Wydarzenia


Ekipa forum
Pracownia
AutorWiadomość
Pracownia [odnośnik]24.03.16 10:31
First topic message reminder :

Pracownia

★★
Do pracowni Cassandry nie ma wstępu każdy, mieści się w piwnicy nieopodal wejścia - aby zejść do środka, trzeba minąć jej trolla. Zwykle, kiedy nie można znaleźć Cassandry, zapewne jest tutaj.
W pracowni na niewielkim palenisku stoi niewielki żeliwny kociołek, raczej do podgrzewania eliksirów niż ich ważenia, Cassandra miała przyjaciółki, które tworzyły eliksiry o wiele sprawniej niż ona sama. Wnętrze oświetlają świece wetknięte w mało ozdobny świecznik stojący pośrodku stołu, na którym niemal zawsze widać pojedyncze kości lub preparaty z narządów powtykane w słoiki. Cassandra zajmuje się ich oczyszczaniem i dostarczaniem do Paliczków. Przy stole ustawiono krzesło i dziecięcy stołek.
[bylobrzydkobedzieladnie]


Ostatnio zmieniony przez Mistrz gry dnia 25.03.22 20:03, w całości zmieniany 1 raz
Mistrz gry
Mistrz gry
Zawód : -
Wiek : -
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
Do you wanna live forever?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Pracownia - Page 18 Tumblr_mduhgdOokb1r1qjlao4_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/t475-sowa-mistrza-gry#1224 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t2762-skrytki-bankowe-czym-sa#44729 http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki

Re: Pracownia [odnośnik]28.06.20 10:57
Spokojnie przemierzał jedną z londyńskich ulic opodal szpitala Świętego Munga, gdy nieznana mu sowa zagrodziła drogę, domagając się dobycia listu. W pierwszej chwili odniósł wrażenie, że zwierzę było wyjątkowo osobliwe, zapewne jak jego właściciel bądź właścicielka; potrzebował jednak dłuższej chwili, aby zrozumieć, od kogo nadeszła wiadomość. Enigmatyczny podpis absolutnie tego nie ułatwiał i dopiero przypomnienie sobie, kto w zacnym gronie znanych mu osób posiadał trolla, zawiodło myśli wprost do lecznicy na Nokturnie.
Nie wiedział, jak długo szedł; nie biegł. Dostojnym arystokratom nie przystawał szaleńczy pęd, choć kroki stawiał na tyle szybko, aby na miejscu znaleźć się jak najszybciej. Przypadek nakreślony w liście rozpalił zainteresowanie. Wprawdzie doskonale wiedział, że Cassandra była wyśmienitą uzdrowicielką i z pewnością poradziłaby sobie bez jego pomocy, to nie mógł odmówić. Specjalizowali się w nieco innych zakresach magicznej medycyny, co dawało znacznie szersze pole w postawieniu trafnej diagnozy. Nie potrafił także odmówić jej przez wzgląd na noszone przez nią nazwisko – dumne podtrzymywanie zażyłości z Vablatskymi trwało dostatecznie długo i winno być kontynuowane bez względu na czas i miejsce, w którym przyszło im się znaleźć.
Przekraczając próg lecznicy, spojrzał ostrożnie w kierunku trolla strzegącego wejścia. Otwarte drzwi rzeczywiście były zaproszeniem, toteż zamknął je za sobą, pozostając w pewności, że był jedynym, który miał tutaj zawitać. List wetknął do kieszeni spodni, gdy schodził do piwnicy, w pierwszej chwili zastanawiając się, czy zaduch wynikał z fizycznego ułożenia, czy był to pacjent. Może wilgoć, nigdy nie zastanawiał się, jak podziemne korytarze budynków działają w Anglii, nie mając dotychczas zbyt wielu okazji się w nich znaleźć. Ciepłe i suche mury Wyspy były jego jedynym doświadczeniem, a teraz przyszła pora na kolejne. Postawienie ostatniego kroku na schodach powitał z ulgą, wytężając wzrok powoli przyzwyczajający się do innego światła, po czym uprzejmie skinął głową gospodyni przybytku i skierował kroki ku mężczyźnie leżącemu na stole. Równie szybko spostrzegł obrażenia na twarzy, rozorane policzki, zapadnięte, blade jak cała reszta nieruchomego ciała. W ciszy obserwował dość nietypowego pacjenta, chłonąc wzrokiem wszystko to, co dostrzegał, aż wyciągnął różdżkę, mamrocząc pod nosem Lumos – dodatkowym oświetleniem dając sobie okazję na wychwycenie mniej widocznych detali.
Serce zdaje się tłoczyć truciznę — odezwał się, blaskiem zaklęcie przemykając nad dłonią i ramieniem. Pierwsze podejrzenie nasunęło się dość racjonalnie dla jego specjalizacji, ale nie miał pewności. Obrażenia twarzy wskazywałyby na zwierzę, toteż rozcięcia oświetlił różdżką, przyglądając im się z uwagą. — Wyjątkowo nietypowe bruzdy. Ostre szpony lub pazury bez wątpienia, ale nie kojarzę istoty, która mogłaby je zadać i zostawić po sobie... wydzielinę? — Ostatnie słowo padło z wyraźnym zapytaniem, gdy pochylał się nad twarzą mężczyzny, opuszkami palców lekko naciągając skórę wokół bruzd, oświetlając je mocniej, chcąc wychwycić wszelkie możliwy szczegóły. Był pod wrażeniem gładkości cięcia, nieco nierównego, zadanego z góry do dołu, gdy oglądał końce szram.




Once you cross the line
Zachary Shafiq
Zachary Shafiq
Zawód : Ordynator oddziału zatruć eliksiralnych i roślinnych, Wielki Wezyr rodu
Wiek : 26
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
I am an outsider
I don't care about

the in-crowd
OPCM : 21 +1
UROKI : 4 +2
ALCHEMIA : 8
UZDRAWIANIE : 26 +5
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 5
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Czarodziej
Pracownia - Page 18 MaPFNWM
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t5831-zachary-shafiq#137692 https://www.morsmordre.net/t5852-ammun#138411 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f145-wyspa-man-siedziba-rodu-shafiq https://www.morsmordre.net/t5866-skrytka-bankowa-nr-1444#138736 https://www.morsmordre.net/t5865-zachary-shafiq#138732
Re: Pracownia [odnośnik]30.06.20 11:20
Zostawiwszy pacjenta w letargu, przemykała między regałami, by ściągnąć z nich kolejne puzderka, zioła i susze; nachyliwszy się nad niewielkim kociołkiem zawieszonym nad paleniskiem na grubym, ciężkim łańcuchu, wypełniła go wodą przywołaną zaklęciem balneo, by równie szybkie incendio rozżarzyło węgielki ułożone pod nim. Opuszkami palców zbierała susze kolejnych roślin, płatki bławatków, melisa, rumianek, sok z aloesu, żywica mandgragory, skrzek ropuchy, łodygi trzciny znad jeziora, w którym pływały tylko białe łabędzie. Mikstura miała pomóc zasklepić rany, uchronić ciało przed rozprzestrzeniającym się zakażeniem, mieszała ją, pozwalając unieść się w piwnicy kwiatowo-ziołowemu aromatowi, a zgęstniała akurat wtedy, kiedy usłyszała kroki na schodkach; nie słyszała trolla, nie spodziewała się też innego gościa, zatem Zachary musiał odpowiedzieć na jej list. Oboje strzegli rycerzy swoimi zdolnościami, na nich obu polegali wszyscy najważniejsi poplecznicy Czarnego Pana - a to sprawiało, że czuła z Zacharym pewną więź. Pochodził ze znamienitego rodu, który przed wieloma laty ugościł jej babkę, a stara wiedźma swoimi zdolnościami zdołała zyskać ich przychylność. Ale Vablatsky nie zabiegały o przychylność byle kogo - skoro ich wybrała, to nie bez powodu. Ich wiedza, nie tylko na tematy anatomiczne, podobnie astronomiczne, runiczne, hieroglificzne, była zdumiewająca i godna podziwu. I ona skinęła mu głową na powitanie - w geście pełnym szacunku, rada, że przybył, po prawdzie nie była pewna, czy jej myśli szły dobrym tropem i czy ruchy, które zamierzała podjąć, szły właściwie w słusznym kierunku.
Ale tu nie chodziło przecież tylko o ocalenie tego człowieka - każdy osobliwy przypadek pozwalał nauczyć się czegoś nowego i każdy warto było obejrzeć z naukową ciekawością. Doświadczenia takie jak te rozwijały i pozwalały rozumieć więcej, chciała się z nim tym podzielić. Zwykle wiedzy strzegła zazdrośnie, nie widziała jednak powodów, by robić to przed Zacharym - była ich dwójka uzdrowicieli i we dwójkę musieli sobie poradzić w przyszłości ze znacznie większymi zagrożeniami. Pewnego dnia to od Zachary'ego zależeć będzie życie Ramseya.
- Osobliwe, prawda? - zwróciła się do niego, nie podnosząc jednak głowy - zaklęciem wygasiła palenisko, kolejnym ruchem różdżki zanurzając zdjęty z półki słoiczek, który wypełniła mazią z kociołka i przelewitowała go na pobliski stół, w pobliże pacjenta. - Wprowadziłam go w letarg, nie powinno być trudno go dobudzić - ale na razie nie powinniśmy chyba tego robić. Przygotowałam maść trzcinową - Zbierała zakażenia, oczyszczała rany, zdolna była przeniknąć przez bardzo silne trucizny - ale też przez swoją uniwersalność nie zawsze była w stanie uderzyć dokładnie w punkt. - Zastanawiałam się nad tym rodzajem zadrapań, aż przypomniała mi się pewna rycina. Spójrz - W pośpiechu chwyciła księgę otwartą na pobliskiej półce, przedstawiała ofiarę napadu wampira. - Cięcia są podobne, ale u tego człowieka brak charakterystycznych ukłuć - zresztą, to absurd sam w sobie, został ranny w Londynie. Wampir w Londynie to chyba przesada nawet jak na obecne czasy - Założyła ręce na piersi, spozierając na Zachary'ego. Może kierował nią nadmierny optymizm, kiedy odrzucała podobną myśl. - A najdziwniejsze jest to, że walczył po naszej stronie. Rany tego typu byłaby chyba zdolna naśladować czarna magia, prawda? Pytanie tylko: czy obrońcy mugoli mogliby po nią sięgnąć?  - Czy desperacja była w stanie popchnąć ich aż tak daleko? Zawahała się, przechodząc bliżej głowy - sięgając dłońmi oczu śniącego, delikatnym gestem unosząc jego powieki. - Białka są całkowicie przekrwione, ale nie zażółcone. Wątroba pracuje w normie, a jednak, jak mówisz, wygląda to, jakby go coś podtruło. - Przekrzywiła lekko głowę, zostawiając obnażone białka jeszcze przez moment, utkwiwszy w nich wzrok - zupełnie jakby spodziewała się, że odczyta z nich przeszłość.




bo ty jesteś
prządką

Cassandra Vablatsky
Cassandra Vablatsky
Zawód : Szeptucha
Wiek : 28 (30)
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Zamężna

i am my mother's savage daughter

OPCM : 0
UROKI : 0
ALCHEMIA : 16
UZDRAWIANIE : 28 +10
TRANSMUTACJA : 24 +2
CZARNA MAGIA : 1 +1
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Jasnowidz

Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t569-cassandra-vablatsky https://www.morsmordre.net/t943-zorya-utrennyaya#4959 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f440-warwickshire-warwick-niedzwiedzia-jama https://www.morsmordre.net/t2811-skrytka-bankowa-nr-3#45477 https://www.morsmordre.net/t1510p15-cassandra-vablatsky#13947
Re: Pracownia [odnośnik]08.07.20 21:52
Skinął głową w ramach krótkiej odpowiedzi, w międzyczasie wdychając nieco zapachu ziół przerobionych na medykament. Nie liczył, że szybko wybudzi nieprzytomnego mężczyznę i raz dwa postawi na nogi. W tak banalnym przypadku Cassandra nie prosiłaby o wsparcie, bo tym była jego obecność tutaj. Jej zdolności nie wymagały czegoś, co bezceremonialnie nazywano pomocą, co do tego nie miał absolutnie żadnych wątpliwości. Doceniał to w niewypowiedziany sposób – dostał kolejną okazję od losu, by w towarzystwie uzdrowicielki zgłębiać nieznane, odkrywać nowe, tworzyć solidne fundamenty pod wiedzę znaną tylko im. Dzielenie się nią z kimkolwiek uważał za wyjątkowo niebezpieczne. Jednym niefortunnym słowem można było ściągnąć na siebie zagrożenie, którego oboje unikali, bezpiecznie zaszyci w dobrze znanych murach. Niemal tych samych z uwagi na ich przeznaczenie.
Oświetlając bruzdy na tym, co zostało z twarzy pacjenta, spojrzał na słoiczek pełen świeżej mazi. Z pewnością był to specyfik świetny i wart sprawdzenia, jak organizm, a przede wszystkim potencjalna trucizna, której się doszukiwał, reagował na zielarski wyciąg.
Spróbujmy nałożyć ją na płytszych częściach ran — zasugerował, końcem rozjarzonej różdżki wskazując na końce bruzd. Wolną ręką ponownie, zachowując odpowiednią ostrożność, naciągnął skórę na krawędziach, pozwalając Cassandrze wykorzystać maść. Niechęć do pełnej aplikacji specyfiku była podyktowana tylko i wyłącznie wieloletnią praktyką przy diagnozowaniu zatruć oraz planowaniu terapii odtruwających. Także i w tym wypadku chciał poznać jak najwięcej szczegółów, detali umykających oku przy pierwszej okazji. Przez moment obserwował efekty, zmiany zachodzące, zdając sobie sprawę, iż nie był to eliksir, który raz dwa załatwiłby za nich sprawę. Musieli wytężyć umysły, sięgnąć poza horyzont posiadanych doświadczeń.
Wampir? — Wyraził zdziwienie, spoglądając to na rycinę, to na czarownicę z księgą. Sugestia żywo zakwitła w jego myślach, groźna i krwawa jak wspomniana głośno istota. Niewiele wiedział o wampirach, nigdy też żadnego nie spotkał – a historie z Egiptu dość rzadko wspominały o podobnych przypadkach. Kraj skąpany w wiecznym słońcu nie nadawał się na miejsce, w którym wampiry mogłyby długo wytrzymać, choć było to jedynie przypuszczenie. Pewności nie miał. — Ministerstwo wychwyciłoby podejrzaną istotę na granicy miasta. Mam nadzieję. Inaczej w szpitalu byłaby anemiczna plaga, a Londyn wyściełałyby trupy osuszone z krwi, czyż nie? — Postawił finalnie pytanie, wpatrując się w Cassandrę. — Być może to czarna magia — stwierdził dość niepewnie — nie odrzucałbym jednak myśli, że to jakaś istota, narzędzie spowite trucizną bądź cokolwiek innego... nawet połączone w jedno, by nas zmylić. — Odwrócił się od stołu, zabierając ze sobą światło Lumos na końcu różdżki. Lekko obrócił nią w palcach, przerywając zaklęcie, skrywając twarz w cieniu, a myśli nakierowując na próbę wychwycenia dodatkowych czynników. Postąpił parę kroków wzdłuż stołu, nie spoglądając na mężczyznę w letargu. W milczeniu słuchał czarownicy stwierdzającej kolejne fakty, samemu zastanawiając się, w jaki sposób mogliby pchnąć sytuację do przodu.
W pewnym momencie ciszy okrążył pomieszczenie, schowawszy różdżkę. Sięgnął po nóż do krojenia ingrediencji, ostrze przetarł o białe płótno przykrywające godność pacjenta, po czym chwycił rękę i powoli, bez chwili wahania naciął wnętrze dłoni. — Rozłóż jakiekolwiek zioła — zwrócił się do niej, na moment odchodząc po fiolkę, którą uzupełnił krwią po brzegi. Kilka uncji powinno wystarczyć do rozwiania wątpliwości, które w sobie miał. Ponownie wyciągnął różdżkę, szepcząc pod nosem proste zaklęcie uzdrawiające mające zasklepić nacięcie. Dopiero potem, raz jeszcze w świetle Lumos, spojrzał na zawartość szklanej fiolki. — Gęsta. Nieco za ciemna — wymamrotał jakby do siebie i zaraz zaczął rozlewać ją poszczególne zioła, z niepokojem patrząc, jak przy części z nich pojawia się zadymienie będące znakiem spalania naturalnych ekstraktów rośliny. — Źle to wygląda — odezwał się, nie będąc pewnym tego, co chciał dalej powiedzieć. Zamilkł, zerkając na Cassandrę. Nie wiedział, czy praktykowała tę dość niepopularną sztukę, czy w ogóle o niej wiedziała. On sam znał ją z Egiptu, z dzieciństwa wypełnionego dniami poświęconymi pobytom i naukom w lecznicach. Gdyby nie tak długie zaznajamianie się z tradycyjnymi, starożytnymi, czasami zapomnianymi sztukami uzdrowicielskimi, dziś nie pamiętałby o tym. Był jednak gotów wyjaśnić Cassandrze wszystko w tym zakresie, jeśli nie wiedziała, jak i dumnie przyjąć fakt, iż stare nauki pozostawały w niej żywe.




Once you cross the line
Zachary Shafiq
Zachary Shafiq
Zawód : Ordynator oddziału zatruć eliksiralnych i roślinnych, Wielki Wezyr rodu
Wiek : 26
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
I am an outsider
I don't care about

the in-crowd
OPCM : 21 +1
UROKI : 4 +2
ALCHEMIA : 8
UZDRAWIANIE : 26 +5
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 5
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Czarodziej
Pracownia - Page 18 MaPFNWM
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t5831-zachary-shafiq#137692 https://www.morsmordre.net/t5852-ammun#138411 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f145-wyspa-man-siedziba-rodu-shafiq https://www.morsmordre.net/t5866-skrytka-bankowa-nr-1444#138736 https://www.morsmordre.net/t5865-zachary-shafiq#138732
Re: Pracownia [odnośnik]17.07.20 11:12
W zasadzie w swojej praktyce niewątpliwie rzadziej miała do czynienia z truciznami niż Zachary; specjalista od tego rodzaju obrażeń cechował się niezwykłym i bardzo wszechstronnym doświadczeniem. Ale trucizna nie była raczej bronią Nokturnu - jej opary przemykały przez korytarze wyższych sfer i pośród polityków, tu, na ulicy, rzadko bawiono się w subtelności. Potrafiła je warzyć, ale nie używała ich często - najczęściej zatruwała chore żołądki, by zmusić je do reakcji i samodzielnego oczyszczenia ze złogów - tym chętniej słuchała jego myśli, wykorzystując każdą okazję, by rozszerzyć własne horyzonty. Magomedycyna była dziedziną tak obszerną i tak tajemną, że choćby zgłębiała ją trzydzieści, czterdzieści lat, nie pojmie jeszcze wszystkiego.
- Spodziewasz się silniejszej reakcji? - zapytała, z zastanowieniem, rozcierając maść między palcami - po chwili aplikując specyfik na naciągnętą przez Zachary'ego skórę; subtelnie muskając specyfikiem rozdarte rany; uśpiony pacjent nie był w stanie podnieść sprzeciwu - ból musiał być palący. Dobrze, że go nie czuł. Maść zaczynała się silnie pienić, nim zmieszała się z posoką i przesiąkła wgłąb rany. - Dziwne - zauważyła, przecierając dłonie w leżącą w pobliżu szmatę. - Oczyszczałam go kilka chwil temu - wyjaśniła, nie do końca pojmując reakcję.
- Trupów może być teraz zbyt dużo, by to zauważyć... a czy służby są wystarczająco wyszkolone, by wychwycić - i zatrzymać - tak potężną istotę? - Nie była przekonana - ale najprostsze rozwiązanie bardzo rzadko było tym właściwym, wampir był równie nieprawdopodobny, co lecący z nieba meteoryt. Tak jej się przynajmniej wydawało. Ściągnęła brew. - Trudno mi uwierzyć, że nasi przeciwnicy zaczęli sięgać po czarną magią. Skąd wzięliby do niej dostęp? Czy ograbili z wiedzy swoich przeciwników? Przezwyciężyli wstręt do tego, czym otwarcie gardzą? - Była zaniepokojona. Tym, do czego zdolna mogła być druga strona. Na razie przegrana - ale jak długo ta przegrana mogła trwać? - Narzędzie - podchwyciła myśl Shafiqa - A jeśli było przeklęte? - Przyjrzała się ranom jeszcze raz. Nie znała wielu klątw. Nie znała efektów wszystkich. Nie miała też w domu ksiąg, w których mogła ich poszukać. Przyglądała się ruchom Zachary'ego, wpierw nie do końca, z czasem bardziej, pojmując, do czego zmierzał. Z pobliskiego regału zabrała kilka liści suszonych roślin, które w odpowiedniej odległości rozłożyła na stole - blekot, rumianek, piołun, mięta, anyż, malina, paproć. Uniosła spojrzenie na fiolkę trzymaną w rękach Zachary'ego, dopiero teraz pojmując, jak palący był to problem.
- Przygotuję coś na rozrzedzenie krwi, zakrzep zabije go w kilka chwil - podjęła, chwytając pobliską czystą fiolkę, którą jednam zaklęciem wypełniła wodą. Kolejnym - podgrzała ją, rozpuszczając w środku kilka szczypt sproszkowanego szczurzego ogona i jeden liść malwy. Przez cały ten czas przyglądała się reakcjom kolejnych roślin na zetknięcie z krwią chorego. - Nad maliną dym był najsłabszy i najbielszy, ledwie dostrzegalny. Co to oznacza? - zwróciła się do niego, zachodząc pacjenta od głowy, unosząc jego głowę nieco wyżej, by oprzeć ją na swojej piersi - i powoli wlać mu do gardła specyfik; tak gęsta krew mogła niebezpiecznie zalegać i pozbawić go życia zanim dojdą do sedna problemu. Nie znała sztuki, którą posłużył się Zachary - ale na naukę umysł zawsze miała otwarty. Chłonęła wiedzę, zwłaszcza tą tajemną - i ceniła ją znacznie wyżej niżeli tą, która zapisana była w księgach, do których zawsze miała dostęp. Egipskie mądrości miały w sobie coś wyjątkowego, wiedziała o tym już jej babka - mogła ujrzeć na własne oczy, że nie wzięło jej się to znikąd.




bo ty jesteś
prządką

Cassandra Vablatsky
Cassandra Vablatsky
Zawód : Szeptucha
Wiek : 28 (30)
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Zamężna

i am my mother's savage daughter

OPCM : 0
UROKI : 0
ALCHEMIA : 16
UZDRAWIANIE : 28 +10
TRANSMUTACJA : 24 +2
CZARNA MAGIA : 1 +1
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Jasnowidz

Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t569-cassandra-vablatsky https://www.morsmordre.net/t943-zorya-utrennyaya#4959 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f440-warwickshire-warwick-niedzwiedzia-jama https://www.morsmordre.net/t2811-skrytka-bankowa-nr-3#45477 https://www.morsmordre.net/t1510p15-cassandra-vablatsky#13947
Re: Pracownia [odnośnik]22.07.20 22:39
Skinął głową w milczeniu na postawione pytanie. Nie było potrzeby, by werbalnie komunikować podejrzenie, ostrożność, którą wykazywał się w tym przypadku. Sprawdzenie, jak maść reagowała z raną mogło mieć kluczowe znaczenie w finalnej diagnozie oraz podjętym toku leczenia. Nie spodziewał się ani nie oczekiwał, by postawili mężczyznę na nogi – utrzymanie go przy życiu było znacznie ważniejsze.
Nie jestem pewien, czy to trucizna — odezwał się, patrząc na spienioną ranę przyjmującą maść. — Czymkolwiek to nie jest, zdaje się, że ma na tyle mocy, by wypaczyć składniki twojej maści. Zwykła trucizna, czy to w postaci eliksiru, czy ekstraktu roślinnego, nie powinna być w stanie tego dokonać. — Wyjaśnił rzeczowo, pozostając gotowym odpowiedzieć na ewentualne pytania. Zagadnienie trucizn mimo wszystko pozostawało niezwykle szerokie, obejmowało sobą znacznie więcej niż określił jednym zdaniem, choć w swej istocie koncentrowało się na tym, co dało się spożyć. Pozostałe substancje, choć trujące, nigdy nie były jednoznacznie kategoryzowane, obejmując swym zakresem więcej niż jedną, bardzo konkretną dziedzinę.
Chciał mylić się w swoim spostrzeżeniu, jednak doświadczenie było nieubłagalne. Owszem, organizm spowijał się trucizną, lecz wynikała ona z zupełnie innego, nieznanego im na razie czynnika, a ten z kolei został wywołany przez ranę na twarzy, której pochodzenia nie byli w stanie ustalić. Jeszcze, napomniał siebie surowo w myślach, odchodząc od stołu. Zrobił kilka kroków w stronę regału z zasuszonymi roślinami, dobierając kilka liści piołunu, które rozkruszył palcami o wnętrze dłoni, po czym przesypał do pustej fiolki i machnięciem różdżki wypełnił wodą. Zatknął kciukiem, wstrząsnął kilka razy, spoglądając na powstałą zawiesinę z dystansem.
Nie dotarły do mnie żadne wieści o zwłokach osuszonych z krwi. Jeśli coś takiego miało miejsce, to pozostało na innym oddziale albo gnije w prosektorium. Wampir albo i nie, Ministerstwo zajmie się tym. Jutro z samego rana poślę anonimową sowę do Departamentu Kontroli Nad Magicznymi Stworzeniami. — Mówił, trzymając w wolnej ręce czystą szmatkę. Rozłożył ją na torsie nieprzytomnego mężczyzny, formułując materiałową miseczkę, w którą wylał zawartość fiolki, zawinął i przeniósł nad twarz, nim płyn przesiąkł. Powoli zaciskając coraz mocniej palce, pozwalał wodzie z piołunem opadać na otwarte rany. Skoncentrowany na jednej z prób, których nie wykonywał szpitalu zbyt często, mówił dalej. — Wszystkie chwyty dozwolone. Podobno. Jeśli są w stanie korzystać ze swoich Patronusów w sposób, o którym wspominano na spotkaniach, to równie dobrze mogli zacząć zgłębiać czarną magię. Nie dowiemy się, póki nie staniemy z nimi do walki. — Sformułował finalnie, choć wiedział, że tak jego jak i Cassandry użyteczność na polu bitwy była znikoma, to oboje posiadali atuty, z których wciąż mogli skorzystać. Inne musieli nieustannie trenować i zgłębiać, wykraczając daleko poza przeciętną znajomość dziedziny. Wraz z ostatnimi słowami reszta stworzonego naprędce specyfiku rozlała się po twarzy, wypełniając bruzdy. Szczęśliwie dla niego pacjent nie był w stanie na to zareagować i mógł w spokoju wysypać namoczone kawałki piołunu na twarz, by wreszcie skryć jego oblicze pod mokrą szmatką.  — Mamy przynajmniej kwadrans, nim zacznie działać — rzekł krótko, wycierając wilgotne dłonie w materiał okrywający godność mężczyzny. — Mogło być tak przeklęte, jak i nasmarowane jakąś substancją. Z tej perspektywy — nachylił się, przekręcając kark — przypomina jedno z ogrodowych narzędzi, ale coś takiego przeciwnik byłby w stanie dokonać na bezbronnym. Może próbował zataić jakieś inne ślady? — Zastanowił się głośno, nieco więcej uwagi poświęcając rodzimej sztuce, którą zaprezentował. W milczeniu patrzył na kłęby dymu, spostrzegając to, co wygłosiła Cassandra. Ściągnął brwi, sięgając ku pamięci, gdy poznawał teorię, zgłębiał wiedzę oraz ogrom informacji, które wprawnemu znawcy trucizn dawał dym.
Obłok spalanego zioła zazwyczaj pozwala wyczuć zapach ekstraktu roślinnego. Tutaj nic takiego nie stało się. Wszystkie prócz liścia krzewu malinowego to bezużyteczny popiół, co – nie mniej, nie więcej – jest marną wskazówką. Przynajmniej wiemy, że trucizna nie pochodzi od rośliny, a olej z nasion malin będzie użyteczny. Wciąż bierzemy pod uwagę wydzielinę odzwierzęcą. Teoretycznie. Palenie ziół w krwi jest skomplikowane i przypomina wróżenie z fusów. W zasadzie zakrawa o magię krwi. — Odpowiedział, spoglądając na Cassandrę wlewającą w posłuszne usta nalewkę. — Jak wyglądają te rany? — Zapytał, stając przy niej. Ściągnął szmatkę z twarzy rannego i ponownie rozświetlił koniec różdżki, jej końcem oświetlając efekty swojej pracy. Nie zwracał uwagi na skrawki skruszonego piołunu. Całkowicie skupiony patrzył na to, co wywar zrobił z ranami. — Zostaną blizny, ale możemy bezpiecznie pobrać nadpaloną tkankę do badań. — Skomentował, zabierając się za odnalezienie przynajmniej dwóch fiolek oraz nożyka, którym mógł odciąć i wydłubać martwą tkankę. Szkło odłożył na bok, różdżkę przełożył do lewej ręki, by wiodącą przy użyciu narzędzia zacząć ostrożnie nacinać skrawki bruzd, na ich dno zgarniając materiał.




Once you cross the line
Zachary Shafiq
Zachary Shafiq
Zawód : Ordynator oddziału zatruć eliksiralnych i roślinnych, Wielki Wezyr rodu
Wiek : 26
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
I am an outsider
I don't care about

the in-crowd
OPCM : 21 +1
UROKI : 4 +2
ALCHEMIA : 8
UZDRAWIANIE : 26 +5
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 5
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Czarodziej
Pracownia - Page 18 MaPFNWM
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t5831-zachary-shafiq#137692 https://www.morsmordre.net/t5852-ammun#138411 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f145-wyspa-man-siedziba-rodu-shafiq https://www.morsmordre.net/t5866-skrytka-bankowa-nr-1444#138736 https://www.morsmordre.net/t5865-zachary-shafiq#138732
Re: Pracownia [odnośnik]03.08.20 0:36
Przetarła jednym palcem brodę, zastanawiając się nad słowami Zachary'ego; doskonale znała się na ludzkim organizmie, ale to jego tkanki nie stanowiły dla niej wyzwania - o budowie i pochodzeniu trucizn wiedziała znacznie mniej i z pewnością jej doświadczenie w temacie ustępowało doświadczeniu Shafiqa. Nie było to zaklęcie, eliksir zdawał się nieznacznie prawdopodobny - czy nie rozpoznałaby efektu? Stężenie mogło być niezwykle silne, ale nawet wtedy, winien pozostawić ślady żrące co najmniej podobne do czegoś, co znała. Cóż więc?
- Jad lub klątwa - zawyrokowała, nie będąc wcale swoich słów pewną. Typowanie tych dwóch zdarzeń zdawało się mieć najwięcej sensu i być też najrozsądniejsze - trudno żeby eliksir przedarł się do rany, trudno tez, żeby taką wypalił. Na jadzie jednak znała się tyle, co nic, zwierząt znała niewiele. Skinęła głową, przyjmując słowa orientalnego lorda.
- Ponoć niektóre wampiry potrafią być bardzo inteligentne. Dość, by ukryć ciało - lub upewnić się, że nie zostanie dostrzeżone wśród stosów innych. Plac bitwy może być pożywką dla wielu obrzydliwych stworzeń, nawet jeśli tym razem to tylko czcze podejrzenia, Ministerstwo powinno mieć się na baczności na przyszłość. Oczyszczenie stolicy z mugoli zda się na niewiele, jeśli zastąpią je magiczne pasożyty, szczury, robaki, ghule, wampiry... i oby na tym wyczerpywała się podobna lista  - Pokręciła z niezadowoleniem głową, czasem zdawało jej się, że mężczyźni dowodzący wojnami naprawdę odbierali ją tylko jako zabawę. Przekrzywiła głowę lekko w bok, uważnie przyglądając się ruchom Zachary'ego - jego sztuka była jej obca, ale wydawała się cenna. - Patronus to wciąż biała magia, prawda? - pozostawała sceptyczna, ktokolwiek stwierdził, że tylko krowa nie zmienia zdania, nie poznał jeszcze Cassandry. - Zdaje się, że do niedawna czuli nad nami pewną moralną wyższość - Znała aurorów, nie pokusiłaby się nigdy o podobną znajomość, gdyby nie ich naiwność - i przekonanie, że samotna matka nie może mieć serca skażonego złem. A może sądzili, że ją ocalą. Przed nim, przed rycerzami, przed nią samą. Nieistotne. Uniosła ku niemu spojrzeniem, nie podejmując jego dalszych słów - nie zamierzała wypychać się na pierwszą linię frontu, ale pamiętała, by szanować tych, którzy skorzy byli wziąć na siebie większe niebezpieczeństwo. Nie zaskoczyło ją, że był wśród nich Zachary.
- Wojna nie wytycza zasad, zwłaszcza, kiedy walczy się po stronie przegranej - stwierdziła z zastanowieniem. - Cóż napastnik mógłby chcieć ukryć? Jedynie coś, co winno pozostać tajemnicą: nowe narzędzie, moc, o której nie powinniśmy wiedzieć. - Zaczęła odczuwać coraz większy niepokój, choć równie dobrze to wszystko mogło być tylko dziełem przypadku. - Może po prostu chciał się upewnić, że nie żyje po przegranym pojedynku, a klątwa przeznaczona była dla kogoś innego  - rzuciła w ciemno, podążając poszlakami odnalezionymi przez Shafiqa. Wsłuchiwała się w jego słowa z rosnącą uwagą, z szacunkiem dla wiedzy odległego ludu, dla wiedzy dziadków i babek: o prastarej ludowej mądrości wiedziała więcej niż o tej, której uczą w najnowocześniejszych placówkach - i ta ją też znacznie bardziej interesowała. - Zatem, by wyczuć zwierzę - lub też stworzenie - należy spalić zioło we krwi odpowiedniego? - Nie była pewna, czy dobrze go rozumiała - starała się jednak nie przeszkadzać mu w pracy nadto. - Sińce na dole ciała przypominają nieco plamy opadowe - oznajmiła, odsuwając z bioder niedoszłego nieboszczka fragment prześcieradła. - Ale nimi, rzecz jasna, nie są. Podobne wybroczyny mogły powstać w wyniku silnego uderzenia o podłoże choćby w następstwie rzuconego uroku: ale, prócz tego musiało dojść do zaburzeń krążenia. To, co się, z nim dzieje, nie jest naturalne - stwierdziła z przekonaniem.  - Pod wpływem mojego specyfiku jest bezpieczny, lecz w tych warunkach trudno oszacować, jak długo. Zastanawiałam się, czy prócz tego wszystkiego nasz pacjent nie padł ofiarą domowego alchemika, który ofiarował mu... niekoniecznie świeży eliksir.  - Założyła ręce na piersi, zatrucie tego typu również powinna wyłapać magia Zachary'ego.  - Rozważałam początkowo iluzję - po przegranej walce mógł chcieć ukryć samego siebie. Ktoś mógł chcieć go ukryć, zamieniając go w potencjalnego nieboszczka. Ale nic nie wyczuwam. - Transmutacja nie miała wobec niej wielu sekretów.
- Bliznami zajmę się po wszystkim, jeśli będzie tego chciał - uznała, była kobietą, świeżo po porodzie, o usuwaniu z ciała niechcianych śladów jego użytkowania wiedziała zdecydowanie więcej, niż wiedzieć by chciała. - Całkiem niedawno przygotowałam maść bazującą na tym oleju - przypomniała sobie, odchodząc od stołu, by, po chwili krzątaniny wśród pobliskich regałów, zdjąć z nich niewielki słoik. - Spróbuję  - podjęła, nabierając na dłoń nieco maści, którą wnet przeniosła na jedną z pobranych tkanek - wcierając weń gęsty specyfik z łagodnym namaszczeniem. - Nigdy wcześniej nie słyszałam o podobnej sztuce. Pochodzi z Egiptu? Stosowali ją twoi przodkowie? - Uniosła lekko w górę jedną brew, maść nie wywoływała podrażnień, nie reagowała z jadem, a to już coś: wkrótce zaczęła się delikatnie pienić, jak zawsze, kiedy zaczynała działać. - O! - pozwoliła sobie zauważyć.




bo ty jesteś
prządką

Cassandra Vablatsky
Cassandra Vablatsky
Zawód : Szeptucha
Wiek : 28 (30)
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Zamężna

i am my mother's savage daughter

OPCM : 0
UROKI : 0
ALCHEMIA : 16
UZDRAWIANIE : 28 +10
TRANSMUTACJA : 24 +2
CZARNA MAGIA : 1 +1
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Jasnowidz

Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t569-cassandra-vablatsky https://www.morsmordre.net/t943-zorya-utrennyaya#4959 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f440-warwickshire-warwick-niedzwiedzia-jama https://www.morsmordre.net/t2811-skrytka-bankowa-nr-3#45477 https://www.morsmordre.net/t1510p15-cassandra-vablatsky#13947
Re: Pracownia [odnośnik]14.08.20 23:53
Jad albo klątwa — powtórzył bezwiednie słowa Cassandry, tak jak ona nie będąc przekonanym słuszności tej hipotezy. Pomimo przeprowadzonych prób i odrzuceniu wpływu roślin, wciąż nie były to efekty, których oczekiwał. Nadal dostrzegał lukę, którą należało wypełnić odpowiedziami prowadzącymi do uratowania człowieka odważnie biorącego udział w wojennych działaniach. Nie wiedział, na ile słowa czarownicy mogły okazać się prawdziwe, jednak brał pod uwagę ingerencję stworzenia takiego jak wampir. W tak niespokojnych czasach wszelkie mroczne stworzenia lgnęły do widma śmierci niczym ćmy do ognia z tą różnicą, iż w zwłokach odnajdywały ucztę, o której myśli wywoływały niepokojący, zimny dreszcz.
Tak, to najsilniejsza i najczystsza biała magia, jaką znamy — potwierdził, spoglądając na nią dość ponuro — a każdemu światłu towarzyszy mrok. Tak mawia mój dziadek. — Dopowiedział prędko, tym razem także nie wnikając w zbędne szczegóły. Prowadzenie osobistych dywagacji, ponowne rozpatrywanie wspomnień z dzieciństwa nie miało sensu. Nie potrafił wyobrazić sobie, by Cassandra znalazła w nich miejsce – bezcelowe zdania niemające dla niej żadnego znaczenia – jak robił to Zachary, na dłuższą chwilę zamykając oczy, żeby oddać się jednej z lekcji uzdrawiania. Mając lat więcej niż dziesięć, zapoznawał się powoli z tajemnymi sztukami rodu. Pierwszy raz pozwolono mu wziąć do ręki papirusy zapisane niemal wyłącznie pismem obrazkowym. Rozumiał z nich niewiele, w zasadzie nic, nie będąc uczonym tego, jak powinien interpretować hieroglify zgodnie z ich znaczeniem, a nie jego własną wyobraźnią. To właśnie wtedy dostrzegł potęgę skrywającą się za nazwiskiem Shafiqów oraz wpływ, jaki przodkowie wywarli na postępy w magomedycynie. Nigdy specjalnie nie sięgał ku księgom historycznym, lecz wtedy poznał prawdziwy głód
wiedzy, który kierował go do osiągnięcia doskonałości w rodowej spuściźnie. Tym razem pożytek ze zdobytych mądrości, traktowanych niczym zabobony przez niektórych uzdrowicieli, przychodził z wyraźnym trudem. Wyzwanie leżące przed nimi nie wymagało sprytu, co do tego miał pewność, jednak po głowie krążyły najprzeróżniejsze praktyki, które poznał w Egipcie, a których nie mógł wykorzystać z uwagi na umykający przez palce czas oraz brak wszystkich potrzebnych narzędzi. Niewątpliwie wymagał obecności inskrypcji, by podążyć zgodnie ze sztuką, a nie wysoce niestosowną improwizacją. Przestrzeganie reguł było poświęceniem – zasadą samą w sobie.
Może być tak jak mówisz. Jedno nie wyklucza drugiego, czyż nie? — Retoryczne pytanie padło z ust Zechariaha monotonnie, bezosobowo tak jak zwykle, gdy rozważał poszczególne opcje zatruć mogące mieć miejsce. Choć w tym wypadku poczynili wiele kroków, miał wrażenie, iż żaden nie prowadził ich do skutecznej konkluzji. Tych z całą pewnością było wiele i mogli rozwiązać po drodze wiele problemów, które doznane urazy zrodziły, jednocześnie nie przywracając właściwego balansu. W zamyśleniu potarł parokrotnie podbródek porośnięty przystrzyżonym zarostem, wahając się nad snutymi w międzyczasie dociekaniami. — Nie używamy zwierzęcej posoki w tym rytuale. Krew musi pochodzić od czarodzieja, co niestety dowodzi, że takie same efekty palenie będzie miało w przypadku arystokraty jak i szlamy. — Odpowiedział rzeczowo, nie potrafiąc jednak ukryć jawnego rozczarowania, iż tak pradawna sztuka nie rozróżniała różnicy między czystą magią pielęgnowaną od pokoleń, a przypadkami, w których tę szczególną zdolność zdobywał ktoś, kto w ogóle jej nie powinien mieć. Dowiedziawszy się tego jako dziecko, długo szukał satysfakcjonującej odpowiedzi na taki stan rzeczy. Zaprzestał, gdy zrozumiał, dlaczego tak było w przypadku tego konkretnego procesu, lecz nie przyniosło to ukojenia dla myśli rozedrganych przez zaburzony światopogląd.
Podążył wzrokiem za odsuwanym prześcieradłem, spoglądając z dystansem na to, co w jego odczuciu przypominało sińce po uderzeniach. Gdy spoglądał na całe ciało mężczyzny, odniósł wrażenie, że uległo zasinieniu, jakby krążenie z każdą sekundą ustawało coraz bardziej, aż miało zniknąć na dobre. Coś, do czego dopuścić nie mogli, jak niosła każda przysięga składana przez uzdrowiciela; złapał za ramię mężczyzny, szepcząc zaklęcie nad jedną z żył. Rozcięcie, które stworzył, nie było groźne – kontrolował upływ krwi, oceniając to, co widział. Zdecydowanie zbyt ciemny odcień nie zwiastował niczego dobrego, choć jej rzadkość traktował jako odpowiednią, znacznie lepszą od tej, z którą mieli do czynienia wcześniej. Znacząco spojrzał w kierunku Cassandry, nie wypowiadając ani słowa, lecz posyłając niewerbalną informację odnośnie kolejnego odkrycia. Machnięciem różdżki zestawił rozciętą skórę oraz żyłę, nieco niedbale porzucając plamę płynu na podłodze, by po chwili pozbyć się jej cichą inkantacją szeptaną pod nosem.
Tak, to jedna z tajemnic moich przodków, gdy doskonalili sztuki uzdrawiania. — Odparł nieco ogólnie, nie wiedząc, czy powinien odkrywać karty Shafiqów przed czarownicą. To, iż samo uzdrawianie dzieliło się na kilka potężnych gałęzi, z których wyrastały znacznie mniejsze, było całkowicie oczywiste i mogli zająć się dywagacjami na ten temat, gdy ich pacjent finalnie przeżyje to, co z nim wyprawiali. Na jego szczęście nie był świadom żadnego podjętego kroku ani choćby jednej myśli, która temu towarzyszyła. Na jego szczęście, powtórzył w myślach, obserwując Cassandrę działającą na próbce pobranych tkanek. — Działa. — Wygłosił z wyraźną ulgą, samemu nabierając maści na czubki palców, by przystąpić do nieco mniej delikatnego wcierania jej obręb rozoranych ran. — Zatem olej zniweluje źródło jadu. Myślę, że dodatkowy roztwór z oleju możemy zaaplikować dożylnie i spróbować pobudzić krążenie magią, by oczyszczanie przebiegało szybciej. — Zaproponwał dalsze kroki działania, obdarzając Cassandrę ufnym spojrzeniem w oczekiwaniu na to, czy miała własne myśli, czy chciała bezsprzecznie zaakceptować to, co powiedział. Mężczyzna w końcu trafił pod jej opiekę i to do niej należała decyzja, jak finalnie powinni postąpić.




Once you cross the line
Zachary Shafiq
Zachary Shafiq
Zawód : Ordynator oddziału zatruć eliksiralnych i roślinnych, Wielki Wezyr rodu
Wiek : 26
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
I am an outsider
I don't care about

the in-crowd
OPCM : 21 +1
UROKI : 4 +2
ALCHEMIA : 8
UZDRAWIANIE : 26 +5
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 5
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Czarodziej
Pracownia - Page 18 MaPFNWM
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t5831-zachary-shafiq#137692 https://www.morsmordre.net/t5852-ammun#138411 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f145-wyspa-man-siedziba-rodu-shafiq https://www.morsmordre.net/t5866-skrytka-bankowa-nr-1444#138736 https://www.morsmordre.net/t5865-zachary-shafiq#138732
Re: Pracownia [odnośnik]16.08.20 17:27
Każdemu światłu towarzyszył mrok, lecz co było cieniem Zakonu Feniksa? Zakon i Rycerze mieli rozbieżne cele, byli dwoma elementami jednej gry, ci pierwsi prowadzili białe figury, drudzy - czarne figury śmierci. Nie wypierała tego, nie wybielała swoich przyjaciół - to oni zabijali z łatwością. Nie odpowiedziała nic, podobne myśli musiały pozostać tylko myślami - a ona zamierzała szanować mądrość przodków Zachary'ego, którą się z nią podzielił.
- Nie - odparła na jego słowa zaraz, wytrącona z zamyślenia, wracając do rzeczywistości, którym był wciąż pogrążony w letargu pacjent. Znała kolor, odcień i zapach krwi, wiedziała, że tak samo krwawił czarodziej z każdej warstwy społecznej, choć nie była pewna, czy kiedykolwiek miała okazję pracowac z mugolakiem - zdawało jej się, że nie, tacy czarodzieje raczej nie zapuszczali się w rejony Śmiertelnego Nokturnu - nigdy jednak nie spostrzegła, by krew czarodzieja szlachetnie urodzonego zachowywała się w jakikolwiek sposób inaczej od bardziej rozrzedzonej krwi; tego też nigdy nie powiedziałaby wprost, ale z jej praktyki wynikało dość jasno, że jedna od drugiej - nie różniła się wcale. Wszyscy krwawili tak samo, bo wobec śmierci - wszyscy byli równi, zabierała zawsze każdego. Bez litości, bez wyjątków. Nie przeszkadzało jej to z zainteresowaniem obserwować egipskiego rytuału, ciekawa tak przebiegu, jak jego efektów. Zdawała sobie sprawę z tego, jak ogromny był wpływ dawnych Shafiqów na rozwój światowej medycyny - nadali jej właściwie początek. I wobec tego - pozostawała przepełniona szacunkiem. Z takim też przyglądała się dalszym poczynaniom uzdrowiciela.
Najistotniejsze wydawało się to, że dobrany dzięki niemu specyfik zaczynał odnosić lepsze efekty, niż wcześniejsze medykamenty - maść wyraźnie reagowała z ranami, usuwając zanieczyszczenia. Pojawiła się nadzieja dla tego człowieka.
- Może kiedy uda się go rozbudzić, sam powie nam więcej - stwierdziła w końcu, ujmując jego dłoń, by przenieść palce na nadgarstek i na moment umilknąć, przymykając oczy, by lepiej skupić się na liczeniu - kiedy sprawdzała puls. Był powolny, ale miarowy, charakterystyczny dla stanu, w którym znajdował się mężczyzna. - Nie słabnie - zauważyła - weźmy się do pracy, nim to rozprzestrzeni się w nim na dobre, cokolwiek to jest - stwierdziła, skinąwszy głową na propozycję Zachary'ego; sama podeszła do wyższych regałów, by odnaleźć nań butelkę wskazanego przez rytuał oleju przechowywanego w ciemnym szkle i przeniosła go na jeden z bocznych stołów, odlewając jego krople do szerokiej ceramicznej misy. - Nigdy wcześniej nie miałam okazji dojrzeć sztuki twoich przodków - przyznała, obrzucając jego sylwetkę zaintrygowanym spojrzeniem. - Nauczono cię tego w domu, prawda? Od jak dawna przebywasz w Anglii? Na południu, w Egipcie, wciąż sięgacie po mądrości starożytnych kapłanów?  - Była ciekawa - ile z tych mądrości wyparł czas i rozwój, a ile wciąż miało ogromne znaczenie i, jak dziś, mogło odnaleźć właściwą drogę tam, gdzie zdawało się wyjścia nie być wcale. Nachyliła się nad specyfikiem, mieszając olej z wodą; dodała do mikstury kilka gałązek pokrzywy, które potłukła moździerzem, a na koniec dorzuciła doń kilka kropel mocno stężonej mikstury wzmacniającej. - Dodałam do tego coś na wzmocnienie. Przeczyśćmy te żyły - razem - zaproponowała, stawiając miseczkę między nimi; wysuwając z kieszeni spódnicy różdżkę.
- Transplantatio - wypowiedziała spokojnie, pewnie, używała wszak tej inkantacji wiele razy; strużka płynu wzbiła się strużką w górę, wędrując za krańcem różdżki czarownicy - ku rozcięciu, z którego Zachary przed momentem pobrał próbkę, przenikając w krew pacjenta. - Myślę, że powinien zostać w śpiączce jeszcze jakiś czas - stwierdziła. - Przebudzę go rankiem, niech nie traci niepotrzebnych sił. Będzie ich potrzebował wiele, by się z tego oczyścić. - Przekrzywiła lekko głowę, przyglądając się ranom potraktowanym maścią. Stan pacjenta z pewnością się nie pogarszał. Czy się polepszał - pokazać mógł tylko czas. - Dziękuję ci - dodała - To było... interesujące doświadczenie.




bo ty jesteś
prządką

Cassandra Vablatsky
Cassandra Vablatsky
Zawód : Szeptucha
Wiek : 28 (30)
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Zamężna

i am my mother's savage daughter

OPCM : 0
UROKI : 0
ALCHEMIA : 16
UZDRAWIANIE : 28 +10
TRANSMUTACJA : 24 +2
CZARNA MAGIA : 1 +1
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Jasnowidz

Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t569-cassandra-vablatsky https://www.morsmordre.net/t943-zorya-utrennyaya#4959 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f440-warwickshire-warwick-niedzwiedzia-jama https://www.morsmordre.net/t2811-skrytka-bankowa-nr-3#45477 https://www.morsmordre.net/t1510p15-cassandra-vablatsky#13947
Re: Pracownia [odnośnik]16.08.20 20:08
Tkwił w rozedrganiu między słusznie dokonanymi wyborami a moralnością własnych myśli. Mężczyzna nieustannie pozostawał na ich łasce, to oni decydowali o tym, czy czekał na niego kolejny dzień. Odpowiedzialność niesiona na barkach, choć wspólnie, ciążyła jednakowo. Nie było żadnej różnicy, czy brzemię dzieliło się z kimś; jak na zawołanie poruszył nimi, zdając sobie sprawę, że przez tak długi czas wykonywał niewiele ruchów angażujących wszystkie mięśnie. Gdyby nie wiedza, której doskonałość osiągnął w tak młodym wieku, gdyby nie starania podjęte tak wcześnie nie byłby dzisiaj tutaj, nie stałby przy stole i nie wieszczył nowego życia.
Spoglądał na czarodzieja pogrążonego w letargu spod przymrużonych oczu. Obawa, że czekało ich niepowodzenia, istniała. Nie była lękiem, gdy wyznawało się żelazne zasady egipskich kapłanów. Jedynie myśli, które mu towarzyszyły przez cały ten czas zdawały się nie mieć swego końca – to własnego umysłu winien się bać, choć wiedziony chłodnym rozumem nie robił tego. Obserwował dalej, każdy fragment ciała ogarniętego nieznaną trucizną pojmował na nowo, aż wreszcie przeniósł wzrok ku Cassandrze, w milczeniu przysłuchując się jej słowom. Skinął krótko w aprobacie raz, potem drugi w ramach potwierdzenia, by zaczęli prędko działać nad poprawieniem stanu. W palcach obrócił różdżkę, jednak odwrócił się od stołu i przemierzył pracownicę za kilkoma fiolkami, które wykorzystał do pobrania dodatkowych próbek krwi. Trzy pełne szkła zatknął i odstawił do drewnianego statywu. Dwa puste odłożył na bok, wierząc, że przydadzą się jeszcze.
Tak. Poznałem większość kapłańskich rytuałów, ale mój wiek stanowi przeszkodę, bym pozwolono mi kształcić się dalej. Może dlatego kazano mi wyjechać? — Zwieńczył cichym pytaniem, w zasadzie wiedząc, że czarownica nie da mu na nie odpowiedzi. Rzadko je stawiał przed samym sobą, łudząc się, iż jego nauki nigdy nie były tym, co doprowadziło go do Anglii. Znacznie łatwiej przychodziła wiara i posłuszeństwo wobec głosu ojca i samego nestora. — Mój ojciec obrał sobie za cel sprowadzenie całej rodziny tutaj. Pierwszy raz przywiózł mnie, gdy miałem jedenaście lat – po różdżkę. Nigdy nie powiedział mi, dlaczego podążył waszym zwyczajem... miałem inne powody do niepokoju. Później sprowadził mnie, kiedy wedle zwyczaju skończyłem lat siedemnaście. Na stałe. Kolejne osiem lat poświęcone na doskonalenie się w sztukach uzdrawiania spędziłem tutaj i zapewne pozostanę do końca. — Urwał na moment, zrozumiawszy, że nie o to dokładnie pytała. Posłał Cassandrze krótkie spojrzenie i jął mówić dalej: — Nowożytna magia jest znacznie bezpieczniejsza i szybsza w użyciu. Obarczona błędem, naturalnie, ale skuteczna. Nawet w Kairze pewne praktyki są już wyparte i chyba poza naszą rodziną niepraktykowane. Ale to nam przyświeca kultywowanie wiedzy zapomnianej i zatartej przez czas. Docenienie jej to zupełnie inna kwestia. — Mówił, obserwując jej poczynania nad miską z przygotowanym roztworem. Zapach ziół i oleju w połączeniu z kroplami eliksiru wydawał się dość intensywny, niemniej nigdy nie czuł się dostatecznie pewnie w kwestiach ściśle alchemicznych, aby kwestionować to w jakikolwiek sposób. Pewnych reakcji między substancjami nie potrafił przewidzieć z tak należytą precyzją, choć pozostawał specjalistą w dziedzinie zatruć, któremu wciąż brakowało odpowiedniego doświadczenia. To dzisiejsze z pewnością przyniesie nowe rozważania, którym odda się, gdy znajdzie wolną chwilę.
Raz jeszcze obrócił różdżkę w palcach i chwycił ją mocniej, jej koniec umieszczając w dokładnie tym samym punkcie co różdżka Cassandry. Skomplikowana magia wymagała współpracy, przykucia uwagi do szczegółów znanych tylko im, gdzie najmniejszy błąd kosztował równie wiele co źle uwarzony eliksir. — Transplantatio — powtórzył inkantację śladem czarownicy, powoli obracając nadgarstkiem, by strużka płynu wzbiła się ku górze i uformowała dostatecznie wąsko. Usta zacisnął nieco mocniej, spojrzenie skupiając tak na transportowanej cieczy prosto do rozciętej żyły jak i własnych ruchach różdżki, sztywno trzymając palce na drewnie rozgrzanym znacznie szybciej niż w przypadku innych zaklęć. Ku Cassandrze zerknął w chwili, gdy początek uformowanego strumyka znalazł się na krawędzi otwartej rany i zaczął powoli wnika. Wolną ręką pochwycił ramię nieprzytomnego czarodzieja, zapewniając w ten sposób potrzebną stabilizację, po czym skupił się na tym, aby strużka w odpowiednim tempie powoli wnikała w żyłę, aż ostatnia kropla sporządzonego płynu przeniknęła do wnętrza organizmu targanego chorobą. — Purus — szepnął po chwili, odkażając otwartą ranę, dając zaklęciu czas na poprawną reakcję. — Curatio Vulnera — szepnął raz jeszcze, tym razem zasklepiając rozcięcie. Przez dłuższy moment wstrzymywał powietrze, po czym pozwolił sobie głośno je wypuścić z wyraźną ulgą.
Może potrzebować eliksiru oczyszczającego z toksyn po tym wszystkim. Trzy krople raz dziennie, sądząc po budowie ciała, przez najbliższy tydzień powinny pomóc. — Wypowiedział zalecenie dość często używane w podobnej formule na oddziale; przynajmniej w podobnie skomplikowanych przypadkach. Na wszelkie inne wystarczało doraźne podanie antidotum bądź przygotowanie innej kuracji odtruwającej. Tutaj jednak ważyły się znacznie istotniejsze sprawy. — Gdybyś potrzebowała porady, czegokolwiek, jestem do dyspozycji. — Zaoferował w odpowiedzi na podziękowania i skinąwszy czarownicy głową, wsunął jedną z fiolek wypełnionych krwią do kieszeni spodni. — Poinformuję odpowiednie osoby o jego stanie. Do zobaczenia, Cassandro. — Pożegnał się słownie w odróżnieniu do niemego powitania, po czym okrążył stół i skierował się ku wyjściu z pracowni, wolno stawiając kroki, ważąc je wobec własnych sił. Pierwszy postawiony na zewnątrz budynku powitał z mieszanymi uczuciami. Było dość późno, spostrzegł. Upływ czasu w lecznicy najwyraźniej nie był odczuwalny, gdy pracował w tak wielkim skupieniu, a wciąż miał do sprawdzenia, co rzeczywiście czaiło się we krwi mężczyzny, jak i przekazanie, że przeżył. Jego wiedza o stoczonej walce mogła okazać się równie kluczowa – z tą myślą podążył wzdłuż głównej ulicy Śmiertelnego Nokturnu, mając na celu skontaktowanie się z odpowiednimi ludźmi. Szczęśliwie niósł informację o uratowanym życiu.

|zt x2




Once you cross the line
Zachary Shafiq
Zachary Shafiq
Zawód : Ordynator oddziału zatruć eliksiralnych i roślinnych, Wielki Wezyr rodu
Wiek : 26
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
I am an outsider
I don't care about

the in-crowd
OPCM : 21 +1
UROKI : 4 +2
ALCHEMIA : 8
UZDRAWIANIE : 26 +5
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 5
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Czarodziej
Pracownia - Page 18 MaPFNWM
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t5831-zachary-shafiq#137692 https://www.morsmordre.net/t5852-ammun#138411 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f145-wyspa-man-siedziba-rodu-shafiq https://www.morsmordre.net/t5866-skrytka-bankowa-nr-1444#138736 https://www.morsmordre.net/t5865-zachary-shafiq#138732
Re: Pracownia [odnośnik]21.08.20 15:07
12 lipca
Był naprawdę parny dzień, wilgotne mury piwnicy pozwalały przynieść ukojenie; niemowlę spało w towarzystwie Lysandry, choć wolałaby dwójkę swoich dzieci bliżej, przy sobie, nie pozwoliłaby Calchasowi wdychać oparów wiedźmiego kociołka - a obiecała Ramseyowi małą przysługę i to na niej zamierzała się skupić w pierwszej kolejności. Nie pytała, na co mu specyfik, o który prosił i pytać nie zamierzała - czasem niewiedza była błogosławieństwem.
Przykucnąwszy przy kociołku łagodnym ruchem różdżki rozpaliła drewna pod żeliwem, dając żarowi otulić ciepłem dno naczynia. Drugi ruch różdżki wypełnił go czystą, jeszcze zimną wodą, na powierzchni której wkrótce zaczynały pęcznieć bąble znakujące jej temperaturę. Przyglądała się temu w milczeniu, nim wzięła się do pracy - woda na ten eliksir musiała być szczególnie oczyszczona, by nie uczynić krzywdy temu, kto ją wypije. Upewnienie się, że nie przeżyło w niej nic, miało zatrzymać niepożądane i nieprzewidziane reakcje.
Nigdy nie przepadała za pająkami, choć potrafiła zawrzeć z nimi niepisany pakt, jakim było zagnieżdżenie się ich w lecznicy i korzystanie z ich pajęczyn. Nici przędne pająków miały niesamowite własciwości lecznicze, lecz zachwytu nad nimi nie podzielała trzymając w dłoniach zdecydowanie zbyt długie i zbyt szorstkie włosy akromantuli, które rozsypała w półokręgu na drewnianej desce. Miały być sercem jej eliksiru. Włożyła palce do szerokiego, ciemnego słoiczka -  to do niego zbierała pająki, kiedy już umierały. Przeważnie nie żyły długo, a po śmierci bywały nie mniej użyteczne. Pokruszone suszone pająki rozsypała po linii półokręgu na włosiu akromantuli. Pajęcze fragmenty zalała śluzem gumochłona przetrzymywanym w wysokiej, wąskiej butelce, na samym końcu dodając do przedziwnej mikstury skrzeku ropuchy. Wszystkie składniki dokładnie wymieszała razem - wciąż na desce - wrzucając je do kotła dopiero jako zbitą, choć niejednolitą masę. Następnie wywar przemieszała, pięć razy w prawą stronę, energicznie, wywołując pośrodku kotła wir, w którego wlała kilka kropel oleju z czarnej porzeczki. Odsunęła się w pół kroku, wywar winien zmieniać barwę na czarną jak noc.




bo ty jesteś
prządką

Cassandra Vablatsky
Cassandra Vablatsky
Zawód : Szeptucha
Wiek : 28 (30)
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Zamężna

i am my mother's savage daughter

OPCM : 0
UROKI : 0
ALCHEMIA : 16
UZDRAWIANIE : 28 +10
TRANSMUTACJA : 24 +2
CZARNA MAGIA : 1 +1
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Jasnowidz

Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t569-cassandra-vablatsky https://www.morsmordre.net/t943-zorya-utrennyaya#4959 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f440-warwickshire-warwick-niedzwiedzia-jama https://www.morsmordre.net/t2811-skrytka-bankowa-nr-3#45477 https://www.morsmordre.net/t1510p15-cassandra-vablatsky#13947
Re: Pracownia [odnośnik]21.08.20 15:07
The member 'Cassandra Vablatsky' has done the following action : Rzut kością


#1 'k100' : 17

--------------------------------

#2 'k8' : 4, 4, 7, 7
Morsmordre
Morsmordre
Zawód : Mistrz gry
Wiek :
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
O Fortuna
velut Luna
statu variabilis,
semper crescis
aut decrescis...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Pracownia - Page 18 Tumblr_lqqkf2okw61qionlvo3_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Pracownia [odnośnik]26.08.20 13:27
Trudność z zabezpieczeniem całego budynku wiązała się z częstotliwością, w jakiej odwiedzany był przez różne osoby, przypadkowe, nierzadko z różnym nastawieniem względem uzdrowicielki. O ile z rannymi w amoku potrafiła sobie bez wątpienia łatwo poradzić, tak z jednym wprawnym czarodziejem lub całą grupą, która przyjdzie w pełni sił w celach innych niż medyczna pomoc, może nie być tak łatwo. Miała pod dachem dwie istoty, których nigdy nie zostawi na pastwę wroga. Dlatego pomieszczenia, które służyły do celów lecznicy musiały pozostać Umrze. Nie był wystarczającym strażnikiem — nie byłby nim ani dementor, ani nawet olbrzym. Nie dla tych, którzy mogli chcieć po nią tu przyjść, a przyszliby ze względu na niego i jej powiązania z Rycerzami Walpurgii. Byli zbyt dobrze wytrenowanymi przeciwnikami — ale Umhra był strażnikiem, który miał szansę odeprzeć pierwszy atak, wziąć na siebie pierwsze ciosy, spowolnić przeciwników, a przede wszystkim dać jej szansę na reakcje. Jedną jedyną ulokował na drzwiach do lazaretu, drzwiach prowadzonych z sieni. Szklane domu powinny umożliwić jej przyglądanie się wszystkim wchodzącym do lecznicy pacjentom. Wśród nich mogłaby rozpoznać kogoś z listów gończych. Te, dla pewności, przyniósł jej wszystkie i pozostawił na stole w pracowni, by zapamiętała twarze poszukiwanych czarodziejów. Niektórych z nich znała. Jeden z nich, Bertie Bott, już nie żył. Pracował nocą, gdy spała, pod czujnym okiem trolla, który za jej rozkazem nie robił mu żadnej krzywdy. Praca z nim była trudna; musiał pozostać skupiony i skoncentrowany na pułapce, a jednocześnie czujny na wypadek, gdyby coś trollowi strzeliło do głowy. Gdy skończył, zszedł do pracowni. To było miejsce, w którym spędzała mnóstwo czasu. Troll nie był w stanie zejść po stromych schodach na dół, nie było tu też żadnego miejsca, w którym mogłaby się ukryć. Jedynie świstoklik w postaci starego kielicha, który pojawiał się i znikał we wskazane miejsce. To jego chwycenie miało dać szansę na ucieczkę. Do tego potrzebowała jednak czasu. Dlatego założenie na pomieszczenie mieszczące się w piwnicy Widzimisię i Strachu na gremliny powinno pomóc jej zorganizować szybką i sprawną ewakuację, z sukcesem unikając ewentualnych promieni zaklęć, które mogłyby zostać w jej kierunku posłane. W pracowni pachniało eliksirami i wypalonym ogniem. Spojrzał na nią, gdy stała do niego odwrócona tyłem, przygotowując jakieś mikstury. Ogień pod kotłem iskrzył i trzaskał. Nie zamierzał jej przeszkadzać, nie odzywał się też, zabierając się do pracy. Machnął różdżką, kucnąwszy na ziemi, rozprostował prawą dłoń i zaczął tworzenie pułapek.

| zt Ramsey



pan unosi brew, pan apetyt ma
na krew
Ramsey Mulciber
Ramsey Mulciber
Zawód : Niewymowny, namiestnik Warwickshire
Wiek : 31
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Żonaty
My name is Death
and the end is here
OPCM : 40
UROKI : 20 +5
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 60 +7
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 5 +3
Genetyka : Jasnowidz
Pracownia - Page 18 966c10c89e0184b0eef076dce7f1f36cfb5daf71
Śmierciożercy
Śmierciożercy
https://www.morsmordre.net/t2225-ramsey-mulciber https://www.morsmordre.net/t2290-ursus#34823 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f440-warwickshire-warwick-niedzwiedzia-jama https://www.morsmordre.net/t2922-skrytka-bankowa-nr-624#47539 https://www.morsmordre.net/t2326-ramsey-mulciber
Re: Pracownia [odnośnik]17.09.20 12:20
Wywar wyglądał... dobrze. Czarna barwa mieniła się jak smoła, pobłyskiwała onyksem, nie pytała Mulcibera, w jakim celu potrzebował eliksiru grozy, bo z niewiedzą czuła się znacznie lepiej. Słyszała jego kroki, ale stojąc nad kopcącym się kociołkiem nie obejrzała się przez ramię; trzymając drewnianą długą łychę powoli obracała zawartością kociołka, finalnie przelewając ją do przygotowanych wcześniej fiolek. Zakorkowane obejrzała pod światło rzucane przez świece, upewniając się co do struktury i gęstości zawartości; zdawała się być odpowiednia, właściwa.
- Zaczekaj - zwróciła się do czarnoksiężnika, zbierając między dłonie kilka szklanych naczyń. - To dla ciebie, weź - Wpierw stuknęła we fiolki różdżką, ochładzając ich zawartość. Wciąż były ciepłe, ale nie na tyle, by rozgrzać szkło do temperatury, która mogłaby oparzyć czarodzieja. Wręczyła buteleczki Mulciberowi, wracając do pracy. Mieszanka antydepresyjna była podstawą jej pracy, podstawą rycerskiego ekwipunku. Czrana magia raz po razie wyciągała swoje długie sękate ręce po zapłatę za swoje usługi - a rycerze raz za razem tę cenę płacili, zaciągając coraz to większy dług po drugiej stronie. Wpływy najczarniejszej ze sztuk hamowały nieco zioła, pozwalając czarodziejom dłużej cieszyć się spokojem umysłu. Podstawą wywaru był ślaz; miała przygotowane świeże, pachnące liście, które poszarpała dłońmi, przygotowując do kolejnego kroku. Zostawiwszy je, by wypuściły nieco soku, oczyściła w tym czasie kociołek po poprzednim wywarze - dokładnie i schludnie, żeby nie zostawić na krańcach kociołka ni jednej smugi, która mogłaby zaburzyć konsystencję przyszłego eliksiru. Następnie do świeżej wody wsypała ślaz, wykorzystując większą porcję niż zwykle - uzupełniając go sokiem wyciśniętym z aloesu, podartymi liściami dębu i katalizatorami, jakimi okazały się rozdrobnione łuski węgorza oraz syrop z trzminorka, który miał bardzo przyjemny, słodki zapach. Sprawiał, że całość była nieco mniej odpychająca - zakręciła dłonią chochlą, szepcząc nad wywarem ciche mantry, które miały nadać wywarowi magii.

zużywam podwójną porcję ślazu na mieszankę antydepresyjną




bo ty jesteś
prządką

Cassandra Vablatsky
Cassandra Vablatsky
Zawód : Szeptucha
Wiek : 28 (30)
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Zamężna

i am my mother's savage daughter

OPCM : 0
UROKI : 0
ALCHEMIA : 16
UZDRAWIANIE : 28 +10
TRANSMUTACJA : 24 +2
CZARNA MAGIA : 1 +1
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Jasnowidz

Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t569-cassandra-vablatsky https://www.morsmordre.net/t943-zorya-utrennyaya#4959 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f440-warwickshire-warwick-niedzwiedzia-jama https://www.morsmordre.net/t2811-skrytka-bankowa-nr-3#45477 https://www.morsmordre.net/t1510p15-cassandra-vablatsky#13947
Re: Pracownia [odnośnik]17.09.20 12:20
The member 'Cassandra Vablatsky' has done the following action : Rzut kością


'k100' : 19
Morsmordre
Morsmordre
Zawód : Mistrz gry
Wiek :
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
O Fortuna
velut Luna
statu variabilis,
semper crescis
aut decrescis...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Pracownia - Page 18 Tumblr_lqqkf2okw61qionlvo3_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Pracownia [odnośnik]17.09.20 12:39
Mieszanka nabierała odpowiedniej barwy, zapachu i konsystencji. Przyglądała się jej dłuższą chwilę, wdychając jej słodki zapach, upewniając się, że nie wdarła się w nią żadna złowieszcza nuta - przymknąwszy oczy wytężała zmysły, chcąc wywiązać się ze swojego zadania najlepiej, jak potrafiła. Błąd - byłby przecież całkowicie fatalny w skutkach. Rozlała eliksir do fiolek, wyszło ich sześć - zdawało jej się, że wystarczająco dużo, by obdarzyć nim tych rycerzy, którzy będą go potrzebowali. Ułożyła fiolki na półce obok, wykorzystując wolną chwilę, by odpowiednio je opisać, po czym pochyliła się nad kociołkiem, czyszcząc jego wnętrze ponownie - i znów uzupełniając czystą wodą. Zbliżała się wyprawa, Czarny Pan oczekiwał czegoś od swoich sług - a jej zadaniem było upewnić się, że byli ku temu odpowiednio przygotowani. Problemem jej przyjaciół było jednak to, że nieszczególnie potrafili korzystać ze środków, które mogły im pomóc przeżyć - i usiłowała przygotować dla nich takie, które te szanse zmaksymalizują. Proste, trudne do przedawkowania, nieszkodliwe - nie dawały może tak wiele, ale przynajmniej pozostawały praktyczne. Jak, chociażby, wywar ze szczuroszczeta. Potrafił uleczyć raczej drobne skaleczenia, ale co najważniejsze - praktycznie uniemożliwiał zrobienie sobie nim krzywdy.
Podstawą wywaru były strączki wnykopieńki, wrzucane do wrzącej wody aż do rozgotowania się. Zużyła ich większą garść, niż przeważnie - potrzebowała więcej eliksirów. Miała w tym pomóc pleśń zebrana z chleba przed tygodniem, której garść dołączyła do strączków oraz gryząca cebula zawierająca silne składniki siarkowe, które pomogą w rozkładzie. Ogon szczuroszczeta - posiatkowany na drobne kawalki - tak naprawdę przelewał większość swoich właściwości w magiczną miksturę mocniej jeszcze niż wnykopieńka - potrzebował jednak tak silnego katalizatora. Żywe langustniki w liczbie trzech miały przegryźć - póki nie umrą - to, co zostanie nierozpuszczone. Na końcu, kiedy były już rozgotowane, należało je wygnieść łyżką, by wycisnąć z nich wszystkie brakujące substancje. Wywar mieszała, z ostrożnością, pilnując prawej i lewej strony, trzy w jedną, trzy w drugą, aż wskazówka zegara za jej plecami nie wskazała południa.

zużywam 3 razy strączki - potrójna porcja




bo ty jesteś
prządką

Cassandra Vablatsky
Cassandra Vablatsky
Zawód : Szeptucha
Wiek : 28 (30)
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Zamężna

i am my mother's savage daughter

OPCM : 0
UROKI : 0
ALCHEMIA : 16
UZDRAWIANIE : 28 +10
TRANSMUTACJA : 24 +2
CZARNA MAGIA : 1 +1
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Jasnowidz

Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t569-cassandra-vablatsky https://www.morsmordre.net/t943-zorya-utrennyaya#4959 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f440-warwickshire-warwick-niedzwiedzia-jama https://www.morsmordre.net/t2811-skrytka-bankowa-nr-3#45477 https://www.morsmordre.net/t1510p15-cassandra-vablatsky#13947

Strona 18 z 24 Previous  1 ... 10 ... 17, 18, 19 ... 24  Next

Pracownia
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach