Morsmordre :: Reszta świata :: Inne miejsca :: Anglia i Walia :: Kent
Podziemia
AutorWiadomość
First topic message reminder :
Podziemia
Rozbudowane w czasach napoleońskich oraz podczas II Wojny Światowej podziemne korytarze sięgają trzech pięter wgłąb ziemi. Na wzgórzu znajduje się kilka wylotów, które prowadzą do dwóch najwyższych poziomów. Trzeci, najniższy i najmniej znany znajduje się pod starą warownią. Podczas II wojny światowej funkcjonował tutaj szpital polowy i przeprowadzane były tajne operacje wojskowe, ale ponoć działania te zakończyły się w momencie, w którym mugole przypadkiem przekopali się do tuneli należących do goblinów. W rzeczywistości zdarzenie to nie miało miejsca, a pogłoskę o goblinach wymyślono, by trzymać czarodziejów agresywnie nastawionych wobec niemagicznych z dala od prowizorycznego szpitala. Dziś okoliczna ludność czarodziejów spokrewnionych z mugolami, wciąż korzystając z kłamliwej protekcji potencjalnego niebezpieczeństwa, spotyka się pod ziemią na potańcówki w wyjątkowej scenerii.
Podziemia nie są bezpieczne, trudno jest ku nim zejść, a jeszcze trudniej wyjść - chwiejna drabinka nie daje poczucia stabilności, a o gruzy nietrudno jest się potknąć. Nie przeszkadza to amatorom mocnych wrażeń.
Podziemia nie są bezpieczne, trudno jest ku nim zejść, a jeszcze trudniej wyjść - chwiejna drabinka nie daje poczucia stabilności, a o gruzy nietrudno jest się potknąć. Nie przeszkadza to amatorom mocnych wrażeń.
Biegli, biegli przed siebie. Alfred, Elsie oraz Lorne lama, aż w końcu zatrzymali się na rozwidleniu. Mogli iść do przodu lub skręcić w uliczkę. Dziewczyna odwróciła sprawdzając, czy reszta za nimi biegnie, ale widać było tylko słabe światła, zapewne próbowali coś wyczarować. A kiedy znowu obróciła się w stronę towarzyszy, usłyszała ciche tupania, które jakby się do niej zbliżały.
- Racja, skręćmy - przytaknęła, jednak sama nie była pewna swoich słów.
Spojrzała na lamę i nagle poczuła w sobie dziwną złość, że mężczyzna akurat teraz próbował się transmutować. Naprawdę, chyba na głupszy pomysł w tak paskudnej sytuacji nie mógł wpaść. Dziewczyna patrzyła na wariujący kompas Alfreda i jedynie westchnęła cicho.
- Na laskę Merlina, tyle nam wyszło z nie rozdzielania się - powiedziała w końcu, ze słyszalną złością w głosie.
Cóż im pozostało? Jedynie muszą znaleźć miejsce, gdzie będą mogli się spotkać. Ale była już pewna tego, że ani Alfreda ani lamy nie zostawi.
- Z tego co pamiętam w prawym górnym rogu mapy było jakieś pomieszczenie. Jak już się tak wybiliśmy do przodu, to może postarajmy się go znaleźć? - rzuciła pomysłem, ruszając za Alfredem.
Idąc tak, Elsie przyglądała się Lornowi lamie i zastanawiała się jakie zaklęcie tutaj użyć, aby go odczarować. Może pójdzie lepiej niż czyszczeniem ubrań z krwi? Ta misja od początku była jakaś nie halo, ciekawa była czy inne grupy badawcze miały takie same przeprawy.
- Znajdziemy jakieś bezpieczne miejsce i cie odczarujemy, Reparifarge będzie dobre, ale to bardzo skomplikowane zaklęcie - stwierdziła. - Ale teraz przyśpieszmy trochę, chciałabym jednak wrócić do domu żywa.
- Racja, skręćmy - przytaknęła, jednak sama nie była pewna swoich słów.
Spojrzała na lamę i nagle poczuła w sobie dziwną złość, że mężczyzna akurat teraz próbował się transmutować. Naprawdę, chyba na głupszy pomysł w tak paskudnej sytuacji nie mógł wpaść. Dziewczyna patrzyła na wariujący kompas Alfreda i jedynie westchnęła cicho.
- Na laskę Merlina, tyle nam wyszło z nie rozdzielania się - powiedziała w końcu, ze słyszalną złością w głosie.
Cóż im pozostało? Jedynie muszą znaleźć miejsce, gdzie będą mogli się spotkać. Ale była już pewna tego, że ani Alfreda ani lamy nie zostawi.
- Z tego co pamiętam w prawym górnym rogu mapy było jakieś pomieszczenie. Jak już się tak wybiliśmy do przodu, to może postarajmy się go znaleźć? - rzuciła pomysłem, ruszając za Alfredem.
Idąc tak, Elsie przyglądała się Lornowi lamie i zastanawiała się jakie zaklęcie tutaj użyć, aby go odczarować. Może pójdzie lepiej niż czyszczeniem ubrań z krwi? Ta misja od początku była jakaś nie halo, ciekawa była czy inne grupy badawcze miały takie same przeprawy.
- Znajdziemy jakieś bezpieczne miejsce i cie odczarujemy, Reparifarge będzie dobre, ale to bardzo skomplikowane zaklęcie - stwierdziła. - Ale teraz przyśpieszmy trochę, chciałabym jednak wrócić do domu żywa.
Gość
Gość
Czyżby faktycznie wszystko wskazywało na to, że wszystkie działania, które podejmowali jako Rycerze Walpurgii miały prowadzić do ich kompromitacji? Lorne, który dzielnie chciał zmienić się w kota został lamą, Elsie wraz z Alfredem zbiegli wgłąb podziemi, a on z Isolde, Tristanem i Deimosem byli świadkiem przybycia... Windy? Chyba będzie trzeba zmodyfikować wersję zdarzeń.
- Skoro to po prostu winda to skąd klątwa, która została wykryta? - zapytał Tristana, który z przekonaniem stwierdził, że wszystko to co ich spotkało było po prostu mechanizmem uruchamiającym windę. Konstrukcja czegoś takiego nie mogła przecież zawierać czarnomagicznej magii.
- A jeżeli to jakaś pułapka? W końcu zaklęcie Deimosa wykryło czarną magię, a wątpię, żeby konstrukcja windy wymagała tego typu zaklęć. - odrzekł niepewnie po chwili namysłu Black i przygotował swoją różdżkę do rzucenia jakiegoś zaklęcia.
- Skoro to po prostu winda to skąd klątwa, która została wykryta? - zapytał Tristana, który z przekonaniem stwierdził, że wszystko to co ich spotkało było po prostu mechanizmem uruchamiającym windę. Konstrukcja czegoś takiego nie mogła przecież zawierać czarnomagicznej magii.
- A jeżeli to jakaś pułapka? W końcu zaklęcie Deimosa wykryło czarną magię, a wątpię, żeby konstrukcja windy wymagała tego typu zaklęć. - odrzekł niepewnie po chwili namysłu Black i przygotował swoją różdżkę do rzucenia jakiegoś zaklęcia.
Asellus Black
Zawód : łowca wilkołaków
Wiek : 27
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zaręczony
Słońce świeci, ptaszek kwili
Może byśmy się zabili?
Może byśmy się zabili?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Winda?
Tylko winda wywołała tyle zamieszania i ucieczkę części grupy - co najgorsze, łącznie z moim bratem w formie lamy. Z niepokoju wciąż czuję mdłości i nie wiem czy znalazł Alfreda, bo on zdaje się być najodpowiedniejszą osobą by - jak to bajkowo brzmi - przywrócić go do swojej prawdziwej formy. Nie chcę zamienić go w miotełkę do kurzu, a widać po moich dzisiejszych wyczynach z różdżką, równie dobrze mogłam zostawić ją w domu. Wykorzystałabym swój potencjał na coś innego, byłabym dobrą kulą armatnią na przykład. Odpowiedni wzrost, łatwo mną rzucić, na pewno zniwelowałabym jakąś przeszkodę.
Rzut Izoldą na odległość, kto nie chciałby spróbować.
Musimy ich znaleźć, najlepiej jak najprędzej, rozdzielenie się w tym miejscu nie jest dobrym pomysłem - szczególnie kiedy mapę ma tylko jedna osoba.
- Nie możemy po prostu przyjąć, że całe to miejsce zostało przeklęte?- i tak musimy poruszać się z wielką ostrożnością, a mam wrażenie, że ten wniosek nie jest bardzo na wyrost. Gdybym ja ukrywała coś o wielkiej wartości, szczególnie czarnomagicznej, nie ograniczyłabym się do objęcia klątwą jednego, pomniejszego obiektu, skupiłabym się na czymś znacznie potężniejszym. Ale z drugiej strony, w swoim życiu nie rzuciłam żadnej, tyle, co przeczytałam kilka ksiąg i zapamiętałam nieco historii. Jak ta o klątwie Tutenchamona. Przeklęty grobowiec. Może my mamy do czynienia z przeklętymi tunelami w przeklętym Dover.
Nie zdziwiłabym się.
Tylko winda wywołała tyle zamieszania i ucieczkę części grupy - co najgorsze, łącznie z moim bratem w formie lamy. Z niepokoju wciąż czuję mdłości i nie wiem czy znalazł Alfreda, bo on zdaje się być najodpowiedniejszą osobą by - jak to bajkowo brzmi - przywrócić go do swojej prawdziwej formy. Nie chcę zamienić go w miotełkę do kurzu, a widać po moich dzisiejszych wyczynach z różdżką, równie dobrze mogłam zostawić ją w domu. Wykorzystałabym swój potencjał na coś innego, byłabym dobrą kulą armatnią na przykład. Odpowiedni wzrost, łatwo mną rzucić, na pewno zniwelowałabym jakąś przeszkodę.
Rzut Izoldą na odległość, kto nie chciałby spróbować.
Musimy ich znaleźć, najlepiej jak najprędzej, rozdzielenie się w tym miejscu nie jest dobrym pomysłem - szczególnie kiedy mapę ma tylko jedna osoba.
- Nie możemy po prostu przyjąć, że całe to miejsce zostało przeklęte?- i tak musimy poruszać się z wielką ostrożnością, a mam wrażenie, że ten wniosek nie jest bardzo na wyrost. Gdybym ja ukrywała coś o wielkiej wartości, szczególnie czarnomagicznej, nie ograniczyłabym się do objęcia klątwą jednego, pomniejszego obiektu, skupiłabym się na czymś znacznie potężniejszym. Ale z drugiej strony, w swoim życiu nie rzuciłam żadnej, tyle, co przeczytałam kilka ksiąg i zapamiętałam nieco historii. Jak ta o klątwie Tutenchamona. Przeklęty grobowiec. Może my mamy do czynienia z przeklętymi tunelami w przeklętym Dover.
Nie zdziwiłabym się.
Asellus, Deimos, Isolde i Tristan - stoicie koło windy, która nie ryczy w waszym kierunku ani nie wydaje żadnych innych dźwięków. Zgrzytanie i dobiegające do waszych uszu coraz bliższe tupnięcia rozlegające się w różnych odstępach czasowych dobiegają z głębi korytarza, którym tutaj przybyliście. Asellus stojący najbliżej wylotu podziemi w pewnym momencie poczuł jak pod jego lewą stopą ustępuje grunt - jakby kamienna podłoga po której stąpał formowała się w osuwające w głąb ziemi schodki. To też mogliście zobaczyć, jeśli Tristan postanowił oświetlić wam korytarz: przepaść, w której mroku znikały kamienne schody. Lecz nie było czasu na zastanawianie się, Asellus był bliski utracenia równowagi i sturlania się po nadal formujących się pod waszymi stopami schodach i runięcia wprost w czeluść, w której przed chwilą zniknęły rzucane przez was zaklęcia.
Alfred, Elsie i Lorne - ruszyliście korytarzem, w którego szerokości spokojnie mieściliście się w trójkę. Chwilę zajęło wam przebycie całej długości. Znaleźliście się na rozwidleniu dróg, które nie różnią się od siebie. Możecie ruszyć w prawo lub lewo.
Aktualizacja mapy – gdzie się znajdujecie?
Mapa nadal znajduje się w posiadaniu Tristana.
Alfred, wskazówka kompasu wskazuje prawy korytarz.
Asellus, st umknięcia ze schodów i odzyskania równowagi wynosi 20. Pamiętaj, że inni mogą ci pomóc!
Na odpis macie 48 godzin!
Alfred, Elsie i Lorne - ruszyliście korytarzem, w którego szerokości spokojnie mieściliście się w trójkę. Chwilę zajęło wam przebycie całej długości. Znaleźliście się na rozwidleniu dróg, które nie różnią się od siebie. Możecie ruszyć w prawo lub lewo.
Aktualizacja mapy – gdzie się znajdujecie?
Mapa nadal znajduje się w posiadaniu Tristana.
Alfred, wskazówka kompasu wskazuje prawy korytarz.
Asellus, st umknięcia ze schodów i odzyskania równowagi wynosi 20. Pamiętaj, że inni mogą ci pomóc!
Na odpis macie 48 godzin!
Ten kuzyn sobie pięknie grabił. Nie dość, że był totalnie niepomocny, bo bardziej nieporadnego zwierzaka nie mógł sobie wyobrazić, to jeszcze buntował się jak małe dziecko. Gryzł, pluł. Alfred westchnął ciężko.
- Bulstrode, jeszcze jedno takie zachowanie, a cała rodzina przy stole dowie się, że zamieniłeś się w lamę - pogroził mu, bo czyż to nie byłoby urocze jakby jego droga żona do Lornego chociaż raz w życiu powiedziała "Lamo, jak smakuje ci obiad?". Korytarz był dość szeroki jak na lamę, barczystego mężczyznę i drobną kobietę, przez co Alfred aż tak nie marudził. Pociągnął kuzyna za ucho.
- Przebieraj tymi kopytkami szybciej - powstrzymywał się od śmiechu. Korytarz okazał się znacznie bardziej przyjazny niż poprzednie wydarzenia, więc Parkinson miał jeden wniosek: warto było uciekać i często biegać. Będzie musiał powiedzieć Maire, że geny rodzinne to jednak rodzinne. W końcu skoro kuzyni zdecydowali się razem na ucieczkę...
- Rozglądajmy się za jakimś schronieniem, może spróbujemy odczarować Lornego, a sami w między czasie coś zjemy - westchnął ciężko, rzucając ową uwagę do Elsie. Wszak z kuzynem sobie nie pogada. I na początku wcale mu to nie przeszkadzało, ale wbrew pozorom brakowało mu tego Lornego, na którego musiał patrzeć z góry.
- Panno Rockwood, zna się panna na transmutacji czy robimy z niego królika doświadczalnego? - oczywiście, że tylko żartował, wszak nie zrobiłby kuzynowi krzywdy. Głównie ze względu na Maire. Nie chciał nawet myśleć, co by się działo w domu. Warto by zauważyć, że Alfred się nawet uśmiechnął do Lornego, chcąc mu udowodnić, że to tylko kiepskie żarty z jego sytuacji. Szli, chociaż wydawało im się, że minęła dość dłuższa chwila, stali na rozwidleniu. Alfred miał już rzucić kompasem o ziemię, marudząc o targu niezbyt legalnymi artefaktami, lecz ten nagle przestał wariować. Zatrzymał się gwałtownie, wpatrując się w lewy, a następnie prawy korytarz.
- Działa, działa! - zakomunikował pozostałej grupie - Wskazuje nam bezpieczną drogę, tam cię odczarujemy - nie chciał już dodawać, że w formie lamy Lorne był kompletnie bezużyteczny. Od razu skręcił w prawo, przejmując rolę jakiegoś lidera grupy. W końcu to on dzierżył magiczny kompas!
- Bulstrode, jeszcze jedno takie zachowanie, a cała rodzina przy stole dowie się, że zamieniłeś się w lamę - pogroził mu, bo czyż to nie byłoby urocze jakby jego droga żona do Lornego chociaż raz w życiu powiedziała "Lamo, jak smakuje ci obiad?". Korytarz był dość szeroki jak na lamę, barczystego mężczyznę i drobną kobietę, przez co Alfred aż tak nie marudził. Pociągnął kuzyna za ucho.
- Przebieraj tymi kopytkami szybciej - powstrzymywał się od śmiechu. Korytarz okazał się znacznie bardziej przyjazny niż poprzednie wydarzenia, więc Parkinson miał jeden wniosek: warto było uciekać i często biegać. Będzie musiał powiedzieć Maire, że geny rodzinne to jednak rodzinne. W końcu skoro kuzyni zdecydowali się razem na ucieczkę...
- Rozglądajmy się za jakimś schronieniem, może spróbujemy odczarować Lornego, a sami w między czasie coś zjemy - westchnął ciężko, rzucając ową uwagę do Elsie. Wszak z kuzynem sobie nie pogada. I na początku wcale mu to nie przeszkadzało, ale wbrew pozorom brakowało mu tego Lornego, na którego musiał patrzeć z góry.
- Panno Rockwood, zna się panna na transmutacji czy robimy z niego królika doświadczalnego? - oczywiście, że tylko żartował, wszak nie zrobiłby kuzynowi krzywdy. Głównie ze względu na Maire. Nie chciał nawet myśleć, co by się działo w domu. Warto by zauważyć, że Alfred się nawet uśmiechnął do Lornego, chcąc mu udowodnić, że to tylko kiepskie żarty z jego sytuacji. Szli, chociaż wydawało im się, że minęła dość dłuższa chwila, stali na rozwidleniu. Alfred miał już rzucić kompasem o ziemię, marudząc o targu niezbyt legalnymi artefaktami, lecz ten nagle przestał wariować. Zatrzymał się gwałtownie, wpatrując się w lewy, a następnie prawy korytarz.
- Działa, działa! - zakomunikował pozostałej grupie - Wskazuje nam bezpieczną drogę, tam cię odczarujemy - nie chciał już dodawać, że w formie lamy Lorne był kompletnie bezużyteczny. Od razu skręcił w prawo, przejmując rolę jakiegoś lidera grupy. W końcu to on dzierżył magiczny kompas!
If I risk it all,
could You break my fall?
could You break my fall?
Zasłoniła usta dłonią, aby się nie zaśmiać. Groźba, że wszyscy dowiedzą się o przypadłości lorda Blustrode i o tym jak stał się lamą, musiała nieźle do niego trafić. Z perspektywy Elsie wyglądała ta sytuacja naprawdę komicznie. Nie zdziwiłaby się, gdyby zaraz zaczęli pluć na siebie na wzajem, a ona nie bardzo wiedziałaby co właściwie ma teraz począć.
- Tak, może poczekamy tam też na resztę grupy, nie wiem czy rozdzielanie się jest mądrym posunięciem - stwierdziła.
Gdy Alfred zapytał ją o umiejętności z transmutacji, musiała wykazać się ogromnym samozaparciem aby nie parsknąć śmiechem. Spojrzała na lamę, zacisnęła mocno usta w prostą linię.
- Wydaje mi się, lordzie Parkinson, że będziemy robić z niego królika doświadczalnego - odpowiedziała bardzo poważnym tonem.
Prawdę mówiąc, trochę się z niego nabijali. Elsie chciała zobaczyć reakcję lamy na te słowa, ale fakt faktem, za dużych umiejętności w transmutację, to ona nie miała. Będzie naprawdę zdziwiona jeśli za pierwszym razem dodatkowo nie pogorszą jego stanu, ale muszą przecież spróbować.
- Działa? - dopytała zdziwiona. - Na pewno?
Nie była pewna, czy to jest w stu procentach dobra i bezpieczna droga, ale innej możliwości nie miała, jak ruszenie za nim, więc zaraz również skręciła w prawo.
- Tak, może poczekamy tam też na resztę grupy, nie wiem czy rozdzielanie się jest mądrym posunięciem - stwierdziła.
Gdy Alfred zapytał ją o umiejętności z transmutacji, musiała wykazać się ogromnym samozaparciem aby nie parsknąć śmiechem. Spojrzała na lamę, zacisnęła mocno usta w prostą linię.
- Wydaje mi się, lordzie Parkinson, że będziemy robić z niego królika doświadczalnego - odpowiedziała bardzo poważnym tonem.
Prawdę mówiąc, trochę się z niego nabijali. Elsie chciała zobaczyć reakcję lamy na te słowa, ale fakt faktem, za dużych umiejętności w transmutację, to ona nie miała. Będzie naprawdę zdziwiona jeśli za pierwszym razem dodatkowo nie pogorszą jego stanu, ale muszą przecież spróbować.
- Działa? - dopytała zdziwiona. - Na pewno?
Nie była pewna, czy to jest w stu procentach dobra i bezpieczna droga, ale innej możliwości nie miała, jak ruszenie za nim, więc zaraz również skręciła w prawo.
Gość
Gość
// przepraszam za nieobecność, nie zdążyłem wejść przez 2 dni na morsa 3
Asellus myślał, że odkąd winda okazała się windą, a nie mroczną klątwą wszystko już będzie w porządku i na kolejne przeszkody jeszcze chwilę poczekają, a poprzednia ucieczka w wykonaniu części drużyny była zbędna. Młody Black nie cieszył się jednak z tego zbyt długo. Gdy zdał sobie sprawę, że są w lepszej sytuacji, niż się spodziewał poczuł, że traci powoli grunt pod nogami. Jego lewa noga traciła kontakt z podłogą i mężczyzna momentalnie zareagował próbując odskoczyć od tyłu nie wiedząc nawet z czym ma do czynienia. Ciężko mu było trzeźwo myśleć w sytuacji, która właśnie miała miejsce. Nie wiedział nawet jakie zaklęcie mógłby rzucić w takiej sytuacji, zwłaszcza, że na podjęcie decyzji miał ułamki sekund. Odwrócił tylko szybko głowę, żeby zobaczyć gdzie reszta jego towarzyszy, którzy byli jego jedyną deską ratunku.
Asellus myślał, że odkąd winda okazała się windą, a nie mroczną klątwą wszystko już będzie w porządku i na kolejne przeszkody jeszcze chwilę poczekają, a poprzednia ucieczka w wykonaniu części drużyny była zbędna. Młody Black nie cieszył się jednak z tego zbyt długo. Gdy zdał sobie sprawę, że są w lepszej sytuacji, niż się spodziewał poczuł, że traci powoli grunt pod nogami. Jego lewa noga traciła kontakt z podłogą i mężczyzna momentalnie zareagował próbując odskoczyć od tyłu nie wiedząc nawet z czym ma do czynienia. Ciężko mu było trzeźwo myśleć w sytuacji, która właśnie miała miejsce. Nie wiedział nawet jakie zaklęcie mógłby rzucić w takiej sytuacji, zwłaszcza, że na podjęcie decyzji miał ułamki sekund. Odwrócił tylko szybko głowę, żeby zobaczyć gdzie reszta jego towarzyszy, którzy byli jego jedyną deską ratunku.
Asellus Black
Zawód : łowca wilkołaków
Wiek : 27
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zaręczony
Słońce świeci, ptaszek kwili
Może byśmy się zabili?
Może byśmy się zabili?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
The member 'Asellus Black' has done the following action : rzut kością
'k100' : 94
'k100' : 94
A jednak nie winda.
Więc to mogła być klątwa, o której wspominał Asellus? Tristan nie wiedział, co wykazało zaklęcie Carrowa; kiedy jednak Black wypowiedział swoje słowa, wzmogła się w nim czujność. Obstawiał przy racji Isoldy, w tym... coraz bardziej dziwacznym miejscu wszystko mogło być przeklęte. Od posadzki po sufit, od korytarzy po komnaty, przez pajęczyny na muchach skończywszy. Albo chropiankach, które dawno zeszły im z oczu.
Niewiele myśląc, chwycił Asellusa za ramię, chcąc pomóc mu zachować równowagę i skierował różdżkę wgłąb dziwnego tunelu. Z jakiegoś powodu dziwny wydawało mu się synonimem właściwej drogi. Bardzo prawdopodobne, że przeklęta droga była tą samą.
- Schodzimy? - rzucił właściwie w eter, nasłuchując; rumor schodów z całą pewnością przebudził każde stworzenie, które usnęło w tych podziemiach, nawet, jeśli usnęło przed wiekami. Przerośnięte akromantule, pradawne wampiry, zmutowane chropianki - co czekało ich w środku? Właściwie bez znaczenia, wszystko wydawało się mniej straszne w porównaniu z Riddlem zawiedzionym niewykonaniem przez nich zadania.
Część z nich uciekła, mniej więcej wiedzieli w którą stronę i mogli pójść ich najpierw poszukać - ale czy mieli jakąkolwiek gwarancję, że wówczas te schody nie znikną? Nie mieli na to czasu, a sens ich wyprawy, choć wciąż nie do końca im znany, niewątpliwie był zbyt ważny, by mogli podjąć takie ryzyko.
Ciemność nie wyglądała zachęcająco. Trochę jak otchłań. A otchłań miała to do siebie, że patrzyła na czarodziejów równie nieustępliwie, co oni na nią.
Więc to mogła być klątwa, o której wspominał Asellus? Tristan nie wiedział, co wykazało zaklęcie Carrowa; kiedy jednak Black wypowiedział swoje słowa, wzmogła się w nim czujność. Obstawiał przy racji Isoldy, w tym... coraz bardziej dziwacznym miejscu wszystko mogło być przeklęte. Od posadzki po sufit, od korytarzy po komnaty, przez pajęczyny na muchach skończywszy. Albo chropiankach, które dawno zeszły im z oczu.
Niewiele myśląc, chwycił Asellusa za ramię, chcąc pomóc mu zachować równowagę i skierował różdżkę wgłąb dziwnego tunelu. Z jakiegoś powodu dziwny wydawało mu się synonimem właściwej drogi. Bardzo prawdopodobne, że przeklęta droga była tą samą.
- Schodzimy? - rzucił właściwie w eter, nasłuchując; rumor schodów z całą pewnością przebudził każde stworzenie, które usnęło w tych podziemiach, nawet, jeśli usnęło przed wiekami. Przerośnięte akromantule, pradawne wampiry, zmutowane chropianki - co czekało ich w środku? Właściwie bez znaczenia, wszystko wydawało się mniej straszne w porównaniu z Riddlem zawiedzionym niewykonaniem przez nich zadania.
Część z nich uciekła, mniej więcej wiedzieli w którą stronę i mogli pójść ich najpierw poszukać - ale czy mieli jakąkolwiek gwarancję, że wówczas te schody nie znikną? Nie mieli na to czasu, a sens ich wyprawy, choć wciąż nie do końca im znany, niewątpliwie był zbyt ważny, by mogli podjąć takie ryzyko.
Ciemność nie wyglądała zachęcająco. Trochę jak otchłań. A otchłań miała to do siebie, że patrzyła na czarodziejów równie nieustępliwie, co oni na nią.
the vermeil rose had blown in frightful scarlet and its thorns
o u t g r o w n
Tristan Rosier
Zawód : Arystokrata, smokolog
Wiek : 32
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
the death of a beautiful woman is, unquestionably, the most poetical topic in the world
OPCM : 38 +2
UROKI : 30
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 1
CZARNA MAGIA : 60 +5
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 15 +6
Genetyka : Czarodziej
Śmierciożercy
The member 'Tristan Rosier' has done the following action : rzut kością
'k100' : 36
'k100' : 36
/czekałam na posta Blacka, a dziś nie mam czasu pisać tu czegoś dłuższego
- Schodzimy - odzywa się więc Deimos i rzuca jeszcze - Ignis fatuus - które ma im oświetlać drogę w którą mają iść.
- Schodzimy - odzywa się więc Deimos i rzuca jeszcze - Ignis fatuus - które ma im oświetlać drogę w którą mają iść.
The member 'Deimos Carrow' has done the following action : rzut kością
'k100' : 96
'k100' : 96
Być może trochę przesadził z podgryzaniem i opluciem swego kuzyna. Nie było jednak sposobu na przeprosiny, a ocierał się nie będzie. Oółżartobliwe groźby nie robiły na nim wrażenia, bo wiedział, że i tak w końcu wypłynie na powierzchnie ta żenująca sytuacja. Lorne jako młody Bulstrode był skończony - należało czekać jedynie na wezwanie ojca i przyjąć policzek, a potem zbierać strzępy własnej szaty. Gdy go odczarują i skończą tę koszmarną misje wyjedzie do Irlandii lub Francji. Tak, to był plan - zaszyje się gdzieś i będzie anonimowym sprzedawcą magicznych przedmiotów. Lub też wyruszy w podróż do Ameryki Południowej, gdzie trudnić się będzie opieką lam, w końcu zna je od podszewki!
Przemienionemu czarodziejowi nie przyszło nic innego, jak iść za towarzyszami. Nie odstępował ich o krok.
Przemienionemu czarodziejowi nie przyszło nic innego, jak iść za towarzyszami. Nie odstępował ich o krok.
Lorne Bulstrode
Zawód : łowca smoków i opiekun w rezerwacie Kent
Wiek : 27
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
Dzieci są milsze od dorosłych
zwierzęta są milsze od dzieci
mówisz że rozumując w ten sposób
muszę dojść do twierdzenia
że najmilszy jest mi pierwotniak pantofelek
no to co
milszy mi jest pantofelek
od ciebie ty skurwysynie.
zwierzęta są milsze od dzieci
mówisz że rozumując w ten sposób
muszę dojść do twierdzenia
że najmilszy jest mi pierwotniak pantofelek
no to co
milszy mi jest pantofelek
od ciebie ty skurwysynie.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Alfred, Elsie, Lorne – chwilę zajęło wam przebrnięcie przez o wiele węższy i niższy od poprzedniego korytarz: musieliście iść gęsiego. Po dość krótkim czasie wędrówki waszym oczom ukazały się ciężkie metalowe drzwi. To je wskazywał twój magiczny kompas, Parkinson. Kiedy więc podszedłeś do nich z zamiarem otworzenia ich – niestety bez rzucenia uprzednio zaklęć sprawdzających obecność czarnej magii w otoczeniu – i twoja dłoń zacisnęła się na klamce, poczułeś ogromny ból trawiący twoje ciało. Każdy skrawek twojego ciała płonął, gdy czarna magia paliła twoje ciało żywym ogniem. Nie mogłeś jednak wydać z gardła żadnego dźwięku – wokół ciebie panowała idealna cisza. Aż w końcu w nieruchomej i niemej agonii, rozpadłeś się z popiół.
Lorne i Elsie, gdy Alfred dotarł do drzwi, momentalnie oślepił was blask, straciliście grunt pod stopami – do waszych uszu dotarł znajomy dźwięk zwalnianego mechanizmu i przesuwającej się podłogi – poczuliście jak upadacie, a po zderzeniu z nieznaną powierzchnią wasze ciała zalewa chłód wody wdzierającej się do płuc przez usta i nos. Nie sięgaliście stopami (lub kopytami) podłoża, nie dostrzegaliście także niczego, co mogłoby wskazać, w którym kierunku znajduje się powierzchnia, a coraz bardziej zaczęło brakować wam powietrza. Wokół was panowała ciemność.
Asellus, zgrabnie udało ci się zachować równowagę. Tristan, Asellus, Deimos i Isolde, gdy oświetliliście nadal tworzące się z kamienistego podłoża schody, nie dostrzegliście ich końca. Promień zaklęcia nie sięgał tak daleko. Jedno było pewne: podziemia chciały, abyście zeszli na dół, gdy podłoże pod waszymi stopami nadal formowało się w prowadzące na dół stopnie.
Deimos – twój post zostaje nieuznany. Posty na evencie mają wartość priorytetową – jeśli więc miałeś czas, by napisać spójny post w myślowiedni, jestem pewna, że na także na misji dałbyś radę coś takiego uczynić. Po prostu szanujmy siebie nawzajem.
Mapa nadal znajduje się w posiadaniu Tristana.
Lorne, Elsie – st wypłynięcia na powierzchnię wynosi 40.
Na odpis macie 48 godzin!
Lorne i Elsie, gdy Alfred dotarł do drzwi, momentalnie oślepił was blask, straciliście grunt pod stopami – do waszych uszu dotarł znajomy dźwięk zwalnianego mechanizmu i przesuwającej się podłogi – poczuliście jak upadacie, a po zderzeniu z nieznaną powierzchnią wasze ciała zalewa chłód wody wdzierającej się do płuc przez usta i nos. Nie sięgaliście stopami (lub kopytami) podłoża, nie dostrzegaliście także niczego, co mogłoby wskazać, w którym kierunku znajduje się powierzchnia, a coraz bardziej zaczęło brakować wam powietrza. Wokół was panowała ciemność.
Asellus, zgrabnie udało ci się zachować równowagę. Tristan, Asellus, Deimos i Isolde, gdy oświetliliście nadal tworzące się z kamienistego podłoża schody, nie dostrzegliście ich końca. Promień zaklęcia nie sięgał tak daleko. Jedno było pewne: podziemia chciały, abyście zeszli na dół, gdy podłoże pod waszymi stopami nadal formowało się w prowadzące na dół stopnie.
Deimos – twój post zostaje nieuznany. Posty na evencie mają wartość priorytetową – jeśli więc miałeś czas, by napisać spójny post w myślowiedni, jestem pewna, że na także na misji dałbyś radę coś takiego uczynić. Po prostu szanujmy siebie nawzajem.
Mapa nadal znajduje się w posiadaniu Tristana.
Lorne, Elsie – st wypłynięcia na powierzchnię wynosi 40.
Na odpis macie 48 godzin!
Marszcząc brew, nie czekając na odpowiedź, Tristan ostrożnie ruszył w dół schodów, oświetlając drogę przed sobą różdżką. Starał się być ostrożny - stawiać stopy powoli, światło wyciągać daleko w przód, by ewentualne niebezpieczeństwo nie dopadło go przedwcześnie. Wiedział, że to ten moment, w którym powinni mieć oczy dookoła głowy: i nie dać się wciągnąć w zasadzkę. Którą to miejsce niewątpliwie było. Nie, żeby nie ufał magicznie formowanym się akurat pod ich stopami schodom, nie żeby sprawiały wrażenie w jakikolwiek sposób podejrzanych. Albo żeby całe te podziemia nie sprawiały wrażenia przeklętych. Właściwie, to dziwne, żeby nie były przeklęte - czymkolwiek była księga, po którą szli, musiała emanować potężną mocą.
the vermeil rose had blown in frightful scarlet and its thorns
o u t g r o w n
Tristan Rosier
Zawód : Arystokrata, smokolog
Wiek : 32
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
the death of a beautiful woman is, unquestionably, the most poetical topic in the world
OPCM : 38 +2
UROKI : 30
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 1
CZARNA MAGIA : 60 +5
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 15 +6
Genetyka : Czarodziej
Śmierciożercy
Podziemia
Szybka odpowiedź
Morsmordre :: Reszta świata :: Inne miejsca :: Anglia i Walia :: Kent