Wydarzenia


Ekipa forum
Pracownia malarska
AutorWiadomość
Pracownia malarska [odnośnik]27.02.16 17:11
First topic message reminder :

Pracownia malarska

★★
Znajduje się na poddaszu niezamieszkałego domku na przedmieściach Londynu, na spokojnej, cichej ulicy, wzdłuż której ciągną się rzędy bardzo podobnych, nieco kanciastych budynków. Zaraz za nimi rozciągają się malownicze pola i majaczący w oddali niewielki lasek. Poprzednią właścicielką niepozornego domku była starsza malarka, która zaadaptowała poddasze do swoich twórczych potrzeb. Gdy zmarła, jej domek został przejęty przez krewnych i przez dobrych kilka lat stał pusty, choć niekiedy jest wynajmowany wszelakiej maści młodym artystom, których nie stać na lepsze lokum do realizowania swojej pasji.
W przestronnym pomieszczeniu znajduje się kilka okien, zapewniających dobre oświetlenie niezbędne do malowania. Pod ścianami wala się kilka starych, porzuconych obrazów oraz pędzli; pracownia od dłuższego czasu stoi pusta. Nieopodal domku jest sporo miejsc, gdzie można bezpiecznie i dyskretnie się teleportować, natomiast okoliczni mugole nie mają pojęcia o istnieniu w tym miejscu pracowni magicznych malarzy.
[bylobrzydkobedzieladnie]


Ostatnio zmieniony przez Mistrz gry dnia 25.03.22 19:55, w całości zmieniany 1 raz
Mistrz gry
Mistrz gry
Zawód : -
Wiek : -
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
Do you wanna live forever?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Pracownia malarska - Page 3 Tumblr_mduhgdOokb1r1qjlao4_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/t475-sowa-mistrza-gry#1224 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t2762-skrytki-bankowe-czym-sa#44729 http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki

Re: Pracownia malarska [odnośnik]11.12.16 18:33
Eric dość długo szkolił się w sztuce animagii. Ile można w końcu ślęczeć nad książkami z rysunkami cudacznych rytuałów, które jedynie stawały się coraz bardziej skomplikowanie i skomplikowane? Dziesięć lat wyciągniętych z życia to jednak szmat czasu. Większość czarodziejów o wiele szybciej osiągała tę biegłość, ale pan Draven był inny. Nie miał tyle czasu, by siedzieć całymi dniami i ćwiczyć. Jego trening mógł się odbywać może dwie godziny w ciągu miesiąca? Może częściej dlatego też tyle to trwało. Krok po kroku, miesiąc po miesiąc kształcił się, by w końcu stanąć się jednością ze swoim patronusem. Ból, który zawładnął jego ciałem był nie do opisania, ale udało mu się to! Przełom nastąpił w nocy wcześniej, gdy zlany potem osiągnął swój cel. Wrona siedziała na jego biurku, a po samym czarodzieju nie było śladu. Zniknął, deportował się lub zmienił kształt. Początkowo samo chodzenie równało się z cudem, ale po godzinie udało mu się opanować trzęsienie wygiętych nóg. Lot był inną sprawą. Zdecydowanie przerażającą go. Eric przeskakiwał z parapetu na biurko i z niego na łóżko. Zachowywał się jak nieopierzony kurczak, marzący o szybowaniu wraz z orłami. Ale mógł to osiągnąć. Zmęczony zdecydował zrobić wielki skok następnego dnia. Teraz był zmordowany i poszedł spać, chociaż jeszcze długo nie mógł spać z emocji.
Nowy dzień przyszedł nową nadzieję. Po kilku przysiadach, pompkach i słów motywacji Eric zmienił się we wronę. Cały poranek siłował się sam ze sobą czy skoczyć z otwartego okna, czy może jeszcze poćwiczyć w pokoju? Stojąc na krawędzi nie zauważył wchodzącej gospodyni, która od razu przegoniła ptaszysko. Nie miał wyjścia jak zeskoczyć i mimo strachu, udało mu się ponieść na podmuchach wiatru! Ah! Co za uczucie wolności! Nie wiedział ile tak leciał, gdy zdecydował się przycupnąć w otwartym oknie zapewne czyjegoś strychu. Usłyszał damskie głosy i przechylił wronią głowę, by spojrzeć co się tam działo. Nie znalazł jednak jeszcze balansu i spadł prosto do warsztatu.


I show not your face but your heart's desire
Ain Eingarp
Ain Eingarp
Zawód : Wielość
Wiek : nieskończoność
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
I show not your face but your heart's desire.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Metamorfomag
Pracownia malarska - Page 3 3baJg9W
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f47-sowia-poczta https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/f55-mieszkania http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Pracownia malarska [odnośnik]11.12.16 19:33
Lyra starała się jakoś doradzić najwyraźniej strapionej Lei. Nie do końca rozumiała, co się stało, a i panna Yaxley nie była skora do zdradzenia jej szczegółów swojego samopoczucia. Porozmawiały jeszcze przynajmniej z pół godziny, pijąc herbatkę i siedząc na przeciwko siebie w pracowni przesiąkniętej wonią farb, ale ostatecznie Lyra nie dowiedziała się niczego konkretnego. Nie potrafiła więc zrobić nic więcej poza udzielaniem ogólnikowych rad, a zapewne nie była w tym dobra, w końcu brakowało jej doświadczenia. Była nawet młodsza niż Yaxleyówna i niewiele wiedziała o prawdziwym życiu. Niedługo później Leia pożegnała się i opuściła pracownię, pozostawiając malarkę samą. Lyra miała zamiar jeszcze przejrzeć swoje przybory, a następnie również wrócić do domu.
Nagle jednak, kiedy porządkowała i układała pędzle, usłyszała łoskot i przez okno, które wcześniej otworzyła podczas spotkania z Leią, żeby wpuścić trochę świeżego powietrza, wleciała wrona. Tak ją to zaskoczyło, że niechcący zrzuciła część pędzli na podłogę. Nie miała pojęcia, że to animag; była pewna, że to po prostu wyjątkowo niezdarny ptak, który, zamiast wyminąć budynek, wleciał przez okno do środka. A może po prostu liczył na znalezienie czegoś do zjedzenia?
Okazało się jednak, że zdezorientowany ptak nie potrafił opuścić pomieszczenia równie łatwo, jak do niego wleciał. Lyra wyjęła różdżkę i pootwierała zaklęciem także inne okna, żeby ułatwić wronie wydostanie się. Miała nadzieję, że oszałamianie jej nie będzie jednak konieczne i ptak, czując świeże powietrze, sam znajdzie drogę wyjścia, nie demolując w międzyczasie połowy pracowni.




come on look into the expanse and breath all these around come on don’t be afraid to look don’t be afraid
to look at distance
Lyra Travers
Lyra Travers
Zawód : Malarka
Wiek : 19
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zamężna
Dream of the perfect life
Dream of the sand, the sea, the sight
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Metamorfomag
Pracownia malarska - Page 3 Ba3e6d5d7f4fbeb7824016f18b6a4c28
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t800-lyra-travers-weasley https://www.morsmordre.net/t838-zlotko https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f15-norfolk-corbenic-castle https://www.morsmordre.net/t2780-skrytka-bankowa-nr-233 https://www.morsmordre.net/t962-lyra-travers
Re: Pracownia malarska [odnośnik]11.12.16 20:36
Upadek nie był najprzyjemniejszą częścią tej wycieczki tak samo zresztą jak zorientowanie się, że poderwanie się do lotu jest o wiele, wiele trudniejsze z ziemi niż zeskakiwanie z okna. Upadając nie zauważył, że lekko smagnął prawe skrzydło, którego lotki jakoś dziwnie były poszarpane. Eric podskoczył przestraszony, uciekając czym prędzej przed kobietą w środku. W końcu nie wiedział jak zareaguje, a na pewno upadające pędzle na podłogę wcale nie spowodowały, że jego malutkie teraz serce zwolniło. Biło jak oszalałe w tyciej klatce piersiowej, chociaż Draven mógł wyczuć je zaraz pod gardłem. Podskakiwał śmiesznie, bo przecież ptaki nie były stworzone do biegania, więc takim śmiesznym zygzakiem wbiegł prosto pod większą szafę, czekając, aż wielka kobieta opuści pomieszczenie, dając mu się wydostać. Widział jak otwiera okna najwyraźniej chcąc się go pozbyć, ale nie potrafił. Był zbyt przerażony, a widząc, że się zbliża, spanikował. Umknął przed nią, wskakując najpierw na krzesło, a potem na biurko, gdzie utaplał ptasie nogi w farbie.
- Przepraszam! Przepraszam! - wołał do niej, ale jedyne co dochodziło do jego uszu było jedynie krakanie. Z tej perspektywy naprawdę była olbrzymką, a olbrzymów należało się bać. I na Merlina! Musiał się dostać jakoś na parapet.


I show not your face but your heart's desire
Ain Eingarp
Ain Eingarp
Zawód : Wielość
Wiek : nieskończoność
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
I show not your face but your heart's desire.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Metamorfomag
Pracownia malarska - Page 3 3baJg9W
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f47-sowia-poczta https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/f55-mieszkania http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Pracownia malarska [odnośnik]11.12.16 21:18
Gdyby to Lyra była ptakiem, lub innym małym zwierzątkiem, pewnie by się wystraszyła znalezienia się w takiej przestrzeni. Kiedyś podczas pojedynku została zmieniona w królika i pamiętała, jak to było, kiedy nagle cały świat wokół niej stał się dużo większy, a ludzie przywodzili na myśl olbrzymów. Pamiętała, jak bardzo przestraszona była tą nagłą zmianą i jak szybko biło jej maleńkie serduszko, kiedy kicała po podłodze w poszukiwaniu kryjówki.
Mimo że otworzyła okna, ptak wydawał się zbyt przerażony, by wylecieć. Zamiast skierować się w stronę okien, wskoczył pod szafę, w której trzymała płótna, a Lyra nie wiedziała, w jaki sposób się go pozbyć, aby nie uczynić mu żadnej krzywdy. Powinna go złapać? Odrętwić jakimś zaklęciem? A może po prostu usiąść gdzieś nieruchomo, żeby go nie straszyć, i poczekać, aż sam znajdzie wyjście?
Wraz z większą ilością otwartych okien do pracowni wtargnął przenikliwy ziąb, zmuszając Lyrę do ciaśniejszego otulenia się okryciem narzuconym na sukienkę. Wolałaby, żeby ptak jak najszybciej wyleciał, jednak kiedy zbliżyła się do szafy, ptak wyskoczył, frunąc w stronę krzesła, skąd przefrunął na stolik, gdzie leżała wcześniej używana przez nią paleta z resztkami farby. Otworzył dziób i zaczął krakać; Lyra nie znała mowy zwierząt, więc tylko takie dźwięki dochodziły do jej uszu.
Zanim jednak ptak znowu zaczął miotać się po pracowni, skierowała na niego koniec różdżki, rzucając jedno z najmniej szkodliwych dla takiej drobnej istoty zaklęć, które przyszło jej do głowy:
- Immobulus! – rzuciła, zamierzając spowolnić ptaka i bezpiecznie przenieść go na okno. Nie chciała, żeby podczas próby uciekania po pracowni zrobił sobie krzywdę, pytanie tylko, czy uda jej się go trafić, zanim znowu gdzieś się schowa?




come on look into the expanse and breath all these around come on don’t be afraid to look don’t be afraid
to look at distance
Lyra Travers
Lyra Travers
Zawód : Malarka
Wiek : 19
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zamężna
Dream of the perfect life
Dream of the sand, the sea, the sight
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Metamorfomag
Pracownia malarska - Page 3 Ba3e6d5d7f4fbeb7824016f18b6a4c28
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t800-lyra-travers-weasley https://www.morsmordre.net/t838-zlotko https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f15-norfolk-corbenic-castle https://www.morsmordre.net/t2780-skrytka-bankowa-nr-233 https://www.morsmordre.net/t962-lyra-travers
Re: Pracownia malarska [odnośnik]11.12.16 21:27
Ależ mu to żałośnie szło bycie animagiem! Miał nadzieję, że większość czarodziejów tak ma będą drugi dzień w swoim nowym wcieleniu. Oby nikt go nie rozpoznał! Jeszcze tego by brakowało. Wstyd nie tylko wśród swoich współpracowników, ale gazety pewnie z chęcią rozpisałyby się o animagu łamadze, który niszczy pracę porządnych obywateli. Ależ mu było potwornie wstyd! A im bardziej chciał to naprawić, tym wychodziło coraz gorzej. Chciał podnieść spadający papier, a jedynie przeciął go ostrym dziobem. Znowu krzyknął Kra zamiast Przepraszam, więc zdecydował się nie wysilać i nie bałaganić miast pomagać. Wiedział, że jedynie psuł nie tylko pomieszczenie, ale najwidoczniej dzień rudowłosej pannie. A przecież nie to było jego zamiarem! Ah. Był taką niezdarą w tym ciele. A przynajmniej na początku. Przecież był dobrym czarodziejem, ale najwidoczniej nie zawsze trzeba było być dobrym we wszystkim. Zeskoczył z biurka z powrotem na krzesło, chcąc przeskoczyć na jeden obraz i może dostać się na okno, ale usłyszał krzyk. Wtedy znieruchomiał! I to tak gwałtownie, że nie zdążył nawet pomyśleć, gdzie uciec. Serce waliło mu jak oszalałe, gdy poczuł ciepłe dłonie na swoim ciele, a zaraz później ktoś posadził go na parapecie po drugiej stronie okna. Musiał odczekać, aż zaklęcie przestanie działać i odfrunie. O, Merlinie. Co za głupi pomysł, by zapuszczać się tak daleko drugiego dnia! Eric miał to pamiętać jeszcze długi czas.

|zt


I show not your face but your heart's desire
Ain Eingarp
Ain Eingarp
Zawód : Wielość
Wiek : nieskończoność
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
I show not your face but your heart's desire.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Metamorfomag
Pracownia malarska - Page 3 3baJg9W
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f47-sowia-poczta https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/f55-mieszkania http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Pracownia malarska [odnośnik]11.12.16 21:47
Lyrze udało się trafić ptaka zaklęciem spowalniającym. Jego ruchy stały się dużo bardziej powolne, ale udało jej się go pochwycić, zanim w zwolnionym tempie spadł na podłogę. Ostrożnie chwyciła go w obie dłonie, wciąż pewna, że to zwyczajna wrona. Och, gdyby tylko wiedziała, że to był przemieniony animag, na pewno czułaby się teraz bardzo zakłopotana, ale szczęśliwie nie była tego świadoma. Animagowie byli w końcu bardzo rzadcy, więc nawet nie przeszło jej przez myśl, że właśnie trzymała w ręku jednego z tych nielicznych, którym udało się opanować tę trudną sztukę. W Hogwarcie trochę słyszała o animagii na zajęciach transmutacji, ale nigdy nie czuła się na siłach, żeby tego próbować.
Pokonała kilka metrów dzielących ją od okna i położyła wronę na zewnętrznym parapecie. Zaklęcie lada chwila miało przestać działać, ale dla pewności pozostała przy oknie. Wrona po chwili zaczęła się znowu poruszać i odleciała, a Lyra pozamykała okna, by uniknąć kolejnych ptasich odwiedzin i nie narażać się dłużej na wczesnowiosenny ziąb.
Wróciła do ogarniania pędzli oraz drobnego bałaganu uczynionego przez niesfornego ptaka. Kiedy jednak wszystko było już w należytym porządku, mogła spokojnie wrócić do domu.

| zt.




come on look into the expanse and breath all these around come on don’t be afraid to look don’t be afraid
to look at distance
Lyra Travers
Lyra Travers
Zawód : Malarka
Wiek : 19
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zamężna
Dream of the perfect life
Dream of the sand, the sea, the sight
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Metamorfomag
Pracownia malarska - Page 3 Ba3e6d5d7f4fbeb7824016f18b6a4c28
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t800-lyra-travers-weasley https://www.morsmordre.net/t838-zlotko https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f15-norfolk-corbenic-castle https://www.morsmordre.net/t2780-skrytka-bankowa-nr-233 https://www.morsmordre.net/t962-lyra-travers
Re: Pracownia malarska [odnośnik]08.01.23 14:32
12 VI 1958

Wyniesienie się z Makówki nie było przedsięwzięciem szczególnie trudnym. Spakowanie kilku własnych rzeczy zamknęło się w kilkunastu minutach, dużo więcej zajęło wbicie sobie do głowy przekonania, że to było pożegnanie, a wraz z zamknięciem drzwi zamyka pewien rozdział. Zbyt długo korzystała z gościnności Doliny i nieswojego domu, dobroci niemal obcych ludzi i litości, jaką ją obdarzali.
Wieczór przed odejściem był specyficzny, stworzony z niepewności i niepokoju, ważenia za i przeciw własnych pobudek do kolejnych kroków – myślała o propozycji, myślała o jakichkolwiek krokach, które powinna była podjąć by stworzyły jakikolwiek plan – jeśli nie na życie, to przynajmniej na najbliższe tygodnie. Ale konkrety wcale nie krystalizowały się w głowie, złote środki nie oświecały, a jakiekolwiek pomysły trzymały się od niej z daleka; poza jednym, w wyniku którego długie, jasne włosy zniknęły pod naporem nożyczek, a krótka, krzywo przystrzyżona fryzura bliższa była chłopięcej wersji młodości, niż przypominała dawną Anne.
Doszukiwała się w tym pewnego przełomu, pożegnania z dawnym życiem, w końcu zwykłego pragmatyzmu – udając chłopca byłoby jej łatwiej. Łatwiej przemykać między budynkami, łatwiej się chować, łatwiej znikać i się pojawiać; byli częściej spotykanym widokiem na miejskich ulicach, niż błąkająca się dziewczyna bez jakiegokolwiek wytłumaczenia na ewentualne pytania.
Po wyjściu z domu zrezygnowała z czapki, pszeniczne kosmyki upychając za ucho, a własne rzeczy dając na przetrzymanie właścicielce jednego ze sklepów na obrzeżach miasta.
Nie miała w torbie niczego cennego – kilka ubrań, pare przedmiotów i starych pamiątek upchanych w wysłużony materiał potraktowany słabym zaklęciem zmniejszająco-zwiększającym.
Cel, do którego zmierzała otaczała spokojna, cicha okolica. Dzień był chłodny, ludzie w większości pochowali się w domach, choć dostrzegła na jednym podwórzu starszą kobietę rozwieszającą pranie za pomocą różdżki.
Czy mugole w ogóle jeszcze tutaj istnieli?
Londyn był zajęty, okolice wciąż tętniły niebezpieczeństwem i niepokojącą ciszą – gdzie podziewali się ci wszyscy ludzie, którzy mieszkali tutaj od dziesiątek lat?
Gryząc środek policzka wwiercała spojrzenie w brudny chodnik, idąc zwartym krokiem do miejsca, w którym miała spotkać mężczyznę o imieniu Michael; tylko tyle o nim wiedziała, poza dziwaczną tendencją do odwiedzania starych miejsc. Hobbystycznie czy zawodowo – nie zamierzała pytać, bez zbędnej ciekawości dotarła w końcu pod mury budynku, w którym miała mieścić się pracownia malarska. Rzekomo nieczynna, zamknięta czy opuszczona – kamienica nie wyglądała na zniszczoną, ale nic nie wskazywało na to, by w środku coś się działo.


chmury wiszą nad miastem
czekam na wiatr co rozgoni ciemne skłębione zasłony, stanę wtedy na raz — ze słońcem twarzą w twarz
Anne Beddow
Anne Beddow
Zawód : powsinoga
Wiek : 18 lat
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Panna
choć nie chcę budzić się, nie umiem spać
świat dziwny jest jak sen

a sen jak świat
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : 5
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t9261-anne-beddow#281746 https://www.morsmordre.net/t9589-listy-do-ani#291635 https://www.morsmordre.net/t9277-annie-beddow#282540
Re: Pracownia malarska [odnośnik]16.01.23 23:30
Bez większej refleksji snuł się po brudnych ulicach Londynu, bacznie obserwując budynek tamten czy inny. Robił to wczoraj, czynił to dziś, to samo będzie jutro. Każdy dzień, naznaczony męczącą rutyną obserwacji i podejrzliwego łypania, niekiedy zlewał się w przebrzydłą masę wojennych okrucieństw, równie paskudnych alejek i jeszcze gorszych ludzi. Ciężko się na to patrzyło, ale spostrzegawczy wzrok zdolny był dostrzec w całym tym pierdolniku coś więcej. Coś, co być może miało uratować mu życie, albo przynajmniej wywołać szczery uśmiech. Raczej ten manieryczny i cwany, ale w całej swojej szkaradności jednak uśmiech. Strony starego dziennika zdradzały już bowiem tylko rozgoryczenie. I zaskakujący, jak na młodą, pozornie wolną duszę, nihilistyczny cynizm. Wystarczyło prześledzić coraz to skromniejsze zapiski ostatnich miesięcy. Zaczynał powoli gasnąć, akceptując jakoś wszystkie nieczułości tego świata, których niegdyś nie byłby gotów przyjąć. Nie miał już prawie nikogo, ledwie zapchloną znajdę z ulicy. Gdzie była reszta? Oddychali jeszcze tym trupim powietrzem stolicy? Albo jakimkolwiek? Nie chciał zbyt dużo o tym myśleć. Ostatnio w ogóle rzadko pochylał się nad czymś, co wymagałoby serca czy pragmatyzmu. Łatwiej było otumaniać się ohydnym rumem z cudzego kieliszka, albo doszczętnie spalać pozostałościami diablego ziela z odmętów szuflady. Dziwne, kiedyś czynił to dla rozrywki, w otoczeniu obcych wesołków, albo bliższych mu kompanów. Teraz, w nienormalnym odruchu powinności, chodził nietrzeźwy, coby nie zastanawiać się przesadnie nad tym skurwysyńskim losem. Pewnie dlatego beztrosko zaproponował ten układ małolacie z sierocińca. Pewnie dlatego było mu wszystko jedno. Nie wiedział nic o fantach, niewiele też czasu przyglądał się okolicy. Mimo tego naobiecywał jej wspaniałości, zrobił wielkie nadzieje, wyrwał z letargu. Miało się okazać, czy niepotrzebnie. Oboje ryzykowali co najmniej aresztem, nie mógł mieć jednak pojęcia, że Anne to powsinoga o mugolskim rodowodzie i w razie kłopotów jej dostanie się znacznie bardziej. Nie mógł wiedzieć, że jej deklaracja jest niewspółmierna do potencjalnych skarbów. Rozumiał jedynie desperację, dostrzegał potrzeby duszy; wyglądała też na całkiem pełnoletnią, świadomą swoich czynów i potencjalnych konsekwencji. Przecież nie była naiwna? Nie miało to zresztą większego znaczenia. Było za późno, by się wycofać. Tak przynajmniej uznał, ujrzawszy znajomą twarz.
- Jednak przyszłaś - stwierdził cicho, spoglądając na tarczę zegarka. Wskazówki śpieszyły się o jakieś cztery minuty, z czego dobrze zdawał sobie sprawę; nie czas jednak zadecydował o jego reakcji, a wypatrzona, jeszcze w spopielonym bidulu, nieufność i niepewność. Nie mógł przewidzieć, czy się zjawi. - Musimy poczekać. Jakieś piętnaście minut - zapowiedział z góry, po czym oddalił się nieco bez słowa, kryjąc się za murem zniszczonego, sąsiadującego budynku. Usiadł bez przejęcia na krawężniku tamtejszego chodnika, z kieszeni koszuli wygrzebał papierosa. Nie miał czym jej poczęstować, całe szczęście nie wyglądała też na taką, która oczekiwałaby od niego jakiejkolwiek kurtuazji. Nie chciało mu się gadać, plan nie był trudny, nie musiała właściwie znać żadnych szczegółów, więc palił i w milczeniu podziwiał drepczącą po bruku biedronkę. Przedmieścia opanowała jakaś nienaturalna cisza, ale nawet mu się to podobało. Przyzwyczajony był raczej do krzyków miejscowych moczymord, albo awantur zjebów mieszkających obok, czy na górze, więc nieobecność choćby byle szmeru była jakaś satysfakcjonująca. Tak się żyło na wsi? Bez pośpiechu, we wszechogarniającej głuszy?
Michael Scaletta
Michael Scaletta
Zawód : kradnie, co popadnie
Wiek : 25
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
i'm a lesser man, a lesser man
a lesser man than you think i am
OPCM : 4 +2
UROKI : 7 +3
ALCHEMIA : 2
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 2
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 6 +3
SPRAWNOŚĆ : 8
Genetyka : Czarodziej
 dazed and kinda lonely
Neutralni
Neutralni
https://www.morsmordre.net/t7515-michael-anthony-scaletta#207763 https://www.morsmordre.net/t7521-volare#208020 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f293-crimson-street-11-2 https://www.morsmordre.net/t7660-skrytka-bankowa-nr-1828#211185 https://www.morsmordre.net/t7522-m-a-scaletta#208023
Re: Pracownia malarska [odnośnik]17.01.23 16:17
Nie dostrzegała w okolicy niczego kojącego; wręcz przeciwnie, cisza wydawała jej się nienaturalna i dziwacznie gęsta. Kilka sylwetek mijanych na ulicy, głowa wystająca zza firanki w poszarzałym oknie, kobieta wywieszająca pranie na szaro-burym podwórku; przedmieścia nijak nie przypominały Londynu, ale ich spokój nie był jakkolwiek łagodny.
Budynek wyrastający przed nią miał dwa piętra, a może trzy - nie zastanawiała się dłużej nad architekturą okolicy, wybierając zejście z głównego chodnika gdzieś na bok; na tyle, by nie wzbudzać czyjegokolwiek zainteresowania i wciąż pozostawać dostrzegalną dla tego, na którego czekała. Michaela – wiedziała o nim tylko tyle, choć, co było dla niej dziwaczne i niecodziennie, wcale nie zamierzała dopytywać go o więcej. Skąd był, czym się zajmował, ile miał lat i jakim cudem trafił wtedy do sierocińca, na wyższe piętro.
Gdyby zastanowiła się bardziej, niektóre pytania rozwiałyby się same, ale myśli zajęte były innym roztrząsaniem – pierw rzeczy, które zostawiła u obcej kobiety, później całego przedsięwzięcia, którego mieli się podjąć.
Poszukiwania czy kradzieży; znajdywania opuszczonych i niechcianych rzeczy, czy zabierania tego, co wciąż należało do kogoś? Faktyczna kradzież miała gorzki posmak i kaziła błąkające się myśli – więc trzymała się od tego stwierdzenia na dystans, próbując przekonać samą siebie, że mieli tylko przejrzeć to, o czym ktoś zapomniał i nigdy miał sobie nie przypomnieć.
Pojawił się na horyzoncie, wyłapała go prędko, odsuwając się od drewnianego płotu zaledwie na moment; na stwierdzenie kiwnęła głową, rezygnując z tłumaczenia się z decyzji – faktycznie mogła o wszystkim zapomnieć, udawać, że to spotkanie się nie wydarzyło, a propozycja nigdy nie wybrzmiała. Docelowo wciąż nie brzmiała dźwięcznie i wyraźnie – to, co mieli robić tkwiło w domysłach i wyobrażeniach. Nie dopytywała, bo rzekomo jej to nie dotyczyło – to on miał wejść do środka, ona miała głównie pilnować drzwi.
– Na co? – zapytała jednak od razu, gdy wspomniał o czekaniu. Na to, aż ktoś wyjdzie? pojawiło się w jej głowie pierwsze, choć niechciane i odnajdujące się w małym grymasie znaczącym usta.
– Co to za miejsce, co jest w środku? – dodała zaraz potem, śledząc z góry jego ruchy, kiedy przysiadł na krawężniku i wyciągnął papierosa. Przez ramię zerknęła na budynek, na okna na piętrze i brak firanek.
– Mamy jakiś plan? – kolejne pytanie, choć spodziewała się prostej odpowiedzi powielającej jego ostatnie słowa w sierocińcu. Wciąż stała, nie decydując się na przycupnięcie na krawężniku, bardziej dreptanie w te i wewte.


chmury wiszą nad miastem
czekam na wiatr co rozgoni ciemne skłębione zasłony, stanę wtedy na raz — ze słońcem twarzą w twarz
Anne Beddow
Anne Beddow
Zawód : powsinoga
Wiek : 18 lat
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Panna
choć nie chcę budzić się, nie umiem spać
świat dziwny jest jak sen

a sen jak świat
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : 5
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t9261-anne-beddow#281746 https://www.morsmordre.net/t9589-listy-do-ani#291635 https://www.morsmordre.net/t9277-annie-beddow#282540
Re: Pracownia malarska [odnośnik]27.01.23 22:50
Po długim, szczupłym palcu wskazującym przechadzała się właśnie czerwono-czarna biedronka; bruk nagrzany czerwcowym słońcem matowo jaśniał od kurzu, który zaraz bezwiednie osadzał się na wiszącym nieopodal praniu. Tutejsza cisza była dziwaczna, całkiem niepodobna do gwaru śródmieścia czy portowego szmeru, ale nie dostrzegał w niej zagrożenia. Przeciwnie, było w niej coś błogiego, nienormalnie łagodnego. Atakujące zewsząd bodźce ustępowały chociaż tutaj, choćby na tę krótką chwilę; złapanie oddechu na zdewastowanym krawężniku, ze znalezionym rankiem papierosem w ręce, było jakimś prostym manifestem beztroski. Jej potrzebował i jej oczekiwał, jednocześnie notorycznie utrudniał sobie życie. Potrzebował impulsu, który wyrwałby go z letargu, otrząsnął z tego pojebanego marazmu. Szybka kradzież w spółce z zagubioną dziewczyną była daleka sennym ideałom, ale coś musiał jeść. Śmieszna ta jego wolność, bo przypominała już raczej zniewolenie. Widział to? Pewnie tak, chociaż w naturze oszustów było też okłamywanie samych siebie.
- Na okazję - odparł enigmatycznie, pierwszy raz przyglądając się jej trochę uważniej. Ponoć ta czyni złodzieja, dopowiedział jeszcze, ale w myślach, bo oficjalna wersja przyszłych wydarzeń opowiadała o wszystkim jakoś bardziej niewinnie. Prawo zwyczajowo widziało to jako przywłaszczenie i włamanie, ale dobrze było dostrzec w tym wątek tajemnicy czy przygody. Grymas na jej twarzy zdradził niepewność, ale niespecjalnie się tym przejął, w końcu zawsze mogła w porę uciec. Cudze łatwiej było nazwać niczyim, rozglądanie się postrzegać jako poszukiwanie skarbów. To początki schizofrenii, albo zrozumiale oczekiwał spokoju duszy, kiedy kładł się do łóżka. Głupio było sądzić, że zwinięty z czyjegoś mieszkania bimber mógł ratować życia, ale sporo miał takich przebłysków człowieczeństwa - zdecydowanie zbyt dużo, jak na chłopaczka w takim fachu. Być może właśnie to zabijało go powoli od środka: ta chora świadomość codziennego grzechu, braku pokory, ale też lęku przed wszystkim innym. W Tower rzekomo paskudnie karmili, ale teraz nie robiło mu to już żadnej różnicy. Przecież i tak łaził głodny. - Pracownia - odpowiedział krótko i posłusznie, pozbywszy się z rąk pozostałości po kiepie. Nie potrafił określić, co dokładnie znajdą w środku, znał bowiem to miejsce jedynie z opowieści dawnego znajomka-artysty; w czasie kryzysu poświęcił też kilka losowych popołudni na bezwiedne lustrowanie tutejszych terenów. I całkiem przypadkiem dostrzegł przy tej okazji nienaganną rutynę, konkretną i wyważoną co do minuty, która jego potencjalnie interesowała najbardziej. Monotonia była o tyle dobra, że jedynie w wyjątkowych przypadkach zawodziła. Mieli dzisiaj na tym skorzystać, wierząc w psychologiczną siłę przyzwyczajeń codzienności, jednolicie wyznaczających ścieżki jegomościa z budynku - jak mniemał, właściciela tego miejsca. - Mamy kwadrans. Ja wchodzę do środka, ty pilnujesz, w razie kłopotów zacznij głośno gwizdać, kaszleć, cokolwiek. Jak ktoś zacznie się zbliżać, spróbuj go jak najdłużej zagadać. - Przedstawił realia, poinformował ją o zadaniach. Kwestię podziału omówią po robocie, chociaż już w sierocińcu zapowiedział, że gotów jest oddać połowę. Wizja nie zakładała żadnych przeszkód, nie brała też pod uwagę czujnych oczu pobliskiego sąsiedztwa, ani wcześniejszego powrotu faceta z obiadu. Miał jednak szczerą nadzieję, że cała akcja nie podniesie mu nawet ciśnienia, a przy tym wróci zadowolony, bo z łupem. Był w stanie przeżyć też, że ma dzielić się z nią fantami.
Zniecierpliwiony spoglądał na wysłużony zegarek, owinięty wokół nadgarstka lewej ręki. Wreszcie schował tarczę pod rękawem cienkiej koszuli, wstał leniwie z krawężnika, zaraz wyglądał już dyskretnie zza ściany budynku. Wszystko zgodnie z planem, mężczyzna właśnie zamykał za sobą drzwi, ale miał na to patent. W duchu modlił się, żeby zadziałał i tym razem; minęło może kilkadziesiąt sekund, tamtego nie było już na horyzoncie, a on, niby bez przejęcia, zbliżył się do wejścia. Jeszcze przed tym wynalazł w kieszeni zestaw magicznych wytrychów i cicho zachęcił ją, by podążała za nim. Nie minęła chwila, a drzwi uchyliły się pod naciskiem klamki.
Michael Scaletta
Michael Scaletta
Zawód : kradnie, co popadnie
Wiek : 25
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
i'm a lesser man, a lesser man
a lesser man than you think i am
OPCM : 4 +2
UROKI : 7 +3
ALCHEMIA : 2
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 2
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 6 +3
SPRAWNOŚĆ : 8
Genetyka : Czarodziej
 dazed and kinda lonely
Neutralni
Neutralni
https://www.morsmordre.net/t7515-michael-anthony-scaletta#207763 https://www.morsmordre.net/t7521-volare#208020 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f293-crimson-street-11-2 https://www.morsmordre.net/t7660-skrytka-bankowa-nr-1828#211185 https://www.morsmordre.net/t7522-m-a-scaletta#208023
Re: Pracownia malarska [odnośnik]30.01.23 9:11
Decyzja była jedyną opcją, niechcianą ale potrzebną drogą, krótkim przymusem potraktowanym bardziej impulsem niźli racjonalnością; mogła przecież zostać w Dolinie, mogła tam poszukać pracy lub znaleźć ludzi, którzy potrzebowali pomocy, ofiarując w zamian pożywienie czy schronienie – ale palące uczucie wstydu wgryzało się w nią od środka, niemalże boleśnie zaczynało trawić już wtedy, kiedy zbyt długo zwlekała, próbując najprostszych czynności – od samego zwleczenia się z łóżka po faktyczne wyjście z domu.
Obcy chłopak – choć bliżej było mu do mężczyzny niż młodzieńca – wydawał się spokojny. Spokojny i swobodny, jakby chwile takie jak ta były mu absolutnie znajome i zrozumiałe. I ona starała się wejść w jego buty; przestać zadawać pytania, przestać rozglądać się po okolicy w poszukiwaniu zagrożenia. Chciała mu pokazać, że to wszystko wcale nie jest dla niej tak niepokojące, jak naprawdę było.
Mogła też w każdej chwili się wycofać – chyba – ale absurdalnie głupia siła nie pozwalała jej oderwać stóp od podłoża i ruszyć w tył, wrócić do czegoś co mogłaby nazwać tymczasowym domem.
Duma czy głupota – były jednym, przeplatały się nieustannie, kiedy wzrok świdrował każdy najprostszy ruch Michaela.
Okazję; słowo pojawiło się między nimi i przez dłuższą chwilę Beddow obracała te stwierdzenie we własnej głowie, zdezorientowana i zdziwiona, coraz bardziej przekonana, że wcale nie będą zerkać po opuszczonych miejscach w poszukiwaniu zapomnianych przedmiotów.
Wciągnęła powietrze w usta bezgłośnie, przytakując głową na kolejne słowa; pracownia – czymkolwiek była – była zaskoczeniem, choć w jej głowie powoli pojawiały się obrazy przedmiotów, które można było znaleźć w takim miejscu. Wyobrażała sobie zakurzone pomieszczenia, szklane butelki i specjalistyczny sprzęt, porzucony i zapomniany – bo takim miał być, prawda?
Niekoniecznie; nie chciała akceptować tego stanu, choć każde kolejne słowa Michaela na to wskazywały – wcale nie mieli odwiedzić opuszczonej pracowni, tylko wkraść się do takiej działającej. Dobitnym dowodem był moment, w którym ktoś wyszedł i zaczął zamykać ze sobą drzwi.
Słowa pchały się jej na usta – zaprzeczenia i niepewności, razem z odruchem chęci wycofania się – ale coś wciąż nie pozwalało jej tak po prostu zrezygnować. Nie po tym, gdy zobligowała się mu pomóc.
– Mhmm… – wymamrotała jedynie, półszeptem, drepcząc bezszelestnie boczną stroną domu za nim. Stanęła w wyznaczonym przez mężczyznę miejscu, odprowadzając go wzrokiem i czując, jak serce podchodzi jej do gardła.
Okolica była cicha i spokojna, sąsiedztwo zajmowało się swoimi sprawami – nie powinno być żadnych problemów. Tego postanowiła się trzymać. Kurczowo.


chmury wiszą nad miastem
czekam na wiatr co rozgoni ciemne skłębione zasłony, stanę wtedy na raz — ze słońcem twarzą w twarz
Anne Beddow
Anne Beddow
Zawód : powsinoga
Wiek : 18 lat
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Panna
choć nie chcę budzić się, nie umiem spać
świat dziwny jest jak sen

a sen jak świat
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : 5
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t9261-anne-beddow#281746 https://www.morsmordre.net/t9589-listy-do-ani#291635 https://www.morsmordre.net/t9277-annie-beddow#282540
Re: Pracownia malarska [odnośnik]01.02.23 8:41
Skrzypienie zamykających się drzwi wejściowych jasno zakomunikowało, że jest w środku, a za plecami, na cichym podwórzu, zostawił już Anne i całą resztę dręczących umysł wątpliwości. Stres okrutnie ją zżerał, co nieudolnie maskowała milczeniem. Powstrzymywała się od pytań, przy tym wyzbywała się wzmagającej na sile niepewności. Grała, dość pokracznie, ale i tak to doceniał. Spokój, także ten udawany, lepszy był od panicznego przejęcia. Czuł zresztą, że jest w niej coś niewinnego, a zarazem szczerze cnotliwego. Zupełnie jakby podświadomie chciała przekonać go, że może jej zaufać, bo ma dobre serce, ale nie dlatego, że nie lada z niej oszustka. Bądź co bądź nie oczekiwał zbyt wiele, samemu ryzykując teraz znacznie więcej. Być może jej posłuszeństwo właśnie miało okazać się kluczowym dla powodzenia misji. Być może jednak miała to być robota jak wiele innych; nie pierwszy raz się gdzieś włamywał, nigdy też nie miał u boku kompana. Pozostawało wierzyć w jej konsekwencję. I powodzenie tutaj, w środku, bo na dobrą sprawę nie wiedział nawet, za czym powinien się rozglądać. Na początku był pusty i wąski korytarzyk, a na jego skraju drewniane schody. Wspiął się po nich w pośpiechu, zawczasu jeszcze nasłuchując - było pusto i bezdźwięcznie. Przez okna bez firan na poddaszu wpadały do środka promienie słońca, w nich odbijał się dryfujący w powietrzu kurz. Śmierdziało terpentyną, albo werniksem, coś w każdym razie nieprzyjemnie drażniło oczy i nos. Jedna szyba była uchylona, i dobrze, w razie problemów prędzej dostrzeże jakiś sygnał. Przy ścianie stała dość stara, drewniana komódka - naiwnie zajrzał do środka, licząc na widok choćby skromnego mieszka ze złotem; nie znalazł jednak niczego specjalnego, ledwie parę zniszczonych pędzli ze szczeciny, tubki zaschniętej farby olejnej, marny pergamin, pusty słoik po benzynie lakowej. Inna szuflada skrywała jednak wciąż nienaruszoną butelkę wódki - pokusił się o schowanie jej do plecaka, razem ze zgoła już zniszczonym zegarkiem na rękę, który leżał z dala od malarskiego stanowiska. Wprawdzie wskazówki działały w nim jakoś leniwie (albo jego przelotna ocena starocia była niewystarczająco precyzyjna), ale znajomy paser najpewniej sypnie groszem nawet za taki szmelc. Na stoliczku nieopodal sztalugi znalazł paczkę fajek bez filtra na wykończeniu, którą od razu wepchnął do tylnej kieszeni spodni. Żadne to były skarby, ale sam widok gorzały i papierosków trochę go rozweselił. W tych czasach nawet byle sikacz smakował jak najlepsze wino, najpodlejszy tytoń zadowalał przebrzydłą goryczą. Czas jednak mijał teraz jakoś szybciej niż zwykle, więc myślami szybko wrócił do stryszku, rozpaczliwie rozglądając się po pomieszczeniu. Zagracony kąt wyłonił dwa opakowania sucharów, w małej szafie nie znalazł niczego poza damskimi pończochami i zimowym płaszczem, odruch nakazał sprawdzić też mur w miejscach, gdzie wisiały oprawione obrazy. Zawsze zdawało mu się, że bogate zjeby trzymają pieniądze w wyrwach ścian, skrywających się za płótnem lub przerażającym, wypchanym łbem jakiegoś futrzaka. Albo w kominie, gdzie potencjalny złodziej raczej nie zagląda. Nic z tego, tutaj nie uświadczył takich wymysłów. Już miał do niej wracać, zrezygnowany i nieusatysfakcjonowany znaleziskami, gdy w drodze powrotnej jeden stopień schodów zdradził się dziwacznym luzem. Być może po prostu wymagał naprawy, być może jednak jego rozmontowanie miało okazać się znaczące. Bez dłuższego dumania szarpnął za zmurszały kawałek deski.
Michael Scaletta
Michael Scaletta
Zawód : kradnie, co popadnie
Wiek : 25
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
i'm a lesser man, a lesser man
a lesser man than you think i am
OPCM : 4 +2
UROKI : 7 +3
ALCHEMIA : 2
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 2
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 6 +3
SPRAWNOŚĆ : 8
Genetyka : Czarodziej
 dazed and kinda lonely
Neutralni
Neutralni
https://www.morsmordre.net/t7515-michael-anthony-scaletta#207763 https://www.morsmordre.net/t7521-volare#208020 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f293-crimson-street-11-2 https://www.morsmordre.net/t7660-skrytka-bankowa-nr-1828#211185 https://www.morsmordre.net/t7522-m-a-scaletta#208023
Re: Pracownia malarska [odnośnik]01.02.23 12:06
Nie potrafiła zrozumieć, co nią kierowało. Co sprawiło, że odważyła się przyjąć propozycję i faktycznie stawić w umówionym miejscu; i co gorsza, jaka idiotycznie wielka duma nie pozwalała jej odwrócić się na pięcie i zwyczajnie odejść, kiedy wszystko zaczęło nabierać sensu, i fakt, że włamywali się do czyjegoś miejsca pracy stał się autentyczną rzeczywistością.
Nie potrafiła robić takich rzeczy; mechanicznie paraliżowała ją niepewność, a wyrzuty sumienia kiełkowały gęsto w dole żołądka, odpowiadając na uporczywe myśli kłębiące się pod komorą czaszki. Nie potrafiła się włamywać, oszukiwać, kłamać i kraść; i choć doskonale wiedziała, jak wyglądał teraz świat, i że ci, którzy dopuszczali się takich czynów byli – chociażby w jej oczach – niemal niewinni, coś wciąż nie pozwalało jej uczestniczyć w takich precedensach.
Być może do tej chwili.
Ruszyła we wskazanym kierunku, a kiedy Michael zaczął majstrować coś przy drzwiach, z których jeszcze chwilę temu wyszedł obcy mężczyzna, stanęła – pomiędzy furtką a drzwiami frontowymi, rozglądając się po okolicy, by znaleźć coś na czym mogła zawiesić wzrok, a później wykorzystać jako rzekomą aktywność; na wypadek, gdyby ktoś pojawił się w pobliżu i zapytał co tak naprawdę tu wyprawiała.
Ale okolica była cicha, wiatr schował się za drzewami, parne powietrze oplatało jej nadgarstki i chuchało w kark otulony krzywo obciętymi kosmykami włosów. Cicha i drżąca od jakiegoś niewypowiedzianego pytania; pytania, ostrzeżenia czy groźby – nie była w stanie sprecyzować, ale serce zamiast uspokajać swój rytm, biło coraz szybciej i donośniej, kontrastując z dusznym stanem zawieszenia trwającym wokół niej.
Nie było go kilka minut, kilka lub kilkanaście, a może kilkadziesiąt; wciąż było cicho, wciąż nie dostrzegała żadnego znaku ani dźwięku, i zaraz obok tych braków pojawiła się irytująca myśl.
Coś mu się stało.
Nie wiedziała co było w pracowni. Nie wiedziała kim był człowiek, który niedawno wyszedł z budynku, i nie wiedziała czego Michael mógł tam szukać. To mogły być specjalistyczne sprzęty uzdrowicielskie, zestaw do polerowania mioteł do Qudditcha, albo całe walizki czarnomagicznym artefaktów.
Przeczucie, że coś jest nie tak drgało w jej środku i prędko znalazło ujście z zdenerwowanych dłoniach. Pierw drapała skórki wokół paznokci, później spojrzenie zaczęło nadmiernie zerkać w stronę domu, ku oknom, w którym dostrzegała tylko firankowe zasłony.
Kiedy czas rozwlekł się do momentu, w którym naprawdę nie potrafiła określić, jak długo Michael jest w środku, odwróciła się na pięcie. Odwróciła i wciąż zerkając, czy ktoś nie patrzy w jej stronę, ruszyła w stronę domu, by podobnie do swojego towarzysza wejść do środka.
Ciemnego i zakurzonego; pył momentalnie wślizgnął się w jej nozdrza, dyktując grymas na twarzy. Poruszała się powoli i cicho, wysuwając różdżkę wzdłuż ciała, próbując zlokalizować miejsce, w którym był Michael – i tylko on.
Wierzyła w to uparcie, nie rejestrując momentu, w którym przez uchylone drzwi do środka wślizgnął się ktoś jeszcze.
Kiedy właściciel pracowni zamawiał pokaźny talerz domowej, pomidorowej zupy, patrol dwóch szmalcowników nadmiernie zainteresował się dwójką młodych osób, obradujących na chodnikowym bruku. Na tyle, że kiedy po kolei zaczęli znikać w starej pracowni, jeden z nich ruszył do środka.


chmury wiszą nad miastem
czekam na wiatr co rozgoni ciemne skłębione zasłony, stanę wtedy na raz — ze słońcem twarzą w twarz
Anne Beddow
Anne Beddow
Zawód : powsinoga
Wiek : 18 lat
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Panna
choć nie chcę budzić się, nie umiem spać
świat dziwny jest jak sen

a sen jak świat
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : 5
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t9261-anne-beddow#281746 https://www.morsmordre.net/t9589-listy-do-ani#291635 https://www.morsmordre.net/t9277-annie-beddow#282540
Re: Pracownia malarska [odnośnik]04.02.23 0:08
Przyklęknąwszy na szczycie klatki schodowej, skupił wzrok na ruchomym stopniu; bez przejęcia presją kurczącego się czasu podjął stanowczą decyzję, by zajrzeć do środka. Być może lekkomyślną, bo z tej pozycji nawet otwarte okno i czatująca przed domem Anne nie dawały żadnej gwarancji. Nie można było odmówić mu sprytu - pragmatycznie rozejrzał się z wyprzedzeniem po okolicy, jakby w obawie przed tym, że zmuszony będzie przed kimś uciekać. Albo wychodzić zupełnie inną drogą. Całkiem mu na rękę jedna spora szyba kamienicy ulokowana była na wschód, a jej zewnętrznym parapetem była płaska, choć niewielka część wyłożonego papą dachu. Gdyby tu zamieszkał, pewno wychodziłby tędy na papieroska, podziwiając z góry niespodziewanie urokliwe przedmieścia tego parszywego miasta. Całe szczęście nie miał lęku wysokości i nic nie powstrzymałoby przed użyciem awaryjnej drabiny przymocowanej do jednego z zewnętrznych murów. Wyglądała na starą, swój koniec miała też gdzieś w połowie drogi, a i cholera wie, czy była wystarczająco stabilna; przelotny wzrok nie zdradził korozji, ale w razie wypadku spróbuje wyratować się zaklęciem. W tej kwestii nie miał do siebie zaufania, więc szczerze liczył, że uda mu się kulturalnie wyślizgnąć przez drzwi frontowe, nie ryzykując przy tym złamaniem albo inną nieprzyjemnością. Czas naglił, więc bystre spojrzenie spoczęło na ruchomej desce. Objął ją dłońmi i strategicznie szarpnął, bo bez przesadnej siły. Nie drgnęła, choćby o cal. Ułożył palce inaczej, czując na opuszkach drażniący kurz, który przez lata wsiąkał w pory drewna. Podważył ją, zupełnie jakby otwierał kufer czy inną skrzynię. Ruszyła się. Capnął ją w kierunku góry jeszcze parę razy, w końcu puściła; na twarzy zagościł bezwstydny uśmiech cwaniaka. Intuicja go nie zawiodła. Podwinąwszy rękawy ciemnej koszuli, złapał w ręce skryte pod belką pudełko. Było metalowe, nieduże, ale zamykane na klucz. Gotów był wyjąć z kieszeni zestaw swoich wytrychów (nawet jeśli najpewniej wystarczyłby tu ledwie spinacz), coby to zawczasu zorientować się, czy gra była w ogóle warta świeczki; już sięgał do spodni, gdy dobiegł go cichy dźwięk otwierających się drzwi. Kurwa. We łbie kotłowało mu się od przypuszczeń, nic jednak nie pozwoliło mu domyślić się, że to tylko ona, łamiąca zasady całego planu. Intencje miała szlachetne, w końcu był to chyba wyraz jakiegoś dziwacznego zmartwienia jego losem, ale nie taka była umowa. Na plecach torba załadowana mniej ważnymi fantami, w łapskach ta enigmatyczna skrzyneczka; poderwał się od razu, panicznie zakładając już, że ma sromotnie przejebane i zostanie przyłapany na gorącym uczynku. To nie tak miało być. Po sekundzie pędził do szyby; pod pachą ściskał znalezisko ze schodów, drugą ręką manewrował klamką od okiennicy. I tak, bez wahania, wylazł na wąski, nagrzany od słońca daszek. Zostawił za sobą naruszony stopień, rozsunięty na oścież wyłaz i zapewne już zwietrzały zapach tanich perfum. W pośpiechu schował jeszcze ostatni fant do plecaka; zaraz stawiał już lewą stopę na niewiadomej drabince. Mogła dojrzeć znikającą z dachu staturę, odwróconą plecami, celowo niezdradzającą twarzy złodzieja, ale sama miała pewnie znacznie więcej kłopotów. Scaletty nie było w pobliżu, za to gdzieś nieopodal już czaił się szmalcownik, którego wpuściła do środka.
Michael Scaletta
Michael Scaletta
Zawód : kradnie, co popadnie
Wiek : 25
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
i'm a lesser man, a lesser man
a lesser man than you think i am
OPCM : 4 +2
UROKI : 7 +3
ALCHEMIA : 2
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 2
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 6 +3
SPRAWNOŚĆ : 8
Genetyka : Czarodziej
 dazed and kinda lonely
Neutralni
Neutralni
https://www.morsmordre.net/t7515-michael-anthony-scaletta#207763 https://www.morsmordre.net/t7521-volare#208020 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f293-crimson-street-11-2 https://www.morsmordre.net/t7660-skrytka-bankowa-nr-1828#211185 https://www.morsmordre.net/t7522-m-a-scaletta#208023
Re: Pracownia malarska [odnośnik]06.02.23 10:21
Schody były pierwszym, co ujrzała. Kamienica skryta w półmroku i otulona specyficznym zapachem odbiegała od tego, co mogła sobie wyobrażać na temat tego miejsca. W korytarzu nie było sztalug ani specjalistycznych sprzętów, a cisza wydawała się dziwacznie upiorna, jakby nikt nie zaglądał tu od lat, choć doskonale widziała, jak mężczyzna stąd wychodził i kluczył za sobą drzwi.
Michaela nie było w pobliżu. Nie było też żadnego dźwięku, po którym mogłaby go namierzyć. Uniosła różdżkę nieco, wyszeptanym lumos chcąc oświetlić sobie obskurny hol; zgasiła ją dopiero stawiając kroki na kilku pierwszych stopniach, które prowadziły w górę, dużo jaśniejszą i jakoś bardziej przystępną. Powietrze chyba też nieco się przerzedziło.
Mężczyzna kroczący za nią wślizgnął się do środka bezszelestnie; i w jego dłoni spoczywała różdżka, choć uniesiona i gotowa. Stąpał i nasłuchiwał, z dziwnym uśmiechem układającym się na wargach. Szukał, obserwował, tropił – choć tropić nie było czego w zamkniętej drodze składającej się na wielkie domostwo. Musiał w końcu na nich trafić.
Beddow wciąż nie zdawała sobie sprawy z jego obecności; nawet kiedy stanęła u szczytu schodów, a szmalcownik stał na samym dole, przy drewnianej poręczy, obserwując jej plecy i ruch, który przerodził się w kucnięcie. Wyrwa w schodach była niepospolita i świeża; dość jasno wskazywała na to, że jej towarzysz coś tu majstrował.
– Michael? – szepnęła w przestrzeń, niepewnie i momentalnie karcąc się za swoją nieuwagę; jeśli faktycznie coś mu się stało i ktoś go przyłapał, mogła tym samym zdradzić i swoją obecność.
Ale odpowiedziała jej tylko cisza i kurz unoszący się w świetlistych plamach wpadających przez spore okno na korytarzu piętra. Może tam był, szukał tych rzeczy w ukryciu i ze spokojem?
Patrzyła na dziurę w stopniu jeszcze przez chwilę – chwilę za długo, przerwaną w końcu odgłosem kroków – dudniącym prędko gdzieś w jednym z pokoi na piętrze. Ale zanim sama oderwała stopy od drewnianego podłoża, podobny dźwięk usłyszała za sobą.
Obcy mężczyzna ruszył przed siebie, z turkotem postawnego ciała alarmując o swojej obecności, a ona – nie myśląc wiele, przeskoczyła przez balustradę i runęła z półpiętra na szafę stojącą przy ścianie, na parterze. Zaraz potem ześlizgnęła się z niej, zupełnie niezdarnie, i z przerażeniem odnotowując, że napastnik zmienia tor swojego celu, puściła się biegiem w kierunku uchylonych drzwi.
Dudniące serce, suche usta, strach malujący zielono-niebieskie spojrzenie; i palące, dławiące poczucie wstydu, które donośnie podpowiadało jej, że dopuszczając się grzechu kradzieży, powinna była spodziewać się kary.
Dłonie spotkały się z chropowatą fakturą drzwi, przez które zaraz potem wybiegła, zatrzaskując za sobą furtkę, która automatycznym zamkiem odgrodziła mężczyznę na kilka lichych sekund.

zt :<


chmury wiszą nad miastem
czekam na wiatr co rozgoni ciemne skłębione zasłony, stanę wtedy na raz — ze słońcem twarzą w twarz
Anne Beddow
Anne Beddow
Zawód : powsinoga
Wiek : 18 lat
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Panna
choć nie chcę budzić się, nie umiem spać
świat dziwny jest jak sen

a sen jak świat
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : 5
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t9261-anne-beddow#281746 https://www.morsmordre.net/t9589-listy-do-ani#291635 https://www.morsmordre.net/t9277-annie-beddow#282540

Strona 3 z 4 Previous  1, 2, 3, 4  Next

Pracownia malarska
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach