Pracownia malarska
Strona 2 z 4 • 1, 2, 3, 4
AutorWiadomość
First topic message reminder :
★★ [bylobrzydkobedzieladnie]
Pracownia malarska
Znajduje się na poddaszu niezamieszkałego domku na przedmieściach Londynu, na spokojnej, cichej ulicy, wzdłuż której ciągną się rzędy bardzo podobnych, nieco kanciastych budynków. Zaraz za nimi rozciągają się malownicze pola i majaczący w oddali niewielki lasek. Poprzednią właścicielką niepozornego domku była starsza malarka, która zaadaptowała poddasze do swoich twórczych potrzeb. Gdy zmarła, jej domek został przejęty przez krewnych i przez dobrych kilka lat stał pusty, choć niekiedy jest wynajmowany wszelakiej maści młodym artystom, których nie stać na lepsze lokum do realizowania swojej pasji.
W przestronnym pomieszczeniu znajduje się kilka okien, zapewniających dobre oświetlenie niezbędne do malowania. Pod ścianami wala się kilka starych, porzuconych obrazów oraz pędzli; pracownia od dłuższego czasu stoi pusta. Nieopodal domku jest sporo miejsc, gdzie można bezpiecznie i dyskretnie się teleportować, natomiast okoliczni mugole nie mają pojęcia o istnieniu w tym miejscu pracowni magicznych malarzy.
W przestronnym pomieszczeniu znajduje się kilka okien, zapewniających dobre oświetlenie niezbędne do malowania. Pod ścianami wala się kilka starych, porzuconych obrazów oraz pędzli; pracownia od dłuższego czasu stoi pusta. Nieopodal domku jest sporo miejsc, gdzie można bezpiecznie i dyskretnie się teleportować, natomiast okoliczni mugole nie mają pojęcia o istnieniu w tym miejscu pracowni magicznych malarzy.
Ostatnio zmieniony przez Mistrz gry dnia 25.03.22 19:55, w całości zmieniany 1 raz
21 lutego
Raidenowi podobała się praca w policji. Uwielbiał rozdrapywać się w drobnych, na pozór nieznaczących sprawach, pomagać ludziom, widzieć owoce jego pracy, długiej, często strącającej sen z powiek. Ale zasłużonej. Myślał, że będzie go to satysfakcjonowało do końca życia. Że będzie to robił do emerytury lub do swojej śmierci. Oby nie... I pewnie tak właśnie miało być, gdyby nie wróciła pewna sprawa związana z pracą w brygadzie przeciwko wilkołakom. Nie wiedział, ile to już czasu tak naprawdę minęło, ale wydawało mu się jakby to było w poprzednim życiu. Które wbrew pozorom nie odżywało jedynie podczas pełni. Przez miesiąc prowadzono badania, poszukiwania, spisywano raporty, uzupełniano archiwum. Dużo papierkowej roboty, ale za to później przez tę jedną noc wybudzała się adrenalina kumulowana przez trzydzieści dni i potem opadała. By się uspokoić potrzebował co najmniej tygodnia. Ale akurat w przypadku Raidena ciężko było mówić o spokoju. Ciągle musiał być w ruchu, musiał działać, musiał pracować, musiał się spełniać, musiał... No, właśnie. Większość jego kolegów nie mogła czasem z nim wytrzymać, obwiniając go za zbytnią pobudliwość, ale to jego wina, że chciał, by ludzie byli bezpieczniejsi? Ratowanie ludzi, wyłapywanie wilkołaków, na tym polegała jego praca. A potem poszedł w coś innego... Ale równie ważnego. Zdziwił go list od dawnego przełożonego z brygady, a jeszcze bardziej jego treść. Owszem. Słyszał o tym ataku dzikiej bestii, ale nie sądził, że to był ten sam... Okazało się, że autor listu skontaktował się już z szefem Raidena i wypożyczył go na czas tej sprawy. Carter miał odszukać rysownika, któremu miał przedstawić rysopis wilkołaka. Odnalazł Lyrę Travers. Nazwisko dość dobrze mu znane nie tylko z gazet, ale również i czasów szkolnych. Mając adres pracowni, ruszył, by pomóc w rozwiązaniu dawnych zagadek. Czując się trochę jak kiedyś, musiał przyznać, że sprawiało mu to o wiele większą satysfakcję niż chciał przyznać.
Raidenowi podobała się praca w policji. Uwielbiał rozdrapywać się w drobnych, na pozór nieznaczących sprawach, pomagać ludziom, widzieć owoce jego pracy, długiej, często strącającej sen z powiek. Ale zasłużonej. Myślał, że będzie go to satysfakcjonowało do końca życia. Że będzie to robił do emerytury lub do swojej śmierci. Oby nie... I pewnie tak właśnie miało być, gdyby nie wróciła pewna sprawa związana z pracą w brygadzie przeciwko wilkołakom. Nie wiedział, ile to już czasu tak naprawdę minęło, ale wydawało mu się jakby to było w poprzednim życiu. Które wbrew pozorom nie odżywało jedynie podczas pełni. Przez miesiąc prowadzono badania, poszukiwania, spisywano raporty, uzupełniano archiwum. Dużo papierkowej roboty, ale za to później przez tę jedną noc wybudzała się adrenalina kumulowana przez trzydzieści dni i potem opadała. By się uspokoić potrzebował co najmniej tygodnia. Ale akurat w przypadku Raidena ciężko było mówić o spokoju. Ciągle musiał być w ruchu, musiał działać, musiał pracować, musiał się spełniać, musiał... No, właśnie. Większość jego kolegów nie mogła czasem z nim wytrzymać, obwiniając go za zbytnią pobudliwość, ale to jego wina, że chciał, by ludzie byli bezpieczniejsi? Ratowanie ludzi, wyłapywanie wilkołaków, na tym polegała jego praca. A potem poszedł w coś innego... Ale równie ważnego. Zdziwił go list od dawnego przełożonego z brygady, a jeszcze bardziej jego treść. Owszem. Słyszał o tym ataku dzikiej bestii, ale nie sądził, że to był ten sam... Okazało się, że autor listu skontaktował się już z szefem Raidena i wypożyczył go na czas tej sprawy. Carter miał odszukać rysownika, któremu miał przedstawić rysopis wilkołaka. Odnalazł Lyrę Travers. Nazwisko dość dobrze mu znane nie tylko z gazet, ale również i czasów szkolnych. Mając adres pracowni, ruszył, by pomóc w rozwiązaniu dawnych zagadek. Czując się trochę jak kiedyś, musiał przyznać, że sprawiało mu to o wiele większą satysfakcję niż chciał przyznać.
Hello darkness, my old friend
Come to talk with you again
Come to talk with you again
Ostatnio pojawiała się w pracowni rzadziej. Większość zleceń na portrety wykonywała bezpośrednio w dworach klientów, pejzaże mogła malować w pracowni znajdującej się w posiadłości Glaucusa. Jednak i to miejsce było dla niej ważne, więc przynajmniej raz na kilka dni pojawiała się, a jeśli miała wykonywać portrety, była częściej. Jej życie ostatnimi czasy kręciło się w znacznej części wokół malowania (zresztą jak zwykle, odkąd ukończyła Hogwart), pomagało rozpraszać rozterki związane z niedawnymi dziwnymi wydarzeniami, pogorszeniem relacji z rodziną, oraz własnymi zagmatwanymi uczuciami odnośnie męża i nowego życia, jakie teraz wiodła u jego boku.
Niedawno skończyła malować obraz, więc teraz krążyła po pracowni, czyszcząc zaklęciem pędzle oraz podłogę z farby, której zapach wciąż był doskonale wyczuwalny w powietrzu. Nagle jednak usłyszała pukanie i przystanęła z różdżką wciąż wycelowaną w podłogę wokół sztalugi. Dopiero po chwili ją opuściła, nagle się reflektując.
- Proszę wejść! – powiedziała głośno, pewna, że to po prostu jakiś nowy klient, albo ktoś, kto przybył po obraz, który od kilku dni czekał pod ścianą na odbiór.
Gdy mężczyzna wszedł do pomieszczenia, mógł zobaczyć charakterystyczny dla artystycznych dusz rozgardiasz i ją pośrodku tego wszystkiego – niziutką, bladą dziewczynę o rudych włosach i piegowatej buzi, z dłońmi i fartuszkiem pochlapanym farbami olejnymi. Mógł ją rozpoznać, tak jak i ona rozpoznała jego ledwie dostrzegła jego twarz.
- Więc znowu się spotykamy – powiedziała, pamiętała przecież tamten dzień, kiedy oboje spotkali się przypadkiem w parku na obrzeżach miasta, niedaleko stąd, i mężczyzna zaproponował jej grę w gargulki. Lyra nie poznała wówczas jego nazwiska, ale zapamiętała twarz i teraz ją sobie przypomniała. – Chciał pan zamówić jakiś obraz? – zapytała, podejrzewając, że właśnie o coś takiego mogło chodzić. W końcu po co innego odwiedzać pracownie malarzy, jak nie po to, by zamówić obraz?
Niedawno skończyła malować obraz, więc teraz krążyła po pracowni, czyszcząc zaklęciem pędzle oraz podłogę z farby, której zapach wciąż był doskonale wyczuwalny w powietrzu. Nagle jednak usłyszała pukanie i przystanęła z różdżką wciąż wycelowaną w podłogę wokół sztalugi. Dopiero po chwili ją opuściła, nagle się reflektując.
- Proszę wejść! – powiedziała głośno, pewna, że to po prostu jakiś nowy klient, albo ktoś, kto przybył po obraz, który od kilku dni czekał pod ścianą na odbiór.
Gdy mężczyzna wszedł do pomieszczenia, mógł zobaczyć charakterystyczny dla artystycznych dusz rozgardiasz i ją pośrodku tego wszystkiego – niziutką, bladą dziewczynę o rudych włosach i piegowatej buzi, z dłońmi i fartuszkiem pochlapanym farbami olejnymi. Mógł ją rozpoznać, tak jak i ona rozpoznała jego ledwie dostrzegła jego twarz.
- Więc znowu się spotykamy – powiedziała, pamiętała przecież tamten dzień, kiedy oboje spotkali się przypadkiem w parku na obrzeżach miasta, niedaleko stąd, i mężczyzna zaproponował jej grę w gargulki. Lyra nie poznała wówczas jego nazwiska, ale zapamiętała twarz i teraz ją sobie przypomniała. – Chciał pan zamówić jakiś obraz? – zapytała, podejrzewając, że właśnie o coś takiego mogło chodzić. W końcu po co innego odwiedzać pracownie malarzy, jak nie po to, by zamówić obraz?
come on look into the expanse and breath all these around come on don’t be afraid to look don’t be afraid
to look at distance
Nie spodziewał się znajomej twarzy. Raczej jakiejś zauroczonej w swoim arystokratycznym pochodzeniu, niespełnionej artystki, która osiągnęła sukces tylko dzięki nazwisku. Wchodząc jednak na piętro, a potem otwierając drzwi dostrzegł sylwetkę, twarz i włosy, które kojarzyły mu się z grą w gargulki. Jego początkowo zamyślona twarz wykrzywiła się w uśmiechu, a Raiden poczuł pewną ulgę - nie musiał tłumaczyć się szlachciance z każdego ruchu. Mógł czuć się swobodniej, wiedząc, że kobieta choć trochę poznała jego zachowanie i nie musieli trzymać się strikte jak podczas przemarszu królowej.
- Mam nadzieję, że nie przeszkadzam - powiedział, zamykając drzwi i idąc w głąb pracowni. Stanął pośrodku, mając wgląd na cały artystyczny rozgardiasz tak typowy dla ludzi z jej zamiłowaniami. Nie podejrzewał, że arystokratka będzie miała swoje miejsce pracy w mieście. Obstawiałby za komnatami w jej rodzinnej posiadłości lub innym wykwintnym miejscu. To było skromne i kameralne. Zupełnie inne od szlachty, którą udało mu się już poznać. Wcześniej zdjęty kapelusz, wędrował mu w dłoniach, gdy Carter rozglądał się dookoła, czując charakterystyczny zapach farb i rozpuszczalnika. - Nie - odpowiedział, przenosząc spojrzenie na rudowłosą. - Przyszedłem w innej sprawie. Raiden Carter - dodał od razu, podchodząc do niej i wyciągając rękę z lekkim, ale szczerym i ciepłym uśmiechem. - Chyba powinniśmy zrobić to już jakiś czas temu, prawda?
Nie zamierzał machać odznaką, dopóki nie było potrzeby. Zdążył zauważyć, że wcześniej na spotkaniu w parku podchodziła z niespotykaną wcześniej przez niego rezerwą. Musiało jej naprawdę trudno zawiązywać nowe znajomości.
- Potrzebuję pani pomocy - zaczął, od razu przechodząc do sedna. Nie lubił nadkładać słów, wolał mówić szczerze i prosto z mostu. Może dlatego większość wyżej urodzonych miało go za typowego prostaka? Dziwaki... - Przychodzę z ramienia brygady. Parę lat temu zobaczyłem wilkołaka odpowiedzialnego za dość spore zniszczenia i ofiary w ludziach. Niedawno pojawił się znowu, a tylko ja widziałem go w ludzkiej postaci. Pomoże mi pani sporządzić portret pamięciowy? - spytał, patrząc uważnie na rudowłosą. Miał nadzieję, że prośba, którą do niej skierował nie miała jej wystraszyć.
- Mam nadzieję, że nie przeszkadzam - powiedział, zamykając drzwi i idąc w głąb pracowni. Stanął pośrodku, mając wgląd na cały artystyczny rozgardiasz tak typowy dla ludzi z jej zamiłowaniami. Nie podejrzewał, że arystokratka będzie miała swoje miejsce pracy w mieście. Obstawiałby za komnatami w jej rodzinnej posiadłości lub innym wykwintnym miejscu. To było skromne i kameralne. Zupełnie inne od szlachty, którą udało mu się już poznać. Wcześniej zdjęty kapelusz, wędrował mu w dłoniach, gdy Carter rozglądał się dookoła, czując charakterystyczny zapach farb i rozpuszczalnika. - Nie - odpowiedział, przenosząc spojrzenie na rudowłosą. - Przyszedłem w innej sprawie. Raiden Carter - dodał od razu, podchodząc do niej i wyciągając rękę z lekkim, ale szczerym i ciepłym uśmiechem. - Chyba powinniśmy zrobić to już jakiś czas temu, prawda?
Nie zamierzał machać odznaką, dopóki nie było potrzeby. Zdążył zauważyć, że wcześniej na spotkaniu w parku podchodziła z niespotykaną wcześniej przez niego rezerwą. Musiało jej naprawdę trudno zawiązywać nowe znajomości.
- Potrzebuję pani pomocy - zaczął, od razu przechodząc do sedna. Nie lubił nadkładać słów, wolał mówić szczerze i prosto z mostu. Może dlatego większość wyżej urodzonych miało go za typowego prostaka? Dziwaki... - Przychodzę z ramienia brygady. Parę lat temu zobaczyłem wilkołaka odpowiedzialnego za dość spore zniszczenia i ofiary w ludziach. Niedawno pojawił się znowu, a tylko ja widziałem go w ludzkiej postaci. Pomoże mi pani sporządzić portret pamięciowy? - spytał, patrząc uważnie na rudowłosą. Miał nadzieję, że prośba, którą do niej skierował nie miała jej wystraszyć.
Hello darkness, my old friend
Come to talk with you again
Come to talk with you again
Lyra otrzymała tę pracownię jeszcze przed ślubem, jeszcze wtedy, gdy była Weasleyem. Nadal jednak w niej pozostała, w końcu zdarzali jej się także klienci spoza szlacheckiego stanu, którzy wcale nie wymagali malowania ich w otoczeniu ich dworów, a przychodzili właśnie tutaj, do podmiejskiej pracowni, która była całkowicie neutralnym gruntem. Także dla Lyry znającej umiejętność teleportacji nie było żadnym problemem kursowanie pomiędzy Norfolk a tym miejscem, dlatego postanowiła je zachować.
- Nie przeszkadza pan – powiedziała, kiedy wszedł. Gdy powiedział, że sprowadza go tu inna sprawa, uniosła brwi i już zaczęła się zastanawiać, o co mogło chodzić. – Racja, zapewne powinniśmy. Lyra Travers – przedstawiła się, gdy wyciągnął do niej dłoń. Z pewnym wahaniem podała mu swoją, drobną, chłodną i poplamioną farbami. Nie należała do najbardziej śmiałych osóbek, szczególnie w stosunku do mężczyzn.
Zerknęła na niego wyczekująco, ale i z lekkim niepokojem, czekając, aż wytłumaczy powód swojego pojawienia się tutaj. Był bezpośredni i nie owijał zbyt długo w bawełnę, a po prostu przeszedł do sedna.
- Portret pamięciowy? – powtórzyła po nim. Do tej pory rysowała portret pamięciowy tylko raz, w dodatku osoby, którą widziała i zapamiętała jej twarz. Osoby, która na jej oczach zabiła aurora, więc przypominanie sobie o niej było dla Lyry bardzo trudne i zrobiła to tylko na prośbę Samuela Skamandera, który obiecał odnaleźć tę kobietę. Teraz jednak z opisanym przez mężczyznę poszukiwanym nie łączyło jej nic, więc cała sprawa powinna być łatwiejsza, przynajmniej z emocjonalnego punktu widzenia. Bo jeśli chodzi o aspekt techniczny, pewnie będzie trudniej, skoro miałaby polegać tylko na słownym opisie, ale też nie byłoby to wyzwanie nie do przejścia.
- Do tej pory robiłam to tylko raz, ale chyba mogę panu pomóc, panie Carter. Przynajmniej się postaram – odezwała się po chwili namysłu. Zapewne była nieco zdziwiona, że ministerstwo nie ma własnych rysowników, ale skoro ten mężczyzna zwrócił się właśnie do niej, musiał mieć ku temu jakiś powód. A Lyra w pewien sposób polubiła go wtedy w parku, więc zgodziła się mu pomóc. – Kiedy pan chce to zrobić? – zapytała chwilę później. Ale, ostatecznie w pustej posiadłości i tak nie miała teraz żadnych pilnych zajęć, więc nigdzie jej się nie spieszyło. Mogła to zrobić nawet teraz.
- Nie przeszkadza pan – powiedziała, kiedy wszedł. Gdy powiedział, że sprowadza go tu inna sprawa, uniosła brwi i już zaczęła się zastanawiać, o co mogło chodzić. – Racja, zapewne powinniśmy. Lyra Travers – przedstawiła się, gdy wyciągnął do niej dłoń. Z pewnym wahaniem podała mu swoją, drobną, chłodną i poplamioną farbami. Nie należała do najbardziej śmiałych osóbek, szczególnie w stosunku do mężczyzn.
Zerknęła na niego wyczekująco, ale i z lekkim niepokojem, czekając, aż wytłumaczy powód swojego pojawienia się tutaj. Był bezpośredni i nie owijał zbyt długo w bawełnę, a po prostu przeszedł do sedna.
- Portret pamięciowy? – powtórzyła po nim. Do tej pory rysowała portret pamięciowy tylko raz, w dodatku osoby, którą widziała i zapamiętała jej twarz. Osoby, która na jej oczach zabiła aurora, więc przypominanie sobie o niej było dla Lyry bardzo trudne i zrobiła to tylko na prośbę Samuela Skamandera, który obiecał odnaleźć tę kobietę. Teraz jednak z opisanym przez mężczyznę poszukiwanym nie łączyło jej nic, więc cała sprawa powinna być łatwiejsza, przynajmniej z emocjonalnego punktu widzenia. Bo jeśli chodzi o aspekt techniczny, pewnie będzie trudniej, skoro miałaby polegać tylko na słownym opisie, ale też nie byłoby to wyzwanie nie do przejścia.
- Do tej pory robiłam to tylko raz, ale chyba mogę panu pomóc, panie Carter. Przynajmniej się postaram – odezwała się po chwili namysłu. Zapewne była nieco zdziwiona, że ministerstwo nie ma własnych rysowników, ale skoro ten mężczyzna zwrócił się właśnie do niej, musiał mieć ku temu jakiś powód. A Lyra w pewien sposób polubiła go wtedy w parku, więc zgodziła się mu pomóc. – Kiedy pan chce to zrobić? – zapytała chwilę później. Ale, ostatecznie w pustej posiadłości i tak nie miała teraz żadnych pilnych zajęć, więc nigdzie jej się nie spieszyło. Mogła to zrobić nawet teraz.
come on look into the expanse and breath all these around come on don’t be afraid to look don’t be afraid
to look at distance
Przyjął z cichym zadowoleniem fakt, że nie był niemile widziany. W końcu różnie wpływały na ludzi informacje o przeróżnych wydarzeniach z jego życia. W tym przypadku zdecydowanie oddalonego w przeszłości, ale musiał się skupić, by odzyskać to wspomnienie. Przypomnienie sobie tego wszystkie było niezwykle trudne. Szczególnie że dotychczasowe rysunki nieco oddziaływały mu na wyobraźnie i sam nie był pewien czy twarz, którą pamiętał była prawdziwa. Zaraz jednak stanęły mu przed oczami poturbowane ciała dawnych kolegów po fachu i skupił się na pewnikach. Tak.
- Dokładnie. Szukałem specjalisty i polecono mi panią. Mam nadzieję, że nie jest to problem. W końcu nawet nie spytałem czy robiła to pani kiedykolwiek wcześniej - urwał, obserwując jej ruchy. Po chwili przejechał dłonią po włosach, czując, że powinien był samemu przypomnieć sobie co ważniejsze szczegóły, a nie liczyć na wenę chwili. - Cóż... Najlepiej jak najprędzej - odpowiedział szczerze, rozkładając ręce. Oczywiście że mieli swoich analityków, szkicowników i to naprawdę dobrych. Byli jednak nieosiągalni, a Carter zdecydowanie wolał świeże podejście od tych gburów, którzy uważali, że są najlepsi i bez nich policja się nie obędzie. Zadufani w sobie papierośniacy. Nie lubił ich zachowania, wielkich gabinetów… Tutaj czuć było pasję i oddanie się swojemu hobby. Najwidoczniej lady Travers nie należała do zmanierowanych dam salonowych. Było to niezwykle pokrzepiające i utwierdziło go w przekonaniu, że dobrze trafił.Wolał dać zarobić szlachciance, artystce z powołania niż wbitym w garniaki sztywniakom. Wiedział, że nie potrzebowała pieniędzy, ale niektórych spraw nie można było łatwo wyjaśnić. – Mam mówić, a pani rysuje. Czy tak? – spytał, przypominając sobie jak to robili w Chicago.
- Dokładnie. Szukałem specjalisty i polecono mi panią. Mam nadzieję, że nie jest to problem. W końcu nawet nie spytałem czy robiła to pani kiedykolwiek wcześniej - urwał, obserwując jej ruchy. Po chwili przejechał dłonią po włosach, czując, że powinien był samemu przypomnieć sobie co ważniejsze szczegóły, a nie liczyć na wenę chwili. - Cóż... Najlepiej jak najprędzej - odpowiedział szczerze, rozkładając ręce. Oczywiście że mieli swoich analityków, szkicowników i to naprawdę dobrych. Byli jednak nieosiągalni, a Carter zdecydowanie wolał świeże podejście od tych gburów, którzy uważali, że są najlepsi i bez nich policja się nie obędzie. Zadufani w sobie papierośniacy. Nie lubił ich zachowania, wielkich gabinetów… Tutaj czuć było pasję i oddanie się swojemu hobby. Najwidoczniej lady Travers nie należała do zmanierowanych dam salonowych. Było to niezwykle pokrzepiające i utwierdziło go w przekonaniu, że dobrze trafił.Wolał dać zarobić szlachciance, artystce z powołania niż wbitym w garniaki sztywniakom. Wiedział, że nie potrzebowała pieniędzy, ale niektórych spraw nie można było łatwo wyjaśnić. – Mam mówić, a pani rysuje. Czy tak? – spytał, przypominając sobie jak to robili w Chicago.
Hello darkness, my old friend
Come to talk with you again
Come to talk with you again
Chociaż zapewne mogłaby wymyślić jakąś wymówkę, powiedzieć, że czeka na nią pilne zlecenie, nie zrobiła tego. Może była po prostu ciekawa, co mężczyzna ma do powiedzenia? A może to cień mimowolnej sympatii, która pojawiła się już tamtego dnia w parku? Wciąż stała naprzeciwko niego, obserwując go bystrymi, jasnozielonymi oczami, w których ciekawość mieszała się z niepokojem.
- Cóż... Nie mam dużego doświadczenia w portretach pamięciowych, właściwie nie mam go prawie wcale, bo jak wspominałam, proszono mnie o pomoc w podobnej sprawie tylko raz i wówczas widziałam sprawcę na własne oczy, ale postaram się nie zawieść. – Nie wiedziała, kto taki polecił ją jako odpowiednią osobę (może Samuel?), ale tym bardziej nie chciała zawieść. Musiała przecież udowodnić, że ma talent i zna się na rzeczy, nawet jeśli rzadko malowała cokolwiek, opierając się tylko na opisie słownym. To było trudniejsze niż malowanie czegoś, co widziała, ale nie lubiła uciekać od nowych wyzwań artystycznych. Każde czegoś ją uczyło.
Szybko jednak zmieniła temat, nie chcąc, by mężczyzna wypytywał ją, co to była za sprawa, dla której malowała portret. Wolała jak najmniej myśleć o sprawie Melanie Karkarov, kobiety, która używała jej wyglądu by umykać aurorom i przez którą Lyra wpadła w poważne tarapaty, mogące skończyć się dla niej tragicznie, gdyby nie to, że miała tyle szczęścia.
- Cóż... Może usiądziemy? – zaproponowała więc, wskazując mężczyźnie stoliczek, obok którego stały dwa fotele. Zanim usiadła na jednym z nich, wzięła do ręki szkicownik i komplet ołówków. – Wobec tego proszę opisać tą osobę. Najlepiej, jak pan potrafi, im więcej szczegółów, tym lepiej. Będę pokazywać szkic na różnych etapach pracy, więc będzie mógł pan korygować, gdyby trzeba było coś poprawić.
Otworzyła szkicownik na czystej kartce i wybrała jeden z ołówków. Ostatnio częściej malowała niż szkicowała, ale szkic był jej bardzo bliski z czasów dzieciństwa i Hogwartu. Przygotowując się, była ciekawa, co więcej kryło się za tym rysunkiem i opowieścią Cartera, jaka sprawa była tak pilna, że potrzebował rysownika spoza ministerstwa. Ale póki co o to nie zapytała, powściągając swoją ciekawskość, bo ostateczne zapewne nie powinna znać żadnych szczegółów poza tymi, które miała wykorzystać do wykonania portretu.
- Ale zaczniemy od podstaw. Proszę opisać kształt jego twarzy. Jakiej długości miał włosy? Był stary czy młody? – zaczęła zadawać pierwsze pytania, bo od czegoś musiała rozpocząć rysowanie.
- Cóż... Nie mam dużego doświadczenia w portretach pamięciowych, właściwie nie mam go prawie wcale, bo jak wspominałam, proszono mnie o pomoc w podobnej sprawie tylko raz i wówczas widziałam sprawcę na własne oczy, ale postaram się nie zawieść. – Nie wiedziała, kto taki polecił ją jako odpowiednią osobę (może Samuel?), ale tym bardziej nie chciała zawieść. Musiała przecież udowodnić, że ma talent i zna się na rzeczy, nawet jeśli rzadko malowała cokolwiek, opierając się tylko na opisie słownym. To było trudniejsze niż malowanie czegoś, co widziała, ale nie lubiła uciekać od nowych wyzwań artystycznych. Każde czegoś ją uczyło.
Szybko jednak zmieniła temat, nie chcąc, by mężczyzna wypytywał ją, co to była za sprawa, dla której malowała portret. Wolała jak najmniej myśleć o sprawie Melanie Karkarov, kobiety, która używała jej wyglądu by umykać aurorom i przez którą Lyra wpadła w poważne tarapaty, mogące skończyć się dla niej tragicznie, gdyby nie to, że miała tyle szczęścia.
- Cóż... Może usiądziemy? – zaproponowała więc, wskazując mężczyźnie stoliczek, obok którego stały dwa fotele. Zanim usiadła na jednym z nich, wzięła do ręki szkicownik i komplet ołówków. – Wobec tego proszę opisać tą osobę. Najlepiej, jak pan potrafi, im więcej szczegółów, tym lepiej. Będę pokazywać szkic na różnych etapach pracy, więc będzie mógł pan korygować, gdyby trzeba było coś poprawić.
Otworzyła szkicownik na czystej kartce i wybrała jeden z ołówków. Ostatnio częściej malowała niż szkicowała, ale szkic był jej bardzo bliski z czasów dzieciństwa i Hogwartu. Przygotowując się, była ciekawa, co więcej kryło się za tym rysunkiem i opowieścią Cartera, jaka sprawa była tak pilna, że potrzebował rysownika spoza ministerstwa. Ale póki co o to nie zapytała, powściągając swoją ciekawskość, bo ostateczne zapewne nie powinna znać żadnych szczegółów poza tymi, które miała wykorzystać do wykonania portretu.
- Ale zaczniemy od podstaw. Proszę opisać kształt jego twarzy. Jakiej długości miał włosy? Był stary czy młody? – zaczęła zadawać pierwsze pytania, bo od czegoś musiała rozpocząć rysowanie.
come on look into the expanse and breath all these around come on don’t be afraid to look don’t be afraid
to look at distance
Gdy tak mówiła, próbował się skupić na jej słowach, jednak nie udawało mu się. Odnosił dziwne wrażenie, że coś zaczynało go gnębić i nie był pewien, co to było. Instynktownie wrócił myślami do ostatnich dni, próbując wyszukać we wspomnieniach coś wartego wspomnienia. Może to Johnson coś powiedział, a może… Peony zamiast podziękować mu za pomoc, której nie musiał udzielać, wyrzuciła go ze swojego domu na oczach własnego syna. Chciał przecież jedynie ostrzec kuzynkę, a zrobiła scenę jakby co najmniej zamierzał ją okraść. Mimo że nie było to miłe doświadczenie, chociaż do takich zdołał przywyknąć, nie to przyciągnęło jego uwagę. Co było potem? Chyba spotkanie z Artis, które już bardziej mu się podobało. Chociaż jej teleportacja pod koniec była tak bez sensu, że zajmował się myśleniem o tym do wieczora tego dnia. Potem wyparowało mu to z głowy, dzięki właśnie sprawie związanej z wilkołakiem. Czy jeszcze wiedział jak to się robiło? Głupie pytanie. Oczywiście, chociaż coś podpowiadało mu, że po zakończeniu dzisiejszego zajęcia wróci do siebie i nigdy nie dowie się co się stało z tym lykantropem. A im więcej o nim myślał, tym bardziej chciał go dopaść. Sam. Jako część brygady. Wiedział, że jednak było to wykonalne, chociaż może jego pomoc zostałaby rozpatrzona… W końcu tylko on go widział, a nawet porter pamięciowy często nie oddawał wszystkiego. Westchnął, po raz kolejny przejeżdżając dłonią we włosach.
- Pani pierwsza – odpowiedział, wskazując dłonią jej miejsce i dopiero wtedy usiadł. Wcześniej jednak zdjął płaszcz i przerzucił go przez oparcie fotela. Gdy zaczęła go pytać, wrócił wspomnieniami do tamtej nocy. Księżyc mimo że był w pełni nie oświetlał okolicy na tyle na ile by tego chcieli. Uratowała go różdżka jego kompana, której Lumus jeszcze nie wygasł. Mignęła mu przez chwilę – twarz odpowiedzialnego za to całe cierpienie. Od niego teraz zależało czy uda się go znaleźć. Zagryzł dolną wargę, patrząc w bok i próbując zacząć opisywać. – Był to mężczyzna. Biały. Około czterdziestu pięciu do pięćdziesięciu lat. Kwadratowa głowa, tygodniowy zarost. Nie wychodził jednak ponad linię dolnej wargi. Miał raczej szeroki nos. Głęboko osadzone oczy. Wyglądał na Hiszpana.
Mówił, a im więcej mówił tym zdawało mu się, że więcej rzeczy sobie przypominał, a twarz wilkołaka ostrzej wyrysowywała mu się przed oczami.
- Pani pierwsza – odpowiedział, wskazując dłonią jej miejsce i dopiero wtedy usiadł. Wcześniej jednak zdjął płaszcz i przerzucił go przez oparcie fotela. Gdy zaczęła go pytać, wrócił wspomnieniami do tamtej nocy. Księżyc mimo że był w pełni nie oświetlał okolicy na tyle na ile by tego chcieli. Uratowała go różdżka jego kompana, której Lumus jeszcze nie wygasł. Mignęła mu przez chwilę – twarz odpowiedzialnego za to całe cierpienie. Od niego teraz zależało czy uda się go znaleźć. Zagryzł dolną wargę, patrząc w bok i próbując zacząć opisywać. – Był to mężczyzna. Biały. Około czterdziestu pięciu do pięćdziesięciu lat. Kwadratowa głowa, tygodniowy zarost. Nie wychodził jednak ponad linię dolnej wargi. Miał raczej szeroki nos. Głęboko osadzone oczy. Wyglądał na Hiszpana.
Mówił, a im więcej mówił tym zdawało mu się, że więcej rzeczy sobie przypominał, a twarz wilkołaka ostrzej wyrysowywała mu się przed oczami.
Hello darkness, my old friend
Come to talk with you again
Come to talk with you again
Pomijając już te nieprzyjemne wspomnienia z lipca i to, jak Samuel kazał jej je sobie przypomnieć dla potrzeb narysowania portretu, to Lyra była bardzo ciekawa tej propozycji, odbiegającej od zwykłych zleceń. Zawsze to jakaś odmiana od malowania portretów i pejzaży, a takie wykonywała najczęściej. Dlatego nie protestowała, a po prostu przygotowała wszystko i zabrała się do pracy. Gdyby wiedziała, że jej rozmówca wcale nie jest brygadzistą, gdyby znała jego prawdziwą profesję, na pewno czułaby dużo większy niepokój i nieufność, ale póki co szczęśliwie trwała w niewiedzy. Nic nie przywoływało niemiłych wspomnień z końcówki października.
Kiedy mężczyzna opisywał wygląd poszukiwanego mężczyzny, Lyra przesuwała ołówkiem po kartce, starając się odpowiednio uchwycić jego cechy. Kwadratowa szczęka, zarost, szeroki nos i głęboko osadzone oczy, zapewne lekkie zmarszczki zdradzające średni wiek. Za każdym razem, gdy dorysowywała jakiś nowy element, odwracała szkicownik i pokazywała Carterowi, by zobaczył, czy tak to wyglądało.
- Ten nos nie jest za szeroki? – zapytała; już miała narysowany kontur twarzy i włosów, więc brała się za szczegóły takie jak nos, oczy i usta. – Oczy znajdowały się blisko czy daleko od siebie? Widział pan ich kolor?
Skorygowała nieco kształt nosa i powoli zaczęła zajmować się uszczegóławianiem oczu. Od czasu do czasu ostrzyła zaklęciem swój ołówek, bo lubiła, kiedy był idealnie ostry, lub, w razie potrzeby, zmieniała na taki z bardziej twardym lub miękkim rdzeniem. Z upływem czasu rysunek coraz bardziej nabierał realizmu, oby tylko okazało się, że faktycznie odpowiadał tej twarzy, którą widział Carter, bo niezależnie od tego, co to była za sprawa, Lyra chciała mu pomóc.
- Jest jeszcze coś istotnego, co powinno się tutaj znaleźć? Może jakieś znaki szczególne? – odezwała się później, kiedy główne elementy twarzy były narysowane. Może poszukiwany mężczyzna miał jakąś cechę, która by go identyfikowała.
Kiedy mężczyzna opisywał wygląd poszukiwanego mężczyzny, Lyra przesuwała ołówkiem po kartce, starając się odpowiednio uchwycić jego cechy. Kwadratowa szczęka, zarost, szeroki nos i głęboko osadzone oczy, zapewne lekkie zmarszczki zdradzające średni wiek. Za każdym razem, gdy dorysowywała jakiś nowy element, odwracała szkicownik i pokazywała Carterowi, by zobaczył, czy tak to wyglądało.
- Ten nos nie jest za szeroki? – zapytała; już miała narysowany kontur twarzy i włosów, więc brała się za szczegóły takie jak nos, oczy i usta. – Oczy znajdowały się blisko czy daleko od siebie? Widział pan ich kolor?
Skorygowała nieco kształt nosa i powoli zaczęła zajmować się uszczegóławianiem oczu. Od czasu do czasu ostrzyła zaklęciem swój ołówek, bo lubiła, kiedy był idealnie ostry, lub, w razie potrzeby, zmieniała na taki z bardziej twardym lub miękkim rdzeniem. Z upływem czasu rysunek coraz bardziej nabierał realizmu, oby tylko okazało się, że faktycznie odpowiadał tej twarzy, którą widział Carter, bo niezależnie od tego, co to była za sprawa, Lyra chciała mu pomóc.
- Jest jeszcze coś istotnego, co powinno się tutaj znaleźć? Może jakieś znaki szczególne? – odezwała się później, kiedy główne elementy twarzy były narysowane. Może poszukiwany mężczyzna miał jakąś cechę, która by go identyfikowała.
come on look into the expanse and breath all these around come on don’t be afraid to look don’t be afraid
to look at distance
Nie musiał jej mówić, że należy do czarodziejskie policji. Nie było po potrzebne w tej sytuacji, a jedynie mogło ją zaniepokoić. I tak zresztą była nieśmiałą młodą kobietą. Zastanawiał się jak to jest, że takie młode dziewczęta były wydawane za mąż. Dla niego nawet i Sophia była za młoda na zamążpójście. On nie widział siebie w roli ojca czy męża. Kiedyś tak, ale już nie. Jak dziwne wydawało się teraz to spotkanie. Z dwóch rożnych światów, a jednak musieli współpracować. Podejście do życia różniło ich jak ogień i wodę, chociaż nie dawali po sobie tego poznać. Owszem – Raiden był dalej normalnie pewny siebie, Lyra spokojna i lekko zdystansowana. Była to ważna współpraca. Od tego zależało życie wielu ludzi, a być może i więcej niż można było się spodziewać.
Zerknął na jej szkic i przejechał palcem we wskazanych przez siebie miejscach.
- Nie, aż tak szeroki. Czoło miał niższe, a włosy sięgały tak ramion. Proste. Proste włosy z przedziałkiem na środku – mówił, zerkając co chwilę na malarkę i szukając w jej oczach zrozumienia. – Oczy…. Pamiętam tylko ich kolor. – Skrzywił się. – Były złote, ale możliwe że było to spowodowane światłem, które go oświetlało. Nie był chudy. Był to raczej dość krępy mężczyzna.
Gdy skończyła, przyjrzał się jej rysunkowi. Był podobny. I to jak diabli, jednak coś mu tu nie pasowało. Pytała o jakieś znaki szczególne, ale tutaj musiał pokręcić głową. Widział go przez ułamek sekundy. Aż dziwne, że aż tyle zapamiętał. Po tylu latach... Jednak trudno zapomnieć kogoś, kto wyrządził tyle krzywd i złamał wiele żyć. Był to najlepszy porter pamięciowy, który zrobiono, ale dalej nie wiedział, co było nie tak.
- Może pani… - urwał, zagryzając wargę i przez chwilę tak trwając. Wpatrywał się w rysunek z uwagą, analizując wszystko, co pamiętał i co miał przed sobą. – Mogłaby pani spróbować narysować go z profilu? Wiem, że proszę o wiele, ale to profil najlepiej pamiętam.
Pamiętam najlepiej… Zacisnął pięść.
Zerknął na jej szkic i przejechał palcem we wskazanych przez siebie miejscach.
- Nie, aż tak szeroki. Czoło miał niższe, a włosy sięgały tak ramion. Proste. Proste włosy z przedziałkiem na środku – mówił, zerkając co chwilę na malarkę i szukając w jej oczach zrozumienia. – Oczy…. Pamiętam tylko ich kolor. – Skrzywił się. – Były złote, ale możliwe że było to spowodowane światłem, które go oświetlało. Nie był chudy. Był to raczej dość krępy mężczyzna.
Gdy skończyła, przyjrzał się jej rysunkowi. Był podobny. I to jak diabli, jednak coś mu tu nie pasowało. Pytała o jakieś znaki szczególne, ale tutaj musiał pokręcić głową. Widział go przez ułamek sekundy. Aż dziwne, że aż tyle zapamiętał. Po tylu latach... Jednak trudno zapomnieć kogoś, kto wyrządził tyle krzywd i złamał wiele żyć. Był to najlepszy porter pamięciowy, który zrobiono, ale dalej nie wiedział, co było nie tak.
- Może pani… - urwał, zagryzając wargę i przez chwilę tak trwając. Wpatrywał się w rysunek z uwagą, analizując wszystko, co pamiętał i co miał przed sobą. – Mogłaby pani spróbować narysować go z profilu? Wiem, że proszę o wiele, ale to profil najlepiej pamiętam.
Pamiętam najlepiej… Zacisnął pięść.
Hello darkness, my old friend
Come to talk with you again
Come to talk with you again
W świecie, do którego chciała przynależeć Lyra, takie rzeczy były normalne, nie ona jedna wyszła za mąż krótko po ukończeniu szkoły. Jej wielkiego wyboru w tym nie było, musiała dostosować się do woli nestorów, tak samo jak jej mąż. Gdyby nie zaaranżowany związek, jeszcze długo byłaby sama. Może nawet zawsze? Teraz przynajmniej miała jakieś widoki na to, że stworzy własną rodzinę, o której tak marzyła, a także awansuje społecznie, o czym również marzyła. Więc jaki byłby sens się buntować? Żaden, a po początkowym szoku i niedowierzaniu, kurczowo uczepiła się szansy na lepsze życie i spełnienie swoich marzeń.
Nie miało to jednak żadnego wpływu na współpracę z Raidenem. Była teraz w pracy, spełniała powierzone jej zadanie, nawet jeśli było inne niż zazwyczaj, robiąc to najlepiej, jak potrafiła.
Kiedy wskazał kilka szczegółów na rysunku, poprawiła je tak, jak mówił. Skorygowała nos, wydłużyła włosy i uwypukliła krępą sylwetkę, chociaż szkic obejmował tylko głowę i fragment ramion mężczyzny.
- Tak lepiej? – zapytała, znowu pokazując szkic, a słysząc jego kolejną prośbę, uniosła lekko brwi. Zaraz jednak przytaknęła i skinęła głową. – Oczywiście, mogę spróbować – odpowiedziała, odwracając stronę, by znowu mieć przed sobą czystą kartkę na drugi szkic i poprosiła go, żeby jeszcze raz opisał twarz mężczyzny, tym razem z boku. Kiedy zaczął mówić, od razu zabrała się do pracy.
- Czy teraz bardziej odpowiada temu, co pan pamiętał? – zapytała w pewnym momencie, znowu pokazując szkic, tym razem profilu, żeby mogła skorygować, gdyby coś trzeba było jeszcze poprawić.
Nie miało to jednak żadnego wpływu na współpracę z Raidenem. Była teraz w pracy, spełniała powierzone jej zadanie, nawet jeśli było inne niż zazwyczaj, robiąc to najlepiej, jak potrafiła.
Kiedy wskazał kilka szczegółów na rysunku, poprawiła je tak, jak mówił. Skorygowała nos, wydłużyła włosy i uwypukliła krępą sylwetkę, chociaż szkic obejmował tylko głowę i fragment ramion mężczyzny.
- Tak lepiej? – zapytała, znowu pokazując szkic, a słysząc jego kolejną prośbę, uniosła lekko brwi. Zaraz jednak przytaknęła i skinęła głową. – Oczywiście, mogę spróbować – odpowiedziała, odwracając stronę, by znowu mieć przed sobą czystą kartkę na drugi szkic i poprosiła go, żeby jeszcze raz opisał twarz mężczyzny, tym razem z boku. Kiedy zaczął mówić, od razu zabrała się do pracy.
- Czy teraz bardziej odpowiada temu, co pan pamiętał? – zapytała w pewnym momencie, znowu pokazując szkic, tym razem profilu, żeby mogła skorygować, gdyby coś trzeba było jeszcze poprawić.
come on look into the expanse and breath all these around come on don’t be afraid to look don’t be afraid
to look at distance
Uśmiechnął się do niej przepraszająco. Wiedział, że nadrobił jej pracy, jednak no właśnie. To była jej praca. I może nie zajmowała się tym na co dzień, jednak dzisiaj wyjątkowo musiała to zrobić. Siedzieli tam już ponad godzinę, dopracowując szczegóły nad pierwszym szkicem. Teraz leciała już druga, gdy pani Travers pracowała nad profilem. Carter jednak tego nie czuł. Dlatego że był tak skupiony na tym, co należało robić w tym momencie – kontrolować, przypominać sobie, analizować.
Gdy pokazała mu kolejny rysunek, Raiden przekrzywił głowę i poprosił o gumkę. Wziął delikatnie od Lyry szkic i zaczął się w niego wpatrywać. Coś faktycznie było nie tak. położył dłoń w jednym miejscu rysunku i wtedy go oświeciło. Zmazał widniejące ucho i wtedy zdał sobie sprawę, że teraz wszystko było na swoim miejscu.
- Nie miał prawego ucha… - mruknął pod nosem, po czym zerknął na artystkę. – Czemu wcześniej mi to umknęło? Jest to najbardziej podobny wizerunek ze wszystkich portretów pamięciowych, chociaż główną pomocą będzie ten brak ucha!
To prawda. Szkic był podobny, chociaż nie identyczny to jednak oddawał pewien rodzaj obrazu tkwiącego w pamięci byłego brygadzisty. Dalej nie był pewien oczu i całej reszty, ale byli na dobrej drodze. Zadowolony z efektów, chociaż wiedząc, że to dopiero jeden krok do schwytania wilkołaka, wyszedł z pracowni malarskiej i udał się do razu do Ministerstwa.
|zt x2
Gdy pokazała mu kolejny rysunek, Raiden przekrzywił głowę i poprosił o gumkę. Wziął delikatnie od Lyry szkic i zaczął się w niego wpatrywać. Coś faktycznie było nie tak. położył dłoń w jednym miejscu rysunku i wtedy go oświeciło. Zmazał widniejące ucho i wtedy zdał sobie sprawę, że teraz wszystko było na swoim miejscu.
- Nie miał prawego ucha… - mruknął pod nosem, po czym zerknął na artystkę. – Czemu wcześniej mi to umknęło? Jest to najbardziej podobny wizerunek ze wszystkich portretów pamięciowych, chociaż główną pomocą będzie ten brak ucha!
To prawda. Szkic był podobny, chociaż nie identyczny to jednak oddawał pewien rodzaj obrazu tkwiącego w pamięci byłego brygadzisty. Dalej nie był pewien oczu i całej reszty, ale byli na dobrej drodze. Zadowolony z efektów, chociaż wiedząc, że to dopiero jeden krok do schwytania wilkołaka, wyszedł z pracowni malarskiej i udał się do razu do Ministerstwa.
|zt x2
Hello darkness, my old friend
Come to talk with you again
Come to talk with you again
| 6 marca
Leia musiała odetchnąć.
Już od dawna nie czuła się tak zduszona, przebywając we własnym domu. Przez całe życie uwielbiała to miejsce, ale w dzisiejszych dniach nie mogła już niekiedy patrzeć na otaczające ją ściany, nie wspominając o twarzach, niekiedy tak nieznajomych, iż miała ochotę rozbić je o dowolną powierzchnię. Szukała dla siebie miejsca w tym ogromnym pałacu, ale kiedy tylko wchodziła do danego pomieszczenia, od razu nabierała ochoty, aby natychmiast je opuścić. To samo tyczyło się także ogrodów, a może i nawet całego Fenland. Żadne z tych miejsc nie wydawał się jej tak spokojne, jak kiedyś. Miało się wrażenie, że ktoś nagle zmienił ich aurę za pomocą różdżki, mimo iż Leia nie umiałaby nazwać zaklęcia, które spowodowałoby taki efekt. Pewnie dlatego pracowała trochę więcej niż zwykle, nawet jak na nią. Przebywała w domu jak najmniej, chcąc się odciąć od twarzy i pomieszczeń. Nie potrafiła nazwać momentu w przeszłości, w którym odczuwałaby taką niechęć do tego miejsca. Może takiego po prostu nie było. Może nadszedł jakiś moment zwrotny, po którym nic już nie miało wrócić do swojego pierwotnego stanu.
Młodsza uzdrowicielka należała do tych osób, które z trudem przyznawały, że potrzebują wsparcia drugiej osoby. Ze wszystkimi problemami wolała sobie radzić na własną rękę, żyjąc w przekonaniu, iż z nimi wszystkimi będzie sobie w stanie poradzić, z większym lub mniejszym trudem. Rzadko więc zwracała się o pomoc do bliskich lub przyjaciół, nie mając tendencji do łatwego zwierzania się innym. Wolała słuchać niż mówić. Mimo tego w dzisiejszych dniach czuła ogromną potrzebę porozmawiania z kimś, kto w żaden sposób nie był powiązany z jej rodem czy chociażby pracą. Chciała się od tego wszystkiego odciąć, nawet jeżeli miało trwać to tylko chwilę. Właśnie dlatego wysłała sowę do Lyry, swojej bliskiej przyjaciółki, na którą przez te kilka lat ich znajomości zawsze mogła liczyć. Kobieta zaproponowała spotkanie w jej pracowni, na co Leia bez wahania się zgodziła. Może otoczenie sztuki pozwoli zebrać jej myśli. Szczerze mówiąc, Yaxley gotowa była spróbować czegokolwiek, co tylko na moment zajęłoby jej myśli.
Na miejscu pojawiła się o wspomnianej przez nią w wiadomości porze. Spóźnianie się nigdy nie było praktyką, za którą przepadała czy też sama ją stosowała, bo przecież nie przystało to damie. Domyślając się, że Lyra może w tym momencie pracować, natchniona weną twórczą, postanowiła zapukać do drzwi. Teoretycznie dziewczyna się jej spodziewała, ale Leia wiedziała trochę na temat tego, jak artysta potrafi utracić poczucie czasu, gdy jest w trakcie tworzenia czegoś.
— Lyra? To ja, Leia. Mogę wejść? — spytała przez wciąż zamknięte drzwi. W dłoniach trzymała zawiniątko z kilkunastoma ciasteczkami, nie chcąc przychodzić tutaj bez niczego, co byłoby może trochę niegrzeczne. Poza tym zjedzenie czegoś dobrego nigdy nie było złym pomysłem.
Leia musiała odetchnąć.
Już od dawna nie czuła się tak zduszona, przebywając we własnym domu. Przez całe życie uwielbiała to miejsce, ale w dzisiejszych dniach nie mogła już niekiedy patrzeć na otaczające ją ściany, nie wspominając o twarzach, niekiedy tak nieznajomych, iż miała ochotę rozbić je o dowolną powierzchnię. Szukała dla siebie miejsca w tym ogromnym pałacu, ale kiedy tylko wchodziła do danego pomieszczenia, od razu nabierała ochoty, aby natychmiast je opuścić. To samo tyczyło się także ogrodów, a może i nawet całego Fenland. Żadne z tych miejsc nie wydawał się jej tak spokojne, jak kiedyś. Miało się wrażenie, że ktoś nagle zmienił ich aurę za pomocą różdżki, mimo iż Leia nie umiałaby nazwać zaklęcia, które spowodowałoby taki efekt. Pewnie dlatego pracowała trochę więcej niż zwykle, nawet jak na nią. Przebywała w domu jak najmniej, chcąc się odciąć od twarzy i pomieszczeń. Nie potrafiła nazwać momentu w przeszłości, w którym odczuwałaby taką niechęć do tego miejsca. Może takiego po prostu nie było. Może nadszedł jakiś moment zwrotny, po którym nic już nie miało wrócić do swojego pierwotnego stanu.
Młodsza uzdrowicielka należała do tych osób, które z trudem przyznawały, że potrzebują wsparcia drugiej osoby. Ze wszystkimi problemami wolała sobie radzić na własną rękę, żyjąc w przekonaniu, iż z nimi wszystkimi będzie sobie w stanie poradzić, z większym lub mniejszym trudem. Rzadko więc zwracała się o pomoc do bliskich lub przyjaciół, nie mając tendencji do łatwego zwierzania się innym. Wolała słuchać niż mówić. Mimo tego w dzisiejszych dniach czuła ogromną potrzebę porozmawiania z kimś, kto w żaden sposób nie był powiązany z jej rodem czy chociażby pracą. Chciała się od tego wszystkiego odciąć, nawet jeżeli miało trwać to tylko chwilę. Właśnie dlatego wysłała sowę do Lyry, swojej bliskiej przyjaciółki, na którą przez te kilka lat ich znajomości zawsze mogła liczyć. Kobieta zaproponowała spotkanie w jej pracowni, na co Leia bez wahania się zgodziła. Może otoczenie sztuki pozwoli zebrać jej myśli. Szczerze mówiąc, Yaxley gotowa była spróbować czegokolwiek, co tylko na moment zajęłoby jej myśli.
Na miejscu pojawiła się o wspomnianej przez nią w wiadomości porze. Spóźnianie się nigdy nie było praktyką, za którą przepadała czy też sama ją stosowała, bo przecież nie przystało to damie. Domyślając się, że Lyra może w tym momencie pracować, natchniona weną twórczą, postanowiła zapukać do drzwi. Teoretycznie dziewczyna się jej spodziewała, ale Leia wiedziała trochę na temat tego, jak artysta potrafi utracić poczucie czasu, gdy jest w trakcie tworzenia czegoś.
— Lyra? To ja, Leia. Mogę wejść? — spytała przez wciąż zamknięte drzwi. W dłoniach trzymała zawiniątko z kilkunastoma ciasteczkami, nie chcąc przychodzić tutaj bez niczego, co byłoby może trochę niegrzeczne. Poza tym zjedzenie czegoś dobrego nigdy nie było złym pomysłem.
Leia Yaxley
Zawód : dama z towarzystwa
Wiek : 21
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
can you remember who you were, before the world told you who you should be?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Nieaktywni
W życiu Lyry też nie zawsze układało się idealnie. Chociaż mogłaby się wydawać, że wylądowała w bajce, z biednej i skromnej malarki ulicznej zostając szlachcianką odnoszącą pierwsze sukcesy w swojej pasji, nie zawsze było to tak piękne, jak mogło się wydawać z pozoru. Dużym cieniem na jej obecnym samopoczuciu kładły się relacje z braćmi, znacząco nadszarpnięte przez jej ślub. Zaledwie parę dni temu w domu, gdzie zamieszkała z mężem, pojawił się Barry, a na wspomnienie ich kłótni Lyra miała ochotę rzucić czymś, co akurat trzymała w ręce.
Dlatego też znowu zaczęła jeszcze więcej uciekać w świat sztuki. Malowała przez większość dnia, robiąc przerwy tylko na posiłki, krótki odpoczynek bądź rozmowy z Glaucusem, gdy ten pojawiał się w posiadłości. Lyra lubiła siadać przy nim, i właściwie to nawet nie musieli rozmawiać, bo sama jego obecność koiła jej nerwy. Jak Barry mógł mieć czelność wzgardzić nią, własną siostrą, tylko dlatego, że pragnęła spełnić swój obowiązek i zgodziła się na zaaranżowane małżeństwo?
Dzisiejszego dnia przybyła do pracowni, bo o poranku miała umówioną klientkę do malowania portretu. To miejsce służyło głównie jako miejsce do malowania portretów, bo pejzaże równie dobrze mogła wykonywać w pracowni w domu, którą zrobił dla niej Glaucus. Malowanie portretu trwało większość dnia, ale na szczęście wyrobiła się z najważniejszymi elementami do popołudnia, na które umówiła się na spotkanie z Leią. Zostało jej tylko dokończenie obrazu, jak wyschnie, więc póki co pozostawiła go na jednej ze sztalug i przysiadła na trochę w fotelu, by odpocząć. Po niedługim czasie usłyszała pukanie.
- Proszę, wejdź! – krzyknęła, słysząc głos panny Yaxley. Wstała, żeby ją przywitać, a Leia mogła poczuć intensywną woń farb olejnych, których pozostałości znajdowały się nie tylko na podłodze wokół sztalugi, ale także na dłoniach Lyry, fartuszku, który miała założony na sukienkę i który zapomniała zdjąć, a nawet na jej policzku.
- Może zrobię herbatki i porozmawiamy spokojnie? – zaproponowała, widząc zawiniątko w dłoniach znajomej. – Już skończyłam na dzisiaj, więc jeśli i ty nie masz żadnych zajęć, posiedźmy tu jeszcze trochę.
Wyjęła różdżkę i skierowała na nieduży imbryczek, w którym natychmiast zaczęła wrzeć woda, która następnie zalała herbatę umieszczoną przez Lyrę w filiżankach. Przed tym spotkaniem dziewczęta wymieniły kilka listów, i Lyra była naprawdę ciekawa, co słychać u dawno nie widzianej panny Yaxley. Czyżby pochłonęły ją zawodowe obowiązki?
- Wszystko u ciebie w porządku? – zapytała więc, zastanawiając się, jaki powód skłonił Leię do tego, żeby nalegać na spotkanie z nią.
Dlatego też znowu zaczęła jeszcze więcej uciekać w świat sztuki. Malowała przez większość dnia, robiąc przerwy tylko na posiłki, krótki odpoczynek bądź rozmowy z Glaucusem, gdy ten pojawiał się w posiadłości. Lyra lubiła siadać przy nim, i właściwie to nawet nie musieli rozmawiać, bo sama jego obecność koiła jej nerwy. Jak Barry mógł mieć czelność wzgardzić nią, własną siostrą, tylko dlatego, że pragnęła spełnić swój obowiązek i zgodziła się na zaaranżowane małżeństwo?
Dzisiejszego dnia przybyła do pracowni, bo o poranku miała umówioną klientkę do malowania portretu. To miejsce służyło głównie jako miejsce do malowania portretów, bo pejzaże równie dobrze mogła wykonywać w pracowni w domu, którą zrobił dla niej Glaucus. Malowanie portretu trwało większość dnia, ale na szczęście wyrobiła się z najważniejszymi elementami do popołudnia, na które umówiła się na spotkanie z Leią. Zostało jej tylko dokończenie obrazu, jak wyschnie, więc póki co pozostawiła go na jednej ze sztalug i przysiadła na trochę w fotelu, by odpocząć. Po niedługim czasie usłyszała pukanie.
- Proszę, wejdź! – krzyknęła, słysząc głos panny Yaxley. Wstała, żeby ją przywitać, a Leia mogła poczuć intensywną woń farb olejnych, których pozostałości znajdowały się nie tylko na podłodze wokół sztalugi, ale także na dłoniach Lyry, fartuszku, który miała założony na sukienkę i który zapomniała zdjąć, a nawet na jej policzku.
- Może zrobię herbatki i porozmawiamy spokojnie? – zaproponowała, widząc zawiniątko w dłoniach znajomej. – Już skończyłam na dzisiaj, więc jeśli i ty nie masz żadnych zajęć, posiedźmy tu jeszcze trochę.
Wyjęła różdżkę i skierowała na nieduży imbryczek, w którym natychmiast zaczęła wrzeć woda, która następnie zalała herbatę umieszczoną przez Lyrę w filiżankach. Przed tym spotkaniem dziewczęta wymieniły kilka listów, i Lyra była naprawdę ciekawa, co słychać u dawno nie widzianej panny Yaxley. Czyżby pochłonęły ją zawodowe obowiązki?
- Wszystko u ciebie w porządku? – zapytała więc, zastanawiając się, jaki powód skłonił Leię do tego, żeby nalegać na spotkanie z nią.
come on look into the expanse and breath all these around come on don’t be afraid to look don’t be afraid
to look at distance
Kiedy tylko usłyszała zaproszenie do środka, nacisnęła na klamkę do drzwi i weszła do pomieszczenia. W pracowni Lyry była może dwa lub trzy razy w swoim życiu, woląc nie naruszać tej artystycznej przestrzeni, chociażby dlatego, że uważała to miejsce za przestrzeń niezwykle osobistą dla przyjaciółki. W związku z tym nie chciała naruszać czystości tego sanktuarium, tym bardziej, że sama niewiele miała wspólnego ze sztuką. O wiele lepiej wychodziło jej studiowanie grubych ksiąg niż rysowanie pięknych linii, w dodatku w taki sposób, aby utworzyły spójną i godną podziwu całość. Nic dziwnego, że podziwiała talent dziewczyny, a od czasu do czasu lubiła też poobserwować, jak ta pracuje. Domyślała się, iż to na pewno nie pomagało jej w skupieniu się, ale czasami po prostu nie mogła oderwać wzroku. Cały proces tworzenia wydawał się jej niezwykle odprężający, nie wiedzieć czemu, a że zawsze poszukiwała w życiu odrobiny spokoju i wytchnienia, to nic dziwnego, że pozwalała sobie na chwilę zapomnienia.
Widok przyjaciółki wywołał uśmiech na twarzy młodej uzdrowicielki. Niewiele było osób, które były w stanie wywołać u niej taką reakcję, dlatego to chociażby świadczyło o tym, że więź z Lyrą należała do jednej z ważniejszych, jakie nawiązała w swoim życiu. Leia nie należała do ludzi, którzy okazywali swoje uczucia na prawo i lewo, obdarzając innych ciepłem płynącym prosto z serca, ale pomimo tych braków, nie można było wiedzieć, że nie nadawała się na przyjaciółkę czy w ogóle kogoś, z kim nawiązanie relacji mogłoby mieć pozytywne skutki. Była wierna i starała się pomagać bliskim, najbardziej jak tylko mogła, nawet jeśli miała im powiedzieć coś, co nie do końca im się podobało. Bez wątpienia można było na nią liczyć, dlatego te braki w komunikacji chyba mogły zostać jej wybaczone, przynajmniej do pewnego stopnia.
— Chętnie się napiję czegoś ciepłego. Niby jest już marzec, ale na dworze wciąż chłodno — odparła, a lekki uśmiech wciąż nie opuszczał jej twarzy, tak samo jak delikatne iskierki w oczach. Rzadko można było ją taką widzieć, szczególnie teraz, kiedy miała tak wiele problemów i właściwie nie wiedziała, w co włożyć ręce, ale po przekroczeniu progu pracowni, odczuła pewną ulgę. Może to dlatego, że w końcu odetchnęła od miejsc, które stanowiły jej codzienną rutynę, a może dlatego, że po prostu mogła spędzić trochę czasu z Lyrą, ale w każdym razie podobało jej się to uczucie. — Nie, nie muszę nigdzie być. Specjalnie przyszłam teraz, kiedy mogę sobie pozwolić na posiedzenie z tobą chwilę dłużej — zapewniła dziewczynę, obserwując, jak imbryczek, który został poddany działaniu magii. Gdy Lyra zalała herbatę, Leia wręcz natychmiast wzięła filiżankę między swoje dłonie, wcześniej odkładając przyniesiony pakunek na wolną przestrzeń w pracowni. Musiała się ogrzać.
Początkowo na pytanie przyjaciółki odpowiedziała jedynie westchnięciem. Uśmiech zniknął z jej twarzy, a ona zawiesiła swoje spojrzenie na herbacie w filiżance. Jakiś głos w głowie wciąż szeptał do niej, aby nie poruszała jednak tematu swoich problemów, ale Leia wiedziała, że osiągnęła już swój limit. Potrzebowała jakiegoś oczyszczenia. Potrzebowała pomocy.
— Nic nie jest w porządku, Lyra — odpowiedziała w końcu, przenosząc wzrok na twarz dziewczyny. Po poprzedniej radości nie było już ślady. — Dużo się dzieje. Za dużo. Gdzie nie spojrzę, tam dzieje się coś, co według mnie wymaga mojej uwagi i kiedy tylko uporam się z jedną rzeczą, zaraz pojawia się następna. Jestem zmęczona, wiesz? — zacisnęła usta w wąską linię, po czym upiła łyk herbaty.
Widok przyjaciółki wywołał uśmiech na twarzy młodej uzdrowicielki. Niewiele było osób, które były w stanie wywołać u niej taką reakcję, dlatego to chociażby świadczyło o tym, że więź z Lyrą należała do jednej z ważniejszych, jakie nawiązała w swoim życiu. Leia nie należała do ludzi, którzy okazywali swoje uczucia na prawo i lewo, obdarzając innych ciepłem płynącym prosto z serca, ale pomimo tych braków, nie można było wiedzieć, że nie nadawała się na przyjaciółkę czy w ogóle kogoś, z kim nawiązanie relacji mogłoby mieć pozytywne skutki. Była wierna i starała się pomagać bliskim, najbardziej jak tylko mogła, nawet jeśli miała im powiedzieć coś, co nie do końca im się podobało. Bez wątpienia można było na nią liczyć, dlatego te braki w komunikacji chyba mogły zostać jej wybaczone, przynajmniej do pewnego stopnia.
— Chętnie się napiję czegoś ciepłego. Niby jest już marzec, ale na dworze wciąż chłodno — odparła, a lekki uśmiech wciąż nie opuszczał jej twarzy, tak samo jak delikatne iskierki w oczach. Rzadko można było ją taką widzieć, szczególnie teraz, kiedy miała tak wiele problemów i właściwie nie wiedziała, w co włożyć ręce, ale po przekroczeniu progu pracowni, odczuła pewną ulgę. Może to dlatego, że w końcu odetchnęła od miejsc, które stanowiły jej codzienną rutynę, a może dlatego, że po prostu mogła spędzić trochę czasu z Lyrą, ale w każdym razie podobało jej się to uczucie. — Nie, nie muszę nigdzie być. Specjalnie przyszłam teraz, kiedy mogę sobie pozwolić na posiedzenie z tobą chwilę dłużej — zapewniła dziewczynę, obserwując, jak imbryczek, który został poddany działaniu magii. Gdy Lyra zalała herbatę, Leia wręcz natychmiast wzięła filiżankę między swoje dłonie, wcześniej odkładając przyniesiony pakunek na wolną przestrzeń w pracowni. Musiała się ogrzać.
Początkowo na pytanie przyjaciółki odpowiedziała jedynie westchnięciem. Uśmiech zniknął z jej twarzy, a ona zawiesiła swoje spojrzenie na herbacie w filiżance. Jakiś głos w głowie wciąż szeptał do niej, aby nie poruszała jednak tematu swoich problemów, ale Leia wiedziała, że osiągnęła już swój limit. Potrzebowała jakiegoś oczyszczenia. Potrzebowała pomocy.
— Nic nie jest w porządku, Lyra — odpowiedziała w końcu, przenosząc wzrok na twarz dziewczyny. Po poprzedniej radości nie było już ślady. — Dużo się dzieje. Za dużo. Gdzie nie spojrzę, tam dzieje się coś, co według mnie wymaga mojej uwagi i kiedy tylko uporam się z jedną rzeczą, zaraz pojawia się następna. Jestem zmęczona, wiesz? — zacisnęła usta w wąską linię, po czym upiła łyk herbaty.
her soul is fierce. her heart is brave
her mind is strong
her mind is strong
Leia Yaxley
Zawód : dama z towarzystwa
Wiek : 21
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
can you remember who you were, before the world told you who you should be?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Nieaktywni
Ta pracownia Lyry była tą mniej prywatną, tą, w której przyjmowała klientów pozujących do portretów. Prywatna pracownia, do której wstęp miały tylko najbliższe osoby, a przynajmniej tak było do tej pory, znajdowała się w jej dworku. Tutaj Lyra musiała liczyć się z tym, że w każdej chwili ktoś może do niej przyjść, choć zazwyczaj klienci umawiali się listownie na dogodny termin, kiedy dziewczę mogło ich sportretować, bądź spotkać się z nimi w sprawie dokładniejszego omówienia zamówienia na jakiś inny obraz. Ale lubiła tworzyć sztukę także dla innych, nie trzymała jej wyłącznie dla samej siebie. Przecież nie po to otrzymała talent, by dusiła go w sobie i ukrywała przed całym światem, chociaż dawniej pewnie nawet by nie pomyślała, że kiedykolwiek zostanie malarką nie tylko z pasji, ale także z zawodu.
- Ale do wiosny już coraz bliżej. Może niedługo zniknie ten okropny śnieg, i pojawią się pierwsze kwiaty? – Lyra już nie mogła doczekać się wiosny i nowych inspiracji. No i przede wszystkim, pragnęła zobaczyć Norfolk w wiosennym wydaniu, bo przyszło jej zamieszkać tam zimą, i nie miała pojęcia, jak okolice nowej posiadłości wyglądały w innych porach roku. – Wobec tego pozostaje mi cieszyć się, że chciałaś spędzić swój wolny czas właśnie ze mną. W końcu już dawno nie miałyśmy okazji porozmawiać ze sobą dłużej.
Herbata została przygotowana, już po chwili powietrze wypełniła przyjemna woń parzonych liści, chociaż nie maskowała całkowicie zapachu farb. Lyra była do niego przyzwyczajona, ale zerknęła na pannę Yaxley. Osoby nieprzyzwyczajone do zapachu farb olejnych i rozpuszczalnika czasami twierdziły, że od dłuższego wdychania ich bolała je głowa, a nie chciała narażać przyjaciółki na niedogodności.
- Może uchylić okno? – zapytała, chociaż wtedy w pracowni zapewne zrobiłoby się jeszcze zimniej.
Kiedy jednak Leia odezwała się ponownie, Lyra spojrzała na nią z uwagą, a na jej czole pojawiła się mała zmarszczka, zdradzająca niepokój.
- Co się dzieje, Leia? Jeśli, oczywiście, mogę cię o to zapytać – zapytała natychmiast, bo nie miała pojęcia, co mogło dziać się w życiu Yaxleyówny. Problemy rodzinne? A może niechciane zaręczyny z kimś, kogo nie darzyła sympatią? Pozostawało jej czekać na odpowiedź, o ile dziewczyna zdecyduje się na zwierzenia. – Czasami również mam takie wrażenie, ale... na szczęście mam sztukę. Ona pozwala mi odprężyć się i zapomnieć o troskach. – No i miała męża, którego darzyła przyjaźnią i zaufaniem, ale o tym nie wspomniała, na wypadek gdyby się okazało, że problemy Lei były spowodowane właśnie perspektywą zaręczyn. Ale sama przecież też miała własne problemy, chociażby z braćmi. Konflikt z nimi nie dawał o sobie zapomnieć, a przed koszmarnymi snami, w których powracały sceny z noworocznego sabatu oraz inne nieprzyjemne wspomnienia, chroniły ją chyba tylko regularne ćwiczenia oklumencji przed zaśnięciem. Mimo tego i tak czasami nie mogła opędzić się od przebłysków tych scen. Ponadto, zmagała się z odnalezieniem się w roli żony, co dla młódki, która skończyła Hogwart mniej niż rok temu, nie było wcale takie łatwe.
- Może też powinnaś poszukać czegoś, co pomoże ci choć na chwilę przestać myśleć o tym, co cię dręczy?
Lyrze to pomogło, może pomoże też Lei?
- Ale do wiosny już coraz bliżej. Może niedługo zniknie ten okropny śnieg, i pojawią się pierwsze kwiaty? – Lyra już nie mogła doczekać się wiosny i nowych inspiracji. No i przede wszystkim, pragnęła zobaczyć Norfolk w wiosennym wydaniu, bo przyszło jej zamieszkać tam zimą, i nie miała pojęcia, jak okolice nowej posiadłości wyglądały w innych porach roku. – Wobec tego pozostaje mi cieszyć się, że chciałaś spędzić swój wolny czas właśnie ze mną. W końcu już dawno nie miałyśmy okazji porozmawiać ze sobą dłużej.
Herbata została przygotowana, już po chwili powietrze wypełniła przyjemna woń parzonych liści, chociaż nie maskowała całkowicie zapachu farb. Lyra była do niego przyzwyczajona, ale zerknęła na pannę Yaxley. Osoby nieprzyzwyczajone do zapachu farb olejnych i rozpuszczalnika czasami twierdziły, że od dłuższego wdychania ich bolała je głowa, a nie chciała narażać przyjaciółki na niedogodności.
- Może uchylić okno? – zapytała, chociaż wtedy w pracowni zapewne zrobiłoby się jeszcze zimniej.
Kiedy jednak Leia odezwała się ponownie, Lyra spojrzała na nią z uwagą, a na jej czole pojawiła się mała zmarszczka, zdradzająca niepokój.
- Co się dzieje, Leia? Jeśli, oczywiście, mogę cię o to zapytać – zapytała natychmiast, bo nie miała pojęcia, co mogło dziać się w życiu Yaxleyówny. Problemy rodzinne? A może niechciane zaręczyny z kimś, kogo nie darzyła sympatią? Pozostawało jej czekać na odpowiedź, o ile dziewczyna zdecyduje się na zwierzenia. – Czasami również mam takie wrażenie, ale... na szczęście mam sztukę. Ona pozwala mi odprężyć się i zapomnieć o troskach. – No i miała męża, którego darzyła przyjaźnią i zaufaniem, ale o tym nie wspomniała, na wypadek gdyby się okazało, że problemy Lei były spowodowane właśnie perspektywą zaręczyn. Ale sama przecież też miała własne problemy, chociażby z braćmi. Konflikt z nimi nie dawał o sobie zapomnieć, a przed koszmarnymi snami, w których powracały sceny z noworocznego sabatu oraz inne nieprzyjemne wspomnienia, chroniły ją chyba tylko regularne ćwiczenia oklumencji przed zaśnięciem. Mimo tego i tak czasami nie mogła opędzić się od przebłysków tych scen. Ponadto, zmagała się z odnalezieniem się w roli żony, co dla młódki, która skończyła Hogwart mniej niż rok temu, nie było wcale takie łatwe.
- Może też powinnaś poszukać czegoś, co pomoże ci choć na chwilę przestać myśleć o tym, co cię dręczy?
Lyrze to pomogło, może pomoże też Lei?
come on look into the expanse and breath all these around come on don’t be afraid to look don’t be afraid
to look at distance
Strona 2 z 4 • 1, 2, 3, 4
Pracownia malarska
Szybka odpowiedź