Tron księcia
AutorWiadomość
First topic message reminder :
Tron księcia
Przy jednym ze strumyków na czerwonej, obitej jedwabiem poduszce, siedzi żaba - ale żaba nie byle jaka, bo żaba nazywana księciem. Żaba na poduszce wygląda zaiste godnie, pręży szyję, kumka bardzo rzadko, a przekrzywiona złota korona zdobiąca jego głowę wydaje mu się wcale nie ciążyć. Zwyczaj zachęca panny do całowania księcia, ponoć pocałunek prawdziwej księżniczki może go odczarować.
Rzut kością: k100 - jeśli wyrzucisz 100, książę zostaje odczarowany, konieczna jest interwencja mistrza gry. Podczas jednej wizyty księcia można ucałować tylko raz - za drugim razem zaczyna uciekać.
Rzut kością: k100 - jeśli wyrzucisz 100, książę zostaje odczarowany, konieczna jest interwencja mistrza gry. Podczas jednej wizyty księcia można ucałować tylko raz - za drugim razem zaczyna uciekać.
Lokacja zawiera kości.
Florian w tym momencie również nie jest gotowy na kolejną wielką zmianę. W zupełności wystarcza mu przyłączenie się do Zakonu Feniksa. Od początku marca nie rozstaje się ze złotym pierścieniem, który ma mu przypominać o złożonej obietnicy i... jak na razie sprawdza się w tej roli doskonale. Każdego dnia zastanawia się jakie będą skutki jego decyzji i każdego dnia jest coraz bardziej tym przerażony. Stara się jednak tego przerażenia nie okazywać. Poza tym stwierdza, że nie ma co się martwić na zapas - na razie jego przyłączenie się do Zakonu miało wymiar jedynie oficjalny, do tej pory nie miał okazji brać udziału w czymś więcej. Tak czy owak brak gotowości na kolejne zmiany nie przeszkadza mu w snuciu wielkich planów. Bo akurat w bujaniu w obłokach zawsze był dobry. - No pewnie! To tak jakby spełniony uzdrowiciel spojrzał na ulicznego skrzypka i stwierdził, że to okropne życie. A może ten skrzypek właśnie takim skrzypkiem chce pozostać, a nie biegać po szpitalu całe dnie jak kot z pęcherzem - dodaje więcej życiowej mądrości do swojej życiowej mądrości i wzrusza ramionami.
Oczywiście, że dopowiedziałby sobie to i owo do jej odpowiedzi! Bo Florek to byłby pewnie z lekka niezadowolony, gdyby przyprowadziła do mieszkania podejrzanego (każdy jest podejrzany) mężczyznę, wczuwając się w rolę jej ojca i opiekuna. Niemniej to byłaby tylko niewielka część jego odczuć, bo przecież przede wszystkim pragnie, by Florence była szczęśliwa. - Taaa - wzdycha, przypominając sobie na moment zatłoczone korytarze Ministerstwa. W zasadzie czasami za nimi tęskni, ale nigdy na tyle, by chcieć tam wrócić na stałe. Na początku ta praca nawet go ekscytowała i ma z tego okresu wiele przyjemnych wspomnień, niemniej z czasem coraz bardziej sobie uświadamiał, że jedynie niewielka część tego zawodu jest tak pasjonująca jak mu się wydawało. I ta niewielka część była zbyt mała, by zostać tam na stałe. - Ta cała wielka zmiana wyszła nam na dobre. Nie wyobrażam sobie nas dalej mieszkających w tym domu. Znaczy, wiesz... To nasz rodzinny dom i zawsze będę odczuwać w stosunku do niego jakieś emocje, ale po tym wszystkim... Za dużo się działo - O wiele, wiele za dużo. Wspomnienia ojca opowiadającego mu bajki mieszały się z widokiem jego samobójstwa. Nie mógłby tak żyć. Prędzej by oszalał i doskonale zdawał sobie z tego sprawę, dlatego też bez większych zastrzeżeń zgodził się na rewolucyjny pomysł siostry. Spogląda na nią z lekka zaskoczony tym pytaniem. - Tak - odpowiada od razu, jednak zaskoczone spojrzenie wciąż na niej utrzymuje. - Skąd te wątpliwości? - Pyta jeszcze, bo na przykład on nie zastanawia się nad takimi kwestiami.
Oczywiście, że dopowiedziałby sobie to i owo do jej odpowiedzi! Bo Florek to byłby pewnie z lekka niezadowolony, gdyby przyprowadziła do mieszkania podejrzanego (każdy jest podejrzany) mężczyznę, wczuwając się w rolę jej ojca i opiekuna. Niemniej to byłaby tylko niewielka część jego odczuć, bo przecież przede wszystkim pragnie, by Florence była szczęśliwa. - Taaa - wzdycha, przypominając sobie na moment zatłoczone korytarze Ministerstwa. W zasadzie czasami za nimi tęskni, ale nigdy na tyle, by chcieć tam wrócić na stałe. Na początku ta praca nawet go ekscytowała i ma z tego okresu wiele przyjemnych wspomnień, niemniej z czasem coraz bardziej sobie uświadamiał, że jedynie niewielka część tego zawodu jest tak pasjonująca jak mu się wydawało. I ta niewielka część była zbyt mała, by zostać tam na stałe. - Ta cała wielka zmiana wyszła nam na dobre. Nie wyobrażam sobie nas dalej mieszkających w tym domu. Znaczy, wiesz... To nasz rodzinny dom i zawsze będę odczuwać w stosunku do niego jakieś emocje, ale po tym wszystkim... Za dużo się działo - O wiele, wiele za dużo. Wspomnienia ojca opowiadającego mu bajki mieszały się z widokiem jego samobójstwa. Nie mógłby tak żyć. Prędzej by oszalał i doskonale zdawał sobie z tego sprawę, dlatego też bez większych zastrzeżeń zgodził się na rewolucyjny pomysł siostry. Spogląda na nią z lekka zaskoczony tym pytaniem. - Tak - odpowiada od razu, jednak zaskoczone spojrzenie wciąż na niej utrzymuje. - Skąd te wątpliwości? - Pyta jeszcze, bo na przykład on nie zastanawia się nad takimi kwestiami.
Florean Fortescue
Zawód : właściciel lodziarni
Wiek : 29
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
Pijemy z czary istnienia
Z zamkniętymi oczami,
Złote skropiwszy jej brzegi
Własnymi gorzkimi łzami.
Z zamkniętymi oczami,
Złote skropiwszy jej brzegi
Własnymi gorzkimi łzami.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Gdyby Florence jakimś sposobem dowiedziała się o przynależności brata do Zakonu... jak nic zaraz przerzepałaby mu skórę. Nie ważne w jakim charakterze byłoby jego należenie do tej organizacji. Za nic w świecie nie dałaby sobie odebrać jedynego brata, jedynej osoby jaka została jej na świecie. A przecież branie udziału w misjach tejże grupy wiązało się na pewno z wysokim ryzykiem. Co prawda Florence nie wiedziała nawet o tym, że istnieje coś takiego jak Zakon Feniksa, a gdyby wiedziała pewnie popierałaby ich działania... ale jej zdaniem, jej brat nie miał prawa do nich należeć!
A jeszcze co do mężczyzn... cóż, istniało prawdopodobieństwo (nawet dość wysokie) że Florka przyprowadzi do domu Alana po raz kolejny - choć tym razem uzdrowiciel będzie już raczej w lepszej formie, bo jej starania zdawały się przynosić rezultaty i Bennett powoli wracał do bycia dawnym sobą (a przecież Florean też go znał - raczej ledwo, bo z czasów kiedy Florka uczyła się jeszcze w Mungu. Niemniej z pewnością mężczyźni kojarzyli się chociaż w twarzy!) Wciąż jednak nie w głowie jej były romanse. Alan był tylko przyjacielem!
Gdy Florek wspomniał o starym domu, dziewczyna mocniej się zasępiła. Nie musiał nic mówić, ona czasem nadal miała koszmary w których trzymała na rękach konającego ojca. Chyba do tej pory nie potrafiła mu wybaczyć. Rozumiała jego tęsknotę za żoną, ale przecież miał jeszcze ich...!
Poczuła w gardle gorycz.
- Po prostu... uzdrowiciel i urzędnik ministerstwa to takie... poważane zawody. Za parę lat pewnie każde z nas przy odrobinie wysiłku objęłoby jakieś konkretne stanowisko. Może w końcu byłabym ordynatorem. A ty szefem działu... - zaczęła. - A oboje skończyliśmy w... lodziarni.
Nie chciała by zabrzmiało to tak, jakby żałowała pracy na Pokątnej. To było z pewnością najlepsze zajęcie jakie mogła sobie wyobrazić. Po prostu zastanawiała się czy mama nie wolałaby by ich stanowiska sprawiały, że ludzie bardziej ich... szanują.
- Nie, wybacz. - sama odpowiedziała sobie na pytanie zadane w myślach - Mama chciałaby po prostu, żebyśmy byli szczęśliwi. A tak przecież jest.
Podniosła wzrok, znów przywdziewając delikatny uśmiech na twarz.
A jeszcze co do mężczyzn... cóż, istniało prawdopodobieństwo (nawet dość wysokie) że Florka przyprowadzi do domu Alana po raz kolejny - choć tym razem uzdrowiciel będzie już raczej w lepszej formie, bo jej starania zdawały się przynosić rezultaty i Bennett powoli wracał do bycia dawnym sobą (a przecież Florean też go znał - raczej ledwo, bo z czasów kiedy Florka uczyła się jeszcze w Mungu. Niemniej z pewnością mężczyźni kojarzyli się chociaż w twarzy!) Wciąż jednak nie w głowie jej były romanse. Alan był tylko przyjacielem!
Gdy Florek wspomniał o starym domu, dziewczyna mocniej się zasępiła. Nie musiał nic mówić, ona czasem nadal miała koszmary w których trzymała na rękach konającego ojca. Chyba do tej pory nie potrafiła mu wybaczyć. Rozumiała jego tęsknotę za żoną, ale przecież miał jeszcze ich...!
Poczuła w gardle gorycz.
- Po prostu... uzdrowiciel i urzędnik ministerstwa to takie... poważane zawody. Za parę lat pewnie każde z nas przy odrobinie wysiłku objęłoby jakieś konkretne stanowisko. Może w końcu byłabym ordynatorem. A ty szefem działu... - zaczęła. - A oboje skończyliśmy w... lodziarni.
Nie chciała by zabrzmiało to tak, jakby żałowała pracy na Pokątnej. To było z pewnością najlepsze zajęcie jakie mogła sobie wyobrazić. Po prostu zastanawiała się czy mama nie wolałaby by ich stanowiska sprawiały, że ludzie bardziej ich... szanują.
- Nie, wybacz. - sama odpowiedziała sobie na pytanie zadane w myślach - Mama chciałaby po prostu, żebyśmy byli szczęśliwi. A tak przecież jest.
Podniosła wzrok, znów przywdziewając delikatny uśmiech na twarz.
What is my life?
Am I doing this right?
I just realized that I might
Not know what the hell is going on!
Am I doing this right?
I just realized that I might
Not know what the hell is going on!
Florence Fortescue
Zawód : Bezrobotna
Wiek : 27
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
If you can't see anything beautiful about yourself...
Get a better mirror
Look a little closer
Stare a little longer
Get a better mirror
Look a little closer
Stare a little longer
OPCM : 5 +2
UROKI : 4 +3
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 10
TRANSMUTACJA : 6
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 2
SPRAWNOŚĆ : 3
Genetyka : Czarownica
Neutralni
- Flo - zaczyna, spoglądając na nią z lekka zaskoczony. - Skąd ci się to wzięło? - Pyta, kompletnie nie rozumiejąc jej wątpliwości. Przez ostatnie lata byli naprawdę zadowoleni z dokonanej zmiany w życiu i Florkowi to zadowolenie nie mija. Cały czas jest wdzięczny za nią losowi, bo nie wyobraża sobie siebie siedzącego na tym starym krześle za zakurzonym biurkiem wśród stosu nudnych papierów. Zdecydowanie bardziej podoba mu się prowadzenie miłej lodziarni na ulicy Pokątnej. Wystarcza mu też realizowanie swoich pasji po prostu poprzez czytanie artykułów, książek i żywe dyskusje ze znajomymi. - Co z tego, że mielibyśmy ciepłe posadki, skoro nie moglibyśmy w nich wytrzymać? Wyobrażasz sobie mnie za dziesięć lat? Byłbym taki zgarbiony i zgorzkniały i ciągle bym kaszlał - mówi, nawet prezentując jej ten swój teoretyczny przyszły wygląd. Po chwili jednak się prostuje. - A ty? Ty ciągle siedziałabyś w szpitalu i tylko spałabyś w domu, ale pewnie też nie zawsze. Kiepska wizja - stwierdza i uśmiecha się lekko. - Także wiesz... Moim zdaniem dobrze się stało - dodaje. - I więcej nie opowiadaj takich głupot, okej? - Mówi jeszcze, wywracając teatralnie oczami. - Chodźmy już, zimno się robi - dodaje i wstaje z ławki, chwilę podskakując, coby się trochę rozgrzać. Niby marzec, niby śniegu nie ma, ale jednak czuje jak palce mu zamarzają. Spogląda jeszcze w kierunku żaby, która nie zrobiła im tej przyjemności i nie zamieniła się w człowieka, stwierdzając, że w sumie musi zaciągnąć tu Florkę jeszcze raz. Hehe, a co. - Tylko po drodze zajdźmy jeszcze raz do hipogryfów - eh, naprawdę wpisuje sobie posiadanie takowego na listę życiowych marzeń!
|zt
|zt
Florean Fortescue
Zawód : właściciel lodziarni
Wiek : 29
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
Pijemy z czary istnienia
Z zamkniętymi oczami,
Złote skropiwszy jej brzegi
Własnymi gorzkimi łzami.
Z zamkniętymi oczami,
Złote skropiwszy jej brzegi
Własnymi gorzkimi łzami.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
- Nie wiem, ja... to był tylko taki głupi pomysł... - mruknęła do brata nieco zawstydzona. Tak naprawdę, w głębi serca wiedziała, że nie powinna mieć żadnych wątpliwości. Florek miał rację, gdyby każde z nich zostało w swojej dotychczasowej pracy, mieliby dużo pieniedzy i poszanowanie w społeczeństwie, ale nie mieliby czasu. Na nic, na miłość, spotkania z przyjaciółmi, odpoczynek... nie mieliby czasu na życie. A zgorzkniała Flo spędzałaby pewnie święta w szpitalu wśród pacjentów.
- Już nie będę, obiecuję - przyrzekła mu kiwając energicznie głową. Tak jak sądziła, mama na pewno byłaby bardziej zadowolona z tego, że jej dzieci robią to co kochają. Nie są najbogatsi w pieniądze ale na pewno nie brakuje im ciepła, miłości i czasu, który mogą dzielić. A to najważniejsze.
- Słowo daję, naprawdę ci kiedyś takiego kupię - zaśmiała się, wstając i idąc za bratem w kierunku zagrody tychże zwierząt.
zt
- Już nie będę, obiecuję - przyrzekła mu kiwając energicznie głową. Tak jak sądziła, mama na pewno byłaby bardziej zadowolona z tego, że jej dzieci robią to co kochają. Nie są najbogatsi w pieniądze ale na pewno nie brakuje im ciepła, miłości i czasu, który mogą dzielić. A to najważniejsze.
- Słowo daję, naprawdę ci kiedyś takiego kupię - zaśmiała się, wstając i idąc za bratem w kierunku zagrody tychże zwierząt.
zt
What is my life?
Am I doing this right?
I just realized that I might
Not know what the hell is going on!
Am I doing this right?
I just realized that I might
Not know what the hell is going on!
Florence Fortescue
Zawód : Bezrobotna
Wiek : 27
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
If you can't see anything beautiful about yourself...
Get a better mirror
Look a little closer
Stare a little longer
Get a better mirror
Look a little closer
Stare a little longer
OPCM : 5 +2
UROKI : 4 +3
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 10
TRANSMUTACJA : 6
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 2
SPRAWNOŚĆ : 3
Genetyka : Czarownica
Neutralni
| z zagrody garborogów
Pozwoliła, by na chwilę pochłonęły ją myśli. Rozważała w głowie słowa Raidena, czując się dość dziwnie. W pierwszym momencie nic do niej nie dotarło, dopiero gdy zapadła pomiędzy nimi cisza, nie mająca nic w sobie z tej krępującej, wszystko do niej powróciło.
(...), ale widzę jak na ciebie patrzył - echo jego słów przebiegło przez jej myśli, wracając wspomnieniami do ich spotkania. Ona nic nie widziała. Czyż zawsze była aż tak ślepa? W Chicago z początku też niczego się nie domyślała, dopiero rzeczywistość i prawda musiała w nią uderzyć, by spostrzegła co dzieje się dookoła niej. Naprawdę była beznadziejna z "odczytywania" ludzi, była biedna o tą umiejętność. Może dlatego nauczyła się leglimencji? To dawało jej swoiste wypełnienie tejże luki.
Z zamyślenia wyrwało ją jego pytanie, na które przeniosła na chwilę na niego spojrzenie, starając się zrozumieć, co właśnie do niej powiedział. Kolejne kilka sekund i w końcu udało jej się pojąć sens jego słów.
- Mieszkam w bliskim sąsiedztwie z lasem, w którym nierzadko pojawiają się Lunaballe. Niedługo będzie pełnia, a zatem zastanawiałam się nad pokazaniem ich Aspenowi... Według mnie ich taniec jest niesamowity, a skoro on lubi zwierzęta, miałam nadzieję, że mu się spodoba. - powiedziała, wzruszając lekko ramionami. Dość długi czas zajęło jej rozmyślanie nad tym pomysłem, bo wbrew wszystkiemu nie łatwo było wpaść na pomysł, który mógłby przynajmniej stać się równowagą dla ostatniego spotkania Grace ze Sproutem.
Nagle zatrzymała się, rozglądając się dookoła. Dopiero teraz skupiła się na miejscu, do którego przyszli. Wcześniej nie skupiła się na tym, dokąd idą.
- Specjalnie mnie tutaj przyprowadziłeś? - spytała, patrząc na niego z wyraźnym rozbawieniem na twarzy.
Pozwoliła, by na chwilę pochłonęły ją myśli. Rozważała w głowie słowa Raidena, czując się dość dziwnie. W pierwszym momencie nic do niej nie dotarło, dopiero gdy zapadła pomiędzy nimi cisza, nie mająca nic w sobie z tej krępującej, wszystko do niej powróciło.
(...), ale widzę jak na ciebie patrzył - echo jego słów przebiegło przez jej myśli, wracając wspomnieniami do ich spotkania. Ona nic nie widziała. Czyż zawsze była aż tak ślepa? W Chicago z początku też niczego się nie domyślała, dopiero rzeczywistość i prawda musiała w nią uderzyć, by spostrzegła co dzieje się dookoła niej. Naprawdę była beznadziejna z "odczytywania" ludzi, była biedna o tą umiejętność. Może dlatego nauczyła się leglimencji? To dawało jej swoiste wypełnienie tejże luki.
Z zamyślenia wyrwało ją jego pytanie, na które przeniosła na chwilę na niego spojrzenie, starając się zrozumieć, co właśnie do niej powiedział. Kolejne kilka sekund i w końcu udało jej się pojąć sens jego słów.
- Mieszkam w bliskim sąsiedztwie z lasem, w którym nierzadko pojawiają się Lunaballe. Niedługo będzie pełnia, a zatem zastanawiałam się nad pokazaniem ich Aspenowi... Według mnie ich taniec jest niesamowity, a skoro on lubi zwierzęta, miałam nadzieję, że mu się spodoba. - powiedziała, wzruszając lekko ramionami. Dość długi czas zajęło jej rozmyślanie nad tym pomysłem, bo wbrew wszystkiemu nie łatwo było wpaść na pomysł, który mógłby przynajmniej stać się równowagą dla ostatniego spotkania Grace ze Sproutem.
Nagle zatrzymała się, rozglądając się dookoła. Dopiero teraz skupiła się na miejscu, do którego przyszli. Wcześniej nie skupiła się na tym, dokąd idą.
- Specjalnie mnie tutaj przyprowadziłeś? - spytała, patrząc na niego z wyraźnym rozbawieniem na twarzy.
Take my hand, let's see where we wake uptomorrow
Grace Wilkes
Zawód : prowadzi "Przytułek dla magicznych zwierząt"; badaczka i opiekunka magicznych zwierząt
Wiek : 28
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
Keep smiling, because life is a beautiful thing and there's so much to smile about.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Nieaktywni
- Słuchaj. Serio. Mogłabyś nawet zabrać go na huśtawkę. Ważne, że z nim spędzisz czas. On nie jest skomplikowanym facetem - odparł na jej słowa, lekko przymykając jedno oko. Domyślał się, że Ray nie miała nawet pojęcia o tym jak głupią minę miał Penny jak się na nią gapił. W ogóle nie miał podejścia do kobiet, a w Hogwarcie był specem od odganiania od siebie dziewczyn. Po prostu taki był, bo ciągle szukał tej idealnej. Carter za to wiedział, że ideałów było całkiem sporo. Dlaczego więc nie popodziwiać ich wszystkich? Nigdy przecież żadnej nie oszukiwał ani nic im nie obiecywał. Był szczery. Wrzucił sobie kolejne cukierki do ust i stwierdził, że były ostatnimi. Niepocieszony cisnął opakowanie je do śmietnika, który beknął z zadowoleniem i podziękował za nakarmienie. Raiden spojrzał na niego z uniesionymi brwiami, ale wzruszył jedynie ramionami i szedł dalej obok Grace. W sumie to kierowali się bez sensu przed siebie, byle tylko zmienić okolice i zobaczyć coś nowego. Garborogi były zdecydowanie passe. Raiden na pewno nie miał zamiaru zabierać do nich córeczki... Cholera! Zaklął w myślach, zdając sobie sprawę, że zawierzył tej głupiej, głupiej gąsienicy! Po co on tam w ogóle polazł?! Zapewne było widać jak walczy ze sobą w tej dziwnej bitwie, ale nie zamierzał dawać się owładnąć jakimiś idiotycznymi wróżbami! Nie! Nie! I jeszcze raz nie! Udał jednak że nic się nie wydarzyło, gdy Wilkes spojrzała na niego z uśmiechem i zadała to pytanie.
- Sama wybrałaś tę drogę - zaoponował od razu, rozkładając ręce i marszcząc w charakterystyczny dla siebie sposób twarz. - Zresztą myślisz, że ten ropuch sprawi mi konkurencję? - dodał prześmiewczo, patrząc wyzywająco mimo to na żabę. Jeszcze czego. Akurat jak zwierzak miał stać się w ogóle człowiekiem za pomocą pocałunku? To przecież niedorzeczne! - Kobiety serio całują to coś? - spytał, pochylając się nad opisem dotyczącym tronu księcia i czytając go w całości. Zamknął jedno oko jakby próbował sprawdzić czy tak to wyglądało lepiej, ale nic z tego. - To zupełnie nie ma sensu! - stwierdził, prostując się i kręcąc głową. - Serio wolałabyś całować tego płaza zamiast mnie? - odwrócił się z szokiem wypisanym na twarzy i wskazał palcem jak pięciolatek na zwierzę.
- Sama wybrałaś tę drogę - zaoponował od razu, rozkładając ręce i marszcząc w charakterystyczny dla siebie sposób twarz. - Zresztą myślisz, że ten ropuch sprawi mi konkurencję? - dodał prześmiewczo, patrząc wyzywająco mimo to na żabę. Jeszcze czego. Akurat jak zwierzak miał stać się w ogóle człowiekiem za pomocą pocałunku? To przecież niedorzeczne! - Kobiety serio całują to coś? - spytał, pochylając się nad opisem dotyczącym tronu księcia i czytając go w całości. Zamknął jedno oko jakby próbował sprawdzić czy tak to wyglądało lepiej, ale nic z tego. - To zupełnie nie ma sensu! - stwierdził, prostując się i kręcąc głową. - Serio wolałabyś całować tego płaza zamiast mnie? - odwrócił się z szokiem wypisanym na twarzy i wskazał palcem jak pięciolatek na zwierzę.
Hello darkness, my old friend
Come to talk with you again
Come to talk with you again
Zachichotała cicho na jego słowa, mając już przed oczami obraz wielkoluda, huśtającego się na odrobinę zbyt małej huśtawce. Z pewnością kiedyś go zabierze w podobne miejsce, chociażby tylko dla urzeczywistnienia tej śmiesznej, ale i pełnej spokoju wizji. Wydawała się być dość przyjemną, zresztą jak każda z udziałem Aspena. W samej jego osobie znajdywała duże pokłady otaczającego go spokoju. Nie wiedziała czemu odbiera go w taki sposób, po prostu takiego go odbierała. Poza tym na pierwszy rzut oka można było stwierdzić, iż ten jest z natury osobą dobrą i bardzo rodzinną. Czyżby ideał?
- Jestem pewna, że to ty prowadziłeś - odpowiedziała, patrząc na postać żaby. Zmarszczyła lekko brwi z odrobiną konsternacji wymalowanej na twarzy. Ona osobiście nie wierzyła w cały mit, który obleka postać zwierzęcia i chociaż, jako osoba lubiąca zwierzęta, nie miała żadnych problemów z pocałowaniem go, to z pewnością nie robiłaby to z nadzieją, iż stanie przed nią książę z bajki. Poza tym od wyjazdu z Chicago wciąż miała słowa Raidena, podsumowujące charakter rady książęcej, nawet sama zaczynała w to wierzyć. W końcu niby ratowali księżniczki i świat, ale jak przyszło im zajmować się codziennymi sprawami, to albo byli umierający albo zbyt wysoko postawieni na przyziemne sprawy. Ktoś powinien ich ubrać, nakarmić, a najlepiej umyć i żyć za nich w tej bolesnej rzeczywistości...
Nie była więc zainteresowana pocałunkiem, a przynajmniej do chwili, kiedy usłyszała słowa Raidena. Przeniosła na niego wzrok, z rozbawieniem słuchając jego wypowiedzi. Może warto było mu zrobić na złość?
- Oczywiście! Nie mam pojęcia czemu jeszcze tu stoję i tylko patrzę na tą uroczą żabkę! - odpowiedziała tak, jakby to była rzecz oczywista. Naturalnie miało to tylko charakter żartu, który jednak chciała pociągnąć dalej. Ruszyła w stronę zwierzęcia, czując na sobie spojrzenie mężczyzny.
- Wiem, że tak naprawdę jesteś tylko zwykłą żabą - powiedziała cicho w stronę żaby, zanim ją pocałowała.
Po tych słowach cofnęła się z powrotem na miejsce z poważną miną, by po chwili szczerze się zaśmiać z całej sytuacji.
- Jestem pewna, że to ty prowadziłeś - odpowiedziała, patrząc na postać żaby. Zmarszczyła lekko brwi z odrobiną konsternacji wymalowanej na twarzy. Ona osobiście nie wierzyła w cały mit, który obleka postać zwierzęcia i chociaż, jako osoba lubiąca zwierzęta, nie miała żadnych problemów z pocałowaniem go, to z pewnością nie robiłaby to z nadzieją, iż stanie przed nią książę z bajki. Poza tym od wyjazdu z Chicago wciąż miała słowa Raidena, podsumowujące charakter rady książęcej, nawet sama zaczynała w to wierzyć. W końcu niby ratowali księżniczki i świat, ale jak przyszło im zajmować się codziennymi sprawami, to albo byli umierający albo zbyt wysoko postawieni na przyziemne sprawy. Ktoś powinien ich ubrać, nakarmić, a najlepiej umyć i żyć za nich w tej bolesnej rzeczywistości...
Nie była więc zainteresowana pocałunkiem, a przynajmniej do chwili, kiedy usłyszała słowa Raidena. Przeniosła na niego wzrok, z rozbawieniem słuchając jego wypowiedzi. Może warto było mu zrobić na złość?
- Oczywiście! Nie mam pojęcia czemu jeszcze tu stoję i tylko patrzę na tą uroczą żabkę! - odpowiedziała tak, jakby to była rzecz oczywista. Naturalnie miało to tylko charakter żartu, który jednak chciała pociągnąć dalej. Ruszyła w stronę zwierzęcia, czując na sobie spojrzenie mężczyzny.
- Wiem, że tak naprawdę jesteś tylko zwykłą żabą - powiedziała cicho w stronę żaby, zanim ją pocałowała.
Po tych słowach cofnęła się z powrotem na miejsce z poważną miną, by po chwili szczerze się zaśmiać z całej sytuacji.
Take my hand, let's see where we wake uptomorrow
Grace Wilkes
Zawód : prowadzi "Przytułek dla magicznych zwierząt"; badaczka i opiekunka magicznych zwierząt
Wiek : 28
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
Keep smiling, because life is a beautiful thing and there's so much to smile about.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Nieaktywni
The member 'Grace Wilkes' has done the following action : rzut kością
'k100' : 23
'k100' : 23
Słysząc i patrząc na uśmiech Grace, Raiden poczuł się dokładnie jak wtedy, gdy byli na nocnej wycieczce w chicagowskim zoo. Był on tak naturalny, tak błogi, że śmiało mógł powiedzieć, że czuł się jak w domu. Może właśnie to go tak ciągnęło w jej stronę, gdy byli jeszcze dzieciakami? Może potrafiła zaspokoić tę jego tęsknotę za rodzicami i Sophią. Spędzony z nią czas był jednym z lepszych podczas jego nieobecności w Anglii i zawsze to wiedział. Zastanawiał się nie raz i nie dwa, co by było gdyby nie wyjechała. W końcu różnie to bywało, ale później przyjechała jego mała, ruda siostrzyczka i pewne miejsce zostało zapełnione. W pewien sposób też mógł powoli zapomnieć o Wilkes, chociaż nigdy się to nie stało tak do końca. Dopiero po dłuższym czasie od ich rozstania mógł się przyznać sam przed sobą, że chyba był w niej zakochany jak bardzo głupio to brzmiało nawet w jego własnych myślach. Po drodze ulokował jeszcze swoje uczucia w jednej osobie, która też odeszła, a teraz był właśnie tutaj. W ogrodzie magizoologicznym i ze świadomością, że w domu czekała na niego ciężarna blondynka. Nigdy wcześniej nie pomyślał, że coś podobnego będzie sprawiało mu radość. Jeszcze na początku roku cierpiał z powodu śmierci rodziców, by w kilka tygodni później samemu nim zostać. Czuł, że był to dobry początek. Tego samego chciał dla Penny'ego, którego zostawił i do którego nie przyjechał nawet gdy zmogła go choroba. Nigdy nie miał mu tego wynagrodzić, ale cieszył się, że mimo wszystko zaczął wychodzić do ludzi. I do kobiet. A upatrzył sobie jedną z lepszych.
Zaraz jednak w to zwątpił, słysząc słowa Grace. Raidenowi zostało jedynie stanie w miejscu i patrzenie na to wszystko z wysoce zażenowaną i zdegustowaną miną. Wygiął usta w oznace obrzydzenia, gdy ta cmoknęła jednak tego żabola. Dalej patrzył na nią z mieszanymi uczuciami, gdy się odsunęła i głośno roześmiała. Obrzydlistwo.
- Niedobrze mi - stwierdził, po czym rozejrzał się dokoła, by jakoś dojść do siebie. - Powinni tu posadzić jakiegoś prawdziwego faceta, a nie tego obrzydliwca - skomentował, wskazując dłonią w przypływie niezrozumienia na płaza. - Dobrze, że nie każą sobie jeszcze za to płacić. Ale dobrze, że zrobiłaś to teraz, a nie przed tym jak się całowaliśmy.
Miał nadzieję, że Artis nigdy tu nie przychodziła, bo od razu wszystko podchodziło mu pod gardło, a sam Raiden chciał uciec.
Zaraz jednak w to zwątpił, słysząc słowa Grace. Raidenowi zostało jedynie stanie w miejscu i patrzenie na to wszystko z wysoce zażenowaną i zdegustowaną miną. Wygiął usta w oznace obrzydzenia, gdy ta cmoknęła jednak tego żabola. Dalej patrzył na nią z mieszanymi uczuciami, gdy się odsunęła i głośno roześmiała. Obrzydlistwo.
- Niedobrze mi - stwierdził, po czym rozejrzał się dokoła, by jakoś dojść do siebie. - Powinni tu posadzić jakiegoś prawdziwego faceta, a nie tego obrzydliwca - skomentował, wskazując dłonią w przypływie niezrozumienia na płaza. - Dobrze, że nie każą sobie jeszcze za to płacić. Ale dobrze, że zrobiłaś to teraz, a nie przed tym jak się całowaliśmy.
Miał nadzieję, że Artis nigdy tu nie przychodziła, bo od razu wszystko podchodziło mu pod gardło, a sam Raiden chciał uciec.
Hello darkness, my old friend
Come to talk with you again
Come to talk with you again
Przyglądała się jego reakcji, nie mogąc powstrzymać jednorazowych chichotów. Spodziewała się, iż właśnie tak postąpi po jej nieco zaskakującym czynie. Ona sama nie miała w planach podobnych rzeczy, zrobiła to jedynie dla śmiechu, dla zabawy, po to by chwytać dzień. Tak jak kiedyś to robili... To dzisiejsze spotkanie zaczynało przypominać jedno z tych w Chicago. Wcześniej była Grace z teraźniejszości, teraz powoli młodniała w duszy, wracając do czasów beztroski, nieświadomości i przygód, gdzie codziennie rano miała nieco mniej obowiązków, bywała mniej śpiąca, ale wciąż tak samo radosna.
Ona sama nie miała zbyt wiele przeciwko całowaniu żaby - były one raczej niegroźne w porównaniu do ich nieco podobnych kuzynów - ropuch. W przypadku tej obecnej przy nich nie miała się raczej czego bać, w końcu inne kobiety przed nią również oddawały pocałunki. One tylko, w przeciwieństwie do niej, miały nadzieję na pojawienie się ich księcia z bajki. Ona modliła się by takowy jednak się nie pojawił. Bo chociaż nie wierzyła w podobne rzeczy, to zawsze istniało ryzyko, że spotka ją (w tym przypadku niemiłe) zaskoczenie. W końcu była w świecie pełnym magii i niczego nie mogła być w stu procentach pewna. A ostatnie czego chciała to żabiego księcia.
- Prawdziwego faceta - powtórzyła, uśmiechając się pod nosem na jego słowa. Spojrzała na niego kątem oka, chwilę zastanawiając się nad jego słowami. Tak, zdecydowanie coraz bardziej cofali się w czasie. - Szkoda, że tutaj takiego nie ma...
Po tych słowach wzruszyła niewinnie ramionami, by po chwili zabrać niesforne kosmyki za ucho. W tym czasie obok nich przemknęła jakaś młoda kobieta, blondynka. W oczach Grace prezentowała się całkiem dobrze, to też z pewnością i w głowie jej towarzysza działy się różne rzeczy z nią w roli głównej. Ona najwyraźniej jednak nie zwracała na nich uwagi. Wiedziona chęcią spotkania tego jedynego nieskrępowanie, lecz wolno podeszła do żabki, by cmoknąć ją. Po chwili wyprostowała się, najwyraźniej oczekując jego przemiany. Po przegranej zaklęła cicho pod nosem i zdenerwowana odeszła, prychając przy okazji na świadków tego wydarzenia. Grace zagryzła wargę, czekając aż ta odejdzie z ich pola widzenia, by po chwili wybuchnąć głośno śmiechem.
- Cóż, następnym razem jak będziesz chcieć podrywać jakieś kobiety, musisz zamienić się w żabę.
Ona sama nie miała zbyt wiele przeciwko całowaniu żaby - były one raczej niegroźne w porównaniu do ich nieco podobnych kuzynów - ropuch. W przypadku tej obecnej przy nich nie miała się raczej czego bać, w końcu inne kobiety przed nią również oddawały pocałunki. One tylko, w przeciwieństwie do niej, miały nadzieję na pojawienie się ich księcia z bajki. Ona modliła się by takowy jednak się nie pojawił. Bo chociaż nie wierzyła w podobne rzeczy, to zawsze istniało ryzyko, że spotka ją (w tym przypadku niemiłe) zaskoczenie. W końcu była w świecie pełnym magii i niczego nie mogła być w stu procentach pewna. A ostatnie czego chciała to żabiego księcia.
- Prawdziwego faceta - powtórzyła, uśmiechając się pod nosem na jego słowa. Spojrzała na niego kątem oka, chwilę zastanawiając się nad jego słowami. Tak, zdecydowanie coraz bardziej cofali się w czasie. - Szkoda, że tutaj takiego nie ma...
Po tych słowach wzruszyła niewinnie ramionami, by po chwili zabrać niesforne kosmyki za ucho. W tym czasie obok nich przemknęła jakaś młoda kobieta, blondynka. W oczach Grace prezentowała się całkiem dobrze, to też z pewnością i w głowie jej towarzysza działy się różne rzeczy z nią w roli głównej. Ona najwyraźniej jednak nie zwracała na nich uwagi. Wiedziona chęcią spotkania tego jedynego nieskrępowanie, lecz wolno podeszła do żabki, by cmoknąć ją. Po chwili wyprostowała się, najwyraźniej oczekując jego przemiany. Po przegranej zaklęła cicho pod nosem i zdenerwowana odeszła, prychając przy okazji na świadków tego wydarzenia. Grace zagryzła wargę, czekając aż ta odejdzie z ich pola widzenia, by po chwili wybuchnąć głośno śmiechem.
- Cóż, następnym razem jak będziesz chcieć podrywać jakieś kobiety, musisz zamienić się w żabę.
Take my hand, let's see where we wake uptomorrow
Grace Wilkes
Zawód : prowadzi "Przytułek dla magicznych zwierząt"; badaczka i opiekunka magicznych zwierząt
Wiek : 28
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
Keep smiling, because life is a beautiful thing and there's so much to smile about.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Nieaktywni
- Nienawidzę cię - odpowiedział na jej słowa, które mocno godziły w jego męskość. Nawet jeśli był to tylko żart. Wiedział, że zrobiła mu na złość, ale są rzeczy, z których się nie żartowało. A to na pewno należało do tego grona. Parę razy dość dosadnie jej to pokazał, gdy byli w Chicago i najwidoczniej jeszcze się nie nauczyła, chcąc go zirytować. Właśnie. To było dobre słowo. Do szaleństwa potrafiła doprowadzić go tylko jedna osoba. Zaraz jednak uwagę jego odwróciła przechodząca tamtędy panna. Była całkiem zgrabna, ale daleko jej było do Artis. Zdecydowanie była za bardzo... Albo właśnie za mało... Nie podobała się Raidenowi. Może kiedyś, by stwierdził, że jest całkiem ponętna, ale przecież znał o wiele ładniejszą blondynkę. W dodatku z hipnotyzującym go wnętrzem. Maleństwo rosło sobie pod sercem Finnleigh całe i zdrowe. Codziennie, nawet kilka razy dziennie, zachodził do pokoju na piętrze, który wyremontował specjalnie dla mini Cartera i przyglądał się rosnącej na oknie w doniczce w kształcie buta fasolce. Taki drobiazg który wcisnęła mu babcia na Pokątnej. Miało kontrolować ciążę, kształtując się w formę małego człowieczka i rosnąc z nim minuta po minucie.
Gdy nieznajoma warknęła na nich, po pocałowaniu żabiego księcia, Raiden aż wykrzywił usta.
- To się nie stanie. Nie będę się zamieniać w płaza, żeby całowały mnie kobiety. Proszę cię. Mam wrodzony dar - odparł na słowa Grace, prostując się i unosząc dumnie podbródek. - Zresztą jak on ma się zamienić w księcia skoro przybył król? - dodał, mrużąc oczy i patrząc na Wilkes. Uniósł jedną brew i pokiwał głową.
Gdy nieznajoma warknęła na nich, po pocałowaniu żabiego księcia, Raiden aż wykrzywił usta.
- To się nie stanie. Nie będę się zamieniać w płaza, żeby całowały mnie kobiety. Proszę cię. Mam wrodzony dar - odparł na słowa Grace, prostując się i unosząc dumnie podbródek. - Zresztą jak on ma się zamienić w księcia skoro przybył król? - dodał, mrużąc oczy i patrząc na Wilkes. Uniósł jedną brew i pokiwał głową.
Hello darkness, my old friend
Come to talk with you again
Come to talk with you again
I kolejna salwa śmiechu przeszyła powietrze, chociaż tą starała się już nieco maskować. Efekty były jednak jakie były, a ona nie miała zamiaru okazywać skruchy.
- Ja też Cię lubię - odpowiedziała mu z szerokim uśmiechem na ustach. Naturalnym było, iż wcześniejsze słowa wypowiedziała w żartach, nie zastanawiając się nawet, czy znacznie uderzą w jego męskość. Najwidoczniej jako tako to zrobiła, chociaż nie przejmowała się tym. Raiden nie obrazi się na nią, a nawet jeśli, to nie na tyle poważnie, by się tego obawiać. Zwłaszcza iż powinien zdążyć się przyzwyczaić do podobnych zaczepek. Zresztą każda ich wymiana zdań krążąca wokół takich tematów, miała podobny schemat. Kończyło się podobnie, a ona zawsze odpowiedziała niemalże tak samo. Z tą jednak różnicą, iż kilka razy w Chicago pozwoliła sobie powiedzieć "kocham" zamiast "lubię. Cóż, wiele się jednak zmieniło, a chociaż ją kusiło by to powiedzieć w bardziej przyjacielskim tonie, to wolała jak na razie darować sobie takie działania.
- Krótkie zaklęcie transmutujące i wszystko byłoby cacy - powiedziała, nieco się od niego oddalić. Wpatrywała się w niego, oceniając szansę na powodzenie zaklęcia. Starała się też wyobrazić go sobie w zielonych barwach i o mniejszych gabarytach. Tak, mogło być całkiem zabawnie. Rozejrzała się szybko dookoła, dostrzegając niedaleko czarodzieja z wózkiem pełnym zabawek. Traf chciał, że był w odpowiednim miejscu o właściwym czasie. Grace bez słowa ruszyła w jego kierunku tanecznym krokiem, kupując jedną z zabawkowych koron. Po tym wróciła na miejsce, zakładając Raidenowi na głowę symbol władzy.
- Koronę mamy. Wystarczy zamienić cię w żabę, pozbyć się tego tutaj i voilà - powiedziała, będąc już gotową na dokończenie całej "misji".
- Ja też Cię lubię - odpowiedziała mu z szerokim uśmiechem na ustach. Naturalnym było, iż wcześniejsze słowa wypowiedziała w żartach, nie zastanawiając się nawet, czy znacznie uderzą w jego męskość. Najwidoczniej jako tako to zrobiła, chociaż nie przejmowała się tym. Raiden nie obrazi się na nią, a nawet jeśli, to nie na tyle poważnie, by się tego obawiać. Zwłaszcza iż powinien zdążyć się przyzwyczaić do podobnych zaczepek. Zresztą każda ich wymiana zdań krążąca wokół takich tematów, miała podobny schemat. Kończyło się podobnie, a ona zawsze odpowiedziała niemalże tak samo. Z tą jednak różnicą, iż kilka razy w Chicago pozwoliła sobie powiedzieć "kocham" zamiast "lubię. Cóż, wiele się jednak zmieniło, a chociaż ją kusiło by to powiedzieć w bardziej przyjacielskim tonie, to wolała jak na razie darować sobie takie działania.
- Krótkie zaklęcie transmutujące i wszystko byłoby cacy - powiedziała, nieco się od niego oddalić. Wpatrywała się w niego, oceniając szansę na powodzenie zaklęcia. Starała się też wyobrazić go sobie w zielonych barwach i o mniejszych gabarytach. Tak, mogło być całkiem zabawnie. Rozejrzała się szybko dookoła, dostrzegając niedaleko czarodzieja z wózkiem pełnym zabawek. Traf chciał, że był w odpowiednim miejscu o właściwym czasie. Grace bez słowa ruszyła w jego kierunku tanecznym krokiem, kupując jedną z zabawkowych koron. Po tym wróciła na miejsce, zakładając Raidenowi na głowę symbol władzy.
- Koronę mamy. Wystarczy zamienić cię w żabę, pozbyć się tego tutaj i voilà - powiedziała, będąc już gotową na dokończenie całej "misji".
Take my hand, let's see where we wake uptomorrow
Grace Wilkes
Zawód : prowadzi "Przytułek dla magicznych zwierząt"; badaczka i opiekunka magicznych zwierząt
Wiek : 28
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
Keep smiling, because life is a beautiful thing and there's so much to smile about.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Nieaktywni
Nie można było być obrażonym, gdy obdarowywała go, chociaż niekoniecznie śmiech był skierowany do niego a w eter, swoim śmiechem. Po prostu się nie dało. Wiele się zmieniło od czasów Chicago, ale Ray dalej pozostawała sobą, co zupełnie nie przeszkadzało Raidenowi w jej odbiorze. Dobrze było wiedzieć, że pomimo gwałtownych przewrotów, które nastały i to niekoniecznie jedynie w jego życiu, a w świecie czarodziejów, ludzie potrafili wciąż być tacy sami. A przecież powinna bardziej może dojrzeć, może się postarzeć, może delikatnie przybić się życiem, ale nic takiego się nie stało. Dalej była tak samo świeżą Grace, co wtedy. Ciekawe czy ona go odbierała podobnie, czy był już zdziadziałą wersją siebie sprzed lat? Nie śmiał jednak o to zapytać, chociaż podskórnie czuł dużą chęć podpytania jak bardzo dawno włamywali się do zoo w Chicago. Licząc lata można było się przerazić, ale dalej pozostawał sobą. Z kilkoma zmianami, ale kto nie posiadał blizn przeszłości? Z chęcią może opowiedziałby jej, co się wydarzyło po jej wyjeździe, ale nie był jeszcze na to gotowy. Czy kiedykolwiek miał być? Za bardzo go to wszystko bolało i wolał skupić się na teraźniejszości. A także teraz przyszłości, którą miał mieć z blondwłosą panną z biura aurorów. Nie myślał nawet o tym, że po rozwiązaniu miałaby zamieszkać gdzieś indziej. Nawet jeśli nie mieli być razem, chciał mieć ją i dziecko przy sobie. Może to jakaś mania kontroli, ale wiedział, że do tego czasu jeszcze daleko. Jednak jeśli on sobie coś postanowił, to trzymał się tego. I to naprawdę porządnie. Skłamałby, gdyby powiedział, że nie pamiętał jej słów, które wiedział, że nie powiedziała żadnemu innemu mężczyźnie. W pewien sposób było to miłe - być jej pierwszym poważniejszym zauroczeniem. Przez te miesiące znajomości poznał ją o wiele lepiej niż kogokolwiek wcześniej i później. Spędzali ze sobą każdą wolną chwilę i tak naprawdę mogliby robić cokolwiek, byle tylko mieć się obok. Zachowywał się wtedy jak dzieciak, nie mogąc doczekać się końca pracy, by popędzić na spotkanie z Grace i kolejną dawkę nowych doświadczeń. I chociaż dalej czuł te wspomnienia i emocje sprzed sześciu lat, nie zostawiłby tego, co miał teraz. Cieszył się, że Wilkes zaczęła interesować się tym łosiem, a on nie pozostawał obojętny. Na każdą myśl o tym, uśmiechał się do siebie. Kto by bardziej pasował do siebie niż ta dwójka zafiksowanych na punkcie bobrów dzieciaków?
Zaraz jednak posłał jej wymowne spojrzenie, mówiące, że to wcale nie było zabawne. Grace jednak w ogóle nawet nie zwróciła na niego uwagi tylko poleciała do jakiegoś stoiska z pamiątkami i wróciła po chwili z koroną w dłoni. Gdy przeszła koło niego, założyła mu ją na głowę, co przyjął z wyraźnym zrezygnowaniem. Po prostu stał tam z tą zabawką na głowie, a kobieta obserwowała go uważnie, zupełnie jakby miała w głowie już plan.
- Nie widać, że jestem już księżniczką? - spytał bez wyraźnych emocji, a raczej zupełnie neutralnie, w środku mając ochotę po prostu położyć się na ziemi i umrzeć. Najwyraźniej jednak Wilkes nie zamierzała jeszcze kończyć. Świetnie. A on grał tę rolę dalej.
Zaraz jednak posłał jej wymowne spojrzenie, mówiące, że to wcale nie było zabawne. Grace jednak w ogóle nawet nie zwróciła na niego uwagi tylko poleciała do jakiegoś stoiska z pamiątkami i wróciła po chwili z koroną w dłoni. Gdy przeszła koło niego, założyła mu ją na głowę, co przyjął z wyraźnym zrezygnowaniem. Po prostu stał tam z tą zabawką na głowie, a kobieta obserwowała go uważnie, zupełnie jakby miała w głowie już plan.
- Nie widać, że jestem już księżniczką? - spytał bez wyraźnych emocji, a raczej zupełnie neutralnie, w środku mając ochotę po prostu położyć się na ziemi i umrzeć. Najwyraźniej jednak Wilkes nie zamierzała jeszcze kończyć. Świetnie. A on grał tę rolę dalej.
Hello darkness, my old friend
Come to talk with you again
Come to talk with you again
Rzeczywiście - to co niegdyś łączyło ją z Raidenem było wówczas czymś nowym. Nie znała uczucia zauroczenia, miłości w stosunku do mężczyzny, bo i też nigdy płeć przeciwna nie mieściła się w kręgu jej zainteresowań. Zakochana w zwierzętach, pełna miłości dla bliskich, nie miała potrzeby szukać ciepłej relacji z jakimkolwiek chłopakiem. Nie dostrzegała ich wokół siebie, relacje z nimi traktowała tak samo, jak te z dziewczynami - czysto koleżeńskie. Dopiero osoba Cartera zmieniła to, pokazała coś nowego, wprowadziła w świat miłostek, westchnień, liczenia każdej kolejnej minuty, by móc wyrwać się z okowów i ponownie spotkać się i móc zatopić w spojrzeniu znajomych, ukochanych wówczas oczu.
Stojąc w odległości od niego, przypatrywała się mu chwilę, oceniając efekt swojej pracy. Była z siebie prawdziwie dumna, lecz uczucie to nie wiązało się z chęcią zrobienia pośmiewiska z mężczyzny. Miało to o wiele bardziej dziecinny wymiar, wszystko to było jedynie niegroźnymi wygłupami, które potem albo będą wspominać ze śmiechem albo zapomną. Wolała jednak to pierwsze, bowiem lubiła opowiadać historie, różne anegdotki z życia wzięte, tym samym mając okazję do śmiechu. Nie lubiła jedynak naśmiewać się z innych i nigdy nie praktykowała podobnych rzeczy. A przynajmniej niespecjalnie, dlatego widząc jego minę z początku nieco przestraszyła się w duchu, że tym razem nieco przegięła. Czasami w tej swojej dziecinności, potrafiła pójść za daleko, mając potem tak zwanego kaca moralnego. W tym przypadku nie była jednak pewna, jak było naprawdę. Postanowiła więc jak na razie dalej trwać w swoim szczęściu, chcąc sprawdzić czy już powinna go gorąco przepraszać czy może jednak nie.
Szczerze się więc zaśmiała, podchodząc do niego.
- No co ty dziadku, uśmiechnij się - powiedziała pogodnie. - Jak dla mnie dobrze wyglądasz w tej koronie. Powiedziałabym nawet, że wydajesz się teraz nawet bardziej przystojny!
Chwilę stała, obserwując jego reakcję. Wciąż miała problem z czytaniem emocji, jednak nie była ślepa. Umiała odróżnić wyraz szczęścia od zażenowania, w końcu różnica była dość spora.
- Jeśli jednak chcesz to oddaj mi koronę - powiedziała w końcu.
Stojąc w odległości od niego, przypatrywała się mu chwilę, oceniając efekt swojej pracy. Była z siebie prawdziwie dumna, lecz uczucie to nie wiązało się z chęcią zrobienia pośmiewiska z mężczyzny. Miało to o wiele bardziej dziecinny wymiar, wszystko to było jedynie niegroźnymi wygłupami, które potem albo będą wspominać ze śmiechem albo zapomną. Wolała jednak to pierwsze, bowiem lubiła opowiadać historie, różne anegdotki z życia wzięte, tym samym mając okazję do śmiechu. Nie lubiła jedynak naśmiewać się z innych i nigdy nie praktykowała podobnych rzeczy. A przynajmniej niespecjalnie, dlatego widząc jego minę z początku nieco przestraszyła się w duchu, że tym razem nieco przegięła. Czasami w tej swojej dziecinności, potrafiła pójść za daleko, mając potem tak zwanego kaca moralnego. W tym przypadku nie była jednak pewna, jak było naprawdę. Postanowiła więc jak na razie dalej trwać w swoim szczęściu, chcąc sprawdzić czy już powinna go gorąco przepraszać czy może jednak nie.
Szczerze się więc zaśmiała, podchodząc do niego.
- No co ty dziadku, uśmiechnij się - powiedziała pogodnie. - Jak dla mnie dobrze wyglądasz w tej koronie. Powiedziałabym nawet, że wydajesz się teraz nawet bardziej przystojny!
Chwilę stała, obserwując jego reakcję. Wciąż miała problem z czytaniem emocji, jednak nie była ślepa. Umiała odróżnić wyraz szczęścia od zażenowania, w końcu różnica była dość spora.
- Jeśli jednak chcesz to oddaj mi koronę - powiedziała w końcu.
Take my hand, let's see where we wake uptomorrow
Grace Wilkes
Zawód : prowadzi "Przytułek dla magicznych zwierząt"; badaczka i opiekunka magicznych zwierząt
Wiek : 28
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
Keep smiling, because life is a beautiful thing and there's so much to smile about.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Nieaktywni
Z perspektywy tamtego czasu można było powiedzieć, że nie zmarnowali go. Wykorzystali to, co mieli w zasięgu ręki, a że potoczyło się jak się potoczyło... Nie żałował, chociaż przed dowiedzeniem się o ciąży Artis, rzadko, ale jednak myślał o tym, co by było gdyby się nie rozstali. Zabawne jak niektóre znajomości trzymały go w swoich więzach. Dopiero wiadomość o rosnącym pod sercem pani auror dziecku, zupełnie odcięła go od przeszłości. Przeszłości, która o sobie przypomniała o wiele szybciej i gwałtowniej niż ktokolwiek mógłby przypuszczać. A teraz stali naprzeciwko siebie zupełnie jakby nigdy nie zakończyli swojej znajomości. Przez to że czas wyleczył ich z tego dziwnego amoku, który ich ogarniał w Chicago przy każdym swoim spotkaniu, mogli rozmawiać i swobodnie zachowywać się jak na przyjaciół przystało. Bo Grace była dobrym materiałem na przyjaciela. Znał i ją i Aspena, co dawało mu spojrzenie na sytuację między nimi i musiał przyznać, że liczył na dogadanie się obu stron. Penny potrzebował kogoś obok siebie, po tym wszystkim co przeszedł i zasługiwał na najlepsze. Nie wątpił, że postępująca znajomość z Wilkes mogła mu to zapewnić. I chociaż mógł być zażenowany, obwiniając o ten stan właśnie ją, w głębi duszy wiedział, że trochę za tym tęsknił. Pokręcił głową i spojrzał na nią z góry, gdy do niego podeszła. Uniósł przy tym brew, zamierzając jej odpowiedzieć, gdy dziewczyna wyciągnęła różdżkę. Raiden instynktownie chciał sięgnąć po swoją.
- Ani mi się... - zaczął, ale nie zdążył, gdy po chwili świat stał się zdecydowanie ogromny, a on patrzył na Grace z ziemi. Nie musiał wiedzieć, co się stało. - Cholera - mruknął, ale z jego żabiego pyszczka wydobyło się jedynie kumkanie. Nie wiedział na ile było to widoczne, ale właśnie mordował Wilkes swoimi czarnymi oczkami.
[bylobrzydkobedzieladnie]
- Ani mi się... - zaczął, ale nie zdążył, gdy po chwili świat stał się zdecydowanie ogromny, a on patrzył na Grace z ziemi. Nie musiał wiedzieć, co się stało. - Cholera - mruknął, ale z jego żabiego pyszczka wydobyło się jedynie kumkanie. Nie wiedział na ile było to widoczne, ale właśnie mordował Wilkes swoimi czarnymi oczkami.
[bylobrzydkobedzieladnie]
Hello darkness, my old friend
Come to talk with you again
Come to talk with you again
Ostatnio zmieniony przez Raiden Carter dnia 28.02.17 19:19, w całości zmieniany 2 razy
Tron księcia
Szybka odpowiedź