Pracownia
AutorWiadomość
First topic message reminder :
★★ [bylobrzydkobedzieladnie]
Pracownia
Do pracowni Cassandry nie ma wstępu każdy, mieści się w piwnicy nieopodal wejścia - aby zejść do środka, trzeba minąć jej trolla. Zwykle, kiedy nie można znaleźć Cassandry, zapewne jest tutaj.
W pracowni na niewielkim palenisku stoi niewielki żeliwny kociołek, raczej do podgrzewania eliksirów niż ich ważenia, Cassandra miała przyjaciółki, które tworzyły eliksiry o wiele sprawniej niż ona sama. Wnętrze oświetlają świece wetknięte w mało ozdobny świecznik stojący pośrodku stołu, na którym niemal zawsze widać pojedyncze kości lub preparaty z narządów powtykane w słoiki. Cassandra zajmuje się ich oczyszczaniem i dostarczaniem do Paliczków. Przy stole ustawiono krzesło i dziecięcy stołek.
W pracowni na niewielkim palenisku stoi niewielki żeliwny kociołek, raczej do podgrzewania eliksirów niż ich ważenia, Cassandra miała przyjaciółki, które tworzyły eliksiry o wiele sprawniej niż ona sama. Wnętrze oświetlają świece wetknięte w mało ozdobny świecznik stojący pośrodku stołu, na którym niemal zawsze widać pojedyncze kości lub preparaty z narządów powtykane w słoiki. Cassandra zajmuje się ich oczyszczaniem i dostarczaniem do Paliczków. Przy stole ustawiono krzesło i dziecięcy stołek.
Ostatnio zmieniony przez Mistrz gry dnia 25.03.22 20:03, w całości zmieniany 1 raz
The member 'Cassandra Vablatsky' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 69
'k100' : 69
I rzeczywiście, płatki ułożyły się w okrąg, który po chwili zaczął wirować i wsiąknął się we wnętrze eliksiru; porwane przez wywar rozjaśniły się jasnym, białym blaskiem, promieniując na cały eliksir i przepełniając go trudną do uchwycenia aurą światła, bezpieczeństwa. Całkiem przyjemna odmiana po ostatnich próbach, musiała to przyznać - łagodnie koiła nerwy. Odeszła od kotła po fiolki, które od ostatniego zdarzenia trzymała nieco dalej od paleniska, by chochlą przelać zawartość do naczyń - zakorkowała je dokładnie, odkładając w bezpieczne miejsce, by zaetykietować je później. Niewerbalne chłoszczyść oczyściło wnętrze kociołka, a ona, upewniwszy się, że wewnątrz nie pozostał ani ślad, szybkim baleno napełniła go ponownie - to jeszcze nie koniec na dziś, zamierzała iść za ciosem.
Eliksir ochrony miał jej zapewnić bezpieczeństwo w sytuacjach skrajnych; musiała mieć dość czasu, by przywrócić się do stanu używalności, zamienić się w zwierzęcą postać i zniknąć z pola widzenia - takież było jego przeznaczenie; fiolkę powinna zostawić także Lysandrze. Powinny czuć się bezpiecznie, znajdowały się po właściwej, zwycięskiej stronie, miały czystą krew, w zasadzie nic im nie groziło. Ale Cassandra widziała dość i dość się wydarzyło, by nie obawiac się przyszłości. Pojawiały się przecież zdrady - człowiek tylko był człowiekiem - a wróg nie przestawał kąsać. Był trochę jak feniks rzeczywiście - odradzający się z popiołów zawsze wtedy, gdy zdaje się, że dobiegł ich koniec.
Sproszkowany róg dwurożca wymieszała jeszcze poza kotłem ze sproszkowanymi kopytami jelenia, dokładnie, by jeden składnik całkiem zszedł się z drugi; tak przygotowaną mieszaninę skropiła krwią memrotka, czyniąc z kropel okrąg: całość przerzuciła do gotującej się wody w kociołku, mieszając wywar bardzo powoli, jednostannie, cały czas w tę samą stronę. Po jakimś czasie dopiero dorzuciła do środka dwoje oczu rozdymki, całość doprawiając strączkiem wnykopieńki. Oba te składniki musiały się dokładnie rozgotować - stała nad wywarem, obserwując, jak rozpadają się na częśc.
Eliksir ochrony miał jej zapewnić bezpieczeństwo w sytuacjach skrajnych; musiała mieć dość czasu, by przywrócić się do stanu używalności, zamienić się w zwierzęcą postać i zniknąć z pola widzenia - takież było jego przeznaczenie; fiolkę powinna zostawić także Lysandrze. Powinny czuć się bezpiecznie, znajdowały się po właściwej, zwycięskiej stronie, miały czystą krew, w zasadzie nic im nie groziło. Ale Cassandra widziała dość i dość się wydarzyło, by nie obawiac się przyszłości. Pojawiały się przecież zdrady - człowiek tylko był człowiekiem - a wróg nie przestawał kąsać. Był trochę jak feniks rzeczywiście - odradzający się z popiołów zawsze wtedy, gdy zdaje się, że dobiegł ich koniec.
Sproszkowany róg dwurożca wymieszała jeszcze poza kotłem ze sproszkowanymi kopytami jelenia, dokładnie, by jeden składnik całkiem zszedł się z drugi; tak przygotowaną mieszaninę skropiła krwią memrotka, czyniąc z kropel okrąg: całość przerzuciła do gotującej się wody w kociołku, mieszając wywar bardzo powoli, jednostannie, cały czas w tę samą stronę. Po jakimś czasie dopiero dorzuciła do środka dwoje oczu rozdymki, całość doprawiając strączkiem wnykopieńki. Oba te składniki musiały się dokładnie rozgotować - stała nad wywarem, obserwując, jak rozpadają się na częśc.
bo ty jesteś
prządką
prządką
The member 'Cassandra Vablatsky' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 88
'k100' : 88
Skutecznie, kolejny udany eliksir przelała do odpowiednich fiolek i od razu opisała; nie miała zwyczaju robić z tego ze specyfikami leczniczymi, ale ich barwy, odczyny, zapachy, znała znacznie lepiej od mikstur, których na co dzień używać jej się nie przydarzało. Przy eliksirach tego rodzaju - pomylić się nie chciała ani nie mogła. Proste zaklęcie oczyściło kociołek, to miał być koniec eksperymentów na dzisiaj - pozostało jej uzupełnić zapasy lecznicy.
Eliksiry uspokajające pomagały koić zszargane nerwy pacjentów, okazywały się niezbędne zwłaszcza przy okazji zaawansowanych, skomplikowanych obrażeń. Czasem trudno było zaakceptować chorobę, która miała okaleczyć na długo - tym bardziej takie, które ślad zostawiały po sobie już na stałe. Balneo wypełniło kociołek po raz kolejny, poruszenie rozpalonym drewienkiem pomogło rozżarzyć ogień. Zostawiła gotującą się wodę, by na stole obok skroić czyrakobulwę i odsączyć z niej ropę. Sama roślina nie miała znaczenia, ale ropa posiadała moc wartości zdrowotnych, w tym doskonale działające na układ nerwowy substancje; odprężały, relaksowały, uspokajały. Ropa, zwłaszcza w towarzystwie melisy, której posiatkowane łodygi dodawała do wywaru gęsto, a także płatków kocimiętki, które dosypywała po kwadransie w całości, nabierał właściwości tak przyjemnych, że odczuwała je w samych oparach unoszących się nad kociołkiem. Wzięła głęboki oddech, wczuwając sie w nuty zapachowe - upewniając się, że z wywarem było wszystko w porządku. Rzeczywiście było, ale też miała za sobą prostszą część zadana - z roślinami w kuchni rozumiała się lepiej, sztuka wydobywania magicznych właściwości ze zwierząt zawsze była dla niej trudniejsza. Powoli nabierała wprawy, zyskiwała nową wiedzę, starała się ją zapamiętywać i wykorzystywać jak najlapiej.
Pamiętała, na przykład, że siatki pajęczyn - naturalnego antybiotyku - dodaje się w całości, najlepiej nadęte na oparach tak, by opadły na wierzch wywaru lekko, z niepozlepianymi nićmi. Tak wygotowane najlepiej oddadzą swoje właściwości. Ostatnim składnikiem były trzy krople śluzu gumochłona, substancji stosunkowo neutralnej, niedrogiej, a jednak doskonale wiążącej magiczne substancje.
Eliksiry uspokajające pomagały koić zszargane nerwy pacjentów, okazywały się niezbędne zwłaszcza przy okazji zaawansowanych, skomplikowanych obrażeń. Czasem trudno było zaakceptować chorobę, która miała okaleczyć na długo - tym bardziej takie, które ślad zostawiały po sobie już na stałe. Balneo wypełniło kociołek po raz kolejny, poruszenie rozpalonym drewienkiem pomogło rozżarzyć ogień. Zostawiła gotującą się wodę, by na stole obok skroić czyrakobulwę i odsączyć z niej ropę. Sama roślina nie miała znaczenia, ale ropa posiadała moc wartości zdrowotnych, w tym doskonale działające na układ nerwowy substancje; odprężały, relaksowały, uspokajały. Ropa, zwłaszcza w towarzystwie melisy, której posiatkowane łodygi dodawała do wywaru gęsto, a także płatków kocimiętki, które dosypywała po kwadransie w całości, nabierał właściwości tak przyjemnych, że odczuwała je w samych oparach unoszących się nad kociołkiem. Wzięła głęboki oddech, wczuwając sie w nuty zapachowe - upewniając się, że z wywarem było wszystko w porządku. Rzeczywiście było, ale też miała za sobą prostszą część zadana - z roślinami w kuchni rozumiała się lepiej, sztuka wydobywania magicznych właściwości ze zwierząt zawsze była dla niej trudniejsza. Powoli nabierała wprawy, zyskiwała nową wiedzę, starała się ją zapamiętywać i wykorzystywać jak najlapiej.
Pamiętała, na przykład, że siatki pajęczyn - naturalnego antybiotyku - dodaje się w całości, najlepiej nadęte na oparach tak, by opadły na wierzch wywaru lekko, z niepozlepianymi nićmi. Tak wygotowane najlepiej oddadzą swoje właściwości. Ostatnim składnikiem były trzy krople śluzu gumochłona, substancji stosunkowo neutralnej, niedrogiej, a jednak doskonale wiążącej magiczne substancje.
bo ty jesteś
prządką
prządką
The member 'Cassandra Vablatsky' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 75
'k100' : 75
I rzeczywiście - po dodaniu śluzu eliksir wkrótce zgęstniał, nabrał przeźroczystej barwy i wciąż obłędnie pachniał - kojąco, przyjemnie dla zmysłów. Przez chwilę jeszcze raczyła się ich zapachem, po czy rozlała go do fiolek, niektóre z nich podpisując - te miały trafić do Sigrun, prosiła o nie dłuższy czas temu. Nie tylko o nie zresztą, proste maści kojące rany w latach takie jak te, w czasach wojny, okazywały się być na wagę złota. Maść z wodnej gwiazdy tworzyło się na bazie wywaru z jagód jemioły; po uporządkowaniu eliksiru po poprzednich wywarach dodała ich sporą garść, zostawiając do rozgotowania. Nie mierzyła czasu, jej wskazówkami był zapach - im dłużej pracowała z ziołami, tym lepiej je poznawała, ich kształty, fakturę, właściwości, zapachy; niekiedy czuła się jak artysta, który pośród cennych leczniczych roślin tworzy własne dzieło. Jak i teraz, gdy wyjęła na stół liście wodnej gwiazdy, by posiatkować je nożem: były mokre, kleiły się do palców, nie kroiło się ich wygodnie, ale to właśnie te szmaragdowe liście miały w sobie właściwości, które dało się wykorzystać do stworzenia doskonałej maści na zranienia - po niej na czarodzieju leczyło się jak na kocie. Albo szybciej. Pozostałe składniki były bardziej wiązaniami, niż głównymi składnikami, ale lebiodka zdawała się odgrywać jeszcze pewną rolę; stojąc nad kotłem skubała kwiatki z drobnych różowych płatków, które rzęsistym deszczem opadały do gęstniejącego wywaru, zdecydowanie poprawiając jego morski, wodnisty zapach glonów. Jedna glista - żywa, nie cieła jej przed gotowaniem; nieco z lenistwa, nie dostrzegała różnicy, zdawało się zresztą, że gdy obgotowywała się żywa, lepiej oddawała pobrane z ziemi cząstki magii - i jak zwykle śluz z gumochłona - najtańszy zagęszczać tego typu substancji .Do maści musiał zostać dodany w większej proporcji, by odpowiednio zemulgować wszystkie zebrane składniki i zachować je w konsystencji odpowiedniej do użytku.
bo ty jesteś
prządką
prządką
The member 'Cassandra Vablatsky' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 88
'k100' : 88
Maść zgęstniała zgodnie z oczkiwaniami; po odparowaniu znacznie straciła na objętości, ale nie o ilość, a o jakość tu chodziło - wywar wydawał się być sporządzony naprawdę doskonałej jakości. Z zadowoleniem wygasiła ogień i ściągnęła maść z kotła do odpowiednich słoików, które później zamierzała zapakować dla Sigrun. Na razie - przypomniawszy sobie o dalszych zobowiązaniach przystąpiła do dalszej pracy. Maść na oparzenia przygotowywana była na bazie ledwie letniej wody, rozgrzana nie pozwoliła nasionom wyzwolić odpowiedniej reakcji. Dogasający żar wciąż grzał kociołek, jednak nie do temperatur, które mogłyby zagotować wodę - właśnie do takiej, schłodzonej, należało włożyć ogniste nasiona. Robiła to specjalną dużą pęsetą, która po otwarciu słoika z ingrediencją pozwoliła jej nie dotykać płonącej rośliny; ogniste nasiona miały wiele właściwości nie tylko prozdrowotnych, ich ochrona przed ogniem, ale i wewnętrzna iskra bywała wykorzystywana na wiele różnych sposobów - ale były składnikiem, z którym pracować nie lubiła, bo niósł spore ryzyko poparzeń i pożaru. A jej dłonie wciąż nosiły ślady ostatniego wybuchu.
Efekt nasion co do zasady łagodziły liście mięty, które dodała do wywaru niemal natychmiast, oskubując świeżą łodygę wyciętą z donicy przed domem. Miętę z kolei lubiła - miała moc zbawiennych właściwości, a przy tym nie była droga ani wymagająca - rosła jak chwast gdzie popadnie, bez trudu mogła hodować ją w donicy. Mięte o szlachetnym odczynie wspomagały ziarna orkiszu o właściwościach absorbujących i kojących, które wyprażywszy się w towarzystwie ognistych nasion nadawały całej miksturze gęstszej konsystencji. Kilka łusek węgorza wrzuconych do wywaru nadawało mu właściwości pochłaniające ładunki elektryczne - wypadki podczas burz, gdy nieroztropni czarodzieje wzlatywali na miotłach zbyt wysoko, pewnie nigdy nie przestaną być codziennością. Odczynnikiem emulgujący, jak zwykle, miał stać się śluz z gumochłona, najtańszy pośród jej dostępnych - silniejszego na ten moment nie potrzebowała. Gotową maść wystarczyło zamieszać kilka razy, ilość miała mniejsze znaczenie niż kierunek - zawsze w prawo.
Efekt nasion co do zasady łagodziły liście mięty, które dodała do wywaru niemal natychmiast, oskubując świeżą łodygę wyciętą z donicy przed domem. Miętę z kolei lubiła - miała moc zbawiennych właściwości, a przy tym nie była droga ani wymagająca - rosła jak chwast gdzie popadnie, bez trudu mogła hodować ją w donicy. Mięte o szlachetnym odczynie wspomagały ziarna orkiszu o właściwościach absorbujących i kojących, które wyprażywszy się w towarzystwie ognistych nasion nadawały całej miksturze gęstszej konsystencji. Kilka łusek węgorza wrzuconych do wywaru nadawało mu właściwości pochłaniające ładunki elektryczne - wypadki podczas burz, gdy nieroztropni czarodzieje wzlatywali na miotłach zbyt wysoko, pewnie nigdy nie przestaną być codziennością. Odczynnikiem emulgujący, jak zwykle, miał stać się śluz z gumochłona, najtańszy pośród jej dostępnych - silniejszego na ten moment nie potrzebowała. Gotową maść wystarczyło zamieszać kilka razy, ilość miała mniejsze znaczenie niż kierunek - zawsze w prawo.
bo ty jesteś
prządką
prządką
The member 'Cassandra Vablatsky' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 71
'k100' : 71
Gotową maść - jak poprzednią - zeskrobała ze ścianek kociołka i przełożyła do słoiczków, układając na szafce nieopodal; później przyjdzie jej zająć się rozdzieleniem zapasów. Jeszcze nie skończyła, energiczny ruch różdżką oczyścił kociołek do czysta, a ona dorzuciła drewienek do paleniska, spokojnym incendio wzniecając większy płomień. Wywar ze sproszkowanego srebra i dyptamu był wymagający pod względem temperatury - choć obecne w składnikach kwasy pomagały rozpuścić srebro, wymagały pomocy bardzo wysokiej temperatury. Wsypawszy do środka garść alchemicznego srebra zakryła kocioł ciężkim żeliwem, zostawiając go w ten sposób na dłuższy czas. Po godzinie, może nieco dłuższym czasie ruchem różdżki uniosła pokrywę, odsuwając się od umykającej pary i pozwoliła sobie dorzucić do środka resztę przygotowanych w tym czasie składników. Liście dyptamu były tylko pogniecione: w sposób, który miał ułatwić im wypuszczenie soków o kwaśnym odczynie, wzmocnionym swoim działaniem przez kilka kropel jadu ogończy, mających całkiem rozpuścić srebro, oraz ślinę warana, która również zawierała silne składniki toksyczne - wielość bakterii składniku zabijała temperatura, ale wcześniej całość winna być zdolna wtopić metal w warstwy magicznego eliksiru. Z zadowoleniem przyglądała się, jak tafla wywaru dostrzegalna przez gęste i szare kłęby pary nabierała w istocie błyszczącego srebrnego odcienia. Końcowym składnikiem - bez którego jednak nic nie mogło się powieść - były płatki mirtu; ich delikatna struktura po zetknięciu się z wrzącym wywarem płonęła praktycznie natychmiast, pochłaniając wszelkie bogactwa płynące z tej rośliny - zadaniem mirtu było załagodzenie efektów szkodliwych substancji i ostatecznie związanie srebra. Pomimo gorąca zamieszała całość trzy razy w lewo i raz w prawo, zgodnie ze wskazówkami w księdze otwartej na pobliskim stole, po czym z powrotem zakryła kocioł ciężkim żeliwem, powoli wygaszając płomień pod kotłem. Wywar musiał się jeszcze dogotować, ale kiedy srebro wydawało się rozpuszczone, całość wymagała znacznie niższych temperatur. Wystarczył już tylko lekki żar.
bo ty jesteś
prządką
prządką
The member 'Cassandra Vablatsky' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 20
'k100' : 20
Stojąc tak nad kotłem i oczekując, aż wywar osiągnie zamierzony efekt, kątem oka dostrzegła leżące na stole łodyżki ślazu, które przecież powinny znaleźć się w kotle. Tyle zmarnowanego czasu, spędziła w pracowni tyle godzin, że słońce zdążyło już zajść, a w jej pracowni mocniej rozpalił się płomień świec - caly ten czas, zmarnowany. Cicho westchnęła, złością świata nie zmieni, swoich błędów też nie - była już zmęczona, odczuwała lekki ból pleców od wiecznie pochylonej pozycji, a jej dłonie odczuwały ekspozycję na kwasy i magiczne rośliny, ich opuszki zaczynały lekko piec. Cassandra nie była jednak kobietą, która bólu się bała - w życiu przeszła wiele, mogła przejść i drugie tyle. Odczekawszy, aż oczywiście nieudany wywar dogaśnie, odsączyła z niego wpół - jak się okazało - roztopione srebro, by użyć go ponownie, pozbywając się całej reszty. Miała nadzieję, że szczątki poprzedniego wywaru nie zniszczą eliksiru - nasączony przed właściwym warzeniem, zatem przed kontaktem z płatkami ślazu, winien wykazać się większą magiczną reaktywnością. Czas pokaże, czy miała rację, zamierzała ponowić próbę uwarzenia wywaru ze sproszkowanego srebra i dyptamu. Przelane do kotła srebro otoczone płatkami ślazu zmieszała od razu z listkami dyptamu, dając ich jednak stosunkowo mniej - mając na uwadze, że srebro przez jakiś czas już się w nich moczyło. Temperatura też nie musiała już być tak duża - podtopione srebro wymagało mniejszej obróbki niżeli wcześniejsze; odpowiedni dobór proporcji, jak wierzyła, był w stanie jeszcze uratować tę nieludzko nieudaną próbę. Wziąwszy zatem fiolki z poprzednio wykorzystanymi śliną warana oraz jadem ogończy, dodała ich zaledwie pojedyncze krople, geste bardzo uważając, by nie przelać za dużo - nie mogła przecież zapominać, że skłądniki już w kotle były, wsiąknięte w srebro, którego bardzo nie chciała zmarnować - w końcu, nie spadało z nieba. Zakryty ciężkim żeliwem kociołek zostawiła, jeszcze przez chwilę na wyższej temperaturze, by po chwili ugasić płomienie do żaru mającego pozwolić się wszystkim składnikom mieszaniny roztopić, rozgotować, połączyć i dokonać magicznej reakcji. Płatki mirtu dodała pod sam koniec, już w niezmienionej proporcji - znajdowały się w środku zbyt krótko, a bez ślazu z pewnością i tak nie zareagowały.
bo ty jesteś
prządką
prządką
The member 'Cassandra Vablatsky' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 87
'k100' : 87
Szczęśliwie - wywar udało się uratować. Z cichym westchnieniem ulgi przemieszała gotowy eliksir, po chwili przelewając go do odpowiednich fiolek, by odłożyć obok, do pozostałych. Machnięcie różdżki wystarczyło, by oczyścić kociołek i wygasić palenisko, odeszła od niego lekkim krokiem do stołu, na którym rozrzucone pozostały narzędzia, fiolki, słoiczki i puzderka z ingrediencjami, spokojnie roznosząc je na regały obok w perfekcyjnym i nieco pedantycznym porządku; doskonale pamiętała swoje ułożenie roślin oraz odzwierzęcych fragmentów wykorzystywanych w wywarach, na najwyższych pułkach trzymała szklane słoiki z zatopionymi w nich fragmentami, zwłaszcza tych, które musiały być w formalinie: trzymała je tak wysoko, by nie sięgała po nią Lysa. Dziś była już duża, nie upuściłaby słoika z ingrediencjami, ale nie tak dawno była jeszczze bardziej impulsywna, mniej ostrożna i jak zawsze ciekawa świata. Szczęśliwie nie zmieniła ułożenia składników od tamtego czasu - Calchas prędzej czy później dorośnie do tego etapu i dobrze, by była do niego przygotowana. Niżej znajdowały się grubsze słoiki, w których śliskie przeważnie fragmenty zwierząt nie były już w niczym zatopione - te, nawet w przypadku rozbicia naczynia, dało się jeszcze ocalić. Puzderka poniżej zawierały części sypkie. Dało się je rozsypać, ale dało się je też pozbierać. Najniższą półkę zajmowały bukiety ziół i szkatułki z płatkami, które już trudno było zniszczyć lub zanieczyścić. Łatwo było je połamać, ale często połamane tak naprawdę nie traciły wcale na wartości.
Ułożywszy ostatnie z puzderek odsunęła się od regału, zbierając wszystkie fiolki z powrotem na stół. Ważone niedawno nie sprawiały jej trudności, by je rozpoznać - przysiadłszy za stołem rozpostarła pergamin, szarpiąc jego fragmenty, by podpisać kolejne szkiełka i oznaczyć nimi naczynia z gotowymi eliksirami. Te, które były potrzebne w lecznicy, ułożyła na drewnianej tacy, które zamierzała wziąć na górę - pozostałe rozstawiła na najwyższych półkach, mogły być niebezpieczne. To koniec pracy na dziś.
zt
Ułożywszy ostatnie z puzderek odsunęła się od regału, zbierając wszystkie fiolki z powrotem na stół. Ważone niedawno nie sprawiały jej trudności, by je rozpoznać - przysiadłszy za stołem rozpostarła pergamin, szarpiąc jego fragmenty, by podpisać kolejne szkiełka i oznaczyć nimi naczynia z gotowymi eliksirami. Te, które były potrzebne w lecznicy, ułożyła na drewnianej tacy, które zamierzała wziąć na górę - pozostałe rozstawiła na najwyższych półkach, mogły być niebezpieczne. To koniec pracy na dziś.
zt
bo ty jesteś
prządką
prządką
Dziwny przypadek. Człowieka tego sprowadzono do niej z ulic Londynu, ponoć brał udział w walkach i zaatakował grupę wywrotowców; obrażenia na jego ciele były jednakowo bardzo nietypowe. Twarz miał przeoraną niby szponami, ostrymi jak brzytwa, wychudzone ciało zdawało się jakby wyssane z życia, sińce przypominały praktycznie nieboszczka, choć człowiek ten oddychał: nierównomiernie, z trudem łapiąc tlen i niespokojnie, ale oddychał. Nie był przytomny, nie mógł zatem nic powiedzieć - ale nawet, gdyby podjeła próbę ocucenia go, jego słowa nie miałyby raczej większej wartości. Miał pełne prawo trwać w tym stanie w majakach, które nie mogły mieć żadnej wartości diagnostycznej. Podobne ślady w oczywisty sposób mogła zostawić po sobie czarna magia, ale swoim podejrzeniom nie dowierzała. Mówiono, że mugolska krew była za rzadka, by sięgnąć po tak czystą sztukę - czy się myliła? Nie wiedziała, nie miała pewności. Rany mogło zostawić co innego. Co? Dementor? Inny magiczny pupil? Pokręciła głową, wprowadzając pacjenta w letarg, szepcząc inkantację, które pozwoliły mu obniżyć pracę organizmu, zbyć ją do niezbędnego, oszczędzić siły na późniejsze ozdrowienie. Sen wbrew pozorom potrafił być bardzo męczący. Mężczyzny, okryty jedynie prześcieradłem przewieszonym przez biodra, leżał na stole, na innym białym okryciu, w którego z wolna wsiąkała szarawa, czerniejąca krew. Zostawiła go w tym stanie, by udać się dwa piętra wyżej, na poddaszu znajdowała się klatka z jej sową - nie miała pomysłu, do kogo się zwrócić; zdecydowała się na Zachary'ego, pośród osób, które znała, miał największe kompetencje. Być może mógł się nad tym przedziwnym przypadkiem zastanowić razem z nią - być może odnajdzie w sobie myśl, który rzuci na tę zagadkę cień światła, a może z czystej naukowej ciekawości nie przegapi okazji do ujrzenia tego dziwu. Opisze go dokładnie na przyszłość, ale warto było mieć przy sobie drugie bystre oko uzdrowiciela.
Zostawiła otwarte drzwi do leczniczy, przestrzegając trolla, że spodziewa się gościa, nim zeszła z powrotem do pracowni - przemywając dłonie z misą z wodą, nim weźmie się do dalszej pracy.
bo ty jesteś
prządką
prządką
Pracownia
Szybka odpowiedź