Pracownia
AutorWiadomość
First topic message reminder :
★★ [bylobrzydkobedzieladnie]
Pracownia
Do pracowni Cassandry nie ma wstępu każdy, mieści się w piwnicy nieopodal wejścia - aby zejść do środka, trzeba minąć jej trolla. Zwykle, kiedy nie można znaleźć Cassandry, zapewne jest tutaj.
W pracowni na niewielkim palenisku stoi niewielki żeliwny kociołek, raczej do podgrzewania eliksirów niż ich ważenia, Cassandra miała przyjaciółki, które tworzyły eliksiry o wiele sprawniej niż ona sama. Wnętrze oświetlają świece wetknięte w mało ozdobny świecznik stojący pośrodku stołu, na którym niemal zawsze widać pojedyncze kości lub preparaty z narządów powtykane w słoiki. Cassandra zajmuje się ich oczyszczaniem i dostarczaniem do Paliczków. Przy stole ustawiono krzesło i dziecięcy stołek.
W pracowni na niewielkim palenisku stoi niewielki żeliwny kociołek, raczej do podgrzewania eliksirów niż ich ważenia, Cassandra miała przyjaciółki, które tworzyły eliksiry o wiele sprawniej niż ona sama. Wnętrze oświetlają świece wetknięte w mało ozdobny świecznik stojący pośrodku stołu, na którym niemal zawsze widać pojedyncze kości lub preparaty z narządów powtykane w słoiki. Cassandra zajmuje się ich oczyszczaniem i dostarczaniem do Paliczków. Przy stole ustawiono krzesło i dziecięcy stołek.
Ostatnio zmieniony przez Mistrz gry dnia 25.03.22 20:03, w całości zmieniany 1 raz
• Drew: 118/213 (15 - psychiczne, 20 - migrena, 60 - tłuczone)
• Antonia: 103/213 (20 - psych, decelphage, 80 - tłuczone, 10 - cięte)
Zaalarmowana pomrukiem Umhry, krótko po tym, gdy doprowadziła się do porządku po napadzie, krótko po tym, jak zostawiła Magnusa samego, ponownie zjawiła się u progu, przyjmując wyczekiwanych gości. Spodziewała się tutaj rycerzy, a widok ich był nie tylko naturalny, ale i przynoszący ulgą - dawał nadzieję pozostałym. Odejście kilkorga czarodziejów w Albury nie budziło pozytywnych skojarzeń.
- Jesteście - powitała ich, usuwając się z drzwi, tak, by mogli dostać się do środka, gestem powstrzymując strzegącego tego miejsca trolla przed gwałtowną reakcją. Dopiero, kiedy znaleźli się w środku, pośpiesznie zamknęła za nimi drzwi i poprowadziła ich wgłąb korytarza, prowadząc ich tym razem w dół, do pracowni, po kamiennych schodach. Nigdy nie przyjmowała tutaj pacjentów, dziś sytuacja była jednak wyjątkowa - a oni byli wyjątkowymi gośćmi. Wzięła kobietę pod ramię, pomagając jej pokonać trasę. - Drew - powitała czarodzieja imieniem, przenosząc wzrok na Antonię. Była niemal pewna, że już ją gdzieś wdziała - jednak nie zamajczyło w jej głowie żadne nazwisko. - Ty musisz być Antonia - stwierdziła więc bardziej niż zapytała, dedukcja nie była trudna: Cassandra znała personalia czarodziejów, którzy narażali dzisiaj swoje życie. Wiedziała od Rowle'a, z kim był. Obydwoje wydawali się być w ciężkim stanie, toteż czarownica nie zwlekała ani chwili, pomagając kobiecie przysiąść na taborecie - spode łba kontrolnie zerkając na Drew, wierząc, że czarodziej da sobie radę. Pracownia nie była dla nich komfortowym miejscem, ale niewątpliwie dyskretniejszym, niż gdyby zostawiła ich w przedsionku lub zaprowadziła do lecznicy, gdzie leżeli czarodzieje niezwiązani ze sprawą, która ich tutaj przywiodła. Nie potrzebowała długich oględzin, by rozpoznać naturę większości obrażeń brutalnie zdobiących ich ciała; były pokryte sińcami.
- Nie wyglądacie źle - szepnęła mimo to, bo porównując ich stan tak do Rowle'a, jak i do Notta, cóż, wciąż stali o własnych siłach. - Episkey maxima - wyartykułowała, kierując kraniec różdżki ku szyi kobiety, nie zwlekając ani jednej zbędnej chwili.
• Antonia: 103/213 (20 - psych, decelphage, 80 - tłuczone, 10 - cięte)
Zaalarmowana pomrukiem Umhry, krótko po tym, gdy doprowadziła się do porządku po napadzie, krótko po tym, jak zostawiła Magnusa samego, ponownie zjawiła się u progu, przyjmując wyczekiwanych gości. Spodziewała się tutaj rycerzy, a widok ich był nie tylko naturalny, ale i przynoszący ulgą - dawał nadzieję pozostałym. Odejście kilkorga czarodziejów w Albury nie budziło pozytywnych skojarzeń.
- Jesteście - powitała ich, usuwając się z drzwi, tak, by mogli dostać się do środka, gestem powstrzymując strzegącego tego miejsca trolla przed gwałtowną reakcją. Dopiero, kiedy znaleźli się w środku, pośpiesznie zamknęła za nimi drzwi i poprowadziła ich wgłąb korytarza, prowadząc ich tym razem w dół, do pracowni, po kamiennych schodach. Nigdy nie przyjmowała tutaj pacjentów, dziś sytuacja była jednak wyjątkowa - a oni byli wyjątkowymi gośćmi. Wzięła kobietę pod ramię, pomagając jej pokonać trasę. - Drew - powitała czarodzieja imieniem, przenosząc wzrok na Antonię. Była niemal pewna, że już ją gdzieś wdziała - jednak nie zamajczyło w jej głowie żadne nazwisko. - Ty musisz być Antonia - stwierdziła więc bardziej niż zapytała, dedukcja nie była trudna: Cassandra znała personalia czarodziejów, którzy narażali dzisiaj swoje życie. Wiedziała od Rowle'a, z kim był. Obydwoje wydawali się być w ciężkim stanie, toteż czarownica nie zwlekała ani chwili, pomagając kobiecie przysiąść na taborecie - spode łba kontrolnie zerkając na Drew, wierząc, że czarodziej da sobie radę. Pracownia nie była dla nich komfortowym miejscem, ale niewątpliwie dyskretniejszym, niż gdyby zostawiła ich w przedsionku lub zaprowadziła do lecznicy, gdzie leżeli czarodzieje niezwiązani ze sprawą, która ich tutaj przywiodła. Nie potrzebowała długich oględzin, by rozpoznać naturę większości obrażeń brutalnie zdobiących ich ciała; były pokryte sińcami.
- Nie wyglądacie źle - szepnęła mimo to, bo porównując ich stan tak do Rowle'a, jak i do Notta, cóż, wciąż stali o własnych siłach. - Episkey maxima - wyartykułowała, kierując kraniec różdżki ku szyi kobiety, nie zwlekając ani jednej zbędnej chwili.
bo ty jesteś
prządką
prządką
The member 'Cassandra Vablatsky' has done the following action : Rzut kością
#1 'k100' : 94
--------------------------------
#2 'Anomalie - CZ' :
#1 'k100' : 94
--------------------------------
#2 'Anomalie - CZ' :
Drew: 118/213 (15 - psychiczne, 20 - migrena, 60 - tłuczone)
Antonia: 152/213 (20 - psych, decelphage, 31 - tłuczone, 10 - cięte); episkey maxima wyleczyło: 10+29+10=49
Obserwując promień zaklęcia, którego wiązka z mocą rozświetliła skórę kobiety, Cassandra rozchyliła wierzchnią część szaty, zamierzając dostać się pod odzienie, odsłonić jej bok, żebra; szła za plamami na zewnętrznej części materiału, otarciami płaszcza, tam, gdzie było ich najwięcej, musiały znajdować się kolejne zasinienia. Nie chciała nawet myśleć, co tych dwoje czarodziejów musiało przejść - jak potworne piekło - ale nie zawracała sobie tym głowy dłużej, niż było to konieczne. Wiedziała przecież, że w tym momencie musiała skupić się przede wszystkim na swojej pracy - i wykonać ją najlepiej, jak potrafiła - jeśli jej uwaga miała zostać rozproszona, musiała sobie znaleźć na to lepszy moment.
- Mogę? - szepnęła, rozchylając jej ubranie, za pozwoleniem przyglądając się pozostałym potłuczeniom; czy to możliwe, by miała złamane żebro? Poprzednie zaklęcie zdjęło ich ogromną ilość - jeśli wciąż przez nie cierpiała, musiała przejść niewysłowienie wiele. - Jeszcze chwila - dodała tonem obietnicy, pewna, że w istocie potrwa to krótką chwilę; potrafiła dobrze radzić sobie z ranami tego typu. Przytknęła kraniec różdżki do sinego śladu, który zaczynał zachodzić już barwami fioletów, szkarłatów i zieleni, sięgając tym samym rany lewą dłonią - ostrożnie i delikatnie, nie zamierzając sprawić bólu - a jednak mając obowiązek wyczuć pod palcami fakturę kości i upewnić się, że szkielet był cały. W przypadku złamania - musiałaby wszak zmienić metodykę. Nie wyczuwając jednak zmian, kontynuowała, usiłując zachować spokój ducha i koncentrację. Jej różdżka drgnęła, kilkakrotnie unosząc się w górę i w dół, nim ostatecznie miękko wypowiedziała prostą formułę:
- Episkey - wierząc, że tyle wystarczy, by zażegnać jej rany ostatecznie; w jej oczach dostrzegała więcej, złe samopoczucie, zmęczenie, bez wątpienia, ból, krew na szacie: miała też rozcięcia, ale krwi wydawało się na tyle niewiele, że potłuczenia wydały jej się na ten moment istotniejsze. Włożyła w wypowiedzenie inkantacji zaklęcia siłę i dbałość, o poprawny akcent, niezbyt skomplikowany gest i brzmienie głosek; choć była pewna swoich umiejętności, to nigdy nie traciła czujności.
Antonia: 152/213 (20 - psych, decelphage, 31 - tłuczone, 10 - cięte); episkey maxima wyleczyło: 10+29+10=49
Obserwując promień zaklęcia, którego wiązka z mocą rozświetliła skórę kobiety, Cassandra rozchyliła wierzchnią część szaty, zamierzając dostać się pod odzienie, odsłonić jej bok, żebra; szła za plamami na zewnętrznej części materiału, otarciami płaszcza, tam, gdzie było ich najwięcej, musiały znajdować się kolejne zasinienia. Nie chciała nawet myśleć, co tych dwoje czarodziejów musiało przejść - jak potworne piekło - ale nie zawracała sobie tym głowy dłużej, niż było to konieczne. Wiedziała przecież, że w tym momencie musiała skupić się przede wszystkim na swojej pracy - i wykonać ją najlepiej, jak potrafiła - jeśli jej uwaga miała zostać rozproszona, musiała sobie znaleźć na to lepszy moment.
- Mogę? - szepnęła, rozchylając jej ubranie, za pozwoleniem przyglądając się pozostałym potłuczeniom; czy to możliwe, by miała złamane żebro? Poprzednie zaklęcie zdjęło ich ogromną ilość - jeśli wciąż przez nie cierpiała, musiała przejść niewysłowienie wiele. - Jeszcze chwila - dodała tonem obietnicy, pewna, że w istocie potrwa to krótką chwilę; potrafiła dobrze radzić sobie z ranami tego typu. Przytknęła kraniec różdżki do sinego śladu, który zaczynał zachodzić już barwami fioletów, szkarłatów i zieleni, sięgając tym samym rany lewą dłonią - ostrożnie i delikatnie, nie zamierzając sprawić bólu - a jednak mając obowiązek wyczuć pod palcami fakturę kości i upewnić się, że szkielet był cały. W przypadku złamania - musiałaby wszak zmienić metodykę. Nie wyczuwając jednak zmian, kontynuowała, usiłując zachować spokój ducha i koncentrację. Jej różdżka drgnęła, kilkakrotnie unosząc się w górę i w dół, nim ostatecznie miękko wypowiedziała prostą formułę:
- Episkey - wierząc, że tyle wystarczy, by zażegnać jej rany ostatecznie; w jej oczach dostrzegała więcej, złe samopoczucie, zmęczenie, bez wątpienia, ból, krew na szacie: miała też rozcięcia, ale krwi wydawało się na tyle niewiele, że potłuczenia wydały jej się na ten moment istotniejsze. Włożyła w wypowiedzenie inkantacji zaklęcia siłę i dbałość, o poprawny akcent, niezbyt skomplikowany gest i brzmienie głosek; choć była pewna swoich umiejętności, to nigdy nie traciła czujności.
bo ty jesteś
prządką
prządką
The member 'Cassandra Vablatsky' has done the following action : Rzut kością
#1 'k100' : 100
--------------------------------
#2 'Anomalie - CZ' :
#1 'k100' : 100
--------------------------------
#2 'Anomalie - CZ' :
Drew: 118/213 (15 - psychiczne, 20 - migrena, 60 - tłuczone)
Antonia: 183/213 (20 - psych, decelphage, 10 - cięte); episkey wyleczyło: 5+29+10=44
Jak obiecała, zaklęcie całkiem skutecznie objęło swoim zasięgiem wszystkie potłuczenia na ciele Antonii; przez krótki moment wpatrywała się w promień zaklęcia jaśniejący i odbijający się blaskiem od jej bladej skóry powoli tracącej kolory fioletów i zieleni, kącik jej ust nawet nie drgnął, z powagą przyglądając się działaniu magii. Wszystkie popełnione dzisiaj błędy wzmogły w niej czujność. Wydawało się, że choć rycerze zbiegli od druzgoczącego wpływu anomalii, to ta podążyła za nimi jak cień, zakłócając magię dookoła. Pamiętała o tym - i naprawdę nie chciała tego powtarzać. Odetchnęła cicho, odejmując dłonie od koszuli Antonii i sięgnęła nimi łydki czarownicy, w ciemno wyczuwając pod palcami krople krwi. Odzienie po raz kolejny nie kłamało, rana nie wydawała się groźna, ale choćby dla spokoju ducha, uśmierzenia bólu i zapobieżenia infekcji, należało ją zaleczyć.
- Czy to cię boli? - zapytała krótko, przyklęknąwszy przy jej ciele unosząc spojrzenie ku jej twarzy. Badanie palpacyjne nie zawsze dawało oczekiwane efekty, a Antonia - miała nadzieję - była już w stanie, w którym mogła jej pomóc słowem. Zmęczenie z pewnością nie sprzyjało przytomności umysłu, rycerze nie mieli dzisiaj łatwego dnia, nikt spośród nich. - Curatio Vulnera - zaryzykowała, przytknąwszy kraniec różdżki do rozcięcia, ufając, że tyle wystarczy, by ponownie zaszyć rozdartą skórę. Tylko pozornie niewiele, po tym wszystkim, co przeszli, liczyła się dla nich każda kropla krwi i każde jedno ukłucie bólu. Inkantacja zaklęcia wysunęła się z jej ust gładko, choć musiała przyznać, że przywoływała ją dzisiaj zaskakująco niewiele razy. Dobrze wiedziała, jak się to robi - wystarczyło wykonać precyzyjny gest i włożyć nacisk w poprawny akcent. Nawet, jeśli nie robiła tego zbyt często akurat dzisiaj, to ogólnie miewała do czynienia z przypadkami znacznie cięższymi. Przyglądała się promieniowi zaklęcia, które błysnęło, z pozornym spokojem zaklętym w zielonych tęczówkach oczu.
Antonia: 183/213 (20 - psych, decelphage, 10 - cięte); episkey wyleczyło: 5+29+10=44
Jak obiecała, zaklęcie całkiem skutecznie objęło swoim zasięgiem wszystkie potłuczenia na ciele Antonii; przez krótki moment wpatrywała się w promień zaklęcia jaśniejący i odbijający się blaskiem od jej bladej skóry powoli tracącej kolory fioletów i zieleni, kącik jej ust nawet nie drgnął, z powagą przyglądając się działaniu magii. Wszystkie popełnione dzisiaj błędy wzmogły w niej czujność. Wydawało się, że choć rycerze zbiegli od druzgoczącego wpływu anomalii, to ta podążyła za nimi jak cień, zakłócając magię dookoła. Pamiętała o tym - i naprawdę nie chciała tego powtarzać. Odetchnęła cicho, odejmując dłonie od koszuli Antonii i sięgnęła nimi łydki czarownicy, w ciemno wyczuwając pod palcami krople krwi. Odzienie po raz kolejny nie kłamało, rana nie wydawała się groźna, ale choćby dla spokoju ducha, uśmierzenia bólu i zapobieżenia infekcji, należało ją zaleczyć.
- Czy to cię boli? - zapytała krótko, przyklęknąwszy przy jej ciele unosząc spojrzenie ku jej twarzy. Badanie palpacyjne nie zawsze dawało oczekiwane efekty, a Antonia - miała nadzieję - była już w stanie, w którym mogła jej pomóc słowem. Zmęczenie z pewnością nie sprzyjało przytomności umysłu, rycerze nie mieli dzisiaj łatwego dnia, nikt spośród nich. - Curatio Vulnera - zaryzykowała, przytknąwszy kraniec różdżki do rozcięcia, ufając, że tyle wystarczy, by ponownie zaszyć rozdartą skórę. Tylko pozornie niewiele, po tym wszystkim, co przeszli, liczyła się dla nich każda kropla krwi i każde jedno ukłucie bólu. Inkantacja zaklęcia wysunęła się z jej ust gładko, choć musiała przyznać, że przywoływała ją dzisiaj zaskakująco niewiele razy. Dobrze wiedziała, jak się to robi - wystarczyło wykonać precyzyjny gest i włożyć nacisk w poprawny akcent. Nawet, jeśli nie robiła tego zbyt często akurat dzisiaj, to ogólnie miewała do czynienia z przypadkami znacznie cięższymi. Przyglądała się promieniowi zaklęcia, które błysnęło, z pozornym spokojem zaklętym w zielonych tęczówkach oczu.
bo ty jesteś
prządką
prządką
The member 'Cassandra Vablatsky' has done the following action : Rzut kością
#1 'k100' : 99
--------------------------------
#2 'Anomalie - CZ' :
#1 'k100' : 99
--------------------------------
#2 'Anomalie - CZ' :
Drew: 118/213 (15 - psychiczne, 20 - migrena, 60 - tłuczone)
Antonia: 193/213 (20 - psych, decelphage); curatio vulnera wyleczyło: 5+15+10=30
A promień zaklęcia okazał się silny i mocny, dość, by po rozcięciu nie został żaden ślad za wyjątkiem wąskiej blizny, która zniknie za jakiś czas, za parę dni, a może tygodni. Uchwyciła jej nogę w silnym uścisku, raz jeszcze upewniając się, że w mięśniu, w łydce, nie pozostało nic, co władne byłoby ją uszkodzić. Pokręciła głową, krótko, przecząco - wyglądało na to, że jej pacjentka doszła już do siebie. Poderwała się, wstając i zamierzała odejść w stronę Macnaira, nim, w zawahaniu, przyjrzała się twarzy kobiety.
- Potrzebujesz odpoczynku - stwierdziła, bardziej niż zapytała, po raz kolejny; nie było to nic odkrywczego, bo tak wyczerpującej wyprawie czarownica z całą pewnością pragnęła snu - tak jak każdy, kogo dzisiaj spotkała. - Przyniosę wam koce, kiedy skończę, zostaniecie tutaj - zapowiedziała spokojnie, nie odejmując spojrzenia od jej źrenic. - Będziecie tu mieli zapewnioną pewną... dyskrecję - I bynajmniej nie miała na myśli spraw damsko-męskich, jeśli pragnęli pomówić o tym, co przeszli, mogli to w tym miejscu uczynić bez przeszkód - nie usłyszą ich żadne niepowołane ku temu uszy. Ale to nie tylko sen trapił Antonię, widziała u niej coś więcej.
- To anomalie, prawda? - Musiała to wiedzieć, anomalie budziły bóle głowy u wszystkich; każdy pośród rycerzy, których wyciągała dzisiaj z bezwzględnych sideł śmierci, cierpiał z tego samego powodu. Jeśli to się nie skończy, korzystanie z magii wkrótce stanie się pułapką bez wyjścia. - Ból głowy - dodała, dookreślając, co miała na myśli; ledwie wypowiedziała te słowa, a bez zawahania przytknęła kraniec różdżki do skroni kobiety, szepcząc formułę zaklęcia:
- Decephalgo - które miało ukoić ból, myśli, uwolnić głowę z potrzasku, pozwalając jej wreszcie na ostateczną relaksację; ból nie wytwarzał już adrenaliny, strach również nie musiał. Była zdrowa, bezpieczna i cała - o ile tylko wypełnili swoje zadanie tak, jak powinni, a Czarny Pan będzie z nich zadowolony. Ze słów Rowle'a wynikała jednak raczej optymistyczna wersja, przynajmniej dla tej konkretnej grupy.
Antonia: 193/213 (20 - psych, decelphage); curatio vulnera wyleczyło: 5+15+10=30
A promień zaklęcia okazał się silny i mocny, dość, by po rozcięciu nie został żaden ślad za wyjątkiem wąskiej blizny, która zniknie za jakiś czas, za parę dni, a może tygodni. Uchwyciła jej nogę w silnym uścisku, raz jeszcze upewniając się, że w mięśniu, w łydce, nie pozostało nic, co władne byłoby ją uszkodzić. Pokręciła głową, krótko, przecząco - wyglądało na to, że jej pacjentka doszła już do siebie. Poderwała się, wstając i zamierzała odejść w stronę Macnaira, nim, w zawahaniu, przyjrzała się twarzy kobiety.
- Potrzebujesz odpoczynku - stwierdziła, bardziej niż zapytała, po raz kolejny; nie było to nic odkrywczego, bo tak wyczerpującej wyprawie czarownica z całą pewnością pragnęła snu - tak jak każdy, kogo dzisiaj spotkała. - Przyniosę wam koce, kiedy skończę, zostaniecie tutaj - zapowiedziała spokojnie, nie odejmując spojrzenia od jej źrenic. - Będziecie tu mieli zapewnioną pewną... dyskrecję - I bynajmniej nie miała na myśli spraw damsko-męskich, jeśli pragnęli pomówić o tym, co przeszli, mogli to w tym miejscu uczynić bez przeszkód - nie usłyszą ich żadne niepowołane ku temu uszy. Ale to nie tylko sen trapił Antonię, widziała u niej coś więcej.
- To anomalie, prawda? - Musiała to wiedzieć, anomalie budziły bóle głowy u wszystkich; każdy pośród rycerzy, których wyciągała dzisiaj z bezwzględnych sideł śmierci, cierpiał z tego samego powodu. Jeśli to się nie skończy, korzystanie z magii wkrótce stanie się pułapką bez wyjścia. - Ból głowy - dodała, dookreślając, co miała na myśli; ledwie wypowiedziała te słowa, a bez zawahania przytknęła kraniec różdżki do skroni kobiety, szepcząc formułę zaklęcia:
- Decephalgo - które miało ukoić ból, myśli, uwolnić głowę z potrzasku, pozwalając jej wreszcie na ostateczną relaksację; ból nie wytwarzał już adrenaliny, strach również nie musiał. Była zdrowa, bezpieczna i cała - o ile tylko wypełnili swoje zadanie tak, jak powinni, a Czarny Pan będzie z nich zadowolony. Ze słów Rowle'a wynikała jednak raczej optymistyczna wersja, przynajmniej dla tej konkretnej grupy.
bo ty jesteś
prządką
prządką
The member 'Cassandra Vablatsky' has done the following action : Rzut kością
#1 'k100' : 80
--------------------------------
#2 'Anomalie - CZ' :
#1 'k100' : 80
--------------------------------
#2 'Anomalie - CZ' :
Drew: 118/213 (15 - psychiczne, 20 - migrena, 60 - tłuczone)
Antonia: 213/213 (20 - psych, decelphage); decelphage wyleczyło: 10+29+5=44
- Jesteś cała, rozsiądź się wygodnie - oświadczyła, odstąpiwszy od kobiety i wolnym krokiem przechodząc w stronę Macnaira. - Magnus i Apolinaire już tutaj są. Opowiedzieli, że wam się powiodło - mruknęła w kierunku Drew, przystając naprzeciw niego; natura jego obrażeń wydawała się podobna do tej, która trawiła Antonię. - Muszę to obejrzeć - szepnęła, wolnym, delikatnym ruchem rozchylając poły jego szaty; była świadoma swojego zmęczenia, stała przed swoim piątym pacjentem tej nocy, ale chciała, by Czarny Pan był zadowolony przede wszystkim z niej. Jawił się przed nią jako potężny czarnoksiężnik, którego protekcji łaknęła - a którą, mogłaby przysiąc przed samą sobą, mogła dla siebie wywalczyć. Dla siebie i dla swojej córki, której pomocy wybitnie jej dzisiaj brakowało. Skrzywiła się lekko, odganiając sprzed oczu czerniejące mroczki; znużenie dawało się we znaki coraz mocniej - ale potrafiła to przezwyciężyć i była tego pewna tak, jak niczego innego dzisiaj.
- Episkey maxima - powtórzyła inkantację wypowiedzianą już przy Antonii, kierując różdżkę wobec obrażeń o podobnym charakterze. Była niemal pewna, że ich rany pochodziły z tego samego źródła, ale nie zamierzała o nie pytać - słyszała dzisiaj dość złego, by pobudzić tę część wyobraźni, która mimo wszystko, z niezrozumiałego powodu, wciąż martwiła się o Mulcibera. Powstrzymała opadające powieki, musiała być silna, silna, trzeźwa i skoncentrowana. Drew nie był ostatnim czarodziejem, którym miała się dzisiaj zająć.
Wypowiedziawszy inkantację, przyjrzała się mocniej jego ubraniu - dopiero teraz wspominając słowa Magnusa o krakenie. Nie była pewna, czy miała przy sobie jeszcze jedno antidotum - sowa wysłana do achelmiczki Eir z cała pewnością by je zdobyła, ale Cassandra nie miała czasu na taką zabawę. Nie dostrzegłszy jednak plam nigdzie na jego ciele, przeniosła wzrok ukradkiem na Antonię, szukając podobnych plam również u niej - bezskutecznie. Być może pozostali poza zasięgiem potwora, wolni od trucizny, która od środka okrutnie wypalała Rowle'a i Sauveterre'a. Szczęście w nieszczęściu, dziś stanęli na pozycji tych, którzy mieli w życiu prościej.
Antonia: 213/213 (20 - psych, decelphage); decelphage wyleczyło: 10+29+5=44
- Jesteś cała, rozsiądź się wygodnie - oświadczyła, odstąpiwszy od kobiety i wolnym krokiem przechodząc w stronę Macnaira. - Magnus i Apolinaire już tutaj są. Opowiedzieli, że wam się powiodło - mruknęła w kierunku Drew, przystając naprzeciw niego; natura jego obrażeń wydawała się podobna do tej, która trawiła Antonię. - Muszę to obejrzeć - szepnęła, wolnym, delikatnym ruchem rozchylając poły jego szaty; była świadoma swojego zmęczenia, stała przed swoim piątym pacjentem tej nocy, ale chciała, by Czarny Pan był zadowolony przede wszystkim z niej. Jawił się przed nią jako potężny czarnoksiężnik, którego protekcji łaknęła - a którą, mogłaby przysiąc przed samą sobą, mogła dla siebie wywalczyć. Dla siebie i dla swojej córki, której pomocy wybitnie jej dzisiaj brakowało. Skrzywiła się lekko, odganiając sprzed oczu czerniejące mroczki; znużenie dawało się we znaki coraz mocniej - ale potrafiła to przezwyciężyć i była tego pewna tak, jak niczego innego dzisiaj.
- Episkey maxima - powtórzyła inkantację wypowiedzianą już przy Antonii, kierując różdżkę wobec obrażeń o podobnym charakterze. Była niemal pewna, że ich rany pochodziły z tego samego źródła, ale nie zamierzała o nie pytać - słyszała dzisiaj dość złego, by pobudzić tę część wyobraźni, która mimo wszystko, z niezrozumiałego powodu, wciąż martwiła się o Mulcibera. Powstrzymała opadające powieki, musiała być silna, silna, trzeźwa i skoncentrowana. Drew nie był ostatnim czarodziejem, którym miała się dzisiaj zająć.
Wypowiedziawszy inkantację, przyjrzała się mocniej jego ubraniu - dopiero teraz wspominając słowa Magnusa o krakenie. Nie była pewna, czy miała przy sobie jeszcze jedno antidotum - sowa wysłana do achelmiczki Eir z cała pewnością by je zdobyła, ale Cassandra nie miała czasu na taką zabawę. Nie dostrzegłszy jednak plam nigdzie na jego ciele, przeniosła wzrok ukradkiem na Antonię, szukając podobnych plam również u niej - bezskutecznie. Być może pozostali poza zasięgiem potwora, wolni od trucizny, która od środka okrutnie wypalała Rowle'a i Sauveterre'a. Szczęście w nieszczęściu, dziś stanęli na pozycji tych, którzy mieli w życiu prościej.
bo ty jesteś
prządką
prządką
The member 'Cassandra Vablatsky' has done the following action : Rzut kością
#1 'k100' : 40
--------------------------------
#2 'Anomalie - CZ' :
#1 'k100' : 40
--------------------------------
#2 'Anomalie - CZ' :
Drew: 157/213 (15 - psychiczne, 20 - migrena, 21 - tłuczone); episkey maxima wyleczyło: 10+29=39
Potrzeba działania pobudzała jej krew do wrzenia, koncentracja w tych warunkach była trudna, ale nie niemożliwa - wkładała nadludzki wysiłek w to, by sprostać wyzwaniu. Obserwowała, wciąż ze spokojem bijącym od źrenic, jaśniejący promień zaklęcia, który jął łagodzić potłuczenia na ciele Macnaira. Podobnie jak w przypadku Antoni, Cassandra dokładnie przebadała jego ciało, uprzednio uchwyciwszy różdżkę w zęby, żeby w tym nie przeszkadzała. Szukała złamań, ukruszeń, skręceń, wykręceń, jakichkolwiek zmian, które świadczyłyby o czymś, co wzmogłoby jej niepokój. Nie znalazła jednak, ciało Drew było zmiażdżone, bez wątpienia, jednak jego szkielet, podobnie jak u jego towarzyszki, pozostał nienaruszony. - Magnus wspominał o krakenie. Stworzenie władne było zatruć, oboje to odczuli, on i Apolinaire. Mieliście z nim kontakt? - Uniosła spojrzenie na Macnaira, potem przeniosła je na kobietę. Upewniwszy się, że nie i usłyszawszy odpowiedź przeczącą, powróciła do przerwanej pracy, odnajdując różdżką najmocniej zasinione miejsce na boku czarodzieja. To nie wymagało już dużo pracy. Wykonała nieskomplikowany gest nad raną, chybocząc różdżką w lewo i prawo, wprawiając je w lekkie drżenie podkreślone inkantacją zaklęcia: - Episkey - wypowiedzianego miękko i pewnie, bez zawahania, nieprzerwana koncentracja nie przestawała jej nużyć, ale Cassandra wiedziała, że znużenie nie mogło osłabić jej pracy. Miewała już przecież dnie takie jak ten wiele razy, ostatnio choćby wtedy, kiedy spłonęła Wywerna, a pół nokturnowych drabów potrzebowało pomocy z zaleczeniem potwornych czarnomagicznych oparzeń. Przechodziła coś podobnego choćby i poczatkiem zeszłego miesiąca, kiedy początek maja sprowadził te wszystkie cholerne anomalie, które były temu wszystkiemu winne. Dosłownie wszystkiemu - nawet temu, że dzisiaj im pomagała. A skoro już to przechodziła, potrafiła nad tym zapanować i sprostać temu również dzisiaj; nie tylko w to wierzyła, wiedziała o tym. Przymrużyła lekko oczy, przyglądając się bladej poświacie promienia zaklęcia - z uwagą, wkładając wszystkie siły w to, by ta nie uległa rozproszeniu. Nie mogła, nie dzisiaj, już nie.
Potrzeba działania pobudzała jej krew do wrzenia, koncentracja w tych warunkach była trudna, ale nie niemożliwa - wkładała nadludzki wysiłek w to, by sprostać wyzwaniu. Obserwowała, wciąż ze spokojem bijącym od źrenic, jaśniejący promień zaklęcia, który jął łagodzić potłuczenia na ciele Macnaira. Podobnie jak w przypadku Antoni, Cassandra dokładnie przebadała jego ciało, uprzednio uchwyciwszy różdżkę w zęby, żeby w tym nie przeszkadzała. Szukała złamań, ukruszeń, skręceń, wykręceń, jakichkolwiek zmian, które świadczyłyby o czymś, co wzmogłoby jej niepokój. Nie znalazła jednak, ciało Drew było zmiażdżone, bez wątpienia, jednak jego szkielet, podobnie jak u jego towarzyszki, pozostał nienaruszony. - Magnus wspominał o krakenie. Stworzenie władne było zatruć, oboje to odczuli, on i Apolinaire. Mieliście z nim kontakt? - Uniosła spojrzenie na Macnaira, potem przeniosła je na kobietę. Upewniwszy się, że nie i usłyszawszy odpowiedź przeczącą, powróciła do przerwanej pracy, odnajdując różdżką najmocniej zasinione miejsce na boku czarodzieja. To nie wymagało już dużo pracy. Wykonała nieskomplikowany gest nad raną, chybocząc różdżką w lewo i prawo, wprawiając je w lekkie drżenie podkreślone inkantacją zaklęcia: - Episkey - wypowiedzianego miękko i pewnie, bez zawahania, nieprzerwana koncentracja nie przestawała jej nużyć, ale Cassandra wiedziała, że znużenie nie mogło osłabić jej pracy. Miewała już przecież dnie takie jak ten wiele razy, ostatnio choćby wtedy, kiedy spłonęła Wywerna, a pół nokturnowych drabów potrzebowało pomocy z zaleczeniem potwornych czarnomagicznych oparzeń. Przechodziła coś podobnego choćby i poczatkiem zeszłego miesiąca, kiedy początek maja sprowadził te wszystkie cholerne anomalie, które były temu wszystkiemu winne. Dosłownie wszystkiemu - nawet temu, że dzisiaj im pomagała. A skoro już to przechodziła, potrafiła nad tym zapanować i sprostać temu również dzisiaj; nie tylko w to wierzyła, wiedziała o tym. Przymrużyła lekko oczy, przyglądając się bladej poświacie promienia zaklęcia - z uwagą, wkładając wszystkie siły w to, by ta nie uległa rozproszeniu. Nie mogła, nie dzisiaj, już nie.
bo ty jesteś
prządką
prządką
The member 'Cassandra Vablatsky' has done the following action : Rzut kością
#1 'k100' : 77
--------------------------------
#2 'Anomalie - CZ' :
#1 'k100' : 77
--------------------------------
#2 'Anomalie - CZ' :
Drew: 178/213 (15 - psychiczne, 20 - migrena); episkey wyleczyło: 5+29+5=39
Kiedy ostatnia inkantacja wybrzmiała, Cassandra bacznie obserwowała zmiany na ciele czarodzieja; tęczowe odcienie szmaragdu i ametystu blakły, zlewając się ze skórą, brązowe zasinienia powoli się odbarwiały, całkowicie znikając z jego skóry. Odetchnęła - wiele wskazywało na to, że był już cały. Uważnie przebadała jego żebra, boki, dostrzegając tam najwięcej zasinień wcześniej, nie mniej uwagi przyłożyła w dokładne obejrzenie jego rąk i nóg, szyi, a na końcu czaszki; niepozorne, ale niebezpieczne urazy mogły ukrywać się tak naprawdę wszędzie, a oni, w ferworze zwycięstwa i w aurze zmęczenia po zwycięskiej bitwie niekoniecznie byli w stanie dostrzec, z której strony bolało najmocniej. Potrzebowali odpoczynku, to było pewne - bo wydawało się, że z ich obrażeniami Cassandra więcej już zrobić nie mogła. Dopiero ująwszy czaszkę Drew dostrzegła w jego oczach to samo zmęczenie, które dostrzegalne było u Antonii. Anomalie, oczywiście, że tak.
- Decephalgo - wyartykuowała lekko, spokojnie, używała tego zaklęcia naprawdę często, choć najczęściej na sobie samej. Jeszcze sprzed wybuchu anomalii cierpiała na uporczywe migreny, ale odkąd czarna magia powszechnie atakowała każdego, z każdego miejsca, migrena właściwie jej nie opuszczała. - Zostanie wam odpocząć - podjęła, choć z pewnością zdawali sobie z tego sprawę - musieli odczuwać zmęczenie. Powinna położyć ich jak najwcześniej, a może sama zdąży się zdrzemnąć zanim ostatnia z grup, grupa z Azkabanu, będzie potrzebowała jej pomocy. - Z pewnością jesteście głodni, przyniosę wam posiłek. - Pożywny, tłusty rosół był niezastąpiony i najlepiej pomagał w powrocie do zdrowia. Szklanka wody dla opłukania toksyn i rano będą jak nowo narodzeni. - Magnus i Apolinaire są w pomieszczeniu naprzeciwko, jeśli będziecie chcieli z nimi pomówić. Musicie tylko wyjść po schodach na korytarz. Ale sądzę, że teraz zmorzył ich sen. I was też powinien. - Zarzuciła osuwającą się z ramion chustę mocniej, oplatając w nie ręce, brak snu, zmęczenie, wyczerpanie, wszystko dawało o sobie coraz silniejsze znak, zaczynało robić jej się zimno. Potrzebowała odpoczynku - a miała być dzisiaj na nogach jeszcze długo.
Kiedy ostatnia inkantacja wybrzmiała, Cassandra bacznie obserwowała zmiany na ciele czarodzieja; tęczowe odcienie szmaragdu i ametystu blakły, zlewając się ze skórą, brązowe zasinienia powoli się odbarwiały, całkowicie znikając z jego skóry. Odetchnęła - wiele wskazywało na to, że był już cały. Uważnie przebadała jego żebra, boki, dostrzegając tam najwięcej zasinień wcześniej, nie mniej uwagi przyłożyła w dokładne obejrzenie jego rąk i nóg, szyi, a na końcu czaszki; niepozorne, ale niebezpieczne urazy mogły ukrywać się tak naprawdę wszędzie, a oni, w ferworze zwycięstwa i w aurze zmęczenia po zwycięskiej bitwie niekoniecznie byli w stanie dostrzec, z której strony bolało najmocniej. Potrzebowali odpoczynku, to było pewne - bo wydawało się, że z ich obrażeniami Cassandra więcej już zrobić nie mogła. Dopiero ująwszy czaszkę Drew dostrzegła w jego oczach to samo zmęczenie, które dostrzegalne było u Antonii. Anomalie, oczywiście, że tak.
- Decephalgo - wyartykuowała lekko, spokojnie, używała tego zaklęcia naprawdę często, choć najczęściej na sobie samej. Jeszcze sprzed wybuchu anomalii cierpiała na uporczywe migreny, ale odkąd czarna magia powszechnie atakowała każdego, z każdego miejsca, migrena właściwie jej nie opuszczała. - Zostanie wam odpocząć - podjęła, choć z pewnością zdawali sobie z tego sprawę - musieli odczuwać zmęczenie. Powinna położyć ich jak najwcześniej, a może sama zdąży się zdrzemnąć zanim ostatnia z grup, grupa z Azkabanu, będzie potrzebowała jej pomocy. - Z pewnością jesteście głodni, przyniosę wam posiłek. - Pożywny, tłusty rosół był niezastąpiony i najlepiej pomagał w powrocie do zdrowia. Szklanka wody dla opłukania toksyn i rano będą jak nowo narodzeni. - Magnus i Apolinaire są w pomieszczeniu naprzeciwko, jeśli będziecie chcieli z nimi pomówić. Musicie tylko wyjść po schodach na korytarz. Ale sądzę, że teraz zmorzył ich sen. I was też powinien. - Zarzuciła osuwającą się z ramion chustę mocniej, oplatając w nie ręce, brak snu, zmęczenie, wyczerpanie, wszystko dawało o sobie coraz silniejsze znak, zaczynało robić jej się zimno. Potrzebowała odpoczynku - a miała być dzisiaj na nogach jeszcze długo.
bo ty jesteś
prządką
prządką
The member 'Cassandra Vablatsky' has done the following action : Rzut kością
#1 'k100' : 47
--------------------------------
#2 'Anomalie - CZ' :
#1 'k100' : 47
--------------------------------
#2 'Anomalie - CZ' :
Przemknięcie przez Nokturn niezauważonym było o wiele prostsze, nawet w takim stanie, niżeli przez Pokątną, gdzie ciekawskie spojrzenia w dość bezczelny sposób skupiały się na każdym czarodzieju znajdującym się w kiepskim położeniu tudzież sytuacji. Z uwagi na to szatyn odetchnął z ulgą, gdy tylko jego nozdrza wypełniły się paskudnym smrodem szczyn i taniego alkoholu, a w gardle zadrapało od nieświeżego powietrza składającego się głównie z tytoniowego dymu. -Nie ma to jak w domu.- zakpił pod nosem, nieco cichszym niż zwykle głosem, w chwili gdy oparł się o brudną ścianę tuż obok wejściowych drzwi do lecznicy. Słyszał o owym miejscu wielokrotnie podczas podstępnych rozmów, z których chciał uzyskać informację w sprawie medyków, ponieważ on sam był kompletnym żółtodziobem w owej dziedzinie magii. Nigdy nie wyleczył sobie chociażby przeciętego palca, a jakiekolwiek próby zakończył zaraz po tym gdy zadrapanie zmienił w cholernie śmierdzącą, ropną ranę.
Słysząc dźwięk otwieranego zamka odetchnął z ulgą na świadomość, że ktoś musiał znajdować się w środku. -Cass.- skinął głową mimo promieniującego bólu w geście powitania, a następnie podążył do środka tuż za plecami towarzyszki Borgin, która z każdą chwilą zdawała się być coraz słabsza. -Obawiam się, że wciąż lepiej od Ciebie.- mruknął wyginając wargi w kpiącym wyrazie, choć jego na wpół przymknięte powieki wyrazie podkreślały totalne wyczerpanie.
Wiedział, że Antonia wymagała szybszej interwencji toteż przysiadł pod ścianą właściwie bardziej się po niej zsuwając jak robiąc to celowo. Migrena zdawała się rozsadzać jego czaszkę od środka, a ból w okolicach klatki piersiowej utrudniał oddychanie, dlatego wiedział, że pójście do własnego mieszkania mogło być fatalne w skutkach. Nie przywyknął do pomocy, dbanie o swoich było mu obce, ale w tej sytuacji coraz bardziej doceniał wartość współdziałania i dalekosiężnej współpracy.
Obserwując działania Cassandry był pod niemałym wrażeniem; rany szybko się goiły, dziewczyna odzyskiwała kolory. Dobrych medyków było w Londynie jak na lekarstwo, więc mieli prawdziwe szczęście trafiając pod jej skrzydła. -Ręce pełne roboty?- zapytał licząc, że wspomni o innych, którzy walczyli pod ruinami elektrowni i właściwie zaraz po tym tak się stało. Zatem najbardziej ranni byli już bezpieczni, to dobrze – coraz bardziej prawdopodobnym było, iż nie przynieśli ze sobą nikogo na tarczy. Czy jednak wykonali misję? Nie wiedział, a coraz większe zagłębianie się w sedno sprawy i próby powracania pamięcią do ostatnich zdarzeń wywoływały jeszcze paskudniejszy, promieniujący ból w okolicach skroni. -Nie krępuj się, chociaż jest na co popatrzeć.- zaśmiał się pod nosem ignorując własny stan, który daleki był od takiego co przyciąga wzrok. -Co z resztą? Zjawił się ktoś jeszcze?- spytał zerkając na jej twarz w nadziei na dobre wieści. - Apolinaire i Magnus dojdą do siebie?- czuł, że tak jednak wolał się upewnić, bowiem na pewną magię nie było lekarstwa i wszyscy doskonale zdawali sobie z tego sprawę.
-Nie.- odpowiedział zgodnie z prawdą na pytanie o styczność z trucizną Krakena. Gojące się pod wpływem zaklęć rany przynosiły mu coraz większą ulgę, ale także wzmagały w nim chęć snu – choć krótkiego odpoczynku. Nie spuszczając wzroku z oczu czarownicy dostrzegał podobne fale napływającego zmęczenia; był spostrzegawczy, widział podobne rzeczy i zachowania. -Także powinnaś odpocząć.- stwierdził finalnie, gdy za pomocą zaklęcia zwalczyła skutki anomalii.
Zapewne był to dobry moment na podziękowania, ale rzadko podobne słowa przechodziły mu przez gardło. -Masz u mnie porządne piwo, albo nawet dwa. Może być ognista, jeśli preferujesz.- posłał jej spojrzenie, z którego mogła wyczytać o wiele więcej niżeli z poprzedniej wypowiedzi. -Potrzebujesz pomocy?- spytał, gdy oznajmiła kwestię posiłku kierując się do wyjścia. -Może i mam dwie lewe ręce, ale chociaż alkohol przytrzymam. Należy szukać pozytywów.- uniósł brew sięgając do wewnętrznej kieszeni szaty, z której wysunął piersiówkę i przechylając ją w kierunku ust upił sporą ilość. Potrzebował tego jak cholera.
/zt
Słysząc dźwięk otwieranego zamka odetchnął z ulgą na świadomość, że ktoś musiał znajdować się w środku. -Cass.- skinął głową mimo promieniującego bólu w geście powitania, a następnie podążył do środka tuż za plecami towarzyszki Borgin, która z każdą chwilą zdawała się być coraz słabsza. -Obawiam się, że wciąż lepiej od Ciebie.- mruknął wyginając wargi w kpiącym wyrazie, choć jego na wpół przymknięte powieki wyrazie podkreślały totalne wyczerpanie.
Wiedział, że Antonia wymagała szybszej interwencji toteż przysiadł pod ścianą właściwie bardziej się po niej zsuwając jak robiąc to celowo. Migrena zdawała się rozsadzać jego czaszkę od środka, a ból w okolicach klatki piersiowej utrudniał oddychanie, dlatego wiedział, że pójście do własnego mieszkania mogło być fatalne w skutkach. Nie przywyknął do pomocy, dbanie o swoich było mu obce, ale w tej sytuacji coraz bardziej doceniał wartość współdziałania i dalekosiężnej współpracy.
Obserwując działania Cassandry był pod niemałym wrażeniem; rany szybko się goiły, dziewczyna odzyskiwała kolory. Dobrych medyków było w Londynie jak na lekarstwo, więc mieli prawdziwe szczęście trafiając pod jej skrzydła. -Ręce pełne roboty?- zapytał licząc, że wspomni o innych, którzy walczyli pod ruinami elektrowni i właściwie zaraz po tym tak się stało. Zatem najbardziej ranni byli już bezpieczni, to dobrze – coraz bardziej prawdopodobnym było, iż nie przynieśli ze sobą nikogo na tarczy. Czy jednak wykonali misję? Nie wiedział, a coraz większe zagłębianie się w sedno sprawy i próby powracania pamięcią do ostatnich zdarzeń wywoływały jeszcze paskudniejszy, promieniujący ból w okolicach skroni. -Nie krępuj się, chociaż jest na co popatrzeć.- zaśmiał się pod nosem ignorując własny stan, który daleki był od takiego co przyciąga wzrok. -Co z resztą? Zjawił się ktoś jeszcze?- spytał zerkając na jej twarz w nadziei na dobre wieści. - Apolinaire i Magnus dojdą do siebie?- czuł, że tak jednak wolał się upewnić, bowiem na pewną magię nie było lekarstwa i wszyscy doskonale zdawali sobie z tego sprawę.
-Nie.- odpowiedział zgodnie z prawdą na pytanie o styczność z trucizną Krakena. Gojące się pod wpływem zaklęć rany przynosiły mu coraz większą ulgę, ale także wzmagały w nim chęć snu – choć krótkiego odpoczynku. Nie spuszczając wzroku z oczu czarownicy dostrzegał podobne fale napływającego zmęczenia; był spostrzegawczy, widział podobne rzeczy i zachowania. -Także powinnaś odpocząć.- stwierdził finalnie, gdy za pomocą zaklęcia zwalczyła skutki anomalii.
Zapewne był to dobry moment na podziękowania, ale rzadko podobne słowa przechodziły mu przez gardło. -Masz u mnie porządne piwo, albo nawet dwa. Może być ognista, jeśli preferujesz.- posłał jej spojrzenie, z którego mogła wyczytać o wiele więcej niżeli z poprzedniej wypowiedzi. -Potrzebujesz pomocy?- spytał, gdy oznajmiła kwestię posiłku kierując się do wyjścia. -Może i mam dwie lewe ręce, ale chociaż alkohol przytrzymam. Należy szukać pozytywów.- uniósł brew sięgając do wewnętrznej kieszeni szaty, z której wysunął piersiówkę i przechylając ją w kierunku ust upił sporą ilość. Potrzebował tego jak cholera.
/zt
Ostatnio zmieniony przez Drew Macnair dnia 04.06.18 19:27, w całości zmieniany 1 raz
Drew Macnair
Zawód : Namiestnik hrabstwa Suffolk, fascynat nakładania klątw
Wiek : 31
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Zaręczony
Danger is a beautiful thing when it is purposefully sought out.
OPCM : 40
UROKI : 2 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 5 +4
CZARNA MAGIA : 60 +7
ZWINNOŚĆ : 4
SPRAWNOŚĆ : 15 +3
Genetyka : Metamorfomag
Śmierciożercy
Pracownia
Szybka odpowiedź