Lodowisko
Strona 3 z 5 • 1, 2, 3, 4, 5
AutorWiadomość
First topic message reminder :
W tej lokacji obowiązuje bonus do rzutu kością w wysokości +5 dla Zakonników i +10 dla Gwardzistów.[bylobrzydkobedzieladnie]
Lodowisko
Najczęściej otwarte od początku grudnia do ostatnich dni lutego, oczywiście, jeśli tylko dopisze wystarczająco mroźna pogoda i płatki śniegu wirują wraz z osobami kręcącymi piruety. Odkąd mugole przestali zamieszkiwać stolicę, a ślizgawka przeszła w ręce czarodziejów, tafla wspomagana jest zaklęciami wpływającymi na jej wytrzymałość, dzięki czemu zdaje się solidna i nieskazitelnie gładka. W dzień okupują ją dzieci z rodzicami, nieliczne grupki przyjaciół ścigających się między sobą lub popisujących umiejętnościami... Natomiast wieczorami można natrafić tutaj na zakochanych trzymających się za dłonie lub skrycie szepczących romantyczne wyznania. Trudno jednak nie zauważyć, że atrakcja ta jest oblegana mniej tłumnie niż za dawnych czasów.
W tej lokacji obowiązuje bonus do rzutu kością w wysokości +5 dla Zakonników i +10 dla Gwardzistów.
Ostatnio zmieniony przez Mistrz gry dnia 25.03.22 20:31, w całości zmieniany 2 razy
Ciężko było walczyć z anomaliami. Te nie dawały za wygraną i kiedy wydawało się, że w końcu nastał spokój wszystko komplikowało się jeszcze bardziej. Pojawiały się wszędzie. W świecie mugoli, w świecie czarodziejów, na każdej przynależącej im wyspie. Czasami Lucinda zastanawiała się czy w innych krajach także jest to tak wielki problem, a jeśli tak to czy udało im się znaleźć jakiekolwiek rozwiązanie z tej trudnej sytuacji. Im się udało i chociaż nie było to trwałe to zawsze był to jakiś punkt zaczepienia, który pozwalał im na walkę z tymi przeklętymi anomaliami.
Selwyn zjeździła trochę świata i wiedziała, że Ministerstwa w różnych krajach różnią się od siebie całkowicie. Niektóre ze spraw byłyby po prostu nie do pomyślenia w Londyńskim Ministerstwie, a w innych po prostu byyy codziennością. Blondynka zastanawiała się czasem dlaczego w tym wszystkim muszą liczyć jedynie na siebie. W końcu kiedy Voldemort wygra tę wojnę to nie skończy się to jedynie na Wielkiej Brytanii. Wszyscy czarodzieje powinni stanąć przeciw temu złu zanim będzie za późno. Zrozumiała jednak, że ludzie widzą jedynie to co mają przed oczami. Kiedy sprawa dotyczy czegoś więcej lub kogoś więcej to po prostu staje się mniej ważna. Liczy się tylko to co na czubku nosa. Tacy właśnie byli ludzie i aż czasami strach było się do nich przyznać.
Lucinda uśmiechnęła się delikatnie kiedy przyjaciółka zgodziła się na ich wspólne śmiganie po lodzie. Byłoby to trudne zważając na stan lodu, ale blondynka nauczyła się jednego przez te wszystkie lata przyjaźni z Marcellą – nie istnieją rzeczy niemożliwe, a jedynie te, do których nie zdążyły jeszcze zajrzeć. - Musisz mi postawić drinka, Figg – odparła spoglądając na kobietę i unosząc brew. - Ostatnio mam wrażenie, że tylko to chroni mój zdrowy umysł – dodała chociaż już bliżej jej prawdopodobnie było do szaleństwa niż do czegokolwiek innego.
Kiedy oba zaklęcia się udały, a wyżłobiona w lodzie dziura ukazała im źródło anomalii, Lucinda przymknęła oczy. Poskromienie anomalii nigdy nie należało do najłatwiejszych i blondynka doskonale zdawała sobie z tego sprawę. Naprawę rozpoczęła jednak z delikatnym uśmiechem i skupieniem, którego potrzebowała. Może właśnie to był klucz do sukcesu?
Selwyn zjeździła trochę świata i wiedziała, że Ministerstwa w różnych krajach różnią się od siebie całkowicie. Niektóre ze spraw byłyby po prostu nie do pomyślenia w Londyńskim Ministerstwie, a w innych po prostu byyy codziennością. Blondynka zastanawiała się czasem dlaczego w tym wszystkim muszą liczyć jedynie na siebie. W końcu kiedy Voldemort wygra tę wojnę to nie skończy się to jedynie na Wielkiej Brytanii. Wszyscy czarodzieje powinni stanąć przeciw temu złu zanim będzie za późno. Zrozumiała jednak, że ludzie widzą jedynie to co mają przed oczami. Kiedy sprawa dotyczy czegoś więcej lub kogoś więcej to po prostu staje się mniej ważna. Liczy się tylko to co na czubku nosa. Tacy właśnie byli ludzie i aż czasami strach było się do nich przyznać.
Lucinda uśmiechnęła się delikatnie kiedy przyjaciółka zgodziła się na ich wspólne śmiganie po lodzie. Byłoby to trudne zważając na stan lodu, ale blondynka nauczyła się jednego przez te wszystkie lata przyjaźni z Marcellą – nie istnieją rzeczy niemożliwe, a jedynie te, do których nie zdążyły jeszcze zajrzeć. - Musisz mi postawić drinka, Figg – odparła spoglądając na kobietę i unosząc brew. - Ostatnio mam wrażenie, że tylko to chroni mój zdrowy umysł – dodała chociaż już bliżej jej prawdopodobnie było do szaleństwa niż do czegokolwiek innego.
Kiedy oba zaklęcia się udały, a wyżłobiona w lodzie dziura ukazała im źródło anomalii, Lucinda przymknęła oczy. Poskromienie anomalii nigdy nie należało do najłatwiejszych i blondynka doskonale zdawała sobie z tego sprawę. Naprawę rozpoczęła jednak z delikatnym uśmiechem i skupieniem, którego potrzebowała. Może właśnie to był klucz do sukcesu?
Ignis non exstinguitur igneThat is our great glory, and our great tragedy
Lucinda Hensley
Zawód : łamacz klątw i uroków & poszukiwacz artefaktów
Wiek : 28
Czystość krwi : Zdrajca
Stan cywilny : Zaręczona
hope for the best, but prepare for the worst
OPCM : 44 +1
UROKI : 30 +7
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 1
ZWINNOŚĆ : 8
SPRAWNOŚĆ : 2
Genetyka : Czarodziej
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
The member 'Lucinda Selwyn' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 4
'k100' : 4
Nie było niczym dziwnym, że ludźmi kierowały ich osobiste powody. Zapewne one również nie były po tej stronie po jakiej były wyłącznie z powodu czystego serduszka w wcielonego altruizmu. Marcella na przykład najbardziej pragnęła świata, w którym zarówno ona jak i jej siostra będą mogły żyć spokojnie, bez wojen i strachu, świecie niepodzielonym, w harmonii. Wiedziała, że magia musi być zachowana w tajemnicy. A jednocześnie chciałaby, by druga panna Figg mogła czuć się w magicznym świecie nie jak intruz, nie nienawidzić go. A pragnęła przecież powrotu do swojego starego życia...
- Przesadzasz. - mruknęła tylko. Wiedziała, że Lucinda jak nikt inny szerzy wokół siebie nadzieję na poprawę. Była żywym przykładem, że tam, gdzie kręci się dużo zła i ciemności również pojawiają się światła błyszczące niczym morskie latarnie.
Może rzeczywiście dostrzegali więcej i patrzyli dalej niż inni, jednak jak mogła oceniać całą masę ludzi? Kto wie, co im przyświecało? Nie każdy również popierał ich metody. Wiadomo przecież, że ostatnio to oni próbowali zwalczać ogień ogniem. Jednak czy mieli inne wyjście niż przybranie masek obojętności i zaakceptowanie tego, że tak wyglądał wojenny świat.
Marcella zobaczyła, że niemal od razu, gdy Lucinda spróbowała przeciwstawić swoją magię przeciwko tej czarnej, nie było w tym ni trochę siły. Za mało stanowczości, za mało siły do przeciwstawienia się źródłu. Przymknęła oczy i złapała szybko koleżankę za ramię. Za chwilę mogło stać się coś bardzo nieprzyjemnego i musiały się z tym liczyć.
Czasami tak po prostu było. Anomalia nie dawała drugich szans, a w tej chwili nie było już nawet sensu interweniować. Musiały uciekać nim w tym miejscu ponownie uzbiera się śnieg.
- Zwijajmy się stąd, Lucy. - powiedziała Marcella po czym pociągnęła ją poza ramę lodowiska.
Szkoda, ogromna szkoda, jednak tutaj nic już więcej nie zdziałają. Nie dzisiaj... Ale na pewno ktoś wróci tutaj, by zająć się całym tym bałaganem. Miała taką nadzieję, nie mogli pozwolić się rozbestwić anomaliom.
| zt, bo nawet gdybym rzuciła 100 to zabrakłoby oczek
- Przesadzasz. - mruknęła tylko. Wiedziała, że Lucinda jak nikt inny szerzy wokół siebie nadzieję na poprawę. Była żywym przykładem, że tam, gdzie kręci się dużo zła i ciemności również pojawiają się światła błyszczące niczym morskie latarnie.
Może rzeczywiście dostrzegali więcej i patrzyli dalej niż inni, jednak jak mogła oceniać całą masę ludzi? Kto wie, co im przyświecało? Nie każdy również popierał ich metody. Wiadomo przecież, że ostatnio to oni próbowali zwalczać ogień ogniem. Jednak czy mieli inne wyjście niż przybranie masek obojętności i zaakceptowanie tego, że tak wyglądał wojenny świat.
Marcella zobaczyła, że niemal od razu, gdy Lucinda spróbowała przeciwstawić swoją magię przeciwko tej czarnej, nie było w tym ni trochę siły. Za mało stanowczości, za mało siły do przeciwstawienia się źródłu. Przymknęła oczy i złapała szybko koleżankę za ramię. Za chwilę mogło stać się coś bardzo nieprzyjemnego i musiały się z tym liczyć.
Czasami tak po prostu było. Anomalia nie dawała drugich szans, a w tej chwili nie było już nawet sensu interweniować. Musiały uciekać nim w tym miejscu ponownie uzbiera się śnieg.
- Zwijajmy się stąd, Lucy. - powiedziała Marcella po czym pociągnęła ją poza ramę lodowiska.
Szkoda, ogromna szkoda, jednak tutaj nic już więcej nie zdziałają. Nie dzisiaj... Ale na pewno ktoś wróci tutaj, by zająć się całym tym bałaganem. Miała taką nadzieję, nie mogli pozwolić się rozbestwić anomaliom.
| zt, bo nawet gdybym rzuciła 100 to zabrakłoby oczek
nim w popiół się zmienię, będę wielkim
płomieniem
Nasunęła niebieską, wełnianą czapkę mocniej na głowę, by zasłonić czerwone od niskiej temperatury uszy. Lot do Londynu był długi i niełatwy. Od miesiąca szalała czarnomagiczna burza, a choć członkowie Zakonu Feniksa robili wszystko, co mogli, aby zapobiec wyrządzanym przez nią szkodą, tak naprawdę niewiele się zmieniało. Z każdym dniem burza zdawała się przybierać na sile. Silne podmuchy wiatru utrudniały Desmond lot, nie pozwalały utrzymać prostego kursu, do tego strasznie zmarzła i przez deszcz wymieszany ze śniegiem niemal przemokła do suchej nitki. Odsunęła rękaw grubego kożucha, by zerknąć na zegarek - do umówionej godziny spotkania pozostawał jeszcze kwadrans, a mimo to już wzdychała ze zniecierpliwieniem. Czekała na swego towarzysza dzisiejszej próby naprawy anomalii ze splecionymi na piersi rękoma - co wyglądało dość zabawnie biorąc pod uwagę, że miała na sobie grubą kurtkę, a pod nim dwa swetry - i przestępując z nogi na nogę.
To miała być dla Desmond prawdziwa próba charakteru.
Dołączając do Zakonu Feniksa uznała zwierzchnictwo Gwardzistów, obiecała słuchać ich rozkazów i szanować decyzje; podczas ostatniego spotkania w Gospodzie pod Świńskim Łbem poniosły ją emocje, jednakże naprawdę w nich wierzyła - i pojawiła się tu dzisiaj, by
- Och, jesteś wreszcie - burknęła Desmond takin tonem, jakby Blake spóźnił się na spotkanie, choć pojawił się pięć minut przed czasem (nieustannie zerkała na zegarek). Odchrząknęła lekko siląc się na beznamiętne brzmienie głosu: - Słyszałam pogłoski, że zamiast lodowiska robi się tu prawdziwy lodowiec jak na biegunie.
Nerwowo sprawdziła swoje kieszenie, czy aby na pewno nie zapomniała fiolek eliksirów z domu; od dawna już zwykła zabierać je za sobą, tak na wszelki wypadek. Poprawiła miotłę, którą miała na plecach, przewieszoną przez ramię na skórzanym pasie i wyciągnęła z kieszeni różdżkę.
- Czy byłeś w tym miejscu z... no wiesz... z kimś z nas. Wiesz już jak to robić po naszemu? - zapytała ostrożnie. Szczerze wątpiła, aby była osobą, która miała towarzyszyć Percivalowi podczas jego pierwszej próby naprawy anomalii zgodnie z procedurą przekazaną przez profesor Bagashot, ale wolała zapytać. Niezaprzeczalnie była też tego ciekawa. Tak jak i jego samego. Idąc w stronę lodowiska rzucała mu ukradkowe, podejrzliwie spojrzenia jakby tak naprawdę był przybyszem z kosmosu.
Przekroczenie barier pozostawionych przez Ministerstwo Magii nie stanowiło dla Maxine problemu; robiła to już kilkukrotnie, najwyraźniej włamania wchodziły szukającej Harpii z Holyhead w nawyk. Zatrzymali się na trybunach, w miejscu, gdzie mugole zwykli zmieniać buty na łyżwy; zamiast gładkiej tafli lodowiska piętrzył się teraz coraz potężniejszy lodowiec, a doskonale znajome wibrowanie powietrza sugerowało Desmond, że źródło może znajdować się właśnie pod nim - sprytne.
- Spróbujmy skruszyć ten lód i dotrzeć do źródła - zaproponowała, wyciągając przed siebie rękę, by wycelować różdżką w środek lodowiska. - Defodio! - zażądała od niej, licząc, że uda jej się przełamać taflę.
| mam przy sobie różdżkę, przedmioty z bonusami, eliksiry z ekwipunku i miotłę
That girl with pearls in her hair
is she real or just made of air?
The member 'Maxine Desmond' has done the following action : Rzut kością
#1 'k100' : 14
--------------------------------
#2 'Anomalie - CZ' :
#1 'k100' : 14
--------------------------------
#2 'Anomalie - CZ' :
Nie miał pojęcia, czego powinien się spodziewać.
Pojawił się w umówionym miejscu przed czasem, licząc na to, że uda mu się nieco rozejrzeć, zanim na horyzoncie pojawi się jego dzisiejsza towarzyszka, ale gdy tylko wyłonił się zza załamania parkowej alejki, spotkało go zaskoczenie: drobna czarownica nie tylko już na niego czekała, ale zdawała się robić to już od jakiegoś czasu, przestępując (niecierpliwie?) z nogi na nogę. A przynajmniej tak mu się wydawało, że to była ona; wysoko nasunięty szalik i nisko naciągnięta czapka sprawiały, że dostrzegał jedynie wyzierające zza miękkiego materiału oczy oraz mignięcie jasnych kosmyków włosów; on sam prezentował się jednak podobnie, szczelnie opatulony czarną, wełnianą czapką, i takim samym szalikiem. Ani one, ani ciepły płaszcz nie chroniły go jednak całkowicie zimnem; zbliżając się do Maxine, szczękał lekko zębami, a dłonie schował głęboko w kieszeniach. Nauczony doświadczeniem z malinowego lasu, tym razem również miał ze sobą miotłę – przewieszona przez plecy nieco zwracała uwagę, ale nie zainwestował jeszcze w torbę, w której mógłby ją schować.
Kiedy odległość między nimi zmalała do takiej pozwalającej na swobodną rozmowę, otworzył usta, gotów się przywitać i przedstawić – ale uprzejme słowa utknęły gdzieś na wysokości strun głosowych, zatrzymane suchą uwagą. Porzucił więc ten pomysł, zamiast tego rzucając jej przepraszające spojrzenie. – Wybacz, wydawało mi się, że dobrze zapamiętałem godzinę. Długo czekałaś? – zapytał, być może rzeczywiście coś mu się pomieszało – choć było to mało prawdopodobne; zdawał sobie sprawę z wagi ciążącej na nim odpowiedzialności, wiedział, jak wiele zależało od jego działań – również dla niego samego. – Też o tym słyszałem. Podobno anomalia schowała się pod lodem – odpowiedział, ruszając za nią w kierunku postawionego przez Ministerstwo ogrodzenia. Chociaż starał się skupić na tym, co miał przed sobą tu i teraz, nie potrafił zapomnieć swojej ostatniej wizyty na tym lodowisku; dokładnie rok temu spotkał się tutaj z Isabelle – jeszcze zanim dowiedzieli się o narzeczeństwie, i zanim wszystko zaczęło się sypać – jedno po drugim.
Pytanie Maxine wyrwało go z zamyślenia. Spojrzał w jej stronę, również dobywając różdżki. – Tutaj nie, ale kilka dni temu naprawiliśmy anomalię z Alexandrem. W Domu Petriego. Wiem, co robić – odpowiedział; wciąż był dumny z tego małego sukcesu – i miał nadzieję, że tym razem pójdzie im równie dobrze, choć sam czuł się odrobinę mniej pewnie. Nie umknęły mu ukradkowe spojrzenia, rzucane przez kobietę, i zastanawiał się, co właściwie o nim słyszała; czy pamiętała, że to z nim zmierzyła się w trakcie niedawnego pojedynku w klubie? I w czy w ogóle chciała tutaj dzisiaj być – czy przez cały czas musiała się powstrzymywać, żeby nie cisnąć w niego jakimś unieszkodliwiającym zaklęciem?
Nie zadał żadnego z tych pytań, decydując, że mogły poczekać – i na dobre już skupiając uwagę na anomalii. A raczej na grubej warstwie odgradzającego ją lodu, którego Maxine zaczęła się już pozbywać. Niewiele myśląc, poszedł w jej ślady, wcześniej kiwając głową w reakcji na jej polecenie – jej pomysł był dobry, a co najważniejsze: działał. – Defodio! – rzucił; zaklęcie było proste, zachowywał jednak ostrożność – nie mógł popełnić błędu.
| mam ze sobą: różdżkę, broszkę z alabastrowym jednorożcem, fluoryt, juchtową szarfę, pazur gryfa zatopiony w bursztynie, czarną perłę, miotłę, eliksiry: 1 porcję eliksiru byka, 1 porcję czuwającego strażnika, 1 porcję eliksiru wiggenowego
Pojawił się w umówionym miejscu przed czasem, licząc na to, że uda mu się nieco rozejrzeć, zanim na horyzoncie pojawi się jego dzisiejsza towarzyszka, ale gdy tylko wyłonił się zza załamania parkowej alejki, spotkało go zaskoczenie: drobna czarownica nie tylko już na niego czekała, ale zdawała się robić to już od jakiegoś czasu, przestępując (niecierpliwie?) z nogi na nogę. A przynajmniej tak mu się wydawało, że to była ona; wysoko nasunięty szalik i nisko naciągnięta czapka sprawiały, że dostrzegał jedynie wyzierające zza miękkiego materiału oczy oraz mignięcie jasnych kosmyków włosów; on sam prezentował się jednak podobnie, szczelnie opatulony czarną, wełnianą czapką, i takim samym szalikiem. Ani one, ani ciepły płaszcz nie chroniły go jednak całkowicie zimnem; zbliżając się do Maxine, szczękał lekko zębami, a dłonie schował głęboko w kieszeniach. Nauczony doświadczeniem z malinowego lasu, tym razem również miał ze sobą miotłę – przewieszona przez plecy nieco zwracała uwagę, ale nie zainwestował jeszcze w torbę, w której mógłby ją schować.
Kiedy odległość między nimi zmalała do takiej pozwalającej na swobodną rozmowę, otworzył usta, gotów się przywitać i przedstawić – ale uprzejme słowa utknęły gdzieś na wysokości strun głosowych, zatrzymane suchą uwagą. Porzucił więc ten pomysł, zamiast tego rzucając jej przepraszające spojrzenie. – Wybacz, wydawało mi się, że dobrze zapamiętałem godzinę. Długo czekałaś? – zapytał, być może rzeczywiście coś mu się pomieszało – choć było to mało prawdopodobne; zdawał sobie sprawę z wagi ciążącej na nim odpowiedzialności, wiedział, jak wiele zależało od jego działań – również dla niego samego. – Też o tym słyszałem. Podobno anomalia schowała się pod lodem – odpowiedział, ruszając za nią w kierunku postawionego przez Ministerstwo ogrodzenia. Chociaż starał się skupić na tym, co miał przed sobą tu i teraz, nie potrafił zapomnieć swojej ostatniej wizyty na tym lodowisku; dokładnie rok temu spotkał się tutaj z Isabelle – jeszcze zanim dowiedzieli się o narzeczeństwie, i zanim wszystko zaczęło się sypać – jedno po drugim.
Pytanie Maxine wyrwało go z zamyślenia. Spojrzał w jej stronę, również dobywając różdżki. – Tutaj nie, ale kilka dni temu naprawiliśmy anomalię z Alexandrem. W Domu Petriego. Wiem, co robić – odpowiedział; wciąż był dumny z tego małego sukcesu – i miał nadzieję, że tym razem pójdzie im równie dobrze, choć sam czuł się odrobinę mniej pewnie. Nie umknęły mu ukradkowe spojrzenia, rzucane przez kobietę, i zastanawiał się, co właściwie o nim słyszała; czy pamiętała, że to z nim zmierzyła się w trakcie niedawnego pojedynku w klubie? I w czy w ogóle chciała tutaj dzisiaj być – czy przez cały czas musiała się powstrzymywać, żeby nie cisnąć w niego jakimś unieszkodliwiającym zaklęciem?
Nie zadał żadnego z tych pytań, decydując, że mogły poczekać – i na dobre już skupiając uwagę na anomalii. A raczej na grubej warstwie odgradzającego ją lodu, którego Maxine zaczęła się już pozbywać. Niewiele myśląc, poszedł w jej ślady, wcześniej kiwając głową w reakcji na jej polecenie – jej pomysł był dobry, a co najważniejsze: działał. – Defodio! – rzucił; zaklęcie było proste, zachowywał jednak ostrożność – nie mógł popełnić błędu.
| mam ze sobą: różdżkę, broszkę z alabastrowym jednorożcem, fluoryt, juchtową szarfę, pazur gryfa zatopiony w bursztynie, czarną perłę, miotłę, eliksiry: 1 porcję eliksiru byka, 1 porcję czuwającego strażnika, 1 porcję eliksiru wiggenowego
do not stand at my grave and weep
I am not there
I do not sleep
I am not there
I do not sleep
The member 'Percival Blake' has done the following action : Rzut kością
#1 'k100' : 56
--------------------------------
#2 'Anomalie - CZ' :
#1 'k100' : 56
--------------------------------
#2 'Anomalie - CZ' :
Wyraźne przeprosiny w oczach Percivala, jego uprzejmy ton głosu i troska, czy czekała na niego długo sprawiła, ze trochę zapomniała języka w gębie, bo poczuła się jak ostatni burak. Odchrząknęła lekko, starając się wyzbyć tej oschłości z własnego tonu. - Eee... Nie. To ja przyszłam za wcześnie, spokojnie - odpowiedziała natychmiast, nieco plącząc się w zeznaniach. Machnęła ręką, aby uciąć ten temat, bo nie wiedziała co rzec więcej; wiedziała, że Percival nosił wcześniej tytuł lorda, na dworze pewno nauczyli go szlacheckich manier, jednakże mając świadomość o jego przeszłości i obecności w szeregach Rycerzy Walpurgii, trochę wyobrażała sobie, że na miejscu pojawi się raczej groźny troll, nie mężczyzna - z groźbą w oczach, zionący czarną magią i zdecydowanie gbur. Okazał się natomiast na tyle uprzejmy, że zrobiło się jej głupio.
Skoro i Percival słyszał plotki niezwykle podobne do tych, w których posiadaniu była ona, musiało być w nich zdecydowanie więcej prawdy niż sądziła. - No i tak... - mruknęła Desmond, machając rękoma wzdłuż ciała, gdy podążali cichą, pogrążoną w mroku alejką w kierunku lodowiska. Nie bardzo wiedziała co ma powiedzieć. O czym miała z nim rozmawiać? Hej, Percival, nieźle mnie przetyrałeś po arenie podczas ostatniego pojedynku, kiedy rewanż? Dobrze, że miała na twarzy szalik, bo skrzywiła się śmiesznie do własnych myśli.
- Och, byłam tam z... - czy powinna była zdradzać mu personalia innych członków Zakonu Feniksa? Nie miała takiej pewności, wiec ugryzła się w język. Jessa nie była Gwardzistką i mogła zostać jeszcze niewtajemniczona w działania Percivala dla ich sprawy. - ... z przyjaciółką - dokończyła koślawo. - Niestety nie dałyśmy rady uporać się z mumią - stwierdziła z żalem, nie wdając się w szczegóły. Ostatnie czego teraz chciała to dzielić się z byłym lordem Nott szczegółami własnego rozstroju żołądka i kilkudniowych nudności.
To nawet lepiej, że anomalia przyciągnęła ich uwagę na dobre. Im dłużej mówiła, tym miała wrażenie, że robi się pomiędzy nimi jeszcze bardziej niezręcznie. Ponury wyraz z twarzy Maxine starł jednak mały sukces - ich zaklęcia okazały się na tyle mocne, że zaczęły przełamywać lód. Pękał raz po raz, łamiąc się na mniejsze tafle, odkrywając przed nimi tętniące źródło anomalii. Dopiero teraz poczuła jak powietrze wokół nich zgęstniało, wyczuła tę czarną magię w powietrzu.
Cieszyła się, że Percival miał już sobą pierwsze doświadczenie w naprawie anomalii według procedury opracowanej przez profesor Bagshot; ona sama nie nadawała się chyba na nauczycielkę. Mimo wszystko zdecydowała się jeszcze raz powtórzyć mi cicho, na prędce, najważniejsze informacje; opanowanie anomalii wcale nie było proste, jej samej nie udało się to za pierwszym, czy za drugim razem. W sumie to nawet nie za trzecim. Chyba poczuła się zazdrosna, że Blake opanował to tak szybko - oby to dziś wykorzystał.
Uczyniła kilka kroków w przód, różdżkę trzymała uniesioną; wzięła głębszy oddech i zaczęła. Próbowała skupić cały swój potencjał magiczny, skierować tę magię ku źródłu czarnomagicznej anomalii, by je wyciszyć i uspokoić.
| metoda Zakonu Feniksa
Skoro i Percival słyszał plotki niezwykle podobne do tych, w których posiadaniu była ona, musiało być w nich zdecydowanie więcej prawdy niż sądziła. - No i tak... - mruknęła Desmond, machając rękoma wzdłuż ciała, gdy podążali cichą, pogrążoną w mroku alejką w kierunku lodowiska. Nie bardzo wiedziała co ma powiedzieć. O czym miała z nim rozmawiać? Hej, Percival, nieźle mnie przetyrałeś po arenie podczas ostatniego pojedynku, kiedy rewanż? Dobrze, że miała na twarzy szalik, bo skrzywiła się śmiesznie do własnych myśli.
- Och, byłam tam z... - czy powinna była zdradzać mu personalia innych członków Zakonu Feniksa? Nie miała takiej pewności, wiec ugryzła się w język. Jessa nie była Gwardzistką i mogła zostać jeszcze niewtajemniczona w działania Percivala dla ich sprawy. - ... z przyjaciółką - dokończyła koślawo. - Niestety nie dałyśmy rady uporać się z mumią - stwierdziła z żalem, nie wdając się w szczegóły. Ostatnie czego teraz chciała to dzielić się z byłym lordem Nott szczegółami własnego rozstroju żołądka i kilkudniowych nudności.
To nawet lepiej, że anomalia przyciągnęła ich uwagę na dobre. Im dłużej mówiła, tym miała wrażenie, że robi się pomiędzy nimi jeszcze bardziej niezręcznie. Ponury wyraz z twarzy Maxine starł jednak mały sukces - ich zaklęcia okazały się na tyle mocne, że zaczęły przełamywać lód. Pękał raz po raz, łamiąc się na mniejsze tafle, odkrywając przed nimi tętniące źródło anomalii. Dopiero teraz poczuła jak powietrze wokół nich zgęstniało, wyczuła tę czarną magię w powietrzu.
Cieszyła się, że Percival miał już sobą pierwsze doświadczenie w naprawie anomalii według procedury opracowanej przez profesor Bagshot; ona sama nie nadawała się chyba na nauczycielkę. Mimo wszystko zdecydowała się jeszcze raz powtórzyć mi cicho, na prędce, najważniejsze informacje; opanowanie anomalii wcale nie było proste, jej samej nie udało się to za pierwszym, czy za drugim razem. W sumie to nawet nie za trzecim. Chyba poczuła się zazdrosna, że Blake opanował to tak szybko - oby to dziś wykorzystał.
Uczyniła kilka kroków w przód, różdżkę trzymała uniesioną; wzięła głębszy oddech i zaczęła. Próbowała skupić cały swój potencjał magiczny, skierować tę magię ku źródłu czarnomagicznej anomalii, by je wyciszyć i uspokoić.
| metoda Zakonu Feniksa
That girl with pearls in her hair
is she real or just made of air?
The member 'Maxine Desmond' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 78
'k100' : 78
Dopiero gdy zmierzali ku źródłu anomalii, z trudem przebijając niezręczną ciszę garścią pozbawionych głębszego przekazu słów, dotarło do niego, jak wiele było między nimi niedopowiedzeń; być może przeszedł na drugą stronę wojennej barykady, potykając się i raniąc o oplatający ją drut kolczasty, ale wciąż miał jeszcze do przebycia całe pole wydrążonych uprzedzeniami okopów, naszpikowanych pułapkami, w które wcale nietrudno było przypadkowo wejść. Walka w imię Zakonu Feniksa tylko w teorii wydawała się oczywista; w rzeczywistości nie znał niemal żadnego z nich, a oni nie znali jego, zapewne budując sobie jego obraz na podstawie krwawych starć z pozostałymi Rycerzami Walpurgii i przerażających opowieści o czarnomagicznych klątwach; obraz kogoś do cna zepsutego, niegodnego ich zaufania, podstępnego i niecofającego się przed niczym, z krwią mugoli skapującą z umorusanych zbrodniami palców. Częściowo mieli zresztą rację, nie mógł więc winić Maxine za malujące się w jasnych oczach zaskoczenie i rzucane mu, ukradkowe spojrzenia; nie miał pojęcia, czy straciła kogoś z ręki popleczników Voldemorta, ani czy sama w ten sposób nie ucierpiała – a jeżeli miałby być zupełnie szczery sam ze sobą, to nie był nawet pewien, czy nie stanęli któregoś dnia naprzeciwko siebie, nie rozpoznając jednak skrytych pod kapturami twarzy.
Nie umknęło mu zawahanie w jej głosie, starał się nie zwracać jednak na nie uwagi; nie dziwiła go jej ostrożność, choć gdy naprędce przekształciła niewymówione imię w nieszkodliwy zaimek, i tak poczuł dziwne ukłucie za mostkiem. Otrząsnął się jednak szybko z nieprzyjemnego wrażenia, chwytając się tematu naprawy jak tonący brzytwy. – Gdyby nie Alex, pewnie też byśmy sobie z nią nie poradzili – przyznał, przypominając sobie własne chybione zaklęcie. – Z tą pierwszą przynajmniej, druga potulnie dała mi się namówić na powrót do sarkofagu – dodał, pozwalając, by do jego głosu wkradł się słabo wyczuwalny, żartobliwy ton, mimowolnie zerkając na zawodniczkę Harpii z ukosa.
Gdy udało im się odłupać wystarczająco dużo lodu, by dostać się do pulsującej pod grubą powierzchnią anomalii, zrezygnował jednak całkowicie z próby nawiązania rozmowy, uważnie wysłuchując pospiesznych instrukcji Maxine. Słyszał je już wcześniej, potrafił też odtworzyć je z pamięci, ale mimo wszystko to ona miała więcej doświadczenia; nie przerywał jej więc, obserwując ją również przez moment, gdy już zaczęła przelewać własną magię ku niestabilnej energii, zaczynającej już powoli poddawać się stabilizującemu działaniu czarodziejskich formuł. Poszedł w jej ślady zaraz potem, niepodzielnie skupiając się już na zadaniu: szło jej dobrze, ale żadne z nich nie było w stanie poradzić sobie z anomalią w pojedynkę. Musieli działać wspólnie, na kilka chwil zapominając o ziejących między nimi podziałach – i oby to wystarczyło.
Nie umknęło mu zawahanie w jej głosie, starał się nie zwracać jednak na nie uwagi; nie dziwiła go jej ostrożność, choć gdy naprędce przekształciła niewymówione imię w nieszkodliwy zaimek, i tak poczuł dziwne ukłucie za mostkiem. Otrząsnął się jednak szybko z nieprzyjemnego wrażenia, chwytając się tematu naprawy jak tonący brzytwy. – Gdyby nie Alex, pewnie też byśmy sobie z nią nie poradzili – przyznał, przypominając sobie własne chybione zaklęcie. – Z tą pierwszą przynajmniej, druga potulnie dała mi się namówić na powrót do sarkofagu – dodał, pozwalając, by do jego głosu wkradł się słabo wyczuwalny, żartobliwy ton, mimowolnie zerkając na zawodniczkę Harpii z ukosa.
Gdy udało im się odłupać wystarczająco dużo lodu, by dostać się do pulsującej pod grubą powierzchnią anomalii, zrezygnował jednak całkowicie z próby nawiązania rozmowy, uważnie wysłuchując pospiesznych instrukcji Maxine. Słyszał je już wcześniej, potrafił też odtworzyć je z pamięci, ale mimo wszystko to ona miała więcej doświadczenia; nie przerywał jej więc, obserwując ją również przez moment, gdy już zaczęła przelewać własną magię ku niestabilnej energii, zaczynającej już powoli poddawać się stabilizującemu działaniu czarodziejskich formuł. Poszedł w jej ślady zaraz potem, niepodzielnie skupiając się już na zadaniu: szło jej dobrze, ale żadne z nich nie było w stanie poradzić sobie z anomalią w pojedynkę. Musieli działać wspólnie, na kilka chwil zapominając o ziejących między nimi podziałach – i oby to wystarczyło.
do not stand at my grave and weep
I am not there
I do not sleep
I am not there
I do not sleep
The member 'Percival Blake' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 68
'k100' : 68
Nic nie mogła na to poradzić. Odczuwana niechęć była silniejsza od niej. Kiedy kilka tygodni wcześniej Benjamin zdecydował się opowiedzieć im o Rycerzu Walpurgii, pragnącym zawrócić ze ścieżki plugastwa i zbrodni, wpadła w złość - nie wierzyła przecież w dobre intencje czarnoksiężnika. W pierwszej chwili sądziła, że to podstęp, intryga, istniały ponoć sposoby, aby drugiego człowieka oszukać do cna. Co, jeśli był to z góry zaplanowany manewr sługusów tego całego Lorda Voldemorta? Udać skruszonego, przeniknąć ich szeregi i przekazywać informacje. Nie potrafiła znieść myśli, ze mogliby się na to zgodzić. W Desmond zbyt wiele było bolesnych wspomnień związanych z takimi jak on - zwolennikami idei czystej krwi. Ślizgoni zwykli znęcać się nad nią już od pierwszych dni szkoły, kiedy to nierozważnie wyznała, że urodziła się w rodzinie mugoli.
Miała wiele powodów do swoich uprzedzeń, do parzącej jak pokrzywca postawy, podejrzliwości w modrych oczach.
Starała odepchnąć od siebie wątpliwości. Wierzyła przecież w Zakon Feniksa, w Gwardzistów, ufała im decyzjom; w pierwszych chwilach dała ponieść się emocjom, jednakże po przetrawieniu tematu na chłodno i w spokoju, doszła do wniosku, że przecież na pewno musieli go sprawdzić na wszelkie możliwe sposoby - inaczej nie pozwoliliby im się spotkać dzisiaj. Jakoś tak wątpiła, by aż tak bardzo wierzyli w jej umiejętności pojedynkowe, aby powierzyć jej zadanie samotnej misji z podejrzanym, niesprawdzonym rzekomo byłym Rycerzem Walpurgii.
Westchnęła ciężko w duchu. Ufała Gwardzistom, ciężko było jednak wyzbyć się wszystkich uprzedzeń, które narastały w niej latami ot tak po prostu. Potrzebowała czasu, aby się przekonać o prawdziwości intencji Percivala. Zaufanie budowało się stopniowo, zwłaszcza, gdy miało się za sobą taką przeszłość.
- Ta, która zaatakowała nas, w ogóle nie była skora do rozmowy... Cuchnęła potwornie... A moje zaklęcie wciągnęła cholerna burza. Straszna jest - odparła Maxine; może nie zaśmiała się głośno na jego subtelny dowcip, nie zabrzmiała już jednak aż tak oschle, do tego pożaliła się z goryczą na własną porażkę. Gdyby nie anomalie wizyta jej i Jessy w Domu Petriego mogłaby potoczyć się zupełnie inaczej.
Na przykład tak jak teraz. Magia Maxine i Percivala splotła się w jeden, silny strumień, który spętał niestabilną energię anomalii. Naparli na jej źródło razem, zadziwiająco sprawnie, co niemal mile szukającą zaskoczyło, nie pozwoliła sobie jednak na rozproszenie myśli - nie teraz. Zbyt często zdarzało się, że w ostatniej chwili anomalia wymykała się jej z palców. Tym razem nie zapomniała o usztywnieniu nadgarstka. Poczuła, że czarna magia tego miejsca im się poddaje. Temperatura powietrza wokół nich wzrosła, zbyt wcześnie było jednak na radość; lód dookoła zaczął trzeszczeć, piętrzyć się..
- To zaraz się na nas zawali... - jęknęła Maxine. - SZYBKO! - krzyknęła, rzucając się w stronę utworzonego przez nich zaklęciami żłobiącymi korytarza. Powierzchnia pod ich stopami była jednak zbyt śliska i mokra, by po niej biec - to gwarantowałoby upadek. Maxine starała się więc po niech... sunąć. Jak na łyżwach. Tylko dużo szybciej, niż miała to w zwyczaju robić dla zabawy. Musieli uciec stamtąd jak najszybciej, jednocześnie nie opuszczając różdżek - by proces naprawy dobiegł końca.
| łyżwiarstwo I (+10)
Miała wiele powodów do swoich uprzedzeń, do parzącej jak pokrzywca postawy, podejrzliwości w modrych oczach.
Starała odepchnąć od siebie wątpliwości. Wierzyła przecież w Zakon Feniksa, w Gwardzistów, ufała im decyzjom; w pierwszych chwilach dała ponieść się emocjom, jednakże po przetrawieniu tematu na chłodno i w spokoju, doszła do wniosku, że przecież na pewno musieli go sprawdzić na wszelkie możliwe sposoby - inaczej nie pozwoliliby im się spotkać dzisiaj. Jakoś tak wątpiła, by aż tak bardzo wierzyli w jej umiejętności pojedynkowe, aby powierzyć jej zadanie samotnej misji z podejrzanym, niesprawdzonym rzekomo byłym Rycerzem Walpurgii.
Westchnęła ciężko w duchu. Ufała Gwardzistom, ciężko było jednak wyzbyć się wszystkich uprzedzeń, które narastały w niej latami ot tak po prostu. Potrzebowała czasu, aby się przekonać o prawdziwości intencji Percivala. Zaufanie budowało się stopniowo, zwłaszcza, gdy miało się za sobą taką przeszłość.
- Ta, która zaatakowała nas, w ogóle nie była skora do rozmowy... Cuchnęła potwornie... A moje zaklęcie wciągnęła cholerna burza. Straszna jest - odparła Maxine; może nie zaśmiała się głośno na jego subtelny dowcip, nie zabrzmiała już jednak aż tak oschle, do tego pożaliła się z goryczą na własną porażkę. Gdyby nie anomalie wizyta jej i Jessy w Domu Petriego mogłaby potoczyć się zupełnie inaczej.
Na przykład tak jak teraz. Magia Maxine i Percivala splotła się w jeden, silny strumień, który spętał niestabilną energię anomalii. Naparli na jej źródło razem, zadziwiająco sprawnie, co niemal mile szukającą zaskoczyło, nie pozwoliła sobie jednak na rozproszenie myśli - nie teraz. Zbyt często zdarzało się, że w ostatniej chwili anomalia wymykała się jej z palców. Tym razem nie zapomniała o usztywnieniu nadgarstka. Poczuła, że czarna magia tego miejsca im się poddaje. Temperatura powietrza wokół nich wzrosła, zbyt wcześnie było jednak na radość; lód dookoła zaczął trzeszczeć, piętrzyć się..
- To zaraz się na nas zawali... - jęknęła Maxine. - SZYBKO! - krzyknęła, rzucając się w stronę utworzonego przez nich zaklęciami żłobiącymi korytarza. Powierzchnia pod ich stopami była jednak zbyt śliska i mokra, by po niej biec - to gwarantowałoby upadek. Maxine starała się więc po niech... sunąć. Jak na łyżwach. Tylko dużo szybciej, niż miała to w zwyczaju robić dla zabawy. Musieli uciec stamtąd jak najszybciej, jednocześnie nie opuszczając różdżek - by proces naprawy dobiegł końca.
| łyżwiarstwo I (+10)
That girl with pearls in her hair
is she real or just made of air?
The member 'Maxine Desmond' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 55
'k100' : 55
Mimo wszystko był jej wdzięczny – że w ogóle tu była, że zdecydowała się na odłożenie na chwilę zdrowego rozsądku, który przecież na pewno musiał ją przed tym pomysłem ostrzegać; mogła się zaprzeć, nie zgodzić na jego towarzystwo, żądać obecności kogoś innego – ale z jakiegoś powodu tego nie zrobiła. Może chodziło o wspólny cel – i może ten wspólny cel mógł za jakiś czas stać się wątłą nicią porozumienia, na której będzie w stanie zbudować coś więcej. Mówienie o zaufaniu wydawało się w tej chwili szaleńczym optymizmem, ale właściwie wystarczyłby mu brak wrogości; otwartej – tej podskórnej mógł nie pozbyć się nigdy, tak samo jak nigdy nie zdoła odwrócić tragicznych skutków swoich błędów. Mógł walczyć, mógł zrobić wszystko, by wykonać każde zadanie, jakie tylko spadnie na jego barki, i mógł poświęcić resztę życia i ograniczonej przez przysięgę wolności na czynienie szeroko pojętego dobra – ale wiedział, że przywrócenie do życia martwych i zaleczenie nieodwracalnych ran nie leżało, i leżeć nie będzie w zasięgu jego możliwości.
– To prawda – mruknął, mimowolnie spoglądając w ciężkie od chmur niebo, gdy wspomniała o burzy; trawiona anomaliami, materializującymi się w postaci grzmotów i błyskawic, wprawiała go w niemożliwą do odegnania nerwowość już od jakiegoś czasu. – Zwłaszcza, jak mieszka się w domu bez ścian – mruknął, już bardziej do siebie – ale nie miał czasu na powiedzenie niczego więcej.
Wiedział, że im się udało, zanim jeszcze anomalia poddała się ich magii w pełni – był już w stanie rozpoznać to cichnące drżenie niestabilnej energii, rozpraszającej się i niknącej pod wpływem ich własnej. Nie tracił skupienia, nie opuszczał różdżki zbyt wcześnie, nie potrafił jednak powstrzymać lekkiego ukłucia satysfakcji – i jakiejś trudnej do określenia radości, swoje źródło mającej najprawdopodobniej w świadomości, że coś udało im się przywrócić do porządku, pozbywając się przynajmniej cząstki burzącego magiczny i mugolski świat chaosu. Odetchnął z ulgą, miał wrażenie, że robiło się cieplej – i skraplające się strugi chłodnej wody bardzo szybko utwierdziły go w tym przekonaniu. Lód topniał i kruszał, nie zrozumiał jednak, co właściwie to dla nich oznaczało, dopóki nie usłyszał złowrogiego trzeszczenia, a zaraz po nim – krzyku Maxine. – Psidwacza… – mruknął, jednak nie dokończył; jego stopy rozjechały się dziwnie na boki, ale odzyskał równowagę, ruszając – czy może sunąc – za mknącą już w stronę wyjścia z tunelu kobietą. Całe szczęście, że całkiem nieźle radził sobie w jeździe na łyżwach, wciąż starał się jednak zachować jak największą ostrożność; uwięzienie w topniejącym lodowcu mogłoby nie skończyć się dla niego dobrze.
| łyżwiarstwo I (+10)
– To prawda – mruknął, mimowolnie spoglądając w ciężkie od chmur niebo, gdy wspomniała o burzy; trawiona anomaliami, materializującymi się w postaci grzmotów i błyskawic, wprawiała go w niemożliwą do odegnania nerwowość już od jakiegoś czasu. – Zwłaszcza, jak mieszka się w domu bez ścian – mruknął, już bardziej do siebie – ale nie miał czasu na powiedzenie niczego więcej.
Wiedział, że im się udało, zanim jeszcze anomalia poddała się ich magii w pełni – był już w stanie rozpoznać to cichnące drżenie niestabilnej energii, rozpraszającej się i niknącej pod wpływem ich własnej. Nie tracił skupienia, nie opuszczał różdżki zbyt wcześnie, nie potrafił jednak powstrzymać lekkiego ukłucia satysfakcji – i jakiejś trudnej do określenia radości, swoje źródło mającej najprawdopodobniej w świadomości, że coś udało im się przywrócić do porządku, pozbywając się przynajmniej cząstki burzącego magiczny i mugolski świat chaosu. Odetchnął z ulgą, miał wrażenie, że robiło się cieplej – i skraplające się strugi chłodnej wody bardzo szybko utwierdziły go w tym przekonaniu. Lód topniał i kruszał, nie zrozumiał jednak, co właściwie to dla nich oznaczało, dopóki nie usłyszał złowrogiego trzeszczenia, a zaraz po nim – krzyku Maxine. – Psidwacza… – mruknął, jednak nie dokończył; jego stopy rozjechały się dziwnie na boki, ale odzyskał równowagę, ruszając – czy może sunąc – za mknącą już w stronę wyjścia z tunelu kobietą. Całe szczęście, że całkiem nieźle radził sobie w jeździe na łyżwach, wciąż starał się jednak zachować jak największą ostrożność; uwięzienie w topniejącym lodowcu mogłoby nie skończyć się dla niego dobrze.
| łyżwiarstwo I (+10)
do not stand at my grave and weep
I am not there
I do not sleep
I am not there
I do not sleep
The member 'Percival Blake' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 44
'k100' : 44
Strona 3 z 5 • 1, 2, 3, 4, 5
Lodowisko
Szybka odpowiedź