Sala centralna
AutorWiadomość
Sala Centralna
W Sali Centralnej poza zwyczajową sztuką zamknięta w złote ramy można też doświadczyć swoistego rodzaju spektaklu, który odbywa się tutaj przy udziale tych magicznych dzieł. Raz dziennie obrazy zamieniają się miejscami by tego dokonać wszystkie unoszą się przez co wirując pod sufitem odnajdują dla siebie nowe miejsce. Całość trwa tylko chwilkę, ale uczestniczenie w tym doświadczeniu zdecydowanie przynosi uśmiech na twarz.
Do Sali centralnej można dostać się z Sali zachodniej, z niej zaś można się można do sal: zachodniej, północnej i wschodniej. Na środku pomieszczenia ustawiona została podłużna ławeczka, na której można odpocząć, lub położyć się by podziwiać namalowany na suficie fresk przedstawiający I Wojnę Czarodziejów.
Do Sali centralnej można dostać się z Sali zachodniej, z niej zaś można się można do sal: zachodniej, północnej i wschodniej. Na środku pomieszczenia ustawiona została podłużna ławeczka, na której można odpocząć, lub położyć się by podziwiać namalowany na suficie fresk przedstawiający I Wojnę Czarodziejów.
[bylobrzydkobedzieladnie]
Ostatnio zmieniony przez Mistrz gry dnia 25.03.22 21:11, w całości zmieniany 1 raz
- Masz rację - przytaknęłam mu, kiwając głową. - Nie ma co pchać się póki co tam do sali, na pewno będzie okazja zobaczyć cudowne obrazy Lyry i zdążę coś zakupić, a jeśli nie, to najwyżej poproszę ją, aby mi coś namalowała.
Nasze relacje w pewnym sensie poprawiły się, więc sądzę, że nie będzie żadnym problemem, aby panna Weasley wyświadczyła mi tą cudowną przysługę. Słysząc jego kolejne słowa, znów się zarumieniłam. Oh, dlaczego lord Fawley nie jest z rodu Ollivanderów? Mógłby wtedy stać o tutaj, na miejscu Marina i mi towarzyszyć. Ale nie mogłam narzekać. Mogłam przyjść w dużo gorszym towarzystwie, bez, albo w ogóle się nie pojawić. A to byłoby już niegrzeczne z mojej strony.
Zaczął prowadzić mnie ku jednej z sal. Jak się okazało, trafiliśmy do tej środkowej. Na początku nie zwróciłam uwagi na obrazy, ani na stojący gdzieś dalej stojaczek z notką na temat autora lub autorki. Skupiłam się na lordzie Ollivanderze i jego ostatniej wypowiedzi.
- Naprawdę mi pan schlebia - odparłam. - Proszę nie martwić się ojcem, jestem w stu procentach pewna, że już niedługo znajdzie pan swoją wybrankę.
Posłałam mu lekki uśmiech. Wątpiłam, abym to była ja. Póki co byłam zbyt zrozpaczona po ostatniej porażce, aby móc na poważnie myśleć o jakimś nowym związku. Chyba póki co zostawiłam tę sprawę swojemu nestorowi i ojcu, skoro tak podoba im się decydowanie o moim życiu, to niech decydują. Droga wolna.
Odstawiłam pusty kieliszek na tacę przechodzącego obok kelnera i zgarnęłam kolejny. Ochoczo podeszłam do pierwszego obrazu z lewej, skoro już tu weszliśmy, to wypadałoby coś obejrzeć. Przyjrzałam się, lekko marszcząc nos.
- Lord i jego służący - przeczytałam na głos.
Ja nie widziałam tam dwójki mężczyzn, co właściwie nie powinno zostać tak wywieszane. Kto to pomyślał, aby propagandowa tak haniebne zachowanie? Ja widziałam kobietę i mężczyznę, którzy są razem, ale jakby cierpią. Zrobiło mi się bardzo przykro, kiedy tak na to patrzyłam. Widziałam tam siebie i lorda Fawley’a, przed dosłownie tygodnia. Bardzo świeże, bolące rany.
- Widzisz tu dwóch mężczyzn? Dla mnie to kobieta i mężczyzna, bardzo przykry obraz. Pesymistyczny - dodałam.
Spojrzałam na Marina czekając na jego reakcję. Byłam ciekawa, co on tutaj widzi. No i też nie bez powodu odwróciłam swój wzrok od tego obrazu. Naprawdę sprawiał mi przykrość, szybko zanurzyłam usta w alkoholu, błądząc gdzieś spojrzeniem po ścianach, szukając czegoś na czym mogłabym się zawiesić i o tym nie myśleć. W końcu trafiłam z powrotem na Marina i to w nim, czy może raczej w jego koszulki, utkwiłam swój wzrok.
Nasze relacje w pewnym sensie poprawiły się, więc sądzę, że nie będzie żadnym problemem, aby panna Weasley wyświadczyła mi tą cudowną przysługę. Słysząc jego kolejne słowa, znów się zarumieniłam. Oh, dlaczego lord Fawley nie jest z rodu Ollivanderów? Mógłby wtedy stać o tutaj, na miejscu Marina i mi towarzyszyć. Ale nie mogłam narzekać. Mogłam przyjść w dużo gorszym towarzystwie, bez, albo w ogóle się nie pojawić. A to byłoby już niegrzeczne z mojej strony.
Zaczął prowadzić mnie ku jednej z sal. Jak się okazało, trafiliśmy do tej środkowej. Na początku nie zwróciłam uwagi na obrazy, ani na stojący gdzieś dalej stojaczek z notką na temat autora lub autorki. Skupiłam się na lordzie Ollivanderze i jego ostatniej wypowiedzi.
- Naprawdę mi pan schlebia - odparłam. - Proszę nie martwić się ojcem, jestem w stu procentach pewna, że już niedługo znajdzie pan swoją wybrankę.
Posłałam mu lekki uśmiech. Wątpiłam, abym to była ja. Póki co byłam zbyt zrozpaczona po ostatniej porażce, aby móc na poważnie myśleć o jakimś nowym związku. Chyba póki co zostawiłam tę sprawę swojemu nestorowi i ojcu, skoro tak podoba im się decydowanie o moim życiu, to niech decydują. Droga wolna.
Odstawiłam pusty kieliszek na tacę przechodzącego obok kelnera i zgarnęłam kolejny. Ochoczo podeszłam do pierwszego obrazu z lewej, skoro już tu weszliśmy, to wypadałoby coś obejrzeć. Przyjrzałam się, lekko marszcząc nos.
- Lord i jego służący - przeczytałam na głos.
Ja nie widziałam tam dwójki mężczyzn, co właściwie nie powinno zostać tak wywieszane. Kto to pomyślał, aby propagandowa tak haniebne zachowanie? Ja widziałam kobietę i mężczyznę, którzy są razem, ale jakby cierpią. Zrobiło mi się bardzo przykro, kiedy tak na to patrzyłam. Widziałam tam siebie i lorda Fawley’a, przed dosłownie tygodnia. Bardzo świeże, bolące rany.
- Widzisz tu dwóch mężczyzn? Dla mnie to kobieta i mężczyzna, bardzo przykry obraz. Pesymistyczny - dodałam.
Spojrzałam na Marina czekając na jego reakcję. Byłam ciekawa, co on tutaj widzi. No i też nie bez powodu odwróciłam swój wzrok od tego obrazu. Naprawdę sprawiał mi przykrość, szybko zanurzyłam usta w alkoholu, błądząc gdzieś spojrzeniem po ścianach, szukając czegoś na czym mogłabym się zawiesić i o tym nie myśleć. W końcu trafiłam z powrotem na Marina i to w nim, czy może raczej w jego koszulki, utkwiłam swój wzrok.
Za wilczym śladem podążę w zamieć
I twoje serce wytropię uparte
Przez gniew i smutek, stwardniałe w kamieńRozpalę usta smagane wiatrem
I twoje serce wytropię uparte
Przez gniew i smutek, stwardniałe w kamieńRozpalę usta smagane wiatrem
Rosalie Yaxley
Zawód : doradczyni w zarządzie w Rezerwacie jednorożców w Gloucestershire
Wiek : 22
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zamężna
Nienawidzę pająków... dlaczego to nie mogły być motyle?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Półwila
Nieaktywni
- Jednak czasami opłaca się znać popularne osoby. Czasami sobie wyobrażam jakby to było urodzić się bez szlacheckich korzeni. Ale ilość wad mnie przeraża, nie chciałbym tego zmienić. - skomentował tylko beznamiętnie Marin i mrugnął okiem do Rosalie.
Marin miał podobno w sobie bardzo dużo zalet, ale w praniu dopiero wychodziły jego wady. Czasami ciężko było wytrzymać z takim pracoholikiem. Z braku zajęcia w ostatnim czasie młody Ollivander robił wszystko po to, żeby nie myśleć o swoich problemach: braku narzeczonej, braku rozrywki, braku towarzystwa. Nie narzekał na to za bardzo, to wszystko było z wyboru. Odsunął się trochę od ludzi po tym jak dowiedział się, że Leandra poślubiła kogoś innego. Wiedział, że między nimi nie może do niczego dojść, nie dość, że przyjaźnił się z Perseusem to jeszcze była z rodu Averych. Biedny chłopak.
Gdy pojawili się w środkowej sali Marin również nie zwrócił początkowo uwagi na tym co zostało tam zaprezentowane. Raczej skupił się na rozmowie z lady Yaxley, która okazała się bardzo trafnym wyborem jeśli chodzi o towarzystwo na tego wieczoru. - Och, chyba już się tym nie martwie. Najwyżej usłyszę pewnego dnia od nestora, że przyszedł na mnie czas i odpowiedzialność za ród poniekąd spoczywa w moich rękach i muszę wziąć za żonę tą, którą on wskaże. Byłoby wesoło. - dodał trochę markotnie Marin, który chyba już nie wierzył w to, że przypomni sobie o tym, że można być z kimś szczęśliwym.
Pogodził się w sumie z tym, że w najbliższej przyszłości jedyny uśmiech jaki będzie szczerze gościł na jego twarzy to ten wywołany widokiem małej fortuny, której zaczynał się dorabiać. Ale w sumie na co mu były te pieniądze, których nie będzie miał z kim wydać? Inaczej. Nie będzie miał ich wydać dla kobiety, która będzie cenniejsza od wszystkich skarbów świata. Może był niepoprawnym romantykiem w głębi serca, ale rzadko pozwalał mu wyjśc za zewnątrz.
Gdy w końcu z zadumy wyrwał Marina głos Rosalie okazało się, że również trzyma w dłoni pełny kieliszek szampana z którego postanowił upić kilka łyczków. Nagle znaleźli się przed obrazem, który w mniemaniu Marina był lekko kontrowersyjny. Lord i jego służący?
- Może to popis jakiegoś niespełnionego miłośnie artysty? - skomentował tytuł Marin.
Nie widział we współczesnej sztuce miejsca na takie obrazy. Owszem, rozumiał to, że sztuka jest sztuką i powinna poruszać tematy, które są przejawem duszy artysty, ale po takim obrazie można było chyba wyczytać tylko to, że jest zwolennikiem homoseksualizmu. Mimo tego, że obraz nie ujednolicił płci osób to tytuł jednoznacznie wskazywał na kontrowersję.
- Nie wiem, czasami wydaję mi się, że to kobieta i mężczyzna, ale później zauważam, że to mężczyźni. Nie sądzisz, że to specjalny zabieg? Żeby budzić kontrowersje? - zapytał patrząc na obraz i czując lekki niesmak. Ujął za rękę lady Yaxley i poprowadził ją ku następnemu obrazowi.
- Nie sądzisz, że obraz jest całkiem interesujący dopóki nie poznasz tytułu? Czego pragną.. To takie jakby... Przedstawienie gustu mężczyzn, których interesuje tylko kobiece ciało bez względu na duszę i charakter. Dlatego nie czuć tu żadnych emocji poza pożądaniem, jak dla mnie.
Marin miał podobno w sobie bardzo dużo zalet, ale w praniu dopiero wychodziły jego wady. Czasami ciężko było wytrzymać z takim pracoholikiem. Z braku zajęcia w ostatnim czasie młody Ollivander robił wszystko po to, żeby nie myśleć o swoich problemach: braku narzeczonej, braku rozrywki, braku towarzystwa. Nie narzekał na to za bardzo, to wszystko było z wyboru. Odsunął się trochę od ludzi po tym jak dowiedział się, że Leandra poślubiła kogoś innego. Wiedział, że między nimi nie może do niczego dojść, nie dość, że przyjaźnił się z Perseusem to jeszcze była z rodu Averych. Biedny chłopak.
Gdy pojawili się w środkowej sali Marin również nie zwrócił początkowo uwagi na tym co zostało tam zaprezentowane. Raczej skupił się na rozmowie z lady Yaxley, która okazała się bardzo trafnym wyborem jeśli chodzi o towarzystwo na tego wieczoru. - Och, chyba już się tym nie martwie. Najwyżej usłyszę pewnego dnia od nestora, że przyszedł na mnie czas i odpowiedzialność za ród poniekąd spoczywa w moich rękach i muszę wziąć za żonę tą, którą on wskaże. Byłoby wesoło. - dodał trochę markotnie Marin, który chyba już nie wierzył w to, że przypomni sobie o tym, że można być z kimś szczęśliwym.
Pogodził się w sumie z tym, że w najbliższej przyszłości jedyny uśmiech jaki będzie szczerze gościł na jego twarzy to ten wywołany widokiem małej fortuny, której zaczynał się dorabiać. Ale w sumie na co mu były te pieniądze, których nie będzie miał z kim wydać? Inaczej. Nie będzie miał ich wydać dla kobiety, która będzie cenniejsza od wszystkich skarbów świata. Może był niepoprawnym romantykiem w głębi serca, ale rzadko pozwalał mu wyjśc za zewnątrz.
Gdy w końcu z zadumy wyrwał Marina głos Rosalie okazało się, że również trzyma w dłoni pełny kieliszek szampana z którego postanowił upić kilka łyczków. Nagle znaleźli się przed obrazem, który w mniemaniu Marina był lekko kontrowersyjny. Lord i jego służący?
- Może to popis jakiegoś niespełnionego miłośnie artysty? - skomentował tytuł Marin.
Nie widział we współczesnej sztuce miejsca na takie obrazy. Owszem, rozumiał to, że sztuka jest sztuką i powinna poruszać tematy, które są przejawem duszy artysty, ale po takim obrazie można było chyba wyczytać tylko to, że jest zwolennikiem homoseksualizmu. Mimo tego, że obraz nie ujednolicił płci osób to tytuł jednoznacznie wskazywał na kontrowersję.
- Nie wiem, czasami wydaję mi się, że to kobieta i mężczyzna, ale później zauważam, że to mężczyźni. Nie sądzisz, że to specjalny zabieg? Żeby budzić kontrowersje? - zapytał patrząc na obraz i czując lekki niesmak. Ujął za rękę lady Yaxley i poprowadził ją ku następnemu obrazowi.
- Nie sądzisz, że obraz jest całkiem interesujący dopóki nie poznasz tytułu? Czego pragną.. To takie jakby... Przedstawienie gustu mężczyzn, których interesuje tylko kobiece ciało bez względu na duszę i charakter. Dlatego nie czuć tu żadnych emocji poza pożądaniem, jak dla mnie.
Gość
Gość
- Proszę nawet tak nie mówić, nie wyobrażam sobie, że miałabym zrezygnować ze swojego poziomu życia i zniżyć się do kogoś nieszlachetnego, albo co gorsza, pochodzenia mugolskiego - powiedziałam, z pewnego rodzaju obrzydzeniem. - Jak dobrze, że szlachta ma się w najlepszym porządku. Co ja bym zrobiła bez służby, skrzatów i trolli?
Uśmiechnęłam się do niego lekko. Chyba wolałabym umrzeć, niż zrezygnować z tego co posiadam. Nie zniosłabym tego, gdybym nagle miała opuścić Fenland, przeprowadzić się do jakiegoś mieszkania w centrum i tak żyć? Na takiej małej powierzchni? Nigdy.
- Nawet jeśli, to jestem pewna, że wybiorą znakomicie. Tyle jest teraz młodych panien na wydaniu - powiedziałam, by zaraz zaśmiać się cicho. - To zabrzmiało, jakbym była już w wieku, co najmniej, mego ojca.
Miałam nadzieję, że moje słowa chociaż trochę go rozbawią, nie chciałabym, żeby ze względu na ten temat, o którym teraz rozmawialiśmy, mężczyzna miał mieć gorszy nastrój. Miałam wrażenie, że mężczyzna bardzo pragnął miłości, tak jak ja jeszcze niedawno. I czuję, że gdybyśmy spotkali się wcześniej, rok, może pół roku temu, to nosiłabym na palcu pierścionek zaręczynowy od niego, a nie dostawała duszności i lądowała w Świętym Mungu, z powodu niezgody mojego nestora na mój związek.
Wysłuchałam go uważnie, kiedy mówił, że miał być to kontrowersyjny obraz. I zdecydowanie był, na co przytakiwałam głową. Odetchnęłam z ulgą, kiedy zaprowadził mnie do kolejnego obrazu, nie miałam ochoty rozmawiać na tamten temat.
Ten obraz przedstawiał kobietę, nagą, przykrytą różami. Od razu pomyślałam o Rosierach i pięknych dziedziczkach tego rodu. Zmarszczyłam brwi, dziwnie patrzyło mi się na tak ukazane kobiece ciało.
- Jest interesujący i bardzo prawdziwy - powiedziałam cicho. - W tych czasach, bez obrazy, wielu mężczyzn traktuje kobiety tylko jak osobę, która wyda mu syna i jako zdobycz, byle by była piękniejsza od innych. Naprawdę tego pragną mężczyźni? Tylko pożądają? Może to jakaś skrzywdzona życiem, a raczej przez mężczyznę, autorka, która wyraża tak swój żal?
Bałam się tego obrazu. Bałam się, że pokazuje brutalną prawdę. Moim największym marzeniem było pokochać swojego męża i żeby on kochał mnie. Najgorszym co mogłoby się stać, to pojęcie mnie za żonę przez mężczyznę, który chciałby tego tylko dlatego, że odznaczam się nieprzeciętną urodą, ze względu na swoje geny. Wtedy to ja mogłabym tak leżeć, pośród róż albo lilii wodnych i cieszyć jego oko.
- Podejdźmy dalej - poprosiłam, podchodząc do kolejnego obrazu.
Widząc go, szybko zasłoniłam usta dłonią, bo wydarło się z nich ciche jęknięcie. Ten obraz, o ile obrazem można było go nazwać, być najdziwniejszy. Patrzyłam na to i miałam wrażenie, że one się dwoją i troją i pokazują… nawet nie chcę myśleć o tym, co pokazują.
Szybko odwróciłam wzrok i ukryłam twarz w ramieniu Ollivandera. Ten obraz powodował u mnie smutek, niechęć, obrzydzenie.
- Okropne, jak można namalować coś tak okropnego - powiedziałam, ze złością w głosie?
Uśmiechnęłam się do niego lekko. Chyba wolałabym umrzeć, niż zrezygnować z tego co posiadam. Nie zniosłabym tego, gdybym nagle miała opuścić Fenland, przeprowadzić się do jakiegoś mieszkania w centrum i tak żyć? Na takiej małej powierzchni? Nigdy.
- Nawet jeśli, to jestem pewna, że wybiorą znakomicie. Tyle jest teraz młodych panien na wydaniu - powiedziałam, by zaraz zaśmiać się cicho. - To zabrzmiało, jakbym była już w wieku, co najmniej, mego ojca.
Miałam nadzieję, że moje słowa chociaż trochę go rozbawią, nie chciałabym, żeby ze względu na ten temat, o którym teraz rozmawialiśmy, mężczyzna miał mieć gorszy nastrój. Miałam wrażenie, że mężczyzna bardzo pragnął miłości, tak jak ja jeszcze niedawno. I czuję, że gdybyśmy spotkali się wcześniej, rok, może pół roku temu, to nosiłabym na palcu pierścionek zaręczynowy od niego, a nie dostawała duszności i lądowała w Świętym Mungu, z powodu niezgody mojego nestora na mój związek.
Wysłuchałam go uważnie, kiedy mówił, że miał być to kontrowersyjny obraz. I zdecydowanie był, na co przytakiwałam głową. Odetchnęłam z ulgą, kiedy zaprowadził mnie do kolejnego obrazu, nie miałam ochoty rozmawiać na tamten temat.
Ten obraz przedstawiał kobietę, nagą, przykrytą różami. Od razu pomyślałam o Rosierach i pięknych dziedziczkach tego rodu. Zmarszczyłam brwi, dziwnie patrzyło mi się na tak ukazane kobiece ciało.
- Jest interesujący i bardzo prawdziwy - powiedziałam cicho. - W tych czasach, bez obrazy, wielu mężczyzn traktuje kobiety tylko jak osobę, która wyda mu syna i jako zdobycz, byle by była piękniejsza od innych. Naprawdę tego pragną mężczyźni? Tylko pożądają? Może to jakaś skrzywdzona życiem, a raczej przez mężczyznę, autorka, która wyraża tak swój żal?
Bałam się tego obrazu. Bałam się, że pokazuje brutalną prawdę. Moim największym marzeniem było pokochać swojego męża i żeby on kochał mnie. Najgorszym co mogłoby się stać, to pojęcie mnie za żonę przez mężczyznę, który chciałby tego tylko dlatego, że odznaczam się nieprzeciętną urodą, ze względu na swoje geny. Wtedy to ja mogłabym tak leżeć, pośród róż albo lilii wodnych i cieszyć jego oko.
- Podejdźmy dalej - poprosiłam, podchodząc do kolejnego obrazu.
Widząc go, szybko zasłoniłam usta dłonią, bo wydarło się z nich ciche jęknięcie. Ten obraz, o ile obrazem można było go nazwać, być najdziwniejszy. Patrzyłam na to i miałam wrażenie, że one się dwoją i troją i pokazują… nawet nie chcę myśleć o tym, co pokazują.
Szybko odwróciłam wzrok i ukryłam twarz w ramieniu Ollivandera. Ten obraz powodował u mnie smutek, niechęć, obrzydzenie.
- Okropne, jak można namalować coś tak okropnego - powiedziałam, ze złością w głosie?
Za wilczym śladem podążę w zamieć
I twoje serce wytropię uparte
Przez gniew i smutek, stwardniałe w kamieńRozpalę usta smagane wiatrem
I twoje serce wytropię uparte
Przez gniew i smutek, stwardniałe w kamieńRozpalę usta smagane wiatrem
Rosalie Yaxley
Zawód : doradczyni w zarządzie w Rezerwacie jednorożców w Gloucestershire
Wiek : 22
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zamężna
Nienawidzę pająków... dlaczego to nie mogły być motyle?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Półwila
Nieaktywni
- Nie miałem nawet na myśli zejście z obecnego poziomu życia, bo nie wyobrażam sobie mimo wszystko zmiany tego w jakimkolwiek stopniu. Muszę przyznać, że obecne życie jest bardzo wygodne. - uśmiechnął się tylko widząc, że Rosalie nie do końca zrozumiała to, o co mu chodziło. - Gdyby nie skrzaty i trolle nie byłoby się z kogo śmiać, bo wprost nie wypada szydzić nam ze swoich kolegów.
Życie jako szlachcic było, oczywiscie, bajeczne. Nie musiał przejmować się codziennymi problemami takimi jak gotowanie, sprzątanie i inne tego typu sprawy. Nie przejmował się obecnie nawet majątkiem, który regularnie się rozrastał. Jedynym zmartwieniem było to, żeby zawsze wypadać w dobrym świetle i nie przynosić hańby rodowi. Można powiedzieć, że tylko, ale to naprawdę czasami ciężkie było do wykonania. Nie mógł ot tak wyjść sobie na miasto i upić się do nieprzytomności, żeby zasnąć gdzieś w rynsztoku. A bardzo często zdarzało się tak, że miał ochotę rzucić wszystkim i zacząć żyć właśnie w ten sposób. Może po prostu mu kogoś brakowało?
- Oczywiście, pozostaje tylko kwestia tego, czy chcę, żeby ktoś za mnie podejmował decyzję i ustalał mi związek dopóki śmierć go nie rozłączy. Ale to chyba wciąż zbyt wrażliwy temat i pozostaje mi się tylko z tym pogodzić. - skomentował nie wiedząc nawet o tym, że lady Yaxley miała w przeszłości już nieprzyjemność doświadczenie podobnej sytuacji. Ale z drugiej strony jeżeli chciałby omijać wszystkie potencjalnie nieprzyjemne tematy to musieliby rozmawiać tylko o tym, że ładna pogoda była w ostatnim czasie.
- Gorsze jest to, że potraktowałaś swoją płeć jakby była materiałem na wystawie, którego trzeba się szybko pozbyć. - zaśmiał się teraz Marin.
Właściwie mimo wszystko zeszli do tematu, który poruszony był skądinąd na obrazie. Przedstawienie kobiety jako ciała, jako przedmiotu, który jest jakby rzeczą kultu. Lady Yaxley oczywiście miała rację. Znaczna większość mężczyzn patrzyła na kobiety przez pryzmat tego czy ich wygląd jest atrakcyjny i czy ładnie będa wyglądać i ich boku. Ale czy to coś złego? W rodach szlacheckich kładziono nacisk na to, by prezentować się godnie. Czy to nie była jedna z ważniejszych rzeczy, żeby posiadać atrakcyjnego partnera lub atrakcyjną partnerkę?
- Masz trochę racji. Ale moim zdaniem to już indywidualna kwestia podejścia do tej sprawy. Nie wyobrażam sobie, żebym mógł spędzić życie z kimś, kto tylko ładnie wygląda. I co? Rozmawiałbym z nią tylko wtedy, gdy wychodzimy do ludzi, bo poza miejscami publicznym jesteśmy sobie obcy i nie mamy nawet wspólnych tematów do rozmów? Cóz... I tak się chyba już zbytnio rozmarzyłem.
Marin jedynego czego w życiu nie chciał to tego, by powrót do domu był dla niego męką. Żeby nie czuł się tam jak w domu i myślał tylko o tym, żeby przebyć sam. Ta myśl przerażała go od momentu kiedy podróżował po świecie. Oczywiście w jego mniemaniu samotnie.
Gdy tylko podeszli do następnego obrazu na prośbę Rosalie Marin w kilka chwil odwrócił wzrok.
- Chodźmy stąd, nie wiem czy jakiekolwiek słowa z moich ust mogą wynagrodzić Ci to co musieliśmy to zobaczyć. Masz może ochotę na zapicie tego co własnie zauważyliśmy?
zt
Życie jako szlachcic było, oczywiscie, bajeczne. Nie musiał przejmować się codziennymi problemami takimi jak gotowanie, sprzątanie i inne tego typu sprawy. Nie przejmował się obecnie nawet majątkiem, który regularnie się rozrastał. Jedynym zmartwieniem było to, żeby zawsze wypadać w dobrym świetle i nie przynosić hańby rodowi. Można powiedzieć, że tylko, ale to naprawdę czasami ciężkie było do wykonania. Nie mógł ot tak wyjść sobie na miasto i upić się do nieprzytomności, żeby zasnąć gdzieś w rynsztoku. A bardzo często zdarzało się tak, że miał ochotę rzucić wszystkim i zacząć żyć właśnie w ten sposób. Może po prostu mu kogoś brakowało?
- Oczywiście, pozostaje tylko kwestia tego, czy chcę, żeby ktoś za mnie podejmował decyzję i ustalał mi związek dopóki śmierć go nie rozłączy. Ale to chyba wciąż zbyt wrażliwy temat i pozostaje mi się tylko z tym pogodzić. - skomentował nie wiedząc nawet o tym, że lady Yaxley miała w przeszłości już nieprzyjemność doświadczenie podobnej sytuacji. Ale z drugiej strony jeżeli chciałby omijać wszystkie potencjalnie nieprzyjemne tematy to musieliby rozmawiać tylko o tym, że ładna pogoda była w ostatnim czasie.
- Gorsze jest to, że potraktowałaś swoją płeć jakby była materiałem na wystawie, którego trzeba się szybko pozbyć. - zaśmiał się teraz Marin.
Właściwie mimo wszystko zeszli do tematu, który poruszony był skądinąd na obrazie. Przedstawienie kobiety jako ciała, jako przedmiotu, który jest jakby rzeczą kultu. Lady Yaxley oczywiście miała rację. Znaczna większość mężczyzn patrzyła na kobiety przez pryzmat tego czy ich wygląd jest atrakcyjny i czy ładnie będa wyglądać i ich boku. Ale czy to coś złego? W rodach szlacheckich kładziono nacisk na to, by prezentować się godnie. Czy to nie była jedna z ważniejszych rzeczy, żeby posiadać atrakcyjnego partnera lub atrakcyjną partnerkę?
- Masz trochę racji. Ale moim zdaniem to już indywidualna kwestia podejścia do tej sprawy. Nie wyobrażam sobie, żebym mógł spędzić życie z kimś, kto tylko ładnie wygląda. I co? Rozmawiałbym z nią tylko wtedy, gdy wychodzimy do ludzi, bo poza miejscami publicznym jesteśmy sobie obcy i nie mamy nawet wspólnych tematów do rozmów? Cóz... I tak się chyba już zbytnio rozmarzyłem.
Marin jedynego czego w życiu nie chciał to tego, by powrót do domu był dla niego męką. Żeby nie czuł się tam jak w domu i myślał tylko o tym, żeby przebyć sam. Ta myśl przerażała go od momentu kiedy podróżował po świecie. Oczywiście w jego mniemaniu samotnie.
Gdy tylko podeszli do następnego obrazu na prośbę Rosalie Marin w kilka chwil odwrócił wzrok.
- Chodźmy stąd, nie wiem czy jakiekolwiek słowa z moich ust mogą wynagrodzić Ci to co musieliśmy to zobaczyć. Masz może ochotę na zapicie tego co własnie zauważyliśmy?
zt
Gość
Gość
Cała wielość pięknych twarzy, które w złocie odbijały się od świateł świec, albo elektryczności, cała ta wielość migotała mi po oczach, kiedy starałam się stawiać prosto stopy i dość w końcu do samego końca korytarza. Było tu tak wiele znanych twarzy. Co jakiś czas mówiłam: - Barry, przecież to ten co gra w Sokołach! A to ta baletowa o której pisali, że się spotyka z lordem po kryjomu - powiadamiając go o każdej, każdej plotce, którą zdążyłam przeczytać w ostatnich numerach Czarownicy. Wierzcie, bądź nie, ale nie cztałam prawie wcale pisemka od długich lat, więc kiedy Barry zaprosił mnie to uznałam, że powinnam się nieco wyszkolić, kupiłam trzy ostatnie numery i dowiedziałam się kto jest modny i kto z kim co. Nie wiem sama, czy Barry, bądź sami komentowani mieli pojęcie co według tego pisemka robią, ale ja o tym wszystkim wiedziałam i mogłam im o tym powiedzieć. To znaczy, mogłabym, ale Barry nie pozwalał mi z nikim rozmawiać. Trzymał mi ręce tak, żebym nie mogła też macać ludzi po twarzach. Myślałam, że nigdy nie dojdziemy do sali, a jednak daliśmy radę. W sali nie ma dużo obrazów. Są trzy, zamykam oczy, bo jesteśmy tu sami. Zamknięte mam oczy i zachwiałam się tak, że przez chwilę prawie wpadłam na Barrego, może nawet trochę na niego się zachwiałam? - Barry, czuje róże, czujesz róże też? - mówię rozmarzona, wdychając ten wspaniały zapach. Bardzo lubiłam róże, chociaż chyba konwalie jeszcze mocniej.
- Znasz się na sztuce, Barry? - mówię, kiedy staneliśmy przed płotnami a one MÓWIĄ do nas, tylko że mi się zmysły stępiły na moment i niewiele rozumiem.
- Znasz się na sztuce, Barry? - mówię, kiedy staneliśmy przed płotnami a one MÓWIĄ do nas, tylko że mi się zmysły stępiły na moment i niewiele rozumiem.
I get down to Beat poetry ◇ They say I'm too young to love you I don't know what I need They think I don't understand The freedom land of the seventies I think I'm too cool to know ya You say I'm like the ice I freeze I'm churning out novels like Beat poetry on Amphetamines endlesslove
Weasley zbytnio nie był na bieżąco z gazetą, zazwyczaj to wiedział od plotek, które zasłyszał w którymś ze sklepów. Dlatego przytakiwał przy każdej wiadomości od Polki i chciał zaproponować jej, że może ją zapoznać z owymi sławami. Ale zanim te słowa wymówił, zmienił zdanie. Niebezpiecznie było posyłać ją w dialog z arystokracją, gdy Polka była naćpana. Gdyby była czysta, jak on dzisiejszego wieczoru, to bez wahania rzuciłby ją w nieszczęsny wir arystokratyczny, którego najchętniej by unikał jak ognia. Tym bardziej był rad tego, że dziś może spokojnie nawet swego brata omijać dalekim łukiem i spędzi czas z nawet śliczną dziewczyną. Nawet uśmiechał się, gdy oboje spokojnym krokiem przeszli do sali środkowej. Lecz gdy Polka zachwiała się w jego stronę, ten stanął i instynktownie odwrócił się w jej stronę i przygotował nawet ręce w razie gdyby wpadła na niego. Ale na szczęście udało się Polce zachować równowagę, na co odetchnął z ulgą.
- Jakie róóóó... faktycznie.- początkowo nie wyczuwał niczego innego od perfumów Polki, lecz do jego nozdrzy dotarł zapach róży. Czy jakiegoś innego kwiatu, Merlin wie co to jest. Barry odwrócił się i zmusił nogi do postawienia kilku kroków przy płótnie i zaraz lekko zdziwiony spojrzał na Polkę.
- Ja? Skąd. To Lyra jest uzdolniona artystycznie. Ja tylko jestem drobnym sprzedawczykiem, który próbuje wyrobić jakąkolwiek różdżkę. To nic z porównaniu z ... tymi arcydziełami, i artystami, którzy to tworzą.- początkowe słowa kierował do Polki, ale przy ostatnich wyrazach spojrzał na obraz, od którego nie mógł oderwać swego wzroku. Czułem owszem, jak nadal użyczam kulturalnie Polce swego ramienia, ale zaczął czuć się dziwnie.
- Jakie róóóó... faktycznie.- początkowo nie wyczuwał niczego innego od perfumów Polki, lecz do jego nozdrzy dotarł zapach róży. Czy jakiegoś innego kwiatu, Merlin wie co to jest. Barry odwrócił się i zmusił nogi do postawienia kilku kroków przy płótnie i zaraz lekko zdziwiony spojrzał na Polkę.
- Ja? Skąd. To Lyra jest uzdolniona artystycznie. Ja tylko jestem drobnym sprzedawczykiem, który próbuje wyrobić jakąkolwiek różdżkę. To nic z porównaniu z ... tymi arcydziełami, i artystami, którzy to tworzą.- początkowe słowa kierował do Polki, ale przy ostatnich wyrazach spojrzał na obraz, od którego nie mógł oderwać swego wzroku. Czułem owszem, jak nadal użyczam kulturalnie Polce swego ramienia, ale zaczął czuć się dziwnie.
Barry Weasley
Zawód : sprzedawca u Ollivandera
Wiek : 24
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
Well someday love is gonna lead you back to me
But 'til it does I'll have an empty heart
So I'll just have to believe
Somewhere out there you thinking of me...
But 'til it does I'll have an empty heart
So I'll just have to believe
Somewhere out there you thinking of me...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Zwierzęcousty
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Moje perfumy nie były aż takie mocne, ale to dobrze, ze Barry je poczuł, znaczy ze działają. Uwieezona na jego ramieniu spoglądam to na obraz to na niego. -Skąd ona zna Daniela?- zapytuję, chociaż pewnie Barry nie wie, bo nie wydaje mi sie, żeby jakoś był blisko z siostrą. Odwracam od Barrego spojrzenie, bo róże mnie kuszą mocniej.
-I co o nim myslisz? -pytam, na prawdę zainteresowana, ale im dłużej milczy Barry, tym prędzej na moje usta wysuwa się odpowiedź -Bo ja nigdy nie widzialam tak wielkich piersi, to musi być jakaś kobieta w ciąży na pewno, ale z drugiej strony kto chciałby oglądać takie obrazy z kobietami w ciąży? Barry, ciesz się, ze nigdy nie będziesz w ciąży. Bo to trochę przerażające, co nie ? A najgorszy jest porod, mi sie wydaje, ze należałoby dać medal wszystkim matkom, które rodziły więcej niż jeden raz - ten tok myślenia, kiedy zamiast widzieć w ponetnym kobiety ciele, widzi się przerażająca machinę do rodzenia dzieci, to jest chyba właśnie to, co odróżnia młode dziewczęta od młodych chłopców. A może tylko ja tak mam? Odkąd widzialysmy z Liliana poród w szpitalu, to nie chciałabym chyba nigdy tego robić. Wydawało się to okropnie przerażające. I ta kobieta tak bardzo się męczyła. Czy jest cokolwiek, co moze odplacic takie cierpienie? Co prawda tamta osoba byla chora na serpentyne, ale skąd mam wiedzieć, czy ja nie jestem?
Mój stan nauczania był na całe szczęście w trybie szeptania, wiec nie mowilam o wielkich cyckach tak glosno, zeby jakas starsza dama sie oburzyla. -Ale to w sumie ładne -uznalam w koncu i prawie dotykam tych namalowanych piersi, w samą porę mi jednak Barry przeszkadza, stojąc niby kotwica daleko od obrazu.
-I co o nim myslisz? -pytam, na prawdę zainteresowana, ale im dłużej milczy Barry, tym prędzej na moje usta wysuwa się odpowiedź -Bo ja nigdy nie widzialam tak wielkich piersi, to musi być jakaś kobieta w ciąży na pewno, ale z drugiej strony kto chciałby oglądać takie obrazy z kobietami w ciąży? Barry, ciesz się, ze nigdy nie będziesz w ciąży. Bo to trochę przerażające, co nie ? A najgorszy jest porod, mi sie wydaje, ze należałoby dać medal wszystkim matkom, które rodziły więcej niż jeden raz - ten tok myślenia, kiedy zamiast widzieć w ponetnym kobiety ciele, widzi się przerażająca machinę do rodzenia dzieci, to jest chyba właśnie to, co odróżnia młode dziewczęta od młodych chłopców. A może tylko ja tak mam? Odkąd widzialysmy z Liliana poród w szpitalu, to nie chciałabym chyba nigdy tego robić. Wydawało się to okropnie przerażające. I ta kobieta tak bardzo się męczyła. Czy jest cokolwiek, co moze odplacic takie cierpienie? Co prawda tamta osoba byla chora na serpentyne, ale skąd mam wiedzieć, czy ja nie jestem?
Mój stan nauczania był na całe szczęście w trybie szeptania, wiec nie mowilam o wielkich cyckach tak glosno, zeby jakas starsza dama sie oburzyla. -Ale to w sumie ładne -uznalam w koncu i prawie dotykam tych namalowanych piersi, w samą porę mi jednak Barry przeszkadza, stojąc niby kotwica daleko od obrazu.
I get down to Beat poetry ◇ They say I'm too young to love you I don't know what I need They think I don't understand The freedom land of the seventies I think I'm too cool to know ya You say I'm like the ice I freeze I'm churning out novels like Beat poetry on Amphetamines endlesslove
Może nie były zbyt mocne, ale w momencie, kiedy był gotów ją złapać, zapach doszedł do jego nosa. Zapach był łagodny, ale także nieco pociągający. - Daniela? A on nie jest przypadkiem dziennikarzem?- zadał pytanie przypominając sobie spotkanie z Danielem. Owszem, kumplują się, ale nie wiedział, że też dobrze Daniel zna się z Lyrą. Pytanie z zaskoczenia zaliczone. A on mógł tylko wpatrywać się w obraz i słuchać kolejnych szeptów na temat cycków, na które skierował automatycznie jego wzrok. No i co on miał powiedzieć? Jemu te cycki się podobają. Dał wypowiedzieć Polce do końca myśląc nad odpowiedzią.
- Ten obraz ... nieco przerasta moją wyobraźnię, Polka.- powiedziawszy spojrzał na nią, lecz jego usta nie chciały wymówić kolejnych słów. To było nieco wstydliwa sprawa. Owszem, całował się z kilkoma kobietami, widział niekiedy piersi na obrazach, lecz był urodzonym prawiczkiem. W szkole albo siedział i badał różdżki, albo robił żarty znajomym. Chodził może z dwoma dziewczynami, czy trzema, ale zawsze bał się zrobić kolejnego kroku. Przewrażliwienie? Może bał się emocji jak i odpowiedzialności? Nie przyzna się, że nigdy nie dotykał kobiecej piersi, nie licząc tej matczynej. Może i dlatego teraz jest nieco speszony słysząc od Polki, jak mówi o cyckach i ciąży. Muszę wziąć się w garść. -Tynie chciałabyś być kiedyś w ciąży? Mieć własne dzieci?- zaraz dodał, jakby ta sekunda lub dwie w jego myślach nie zaistniała. Niech lepiej Polka nie wie o jego tajemnicach, szczególnie tych intymnych. Zaraz jednak się uśmiechnął pod nosem i cicho westchnął. - Ładne ładne.- powiedział cicho, lecz zaraz postanowił ruszyć się z Polką w stronę kolejnego obrazu z myślą, że nie będzie żadnych kobiecych krągłości. Zamiast tego znaleźli się przy obrazie męskiego przyrodzenia, które zaczęło się dwoić, troić... aż ujrzał ten moment, w którym chyba jemu było najbardziej wstyd. -Ekhm.- zdołał tyle wydusić ze swego głosu i odwrócił wzrok nie mogąc dalej patrzeć, jak robi z siebie jednego, wielkiego błazna. Polka to widziała? Oby nie! Zaraz spojrzał na nią chcąc się przekonać, czy widziała to co on, czy może coś innego. - Widziałaś to ...?- wyszeptał cicho lekko stresując się tym, co odpowie.
- Ten obraz ... nieco przerasta moją wyobraźnię, Polka.- powiedziawszy spojrzał na nią, lecz jego usta nie chciały wymówić kolejnych słów. To było nieco wstydliwa sprawa. Owszem, całował się z kilkoma kobietami, widział niekiedy piersi na obrazach, lecz był urodzonym prawiczkiem. W szkole albo siedział i badał różdżki, albo robił żarty znajomym. Chodził może z dwoma dziewczynami, czy trzema, ale zawsze bał się zrobić kolejnego kroku. Przewrażliwienie? Może bał się emocji jak i odpowiedzialności? Nie przyzna się, że nigdy nie dotykał kobiecej piersi, nie licząc tej matczynej. Może i dlatego teraz jest nieco speszony słysząc od Polki, jak mówi o cyckach i ciąży. Muszę wziąć się w garść. -Tynie chciałabyś być kiedyś w ciąży? Mieć własne dzieci?- zaraz dodał, jakby ta sekunda lub dwie w jego myślach nie zaistniała. Niech lepiej Polka nie wie o jego tajemnicach, szczególnie tych intymnych. Zaraz jednak się uśmiechnął pod nosem i cicho westchnął. - Ładne ładne.- powiedział cicho, lecz zaraz postanowił ruszyć się z Polką w stronę kolejnego obrazu z myślą, że nie będzie żadnych kobiecych krągłości. Zamiast tego znaleźli się przy obrazie męskiego przyrodzenia, które zaczęło się dwoić, troić... aż ujrzał ten moment, w którym chyba jemu było najbardziej wstyd. -Ekhm.- zdołał tyle wydusić ze swego głosu i odwrócił wzrok nie mogąc dalej patrzeć, jak robi z siebie jednego, wielkiego błazna. Polka to widziała? Oby nie! Zaraz spojrzał na nią chcąc się przekonać, czy widziała to co on, czy może coś innego. - Widziałaś to ...?- wyszeptał cicho lekko stresując się tym, co odpowie.
Barry Weasley
Zawód : sprzedawca u Ollivandera
Wiek : 24
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
Well someday love is gonna lead you back to me
But 'til it does I'll have an empty heart
So I'll just have to believe
Somewhere out there you thinking of me...
But 'til it does I'll have an empty heart
So I'll just have to believe
Somewhere out there you thinking of me...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Zwierzęcousty
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
- Tak, pisze bardzo mądre rzeczy. Nawet mój brat czyta jego artykuły - uśmiecham się do Barrego - Pisał coś o twojej siostrze? Wspomnienie Daniela i jego wspaniałej męskiej twarzy (też ma rude włosy jak Barry!) przyprawia mnie o uśmiech. Tak czy siak, opieram się o Weasleya i oglądamy obraz dalej. Wdychając róże.
Wzruszyłam ramionami, uznając, że i on uznał te piersi za bardzo obfite. - No bo wielkie - nie załapałam o co mu chodziło, nawet jeżeli właśnie mówił o tym, że nigdy nie tykał piersi dziewczyny, to nie zrozumiałam, może i dobrze, bo w tym stanie skłonna byłam nawet się z tego głośno zaśmiać. Chociaż nie, pewnie zaraz po tym roześmianiu się, zaraz by mi się włączyło "och, jaki jesteś uroczy, weź podotykaj moich". No bo przecież się przyjaźnimy, a mi to wcale by nie przeszkadzało, jak sądzę. tak czy siak, zadał takie pytanie, że prawie mi oczy z orbit wyszły, kiedy przerażona wpatrywałam się w niego i miałam takie: - Zwariowałeś? Teraz na pewno nie, nie wiem czy mi się to kiedyś zmieni - mrugam pięć razy i wyjaśniam - Bo nie chcę być taką słabą matką jak moja - i wtedy mój wzrok staje się pusty, a ja uciekam nim w bok, na obraz. Patrzę jeszcze chwilę na te piersi, ale Barry przesuwa mnie pod kolejny w kolejce obraz. Jest ciemny i bardzo.. uśmiecham się i rozbawiona spoglądam na Barrego, który patrzy na to dzieło z lekkim wytrzeszczem. To też mnie bawi, ale wolę patrzeć na TO - Hahahha, rety, jaki wielki - podśmiewam się bardzo nieelegancko i pewnie ktoś mnie zaraz zdzieli przez głowę za te komentarze bezczelne, ale paniepanowie, ja jestem po ciężkim dniu, zresztą już dziś raz miałam do czynienia z bardzo podobnym, może nie takim wielkim, może jednym nie czterema... nagle zauważam w obrazie coś, co mnie bardzo przeraża. Odsuwam się i łapię za szklankę wody, która stoi obok. Bezmyślnie, a może odruchowo wylałam wodę na obraz, chcąc żeby to wyobrażenie znikło.
I wtedy dzieją się czary. Bo powierzchnia rzeczywiście sie przekształca. - Zepsułam - patrzę przerażona na Barrego i chcę uciec, ale robię coś odwrotnego. Odstawiam szklankę z wodą, nie, ona mi wypada z rąk. Podchodzę do zielonkawej powierzchni płótna. Trochę niepewna, ale wystarczająco zaintrygowana. Ciekawsko chce dotknąć powierzchni, sprawdzić, czy zepsułam coś? Ale staję przed samym obrazem, mój nos prawie dotyka już farby i uśmiecham się, bo nagle zobaczyłam coś wyjątkowego. - Chodź tu Barry - wyciągam do niego rękę w tył, ale się nie obracam, bo nie chcę stracić tego wspaniałego widoku. To jest w s p a n i a ł e.
Wzruszyłam ramionami, uznając, że i on uznał te piersi za bardzo obfite. - No bo wielkie - nie załapałam o co mu chodziło, nawet jeżeli właśnie mówił o tym, że nigdy nie tykał piersi dziewczyny, to nie zrozumiałam, może i dobrze, bo w tym stanie skłonna byłam nawet się z tego głośno zaśmiać. Chociaż nie, pewnie zaraz po tym roześmianiu się, zaraz by mi się włączyło "och, jaki jesteś uroczy, weź podotykaj moich". No bo przecież się przyjaźnimy, a mi to wcale by nie przeszkadzało, jak sądzę. tak czy siak, zadał takie pytanie, że prawie mi oczy z orbit wyszły, kiedy przerażona wpatrywałam się w niego i miałam takie: - Zwariowałeś? Teraz na pewno nie, nie wiem czy mi się to kiedyś zmieni - mrugam pięć razy i wyjaśniam - Bo nie chcę być taką słabą matką jak moja - i wtedy mój wzrok staje się pusty, a ja uciekam nim w bok, na obraz. Patrzę jeszcze chwilę na te piersi, ale Barry przesuwa mnie pod kolejny w kolejce obraz. Jest ciemny i bardzo.. uśmiecham się i rozbawiona spoglądam na Barrego, który patrzy na to dzieło z lekkim wytrzeszczem. To też mnie bawi, ale wolę patrzeć na TO - Hahahha, rety, jaki wielki - podśmiewam się bardzo nieelegancko i pewnie ktoś mnie zaraz zdzieli przez głowę za te komentarze bezczelne, ale paniepanowie, ja jestem po ciężkim dniu, zresztą już dziś raz miałam do czynienia z bardzo podobnym, może nie takim wielkim, może jednym nie czterema... nagle zauważam w obrazie coś, co mnie bardzo przeraża. Odsuwam się i łapię za szklankę wody, która stoi obok. Bezmyślnie, a może odruchowo wylałam wodę na obraz, chcąc żeby to wyobrażenie znikło.
I wtedy dzieją się czary. Bo powierzchnia rzeczywiście sie przekształca. - Zepsułam - patrzę przerażona na Barrego i chcę uciec, ale robię coś odwrotnego. Odstawiam szklankę z wodą, nie, ona mi wypada z rąk. Podchodzę do zielonkawej powierzchni płótna. Trochę niepewna, ale wystarczająco zaintrygowana. Ciekawsko chce dotknąć powierzchni, sprawdzić, czy zepsułam coś? Ale staję przed samym obrazem, mój nos prawie dotyka już farby i uśmiecham się, bo nagle zobaczyłam coś wyjątkowego. - Chodź tu Barry - wyciągam do niego rękę w tył, ale się nie obracam, bo nie chcę stracić tego wspaniałego widoku. To jest w s p a n i a ł e.
I get down to Beat poetry ◇ They say I'm too young to love you I don't know what I need They think I don't understand The freedom land of the seventies I think I'm too cool to know ya You say I'm like the ice I freeze I'm churning out novels like Beat poetry on Amphetamines endlesslove
- Nie wiem. Nie mam czasu na czytanie gazet.- powiedział chcąc chyba na tym zakończyć ten temat. Gdyby tylko wiedział, że są kuzynostwem. Tak liczna jest jego rodzina, że ciężko jest niekiedy ogarnąć. A teraz, gdy unika kontaktu z najbliższymi członkami rodziny, tym bardziej nie jest na bieżąco z niektórymi faktami. Uśmiechnął się jeszcze w stronę Polki, lecz kilka sekund później rzuciła nieco zdziwiona swe słowa. A następne wprowadziły jego wręcz w chwilowe zamyślenie. Uważa, że jej matka byłą słaba? Dlaczego? Nieco ścisnął jej dłoń swoją drugą dłonią chcąc dać jej otuchy, lecz sobie zapisał w swoim mózgu, że zapyta ją później o jej matkę. Coś musi być na rzeczy, skoro Polka uważa własną matkę za słabą osobę. Z resztą, to nie jest raczej rozmowa na wernisaż, prawda? Tu powinni podziwiać obrazy, a nie rozmawiać o przeszłości. Dlatego jego myśli zaraz zmieniły tok myślenia na męskie genitalia, które Polka podziwiała. - Nie tak głośno.- upomniał ją nieco uśmiechając się. Nie widziała, to dobrze. Wolał nie opowiadać Polce, co ujrzał. Za to nieco spiął się, gdy Polka wzięła szklankę i wylała jej zawartość na obraz. Na Słodkiego Godryka, co ona zrobiła. Rozejrzał się widząc, jak parę osób z jawną pogardą spogląda na nich. Oby tylko lady Avery się nie zjawiła. - Polly, co ty wyprawiasz?- zapytał się szeptem, ale ona jakby była w transie i już stała przy obrazie niemal stykając się nosem. Szklanka. Zaraz na nią spojrzał i wręcz wyszeptał słodkie modlitwy do Roweny, aby się zlitowała dziś nad nimi i szybko przy pomocy magii naprawił szklankę. Odstawił ją na jej poprzednie miejsce i z niezadowoleniem podszedł do dziewczyny chcąc ją zabrać stąd. Do tej pory, jak unikał spoglądania na ten obraz, tak teraz stojąc przy Polce i chwytając ją za ramię, zerknął na nie. Całe jego niezadowolenie dotyczące zachowania panny Havisham zniknęło, a on nie mógł przestać napatrzeć się na ten obraz. - Co to jest?- zadał pytanie szeptem, który tylko Polka mogła to usłyszeć. Co to, na złote galeony było? - Polly, może...- chciał coś powiedzieć, ale końcowe słowa jemu uleciały i reszta pytania poszła w niebyt. A Weasley zbytnio teraz nie wie, co chciał teraz Polce zasugerować. Aby weszli do tego obrazu? A może cofnęli się na parę kroków?
Barry Weasley
Zawód : sprzedawca u Ollivandera
Wiek : 24
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
Well someday love is gonna lead you back to me
But 'til it does I'll have an empty heart
So I'll just have to believe
Somewhere out there you thinking of me...
But 'til it does I'll have an empty heart
So I'll just have to believe
Somewhere out there you thinking of me...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Zwierzęcousty
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Co ja wyprawiam? Och Barry, ty naiwniaczku, nie widzisz, że uratowalam ten cały obraz? Wcześniej wyglądał dziwnie, były na nim przyrodzenia męskie. A teraz są inne marzenia... Zależy kto o czym marzy. Mi się oba obrazy nawet podobały, chociaż ten czarny przez chwilę nie, bo pokazywał coś, czego się bałam najbadziej. Ale nie będę mówić co to, żeby nie stać się pośmiewiskiem. Barry zresztą uciszył mnie, żebym się tak nie zachwycała obrazem, który wszystkich przeraża. Ale później stanął zaraz obok mnie. Jesteśmy oboje pod wielkim wrażeniem. Czy on mnie dalej trzyma za rękę? Już nie, ale czuję się najlepiej pod słońcem, nawet jeżeli nie trzyma. Badam spojrzeniem każdy milimetr obrazu i jest mi tak wspaniale.
- Widziałeś coś podobnego, Barry? - zastanawiam się, ale nie, ja nie widziałam. To jest jak sen, jak piękny sen. Chciałabym się w nim zanurzyć, ciekawe czy Barry pomyslał o tym samym? Może też ma ochotę wejść, spróbować, posmakować. Wysuwam język, chcąc posmakować tego pięknego snu - nigdy nie próbowałam snu i uśmiecham się, bo zanim dotknęłam powierzchni płótna widzę, że Barry i jego piegi są zaraz obok. Stoję tak, aż dojrzy mój uśmiech. Gdyby nie dziwna obojętność na ruchy głowy czy rąk, najpewniej właśniebym się rzuciła z tym wystającym językiem na niego do calowania, ale było mi tak dobrze , że spogladanie mi wystarczyło. I chyba musiał zauważyć to maślane spojrzenie, bo zaraz znaleźliśmy się kilka kroków od płótna i szliśmy, szliśmy, szliśmy przed siebie. Czegoś się wystraszył? - Barry, usiądźmy gdzieś, bo kręci mi się w głowie
- Widziałeś coś podobnego, Barry? - zastanawiam się, ale nie, ja nie widziałam. To jest jak sen, jak piękny sen. Chciałabym się w nim zanurzyć, ciekawe czy Barry pomyslał o tym samym? Może też ma ochotę wejść, spróbować, posmakować. Wysuwam język, chcąc posmakować tego pięknego snu - nigdy nie próbowałam snu i uśmiecham się, bo zanim dotknęłam powierzchni płótna widzę, że Barry i jego piegi są zaraz obok. Stoję tak, aż dojrzy mój uśmiech. Gdyby nie dziwna obojętność na ruchy głowy czy rąk, najpewniej właśniebym się rzuciła z tym wystającym językiem na niego do calowania, ale było mi tak dobrze , że spogladanie mi wystarczyło. I chyba musiał zauważyć to maślane spojrzenie, bo zaraz znaleźliśmy się kilka kroków od płótna i szliśmy, szliśmy, szliśmy przed siebie. Czegoś się wystraszył? - Barry, usiądźmy gdzieś, bo kręci mi się w głowie
I get down to Beat poetry ◇ They say I'm too young to love you I don't know what I need They think I don't understand The freedom land of the seventies I think I'm too cool to know ya You say I'm like the ice I freeze I'm churning out novels like Beat poetry on Amphetamines endlesslove
Nie wiedział, co to za obraz, w jaki sposób Polka go zaczarowała [to naprawdę wina tylko szklanki wody?], lecz nie mógł się oderwać od niego wzrokiem. A gdy tak jeszcze stał przy nim, aż chciał wejść do środka. Tylko głos Polki, który zabrzmiał koło jego ucha wywoływał u niego dreszcz dając mu znać, ze to wszystko dzieje się naprawdę i nie jest żadnym złudzeniem optycznym. Zrobił wdech i zobaczył, jak Polka próbuje językiem dotknąć obrazu. Przeraził się. I co jeszcze ona zrobi? Stał tak myśląc, czy może lepiej już stąd odejść, gdy zaraz Polka odwróciła się w jego stronę. A raczej dojrzał jej rozanielony uśmiech i maślane oczy. O nie, to już się robi coraz bardziej niebezpiecznie. Jeśli jego teraz pocałuje... on może być nawet wydziedziczony. Bo się całuje z dziewczyną wiedząc, że ma już inną obiecaną pannę. I to taką, która jego okłamała nie raz, od samego początku ich poznania. W tym momencie ma większe zaufanie do Polki, niż do tej rudej postaci. I chyba myśl o ponurej przyszłości pozwoliła ruszyć jemu do tyłu biorąc oczywiście Polkę, co by nie spróbowała pocałować nawet obrazu, lub powietrza. Bał się tego, co ona może zrobić. Zdążył zrobić z Polką kilka kroków, gdy poprosiła o postój. Rudzielec zatrzymał się i bacznie spojrzał na Polkę jednocześnie zachowując maleńki dystans pomiędzy nimi. - Chyba lepiej będzie, jak wrócimy do Twego mieszkania, co wypoczniesz. Ten obraz musiał zamieszać ci w głowie.- powiedział spokojnie. Mimo wszystko, chwilę postali przy ścianie, co by Polka mogła w miarę wrócić do normalnego stanu, a następnie skierowali się w stronę wyjścia. Jeszcze pożegnali się z Laidan i Barry podziękował za zaproszenie, jak i przeprosił za jego rychłe wyjście. Nic nie poradzi na stan Polki.
Chwilę później po wszystkich formułkach oboje przy pomocy sieci fiuu opuścili wernisaż. Barry miał tylko nadzieję, że Garrett z Lyrą nie zauważyli jego wyjścia.
z/t oboje
Chwilę później po wszystkich formułkach oboje przy pomocy sieci fiuu opuścili wernisaż. Barry miał tylko nadzieję, że Garrett z Lyrą nie zauważyli jego wyjścia.
z/t oboje
Barry Weasley
Zawód : sprzedawca u Ollivandera
Wiek : 24
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
Well someday love is gonna lead you back to me
But 'til it does I'll have an empty heart
So I'll just have to believe
Somewhere out there you thinking of me...
But 'til it does I'll have an empty heart
So I'll just have to believe
Somewhere out there you thinking of me...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Zwierzęcousty
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Takiego sobie wzięłaś to takiego masz, chciałoby się powiedzieć - ale takiego wzięła mi rodzina i daleko mi do „posiadania” ciebie Caesarze, niezależnie od tego jak bardzo bym chciała by było inaczej. Już myślałam, że jest na to szansa, że coś się pomiędzy nami zmieniło, coś się przełamało, pękł trochę mur, kilka cegieł udało się zdjąć - i w tym właśnie momencie wyrżnęłam w niego z całych sił.
Przez całe życie słyszy się tylko historie o innych ludziach, a w tych historiach zakamuflowane są porady i próby pokazania, że prędzej czy później wszystko kończy się dobrze. Popatrz Izoldo, przecież twój ojciec też był zawadiaką i nie próżnował przed ślubem, a taki z niego dobry mąż. Popatrz jak Leandra i Fabian wyglądają razem, jak cudownie, a przecież przed zaobrączkowaniem widzieli się może dwa razy, można i tak? Ludzie są pełni dobrych rad, ja tylko słucham i przytakuję - a przecież co oni mogą wiedzieć? Jesteśmy zaręczeni od dwóch miesięcy, nawet nie zliczę ile historii podnoszących na duchu dane było mi usłyszeć, tysiące doskonałych sposobów jak do ciebie dotrzeć.
Ha. I wiem, że żaden z nich nie zadziała - bo skoro ty nie chcesz. A ja czuje się fatalnie - pomijając już własną dumę, fakt, że zrujnowałeś najważniejszy dzień mojego życia, chodzi raczej o to, że nie chcesz dopuścić mnie bliżej. Niezależnie od tego jak bardzo się staram nie chcesz powiedzieć mi co jest nie tak. A przecież coś jest nie tak.
Wiem, że czujesz się źle.
Ale sama już nie wiem czy pytać dalej, czy zrobić krok w tył i czekać, aż sam zaczniesz mówić.
Obrazek z nas przecież piękni kiedy tak w czwórkę chodzimy po galerii, oglądając kolejne dzieła pretendujące do miana sztuki. Dwoje małych chłopców, ja i ty, dołączeni dziecięcymi uściskami, to taka rozgrzewająca serce, rodzinna scena. Gdyby jeszcze tylko udało się nam wyzbyć sztywności, pozbyć wrażenia, że to tylko szarady, fikcja, występ przed gronem bliższych i dalszych znajomych - nie aktualny stan rzeczy. Oglądając kolejne obrazy zastanawiam się czy będzie nam dane kiedyś przyjść do podobnego miejsca i nie czuć się jak oszuści, czy kiedyś stanę się częścią rodziny, integralną i co najważniejsze chcianą, nie łatką przyszytą na siłę, w nieodpowiednim miejscu. I czuję teraz tak wielki smutek, że już sama nie wiem czy to reakcja alergiczna na kilka ckliwych obrazków wiszących na ścianach, czy naprawdę aż tak bardzo mnie boli to nasze milczenie.
I najgorsze, że nie potrafię znaleźć odpowiedzi. Wzoru jak się zachować, sposobu jak rozwiązać problem. Niezależnie od tego ile książek przeczytam i pod którym sojuszem się podpiszę, na niektóre z wątpliwości nijak znaleźć rozwiązania.
Moje życie, tak myśle, było znacznie prostsze kiedy nie musiałam użerać się z własnymi emocjami.
- Te mi się podobają - odzywam się, pierwsza, po dłuższej chwili milczenia, oglądając dzieła kobiety której nazwisko nic mi nie mówi. Nieistotne. Te naprawdę mi się podobają, są znacznie ciekawsze niż wszystko co dzisiaj zobaczyłam, przemawiają do mnie - może dlatego, że wciąż są w ruchu, wciąż są zmienne? Czego pragnę kojarzy mi się z tobą, Caesarze i chociaż nie jestem do końca przekonana czy twoje - bo przecież nie nasze, a już na pewno nie moje - dzieci powinny go oglądać. Z drugiej strony jednak erotyka nie gra w nim pierwszych skrzypiec, dużo tu subtelności. Może - może taki prezent byłby wyraźną wiadomością.
Czego pragnę?
Czego pragniesz ty, to chciałabym wiedzieć.
Ja ciebie, ale nie wiem ile jeszcze we mnie sił, kiedy będę mieć dość.
Przez całe życie słyszy się tylko historie o innych ludziach, a w tych historiach zakamuflowane są porady i próby pokazania, że prędzej czy później wszystko kończy się dobrze. Popatrz Izoldo, przecież twój ojciec też był zawadiaką i nie próżnował przed ślubem, a taki z niego dobry mąż. Popatrz jak Leandra i Fabian wyglądają razem, jak cudownie, a przecież przed zaobrączkowaniem widzieli się może dwa razy, można i tak? Ludzie są pełni dobrych rad, ja tylko słucham i przytakuję - a przecież co oni mogą wiedzieć? Jesteśmy zaręczeni od dwóch miesięcy, nawet nie zliczę ile historii podnoszących na duchu dane było mi usłyszeć, tysiące doskonałych sposobów jak do ciebie dotrzeć.
Ha. I wiem, że żaden z nich nie zadziała - bo skoro ty nie chcesz. A ja czuje się fatalnie - pomijając już własną dumę, fakt, że zrujnowałeś najważniejszy dzień mojego życia, chodzi raczej o to, że nie chcesz dopuścić mnie bliżej. Niezależnie od tego jak bardzo się staram nie chcesz powiedzieć mi co jest nie tak. A przecież coś jest nie tak.
Wiem, że czujesz się źle.
Ale sama już nie wiem czy pytać dalej, czy zrobić krok w tył i czekać, aż sam zaczniesz mówić.
Obrazek z nas przecież piękni kiedy tak w czwórkę chodzimy po galerii, oglądając kolejne dzieła pretendujące do miana sztuki. Dwoje małych chłopców, ja i ty, dołączeni dziecięcymi uściskami, to taka rozgrzewająca serce, rodzinna scena. Gdyby jeszcze tylko udało się nam wyzbyć sztywności, pozbyć wrażenia, że to tylko szarady, fikcja, występ przed gronem bliższych i dalszych znajomych - nie aktualny stan rzeczy. Oglądając kolejne obrazy zastanawiam się czy będzie nam dane kiedyś przyjść do podobnego miejsca i nie czuć się jak oszuści, czy kiedyś stanę się częścią rodziny, integralną i co najważniejsze chcianą, nie łatką przyszytą na siłę, w nieodpowiednim miejscu. I czuję teraz tak wielki smutek, że już sama nie wiem czy to reakcja alergiczna na kilka ckliwych obrazków wiszących na ścianach, czy naprawdę aż tak bardzo mnie boli to nasze milczenie.
I najgorsze, że nie potrafię znaleźć odpowiedzi. Wzoru jak się zachować, sposobu jak rozwiązać problem. Niezależnie od tego ile książek przeczytam i pod którym sojuszem się podpiszę, na niektóre z wątpliwości nijak znaleźć rozwiązania.
Moje życie, tak myśle, było znacznie prostsze kiedy nie musiałam użerać się z własnymi emocjami.
- Te mi się podobają - odzywam się, pierwsza, po dłuższej chwili milczenia, oglądając dzieła kobiety której nazwisko nic mi nie mówi. Nieistotne. Te naprawdę mi się podobają, są znacznie ciekawsze niż wszystko co dzisiaj zobaczyłam, przemawiają do mnie - może dlatego, że wciąż są w ruchu, wciąż są zmienne? Czego pragnę kojarzy mi się z tobą, Caesarze i chociaż nie jestem do końca przekonana czy twoje - bo przecież nie nasze, a już na pewno nie moje - dzieci powinny go oglądać. Z drugiej strony jednak erotyka nie gra w nim pierwszych skrzypiec, dużo tu subtelności. Może - może taki prezent byłby wyraźną wiadomością.
Czego pragnę?
Czego pragniesz ty, to chciałabym wiedzieć.
Ja ciebie, ale nie wiem ile jeszcze we mnie sił, kiedy będę mieć dość.
Jego spokojny wzrok błądził po obrazach o zdobiącym je nieznanym nazwisku, które odstraszyć go winno natychmiast, lecz sztuka stworzona przez te dłonie należące do kogoś obcego – o dziwo! - hipnotyzowała. O ile obrazy młodej Weasley były łagodne, cechowały się dziewczęcą subtelnością i ujmującą świeżącą wynikającą zapewne z braku doświadczenia i wiedzy na temat panujących form, o tyle obrazy Matyldy Wroński były intensywne, wrażeniem wdzierały się do jego serca i siały w nim niepowtarzalny zamęt, bałagan, którego nie potrafił uporządkować. Czerń ściekająca po płótnie pochłaniała, ciężka i nieprzyjemna – odnosił wrażenie, że obraz pod ciężarem gęstej cieczy runie za moment na ziemię i roztrzaska się u ich stóp, rozleje przepastną czernią. I pochłonie ich oboje. Przystanął przy dziele na moment wpatrując się w niego z umiarkowanym zaciekawieniem i skrywaną w pojedynczych iskierkach fascynacją, aby przenieść swój wzrok na stojącą u jego boku Isoldę. Kątem oka zerknął także na Rudolfa i Rabastana podziwiających ostatni z obrazów. Dumny w głębi duszy, że coś ich zainteresowało. Na szczęście lub nieszczęście – nie wiedział jeszcze, co to takiego było.
Nie odpowiedział jednak na słowa swej ukochanej narzeczonej – nie ignorował jej perfidnie i nie wywyższał się – wpatrzony w kolejną ilustrację przywołującą świeże, bolesne wspomnienia. Zapach róż. Kwiaty okalające ciało bez twarzy. Krągłości otulone krwistą czerwienią. Na moment wstrzymał oddech, jego twarz stężała pod naporem kłębiących się w jego umyśle emocji, które wydzierały się na zewnątrz przechodząc smutnym cieniem po jego twarzy. Skrył go natychmiast za spiętymi mięśniami, wzrokiem nienawistnym, skupionym na okalających kobietę kwiatach, choć nienawiść ta, intensywna, kryła w sobie coś jeszcze.
Ale nie znasz mnie na tyle i tylko możesz się domyślać, moja mała słodka Isoldo, co to było.
-Tak? - padło pytanie, dłuższą chwilę po jej słowach, jak gdyby zapomniał, co chciała mu przekazać. Znów skierował ku niej swe spojrzenie, uśmiechnął się lekko – Oczywiście, mi także... – wahanie?, zakłopotanie? - ...mi także się podobają – odwrócił wzrok na kobietę otuloną różami wdychając ściskający go boleśnie za serce zapach – to ma być obraz do Twojego gabinetu, więc wybór pozostawiam w Twoich rękach – powiedział tonem najłaskawszego z królów, irytującym nawet dla niego samego.
Dzisiaj szczególnie siebie nienawidził.
Choć nie był to jakiś wyjątkowy dzień.
Nie odpowiedział jednak na słowa swej ukochanej narzeczonej – nie ignorował jej perfidnie i nie wywyższał się – wpatrzony w kolejną ilustrację przywołującą świeże, bolesne wspomnienia. Zapach róż. Kwiaty okalające ciało bez twarzy. Krągłości otulone krwistą czerwienią. Na moment wstrzymał oddech, jego twarz stężała pod naporem kłębiących się w jego umyśle emocji, które wydzierały się na zewnątrz przechodząc smutnym cieniem po jego twarzy. Skrył go natychmiast za spiętymi mięśniami, wzrokiem nienawistnym, skupionym na okalających kobietę kwiatach, choć nienawiść ta, intensywna, kryła w sobie coś jeszcze.
Ale nie znasz mnie na tyle i tylko możesz się domyślać, moja mała słodka Isoldo, co to było.
-Tak? - padło pytanie, dłuższą chwilę po jej słowach, jak gdyby zapomniał, co chciała mu przekazać. Znów skierował ku niej swe spojrzenie, uśmiechnął się lekko – Oczywiście, mi także... – wahanie?, zakłopotanie? - ...mi także się podobają – odwrócił wzrok na kobietę otuloną różami wdychając ściskający go boleśnie za serce zapach – to ma być obraz do Twojego gabinetu, więc wybór pozostawiam w Twoich rękach – powiedział tonem najłaskawszego z królów, irytującym nawet dla niego samego.
Dzisiaj szczególnie siebie nienawidził.
Choć nie był to jakiś wyjątkowy dzień.
Caesar Lestrange
Zawód : sutener oraz brygadzista
Wiek : 30 lat
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zaręczony
pięć palców co po strunach chodzą
zegną się jak żelazo w ogniu
w owoc granatu martwy splot
zegną się jak żelazo w ogniu
w owoc granatu martwy splot
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Sala centralna
Szybka odpowiedź