Oranżeria
Strona 2 z 3 • 1, 2, 3
AutorWiadomość
First topic message reminder :
[bylobrzydkobedzieladnie]
Oranżeria
Czy też lato, czy też zima - to nie ma znaczenia. Oranżeria jest doskonałym miejscem, by zjeść tutaj śniadanie, wszak magią można ocieplić każde pomieszczenie. Tutaj również tak to działa, więc kto wie... Może to właśnie tutaj zostaniesz zaproszony przez Katyę?
[bylobrzydkobedzieladnie]
Katya Ollivander
Zawód : Zawieszona w prawie wykonywania zawodu
Wiek : 25
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
Mogę się oprzeć wszystkiemu z wyjątkiem pokusy!
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Metamorfomag
Nieaktywni
Pokiwał głową - Lotta będzie pewnie jedną z pierwszych osób, którym powie jak już będzie po wszystkim. Ufał, że uda mu się za pierwszym razem i nie będzie musiał powtarzać egzaminu w nieskończoność, ostatecznie radził sobie coraz lepiej! Kierowcą jeszcze nie był, jednak nim zostaje się dopiero po całych latach siedzenia za kierownicą. Mimo tego miał pewną nogę, sama jazda go nie stresowała, ba! Czuć było, że wie co robi.
- Mhm... - mruknął powoli i cicho - Powiedzmy, że wierzę. - stwierdził, kiwając głową. Obiecał sobie, że i tak będzie czujny! Lotta mogła nie widzieć, że tamten gość smali do niej cholewki, ale Tytus na sto procent zwróciłby na to uwagę. Nie mógł się już doczekać wizyty na Pokątnej, bo zwyczajnie będzie spokojniejszy jak już pozna tego całego Duncana i rzeczywiście okaże się, że traktuje pannę Moore jak siostrę, a nie słodki kąsek.
- Uuuu, pewnie byliby zaciekawieni. - stwierdził ze śmiechem, ale obiecał, że postara się powstrzymywać, choć mniemał, że będzie to ciężkie. Jak go czasem zaswędziało to myślał, że oszaleje! W nocy to będzie dopiero zabawa! Teraz faktycznie smarował się co trzy godziny, zgodnie z zaleceniami pani medyk, ale przecież jak słońce zajdzie i Titus odpłynie w ramiona Morfeusza, to świerzb pewnie skorzysta ze swojej szansy i zaatakuje ze zdwojoną siłą!
- Dobra, dobra, już nie będę. - machnął ręką. Wyłożył się zaraz na stoliku, podkładając dłonie pod brodę - Hm, właściwie medyczka używała rękawiczek, ale nie sądzę, żeby to tak przechodziło na ludzi w mgnieniu oka, bo jakby tak było to pewnie kazaliby mi zostać w Mungu. - stwierdził, delikatnie wzruszając ramionami - No całą bym cię wysmarował w razie czego. - roześmiał się. Nie życzył jej jednak żadnych chorób, a już z pewnością tych, które atakują skórę. Był również bardzo wdzięczny za to, że nie uciekła z krzykiem już na samym początku, a teraz jeszcze chciała mu pomóc - smarowanie pleców było naprawdę bardzo ciężkie, a matka zapowiedziała, że nie dotknie go nawet palcem dopóki całkiem się nie wyleczy. Wcześniej pomagał mu skrzat, ale Titus raczej nie chciał tego powtarzać, ani komukolwiek o tym mówić. To był cios poniżej pasa, rysa na całe życie... Tak czy inaczej dłonie Lotty były zdecydowanie bardziej pożądane niż pomarszczone łapska domowego skrzata.
- Oooo, jak dobrze... Ale ulga. - przymknął ślepia, zaś jego usta wykrzywił delikatny uśmiech - Prawie jak masaż, przydałby mi się masaż, chodzę ostatnio taaaaki spięty. - westchnął. Trochę koloryzował, ale pewnie uznał, że to dobry sposób żeby wysępić troszkę więcej przyjemności.
- Mhm... - mruknął powoli i cicho - Powiedzmy, że wierzę. - stwierdził, kiwając głową. Obiecał sobie, że i tak będzie czujny! Lotta mogła nie widzieć, że tamten gość smali do niej cholewki, ale Tytus na sto procent zwróciłby na to uwagę. Nie mógł się już doczekać wizyty na Pokątnej, bo zwyczajnie będzie spokojniejszy jak już pozna tego całego Duncana i rzeczywiście okaże się, że traktuje pannę Moore jak siostrę, a nie słodki kąsek.
- Uuuu, pewnie byliby zaciekawieni. - stwierdził ze śmiechem, ale obiecał, że postara się powstrzymywać, choć mniemał, że będzie to ciężkie. Jak go czasem zaswędziało to myślał, że oszaleje! W nocy to będzie dopiero zabawa! Teraz faktycznie smarował się co trzy godziny, zgodnie z zaleceniami pani medyk, ale przecież jak słońce zajdzie i Titus odpłynie w ramiona Morfeusza, to świerzb pewnie skorzysta ze swojej szansy i zaatakuje ze zdwojoną siłą!
- Dobra, dobra, już nie będę. - machnął ręką. Wyłożył się zaraz na stoliku, podkładając dłonie pod brodę - Hm, właściwie medyczka używała rękawiczek, ale nie sądzę, żeby to tak przechodziło na ludzi w mgnieniu oka, bo jakby tak było to pewnie kazaliby mi zostać w Mungu. - stwierdził, delikatnie wzruszając ramionami - No całą bym cię wysmarował w razie czego. - roześmiał się. Nie życzył jej jednak żadnych chorób, a już z pewnością tych, które atakują skórę. Był również bardzo wdzięczny za to, że nie uciekła z krzykiem już na samym początku, a teraz jeszcze chciała mu pomóc - smarowanie pleców było naprawdę bardzo ciężkie, a matka zapowiedziała, że nie dotknie go nawet palcem dopóki całkiem się nie wyleczy. Wcześniej pomagał mu skrzat, ale Titus raczej nie chciał tego powtarzać, ani komukolwiek o tym mówić. To był cios poniżej pasa, rysa na całe życie... Tak czy inaczej dłonie Lotty były zdecydowanie bardziej pożądane niż pomarszczone łapska domowego skrzata.
- Oooo, jak dobrze... Ale ulga. - przymknął ślepia, zaś jego usta wykrzywił delikatny uśmiech - Prawie jak masaż, przydałby mi się masaż, chodzę ostatnio taaaaki spięty. - westchnął. Trochę koloryzował, ale pewnie uznał, że to dobry sposób żeby wysępić troszkę więcej przyjemności.
Every great wizard in history has started out as nothing more than what we are now, students.
If they can do it,
why not us?
If they can do it,
why not us?
Dla kogoś, kto obserwuje to z boku i to z dużej odległości, jak to czarodzieje na mugoli (a jednak Charlotte mimo, iż czarownicą nie była, spędzała w magicznych częściach Londynu zdecydowaną większość swojego czasu) - prowadzenie auta wydawało się całkiem proste. No, przecież jak przekręcisz kierownicę w prawo to skręci w prawo, jak w lewo to w lewo, na jezdni w tych czasach wielu aut jeszcze nie było. Żyć nie umierać! O tym, że to bardziej skomplikowane niż kręcenie kółkiem, Titus będzie mógł ją z resztą uświadomić za jakiś czas. Póki co musi zdać (za pierwszym razem rzecz jasna!), auto kupić, oddać je dwóm Bottom i (chyba) niedługo potem odzyskać.
Nie próbowała go bardziej przekonywać: uznała, że kiedy Titus zobaczy Duncana, uwierzy, że to nic takiego. Choćby przez fakt, że Dunny'emu jednak bliżej trzydziestki, niż dwudziestki. Albo dlatego, że on obdziela swoją miłością cały świat i Lotta wcale jakoś ze swoim kawałkiem nie czuła się wyjątkowa. Co nie sprawia, że jakiejśtam radości jej ta relacja nie sprawiała.
- Titus, czemu leżysz półnagi, związany i kim jest ta dziewucha? - spróbowała przedrzeźniać typową panią domu i zaśmiała się, choć przecież Titusowej mamy nie znała i nie mogła jej naśladować. Uśmiechnęła się szeroko. Noo... prawdopodobnie nie miałaby szans na błogosławieństwo po takim wstępie, a to wszystko tylko dla dobra Titusa!
Podeszła więc bliżej i nabrała trochę paskudnej maści, żeby rozsmarować ją na niezbyt atrakcyjnych zaczerwienieniach. Nie było jej łatwo obrzydzić i może ta czynność nie była marzeniem jej życia, ale nie zamierzała też nad tym zbytnio biadolić. W końcu dzięki temu te plamy niedługo znikną! Jeśli ich Titus nie rozdrapie oczywiście.
- W to nie wątpię. - stwierdziła trochę rozbawiona. Jak to jest właściwie, że Lotta otacza się w większości facetami? Właściwie to nie miała wielu bliskich osób, ale raczej nie byłoby komu jej smarować, bo i dziewczynie nie wypada w pół negliżu chodzić! Jakież to jest niesprawiedliwe. Dopiero teraz pomyślała, jakie miała szczęście, że nikt jej nigdy niczym podobnym nie zaraził, kiedy pałętała się miedzy szemranymi zachlejmordami Nokturnu.
- Jesteś paskudnym wyłudzaczem, zdajesz sobie z tego sprawę? Rozpieszczony jedynak. - zaśmiała się, nakładając jeszcze trochę więcej maści w zgodzie z myślą im więcej tym może to szybciej zejdzie i odkładając pojemniczek. - Masz mnie za to na tańce zabrać, jak wyzdrowiejesz.
Zadecydowała, bo dawno w takim miejscu nie była i chyba jej trochę brakowało. Ostatnią odrobinką maści pacnęła go palcem w nos.
- Powinnam zaraz się zwijać, zanim do tajemniczych okoliczności dojdzie jeszcze noc. Chciałam cię w końcu zobaczyć. - uśmiechnęła się ciepło, ale faktycznie trzeba było ruszać, bo za dużym przeszkleniem panował już późny wieczór i, choć Lotta nie musiała się już martwić o chodzenie nocą po Nokturnie (jakby się do tej pory martwiła!) to jednak wolała nie wysiadywać w tej posiadłości po nocach. Ewentualne spotkanie z panią Ollivander może przeminąć w bardziej normalnych okolicznościach, za jakiś czas!
- Dobranoc. Pewnie wpadnę jakoś niedługo. - no, nie da mu się przecież zanudzić w chorobie! Może znajdzie czas między pracą, ogarnianiem Graciarni i nauką gotowania.
Ruszyła zaraz w drogę powrotną do kominka.
zt
Nie próbowała go bardziej przekonywać: uznała, że kiedy Titus zobaczy Duncana, uwierzy, że to nic takiego. Choćby przez fakt, że Dunny'emu jednak bliżej trzydziestki, niż dwudziestki. Albo dlatego, że on obdziela swoją miłością cały świat i Lotta wcale jakoś ze swoim kawałkiem nie czuła się wyjątkowa. Co nie sprawia, że jakiejśtam radości jej ta relacja nie sprawiała.
- Titus, czemu leżysz półnagi, związany i kim jest ta dziewucha? - spróbowała przedrzeźniać typową panią domu i zaśmiała się, choć przecież Titusowej mamy nie znała i nie mogła jej naśladować. Uśmiechnęła się szeroko. Noo... prawdopodobnie nie miałaby szans na błogosławieństwo po takim wstępie, a to wszystko tylko dla dobra Titusa!
Podeszła więc bliżej i nabrała trochę paskudnej maści, żeby rozsmarować ją na niezbyt atrakcyjnych zaczerwienieniach. Nie było jej łatwo obrzydzić i może ta czynność nie była marzeniem jej życia, ale nie zamierzała też nad tym zbytnio biadolić. W końcu dzięki temu te plamy niedługo znikną! Jeśli ich Titus nie rozdrapie oczywiście.
- W to nie wątpię. - stwierdziła trochę rozbawiona. Jak to jest właściwie, że Lotta otacza się w większości facetami? Właściwie to nie miała wielu bliskich osób, ale raczej nie byłoby komu jej smarować, bo i dziewczynie nie wypada w pół negliżu chodzić! Jakież to jest niesprawiedliwe. Dopiero teraz pomyślała, jakie miała szczęście, że nikt jej nigdy niczym podobnym nie zaraził, kiedy pałętała się miedzy szemranymi zachlejmordami Nokturnu.
- Jesteś paskudnym wyłudzaczem, zdajesz sobie z tego sprawę? Rozpieszczony jedynak. - zaśmiała się, nakładając jeszcze trochę więcej maści w zgodzie z myślą im więcej tym może to szybciej zejdzie i odkładając pojemniczek. - Masz mnie za to na tańce zabrać, jak wyzdrowiejesz.
Zadecydowała, bo dawno w takim miejscu nie była i chyba jej trochę brakowało. Ostatnią odrobinką maści pacnęła go palcem w nos.
- Powinnam zaraz się zwijać, zanim do tajemniczych okoliczności dojdzie jeszcze noc. Chciałam cię w końcu zobaczyć. - uśmiechnęła się ciepło, ale faktycznie trzeba było ruszać, bo za dużym przeszkleniem panował już późny wieczór i, choć Lotta nie musiała się już martwić o chodzenie nocą po Nokturnie (jakby się do tej pory martwiła!) to jednak wolała nie wysiadywać w tej posiadłości po nocach. Ewentualne spotkanie z panią Ollivander może przeminąć w bardziej normalnych okolicznościach, za jakiś czas!
- Dobranoc. Pewnie wpadnę jakoś niedługo. - no, nie da mu się przecież zanudzić w chorobie! Może znajdzie czas między pracą, ogarnianiem Graciarni i nauką gotowania.
Ruszyła zaraz w drogę powrotną do kominka.
zt
One day
the Grave-Digger had been approached by the stranger, who asked the way to town. He seemed strangely familiar, although they had never met.
- Ale mamo! My się tylko bawimy! - rozłożył ramiona, zaraz parskając głośnym śmiechem. Już widział minę pani Ollivander - niby potrafiła znieść wiele i przymknąć oko na prawie wszystkie wybryki swojego syna, ale to by było już za dużo nawet dla niej. Mimo wszystko wciąż była przecież damą, do tego stopnia, że dostawała migreny jak ktoś jej wnosił błoto na dywan albo przestawiał te wszystkie bibeloty, którymi namiętnie ozdabiała każdy kąt posiadłości.
- Oj tam, tylko trochę. - wzruszył delikatnie ramionami - Na tańce zawsze! - aż mu się przypomniała ostatnia potańcówka u braci Fancourt! Zasmucił się i ucieszył jednocześnie - wspomnienie Tonks napawało go radością, ale wciąż tęsknił za tą wspaniała statuetką, którą zawinęła mu sprzed nosa. A propo nosów - mrugnął, kiedy go pacnęła i wtarł sobie maść również w twarz - nie zaszkodzi, a może nawet pomoże! Błyszczał się po tym mazidle jakby ktoś obsypał go brokatem, ba! Z powodzeniem mógłby robić za kulę dyskotekową.
- Cieszę się, że przyszłaś. Dziękuję. - pokiwał głową, powoli zbierając się ze swojego miejsca - Odprowadzę cię chociaż do kominka. - zebrał magazyn i Proroka, a także filiżankę, która w swoich porcelanowych ścianach wciąż gościła resztki pachnącej herbaty.
Pożegnał Lottę w salonie, patrząc w zielone płomienie dopóki ostatni nie wypalił się do cna, a później zajął się swoimi sprawami. Może kotem, którego niedawno przyniósł ze schroniska i który chyba bardzo nie lubił ludzkich stóp, bo rzucał się na nie przy każdej możliwej okazji.
/zt
- Oj tam, tylko trochę. - wzruszył delikatnie ramionami - Na tańce zawsze! - aż mu się przypomniała ostatnia potańcówka u braci Fancourt! Zasmucił się i ucieszył jednocześnie - wspomnienie Tonks napawało go radością, ale wciąż tęsknił za tą wspaniała statuetką, którą zawinęła mu sprzed nosa. A propo nosów - mrugnął, kiedy go pacnęła i wtarł sobie maść również w twarz - nie zaszkodzi, a może nawet pomoże! Błyszczał się po tym mazidle jakby ktoś obsypał go brokatem, ba! Z powodzeniem mógłby robić za kulę dyskotekową.
- Cieszę się, że przyszłaś. Dziękuję. - pokiwał głową, powoli zbierając się ze swojego miejsca - Odprowadzę cię chociaż do kominka. - zebrał magazyn i Proroka, a także filiżankę, która w swoich porcelanowych ścianach wciąż gościła resztki pachnącej herbaty.
Pożegnał Lottę w salonie, patrząc w zielone płomienie dopóki ostatni nie wypalił się do cna, a później zajął się swoimi sprawami. Może kotem, którego niedawno przyniósł ze schroniska i który chyba bardzo nie lubił ludzkich stóp, bo rzucał się na nie przy każdej możliwej okazji.
/zt
Every great wizard in history has started out as nothing more than what we are now, students.
If they can do it,
why not us?
If they can do it,
why not us?
Pola z domu wybiegla jak oparzona, wściekła fretka, ktorą ktos zdenerwowal jeszcze przed obiadem. I chociaż ze względu na patronusa panienki Havisham bardziej adekwatne byłoby nazwanie jej kotką, to fretka idealnie pasuje do tego jak wszystko na swojej drodze Pola postanowila zepsuc. Wiec biegnie do metra, metrem przebiega, przelatuje i przejeżdża, a potem wsiada do jakiejś machiny, która ją zawiozla aż do miejsca Z którego sie siecią fiuu mogła dostac Tu. Prawdę powiedziawszy, niemagiczni mają już szybsze rozwiązania jeżeli chodzi o komunikację miejska. A ile przy tym sie zaoszczędza wstydu, ze taka ladna dziewczynka biegnie przez miasto płacze i stragany rozwala. Te z tanimi pamiątkami.
Gdyby John Lennon wlasnie szedł ulica, Pola najpewniej wcale by go nie zauważyła, ba, odobilaby sie od niego i nic. Bo ma taki zepsuty humor, jak jeszcze nigdy. Trudno nie mieć, jak ci ktoś, kogo sie KOCHA mowi, ze on jednak uznał, ze woli wrócić do bylej, do tego takiej co z jego bratem sie rucha okazyjnie. No i pieknie, pieknie bardzo, a wlasciwie to bardzo zle i cala Pola aż elektryzuje, hehe jak pole elektryczne. Wiec lepiej nie podchodzić, a jak podchodzić to z kijem, bo drewno nie przepuszcza prądu podobno.
Ale w końcu wypluta przez kominek pojawia się w dworku panstwa Olivanderow. Wlosy przyklepuje, żeby nie odstawaly, kokardke pod brodą wyprostowala, oczy otarła z łez i mowi komuś, ze Ttitus jest jej bardzo bardzo potrzebny. Na predce wymyśla, ze to dlatego, ze coś złego sie stało. Służba przejęta, pewnie myślą, ze to znów z tego zakonu, ale nie tym razem, ale poniekąd.
Jak sie Titus pojawił, to Pola sie nie uśmiecha. Nie rzuca mu sie na szyję tylko czeka aż zostana sami i wtedy zaciska ręce po raz ostatni i krzyczy na niego. Ale cicho, żeby nikt jej nie wywalił.
-Titus, jak mogłeś mi nie powiedzieć o tej Skamander, oni ze mnie zrobili idiotke, a ty mi pozwoliles sie tak upokorzyć i jeszcze te urodziny organizowaliśmy -wyrzuca z siebie wszystkie zale i nim sie spostrzegla, to znów płacze.
Gdyby John Lennon wlasnie szedł ulica, Pola najpewniej wcale by go nie zauważyła, ba, odobilaby sie od niego i nic. Bo ma taki zepsuty humor, jak jeszcze nigdy. Trudno nie mieć, jak ci ktoś, kogo sie KOCHA mowi, ze on jednak uznał, ze woli wrócić do bylej, do tego takiej co z jego bratem sie rucha okazyjnie. No i pieknie, pieknie bardzo, a wlasciwie to bardzo zle i cala Pola aż elektryzuje, hehe jak pole elektryczne. Wiec lepiej nie podchodzić, a jak podchodzić to z kijem, bo drewno nie przepuszcza prądu podobno.
Ale w końcu wypluta przez kominek pojawia się w dworku panstwa Olivanderow. Wlosy przyklepuje, żeby nie odstawaly, kokardke pod brodą wyprostowala, oczy otarła z łez i mowi komuś, ze Ttitus jest jej bardzo bardzo potrzebny. Na predce wymyśla, ze to dlatego, ze coś złego sie stało. Służba przejęta, pewnie myślą, ze to znów z tego zakonu, ale nie tym razem, ale poniekąd.
Jak sie Titus pojawił, to Pola sie nie uśmiecha. Nie rzuca mu sie na szyję tylko czeka aż zostana sami i wtedy zaciska ręce po raz ostatni i krzyczy na niego. Ale cicho, żeby nikt jej nie wywalił.
-Titus, jak mogłeś mi nie powiedzieć o tej Skamander, oni ze mnie zrobili idiotke, a ty mi pozwoliles sie tak upokorzyć i jeszcze te urodziny organizowaliśmy -wyrzuca z siebie wszystkie zale i nim sie spostrzegla, to znów płacze.
I get down to Beat poetry ◇ They say I'm too young to love you I don't know what I need They think I don't understand The freedom land of the seventies I think I'm too cool to know ya You say I'm like the ice I freeze I'm churning out novels like Beat poetry on Amphetamines endlesslove
Ollivander raczej nie spodziewał się żadnych gości, a już w szczególności panny Polly Havisham, której nie widział chyba od urodzin Bertiego. To już będzie jakiś miesiąc! Wiedział oczywiście o zerwaniu z Bottem, nawet sobie obiecywał, że odwiedzi Poleczkę w najbliższym czasie, ale sam miał później trochę problemów i jakoś tak wyszło, że to dzieweczka musiała się pofatygować do posiadłości Ollivanderów.
Kiedy mu powiedziano, że w oranżerii czeka nań jakaś młódka, w dodatku zapłakana i jeszcze twierdzi, że coś się stało, to Titus aż wypuścił z dłoni kanapkę (robił sobie akurat przerwę w nauce buszując po kuchni pomiędzy uwijającymi się przy obiedzie skrzatami) i pognał we wskazane miejsce. Już przez okno zobaczył, że to Polly i... w pierwszej chwili nawet się trochę przestraszył - wyglądała jakby po drodze tutaj zdemolowała pół Londynu, serio, Ollivander zaczął się obawiać o własną głowę... W każdym razie w końcu wyszedł do panny Havisham, bo takie rzeczy bierze się na klatę.
- Polly, aleś mnie... - zaczął, ale tedy Polka zaczęła krzyczeć, a Titus się cofnął, bo obawiał się, że go zaraz zacznie okładać tymi swoimi drobnymi dłońmi zaciśniętymi w pięści.
- Ciiii... - wsparł palec wskazujący na ustach, po czym zbliżył się trochę do Polly, coby jej oprzeć obie dłonie na ramionach. Tak w geście pocieszenia.
- Przepraszam, Polly... Ona była, a później jej nie było i ja nie wiedziałem, że znowu coś z tego będzie, mi się wydawało, że to już przeszłość. - westchnął. Taka prawda - niby jakiś tam kontakt z Judith miał, ale przecież w życiu by nie pomyślał, że młoda Skamander będzie jeszcze chciała chociażby spojrzeć na Bertiego - Nie płacz, Polly... Albo wiesz co? Jeśli chcesz to płacz, wiem, że jest ci smutno. - i przytulił Polkę-biedaczkę, klepiąc ją po blond główce.
Kiedy mu powiedziano, że w oranżerii czeka nań jakaś młódka, w dodatku zapłakana i jeszcze twierdzi, że coś się stało, to Titus aż wypuścił z dłoni kanapkę (robił sobie akurat przerwę w nauce buszując po kuchni pomiędzy uwijającymi się przy obiedzie skrzatami) i pognał we wskazane miejsce. Już przez okno zobaczył, że to Polly i... w pierwszej chwili nawet się trochę przestraszył - wyglądała jakby po drodze tutaj zdemolowała pół Londynu, serio, Ollivander zaczął się obawiać o własną głowę... W każdym razie w końcu wyszedł do panny Havisham, bo takie rzeczy bierze się na klatę.
- Polly, aleś mnie... - zaczął, ale tedy Polka zaczęła krzyczeć, a Titus się cofnął, bo obawiał się, że go zaraz zacznie okładać tymi swoimi drobnymi dłońmi zaciśniętymi w pięści.
- Ciiii... - wsparł palec wskazujący na ustach, po czym zbliżył się trochę do Polly, coby jej oprzeć obie dłonie na ramionach. Tak w geście pocieszenia.
- Przepraszam, Polly... Ona była, a później jej nie było i ja nie wiedziałem, że znowu coś z tego będzie, mi się wydawało, że to już przeszłość. - westchnął. Taka prawda - niby jakiś tam kontakt z Judith miał, ale przecież w życiu by nie pomyślał, że młoda Skamander będzie jeszcze chciała chociażby spojrzeć na Bertiego - Nie płacz, Polly... Albo wiesz co? Jeśli chcesz to płacz, wiem, że jest ci smutno. - i przytulił Polkę-biedaczkę, klepiąc ją po blond główce.
Every great wizard in history has started out as nothing more than what we are now, students.
If they can do it,
why not us?
If they can do it,
why not us?
- Nie będę ćś, nie uciszaj mnie, ja jestem na skraju załamania nerwowego, Titus- tak mu powiedziała, prawie mu odgryzła palucha w tej sekundzie, biedny Titus, a mówią, że nie powinno się zabijać posłańca. Ale czy można biednego Tituska traktować jak posłańca? On był raczej MILCZĄCYM świadkiem tego, co sprawiło, że Pola znów ma takie myśli jak dawno temu jak Linetę zabiło COŚ.
- No najwyraźniej zle myslałeś, a ja to ja myślałam, że jestem po przejściach. Przecież ona nam tam przyszła na imprezę i Bertie mi kłamał, że -tu udaje głos Bertiego - To tylko przeszłość, że on wcale nie ma zamiaru do niej wracać. A ja co zrobiłam? A ja doniego: to się z nią umów i z nią porozmawiaj. Jaka ja jestem głupia, tylko dlaczego mam nie być, jak moja matka to wariatka a ojciec zepsuł nam rodzinę- wkurza się Polcia, bo jej mama to na prawdę wariatka, mimo że arystorkatka i to wydziedziczona, bo za brzydka była dla lorda JAKIEGOŚTAM, to dalej nie rozumie i nie powiedziała Poli, że czegoś takiego jak miłość nie ma.
- SMUTNO- jęczy Pola, żeby zaraz go znów uderzyć, ale on ją przytula i biedna Poleczka to już wcale go nie bije. Jak tu bić kogoś, kto mimo, że był przyjacielem Bertiego, to jej przyjacielem też był. Jakby nim nie był, to Pola nigdy by nie przebiegła pół Anglii, żeby się u niego w pałacu zjawić. Co prawda trochę chciała go ukarać za to, że tak ją wystawił na to poniżenie, ale z drugiej strony to przecież nie powinien odpowiadać za winy innych, prawda? - Mi jest tak źle Tytusku, bo wiesz, ja mu nawet pokój malowałam. Kolor mu ścian wybrałam, a on i tak mnie nie chce tylko woli ją- tak mu stęka w ramię a pózniej unosi głowę i patrzy na Titusa policzek, bo wiecej to nie widzi i znów chce płakać, ale mówi, bo mówienie to jednak coś czego Pola nie może przestać robić, nawet w największej czarności sytuacji: - Titus, oni mnie wszyscy zostawiają, William i Luno i Daniel mnie nawet zostawił, a teraz mnie Bertie zostawił, czemu tak sie dzieje - i to pytanie mogłoby zwiastować, że Poli się nieco polepsza, bo już nie płacze, tylko zaczyna się złościć. Ale to jest tylko Pola, wiec ona sie odsuwa od Titusa i sobie idzie jakieś kroki dalej, bo też jej tak troche niezręcznie, kto to widział, żeby sie tak zciskać z arystokratą. Pewnie jakaś służba to już węszy skandal. Także Pola tak stoi tyłem do Titusa smutna i z założonymi rękami i patrzy w jakieś sztuczne oczko wodne, co państwo Olivanderowie sobie tu walneli.
- No najwyraźniej zle myslałeś, a ja to ja myślałam, że jestem po przejściach. Przecież ona nam tam przyszła na imprezę i Bertie mi kłamał, że -tu udaje głos Bertiego - To tylko przeszłość, że on wcale nie ma zamiaru do niej wracać. A ja co zrobiłam? A ja doniego: to się z nią umów i z nią porozmawiaj. Jaka ja jestem głupia, tylko dlaczego mam nie być, jak moja matka to wariatka a ojciec zepsuł nam rodzinę- wkurza się Polcia, bo jej mama to na prawdę wariatka, mimo że arystorkatka i to wydziedziczona, bo za brzydka była dla lorda JAKIEGOŚTAM, to dalej nie rozumie i nie powiedziała Poli, że czegoś takiego jak miłość nie ma.
- SMUTNO- jęczy Pola, żeby zaraz go znów uderzyć, ale on ją przytula i biedna Poleczka to już wcale go nie bije. Jak tu bić kogoś, kto mimo, że był przyjacielem Bertiego, to jej przyjacielem też był. Jakby nim nie był, to Pola nigdy by nie przebiegła pół Anglii, żeby się u niego w pałacu zjawić. Co prawda trochę chciała go ukarać za to, że tak ją wystawił na to poniżenie, ale z drugiej strony to przecież nie powinien odpowiadać za winy innych, prawda? - Mi jest tak źle Tytusku, bo wiesz, ja mu nawet pokój malowałam. Kolor mu ścian wybrałam, a on i tak mnie nie chce tylko woli ją- tak mu stęka w ramię a pózniej unosi głowę i patrzy na Titusa policzek, bo wiecej to nie widzi i znów chce płakać, ale mówi, bo mówienie to jednak coś czego Pola nie może przestać robić, nawet w największej czarności sytuacji: - Titus, oni mnie wszyscy zostawiają, William i Luno i Daniel mnie nawet zostawił, a teraz mnie Bertie zostawił, czemu tak sie dzieje - i to pytanie mogłoby zwiastować, że Poli się nieco polepsza, bo już nie płacze, tylko zaczyna się złościć. Ale to jest tylko Pola, wiec ona sie odsuwa od Titusa i sobie idzie jakieś kroki dalej, bo też jej tak troche niezręcznie, kto to widział, żeby sie tak zciskać z arystokratą. Pewnie jakaś służba to już węszy skandal. Także Pola tak stoi tyłem do Titusa smutna i z założonymi rękami i patrzy w jakieś sztuczne oczko wodne, co państwo Olivanderowie sobie tu walneli.
I get down to Beat poetry ◇ They say I'm too young to love you I don't know what I need They think I don't understand The freedom land of the seventies I think I'm too cool to know ya You say I'm like the ice I freeze I'm churning out novels like Beat poetry on Amphetamines endlesslove
W sumie to się wcale nie dziwił, że Polly jest zła jak osa, współczuł tylko trochę Bertiemu, bo jak się zamachnęła nawet na niego, to Bertie pewnie oberwał tak z tysiąc razy gorzej! Słuchał wszystkiego co Pola z siebie wyrzucała i milczał, bo po pierwsze nie miał nic do powiedzenia, a po drugie nie chciał jej przeszkadzać. Podobno jak się człowiek wygada to od razu robi mu się lepiej, więc może Polly faktycznie powinna się wykrzyczeć? Ściskał więc ją tylko coraz mocniej z każdym słowem, jakby chciał z niej wycisnąć wszystkie te smutki.
- Wiesz jak to mówią, Polly? Że po nocy zawsze przychodzi dzień. - pokiwał głową, bo co miał jej powiedzieć? Trochę nawet rozumiał co czuje, pół miesiąca temu sam rozpaczał po stracie Lotty... Teraz zresztą też bardzo za nią tęsknił... Czyli w sumie niewiele się zmieniło, a czas wcale nie leczył ran, jak się okazało. Ale Polly nie musiała o tym wiedzieć, wolał jej mydlić oczy takimi pięknymi słowami, bo nie umiał znaleźć innego pocieszenia. Titus był raczej marnym pocieszycielem...
- Nie mam pojęcia dlaczego tak się dzieje. - wzruszył ramionami, rozkładając przy tym ręce - Bo to głupki. - roześmiał się, przystając obok Polly i tak jak ona wbijając spojrzenie w wodę - Nie łam się już Polly, kiedyś sobie znajdziesz kogoś innego i już w ogóle nie będziesz się przejmować jakimś tam Bottem... - kiwnął głową. Chociaż w gruncie rzeczy szkoda mu było tej pary, bo pasowali do siebie jak nikt inny. Niestety! Wszystko co dobre kiedyś się kończy.
- Widujecie się w Słodkiej Próżności? - zapytał, zerkając na nią kątem oka.
- Wiesz jak to mówią, Polly? Że po nocy zawsze przychodzi dzień. - pokiwał głową, bo co miał jej powiedzieć? Trochę nawet rozumiał co czuje, pół miesiąca temu sam rozpaczał po stracie Lotty... Teraz zresztą też bardzo za nią tęsknił... Czyli w sumie niewiele się zmieniło, a czas wcale nie leczył ran, jak się okazało. Ale Polly nie musiała o tym wiedzieć, wolał jej mydlić oczy takimi pięknymi słowami, bo nie umiał znaleźć innego pocieszenia. Titus był raczej marnym pocieszycielem...
- Nie mam pojęcia dlaczego tak się dzieje. - wzruszył ramionami, rozkładając przy tym ręce - Bo to głupki. - roześmiał się, przystając obok Polly i tak jak ona wbijając spojrzenie w wodę - Nie łam się już Polly, kiedyś sobie znajdziesz kogoś innego i już w ogóle nie będziesz się przejmować jakimś tam Bottem... - kiwnął głową. Chociaż w gruncie rzeczy szkoda mu było tej pary, bo pasowali do siebie jak nikt inny. Niestety! Wszystko co dobre kiedyś się kończy.
- Widujecie się w Słodkiej Próżności? - zapytał, zerkając na nią kątem oka.
Every great wizard in history has started out as nothing more than what we are now, students.
If they can do it,
why not us?
If they can do it,
why not us?
- Kłamią - odwraca się od niego i odchodzi. Titus zna Pole, która sie bawi, która z nim tancuje i chodzi na koncerty, zna Pole, coz nią można konie kraść. Ale nie wie, że Pola od śmierci Linetty, a otem Luno to co ciągle jest tak jakby w nocy. - Wszyscy kłamią, nawet ty, Titus - zwraca sie do niego, żeby go troche zaatakować, no bo czemu nie, jest skrzywdzoną damą conie? - Nie wierzysz w to co mówisz
Poli nie było przy Tytusku jak on rozpaczał, co z niej za kolezanka! Oby jej sie to nie odbiło jakąś czkawką, że na przykład on teraz powie, że nie ma czasu. Poli prawie nie było i też nie miała od pewnego czasu siły na wszystkich znajomych Bretiego Botta. Pewnie siedziała w pokoju i płakała do kolan swoich i dopiero po dwóch tygodniach sie zorientowała, że Titus to też jest jej kolega. Albo wcalen ie płakała do kolan, tylko znów wpadła w ciąg i wcale nie mogła wyjść. Gdyby paniCynthia ją zobaczyła, to by sama jej nie wpuściła do Słodkiej Próżności. A tak to tylko mogła wysyłać jej sowy, że czy z nią wszystko dobrze, czemu nie przychodzi i co sie dzieje.
A Pola i tak nie chodziła do cukierni swojej idolki. I chociaż jest to stan który się utrzymuje, to zareagowała wręcz agresywnie!
- Nie żartuj, nie pokaże sie tam. Niech sam sobie gotuje, on wcale nie umie, ale niech to sam robi, bo ze mną to nie będzie już nic gotował - taka obrażona, że aż wydała wielki sekret Bertiego Botta, że on wcale nie umie gotować! Jakby to poszło dalej w świat, to by mógł być skończony, ale z Poli nie jest aż takie wredne babsko. Ona by chciała, żeby on pocierpiał, ale właściwie to chyba nie miałaby serca mu niszczyć marzeń, ona jednak jest bardzo niedocenioną osóbką. - Niech sobie gotuje z tą wredną chudą wywłoką - a jak to powiedziała, to zaraz oczy otwiera ze zdumienia i sie odwraca do Titusa. - Wiesz co, ona ma brata. To ja teraz muszę znalezc go i go w sobie rozkochać - aż się usmiechneła na tą myśl, bo akurat rozkochiwać w sobie chłopców to Pola umie. Nawet takiego Wasyla co był na prawdę psem to rozkochała. - I tak go sobie owinę wokół palca, że Bertie wcale nie będzie z tą lasią. Ten brat z tego co pamietam, to bardzo go nie lubi. A do tego przystojniejszy jest - jak wymyśliła to zaraz włosy sobie układa, ale wiadomo, że nie pójdzie i nie będzie podrywała Skamandra. Jest tylko rozdygotana, bo nie wie co miałaby teraz zrobić. Czy szykować zemste, czy patrzec dalej smutno w to bajorko? Najchętniej to by tak sie gapiła, bo Pola ma skłonności samobójcze, wiec lepiej żeby nie działała już wiecej w żadnym kierunku.
Poli nie było przy Tytusku jak on rozpaczał, co z niej za kolezanka! Oby jej sie to nie odbiło jakąś czkawką, że na przykład on teraz powie, że nie ma czasu. Poli prawie nie było i też nie miała od pewnego czasu siły na wszystkich znajomych Bretiego Botta. Pewnie siedziała w pokoju i płakała do kolan swoich i dopiero po dwóch tygodniach sie zorientowała, że Titus to też jest jej kolega. Albo wcalen ie płakała do kolan, tylko znów wpadła w ciąg i wcale nie mogła wyjść. Gdyby paniCynthia ją zobaczyła, to by sama jej nie wpuściła do Słodkiej Próżności. A tak to tylko mogła wysyłać jej sowy, że czy z nią wszystko dobrze, czemu nie przychodzi i co sie dzieje.
A Pola i tak nie chodziła do cukierni swojej idolki. I chociaż jest to stan który się utrzymuje, to zareagowała wręcz agresywnie!
- Nie żartuj, nie pokaże sie tam. Niech sam sobie gotuje, on wcale nie umie, ale niech to sam robi, bo ze mną to nie będzie już nic gotował - taka obrażona, że aż wydała wielki sekret Bertiego Botta, że on wcale nie umie gotować! Jakby to poszło dalej w świat, to by mógł być skończony, ale z Poli nie jest aż takie wredne babsko. Ona by chciała, żeby on pocierpiał, ale właściwie to chyba nie miałaby serca mu niszczyć marzeń, ona jednak jest bardzo niedocenioną osóbką. - Niech sobie gotuje z tą wredną chudą wywłoką - a jak to powiedziała, to zaraz oczy otwiera ze zdumienia i sie odwraca do Titusa. - Wiesz co, ona ma brata. To ja teraz muszę znalezc go i go w sobie rozkochać - aż się usmiechneła na tą myśl, bo akurat rozkochiwać w sobie chłopców to Pola umie. Nawet takiego Wasyla co był na prawdę psem to rozkochała. - I tak go sobie owinę wokół palca, że Bertie wcale nie będzie z tą lasią. Ten brat z tego co pamietam, to bardzo go nie lubi. A do tego przystojniejszy jest - jak wymyśliła to zaraz włosy sobie układa, ale wiadomo, że nie pójdzie i nie będzie podrywała Skamandra. Jest tylko rozdygotana, bo nie wie co miałaby teraz zrobić. Czy szykować zemste, czy patrzec dalej smutno w to bajorko? Najchętniej to by tak sie gapiła, bo Pola ma skłonności samobójcze, wiec lepiej żeby nie działała już wiecej w żadnym kierunku.
I get down to Beat poetry ◇ They say I'm too young to love you I don't know what I need They think I don't understand The freedom land of the seventies I think I'm too cool to know ya You say I'm like the ice I freeze I'm churning out novels like Beat poetry on Amphetamines endlesslove
Westchnął i delikatnie pokiwał głową, na moment opuszczając spojrzenie.
- Masz rację, wszyscy kłamią, bo kłamać jest łatwo. - uniósł wzrok, znowu wgapiając się w przestrzeń. Kwiecień był takim pięknym miesiącem! Chociaż temperatura wciąż nie przekraczała dziesięciu stopni, to jednak Titus miał wrażenie, że czuje w powietrzu wiosnę! Szczególnie jak stał w cieplutkiej oranżerii i patrzył na ogród, gdzie rośliny budziły się do życia - Nie, nie wierzę, bo mi też się nic ostatnio nie układa i jakoś nie widzę, żeby zaczynało świtać. - wzruszył ramionami. Nawet się już trochę przyzwyczaił do tego, że większość Ollivanderów wciąż się na niego dąsała za te wszystkie wybryki. Niektórym już nawet zdążyło przejść, ale inni wciąż uważali, że Waylon ma całkowitą rację i patrzyli na niego spod byka. Ojciec to się wkurzył jak nigdy, ciągle mu prawił kazania i w sumie tylko z matką mógł normalnie porozmawiać.
Roześmiał się na kolejne słowa Polly, odwracając w jej kierunku.
- Najgorzej, nikt przecież nie gotuje lepiej niż Polly Havisham, już mu współczuję. - pokiwał łepetyną. Skrzyżował ręce na piersi słuchając genialnego planu Poleczki i z każdym kolejnym słowem coraz szerzej otwierał oczy, a gdy skończyła parsknął głośnym śmiechem. Pokręcił z rozbawieniem głową, w przyjacielskim geście klepiąc Polly po ramieniu.
- Tak, Polly, genialny plan, powinnaś od razu wcielić go w życie. - trochę się z niej zbijał, ale przecież się nie spodziewał, że nagle wyskoczy z takimi rewelacjami! Ta Pola to jednak była szalona - Ty się już lepiej nie mścij, Polly, bo to głupie. Głupio robić komuś krzywdę tylko dla własnego widzimisię. Nie byłoby ci później głupio? - przekrzywił głowę na jedną stronę. Jemu by było, straszny wstyd - Chcesz się czegoś napić? Albo coś zjeść? - zaproponował, bo przeca był tu gospodarzem i jak na dobrego gospodarza musiał zadbać o to by jego gościowi niczego nie brakowało.
- Masz rację, wszyscy kłamią, bo kłamać jest łatwo. - uniósł wzrok, znowu wgapiając się w przestrzeń. Kwiecień był takim pięknym miesiącem! Chociaż temperatura wciąż nie przekraczała dziesięciu stopni, to jednak Titus miał wrażenie, że czuje w powietrzu wiosnę! Szczególnie jak stał w cieplutkiej oranżerii i patrzył na ogród, gdzie rośliny budziły się do życia - Nie, nie wierzę, bo mi też się nic ostatnio nie układa i jakoś nie widzę, żeby zaczynało świtać. - wzruszył ramionami. Nawet się już trochę przyzwyczaił do tego, że większość Ollivanderów wciąż się na niego dąsała za te wszystkie wybryki. Niektórym już nawet zdążyło przejść, ale inni wciąż uważali, że Waylon ma całkowitą rację i patrzyli na niego spod byka. Ojciec to się wkurzył jak nigdy, ciągle mu prawił kazania i w sumie tylko z matką mógł normalnie porozmawiać.
Roześmiał się na kolejne słowa Polly, odwracając w jej kierunku.
- Najgorzej, nikt przecież nie gotuje lepiej niż Polly Havisham, już mu współczuję. - pokiwał łepetyną. Skrzyżował ręce na piersi słuchając genialnego planu Poleczki i z każdym kolejnym słowem coraz szerzej otwierał oczy, a gdy skończyła parsknął głośnym śmiechem. Pokręcił z rozbawieniem głową, w przyjacielskim geście klepiąc Polly po ramieniu.
- Tak, Polly, genialny plan, powinnaś od razu wcielić go w życie. - trochę się z niej zbijał, ale przecież się nie spodziewał, że nagle wyskoczy z takimi rewelacjami! Ta Pola to jednak była szalona - Ty się już lepiej nie mścij, Polly, bo to głupie. Głupio robić komuś krzywdę tylko dla własnego widzimisię. Nie byłoby ci później głupio? - przekrzywił głowę na jedną stronę. Jemu by było, straszny wstyd - Chcesz się czegoś napić? Albo coś zjeść? - zaproponował, bo przeca był tu gospodarzem i jak na dobrego gospodarza musiał zadbać o to by jego gościowi niczego nie brakowało.
Every great wizard in history has started out as nothing more than what we are now, students.
If they can do it,
why not us?
If they can do it,
why not us?
Zainteresowanie wzbudził Polci, nawet tak za nim smutno spojrzała, na chwile zapominając o własnym nieszczęściu.
-Co ci się nie układa- wypytuje, może nawet delikatnie, ale zanim zacznie jeszcze mówić to tak na wszelki wypadek uśmiechem chciala zmienić temat -Tylko nie mow, ze tak dramatyzujesz bo się na rdzeniach rozdzek nie możesz skupić -ale pewnie nie o tym mówił, chociaż pewnie dla niektórych nauka rdzeni wydaje się ważniejsza od znalezienia swojej one ture love. A pozniej Polly wzrusza ramionami. -Zapalmy sobie w tym mroku -i wyciaga papierosy, bo w takich czasach jak slonce nie wstaje, to trzeba się posłużyć lampeczkami albo zapalniczka.
Tytusa śmiech rozladowal na chwile te zadume nad słabościami.
-Ja To mu wcale nie współczuję, niech schudnie, palant jeden, bo policzki mu się zrobiły jak chomikowi -zdenerwowala się jeszcze raz, ale jakby kto pytał, to ona uwielbia chomikowe policzki i całowała je z wielką przyjemnościa. Ale teraz jest zła i juz sie nie przyzna. Teraz to ona życzy mu źle, ale Titus twierdzi, ze nie ma sensu źle życzyć drugiemu człowiekowi. Ma wielką racje, ale zła Pola zaciska już usta, bo czemu ma nie życzyć zle komus kto ją oszukał od początku do końca!
-Och może by i było mi wstyd, ale czy by wtedy nie cierpiał chociaż trochę? - tak biadoli sobie Pola a potem się rozglada. -Jeżeli twoi rodzice mnie nie uznają za alkoholiczke i histeryczne, to możesz poprosić o wódkę z wódką dla mnie -a potem się lekko uśmiecha i wraca do palenia.
-Co ci się nie układa- wypytuje, może nawet delikatnie, ale zanim zacznie jeszcze mówić to tak na wszelki wypadek uśmiechem chciala zmienić temat -Tylko nie mow, ze tak dramatyzujesz bo się na rdzeniach rozdzek nie możesz skupić -ale pewnie nie o tym mówił, chociaż pewnie dla niektórych nauka rdzeni wydaje się ważniejsza od znalezienia swojej one ture love. A pozniej Polly wzrusza ramionami. -Zapalmy sobie w tym mroku -i wyciaga papierosy, bo w takich czasach jak slonce nie wstaje, to trzeba się posłużyć lampeczkami albo zapalniczka.
Tytusa śmiech rozladowal na chwile te zadume nad słabościami.
-Ja To mu wcale nie współczuję, niech schudnie, palant jeden, bo policzki mu się zrobiły jak chomikowi -zdenerwowala się jeszcze raz, ale jakby kto pytał, to ona uwielbia chomikowe policzki i całowała je z wielką przyjemnościa. Ale teraz jest zła i juz sie nie przyzna. Teraz to ona życzy mu źle, ale Titus twierdzi, ze nie ma sensu źle życzyć drugiemu człowiekowi. Ma wielką racje, ale zła Pola zaciska już usta, bo czemu ma nie życzyć zle komus kto ją oszukał od początku do końca!
-Och może by i było mi wstyd, ale czy by wtedy nie cierpiał chociaż trochę? - tak biadoli sobie Pola a potem się rozglada. -Jeżeli twoi rodzice mnie nie uznają za alkoholiczke i histeryczne, to możesz poprosić o wódkę z wódką dla mnie -a potem się lekko uśmiecha i wraca do palenia.
I get down to Beat poetry ◇ They say I'm too young to love you I don't know what I need They think I don't understand The freedom land of the seventies I think I'm too cool to know ya You say I'm like the ice I freeze I'm churning out novels like Beat poetry on Amphetamines endlesslove
Spojrzał na nią z ukosa, nie mogąc powstrzymać kolejnego uśmiechu.
- Chciałbym żeby to były tylko różdżki... Wiesz, że mi ostatnio nie wyszła? Wybuchła mojemu tacie w ręce. - westchnął, a później podszedł do drzwi do domostwa by sprawdzić czy nikt się pod nimi się kręci i by je dokładnie domknąć. Nie chciał by ktoś usłyszał tę rozmowę, szczególnie, że zamierzał o wszystkim opowiedzieć Polly. A przynajmniej o większości.
- Polly, mam teraz mocno przewalone u rodziny. Waylon, nestor mojego rodu, dowiedział się o kilku rzeczach, o których nie powinien wiedzieć... Jestem teraz tak jakby na obserwowanym i jak znowu coś pójdzie nie tak to się mogę pożegnać z nazwiskiem i z różdżkami i ze wszystkim... Lotta mnie rzuciła i chyba się pokłóciłem z Lyrą, w każdym razie raczej nie chce mnie widzieć. - ciężkie jest to nastoletnie życie, ciężkie jak ołów! Odebrał od niej papierosa, od razu zaciągając się dymem, który połaskotał go w gardło i płuca. Powoli wypuścił spomiędzy warg szarą, gęstą chmurę.
- O tak, z tym się zgodzę, mógłby zrzucić parę kilo. - znowu się roześmiał. Musiał ostatnio dźwigać Bertiego jak sobie robili ze wszystkich jaja pierwszego kwietnia, więc wiedział o czym mówi! Nieźle się wtedy nasapał...
- Pewnie by cierpiał i dlatego właśnie powinno ci być wstyd. - pogroził jej jednym palcem - Moi rodzice nawet się o tym nie dowiedzą, poproszę skrzata żeby przyniósł nam Ognistą. - i już za chwilę wychylił się do pomieszczenia (nie całkiem, ostatecznie pomiędzy dwoma palcami wciąż trzymał peta, a matka by była niepocieszona gdyby jej zasmrodził firanki) coby poprosić jednego z domowych skrzatów o trunek i może coś na ząb.
- Hm... - zamyślił się marszcząc brwi, usiadł w końcu przy stoliku - Czy tańce, wyborne jedzenie i hektolitry alkoholu trochę poprawią ci humor? - zapytał, z wolna dopalając papierosa. Nie miał jeszcze partnerki na ślub Percivala, a ten zbliżał się wielkimi krokami! W międzyczasie skrzat przyniósł nie tylko butelkę Ognistej i szklanki, ale także świeżo upieczone kruche ciasteczka i nawet kryształową popielnicę, żeby nie śmiecili w oranżerii.
- Chciałbym żeby to były tylko różdżki... Wiesz, że mi ostatnio nie wyszła? Wybuchła mojemu tacie w ręce. - westchnął, a później podszedł do drzwi do domostwa by sprawdzić czy nikt się pod nimi się kręci i by je dokładnie domknąć. Nie chciał by ktoś usłyszał tę rozmowę, szczególnie, że zamierzał o wszystkim opowiedzieć Polly. A przynajmniej o większości.
- Polly, mam teraz mocno przewalone u rodziny. Waylon, nestor mojego rodu, dowiedział się o kilku rzeczach, o których nie powinien wiedzieć... Jestem teraz tak jakby na obserwowanym i jak znowu coś pójdzie nie tak to się mogę pożegnać z nazwiskiem i z różdżkami i ze wszystkim... Lotta mnie rzuciła i chyba się pokłóciłem z Lyrą, w każdym razie raczej nie chce mnie widzieć. - ciężkie jest to nastoletnie życie, ciężkie jak ołów! Odebrał od niej papierosa, od razu zaciągając się dymem, który połaskotał go w gardło i płuca. Powoli wypuścił spomiędzy warg szarą, gęstą chmurę.
- O tak, z tym się zgodzę, mógłby zrzucić parę kilo. - znowu się roześmiał. Musiał ostatnio dźwigać Bertiego jak sobie robili ze wszystkich jaja pierwszego kwietnia, więc wiedział o czym mówi! Nieźle się wtedy nasapał...
- Pewnie by cierpiał i dlatego właśnie powinno ci być wstyd. - pogroził jej jednym palcem - Moi rodzice nawet się o tym nie dowiedzą, poproszę skrzata żeby przyniósł nam Ognistą. - i już za chwilę wychylił się do pomieszczenia (nie całkiem, ostatecznie pomiędzy dwoma palcami wciąż trzymał peta, a matka by była niepocieszona gdyby jej zasmrodził firanki) coby poprosić jednego z domowych skrzatów o trunek i może coś na ząb.
- Hm... - zamyślił się marszcząc brwi, usiadł w końcu przy stoliku - Czy tańce, wyborne jedzenie i hektolitry alkoholu trochę poprawią ci humor? - zapytał, z wolna dopalając papierosa. Nie miał jeszcze partnerki na ślub Percivala, a ten zbliżał się wielkimi krokami! W międzyczasie skrzat przyniósł nie tylko butelkę Ognistej i szklanki, ale także świeżo upieczone kruche ciasteczka i nawet kryształową popielnicę, żeby nie śmiecili w oranżerii.
Every great wizard in history has started out as nothing more than what we are now, students.
If they can do it,
why not us?
If they can do it,
why not us?
- Oj, to bombowa musiała być - powiedziała absolutnie poważnie, albo tylko tak się wydaje, kiedy trzyma twarz. Ale mimo krwi Selwynów idealnych aktorów, Polly nic do dobrej artystki i parska, gdyż to bardzo zabawne, tak według niej. Chociaż on to się chyba przejął i spojrzała za nim, jak poszedł drzwi zamknąć. Poprawiła sobie wtedy jeszcze raz policzki, żeby już nie mazał się na nich tusz i w zasłuchaniu się chce skupić na czyiś problemach. Takie życie łatwiejsze, jak się problemami innych trzeba zająć.
- O - powtarza trzy razy Pola przy każdym ze smutnych akcentów. - Przecież starasz się z tymi różdżkami, co ten pastor.. znaczy nestor. On tego nie widzi?- naiwne oczy Poli sie nie mogą pogodzić z taką niesprawiedliwością, ale przecież sama jest ofiarą wielkiego wydziedziczenia rodowego, bo nestor Selwynów też wysłał jej matkę na jakieś skazanie.. bo brzydka była. - Oni to własnie tacy są, Tytus- powiedziała, ale zaraz zamyka usta, bo przecież nie wolno jej namawiać Tytusa, żeby olał to różdżkarstwo i tak dalej, przecież jest Ollivanderem! - A o dziewczynach to nie wiedziałam, coś tam Bertie mówił pod nosem, ale ja go nie słuchałam - wywraca oczętami i wraca do ważnych spraw, Tytusowych - Ale to myślisz, że oni nas teraz obserwują? - aż się obejrzała, ale nic nie zobaczyła, prócz zieleni bardzo bujnej. Odwraca się znów do Ollivandera i tak troche jest zła, ale u Poli to typowe, żeby się obrażać bez przerwy, a pozniej wybaczać i kontynuować miłe życie. Ale dobra, najpierw jest zła.
- Nie trzymaj jego strony, Titus, ja jestem jak ostryga co ktoś ją solą posypał i podzgał nożem, ROZUMIESZ? - no ciekawe, czy zrozumiał, on jest od różdżek a nie od gotowania obiadów, a taka Pola to lubi metafory kuchenne, nawet bardzo. Ale nie chce słuchać, że Bertiemu bedzie lepiej z jakąś chudą wywłoką, na pewno nie teraz. Może za jakieś dziesięć lat to usłyszeć.
- Hm, to nawet wygodne. Moja mama to wcale nie lubi jak pije, ona mi nawet wina broniła, ale wiesz, we Francji to się pije wino od trzeciej klasy, wiec nic nie mogła poradzić, że tak piłam - nieważne, ze rozwodnione, hehe, Pola to czasami takie bajki opowiada, że szkoda jej słuchać. Albo całkiem miło. - Jakbym powiedziała, że mój kolega chce Ognistej to bym musiała wyprosić kolegę i wysłuchiwać przemówień. Pod tym względem wy, prawdziwi szlachcice macie chyba łatwiej
A potem wzrusza ramionami i zerkneła na niego, co jej proponuje do wódki jedzenie i tańce. A to przebiegły chłopiec!
- Na przykład teraz?- Polly rozkłada ręce do nieba i ponieważ w jednej wciąż trzyma papierosa, to wygląda troche jakby się urwała z jakiejś Belle Epoque, bo w tamtych czasach były same niepoważne kobiety, którym padło na mózg i wszyscy byli szczęśliwsi. I chociaż Pola nie należy do grupy osób, które by narzekały na życie, to czasami ma wrażenie, że została urodzona nie w tej epoce w której powinna. - Powiem ci, że to zależy od doboru repertuaru, ale jeżeli masz tu Amerykańskie jakieś miłosne piosenki jak Plattersów, to zaręczam ci, że najpierw się popłaczę - ale przez ten smutek w słowach i krzywą minę, to jednak się Pola nieco uśmiecha do Titusa, bo od tego ma sie przyjaciół, żeby właśnie tak wspaniale pocieszali. A potem spogląda na niego taka łobuziara jak zawsze - ..ale potem będę tańczyć już jak zawsze
- O - powtarza trzy razy Pola przy każdym ze smutnych akcentów. - Przecież starasz się z tymi różdżkami, co ten pastor.. znaczy nestor. On tego nie widzi?- naiwne oczy Poli sie nie mogą pogodzić z taką niesprawiedliwością, ale przecież sama jest ofiarą wielkiego wydziedziczenia rodowego, bo nestor Selwynów też wysłał jej matkę na jakieś skazanie.. bo brzydka była. - Oni to własnie tacy są, Tytus- powiedziała, ale zaraz zamyka usta, bo przecież nie wolno jej namawiać Tytusa, żeby olał to różdżkarstwo i tak dalej, przecież jest Ollivanderem! - A o dziewczynach to nie wiedziałam, coś tam Bertie mówił pod nosem, ale ja go nie słuchałam - wywraca oczętami i wraca do ważnych spraw, Tytusowych - Ale to myślisz, że oni nas teraz obserwują? - aż się obejrzała, ale nic nie zobaczyła, prócz zieleni bardzo bujnej. Odwraca się znów do Ollivandera i tak troche jest zła, ale u Poli to typowe, żeby się obrażać bez przerwy, a pozniej wybaczać i kontynuować miłe życie. Ale dobra, najpierw jest zła.
- Nie trzymaj jego strony, Titus, ja jestem jak ostryga co ktoś ją solą posypał i podzgał nożem, ROZUMIESZ? - no ciekawe, czy zrozumiał, on jest od różdżek a nie od gotowania obiadów, a taka Pola to lubi metafory kuchenne, nawet bardzo. Ale nie chce słuchać, że Bertiemu bedzie lepiej z jakąś chudą wywłoką, na pewno nie teraz. Może za jakieś dziesięć lat to usłyszeć.
- Hm, to nawet wygodne. Moja mama to wcale nie lubi jak pije, ona mi nawet wina broniła, ale wiesz, we Francji to się pije wino od trzeciej klasy, wiec nic nie mogła poradzić, że tak piłam - nieważne, ze rozwodnione, hehe, Pola to czasami takie bajki opowiada, że szkoda jej słuchać. Albo całkiem miło. - Jakbym powiedziała, że mój kolega chce Ognistej to bym musiała wyprosić kolegę i wysłuchiwać przemówień. Pod tym względem wy, prawdziwi szlachcice macie chyba łatwiej
A potem wzrusza ramionami i zerkneła na niego, co jej proponuje do wódki jedzenie i tańce. A to przebiegły chłopiec!
- Na przykład teraz?- Polly rozkłada ręce do nieba i ponieważ w jednej wciąż trzyma papierosa, to wygląda troche jakby się urwała z jakiejś Belle Epoque, bo w tamtych czasach były same niepoważne kobiety, którym padło na mózg i wszyscy byli szczęśliwsi. I chociaż Pola nie należy do grupy osób, które by narzekały na życie, to czasami ma wrażenie, że została urodzona nie w tej epoce w której powinna. - Powiem ci, że to zależy od doboru repertuaru, ale jeżeli masz tu Amerykańskie jakieś miłosne piosenki jak Plattersów, to zaręczam ci, że najpierw się popłaczę - ale przez ten smutek w słowach i krzywą minę, to jednak się Pola nieco uśmiecha do Titusa, bo od tego ma sie przyjaciół, żeby właśnie tak wspaniale pocieszali. A potem spogląda na niego taka łobuziara jak zawsze - ..ale potem będę tańczyć już jak zawsze
I get down to Beat poetry ◇ They say I'm too young to love you I don't know what I need They think I don't understand The freedom land of the seventies I think I'm too cool to know ya You say I'm like the ice I freeze I'm churning out novels like Beat poetry on Amphetamines endlesslove
- Wybuchowa wręcz. - roześmiał się, ale wtedy to mu wcale nie było do śmiechu! Cały dzień spędził w warsztacie, a tu taki klops... No każdemu by było przykro!
- Nie wiem. - wzruszył ramionami - Widzi, ale widzi też inne rzeczy i tak w porównaniu to raczej wychodzę marnie. - stwierdził, unosząc i opuszczając dłonie jakby coś na nich ważył. Swój los na przykład. Machnął tylko ręką kończąc tym samym temat dziewcząt, bo nawet nie miał ochoty znowu o tym rozprawiać - Teraz? Może nie, mnie się wydaje, że to bardziej poza domem. - ale w sumie nie był pewny! Nigdy nie wiesz kiedy wielki brat patrzy. Aż mu ciarki po plecach przeszły i się również rozejrzał naokoło jakby zaraz miał zobaczyć unoszące się w powietrzu gałki oczne i ucho wetknięte za jakiś kwiatek... Na szczęście nic takiego nie dostrzegł, a dzień wciąż toczył się swym normalnym tempem - drzewa niespiesznie wypuszczały pąki, woda falowała goniona delikatnymi podmuchami wiatru, wszytko wydawało się takie spokojne!
- Jak co?... - nie rozumiał takich kuchennych porównań. Jakby mu powiedziała, że jest jak połączenie głogu i jadu bazyliszka to co innego - wtedy od razu by wiedział co jej aktualnie w duszy gra.
- Moja mama pewnie gania gdzieś z Kyrą, a nasze skrzaty jakoś niespecjalnie lubią plotkować. Ojciec to już w ogóle nie wiadomo kiedy wróci. Wiesz jak się zeźlił jak ogłoszono wyniki referendum? Przeklął całe Ministerstwo! Dawno nie widziałem go takiego zdenerwowanego... Znaczy, na mnie się tak denerwuje, ale dawno nie widziałem żeby coś innego niż ja go wprawiło w taki nastrój! Jak się okazało, że wychodzimy z MKC to aż się złapał za głowę! Wiesz, my współpracowaliśmy nie tylko z brytyjskimi hodowlami, wiele rdzeni było sprowadzanych zza granicy, ale teraz to już nie będzie takie proste i pewnie by się wiązało z mnóstwem papierkowej roboty i mnóstwem pieniędzy wyrzuconych w błoto. No i podróżuje teraz po całych wyspach żeby się dogadywać z tutejszymi hodowcami. Niby nie tak źle, ale nie oszukujmy się, nigdzie u nas nie ma takich żadlibąków jak w Australii, a to tylko jeden przykład. Więc raczej średnio by się przejął jakby się dowiedział, że piję sobie Ognistą z koleżanką, ma teraz inne rzeczy na głowie. - mrugnął do Polki jednym okiem, w międzyczasie polewając do dwóch szklanek, a jak tylko alkohol przestał obmywać ścianki naczynia, to uniósł je zaraz w geście toastu i spił jeden niewielki łyczek, zagryzając trunek ciasteczkiem.
- Teraz, jutro i pojutrze! - roześmiał się - W takim razie popłaczemy trochę razem nad naszym marnym losem, a później pohulamy jak świry. - wyszczerzył się w jeszcze szerszym uśmiechu, po czym upił kolejny łyk alkoholu - A tak poważnie... Percival, mój kuzyn, się niedługo żeni, dostałem zaproszenie i... nie chciałabyś iść tam ze mną? Lepiej w duecie niż samemu. - kiwnął głową, wlepiając w Polly spojrzenie.
- Nie wiem. - wzruszył ramionami - Widzi, ale widzi też inne rzeczy i tak w porównaniu to raczej wychodzę marnie. - stwierdził, unosząc i opuszczając dłonie jakby coś na nich ważył. Swój los na przykład. Machnął tylko ręką kończąc tym samym temat dziewcząt, bo nawet nie miał ochoty znowu o tym rozprawiać - Teraz? Może nie, mnie się wydaje, że to bardziej poza domem. - ale w sumie nie był pewny! Nigdy nie wiesz kiedy wielki brat patrzy. Aż mu ciarki po plecach przeszły i się również rozejrzał naokoło jakby zaraz miał zobaczyć unoszące się w powietrzu gałki oczne i ucho wetknięte za jakiś kwiatek... Na szczęście nic takiego nie dostrzegł, a dzień wciąż toczył się swym normalnym tempem - drzewa niespiesznie wypuszczały pąki, woda falowała goniona delikatnymi podmuchami wiatru, wszytko wydawało się takie spokojne!
- Jak co?... - nie rozumiał takich kuchennych porównań. Jakby mu powiedziała, że jest jak połączenie głogu i jadu bazyliszka to co innego - wtedy od razu by wiedział co jej aktualnie w duszy gra.
- Moja mama pewnie gania gdzieś z Kyrą, a nasze skrzaty jakoś niespecjalnie lubią plotkować. Ojciec to już w ogóle nie wiadomo kiedy wróci. Wiesz jak się zeźlił jak ogłoszono wyniki referendum? Przeklął całe Ministerstwo! Dawno nie widziałem go takiego zdenerwowanego... Znaczy, na mnie się tak denerwuje, ale dawno nie widziałem żeby coś innego niż ja go wprawiło w taki nastrój! Jak się okazało, że wychodzimy z MKC to aż się złapał za głowę! Wiesz, my współpracowaliśmy nie tylko z brytyjskimi hodowlami, wiele rdzeni było sprowadzanych zza granicy, ale teraz to już nie będzie takie proste i pewnie by się wiązało z mnóstwem papierkowej roboty i mnóstwem pieniędzy wyrzuconych w błoto. No i podróżuje teraz po całych wyspach żeby się dogadywać z tutejszymi hodowcami. Niby nie tak źle, ale nie oszukujmy się, nigdzie u nas nie ma takich żadlibąków jak w Australii, a to tylko jeden przykład. Więc raczej średnio by się przejął jakby się dowiedział, że piję sobie Ognistą z koleżanką, ma teraz inne rzeczy na głowie. - mrugnął do Polki jednym okiem, w międzyczasie polewając do dwóch szklanek, a jak tylko alkohol przestał obmywać ścianki naczynia, to uniósł je zaraz w geście toastu i spił jeden niewielki łyczek, zagryzając trunek ciasteczkiem.
- Teraz, jutro i pojutrze! - roześmiał się - W takim razie popłaczemy trochę razem nad naszym marnym losem, a później pohulamy jak świry. - wyszczerzył się w jeszcze szerszym uśmiechu, po czym upił kolejny łyk alkoholu - A tak poważnie... Percival, mój kuzyn, się niedługo żeni, dostałem zaproszenie i... nie chciałabyś iść tam ze mną? Lepiej w duecie niż samemu. - kiwnął głową, wlepiając w Polly spojrzenie.
Every great wizard in history has started out as nothing more than what we are now, students.
If they can do it,
why not us?
If they can do it,
why not us?
Pola się absolutnie nie zna na tym jak się różdżki robi, ale to chyba tylko Ollivandery się znają. Pewnie tak pomyślała i zaraz poklepała Titusa po ramieniu.
- Nie martw się, w Anglii i tak macie monopol na różdżki. Kto jak nie Ollivandery będzie nam robił różdżki - mruga do niego i tak się skupia teraz na paleniu papierosa, wszak nic mądrzejszego jej do głowy nie przyszło. No prócz tego, że rozgląda się, czy nikt jej przypadkiem nie zamierzał teraz podglądać. Troche by było Poli niezręcznie, wszak jest taka troche rozczochrana i nikt jej widzieć w takim stanie nie powinien. A jednak widzi ją Titus. Pola czuje jednak, że może sobie pociągać nosem jeszcze i palić jednego za drugim i pić tą Ognista i nawet mówić jakieś dramatyczne rzeczy. Bo jest u przyjaciela.
- Jak ostryga, czyli taki owoc morza co ma bardzo delikatne wnętrze do którego się trudno dostać. Podobno to boli ostrygi jak sie je soli i dzga, a jednak ludzie jedzą je z cytryną - skrzywiła się lekko, na chwile tracąc fason, a później wzrusza ramionami - Ale podobno w ich środku rodzi się perełka i jak ma się bardzo duzo szczęścia, to można ją znaleźć podczas obiadu - takie mu sprzedała info, troche sie dziwiąc, że taki szlachcic, a nigdy ostryg nie jadł! Ale może nie jeździł z rodziną do Francji, nie to co Pola co kocha do Francji bo tam się uczyła i ona jak tylko może to ucieka tam. Ostatnio uciekła jak ją Bertie zostawił. To poszalała tak w Paryżu, że wciąż jej tam szukają.
Titus tam opowiada jak u niego na chacie i Pola kiwa głową, a pózniej to ręką machnęła.
- O weź mi nawet nie wspominaj o tym referendum! Mój sąsiad, pan Peacock to się przekręcił.Tylko nic o tym nie wiedzieliśmy i dopiero jakaś sąsiadka, ale niemagiczna, powiedziała że śmierdzi i razem z bratem tam poszliśmy a on tam leży w szlafroku z ręką na piersi- tak przyłożyła sobie Pola rękę do piersi, neich Titus wie jak leżał - I w ręku miał Proroka z tymi okropnymi wiadomościami. Ja się aż zdenerwowałam, ale to okropne, że coś takeigo wpłyneło na niego aż tak dobitnie, nie sądzisz? Biedny, ten nasz sasiad, jedyny w okolicy. No teraz to chyba przyjdzie nam sie przeprowadzić do ENKLAWY MAGICZNEJ- prychneła niezadowolona i kręci głową - Jakby mi ktoś kazał, to bym tak nie zamieszkała. Kto to pomyslał, zeby rezygnować ze wszystkich tych wsaniałych nieczarodziejskich rzeczy. Raz jeden byłam w tym Hogzmedej to mi się takie sztuczne to miasto wydawało, nie wiem absolutnie kto by chciał w takim mieszkac- tak wypowiada troche może zbyt głośno, oby żaden lord Ollivander na prawdę ich nei słuchał, bo tą bojówkę usunie z pałacu. Ale aż sobie chlapnęła i nadstawia kieliszek po więcej i więcej.
-No to gdzie masz gramofon, albo radio! Chociaż czy w szlacheckich domach jest miejsce na radio? - w końcu to takie mugolskie. Patrzy przekornie na Titusa, a potem sie uśmeicha, ale potem smuci, bo myśli o tym, że wesela to zupełnie nie to jakie ona ma teraz potrzeby. Ale Titusowi to nie umie odmówić, zresztą, prawdę mówiąc, to ona bardzo bardzo chce z nim iść! Przecież kto jak nie ona, bedzie sie wyśmiewał z taką wesołością z jego łysej pały. Dlatego tak po krótkiej ciszy macha głową :- No jasne że bym chciała, włożę różową sukienkę i będzie wspaniale
- Nie martw się, w Anglii i tak macie monopol na różdżki. Kto jak nie Ollivandery będzie nam robił różdżki - mruga do niego i tak się skupia teraz na paleniu papierosa, wszak nic mądrzejszego jej do głowy nie przyszło. No prócz tego, że rozgląda się, czy nikt jej przypadkiem nie zamierzał teraz podglądać. Troche by było Poli niezręcznie, wszak jest taka troche rozczochrana i nikt jej widzieć w takim stanie nie powinien. A jednak widzi ją Titus. Pola czuje jednak, że może sobie pociągać nosem jeszcze i palić jednego za drugim i pić tą Ognista i nawet mówić jakieś dramatyczne rzeczy. Bo jest u przyjaciela.
- Jak ostryga, czyli taki owoc morza co ma bardzo delikatne wnętrze do którego się trudno dostać. Podobno to boli ostrygi jak sie je soli i dzga, a jednak ludzie jedzą je z cytryną - skrzywiła się lekko, na chwile tracąc fason, a później wzrusza ramionami - Ale podobno w ich środku rodzi się perełka i jak ma się bardzo duzo szczęścia, to można ją znaleźć podczas obiadu - takie mu sprzedała info, troche sie dziwiąc, że taki szlachcic, a nigdy ostryg nie jadł! Ale może nie jeździł z rodziną do Francji, nie to co Pola co kocha do Francji bo tam się uczyła i ona jak tylko może to ucieka tam. Ostatnio uciekła jak ją Bertie zostawił. To poszalała tak w Paryżu, że wciąż jej tam szukają.
Titus tam opowiada jak u niego na chacie i Pola kiwa głową, a pózniej to ręką machnęła.
- O weź mi nawet nie wspominaj o tym referendum! Mój sąsiad, pan Peacock to się przekręcił.Tylko nic o tym nie wiedzieliśmy i dopiero jakaś sąsiadka, ale niemagiczna, powiedziała że śmierdzi i razem z bratem tam poszliśmy a on tam leży w szlafroku z ręką na piersi- tak przyłożyła sobie Pola rękę do piersi, neich Titus wie jak leżał - I w ręku miał Proroka z tymi okropnymi wiadomościami. Ja się aż zdenerwowałam, ale to okropne, że coś takeigo wpłyneło na niego aż tak dobitnie, nie sądzisz? Biedny, ten nasz sasiad, jedyny w okolicy. No teraz to chyba przyjdzie nam sie przeprowadzić do ENKLAWY MAGICZNEJ- prychneła niezadowolona i kręci głową - Jakby mi ktoś kazał, to bym tak nie zamieszkała. Kto to pomyslał, zeby rezygnować ze wszystkich tych wsaniałych nieczarodziejskich rzeczy. Raz jeden byłam w tym Hogzmedej to mi się takie sztuczne to miasto wydawało, nie wiem absolutnie kto by chciał w takim mieszkac- tak wypowiada troche może zbyt głośno, oby żaden lord Ollivander na prawdę ich nei słuchał, bo tą bojówkę usunie z pałacu. Ale aż sobie chlapnęła i nadstawia kieliszek po więcej i więcej.
-No to gdzie masz gramofon, albo radio! Chociaż czy w szlacheckich domach jest miejsce na radio? - w końcu to takie mugolskie. Patrzy przekornie na Titusa, a potem sie uśmeicha, ale potem smuci, bo myśli o tym, że wesela to zupełnie nie to jakie ona ma teraz potrzeby. Ale Titusowi to nie umie odmówić, zresztą, prawdę mówiąc, to ona bardzo bardzo chce z nim iść! Przecież kto jak nie ona, bedzie sie wyśmiewał z taką wesołością z jego łysej pały. Dlatego tak po krótkiej ciszy macha głową :- No jasne że bym chciała, włożę różową sukienkę i będzie wspaniale
I get down to Beat poetry ◇ They say I'm too young to love you I don't know what I need They think I don't understand The freedom land of the seventies I think I'm too cool to know ya You say I'm like the ice I freeze I'm churning out novels like Beat poetry on Amphetamines endlesslove
- W sumie to masz rację. - wzruszył ramionami. Taka prawda - pewnie jakieś 99% Brytyjczyków nosiło różdżki od Ollivandera, a ten 1% to byli jacyś imigranci. Słuchał o ostrygach i nawet zmarszczył brwi, tak go ta historia zajęła!
- Chciałbym trafić na taką perłę. - pokiwał głową. Wczepiłby ją sobie w różdżkę, ale by bajerancko wyglądała! Ciemne drewno i niewielka, biała perełka na końcu rączki przypominającej surową korę drzew.
Zaraz jednak przestał Titus dumać nad nowym dizajnem swojej różdżki, zamiast tego wlepiając spojrzenie w Polly i dokładnie słuchając jej opowieści - no proszę, nowe przepisy już zdążyły zebrać pierwsze żniwo! Trochę zrezygnowany, a trochę zirytowany załamał ręce, kręcąc przy tym głową.
- Jasne, że biedny. Daj spokój, ludziom się kompletnie w głowach poprzewracało. Zmiany na lepsze... jaaaasne. - prychnął jak i Pola, bo przeca jemu też się to nie podobało, ale już wcale nie chciał mówić o tym głośno, a przynajmniej nie we własnym domu, bo zaraz się okaże, że jakiś Ollivander kryje się za firanką i zarówno Polce jak i Titusowi się oberwie za takie herezje... Chociaż jego ród teoretycznie żył w neutralnych stosunkach z mugolami... Niemniej bardziej martwiły ich inne zmiany niż te, o których tu aktualnie rozprawiano. Polał pannie Havisham kolejny kieliszek, sam z kolei wciąż sączył pierwszy, powoli zbliżając się do dna.
- Mam gramofon na górze. - kupił kiedyś jeden z kuzynem na spółę, żeby przy pracy mógł posłuchać Elvisa. Roześmiał się jak wspomniała o różowej sukience.
- Polly... - pokręcił tą łysą łepetyną, co się z niej Polka tak lubiła śmiać - Nie możesz włożyć różowej sukienki na szlachecki ślub! Musisz się odpowiednio ubrać, w kolory rodowe państwa młodych. Najlepiej w kolory Nottów - zieleń, złoto i szarość. Ja bym cię widział w złocie. - kiwnął głową. Te arystokratyczne wesela to się rządziły swoimi własnymi prawami, ale Pola je pozna już na miejscu - W każdym razie jesteśmy umówieni. 7 kwietnia, 18, posiadłość Carrowów. Ale my spotkamy się wcześniej i udamy się tam razem, tak? - uniósł obie brwi - A, no i proszę, bez żadnych kontrowersji. - ale w jego głosie nie kryła się tylko prośba o to, by to Polly zachowywała się jak należy, ale również o to, by w razie czego i jemu przemówiła do rozsądku... Chociaż razem tworzyli taki wybuchowy duet, że to będzie cud jak nic się na tym weselu nie wydarzy.
- Chciałbym trafić na taką perłę. - pokiwał głową. Wczepiłby ją sobie w różdżkę, ale by bajerancko wyglądała! Ciemne drewno i niewielka, biała perełka na końcu rączki przypominającej surową korę drzew.
Zaraz jednak przestał Titus dumać nad nowym dizajnem swojej różdżki, zamiast tego wlepiając spojrzenie w Polly i dokładnie słuchając jej opowieści - no proszę, nowe przepisy już zdążyły zebrać pierwsze żniwo! Trochę zrezygnowany, a trochę zirytowany załamał ręce, kręcąc przy tym głową.
- Jasne, że biedny. Daj spokój, ludziom się kompletnie w głowach poprzewracało. Zmiany na lepsze... jaaaasne. - prychnął jak i Pola, bo przeca jemu też się to nie podobało, ale już wcale nie chciał mówić o tym głośno, a przynajmniej nie we własnym domu, bo zaraz się okaże, że jakiś Ollivander kryje się za firanką i zarówno Polce jak i Titusowi się oberwie za takie herezje... Chociaż jego ród teoretycznie żył w neutralnych stosunkach z mugolami... Niemniej bardziej martwiły ich inne zmiany niż te, o których tu aktualnie rozprawiano. Polał pannie Havisham kolejny kieliszek, sam z kolei wciąż sączył pierwszy, powoli zbliżając się do dna.
- Mam gramofon na górze. - kupił kiedyś jeden z kuzynem na spółę, żeby przy pracy mógł posłuchać Elvisa. Roześmiał się jak wspomniała o różowej sukience.
- Polly... - pokręcił tą łysą łepetyną, co się z niej Polka tak lubiła śmiać - Nie możesz włożyć różowej sukienki na szlachecki ślub! Musisz się odpowiednio ubrać, w kolory rodowe państwa młodych. Najlepiej w kolory Nottów - zieleń, złoto i szarość. Ja bym cię widział w złocie. - kiwnął głową. Te arystokratyczne wesela to się rządziły swoimi własnymi prawami, ale Pola je pozna już na miejscu - W każdym razie jesteśmy umówieni. 7 kwietnia, 18, posiadłość Carrowów. Ale my spotkamy się wcześniej i udamy się tam razem, tak? - uniósł obie brwi - A, no i proszę, bez żadnych kontrowersji. - ale w jego głosie nie kryła się tylko prośba o to, by to Polly zachowywała się jak należy, ale również o to, by w razie czego i jemu przemówiła do rozsądku... Chociaż razem tworzyli taki wybuchowy duet, że to będzie cud jak nic się na tym weselu nie wydarzy.
Every great wizard in history has started out as nothing more than what we are now, students.
If they can do it,
why not us?
If they can do it,
why not us?
Strona 2 z 3 • 1, 2, 3
Oranżeria
Szybka odpowiedź