Wydarzenia


Ekipa forum
Lasy Cairngorms
AutorWiadomość
Lasy Cairngorms [odnośnik]24.02.16 14:45
First topic message reminder :

Lasy Cairngorms

Cairngorms w Szkocji to jeden z największych i najbardziej rozległych parków narodowych Wielkiej Brytanii; obszerne wysokie lasy roztaczające się na zboczach delikatnych gór są schronieniem dla tuzinów różnego rodzaju zwierzyny i ptactwa łownych, przez co w trakcie sezonu łowieckiego przyciągają ku sobie myśliwych nie tylko ze wszystkich stron Królestwa, ale i z dalszych zakątków Europy.
Część lasu wyodrębniona przez czarodziejów i chroniona zaklęciami, które sprawiają, że mugole nie odczuwają ochoty wejścia na ich tereny, są również ulubionym rejonem czarodziejskich polowań.
Mistrz gry
Mistrz gry
Zawód : -
Wiek : -
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
Do you wanna live forever?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Lasy Cairngorms - Page 38 Tumblr_mduhgdOokb1r1qjlao4_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/t475-sowa-mistrza-gry#1224 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t2762-skrytki-bankowe-czym-sa#44729 http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki

Re: Lasy Cairngorms [odnośnik]17.12.22 12:54
W pierwszej chwili była duma, dokładnie tak, jak podejrzewała. Nic dziwnego, od zawsze był dumny, od zawsze był ambitny. Pewnie wziął sobie za punkt honoru by zadbać o rodzinę samodzielnie, bo tak przecież robią poważni mężczyźni.
Ale potem, ledwie chwilę po wypowiedzeniu pierwszych słów, nadeszły kolejne, zgoła inne. Jakby się trochę poddał, jakby zdał sobie sprawę z tego, że nie ma sensu taić przed nią informacji, bo… no właśnie. Bo zdobywanie informacji na interesujący ją temat było czymś, co robiła zawodowo i uważała, że radzi sobie wyśmienicie.
Już któryś raz to u niego zauważyła. Początkowy opór, który za sekundę topniał; ostrożne uchylenie furtki wiodącej do węższego kręgu informacyjnego. Momentami był strasznie nieufny, zbyt wycofany, ale każdy gest pozwalający jej się zbliżyć chociażby o pół kroku, brała za dobry znak.
Widzę właśnie. ― Uśmiechnęła się kątem warg na dźwięk dumnego “poluję”. ― I bardzo ładnie ci idzie, skoro już masz gęś. To nie są czasem stadne ptaki? Może w pobliżu będzie ich więcej, może dopisze ci szczęście.
Odetchnęła nieco głębiej, kiedy spytał, jaką właściwie pomoc oferuje.
Wiesz dobrze, że moja praca nie zamyka się w sztywnych ramach godzinowych, że czasem nie ma mnie ciągiem w domu przez parę dni ― zaczęła od ogólnego zarysu sprawy, choć przecież pewnie doskonale pamiętał, na ile potrafi zniknąć i nie dać znaku życia, dla dobra śledztwa. ― Ministerstwo dba o swoich pracowników, dostajemy więcej produktów albo lepszej jakości. Nikt mnie też nie poszukiwał listem gończym, mogę swobodnie chodzić po Londynie ― kontynuowała, błądząc wzrokiem po jego twarzy, doszukując się wskazówek co do jego nastroju. (Nie pamiętała, żeby był aż tak szczupły - to przez ubogą dietę rebelianta?...) Ciekawe, kiedy się domyśli, do czego zmierza.
Mieszkam sama, nie potrzebuję wiele. Zwłaszcza, że czasem i tak jem gdzieś poza domem. Mogłabym podzielić się zapasami. ― Już podświadomie czekała na protest, więc machinalnie przeszła do szukania kolejnych argumentów na poparcie swojej propozycji. ― Za mięsem i tak nie przepadam, jest strasznie upierdliwe w przygotowaniu, a ja zawsze coś zepsuję z przyprawami i potem aż przykro jest to jeść.
Mogę też coś kupić i ci przekazać. Mam dość rozległą sieć koneksji, znalezienie konkretnych produktów nie powinno być dla mnie wybitnie trudne. ― Uśmiechnęła się szerzej, zielone oczy błysnęły dobrym humorem. Miała nadzieję, że go zaraz znowu nie spłoszy. ― Ufam, że nadal potrafisz ładnie mówić "proszę"? ― Mrugnęła do niego. Kiedyś potrafił być bardzo przekonujący.


Mam niespełna trzydzieści lat
i jak kot muszę umrzeć
dziewięć razy


Adriana Tonks
Adriana Tonks
Zawód : podwójna agentka, rebeliantka
Wiek : 29
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Zamężna
I can run away
I can try to hide
and pretend
OPCM : 8
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 30 +6
CZARNA MAGIA : 1 +2
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 8
Genetyka : Czarownica

Zakon Feniksa
Zakon Feniksa
https://www.morsmordre.net/t11438-adriana-adda-de-verley https://www.morsmordre.net/t11442-rodzynka#353850 https://www.morsmordre.net/t12085-adriana-tonks#372538 https://www.morsmordre.net/f177-somerset-wybrzeze-exmoor-somerset-wrzosowa-przystan https://www.morsmordre.net/t11444-skrytka-bankowa-nr-2503#353855 https://www.morsmordre.net/t11449-adriana-de-verley#353913
Re: Lasy Cairngorms [odnośnik]17.12.22 23:22
Wątpił, by dopisało mu szczęście, gdy świst kuszy zburzył już spokój lasu, gdy ich rozmowa zastąpiła ciszę - ale nie powiedział tego. Głos Addy był miłą odmianą od własnych myśli, a miał przecież kilka godzin na kontynuację polowania. Może ten uzdrowiciel z Plymouth miał rację, może mogli przez chwilę... odpocząć.
-Zobaczymy. - odparł wymijająco. Czy stado nie zostawiłoby rannego ptaka?
Może gdyby nie likantropia, czasem sam by o tym myślał. O wyjeździe do innego kraju, ułożenia sobie wszystkiego od nowa. Czarodziejskie społeczności wrzały, ale nie musiałby nawet czarować, wiedział jak wtopić się w niemagiczne środowisko (a różdżkę trzymałby zawsze przy sobie, w paranoicznej obawie o bezpieczeństwo) - choć w młodości samo wyobrażenie sobie perspektywy powrotu do świata mugoli było jego najgorszym koszmarem. Martwił się o bezpieczeństwo krewnych, ale jedna z sióstr nigdy tej wojny nie porzuci - a druga uparła się z nimi zostać.
-Dlaczego wróciłaś? - spytał nagle, pozornie bez związku z tematem. -Z Francji. - nie masz już w Anglii stada. Skończyła francuską szkołę, mogła robić tam karierę - a zamiast tego wróciła w środek wojennego chaosu, dobrowolnie. Nie rozumiał. Przed wojną nie był altruistą, zawód wybrał poprzez mieszankę ambicji i pragmatyzmu, dopiero kariera wykształciła w nim poczucie odpowiedzialności za innych. Doświadczone okropieństwa wzbudziły w nim gniew, nie tyle pragnienie naprawy, co pragnienie zemsty, był mugolakiem, to była jego wojna. Ale... nie musiała być jej.
-Do kraju. - doprecyzował. Cicho, wręcz nieśmiało. Adda mówiła sporo, swobodnie. Nie wiedział, jak dużo kosztowało jej niezasypanie go pytaniami, jak ostrożnie dobierała strategię rozmowy. Samemu sprawiał wrażenie, jakby decyzja o przekroczeniu każdej kolejnej granicy kosztowała go sporo wahania.
-Po pożarze... - wytłumaczył, wbijając wzrok gdzieś w dal, między drzewa. -Dowiedziałem się, że pracujesz na kontynencie. - pytał dopóki nie dopiął swego, mimo, że informacje były w teorii utajnione, a archiwa spalone.
Słuchał o jej obecnej pracy z nieco nieobecnym, gorzkim uśmiechem. Tak, wiedział to wszystko, doskonale. Ministerstwo dbało o swoich, nawet o zarejestrowanych i zatrudnionych wilkołaków. Opieka uzdrowicielska, dostawy eliksiru tojadowego, sprawdzone miejsca na przeczekanie pełni - wszystko rozpłynęło się pierwszego kwietnia.
-Jedni zostają kucharzami, inni pracownikami Ministerstwa. - zażartował, pamiętając, że niewiele gotowali - czy właśnie rozwiązała dla niego tamtą zagadkę?
Adda de Verley, kobieta z talentem do wszystkiego, tylko nie do przypraw. Proszę, proszę.
-Zresztą, trzeba jeszcze mieć przyprawy. Macie do nich dostęp? - zdziwił się. Jak dobrze był teraz zaopatrzony Londyn, jakie przywileje dostawali ludzie bliscy władzy?
W zamian za co?
Umknął wzrokiem, ciężko się tego słuchało, o tym myślało. O niej w strukturach wroga, ryzykującej podwójnie. O własnej niezaradności.
Bił się chwilę z myślami.
-Jeśli to nie problem... - zaczął w końcu, dławiąc dumę. -...i udałoby ci się coś kupić, to oddam pieniądze. Mięso, jaja, tego najbardziej brakuje. - na razie, miał w kurniku dziesięć nienoszących jaj kur. Miał nadzieję, że zaczną - albo że siostra pozwoli je kiedyś zjeść. Uśmiechnął się blado, nerwowo. Wiedział, że Adda pewnie zaniży cenę, ale wciąż wydawało się to lepszą alternatywą niż proszenie jej o jałmużnę. -Proszę. - dodał, kąciki ust zadrżały, uśmiech poszerzył się.
-Skoro nie polujesz - skoro tak o Ciebie dbają -to co tu robisz? - zagaił, z namysłem. Czy podziemne Ministerstwo wysłałoby ją w teren tak prędko po poprzedniej akcji? Brakowało im ludzi, ale uzdrowiciel kazał jej odpoczywać. Czy może była tu z ramienia Londynu, czy może...prywatnie i to jakiś przypadek?




Can I not save one
from the pitiless wave?

Michael Tonks
Michael Tonks
Zawód : Starszy auror, rebeliant
Wiek : 35
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Żonaty
You want it darker
We kill the flame
OPCM : 43 +4
UROKI : 34 +5
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 20
Genetyka : Wilkołak
Lasy Cairngorms - Page 38 7f6edca3a6f0f363d163c63d8a811d78
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t7124-michael-tonks https://www.morsmordre.net/t7131-do-michaela https://www.morsmordre.net/t12118-michael-tonks#373099 https://www.morsmordre.net/f177-wybrzeze-exmoor-somerset-wrzosowa-przystan https://www.morsmordre.net/t7132-skrytka-bankowa-nr-1759#189352 https://www.morsmordre.net/t7130-michael-tonks
Re: Lasy Cairngorms [odnośnik]18.12.22 13:23
Dotychczas to ona była stroną przesłuchującą. Ona zadała znakomitą większość pytań, potem zdecydowała się zdradzić część swoich sekretów, wciąż wiodąc prym w rozmowie. Michael niezmiennie był dość wycofany, miała wrażenie, że nadal jej nie ufa.
Trochę mu się nie dziwiła. Nie po tym, co mu zrobiła tamtego styczniowego wieczoru; niewiele osób byłoby zdolnych odegrać taką szopkę bez potknięcia, bez zdradzenia swoich prawdziwych uczuć. Niewiele osób zagrałoby rolę tak dobrze, że ból nią spowodowany będzie się ciągnął przez kolejne lata.
Jak miał jej ufać? Skąd mógł mieć pewność, że to nie jest kolejna gra? Próbowała go do tego przekonać, ale to znów były tylko słowa. A jak oboje doskonale wiedzieli ― słowa były jedną z jej najgroźniejszych broni, potrafiła nimi dowolnie manipulować, w zależności od tego, jaki efekt chciała osiągnąć.
Westchnęła cicho, kiedy jego pytanie wybrzmiało w półcieniu drzew, wśród szelestu zielonych paproci i zapachu żywicy. Cofnęła się o krok, oparła plecami o chropowatą powierzchnię pnia, utrzymała kontakt wzrokowy, choć w pierwszych momentach nie potrafiła się zdobyć na odpowiedź. Poruszył kolejną bolesną strunę jej duszy, akurat wtedy, kiedy nie była na to gotowa. Odruchowo chciała zamaskować poczucie rozbicia, ból przemykający cieniem w oczach, ale powstrzymała wyuczony odruch; przecież nie musiała przy nim udawać, nie musiała nic ukrywać. Już nie.
Nie zamierzałam wracać ― przyznała w końcu; jej głos niemal zlał się z szelestem liści. Nie miała siły mówić głośniej. ― Ale wtedy dotarły do mnie wieści o śmierci brata. Najpierw pojawiłam się tu tylko po to, by móc go pochować, zawsze lubił szkockie wrzosowiska, więc… ― wzruszyła ramionami, nie wiedząc, jak dokończyć to zdanie.
Potem zostałam, żeby posprzątać gajówkę, naprawić co trzeba i sprzedać. Ale… ― Objęła się ramionami, zacisnęła palce na przedramieniu. Nie sądziła, że wracanie pamięcią do tamtych miesięcy będzie takie trudne. ― Ale pochłonęła mnie rozpacz i niemoc. Ja… ― odwróciła spojrzenie, teraz spoglądała gdzieś między drzewa ― …wydaję się silna, ale tak naprawdę czuję się słaba. Rozchwiana. Tylko ty i Louis potrafiliście jakoś… ― umilkła, rozpaczliwie szukając odpowiedniego słowa ― …sprawić, że tamto uczucie znikało. Że nie czułam się, jak rozsypana układanka w której nikt się nie odnajduje, łącznie ze mną.
Przymknęła oczy, zaciągnęła się zapachem lasu. W pierwszej chwili sądziła, że znowu się nieelegancko rozklei, ale z każdym kolejnym zdaniem tamta rozpacz cichła, pozostawiając po sobie wrażenie bezbrzeżnej pustki i przygaszenia.
Kiedy zabrakło także jego… poszłam na dno i zrobiłam bardzo dużo rzeczy o których wolałabym nie pamiętać, które wolałabym utopić w alkoholu. To było parę naprawdę ciemnych miesięcy, Mike. Wtedy też… pojawiła się chęć zemsty i to głównie ona zatrzymała mnie w Anglii na dłużej. Chciałam znaleźć jego zabójców, nie ważne jaka będzie cena. Wróciłam do Ministerstwa, robiłam to, co mi kazali, bez zastanawiania się nad tym do czego właściwie to prowadzi. Chodziło tylko o to, żeby wyrównać rachunki.
Kolejny głębszy wdech; podniosła powieki, zmrużyła oczy, kiedy smuga światła przelała się przez liście wprost na jej twarz.
Z vendetty obudziła mnie dopiero Bezksiężycowa Noc. A kiedy dotarło do mnie co się stało ze światem… ― Uśmiechnęła się cierpko, jeszcze wymuszenie, jeszcze na siłę. ― Kolejne kroki wydawały się bardzo proste i jasne, jakbym nagle dostrzegła ścieżkę, która do tej pory mi umykała.
Rozpogodziła się wyraźnie, kiedy zażartował. Tak, ona na pewno nie urodziła się kucharką. Kiedyś nawet miała z tego powodu lekki kompleks, ale szybko odkryła, że jej talenty leżą gdzie indziej i są znacznie przyjemniejsze w realizacji, niż stanie nad garami.
W zeszłym miesiącu trafiły mi się przyprawy korzenne ― potaknęła. ― Takich do mięsa nie widziałam od pewnego czasu, ale wydaje mi się, że nadal są w obiegu. W kwietniu dostałam nawet pączki, wyobraź sobie, takie z prawdziwą konfiturą. ― Wsunęła dłonie do kieszeni spodni, zawahała się przez moment. ― Nadal jestem tylko szeregowym pracownikiem Ministerstwa, więc produktów najwyższej kategorii mam niewiele. Musiałabym… być bliżej. Sprzymierzyć się z Rycerzami, wejść głębiej w tamte struktury. Ale nie wiem… czy jestem do tego zdolna. Nawet jeśli informacje z tamtych kręgów mogłyby lepiej przysłużyć się podziemiu. Nawet gdyby oferowali niezliczone ilości pączków ― dodała, uśmiechając się blado, ale już nie na siłę.
Będę o was pamiętać podczas kolejnej dostawy zaopatrzenia ― zapewniła, czując dziwne ciepło rozlewające się pod mostkiem, kiedy wypowiedział magiczne “proszę”. Wrażenie jednak zniknęło, kiedy zadał kolejne pytanie; Adda odetchnęła głębiej. Nadchodził gwóźdź programu.
Nie spodoba ci się powód mojej wizyty ― mruknęła wymijająco, wygodniej oparła plecy o drzewo. ― Ale Londyn kładzie obecnie duży nacisk na rozpoznanie mechanizmów działania wroga. Skupiają się też na poszczególnych jednostkach, nawet tych, które powszechnie uznaje się za martwe. ― Posłała mu znaczące spojrzenie. ― Wywiad będzie się ponownie zapoznawał z teczkami zdrajców.
Chyba już wiedział, do czego zmierza.
Gdybym mogła, dałabym ci więcej czasu, Mike. Poczekałabym aż mi zaufasz. ― Przechyliła nieznacznie głowę w bok, przyglądając mu się uważnie, choć nie natarczywie, prawie łagodnie. ― Ale nie mamy tego luksusu, a ja widzę, że coś jest nie tak. Że coś ukrywasz, coś cię męczy. Więc… jeśli jest coś, o czym chciałbyś mi powiedzieć, to teraz jest na to ostatni moment. Inaczej, chcąc-nie chcąc, dowiem się z teczki.


Mam niespełna trzydzieści lat
i jak kot muszę umrzeć
dziewięć razy


Adriana Tonks
Adriana Tonks
Zawód : podwójna agentka, rebeliantka
Wiek : 29
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Zamężna
I can run away
I can try to hide
and pretend
OPCM : 8
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 30 +6
CZARNA MAGIA : 1 +2
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 8
Genetyka : Czarownica

Zakon Feniksa
Zakon Feniksa
https://www.morsmordre.net/t11438-adriana-adda-de-verley https://www.morsmordre.net/t11442-rodzynka#353850 https://www.morsmordre.net/t12085-adriana-tonks#372538 https://www.morsmordre.net/f177-somerset-wybrzeze-exmoor-somerset-wrzosowa-przystan https://www.morsmordre.net/t11444-skrytka-bankowa-nr-2503#353855 https://www.morsmordre.net/t11449-adriana-de-verley#353913
Re: Lasy Cairngorms [odnośnik]19.12.22 16:58
Nie spuszczał z niej wzroku, choć nie znał jeszcze prawdziwej przyczyny nagłego poruszenia, cienia przemykającego po bladej twarzy. Z pozoru, bez kontekstu wcześniejszych kłamstw, jej powrót do kraju faktycznie mógł wyglądać podejrzanie: doświadczona wiedźmin strażniczka, wdowa po policjancie o antymugolskich poglądach, porzuca bezpieczną pozycję we Francji, by wesprzeć Ministerstwo swoimi talentami. Nawet jeśli nie ufał jej podczas pierwszego spotkania, zaufał przełożonym w podziemnym Ministerstwie, którzy dopuścili ją do pracy. Pod pubem zrozumiał, że wygłoszone w gniewie poglądy były fałszem, fasadą. Skoro dała radę zwieść jego, z pewnością potrafiła wtopić się w struktury londyńskich służb.
Nie rozumiał tylko dlaczego w ogóle się tu znalazła. Decyzje łatwo podejmować w środku wojennej zawieruchy, ale Adda była przecież tak daleko. Nie wiedział zresztą, dlaczego pytał, choć od początku był ciekaw. Przecież nie z powodu pracy, w to się nie mieszał, powinien się zresztą cieszyć z jej zaangażowania w sprawę.
A gdy zaczęła mówić, zaczął rozumieć coraz więcej, coraz lepiej.
Nie opowie jej o matce, nie teraz - nie chciał zagłuszać jej żalu własnym, albo może po prostu nie był gotowy. Ale znał to uczucie, żałobę przeradzająca się w chęć zmiany. Niemożność ruszenia z miejsca, prowadzącą do gwałtownych decyzji.
Nigdy nie zamierzałem wychodzić z leśniczówki pod Londynem, kontaktować się z kimkolwiek z dawnego życia, a potem zabili moją matkę, za krew, jeszcze przed wojną i tylko i c h krew może odkupić zmarnowany czas.
Czasem łudził się, że walczy za idee, za bezbronnych, za lepszą przyszłość - ale w tą ostatnią chyba już nie wierzył, a gdzieś pod innymi szlachetnymi uczuciami tlił się zimny gniew, bo tylko gniew mógł na chwilę zdusić rozpaczliwy żal.
-Rozumiem. - powiedział cicho, naprawdę, ale czy jedno słowo to nie za mało? Rozumiem, czemu nie mogłaś wrócić, czemu porządkowanie jego spraw pochłaniało cię coraz bardziej.
Uniósł brwi, zaskoczony, gdy porównała go do brata. Wciąż gubił się w tym, co było kiedyś między nimi. Trudno było mu wskrzesić dawne przekonania, to, co myślał o Addzie dawny Michael zanim zniknęła z jego życia. Podczas zerwania perfekcyjnie odegrała swoją rolę, spędził więc kolejne lata w wersji prawdy, w której byli tylko grą, zabawą - nie zinternalizował jeszcze w pełni nowego obrazu, trzy tygodnie to za mało by oswoić się z odwrotną rzeczywistością. I, co ważniejsze, nie potrafił myśleć o tamtej wersji siebie, o lepszych latach bez ukłucia żalu - instynktownie odgrodził się murem od tamtych wspomnień.
-Ja... - podążył za jej spojrzeniem, między drzewa. -...nie wiedziałem. - uśmiechnął się smutno, łagodnie. Kłamstwo. W t e d y wiedział, widział jak na niego patrzyła, czuł iskrzące pomiędzy nimi szczęście. Dopiero teraz czuł się, jakby oglądał tamte chwile na obrazie w galerii sztuki, odgrodzone warstwą farby i grubą ramą. Albo czytał o nich w powieści, pięknej lecz chłodnej, słabo działającej na wyobraźnię.
Pojmował za to, już na poziomie chłodnej logiki, że na przestrzeni roku straciła ich oboje - brata i wspomnienie o rebeliancie.
Mógłby spytać, zastanowić się, czy nadal potrafiłby sprawić, by czuła się lepiej - ale do tej pory w każdej z ich rozmów wrzała irytacja albo łzy albo gniew albo żal. Nawet teraz.
Słuchał dalej, opowieści, która brzmiała przerażająco znajomo. Tyle, że on topił smutki w samotności, czasem w przelotnych lub zwyczajnie głupich romansach, których żałował, ewentualnie w warczeniu na siostrę lub (po postanowieniu wzięcia się w garść) rąbaniu drewna i szaleńczych lotach na miotle. Nie podejrzewał nawet, że Adda mówi o czymś więcej, o czymś czego sam nie zrobiłby nigdy.
Za to pragnienie zemsty było mu bardzo bliskie.
-Podejrzewasz, kto był odpowiedzialny? - mówił mało, może za mało? Ale żadne słowa nie wydawały się właściwe, poza konkretami.
-Obudziła nas wszystkich. Czasem zastanawiam się, czy powinniśmy wcześniej... - reagować, na każdy przejaw agresji, mikroagresji. Wiele puszczał mimo uszu, nawet jego reakcja na kłótnię z Addą była połowiczna - skupiony na własnym żalu i wyjeździe nie dopilnował nigdy, czy wiedźmia straż zrobiła cokolwiek z jego skargą. Teraz podejrzewał już, że przełożeni Addy - ci sami, którzy pozostali w Ministerstwie po Bezksiężycowej Nocy - mieli to po prostu gdzieś.
Z ulgą zmienił temat na jedzenie, gdzieś w podświadomości majaczyło satysfakcjonujące wyobrażenie o pieczonej gęsi na obiad. Ale potem myśli o ciepłym piekarniku rozpłynęły się w ukłuciu chłodu.
Rycerze Walpurgii.
-...a ktoś naciskał? - byś była bliżej nich, ktoś po jednej lub drugiej stronie? Nie powinien pytać, ale słowa i tak mu się wyrwały, ciche i nerwowe. Wcisnął ręce do kieszeni, wspomnienie Crucio powróciło lodowatą falą, aleniemógłwtrącaćsięwjejpracę i...
...słuchał jednym uchem o tym, że Londyn o nich nie zapomniał, że chcą ich zrozumieć.
-Mechanizm działania wroga jest taki, że oficjalnie jestem martwy. - uśmiechnął się półgębkiem, z cieniem satysfakcji. Jeśli chcieliście więcej informacji, trzeba było mnie nie zabijać.
Uśmiech spełzł z twarzy momentalnie, teczka.
Nie sądził, by zdobyli naprawdę cenne informacje, gdyby mogli go dopaść, już by to próbowali - choć chętnie pociągnie Addę za język, dowie się, czy wiedzą o nim coś, czego nie podejrzewał.
Doskonale wiedział natomiast, co już od dawna jest w jego dokumentach. Nie ogłosili tego na listach gończych - może nie chcieli straszyć cywilów, zniechęcać ich do samodzielnej próby złapania wilkołaka? Nazwali go szlamą i terrorystą, nie potworem, nie aurorem.
Ale wiedzieli, zawsze wiedzieli. Dwa tygodnie po Bezksiężycowej Nocy brygadzista złożył mu wizytę w domu, starym domu, z którego Michael wynosił się w niedostatecznym pośpiechu. Kolega z przeszłości, choć do jego umysłu służbisty nie docierało, że Tonks nie łamie rejestru z wyboru. Nie miał szans z aurorem za dnia i Mike do dzisiaj nie wiedział, czy ostrzeżenie było przejawem dawnej sympatii czy niekompetencji.
-Masz tą teczkę? - słowa wybrzmiały ostro, chyba zbyt ostro.
Akurat ty, akurat ciebie poprosili żebyś ją przejrzała, czy może jak zawsze nie potrafisz sobie odpuścić?
-Przeczytasz sama. - twarz stężała, nie patrzył już na nią, próbował nie okazać ani niepokoju ani złości. Nachylił się i szarpnął za łeb gęsi, zarzucił ptaka na plecy, poprawił wiszącą na pasku miotłę. Mina pozostawała pokerowa, tylko gwałtowne gesty zdradzały nerwowość.
-Możesz mi zostawić w Plymouth notkę, czy dowiedzieli się czegoś nowego. - odezwał się chłodno, służbowo. Wdech i teleportacja, albo może lepiej będzie odlecieć, poczuć pęd wiatru we włosach. Kerstin żaliła się po ich ostatnim locie, że prędzej spadnie z miotły niż zginie w pojedynku i miał ochotę lecieć właśnie tak, jak wtedy, tylko jeszcze szybciej.
-Dziękuję, że mi mówisz. - czy to mogło zabrzmieć bardziej fałszywie? -Pójdę już, ta gęś nie może leżeć tak długo. - może, to pierwsza zmyślona wymówka, jaka przyszła mu do głowy. -Na pewno znajdziesz spaloną akcję z grudnia 1955, nekrologi McKinnona i Johansdottir - Astrid. Zawahał się i tylko ta sekundowa pauza przerwała bezbarwny, mechaniczny monolog: czy ktokolwiek pociągnął dalej śledztwo tamtego wilkołaka, tamtego czarnoksiężnika, trzeci nekrolog?
Nieistotne.
-...I rejestr wilkołaków, może historię pracy, a co jeszcze - nie wiem. - cofnął się o krok, może dwa. Może pięć.





Can I not save one
from the pitiless wave?

Michael Tonks
Michael Tonks
Zawód : Starszy auror, rebeliant
Wiek : 35
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Żonaty
You want it darker
We kill the flame
OPCM : 43 +4
UROKI : 34 +5
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 20
Genetyka : Wilkołak
Lasy Cairngorms - Page 38 7f6edca3a6f0f363d163c63d8a811d78
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t7124-michael-tonks https://www.morsmordre.net/t7131-do-michaela https://www.morsmordre.net/t12118-michael-tonks#373099 https://www.morsmordre.net/f177-wybrzeze-exmoor-somerset-wrzosowa-przystan https://www.morsmordre.net/t7132-skrytka-bankowa-nr-1759#189352 https://www.morsmordre.net/t7130-michael-tonks
Re: Lasy Cairngorms [odnośnik]19.12.22 19:12
Mówił mało, ale nie oczekiwała po nim słów. Nie oczekiwała, że wykona jakiś ruch, że ją jakoś wesprze, że… że zrobi cokolwiek. Wystarczyło, by wysłuchał; wiedziała, że na więcej nie może liczyć. Może kiedyś, dawno temu. Ale nie teraz.
Od ich rozmowy pod pubem miała trochę czasu na myślenie, na zerwanie strupa ze starej, niewyleczonej dobrze rany. Na powrót do przeszłości, ponowne prześledzenie tego, co właściwie między nimi było i jak się rozwijało, w którym dokładnie momencie spróbowała to zabić. I chociaż ożywienie wspomnień niosło słodko-gorzki posmak, to uświadomiło jej, że czymkolwiek ów nienazwane (ze strachu przed kolejnym błędem) uczucie było ― nadal trwa. Że się z niego nie wyleczyła, że nadal, gdzieś w głębi ducha, tli się w niej tamta tęsknota, że nadal jej zależy. Że nadal chciałaby, żeby zależało jemu.
I może gdyby nie ich rozmowa w Biurze Aurorów, pozwoliłaby, żeby emocje znów zasypał zimny popiół, a wspomnienia uleciały kominem w obłoku siwego dymu. Ale tam, w gabinecie, przypomniał jej o trywialnej prawdzie wojny i ich obecnej rzeczywistości. Przypomniał jej o tym, że każde spotkanie może być właściwie tym ostatnim, że nie ma już miejsca na żal i jeśli cokolwiek chce się zmienić, to teraz. Bo potem może już nie być na to okazji.
Chciała spróbować. Chciała się przekonać, czy właściwie jest chociażby cień szansy na to, żeby go odzyskać. Poznać tego nowego Michaela równie dobrze, jak poznała tamtego z Londynu; dać mu poznać siebie, jeśli będzie chciał.
Chciała spróbować, wykorzystać podarowaną przez los szansę. Chociażby po to, żeby umierając gdzieś na nieudanej akcji nie żałować bezczynności.
Mam pewien… trop ― wydusiła z siebie, nie chcąc na razie go wtajemniczać w swoje ostatnie odkrycie dotyczące brata. To nie było miejsce na rozmowy o czarnej magii. ― Ale jest mglisty i ulotny. Bez… pomocy kogoś, kto się zna na tropieniu czarnoksiężników nic nie zdziałam ― przyznała smutno. Nie lubiła tych momentów w których okazywała się niewystarczająca. Kiedy okazywało się, że nie może sobie z czymś poradzić sama. Całe życie głównie polegała na sobie ― nawet jej to wyrzucił po pubem ― i ciężko było jej przełknąć dumę i prosić o pomoc.
Ale jeśli coś miało się zmienić, może powinna zacząć od siebie. Od małych kroków. Od prośby o pomoc; cichej, wypowiedzianej złamanym głosem, jak wtedy, w Biurze:
Jeśli dalej oferujesz pomoc, to znajdziesz mnie we wschodnim Balmoral, w gajówce pod lasem.
Nie spodziewała się, że podejmie temat sojuszy, ale być może powinna, przecież takie posunięcie byłoby chyba jej najbardziej ryzykownym ruchem w karierze, jeszcze gorszym niż podwójna agentura. Ruchem, który zagrażałby wielu osobom. Wystarczyłby przecież jeden błąd i wszystko byłoby skończone. Wystarczyłoby jedno veritaserum i już. Wystarczyłby wprawny legiliment, który odnalazłby odpowiednią ścieżkę pośród jej wspomnień. Nie była pewna, czy ma prawo tak ryzykować, w myśli nieśmiało pojawiało się dawne przekonanie, zasada, którą kierowała się od zawsze: konsekwencje ― tak, ale tylko dla niej. Kiedy w rachubę wchodził los innych…
Spojrzała na niego przelotnie, z bólem w oczach.
Nie chciała, żeby ktokolwiek płacił za jej błędy.
Spięła się mimowolnie, kiedy zapytał o teczkę. Jego ton był ostry, zaszła w nim jakaś niezrozumiała dla niej zmiana, przez którą każda szara komórka została postawiona w stan alarmowy. Nie chciała go czytać, nie chciała dowiadywać się tego, co ukryte jest w gestach, między słowami, chciała, żeby jej to sam powiedział, ale odruch i przyzwyczajenie były silniejsze.
Mam ― potwierdziła powoli, z rozmysłem dotykając niewielkiej, prostokątnej torby, przewieszonej przez ramię.
Kolejne słowa i gesty potoczyły się jak lawina. Uciekł wzrokiem, utrzymał poważny ton, ale zdradzały go gesty; nerwowe, nieco zbyt gwałtowne, jakby nagle chciał się znaleźć możliwie jak najdalej. Jakby przestał czuć się bezpiecznie.
Obserwowała go bez słowa, umysł pracował w chłodnej, skupionej analizie. Wychwyciła, kiedy zmienił ton na pana służbistę, w przeszłości rzadko ją nim traktował, ale wystarczająco, by zapamiętała.
Martwa gęś nie może leżeć długo…? Równie dobrze mógłby sobie na twarzy wypisać “chcę się stąd natychmiast teleportować”.
Potem przyszła w końcu kolej na konkrety. Z początku potraktowała je, jak każdą wiadomość; informację bez ładunku emocjonalnego. Taką, którą trzeba przeanalizować, rozłożyć na czynniki pierwsze i dopasować do układanki. Nieudana akcja prawie rok po ich rozstaniu, dwa nekrologi…
Przy drugim się zawahał. “Dottir”, końcówka doklejana do żeńskich członków danej rodziny; Adda mimowolnie zmrużyła oczy. Stracił dwójkę partnerów z pracy, czy kogoś więcej? Rejestr wilkołaków, historia pracy…
Otworzyła szerzej oczy, kiedy w końcu do niej dotarło. Tamto spotkanie w pubie i jego zmęczona twarz, ogólne rozdrażnienie, przecież to było tuż po pełni. To, jak uciekał przed dotykiem, jaki był wycofany i zgaszony, jak wahał się przed każdą interakcją.
Przez chwilę łudziła się, że to nie to. Że mówi o rejestrze, bo… bo co właściwie?
Nie spuszczając z niego wzroku, machinalnie sięgnęła do torby i wydobyła stamtąd wyniesioną w tajemnicy teczkę, przekartkowała ją niecierpliwie, z desperacją, jakby szukała zaprzeczenia. Przeleciała linijki tekstu wzrokiem, szybko, po łebkach, zjadając całe zdania i nieistotne akapity, chcąc jak najszybciej dotrzeć do prawdy.
“Zarejestrowany wilkołak, 1955”.
A kiedy prawda do niej dotarła, kiedy miała wszystko czarno na białym, poczuła się tak, jakby ktoś ją uderzył, zdzielił obuchem w głowę. Zamrugała, kompletnie zdezorientowana, w dłonie wkradło się niekontrolowane drżenie, papiery szeleściły. Czuła się rozbita i ścięta z nóg.
Wilkołak, wilkołak, wilkołak.
Grudzień 1955, Norwegia. Miejsce, w którym miał sobie ułożyć życie, przecież taki był plan. Jej plan. Misternie upleciony z własnych wyrzeczeń i chęci uchronienia go przed konsekwencjami jej działań; plan, który koniec końców doprowadził do tego, że…
Zniszczyłam ci życie ― szepnęła, powoli podnosząc na niego oczy. W jej spojrzeniu można było znaleźć wiele rzeczy: rozbicie, smutek, szok, niedowierzanie, dominujący wszystko ból, ale na pewno nie strach, który powinien budzić wilkołak. Nie rozczarowanie, które czułaby zapewne większość czarodziejskiej społeczności. ― Tam, pod pubem, mówiłeś prawdę. Naprawdę zniszczyłam ci życie…
Wzdrygnęła się, kiedy podmuch wiatru uderzył ją w plecy, targnął żakietem, zaszeleścił dokumentami, uwolnił parę loków z misternego upięcia. Nie miała zielonego pojęcia, co ma teraz zrobić, jak działać. Stała w kompletnym bezruchu, ale gdzieś na skraju świadomości czaiło się przekonanie, że czas nie jest jej sprzymierzeńcem. Że musi coś zrobić. T e r a z.
Powoli zamknęła teczkę, odłożyła ją do torby. Kiedy znowu podniosła głowę, kiedy znowu na niego spojrzała, w oczach czaiły się łzy. Próbowała je powstrzymać, jakoś przełknąć, ale nie wiedziała, czy da sobie radę.
Michael… ― zaczęła cicho, łagodnie, robiąc powoli krok w jego stronę. Ostrożny, miękki; nie chciała go spłoszyć. Nie deportował się od razu, nie odleciał na miotle, więc zrobiła kolejny. A potem jeszcze kolejny; powoli wyciągnęła dłoń, chwyciła go za rękaw. ― Dlaczego mi nie powiedziałeś… ― szepnęła, wpatrując się w jego oczy, usiłując znaleźć w nich odpowiedź.
Przecież… powinieneś wiedzieć, że bym ci pomogła. ― Zsunęła palce na jego nadgarstek, dotknęła go delikatnie, nieśmiało. ― Powinieneś wiedzieć, że dla mnie to nie ma znaczenia.


Mam niespełna trzydzieści lat
i jak kot muszę umrzeć
dziewięć razy


Adriana Tonks
Adriana Tonks
Zawód : podwójna agentka, rebeliantka
Wiek : 29
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Zamężna
I can run away
I can try to hide
and pretend
OPCM : 8
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 30 +6
CZARNA MAGIA : 1 +2
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 8
Genetyka : Czarownica

Zakon Feniksa
Zakon Feniksa
https://www.morsmordre.net/t11438-adriana-adda-de-verley https://www.morsmordre.net/t11442-rodzynka#353850 https://www.morsmordre.net/t12085-adriana-tonks#372538 https://www.morsmordre.net/f177-somerset-wybrzeze-exmoor-somerset-wrzosowa-przystan https://www.morsmordre.net/t11444-skrytka-bankowa-nr-2503#353855 https://www.morsmordre.net/t11449-adriana-de-verley#353913
Re: Lasy Cairngorms [odnośnik]19.12.22 23:16
Bał się spróbować, stresował przy każdym (nie)przypadkowym spotkaniu. Wiedział, jak bolą roztrzaskane iluzje, skażone rozczarowaniem wspomnienia i chyba chciał oszczędzić tego Addzie, albo właściwie chciał oszczędzić tego sobie. Chciał, żeby nadal pamiętała swojego lwa - i tylko jego. Czuł, że z każdą rozmową i tak jest coraz gorzej, że Adda zawsze widzi zbyt wiele, że wspólne chwile to ryzyko - dostrzegła już przecież jego wycofanie, płakała przez jego irytację, była świadkiem paraliżu w chwili, w której powinien ją pocieszyć.
Może naiwnie łudził się, że może czeka ich jeszcze kilka wykradzionych chwil w bańce jej wspomnień - choć podskórnie przeczuwał, że czas się kończy. Został ranny na służbie, nigdy nie miał wyboru w kwestii rejestracji, nigdy nie mógł utrzymać likantropii w sekrecie. Mógł tylko czekać aż to wyjdzie, w którymś z Ministerstw, przy którymś ze wspólnych znajomych, albo unikać Addy.
Jeszcze tylko chwila.
-Tak się składa, że znam się na tropieniu czarnoksiężników. - przechylił lekko głowę, tym razem nie musiał starać się o szczery i ciepły uśmiech. Tym razem chwycił się tego, co się nie zmieniło, co zawsze było powodem do dumy, a obecnie jedyną kotwicą. Jego pewny siebie ton kontrastował z jej cichym, nieśmiałym głosem. Zamrugał, zorientowawszy się, ile kosztowało ją to wyznanie. Czy to dlatego nie odpisała mu na list? Wtedy myślał, że tylko ze złości.
-Pomogę, tak jak pisałem. - przypomniał ciszej, łagodniej. -Powinienem trafić. - obiecał, ze zdziwieniem orientując się, że po raz pierwszy zaprosiła go do... domu? Domu brata?
To wciąż więcej niż dawniej, w Londynie.
Przez moment czuł się dobrze, na moment wybiegł myślami w przyszłość. On pomoże jej w śledztwie, czując się dzięki temu lepiej z tym, że ona pomoże jego rodzinie z zaopatrzeniem. Kolejne spotkania wydawały się nagle naturalne, mniej ryzykowne i niezręczne niż podejrzewał.
Aż niezręczność dopadła ich tu i teraz. O Rycerzach mógłby jeszcze rozmawiać względnie spokojnie, a przynajmniej próbując zdobyć się na rozsądek. O sobie...
Zerknął na jej torbę jak oparzony, a potem nie patrzył już wcale w stronę Addy. Był chyba wdzięczy za to, że przez chwilę nic nie mówiła, nie chciał słyszeć emocji w jej głosie, nie chciał widzieć jej miny, chciał tylko znaleźć się jak najdalej stąd. W każdej chwili mógł zerwać z pleców miotłę, odbić się od ziemi, ale powstrzymywała go tylko ta cholerna teczka albo poczucie obowiązku, chęć doprowadzenia sprawy do końca, świadomość, że ma ją przy sobie, że może dowiedzieć się co wiedzą o nim wrogowie i być o krok przed nimi. Może mógłby nawet omówić jakąś strategię z Addą, doradzić jej we własnej sprawie - ale nie w tym nastroju, nie gdy zawisł nad nimi ciężki sekret, nie gdy adrenalina szumiała mu w uszach.
Może i nie czuł zapachu jej lęku, ale czuł własny strach, atawistyczne przerażenie zwierzęcia zapędzonego w kozi róg. Cofając się, poczuł za plecami korę, otarł się o pień drzewa trzonkiem miotły. Usłyszał rozpinanie torby, szelest kartek. Zachowywała się cicho, a on uporczywie patrzył pod własne nogi, ale nie tracił czujności - emocje chyba wręcz ją wyostrzyły - i do jego uszu docierał każdy szelest.
Każdy szept.
Wzdrygnął się jak oparzony, jakby to ona go uderzyła.
Nie chciał takich słów, nie chciał litości i - wbrew złości odczuwanej pod pubem - nie chciał, żeby wiedziała, żeby pytała. Tak, obwiniał ją czasami, obwiniał cały świat, szukał powodów wszędzie - w pracy, w pogodzie, w zdarzeniach istotnych i nieistotnych, nawet we własnych zdolnościach magicznych lub decyzji rodziców o wychowaniu dzieci w niemagicznym świecie (czy gdyby wychował się w przekonaniu, że wilkołaki są prawdziwe, byłby ostrożniejszy, spodziewałby się potworów na każdym kroku?). Motał się w tej spirali dwa i pół roku i pomimo negatywnych emocji - nie chciał ciągnąć za sobą nikogo jeszcze.
-Nie powinnaś wtedy pytać. - własny głos dochodził do niego gdzieś z dystansu. -Niektórych rzeczy lepiej nie wiedzieć. - i w tym głosie brzmiały gorycz i pretensja, o które siebie nie podejrzewał. Nie za to, co się z nim stało, ale o to, że musiała wszystko wiedzieć.
Powinien zaprzeczyć, to nie twoja wina, ale był zmęczony nieustannym myśleniem o tym, co powinien i czego już nie potrafił. Uparcie nie podnosił wzroku, choć czuł słony zapach łez.
Zacisnął oczy, na wszelki wypadek. Pod powiekami czuł i widział piekący szkarłat.
Chciało mu się krzyczeć, przeklinać, walnąć pięściami w szorstką korę i poczuć własną krew na pobladłych knykciach - ale nie zrobił nic, po prostu zastygł w bezruchu, w nienaturalnie sztywny sposób. Pozwolił chwycić się za rękaw, ale nie było w tym nic naturalnego, zachowywał się raczej jakby był myślami gdzieś bardzo daleko.
Otworzył oczy dopiero, gdy zsunęła palce na jego skórę.
-Tak, jak ja pomogłem ci z mężem? - nie cofnął ręki, ale chłodne słowa były chyba jeszcze gorsze. Nie odgryzł się na ślepo, nadal miał do siebie żal o to, że nie zauważył, że nic nie zrobił, przecież mógł pomóc. -Nie jesteś alchemikiem ani uzdrowicielem, nie możesz mi pomóc. - nikt nie może, to nieuleczalne.
-DLA MNIE MA! - przerwał jej, zbyt głośno, zbyt gniewnie, uderzył pięścią w korę drzewa. Tą dłonią, którą przed chwilą trzymała - nie wiedział właściwie, co i jak się stało, w jednym momencie był tuż przy Addzie, a w drugim stał z boku pnia, chyba prewencyjnie odgrodziwszy ją od własnych emocji.
-Teczka. - wyciągnął do niej drżącą dłoń, tą samą, którą przed chwilą prawie chwyciła, chcę zobaczyć teczkę.
Dopiero teraz zawiesił wzrok gdzieś na niej, koło niej, ale spojrzenie miał rozbiegane, nie potrafił skupić wzroku na dłużej w jednym punkcie.
Nie ma znaczenia wciąż powracało do niego echem, falami zimnej złości.
N i c  o tym nie wiesz, Adda.
-Przynajmniej - zaczął, znów nieswoim, nienaturalnym tonem. -gdy po mnie przyjdą, gdy przegram kiedyś pojedynek lub nie uda się kolejna akcja, zabiorę ich ze sobą jak najwięcej. Nawet, gdy nie będzie pełni, wtedy, w grudniu też nie było. - mówił chaotycznie, samemu nie wiedząc, czy chce się pogrążyć czy usprawiedliwić (nie było pełni, nie było pełni, spodziewałem się z a k l ę ć, nie przewidziałem t e g o). Podobno przemiany poza pełnią, zdolność zachowania kontroli w podobnej sytuacji, sugerowały albo zezwierzęcenie albo pogodzenie się z losem - było mu wszystko jedno, nie współczuj mi, do cholery, było mu wszystko jedno, bo chyba chciał ją zszokować, przerwać jej słowa i próby pocieszenia, uniemożliwić jej złożenie obietnic, których nie będzie w stanie spełnić.
Co powinienem wiedzieć? Nic więcej nie mów, do niedawna nie wiedziałem nawet nic o tobie.
Z dala od wszystkich było dobrze, było przewidywalnie, było bezpiecznie. Czasami nienawidził wojny za to, ze wyrwała go z tamtego marazmu - a teraz nienawidził za to tej teczki.



Can I not save one
from the pitiless wave?

Michael Tonks
Michael Tonks
Zawód : Starszy auror, rebeliant
Wiek : 35
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Żonaty
You want it darker
We kill the flame
OPCM : 43 +4
UROKI : 34 +5
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 20
Genetyka : Wilkołak
Lasy Cairngorms - Page 38 7f6edca3a6f0f363d163c63d8a811d78
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t7124-michael-tonks https://www.morsmordre.net/t7131-do-michaela https://www.morsmordre.net/t12118-michael-tonks#373099 https://www.morsmordre.net/f177-wybrzeze-exmoor-somerset-wrzosowa-przystan https://www.morsmordre.net/t7132-skrytka-bankowa-nr-1759#189352 https://www.morsmordre.net/t7130-michael-tonks
Re: Lasy Cairngorms [odnośnik]20.12.22 15:49
Zachowywał się, jak osaczone, zaszczute zwierzę. To, które zna za dużo bólu i nie pamięta ― albo co gorsza: nie zna ― lepszej strony życia. Co oni ci zrobili? ― cisnęło się na jej usta, ale tak naprawdę nie była pewna, czy pytanie jest dobrze sformułowane. Może powinno brzmieć: co ja ci zrobiłam? Co ty sam sobie zrobiłeś?
Odpychał ją, ale komunikat nie był jasny; ocierał się o skrajną sprzeczność. Gdyby chciał ją całkiem od siebie odsunąć, mógł wykorzystać sytuację pod pubem. Mógł ją zostawić i się nie przejmować tym, co będzie za godzinę, dwie, w dniu następnym. A jednak ― został. Wspomnienie tamtego wieczoru było momentami mgliste, zdławione łzami, winem i poczuciem skrajnej rozpaczy, ale wiedziała, że kręcił się gdzieś w pobliżu, kiedy usiłowała się uspokoić. Był, a przecież mógł odejść. Powinien odejść, jeśli chciał być wiarygodny. Nie powinien wysyłać listu, który ― choć skąpy w słowach ― brzmiał, jak próba pojednania.
Mógł ― albo znów: powinien ― zignorować jej gniew i ewidentną urazę, tam, w Biurze Aurorów. Przecież wedle tego, co sam próbował zbudować, taki dystans był mu na rękę; kłopotliwa sprawa rozwiązana, można żyć dalej, nie oglądając się przez ramię. Zachowywać się tak, jakby nic się nie stało ― ani teraz, ani trzy lata temu. Zamiast tego, zamiast wykorzystać niepowtarzalną okazję, znowu podszedł do niej w mylący sposób. Nawet jeśli dbał o nią tylko z powodu posady ― nic nie tłumaczyło tego, że specjalnie dla niej wysłał wiadomość patronusem, zamiast po prostu bez słowa odstawić do medyka. Że został, był tuż obok, że pozbierał ją z ziemi, odpowiedział na prośbę. Że nie uwolnił dłoni z jej uścisku, nawet uprzejmie robił za oparcie, kiedy zmęczenie wzięło górę.
Nawet teraz ― przecież po prostu mógł kazać jej spierdalać, zamiast deklarować pomoc w śledztwie dotyczącym śmierci jej brata. Nie miał z tym związku, a tłumaczenie się powołaniem i wykonywanym zawodem uznała za zbyt słabe ― mógł przekierować ją do innego aurora.
Miotał się, nie trzeba było mieć specjalistycznej wiedzy psychologicznej, żeby to dostrzec. Problemem była analiza. Czasem żałowała, że nie ma dostępu do umysłu Hectora, jego wiedza momentami byłaby nieoceniona.
Mam znowu podjąć decyzję za nas oboje, bo ty sam nie potrafisz?, pytanie niemal wybrzmiało w nagłej ciszy lasu; powstrzymała się w ostatniej chwili. Przynajmniej jedno z nich powinno zachować w miarę trzeźwy umysł, choć wcale nie było łatwo. Nią też targały różne emocje; chciała mu pomóc, chciała go odzyskać, chciała, żeby przestał się zachowywać, jak zdziczały pustelnik. Żeby dał sobie przetłumaczyć. Momentami chciała też rozkwasić mu nos pięścią, ewentualnie kopnąć w kolano i patrzeć, czy rzepka została wybita, czy jednak nie. Chciała sprawić mu ból ― jeśli nie fizyczny, to psychiczny ― zranić go tak, jak on ranił ją.
Chciała go odsunąć, chciała zatrzymać; chciała żeby znał prawdę, chciała dalej karmić go bezpiecznymi kłamstwami.
Niektórych rzeczy lepiej nie wiedzieć. Gorycz w jego głosie raniła głębiej, niż nóż.
Wiedziałeś kogo bierzesz do łóżka ― wycedziła zimno. ― Ty zawodowo tropisz czarnoksiężników. Ja wyciągam informacje. To silniejsze ode mnie.
Poza tym, wiedza to władza, dokończyła, znów przełykając słowa, które mogłyby jeszcze bardziej zdestabilizować sytuację, zamrugała parę razy, usiłując odgonić łzy. Nie chciała płakać, nie znowu, przecież to robiło się powoli żałosne.
Mimo jej powściągliwości, sytuacja i tak wymknęła się spod kontroli. Michael wymknął się spod kontroli. Po raz kolejny ją odepchnął, wypomniał Igora w momencie w którym najmniej się tego spodziewała. Cofnęła się o krok, nawet nie zauważyła, kiedy; serce tłukło jej się w piersi, jak oszalałe; furia obmywała jej umysł, jak fala przypływu brzeg.
Przestań! ― Tym razem to ona podniosła głos. ― Przestań sobie wyrzucać coś, o czym nie miałeś ZIELONEGO POJĘCIA! ― Miała ochotę do niego doskoczyć, złapać za ramiona i potrząsać tak długo, aż wybije mu z głowy podobne myśli, ale to nie brzmiało, jak dobry pomysł. Wycofałby się jeszcze bardziej, zraniłby mocniej; wiedziała, że potrafi.
Nie mogłeś mi pomóc, nie… ― urwała, porażona podobieństwem obu sytuacji. Wtedy naprawdę wydawało jej się, że nie może nic dla niej zrobić, chociaż był przecież aurorem, był jedną z najbliższych jej osób. Jeśli nie on ― to kto niby mógł jej pomóc? Kto?...
Wyciągnął dłoń po teczkę, ale nie zamierzała mu jej dawać. Nie teraz, kiedy był taki wzburzony i rozchwiany; najpierw musiał się uspokoić. Wykorzystała ten gest, żeby po raz kolejny skrócić dystans: złapała go za rękę, zrobiła krok do przodu. Musiała złapać kontakt wzrokowy, musiała coś… jakoś…
Rozsądny człowiek chyba trzymałby się z daleka, nie podchodził; nie, kiedy istniało realne zagrożenie, że straci kontrolę i się zmieni, albo po prostu ją uderzy. Dlaczego miałby tego nie robić? Co go powstrzymywało? Igor by uderzył. Może to właśnie echo tamtych schematów, pamięć minionych dni i wypaczone poczucie zagrożenia kazały jej się do niego zbliżyć tak, jak kiedyś robiła to z Chernovem. Tamtego jednak celowo prowokowała, wiedząc, że może zaboleć go tylko ugodzenie w dumę, a to najlepiej robiło się na krótkim dystansie. Wysyczane w twarz słowa raniły podwójnie.
Michaela nie chciała prowokować, ani ranić; chciała go uspokoić, albo chociaż spróbować. Z wahaniem uniosła ręce, ujęła jego twarz w dłonie, zmusiła, żeby na nią spojrzał, żeby nie miotał się spojrzeniem gdzieś po lesie, pomiędzy drzewami, a jej sylwetką.
Michael ― spróbowała, znowu łagodnie, choć w jej głosie przebrzmiewało echo smutku ― Michael, spójrz na mnie. Nie popełniaj moich błędów. Nie odrzucaj pomocy, nawet jeśli wydaje ci się, że nie ma dla ciebie ratunku, bo to nieprawda. Słyszysz? Zawsze jest coś, co można zrobić. Zawsze.
Nie myśl o tym ― dodała szeptem, kiedy zaczął bredzić o grudniowej nocy. Nadal nie była pewna, czy uda jej się ukoić jego rozszalałe emocje, czy utrzyma go przy sobie, czy czasem znowu jej nie odepchnie. ― Myśl o tym, co jest tu i teraz. O tym, że nie masz się czego bać, bo nie jestem twoim wrogiem. O tym, że twoja rodzina na pewno się ucieszy z gęsi na obiad, że dobrze sobie radzisz w pracy ― Nie odrywała spojrzenia od jego oczu, ufając, że zdąży z nich wyczytać ewentualne zagrożenie, że zdąży się w razie czego cofnąć. Wiedziona odruchem z przeszłości odgarnęła mu włosy z czoła, przeczesała je palcami. Poszłaby dalej, gdyby miała pewność, że nie ucieknie, że nie pogrąży się głębiej w swoim szale.


Mam niespełna trzydzieści lat
i jak kot muszę umrzeć
dziewięć razy


Adriana Tonks
Adriana Tonks
Zawód : podwójna agentka, rebeliantka
Wiek : 29
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Zamężna
I can run away
I can try to hide
and pretend
OPCM : 8
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 30 +6
CZARNA MAGIA : 1 +2
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 8
Genetyka : Czarownica

Zakon Feniksa
Zakon Feniksa
https://www.morsmordre.net/t11438-adriana-adda-de-verley https://www.morsmordre.net/t11442-rodzynka#353850 https://www.morsmordre.net/t12085-adriana-tonks#372538 https://www.morsmordre.net/f177-somerset-wybrzeze-exmoor-somerset-wrzosowa-przystan https://www.morsmordre.net/t11444-skrytka-bankowa-nr-2503#353855 https://www.morsmordre.net/t11449-adriana-de-verley#353913
Re: Lasy Cairngorms [odnośnik]20.12.22 17:37
-Wiedziałem...? - wyrwało mu się, ale od razu pokręcił głową, pożałował tego słowa. Nie wiedział, że idzie do łóżka z mężatką, która zdecyduje się okłamać akurat jego - ale wiedział przecież, że nie jest niewiniątkiem. Sam rozpoczął tamtą grę, zaproponował jej coś nieobyczajnego. Może nie powinien się... angażować? Miał mętlik w głowie, nie rozumiał już, nie pamiętał tamtego siebie. Wziął głęboki wdech, odwrócił głowę.
-Nie chciałem, żebyś wiedziała. Żebyś wysnuła takie wnioski. - westchnął do leżącego na ziemi pieńka, na zmianę zaciskając pięści i rozprostowując palce. Nie musiał na nią patrzeć, żeby wiedzieć, że ma łzy w oczach. -Tonietwojawina. - wymamrotał ledwo słyszalnie, bo powinien, choć jeszcze się nie uspokoił, a w głowie dopowiedział sobie, że a ciekawość to pierwszy stopień do poczucia winy.
Chyba nie chciał jej ranić, ale chyba nie potrafił inaczej, nie w tej chwili.
A Igor Chernov był zapalnym punktem dla ich obojga. Wmieszał go w rozmowę nagle, nawet nie przemyślawszy tych słów - i drgnął, słysząc jak Adda podniosła głos.
W jakiś przewrotny sposób to było lepsze od litości, od łez.
Podniósł wreszcie wzrok, zdławił cisnące się na usta słowa. Nie miałem pojęcia, bo nigdy mi nie powiedziałaś. Posłał jej ostre, prędkie, wymowne spojrzenie - nie był w stanie patrzeć na nią dłużej niż mgnienie sekundy, ale wystarczyło (?), by słowa zamarły jej na ustach. By zrozumiała, że on też nie potrzebuje pomocy.
Radził sobie, przecież sobie radził. Miał rodzinę, miał Zakon, miał kontakt z innymi wilkołakami, miał plany na stworzenie bezpiecznego azylu dla likantropów, którzy wspierali rebelię. Miał pracę i magipsychiatrę, miał motywację, żeby udawać, że wszystko jest w porządku. Gdyby się przy kimś rozsypał, przy kimś, na kim mu zależało, tylko złamałby drugą osobę - czy właśnie złamał Addę?
Jeśli rozmawiała z nim z litości, z poczucia winy, z implikacji własnych kłamstw...
Zrobiło mu się niedobrze, brzydził się tej sytuacji, brzydził się likantropii, brzydził się siebie.
Zastygł w miejscu, gdy znowu skróciła dystans.
Pretensje, pięść uderzająca w szorstką korę (chwyciła go za prawą rękę, obtarł lekko knykcie, dłoń poczerwieniała), upokarzająca prawda - to za mało?
Zamknął na moment oczy, wstrzymał oddech. Nie cofnął się, ale uciekł gdzieś daleko od niej, od jej dotyku, od konieczności konfrontacji. I od gniewu.
Wreszcie wzniósł dłonie, sztywno, jak ktoś, kto odwykł od dotyku. Położył je na ramionach Addy, jakby chciał ją od siebie odsunąć - ale przez moment nie robił nic. Usta drgnęły w gorzkim grymasie, gdy mówiła o tym, że zawsze da się coś zrobić.
Mogę skuteczniej zabić szmalcowników, przecież mówiłem. Powinna to sobie wyobrazić, zrozumieć, z kim czym ma do czynienia.
-Radzę sobie. - szepnął w końcu, krótko, chrapliwie, jakby zdawał meldunek przełożonemu. Nie miałby nadal tej pracy, gdyby sobie nie radził. Nie żyłby gdyby sobie nie radził i może podświadomie pragnął o tym zapewnić Addę, nie musisz się martwić.
Otworzył oczy, wreszcie. Spojrzenie miał zrezygnowane, nieobecne.
Mógłby jej powiedzieć, że nie rozumie, ale chyba nie chciał, żeby zrozumiała. To nie tylko jedna noc w miesiącu, to nieustanny lęk o utratę kontroli, to tama pozwalająca ją zachować, odgradzająca emocje. Zimny gniew podsycany nieustannie, by płonął ciągle na stabilnym poziomie, by nie wybuchnął znienacka. Stan ducha, w którym trudno się skupić na tym, co dobre, bo - poza kontrolowanymi warunkami przywoływania patronusa - zwyczajnie nie ma na to miejsca ani siły, bo wybuchy radości to też ryzyko, bo po wesołości nadchodzi przecież smutek, a po smutku ten nieodpowiedni rodzaj złości.
Gęś, praca, rodzina.
-To ironiczne, prawda? - zapytał nagle, tak jakby nie słuchał - albo może w reakcji na jej słowa? -Zawsze chciałem być tylko częścią waszego świata. - kąciki ust drgnęły w gorzkim, niepokojąco nienaturalnym rozbawieniu.
A zostałem potworem, którego lęka się każdy czarodziej.
Rebeliantem, który straszy z plakatów niezwiązanych z Zakonem cywilów.

Gdyby powściągnął ambicję, nie wzleciałby jak Ikar do słońca, nie spłonął na norweskim mrozie. Żyłby nudno, przewidywalnie, bezpiecznie, nie szkodząc nikomu. I pewnie by nie przeżył, nie Bezksiężycowej Nocy, ale może tragedia byłaby chociaż miłosiernie szybka, a nie rozciągnięta na każdy miesiąc od grudnia 1955.
-Pojechałbym tam i tak, to była okazja na awans. - dodał uparcie, nawet nie starając się, by nadać kłamstwu pozory emocji, pozory wiarygodności.
Obydwoje wiedzieli, że zostałby w Londynie.
Nie cofnął się, gdy podniosła dłoń do jego czoła, ale nie uśmiechnął się jak dawniej, nie przymknął oczu. Odkąd wreszcie złapali kontakt wzrokowy, nie cofał wzroku - tylko spojrzenie miał coraz bardziej nieobecne, smutne.
Chyba nie miał już nawet siły się złościć.
-Jestem potrzebny na wojnie, nie martw się o mnie. - obiecał bezbarwnie, nieświadom, że ta obietnica może zabrzmieć trochę jak groźba, nie zrobię nic głupiego, póki nie jestem potrzebny.
Dłonie bezsilnie zsunęły się z jej ramion, na przedramiona. Opuścił głowę, by oprzeć czoło na jej ramieniu, nie miał siły już na nią patrzeć, nie miał siły.



Can I not save one
from the pitiless wave?

Michael Tonks
Michael Tonks
Zawód : Starszy auror, rebeliant
Wiek : 35
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Żonaty
You want it darker
We kill the flame
OPCM : 43 +4
UROKI : 34 +5
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 20
Genetyka : Wilkołak
Lasy Cairngorms - Page 38 7f6edca3a6f0f363d163c63d8a811d78
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t7124-michael-tonks https://www.morsmordre.net/t7131-do-michaela https://www.morsmordre.net/t12118-michael-tonks#373099 https://www.morsmordre.net/f177-wybrzeze-exmoor-somerset-wrzosowa-przystan https://www.morsmordre.net/t7132-skrytka-bankowa-nr-1759#189352 https://www.morsmordre.net/t7130-michael-tonks
Re: Lasy Cairngorms [odnośnik]20.12.22 19:18
Świadomość, że nie ma na niego żadnego wpływu była bolesna, chyba nawet bardziej niż wszystkie wypowiedziane w gniewie słowa. Fakt, że nie miała jak do niego dotrzeć dobijał i męczył, ściągał ją na dno. Nienawidziła bezsilności, nienawidziła nie mieć żadnej pozostałej do zużycia opcji, a w tej sytuacji powoli kończyły jej się dostępne ruchy. Skoro na nic nie reagował w pożądany sposób, to co jej jeszcze zostało? Wzruszyć ramionami, uznać wyższość jego przekazu? (To nie jest moja sprawa?). Odwrócić się plecami, odejść?
Podświadomie buntowała się na samą myśl o tym, że może tu ponieść klęskę. Że być może pojawiła się za późno, że wyrządzone szkody są zbyt duże, by jakoś to wszystko załatać, naprawić. Że w tej nienawiści do tego, czym się stał, zabrnął już za daleko i nie zdoła go z tego wyciągnąć.
Przez chwilę myślała, że ją odsunie. Tak po prostu ją odepchnie, znowu się wymknie, po raz kolejny postawi przed dylematem dobrania następnej strategii. Starała się robić dobrą minę do złej gry, ale oglądanie go w takim stanie sprawiało jej fizyczny ból, który coraz ciężej było jej ukryć. Czy dało się go jeszcze naprawić? Poskładać z tych znalezionych dotychczas okruchów, skleić uczuciem?
Wygięła wargi w gorzkim grymasie. “Radzę sobie”. Pewnie, że sobie radził, zawsze był twardy, ambitny; słowem nie skarżył się nigdy na to, że w londyńskim Ministerstwie ktoś może na niego krzywo spojrzał, czy źle zareagował na wiadomość o tym, że ma do czynienia z brudną krwią. Nigdy nie mówił jej też o prawdopodobnych szykanach, których doświadczył w Hogwarcie, ale domyślała się, że nie było mu lekko. Skoro całe życie cierpliwie znosił takie niedogodności, to likantropia była tylko kolejną pozycją na liście z którą musiał się zmierzyć. Radził sobie. Radził, bo jakie w sumie miał wyjście?
Nie chcę żebyś sobie radził ― burknęła, pociągnęła nosem. ― Chcę żebyś żył, a nie tylko trzymał się na uboczu, jak jakaś zjawa, cień, który raz się materializuje, a raz całkiem znika. Nie chcę żebyś był taki zgaszony i zrezygnowany.
Nie wiedziała za dużo o wilkołakach ― jedynie to, co było podczas zajęć z magicznych stworzeń, a i część tamtych informacji zatarła się w jej pamięci; musiała poszerzyć horyzonty, przeczytać jakieś książki, by chociaż mieć mgliste pojęcie z czym się mierzy. Może dopytać swojego ulubionego kolegi o sposoby postępowania ze złamanymi ludźmi, jakieś wskazówki; cokolwiek, co mogłoby pomóc jej do niego dotrzeć. Mimo wszystko, nadal nie zamierzała się poddać.
Nie uciekł od niej, chociaż nie wiedziała jeszcze, czy to dobrze, czy źle. Stan ducha w jakim obecnie się znajdował bardzo ją niepokoił, nawet bardziej niż wcześniejszy gniew i gwałtowność.
Zawsze nią byłeś, Mike ― odparła cicho. ― Urodziłeś się czarodziejem i nim pozostaniesz. Reszta to tylko dodatki, które cię nie definiują. Liczy się to, jaki jesteś w środku, a oboje wiemy, że żaden z ciebie potwór ― ułożyła wargi w lekkim, ładnym uśmiechu, mając głupią nadzieję, że cokolwiek do niego dotrze. ― Bez względu na to, co zdążyłeś sobie wmówić.
Przechyliła lekko głowę, kiedy padły kolejne słowa, uśmiech się poszerzył, choć oczy znów zdradzały poruszenie; błyszczały lekko, a Adda walczyła sama ze sobą, żeby nie płakać.
Kłamiesz ― szepnęła miękko. ― Zostałbyś ze mną w Londynie, nigdzie bym cię nie wypuściła. A jeśli już faktycznie byś się uparł jak osioł, to pojechalibyśmy razem. I teraz byłaby z nas niecodzienna para cierpiąca na futerkowy problem. ― Spróbowała zażartować, ale chyba wyszło blado, nie tak, jak zakładała, bo jego spojrzenie znowu gasło, stawało się nieobecne, po prostu smutne. Jakby opuściły go wszystkie siły, gniew, wola walki, chęć do życia.
Kiedy się pochylił, bezwiednie oparła policzek o jego włosy; zsunęła dłoń na kark, uspokajająco głaszcząc. Przez dłuższą chwilę milczała, zbierając myśli.
Będę się martwić, bo nadal mi na tobie zależy ― szepnęła w końcu, tuż przy jego uchu. ― Zależało wtedy, w Londynie, zależało we Francji, zależało po pożarze i zależy mi teraz, po rewelacjach spowodowanych teczką.


Mam niespełna trzydzieści lat
i jak kot muszę umrzeć
dziewięć razy


Adriana Tonks
Adriana Tonks
Zawód : podwójna agentka, rebeliantka
Wiek : 29
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Zamężna
I can run away
I can try to hide
and pretend
OPCM : 8
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 30 +6
CZARNA MAGIA : 1 +2
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 8
Genetyka : Czarownica

Zakon Feniksa
Zakon Feniksa
https://www.morsmordre.net/t11438-adriana-adda-de-verley https://www.morsmordre.net/t11442-rodzynka#353850 https://www.morsmordre.net/t12085-adriana-tonks#372538 https://www.morsmordre.net/f177-somerset-wybrzeze-exmoor-somerset-wrzosowa-przystan https://www.morsmordre.net/t11444-skrytka-bankowa-nr-2503#353855 https://www.morsmordre.net/t11449-adriana-de-verley#353913
Re: Lasy Cairngorms [odnośnik]20.12.22 20:06
Wzruszył smutno ramionami, dławiąc wszystkie słowa, jakimi mógłby jej odpowiedzieć. Chciała, by było lepiej, ale nie chciała ich usłyszeć. Nie chciał jej nimi obarczać. Było gorzej, jest stabilnie, może będzie lepiej, ale na uboczu jest dobrze, naprawdę. Niegdyś kochał być w centrum wydarzeń, był głośnym Gryfonem, salonowym lwem, pamiętała go takiego, ale to tylko pogłębiało rozczarowanie. W 1956 bał się nawet wrócić do ukochanej pracy, bał się, że wszyscy go osądzają, że wszyscy wiedzą.
Cień - otworzył szerzej oczy, skrzywił się mimowolnie, tak go widziała?
Właśnie dlatego każde spotkanie było tak cholernie trudne. Nigdy nie był dobrym aktorem.
-Nie musisz - nie powinnaś -na to patrzeć. - odburknął defensywnie, ale słowom brakło ognia, a tonowi emocji.
Chciała dobrze, wiedział o tym - ale na jakimś poziomie nie potrafił tego przyjąć, nie potrafił słuchać jak mówiła o nim dobrze, z naiwną wiarą, że nic się nie zmieniło.
Liczy się to, jaki jesteś w środku.
Grdyka zadrgała nerwowo, blondyn pokręcił prędko głową.
-Nie rozmawiasz ze szlachetnym aurorem. - zaprotestował od razu, znów z pustą rezygnacją. -Jest wojna, robiłem różne rzeczy. - rzeczy, których nie żałuję. Żałował śmierci McKinnona i Astrid i chyba nawet tamtego wilkołaka - zabił go, w samoobronie, w ich obronie (pomście), ale im częściej samemu się przemieniał, tym lepiej rozumiał, że nie powinien przeżyć tamtej sytuacji, że jakaś część umysłu człowieka musiała pohamować tamtą bestię. Z odruchu człowieczeństwa czy okrucieństwa? Jedyna osoba, która mogła mu odpowiedzieć, zginęła z jego różdżki.
Uśmiechała się ładnie, ślicznie, jak zawsze - robiła dobrą minę do złej gry? Powinno mu trochę ulżyć, nie zderzył się z falą lęku ani obrzydzenia i chyba zdołała nawet powściągnąć litość - ale elementy układanki nie składały się w całość, rozmowa była dziwna, ciężka, obca. Nigdy nie rozmawiali w ten sposób, dawniej był zbyt beztroski, niedawno iskrzyło się między nimi zbyt wiele emocji, dopiero teraz obydwoje próbowali je powściągnąć.
Nie zdołał odwzajemnić uśmiechu - milczał uparcie, wiedząc, że tym razem nie zdoła się zaprzeć, nie zdoła skłamać.
Wybrałem dla ciebie pierścionek.
Niektórych sekretów nie ma w teczkach, o niektórych nie powinna wiedzieć n i g d y, nie rozdrapywać ran.
Tamten Michael wybrał pierścionek. - poprawił się machinalnie, w myślach.
Zastygła maska powagi opadła dopiero, gdy dokończyła myśl. Omal się nie cofnął, na twarzy odbił się wyraz bezgranicznej paniki, -Nie mów tak - nie życzyłby tego nikomu, nie jej, nigdy nie jej, razem wcale nie byłoby prościej. -Nie wziąłbym cię na tamtą akcję, a nawet jeśli to by nas zniszczyło i nie lubię tego zwrotu i nie życzyłbym tego nikomu, naprawdę - słowa popłynęły same, chaotycznie i bez ładu, palce kurczowo zacisnęły się na jej ramionach, bał się, nadal się bał, spokojniej podchodził do likantropii przy innych, a z nią wszystko było takie skomplikowane...
Oparł głowę, przymknął powieki, chwilę oddychał ciężko, wciąż spięty i zestresowany. Z każdą chwilą napięcie powoli ustępowało, na krótki moment udało im się oswoić bliskość i dotyk i...
...powoli otworzył oczy, gdy dotarło do niego znaczenie jej wyznania.
Zależy.
Mógłby uciekać dalej, ignorować jedne fakty i uwypuklić inne. Wmówić sobie coś łagodniejszego, coś bezpieczniejszego.
Zależy jak na dawnym przyjacielu, jak na obecnym koledze z pracy, jak na symbolu rebelii.
Zależy, a jej zapach, szept, dotyk, to wszystko było tak boleśnie znajome.
Chwilę nie mówił nic. Trwał dalej, w ciemności, w zapachu frezji i gruszek.
Wreszcie cofnął się powoli, trochę niechętnie.
Przepraszam.
Tak będzie lepiej.

-Mężczyzna, na którym ci zależało... - zaczął powoli, samemu szukając jej dłoni. Na krótki moment zamknął jej palce w swoich.
Tak będzie lepiej.
-...nie wrócił z Norwegii. - usta drgnęły w przepraszającym grymasie.
Weź głęboki wdech i uspokój się.
Powoli opuścił ich dłonie, wmawiając sobie, że patrzy na nią spokojnie.
Patrzył na nią po prostu smutno.
-...ale dziękuję. Doceniam. Zależy mi na twoim bezpieczeństwie - - na tobie, wymamrotał. Zawsze potrafiłaś tak pięknie kłamać, Adda. Przez moment miał nawet ochotę jej uwierzyć.
Norwegia zrujnowała czwórkę istnień, nie doliczy kolejnego.
-Przepraszam. - czy naprawdę to powiedział, czy tylko usta poruszyły się bezgłośnie?





Can I not save one
from the pitiless wave?

Michael Tonks
Michael Tonks
Zawód : Starszy auror, rebeliant
Wiek : 35
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Żonaty
You want it darker
We kill the flame
OPCM : 43 +4
UROKI : 34 +5
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 20
Genetyka : Wilkołak
Lasy Cairngorms - Page 38 7f6edca3a6f0f363d163c63d8a811d78
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t7124-michael-tonks https://www.morsmordre.net/t7131-do-michaela https://www.morsmordre.net/t12118-michael-tonks#373099 https://www.morsmordre.net/f177-wybrzeze-exmoor-somerset-wrzosowa-przystan https://www.morsmordre.net/t7132-skrytka-bankowa-nr-1759#189352 https://www.morsmordre.net/t7130-michael-tonks
Re: Lasy Cairngorms [odnośnik]20.12.22 21:56
Czy on naprawdę chciał się z nią licytować o to, kto ma więcej krwi na rękach? Kto zrobił więcej złego, komu los powinien dopiec bardziej? Odwróciła głowę, wypuściła powietrze nosem. Gdyby tylko wiedział, że swego czasu maczała ręce w czarnej magii, już nigdy nie spojrzałby na nią tak samo. Nie chciałby jej niczego oszczędzać, nie podchodziłby do niej tak… tak…
Westchnęła ciężko, na moment przymknęła oczy, szukając w sobie więcej siły. Sama nie wiedziała, czy chce zniszczyć wyobrażenie, które o niej miał, czy woli go z nim zostawić. Tak usilnie starał się ją przekonać do tego, że nie jest tym, kim był, że być może powinna uciec się do podobnej taktyki. Może wtedy zrozumie ― albo i nie ― że obrazów przeszłości nie da się tak po prostu porzucić. Że zawsze będzie już w niej widział cząstkę tego, kim była kiedyś, tak jak ona ciągle widziała w nim londyńskiego lwa. Owszem, może miał potarganą grzywę, matową sierść, jego oczy przygasły, ale nadal nim był. W pewnym sensie.
Sama bym się wzięła na tamtą akcję ― burknęła znowu. W swoim życiu była jak kot, chodziła tam, gdzie chciała i kiedy chciała. Nie uznawała narzuconych jej ograniczeń i była absolutnie pewna tego, że znalazłaby sposób, by pójść z nim. Oficjalnie lub nieoficjalnie, to nie miało znaczenia.
Konsekwencje też nie miały znaczenia.
Przez chwilę wszystko było tak, jak chciała; miała go blisko siebie, mogła go dotykać, znowu czuć pod palcami ciepło jego skóry; mówić rzeczy, które faktycznie chce powiedzieć. Ale ta chwila ― jak każda inna ― skończyła się zbyt szybko, pozostawiając tylko niedosyt, kiełkujący w sercu ból. Bezwiednie wyciągnęła dłoń, chcąc go zatrzymać, ale zastygła wpół ruchu. Wysłuchała go bez słowa, bez cienia emocji przemykającego po twarzy; ostatecznie przeciągnęła po nim bardzo długim i bardzo oceniającym spojrzeniem.
Jak grochem o ścianę. Wszystko na nic.
Wszystko, kurwa, na nic.
Dlaczego ze mną pogrywasz, Michael? ― spytała, zaskakująco otwarcie, z autentyczną ciekawością w głosie. ― Mężczyzna na którym mi zależało i zależy stoi przede mną. Nie został w Norwegii, nie został w Londynie. Jest tu. Oddycha, żyje, wygląda na to, że nie jest to szczyt jego formy, ale nieźle się trzyma; bierze udział w rebelii, działa na froncie. ― Złapała jego spojrzenie, przymrużyła oczy. ― Ma krew na rękach, ale to w porządku, to dowód na to, że działa. Z niewyjaśnionych dla mnie przyczyn, ów mężczyzna zapomina, że nie on jeden ma brudne ręce i być może nie on jeden podjął decyzje, które są w pewnych środowiskach co najmniej dyskusyjne pod względem moralnym.
Przerwała nagle wywód, zniecierpliwiona sama sobą; pokręciła głową. Gniew znowu wzbierał, tlił się pod spokojną taflą przejmującego smutku, jak lawa pod powierzchnią ziemi. Zacisnęła powieki.
Nie wmawiaj mi na kim mi zależy, a na kim nie ― głos jej się nagle załamał, zniżył do szeptu; złość zgasła, w ramiona wkradło się drżenie ― wiem, co czuję. I do kogo. ― Poczuła spływające po policzkach łzy i znów miała ochotę w coś uderzyć. Starła je z irytacją, prawie z obrzydzeniem. Dlaczego ciągle musiała przy nim kończyć we łzach, dlaczego nie potrafiła nad sobą zapanować?
Nie okłamuj mnie ― poprosiła smutno, podnosząc na niego oczy ― bo nie umiesz tego robić. Nigdy nie umiałeś. ― Kolejne otarcie twarzy dłońmi, ale miała wrażenie, że im częściej to robi, tym łez jest coraz więcej i więcej.


Mam niespełna trzydzieści lat
i jak kot muszę umrzeć
dziewięć razy


Adriana Tonks
Adriana Tonks
Zawód : podwójna agentka, rebeliantka
Wiek : 29
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Zamężna
I can run away
I can try to hide
and pretend
OPCM : 8
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 30 +6
CZARNA MAGIA : 1 +2
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 8
Genetyka : Czarownica

Zakon Feniksa
Zakon Feniksa
https://www.morsmordre.net/t11438-adriana-adda-de-verley https://www.morsmordre.net/t11442-rodzynka#353850 https://www.morsmordre.net/t12085-adriana-tonks#372538 https://www.morsmordre.net/f177-somerset-wybrzeze-exmoor-somerset-wrzosowa-przystan https://www.morsmordre.net/t11444-skrytka-bankowa-nr-2503#353855 https://www.morsmordre.net/t11449-adriana-de-verley#353913
Re: Lasy Cairngorms [odnośnik]21.12.22 0:10
Próbował pogrzebać ich relację tak wytrwale, tak głęboko - wyjechał przecież do innego kraju - że dopiero teraz wracała o niego fala sposobów, którymi mogli się nawzajem zranić, wytrącić z ręki każdy argument. Znali się za dobrze, choć czasami miał wrażenie, że nie znali się wcale. A emocje, coraz wyraźniejsze w głosie i spojrzeniu Addy, były jedynie paliwem napędowym.
-Nie wzięłabyś się na żadną akcję, bo byłem tam z moją dziewczyną. - mógłby wypalić, choć Astrid nie była nawet jego dziewczyną, była rozrywką, którą nauczył się ukrywać przed znajomymi z pracy dzięki doświadczeniu nabranemu przy Addzie de Verley. Mógłby ją zranić, wytrącić argumenty, doprowadzić do płaczu - i przeraziło go, że wiedział jak.
I że chciała przecież tylko go pocieszyć, załagodzić reakcję po tym, jak w teczce znalazła coś, czego nie przewidziała. Chciała dobrze - musiał sobie powtórzyć w myślach, powoli i wyraźnie, bo wciąż czuł upokarzający wstyd i zrezygnowaną złość i emocje zdawały się nie mieć innego ujścia niż Adda, Adda, o którą mógł gniewać się na wiele rzeczy, ale nie za własną niekompetencję w Norwegii.
Opanował odruch odgryzienia się, nie zasługiwała na to.
A potem przez moment chciał nie myśleć już o niczym - ale po kilku błogich sekundach zaczął czujnie słuchać, rozmyślać o wadze jej wyznania, jej słów. Przyśpieszone bicie serca, to pewnie panika? To nie tak miało być, nie chciał jej ranić, chciał ją zranić, mściwie, za tamte stracone lata, głęboki oddech, pełne kalkulacji słowa.
I jej spojrzenie - smutne, oceniające. Zawsze spoglądała na niego tak przenikliwie, z uwagą. Przed laty mu się to podobało, teraz czuł się nagi.
Pogrywam?
-Ja... nie... - zawahał się, otworzył szerzej oczy. Nie był idiotą, faktycznie można to tak zinterpretować, ale... -nie chciałem. - dokończył cicho.
Zawsze było coś jeszcze. Zaginiony kot, bezpieczeństwo, oczekiwanie na uzdrowiciela.
Powody czy wymówki?
Nie przerywał jej, czując nagły wstyd, ostatnie czego chciał, to dać jej nadzieję w tej sytuacji, w swojej sytuacji, gdy każdy dzień mógł być ostatni, a każdy tydzień zbliżał go do pełni.
Nie przerywał też, bo w głębi duszy lubił gdy mówiła podobnym tonem, gdy się nakręcała, wychodziła mu naprzeciw z pewnością siebie, która zawsze zaskakiwała. Nie przerywał, bo mówiła rzeczy w gruncie rzeczy miłe, choć alarmujące, bo usiłowała pomóc mu z każdym kolejnym ciężarem - najpierw likantropii, potem wojennej moralności. Czasem robiła to po omacku, niechcący poruszała czułe struny, ale przecież widział - że chce pomóc.
A potem głos się jej załamał, bezpieczna bańka prysła.
-Adda... - zaprotestował zduszonym głosem, ale za późno. Wiem, co czuję.
Kiedyś tak bardzo chciał to usłyszeć.
Teraz - w uszach mu tylko szumiało, przez moment nie myślał wcale o sobie, chyba chcąc uniknąć przerażającej konkluzji, że może poczuje niewiele, albo nic. Albo że na dnie serca odnajdzie straszliwe podejrzenie, że blondynka mówi to z litości, tylko z litości.
Myślał o niej, o tym jak już nie była znaną mu Addą, jak łamała się na jego oczach w nieznany mu sposób.
-Nie płacz, proszę, nie płacz. - poprosił nerwowo, przybliżając się o krok.
Nie wiedział, co robić.
Dotychczas poddawał się jej gestom, jej rytmowi, czasem niechętnie albo niezdarnie.
Teraz stał przed zapłakaną Addą porażony odkryciem, że kilka lat temu naprawdę wiedziałby co zrobić, że w ogóle by o tym nie myślał. I że każdy gest, każde słowo, wydają się niewłaściwe.
-Minęło tyle lat. - ostatni, łagodny protest.
Powinnaś ułożyć sobie życie, zawsze myślałem, że ułożyłaś.
Położył rękę na jej ramieniu, by niepewnie zsunąć dłoń na jej plecy. Przyciągnął ją do siebie, trochę sztywno, by mogła skryć na moment twarz, otrzeć łzy koszulą.
-Ja - do zeszłego miesiąca myślałem, że mną gardzisz. -już czasem nic nie wiem. Czasem - mówił z trudnością, jakby nie przyznawał się do tego nawet przed sobą. -tylko tak... daję radę - zamknął oczy, jakie to upokarzające. -...się trzymać. - nie myśleć za wiele, działać, troszczyć się o jak najmniej osób, bo zabija mnie już troska o rodzinę.
Nigdy nikomu tego nie mówił.
-Nie proś mnie o więcej. - szepnął ochryple.



Can I not save one
from the pitiless wave?

Michael Tonks
Michael Tonks
Zawód : Starszy auror, rebeliant
Wiek : 35
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Żonaty
You want it darker
We kill the flame
OPCM : 43 +4
UROKI : 34 +5
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 20
Genetyka : Wilkołak
Lasy Cairngorms - Page 38 7f6edca3a6f0f363d163c63d8a811d78
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t7124-michael-tonks https://www.morsmordre.net/t7131-do-michaela https://www.morsmordre.net/t12118-michael-tonks#373099 https://www.morsmordre.net/f177-wybrzeze-exmoor-somerset-wrzosowa-przystan https://www.morsmordre.net/t7132-skrytka-bankowa-nr-1759#189352 https://www.morsmordre.net/t7130-michael-tonks
Re: Lasy Cairngorms [odnośnik]21.12.22 17:30
Nie potrafiła się opanować. Powstrzymanie łez ją przerastało, ramiona drżały, wydawało jej się, że straciła kontrolę nad ciałem i umysłem. Że nie ma wpływu na to, co się dalej stanie, co powie. Dla kogoś, kto przez znaczną część życia miał wszystko pod kontrolą i dowolnie kreował nowe okazje, taka sytuacja była skrajnie druzgocąca, prawie nie do przyjęcia.
Jakać racjonalna część jej umysłu wciąż próbowała walczyć, opanować kolejne pożary; przez chwilę miała wrażenie, że powinna się odwrócić i uciec, teleportować się gdzieś, gdzie nie będzie jej widział, może wziąć parę dodatkowych dni na uspokojenie, pojawić się w pracy dopiero wtedy, kiedy będzie absolutnie pewna tego, że nie dopuści do podobnej błazenady. Dwa skrajnie emocjonalne wybuchy w przeciągu jednego miesiąca, to przecież nie było do niej podobne.
Racjonalna Adda mówiła: odsuń się i nie dotykaj, ale ta druga, ta pozbawiona głosu w styczniu ‘55 i zamknięta w szafie, kręciła głową i czekała z nadzieją na rozwój sytuacji. A kiedy w końcu ją do siebie przygarnął ― nieco niezgrabnie i sztywno ― wtuliła się w niego z desperacją, zacisnęła dłonie na materiale koszuli. Pachniała morskim powietrzem i wrzosem, inaczej niż zapamiętała.
W Biurze Aurorów powiedziałeś, że nie wiadomo, który dzień właściwie będzie tym ostatnim. Że może to być nawet teraz, może jutro. Może za tydzień ― zaczęła powoli, odwracając nieznacznie głowę, opierając policzek o jego pierś. Przymknęła oczy. ― Nie chciałabym umierać w świadomości, że wobec postawionej przez los okazji byłam bezczynna, że po raz kolejny wszystko zepsułam. Staram się… jakoś to naprawić. Poukładać. Ale tajemnic jest za dużo, a każda kolejna wcale nie jest lżejsza od poprzedniej.
Las na chwilę zamarł; lekki wiatr zniknął, szum liści ustał. Nawet odzywające się gdzieś w oddali gęsi umilkły, a przebijające się przez liście słońce wcale nie ogrzewało skóry.
W milczeniu przesunęła dłonie, objęła go, po minucie słusznego wahania pogłaskała delikatnie po plecach. Nie wiedziała, co może mu odpowiedzieć na te słowa, brzmiały jak ciężkie wyznanie, jak coś bardzo osobistego, a ona, jak na złość, nie potrafiła z siebie wykrzesać nic sensownego. Na krótki moment po prostu pozbawił ją głosu.
Nie musisz być z tym sam ― szepnęła w końcu, przełykając kolejne łzy. Mogła ― chciała ― wziąć na siebie część bólu, wątpliwości, pomóc mu utrzymać się przy zdrowych zmysłach. Scalić, tak jak kiedyś on scalał ją.
Jego ostatnia prośba przekreślała jednak to wszystko, po raz kolejny próbował się odsunąć i nie była pewna, czy tym razem się po prostu nie podda. Chciała coś zmienić, chciała naprawić, ale też nie zamierzała robić niczego na siłę. Miała swoją szansę, spróbowała. A to, że ją odtrącił, było kompletnie inną historią.
Przytuliła się mocniej, jakby przeczuwając, bojąc się, że zaraz wysunie się z jej objęć, odejdzie.
Jeszcze tylko chwila. Jeszcze-tylko-chwila. Jeszczetylkochwila.
Dlaczego mnie nie chcesz? ― spytała w końcu; cicho, bezbarwnie, bez sił.


Mam niespełna trzydzieści lat
i jak kot muszę umrzeć
dziewięć razy


Adriana Tonks
Adriana Tonks
Zawód : podwójna agentka, rebeliantka
Wiek : 29
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Zamężna
I can run away
I can try to hide
and pretend
OPCM : 8
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 30 +6
CZARNA MAGIA : 1 +2
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 8
Genetyka : Czarownica

Zakon Feniksa
Zakon Feniksa
https://www.morsmordre.net/t11438-adriana-adda-de-verley https://www.morsmordre.net/t11442-rodzynka#353850 https://www.morsmordre.net/t12085-adriana-tonks#372538 https://www.morsmordre.net/f177-somerset-wybrzeze-exmoor-somerset-wrzosowa-przystan https://www.morsmordre.net/t11444-skrytka-bankowa-nr-2503#353855 https://www.morsmordre.net/t11449-adriana-de-verley#353913
Re: Lasy Cairngorms [odnośnik]21.12.22 21:01
Nie płacz, tylko nie przeze mnie, tylko nie nade mną.
Nie wiedział, jak wyglądało jej życie zanim los na powrót splótł ich drogi. Nie wiedział nawet, nie potrafił sobie wyobrazić (albo uciekał od tej myśli), co przeżyła z Igorem, jak krucha musiała czuć się wtedy. Wiedział tylko, że jego sekret ciążył teraz im obojgu, że miała łzy w oczach tuż po przeczytaniu tamtej cholernej teczki. Adrenalina, stres i wstyd wciąż trzymały w szachu jego emocje. Nie potrafił rozróżnić, czy Adda płacze z powodu tego, jak żałośnie ułożyło się jego życie; czy nad ich niespełnioną relacją, nie potrafił zrozumieć, że korelacja obydwóch tych czynników nie jest oczywista i że sama litość nie może rozpalić uczucia. Miał mętlik w głowie - od rozmowy w barze, albo może od spotkania pod kioskiem, albo może od trzech lat. Po próbie zapomnienia, zamrożenia własnych emocji, niewskrzeszania wspomnień... wszystko zdawało się dziać szybko, na tyle szybko, że wychwytywał głównie najsilniejsze emocje, najprostsze wnioski.
Jak ten, że płakała przez niego, z powodu teczki, z powodu jego reakcji.
-Rozumiem. - że się starasz. -Ale... to przecież już dużo, wiesz? Że... wyjaśniłaś, tamto... - dukał, nie będąc pewnym jak ją pocieszyć, jakim słowem nie pogorszyć tego ciężkiego nastroju. Że nie zginę z myślą, że piękne wspomnienia były tylko fraszką, że przytulasz się do mnie bez obrzydzenia pomimo tego, co o mnie wiesz.
Przez chwilę było tak cicho. Słyszał tylko jej urywany oddech, wstrzymał własny oddech. Poczuł jej dłonie na plecach, na sekundę znieruchomiał. Potem z wahaniem uniósł lewą dłoń, położył na głowie Addy, wplótł palce w jej włosy - zupełnie jakby ciało pamiętało jak, choć każdy gest był okupiony wahaniem i niepewnością.
Jakby to nadal było jego ciało, pomimo przemian, traumy, okaleczenia.
Nie musisz być z tym sam.
Niektórzy mu to mówili. Kerrie, magipsychiatra, niedoszły szwagier, który widział w Rumunii wilkołaków z żonami i rodzinami. Hannah.
Czasami chciał w to wierzyć.
Przymknął oczy, mimowolnie poddając się na chwilę tej wizji - ale wspomnieniami wracał do przeszłości, do mieszkania w Londynie, do pierścionka w szufladzie. Nie potrafił zakorzenić podobnego wyobrażenia w teraźniejszości, tak jakby powstrzymywał go własnoręcznie zbudowany mur wątpliwości i strachu.
Chwila wahania, chwila milczenia chyba wszystko pogorszyła. Drgnął nagle, słysząc jej pytanie - otwarte, bezpośrednie. Nie odsunął się, choć dłoń na głowie znieruchomiała.
-Próbowałem zapomnieć. - przyznał cicho. Nie czuć już nic.
Oddech, nagle cięższy, zdradzał, że chyba chciał dodać coś jeszcze.
Odchrząknął. Górował nad nią wzrostem, wciąż miała policzek oparty o jego tors, nie powinna zauważyć, że też miał szkliste oczy. Zamrugał, zrezygnował, przymknął oczy.
-A potem przez dwa lata próbowałem czuć jak najmniej, przygotować się na... każdą ewentualność. Ale straciłem kontrolę, po aresztowaniu Justine. - mówił zupełnie nieswoim, głuchym głosem. Rytmicznie, ale tak, jakby każde słowo kosztowało go sporo wysiłku.
-Przy jej przyjaciółce. - bardzo się starał, by powiedzieć to możliwie neutralnym tonem. -Mogłem... ona mogła... - opuścił dłoń, choć nadal stał blisko Addy - ale rozluźnił mięśnie, chyba tak, by mogła odsunąć się z łatwością, jeśli chciała.
-I chciałbym ci powiedzieć, że już nigdy więcej, ale potem musiałem opanować to uczucie przy młodszej siostrze. - przy Kerrie, a choć był wtedy tuż po zetknięciu się z dementorami, to naprawdę nie miał nic na własne usprawiedliwienie. -A potem... potem natknąłem się na bandę szmalcowników, krzywdzili kobietę, ale mieli przewagę liczebnę - mówił coraz szybciej i szybciej -dałem się rozbroić i wiedziałem, że to byłby koniec, ale wciąż nie odbiliśmy Justine, nie chciałem... nie tak, nie, gdy nie wiedziałem co z nią, i wtedy już nawet nie próbowałem się opanować i... - roześmiał się nagle, głucho, dziwnie. -...pamiętam trochę, chyba nawet zdołałem nie rzucić się na kobietę i... nie mogę powiedzieć, że tego nie chcę Adda, choć znam ryzyko. Może jedyny sposób, by zrobić z tego sens to awaryjna broń, a może nie - może tracę zmysły, może skończę jak te wilkołaki, o których mówi się, że nie przypominają już ludzi -jest spokojnie już od października, ale nie mogę obiecać... a im bardziej mi zależy... - dodatkowa odpowiedzialność, dodatkowa strata, to z powodu straty siostry przekroczył tamtą granicę, stracił nad sobą panowanie zamiast na spokojnie pomyśleć o odsieczy. -...to ryzyko, nie mogę. - pamiętam, jak zależało mi na tobie, wyjechałem z kraju, już wtedy to było nieracjonalne.
Nie mogę, a ty - nie wiedziałaś, nie wiesz...

-Pomogę ci z bratem - jeśli pozwolisz... - zakończył cicho, zdając sobie sprawę, że to brzmi jak teksty, które mówił dziewczynom, na których mu nie zależało. Żałosne.





Can I not save one
from the pitiless wave?

Michael Tonks
Michael Tonks
Zawód : Starszy auror, rebeliant
Wiek : 35
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Żonaty
You want it darker
We kill the flame
OPCM : 43 +4
UROKI : 34 +5
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 20
Genetyka : Wilkołak
Lasy Cairngorms - Page 38 7f6edca3a6f0f363d163c63d8a811d78
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t7124-michael-tonks https://www.morsmordre.net/t7131-do-michaela https://www.morsmordre.net/t12118-michael-tonks#373099 https://www.morsmordre.net/f177-wybrzeze-exmoor-somerset-wrzosowa-przystan https://www.morsmordre.net/t7132-skrytka-bankowa-nr-1759#189352 https://www.morsmordre.net/t7130-michael-tonks
Re: Lasy Cairngorms [odnośnik]21.12.22 23:06
Wygięła wargi w gorzkim uśmiechu, wysłuchała całego jego monologu od początku do końca bez słowa sprzeciwu, bez ruchu. Doceniała, że powiedział jej o tym wszystkim, że choć trochę wtajemniczył ją w wilkołacze sprawy, spróbował zobrazować, jak to wszystko wygląda z innej perspektywy.
Ale to nie była odpowiedź na jej pytanie. Taki zabieg mógł mieć wiele przyczyn, a w tej chwili była zbyt obolała by się w to zagłębiać, próbować jakiejś analizy. Liczyło się tylko to, że tańczył wokół tematu, motał się i nie potrafiła w tej chwili stwierdzić, czy to kolejna próba kłamstwa, faktyczne zagubienie, koślawa prawda czy jeszcze coś innego. Może kolejna próba zniechęcenia? Zalał ją falą przykładów, przywołał z pamięci momenty w których sięgnął dna, w których stracił kontrolę, ale przy tym wszystkim ponad pół roku spokoju zamknął w jednym, pojedynczym zdaniu, całkiem dyskredytując wagę tego osiągnięcia.
To ryzyko, nie mogę.
Poklepała go lekko po łopatce, potem ostrożnie wysunęła mu się z objęć. Nie miała już siły dalej brnąć w ten temat, nie miała siły żeby dopytać, czy to ostrzeżenie czy niezdarna próba spławienia, ale złapała się na pełnym goryczy stwierdzeniu, że chyba nie chce wiedzieć, nie w tym momencie; nie kiedy jest tak żałośnie słaba.
Otarła powoli oczy wierzchem rękawa, pociągnęła nosem. Wyćwiczone ruchy pomagały jej się jakoś pozbierać, opanować, albo chociaż przekonująco udawać, że się pozbierała. Powinna stworzyć sobie jakiś plan działania na najbliższych parę godzin, to zawsze było pomocne. Wtedy wystarczyło po prostu trzymać się listy, realizować punkt po punkcie. Nie myśleć, nie analizować. Nie czuć.
Rozumiem ― powiedziała w końcu, wkładając w głos tyle uprzejmego zrozumienia na ile tylko było ją stać. Nie spojrzała na niego jednak, zajęła się doprowadzaniem włosów do porządku. Cokolwiek, byleby mieć zajęcie.
Wracam do Londynu ― poinformowała go rzeczowo, wpinając na nowo wsuwki w naprędce skręconego koka. ― Muszę odłożyć papiery, zająć się jeszcze paroma sprawami.
Praca. Praca zawsze była dobrą kotwicą.
Wiesz, gdzie mnie znaleźć ― odparła wymijająco, poprawiła torbę na ramieniu. Wyglądało na to, że czekały ją bardzo trudne tygodnie, albo miesiące, dopóki nie uodporni się na jego widok, dopóki nie nauczy się go traktować, jak kolegi z pracy. Kolegi-wilkołaka. ― Powodzenia w polowaniu. ― Uśmiechnęła się jeszcze krótko, na siłę, licząc, że nie wychwyci różnicy, że nie pamięta jak wychwytywać różnice w jej mimice.


Mam niespełna trzydzieści lat
i jak kot muszę umrzeć
dziewięć razy


Adriana Tonks
Adriana Tonks
Zawód : podwójna agentka, rebeliantka
Wiek : 29
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Zamężna
I can run away
I can try to hide
and pretend
OPCM : 8
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 30 +6
CZARNA MAGIA : 1 +2
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 8
Genetyka : Czarownica

Zakon Feniksa
Zakon Feniksa
https://www.morsmordre.net/t11438-adriana-adda-de-verley https://www.morsmordre.net/t11442-rodzynka#353850 https://www.morsmordre.net/t12085-adriana-tonks#372538 https://www.morsmordre.net/f177-somerset-wybrzeze-exmoor-somerset-wrzosowa-przystan https://www.morsmordre.net/t11444-skrytka-bankowa-nr-2503#353855 https://www.morsmordre.net/t11449-adriana-de-verley#353913

Strona 38 z 39 Previous  1 ... 20 ... 37, 38, 39  Next

Lasy Cairngorms
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach