Aleja gargulców
Strona 3 z 3 • 1, 2, 3
AutorWiadomość
First topic message reminder :
Aleja gargulców
Od bramy wejściowej rozciąga się długa, szeroka aleja, na końcu której znajduje się perfekcyjny punkt widowiskowy, z którego widać niemal każdy zakątek ogrodu magizoologicznego. Aleja ozdobiona jest wyjątkową architekturą, ciosane w kamieniu barierki, płytki chodnikowe, zachwycają dbałością o szczegóły, a na wysokich kolumnach dostrzec można różnego kształtu gargulce; kiedy akurat nikt na nie nie patrzy, często zmieniają pozycje i wymieniają się kolumnami.
Dwa potężne podmuchy strąciły atakujące ich gargulce. Tchnienie nadziei, odpędzające czarne chmury, pozwalające wyjrzeć metaforycznemu słońcu. Bestie w starciu z ziemią traciły całą sprawność, roztrzaskując się na bezwładne odłamki. Jednym słowem, udało się, tym razem zwyciężyli.
Nie było jednak czasu na świętowanie. Najpierw płomienie, które rozchodziły się od podpalonego drzewa. Nim Artur zdążył cokolwiek zrobić, Ben już wyczarował gaszącą mgłę, sprowadzając na spalony teren odrobinę wytchnienia. Teraz, gdy adrenalina zdążyła opaść, do Longbottoma z całą mocą dotarła skala zniszczeń. Stosy ciał przy altanie kryły jednak nadal ciężko rannych, którym mogli jeszcze pomóc. Artur odepchnął od siebie ponure myśli, liczenie zabitych, opłakiwanie zmarłych. Z tym już nic nie zrobi, ale mógł jeszcze kilka osób ocalić. Podchwycił wołanie Bena, kierując wzrok we wskazanym kierunku. Tymczasem Gwardzista już zajmował się kimś innym.
- Zajmę się nią - odpowiedział, biegnąć w kierunku dziewczynki.
Była przygnieciona przez ciało jakiejś czarownicy, przez myśl Arturowi przeszło, że mogła to być jej matka. Potworne doświadczenie, ale na te rany nie potrafił jej teraz pomóc, najpierw musiała przeżyć. Jasne włosy częściowo zmieniły kolor, przesiąkając krwią.
- Nie ruszaj się, pomogę ci - odezwał się do niej spokojnie, ale jednocześnie stanowczo. - Patrz na mnie, oddychaj powoli - polecił, chcąc oderwać jej myśli od tego koszmaru.
Był bardo ostrożny, świadom, że nieumiejętna pomoc potrafiła być bardzo niebezpieczna. Ostrożnie odsunął z niej zwłoki, starając się nie poruszyć rannej dziewczynki. Szybkie oględziny pozwoliły stwierdzić, iż nie miała poważnych obrażeń, jednak potrzebowała pomocy, cały czas krwawiła. Artur bez wahania oderwał kawałek swojej szaty, ostrożnie bandażując rany. Materiał łapczywie pochłaniał czerwień.
- Jak się nazywasz? - zapytał, starając się skupić na sobie uwagę, kończąc przy okazji obwiązywać jej nogę.
Niech nie patrzy na śmierć, dzieci nie powinny czegoś takiego doświadczać. Artur czuł, że w jakimś sposób ją zawiódł jako dorosły.
| Anatomia I
Nie było jednak czasu na świętowanie. Najpierw płomienie, które rozchodziły się od podpalonego drzewa. Nim Artur zdążył cokolwiek zrobić, Ben już wyczarował gaszącą mgłę, sprowadzając na spalony teren odrobinę wytchnienia. Teraz, gdy adrenalina zdążyła opaść, do Longbottoma z całą mocą dotarła skala zniszczeń. Stosy ciał przy altanie kryły jednak nadal ciężko rannych, którym mogli jeszcze pomóc. Artur odepchnął od siebie ponure myśli, liczenie zabitych, opłakiwanie zmarłych. Z tym już nic nie zrobi, ale mógł jeszcze kilka osób ocalić. Podchwycił wołanie Bena, kierując wzrok we wskazanym kierunku. Tymczasem Gwardzista już zajmował się kimś innym.
- Zajmę się nią - odpowiedział, biegnąć w kierunku dziewczynki.
Była przygnieciona przez ciało jakiejś czarownicy, przez myśl Arturowi przeszło, że mogła to być jej matka. Potworne doświadczenie, ale na te rany nie potrafił jej teraz pomóc, najpierw musiała przeżyć. Jasne włosy częściowo zmieniły kolor, przesiąkając krwią.
- Nie ruszaj się, pomogę ci - odezwał się do niej spokojnie, ale jednocześnie stanowczo. - Patrz na mnie, oddychaj powoli - polecił, chcąc oderwać jej myśli od tego koszmaru.
Był bardo ostrożny, świadom, że nieumiejętna pomoc potrafiła być bardzo niebezpieczna. Ostrożnie odsunął z niej zwłoki, starając się nie poruszyć rannej dziewczynki. Szybkie oględziny pozwoliły stwierdzić, iż nie miała poważnych obrażeń, jednak potrzebowała pomocy, cały czas krwawiła. Artur bez wahania oderwał kawałek swojej szaty, ostrożnie bandażując rany. Materiał łapczywie pochłaniał czerwień.
- Jak się nazywasz? - zapytał, starając się skupić na sobie uwagę, kończąc przy okazji obwiązywać jej nogę.
Niech nie patrzy na śmierć, dzieci nie powinny czegoś takiego doświadczać. Artur czuł, że w jakimś sposób ją zawiódł jako dorosły.
| Anatomia I
Artur Longbottom
Zawód : Rebeliant
Wiek : 27
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Wdowiec
Tylko w milczeniu słowo,
tylko w ciemności światło,
tylko w umieraniu życie:
na pustym niebie
jasny jest lot sokoła
tylko w ciemności światło,
tylko w umieraniu życie:
na pustym niebie
jasny jest lot sokoła
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
The member 'Artur Longbottom' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 45
'k100' : 45
Udało mu się, gęsta mgła opadła na pełznące powoli po trawie i krzewach płomienie. W okolicy zapanował – w końcu – spokój, ale nie przyniosło to Benjaminowi ulgi. Zbyt wiele okropnych rzeczy wydarzyło się na terenie z założenia bezpiecznego i beztroskiego ogrodu magizoologicznego; zbyt dużo wiele śmierci, zbyt wiele cierpienia, zbyt wiele ofiar, którym nie zdołali pomóc. Czy gdyby biegli odrobinę szybciej, umykając przed kulami ognia, zdołaliby ochronić choć jedno dodatkowe tchnienie? Czy pierwsze nieudane zaklęcie odebrało niewinnej osobie szansę na to, by wymknęła się ze szponów atakującego gargulca? Wyrzuty sumienia i ciężar odpowiedzialności zaczynały zżerać go od środka, ale nie poddał się bólowi. Nie chodziło o niego, a o tych, których obiecał chronić. Zacisnął więc zęby i po prostu działał, rad, że nie jest tutaj sam. Bez Longbottoma nie poradziłby sobie z nawałnicą morderczych rzeźb i z zabezpieczeniem wszystkich ciężko rannych. Kątem oka widział, że blondyn szybko ruszył ku dziewczynce – znalazła się w dobrych rękach.
Wright zajął się więc pozostałymi. Najpierw szybko sprawdził funkcje życiowe przetransportowanego czarodzieja: zamiast ręki miał tylko krwawą miazgę, Ben rozpiął więc szybko skórzany pasek, a później zacisnął go mocno ponad wyrwaną kończyną, chcąc zatamować krwawienie. To na razie musiało wystarczyć, spod kolejnych stosów ciał, przyciągniętych tu przez gargulce, dobiegały jęki – pobiegł w tamtą stronę. A później: po prostu działał, metodycznie, konkretnie, wraz z Arturem starając się pomóc jak największej liczbie osób. Co przytłaczająco przerażające, wcale nie było ich tak dużo. Większość czarodziejów nie przeżyła kontaktu z ostrymi szponami i ciężkimi zębiskami kamiennych gargulców, a ich na wpół spopielone, na wpół zmiażdżone zwłoki zaściełały trawnik wokół altany. Zrobili jednak co tylko mogli; Benjamin pomiędzy udzielaniem podstawowej pomocy, wystrzelił w górę flarę – ta ściągnęła do altany uzdrowicieli, już poinformowanych o tragedii, która wydarzyła się w ogrodzie magizoologicznym. Jaimie i Artur nie zniknęli jednak, pomagali dalej, w transportowaniu rannych i przykrywaniu ciał tych, których nie zdążyli ochronić. Brodacz cały czas milczał, wewnętrznie walcząc z poczuciem porażki, bowiem chociaż udało im się opanować konsekwencje ożywiającej potwory anomalii, to nie zdołali cofnąć czasu i zapobiec tej rzezi. Ciągle myślał też o garborogach, prosząc w duchu, by dzikie zwierzęta nie zrobiły dodatkowych szkód.
| ztx2
Wright zajął się więc pozostałymi. Najpierw szybko sprawdził funkcje życiowe przetransportowanego czarodzieja: zamiast ręki miał tylko krwawą miazgę, Ben rozpiął więc szybko skórzany pasek, a później zacisnął go mocno ponad wyrwaną kończyną, chcąc zatamować krwawienie. To na razie musiało wystarczyć, spod kolejnych stosów ciał, przyciągniętych tu przez gargulce, dobiegały jęki – pobiegł w tamtą stronę. A później: po prostu działał, metodycznie, konkretnie, wraz z Arturem starając się pomóc jak największej liczbie osób. Co przytłaczająco przerażające, wcale nie było ich tak dużo. Większość czarodziejów nie przeżyła kontaktu z ostrymi szponami i ciężkimi zębiskami kamiennych gargulców, a ich na wpół spopielone, na wpół zmiażdżone zwłoki zaściełały trawnik wokół altany. Zrobili jednak co tylko mogli; Benjamin pomiędzy udzielaniem podstawowej pomocy, wystrzelił w górę flarę – ta ściągnęła do altany uzdrowicieli, już poinformowanych o tragedii, która wydarzyła się w ogrodzie magizoologicznym. Jaimie i Artur nie zniknęli jednak, pomagali dalej, w transportowaniu rannych i przykrywaniu ciał tych, których nie zdążyli ochronić. Brodacz cały czas milczał, wewnętrznie walcząc z poczuciem porażki, bowiem chociaż udało im się opanować konsekwencje ożywiającej potwory anomalii, to nie zdołali cofnąć czasu i zapobiec tej rzezi. Ciągle myślał też o garborogach, prosząc w duchu, by dzikie zwierzęta nie zrobiły dodatkowych szkód.
| ztx2
Make my messes matter, make this chaos count.
Benjamin Wright
Zawód : eks-gwiazda quidditcha
Wiek : 34
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
I wanna run against the world that's turning
I'd movе so fast that I'd outpace the dawn
I'd movе so fast that I'd outpace the dawn
OPCM : 37 +7
UROKI : 34
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 17
SPRAWNOŚĆ : 43
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Biegliście przed siebie deszczu wykazując się niesamowitą spostrzegawczością: rozpracowaliście schematy, według których ożywione magią gargulce przypuszczały ataki i lawirując pomiędzy kolejnymi kulami ognia przedostaliście się do altany, w której znajdowało się gniazdo potworów. Bowiem bez wątpienia były to potwory: ilość ich ofiar, zarówno martwych jak i poszkodowanych, była przerażająca. Unieśliście różdżki, a z waszych ust posypały się inkantacje. Magia była jednak bardzo niestabilna - po pierwszym zaklęciu Artura z nieba runął piorun, zaprószając ogień. Benjamin jednak zdołał zadusić płomienie przy pomocy niezwykle udanego zaklęcia Nebula exstiguere, które gęstymi kłębami fioletowej mgły opadło ku płonącemu drzewu.
Skuteczne zaklęcia uderzyły w gargulce silnymi podmuchami, przed którymi bestie nie były w stanie się ochronić: spadły, z hukiem roztrzaskując się o posadzkę. Jednak nie uznaliście swojej misji za zakończoną: wezwaliście pomoc oraz zrobiliście użytek z własnych umiejętności, starając się pomóc jak największej liczbie poszkodowanych. Nie byliście w stanie przywrócić życia tym, którzy już nie żyli, lecz wasze zakończone sukcesem działania uratowały dziesiątki innych istnień, które bez was bez cienia wątpliwości przestałyby istnieć.
Skuteczne zaklęcia uderzyły w gargulce silnymi podmuchami, przed którymi bestie nie były w stanie się ochronić: spadły, z hukiem roztrzaskując się o posadzkę. Jednak nie uznaliście swojej misji za zakończoną: wezwaliście pomoc oraz zrobiliście użytek z własnych umiejętności, starając się pomóc jak największej liczbie poszkodowanych. Nie byliście w stanie przywrócić życia tym, którzy już nie żyli, lecz wasze zakończone sukcesem działania uratowały dziesiątki innych istnień, które bez was bez cienia wątpliwości przestałyby istnieć.
Strona 3 z 3 • 1, 2, 3
Aleja gargulców
Szybka odpowiedź