Lodowisko
Strona 2 z 5 • 1, 2, 3, 4, 5
AutorWiadomość
First topic message reminder :
W tej lokacji obowiązuje bonus do rzutu kością w wysokości +5 dla Zakonników i +10 dla Gwardzistów.[bylobrzydkobedzieladnie]
Lodowisko
Najczęściej otwarte od początku grudnia do ostatnich dni lutego, oczywiście, jeśli tylko dopisze wystarczająco mroźna pogoda i płatki śniegu wirują wraz z osobami kręcącymi piruety. Odkąd mugole przestali zamieszkiwać stolicę, a ślizgawka przeszła w ręce czarodziejów, tafla wspomagana jest zaklęciami wpływającymi na jej wytrzymałość, dzięki czemu zdaje się solidna i nieskazitelnie gładka. W dzień okupują ją dzieci z rodzicami, nieliczne grupki przyjaciół ścigających się między sobą lub popisujących umiejętnościami... Natomiast wieczorami można natrafić tutaj na zakochanych trzymających się za dłonie lub skrycie szepczących romantyczne wyznania. Trudno jednak nie zauważyć, że atrakcja ta jest oblegana mniej tłumnie niż za dawnych czasów.
W tej lokacji obowiązuje bonus do rzutu kością w wysokości +5 dla Zakonników i +10 dla Gwardzistów.
Ostatnio zmieniony przez Mistrz gry dnia 25.03.22 20:31, w całości zmieniany 2 razy
- Co ty odwalasz, Raiden?
Carter patrzył na swoje odbicie w witrynie sklepowej i przez chwilę mierzył się swoimi zielonymi oczami. W jego dłoniach leżała koperta z adresem jego starego centrum czarodziejskiej policji z oddziałem w Chicago, gdzie rezydował jeszcze pod koniec grudnia. I cała reszta jego znajomych z pracy. To miasto przypominało mu jednak nie tylko o służbie prawu. Sophia, pogrzebane nadzieje na lepsze życie, wiadomość o śmierci rodziców. A jednak lubił czas, który tam spędził Przed cierpieniem nie dało się uciec, gdziekolwiek się udało. Eden nie istniał, chociaż Raiden potrafił brał z życia garściami, wiedząc, że nie ma co się odwracać za siebie i uważać na każdym kroku. To tyczyło się jedynie polowań i akcji. Świat może i był popieprzony, ale w tym wszystkim dalej było wiele piękna, a wachlarz przyjemności jakie proponowało życie było nie do ogarnięcia przez ludzki umysł. Każdy poranek i każda noc jak widać kryły w sobie wiele zagadek. Carterowi udawało się je często odkrywać. Zerknął na list, ale zaraz odwrócił wzrok. Co go w ogóle podkusiło, żeby go napisać? Zacisnął pięści na brzegach starej skrzynki na listy i spuścił głowę, wypuszczając ciężko powietrze. Dobra. Chrzanić to. Musiał się dowiedzieć, co się tam działo. Już chciał wrzucić kopertę, gdy wsunął ją z powrotem do kieszeni płaszcza, po czym odszedł szybko, kierując się nie wiadomo gdzie. Pewnie za kilka godzin miał z powrotem głowić się czy ją wysłać. Chyba jednak wolał poprosić o spotkanie twarzą w twarz. Zawieranie wszystkiego w liście było głupotą. Cholera, dobrze że jednak zostawił przy sobie ten list. Nawet nie spostrzegł kiedy zaszedł na lodowisko w dalszej dzielnicy Londynu. Był wieczór i wszystkie słodkie parki się tam kierowały. A Carter za nimi. Naprzeciwko niego szła dziewczyna z chłopakiem. On był zajęty podziwianiem samego siebie, a Raiden posłał dziewczynie jeden ze swoich uśmiechów. Odpowiedziała mu tym samym, a gdy się mijali, obejrzeli się przez ramię. Policjant pokręcił głową i wszedł na teren przeznaczony dla łyżwiarzy. Zamiast na taflę skierował się na trybuny. Wszedł na jeden z pierwszych rzędów i wyjął ponownie list. Okręcił go w dłoniach, wciąż się nad czym zastanawiając. Po chwili sięgnął do kieszeni po zapałki. Nie używał różdżki poza pracą. Przyzwyczaił się do mugolskich gadżetów i nie miał zamiaru z nich rezygnować. Nawet tutaj. Kojarzyła mu się z nią. Odpalił w końcu zapałkę, po czym podstawił pod nią kopertę i pozwolił, żeby zajęła się ogniem. Obserwował jak wciąż jej ubywało i ubywało, aż nic nie zostało. Podciągnął nosem, po czym przeniósł spojrzenie na lodowisko, które zapełniło się już ludźmi.
Hello darkness, my old friend
Come to talk with you again
Come to talk with you again
Stagnacja nigdy nie była jej dobrze znana, nawet w ten chłodny, styczniowy wieczór nie zachęcający do opuszczania domu. Teoretycznie mogłaby zająć się ostatnim płótnem (pozostało na nim jeszcze tyle do dokończenia!), a mimo to po pracy wcale nie skierowała się do domu. Wybrała się na spacer, czując że chyba potrzebuje trochę odpocząć od codzienności. Dyżur za dyżurem i zupełny brak czasu dla samej siebie dawał jej ostatnimi czasy się we znaki. Odwiedzenie Marcela było pierwszym krokiem na drodze ku normalności jaki wykonała, ale wiedziała, że to nie wystarczy. Analizowała swoje poczynania, rozważając powrót do sali tanecznej, ale ku jej zdumieniu, nogi poniosły ją w zupełnie innym kierunku. Nie żeby była gotowa do treningu, potrzebowała jeszcze kostiumu i przede wszystkim coś przekąsić, jednakże mieszkanie także nie okazało się jej po drodze. Wyminąwszy je w zamyśleniu, dotarła na lodowisko, właściwie po prostu przechodząc obok niego po łuku, jaki sobie wewnętrznie ustaliła. Miała tuż za nim zawrócić, ale zatrzymała się, jakby na złość swoim marznącym pęcinom. Wsparta na ogrodzeniu, obserwowała przez kilka minut wirujące na lodzie pary, nim wreszcie obudziła się w niej chęć zabawy. Może lód okaże się wspaniałą rozgrzewką przed wieczornym baletem? Wchodząc na teren lodowiska, bez większej świadomości minęła w przejściu Raidena. Nie rozpoznała go… ba, nawet mu się nie przyjrzała, kiedy trąciła go ramieniem. Przeprosiła szybko, udając się do budki, aby wypożyczyć łyżwy. Nie pamiętała kiedy ostatnim razem jeździła. Zdaje się, że było to jeszcze za młodu, kiedy mama próbowała przekonać ją do jakiejkolwiek aktywności fizycznej, ale Cece była więcej niż pewna, że z jej umiejętności wiele nie pozostało. Hej, tylko jak to mówią, kto nie ryzykuje…
Znalazłszy się na lodowej tafli, nie czuła się już tak pewna siebie. Nie powinna mieć problemu z utrzymywaniem równowagi, wszak była tancerką, do diaska, a mimo wszystko, nogi jej się chwiały. Kilka minut spędziła na próbie ustania w miejscu i przyzwyczajenia się do lodu, nim tak na dobrą sprawę w ogóle spróbowała się ruszyć. Próby były trudne i żmudne, a im dalej… cóż, chyba lepiej nie było. W każdym razie udało jej się zrobić jedno okrążenie wzdłuż barierki, nim zawisła na niej tuż przy wyjściu, tylko cudem zapobiegając stłuczeniu pośladków. To chyba nie był najlepszy pomysł.
Znalazłszy się na lodowej tafli, nie czuła się już tak pewna siebie. Nie powinna mieć problemu z utrzymywaniem równowagi, wszak była tancerką, do diaska, a mimo wszystko, nogi jej się chwiały. Kilka minut spędziła na próbie ustania w miejscu i przyzwyczajenia się do lodu, nim tak na dobrą sprawę w ogóle spróbowała się ruszyć. Próby były trudne i żmudne, a im dalej… cóż, chyba lepiej nie było. W każdym razie udało jej się zrobić jedno okrążenie wzdłuż barierki, nim zawisła na niej tuż przy wyjściu, tylko cudem zapobiegając stłuczeniu pośladków. To chyba nie był najlepszy pomysł.
DANCE, ballerina, DANCE AND DO YOUR PIROUETTE
IN RHYTHM WITH YOUR ACHIN' HEART
DANCE, ballerina, DANCE YOU MUSTN'T ONCE FORGET
A DANCER HAS TO DANCE THE PART
IN RHYTHM WITH YOUR ACHIN' HEART
DANCE, ballerina, DANCE YOU MUSTN'T ONCE FORGET
A DANCER HAS TO DANCE THE PART
Cece Sykes
Zawód : uzdrowicielka, oddz. urazów magizoologicznych
Wiek : 22
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
To możliwość spełnienia marzeń sprawia, że życie jest tak fascynujące.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Nie podobało mu się to. Do tego to wczorajsze spotkanie z panną Carrow (trzeba było przyznać, że nie tylko utwierdziła go w przekonaniach co do sprawy, ale również przyjemnie się a nią patrzyło) działało mu na wyobraźnię. Komuś naprawdę musiało zależeć na tym, by wkręcić w tę sprawę wilkołaki. Może myśleli, że ślepi policjanci lub brygadziści nabiorą wody w usta, gdy wsadzi im się hajs w te ich przekupne łapy. A żeby ich wszystkich wzięła cholera jasna. Najchętniej wywaliłby każdego, kto nawet miał czelność zataić prawdę i być częścią spisku. Zamierzał to odkryć. Wszystko i wszystkich. Miał dość niesprawiedliwości. Ratował jednych, a tracił innych. Tak było w Chicago, gdy sądził, że może zacząć normalne życie z kimś u boku, jednak nie udało się. Tak było w Londynie, gdzie zamordowano mu rodziców i nie chciano powiedzieć prawdy o tym, co się wydarzyło tamtej nocy. Że to nie był wypadek, a zebrane dowody jak i same zdjęcia przeczyły wykreowanej tezie. Nikt tego nie widział? Najwidoczniej jednak osoby odpowiedzialne za to wydarzenie nie wzięły poprawki na jeden element układanki - jego samego. O tym że Sophia również szukała informacji nic nie wiedział. Zresztą skąd? Nie mieszkali razem, nie odzywali się, nie chciała go nawet przywitać na pogrzebie, więc się nie narzucał. Parę dni temu wysłał jej list, że niedługo pojawi się w domu, ale nie odpowiedziała. Miał nadzieję, że go przeczytała...
Jego wzrok padł na zbliżającą się postać, która raczej nie była zawodową łyżwiarką. Zmarszczył brwi, obserwując jej poczynania przez dłuższą chwilę. Zapowiadało się na dość... Bolesny koniec. Parę metrów przejechała na chybotliwych nogach, zanim wpadła na bramkę. Raiden od razu wstał.
- Hej, hej. Wszystko w porządku? - spytał, podchodząc i pomagając na tyle na ile pozwalała dzieląca ich barierka. Wydawało się, że była sama, bo nikt nie raczył nawet spojrzeć na uczącą się jeździć pannę. Złapał ją za ramiona i podciągnął, podtrzymując, by nie upadła na twardą taflę. - Za mało c tych emocji, że próbujesz się jeszcze zabić? - spytał, szczerze rozbawiony. Chociaż przez chwilę mógł przestać myśleć o swoich problemach.
Jego wzrok padł na zbliżającą się postać, która raczej nie była zawodową łyżwiarką. Zmarszczył brwi, obserwując jej poczynania przez dłuższą chwilę. Zapowiadało się na dość... Bolesny koniec. Parę metrów przejechała na chybotliwych nogach, zanim wpadła na bramkę. Raiden od razu wstał.
- Hej, hej. Wszystko w porządku? - spytał, podchodząc i pomagając na tyle na ile pozwalała dzieląca ich barierka. Wydawało się, że była sama, bo nikt nie raczył nawet spojrzeć na uczącą się jeździć pannę. Złapał ją za ramiona i podciągnął, podtrzymując, by nie upadła na twardą taflę. - Za mało c tych emocji, że próbujesz się jeszcze zabić? - spytał, szczerze rozbawiony. Chociaż przez chwilę mógł przestać myśleć o swoich problemach.
Hello darkness, my old friend
Come to talk with you again
Come to talk with you again
Nawet nie krzyczała. Po prostu rozpłaszczyła się na barierce, chwytając się jej kurczowo z miną wyrażającą jednocześnie strach, jak i naprawdę przedziwną… radość. To było bardzo w stylu Cece. Nie miała pojęcia jak jeździć na łyżwach, a mimo wszystko, była przeszczęśliwa, że tego spróbowała. Chęć nauczenia się czegoś nowego, zwykle wygrywała w jej serduszku z unikaniem upokorzenia i nie inaczej było też tym razem. Toteż bohater, który wybiegł jej na spotkanie mógł dojrzeć jak na jej twarzy wykwita najszczerszy uśmiech. Obdarzyła go nim szczodrze, korzystając z wdzięcznością z zaoferowanej jej pomocy.
- Ups, przepraszam, że Cię zmartwiłam. Chyba tak. - zwróciła się do Raidena, teraz już dzięki jego pomocy stojąc znowu (chyba) pewnie na nogach. Pomasowała łokieć, czując, że chyba stłukła go, gdy wylądowała na barierce, ale pomimo przelotnego poczucia, iż nie powinna się tak głupio szczerzyć, skoro dopiero co uniknęła wybicia sobie połowy zębów, wciąż czuła się podejrzanie szczęśliwa. Chyba naprawdę niewiele jej trzeba było do osiągnięcia tego stanu! Zaśmiała się nerwowo po słowach mężczyzny i dopiero wtedy zaczęła wyglądać na zakłopotaną swoją niezdarnością.
- Próbowałam się nauczyć. - wyznała, zaprzeczając podejrzeniom, wedle których mogłaby mieć skłonności samobójcze. Dla własnego bezpieczeństwa, trzymała teraz dłonie na barierce, podtrzymując się asekuracyjnie. - Wyglądało to aż tak źle? - zapytała jeszcze, ale bardziej po to, aby pociągnąć temat, niż z konieczności i… dopiero wtedy tak na dobrą sprawę przyjrzała się mężczyźnie. Przystojny, przemknęło jej przez myśl, nim delikatny róż wstąpił na jej policzki. Miała szczęście, w tej temperaturze i po ostatnim pokazie łyżwiarskim, mogło to być odebrane zupełnie niewinnie. Cece jak to Cece, znowu ktoś wpadł jej w oko. Spojrzała na swoje łyżwy, nie chcąc tak się w niego wpatrywać. Jeszcze jej brakowało, żeby się zorientował co sobie na jego temat pomyślała!
- Dziękuję za pomoc - odezwała się, szurając nerwowo łyżwą o lód. Wręcz prosiła się o to, aby się poślizgnąć. - może masz ochotę…? W duecie postaram się być mniej niezgrabna.
Merlinie, czy ona naprawdę o to spytała?
- Ups, przepraszam, że Cię zmartwiłam. Chyba tak. - zwróciła się do Raidena, teraz już dzięki jego pomocy stojąc znowu (chyba) pewnie na nogach. Pomasowała łokieć, czując, że chyba stłukła go, gdy wylądowała na barierce, ale pomimo przelotnego poczucia, iż nie powinna się tak głupio szczerzyć, skoro dopiero co uniknęła wybicia sobie połowy zębów, wciąż czuła się podejrzanie szczęśliwa. Chyba naprawdę niewiele jej trzeba było do osiągnięcia tego stanu! Zaśmiała się nerwowo po słowach mężczyzny i dopiero wtedy zaczęła wyglądać na zakłopotaną swoją niezdarnością.
- Próbowałam się nauczyć. - wyznała, zaprzeczając podejrzeniom, wedle których mogłaby mieć skłonności samobójcze. Dla własnego bezpieczeństwa, trzymała teraz dłonie na barierce, podtrzymując się asekuracyjnie. - Wyglądało to aż tak źle? - zapytała jeszcze, ale bardziej po to, aby pociągnąć temat, niż z konieczności i… dopiero wtedy tak na dobrą sprawę przyjrzała się mężczyźnie. Przystojny, przemknęło jej przez myśl, nim delikatny róż wstąpił na jej policzki. Miała szczęście, w tej temperaturze i po ostatnim pokazie łyżwiarskim, mogło to być odebrane zupełnie niewinnie. Cece jak to Cece, znowu ktoś wpadł jej w oko. Spojrzała na swoje łyżwy, nie chcąc tak się w niego wpatrywać. Jeszcze jej brakowało, żeby się zorientował co sobie na jego temat pomyślała!
- Dziękuję za pomoc - odezwała się, szurając nerwowo łyżwą o lód. Wręcz prosiła się o to, aby się poślizgnąć. - może masz ochotę…? W duecie postaram się być mniej niezgrabna.
Merlinie, czy ona naprawdę o to spytała?
DANCE, ballerina, DANCE AND DO YOUR PIROUETTE
IN RHYTHM WITH YOUR ACHIN' HEART
DANCE, ballerina, DANCE YOU MUSTN'T ONCE FORGET
A DANCER HAS TO DANCE THE PART
IN RHYTHM WITH YOUR ACHIN' HEART
DANCE, ballerina, DANCE YOU MUSTN'T ONCE FORGET
A DANCER HAS TO DANCE THE PART
Cece Sykes
Zawód : uzdrowicielka, oddz. urazów magizoologicznych
Wiek : 22
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
To możliwość spełnienia marzeń sprawia, że życie jest tak fascynujące.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Ta radość która wykwitła na twarzy dziewczyny była tak szczera, że nie dało się ją pomylić z niczym innym. Cieszyła się z tego, że jeździła na łyżwach. Lub właściwie to przesuwała się po pół metra i znowu chwytała barierki, ale podobało się jej. Przypomniała mu trochę Sophię, gdy miała kilka lat i mimo że trochę się bała, chciała robić to, co jej starszy brat i z uśmiechem na ustach chłonęła każde nowe doznanie. Panna przed nim nie miała jednak pięciu wiosen, a co najmniej pięć razy tyle. Gdy się wyprostowała i spojrzała na niego, zdał sobie sprawę, że znał tę twarz. Chwilę mu musiało zająć skąd i gdzie ją widział, ale nie był zbyt długo w Londynie, by zapomnieć, że parę dni wcześniej zapytał ją o drogę na korytarzach szpitala Świętego Munga. Fakt, że spotkał tu kogoś z czarodziejskiego grona niezwykle przypadł mu do gustu, chociaż nie miał oczywiście nic do mugoli. Dla niego i jedni i drudzy byli tym samym, chociaż dzieliła ich jedynie świadomość. Płeć żeńska była tak samo interesująca jak i brzydka po obu stronach. Świry zafiksowane na czystości krwi musiały mieć naprawdę coś nie tak z postrzeganiem rzeczywistości. Gdyby się urodził w jednej z tych snobistycznych rodzinek zapewne byłby już dawno wydziedziczony za takie podejście do życia. No jak mówił - świry.
- Kiedy mogę ratować piękną kobietę to nigdy mnie to nie martwi - odparł szczerze rozbawiony. To ona powinna martwić się o siebie, a nie o to, że on poczuł się w moralnym obowiązku by jej pomóc. - Nauczyć? - powtórzył za nią, wciąż ją podtrzymując. Gdyby przewróciła się w tej chwili, co to byłaby za pomoc z jego strony? - Jak widać całkiem nieźle ci idzie - dodał. Chwila rozmowy z dziewczyną pomogła mu wyrzucić trapiące go myśli i skupił się na czymś innym. Co w dodatku było całkiem przyjemną odmianą od tego, co panowało w jego życiu od kilkunastu dni. Chyba też zdał sobie sprawę, że już dłuższy czas nie rozmawiał na tak neutralnym gruncie z przedstawicielką przeciwnej płci. Bo pół miesiąca to było dla niego naprawdę długo. Wczorajsze spotkanie też było pocieszające, ale znowu się spotkał z arystokracją i jej sztywnymi zasadami. Zero radości. Źle.
Wzruszył ramionami na jej pytanie o to czy jej popisy wyglądały koszmarnie. Zaraz jednak spuściła spojrzenie, wbijając je w swoje łyżwy. Obserwował ją jakiś czas z rękoma wbitymi w kieszenie płaszcza. Odparł na jej podziękowania Nie ma sprawy, sądząc, że za chwile ta odjedzie lub zrobi coś równie spektakularnego, ale zaproponowała mu coś, czego się nie spodziewał. Uniósł brwi w górę, zastanawiając się czy aby nie przejęła inicjatywy.
- Chyba naprawdę masz myśli samobójcze - odparł, nie mogąc powstrzymać śmiechu. - Nigdy nie jeździłem i nie zamierzam. Stracę całą swoją atrakcyjność, jeśli to zrobię. Wierz mi. Nie chcesz tego.
Śmiał się dalej, przejeżdżając dłonią po zaroście.
- Kiedy mogę ratować piękną kobietę to nigdy mnie to nie martwi - odparł szczerze rozbawiony. To ona powinna martwić się o siebie, a nie o to, że on poczuł się w moralnym obowiązku by jej pomóc. - Nauczyć? - powtórzył za nią, wciąż ją podtrzymując. Gdyby przewróciła się w tej chwili, co to byłaby za pomoc z jego strony? - Jak widać całkiem nieźle ci idzie - dodał. Chwila rozmowy z dziewczyną pomogła mu wyrzucić trapiące go myśli i skupił się na czymś innym. Co w dodatku było całkiem przyjemną odmianą od tego, co panowało w jego życiu od kilkunastu dni. Chyba też zdał sobie sprawę, że już dłuższy czas nie rozmawiał na tak neutralnym gruncie z przedstawicielką przeciwnej płci. Bo pół miesiąca to było dla niego naprawdę długo. Wczorajsze spotkanie też było pocieszające, ale znowu się spotkał z arystokracją i jej sztywnymi zasadami. Zero radości. Źle.
Wzruszył ramionami na jej pytanie o to czy jej popisy wyglądały koszmarnie. Zaraz jednak spuściła spojrzenie, wbijając je w swoje łyżwy. Obserwował ją jakiś czas z rękoma wbitymi w kieszenie płaszcza. Odparł na jej podziękowania Nie ma sprawy, sądząc, że za chwile ta odjedzie lub zrobi coś równie spektakularnego, ale zaproponowała mu coś, czego się nie spodziewał. Uniósł brwi w górę, zastanawiając się czy aby nie przejęła inicjatywy.
- Chyba naprawdę masz myśli samobójcze - odparł, nie mogąc powstrzymać śmiechu. - Nigdy nie jeździłem i nie zamierzam. Stracę całą swoją atrakcyjność, jeśli to zrobię. Wierz mi. Nie chcesz tego.
Śmiał się dalej, przejeżdżając dłonią po zaroście.
Hello darkness, my old friend
Come to talk with you again
Come to talk with you again
On naprawdę to powiedział. O Merlinie, czy istniało cokolwiek, co byłoby w tym momencie bardziej nietrafione? Chociaż tak właściwie to trafione w punkt, aż za bardzo i właśnie w tym rzecz! Okazało się, że Cece zaczerwieniła się jeszcze wcześniej, przed tą milczącą osobistą dygresją, a tuz po tym jak nazwał ją piękną. Zdawała sobie sprawę z tego, że mógł tak mówić każdej, ale ostatecznie i tak zarumieniła się niczym podlotek z krwi i kości, a oczy nieco jej rozbłysły z podekscytowania. Była na tyle skromna, że wręcz musiała spuścić wzrok, szukając jakiegoś wyjścia z tej sytuacji, ale nie wpadła na nic błyskotliwego, także pozostało jej milczeć. Może to i lepiej, czasami Sykes gadała zdecydowanie za dużo! Popatrzyła na niego dopiero wtedy, gdy pochwalił jej jazdę na łyżwach. Cóż za wierutny kłamca.
- Ano… - potwierdziła po jego słowach, czując jak opanowuje ją gorycz. No pewnie, nie skręciła karku, sukces jakich mało. - zachowałam wszystkie zęby - dodała, żeby powstrzymać się od zamęczania Raidena drastyczniejszą wersją odpowiedzi i nawet udało jej się pozbyć kwaśnej miny. Wcale nie wyglądała na kogoś zniechęconego do jazdy na łyżwach i pewnie wróciłaby na tor, gdyby nie ta głupota, którą wyrzuciła spomiędzy ukarminowanych warg, nim zdążyła w ogóle pomyśleć co robi. Od kiedy była taka śmiała? Przecież on był starszy! Ściągnęła wargi. Nawet nie pamiętała, że już kiedyś się spotkali. Każdego dnia mijała setki pacjentów, nie było szans, aby człowiek pytający o drogę zapisał się w jej pamięci, zwłaszcza w czasie dyżuru, a mimo to przyjrzała mu się z pewną przenikliwością.
- Nie wierzę - oświadczyła butnie, stając naprzeciw jego śmiechowi z autentyczną dumą w postawie. Gdyby się nie podtrzymywała, pewnie przewróciłaby się, stojąc tak nienaturalnie wyprostowana. Odruchowo przyjęła dość nietypową, a wręcz taneczną pozycję ciała, gdy wyprężona jak struna złączyła nogi. Chociaż chciała coś powiedzieć na temat jego atrakcyjności, ugryzła się w język i zrobiła dwa kroki w łyżwach, aby dostać się do wyjścia z lodowiska.
- Więc ja przyjdę do Ciebie. - oświadczyła, jakby nie domyślał się co właśnie zamierzała zrobić. Na lądzie, w samych nawet łyżwach wydawała się mieć o wiele więcej gracji niż na tym pieruńsko śliskim lodzie. Zaczęła rozsznurowywać obuwie.
- Na imię mi Cece - przedstawiła mu się szybko, unosząc się do pionu, kiedy poluźniła już sznurowadła. Nie wypadało przedstawiać się mężczyźnie z pochyloną głową. - jeździłeś kiedyś? - chyba musiał, skoro był tak przekonany o utracie atrakcyjności na lodowisku, prawda? Zadawała głupie pytania, ale była młodaa autorka śpiąca, można jej było wybaczyć.
- Ano… - potwierdziła po jego słowach, czując jak opanowuje ją gorycz. No pewnie, nie skręciła karku, sukces jakich mało. - zachowałam wszystkie zęby - dodała, żeby powstrzymać się od zamęczania Raidena drastyczniejszą wersją odpowiedzi i nawet udało jej się pozbyć kwaśnej miny. Wcale nie wyglądała na kogoś zniechęconego do jazdy na łyżwach i pewnie wróciłaby na tor, gdyby nie ta głupota, którą wyrzuciła spomiędzy ukarminowanych warg, nim zdążyła w ogóle pomyśleć co robi. Od kiedy była taka śmiała? Przecież on był starszy! Ściągnęła wargi. Nawet nie pamiętała, że już kiedyś się spotkali. Każdego dnia mijała setki pacjentów, nie było szans, aby człowiek pytający o drogę zapisał się w jej pamięci, zwłaszcza w czasie dyżuru, a mimo to przyjrzała mu się z pewną przenikliwością.
- Nie wierzę - oświadczyła butnie, stając naprzeciw jego śmiechowi z autentyczną dumą w postawie. Gdyby się nie podtrzymywała, pewnie przewróciłaby się, stojąc tak nienaturalnie wyprostowana. Odruchowo przyjęła dość nietypową, a wręcz taneczną pozycję ciała, gdy wyprężona jak struna złączyła nogi. Chociaż chciała coś powiedzieć na temat jego atrakcyjności, ugryzła się w język i zrobiła dwa kroki w łyżwach, aby dostać się do wyjścia z lodowiska.
- Więc ja przyjdę do Ciebie. - oświadczyła, jakby nie domyślał się co właśnie zamierzała zrobić. Na lądzie, w samych nawet łyżwach wydawała się mieć o wiele więcej gracji niż na tym pieruńsko śliskim lodzie. Zaczęła rozsznurowywać obuwie.
- Na imię mi Cece - przedstawiła mu się szybko, unosząc się do pionu, kiedy poluźniła już sznurowadła. Nie wypadało przedstawiać się mężczyźnie z pochyloną głową. - jeździłeś kiedyś? - chyba musiał, skoro był tak przekonany o utracie atrakcyjności na lodowisku, prawda? Zadawała głupie pytania, ale była młoda
DANCE, ballerina, DANCE AND DO YOUR PIROUETTE
IN RHYTHM WITH YOUR ACHIN' HEART
DANCE, ballerina, DANCE YOU MUSTN'T ONCE FORGET
A DANCER HAS TO DANCE THE PART
IN RHYTHM WITH YOUR ACHIN' HEART
DANCE, ballerina, DANCE YOU MUSTN'T ONCE FORGET
A DANCER HAS TO DANCE THE PART
Cece Sykes
Zawód : uzdrowicielka, oddz. urazów magizoologicznych
Wiek : 22
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
To możliwość spełnienia marzeń sprawia, że życie jest tak fascynujące.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Raiden nie zastanawiał się nad takimi rzeczami. Mówił jak odbierał rzeczywistość, a w tej właśnie chwili widział śliczną dziewczynę, która jeszcze parę minut temu potrzebowała pomocy. Było coś prostszego od nakreślenia tej sytuacji? Nigdy nie miał z tym problemu, jednak czasem niektórych drażnił tym zachowaniem. Ją też? Raczej nie, bo z łatwością spostrzegł jej zawstydzenie. Nie miał dwudziestu lat, by nie widzieć takich rzeczy. Trochę przykre w tym świecie było to, że kobietom szczędziło się komplementów. A były prawdziwe. Zresztą od tego był - mężczyzna powinien wznosić kobietę na piedestał. Nie rozumieli tego jednak w większości przedstawiciele jego własnej płci. Niektórzy faceci nie zasługiwali na to miano. Gdyby jakiś zasługiwał, a spotkała go wcześniej owa łyżwiarka nie byłaby teraz sama. A jednak jeździła w pojedynkę. I chciała go wciągnąć na lód. Uważaj czego pragniesz. Usłyszał pewne zniechęcenie w jej głosie, gdy pochwalił jej jazdę. Małe kłamstwo nasączone ironią raczej nie było wierutnym kłamstwem czyż nie? Jeszcze trochę musiała się nauczyć z życia. Łyżwiarstwa również. Raiden uśmiechnął się szczerze na te myśli, wiedząc, że chętnie zabrałby ją w jakieś dzikie miejsce, gdzie jeszcze mogła nie być. Może jakiś klub jazzowy? Dlaczego nie miała korzystać z życia skoro i tak najwidoczniej była sama? Sądząc po jej otwarciu, spodziewał się, że w sumie mogłaby się zgodzić. Zaraz jednak jakby przypominała sobie, żeby nie ufać obcym i zamykała w sobie, dodatkowo czerwieniąc się na jego słowa. Wydawało mu się, że ta panna potrzebowała okrzesania w kontaktach z płcią przeciwną. Flirt jednak był jak grawitacja - wystarczyło małe popchnięcie.
- Oj, uwierz mi na słowo. Gdybym wszedł, od razu molekuły na twarzy by mi się poprzestawiały i byłbym brzydalem - odparł, śmiejąc się już ciszej, obserwując jej zachowanie. Czy wiedziała jak bardzo pewnie to zabrzmiało? Cóż. Jeśli tak to musiał przyznać, że była o wiele śmielsza niż sądził, a jeśli nie... Miało to swój urok młodości. Uniósł brwi, gdy dzielnie zaczęła iść w stronę wyjścia z lodowiska. Najwidoczniej nie zamierzała go zostawić samemu sobie. Jej upór mu się podobał i zaczął iść w stronę dziewczyny, by w razie czego pomóc przy wychodzeniu na stały ląd. - Cece to jakiś skrót? - spytał bez żadnych podtekstów, po czym sam się przedstawił:
- Raiden. I tak. Jeździłem, chociaż nie wiem czy można to tak nazwać.
Zamyślił się na chwilę, wbijając spojrzenie w łyżwiarzy, którzy śmigali zaraz obok nich.
- Mając sześć lat dziadkowie chcieli zobaczyć czy mam talent. Zafundowali mi piękną bliznę i stłuczone żebra. - Ponownie na jego twarzy pojawił się uśmiech. - A ciebie co skłoniło, żeby się wybrać na łyżwy. Chyba że próbowałaś uwieść jakiegoś kawalera-łyżwiarza, a ja ci to udaremniłem - dodał, podchodząc do niej i siadając obok
- Oj, uwierz mi na słowo. Gdybym wszedł, od razu molekuły na twarzy by mi się poprzestawiały i byłbym brzydalem - odparł, śmiejąc się już ciszej, obserwując jej zachowanie. Czy wiedziała jak bardzo pewnie to zabrzmiało? Cóż. Jeśli tak to musiał przyznać, że była o wiele śmielsza niż sądził, a jeśli nie... Miało to swój urok młodości. Uniósł brwi, gdy dzielnie zaczęła iść w stronę wyjścia z lodowiska. Najwidoczniej nie zamierzała go zostawić samemu sobie. Jej upór mu się podobał i zaczął iść w stronę dziewczyny, by w razie czego pomóc przy wychodzeniu na stały ląd. - Cece to jakiś skrót? - spytał bez żadnych podtekstów, po czym sam się przedstawił:
- Raiden. I tak. Jeździłem, chociaż nie wiem czy można to tak nazwać.
Zamyślił się na chwilę, wbijając spojrzenie w łyżwiarzy, którzy śmigali zaraz obok nich.
- Mając sześć lat dziadkowie chcieli zobaczyć czy mam talent. Zafundowali mi piękną bliznę i stłuczone żebra. - Ponownie na jego twarzy pojawił się uśmiech. - A ciebie co skłoniło, żeby się wybrać na łyżwy. Chyba że próbowałaś uwieść jakiegoś kawalera-łyżwiarza, a ja ci to udaremniłem - dodał, podchodząc do niej i siadając obok
Hello darkness, my old friend
Come to talk with you again
Come to talk with you again
Była tak młoda i niedoświadczona pod wieloma aspektami. Nietrudno było ją zaskoczyć czy przejrzeć, a także zawstydzić, jak zdołał przekonać się już Raiden. Jej beztroska i spontaniczność ściągały jej na głowę zarówno kłopoty, jak i doprowadzały do takich sytuacji jak ta, gdy zupełnie niezamierzenie wywiązała się rozmowa między nią, a starszym od niej mężczyzną. Większość strachliwych młódek pewnie wycofałaby się w takiej sytuacji. Był chłodny, styczniowy wieczór, a ona na lodowisku była zupełnie sama, gdyby tak nie liczyć tłumu „pływających po lodzie” mugoli. Pewnie nikt nawet nie zauważyłby, gdyby Raiden podstępnie skusił ją, aby gdzieś z nim poszła, a wtedy co? Wróciłaby potem do domu w całości? Nigdy nie wiadomo, zwłaszcza w tych czasach, a mimo to dość naiwny sposób zaufała mu, wierząc, że nie ma wobec niej złych zamiarów. Dał jej ku temu podstawy, wszak dopiero co pomógł jej w utrzymaniu równowagi, ale czy to powinno wystarczać? Była taka dziecinna, czy ona cokolwiek mogła wiedzieć o poważnym flircie? Jej drażnienie się z Marcelem było takie lekkie, proste. Była na tyle pewna jego osoby, że wiedziała czego się po nim spodziewać, więc nie bała się zaserwować mu swojej wersji flirtu. Oboje byli przekonani, że to jedynie gra i zabawa dwójki przyjaciół, z czego nie wywiąże się zupełnie nic ponad to co już między sobą ustalili, a teraz? Jakże mogła reagować uśmiechem na komplement z ust trzydziestolatka? Przystoiło jej to czy nie? Chyba sama nie wiedziała. Phillys czasami zapominała, że jej córeczka jest już dorosła, więc mogła zapomnieć nauczyć Cece jak rozpoznawać męskie zamiary. Szkoda. Może wtedy nie płoszyłaby się niczym jednorożec na widok mężczyzny po każdej pochwale jej urody.
- Prawdziwa magia - zauważyła, uśmiechając się delikatnie, chociaż jej słowa były trochę ironiczne, co też dało się wyczuć, ale nie w złośliwy sposób. Obserwowała jego reakcje, najwidoczniej chcąc się upewnić z kim tak naprawdę rozmawia i czy może sobie pozwolić na więcej swobody oraz bycia sobą. Przy mugolach należało być ostrożnym, nieważne za jak niegroźnych by się ich nie uważało, więc zawsze jakoś swobodniej rozmawiało się z kimś swojego pokroju.
- Tak - udzieliła mu odpowiedzi na to rzucone jakby mimochodem pytanie, w istocie walcząc z samą sobą, aby naprawdę nie wyglądać na skwaszoną. - ale mimo wszystko wolę Cece.
Zaakcentowała niechęć do przedstawienia się pełnym imieniem, ale zaraz uśmiechnęła się cieplej, nie chcąc, aby zrażał się jej odmową udzielenia dokładniejszej odpowiedzi. Nie mógł wiedzieć, że nie znosiła swojego imienia i ciekawość absolutnie nie była w jej oczach uważana za nietakt. Straciła trochę z tej radości, gdy opowiedział jej swoją historię.
- Mieli dobre chęci - zauważyła, decydując się spontanicznie na podzielenie się także swoimi przeżyciami. - Nie zliczę ile razy miałam uszkodzone więzadła czy skręcone kostki. Nawet głupie zapalenie trzeszczek mnie nie ominęło, ale mimo wszystko rozumiem. Moja próba łyżwiarska pewnie też nie skończyłaby się dobrze, gdyby było tutaj chociaż odrobinę mniej tłoczno. - w istocie, ludzie zgromadzeni na lodzie skutecznie powstrzymywali Sykes od rozpędzenia się. Popatrzyła na niego, przechylając lekko głowę. Wydawał się taki miły… - To była spontaniczna decyzja. Chciałam się sprawdzić, mylnie przekonana o tym, że powinnam sobie poradzić. - przyznała się do swojej słabostki, za jaką uważała tę niezdrową chęć nieustannego udowadniania sobie, że cokolwiek potrafi. - Przepraszam, mógłbyś? - zawiesiła przed nim w powietrzu swoją dłoń, jednocześnie lekko kiwając głową w stronę budki z łyżwami. Chciała, aby pomógł doczłapać jej do okienka. Skoro nie zamierzała już jeździć, wypadało zmienić buty. Nie miała zamiaru obrażać się za ewentualną odmowę.
- Prawdziwa magia - zauważyła, uśmiechając się delikatnie, chociaż jej słowa były trochę ironiczne, co też dało się wyczuć, ale nie w złośliwy sposób. Obserwowała jego reakcje, najwidoczniej chcąc się upewnić z kim tak naprawdę rozmawia i czy może sobie pozwolić na więcej swobody oraz bycia sobą. Przy mugolach należało być ostrożnym, nieważne za jak niegroźnych by się ich nie uważało, więc zawsze jakoś swobodniej rozmawiało się z kimś swojego pokroju.
- Tak - udzieliła mu odpowiedzi na to rzucone jakby mimochodem pytanie, w istocie walcząc z samą sobą, aby naprawdę nie wyglądać na skwaszoną. - ale mimo wszystko wolę Cece.
Zaakcentowała niechęć do przedstawienia się pełnym imieniem, ale zaraz uśmiechnęła się cieplej, nie chcąc, aby zrażał się jej odmową udzielenia dokładniejszej odpowiedzi. Nie mógł wiedzieć, że nie znosiła swojego imienia i ciekawość absolutnie nie była w jej oczach uważana za nietakt. Straciła trochę z tej radości, gdy opowiedział jej swoją historię.
- Mieli dobre chęci - zauważyła, decydując się spontanicznie na podzielenie się także swoimi przeżyciami. - Nie zliczę ile razy miałam uszkodzone więzadła czy skręcone kostki. Nawet głupie zapalenie trzeszczek mnie nie ominęło, ale mimo wszystko rozumiem. Moja próba łyżwiarska pewnie też nie skończyłaby się dobrze, gdyby było tutaj chociaż odrobinę mniej tłoczno. - w istocie, ludzie zgromadzeni na lodzie skutecznie powstrzymywali Sykes od rozpędzenia się. Popatrzyła na niego, przechylając lekko głowę. Wydawał się taki miły… - To była spontaniczna decyzja. Chciałam się sprawdzić, mylnie przekonana o tym, że powinnam sobie poradzić. - przyznała się do swojej słabostki, za jaką uważała tę niezdrową chęć nieustannego udowadniania sobie, że cokolwiek potrafi. - Przepraszam, mógłbyś? - zawiesiła przed nim w powietrzu swoją dłoń, jednocześnie lekko kiwając głową w stronę budki z łyżwami. Chciała, aby pomógł doczłapać jej do okienka. Skoro nie zamierzała już jeździć, wypadało zmienić buty. Nie miała zamiaru obrażać się za ewentualną odmowę.
DANCE, ballerina, DANCE AND DO YOUR PIROUETTE
IN RHYTHM WITH YOUR ACHIN' HEART
DANCE, ballerina, DANCE YOU MUSTN'T ONCE FORGET
A DANCER HAS TO DANCE THE PART
IN RHYTHM WITH YOUR ACHIN' HEART
DANCE, ballerina, DANCE YOU MUSTN'T ONCE FORGET
A DANCER HAS TO DANCE THE PART
Cece Sykes
Zawód : uzdrowicielka, oddz. urazów magizoologicznych
Wiek : 22
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
To możliwość spełnienia marzeń sprawia, że życie jest tak fascynujące.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
- Magia to dla nas akurat codzienność - odparł, wzruszając ramionami i dobitnie już przedstawiając jej z kim miała do czynienia. Tak jak on musiał uważać w swojej pracy na twarze, ona nie musiała. Dlatego nie zdziwiłby się, gdyby go nie pamiętała. Sam Carter nigdy jednak nie rozmawiał otwarcie o tematyce związanej z magią gdzieś poza odpowiednimi miejscami. Po prostu nie była mu aż tak niezbędna w codziennym życiu. Wolał cieszyć się zamiast teleportacją jazdą samochodem czy dłuższym spacerem do miejsce pracy. Nie potrzebował jak inni samoczyszczącej wszystkiego miotły. Czasem czarodzieje nie wiedzieli nawet jak dużą radość mogą sprawiać takie małe czynności jak chociażby gotowanie czy czyszczenie domu.
Na jej prośbę podszedł do niej i złapał dłoń dziewczyny, równocześnie przysuwając się do jej boku, Nie tylko ją uchwycił, ale wziął pod ramię, by szła o wiele stabilniej niż początkowo sobie wyobrażała. Wspólnymi siłami dość sprawnie dostali się do budki z butami, gdzie Raiden oparł się ramieniem tuż przy kasie, obserwując Cece.
- Długo pracujesz w Mungu? - spytał nagle, sięgając po jakąś ulotkę sportów zimowych. Nie mógł rozszyfrować ile mogła mieć lat, chociaż nie wyglądała staro. Równie dobrze mogła mieć dwadzieścia lub dwadzieścia osiem lat. Kobiety różnie dojrzewały w tym okresie i musiał przyznać, że nie było to wcale takie złe. Chociaż bywało mylące. Podniósł spojrzenie na niebo i zauważył znajomy ruch. Zmarszczył lekko brwi, widząc jak sowa ląduje w bezpiecznym miejscu za budką do wypożyczania nart tak by żaden przypadkowy mugol nie zastanawiał się, co się działo. Podszedł do niej i przejął list, który trzymała w dziobie. Widząc pieczęć Ministerstwa Magii, zrzedła mu mina. Oznaczało to tylko jedno - pracę. Cholerne urzędasy nie mogły sobie poradzić przez jeden dzień bez niego? Sowa wzbiła się w powietrze, a on przejechał spojrzeniem po tekście. Początkowo zmarszczone brwi, uniosły się lekko w górę, a mina Raidena mówiła, że był zaskoczony. I to silniej niż przypuszczał początkowo. Zgniótł kartkę i odwrócił się, by odszukać spojrzeniem Cece. Podszedł do niej, zauważając, że widziała już sowę. Przecież była czarownicą. To oczywiste.
- Praca - rzucił jedynie niepocieszony, jednak zanim zdążyła zareagować, dodał:
- Mam nadzieję, że nie jesteś zła za ściągnięcie z lodu, ale muszę ci powiedzieć, że ten chłopaczek cięgle się na ciebie patrzy.
Przeniósł spojrzenie na blondyna po drugiej stronie lodowiska, wskazując go Cece. Nie chciał zostawiać dziewczyny, szczególnie że zaczęło mu się podobać to przypadkowe spotkanie. Ale tak to u niego bywało, że w najmniej spodziewanym momencie był potrzebny gdzie indziej. Gdzieś, gdzie nie mógł machnąć ręką i zignorować.
- Do zobaczenia - mruknął, posyłając jej oczko. I dotknął jej podbródka, lekko go podbijając w czułym geście, nim posłał jej ciepły uśmiech i odwrócił się, by w ciemności się teleportować.
|zt
Na jej prośbę podszedł do niej i złapał dłoń dziewczyny, równocześnie przysuwając się do jej boku, Nie tylko ją uchwycił, ale wziął pod ramię, by szła o wiele stabilniej niż początkowo sobie wyobrażała. Wspólnymi siłami dość sprawnie dostali się do budki z butami, gdzie Raiden oparł się ramieniem tuż przy kasie, obserwując Cece.
- Długo pracujesz w Mungu? - spytał nagle, sięgając po jakąś ulotkę sportów zimowych. Nie mógł rozszyfrować ile mogła mieć lat, chociaż nie wyglądała staro. Równie dobrze mogła mieć dwadzieścia lub dwadzieścia osiem lat. Kobiety różnie dojrzewały w tym okresie i musiał przyznać, że nie było to wcale takie złe. Chociaż bywało mylące. Podniósł spojrzenie na niebo i zauważył znajomy ruch. Zmarszczył lekko brwi, widząc jak sowa ląduje w bezpiecznym miejscu za budką do wypożyczania nart tak by żaden przypadkowy mugol nie zastanawiał się, co się działo. Podszedł do niej i przejął list, który trzymała w dziobie. Widząc pieczęć Ministerstwa Magii, zrzedła mu mina. Oznaczało to tylko jedno - pracę. Cholerne urzędasy nie mogły sobie poradzić przez jeden dzień bez niego? Sowa wzbiła się w powietrze, a on przejechał spojrzeniem po tekście. Początkowo zmarszczone brwi, uniosły się lekko w górę, a mina Raidena mówiła, że był zaskoczony. I to silniej niż przypuszczał początkowo. Zgniótł kartkę i odwrócił się, by odszukać spojrzeniem Cece. Podszedł do niej, zauważając, że widziała już sowę. Przecież była czarownicą. To oczywiste.
- Praca - rzucił jedynie niepocieszony, jednak zanim zdążyła zareagować, dodał:
- Mam nadzieję, że nie jesteś zła za ściągnięcie z lodu, ale muszę ci powiedzieć, że ten chłopaczek cięgle się na ciebie patrzy.
Przeniósł spojrzenie na blondyna po drugiej stronie lodowiska, wskazując go Cece. Nie chciał zostawiać dziewczyny, szczególnie że zaczęło mu się podobać to przypadkowe spotkanie. Ale tak to u niego bywało, że w najmniej spodziewanym momencie był potrzebny gdzie indziej. Gdzieś, gdzie nie mógł machnąć ręką i zignorować.
- Do zobaczenia - mruknął, posyłając jej oczko. I dotknął jej podbródka, lekko go podbijając w czułym geście, nim posłał jej ciepły uśmiech i odwrócił się, by w ciemności się teleportować.
|zt
Hello darkness, my old friend
Come to talk with you again
Come to talk with you again
Kiwnęła głową, nie reagując na jego słowa w żaden inny sposób. Nie musiała, wszak miała już wszystko co potrzebowała. Tak sądziła, dopóki Raiden nie zadał jej pytania. Więc to stamtąd ją znał! Sykes spróbowała przypomnieć go sobie jako pacjenta, ale jego twarz nie wywoływała żadnych skojarzeń z eliksirami, maściami czy zaklęciami. Mógł leczyć się na innym oddziale lub przyjść do szpitala w zupełnie innym celu, to oczywiste, chociaż to tym bardziej nie odcisnęłoby jej się w pamięci. Pogrążyła się w przeszukiwaniu pamięci, gdy dreptali o wspólnych siłach do kasy.
- Dziękuję - zwróciła się do swojego bohatera, zanim poszła odebrać swoje obuwie, a gdy wsuwała je już na stopy, odpowiedź na jego pytanie spłynęła z jej warg niemalże automatycznie. - Dopiero skończyłam specjalizację.
Czy ktoś, kto mógł nie być zorientowany w strukturze Świętego Munga miał pojęcie ile to czasu?
- Pięć lat - podsumowała, licząc wszystko, włącznie ze stażem. Kiedy tak o tym myślała, musiała stwierdzić, że była chyba jedną z tych niewielu młodych czarownic, które już od początku wiedziały czego chcą od życia. - Zgłosiłam się na staż tuż po ukończeniu szkoły. - dała mu wyraźną wskazówkę na temat swojego wieku, a potem wstała, aby oddać łyżwy. Nie zauważyła sowy, a przynajmniej nie w pierwszym momencie. Kiedy wróciła, mężczyzna trzymał już pergamin i właśnie łamał pieczęć Ministerstwa. Cece ściągnęła brwi, odszukując i obserwując przez moment jak posłaniec znika za drzewami.
- Złe wieści? - zgadywała, a następnie kiwnęła głową ze zrozumieniem. Praca, no tak. Znała to bardzo dobrze. Uśmiechnęła się do Raidena, nagle rozbawiona jego słowami. - Oczywiście, że nie. Gdybyś tego nie zrobił, pewnie patrzyłby jak próbuje dojść do Munga ze złamaną nogą. - i chociaż początkowo nie chciała tego robić, mimowolnie obejrzała się w stronę rzeczonego blondyna. Nieco się zawstydziła, uciekając wzrokiem tak szybko jak było to możliwe, ale i tak sam Carter wprawił ją w o wiele większe zakłopotanie. Oczywiście, że spłonęła rumieńcem, gorącym i czerwonym, w ogóle nie uroczym.
- P-pa... - zdołała jedynie wydukać, odruchowo wybierając najkrótsze z pożegnań i ukrywając twarz w dłoniach, gdy rozmówca zaczął się oddalać. Dopiero trzask deportacji przywołał ją do porządku. Mugole pewnie pomyśleli, że ktoś właśnie uderzył mocniej łyżwą o lód. Zbierając się z miejsca (Cece zauważyła, że niekontrolowanie opadła na ławeczkę), przez moment wpatrywała się jeszcze w śmigających po lodzie ludzi. Obserwujący ją blondyn nie zebrał się na odwagę. Rzuciwszy mu ukradkowe spojrzenie i upewniwszy się w tym, że tego nie zrobi, Sykes westchnęła i oddaliła się z lodowiska na pieszo. Wciąż było jej gorąco, chociaż płaszcz zdążyła rozpiąć już do połowy.
|zt
- Dziękuję - zwróciła się do swojego bohatera, zanim poszła odebrać swoje obuwie, a gdy wsuwała je już na stopy, odpowiedź na jego pytanie spłynęła z jej warg niemalże automatycznie. - Dopiero skończyłam specjalizację.
Czy ktoś, kto mógł nie być zorientowany w strukturze Świętego Munga miał pojęcie ile to czasu?
- Pięć lat - podsumowała, licząc wszystko, włącznie ze stażem. Kiedy tak o tym myślała, musiała stwierdzić, że była chyba jedną z tych niewielu młodych czarownic, które już od początku wiedziały czego chcą od życia. - Zgłosiłam się na staż tuż po ukończeniu szkoły. - dała mu wyraźną wskazówkę na temat swojego wieku, a potem wstała, aby oddać łyżwy. Nie zauważyła sowy, a przynajmniej nie w pierwszym momencie. Kiedy wróciła, mężczyzna trzymał już pergamin i właśnie łamał pieczęć Ministerstwa. Cece ściągnęła brwi, odszukując i obserwując przez moment jak posłaniec znika za drzewami.
- Złe wieści? - zgadywała, a następnie kiwnęła głową ze zrozumieniem. Praca, no tak. Znała to bardzo dobrze. Uśmiechnęła się do Raidena, nagle rozbawiona jego słowami. - Oczywiście, że nie. Gdybyś tego nie zrobił, pewnie patrzyłby jak próbuje dojść do Munga ze złamaną nogą. - i chociaż początkowo nie chciała tego robić, mimowolnie obejrzała się w stronę rzeczonego blondyna. Nieco się zawstydziła, uciekając wzrokiem tak szybko jak było to możliwe, ale i tak sam Carter wprawił ją w o wiele większe zakłopotanie. Oczywiście, że spłonęła rumieńcem, gorącym i czerwonym, w ogóle nie uroczym.
- P-pa... - zdołała jedynie wydukać, odruchowo wybierając najkrótsze z pożegnań i ukrywając twarz w dłoniach, gdy rozmówca zaczął się oddalać. Dopiero trzask deportacji przywołał ją do porządku. Mugole pewnie pomyśleli, że ktoś właśnie uderzył mocniej łyżwą o lód. Zbierając się z miejsca (Cece zauważyła, że niekontrolowanie opadła na ławeczkę), przez moment wpatrywała się jeszcze w śmigających po lodzie ludzi. Obserwujący ją blondyn nie zebrał się na odwagę. Rzuciwszy mu ukradkowe spojrzenie i upewniwszy się w tym, że tego nie zrobi, Sykes westchnęła i oddaliła się z lodowiska na pieszo. Wciąż było jej gorąco, chociaż płaszcz zdążyła rozpiąć już do połowy.
|zt
DANCE, ballerina, DANCE AND DO YOUR PIROUETTE
IN RHYTHM WITH YOUR ACHIN' HEART
DANCE, ballerina, DANCE YOU MUSTN'T ONCE FORGET
A DANCER HAS TO DANCE THE PART
IN RHYTHM WITH YOUR ACHIN' HEART
DANCE, ballerina, DANCE YOU MUSTN'T ONCE FORGET
A DANCER HAS TO DANCE THE PART
Cece Sykes
Zawód : uzdrowicielka, oddz. urazów magizoologicznych
Wiek : 22
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
To możliwość spełnienia marzeń sprawia, że życie jest tak fascynujące.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Tu także w wyniku magicznych wyładowań i szalejącej nad Wielką Brytanią burzy, pojawiły się anomalie destabilizujące energię otoczenia. Ministerstwo Magii było jednak zbyt zajęte reorganizacją służb w nowo wybudowanej siedzibie, aby to miejsce zabezpieczyć i zamknąć. Niestabilna magicznie lokacja pozostawała niestrzeżona przez żadną ze służb. Okolica wciąż była niebezpieczna, a przebywanie w pobliżu groziło śmiercią lub zapadnięciem na sinicę, złapanie na gorącym uczynku posadzeniem w celi Tower, ale póki co — wszyscy śmiałkowie mogli działać.
Do czasu uspokojenia się magii nie można rozgrywać tu wątków innych niż te polegające na jej naprawie.
Czarnomagiczna burza nie szczędziła ani czarodziejów, ani mugoli. Lodowisko w czasie zawieruchy i tak nie było otwarte, jednak w tym przypadku istniała też i druga przyczyna: anomalia, która zrodziła się w gładkiej tafli. Po Londynie krążyły pogłoski, jakoby magiczna siła kontrolująca aktualnie mugolską ślizgawkę nieustannie zamrażała lejącą się z nieba wodę, tworząc coraz grubszą warstwę lodu, pod którą anomalia mogła niezagrożona rosnąć w siłę.
Docieracie na miejsce, a lodowisko przypomina bardziej kawałek lodowca, który ktoś bez jakiegoś konkretnego powodu upuścił w jednej z bardziej reprezentatywnych części stolicy. Musieliście przebić się przez grubą warstwę lodu do serca anomalii, by móc spróbować ją uśpić przed dalszą ekspansją lodu.
Wymaganie: poprawne rzucenie zaklęcia Defodio przez obie postaci.
Niepowodzenie sprawi, że przebywanie w pobliżu lodowiska wywrze na was podobny - choć zdecydowanie silniejszy - efekt, co zaklęcie Caeruleusio. Szybko zaczynacie przemarzać, tracąc po 75 PŻ (odmrożenia). Zgrabiałymi palcami ledwo jesteście w stanie utrzymać różdżki, co dopiero mówiąc o okiełznaniu anomalii.
Przed rozpoczęciem kolejnego etapu należy odczekać co najmniej 24h. W tym czasie do lokacji może przybyć kolejna (wyłącznie jedna) grupa chcąca ją przejąć, by naprawić magię na sposób inny, niż miała być naprawiona dotychczas.
Walka odbywa się zgodnie z forumową mechaniką oraz z arbitrażem mistrza gry do momentu, w którym któraś z grup zdecyduje się na ucieczkę bądź nie będzie w stanie prowadzić dalszej walki.
Wymaganie: ST ujarzmienia magii jest równe 150, a sposób obliczania otrzymanego wyniku zależny jest od wybranej metody naprawiania magii.
Uwaga - jeżeli postać posiada zerowy poziom biegłości organizacji, mnoży statystykę nie razy ½, a razy 1.
W metodzie neutralnej każdy gracz uzyskuje wynik o wartości k100+Z; wyniki obu graczy sumuje się i tę sumę należy przyrównać do wymaganego ST.
W metodzie Rycerzy Walpurgii każdy gracz uzyskuje wynik o wartości k100+(CM * poziom biegłości organizacji); wyniki obu graczy sumuje się i tę sumę należy przyrównać do wymaganego ST.
W metodzie Zakonu Feniksa każdy gracz uzyskuje wynik o wartości k100+(OPCM * poziom biegłości organizacji); wyniki obu graczy sumuje się i tę sumę należy przyrównać do wymaganego ST.
Jak tylko anomalia została okiełznana, naokoło was zrobiło się znacznie cieplej. Lód dookoła zaczął momentalnie trzeszczeć, w zastraszającym tempie topniejąc. Wykuty przez was korytarz staje się nagle niebezpieczną pułapką - musicie jak najszybciej wydostać się na zewnątrz, nim zostaniecie przygnieceni lodową masą. Podłoże, do tej pory chropowate od działania zaklęcia żłobiącego, teraz jest przerażająco gładkie i śliskie, dodatkowo zalewane strugami wody. Wyjście stąd na czas zaczynało być coraz mniej realne.
Wymaganie: aby wydostać się z tunelu każde z was musi osiągnąć ST = 30. Do rzutu doliczany jest bonus wynikający z biegłości jazdy na łyżwach. Żeby anomalię można było uznać za naprawioną ucieczka musi powieść się przynajmniej jednemu czarodziejowi.
W przypadku niepowodzenia postaci nie udaje się opuścić korytarza na czas - sklepienie zawala się jej na głowę dosłownie w ostatniej chwili, zagrzebując ją w lodowym grobowcu i odbierając 200 PŻ. Na szczęście całe zdarzenie widział czarodziej, który przybiega wam na pomoc. W szpitalu świętego Munga pechowcy - lub pechowiec - spędzi pod opieką uzdrowicieli najbliższe trzy dni.
Anomalie nieustannie zatruwały życie czarodziejom i mugolom. Nic nie zwiastowało jakiejkolwiek poprawy dlatego Zakonnicy nadal poszukiwali miejsc, w których siały spustoszenie. Było to niebezpieczne w końcu tak jak czarodzieje potrafili sobie jeszcze z tym radzić, to mugole niestety nie mieli bladego pojęcia co się w ich świecie wyprawia. Było to niezwykle niebezpieczne i jak na razie nikt nie znalazł odpowiedniego na to rozwiązania. Selwyn wcale się temu nie dziwiła. Kto się spodziewał, że magia tak uparcie będzie z nimi walczyć? Wszyscy przyzwyczaili się do tego, że była codziennością, podstawową zdolnością każdego czarodzieja i przede wszystkim przyjacielem, a nie wrogiem. Ta jednak pokazała im swoje prawdziwe oblicze i porywczą naturę. Tej nie można było całkowicie stłamsić, a jedynie uspokajać w miejscach gdzie akurat się zalęgła.
Lucinda w ostatnim czasie trochę poświęciła na obserwowanie świata mugoli i może właśnie dlatego wieść o anomalii doszła do niej tak szybko. Mugole nie potrafili znaleźć wytłumaczenia dla ciągle marznącej wodzie przy lodowisku i prawdopodobnie w końcu przyzwyczailiby się do tego, a wielki lodowiec na środku głównej ulicy nie byłby dla nich zaskoczeniem, ale Lucinda nie mogła patrzeć na rosnącą w siłę anomalie, bo zwyczajnie bała się co jeszcze może się dzięki niej wydarzyć. Blondynka wiedziała, że mugole byli ślepi. Tak samo szybko przyszło im przyzwyczajenie się do czarnomagicznej burzy, która Selwyn nie spędzała snu z powiek. Takie anomalie pogodowe nie były normalne, ale dla zwykłych ludzi żyjących w zwykłym świecie było to coś czym warto się zainteresować jedynie przez dzień czy dwa. Jeżeli nie doprowadziło do globalnej katastrofy to przecież nie może być nic złego, prawda? Czasami w głowie Selwyn pojawiała się myśl, że wszystko byłoby prostsze gdyby ci wiedzieli o istnieniu magii, ale potem przypominała sobie opowieści o wojnie mugoli i już wiedziała, że w ich rękach byłaby jeszcze bardziej niebezpieczna niż już jest.
Kiedy Lucinda tylko dowiedziała się znajdującej się pod taflą lodu anomalii wysłała sowę do Marcelli, z którą umówiła się już na miejscu. Na widok przyjaciółki uniosła kącik ust w leniwym uśmiechu. - To co? Szybka naprawa, a potem pośmigamy? - zapytała chociaż kompletnie nie potrafiła jeździć na łyżwach. Już wyobrażała sobie tę śliwę na czole i milion siniaków na tyłku. W sumie po tym wszystkim co ostatnio się działo to czy byłoby to takie najgorsze? - Defodio – rzuciła mając nadzieje, że jej się uda i nie spali wszystkiego na starcie chociaż kto by się już zdziwił.
Lucinda w ostatnim czasie trochę poświęciła na obserwowanie świata mugoli i może właśnie dlatego wieść o anomalii doszła do niej tak szybko. Mugole nie potrafili znaleźć wytłumaczenia dla ciągle marznącej wodzie przy lodowisku i prawdopodobnie w końcu przyzwyczailiby się do tego, a wielki lodowiec na środku głównej ulicy nie byłby dla nich zaskoczeniem, ale Lucinda nie mogła patrzeć na rosnącą w siłę anomalie, bo zwyczajnie bała się co jeszcze może się dzięki niej wydarzyć. Blondynka wiedziała, że mugole byli ślepi. Tak samo szybko przyszło im przyzwyczajenie się do czarnomagicznej burzy, która Selwyn nie spędzała snu z powiek. Takie anomalie pogodowe nie były normalne, ale dla zwykłych ludzi żyjących w zwykłym świecie było to coś czym warto się zainteresować jedynie przez dzień czy dwa. Jeżeli nie doprowadziło do globalnej katastrofy to przecież nie może być nic złego, prawda? Czasami w głowie Selwyn pojawiała się myśl, że wszystko byłoby prostsze gdyby ci wiedzieli o istnieniu magii, ale potem przypominała sobie opowieści o wojnie mugoli i już wiedziała, że w ich rękach byłaby jeszcze bardziej niebezpieczna niż już jest.
Kiedy Lucinda tylko dowiedziała się znajdującej się pod taflą lodu anomalii wysłała sowę do Marcelli, z którą umówiła się już na miejscu. Na widok przyjaciółki uniosła kącik ust w leniwym uśmiechu. - To co? Szybka naprawa, a potem pośmigamy? - zapytała chociaż kompletnie nie potrafiła jeździć na łyżwach. Już wyobrażała sobie tę śliwę na czole i milion siniaków na tyłku. W sumie po tym wszystkim co ostatnio się działo to czy byłoby to takie najgorsze? - Defodio – rzuciła mając nadzieje, że jej się uda i nie spali wszystkiego na starcie chociaż kto by się już zdziwił.
Ignis non exstinguitur igneThat is our great glory, and our great tragedy
Lucinda Hensley
Zawód : łamacz klątw i uroków & poszukiwacz artefaktów
Wiek : 28
Czystość krwi : Zdrajca
Stan cywilny : Zaręczona
hope for the best, but prepare for the worst
OPCM : 44 +1
UROKI : 30 +7
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 1
ZWINNOŚĆ : 8
SPRAWNOŚĆ : 2
Genetyka : Czarodziej
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
The member 'Lucinda Selwyn' has done the following action : Rzut kością
#1 'k100' : 27
--------------------------------
#2 'Anomalie - CZ' :
#1 'k100' : 27
--------------------------------
#2 'Anomalie - CZ' :
Marcella miała już jakieś niewielkie doświadczenie z anomaliami. Naprawy były czasem udane, a czasami nieco mniej, ale zawsze jakoś wychodziła z tego przynajmniej trochę cało... Wiedziała jednak, że z tą siłą lepiej się nie bawić i brać pewną odpowiedzialność za to, co się działo. Magia była bardzo nieprzewidywalna, zwłaszcza teraz, kiedy na dobre rozbestwiły się w Wielkiej Brytanii. Te pogodowe zaczynały coraz mocniej doskwierać. Niemal od początku listopada nie widziała innej pogody niż deszcz i burza. I można było to zrzucić na klimat, który ogólnie panował o tej porze roku, jednak w tej burzy było coś bardzo niepokojącego. Coś bardzo złego...
Miała wrażenie, że mugole nie próbowali nawet tłumaczyć sobie tej pogody inaczej niż chłopskim rozumem. Trochę wiedziała na ich temat i większość z nich nawet nie przyjęłaby do siebie istnienia świata magii, nawet gdy oddziaływał na nich bezpośrednio. Utonęli w swojej technologii, wierząc jej i naukowym odkryciom coraz bardziej. To był ich sposób na tłumaczenie świata i nie mogła powiedzieć, że jest w tym coś złego... Wręcz przeciwnie, dobrze, że mają na to swoje sposoby, ale szczegółów nie mogła powiedziec. Aż tak dobrze nie znała tego świata. Ważne, że mieli nad sobą pewną opiekę. Opiekę czarodziejów jakich jak one, dwie czarownice z dobrymi intencjami.
- Tak, pewnie! - Marcella powiedziała to z rozbawieniem, bo w tej chwili nie było nawet najmniejszych szans na pojeżdżenie po tej lodowej górze... Przypominała ona zamrożoną górę wody, a nie gładziutką, miłą taflę, na której można sobie spędzić miło czas na łyżwach. Nie pozostawało nic, jak tylko pod tym całym lodowym okryciem odnaleźć serce anomalii i po prostu się jej pozbyć.
Spojrzała na Lucindę spokojnie. Miała nadzieję, że obie będą równie pewne w swoich ruchach. Kobiecie wyszło zaklęcie, jednak nie wystarczyło to, by mogły odnaleźć serce... Więc Marcella również dobyła swojej różdżki. W niewiodącej ręce miała miotłę, z której pomocą przybyła na miejsce. Jej ulubiony środek transportu, nawet w burzy! - Defodio. - rzuciła zaklęcie.
Miała wrażenie, że mugole nie próbowali nawet tłumaczyć sobie tej pogody inaczej niż chłopskim rozumem. Trochę wiedziała na ich temat i większość z nich nawet nie przyjęłaby do siebie istnienia świata magii, nawet gdy oddziaływał na nich bezpośrednio. Utonęli w swojej technologii, wierząc jej i naukowym odkryciom coraz bardziej. To był ich sposób na tłumaczenie świata i nie mogła powiedzieć, że jest w tym coś złego... Wręcz przeciwnie, dobrze, że mają na to swoje sposoby, ale szczegółów nie mogła powiedziec. Aż tak dobrze nie znała tego świata. Ważne, że mieli nad sobą pewną opiekę. Opiekę czarodziejów jakich jak one, dwie czarownice z dobrymi intencjami.
- Tak, pewnie! - Marcella powiedziała to z rozbawieniem, bo w tej chwili nie było nawet najmniejszych szans na pojeżdżenie po tej lodowej górze... Przypominała ona zamrożoną górę wody, a nie gładziutką, miłą taflę, na której można sobie spędzić miło czas na łyżwach. Nie pozostawało nic, jak tylko pod tym całym lodowym okryciem odnaleźć serce anomalii i po prostu się jej pozbyć.
Spojrzała na Lucindę spokojnie. Miała nadzieję, że obie będą równie pewne w swoich ruchach. Kobiecie wyszło zaklęcie, jednak nie wystarczyło to, by mogły odnaleźć serce... Więc Marcella również dobyła swojej różdżki. W niewiodącej ręce miała miotłę, z której pomocą przybyła na miejsce. Jej ulubiony środek transportu, nawet w burzy! - Defodio. - rzuciła zaklęcie.
nim w popiół się zmienię, będę wielkim
płomieniem
The member 'Marcella Figg' has done the following action : Rzut kością
#1 'k100' : 88
--------------------------------
#2 'Anomalie - CZ' :
#1 'k100' : 88
--------------------------------
#2 'Anomalie - CZ' :
Strona 2 z 5 • 1, 2, 3, 4, 5
Lodowisko
Szybka odpowiedź