Morsmordre :: Reszta świata :: Inne miejsca :: Anglia i Walia :: Kent
Podziemia
AutorWiadomość
First topic message reminder :
Podziemia
Rozbudowane w czasach napoleońskich oraz podczas II Wojny Światowej podziemne korytarze sięgają trzech pięter wgłąb ziemi. Na wzgórzu znajduje się kilka wylotów, które prowadzą do dwóch najwyższych poziomów. Trzeci, najniższy i najmniej znany znajduje się pod starą warownią. Podczas II wojny światowej funkcjonował tutaj szpital polowy i przeprowadzane były tajne operacje wojskowe, ale ponoć działania te zakończyły się w momencie, w którym mugole przypadkiem przekopali się do tuneli należących do goblinów. W rzeczywistości zdarzenie to nie miało miejsca, a pogłoskę o goblinach wymyślono, by trzymać czarodziejów agresywnie nastawionych wobec niemagicznych z dala od prowizorycznego szpitala. Dziś okoliczna ludność czarodziejów spokrewnionych z mugolami, wciąż korzystając z kłamliwej protekcji potencjalnego niebezpieczeństwa, spotyka się pod ziemią na potańcówki w wyjątkowej scenerii.
Podziemia nie są bezpieczne, trudno jest ku nim zejść, a jeszcze trudniej wyjść - chwiejna drabinka nie daje poczucia stabilności, a o gruzy nietrudno jest się potknąć. Nie przeszkadza to amatorom mocnych wrażeń.
Podziemia nie są bezpieczne, trudno jest ku nim zejść, a jeszcze trudniej wyjść - chwiejna drabinka nie daje poczucia stabilności, a o gruzy nietrudno jest się potknąć. Nie przeszkadza to amatorom mocnych wrażeń.
Wypadek i osiągnięcie jedności z poziomem gruntu nieco otrzeźwiło me zadumane myśli. Byłbym o stokroć lżejszym kompanem dla ziemi, gdybym nie wypił już łyczka, dwóch, trzech Ognistego napoju. On mi w gardle świdrował korytarze, a jednym z nich wydobył mi się z ust siarczysty ni to krzyk ni to wzdech. Przyznam, że przeklnąłem. Podpieram się na łokciu, później zaś na dłoni i unoszę aż do siedzenia, a później i powstaję. Macham do Elsie, do półnagiego przyjaciela też. Oni zadecydują, mi coś nie idzie dowodzenie grupą. Wydaje mi się nawet, że zgubiłem kilku osobników po drodze. Myśli moje biegną do wielkookiej Isoldy. Rzecz to wiadoma, że z całego ciała to wlasnie oczy się nie powiększają, zawsze są tej samej wielkości, dlatego wielkookie dzieci z czasem przestają być takie wielkookie. Wydaje się jednak, że Isolda wciąż zachowała ten atut dziecięcy. Gdzie się podziewa? Zgubić dziecko w podziemiach. Podejrzewam Rosiera o to, że tak szybko pognał do przodu, bo znał teren. Cwaniak z niego niemały, udało mu się przekonać wszystkich, że jak uczył się w tej szkole dla żabojadów, to nie ma innych upodobań niż kobiety (nie wierzę w to i zawsze pilnuje, czy mi się patrzy na tyłek), zapewne więc wiedział więcej i wiedział przede wszystkim jak wyjść. Mam nadzieję, że nie zostajemy tu na dobre.
Podchodzę ja do Lorne, bo Bulstroda ciężko oderwać z miejsca. Marszczę czoło i widzę to co on widzi. Cóż to za zygzaki.
- Cóż to za zygzaki, idziemy ich tropem? - zagaduję mą drużynę pierścienia, niech no ktoś tylko rozszyfruje w którym kierunku iść. Ja to widziałem skały chyba.
Podchodzę ja do Lorne, bo Bulstroda ciężko oderwać z miejsca. Marszczę czoło i widzę to co on widzi. Cóż to za zygzaki.
- Cóż to za zygzaki, idziemy ich tropem? - zagaduję mą drużynę pierścienia, niech no ktoś tylko rozszyfruje w którym kierunku iść. Ja to widziałem skały chyba.
Skrzynia. Nie przejmując się zanadto chropiankami, Tristan zbliżył się do szkatuły i w pierwszym odruchu - spróbował ją otworzyć, ale wieko ani drgnęło. Wypróbował też kilka prostych zaklęć, zabezpieczenia wydawały się bardzo silne - czy jej zawartość mogła być tym, czego poszukiwali? Bez otwarcia skrzyni Tristan nie mógł się tego dowiedzieć, ale to właśnie do niej poprowadził jedyny trop, jaki udało im się wywęszyć, trop chropianków podążających za magią. Westchnąwszy, po krótkiej chwili wahania, wziął skrzynkę pod pachę; był tutaj sam. Nie miał pojęcia, dokąd odeszli Alfred, Elsie i Lorne. Nie wiedział, co stało się z Deimosem. Gdzieś za nim zostali Asellus oraz Isolda, Isoldo, po co ci była ta podróż? Czy ona jeszcze żyła? Zawróciłby. Zawróciłby i ich poszukał, ale nawet nie wiedział, w którą stronę pójść. Labirynt korytarzy za jego plecami wił się w nieskończoność - gdyby sam w niego wszedł, mógłby już nigdy z niego nie wrócić. A aż tak nie zależało mu na nikim, kogo za sobą zostawił. Dacie radę, Lorne. Musicie dać, dodał w myślach, usiłując się teleportować - na próżno, magia wciąż blokowała tę umiejętność.
Wtem, doszedł do niego blask słońca - czy to nie świeższe powietrze? Odwrócił się w kierunku korytarza, postawił w nim pierwsze kroki - i ruszył ku jasności, świeżości, ku wyjściu z tych przeklętych lochów. Nic więcej nie mógł już zrobić. Kiedy wyszedł na zewnątrz, przez moment wpatrywał się w symbol fal wyryty w jaskini, po czym przeniósł wzrok ku mętnym morskim falom zalewającym piaszczysty oszroniony brzeg. I odszedł plażą w kierunku dworzyszcza Rosierów, plaży ufał mocniej niż nieznajomemu świstoklikowi.
[zt]
Wtem, doszedł do niego blask słońca - czy to nie świeższe powietrze? Odwrócił się w kierunku korytarza, postawił w nim pierwsze kroki - i ruszył ku jasności, świeżości, ku wyjściu z tych przeklętych lochów. Nic więcej nie mógł już zrobić. Kiedy wyszedł na zewnątrz, przez moment wpatrywał się w symbol fal wyryty w jaskini, po czym przeniósł wzrok ku mętnym morskim falom zalewającym piaszczysty oszroniony brzeg. I odszedł plażą w kierunku dworzyszcza Rosierów, plaży ufał mocniej niż nieznajomemu świstoklikowi.
[zt]
the vermeil rose had blown in frightful scarlet and its thorns
o u t g r o w n
Tristan Rosier
Zawód : Arystokrata, smokolog
Wiek : 32
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
the death of a beautiful woman is, unquestionably, the most poetical topic in the world
OPCM : 38 +2
UROKI : 30
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 1
CZARNA MAGIA : 60 +5
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 15 +6
Genetyka : Czarodziej
Śmierciożercy
Elsie nie wiedziała co się dzieje. Mimo, że kopała w ziemi, to dół w ogóle się nie powiększał. W końcu do niej dotarło, że to miejsce nie jest prawdziwe, że jeśli zostaną tu chociaż trochę dłużej, to mogą nie wrócić z tej podróży. Docierały do niej dziwne dźwięki, każdy z innej strony. Chociaż nie brzmiały szczęśliwe, to z jakiegoś powodu nie powodowały u niej niepokoju, a wręcz przeciwnie - spokój.
Gdy okazało się, że Lorne znalazła znak i im go pokazał jednogłośnie stwierdzili, że to jakaś wskazówka. Esie ewidentnie kojarzyło się to z trawą, a że ze wschodu słyszała jej szum, stwierdziła, że to tam powinni iść.
- Idziemy za szumem traw - powiedziała.
Gdy Deimos i Lorne się zgodzili, ruszyła w tamtą stronę.
Gdy okazało się, że Lorne znalazła znak i im go pokazał jednogłośnie stwierdzili, że to jakaś wskazówka. Esie ewidentnie kojarzyło się to z trawą, a że ze wschodu słyszała jej szum, stwierdziła, że to tam powinni iść.
- Idziemy za szumem traw - powiedziała.
Gdy Deimos i Lorne się zgodzili, ruszyła w tamtą stronę.
Gość
Gość
Cóż, po całym paśmie niepowodzeń Lorne jakoby kopnął szczęście prosto w zad. Różdżka nareszcie go usłuchała, a zmysły wyostrzyły się nawet mimo tego, iż nieomal utonął. Może w tej lodowato zimnej wodzie umarł i narodził się na nowo? Z futrzastego tłustego stworzenia o krzywych zębach przemienił się na półnagiego i zziębniętego bohatera?
Gdy miał powiedzieć, że się zgadza, nagle go zmroziło. Pogodził się ze stratą Alfreda, którego śmierć była niemal pewna - Lorne czuł to w każdej komórce własnego ciała. A może był tego świadkiem w formie lamy? Oby ziścił się cud, niech jego kuzyn wyjdzie on zza rogu. Czcze życzenia, naiwne spojrzenia wokół.
Jednak smutek zastąpiony został przez strach, gdy uświadomił sobie, że od dawna nie widział Isolde. A więc mimo wszystko poniósł porażkę. Nie potrafił trzymać się blisko swej siostry, która od samego początku zmagała się z trudnościami. Dlaczego pozwolił jej tu być? Nie do niego należała decyzja, choć może mogliby zastąpić Isolde kimś innym. Gdyby tylko zapytał. Teraz było jednak za późno. Zresztą nie było wiadomo, może wszyscy mają się dobrze. Może odpoczywają na zewnątrz. Ta myśl nieco rozgrzała zmęczonego Lorne'a.
- Ano, chyba musimy. - powiedział nieco pochmurnie. Słowa zgrzytnęły mu w zębach, jak morski piasek, którego każdy skosztował za dzieciaka.
Kroki. Tysiące kroków, choć wątpliwości jeszcze więcej. A do tego starte do krwi pięty, niedoschnięte ciało i woń lamy, która nie istniała już w rzeczywistości, ale mimo to zasmradzała umysł młodego Bulstrode. Wypadałoby o tym napisać jakąś pieśń lub poemat. O całej eskapadzie, nie o lamim odorze.
Nie odzywając się więcej, zaczął układać w myślach twórczość o paśmie ich porażek i wątpliwym błysku chwały.
Gdy miał powiedzieć, że się zgadza, nagle go zmroziło. Pogodził się ze stratą Alfreda, którego śmierć była niemal pewna - Lorne czuł to w każdej komórce własnego ciała. A może był tego świadkiem w formie lamy? Oby ziścił się cud, niech jego kuzyn wyjdzie on zza rogu. Czcze życzenia, naiwne spojrzenia wokół.
Jednak smutek zastąpiony został przez strach, gdy uświadomił sobie, że od dawna nie widział Isolde. A więc mimo wszystko poniósł porażkę. Nie potrafił trzymać się blisko swej siostry, która od samego początku zmagała się z trudnościami. Dlaczego pozwolił jej tu być? Nie do niego należała decyzja, choć może mogliby zastąpić Isolde kimś innym. Gdyby tylko zapytał. Teraz było jednak za późno. Zresztą nie było wiadomo, może wszyscy mają się dobrze. Może odpoczywają na zewnątrz. Ta myśl nieco rozgrzała zmęczonego Lorne'a.
- Ano, chyba musimy. - powiedział nieco pochmurnie. Słowa zgrzytnęły mu w zębach, jak morski piasek, którego każdy skosztował za dzieciaka.
Kroki. Tysiące kroków, choć wątpliwości jeszcze więcej. A do tego starte do krwi pięty, niedoschnięte ciało i woń lamy, która nie istniała już w rzeczywistości, ale mimo to zasmradzała umysł młodego Bulstrode. Wypadałoby o tym napisać jakąś pieśń lub poemat. O całej eskapadzie, nie o lamim odorze.
Nie odzywając się więcej, zaczął układać w myślach twórczość o paśmie ich porażek i wątpliwym błysku chwały.
Lorne Bulstrode
Zawód : łowca smoków i opiekun w rezerwacie Kent
Wiek : 27
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
Dzieci są milsze od dorosłych
zwierzęta są milsze od dzieci
mówisz że rozumując w ten sposób
muszę dojść do twierdzenia
że najmilszy jest mi pierwotniak pantofelek
no to co
milszy mi jest pantofelek
od ciebie ty skurwysynie.
zwierzęta są milsze od dzieci
mówisz że rozumując w ten sposób
muszę dojść do twierdzenia
że najmilszy jest mi pierwotniak pantofelek
no to co
milszy mi jest pantofelek
od ciebie ty skurwysynie.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Błędnie rozwiązana zagadka spowodowała, że krążyliście na polanie iluzji. Znaliście mechanizm, dokładnie wiedzieliście, gdzie pojawi się jakie drzewo. Krajobraz był ciągle taki sam. Krążyliście w kółko, a czas nieustannie mijał. Dopadało was znużenie, a nogi odmawiały powoli posłuszeństwa. Iluzja skutecznie was zatrzymała. Odwracała uwagę od tego, co próbowała uchronić, a czego wy szukaliście. Jednak to Tristan odnalazł skarb, a gdy tylko podniósł skrzynię, nagle cała polana przestała istnieć. Iluzja zniknęła, już nie musiała niczego chronić. Nie widzieliście już traw. Wasze stopy nie zagłębiały się w mchu, a mocno stąpały po znanej już skale. Nie było już drzew. Nie słyszeliście dźwięków, które zauważyła Elsie. Przed wami piętrzyły się tylko skały i ich fragmenty. Znów zostaliście uwięzieni w podziemiach, a wyjście… było niewiadomą. Wszak to Tristan posiadał mapę. Brakowało wam jedzenia i picia. Zmęczony organizm domagał się odpoczynku, pozornej chwili spokoju, nieprzerywanej mozolną wędrówką.
Nagle dotarły do was promienie słońce, przebijające się między kamieniami. Gdy tam dojdziecie, zobaczycie wąski korytarz. Każdy z was będzie musiał się schylić, aby przejść na drugą stronę skał, prosto na piaszczystą plażę, zasypaną śniegiem. Chłód wstrząsnął waszymi ciałami. Znajdowaliście się na brzegu w Dover. Przez wykończenie organizmu wciąż nie mogliście się teleportować. Pod waszymi stopami znajdował się patyk z wyrytym tym samym symbolem wodnika, który spotkaliście na polanie. Ten był świstoklikiem, przenoszącym was pod Tower Bridge. Dalsza podróż do domów powinna odbić się za pomocą innego środka transportu niż teleportacja. Czy powrót z pustymi rękami zostanie źle odebrany przez Toma? A może powinniście się cieszyć, że uszliście z życiem?
Jak widzicie będzie to dla Was ostatni post eventowy. Stąd macie po raz ostatni 48 h na zakończenie misji! Bardzo dziękuję Wam za udział.♥ Cała Wasza trójka może zacząć swoją fabułę od 9 grudnia. Wychodzicie 8 grudnia w środku nocy. Pamiętajcie o swoich obrażeniach! O punktacji za misję dowiecie się w podsumowującym poście. Jeszcze raz dziękuję!
Isolde, Ascellus – zostaliście uwięzieni w podziemiach. Jeśli chcecie kontynuować rozgrywkę, musicie skontaktować się z mistrzem gry. Jeżeli tego nie uczynicie, postaci zostaną uśmiercone.
Nagle dotarły do was promienie słońce, przebijające się między kamieniami. Gdy tam dojdziecie, zobaczycie wąski korytarz. Każdy z was będzie musiał się schylić, aby przejść na drugą stronę skał, prosto na piaszczystą plażę, zasypaną śniegiem. Chłód wstrząsnął waszymi ciałami. Znajdowaliście się na brzegu w Dover. Przez wykończenie organizmu wciąż nie mogliście się teleportować. Pod waszymi stopami znajdował się patyk z wyrytym tym samym symbolem wodnika, który spotkaliście na polanie. Ten był świstoklikiem, przenoszącym was pod Tower Bridge. Dalsza podróż do domów powinna odbić się za pomocą innego środka transportu niż teleportacja. Czy powrót z pustymi rękami zostanie źle odebrany przez Toma? A może powinniście się cieszyć, że uszliście z życiem?
Jak widzicie będzie to dla Was ostatni post eventowy. Stąd macie po raz ostatni 48 h na zakończenie misji! Bardzo dziękuję Wam za udział.♥ Cała Wasza trójka może zacząć swoją fabułę od 9 grudnia. Wychodzicie 8 grudnia w środku nocy. Pamiętajcie o swoich obrażeniach! O punktacji za misję dowiecie się w podsumowującym poście. Jeszcze raz dziękuję!
Isolde, Ascellus – zostaliście uwięzieni w podziemiach. Jeśli chcecie kontynuować rozgrywkę, musicie skontaktować się z mistrzem gry. Jeżeli tego nie uczynicie, postaci zostaną uśmiercone.
Niestety nieumiejętnie odgadliśmy znaki, a czas mijał i mijał. Kręciliśmy się w kółko, nie mogliśmy już na siebie patrzeć. Mi się skończyła whisky, kanapki i ocohota, byłem zły, bo papierosów zostało mi tylko trzy i wypaliłem je w przeciągu kwadransa. Szedłem, czy raczej powlekałem nogami, aż gdzieś doszedłem. Rockwood już bez pieknych włosów, ale znów zobaczyła jakąś gałąź z tamtymi zygzakami. Nie chciałem mieć już z nimi nic wspólnego, ale Lorne mnie namówił, żebym to doknął. Dotykam więc i zaraz już wiem, że to był zły pomysł. Ciągnie mnie gdzieś, nie wiem tylko gdzie. I frunę w górę i w górę aż do gwiazd, niedobrze mi, niedobrze mi. Potykam się znów i wpadam na mury Tower. Tower? Czemu ostatnio nonstop tutaj wpadam? Zwymiotowałem za rogiem i gdyby nie to, że obleśna to okolica po północy kilka godzin, to może by mnie ktoś zatrzymał. Patrzę, czy raczej zezuje na towarzyszy, na mój płaszcz na ciele Lornego.
- Kurwa, twoja siostra tam została - mówie mu, poważnie patrzę mu w oczy i chce go pobić, że ją zostawił w potrzebie, chociaż to chyba ja ją zostawiłem, ale trudno mi spamietać.Macham na taksówkę i mówie, żeby sie szlama ruszała i wiozła mnie do Yorku. I pojechałem, zapominając w jednej sekundzie o Isoldzie B.
/zt
Jeśli chcesz wracać taksówką, to koniecznie zakup przeszkolenie mugolskie i zaznacz w karcie, że Deimos interesuje się światem mugoli - ale nawet wtedy musisz liczyć kilka postojów z Dover do Yorku.
- Kurwa, twoja siostra tam została - mówie mu, poważnie patrzę mu w oczy i chce go pobić, że ją zostawił w potrzebie, chociaż to chyba ja ją zostawiłem, ale trudno mi spamietać.
/zt
Jeśli chcesz wracać taksówką, to koniecznie zakup przeszkolenie mugolskie i zaznacz w karcie, że Deimos interesuje się światem mugoli - ale nawet wtedy musisz liczyć kilka postojów z Dover do Yorku.
- Tego nie wiemy. - odpowiedział mu Lorne, choć czuł, że Deimos ma rację.
Przez chwilę patrzyli sobie w oczy, więc ten musiał dostrzec, że z oczu młodego Bulstrode wyziera zmęczenie, troska i cisnąca się łza. Nie mógł teraz cofnąć się wgłąb korytarzy, nie wiedział gdzie iść. Poniósł porażkę na każdym froncie - stracił kuzyna, siostrę, nie zdobył artefaktu, splamił honor swego ronu, pomykając podczas misji w formie lamy, a potem tarzając się nago. Jako sukces mógł tylko uznać spalenie nieśmiałka. Zestawienie sukcesów i porażek podsumowało wszystko. Gorzej być nie mogło - groteska i śmieszność. Poddał w wątpliwość sens istnienia Rycerzy Walpurgii i swoją egzystencję jako człowieka i jako czarodzieja. Co powie rodzicielom, gdy nieść będzie ciało Isolde? A może i sam ze sobą skończy, by podsumować swój podeptany los? Lub porzuci rodzinne strony i wieść będzie żywot derwisza?
Nie mógł wyruszyć w poszukiwaniu reszty. Niechybnie skazałby się na śmierć. Musi odpocząć lub chociażby zdobyć któryś z eliksirów, który dodałby mu nieco sił. Powiedział to na głos i gotów był skorzystać świstoklika. Wyczarował sobie ubranie - wszystko co było potrzebne.
- Wracajmy. - powiedział raz jeszcze i już ani razu nie odezwał się do towarzyszy.
[zt]
Przez chwilę patrzyli sobie w oczy, więc ten musiał dostrzec, że z oczu młodego Bulstrode wyziera zmęczenie, troska i cisnąca się łza. Nie mógł teraz cofnąć się wgłąb korytarzy, nie wiedział gdzie iść. Poniósł porażkę na każdym froncie - stracił kuzyna, siostrę, nie zdobył artefaktu, splamił honor swego ronu, pomykając podczas misji w formie lamy, a potem tarzając się nago. Jako sukces mógł tylko uznać spalenie nieśmiałka. Zestawienie sukcesów i porażek podsumowało wszystko. Gorzej być nie mogło - groteska i śmieszność. Poddał w wątpliwość sens istnienia Rycerzy Walpurgii i swoją egzystencję jako człowieka i jako czarodzieja. Co powie rodzicielom, gdy nieść będzie ciało Isolde? A może i sam ze sobą skończy, by podsumować swój podeptany los? Lub porzuci rodzinne strony i wieść będzie żywot derwisza?
Nie mógł wyruszyć w poszukiwaniu reszty. Niechybnie skazałby się na śmierć. Musi odpocząć lub chociażby zdobyć któryś z eliksirów, który dodałby mu nieco sił. Powiedział to na głos i gotów był skorzystać świstoklika. Wyczarował sobie ubranie - wszystko co było potrzebne.
- Wracajmy. - powiedział raz jeszcze i już ani razu nie odezwał się do towarzyszy.
[zt]
Lorne Bulstrode
Zawód : łowca smoków i opiekun w rezerwacie Kent
Wiek : 27
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
Dzieci są milsze od dorosłych
zwierzęta są milsze od dzieci
mówisz że rozumując w ten sposób
muszę dojść do twierdzenia
że najmilszy jest mi pierwotniak pantofelek
no to co
milszy mi jest pantofelek
od ciebie ty skurwysynie.
zwierzęta są milsze od dzieci
mówisz że rozumując w ten sposób
muszę dojść do twierdzenia
że najmilszy jest mi pierwotniak pantofelek
no to co
milszy mi jest pantofelek
od ciebie ty skurwysynie.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Ta misja od początku skazana była na porażkę. Od samego początku walki z mugolskimi policjantami, z którmi nie potrafili sobie poradzić, po jakieś mechanizmy, magiczne stworzenia. Stracili Parkinsona, Elsie nie miała pojęcia co mogło się z nim stać, ale miała dziwne wrażenie, że nic dobrego. Nie wiedziała co z Tristianem, pozostałą dwójką. Rozdzielanie się było najgorszym pomysłem, na który mogli wpaść. Ponieśli kompletną porażkę, a przynajmniej na tę chwilę Elsie tak myślała.
Czuła strach, tak bardzo chciała się wykazać na tej misji, która była jej pierwszą misją dla Toma i bała się, że go zawiodła. Z cichym westchnięciem opuszczała podziemia.
Sama się niespecjalnie odzywała, była zmęczona, głodna i spragniona. Miała wrażenie, że przeżyła walkę z huraganem. Oby ktokolwiek znalazł te księgę, bo gdyby okazało się, że zboczyli z drogi i ją ominęli, byliby skończeni.
- Wracajmy - przytaknęła cicho dotykając patyka z tymi samymi znakami co w iluzji.
zt
Czuła strach, tak bardzo chciała się wykazać na tej misji, która była jej pierwszą misją dla Toma i bała się, że go zawiodła. Z cichym westchnięciem opuszczała podziemia.
Sama się niespecjalnie odzywała, była zmęczona, głodna i spragniona. Miała wrażenie, że przeżyła walkę z huraganem. Oby ktokolwiek znalazł te księgę, bo gdyby okazało się, że zboczyli z drogi i ją ominęli, byliby skończeni.
- Wracajmy - przytaknęła cicho dotykając patyka z tymi samymi znakami co w iluzji.
zt
Gość
Gość
To nie jest warte.
Taka jest moja odpowiedź na pytanie, które chodzi mi po głowie od kilku tygodni - nie jest warte. To ryzyko, te wszystkie straty. Święta w Mungu, śmierć Juliusza, zagubienie w podziemnym labiryncie i strach. To nie jest warte. Nie jest warte - protekcja i pomoc w moich badaniach nie jest warta życia. Mojego życia. Nie jest warta świąt, które dwójka małych chłopców będzie musiała spędzić w Mungu, bo ich tata jest zbyt słaby na powrót do domu. Nie jest warta tego uścisku w żołądku bo nie wiem co dzieje się z moim własnym bratem i czy jeszcze się zobaczymy. Co dzieje się z moim kuzynem. Moimi przyjaciółmi, którzy po kolei ginęli mi z oczu.
Przyznaję rację wszystkim Rosierom i Lestrange’om tego świata - nie nadaję się do tego. To nie jest miejsce dla mnie. Czy mogę teraz wrócić do domu? Kiedy już przyznałam przed samą sobą, że nie chcę, że poniosłam sromotną porażkę, że nie udało mi się - mogę wrócić do domu? Czy to aktywuje jakieś magiczne przejście dla przegranych, zjazd temperujący dumę, tunel pokazujący mi moje miejsce? Nie będę marudzić i kręcić nosem, nie będę się unosić już dumą, chcę po prostu wrócić do domu.
Do Munga.
- Asselus? - pytam, szukam, a kiedy odpowiada mi cisza, czuje jak narasta we mnie panika. Spokojnie. Wdech - wydech. Wdech - wydech. Obracam w dłoniach bursztyn zawieszony na szyi, muszę się uspokoić. Skoro się tutaj znalazłam, skoro weszłam, to i wyjdę. Z tego labiryntu, tunelu. Tych podziemi. Tylko spokojnie - Wskaż mi - zaczynam od najprostszego zaklęcia które przychodzi mi do głowy, wskaż mi drogę do wyjścia. W którą stronę iść. Po kolei. Potem zajmę się przeszkodami.
Taka jest moja odpowiedź na pytanie, które chodzi mi po głowie od kilku tygodni - nie jest warte. To ryzyko, te wszystkie straty. Święta w Mungu, śmierć Juliusza, zagubienie w podziemnym labiryncie i strach. To nie jest warte. Nie jest warte - protekcja i pomoc w moich badaniach nie jest warta życia. Mojego życia. Nie jest warta świąt, które dwójka małych chłopców będzie musiała spędzić w Mungu, bo ich tata jest zbyt słaby na powrót do domu. Nie jest warta tego uścisku w żołądku bo nie wiem co dzieje się z moim własnym bratem i czy jeszcze się zobaczymy. Co dzieje się z moim kuzynem. Moimi przyjaciółmi, którzy po kolei ginęli mi z oczu.
Przyznaję rację wszystkim Rosierom i Lestrange’om tego świata - nie nadaję się do tego. To nie jest miejsce dla mnie. Czy mogę teraz wrócić do domu? Kiedy już przyznałam przed samą sobą, że nie chcę, że poniosłam sromotną porażkę, że nie udało mi się - mogę wrócić do domu? Czy to aktywuje jakieś magiczne przejście dla przegranych, zjazd temperujący dumę, tunel pokazujący mi moje miejsce? Nie będę marudzić i kręcić nosem, nie będę się unosić już dumą, chcę po prostu wrócić do domu.
Do Munga.
- Asselus? - pytam, szukam, a kiedy odpowiada mi cisza, czuje jak narasta we mnie panika. Spokojnie. Wdech - wydech. Wdech - wydech. Obracam w dłoniach bursztyn zawieszony na szyi, muszę się uspokoić. Skoro się tutaj znalazłam, skoro weszłam, to i wyjdę. Z tego labiryntu, tunelu. Tych podziemi. Tylko spokojnie - Wskaż mi - zaczynam od najprostszego zaklęcia które przychodzi mi do głowy, wskaż mi drogę do wyjścia. W którą stronę iść. Po kolei. Potem zajmę się przeszkodami.
The member 'Isolde Bulstrode' has done the following action : rzut kością
'k100' : 47
'k100' : 47
Drobne ciało kobiety znajdowało się w olbrzymiej sali. Trzy posągi pilnowały dokładnie trzech przejść. Od kiedy została tu uwięziona pomieszczenie nieustanie oświetlały pochodnie. Niebezpieczeństwo wiecznego zatracenia się w podziemiach rosło z każdą minutą. Nie wiedziała, ile czasu już tu siedzi. Kilkadziesiąt minut, godzinę, pół dnia? Dwa z posągów pilnowały osobno Ascellusa oraz Isolde, aby nie wydostały się z ich pułapki. Kamienny miecz prawie sięgał szyi kobiety, natomiast tarcza zasłaniała całą jej sylwetkę. Zaś pozostały posąg co trzydzieści sekund zmieniał swą pozycję, blokując przejście na różne sposoby. Czy drobne ciało przechytrzy mechanizm sali? Iskry zaklęcia "wskaż mi" wskazują każde drzwi znajdujące się w sali: trzy przejścia obok posągów rycerzy oraz trzy korytarze, dzięki którym się tu dostali. Znajdujący się kamienny miecz blisko jej szyi utrudniał swobodne poruszanie rękami. Isolde nie ma też żadnych wieści dotyczących swoich towarzyszy ani tego, czy został znaleziony skarb podziemi.
Witamy ponownie! Stopień trudności przeciśnięcia się przez pułapkę rycerza wynosi 45, jednak pamiętaj, że to nie jest jedyny sposób na pokonanie przeszkody! Na odpis masz oczywiście 48 h. Życzę powodzenia i miłych kostek ♥
Witamy ponownie! Stopień trudności przeciśnięcia się przez pułapkę rycerza wynosi 45, jednak pamiętaj, że to nie jest jedyny sposób na pokonanie przeszkody! Na odpis masz oczywiście 48 h. Życzę powodzenia i miłych kostek ♥
Jak to mawiają - nie mnożyć bytów ponad konieczność.
Zbyt długo zastanawiałam się nad najlepszym wyjściem z całej sytuacji, paraliżowana dodatkowo obawą o brata. Deimosa. Tristana. Alfreda. Nawet Elsie. I powtarzanie sobie, że skoro mam stąd wyjść - to muszę skupić się na sobie nic nie dawało, przez dłuższą chwilę. Próbowałam znaleźć dobre zaklęcie, ale nic nie przychodziło mi do głowy. Arresto Momentum?
Kogo mam oszukiwać, rzucanie zaklęć w sytuacji stresowej, jak dzisiaj udowodniłam, w ogóle mi nie wychodzi.
Więc zaczęłam liczyć.
Trzydzieści sekund na zmianę pozycji.
Trzydzieści sekund na oszukanie mechanizmu sali.
Wdech - wydech, spokój. Nie mogę się rozproszyć, muszę dobrze policzyć. Dwadzieścia dziewięć, trzydzieści.
Jeden - ruszam.
Odchylenie się do tyłu, skłon, bieg w kierunku drzwi.
Żebym tylko nie skończyła nadziana na miecz. To by dopiero była ironia, jak dzik nad ogniem. Żadna dama nie powinna kończyć w ten sposób.
Ale mówili - żadna dama nie powinna latać po podziemiach w poszukiwaniu książek. To się uparłam. I teraz mam.
Dwadzieścia dziewięć, trzydzieści.
Jeden - start.
Zbyt długo zastanawiałam się nad najlepszym wyjściem z całej sytuacji, paraliżowana dodatkowo obawą o brata. Deimosa. Tristana. Alfreda. Nawet Elsie. I powtarzanie sobie, że skoro mam stąd wyjść - to muszę skupić się na sobie nic nie dawało, przez dłuższą chwilę. Próbowałam znaleźć dobre zaklęcie, ale nic nie przychodziło mi do głowy. Arresto Momentum?
Kogo mam oszukiwać, rzucanie zaklęć w sytuacji stresowej, jak dzisiaj udowodniłam, w ogóle mi nie wychodzi.
Więc zaczęłam liczyć.
Trzydzieści sekund na zmianę pozycji.
Trzydzieści sekund na oszukanie mechanizmu sali.
Wdech - wydech, spokój. Nie mogę się rozproszyć, muszę dobrze policzyć. Dwadzieścia dziewięć, trzydzieści.
Jeden - ruszam.
Odchylenie się do tyłu, skłon, bieg w kierunku drzwi.
Żebym tylko nie skończyła nadziana na miecz. To by dopiero była ironia, jak dzik nad ogniem. Żadna dama nie powinna kończyć w ten sposób.
Ale mówili - żadna dama nie powinna latać po podziemiach w poszukiwaniu książek. To się uparłam. I teraz mam.
Dwadzieścia dziewięć, trzydzieści.
Jeden - start.
The member 'Isolde Bulstrode' has done the following action : rzut kością
'k100' : 16
'k100' : 16
Na nic przyszły starania Isoldy. Sekundy mijały, a sposób na ucieczkę z kamiennego uścisku był na wyciągnięcie ręki. Niestety tym razem się nie udało. Zanim Isolda wymyśliła, jak przecisnąć się między mieczem a tarczą, posąg zdążył już zmienić pozycje. Mogła w głowie odliczać kolejne sekundy, żeby tym razem zmieścić się w trzydziestu. Przesunięcie tarczy o parę centymetrów pozwoliło kobiecie na większą swobodę ruchów. Miecz już nie sięgał do szyi. Tym razem zatrzymał się na wysokości jej kolan. Isolde miała kolejną szansę przechytrzyć mechanizm i wydostać się z pułapki. Czy tym razem się uda?
Stopień trudności zostaje obniżony do 35. Na odpis masz jak zwykle 48 h. Gdyby pojawiły się jakieś pytania, śmiało pisz. Powodzenia i miłych kostek! ♥
Stopień trudności zostaje obniżony do 35. Na odpis masz jak zwykle 48 h. Gdyby pojawiły się jakieś pytania, śmiało pisz. Powodzenia i miłych kostek! ♥
Najważniejsze, że głowę wciąż mam na swoim miejscu.
Muszę się uspokoić, całkowicie. Wyciszyć. Sama się z siebie śmieje teraz, doskonale zdając sobie sprawę, jaki to banał i jak bardzo zżera mnie od środka zdenerwowanie, niepokój, jak pojawiają się te pierwotne, zwierzęce instynkty - nigdy nie sądziłam, że znajdę się w sytuacji w której będę musiała walczyć o przeżycie.
I gdyby jeszcze przeciwnikiem było coś innego niż własne słabości.
Ale przecież to możliwe, wykorzystać buzującą w żyłach adrenalinę na własną korzyść. Skupić się - to klucz, dobrze odliczyć czas. Dwadzieścia, dwadzieścia jeden. Wyciszyć wszystko inne. Kiedy stąd wyjdę mogę nawet zalać się łzami jak na rozhisteryzowaną arystokratkę przystało i spędzić resztę swojego życia siedząc w fotelu obitym aksamitem, nie ruszając się z domu ani na krok.
Teraz muszę skupić się tylko na jednym. Wyjściu stąd.
Dwadzieścia pięć, dwadzieścia sześć.
Dobrze przynajmniej, że nie odczuwam chłodu, jeden czynnik rozpraszający mniej. A Lorne? Czy ktoś mu pomógł czy dalej biega na czterech kopytach. Och, to zaleta, futro lamy zdawało się dość grube, może też nie odczuwa chłodu.
Przegapiłam. Jeszcze raz. Dwanaście, trzynaście, nie spędzę tu całego dnia.
Mam nadzieję, że znalazł go Tristan. Nie. Wiem, że znalazł go Tristan. Rosier nie da mu zginąć, tego się nie robi własnej siostrze. Narzeczony musi wrócić cały i zdrowy. Niezależnie od tego jak bardzo ucieszyłaby się Darcy na inny obrót spraw. Kto by pomyślał, ale myślenie o matrymonialnych zobowiązaniach mojego brata naprawdę mnie uspokaja.
Dwadzieścia dziewięć. Trzydzieści.
Jeden.
Ruszam.
Muszę się uspokoić, całkowicie. Wyciszyć. Sama się z siebie śmieje teraz, doskonale zdając sobie sprawę, jaki to banał i jak bardzo zżera mnie od środka zdenerwowanie, niepokój, jak pojawiają się te pierwotne, zwierzęce instynkty - nigdy nie sądziłam, że znajdę się w sytuacji w której będę musiała walczyć o przeżycie.
I gdyby jeszcze przeciwnikiem było coś innego niż własne słabości.
Ale przecież to możliwe, wykorzystać buzującą w żyłach adrenalinę na własną korzyść. Skupić się - to klucz, dobrze odliczyć czas. Dwadzieścia, dwadzieścia jeden. Wyciszyć wszystko inne. Kiedy stąd wyjdę mogę nawet zalać się łzami jak na rozhisteryzowaną arystokratkę przystało i spędzić resztę swojego życia siedząc w fotelu obitym aksamitem, nie ruszając się z domu ani na krok.
Teraz muszę skupić się tylko na jednym. Wyjściu stąd.
Dwadzieścia pięć, dwadzieścia sześć.
Dobrze przynajmniej, że nie odczuwam chłodu, jeden czynnik rozpraszający mniej. A Lorne? Czy ktoś mu pomógł czy dalej biega na czterech kopytach. Och, to zaleta, futro lamy zdawało się dość grube, może też nie odczuwa chłodu.
Przegapiłam. Jeszcze raz. Dwanaście, trzynaście, nie spędzę tu całego dnia.
Mam nadzieję, że znalazł go Tristan. Nie. Wiem, że znalazł go Tristan. Rosier nie da mu zginąć, tego się nie robi własnej siostrze. Narzeczony musi wrócić cały i zdrowy. Niezależnie od tego jak bardzo ucieszyłaby się Darcy na inny obrót spraw. Kto by pomyślał, ale myślenie o matrymonialnych zobowiązaniach mojego brata naprawdę mnie uspokaja.
Dwadzieścia dziewięć. Trzydzieści.
Jeden.
Ruszam.
Podziemia
Szybka odpowiedź
Morsmordre :: Reszta świata :: Inne miejsca :: Anglia i Walia :: Kent