Wydarzenia


Ekipa forum
Sala obrad
AutorWiadomość
Sala obrad [odnośnik]24.03.16 21:32
First topic message reminder :

Sala obrad

Wstęp do sali obrad posiadają wyłącznie członkowie Gwardii Zakonu.

Drzwi, które prowadzą do sali obrad, zupełnie nie pasują do całości starej chaty. Duże, brązowe wrota z ornamentami w kształcie feniksa w płomieniach znacznie bardziej pasowałyby do Hogwartu. Podobnie jak wnętrze i sam charakter tego magicznego pomieszczenia. Przyjmuje ono bowiem rozmiary takie, jakie w danej chwili są potrzebne; stół wydłuża się wraz z przybyciem kolejnych osób. Każdy może liczyć na krzesło. Na tej samej ścianie co drzwi wiszą pióra feniksa, na których, jeśli się przyjrzeć, przeczytać można imię i nazwisko każdego członka Zakonu.
Do sali obrad wejść może każdy członek Gwardii - aby to uczynić, musi położyć na odpowiedniej ścianie w chacie (zaraz naprzeciw drzwi wejściowych) rękę, którą zdobi pierścień Zakonu. Wtedy pod jego dłonią pojawi się klamka, a po jej naciśnięciu - zarys całych wrót. Znikną one jednak zaraz po przekroczeniu progu i ich zatrzaśnięciu.
Mistrz gry
Mistrz gry
Zawód : -
Wiek : -
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
Do you wanna live forever?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Sala obrad - Page 3 Tumblr_mduhgdOokb1r1qjlao4_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/t475-sowa-mistrza-gry#1224 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t2762-skrytki-bankowe-czym-sa#44729 http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki

Re: Sala obrad [odnośnik]01.04.16 16:04
Siedział przy stole, przy którym, o dziwo, gładko pomieścili się wszyscy obecni w pomieszczeniu. Wciąż obserwował i słuchał, koncentrując się na Garretcie. Testament Dumbledore'a? Walka z Grindelwaldem? Już samo to wzbudziło w nim duże zainteresowanie, ale i niepokój. Pracował w Hogwarcie, Grindelwald był niejako jego przełożonym i póki co wyglądało na to, że nie działał zbyt intensywnie poza murami szkoły, ale ten złudny spokój mógł nie trwać wiecznie. Narażanie mu się z pewnością nie było rozsądne, ale Michael przecież od dawna czekał, aż znajdzie się ktoś, kto zrobi z nim porządek i przywróci w Hogwarcie dawny ład.
Czy mógł się przyłączyć do Zakonu, który z taką śmiałością deklarował walkę z nim? Pewnie odpowiedziałby, że tak. Meagan była daleko, bezpieczna w zagranicznej szkole. Jej bezpieczeństwo było dla niego najważniejsze. A Michael, choć może nie planował afiszować się ze swoimi poglądami i działać jawnie tuż pod nosem Grindelwalda i ministerstwa, nie chciał siedzieć z założonymi rękami i przegapić okazji, żeby wziąć udział w czymś większym. Czymś, co mogło mieć znacznie większe szanse powodzenia niż jakikolwiek samotny bunt. Tylko kto uznał, że właśnie oni najbardziej się do tego zadania nadają, skoro Dumbledore od lat nie żył?
- Na czym miałaby polegać walka z Grindelwaldem? - zapytał więc. - Co można zrobić? Czy ów Zakon ma jakikolwiek plan, czy jak na razie wszyscy błądzimy niczym dzieci we mgle?
W tak poważnej kwestii zdecydowanie przydałby się plan. Dla dobra wszystkich tu obecnych. Gdyby tylko udało się z tej przypadkowej zbieraniny zbudować coś większego... Ale wszystko przed nimi. Na razie najwyraźniej jednak sporą część nowych współzakonników bardziej absorbowała inna kwestia, a mianowicie schwytanie kilkorga z nich podczas dzisiejszych łapanek. Więc i Michael postanowił włączyć się do dyskusji, skoro wątpliwości dotyczące Grindelwalda, Dumbledore'a, piór i istoty zakonu musiały chwilowo poczekać.
- Czy lekkomyślne działania nie pogorszą ich sytuacji? - zapytał w odpowiedzi na deklaracje kilku osób, chcących natychmiast wyruszyć na pomoc schwytanym. - Moim zdaniem lepiej byłoby z tym zaczekać, obmyślić lepszy plan nie zakładający wdzierania się do Tower, tym bardziej bez przygotowania i namysłu... Co mogłoby się skończyć znacznie poważniejszymi kłopotami i dla nich, i dla wszystkich, którzy wzięliby udział w akcji. Tym bardziej, że jest wysoce prawdopodobne, że po wyjaśnieniu całej sprawy zostaną po prostu zwolnieni.
Michael nie wiedział, co działo się teraz w tych ponurych murach. Nie wiedział, jak daleko posunęły się władze w egzekwowaniu nowego dekretu. Rozumował na podstawie tego, co było mu znajome, kierował się zdrowym rozsądkiem, który panował nad gorącą głową. Dziesięć lat temu pewnie sam rwałby się, żeby natychmiast wyruszyć, ale teraz tylko próbował ostudzić nadmierny zapał niektórych i uzmysłowić im, że jakiekolwiek szczere intencje nic się nie zdadzą w obliczu kaprysów ministerstwa i całego sztabu aurorów i innych pracowników pilnujących egzekwowania nawet tak absurdalnych praw. Liczył się z tym, że prawdopodobnie zostanie skrytykowany, może nawet uznany za tchórza, jednak czuł się w obowiązku wyrazić swoje zdanie. Żeby zrobić coś konkretnego, coś, co przyniosłoby korzyści, a nie tylko ryzyko i straty, potrzeba było czegoś większego.
Michael T. Tonks
Michael T. Tonks
Zawód : nauczyciel zaklęć
Wiek : 35
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Wdowiec
...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t1856-michael-tonks https://www.morsmordre.net/t2738-poczta-michaela https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f213-lavender-hill-124 https://www.morsmordre.net/t2884-skrytka-bankowa-nr-448 https://www.morsmordre.net/t2154-michael-tonks
Re: Sala obrad [odnośnik]01.04.16 17:52
Słucham z zainteresowaniem, jednak ciężko skupić się tutaj na jednej osobie, gdy pada grad pytań, skierowany w przemawiającego mężczyznę. To, że milczę, nie znaczy jeszcze, że o wnętrze głowy nie obijają się dziesiątki wątpliwości i kwestii, które chciałabym poruszyć. Walka z Grindelwaldem, czy to możliwe? Poddali się wszyscy, Dumbledore poległ, magiczne społeczności wielu krajów nie dały mu rady, a angielska minister wynegocjowała pokój - niewiele warty, skoro wszystko i wszyscy drży w obawie o następne miesiące nie tylko przed Grindelwaldem, ale przed osobami kwalifikującymi się do zamknięcia na oddziale magipsychiatrycznym, jeśli popierają taką politykę "dla większego dobra".
Na Merlina, jaki testament Dumbledore'a? Przecież po jego śmierci, wszystko zostało rozdzielone z ostatnią wolą. Dobrze, nawet jeśli istniała jakaś tajemna wiadomość, to dlaczego oni mieli do niego dostęp? I to dopiero teraz, po dekadzie od pamiętnego pojedynku? Zerkam na Rogera, jakby chcąc dojrzeć potwierdzenie w tym, że on też czuje się niepewnie. Przenoszę wzrok od jednego pytającego do drugiego, zapoznanie się z ich twarzami na pewno okaże się przydatne. Dłużej zatrzymuję się tylko na mężczyźnie, który skomentował obecność kobiet na sali. Na cóż te wszelkie dokumenty dotyczące praw kobiet w mugolskim świecie, gdy świat magiczny za wzór takich zachowań nie bierze i wciąż dyskryminuje. Gryzę się w język, by nie podkreślić faktu, że to więcej mężczyzn zostało pojmanych i to większość kobiet bez niczyjej pomocy wywinęła się z przeprowadzanej obławy. Kłótnie są tutaj niepotrzebne, w pomieszczeniu i tak panuje zbyt duży chaos.
- Masz rację - zwracam się do wyraźnie starszego ode mnie mężczyzny, którego imienia jednak nie znam - nic to nowego. - Rozumiem waszą złość, w końcu każdy z nas mógł się stać ofiarą. Te dekrety nie są normalne i Minister chyba upadła na głowę, by tak terroryzować niewinnych ludzi, lecz... Nie można od tak włamać się do Tower. Trzeba się tam jakoś dostać, a potem wydostać, na Merlina, przecież nie wysadzimy ścian. Jeśli chcemy walczyć teraz czy kiedykolwiek indziej, nie możemy pakować się do wrzącego kotła - przemawia przeze mnie odrobina hipokryzji, bo gdyby znalazł się tam ktoś kogo znam, najpewniej poleciałabym pierwsza do więzienia, nawet jeśli oznaczałoby to wysadzenie murów Tower.
Gość
Anonymous
Gość
Re: Sala obrad [odnośnik]01.04.16 19:07
Zaśmiałam się cicho, kręcąc przy tym głową, w geście bezradności - bo cóż mogłam zrobić? Kiedyś uważałam swoją siostrę, za magnes na kłopoty wszelakiego rodzaju, teraz jednak, w świetle przeszłych oraz obecnych wydarzeń, byłam skłonna zmienić danie i za takowe magnesy uważać samą siebie i pannę Ollivander.
- O tak, z pewnością powinna na ten temat być gdzieś notatka, może gdzieś obok opisu poszczególnych członków rodów? Taki tam mały dopisek : Panny specjalizujące się w kłopotach wszelakiej maści. - Zawtórowałam jej tą samą nutą kpiny w głosie. I choć to nie było odpowiednie miejsce ani czas na żarty, nie mogłam się powstrzymać od kąśliwych, podszytych ironią komentarzy na temat naszej nowo nabytej umiejętności. - Ach, niemal zapomniałam, ten mężczyzna o którego pytałaś, zapewne kojarzysz go z polowania, to Benjamin, przyjaciel Inary. - Dodałam szybko, już nieco ciszej oczywiście, choć w tym hałasie przesuwanych krzeseł i szeptanych pytań, wątpliwe było by ktokolwiek usłyszał cokolwiek z rozmów innych ludzi. Mimo to postanowiłam pozostać ostrożna, przecież nie chciałam nikogo urazić. Wróciłam jednak wzrokiem do Alana.
- Nie, nic mi nie jest. - Odparłam krótko. Nie chciałam, żeby się martwił, jeszcze tego brakowało, by moja osoba zaprzątała mu głowę, miał już zdecydowanie zbyt wiele problemów. - I tak, z tego co wiem to tak, obydwoje zostali zabrani do Tower. - Przytaknęłam słowom kuzyna a na mojej twarzy pojawił się wyraźny grymas, sugerujący nic innego jak fakt, że sama jestem z tej sytuacji głęboko niezadowolona. Próbowałam sobie to wszystko ułożyć w głowie, poskładać elementy układanki w całość - Zakon Feniksa jest testamentem Albusa Dumbledore'a, ma na zasadzie walczyć z maniakami krwii i polityka Grindelwalda a Garrett jest jego założycielem razem z jakimś Luno, który teraz prawdopodobnie siedzi w celi razem z Samuelem i moim ojcem chrzestnym... Pięknie. Jeśli to nie jest czyste szaleństwo to nie wiem co nim jest.
Na dźwięk słów Cassiana wywróciłam teatralnie oczami.
- Z tego co wiem, to właśnie kobieta uratowała Twoje cztery, z a p i j a c z o n e litery, bądź więc tak miły i nie zarzucaj nam niemożności działania. - Warknęłam w jego stronę. Od dalszych komentarzy w jego stronę powstrzymała mnie Maragux, komentując jego zachowanie nieco lżej; po jej słowach więc, mogłam wnioskować, że obdarzona została niemałą dozą cierpliwości a już z pewnością większą niż Garrett. Posłałam więc w jej stronę uśmiech, by zaraz potem przytaknąć jej następnemu pytaniu.
- Właśnie, co możemy zrobić? - Zwróciłam się w stronę Garretta. Wszyscy oczekiwali wskazówki, chociaż drobnego nakierowania. Poza tym jednym pytaniem, nie miałam już chyba ani jednego, przynajmniej nie na tą chwilę i nie takiego, które dotyczyłoby samego Zakonu, wcześniejsza krótka wypowiedź aurora mi wystarczyła. Wszystko było jasne i jeśli zachodziła potrzeba walki, nie miałam zamiaru biernie się jej przyglądać.




And on purpose,
I choose you.

.


Ostatnio zmieniony przez Lilith Greengrass dnia 05.04.16 1:24, w całości zmieniany 1 raz
Lilith Greengrass
Lilith Greengrass
Zawód : Auror
Wiek : 24
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
Don't mistake my kindness for weakness,
I'll choke you with the same hands I fed you with.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Metamorfomag
Find someone who knows how to calm your storms.
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
https://www.morsmordre.net/t1807-lilith-black https://www.morsmordre.net/t2158-sow#32631 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f177-shropshire-dwor-averych https://www.morsmordre.net/t2288-lilith-greengrass
Re: Sala obrad [odnośnik]01.04.16 20:44
Pytania zostały zadane, wątpliwości podniesione. Ja zaś milczę. Jestem jednym z tych, którzy może nie czują potrzeby podnoszenia swoich myśli do ust, a z drugiej strony kimś, kto w całej swojej zapijaczonej sumienności miał Garetta Weasley za dobrgo kompana, osobnika myślącego zgoła podobnie. Wiadomo, jak we wszystkim, tak i w polityce musiałem czasami obierać maski, by napędzić dyskusję. Z Garretem się jednak dogadać dało radę. W żadnych jednak rozważaniach nie szedłem dalej niż za drzwi baru. Dziś wywiera na mnie wielkie wrażenie. Przemawia z samego środka, zgromadził niemały tłum. Przesuwam spojrzeniem po twarzach ludzi, których wytypował do Zakonu Feniksa. Mężczyzna jeden, drugi trzeci. Dwie kobiety, nie, trzy. Wszystkie bardzo młode. Kolejni mężczyźni. Nauczyciele, sprzątaczki, właściciele sklepów, bibliotekarze. To nie jest armia. Jak walczyć z terrorem, kiedy ludzie są nieprzeszkoleni. Kilku aurorów, którzy mają za sobą dwa, trzy lata pracy. To niewiele. Nawet ja, będąc w magicznej policji, wiem, że najwazniejsze jest doświadczenie. Świeży ogląd nie załatwi wszystkiego, może być jedynie gorącym pragnieniem, zmianą nieprzemyślaną. Błędem, którego nie da się cofnąć.
Stoję obok Magrit i spoglądam na jej twarz, ale wydaje się być nieobecna. Wycofuję sie i przynoszę dwa krzesła. Jedno dla niej, drugie dla innej kobiety, która nie zdązyła sobie usiąść. Staję za oparciem na którym opieram dłonie. Przyjemność, którą czerpię z tej sytuacji w której mogę uczestniczyć, została zwiększona maksymalnie, kiedy zaczynam rozpoznawać znajome twarze. Przysłuchuję się, wolę zatrzymać swoje uwagi na później.
A może to wszystko jest tylko żartem? Ja z systemu się śmieję, więc dlaczego nie miałoby być.


+smoke rings of my mind+
If you missed the train I'm on You will know that I am gone You can hear the whistle blow a hundred miles
Robert Lupin
Robert Lupin
Zawód : magiczny policjant
Wiek : 29
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Żonaty
For somethin' that he never done.
Put in a prison cell, but one time he could-a been
The champion of the world.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
https://www.morsmordre.net/t2333-robert-lupin https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f237-abbey-road-13 https://www.morsmordre.net/t3834-robert-lupin#71624
Re: Sala obrad [odnośnik]02.04.16 10:36
Benjamin z ulgą przyjął obecność Margaux tuż obok siebie - jej jasne włosy, jasna twarz i jasne spojrzenie zawsze jednocześnie nieco go niepokoiły (była zbyt czysta jak na jego brudne, niegodne, nokturnowe standardy), jak i napawały przedziwnym spokojem. Emanowała aurą dobroci, przebijającą się nawet przez zgniłą skorupkę pijackiego zawadiaki, dlatego też Wright powstrzymał się od cichego pomruku, mającego oznaczać niejakie przyznanie racji Cassianowi. Wyczuł w nim bratnią, alkoholową duszę, lecz w tej wyjątkowej sytuacji zdecydowanie stawiał kobiety na równi z mężczyznami.
Zerkał to na Margaux, to na resztę gawiedzi, w milczeniu wysłuchując kolejnych powtarzających się pytań, zagwozdek i pomysłów. Na miejscu Garretta wykitowałby od razu, przytłoczony taką odpowiedzialnością i tymi wszystkimi pytajnikami. Co robić, jak żyć. Lekko wywrócił oczami, wygodniej rozsiadając się na krześle - wspaniale dopasowanym do jego gabarytów; cudowna magia pokoju - i postanawiając się nie denerwować. Żadnego rwania włosów z brody, żadnego histerycznego płaczu za Cressidą: miał zamiar pozostać spokojnym niczym dąb albo bezmyślny troll, nietargany egzystencjalnymi rozterkami. Taki też pozostał, żałując jedynie, że Charlus nie przyniósł z kuchni reszty zachomikowanych Ognistych, które pomogłyby mu wytrzymać z gronem nowych Zakonników. Zupełnie nie rozumiał ich zdezorientowania, absolutnie niewrażliwy na możliwość innej reakcji na te rewelacje - on przyjął te wszystkie fakty w ciągu sekundy, nie zarzucając Weasley'a pytaniami i odpowiedzialnością.
Przez chwilę rozważał powstanie z krzesła i okazanie jakiegoś braterskiego wsparcia rudzielcowi, ale kolejne burknęcie Cassiana wybiło go z równowagi.
- Te, trollu, jeszcze jeden durny tekst godny gumochłona a zrobię ci z twarzy musa-świstusa - wychrypiał bez podnoszenia głosu, ale bardzo słyszalnie, łypiąc na nieznajomego spode łba. Alkoholowa koalicja zawarta przed chwilą w jego głowie została zerwana.


Make my messes matter, make this chaos count.
Benjamin Wright
Benjamin Wright
Zawód : eks-gwiazda quidditcha
Wiek : 34
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
I wanna run against the world that's turning
I'd movе so fast that I'd outpace the dawn
OPCM : 37 +7
UROKI : 34
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 17
SPRAWNOŚĆ : 43
Genetyka : Czarodziej
Sala obrad - Page 3 Frank-castle-punisher
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t656-benjamin-wright https://www.morsmordre.net/t683-smok#2087 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f203-kornwalia-sennen https://www.morsmordre.net/t4339-skrytka-bankowa-nr-178#92647 https://www.morsmordre.net/t1416-jaimie-wright
Re: Sala obrad [odnośnik]02.04.16 21:31
Krew momentalnie zagotowała mi się w żyłach i mógłbym przysiąc, że aż poczerwieniały mi końcówki włosów. Sporo się natrudziłem, by Megarę odciągnąć od podobnie głupiego pomysłu, na jaki sam wpadłem ponad trzynaście lat temu. Było pewne, iż moja droga siostra była na dobrej drodze do wydziedziczenia, co wcale mi się nie uśmiechało. Instynkt podpowiadał mi, że gdyby tylko do tego doszło, byłbym pierwszą osobą obarczoną winą za taki przebieg wydarzeń, co tylko potwierdziły jej własne słowa.
Na brode Merlina, czy ktoś mógłby podać mi kieliszek Ognistej?
- To świetna wiadomość. - Odparłem z wyraźną irytacją, nie mając zbyt dużego pola do manewru - w pomieszczeniu gromadziło się coraz więcej i więcej osób, a ja nie zamierzałem poruszać przy tak licznej publice spraw rodzinnych, ani tym bardziej przywracać siostry do pionu. - Pozostaje jedynie mieć nadzieję, że nie masz ze sobą ogona. - Dodałem sceptycznie, po czym obdarzyłem siostrę najbardziej nienaturalnym uśmiechem, jaki można sobie było wyobrazić. W swoim lisim życiu zachowywałem, mogłoby się wydawać, aż nader przesadne środki ostrożności. Trudno byłoby mi uwierzyć, że Lord Carrow puściłby swoją małżonkę w listopadowy wieczór wolno, nie upewniając się, dokąd zamierza się udać. Zaciskając zęby, trochę nieufnie, a trochę jednak rozparty dumą, balansując nad emocjonalną przepaścią, powoli zająłem miejsce obok Megary.
Dopiero teraz, nieco ochłonąwszy, pozdrowiłem Benjamina, jednak siedzieliśmy na tyle daleko, iż ciężko było o jakakolwiek poufno-braterską komunikację.
- Przemowa? - Ściągnąłem razem brwi, przyglądając się siostrze wnikliwie. - Zaraz, czyżbyś wiedziała coś więcej na temat tego spotkania? - To wydało mi się co najmniej dziwne. - Przybiegłem. - Wyjaśniłem niezwykle elokwentnie. - Widziałem po drodze, jak policjanci zgarniali z ulicy dwóch mężczyzn, ale nie mogłem rozpoznać ich twarzy. Było ciemno.
Nim się spostrzegłem, słowa Megary ziściły się i Weasley (najwyraźniej będący głową całego przedsięwzięcia) ruszył z przemową, co więcej – zauważalnie często zerkając w stronę mojej siostry, jakby coś mu w niej nie pasowało. Mogłem jedynie się domyślać, iż podświadomie podzielał moje zdanie co do obecności Lady Carrow, choć jego motywy były zgoła odmienne.
Od dawna wiedziałem, że Weasley to dobry chłopak, ale kiedy przyznał, iż to on jest inicjatorem całej tej sprawy, mocno zyskał w moich oczach. Brakowało mu jedynie jakiejś pewności siebie, czego zupełnie nie potrafiłem zrozumieć – wydawał się trochę zagubiony, jakby nie mówił szczerze, a przynajmniej nie zdziwiłbym się, gdyby nie wzbudził zaufania w tych, którzy go nie znali.  
- Ostatnie aresztowania na Pokątnej skończyły się na krótkim przymknięciu w celach, ale nie możemy zakładać, że tym razem będzie tak samo. Skoro jednak chcemy walczyć z systemem, raczej nie powinniśmy dobrowolnie wydawać się w jego ręce, a wycieczka do Tower mogłaby się tym okazać. Bardziej zastanawia mnie dlaczego dekret wyszedł tak nagle, w ten sam dzień, co nasze spotkanie. Co więcej – funkcjonariusze wiedzieli, gdzie szukać, bo patrząc po tym, jak licznie się tu zebraliśmy, było kilka grup. To co najmniej podejrzane. A może wybraliśmy po prostu trefną datę? - W końcu Remember, remember, the fifth of November... Trochę mnie to bawiło, ale mimowolnie zacząłem przyglądać się twarzom zebranych, zaczynając żałować, iż nie posiadam zdolności legilimencji - choć w przypadku niektórych było oczywiste, iż posiadali mózg na poziomie ameby. Kolejna pijacka mądrość Cassiana sprawiła, że prawie zwiędły mi uszy, ale piłeczkę szybko odbił Ben, który jak zwykle nie zawodził.
- Jaka Gwen? - Zapytałem po chwili, kiedy mój umysł przetworzył tę informację, po odsianiu całej sterty niepotrzebnych. Cóż, dość popularne imię, ale co jeśli...? Co jeśli chodziło o moją ulubioną pannę Flume?


Kundle, odmieńcy, śmieci, wariaci,
obywatele degeneraci,
ej, duszy podpalacze,
Róbmy dym
Frederick Fox
Frederick Fox
Zawód : auror, rebeliant
Wiek : 34 (37)
Czystość krwi : Zdrajca
Stan cywilny : Zaręczony

fire is catching
and if we burn
you burn with us

OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Metamorfomag
Sala obrad - Page 3 Giphy
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t2155-frederick-fox#32552 https://www.morsmordre.net/t2178-poczta-fryderyka#33148 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f413-devon-lisia-nora https://www.morsmordre.net/t3769-skrytka-bankowa-nr-605#69393 https://www.morsmordre.net/t2332-freddie-fox#35856
Re: Sala obrad [odnośnik]03.04.16 22:02
Złapał spojrzenie Garretta, na które odpowiedział skinieniem głowy. Zmartwiły go informacje o Samuelu, Adrienie, Luno i Cressidzie. Oczywiście, że czuł się z tym źle, na brodę Merlina, niedawno sam siedział zamknięty w Tower, wiedział, jakie to paskudne przeżycie. Ale pchanie się tam całą nieskoordynowaną hałastrą mogło jedynie doprowadzić do aresztowania kolejnych niewinnych ludzi. Czy oni naprawdę nie zdawali sobie z tego sprawy? Nie rozumieli, że schowanie się w Kwaterze nie jest ucieczką, tylko próbą zapewnienia im bezpieczeństwa? Gdybym kiedyś został dyrektorem Hogwartu wprowadzę obowiązkowe lekcje z logicznego myślenia. I jeszcze te pytania. Pomijając złość, Hereward poczuł dziwne ukłucie. Tak, zrobiło mu się zwyczajnie smutno, gdy ludzie, którzy po raz pierwszy o Zakonie słyszeli dyskredytowali wszystko, co udało im się osiągnąć. To prawda, nie było tego wiele, nie ma się co oszukiwać. Ale te niespełna pół roku kosztowały Barty'ego o wiele więcej niż ktokolwiek mógł przypuszczać. Balansowanie na granicy śmierci, strach, ciągła niepewność. Bolało, kiedy powolną utratę stabilności psychicznej ktoś, kogo miał za bliskiego znajomego nazywano jedynie błądzeniem we mgle. Gdyby zbadał go jakiś psychiatra, Hereward by pewien, że postawiono by mu diagnozę popadania w paranoję. Widział Grindelwalda za każdym rogiem, w każdym ciemnym zakamarku. A mimo tego starał się o nim czegoś dowidzieć, czegokolwiek. Trafił do więzienia, z którego udało mu się wyciągnąć wszystkich współwięźniów, miał ze sobą dokumenty, jedyne papiery, które na nich mieli. Wykradł je wbrew sobie, bo nigdy nie przypuszczałby, że stać go będzie na złamanie prawa. Nie spał, bo cały czas prześladowało go widmo zagrożenia, jakie nad nim wisiało, a ci ludzi przyszli i rozmawiali o zabiciu Grindelwalda jak o jakimś meczu Quidditcha. Czy oni naprawdę nie rozumieli, że człowiek, którego chcą się pozbyć jest potężniejszy niż oni wszyscy, w tym pokoju razem wzięci? Nie dał mu rady sam Albus Dumbledore. Jednym zaklęciem jest w stanie zmieść ich wszystkich.
- Wszystko mamy gotowe. Od lipca udało nam się wkraść do głowy Grindelwalda, zinfiltrować Ministerstwo i na miejscach nestorów wszystkich czystokrwistych rodów posadzić naszych ludzi - zażartował zmuszając się do uśmiechu. Było mu o tyle łatwiej, że usłyszał uwagę Bena, która niezwykle poprawiła mu humor. Objął wzrokiem siedzących przy stole czekając aż załapią, że to tylko niewinny dowcip. Jakby w ciągu pięciu miesięcy udało im się osiągnąć coś podobnego pobiliby światowy rekord. Nawet Grindelwaldowi zdobywanie władzy zajęło lata. Spojrzał na Michaela. Jego słowa zabolały go chyba najbardziej. Przecież nie był młodym, niedoświadczonym człowiekiem, który  dopiero uczy się życia. Uczył w Hogwarcie, widział jak wygląda sytuacja, miał doskonały ogląd wszystkiego, co działo się w szkole. Przecież każdy wiedział, ze dyrektor sprawował tam nieograniczoną władzę, a już szczególnie sprawę sobie z tego zdawali profesorowie. Zarzut o błądzenie we mgle był bolesny, nawet jeśli była w nim odrobina prawdy. Ale na lewą skarpetę Merlina, co mieli robić, kiedy stanęli na przeciwko najpotężniejszego czarnoksiężnika wszech czasów? Przełknął jednak gorzką pigułkę nie pokazując jak podobne słowa go raniły. Pewnie dlatego że z zewnątrz naprawdę to tak wyglądało, ale stamtąd nikt nie mógł zobaczyć, ile działanie w ramach Zakonu może kosztować zdrowia. Może pospieszył się ze zbyt optymistycznym założeniem, że ktoś taki jak Tonks zrozumie, ile energii, wysiłku to kosztuje.
- To nie jest takie łatwe - odparł na pytanie kolegi po fachu . - Póki co zbieramy informacje, bo rzucanie się na Grindelwalda w tym momencie jest bez wątpienia ostatnią rzeczą, jaką zrobilibyśmy w naszych, wcale nie tak długich jeszcze, życiach.
Przejechał ręką po twarzy, jakby chciał zmyć z niej zmęczenie zanim wstał i odpowiedział na drugą uwagę Michaela.
- Nie byłbym tego taki pewien - mruknął. - Sam trafiłem do Tower w poprzedniej turze aresztowań i powiem wam, że nie wyglądało na to, że ktokolwiek zamierza nas wypuścić. Uciekliśmy.
Zawiesił głos zdając sobie sprawę jak to brzmi. Każdy, kto go znał powinien teraz popukać się w głowę i kazać odstawić mu papierosy, które najwyraźniej wreszcie pomieszały mu w głowie. Ty, Barty? Uciekasz z więzienia? Kpisz sobie?
- Tak, wiem jak to brzmi, ale pan Benett z pewnością potwierdzi - spojrzał na Alana. - Jakoś zabrakło chętnych, by wypuścić nas na wolność. A biorąc pod uwagę papiery, jakie stamtąd zabrałem, szykowali się do postawienia nas przed Wizegamontem. Tak, za używanie magii na terenie Ulicy Pokątnej i w Hogsmeade.
Położył na stole wspomniane notatki, nieco wymięte i podarte, ale możliwe do przeczytania. Przynajmniej w większości. Hereward poczuł przemożną chęć tłumaczenia się przed zebranymi przy stole, przecież był przykładnym obywatelem, dlaczego uciekał z więzienia. Czuł na sobie oskarżycielski wzrok Minnie, na którą bał się spojrzeć. Miał wrażenie, że nauczyciel nie powinien dawać tak złego przykładu.
- Musimy uważać. Dekrety ostatnio pojawiają się szybciej niż gnomy w ogrodzie. Nie wiem, o co dokładnie z nimi chodzi, Minister wydaje je jednego dnia i tego samego dnia jeszcze za nie aresztują. I nie wygląda to zbyt ciekawie wziął głęboki wdech. - Co do piór, to umożliwiają nam one informowanie o spotkaniach. Nie ma jednak sensu chodzić z takimi cudami po mieście, bo za bardzo zwracają na siebie uwagę. Myślałem o jakichś przedmiotach, które pozwolą nam się komunikować bez zwracania szczególnej uwagi i proponuję, żeby przetransmutować wszystkie pióra w pierścienie. Na wewnętrznej stronie będzie wygrawerowane imię posiadacza, które w razie ustalenia terminu spotkania zmieni się na datę. Każdy może powiedzieć, jaki pierścień sobie życzy, przejdę się po kolei i rzucę odpowiednie zaklęcia. Minnie, pomogłabyś mi? Glau? - Spojrzał wreszcie na swoją protegowaną. Wyciągnął różdżkę i ruszył do każdego po kolei mrucząc pod nosem formułkę zaklęcia i tworząc z piór pierścienie, jakie zażyczyli sobie ich właściciele.

|żeby zaoszczędzić czas, uznajmy, że Hereward, laucus albo Minnie (jeśli zechcą) obejdą was wszystkich i tylko napiszcie, jaki stworzą dla was pierścień, żeby nie pisać posta na każdą taką transmutację, kolejka trwa 48 godzin, żeby akcja szła w miarę sprawnie


Ocalałeś, bo byłeś pierwszy
Ocalałeś, bo byłeś
ostatni

Hereward Bartius
Hereward Bartius
Zawód : Profesor w Hogwarcie
Wiek : 33
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Żonaty
Na szczęście był tam las.
Na szczęście nie było drzew.
Na szczęście brzytwa pływała po wodzie.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Zdarzyć się musiało
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
https://www.morsmordre.net/t576-hereward-bartius-barty https://www.morsmordre.net/t626-merlin https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f222-hogsmeade-134-dom-bartiusow https://www.morsmordre.net/t2860-skrytka-bankowa-nr-20#45895 https://www.morsmordre.net/t1014-bartek-wsiakl
Re: Sala obrad [odnośnik]03.04.16 22:04
Już słowa odpowiedzi na oskarżenia Cassiana układały mu się na ustach, ale ubiegły go Lilith i Margaux; powędrował do Margie spojrzeniem, jakby zdziwiony chłodem w jej głosie - być może ledwo zauważalnym dla innych, ale nie dla niego.
- Owszem, udało się, Cassianie - rzucił dość enigmatycznie, a spokojny ton Garretta zapewne zabawne kontrastował z benową obelgą. - Więc opanuj swoją niechęć do mojej osoby i posłuchaj.
Nie tak to miało wyglądać - spodziewał się po nich większego entuzjazmu, większej gotowości do walki, bo choć w teorii nie wiedzieli, w co się pakują, większość z nich bardzo dobrze go znała. Gdyby któryś z przyjaciół Garry'ego zaproponował mu walkę i udział w rewolucji, nie zadawałby pytań, gotów zawsze i wszędzie poświęcić się dla dobra innych.
Cóż, najwidoczniej po nich nie mógł spodziewać się podobnego.
Może nie powinien tego robić, ale uśmiechnął się krzywo - ale nie prześmiewczo - słysząc pełne wątpliwości słowa Katyi.
- Tak, włamaliśmy się do waszych domów i położyliśmy wam piórka na poduszkach w sypialni. Specjalnie wziąłem wolne w pracy, a Barty uciekł z Hogwartu na miotle - rzucił z rozbawieniem, bo w tym bagnie, w którym się znaleźli, szukał beztroski już wszędzie - nawet w mało śmiesznych żartach. - To nie my was wybraliśmy, tylko... dobra, to zabrzmi dziwnie, ale proszę was, żebyście mi zaufali. Nad zakonem od samego początku czuwały jakieś wyższe siły, zupełnie jakby Dumbledore zdążył przed śmiercią wszystko zaplanować. Zostawił nam swojego feniksa, Fawkesa, ale nie możemy nadużywać jego pomocy. Nic tu nie jest przypadkiem, a już na pewno nie to, że to właśnie wy otrzymaliście te pióra. Ja też otrzymałem. - Mówiąc to, wreszcie wyjął z kieszeni swoje pióro. Złote. - Ma taki odcień, bo jestem strażnikiem tajemnicy. Wszyscy zostaliśmy wybrani do tego, żeby położyć kres tej politycznej farsie. Terrorowi w Hogwarcie. A teraz nawet aresztowaniom za nic.
Wziął oddech i zerknął na pióra wiszące na ścianie. Było ich wielu, o wiele więcej, niż pierwotnie mu się zdawało - może rzeczywiście istniała szansa na to, żeby odnieść sukces w walce z rozprzestrzeniającym się terrorem?
- Nie udało się Dumbledore'owi. Nie dał rady Horacy Slughorn, który również walczył o tę - o naszą - sprawę i zginął, próbując wygrać. Już nie został nikt więcej. Tylko my. - Wędrował spojrzeniem po twarzach zgromadzonych, szukając w ich oczach czegokolwiek - gotowości do walki? - To będzie niebezpieczne i owszem, choć wiemy już wiele, to przed nami jeszcze dużo pracy i dużo błądzenia we mgle. Musicie nauczyć się ufać. Mnie, sobie nawzajem, temu, że Dumbledore jednak wiedział, co robi, i że zaplanował więcej, niż mogłoby się na pierwszy rzut oka wydawać.
Było tak wiele do powiedzenia, tak wiele pytań wymagających odpowiedzi, a tak mało czasu; zerknął na zegarek (było bardzo późno), popatrzył też na Barty'ego, któremu widocznie rzedła mina. Trzymaj się, przejdziemy przez to razem, przeszło mu przez myśl, kiedy wysyłał mu słaby, choć pokrzepiający uśmiech.
- Mieć oczy i uszy otwarte - odpowiedział jednocześnie Alanowi, Margaux i Lilith. - Przekazywać reszcie zakonu wszystkie informacje, które mogą okazać się istotne. Nie możemy przecież stać pod Ministerstwem z transparentami ani publicznie skandować, że artykuły w Proroku to jedna wielka propaganda. Byłoby też ciężko włamać się do Hogwartu i rozbroić Grindelwalda podczas snu.
Czy to odpowiedni moment, żeby poruszyć jedną z ważniejszych kwestii? Cóż, lepszego chyba nie będzie; w końcu czas naglił, a wszyscy zdawali się niecierpliwić.
- Znacie bajkę Beedle'a o włochatym sercu czarodzieja, prawda? - rzucił z pozoru bezsensownie, ale tylko po to, żeby zaraz przejść do sedna. - Dowiedzieliśmy się, że Grindelwald, tak jak czarodziej z baśni... - i znów: jak odpowiednio dobrać słowa? Kiedy inni zaufają mu na tyle, żeby nie musiał się tym martwić? - ...cóż, wyciął swoje serce. I ukrył. Jeżeli chcemy go zabić - nie bał się już tego słowa - będziemy musieli je najpierw odnaleźć. A do tego potrzebujemy wskazówek i informacji.
Wsłuchał się w rozmowę o Tower, która nawiązała się pomiędzy pozostałymi zakonnikami. - Mogę? - upewnił się, zanim sięgnął po dokumentację położoną na blacie stołu przez Herewarda. Zerknął przelotnie na rzędy zapisanych liter, nieświadomie marszcząc przy tym brwi. - Barty ma rację, nieprzemyślane rzucenie się na Tower skończy się tym, że wszystkich nas zamkną. Musimy się zastanowić, ułożyć plan, chwilę odczekać. Teraz na pewno wkoło zaaresztowanych kręcą się tłumy strażników, nie uda nam się przemknąć. - Nam, bo nie było mowy, aby Garrett nie wziął w tej akcji udziału. Co by to o nim świadczyło, gdyby pozwolił innym narażać życie, a sam przyglądałby się temu z boku? - Musimy zdobyć dokładny plan więzienia. Robert? Pracujesz w magicznej policji, dasz radę go zdobyć? Barty, Alan, wszyscy ci, których też ostatnio aresztowano - opowiedzcie jak najwięcej. Jak z patrolami? Ilu strażników kręciło się wokół waszej celi? - Intensywnie myślał, mrużył oczy, mimowolnie wybijał palcami rytm na ramie krzesła, o którego tył się opierał. - Nie ma mowy, żebyśmy ich tam zostawili, ale nie możemy sobie pozwolić na żadne nieprzemyślane zachowanie.
Zerknął na Freda, lekko zdziwiony jego pytaniem. - Gwen Flume - rzucił, nagle jakoś bardziej denerwując się jej nieobecnością. - Ktoś ją dzisiaj w ogóle widział?
Skinął głową na pomysł co do transmutacji piór - paradowanie z taką ozdobą po Londynie mogłoby uchodzić za niecodzienne, a co za tym idzie: podejrzane. Kto wie, może wkrótce i za to będzie można trafić za kratki?
Uśmiechnął się do Minerwy, podając jej swoje piórko, by przemieniła je w srebrną, dość skromną obrączkę - dziwnie by się czuł, paradując po świecie w czymś przypominającym pierścień rodowy. Swojego nigdy nie ubrał. Nigdy.
- Dziękuję - rzucił, nie przestając się uśmiechać, i włożył pierścionek na serdeczny palec lewej ręki. - Przepraszam za to Balneo wcześniej. Nie dało rady inaczej ocucić Cassiana. Mam nadzieję, że nie masz mi tego za złe.


a gniew twój bezsilny niech będzie jak morze
ilekroć usłyszysz głos poniżonych i bitych

Garrett Weasley
Garrett Weasley
Zawód : auror
Wiek : 29 lat
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
żyjąc - pomimo
żyjąc - przeciw
wyrzucam sobie grzech niepamięci
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Sala obrad - Page 3 Tumblr_o0qetnbY2m1rob81ao9_r1_250
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t597-garrett-weasley https://www.morsmordre.net/t627-barney#1770 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f112-st-martin-s-lane-45-3 https://www.morsmordre.net/t2785-skrytka-bankowa-nr-122#44963 https://www.morsmordre.net/t975-garrett-weasley#5311
Re: Sala obrad [odnośnik]04.04.16 18:14
Nie wiedział dokładnie, ile czasu minęło od momentu pochwycenia, do tego, w którym zatrzymał się przed drzwiami kwatery. Palił go wewnętrzny ogień, a na usta wciąż cisnęło się zbyt wiele słów, które - nie powinny były (przynajmniej teraz) wypadać z jego ust. Czarne włosy miał potargane,  kilka zadrapań i siniaków od szamotaniny, jaka mu zaserwowano przy pochwyceniu, znaczyły jego skroń i ramiona, ale - nie było to nic, czym powinien był się przejmować. I - nie chciał siać większej paniki, która - słysząc podniesione głosy w środku - musiała sączyć się wśród zebranych. I - zapewne większość całej tej afery, do ogarnięcia - leżała na barkach Garreta. I chociaż sam nie widział tego, każdy właściciel pióra mógł dostrzec  wirujący czerwienią, świetlisty zarys, tak intensywnie przypominającego feniksa.
Odwrócił się ku starszemu od niego przyjacielowi, którego wzrok, jak zawsze sprowadzał Skamandera do porządku, przynajmniej - względnego, pozwalającemu przytłumić chęć rozwalenia najbliższej - niczemu winnej sztachety. Musieli się spieszyć. W parszywych murach Tower wciąż pozostawała jego mała Ślicznota - Cressida i Luno, którego życie, prawdopodobnie wypływało wraz z broczącą krwią...
Niemal bezdźwięcznie nacisnął klamkę, prowadzącego do sali obrad, akurat by usłyszeć słowa o ratunkowym planie wyrwania pochwyconych z więziennych murów - Nas możecie już wykreślić z grafiku - odezwał się serwując już na wstępie odrobinę czarnego humoru. Musiał to powiedzieć, inaczej wpadłby do sali z gromami, a to - nie ułatwiłoby jakiejkolwiek rozmowy. Wpuścił Adriena do pomieszczenia, by jeszcze nie rozglądając się dokładnie podejść do Garreta - W celi jednak została Cressida i Luno i.. - utkwił pociemniały wzrok w twarzy drugiego aurora, z tą samą hamowaną wściekłością, którą jeszcze niedawno - w więzieniu -  sam widział w oczach Rogersa* - Nie jestem pewien, czy Skeeter to przeżyje - wyrzęził przez zaciskające się gwałtownie zęby. Wciąż czuł w ustach trzeszczący piasek od upadku. Miał ochotę zapalić. Dużo i mocno, a zamiast tego, zaciskał dłonie w pięści i - wbrew pozorom, pozwalało mu to mówić na tyle spokojnie, że ktoś, kto nie widział teraz jego twarzy, mógł stwierdzić, że nic mu nie dolega.

* szefa aurorów, KTÓREGO tutaj nie ma, a nie obecnego na sali :D tak dla jasności, bo już były pytania. Nawiązanie do akcji z więzienia.


Darkness brings evil things
the reckoning begins


Ostatnio zmieniony przez Samuel Skamander dnia 04.04.16 20:46, w całości zmieniany 7 razy
Samuel Skamander
Samuel Skamander
Zawód : Rebeliant, auror
Wiek : 30
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Kawaler
I've come too far, to go back now
I'll never close my eyes
OPCM : 51 +3
UROKI : 29 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 1
CZARNA MAGIA : 1
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 18
Genetyka : Czarodziej
Sala obrad - Page 3 9l89Y7Y
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t1272-samuel-skamander https://www.morsmordre.net/t1372-filozof#10888 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f186-harley-street-5-3 https://www.morsmordre.net/t3509-skrytka-bankowa-nr-358#61242 https://www.morsmordre.net/t1597-samuel-skamander#280340
Re: Sala obrad [odnośnik]04.04.16 18:39
Troska o kobiety to w sumie jedyna mądra rzecz, jak udało mu się dzisiaj powiedzieć. Oczywiście Margaux miała słuszność, twierdząc, ze nikt tutaj kobiet nie przymuszał żeby przyszły, ale to w roli mężczyzny leżało jeszcze dalej i w naturze i w doktrynach zachowań, żeby dbać o jej bezpieczeństwo. Nie odpowiedział na bezsensowne oskarżenia. Podparł się na rękach przysłaniając sobie dłońmi pół twarzy. Po słowach Lilith automatycznie zerknął na Minnie. Z tego, co mu było wiadomo, właśnie z jego powodu została również obmacana i oblana wodą, co nie miało by miejsca, gdyby nie musiała ratować jego zapijaczonej dupy. Czy właśnie do tego nie zmierzał? Nie leżało to w jego naturze, żeby się na to godzić. Zmarszczył rozdrażniony brwi, słysząc bezpodstawne oskarżenia wymierzone w jego kierunku, ale wstał i tak jak na siebie dość długo się powstrzymując. Swoją agresję miał wymierzyć w stronę tępego basiora, który widocznie bardziej dbał o swoje muskuły niż o kobiety, ale jeśli coś go powstrzymało to tylko fakt, że Minnie siedziała obok. Chociaż wzrok, jaki posłał mężczyźnie wyraźnie wskazywał: Tylko spróbuj. Z hukiem przestawił sobie krzesło do normalnej pozycji i usiadł na nim znów, opierając się kostką na swoim kolanie, w wygodnej, luźnej pozycji. Uniósł przepraszająco ręce ku górze, w stronę Garretta, a zaraz potem splótł je na piersi, napinając się w złości, wpatrując się  w tępego osiłka, który wyraźnie wiedział jeszcze mniej o tym, po co tu byli niż Cassian. To jednak nie gadka o zaufaniu go wstrzymywała, a dziwna sympatia do młodej dziewczyny, która nadstawiała karku, żeby Morisson mógł się tu dostać. Czuł się dziwnie zobowiązany wobec niej nie wylatywać stąd za szybko. Chrząknął niewyraźnie, zaciskając wściekle zęby i w dalszym ciągu spotkania tylko słuchał. Wyprostował się jedynie w momencie, w którym McGonagall podeszła do niego, transmutując jego pióro, które trzymane było w płaszczu narzuconym na jej ramiona, w prostą obrączkę, za jego prośbą, na wzór tej samej, którą nosił na łańcuszku na szyi. Drugą, tą samą, tylko męską miał na palcu jednej dłoni. Transmutowana z pióra obrączka różniła się jedynie wygrawerowanym kształtem pióra na jego powierzchni.
Chwilę potem zresztą wpadł Skamander z kimś jeszcze, więc tylko skinął mu głową, słuchając uważnie najświeższych nowinek.


I don't want to understand this horror
There's a weight in your eyes

I can't admit

Everybody ends up here in bottles



Cassian Morisson
Cassian Morisson
Zawód : UZDROWICIEL ODDZ. URAZÓW POZAKLĘCIOWYCH
Wiek : 33 LATA
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Wdowiec
I will not budge for no man’s pleasure, I
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
https://www.morsmordre.net/t2183-cassian-t-morisson#33199 https://www.morsmordre.net/t2797-whisky#45280 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f225-blackhorse-lane-13-5 https://www.morsmordre.net/t3257-skrytka-bankowa-nr-618#55081 https://www.morsmordre.net/t2795-cassian-tobias-morisson#45256
Re: Sala obrad [odnośnik]04.04.16 19:12
Siedziała w pokoju większym od chaty, do której wchodziła, między niesprecyzowanym kimś, a jeszcze innym kimś. Roiło się od ludzi, których kojarzyła mniej lub bardziej, pojawiających się w skali jej sympatii zarówno przy w miarę wysokich wynikach (Garrett), jak i zupełnie niskich (pan ekshibicjonista). Przywiodło ją tutaj magiczne pióro feniksa ze snu, przy okazji niechcący powaliła funkcjonariusza magicznej policji i musiała uciekać przed aresztowaniem. Dwójka ludzi biegała z płomiennymi feniksami na ramionach. Chcieli walczyć z Grindenwaldem. Chcieli walczyć z niesprawiedliwością w magicznym świecie. Bardzo wzniosłe ideały, nie żeby nie. Nie umieli zadbać o swoich ludzi, którzy co chwilę - jak zrozumiała z chaotycznych wypowiedzi - trafiali do Tower.
Ona nie chciała trafić do Tower. Ale chciała walczyć ze złem, to oczywiste. Była beznadziejną idealistką i patrzcie jak skończyła. Sama jak palec, chwiejna emocjonalnie, z paranoją, bez porządnie opłacanej pracy, w mieszkaniu z prostytutką i z mężem chujem gdzieś na Islandii.
Merlinie, zatrzymaj świat, ja wysiadam, chciałoby się powiedzieć, ale istniało niezwykle prawdopodobieństwo, że przy werbalizacji słowa zmienią się w mocno niekulturalne ja pierdolę.
Dlatego ostatecznie nic nie powiedziała. Zaciskała tylko oczy, pragnąc by to wszystko okazało się kolejnym bardzo dziwnym snem lub zakończyło jak najszybciej - bo grupowych spotkań nie znosiła, szczególnie, gdy mówili teraz o uwalnianiu z Tower, a ona na ten temat wiedziała dokładnie tyle, co o poprawnych kontaktach międzyludzkich, czyli dokładne i wspaniałe nic. A nie lubiła czuć się bezsilna, tak samo jak nie lubiła czuć się winna. I gdyby kierowała się rozsądkiem - kiedyś by się przydało - wyszłaby stąd jak najprędzej. Ale potulnie pozwoliła przetransmutować swoje pióro w pierścionek z czerwonym oczkiem. Taki pierścionek powinien jej dać Graham. Gdyby się oświadczył też właściwie byłoby miło.
Wszyscy mówili, więc przynajmniej ona milczała, uwagę przenosząc w całości na człowieka, który najwyraźniej przed momentem wyszedł (uciekł) z Tower.
Cornelia Mulciber
Cornelia Mulciber
Zawód : aktorka
Wiek : 30
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Wdowa
Someday I'll wish upon a star,
wake up where the clouds are far behind me
Where troubles melts like lemon drops, high above the chimney top
That's where you'll find me
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
another story
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
https://www.morsmordre.net/t1919-cornelia-mulciber https://www.morsmordre.net/t1944-odyseusz#27509 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f132-harley-street-10-4 https://www.morsmordre.net/t1945-cornelia-mulciber#27510
Re: Sala obrad [odnośnik]04.04.16 20:31
Działo się dużo, okropnie dużo, aż ciężko było za tym wszystkim nadążyć. Pytania, oskarżenia, westchnięcia, śmiałe plany. Alexander jedynie unosił brwi coraz wyżej i wyżej, jakby nie dowierzając niektórym rzeczom. Na przykład słowom Cassiana. I odpowiedzi Bena. Selwyn skrzywił się trochę teatralnie i mruknął do olbrzyma:
- Merlinie, Ben, już nigdy nie spojrzę na świstusy tak samo - po czym z lekka odleciał, bowiem jego wzrok podążył za spojrzeniem Garretta, może trochę podświadomie, prosto na pierzastą ścianę. Tylu ich było... wstał z zastanowieniem od stołu, po czym jął przyglądać się piórkom. Szukał swojego. Jednocześnie starał się przetworzyć wszystko, co mówił rudzielec, chociaż było to nie lada wyzwanie, zwłaszcza gdy podszedł do niego Hereward. Lex wyciągnął przed siebie dłoń z piórkiem, które po chwili zamieniło się w pierścień z czerwonego marmuru - kamień bowiem zdecydowanie wolniej nagrzewał się przy obcowaniu z ogniem niż metal. Alexander wrócił do oglądania nazwisk na ścianie, jednak gdy w powietrzu zawisło pytanie o pannę Flume, a jego wzrok zatrzymał się na jej imieniu napisanym złotymi literami na pierzu, coś mu się przypomniało. Sytuacja sprzed kilkudziesięciu minut, której świadkiem był na ganku. Jeszcze raz dokładnie obejrzał wszystkie pióra, szukając tego jednego konkretnego. Na próżno.
- Garrett, pozwól na moment że przerwę - powiedział zamyślonym tonem, wodząc znów wzrokiem po piórach. - Pannę Flume mam tutaj - wziął jedno z czerwonych piórek między dwa palce, unosząc je lekko ku górze. - A czy jest z nami Perseus? Bowiem ja go tutaj nie widzę - ręką wskazał na ścianę, z lekkim niepokojem wlepiając spojrzenie w Weasleya.
W tym momencie jednak do sali wpadł Samuel wraz z Adrienem i iście hiobowymi wieściami. Selwyn mógł jedynie wypuścić głośno powietrze, próbując oczyścić umysł. Co mu się udało. Jedynym, co bębniło mu w umyśle było wielkie, soczyste określenie kobiety lekkich obyczajów.


Alexander Farley
Alexander Farley
Zawód : Uzdrowiciel
Wiek : 23
Czystość krwi : Zdrajca
Stan cywilny : Zaręczony

Alex, you gotta fend for yourself

OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Metamorfomag
Sala obrad - Page 3 9545390201fd274c78230f47f1eea823
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t927-alexander-farley https://www.morsmordre.net/t999-fumea https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f223-dolina-godryka-kurnik https://www.morsmordre.net/t3768-skrytka-bankowa-nr-277 https://www.morsmordre.net/t979-a-selwyn#5392
Re: Sala obrad [odnośnik]04.04.16 21:24
Ogarnęło ją dziwne rozbawienie widząc jak Lycus zaczyna się denerwować. Nie wierzyła, że kieruje nim troska o jej dobro. Pewnie bał się tego, że będzie musiał pilnować by czegoś sobie nie zrobiła. mężczyźni mogła już tylko przewrócić oczami i zaraz powtórzyć ten gest po wzmiance o ogonie. - Bądź spokojny. Nasz drogi Lord Carrow nie należy do ludzi wyjątkowo spostrzegawczych. - nie chciało jej się tłumaczyć, że oficjalnie nie ma jej nawet w kraju i właśnie biega z kawą gdzieś nad drugim końcu świata. - Wygląda na to, że więcej niż ty- uśmiechnęła się ledwo widocznie. - Któreś z piątki dzieci Cronusa Malfoya musiało okazać się tym inteligentnym - burknęła pod nosem bardziej do siebie niż do niego. Gdyby to była prawda to posłuchałaby rady Perseusza i już dawno by jej tu nie było. W pewnym momencie przestała rejestrować co się wokół niej działo. Nawet słowa brata ledwo do niej dochodziły. Wszystkie myśli krążyły sylwetki Adrianna i Samuela. Sama myśl, że mogłoby się stać im coś poważnego…potrząsnęła szybko głową chcąc się pozbyć podobnych obrazów. To właśnie wtedy zauważyła, że wzrok Weasleya skierowany w jej stronę. Zacisnęła mocniej zęby nie siląc się nawet na udawany uśmiech. Jeszcze tego brakowało by w takim miejscu musiała się bawić w kurtuazyjne sztuczki. - Wiek, płeć czy ród z którego pochodzę? - skierowała swoje pytanie do brata zaraz po tym jak skończył swój wywód. - Jednemu z naszych szefów wyraźnie nie podoba się moja obecność- - wyjaśniła swoje pytanie podejrzewając, że Lycus wie o co jej chodzi. Spośród tysiąca słów, które wypełniły pokuj interesowały ją tylko te związane z planem ratunkowym. Chciała jakoś pomóc, wiedziała że nie daruj sobie jeśli porzuci swoich przyjaciół. W między czasie ktoś podszedł do niej zmieniając jej pióro w elegancki pierścionek o pomarańczowym oczku godny lady Carrow. Meg bez większego namysłu nałożyła go na palec. Chwilę później Samuel i Adrian weszli do sali. Ulga jaką poczuła na ich widok była nie do opisania. - Wybacz na moment - zwróciła się do brata jednocześnie podnosząc się z miejsca. Z naturalną gracją lawirowała pomiędzy tłumem ludzi by w końcu pojawić się przy Skamandarze. - Czy my musimy się spotkać w podobnych okolicznościach - posłał mu lekki uśmiech niepewnie przyglądając się posiniaczonej twarzy. Chwilę później swoją uwagę skupiła na Adrianie. - Uroki Tower - mruknęła cicho. Co prawda status społeczny sprawił, że została wypuszczona wraz zresztą arystokracji ale wciąż nie było to najprzyjemniejsze przeżycie.
Megara Carrow
Megara Carrow
Zawód : stażystka w ministerstwie
Wiek : 20 lat
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zamężna
Once upon a time...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
możesz pozostawić puste
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t634-megara-malfoy https://www.morsmordre.net/t663-mieta https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f218-yorkshire-dworek-w-ravenscar https://www.morsmordre.net/t1706-megara-malfoy#18560
Re: Sala obrad [odnośnik]04.04.16 22:16
/wejście w Samantha-style/

Niech Pan w końcu odpocznie, Panie Brand. Czy nie za dużo Pan już zrobił? Blisko trzydzieści lat w zawodzie, czwórka dzieci, kilka tytułów książek. Dlaczego Pan się jeszcze angażuje w jakieś zakazane kółka zbierające pod znakiem ognistego ptaka ludzi przeciwnych obecnej władzy? Dlaczego Pan naraża swoje i rodziny zdrowie? Czy to czasem nierozsądne?
A co jest bardziej rozsądne? Zgadzanie się na ciemność powoli rozprzestrzeniającą się po czarodziejskim (i nie tylko) świecie? Właśnie.
Bardzo zaangażowana, zapracowana i zabiegana sylwetka przemykała właśnie przez okolice Londynu, starając się nie zwracać na siebie uwagi. Pośpiech. Czyżby spóźnienie, Panie Brand?
Jeszcze jakie.
A który to Pana raz na spotkaniu?
Pierwszy.
Dobrze, bardzo dobrze. Pierwsze wrażenie jest okropnie ważne, cieszę się, że Pan o nie tak dba.
Stara chata. Symbol. Pióro.
Brawo. Jesteśmy w domu. Skąd Pan jednak wiedział, że to w tym miejscu spotykają się ci... Zakonnicy?
Weasley. Garrett Weasley. Wprowadził. Zaprowadził... Pokazał.
Fridtjof Brand wkroczył powoli, niepewnie, zupełnie jak "nie on", do pomieszczenia, w którym już zgromadzili się ludzie zamieszani w tę samobójczą misję ratowania świata. Bohaterowie, pousadzani na swoich krzesłach. Uporządkowani. Większość z nich kojarzył, jednak dopiero wtedy dowiedział się, że również zgłosili się na wolontariat w tej słusznej sprawie.
Stał przez chwilę ustawiony w skromnej postawie. Nie przystawało mu przecież się przedstawiać albo - o zgrozo - zaraz bez niczego sobie siadać wśród siedzących. Więc wystał ten moment, poczekał, aż rozmowa ustała na chwilę i przystanął bliżej. Zachował się tak na stojąco.
- Z całego serca przepraszam... Za spóźnienie. Kłaniam się, Fridtjof Brand. - uśmiechnął się, tym razem zupełnie tak, jak to miał w zwyczaju, lecz zaraz znów jakoś nie-tak, po cichutku, starając się zająć najmniej miejsca i dźwięku w przestrzeni sali, powędrował na jakieś wolne miejsce.
Zmęczenie wypisane na jego twarzy w postaci podkrążonych lekko oczu podkreśliło (w świetle, gdy tak stał i się witał) jego starość i poczciwość zapisane w zmarszczkach - w które to znowu ciurkiem wpływały gdzieniegdzie krople potu. Taki obraz mogli zaobserwować Zakonnicy Feniksa przez tę jedną, jedyną chwileczkę, kiedy wziął pierwszy swój na razie, spóźniony głos na spotkaniu. Bo potem przetarł pot i nie było już tak samo.
Impresja.
Zaangażowany, zapracowany, zabiegany. Jak wszyscy zresztą. Usiadł cicho, skromnie, zamieniając się w słuch. Tym razem to nie on przemawiał. Nadszedł czas na innych.
Gość
Anonymous
Gość
Re: Sala obrad [odnośnik]04.04.16 22:57
-Żart ci się wyostrzył, Garrett - powiedziała z rozbawieniem, gdy wspomniał o wtargnięciu do sypialni i pokręciła z rozbawieniem głową. Nie spodziewała się takiego obrotu spraw, a przynajmniej na razie, bo przecież ledwie wróciła do Londynu, a w tym momencie miała wrażenie, że wpadała w swoistego rodzaju wir zdarzeń, który dopiero był początkiem tego, co miało nadejść. Słuchała jednak słów Weasley'a i wprawiały ją w niemałe osłupienie, wszak nie oczekiwała od kogkolwiek aż tak szczegółowych wyjaśnień. Rozumiała jednak powiązanie Dumbledore'a z kontynuacją ideii, wszak ona sama nie popierała działań, które obecnie miały miejsce. Nie chciała się już jednak odzywać, gdyż jako analityk musiała rozważyć wiele spraw w sobie, by dopiero potem zabrac głos. Lubiła mieć pewność w tematach, na które miała się wypowiadać, ale jej rozmyślania przerwał głos Samuela. Odwróciła głowę w jego stronę i odetchnęła z ulgą, choć w gruncie rzeczy zamierzała podejść, dotknąć opuszkami jego policzka, ale gdy dostrzegła smukłą blondynkę, która podeszła do aurora, zaniechała tego pomysłu. Nie wiedziała dlaczego nie podjeła się żadnej próby, nawet złapania kontaktu wzrokowego, ale myśl o tym, że ją ktoś ubiegł... Cóż, była dla niej irytująca, a powinna go przeprosić i to postanowiła zrobić, gdy już go wreszcie złapie w mniejszym tłumie.
Odwróciła wzrok na Lilith i Alana, a następnie przełknęła nieco głośniej ślinę, jakby natłok informacji ją całkowicie stłamsił.
-Wiedziałam kiedy zawitać znowu w Londynie - odezwała się półszeptem do panny Greengrass, gdy wreszcie nachyliła się nad jej uchem, a już po paru chwilach wzrok utkwion miała w pana Bennetta i swoją przyjaciółkę. -Cieszę się, że Sam wrócił. Próbował mnie ratować, gdy strażnicy nas otoczyli i wylądował w Tower, ale coś mi nie pasuje... To wszystko jest dziwnie podejrzane, a już w szczególności te ciągłe dekrety; dobrze, że Garrett i cała reszta chcą zaangażować w to więcej osób, bo to doskonały test dla ciebie, przyszła pani auror - uśmiechnęła się jeszcze pogodnie i puściła Lil oczko. Dopiero po chwili, gdy spojrzała na Garretta stojącego tuż przy nich. Wyciągnęła do niego dłoń, a pióro zmieniło się w pierścień z obsydianem, który ewidentie wpaoswywał się w intensywnie ciemny kolor jej tęczówek. Skinęła mu jeszcze głową i po raz kolejny spoglądnęła w stronę Skamandera. Liczyła, że ją zauważy, choć wciąż nie potrafiła się przebić przez tłum ludzi.


meet me  with bundles of flowers We'll wade through the hours of cold Winter she'll howl at the walls Tearing down doors of time
Katya Ollivander
Katya Ollivander
Zawód : Zawieszona w prawie wykonywania zawodu
Wiek : 25
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
Mogę się oprzeć wszystkiemu z wyjątkiem pokusy!
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Metamorfomag

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t2039-celeste-ellsworth https://www.morsmordre.net/t2291-vesper#34826 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204

Strona 3 z 19 Previous  1, 2, 3, 4 ... 11 ... 19  Next

Sala obrad
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach