Arena #02
AutorWiadomość
First topic message reminder :
[bylobrzydkobedzieladnie]
Arena #2
Do tego niepozornego pomieszczenia prowadzą dwie pary drzwi znajdujące się na przeciwległych ścianach; uczestnicy turnieju dopiero po ich przekroczeniu mogą poznać swojego przeciwnika. Na środku sali znajduje się otoczone rzędami siedzeń podwyższenie. To właśnie na nim mają miejsce pojedynki; zawodnicy po zajęciu miejsc na przeciwko siebie i wykonaniu tradycyjnego ukłonu, mogą rozpocząć walkę, z której rzadko kiedy oboje wychodzą bez szwanku.
Nad przebiegiem pojedynków czuwa magomedyk gotów zainterweniować w każdej chwili, a oprócz tego losy potyczki z zafascynowaniem śledzą czarodzieje zgromadzeni na widowni.
Nad przebiegiem pojedynków czuwa magomedyk gotów zainterweniować w każdej chwili, a oprócz tego losy potyczki z zafascynowaniem śledzą czarodzieje zgromadzeni na widowni.
[bylobrzydkobedzieladnie]
Gdybym tylko przez całe swoje życie mógł czuć taką adrenalinę to zapewne nigdy nie chodziłbym spać, ani nie tracił czasu na kobiety. Nie musiałem nawet wchodzić na arenę, aby ją poczuć. Wystarczyło mi samo zapisanie się do klubu pojedynków, aby poczuć niepokój, podniecenie i zniecierpliwienie, wszystko naraz. Pragnąłem wejść do domu pojedynków i wyjść z niego z tarczą, roznieść przeciwnika w pył i patrzeć jak pada na ziemię zmieciony góra kilkoma zaklęciami. Moja ambicja była przesadzona, zdawałem sobie z tego sprawę jakimiś ostatkami rozsądku jaki mi jeszcze pozostał, ale perspektywa powrotu do mojego ulubionego klubu z czasów dzieciństwa była zbyt nęcąca, abym chciał o nim pamiętać. Od czasu wypadku nawet nie myślałem, że będę w na tyle dobrym stanie, aby ponownie zostać pojedynkowiczem, aż nastał wreszcie ten dzień. Uzbrojony w moją różdżkę z drewna pistacjowego, aż zanadto pewny siebie wkroczyłem na arenę drugą, gdzie miałem zmierzyć się z Parkinsonem. Skłoniłem się lekko przed Marcelem, a kiedy rozbrzmiał sygnał rozpoczynający pojedynek, natychmiast wycelowałem różdżką w mego przeciwnika.
- Silencio! - wykrzyknąłem, licząc na to, że będzie to dobre (a przede wszystkim udane) zaklęcie na początek.
- Silencio! - wykrzyknąłem, licząc na to, że będzie to dobre (a przede wszystkim udane) zaklęcie na początek.
Gość
Gość
The member 'Raleigh Greengrass' has done the following action : rzut kością
'k100' : 67
'k100' : 67
Urocza nokturnowa wędrówka skończyła się zniszczonymi butami - wdepnął w sam środek rozkładającego się ciała, bo było zdecydowaniem gorszą miną od nawet najbardziej obrzydliwego smoczego łajna - i całe szczęście, na tym zakończyły się straty. Marce wątpił, by jego ciało dobrze zniosło kolejny mord, bo nadal wszem i wobec rozgłaszał, że umknął przed morderczą klątwą. Historia obrastała w kolejne detale, ale sens pozostawał niezmienny: nadal balował sobie w najbardziej ekskluzywnych knajpach Wielkiej Brytanii, chociaż Avada Kedavra trafiła go prosto w pierś. Mówił o tym każdemu, kto jeszcze chciał go słuchać - a mało bywało takich ludzi, bo większość z niewiadomych przyczyn pukała się wymownie po czole, mając go za szaleńca. Parkinson jednakże wiedział swoje, stąd na pojedynkowe spotkanie szedł raczej beztrosko. Z uśmiechem na twarzy, w niezobowiązującym stroju (stwierdził, że marynarka byłaby raczej niewygodna) pojawił się w Domu Pojedynków, łaskawie machając do siedzących na trybunach jego wiernych fanek. Miał w głębokim poważaniu, czy zobaczą jego zwycięstwo, czy też porażkę - istotne zaś było, by o ich reakcji na jedno czy drugie, nie dowiedziała się Thalia. Której obawiał się chyba bardziej niż stojącego już na podeście lorda Greengrassa. Zawsze eleganckiego. To nie byłaby ujma przegrać z takim przeciwnikiem; miał wyczucie stylu oraz interesującą urodę, a Marce chętnie widziałby w nim swego modela. Może nawet mu to zaproponuje po pojedynku?
Chętnie stanął na arenie i wykonując skomplikowany ukłon przed mężczyzną, wyciągnął przed siebie różdżkę, pozwalając Raleighowi czynić honory. Nadzwyczaj udane zaklęcie pomknęło w stronę Marcela, który początkowo rozważał zgrabny skok w bok, po czym jednak (i niemalże w ostatnim momencie) przypomniał sobie, że przecież też jest uzbrojony.
-Protego - zawołał, z nadzieją, iż uda mu się obronić.
Chętnie stanął na arenie i wykonując skomplikowany ukłon przed mężczyzną, wyciągnął przed siebie różdżkę, pozwalając Raleighowi czynić honory. Nadzwyczaj udane zaklęcie pomknęło w stronę Marcela, który początkowo rozważał zgrabny skok w bok, po czym jednak (i niemalże w ostatnim momencie) przypomniał sobie, że przecież też jest uzbrojony.
-Protego - zawołał, z nadzieją, iż uda mu się obronić.
Marcel Parkinson
Zawód : Doradca wizerunkowy "he he"
Wiek : 27
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
Na górze wino
na dole dwa
jestem przystojny
soł chapeau bas
na dole dwa
jestem przystojny
soł chapeau bas
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
The member 'Marcel Parkinson' has done the following action : rzut kością
'k100' : 88
'k100' : 88
Idealne Protego pomknęło w stronę lorda Greengrassa; Marce uśmiechnął się triumfalnie, aczkolwiek raczej wiedziony dumą ze swych umiejętności, niż w celu pokazania przeciwnikowi swej wyższości. Na pewno górował nad nim pod względem znajomości trendów, modowych niuansów, ploteczek ze świata celebrytów, ale o swojej przewadze na polu stricte magicznym... nie był przekonany. Próbował jednak dalej, ponieważ traktował serię tych pojedynków jak naprawdę dobrą zabawę. O ile później takie walki nie przeradzały się w prawdziwe konflikty, czuł się wręcz zachwycony, biorąc w nich udział.
-Confundus - zawołał wesoło, błyskając w uśmiechu białymi zębami. Ups. Nie chciałby przez przypadek oślepić Greengrassa, czy za coś takiego groziłaby dyskwalifikacja?
-Confundus - zawołał wesoło, błyskając w uśmiechu białymi zębami. Ups. Nie chciałby przez przypadek oślepić Greengrassa, czy za coś takiego groziłaby dyskwalifikacja?
Marcel Parkinson
Zawód : Doradca wizerunkowy "he he"
Wiek : 27
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
Na górze wino
na dole dwa
jestem przystojny
soł chapeau bas
na dole dwa
jestem przystojny
soł chapeau bas
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
The member 'Marcel Parkinson' has done the following action : rzut kością
'k100' : 60
'k100' : 60
Mój przeciwnik był zdecydowanie zbyt beztroski i niepoważny. Już sam jego strój uwłaczał mojemu poczuciu godności, a wzniosłość mego pierwszego w tym sezonie pojedynku nieco jakby straciła na swym blasku. Ściągnąłem brwi, starając się zachować neutralny wyraz twarzy, chociaż miałem wrażenie, że moje oczy rzucają w stronę Marcela co najmniej piorunujące spojrzenia. Wykrzywiłem wargi w uśmiechu pełnym dezaprobaty, aby w wyjątkowo łaskawy sposób zignorować tę zniewagę i z dumą podziwiałem, jak udane zaklęcie pędzi w stronę mego przeciwnika, jednakże dość szybko mina mi zrzedła. Nie spodobała mi się jego riposta i wyjątkowo zgrabne zaklęcie tarczy. Zacisnąłem mocniej wargi, obserwując przez chwilę jak mkną ku mnie dwa świetliste groty i tylko przez ułamek sekundy poczułem lęk. Później istniało już jedynie lekkomyślne podniecenie niebezpieczeństwem. Poruszyłem nadgarstkiem, szykując się do rzucenia zaklęcia tarczy, skupiając się na koszmarnym sweterku przeciwnika. Chciałbym zobaczyć jak rozbijają się o niego moje czary.
- Protego!
- Protego!
Gość
Gość
The member 'Raleigh Greengrass' has done the following action : rzut kością
'k100' : 48
'k100' : 48
Błąd. Czarodziejska tarcza zamajaczyła przez chwilę przede mną, dając mi złudne poczucie bezpieczeństwa. Mentalnie odetchnąłem, nieprzygotowany na niewerbalne czarowanie. Już szykowałem w głowie odpowiednie na tę okazję zaklęcie, chcąc dorzucić kolejne do krążącej między nami wymiany magii, gdy poczułem silny ucisk w klatce piersiowej. Tarcza ugięła się pod naporem czarów Marcela i pękła, waląc prosto w moje napięte ciało. Zamroczyło mnie przez chwilę. Z mojej głowy uleciało najświeższe wspomnienie o wyjątkowo urodziwej damie, z którą witałem się w przedsionku domu pojedynków. Szkoda, miałem już co do niej pewne plany. Odruchowo chwyciłem się za głowę, czując dziwną, niepokojącą pustkę. Dodałem do tego uczucie ścisku w gardle i już wiedziałem, że to może być naprawdę ciężki pojedynek. Spojrzałem ze zdezorientowaniem na swojego przeciwnika i w jakimś wyjątkowym przebłysku przypomniałem sobie, że to ja oberwałem i teraz moja kolej.
- Confundus - postanowiłem nie być oryginalny, ale o tym Parkinson miał dowiedzieć się dopiero, gdy czar miał w niego ugodzić. Niewerbalne rzucanie zaklęć mogło mieć swoje plusy, chociaż niewątpliwe było niezwykłym utrudnieniem.
- Confundus - postanowiłem nie być oryginalny, ale o tym Parkinson miał dowiedzieć się dopiero, gdy czar miał w niego ugodzić. Niewerbalne rzucanie zaklęć mogło mieć swoje plusy, chociaż niewątpliwe było niezwykłym utrudnieniem.
Gość
Gość
The member 'Raleigh Greengrass' has done the following action : rzut kością
'k100' : 87
'k100' : 87
Jakże dziwnie było obserwować odbite zaklęcie, śmigające w jego własnego twórcę. Świetlisty grot perfekcyjnie poszybował wprost w Greengrassa (Marce był pewny, iż ma na sobie garnitur z wiosennej kolekcji sygnowanej jego własnym nazwiskiem), przebijając się przez stworzoną przez niego tarczę. Parkinson niemalże podziwiał każde zagięcie tworzące się na fałdach marynarki, kiedy tuż za silencio ugodził w Raleigha jego urok. Poczuł niemałą satysfakcję, aczkolwiek udawał skromnego, stojąc w bojowej pozycji i czekając na możliwość obrony. Bo był pewny, iż Greengrass łatwo się nie podda. Jego zacięta mina jasno wskazywała na chęć dalszej walki, a nade wszystko - na wyrównanie rachunków. Parkinson w myślach błagał, by ten nie potraktował go jakąś naprawdę paskudną klątwą, kiedy na głos, lekko drżącym tonem, wypowiadał formułę zaklęcia tarczy:
-Protego Maxima!
-Protego Maxima!
Marcel Parkinson
Zawód : Doradca wizerunkowy "he he"
Wiek : 27
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
Na górze wino
na dole dwa
jestem przystojny
soł chapeau bas
na dole dwa
jestem przystojny
soł chapeau bas
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
The member 'Marcel Parkinson' has done the following action : rzut kością
'k100' : 43
'k100' : 43
Tym razem to on się zachwiał, lekko skołowany, potoczył błędnym wzrokiem dokoła, nie wiedząc zupełnie, gdzie się znajduje, ani z kim ma do czynienia. Nawet przystojna twarz Greengrassa nie powiedziała mu wiele - dopiero kiedy przyswoił fakt, że ten trzyma przed sobą wyciągniętą różdżkę, skłonił Marcela do sięgnięcia po swoją własną. Odszukał ją, gorączkowo celując w stojącego naprzeciw mężczyznę i rzucając pierwsze zaklęcie, jakie przyszło mu na myśl:
-Fluctus - zawołał, niemalże panikując z niepewności, co tu się do licha wyrabia.
-Fluctus - zawołał, niemalże panikując z niepewności, co tu się do licha wyrabia.
Marcel Parkinson
Zawód : Doradca wizerunkowy "he he"
Wiek : 27
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
Na górze wino
na dole dwa
jestem przystojny
soł chapeau bas
na dole dwa
jestem przystojny
soł chapeau bas
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
The member 'Marcel Parkinson' has done the following action : rzut kością
'k100' : 9
'k100' : 9
Ponura satysfakcja odmalowała się na mojej twarzy, gdy mój urok wreszcie dosięgnął tego bezwstydnego Parkinsona. Niezwykle silny confundus zdecydowanie dał mu popalić, widziałem to wyraźnie, gdy toczył wokoło błędnym wzrokiem, a chociaż w tej chwili naprawdę miałem ochotę, aby poprawić swoje zaklęcie kolejnym urokiem, zachowałem się jak należało. Zaczekałem cierpliwie, aż Marcel oszuka swoją różdżkę, namyśli się i strzeli w moim kierunku jedynie strzępkiem magii, ledwie wątłymi iskrami. Na mojej twarzy pojawił się uprzejmy uśmiech, ot próba powstrzymania się od parsknięcia śmiechem, jaki nie przystawał przecież arystokracie w klubie pojedynków.
- Commotio - pomyślałem w przypływie okrutnego poczucia humoru. Zaatakowanie kogoś ładunkami elektrycznymi nie mogło być uznane za uprzejmość, zwłaszcza, gdy przeciwnik wyraźnie miał problem ze skupieniem uwagi na pojedynku, lecz w tym momencie liczyło się dla mnie jedynie zwycięstwo.
- Commotio - pomyślałem w przypływie okrutnego poczucia humoru. Zaatakowanie kogoś ładunkami elektrycznymi nie mogło być uznane za uprzejmość, zwłaszcza, gdy przeciwnik wyraźnie miał problem ze skupieniem uwagi na pojedynku, lecz w tym momencie liczyło się dla mnie jedynie zwycięstwo.
Gość
Gość
Arena #02
Szybka odpowiedź