Morsmordre :: County of London :: Dalsze dzielnice :: Okolice :: Stara chata
Sala obrad
AutorWiadomość
First topic message reminder :
Sala obrad
Wstęp do sali obrad posiadają wyłącznie członkowie Gwardii Zakonu.
Drzwi, które prowadzą do sali obrad, zupełnie nie pasują do całości starej chaty. Duże, brązowe wrota z ornamentami w kształcie feniksa w płomieniach znacznie bardziej pasowałyby do Hogwartu. Podobnie jak wnętrze i sam charakter tego magicznego pomieszczenia. Przyjmuje ono bowiem rozmiary takie, jakie w danej chwili są potrzebne; stół wydłuża się wraz z przybyciem kolejnych osób. Każdy może liczyć na krzesło. Na tej samej ścianie co drzwi wiszą pióra feniksa, na których, jeśli się przyjrzeć, przeczytać można imię i nazwisko każdego członka Zakonu.
Do sali obrad wejść może każdy członek Gwardii - aby to uczynić, musi położyć na odpowiedniej ścianie w chacie (zaraz naprzeciw drzwi wejściowych) rękę, którą zdobi pierścień Zakonu. Wtedy pod jego dłonią pojawi się klamka, a po jej naciśnięciu - zarys całych wrót. Znikną one jednak zaraz po przekroczeniu progu i ich zatrzaśnięciu.
Drzwi, które prowadzą do sali obrad, zupełnie nie pasują do całości starej chaty. Duże, brązowe wrota z ornamentami w kształcie feniksa w płomieniach znacznie bardziej pasowałyby do Hogwartu. Podobnie jak wnętrze i sam charakter tego magicznego pomieszczenia. Przyjmuje ono bowiem rozmiary takie, jakie w danej chwili są potrzebne; stół wydłuża się wraz z przybyciem kolejnych osób. Każdy może liczyć na krzesło. Na tej samej ścianie co drzwi wiszą pióra feniksa, na których, jeśli się przyjrzeć, przeczytać można imię i nazwisko każdego członka Zakonu.
Do sali obrad wejść może każdy członek Gwardii - aby to uczynić, musi położyć na odpowiedniej ścianie w chacie (zaraz naprzeciw drzwi wejściowych) rękę, którą zdobi pierścień Zakonu. Wtedy pod jego dłonią pojawi się klamka, a po jej naciśnięciu - zarys całych wrót. Znikną one jednak zaraz po przekroczeniu progu i ich zatrzaśnięciu.
Uśmiechnęła się do Charlusa, energicznie potrząsając jego ręką. Powitanie godne pijackiego spotkania, nie da się ukryć. Zabawne - oto wszyscy siedzieli przy stole nad szklaneczkami wypełnionymi Ognistą. Bez przejmowania się statusem społecznym czy krwią; szlachta obok szlam i zdrajców krwi, pracownicy wyższych szczebli Ministerstwa obok ludzi Nokturnu, typy spod ciemnej gwiazdy obok niewiniątek. I choć często na pierwszy rzut oka było widać, jak niesamowicie wszyscy ci ludzie się różnią, to nikt nie mógł czuć się tu chyba potraktowany jako gorszy. To było miejsce, którego szukała. Rodzina - jednocześnie wybrana poprzez wspólną walkę o równość i dobro, a zarazem złożona z pozornie kompletnie niepasujących do siebie ludzi.
Cóż za patos, Cornelio.
- Jan Sebastian, bach! - odpowiedziała żartobliwie Potterowi, trącając się z nim szklaneczkami jeszcze nim Garrett wypowiedział swój toast. Także ostatnie łyki potraktować mogła jako te wypite pod adresem lepszego nowego roku. Ledwo mocny alkohol zdążył spłynąć do żołądka i skrzywić jej twarz, a już dolewała Ognistej sobie, Charlusowi, siedzącej obok niego Minnie oraz właściwie każdemu, kto akurat podstawił szkło pod jej hojnie rozlewającą rękę.
- Zdrowie prawdziwych mężczyzn... i wasze! - zakrzyknęła, śmiejąc się głośno i z nieco nienaturalną już przesadą, wiodąc roziskrzonymi oczami po całej zgromadzonej przy stole ferajnie.
- Charlie, Charlie, podaj mi tamto ciastko. - Trąciła mężczyznę (prawdziwego!) poufale i wskazała pobliski talerz z nieco przypalonymi wypiekami. To nie miało najmniejszego znaczenia, bowiem wszystko pieczone było z miłością i uczuciem, w to nie ątpiła ani trochę. Posłała szeroki uśmiech nawet Foxowi. Jak on uroczo wyglądał pośród tych wszystkich świątecznych ozdóbek!
Jak ona ich wszystkich kochała. Niemożliwie!
[bylobrzydkobedzieladnie]
Cóż za patos, Cornelio.
- Jan Sebastian, bach! - odpowiedziała żartobliwie Potterowi, trącając się z nim szklaneczkami jeszcze nim Garrett wypowiedział swój toast. Także ostatnie łyki potraktować mogła jako te wypite pod adresem lepszego nowego roku. Ledwo mocny alkohol zdążył spłynąć do żołądka i skrzywić jej twarz, a już dolewała Ognistej sobie, Charlusowi, siedzącej obok niego Minnie oraz właściwie każdemu, kto akurat podstawił szkło pod jej hojnie rozlewającą rękę.
- Zdrowie prawdziwych mężczyzn... i wasze! - zakrzyknęła, śmiejąc się głośno i z nieco nienaturalną już przesadą, wiodąc roziskrzonymi oczami po całej zgromadzonej przy stole ferajnie.
- Charlie, Charlie, podaj mi tamto ciastko. - Trąciła mężczyznę (prawdziwego!) poufale i wskazała pobliski talerz z nieco przypalonymi wypiekami. To nie miało najmniejszego znaczenia, bowiem wszystko pieczone było z miłością i uczuciem, w to nie ątpiła ani trochę. Posłała szeroki uśmiech nawet Foxowi. Jak on uroczo wyglądał pośród tych wszystkich świątecznych ozdóbek!
Jak ona ich wszystkich kochała. Niemożliwie!
[bylobrzydkobedzieladnie]
Ostatnio zmieniony przez Cornelia Ingisson dnia 19.07.16 14:44, w całości zmieniany 1 raz
Cornelia Mulciber
Zawód : aktorka
Wiek : 30
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Wdowa
Someday I'll wish upon a star,
wake up where the clouds are far behind me
Where troubles melts like lemon drops, high above the chimney top
That's where you'll find me
wake up where the clouds are far behind me
Where troubles melts like lemon drops, high above the chimney top
That's where you'll find me
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
The member 'Cornelia Ingisson' has done the following action : rzut kością
'k100' : 18
'k100' : 18
Pierwsza kolejka zrobiła mu bardzo dobrze. Alkohol oderwał jego myśli od zmartwień przynajmniej na chwilę, przytępił uczucia. Na moment, na ten wspaniały, króciutki odcinek czasu, w którym poczuł atmosferę zakonnych świąt, w którym spojrzał na uśmiechnięte twarze przyjaciół i poczuł głupią radość z tego powodu. Wiedział, że nie powinien więcej pić, wiedział, że jest prawdopodobnie najbardziej pijaną osobą w towarzystwie, bo wcale nie szczędził sobie trunku, a i mocą swojej głowy nigdy pochwalić się nie mógł. Błogi stan jednak, w który wprawiła go pierwsza, pełna same brzegi szklanka, skutecznie zahamował wszelkie oznaki protestu tej jeszcze racjonalnej części Herewadowego jestestwa.
- Ciepła, mocna herbata z mlekiem i cukrem najczęściej pomaga - rzucił nawet nie czując skrępowania z powodu podsłuchanej wymiany zdań między Alexandrem i Garrettem. No, może podsłuchana to też dużo powiedziane, bo jakoś specjalnie się nie przysłuchiwał. - Albo, jak mówią, czym się strułeś tym się lecz - ciekawe czy podobna myśl przyświecała twórcy antidotum na agonię.
Hereward wszedł w etap rozważań natury filozoficzno-egzystencjalnej.
Na szczęście zaczęła się druga kolejka, która przerwała ciąg myśli coraz bardziej prowadzący w te mroczne rejony, w których kryje się żal, smutek i Weltschmerz.
- To do dna - mruknął. - I żeby głowy nam jutro nie pękły - wymamrotał pobożne życzenie do nachylonej już w stronę ust szklanki i wpuścił piekący płyn do swojego przełyku. Zaszczypał go przyjemnie spływając gdzieś niżej. Gdzie - Hereward specjalnie się nad tym nie zastanawiał. Zaobserwował bowiem coś śmiesznego, im dalej ognista spływała, tym głośniej w głowie pana profesora grała muzyka. Skrzypce i pianino uderzały coraz mocniej tworząc istną kakofonię dźwięków, która w końcu poszuka ujścia. Tyle hałasu się bowiem w jednym rudzielcu długo nie pomieści. I prawdopodobnie wymsknie się wreszcie. Ucieknie tą samą drogą, którą przed chwilą wkradł się magiczny płyn, który pobudził artystyczną duszę Barty'ego zachęcając go do śpiewu.
- Kiedy ostatnio byłem pijany dowiedziałem się o Zakonie, ciekawe co mnie dzisiaj czeka - mruknął jeszcze nie śpiewnym głosem kontrolując jeszcze swoje odruchy. Poza wprowadzeniem się w przyjemny stan nie odczuwał większych skutków upojenia alkoholem. Ale tylko do czasu, zabawa właśnie się zaczynała.
- Ciepła, mocna herbata z mlekiem i cukrem najczęściej pomaga - rzucił nawet nie czując skrępowania z powodu podsłuchanej wymiany zdań między Alexandrem i Garrettem. No, może podsłuchana to też dużo powiedziane, bo jakoś specjalnie się nie przysłuchiwał. - Albo, jak mówią, czym się strułeś tym się lecz - ciekawe czy podobna myśl przyświecała twórcy antidotum na agonię.
Hereward wszedł w etap rozważań natury filozoficzno-egzystencjalnej.
Na szczęście zaczęła się druga kolejka, która przerwała ciąg myśli coraz bardziej prowadzący w te mroczne rejony, w których kryje się żal, smutek i Weltschmerz.
- To do dna - mruknął. - I żeby głowy nam jutro nie pękły - wymamrotał pobożne życzenie do nachylonej już w stronę ust szklanki i wpuścił piekący płyn do swojego przełyku. Zaszczypał go przyjemnie spływając gdzieś niżej. Gdzie - Hereward specjalnie się nad tym nie zastanawiał. Zaobserwował bowiem coś śmiesznego, im dalej ognista spływała, tym głośniej w głowie pana profesora grała muzyka. Skrzypce i pianino uderzały coraz mocniej tworząc istną kakofonię dźwięków, która w końcu poszuka ujścia. Tyle hałasu się bowiem w jednym rudzielcu długo nie pomieści. I prawdopodobnie wymsknie się wreszcie. Ucieknie tą samą drogą, którą przed chwilą wkradł się magiczny płyn, który pobudził artystyczną duszę Barty'ego zachęcając go do śpiewu.
- Kiedy ostatnio byłem pijany dowiedziałem się o Zakonie, ciekawe co mnie dzisiaj czeka - mruknął jeszcze nie śpiewnym głosem kontrolując jeszcze swoje odruchy. Poza wprowadzeniem się w przyjemny stan nie odczuwał większych skutków upojenia alkoholem. Ale tylko do czasu, zabawa właśnie się zaczynała.
Ocalałeś, bo byłeś pierwszy
Ocalałeś, bo byłeś
Ocalałeś, bo byłeś
ostatni
Hereward Bartius
Zawód : Profesor w Hogwarcie
Wiek : 33
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Żonaty
Na szczęście był tam las.
Na szczęście nie było drzew.
Na szczęście brzytwa pływała po wodzie.
Na szczęście nie było drzew.
Na szczęście brzytwa pływała po wodzie.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
The member 'Hereward Bartius' has done the following action : rzut kością
'k100' : 88
'k100' : 88
Zaczęło pojawiać się ich tutaj coraz więcej. Po nim i Cynthii przyszło jeszcze kilka osób. Skinął głową Herewardowi, swojemu rudemu znajomemu z pracy, a gdy Frederick wrócił się po babeczki, Michael sięgnął ręką przez stół i zgrabnie pochwycił jedną. Pewnie wyjdzie na łakomczucha, ale trudno było odmówić sobie słodyczy. Gdy Alexander postanowił zrobić im zdjęcie, postarał się przybrać możliwie jak najbardziej normalny wyraz twarzy, bo chociaż mugolskie nowinki nie były mu ani trochę obce, to jednak został teraz trochę wzięty z zaskoczenia.
- Oczywiście, że cię zabiorę, Cynthio! Może już w styczniu, gdy zacznie się rok szkolny, wyrwę się z zamku po zajęciach i wybierzemy się razem do Miodowego Królestwa? - zaproponował jej z szerokim uśmiechem. Oczywiście, że o tym pamiętał i czekał na to spotkanie, ale przed świętami miał nawał obowiązków, bo musiał ogarniać przygotowania w Hogwarcie, a później przygotować także swój dom na powrót Meagan... - Za prezenty dziękuję, Meagan też była zachwycona słodyczami - dodał, wspominając, że łakocie od Cynthii sprawiły jego córce dużo frajdy. Jemu też, kiedy patrzył, jak bardzo była zadowolona.
Michael wypił pierwszy kieliszek, w niedługim czasie czując przyjemne rozluźnienie. To na pewno mu nie zaszkodzi, w końcu to były pierwsze święta, które spędzał bez rodziny, w tak licznym gronie i nie rozpamiętując przeszłości. Zdecydowana większość osób wokół niego wydawała się całkiem dobrze bawić. Patrzył, jak piją i rozmawiają, chciał również uczestniczyć w ich świętowaniu, więc po chwili znowu wyciągnął kieliszek.
- Polejcie mi też - poprosił. Może nie było to rozsądne, żeby przesadzał z piciem, ale nadal był trzeźwy, może tylko czuł luźniejszy, bardziej pogodny nastrój.
- Oczywiście, że cię zabiorę, Cynthio! Może już w styczniu, gdy zacznie się rok szkolny, wyrwę się z zamku po zajęciach i wybierzemy się razem do Miodowego Królestwa? - zaproponował jej z szerokim uśmiechem. Oczywiście, że o tym pamiętał i czekał na to spotkanie, ale przed świętami miał nawał obowiązków, bo musiał ogarniać przygotowania w Hogwarcie, a później przygotować także swój dom na powrót Meagan... - Za prezenty dziękuję, Meagan też była zachwycona słodyczami - dodał, wspominając, że łakocie od Cynthii sprawiły jego córce dużo frajdy. Jemu też, kiedy patrzył, jak bardzo była zadowolona.
Michael wypił pierwszy kieliszek, w niedługim czasie czując przyjemne rozluźnienie. To na pewno mu nie zaszkodzi, w końcu to były pierwsze święta, które spędzał bez rodziny, w tak licznym gronie i nie rozpamiętując przeszłości. Zdecydowana większość osób wokół niego wydawała się całkiem dobrze bawić. Patrzył, jak piją i rozmawiają, chciał również uczestniczyć w ich świętowaniu, więc po chwili znowu wyciągnął kieliszek.
- Polejcie mi też - poprosił. Może nie było to rozsądne, żeby przesadzał z piciem, ale nadal był trzeźwy, może tylko czuł luźniejszy, bardziej pogodny nastrój.
The member 'Michael Tonks' has done the following action : rzut kością
'k100' : 32
'k100' : 32
Dobra, robiło mu się wesoło i szumiało mu w głowie, ale nie miał się z kim swoją wesołością podzielić. Bartemiusa konsekwentnie ignorujac, a szkoda, bo mógł przecież z nim pogadać o tych zawrotach głowy jakie dzielili wspólnie. Hereward trochę chyba nadgorliwie przeceniał swoją mocną głowę, ale Cassian mu tego nie mowił, bo nie znał rudego. Zamiast tego Cassian bezmyślnie dźwignął się do pionu i przysiadł się do Benjamin, trącając go łokciem pod żebra, wcale niedelikatnie. Należalo się integrować.
— Cześć, wieloludzie — przywitał się swoim zdaniem pociesznie, ale jego żart nie mógł się równać z żartem Wrighta, dlatego może mógł zostać niezrozumiany.
— Za co pijesz? — podsunął mu alkohol, zalewając mu pustką szklankę po Ognistej, a sam pociągnął z butelki, szybko odkrywając, że to spotkanie Zakonu Feniksa może jeszcze nie jest spisane na straty. Mogło mu się jeszcze spodobać. Nie czekając na odpowiedź mężczyzny, popijał sobie dalej, bez toastu. Po chwili dla odpokutowania dodał:
— Oby Ci kiedyś te napompowane mięśnie nie pękły!
Kolejny żart z serii: Cassian Morisson integruje się z Zakonnikami.
— Cześć, wieloludzie — przywitał się swoim zdaniem pociesznie, ale jego żart nie mógł się równać z żartem Wrighta, dlatego może mógł zostać niezrozumiany.
— Za co pijesz? — podsunął mu alkohol, zalewając mu pustką szklankę po Ognistej, a sam pociągnął z butelki, szybko odkrywając, że to spotkanie Zakonu Feniksa może jeszcze nie jest spisane na straty. Mogło mu się jeszcze spodobać. Nie czekając na odpowiedź mężczyzny, popijał sobie dalej, bez toastu. Po chwili dla odpokutowania dodał:
— Oby Ci kiedyś te napompowane mięśnie nie pękły!
Kolejny żart z serii: Cassian Morisson integruje się z Zakonnikami.
I don't want to understand this horror
Everybody ends up here in bottles
There's a weight in your eyes
I can't admit
Everybody ends up here in bottles
Cassian Morisson
Zawód : UZDROWICIEL ODDZ. URAZÓW POZAKLĘCIOWYCH
Wiek : 33 LATA
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Wdowiec
I will not budge for no man’s pleasure, I
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
The member 'Cassian Morisson' has done the following action : rzut kością
'k100' : 20
'k100' : 20
Tylko nie karny. Tylko nie karny.
Czekała na święta choć ich nie lubiła. Nie do końca nawet była pewna, gdzie dokładnie powinna iść, ale w końcu udało jej się wszystko zorganizować w swoim jakże napiętym grafiku tak, by zjawić się w miejscu. Chata kojarzyła się Katyi z dziwnym spokojem, ale i rodzinną atmosferą, której nie zdążyła poznać przez dwadzieścia pięć lat życia. Może to głównie z tego powodu tak chętnie podjęła się próby zmiany dotychczasowej tradycji? Jej rodzice doskonale wiedzieli, że pracuje w Ministerstwa, a interwencje może otrzymać w każdej chwili. Małe kłamstwo jeszcze nikomu nie zaszkodziło, a już w szczególności wtedy, kiedy przekraczając próg pomieszczenia dostrzegła towarzystwo, które miało ewidentnie wyborowe nastroje. Próbowała otaksować wszystkich wzrokiem i odnaleźć kogoś znajomego, ale dostrzegła z tych bardziej znajomych tylko Michaela, a także Herewerda. Dopiero potem dostrzegła Garretta, Charlusa i całą resztę.
Uśmiechnęła się lekko i chciała wierzyć, że spóźnienie mieściło się w arystokratycznej normie, bo kieliszki za karę nie były jej ulubionymi, ale przecież raz się żyło.
-Przepraszam za spóźnienie, ale tak bardzo brakuje mi ostatnio czasu, że prawie mi wszystko z głowy wyleciało, ale... - zawiesiła głos i wskazała na niedużą, ozdobną torebeczkę. -Przyniosłam ciasteczka! - źle tak przychodzić z pustymi rękami, toteż od razu ułożyła pakunek na stole i go rozpieczętowała.
Czuła się jednak skrępowana, jakby jeszcze pierwsze puffki za płoty nie przeskoczyły, toteż nieprzyjemny ucisk w podbrzuszu z powodu zawstydzenia zaczął się zapętlać i tworzyć jakiś nieprzyjemny węzeł. Musiała odpuścić, bo przecież po raz pierwszy od dawna nie siedziała w towarzystwie snobistycznej arystokracji.
-Wesołych Świąt wam życzę i oby ten rok był pełen obfitości - powiedziała całkiem szczerze i to wtedy sięgnęła po jeden kieliszek, który był pełny i być może nie należał do nikogo. Bez zawahania upiła kilka łyków i to wtedy byste spojrzenie wyłapało pewnego osobnika. Rzuciła wymowne spojrzenie Cassianowi, ale bez konkretnego powodu. Nie przypuszczała, że za dwa dni, to właśnie on będzie jej jedynym ratunkiem.
Czekała na święta choć ich nie lubiła. Nie do końca nawet była pewna, gdzie dokładnie powinna iść, ale w końcu udało jej się wszystko zorganizować w swoim jakże napiętym grafiku tak, by zjawić się w miejscu. Chata kojarzyła się Katyi z dziwnym spokojem, ale i rodzinną atmosferą, której nie zdążyła poznać przez dwadzieścia pięć lat życia. Może to głównie z tego powodu tak chętnie podjęła się próby zmiany dotychczasowej tradycji? Jej rodzice doskonale wiedzieli, że pracuje w Ministerstwa, a interwencje może otrzymać w każdej chwili. Małe kłamstwo jeszcze nikomu nie zaszkodziło, a już w szczególności wtedy, kiedy przekraczając próg pomieszczenia dostrzegła towarzystwo, które miało ewidentnie wyborowe nastroje. Próbowała otaksować wszystkich wzrokiem i odnaleźć kogoś znajomego, ale dostrzegła z tych bardziej znajomych tylko Michaela, a także Herewerda. Dopiero potem dostrzegła Garretta, Charlusa i całą resztę.
Uśmiechnęła się lekko i chciała wierzyć, że spóźnienie mieściło się w arystokratycznej normie, bo kieliszki za karę nie były jej ulubionymi, ale przecież raz się żyło.
-Przepraszam za spóźnienie, ale tak bardzo brakuje mi ostatnio czasu, że prawie mi wszystko z głowy wyleciało, ale... - zawiesiła głos i wskazała na niedużą, ozdobną torebeczkę. -Przyniosłam ciasteczka! - źle tak przychodzić z pustymi rękami, toteż od razu ułożyła pakunek na stole i go rozpieczętowała.
Czuła się jednak skrępowana, jakby jeszcze pierwsze puffki za płoty nie przeskoczyły, toteż nieprzyjemny ucisk w podbrzuszu z powodu zawstydzenia zaczął się zapętlać i tworzyć jakiś nieprzyjemny węzeł. Musiała odpuścić, bo przecież po raz pierwszy od dawna nie siedziała w towarzystwie snobistycznej arystokracji.
-Wesołych Świąt wam życzę i oby ten rok był pełen obfitości - powiedziała całkiem szczerze i to wtedy sięgnęła po jeden kieliszek, który był pełny i być może nie należał do nikogo. Bez zawahania upiła kilka łyków i to wtedy byste spojrzenie wyłapało pewnego osobnika. Rzuciła wymowne spojrzenie Cassianowi, ale bez konkretnego powodu. Nie przypuszczała, że za dwa dni, to właśnie on będzie jej jedynym ratunkiem.
meet me with bundles of flowers We'll wade through the hours of cold Winter she'll howl at the walls Tearing down doors of time
Katya Ollivander
Zawód : Zawieszona w prawie wykonywania zawodu
Wiek : 25
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
Mogę się oprzeć wszystkiemu z wyjątkiem pokusy!
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Metamorfomag
Nieaktywni
The member 'Katya Ollivander' has done the following action : rzut kością
'k100' : 41
'k100' : 41
Zatrzymał wzrok na siadającym naprzeciw Fredzie i mimowolnie rozjaśnił twarz w niepowstrzymanym uśmiechu, gdy usłyszał jego słowa; nie rzucił nic w odpowiedzi, choć spojrzenie Garretta zdawało się niemo mówić nawet sobie nie wyobrażasz.
Co było głupie, bo nietrudno to sobie wyobrazić; błysk w oczach Weasley'a doskonale zdradzał, jak bardzo czuł się szczęśliwy i jak bardzo nie liczył czasu.
Gdy właśnie zaczął zastanawiać się nad tym, że nagromadzenie krzywo zbitych desek stanowiących niestabilną chatkę zdawało mu się domem, kątem oka dostrzegł Minnie unoszącą szklankę do toastu i na usta nasunęło mu się słowo protestu - z jakiegoś powodu czuł się za nią odpowiedzialny. Jednak zanim zdążył cokolwiek powiedzieć (choć Minnie, z drugiej strony, była już dorosła; gdzie miała się nauczyć życia jak nie w gronie najbliższych?), jego uwagę skutecznie odwróciła Margaux za jednym zamachem opróżniająca zawartość swojej szklanki.
- Nigdy nie przestaniesz mnie zadziwiać - rzucił ze standardową mieszaniną podziwu i uwielbienia, choć zaraz wrócił spojrzeniem do najmłodszej z Zakonników, uśmiechając się szeroko, gdy zanosiła się kaszlem. - Kolejne smakują lepiej - powiedział jej ciepło, kompletnie nie potrafiąc powstrzymać śmiechu. A gdy dostrzegł Barty'ego wchodzącego do pomieszczenia, rozweselił się jeszcze mocniej - no proszę, profesor i jego najlepsza uczennica pijący Ognistą przy jednym stole. Wyłapał jednak przesłanie w spojrzeniu Herewarda, dobrze wiedział, co mężczyzna chciał mu przekazać; skomentował to tylko krótkim, ledwo zauważalnym skinieniem głowy.
To nie były tematy, które powinno się poruszać podczas grupowej, świątecznej libacji alkoholowej; najlepiej było zalewać troski procentami. Albo najłatwiej.
Albo jedno i drugie, nieważne.
- Morisson, co tak markotnie? - spytał niewylewnego uzdrowiciela, ale zanim zdążyłby usłyszeć odpowiedź, doszło go jego własne imię padające z ust Alexa; zaśmiał się kolejny raz. - Przeżyliśmy bliskie spotkanie z wiwerną, przeżyjemy też zatrucie alkoholowe - dodał lekko, choć ledwie miesiąc temu nie było mu do śmiechu, gdy myślał o wbijaniu miecza w tętnicę szyjną plującego ogniem stwora.
Jeżeli chodziło o ogień, to najbardziej lubił go w postaci Ognistej.
Machnął różdżką, butelka przeleciała nad stołem i napełniła szklanki wszystkich osób znajdujących się w jego bliskim otoczeniu - także Minnie i Margaux, które, paradoksalnie, zdawały się bardziej zaprawione w boju od Barty'ego, któremu alkohol już otworzył usta i skłonił do zwierzeń oraz opowieści.
- Kiedy się dowiedziałeś o Zakonie, Barty, jeszcze nie byłeś pijany - sprecyzował, trzymając w dłoni szklankę, ale nie unosząc jej póki co do ust. - Piliśmy dopiero potem, bo nie sposób było na trzeźwo wytrzymać ten patos - a potem skończyliśmy czarując papierosami w różnych dziwnych londyńskich miejscach; ale o tym zdecydował się już nie wspominać na głos.
I wreszcie zanurzył usta w alkoholu - cała szklanka Ognistej wypita na raz kąsała go w gardło, ale nie dał tego po sobie poznać. - To będzie długa noc - skwitował nieco ciszej, przystawiając naczynie w kierunku tego, kto aktualnie polewał.
Co było głupie, bo nietrudno to sobie wyobrazić; błysk w oczach Weasley'a doskonale zdradzał, jak bardzo czuł się szczęśliwy i jak bardzo nie liczył czasu.
Gdy właśnie zaczął zastanawiać się nad tym, że nagromadzenie krzywo zbitych desek stanowiących niestabilną chatkę zdawało mu się domem, kątem oka dostrzegł Minnie unoszącą szklankę do toastu i na usta nasunęło mu się słowo protestu - z jakiegoś powodu czuł się za nią odpowiedzialny. Jednak zanim zdążył cokolwiek powiedzieć (choć Minnie, z drugiej strony, była już dorosła; gdzie miała się nauczyć życia jak nie w gronie najbliższych?), jego uwagę skutecznie odwróciła Margaux za jednym zamachem opróżniająca zawartość swojej szklanki.
- Nigdy nie przestaniesz mnie zadziwiać - rzucił ze standardową mieszaniną podziwu i uwielbienia, choć zaraz wrócił spojrzeniem do najmłodszej z Zakonników, uśmiechając się szeroko, gdy zanosiła się kaszlem. - Kolejne smakują lepiej - powiedział jej ciepło, kompletnie nie potrafiąc powstrzymać śmiechu. A gdy dostrzegł Barty'ego wchodzącego do pomieszczenia, rozweselił się jeszcze mocniej - no proszę, profesor i jego najlepsza uczennica pijący Ognistą przy jednym stole. Wyłapał jednak przesłanie w spojrzeniu Herewarda, dobrze wiedział, co mężczyzna chciał mu przekazać; skomentował to tylko krótkim, ledwo zauważalnym skinieniem głowy.
To nie były tematy, które powinno się poruszać podczas grupowej, świątecznej libacji alkoholowej; najlepiej było zalewać troski procentami. Albo najłatwiej.
Albo jedno i drugie, nieważne.
- Morisson, co tak markotnie? - spytał niewylewnego uzdrowiciela, ale zanim zdążyłby usłyszeć odpowiedź, doszło go jego własne imię padające z ust Alexa; zaśmiał się kolejny raz. - Przeżyliśmy bliskie spotkanie z wiwerną, przeżyjemy też zatrucie alkoholowe - dodał lekko, choć ledwie miesiąc temu nie było mu do śmiechu, gdy myślał o wbijaniu miecza w tętnicę szyjną plującego ogniem stwora.
Jeżeli chodziło o ogień, to najbardziej lubił go w postaci Ognistej.
Machnął różdżką, butelka przeleciała nad stołem i napełniła szklanki wszystkich osób znajdujących się w jego bliskim otoczeniu - także Minnie i Margaux, które, paradoksalnie, zdawały się bardziej zaprawione w boju od Barty'ego, któremu alkohol już otworzył usta i skłonił do zwierzeń oraz opowieści.
- Kiedy się dowiedziałeś o Zakonie, Barty, jeszcze nie byłeś pijany - sprecyzował, trzymając w dłoni szklankę, ale nie unosząc jej póki co do ust. - Piliśmy dopiero potem, bo nie sposób było na trzeźwo wytrzymać ten patos - a potem skończyliśmy czarując papierosami w różnych dziwnych londyńskich miejscach; ale o tym zdecydował się już nie wspominać na głos.
I wreszcie zanurzył usta w alkoholu - cała szklanka Ognistej wypita na raz kąsała go w gardło, ale nie dał tego po sobie poznać. - To będzie długa noc - skwitował nieco ciszej, przystawiając naczynie w kierunku tego, kto aktualnie polewał.
a gniew twój bezsilny niech będzie jak morze
ilekroć usłyszysz głos poniżonych i bitych
The member 'Garrett Weasley' has done the following action : rzut kością
'k100' : 48
'k100' : 48
Ach, jak przyjemnie, ach, jak ciepło, ach, jak radośnie, ach, jak rodzinnie! Te achy kręciły się w głowie Selwyna, chociaż na pewno nie był ich do końca świadom - przekuwały się w to przyjemne uczucie, jakie ogarnęło młodego uzdrowiciela. Patrzył na wesołych Zakonników, a uśmiech wpełzł (czy raczej nadal nie spełzał) z jego ust. Przybycie drugiego rudzielca także powitał uśmiechem, przekąsił jedno ciastko, żyć nie umierać!
- Garrett, ba, jak nie my to przecież kto - mruknął zadowolony, bowiem ognista była dobra, a towarzystwo zadowolone.
- Bardzo podobają mi się twoje rady, Herewardzie. Chyba, że mogę Barty - zwrócił się zaraz potem do nauczyciela transmutacji, wzruszając z lekka ramionami - no nie jego wina, że czuł się tutaj tak dobrze. Na tyle dobrze, by nie zwracać uwagi na różnice wiekowe między nim a innymi zgromadzonymi przy stole. Nie wiedział, jaki jest przelicznik wieku na stopień odporności na alkohol. Chociaż po jego stanie patrząc, to z wiekiem musiała iść i wprawa.
Teraz jednak ponownie nadstawił swoją szklankę, by mu polano - chociaż wcześniej zdążył już przecież wypić swoje, dokładnie wtedy, gdy Gary zniknął na parę chwil z salonu. Wychylił na raz, skrzywił się, wymruczał tonem bardzo kontent oj, jakie niedobre, po czym doznał objawienia.
- Moi mili, a może w coś zagramy? Albo pośpiewamy? - zaproponował bardzo, ale to bardzo pewien własnego geniuszu, z uśmiechem od ucha do ucha i błyskiem rozbawienia w oczach. Ach, cóż to była za libacja! Jak dobrze, że jego ojciec postanowił wyjechać w sprawach służbowych, tym samym otwierając Lexowi furtkę do spędzenia świąt z Zakonnikami, w drewnianej, przytulnej chatce, w której nie dało się znaleźć ni grama wykwintnie ciosanego marmuru czy złotej zastawy.
- Garrett, ba, jak nie my to przecież kto - mruknął zadowolony, bowiem ognista była dobra, a towarzystwo zadowolone.
- Bardzo podobają mi się twoje rady, Herewardzie. Chyba, że mogę Barty - zwrócił się zaraz potem do nauczyciela transmutacji, wzruszając z lekka ramionami - no nie jego wina, że czuł się tutaj tak dobrze. Na tyle dobrze, by nie zwracać uwagi na różnice wiekowe między nim a innymi zgromadzonymi przy stole. Nie wiedział, jaki jest przelicznik wieku na stopień odporności na alkohol. Chociaż po jego stanie patrząc, to z wiekiem musiała iść i wprawa.
Teraz jednak ponownie nadstawił swoją szklankę, by mu polano - chociaż wcześniej zdążył już przecież wypić swoje, dokładnie wtedy, gdy Gary zniknął na parę chwil z salonu. Wychylił na raz, skrzywił się, wymruczał tonem bardzo kontent oj, jakie niedobre, po czym doznał objawienia.
- Moi mili, a może w coś zagramy? Albo pośpiewamy? - zaproponował bardzo, ale to bardzo pewien własnego geniuszu, z uśmiechem od ucha do ucha i błyskiem rozbawienia w oczach. Ach, cóż to była za libacja! Jak dobrze, że jego ojciec postanowił wyjechać w sprawach służbowych, tym samym otwierając Lexowi furtkę do spędzenia świąt z Zakonnikami, w drewnianej, przytulnej chatce, w której nie dało się znaleźć ni grama wykwintnie ciosanego marmuru czy złotej zastawy.
The member 'Alexander Selwyn' has done the following action : rzut kością
'k100' : 28
'k100' : 28
Zanim dotarł do sali obrad, zatrzymał się w kuchni by przyklęknąć przed kominkiem i dołożyć drwa do trzaskającego ognia. Nie chciał by alkoholowe opary, którymi miał zamiar się raczyć popsuły jego starania o rozgrzanie zewnętrzne towarzystwa, bo o wewnętrzną stronę..właśnie miano zadbać. Jeszcze przez moment przyglądał się trzaskającym płomykom i ze spokojnym uśmiechem dołączył do wesołej gromadki, która - o zgrozo - rozpoczęła alkoholizację bez jego jestestwa. Zatrzymał się w wejściu posyłając krzywy uśmiech zgromadzonym.
- Ładnie to zaczynać beze mnie? - uniósł czarne brwi i ze skrzyżowanymi ramionami przeparadował przez całość pomieszczenia, siadając przy pierwszym wolnym miejscu. Nie zastanawiając się długo złapał za dwa szklanki, który pchnął w stronę Garreta - To ja poproszę od razu karniaki - tym razem wyszczerzył się zawadiacko wiedząc, że drugi auror nie będzie szczędził mu...karnej dolewki. Odwrócił głowę omiatając wzrokiem wesoło rozprawiających zakonników. Na dłużnej zatrzymał się na Alexandrze - A to my nie gramy właśnie? - uniósł czarne brwi w rozbawionym prawie-zaskoczeniu. A potem przypomniał sobie, że sam będzie musiał w coś zagrać. Zapewne z chęcią wsiadania po wszystkim na swój motor. Jeśli..będzie w stanie w ogóle do niego dotrzeć. O lataniu już nie wspominając. Przynajmniej...taką miał nadzieję i znajdzie się ktoś, kto jego głupie pomysły nieco przystopuje. Może...Katya? Zerknął na kobietę odrobinę dłużej wpatrując się w jej twarz, ale uwagę poświecił na sunące w jego stronę, dwa pełniutkie szklanice Ognistej.
- Wasze zdrowie! - złapał w dłonie oba naczynie i na wydechu wypił pierwszą, potem już dużo wolniej, smakując ostry, grzejący gardziel trunek - drugą.
edit: rzucam dwie kosteczki, żeby nie być w tyle za wami
- Ładnie to zaczynać beze mnie? - uniósł czarne brwi i ze skrzyżowanymi ramionami przeparadował przez całość pomieszczenia, siadając przy pierwszym wolnym miejscu. Nie zastanawiając się długo złapał za dwa szklanki, który pchnął w stronę Garreta - To ja poproszę od razu karniaki - tym razem wyszczerzył się zawadiacko wiedząc, że drugi auror nie będzie szczędził mu...karnej dolewki. Odwrócił głowę omiatając wzrokiem wesoło rozprawiających zakonników. Na dłużnej zatrzymał się na Alexandrze - A to my nie gramy właśnie? - uniósł czarne brwi w rozbawionym prawie-zaskoczeniu. A potem przypomniał sobie, że sam będzie musiał w coś zagrać. Zapewne z chęcią wsiadania po wszystkim na swój motor. Jeśli..będzie w stanie w ogóle do niego dotrzeć. O lataniu już nie wspominając. Przynajmniej...taką miał nadzieję i znajdzie się ktoś, kto jego głupie pomysły nieco przystopuje. Może...Katya? Zerknął na kobietę odrobinę dłużej wpatrując się w jej twarz, ale uwagę poświecił na sunące w jego stronę, dwa pełniutkie szklanice Ognistej.
- Wasze zdrowie! - złapał w dłonie oba naczynie i na wydechu wypił pierwszą, potem już dużo wolniej, smakując ostry, grzejący gardziel trunek - drugą.
edit: rzucam dwie kosteczki, żeby nie być w tyle za wami
Darkness brings evil things
the reckoning begins
Ostatnio zmieniony przez Samuel Skamander dnia 20.07.16 0:40, w całości zmieniany 3 razy
Sala obrad
Szybka odpowiedź
Morsmordre :: County of London :: Dalsze dzielnice :: Okolice :: Stara chata