Wydarzenia


Ekipa forum
Jadalnia
AutorWiadomość
Jadalnia [odnośnik]18.01.16 2:21
First topic message reminder :




Jadalnia
Sporych rozmiarów jadalnia z krzesłami przygotowanymi na przyjmowanie większej ilości gości. W zależności od tego, kogo się tu przyjmuje, przygotowuje się specjalne komplety zastaw. Podczas spożywania posiłku można podziwiać widok różanego ogrodu, jaki prezentuje się zaraz za oknami w jadalni. Idealnym wyborem, po uraczeniu się wytrawną kolacją, wydaje się skorzystać z możliwości wyjścia przez drzwi tarasowe przed dom i rozejść bogactwo spożytych potraw podczas spaceru po ogrodzie.
Darcy Rosier
Darcy Rosier
Zawód : hipnotyzerka w rodowym rezerwacie w Kent
Wiek : 22 lata
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zaręczona
Jeśli ktoś uprawia ze znawstwem sztukę perswazji, powinien wpierw wzbudzić ciekawość, później połechtać próżność, by wreszcie odwołać się do sumienia lub dobroci.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t2082-darcy-rosier https://www.morsmordre.net/t2119-arcobaleno#31733 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f97-kent-dover-chateau-rose https://www.morsmordre.net/t3412-skrytka-bankowa-nr-594#59045 https://www.morsmordre.net/t2125-darcy-s-rosier#31823

Re: Jadalnia [odnośnik]27.07.16 21:32
Jeśli wcześniej naiwnie liczyłem na to, że uda mi się wtopić w ścianę i pozostać niezauważonym, to musiałem szybko zmienić zdanie. Pomieszczenie zapełniało się kolejnymi gośćmi, a ja coraz bardziej się dusiłem z jednej strony ich towarzystwem, z drugiej świadomością, że jestem na wrogim terenie. Nie wiem jakim cudem Cygnus wytrzymywał wszystkie ich rodzinne spotkania, mi po kilku minutach w domu Rosierów robiło się zimno i gorąco na przemian.
Jak miałem być pozytywnie nastawiony do ludzi, którzy łypali na mnie złowrogo, a niektórzy ich przedstawiciele w osobie Darcy na pewno chcieliby widzieć mnie wypchanego nad swoim kominkiem. Zdecydowanie nie miałem pozytywnego nastroju strojąc tak pod ścianą i ignorując wszystko w zasięgu swojego wzroku.
Na szczęście moja droga narzeczona nie kazała mi na siebie długo czekać.
- Jak to mówią, co nas nie zabije to nas wzmocni – mruknąłem pod nosem pośrednio dając wyraz swojemu nadal sporemu niezadowoleniu z tego, że byłem właśnie w tym miejscu. Pocieszałem się faktem, że to pierwszy i ostatni raz. A kto wie, może świąteczna kolacja upłynie w miłej atmosferze i będzie dla mnie zaskoczeniem. - Już jest idealnie – powtórzyłem za nią, łapiąc ją za dłoń z zamiarem przyciągnięcia bliżej siebie i przytrzymania przy sobie. Niech każdy wie, że mogliśmy sobie być u Rosierów, ale swojej przyszłej żony nikomu nie oddam.
Nie zdążyłem jednak zrobić nic więcej, bo tuż przy nas pojawiły się panie Slughorn. Przywitałem je miłym jak na siebie uśmiechem, nie wypuszczając jednak z objęć lady Rosalie. Zauważyłem, że młodsza z kobiet przybyła sama bez narzeczonego, a na jej pytanie o Tristana Rosiera uniosłem lekko brwi. Zupełnie zapomniałem na chwilę, że ród Rosierów składa się nie tylko z wyszczekanych pannic.
Chwilę później do środka w końcu wszedł mój kuzyn, a ja mogłem odetchnąć z ulgą. Co dwóch Blacków to nie jeden, a jeśli liczyć samymi nazwiskami, to tak właściwie mieliśmy już liczebną przewagę nad Rosierami. Uśmiechnąłem się do siebie w duchu na te obliczenia, chociaż nie podejrzewałem, by urocze dziewczynki Cygnusa stanowiły dla Rosierów jakiekolwiek zagrożenie.
Gość
Anonymous
Gość
Re: Jadalnia [odnośnik]28.07.16 12:58
Kiedy doczekał się odpowiedzi na swoje pytanie, zatrzymał na dłużej spojrzenie na Darcy, przez chwilę milcząc i najwyraźniej analizując usprawiedliwienie Lorne.
- Wielka szkoda - stwierdził wreszcie, faktycznie brzmiąc tak, jakby była to jakaś ogromna strata, chociaż przecież wcale tak nie było. Im mniej ludzi do witania tym lepiej, prawda? Nie do końca o to chodziło, ale mniejsza. Cóż, najwyraźniej lorda Bulstrode czeka mierzenie się z konsekwencjami „poważnych spraw w domu”, kiedy już Rosier senior się na niego natknie. Cóż jednak znaczył jeden mały Lorne w obliczu ciemnowłosego diabełka, jakiego Corentin przytulał teraz do siebie. Chciał porwać ją w ramiona. Unieść na swą pełną wysokość i zakręcić się kilkukrotnie wokół własnej osi przy akompaniamencie głośnego śmiechu Belli. Sprawić jej więcej radości niż jedynie tę odrobinę, jaką wykazała na jego widok, ale czuł, że to nie byłoby specjalnie fortunne posunięcie. To, że stał dzisiaj w jadalni już i tak było swego rodzaju ewenementem, nie potrzebował testować swojej wytrzymałości w pobliżu tylu łypiących na niego z niechęcią Blacków. A skoro o nich mowa, to Corentin pewnie posłał Corvusowi, alienującemu się gdzieś w kącie dłuższe spojrzenie znad włosów Bellatrix. Potem popatrzył w dół na dziewczynkę, kiedy wypuszczał ją z objęć, pewnie obiecując jej po drodze, że deser już za niedługo pojawi się na stole. Szybszego rozpakowania prezentów nie mógł jej na razie obiecać. Wyprostowawszy się, chciał skierować swoje dalsze kroki ku swej drugiej córce, ale nie wykonawszy jeszcze żadnego ruchu, zatrzymał się, aby wymienić pierw uprzejmości z dwiema innymi damami.
- Rose - przywitał się, gdy podeszła bliżej, ale pozwolił sobie na tę poufałość dopiero wtedy, gdy tylko ona znalazła się w zasięgu słuchu. Splótł jej palce ze swoimi, przez ułamki sekund lustrując jej sylwetkę okrytą niezwykłej urody suknią, po czym nachylił się do jej policzka, aby musnąć go przelotnie wargami. Tak dawno jej nie widział… jakże mógłby się powstrzymać. Uśmiechnął się do niej, na moment zapominając o wystudiowanej minie, jaką ubrał na tę uroczystość.
- Was również miło znowu zobaczyć. - odpowiedział na jej stwierdzenie, nie alienując w nim Corvusa, chociaż ten na razie nie zasłużył sobie na jego przychylne spojrzenia, skoro przecież dalej pilnował, aby sufit nie runął Rosierom na głowy.
- Mam nadzieję, że zobaczymy się niedługo. - powiedział, licząc na to, że krzyk Narcyzy ukryje jego słowa przed innymi zgromadzonymi i pewnie nawet udało mu się to. Dopiero wymieniwszy z Rosalie spojrzenia, skierował swój wzrok na Evelyn.
- Evelyn - przyłożył dłoń do piersi i skłonił się jej lekko, krzyżując z nią spojrzenia. Wyciągnął do niej dłoń, najwyraźniej chcąc by podeszła, ale ostatecznie rozwiązał tę sytuację inaczej. Corvus chyba i tak chciał zatrzymać swoją narzeczoną przy sobie. Corentin rozsupłał więc swoje palce z palcami Rosalie i posyłając jej ostatnie na ten moment spojrzenie, zbliżył się do lady Slughorn.
- Urocza jak zwykle. - stwierdził, przyglądając jej się na długość wyciągniętej ręki, aby następnie musnąć delikatnie jej ramię w powitalnym geście. - Tylko dlaczego wciąż samotnie spędzająca święta?
Ot nawiązał prosto do jej stanu cywilnego (bo i w obecnym towarzystwie faktycznie rzucał się on w oczy), najpewniej chcąc zabawić zarówno ją jak i siebie rozmową do czasu pojawienia się Tristana. Ewentualnie do chwili, w której Druelli uda się uspokoić Narcyzę i wśród nawału powitań znajdzie chwilę także dla schorowanego ojca.
Gość
Anonymous
Gość
Re: Jadalnia [odnośnik]02.08.16 1:36
Domyślała się, że Cygnus nie wybiera się na rodzinną wigilię z chęcią. O animozjach między rodami Druelli trudno było zapomnieć. Czując jednak iście dziecięce podekscytowanie zbliżającymi się świętami potrafiła zupełnie wyprzeć z głowy fakt, że nie każdy musi być nimi równie zachwycony. Skoro jednak ona potrafiła zostać Blackiem, on mógł się czasem poświęcić. Poza tym, raczej nikt nie planował skakać mu do gardła. Wszystkim zależało na miłym wieczorze. Ubrawszy Bellatrix i Andromedę w odpowiednie sukienki sama włożyła swój strój. Córki na szczęście, równie podekscytowane świętami, co ich mama, dały grzecznie ubrać się w odświętne sukieneczki w czarnych i granatowych kolorach. Kiedy dopełniała ostatnich przygotowań, Cygnus już czekał na dole. Ostatnie poprawki z wykorzystaniem jej daru metamorfomagii, by wszystko leżało na niej idealnie i była gotowa. Podobnie jak Narcyza, która już od jakiegoś czasu ubrana obserwowała mamę ciekawskimi oczami. Podobać przestało się jej dopiero wychodzenie z domu. Jak zwykle z resztą. Uspokajając córkę udało im się jednak dotrzeć do domu, w którym Dru się wychowała. Cyzia w końcu przestała płakać. W sam raz na przywitanie z babcią. Druella uśmiechnęła się na widok mamy. Zawsze lubiła święta, a spędzanie ich z rodzicami zawsze miało swój urok. Nawet jeśli miała trzy córki, sama mogła poczuć się jak dziecko i tak jak jej pociechy, nie mogła doczekać się rozdawania prezentów. Już niedługo to i wakacje będą jedynymi okazjami do spotykania się z Bellatrix. A potem z Andromedą i Narcyzą.
- Darcy - uśmiechnęła się do siostry, gdy Cyzia ochłonęła nieco i zaczęła z zainteresowaniem przyglądać się wnętrzom, znacznie jaśniejszym niż dom, do którego przywykła. - Tak naprawdę to jest dużo grzeczniejsza niż Bellatrix - Druella poszukała wzrokiem najstarszej córki. Ta jednak otoczona przez rodzinę zupełnie nie potrzebowała pomocy matki. - Przywitasz się z ciocią? - Popatrzyła na córeczkę przyglądającą się Darcy z zainteresowaniem, w skupieniu pozwalającą przygładzić swoje jasne włoski. - Teraz przywitamy się z resztą rodziny, a na koniec z przyjemnością gdzieś usiądę - mruknęła uśmiechając się do siostry. Towarzyskie obowiązki by prawdopodobnie zignorowała, gdyby nie to, że w pomieszczeniu byli ludzie, których naprawdę lubiła, i z którymi z chęcią wymieni uściski.
- Tatusiu - przytuliłaby go, gdyby miała wolne ręce. Cieszyła się na jego widok, zwłaszcza, że najwyraźniej czuł się dużo lepiej. Nie oznaczało to jednak, że powinien się tak forsować. Przecież jeszcze niedawno czuł się naprawdę źle. - Nie powinieneś leżeć w łóżku? - Po powitaniu jej głos momentalnie stał się zimniejszy, jakby strofowała niegrzeczne dziecko. - Nie powinieneś się tak forsować - czasem, choć sama by się do tego nie przyznała, bardzo przypominała Cedrinę. Popatrzyła na tatę unosząc lekko brwi, czekając aż wytłumaczy się ze swojego zupełnie nieodpowiedzialnego zachowania. Bardzo cieszyła się, że było z nim lepiej, ależ na brodę Merlina, przecież powinien odpoczywać. Dlaczego mężczyźni zawsze są tak nieodpowiedzialni? Jednego dnia umierają, a drugiego udają, że nic im nie jest. Pewnie gdyby nie mama i ci wszyscy goście wokół, Corentin wziąłby Bellę na ręce i zaczął się z nią bawić w latanie na miotle czy inne uwielbiane przez dzieci, a niekoniecznie przez plecy dziadka zabawy.
- Tato, naprawdę uważaj na siebie, proszę - dodała trochę ciszej i już spokojniej. Spojrzała na niego zadzierając głowę. Ale na twarzy Druelli ani na chwilę nie odmalowała się złość, jedynie szczera troska.
- Rose - uśmiechnęła się do kuzynki, która także podeszła powitać lorda Rosiera.
- Evelyn, ciociu - kontynuowała wymienianie uprzejmości. Skinęła głową Corvusowi, który tą uroczystością wydawał się równie zachwycony, co Cygnus, a może nawet mniej. Jej mąż ze swoimi uczuciami maskował się chyba jednak nieco lepiej.
Po powitaniach ruszyła w stronę stołu, gdzie przy choince czekało specjalne miejsce na Narcyzę. Małe łóżeczko, w którym mogła grzecznie leżeć, gdy ręce jej mamy odpoczną od ciężaru blondwłosego cherubinka. Nareszcie.
- Idę położyć Narcyzę - poinformowała tylko Cygnusa, że wcale nie gubi ich dziecka gdzieś w tej ogromnej przestrzeni.
Gość
Anonymous
Gość
Re: Jadalnia [odnośnik]02.08.16 12:36
Święta były okresem, na który Adam wyczekiwał z nerwową niecierpliwością i to wcale nie dlatego, że lady Cedrina patrzyła wtedy na służbę łaskawszym okiem, a na stołach gościły smakołyki, które nasz charłaczunio uwielbiał i które bezczelnie podjadał, gdy nikt nie patrzył; na szczęście nie miał na tyle długich uszu, aby wzorem skrzatów przytrzaskiwać je sobie za karę. Zamiast tego w ramach pokuty postanowił cały dzień nie zerkać na lady Darcy, uparcie trzymając się tych miejsc w rezydencji, do których na pewno nigdy w życiu by nie zeszła. Mroczne piwnice pełne pajęczyn i butelek z winem odstraszały ją w równym stopniu jak jego niewielki pokoik pachnący chorobliwą wręcz czystością. Jednakże kiedy nadeszła w końcu pora uroczystej kolacji, nic nie mogło powstrzymać Adama przed rzucaniem tęsknych spojrzeń w stronę najmłodszej latorośli Rosierów, chociaż wspomniana latorośl kazała na siebie bardzo długo czekać. Z pewnością nie odczuwała tak silnego wysuszenia korzonków, jakie odczuwał Adam, coraz bardziej usychając z każdą kolejną minutą i niemalże mdlejąc z niecierpliwości i rozpaczy. Jego rozkołatanego, zdenerwowanego i złamanego na pół serca nie mógł ukoić nawet widok innych szlachcianek pojawiających się we wnętrzach holu i przechodzących od razu do salonu, uprzednio rzucających mu swoje płaszcze i inne wierzchnie nakrycia. Co prawda pozwolił sobie raz czy drugi zanurzyć nos w futerkowym wykończeniu płaszcza lady Yaxley i nawet z rozrzewnieniem posmyrał płaszcz któregoś z lordów Black (zanim zrozumiał, że należą do mężczyzn), ale było to zdecydowanie zbyt mało, aby wyciągnąć go z bezdennej studni nieszczęścia, z której wydostać się by mógł dopiero wtedy, gdy jego oczy ujrzałyby promienny blask najmłodszej Rosierówny.
I właśnie wtedy, gdy zrezygnowanym krokiem miał się już potoczyć do salonu, przysiadając pod choinką i robiąc nieszczęśliwą minę niczym skarcony szczeniak, lady Darcy postanowiła objawić się w swojej pełnej krasie w towarzystwie ojca, na którego widok Adam poczuł się dokładnie tak, jak czuje się każdy absztyfikant kulący się pod srogim spojrzeniem zaborczego rodziciela. Nie popuścił ze strachu w majciochy tylko dlatego, że właśnie dzisiaj założył wyjątkowo obcisłą i niewygodną liberię, która nie tylko krępowała jego ruchy, ale najwyraźniej naciskała też na pęcherz. Chwała niech będzie projektantom od Parkinsonów. Nagle wszystko inne przestało istnieć, barszcz gotujący się na wolnym ogniu w kuchni stracił na znaczeniu, a wszelkie plany dopieczenia tym podłym Blackom (panienka Darcy mówiła o nich o wiele dosadniej, ale Adam był zbyt grzeczny, żeby nawet taka dosadna myśl przeszła mu przez głowę) postanowił odłożyć na później. Teraz liczyło się tylko to, że mógł się wpatrywać w swoją ukochaną panienkę po całym dniu postu. Co też skwapliwie robił, ignorując swoje inne obowiązki.
Gość
Anonymous
Gość
Re: Jadalnia [odnośnik]02.08.16 23:12
Pojawił się w Dover z narzeczoną - nie stał pod drzwiami, do środka wszedł jak do siebie, bo jak u siebie się czuł; być może już tutaj nie mieszkał, ale wciąż pozostawał jedynym dziedzicem tego miejsca. Zsunął z drobnych ramion swojej lady płaszcz, zarówno jej, jak i własny trzymając w ręku, po czym, przeprowadziwszy piękną Evandrę przez korytarze dworu, pojawił się u progu jadalni, zabawiając towarzyszkę niezobowiązującą rozmowę, odciągając myśli jej jak i własne od dziejących się wydarzeń. Nie podobało mu się, jak wiele Blacków miało się znaleźć tego wieczoru pod ich dachem, Cygnus, Corvus - o dwóch za dużo, bo zarówno Druellę jak i jej dziewczynki od zawsze miał za Rosierów. Miał na sobie elegancką, wyjściową czarodziejską szatę, czarną, ze szkarłatno-złotym haftem i złotą broszą róży na piersi - swoje pochodzenie zwyczaj miał podkreślać zawsze. Był dumny z barw swojej krwi. Uprzejmie przepuścił narzeczoną przodem, pozwalając jej jako pierwszej powitać jeszcze jego, a już niebawem również jej, rodzinę. Przechodząc, oba płaszcze wręczył Adamowi, dostrzegłszy jego wzrok, w nadziei, że proste polecenie otrzeźwi lokaja. Tam też minął Druellę z Cyzią, którą serdecznie na powitanie uściskał. Następnie wpierw podszedł do matki, z szacunkiem całując jej dłoń, szeptem chwaląc jej urodę. Evandry nikomu przedstawiać nie musiał, ich narzeczeństwo trwało już pół roku; nikomu być może z wyjątkiem Blacków - których z rozmysłem pominął.
- Ojcze - zwrócił się następnie do głowy rodziny, skinąwszy przed nim głową. Zdziwiło go, jak świetnie ojciec wygląda, nie odezwał się jednak przy gościach słowem na ten temat, uznając to za temat zbyt prywatny. Ledwie moment później przytulił stojącą obok Darcy, kładąc dłoń na jej nagich plecach, później  - po drodze wziąwszy Bellę na ręce, podrzucając ją lekko w powietrze - z dziewczynką na rękach skłonił się przed Rosalie, odstawiając ją tuż obok cioci i uchwycił wątłą dłoń półwilej kuzynki, by musnąć ustami jej wierzch, ignorując jej narzeczonego.
- Zawstydzasz, lady - pochwalił jej urodę, nie odejmując spojrzenia od jej twarzy pozostając nachylonym nad jej dłonią. - Evelyn! - zawołał za ostatnią z kuzynek, podchodząc bliżej, acz przystając w stosownej odległości, kłaniając się przed nią i przed jej matką, witając również ciocię. - Ojcze, daj jej spokój przez święta - rzucił z kącikiem ust lekko uniesionym ku górze; cóż Evelyn mogła na samotność - nic - jako niewieście przystawało jej jedynie oczekiwać na zalotnika, który spełni oczekiwania rodziców. Na sam koniec oszczędnie skinął głową wpierw Cygnusowi, a potem Corvusowi, dziękując w duchu Merlinowi, że przy stole usadzono ich daleko od siebie; nie będą mieli okazji knuć ani obmawiać ich rodziny pod ich własnym dachem. Z tej odległości - uśmiechnął się do Andromedy wciąż stojącej przy ojcu. Odczekał, aż i Evandra zakończy powitania, po czym, otaczając ją opiekuńczo ramieniem, zaprosił, by usiadła przy stole na miejscu przeznaczonym jej przez Cedrinę. Jego wzrok uciekł w kierunku ojca, on również powinien usiąść, Tristan nie był pewien, jak długo będzie w stanie stać o własnych siłach.
- Wybaczcie nam, że przybywamy jako jedni z ostatnich - ozwał się, odsuwając od stołu krzesło narzeczonej. - Mam nadzieję, że nie czekaliście zbyt długo.



the vermeil rose had blown in frightful scarlet and its thorns
o u t g r o w n

Tristan Rosier
Tristan Rosier
Zawód : Arystokrata, smokolog
Wiek : 32
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
the death of a beautiful woman is, unquestionably, the most poetical topic in the world
OPCM : 38 +2
UROKI : 30
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 1
CZARNA MAGIA : 60 +5
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 15 +6
Genetyka : Czarodziej
Jadalnia - Page 2 0a7fa580d649138e3b463d11570b940cc13967a2
Śmierciożercy
Śmierciożercy
https://www.morsmordre.net/t633-tristan-rosier#1815 https://www.morsmordre.net/t639-vespasien https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f97-dover-upper-rd-13 https://www.morsmordre.net/t2784-skrytka-bankowa-nr-96 https://www.morsmordre.net/t977p15-tristan-rosier
Re: Jadalnia [odnośnik]03.08.16 1:22
Evelyn dzięki matce miała zawsze sporo do czynienia z Rosierami i cieszyła się z okazji do spotkania z tą częścią rodziny. Dobrze było ponownie spotkać Tristana, Druellę i Darcy, bo choć czasy dzieciństwa i szkoły dawno minęły dla każdego z nich, więzy krwi były ponadczasowe i aktualne nawet mimo tego, że każde z nich miało już własne dorosłe życie. Dobrze było zobaczyć także wuja, ciotkę i resztę kuzynostwa. Widząc zbliżającego się Corentina, który po chwili lekko musnął jej ramię, odwzajemniła jego spojrzenie i uśmiechnęła się zupełnie szczerze. Wydawał się jakoś trzymać, a to najważniejsze.
- Dziękuję, wuju. Mam nadzieję, że u ciebie również wszystko w porządku – powiedziała uprzejmie, zwłaszcza widząc zatroskany stosunek Druelli wobec niego. Ona na pewno wiedziała więcej o stanie swojego ojca, niż mogła wiedzieć taka Evelyn. Na czole Slughornówny pojawiła się maleńka zmarszczka, oznaczająca, że dziewczyna intensywnie nad czymś rozmyśla. – Ojciec jeszcze się zastanawia nad wyborem odpowiedniego kandydata, ale liczę, że na kolejnych świętach nie będę już samotna. – W końcu będzie mieć już wtedy dwadzieścia trzy lata, to jak najbardziej odpowiedni wiek, by nosić na palcu przynajmniej pierścionek zaręczynowy. Oby tylko narzeczony nie był jej wstrętny, bo nie chciałaby spędzić takiego dnia jak ten na łypaniu na siebie z nienawiścią, ani czuć się w jego domu tak, jak Black wydawał się czuć tutaj. Dawno wyzbyła się marzeń o romantycznych uczuciach rodem z książki, ale pragnęła szczęścia i wzajemnego zrozumienia. Chciała znaleźć w narzeczonym przyjaciela, nie wroga. Czy to tak wiele? Jak na szlacheckie realia, gdzie najważniejsze były relacje rodowe, pewnie tak, chociaż przyjemnie było patrzeć na uroczy obrazek Druelli z mężem i dziećmi. Czy jej dłonie kiedyś też będą z taką delikatnością układać dziecko, jak jej kuzynka robiła to z malutką Narcyzą? Wcale nie wyglądała na osobę nieszczęśliwą i skrzywdzoną.
Po chwili ujrzała wreszcie najstarszego z rodzeństwa Rosier, idącego ze swoją narzeczoną, również półwilą, jak siostry Yaxley.
- Tristanie! – przywitała go, zadowolona z jego przybycia. Bez wątpienia był jedną z najbardziej wyczekiwanych przez nią osób, zawsze traktowała go jak przyszywanego starszego brata, bliższego wiekiem niż Ignatius, dzięki czemu był dla niej mniej odległy, bardziej rzeczywisty i dostępny, co było szczególnie cenne w szkole. Mała wówczas Evelyn chętnie biegała za Tristanem i Dru, podziwiając ich obycie i zaradność. – Ciebie też dobrze widzieć... Jak się miewasz? Obowiązki w rezerwacie dały się we znaki? – Chociaż regularnie widywała go w rezerwacie, i tak była ciekawa. W międzyczasie przywitała również jego narzeczoną. Całkiem ładna była z nich para, musiała to przyznać.
Równocześnie zaczęła się też rozglądać za swoim miejscem, podczas gdy jej matka nadrabiała nowinki towarzyskie, rozpływała się nad dziećmi Druelli, i utyskiwała na swojego męża, który siedział nad eliksirami i w żaden sposób nie dało się go wyciągnąć z pracowni. Evelyn mogła tylko lekko przewrócić oczami z rozbawieniem, bo aż za dobrze wiedziała, że ojciec jest prawdziwym pracoholikiem.




Felix, qui potuit rerum cognoscere causas.

Evelyn Slughorn
Evelyn Slughorn
Zawód : Dama, alchemiczka w rezerwacie smoków
Wiek : 23
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
Szczęśliwy, kto zdołał poznać przyczyny wszechrzeczy.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t2975-evelyn-slughorn https://www.morsmordre.net/t3222-poczta-evelyn https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f291-westmorland-dworek-nad-zatoka https://www.morsmordre.net/t3967-skrytka-bankowa-nr-779 https://www.morsmordre.net/t3224-evelyn-slughorn
Re: Jadalnia [odnośnik]04.08.16 1:25
Przywitałem się z tymi, którzy zdążyli już przybyć. Między innymi skinąłem w odpowiedzi na przywitanie pannie Yaxley i pannie Slughorn, które zdawały się nie praktykować rosierowej tradycji szerzenia nienawiści wobec Blacków, a może to po prostu doskonała gra aktorska spowodowana nienagannym wychowaniem? Nieistotne. Przywitałem się następnie z przybyłym lordem Corentinem Rosierem faktycznie wyglądającym na chorującego oraz jego najmłodszą córką, która – podobnie jak jej kuzynka Rosalie Yaxley – postanowiła odziać dosyć odważną suknię. Moim zdaniem, aż nazbyt wiele odsłaniały podobne kreacje, więc zabłądziłem wzrokiem na talii Druelli, która nie dość, że odziała się stosownie, to wyglądała wśród zebranych niczym pani nocnego nieba. Spokojnie mogłem uznać, iż jej podniecona, radosna para brązowych oczu była niczym para gwiazd, rozświetlających mi dzisiejszą kolację. Pragnąłem częściej widzieć ją równie szczęśliwą.
Corvusie – odparłem, podszedłszy do kuzyna i przywitawszy się z nim. Mogło to zabrzmieć jak westchnienie ulgi, czego starałem się nie okazywać, ale stało się. Prawda była jednak taka, że nawet do Rosierów i ich rezerwy można przywyknąć… Szczególnie patrząc na me cztery kobietki, które znacznie cieszyły się z tych świąt u Rosierów, i potrafiły wymazać z mej głowy rozmyślanie o tych innych osobach.
Jak samopoczucie? Nie spinaj tak swych mięśni, gdyż wyglądasz jak najeżony kot – poradziłem ściszonym głosem. Mój wzrok padł na nowoprzybyłego… Tristana Rosiera. Obserwowałem uważnie jego wędrówkę, zauważając to, jak pogardliwie potraktował mnie i mego kuzyna, oraz niemal wymiotując, kiedy widziałem, jak to nadgorliwie przypodobywał się zebranym. Głośne przywitania, żarty, uwagi i… Na litość Merlina, niech zostawi Bellatrix w spokoju! Była młodą damą, nie zaś kaflem do rzucania!
Niech ta kolacja się zacznie. Muszę się napić. I zapalić – odparłem w kierunku Corvusa, nieznacznie pochylając głowę w jego kierunku, by nikt niepożądany mnie nie usłyszał. W towarzystwie aroganckiego Tristana Rosiera nie sposób było być nienastroszonym, szczególnie kiedy starałem się zachowywać dobre stosunki, a on burzył je natychmiastowo. Musiałem najwyraźniej porozmawiać z nim jak facet z facetem.
Gość
Anonymous
Gość
Re: Jadalnia [odnośnik]04.08.16 19:07
Wiedziałem, że będzie ciężko, ale nie sądziłem, że już od samego początku będzie mi dane mierzyć się oko w oko z takim natłokiem Rosierów. Tylko obecność Rosalie u mojego boku łagodziła mój gwałtowny charakter starałem się więc nie dać po sobie poznać zdenerwowania i stałej czujności. Kolejni przedstawiciele Rosierów schodzili się do salonu, a ja czułem jakby powietrze uciekało szybko przez okna nie pozwalając mi oddychać swobodnie. Pan domu wyglądał właściwie tak jak ja się czułem, a na jego spojrzenie odpowiedziałem mu takim samym. Nawet nieco ostrzejszym jakbym rzucał wyzwanie nie tylko jemu, ale całemu domowi Rosierów. Skoro ja się czułem niekomfortowo przekraczając próg ich rezydencji to oni pewnie też nie skakali z radości widząc mnie pod swoim dachem, ale to już akurat nie był mój problem. Ogólnie rzecz biorąc powinno mi się nawet podobać sprawianie im kolejnych nieprzyjemności więc może zamiast stać naburmuszony pod ścianą powinienem się dobrze bawić?
Wyłowiłem w tłumie spojrzenie kuzyna, który chwilę później już sam do mnie podchodził. Nie potrzebowałem wiele czasu aby dostrzec, że on też czuje się jak ryba wabiona na haczyk i pewnie najchętniej przeszedłby do innego stawu, ale koligacje rodzinne jego żony mu to uniemożliwiały. Swoją drogą Druella była chyba jedyną znaną mi osobą z krwi Rosierów, na której widok nie dostawałem drgawek.
- Gdybyś miał nieprzyjemność przeprowadzenia rozmowy z Darcy Rosier to z pewnością spinałbyś się równie mocno jak ja oczekując ciosu w plecy – wyjaśniłem cicho, postanawiając się jednak rozluźnić a przynajmniej spróbować to zrobić, co wcale nie było takie łatwe jak mógłby sądzić mój kuzyn. - Oby dostała tępe sztućce, bo w przeciwnym razie pod koniec kolacji mogę skończyć z nożem wbitym w serce – dodałem jeszcze, aby zobrazować Cygnusowi jawną niechęć łączącą mnie i najmłodszą z Rosierów. Powinien być przecież świadomy niebezpieczeństw przy świątecznym stole.
Mój wzrok powędrował w kierunku Tristana Rosiera, traktując go jak dodatkowy element wystroju wnętrza.
- Ja bym wolał, aby się już skończyła – mruknąłem pod nosem oddając się wizji powrotu do domu. Tam nikt nie łypał na mnie groźnymi spojrzeniami i nie traktował jak zła koniecznego. W dodatku pewnie czekało mnie złożenie sprawozdania rodzicom z wizyty w jaskini lwa. Nie byli zadowoleni, gdy przedstawiłem im swoje plany na święta i musiałem przysiąc, że kolejne spędzę z żoną już w rezydencji Blacków a nie chodząc po wrogich mieszkaniach.
Gość
Anonymous
Gość
Re: Jadalnia [odnośnik]06.08.16 16:47
Zbieraliśmy się z ojcem powoli, więc kiedy w końcu wyszliśmy z naszej posiadłości, Rosalie i Corvus  pewnie już dawno byli u Rosierów. Uwielbiałam święta, podobało mi się jak wszystko jest przystrojone magicznymi światełkami, a z balkonu w swoim pokoju mogłam godzinami patrzeć na padający śnieg i pokryte bielą bagna. Nie mogłam się też doczekać dzisiejszego wieczoru w rodzinnym gronie, z osobami, których jakoś na co dzień nie dane mi było widzieć. Na zieloną suknię założyłam miękki, ciepły płaszcz, który chronił mnie przed grudniowym zimnem. Żywiłam nadzieję, że posiadłość Rosierów zostanie odpowiednio przystosowana do niekoniecznie zimowych kreacji, więc zarówno ubranie wierzchnie, jak i szal zdjęłam już przy wejściu, by zaraz wręczyć je lokajowi. Po przywitaniu się z ciotką Cedriną, zostawiłam ojca w jej towarzystwie, sama chcąc przywitać się z innymi. Pod choinką wypatrzyłam Druellę i od razu też tam się udałam, z przyjemnością wdychając woń świątecznego drzewka.
- Dru! Ależ cię dawno nie widziałam - Uściskałam przyjaciółkę, kiedy ta już położyła córkę do łóżeczka. - Śliczna ta twoja Cyzia - zauważyłam całkowicie szczerze, głaszcząc dziewczynkę po blond włosach. Nie dało się zauważyć, że bliżej jej urodą było do mnie i Rosalie niż do Rosierów, u których raczej niespotykany był taki jasny kolor, nie mówiąc już o Blackach. Czyżby to były jakieś ukryte do tej pory geny? Uwagę tę zachowałam jednak dla siebie, zamiast tego ujęłam Druellę pod ramię, żeby zabrać ją do reszty towarzystwa, o ile oczywiście nie chciała jeszcze zostać z córką.
Podeszłam do małej grupki, w której skład obecnie wchodzili chyba wuj Corentin, Evelyn, Tristan i Evandra. Przywitałam się najpierw z wujem, zauważając co prawda, że mizernie wygląda, ale nie komentując tego w żaden sposób, nie chcąc też kłamać, że jest inaczej niż naprawdę, bo wydawało mi się to nieuprzejme. Potem uściskałam kuzyna, a trochę mnie wylewnie powitałam kobiety. Przeszkodziłam im w rozmowie, toteż przysłuchiwałam się jak Evelyn pyta Tristana o rezerwat. Jakkolwiek nie interesowałam się tym specjalnie, to miło było posłuchać o smokach, tak magicznych i majestatycznych istotach.
Liliana Yaxley
Liliana Yaxley
Zawód : -
Wiek : 21
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
Ciężko było przestać wierzyć, że kwiat może być piękny bez celu, ciężko przyjąć, że można tańczyć w ciemnościach.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Półwila

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t3066-liliana-yaxley#50362 https://www.morsmordre.net/t3091-ares#50606 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f288-fenland-yaxley-s-hall https://www.morsmordre.net/t3506-liliana-yaxley#61144
Re: Jadalnia [odnośnik]07.08.16 12:31
Czy ktokolwiek, poza jego najbliższymi, byłby zdolny do kwestionowania decyzji Corentina? Nie było nawet o tym mowy. Nawet sama Cedrina ostatecznie nie wtłoczyła go z powrotem do łóżka, ani siłą ani groźbą, chociaż z pewnością miała względem jego zachowania o wiele więcej obiekcji niż te, jakie na głos wyraziła Druella. Lord Rosier doskonale wiedział co tak naprawdę musiał dzisiaj zrobić, aby w ogóle móc utrzymać się na nogach przez tych kilka minut, jakie miał spędzić na dole wymieniając uprzejmości. Wymierzony przez zaklęcia i eliksiry czas, był nie do końca jasny, ale pewna szklistość jego spojrzenia czy nierzadkie drżenie dłoni wystarczało mu za wskazówkę. Niedługo przyjdzie czas na zajęcie miejsca przy stole, tego był bardziej niż pewien.
- I pozwolić Belli roznieść choinkę przed kolacją? - spróbował pokryć swoją lekkomyślność żartem, chociaż wiedział, że nie za wiele tym wskóra. Cóż, był już na dole i nawet Dru nic nie mogła na to poradzić. Posłał jej dłuższe spojrzenie, którym obiecywał jej szczerą rozmowę. Później, kiedy już dom opustoszeje, a on grzecznie wpełznie na nowo do swojego więzienia. Teraz nie zamierzał się nikomu tłumaczyć. Nawet, gdyby przyszło mu to na myśl, konieczność powitania Tristana oraz jego narzeczonej zupełnie wyparła wszelkie inne możliwe scenariusze. Ściągnął usta, darując sobie wszelkie dalsze słowa, jakie chciał jeszcze skierować do Evelyn i mimowolnie szukając wzrokiem Darcy. Tyle, że zamiast niej, wyłowił z tłumu zgromadzonych przybywającą Lilianę, z jaką również wymienił odpowiednie uprzejmości. Nagle znalazł się w wyjątkowo młodym towarzystwie, a nacisk, jaki wywierała grawitacja na jego stare kości stał się jeszcze wyraźniejszy. Przeprosił młodzież, aby oddalić się w stronę stołu. Nie potrzebował spojrzenia syna, aby podjąć tę decyzję. Nieważne jak silnym by się nie czuł, gdy schodził po schodach do jadalni, teraz z minuty na minutę ciężej było mu zachować odpowiednią postawę. Zajął więc swoje miejsce, spoglądając zza stołu na swoją żonę, ale zamiast niej, wyławiając postać Adama, jaki chyba właśnie pożerał wzrokiem jego córkę. Uniósł brew ku górze, wymownie zerkając w stronę zastawy stołowej. Czyż nie powinien teraz zajmować się czymś innym niż plecami Darcy? To taksowanie spojrzeniem nie trwało jednak długo. Rosier senior wolał skupić się bardziej na samym sobie, aniżeli na służbie. Zmrużył oczy, wsłuchując się w reakcje swojego ciała. Łydki przecinały pojedyncze skurcze, więc cieszył się, że zdążył zająć miejsce, zanim widowiskowo osunąłby się na posadzkę, a chociaż jego serce biło regularnie, miał wrażenie, że nie jest to ten sam znajomy, silny łomot, jaki znał sprzed kilku miesięcy. Chłodny pot wysiłku, perlił się pojedynczymi kroplami na jego czole. Corentin dyskretnie pozbył się go pojedynczym ruchem dłoni, kiedy, jak mu się zdawało, nikt nie patrzył. Był ciekaw, ilu zebranych udało mu się przekonać o swoim znośnym stanie zdrowia…
Gość
Anonymous
Gość
Re: Jadalnia [odnośnik]08.08.16 6:04
Martwiła się o ojca. O to, ile kosztować go może siedzenie z nimi, silenie się na towarzyskie gierki. Byli rodziną, gdyby tato przyszedł w szlafroku, żeby było mu wygodniej nie miałaby nic przeciwko. Nie uważałaby tego za nietakt. Był u siebie, a oni wszyscy znali się przecież na tyle dobrze, by nie musieć przed sobą udawać. Przemawiała przez nią troska, nawet jeśli źle ubrana w słowa, co u Druelli nie było specjalnie dziwne. Nie chciała jednak nikomu psuć uroczystości, usunęła się zanim zdążyła to zrobić.
- Zawołaj mnie jakby coś się działo - zwróciła się do Adama układając Narcyzę w łóżeczku. Był blisko i chyba to robił w domu, pomagał. Mógł zająć się czymś oprócz obdarzania kolejnych gości i domowników trwożnymi spojrzeniami spod choinki.
- Lil - przywitała się z kuzynką z uśmiechem na ustach. - Tak się cieszę, że przyszłaś - dodała, kiedy już zmierzały w stronę reszty rodziny. Kątem oka zauważyła Cygnusa z Corvusem podpierających ścianę. Udała, że nie widzi, jak źle się bawią, że nie widzi skrzywionej miny swojego lekarza. Nie mogła jednak nic im na to poradzić. Nie czuła nawet specjalnych wyrzutów sumienia. Była Rosierem, niezależnie od tego, jakie nazwisko nosiła obecnie nikt nie odbierze jej tego czasu, kiedy to róże były jej rodowym symbolem. Mieszkała w Dover ponad połowę swojego życia i kilka lat małżeństwa nie mogły sprawić, że zapomni o swojej rodzinie, która zawsze była najważniejsza w jej życiu, nawet jeśli nie zawsze zdawała sobie z tego sprawę. Cygnus zdawał się to rozumieć i była mu za to wdzięczna. W końcu przyszedł z nią, byli razem na świętach, a on udawał, że nie ma nic przeciwko znacznie lepiej od Corvusa.
- Co u ciebie słychać? - Zapytała przyjaciółkę zanim dotarły do docelowej grupki. Stał w niej już Tristan, którego przytuliła obdarzając buziakiem w policzek. - Jesteś wreszcie, Evelyn nie mogła się doczekać - bez skrupułów wydała kuzynkę drocząc się przy okazji z bratem. Przecież ona też na niego czekała. Evandrę także zaszczyciła radosnym spojrzeniem. Otoczona ludźmi, których kochała, w czasie świąt nawet na chwilę nie pozwoliła swojemu szczęściu widocznemu w oczach przygasnąć.
- Witaj - rzuciła nie siląc się na wylewniejsze powitania. Powinna zacząć przyzwyczajać się do widoku wili w towarzystwie Tristana. Tylko nie było to takie łatwe, to był jej brat, nie zamierzała się nim tak łatwo z nikim dzielić. Przytulała się do niego nieco dłużej niż wymagało zwykłe przywitanie. Odstąpiła jednak w końcu pozwalając też innym nacieszyć się jej cudownym bratem. Powitanie przy choince uznała za zbyt pobieżne. Musiała się wtedy zająć układaniem Cyzi, dbaniem o to, by nie zaczęła płakać.
Gość
Anonymous
Gość
Re: Jadalnia [odnośnik]12.08.16 1:37
Choć małżeństwo jej brata związało ich rody ściślejszą, istotną dla niej więzią, to dopiero teraz mogła w pełni zrozumieć, czym tak naprawdę są podpisywane przez starszych kontrakty. Narzeczeństwo z Tristanem trwało już pół roku, lecz niezmiennie czuła się tutaj, w samym sercu terenów Rosierów, niczym w paszczy wygłodniałego lwa. Och, Druella musiała ostrzyć sobie pazury, by przypomnieć jej, że jest tu niechcianym gościem, ba, intruzem, którego chciałaby się jak najszybciej pozbyć...!
Cóż, jedyną pociechą mogła być ta złośliwa myśl, że lady Black musiała teraz cierpieć tak samo mocno, jak ona.
Kiedy tylko przekroczyli próg jadalni, wraz z Tristanem - który na przestrzeni ostatnich miesięcy z oprawcy przeistoczył się w sprzymierzeńca - ruszyła ku Cedrinie, by wpierw należnie przywitać się z nią, później zaś z jej małżonkiem, Corentinem. Przed obojgiem dygnęła z należytym szacunkiem, wciąż wyginając usta we wdzięcznym, uprzejmym uśmiechu.
Miała świadomość spóźnienia, toteż nie chciała jeszcze bardziej przeciągać, lecz z każdym - nawet z Blackami, których Tristan zgrabnie ominął - przywitała się chociażby krótkim skinięciem głowy czy promienniejszym uśmiechem. Wszystkich kojarzyła lepiej lub gorzej z kolejnych Sabatów czy rodzinnych spotkań, zaś Rosalie i Liliana... Cóż, mniej lub bardziej świadomie przypominały jej wydarzenia, które, za wszelką cenę, próbowała wyrzucić ze swej pamięci.
Z Darcy wymieniła się nieco dłuższym spojrzeniem; miała wobec niej dług wdzięczności, dług, który coraz bardziej ciążył, lecz na który nie mogła nic poradzić.
Z ulgą przyjęła powrót narzeczonego, doskonale zdając sobie sprawę z tego, że przy nim nawet testerki mioteł potrafiły zachować pozory dobrego wychowania. Nie żeby nie umiała poradzić sobie z nimi sama, lecz nie potrzebowała tego wieczoru dodatkowych wrażeń - nie chciała również, o zgrozo, sprawić mu zawodu. Niech ta jedna noc okaże się wyczekiwaną oazą spokoju, niech nie myśli teraz o cierpiącym Devaughnie, czy innych, spędzających mu sen z powiek, kłopotach.
Inna sprawa, że Druella wyglądała na naprawdę szczęśliwą i nic, nawet jej towarzystwo, nie było w stanie zepsuć jej humoru. Usta Evandry przelotnie złożyły się w nieco cieplejszym, bardziej zamyślonym uśmiechu; och, doskonale ją rozumiała. Może jednak miały ze sobą coś wspólnego. Ciekawe, co teraz robili jej najbliżsi...?
Mimowolnie poprawiła materiał swej niebiesko-złotej sukni i założyła za ucho kosmyk niesfornie kręcących się włosów, kiedy zajmowała odsunięte przez Tristana krzesło, następnie na dłuższą chwilę ulokowała wzrok na licu stojącego blisko mężczyzny. Wiedziała, że pytanie Evelyn może okazać się zdradliwe - z jednej strony, rezerwat był niekłamaną miłością Tristana, lecz z drugiej... Musiał przecież przypomnieć sobie o ich cierpiącym stale podopiecznym.
Bez słowa oczekiwała na jego odpowiedź, próbując ocenić mimikę i gestykulację, żałując, że nie może przeczytać jego myśli. Sama kuzynka Tristana pozostawała dla niej pustą kartą - wiedziała tylko, że, podobnie do niej, para się alchemią, lecz nauka w odległym Beauxbatons skutecznie rozdzieliła ich ścieżki.


Ostatnio zmieniony przez Evandra Lestrange dnia 12.08.16 13:38, w całości zmieniany 1 raz
Evandra C. Rosier
Evandra C. Rosier
Zawód : Alchemiczka
Wiek : 23
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zamężna
Smile, because it confuses people. Smile, because it's easier than explaining what is killing you inside.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Półwila
Jadalnia - Page 2 E0d6237c9360c8dc902b8a7987648526
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t578-evandra-lestrange https://www.morsmordre.net/t621-florentin#1749 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/t1074-sypialnia-evandry#6552 https://www.morsmordre.net/t4210-skrytka-bankowa-nr-5#85655 https://www.morsmordre.net/t982-evandra-lestrange#5408
Re: Jadalnia [odnośnik]12.08.16 13:06
Ucieszyłam się, że wujek z taką przyjemnością nas powitał. Liczyłam na trochę dłuższą rozmowę z nim, ale przy takiej ilości rodziny musiałam trochę poczekać. Byłam jednak pewna, że nie odpuszczę i będę chciała spędzić z nim kilka dłuższych chwil.
Zaraz obok wuja zaczęły pojawiać się także inne osoby, w tym moja kuzynka Druella. Przywitałam ją ciepłym uśmiechem, chociaż nigdy nie byłyśmy dla siebie tak blisko jak ja z Darcy, to była moją rodziną i zasługiwała na równe traktowania.
- Witaj Druello, jak zawsze pięknie wyglądasz - skomplementowałam ją, odsuwając się lekko od wuja, aby zrobić dla niej miejsce.
Nawet nie zauważyłam, kiedy obok mnie pojawił się mój kuzyn Tristian. Ostatni raz widziałam go chyba tej nocy, gdy pojawił się u nas w Fenland, aby porozmawiać z moim ojcem. Od tamtej pory nie mogłam wyrzucić z umysłu jego zmarnowanego i wymęczonego widoku, jednak dzisiaj wyglądał jak zawsze cudownie, czarując wszystkich swoim wyglądem i zachowaniem.
- Tristianie - powiedziałam, dygając przed nim i rumieniąc się w podzięce za otrzymany komplement. - Jak zawsze niezwykle szarmancki…
Ale i on po chwili został porwany w wir powitań i rozmów, zostawiając mnie. Niedługo potem jednak przybyła Liliana wraz z moim ojcem, do których podeszłam, aby się przywitać. Ojciec jak zwykle był niezadowolony, że ciocia Cedrina zmusiła go aby wyszedł ze swojej posiadłości i spędził trochę czasu z ludźmi. Nie zdziwiłabym się, gdybym w połowie przyjęcia spotkała go wraz z Corvusem oraz lordem Cyngusem przy barku, popijających alkohol i grających w karty, albo rozmawiający o sprawach służbowych.
Do przywitania pozostała mi już tylko Evandra, która zatrzymała na dłużej swój wzrok na mojej i mojej siostry osobie. Obiecałam sobie, że z nią porozmawiam i wyjaśnię całą sytuację. Ona naprawdę nie zdawała sobie chyba sprawy, że o niczym nie wiedziałyśmy, a ojciec skutecznie odciął nas od tej sprawy, ale w końcu nigdy nie było nam po drodze i do teraz trwałyśmy w takim dziwnym letargu. Kiwnęłam jej jednak głową w geście przywitania, chociaż jej zbytnio nie lubiłam, to nie miała we mnie wroga.
- Gdzie ta moja mała pannica - powiedziałam w końcu obracając się i szukając małej Belli.
Podeszłam do niej, chwytając ją w swoje ramiona i nosząc ją na rękach (o Merlinie! to dziecko z dnia na dzień robiło się coraz cięższe!) podeszłam z nią do stołu. Ponieważ obok stołu była choinka. Zaczęłam się więc bawić z dzieckiem, czekając aż czas przywitań dobiegnie końca i w końcu wszyscy usiądą do stołu.


Za wilczym śladem podążę w zamieć
I twoje serce wytropię uparte
Przez gniew i smutek, stwardniałe w kamień
Rozpalę usta smagane wiatrem
Rosalie Yaxley
Rosalie Yaxley
Zawód : doradczyni w zarządzie w Rezerwacie jednorożców w Gloucestershire
Wiek : 22
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zamężna
Nienawidzę pająków... dlaczego to nie mogły być motyle?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Półwila
Jadalnia - Page 2 DByCxa2
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t649-rosalie-yaxley https://www.morsmordre.net/t696-smuzka#2194 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f288-fenland-yaxley-s-hall https://www.morsmordre.net/t3552-skrytka-bankowa-nr-174#62683 https://www.morsmordre.net/t955-rosalie-yaxley
Re: Jadalnia [odnośnik]13.08.16 1:27
Wciąż trzymając się rękoma oparcia krzesła narzeczonej odpowiedział uśmiechem na powitanie Evelyn, zatrzymując wzrok na twarzy dziewczyny, z nią widywał się ostatnio chyba częściej niż własną matką - mijali się w rezerwacie praktycznie codziennie.
- Evelyn - odezwał się do niej w nadzwyczaj dobrym jak na siebie nastroju, świąteczna atmosfera musiała mu się udzielić. - Obowiązki wobec rezerwatu wypełniam z zaszczytem - zapewnił ją, bo rzeczywiście na swój los nie skarżył się nigdy, a powinność rosła w nim silnie. Smoki były dziedzictwem ich krwi, spuścizną rodową, czy chciał tego, czy nie, musiał się nimi zająć. A tylko jego szczęściem było to, że rzeczywiście chciał - te pradawne mocarne bestie miały w sobie wyjątkowy, pradawny rodzaj magii, który zasługiwał na głębszy szacunek. Miały w sobie tradycję, coś z dawnego świata, w którym czarodzieje nie kryli się jeszcze jak szczury przed słabszymi od nich mugolami. Robił to już niemal dekadę, zdążył się przynajmniej przyzwyczaić. - Opowiedz lepiej, jak ty się u nas odnajdujesz - Dla niej wędrówka po korytarzach rezerwatu była czymś bardziej abstrakcyjnym, mniej codziennym, świeższym. - Spodobało ci się nasze laboratorium? Mam nadzieję, że Marjorie nie jest dla ciebie zbyt ostra. Być może odnajdziecie wspólny język, lady. - Tu spojrzał na Evandrę, Evelyn chyba nie miała przyjemności jeszcze poznać. - Evandra pomaga mi ostatnio z pewnymi... alchemicznymi kwestiami - przedstawił oględnie, ponoć nic nie zbliża tak wspólne zainteresowania; temat umierającego Devaugna pominął, nie był najszczęśliwszy przy świątecznym stole, a sama Evelyn z pewnością słyszała już jego historię - jeśli nie od niego, to od innych czarodziejów w rezerwacie. Nie poświęcił dłuższej uwagi nastroszonym jak wrony w kącie Blackom, jeśli zamierzali spędzić tam całe święta, mogli uprzedzić wcześniej, być może postawiono by dla nich drugą choinkę. Wśród rodziny czuł się swobodnie, maniery miał mniej dbałe, niż zazwyczaj, a z obecności (nie)proszonych gości zdawał sobie nic nie robić.
Uchwycił zaniepokojone spojrzenie Evandy, odpowiadając łagodnym uśmiechem - nie powinna się martwić. Obydwoje wiedzieli, jak poważny był stan smoka, ale ten wieczór miał być wieczorem pełnym spokoju i wyciszenia, szczęścia, pierwszym, ale nie ostatnim spędzanym przez Evandrę w Dover, symbolicznym przyjęciem jej przez jego rodzinę. Pomimo niechęci, jaką darzyła ją większa część rodziny - to ona miała  stać się jego żoną i matką jego syna, a co za tym idzie, również panią  tego domu. Jeszcze nim usiadła Tristan dłuższą chwilę obserwował, jak z gracją dyga przed kolejnymi gośćmi, jak jej włosy lśnią w blasku świec, jak tanecznie zwinnym ruchem lawiruje między czarodziejami, była półwilą. A on poddawał się jej urokowi.
Uściskał Lilianę, szeptem chwaląc jej prezencję - wyglądała zjawiskowo, nie było to pochlebstwo, a fakt, z którym nikt nie powinien się sprzeczać. Powitał również Druellę, obejmując ją delikatnie w talii jedną ręką - drugą wciąż trzymał na oparciu wysokiego krzesła narzeczonej.
- Doprawdy? - dopytał na jej słowa wyraźnie rozbawiony, przenosząc wzrok na Evelyn, poszukując na jej twarzy potwierdzenia lub zaprzeczenia, idąc w grę Druelli umyślnie zapewne pragnąc ją zawstydzić. Była wśród rodziny - nie licząc tych dwóch wron skrzeczących coś do siebie w kącie. Jego spojrzenie wnet uciekło za Rosalie unoszącą małą Bellę, we dwie tworzyły przepiękny obrazek.



the vermeil rose had blown in frightful scarlet and its thorns
o u t g r o w n

Tristan Rosier
Tristan Rosier
Zawód : Arystokrata, smokolog
Wiek : 32
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
the death of a beautiful woman is, unquestionably, the most poetical topic in the world
OPCM : 38 +2
UROKI : 30
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 1
CZARNA MAGIA : 60 +5
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 15 +6
Genetyka : Czarodziej
Jadalnia - Page 2 0a7fa580d649138e3b463d11570b940cc13967a2
Śmierciożercy
Śmierciożercy
https://www.morsmordre.net/t633-tristan-rosier#1815 https://www.morsmordre.net/t639-vespasien https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f97-dover-upper-rd-13 https://www.morsmordre.net/t2784-skrytka-bankowa-nr-96 https://www.morsmordre.net/t977p15-tristan-rosier
Re: Jadalnia [odnośnik]13.08.16 11:37
Słysząc słowa Dru skierowane do Tristana, rzuciła jej ukradkowe spojrzenie, ale nie dała po sobie poznać przelotnego zażenowania, jej policzki nie okryły się pąsem, a oczy nie uciekły gdzieś w bok. Tristan z pewnością wiedział, że był dla Evelyn niczym przyszywany starszy brat, że lubiła się z nim widywać, nawet jeśli tak często mieli do tego okazję w rezerwacie. Tam spotykali się na innym gruncie, mniej rodzinnym, a bardziej zawodowym, chociaż często, o ile oboje mieli czas, szukała okazji do rozmowy z nim.
W międzyczasie, kiedy już miała odpowiedzieć kuzynowi na jego pytania, pojawiła się także Liliana, którą Evelyn powitała z uśmiechem. Miała całkiem dobre relacje z młodszą Yaxleyówną, która w dzieciństwie interesowała się jej poczynaniami, w tamtym czasie nie zawsze godnymi dobrze urodzonej panny... No, ale Evelyn i Druella były dobrymi dowodami na to, że nawet krnąbrne, energiczne dziewczęta ze skłonnościami do niezbyt spokojnych zabaw mogą wyrosnąć na dobre szlachcianki, nie przynoszące ujmy swoim rodom. Jeśli mała Bellatrix wdała się w swoją matkę tak, jak na to wyglądało, również mogła w przyszłości stać się zdolną czarownicą godną swojego nazwiska i pochodzenia, na razie była po prostu dzieckiem, na widok którego Evelyn aż zatęskniła za czasami, kiedy sama była w tym wieku i nie musiała jeszcze do tego stopnia wbijać się w rolę idealnej przedstawicielki rodu. Za czasami, kiedy mogła po prostu bawić się na dachu, w piwnicach lub ogrodach i szklarniach, kradnąc dla siebie każdą wolną chwilę, kiedy nie musiała uczyć się tych wszystkich niezbędnych umiejętności, spośród których większość ceniła nawet teraz, ale jednak zawsze towarzyszyła jej pewna tęsknota za zabawą i przeżywaniem dreszczyku emocji, gdy odkrywała coś nowego, lub robiła coś niekoniecznie dozwolonego.
Zdawała sobie sprawę z tego, jak ważny był dla Tristana rezerwat. Był dla niego odwieczną spuścizną rodu, tak jak dla niej alchemia. Ale i dla niej rezerwat był ważny (była przecież w połowie Rosierem!), a praca w nim również dla niej była zaszczytem, mogła łączyć w niej dziedzictwo obu rodów, z których się wywodziła i czerpać głęboką dumę ze swoich niezwykłych korzeni.
- Rezerwat jest naprawdę wspaniały, Tristanie, cieszę się, że również mogę mieć swój wkład w jego funkcjonowanie. – Nawet jeśli była tylko podrzędną, początkującą alchemiczką, lubiła wierzyć, że jej praca również jest ważna. Miała w końcu ambicje, by zajść wyżej, by nie pozostawać już zawsze pod czyjąś pieczą, a jak najszybciej udowodnić, że można jej powierzać poważniejsze zadania. – Laboratorium jest bardzo dobrym miejscem pracy dla każdego alchemika... Smoki przelatujące nad szklanym dachem robią wrażenie, to spora odmiana po piwnicach Slughornów, ale już się przyzwyczaiłam, a lady Marjorie jest naprawdę utalentowaną alchemiczką, praca z nią jest pouczającym doświadczeniem. – Evelyn zawsze ceniła osoby, które mogły ją czegoś nauczyć, a praca pod pieczą Marjorie Rosier była pewną odmianą po pracy z ojcem oraz własnej, niezależnej, musiała nauczyć się współpracy z kimś innym, i na szczęście nie skończyło się to konfliktem, jak w przypadku jej kuzyna od strony Slughornów, Quentina, który śmiał obarczać ją winą za porażkę podczas wspólnego przyrządzania eliksiru w ramach rodzinnej współpracy.
Gdy wspomniał o pomocy ze strony Evandry, Evelyn domyśliła się, o co mu chodziło, chyba każdy w rezerwacie słyszał o umierającym smoku. Skinęła więc smutno głową, bo i jej jego los nie był obojętny, zwłaszcza że Devaugn był tak ważny dla Tristana. Miała nadzieję, że znajdą dla niego lekarstwo, sama Evelyn chętnie by pomogła, gdyby Tristan zdecydował się zaangażować również ją, ale najwyraźniej póki co wystarczała mu pomoc Evandry.
Rozejrzała się raz jeszcze po zebranych, spora część rodziny była już obecna, co znaczyło, że świąteczny obiad pewnie wkrótce się rozpocznie, choć trochę żałowała, że będzie siedzieć daleko od Tristana i Druelli, i nie będzie mogła z nimi tak łatwo rozmawiać.




Felix, qui potuit rerum cognoscere causas.

Evelyn Slughorn
Evelyn Slughorn
Zawód : Dama, alchemiczka w rezerwacie smoków
Wiek : 23
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
Szczęśliwy, kto zdołał poznać przyczyny wszechrzeczy.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t2975-evelyn-slughorn https://www.morsmordre.net/t3222-poczta-evelyn https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f291-westmorland-dworek-nad-zatoka https://www.morsmordre.net/t3967-skrytka-bankowa-nr-779 https://www.morsmordre.net/t3224-evelyn-slughorn

Strona 2 z 4 Previous  1, 2, 3, 4  Next

Jadalnia
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach