie wspominał nic o konieczności odpoczynku, domyślając się, że może rzucać wiele podobnych słów na wiatr, nie miały się zdać na nic. Nie uciekał się też do pocieszania i wyrazów współczucia, za mało znając kobietę i jej powiązania z Herewardem, zaś Bagshot - na jej temat jeszcze nic nie wiedzieli. Nie należał do ludzi, powtarzających z uporem, że będzie dobrze. Nie mogli tego wiedzieć.
- Nie szkodzi. Poświęcę tyle czasu, ile będzie trzeba - zapewnił, nim odpowiedział na postawione pytanie, znikomym skinięciem głowy potwierdzając swój udział w naprawie anomalii. Poza tym - był dobrym słuchaczem, szybko łączył wątki, dobrze zapamiętywał szczegóły. - Tak. Z powodzeniem, ale tylko w jednym miejscu - złapał się na (wcale nie nowej) lakoniczności, nie chciał jednak zasypywać Poppy pytaniami i mącić, miała zapewne swoją kolejność zdarzeń i działań. O anomalii wspominał podczas zebrania przed wyprawą do Azkabanu, lecz podniosło się wtedy tyle głosów i wypłynęło tyle opowieści - trudno było je wszystkie spamiętać. Tym bardziej, gdy do skutku doszła sama wyprawa, angażująca rozmyślania niezależnie od tego, czy się w niej uczestniczyło, czy nie. - Z Frederickiem, w lokalu Wyniuchaj Troski na Pokątnej. Anomalia ujawniała się pod postacią ładunków elektrycznych - uzupełnił, zastanawiając się w milczeniu, czy charakter anomalii miał znaczenie na którymkolwiek etapie poza jej wyciszaniem.


psithurism (n.)
the sound of rustling leaves or wind in the trees
Ulysses Ollivander
Ulysses Ollivander
Zawód : mistrz różdżkarstwa, numerolog, nestor
Wiek : 34
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty

and somehow
the solitude just found me there

OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Kuchnia - Page 16 Ez2Nklo
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t4176-ulysses-francis-ollivander https://www.morsmordre.net/t4228-nebula#86429 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f240-lancashire-lancaster-castle https://www.morsmordre.net/t4227-skrytka-bankowa-nr-1059#86421 https://www.morsmordre.net/t4229-ulysses-francis-ollivander#86432
Re: Kuchnia [odnośnik]25.02.20 20:35
Był taki samotny, odkąd zabrakło jego pani. Jednego dnia była, a później już nie. Nie było już znajomych kolan, na które lubił wskakiwać i mruczeć, okazując swą miłość wiekowej staruszce, u której spędził całe swoje życie. Nie było już charakterystycznej obecności, zapachów i dźwięków kojarzących się tylko z nią. Jego koci świat nagle został okrojony, był wszak domowym kotem kanapowym, wiernym towarzyszem swojej jednej, wybranej czarownicy.
A teraz jej nie było i nie miał pojęcia, dokąd się udała i dlaczego go zostawiła samego tutaj, w tym obcym miejscu, gdzie przychodzili różni ludzie, ale żaden nie pachniał ani nie mówił jak ona, i żaden nie troszczył się o niego w podobnym stopniu. Tego nie robi się kotu, mógłby pomyśleć, gdyby był człowiekiem.
Był głodny, więc od niechcenia zaczął rozglądać się za jakąś myszą. Czymkolwiek, co mógłby zjeść. Nauczył się już, że te dziwne, przejrzyste stworzenia, które wypełniały chatę i czasem wynurzały się z jakiegoś kąta lub umykały przed nim nie były jadalne. Czasem z nudów gonił je i próbował trącać łapą, ale poza rozrywką nie mogły mu dać niczego. Na pewno nie mogły zaspokoić głodu. Ktoś czasem zostawiał mu jedzenie i wodę, ale rzadko kto miał czas, by poświęcić mu więcej uwagi. Nikt nie rozpieszczał go już tak, jak jego pani. Także teraz czuł, że w domu byli ludzie, ale nikt nie przyszedł się z nim przywitać ani go pogłaskać, nikt nie napełnił miseczki jedzeniem, wybawiając go od przykrej konieczności polowania.
Udało mu się w końcu złapać i znaleźć mysz, co nie szło mu tak sprawnie jak kotom które całe życie musiały samodzielnie polować i nie były przyzwyczajone do zawsze pełnej miski. On musiał przystosować się do nowej rzeczywistości zupełnie nagle. Prawdopodobnie wyglądało to dość pokracznie, ale mógł być z siebie bardzo dumny. Mysz może nie była tak smaczna jak jedzonko dawane mu przez ukochaną panią, ale coś jeść musiał. Choć najpierw, zanim ją zjadł, musiał rzecz jasna pochwalić się każdemu, kto mógł to zobaczyć, że owszem, potrafił sobie złapać jedzenie i wcale nie potrzebował ich łaski. Wcale! Wkroczył do kuchni, niosąc martwą mysz w pyszczku. Machnął puszystym ogonem, po czym zatrzymał się tuż obok stołu i spojrzał na rozmawiających ludzi, z których, ku jego rozczarowaniu, żadne nie było jego panią. Wypluł mysz na środku podłogi i miauknął, wyraźnie oczekując na aprobatę, pochwałę i może nawet pogłaskanie po głowie. Należało mu się, a co!


I show not your face but your heart's desire
Ain Eingarp
Ain Eingarp
Zawód : Wielość
Wiek : nieskończoność
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
I show not your face but your heart's desire.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Metamorfomag
Kuchnia - Page 16 3baJg9W
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f47-sowia-poczta https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/f55-mieszkania http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Kuchnia [odnośnik]26.02.20 14:22
Od słowa do słowa, od opowieści do opowieści, Poppy zdołała opowiedzieć Ollivanderowi całą historię oraz przedstawić sposoby, jakimi wypracowali procedurę wzmacniania różdżek Zakonników. Ich rozwiązania okazały się dosyć ciekawe, były też najprawdopodobniej najprostszym sposobem na dokonanie tego dzieła - Ulysses rozpisywał sobie wszystko, notując w zasadzie jedynie dla pewności, gdyż prędko okazało się, że wcale nie musiał. Pamiętał wszystko bardzo dobrze i już podczas wyjaśnień wyłapywał słabe punkty procesu, zaznaczając je w zapiskach podkreśleniem - musiał chwilę pogłowić się nad usprawnieniem, ale numerologia przychodziła w tej chwili z pomocą. Dopytywał pielęgniarkę o szczegóły, kiedy jakieś sformułowania wydawały się niejasne, chcąc mieć jak najszerszy pogląd - zajęło im to sporo czasu, a gdy uznał, że ma dość informacji, stwierdził, że nie ma sensu dłużej zatrzymywać kobiety. Pożegnał się z nią, życząc spokojnego dnia i został w chacie sam, pochylając się nad notatkami. Herbata wystygła już dawno, głód powoli ściskał żołądek, lecz uparł się na dokończenie pracy. Ze skupienia wyrwał go jednak głuchy dźwięk - nie zauważył zbliżającego się kota, dopiero upuszczona przez niego mysz zwróciła uwagę Ollivandera. Drgnął w miejscu, mimowolnie krzywiąc się na widok martwego zwierzęcia - ten widok nie przerażał go, ale zdecydowanie zaskoczył. Rozejrzał się niepewnie, zastanawiają się, czy ktoś jeszcze jest w chacie, ale przeszywająca cisza nie wskazywała na to. Biały kot wpatrywał się z niego wielkimi oczami i czy mu się tylko zdawało, czy promieniowała z niego najprawdziwsza duma? Mężczyzna uniósł brwi, nie ruszając się z miejsca, ale poznał jegomościa - był kotem Bathildy, kręcił się wokół niej na zebraniu, tuż przed wyprawą do Azkabanu. Donośne miauknięcie kompletnie wybiło różdżkarza z rytmu.
- Jesteś z siebie dumny? - zapytał, trochę nie wierząc, że odzywa się do kota. Przez myśl przeszło mu żeby zawołać pannę Pomfrey, ale przecież nie było jej tu już od jakiegoś czasu. Nie miał pojęcia, czym nakarmić kota - oraz czy jego jedzenie trzymano na miejscu. - Jeśli czegoś chcesz, musisz mi pokazać - burknął, nie zamierzając wstawać bez potrzeby - przeniósł spojrzenie na notatki, ponownie przykładając pióro do pergaminu.


psithurism (n.)
the sound of rustling leaves or wind in the trees
Ulysses Ollivander
Ulysses Ollivander
Zawód : mistrz różdżkarstwa, numerolog, nestor
Wiek : 34
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty

and somehow
the solitude just found me there

OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Kuchnia - Page 16 Ez2Nklo
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t4176-ulysses-francis-ollivander https://www.morsmordre.net/t4228-nebula#86429 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f240-lancashire-lancaster-castle https://www.morsmordre.net/t4227-skrytka-bankowa-nr-1059#86421 https://www.morsmordre.net/t4229-ulysses-francis-ollivander#86432

Strona 16 z 19 Previous  1 ... 9 ... 15, 16, 17, 18, 19  Next

Kuchnia
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach