Morsmordre :: County of London :: Dalsze dzielnice :: Okolice :: Stara chata
Sala obrad
AutorWiadomość
First topic message reminder :
Sala obrad
Wstęp do sali obrad posiadają wyłącznie członkowie Gwardii Zakonu.
Drzwi, które prowadzą do sali obrad, zupełnie nie pasują do całości starej chaty. Duże, brązowe wrota z ornamentami w kształcie feniksa w płomieniach znacznie bardziej pasowałyby do Hogwartu. Podobnie jak wnętrze i sam charakter tego magicznego pomieszczenia. Przyjmuje ono bowiem rozmiary takie, jakie w danej chwili są potrzebne; stół wydłuża się wraz z przybyciem kolejnych osób. Każdy może liczyć na krzesło. Na tej samej ścianie co drzwi wiszą pióra feniksa, na których, jeśli się przyjrzeć, przeczytać można imię i nazwisko każdego członka Zakonu.
Do sali obrad wejść może każdy członek Gwardii - aby to uczynić, musi położyć na odpowiedniej ścianie w chacie (zaraz naprzeciw drzwi wejściowych) rękę, którą zdobi pierścień Zakonu. Wtedy pod jego dłonią pojawi się klamka, a po jej naciśnięciu - zarys całych wrót. Znikną one jednak zaraz po przekroczeniu progu i ich zatrzaśnięciu.
Drzwi, które prowadzą do sali obrad, zupełnie nie pasują do całości starej chaty. Duże, brązowe wrota z ornamentami w kształcie feniksa w płomieniach znacznie bardziej pasowałyby do Hogwartu. Podobnie jak wnętrze i sam charakter tego magicznego pomieszczenia. Przyjmuje ono bowiem rozmiary takie, jakie w danej chwili są potrzebne; stół wydłuża się wraz z przybyciem kolejnych osób. Każdy może liczyć na krzesło. Na tej samej ścianie co drzwi wiszą pióra feniksa, na których, jeśli się przyjrzeć, przeczytać można imię i nazwisko każdego członka Zakonu.
Do sali obrad wejść może każdy członek Gwardii - aby to uczynić, musi położyć na odpowiedniej ścianie w chacie (zaraz naprzeciw drzwi wejściowych) rękę, którą zdobi pierścień Zakonu. Wtedy pod jego dłonią pojawi się klamka, a po jej naciśnięciu - zarys całych wrót. Znikną one jednak zaraz po przekroczeniu progu i ich zatrzaśnięciu.
Jeśli gdzieś pojawiała się Ognista, tam z pewnością pojawiał się też Benjamin Wright, zatem jego prawie dwumetrowa osoba nie powinna nikogo zdziwić, nawet jeśli wyłaniała się ona z półmroku korytarza z niezwykłą gracją. Prawie wyrżnął czołem o górę drzwi, ale w ostatniej chwili uchylił się przed niechybną dekapitacją, co jednak kosztowało go chwilę trudnej do odzyskania równowagi psychicznej. Opadł więc na krzesło obok Foxa, szturchając go nieco słabiej niż zwykle, i od razu sięgnął po Ognistą, łojąc pierwszego łyka prosto z gwinta. Tak w ramach oszczędności na kubkach i zaanektowania jednej butelki tylko dla siebie. No chyba, że komuś nie przeszkadzała jego ślina.
- Jak za hogwarckich czasów, co nie, wężyku? - rzucił zaczepnie w stronę Lycusa Fredericka Jego Drogiego Druha, mrugając także niemalże zalotnie do Garretta. Wyglądało to raczej jak łupnięcie zakapiora a nie przyjacielski wzrok zaufanego kompana, ale znali się z Weasley'em na tyle dobrze, by nie wszcząć wojny na spojrzenia. Co prawda w Hogwarcie pili raczej sok dyniowy lub kremowe piwo, ale było to tak dawno temu, że Wrightowi rozmywały się drobne, alkoholowe szczegóły.
(Postałek z telefonu więc krótki )
- Jak za hogwarckich czasów, co nie, wężyku? - rzucił zaczepnie w stronę Lycusa Fredericka Jego Drogiego Druha, mrugając także niemalże zalotnie do Garretta. Wyglądało to raczej jak łupnięcie zakapiora a nie przyjacielski wzrok zaufanego kompana, ale znali się z Weasley'em na tyle dobrze, by nie wszcząć wojny na spojrzenia. Co prawda w Hogwarcie pili raczej sok dyniowy lub kremowe piwo, ale było to tak dawno temu, że Wrightowi rozmywały się drobne, alkoholowe szczegóły.
(Postałek z telefonu więc krótki )
Make my messes matter, make this chaos count.
Benjamin Wright
Zawód : eks-gwiazda quidditcha
Wiek : 34
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
I wanna run against the world that's turning
I'd movе so fast that I'd outpace the dawn
I'd movе so fast that I'd outpace the dawn
OPCM : 37 +7
UROKI : 34
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 17
SPRAWNOŚĆ : 43
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
The member 'Benjamin Wright' has done the following action : rzut kością
'k100' : 5
'k100' : 5
Przyzwany zapachem ognistej i rozmowami płynącymi z sali obrad ruszył do ukrytego pokoju, w którym zgromadzili się Zakonnicy. Niepokoiła go nieco obecność Minnie. Miał wewnętrzne opory przed piciem na oczach uczniów, zwłaszcza, że nie wiedział jak ten wieczór się dla niego skończy. Wspominając poprzednie podobne wieczory w towarzystwie Garretta mógł jedynie powiedzieć, że zdecydowanie miał się czego bać. Ale przecież były święta, czas zabawy, radości, śmiechu. Nawet jeśli gdzieś z tyłu głowy ciągle przewijał mu się obraz Betty zamkniętej w białych ścianach Świętego Munga. Zaniósł jej dzisiaj pędzle, prezent, którego nawet nie zauważyła zajęta malowaniem kolejnej ponurej wizji świata. Nie wiedział czy tym razem miało to coś wspólnego z jej darem jasnowidzenia, czy może zagubiona w rzeczywistości kreowanej przez jej umysł nie było już nic pozytywnego. Nie zauważała go, gdy czesał jej włosy i zaplatał w warkocz, kiedy wycierał twarz z czarnej farby, którą nieświadomi się pobrudziła. Raz tylko jej spojrzenie przestało być nieobecne, gdy popatrzyła na niego ze wściekłością w oczach. Przeszkodził jej w malowaniu próbując umyć pomalowaną ciemnymi barwnikami rękę. Personel szpitalny zajmował się nią bez zarzutu, pewnie jedno zaklęcie by wystarczyło, a ona i tak nie zauważyłaby różnicy. Ale Barty nie mógł tak po prostu machnąć różdżką. Betty była człowiekiem i zasłużyła na odruchy bardziej ludzkie, mniej wyuczone, mniej mechaniczne. Wyszedł ze szpitala w podłym nastroju, po raz kolejny otwierając te same rany. Unikał rodziców, ich pustego wzroku nie potrafiłby znieść w te święta. Zostawił im tylko kartkę i upominki. Oni przyślą podziękowania, jeśli nie zapomną. I wszyscy znów będą mogli udawać, że nic ich nie łączy. I tak będzie im łatwiej. A on spędzi święta gdzieś, gdzie ktoś może naprawdę ucieszy się z jego obecności. I z pewnością nie potraktuje go jak intruza. Po wizycie u siostry konieczne było jednak postawienie się do pionu. Szklanka ognistej albo pięć na pewno mu pomogą. Niech tylko Merlin nie pozwoli mu się upić zbyt szybko, bo będzie kolejny powód do wstydu. Uśmiechnął się z lekkim zakłopotaniem unosząc rękę w powitalnym geście.
- Wesołych świąt! - Zakrzyknął wkraczając do sali. - Znajdzie się jeszcze jedno miejsce? - Rzucił nieco głośniej niż zamierzał. Uchwycił spojrzenie Garretta, miał nadzieję, że przyjaciel zrozumie, dlaczego się spóźnił, nawet jeśli większość Zakonników miała mieć mu za złe nieobecność na sporej części uroczystości.
- Zatrzymały mnie osobiste sprawy - dodał lekko przepraszającym tonem. - Ale mam nadzieję, że mogę jeszcze złożyć życzenia - podszedł do stołu zająć miejsce. Potem nie czekając na specjalne zaproszenia chwycił ognistą racząc się tym cudownym trunkiem bogów. Tego potrzebował w te święta, przyjaciół, alkoholu i uśmiechów błyszczących w oczach. Tak cudownie odmiennych od pustki, jaką zostawił za sobą w Szpitalu pod wezwaniem Świętego Munga.
- Wesołych świąt! - Zakrzyknął wkraczając do sali. - Znajdzie się jeszcze jedno miejsce? - Rzucił nieco głośniej niż zamierzał. Uchwycił spojrzenie Garretta, miał nadzieję, że przyjaciel zrozumie, dlaczego się spóźnił, nawet jeśli większość Zakonników miała mieć mu za złe nieobecność na sporej części uroczystości.
- Zatrzymały mnie osobiste sprawy - dodał lekko przepraszającym tonem. - Ale mam nadzieję, że mogę jeszcze złożyć życzenia - podszedł do stołu zająć miejsce. Potem nie czekając na specjalne zaproszenia chwycił ognistą racząc się tym cudownym trunkiem bogów. Tego potrzebował w te święta, przyjaciół, alkoholu i uśmiechów błyszczących w oczach. Tak cudownie odmiennych od pustki, jaką zostawił za sobą w Szpitalu pod wezwaniem Świętego Munga.
Ocalałeś, bo byłeś pierwszy
Ocalałeś, bo byłeś
Ocalałeś, bo byłeś
ostatni
Hereward Bartius
Zawód : Profesor w Hogwarcie
Wiek : 33
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Żonaty
Na szczęście był tam las.
Na szczęście nie było drzew.
Na szczęście brzytwa pływała po wodzie.
Na szczęście nie było drzew.
Na szczęście brzytwa pływała po wodzie.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
The member 'Hereward Bartius' has done the following action : rzut kością
'k100' : 97
'k100' : 97
Cassian nie wiedział do końca na czym miała polegać ta ich wspólna zabawa i czemu w tym celu musieli się przenosić do Sali obrad, ale co do picia nie trzeba mu było dwa razy powtarzać, żeby wzniósł toast. Ciągnięty za Minnie znalazł sobie gdzieś miejsce. Siedział w bliskości z dziewczyną, przynajmniej z początku, bo jak później potoczyła się dalsza część wieczoru, nie do końca był tego pewien. Bardziej niż ludźmi wokół zaaferował się szklaneczką Ognistej przed sobą. Siup wrzucił ją do gardła, nie czując nawet - co było już groźnym skutkiem picia tyle alkoholu – jej drażniącego, ognistego posmaku. Dla niego to było niemalże niczym łaskotanie. Oczywiście posłał jeszcze jedno ze swoich posępnych spojrzeń Benjaminowi. Obecność Herewarda zignorował, najpewniej w ogóle nie poznając takiego człowieka na spotkaniu Zakonu bo w przyszłości miał pomylić go z Douglasem Jonesem. Cynthii posłal niezgrabny uśmiech. Swoją uwagą ominął panienkę Vance, bo tyle o ile ją pamiętał była to kobieta cierpiąca chyba na zespół przedmiesiączkowy. Błędne założenie, ale takie wywarła na nim pierwsze wrażenie, którego nie weryfikował.
— Wesołych — powtórzył bardzo bezwiednie po innych, tak tylko żeby przyśpieszyć proces swojego dalszego picia, bo była to chyba jakaś niepisana zasada, ze trzeba było coś powiedzieć, żeby móc brać dalej udział w tej popijawie.
— Wesołych — powtórzył bardzo bezwiednie po innych, tak tylko żeby przyśpieszyć proces swojego dalszego picia, bo była to chyba jakaś niepisana zasada, ze trzeba było coś powiedzieć, żeby móc brać dalej udział w tej popijawie.
I don't want to understand this horror
Everybody ends up here in bottles
There's a weight in your eyes
I can't admit
Everybody ends up here in bottles
Cassian Morisson
Zawód : UZDROWICIEL ODDZ. URAZÓW POZAKLĘCIOWYCH
Wiek : 33 LATA
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Wdowiec
I will not budge for no man’s pleasure, I
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
The member 'Cassian Morisson' has done the following action : rzut kością
'k100' : 88
'k100' : 88
Wszystkie drogi prowadzą do sali obrad. A tak przynajmniej to wyglądało, bo nagle cała chata opustoszała, a zapasy ognistej zniknęły ze swojego wcześniejszego miejsca. Jeszcze nie spotkałem dzisiaj Bena, najważniejszej tego dnia dla mnie osoby, bez której przecież by mnie tutaj nie było. Oczywiście nie mam zamiaru rzucenia mu się w ramiona i łzawego dziękowania za wtajemniczenie w tajniki Zakonu. Wyczerpaliśmy już limit czułości na ten miesiąc. Mogłem co najwyżej liczyć na solidne puknięcie w czoło. Albo w szczękę. Wszystko dzięki tej rewelacji, po której teleportowałem się bez zobaczenia jego reakcji. Czy stchórzyłem? Może trochę. Przecież doskonale wiedziałem jaka będzie reakcja Jaimiego na to, co zrobiłem. Wiedziałem też, że mimo wręcz braterskiej więzi jaka nas łączy to nie jest on w stanie do końca mnie zrozumieć, wejść w moją skórę i w pełnej jasności zrozumieć jakie motywy mną kierują. Jednak nie bałem się wejść w pełnej chwale do pomieszczenia, w którym już na pewno był mój przyjaciel. W końcu Benjamin i ognista to związek wyrazowy, który nie może istnieć osobno. Tylko to wcale nie jego rosła sylwetka przykuwa moje spojrzenie.
- Fox - wołam rozradowany kładąc mu ciężką łapę na ramieniu. - Widzę, że tu sami swoi. - Szczerze się w uśmiechu i zajmuję miejsce obok nich. - No to może i mi polejcie?
(ja z pociągu piszę :c)
- Fox - wołam rozradowany kładąc mu ciężką łapę na ramieniu. - Widzę, że tu sami swoi. - Szczerze się w uśmiechu i zajmuję miejsce obok nich. - No to może i mi polejcie?
(ja z pociągu piszę :c)
so i tried to erase it but the ink bled right through almost drove myself crazy when these words
led to you
Leonard Mastrangelo
Zawód : malarz, brygadzista
Wiek : 35
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
a dumb screenshot of youth
watch how a cold broken teen
will desperately lean on a superglued human of proof
watch how a cold broken teen
will desperately lean on a superglued human of proof
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
The member 'Leonard Mastrangelo' has done the following action : rzut kością
'k100' : 68
'k100' : 68
Oczywiście po drodze musiał zajrzeć jeszcze do kuchni, jednakże tylko po to, by wypić szklaneczkę wody. Zaraz potem wyruszył prosto do sali obrad.
- Władca ognia przybył! - rzucił, zaznaczając swoje przybycie jeszcze dobitniej, z markowym wyszczerzonym uśmiechem nr 3 na mordce. - Czekajcie. Uwiecznię ten moment, gdy wszyscy jeszcze jesteśmy trzeźwi - powiedział, po czym nastawił samowyzwalacz i dołączył do pozostałych (tak, miał ich protesty tam, gdzie plecy tracą swą szlachetną nazwę). Błysk i po krzyki, można pić!
Selwyn z chęcią sięgnął po szklankę, pożyczył na zdrowie i smacznego w odpowiedzi na drugi toast dnia dzisiejszego, po czym wychylił do dna. - Garrett, coś czuję, że będziemy jutro cierpieć - rzucił ze śmiechem do Wesleya, obdarzając następnie Margo współczującym spojrzeniem - pewnie ona będzie ogarniać zapijaczonego Garretta. Może i Lexa weźmie pod swe skrzydła?
Chwilę później jgo uwagę zwróciła jedna z niech twarzy na tym spotkaniu.
- Alexander, miło mi - powiedział z uśmiechem, wyciągając rękę do Leonarda.
- Władca ognia przybył! - rzucił, zaznaczając swoje przybycie jeszcze dobitniej, z markowym wyszczerzonym uśmiechem nr 3 na mordce. - Czekajcie. Uwiecznię ten moment, gdy wszyscy jeszcze jesteśmy trzeźwi - powiedział, po czym nastawił samowyzwalacz i dołączył do pozostałych (tak, miał ich protesty tam, gdzie plecy tracą swą szlachetną nazwę). Błysk i po krzyki, można pić!
Selwyn z chęcią sięgnął po szklankę, pożyczył na zdrowie i smacznego w odpowiedzi na drugi toast dnia dzisiejszego, po czym wychylił do dna. - Garrett, coś czuję, że będziemy jutro cierpieć - rzucił ze śmiechem do Wesleya, obdarzając następnie Margo współczującym spojrzeniem - pewnie ona będzie ogarniać zapijaczonego Garretta. Może i Lexa weźmie pod swe skrzydła?
Chwilę później jgo uwagę zwróciła jedna z niech twarzy na tym spotkaniu.
- Alexander, miło mi - powiedział z uśmiechem, wyciągając rękę do Leonarda.
Ostatnio zmieniony przez Alexander Selwyn dnia 19.07.16 15:49, w całości zmieniany 1 raz
The member 'Alexander Selwyn' has done the following action : rzut kością
'k100' : 94
'k100' : 94
Opadłam rozradowana na krześle tuż obok Michaela. Dobry humor mnie nie opuszczał, a jedynie podsycał chęć do zabawy… czy też picia. Dobrze, że wzięłam ze sobą swój nowy kubek, z którym jakoś nie chciało mi się rozstawać. Przywiązałam się do tego pana feniksa, który towarzyszył mi przy Ognistej. Teraz, przy chłodniejszym trunku, zapewne miał drzemać, ale miałam prawie cały Zakon do towarzystwa.
Kiedy udało mi się przełknąć całą babeczkę, podjęłam:
– Miałeś mnie zabrać do Hogsmeade, Tonks! – zaśmiałam się pretensjonalnie, przypominając sobie te wszystkie wypady z Hogwartu i wędrowanie do wioski, by zaopatrzyć się w słodkości, zobaczyć, co ciekawego w świecie, i oczywiście napić się piwa kremowego. Stare dobre czasy! - A jak prezenty? Podobały się młodej Tonks? - zapytałam zaraz z ciekawością. Co prawda nie przekazałam jej nic pożytecznego, bo zabrakło mi czasu na dodatkowe zakupy, ale znalazło się sporo słodkości. Ponadto ciekawa byłam, co tam Michael jej ostatecznie podarował... No co?
Spojrzałam na Cornelię, wnosząc kubek do góry, kiedy już nalano mi do niego, po czym wypiłam jego zawartość. Do cna. Dawno nie miałam okazji wypić dużych ilości alkoholu. Główka ma więc była wytrzymała czy może pierwsza dziś wybiegnę z domku, bądź zasnę pod stołem?
Kiedy udało mi się przełknąć całą babeczkę, podjęłam:
– Miałeś mnie zabrać do Hogsmeade, Tonks! – zaśmiałam się pretensjonalnie, przypominając sobie te wszystkie wypady z Hogwartu i wędrowanie do wioski, by zaopatrzyć się w słodkości, zobaczyć, co ciekawego w świecie, i oczywiście napić się piwa kremowego. Stare dobre czasy! - A jak prezenty? Podobały się młodej Tonks? - zapytałam zaraz z ciekawością. Co prawda nie przekazałam jej nic pożytecznego, bo zabrakło mi czasu na dodatkowe zakupy, ale znalazło się sporo słodkości. Ponadto ciekawa byłam, co tam Michael jej ostatecznie podarował... No co?
Spojrzałam na Cornelię, wnosząc kubek do góry, kiedy już nalano mi do niego, po czym wypiłam jego zawartość. Do cna. Dawno nie miałam okazji wypić dużych ilości alkoholu. Główka ma więc była wytrzymała czy może pierwsza dziś wybiegnę z domku, bądź zasnę pod stołem?
» Ratujmy Ziemię! «
To jedyna planeta, na której występuje czekolada.
Cynthia Vanity
Zawód : uzdrowicielka na oddziale wypadków przedmiotowych, cukierniczka, właścicielka Słodkiej Próżności
Wiek : 33
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Wdowa
Dziś rano cały świat kupiłeś,
za jedno serce cały świat,
nad gwiazdy szczęściem się wybiłeś,
nad czas i morskie głębie lat.
za jedno serce cały świat,
nad gwiazdy szczęściem się wybiłeś,
nad czas i morskie głębie lat.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
The member 'Cynthia Vanity' has done the following action : rzut kością
'k100' : 82
'k100' : 82
Gwiazdką oznaczone są osoby, które opuściły choćby jedną kolejkę - przez to tracą szansę na zostanie Królem lub Królową Mocnej Głowy, co nie znaczy, że nie mogą upijać się dalej. W każdej chwili można dołączyć!
Benjamin (0), Charlus (26), Garrett (27), Minnie (30), Margaux (39)
Leonard (60), Fred (69), Cornelia (75), Michael (79), Cynthia (80), Cassian (84), Alex (90), Hereward (92)
-
-
-
-
I show not your face but your heart's desire
Atmosfera robiła się coraz bardziej rodzinna. Zbawienny wpływ alkoholu albo po prostu doskonalej aury, wytwarzanej przez ludzi o podobnych wartościach. Wright chętnie zadumalby się filozoficznie nad wspólnotą osób o tak odmiennym pochodzeniu, doświadczeniach i potrzebach, którzy jednak potrafili się zjednoczyć w obliczu zlowrogich sił (lub Ognistej), ale wolal skupić się na rozdawaniu uśmiechów. Widząc wchodzącego Leo pomachal mu serdecznie, kulturalnie ściskając rękę Brodacz, gdy ten znalazł się blisko. Cieszył się z jego obecnosci: bracia koniecznie powinni spędzać razem święta. I razem pić, dlatego wzniósł w stronę Mastrangeloeniemy toast, w intensywnym spojrzeniu przesyłając zarówno sympatię jak i zapowiedź poważnej rozmowy o pewnej głupiej Lovegood. Na razie jednak nie chciał psuć doskonałego wieczoru prywatnymi niesnaskami.
Make my messes matter, make this chaos count.
Benjamin Wright
Zawód : eks-gwiazda quidditcha
Wiek : 34
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
I wanna run against the world that's turning
I'd movе so fast that I'd outpace the dawn
I'd movе so fast that I'd outpace the dawn
OPCM : 37 +7
UROKI : 34
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 17
SPRAWNOŚĆ : 43
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
The member 'Benjamin Wright' has done the following action : rzut kością
'k100' : 7
'k100' : 7
Sala obrad
Szybka odpowiedź
Morsmordre :: County of London :: Dalsze dzielnice :: Okolice :: Stara chata