Wydarzenia


Ekipa forum
Pracownie projektantów
AutorWiadomość
Pracownie projektantów [odnośnik]28.03.16 21:32
First topic message reminder :

Pracownie projektantów

★★★★
Projektanci pracują w pojedynkę lub w większych grupkach, wobec czego pracownie to mniejsze lub większe pomieszczenia, do których prowadzą poszczególne drzwi na ścianach długiego korytarza; jeśli wierzyć tabliczce, dostęp do niego posiadają tylko upoważnione osoby. Mówi się - zapewne z lekką dawką ironii, że wejście do tej części domu mody jest równie trudne jak ograbienie banku Gringotta. Do poszczególnych sal można dostać się tylko i wyłącznie za pomocą specjalnego, unikatowego klucza, osobnego dla każdego pracownika. Na drzwi nie działają żadne zaklęcia otwierające - zabezpieczenia te wprowadzono w momencie prób pierwszych włamań, wszak niektóre osoby wiele by oddały za projekty z niewprowadzonej jeszcze kolekcji.

W pomieszczeniach znajdują się wielkie, czarne tablice, na których kredą zarysowywane są wstępne projekty; stoły do właściwych szkiców, kilka manekinów, próbniki materiałów, które można łączyć ze sobą za pomocą odpowiednich czarów.
[bylobrzydkobedzieladnie]


Ostatnio zmieniony przez Mistrz gry dnia 25.03.22 20:46, w całości zmieniany 1 raz
Mistrz gry
Mistrz gry
Zawód : -
Wiek : -
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
Do you wanna live forever?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Pracownie projektantów - Page 4 Tumblr_mduhgdOokb1r1qjlao4_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/t475-sowa-mistrza-gry#1224 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t2762-skrytki-bankowe-czym-sa#44729 http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki

Re: Pracownie projektantów [odnośnik]08.09.24 11:41
Wznosi nieco ciemne brwi na wspomnienie Harlanda. Czy powinien się dziwić, że tych dwoje zdążyło już odbyć podobną dyskusję? Brat lubi wychwytywać z tłumów perełki kobiecości, zwłaszcza gdy te zdążyły już zmienić nazwisko. Wśród nich nie musi mierzyć się z oczekiwaniami, nie obawia się, że ktoś miałby rozliczać go z płonnych obietnic.
- Ambicja, ciekawość, głód, dobór pojęć jest tu dowolny, kiedy wszyscy dążymy do jednego. - A raczej wydaje się, że dąży się do określonego celu, podczas gdy to z podróży czerpie się największą przyjemność.
Tym większe jest jego zdziwienie, kiedy Melisande wspomina o lasach, Blackach i chorobie kuguchuarów. Żaden z tych tematów nie jest mu bliski, więc i nie zgłębia się weń nadto, ucieszony, że mimo wszystko samej czarownicy udało się z tych przeżyć wyjść cało.
To będzie ciekawe, przemyka mu przez myśl i przysiada na skraju biurka, zawieszając wzrok na rozmówczyni. Ludzie mają to do siebie, że uwielbiają mówić i chętnie korzystają z każdej okazji oraz przyzwolenia do tego, by wyrazić swoje emocje, zdradzić przemyślenia, podzielić się planem. Bradford ceni sobie takie rozmowy, kiedy zasiada na przeciw towarzysza, mogąc zanurzyć się w jego umyśle i poznać go od podszewki. Ludzie nie zdają sobie często sprawy z tego, jak wiele o sobie zdradzają w kilku prostych słowach, o mimice i gestach nie wspominając.
Pozwala czarownicy mówić, snuć te swoje marzenia, plan idealny, którego pomyślność uzależniona jest od jego zgody. Jeśli zamierza w istocie podbić świat i przewodzić innym - cokolwiek miałoby to znaczyć - nie potrzebuje jego nazwiska na metce sukni, bo jej słowa oraz czyny mówić powinny same za siebie. Oczywiście sprawa byłaby dlań o wiele łatwiejsza, gdyby zachwycała także kreacją, momentalnie przyciągającą doń spojrzenia. Przed oczami Parkinsona pojawiają się już stroje, w których mogłaby olśnić publiczność i zachwycić tłumy, bo podkreśliłyby każdy z jej niewątpliwych walorów. Możliwość sięgnięcia po to, co odważne, kusi, by naszkicować już kilka projektów, dać upust kreatywności, ale powinien trzymać się z dala od szaleństw i decyzji podejmowanych z gorącą głową, póki nie zna jeszcze wszystkich warunków.
Nie zatrzymuje jej, kiedy wstaje i kieruje swoje kroki ku wyjściu. Sam wypuszcza ciężko powietrze z płuc, próbując ułożyć sobie w głowie wszystko to, co czarownica chciała mu przekazać. Z kobietami nie jest łatwo, wie to od zawsze, obracając się wokół ich kapryśności. Jako projektant, krawiec, a później także mąż, musiał nauczyć się ich słuchać, wyłuskiwać to, co istotne i to, co zaszyte między wierszami. Kobieta nie zawsze mówi wprost, prawdę mówiąc - niemal nigdy nie zdradza bezpośrednio swoich oczekiwań i pragnień, zmuszając do wytężenia umysłu, do wysnuwania domysłów, lub poruszania się po omacku. Trudno jest wśród takich lawirować, zwłaszcza gdy mają być oddaną klientką, której serce trzeba podbić. Tyle że tuż obok wyczerpującej gimnastyki należy też wiedzieć, jak stawiać granice i nie pozwolić wejść sobie na głowę, zwłaszcza klientce.
- Mówisz, że mogę cię mieć na wyłączność, ale jednocześnie zamierzasz oddać się w ręce początkującej projektantki - podsumowuje jej słowa, kiedy wymija go w drodze do drzwi. Sam nie rusza się z miejsca, a wodzi za nią wzrokiem. Nie patrzy już na kreację, powiewające przy ruchu fałdy materiału, czy brzęczącą biżuterię. Spogląda na jasną twarz otuloną brązowymi kosmykami, szuka bystrego spojrzenia i pozwala sobie na rozbawiony uśmiech. - Odnoszę wrażenie, droga Melisande, że sama jeszcze nie zdecydowałaś, co tak naprawdę jest dla ciebie istotne. - Stawia mu oczekiwania, przedstawia swój misternie uknuty plan, lecz nie wiedząc, co też się za tym wszystkim kryje i jaki chciałaby osiągnąć cel, nie jest w stanie podpowiedzieć, które z kroków okażą się tu prawdziwie słuszne i przydatne.
Mógłby mówić dalej, w kilku prostych słowach ukrócić wszystkie jej wysnute plany, dziecięce, naiwne marzenia. Mógłby sprzeciwić się od razu, wytykając bzdurność pomysłu. Mógłby stłamsić jej zapał, zetrzeć uśmiech z twarzy i pożegnać dżentelmeńskim gestem, mając pewność, że już nigdy więcej się nie spotkają. Tyle że jest w postaci Melisande coś, co nie pozwala jej od razu przekreślić. Czy to bijąca od niej buta, niezachwiana pewność siebie, a może chęć działania, wzięcia sprawy we własne ręce? Rozumie, że są kobiety, których jedyną aspiracją jest siedzieć, ładnie pachnieć, a nocą dać mężowi wątpliwą przyjemność, ale zdecydowanie bardziej ceni sobie te pomysłowe, które nie chcą tkwić w bezczynności. Melisande niestety-Travers wykazuje się zarówno bezczelnością, jak i kreatywnością, co sprawia że Bradford nie skreśla jej przy pierwszym podejściu.
- Zastanowię się nad twoją propozycją. Do zobaczenia, lady Travers. - Chyli przed nią czoło, wcale nie uciekając się do kłamstwa, bo kiedy tylko drzwi zatrzaskują się z cichym kliknięciem, przeciera otwartą dłonią twarz i kręci głową z niedowierzaniem. Dziewczęta nigdy nie przestaną go zaskakiwać swoją fantazją.

| zt x2
Bradford Parkinson
Bradford Parkinson
Zawód : Projektant, krawiec
Wiek : 35
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Wdowiec
I do not merely design garments.
I weave dreams into reality.
OPCM : 5 +4
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 3 +1
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 11
SPRAWNOŚĆ : 15
Genetyka : Czarodziej

Neutralni
Neutralni
https://www.morsmordre.net/t12418-bradford-duncan-parkinson https://www.morsmordre.net/t12434-feronia#382499 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f170-gloucestershire-cotswolds-hills-broadway-tower https://www.morsmordre.net/t12507-skrytka-bankowa-nr-2652#385063 https://www.morsmordre.net/t12435-bradford-parkinson#382513
Re: Pracownie projektantów [odnośnik]08.09.24 17:16
- Mówię, że możemy sobie pomóc, ale wszystko co zamierzam mogę osiągnąć też bez ciebie. Wyznaczam termin na Twoją decyzję, bo tyle założył go dla ciebie mój plan. - przekrzywiła odrobinę głową rozciągając usta w urokliwym uśmiechu. Zmrużyła oczy, kiedy unosiła wyżej brodę. Krótkie stwierdzenie padające w jej kierunku uniosło brwi Melisande w uprzejmym zaskoczeniu. Przez chwilę zdaje się wyglądać na prawdziwie zaskoczoną, przynajmniej do momentu w którym z jej ust nie wypadło krótkie, rozbawione prychnięcie, początek perlistego śmiechu, kiedy z rozbawieniem pokręciła głową zasłaniając wargi dłonią obleczoną pierścieniami otrzymanymi od męża. - Nie pozwól się sobie w nie zapaść, Bradfordzie, bywają złudne. - wiedziała dokładnie czego chciała i co było dla niej istotne. Dzisiaj - jego i sukien, które mógł dla niej uszyć. Czy niezbędne - nie. Oboje znali odpowiedzi. Uśmiech rozbawienia pozostał na jej twarzy kiedy spoglądała z odwagą ku niemu. Jeśli tymi słowami próbował ją speszyć, nie zrobił tego. Była pewna tego, po co przyszła i co chciała osiągnąć dzisiaj. Dzisiaj miało skupić na niej jego uwagę, miało ją przed nim postawić i poruszyć choć trochę. Wszystko to osiągnęła, odhaczając z zadowoleniem punkty na wykreowanym planie. Kąciki ust unoszą się wyżej, kiedy odpowiada na jej pożegnanie. Idealnie - właśnie tego potrzebowała dziś od niego - kolejny punkt odhaczony. Myśl o tym, Bradfordzie. O tym i o mnie. Rozpatrz każdą możliwość, dostrzeż je wszystkie, uświadom sobie ile możesz zyskać. Pochyliła krótko głową przywołując do nogi Fallanisa, znikając za drzwiami pracowni. Obejrzała się za siebie, na nie, nie potrafiąc wyzbyć się rozbawionego uśmiechu pełnego zadowolenia. Nawet jeśli Bradford odmówi - wykazując się istotnie brakiem rozsądku samego w sobie - to przynajmniej spędziła trochę czasu, który zdecydowanie poprawił jej nastrój i odciągnął myśli od Manannana. Ledwie chwilę później korytarzach przy pracowniach przeciął odgłos stawianych przed nią kroków. Wiedziała dokąd zmierza i co chce osiągnąć, i - jak mówił jej Tristan - zamierzała po to wszystko sięgnąć zamiast składać prośby do wszechświata.

| zt ^^


I've heard allegations 'bout your reputation
I'll show you my shadows if you show yours
Let's get it right dear, give a good fight dear
We'll keep it all up behind
closed doors
Melisande Travers
Melisande Travers
Zawód : badacz; behawiorysta smoków; początkujący twórca świstoklików
Wiek : 26
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zamężna
I do not chase. I conquer.
You will crumble for me
like a Rome.
OPCM : 10
UROKI : 0 +3
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0 +1
TRANSMUTACJA : 10 +7
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 19
SPRAWNOŚĆ : 10
Genetyka : Czarownica

Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t4704-melisande-rosier#100644 https://www.morsmordre.net/t5050-nulla#108518 https://www.morsmordre.net/t12140-melisande-travers https://www.morsmordre.net/f15-norfolk-corbenic-castle https://www.morsmordre.net/t5178-skrytka-bankowa-nr-1209 https://www.morsmordre.net/t5098-melisande-rosier#110615
Re: Pracownie projektantów [odnośnik]18.09.24 11:16
10 listopad

Przyniesiony przez papugę - tak kontrastująca w upierzeniu z Złotą Rybką - list zdecydowanie i konkretnie poprawił jej nastrój. Ostatnimi dniami czasem nie mogła odnaleźć samej siebie. Zirytowana, rorzucona, nadal próbująca odnaleźć siebie po tym, jak spadła z klifu, na który wspięła się sama.
Może istotnie była naiwna - w końcu powinna wiedzieć lepiej, być mądrzejsza, bardziej przezorna, tego nauczył ją czas i życie samo w sobie. A jednak, poddała się - kuszącym podszeptom słabego serca, winna jedynie sama sobie. To tylko drażniło ją mocniej. Sama siebie drażniła. Drażniła ją Anitha, każdy jeden mieszkaniec zamku, kiedy przybierając uśmiech była poprawnie miła. Najbardziej drażnił ją jej własny mąż, który zdawał się zapomnieć a może nie pojmować, co istotnie zrobił i co stracił. Jedyną ostoją na której zaczynała opierać się coraz mocniej był plan, który kreowała, plan który pozostawiła przed nim zanim udała się z wizytą do domu i który zaakceptował po jej powrocie, możliwe że nieświadomie wręczając w jej dłonie cel, który sama wybrała.
Dobrze. Więcej nie potrzebowała.
Przynajmniej od niego. Nieznajomy nosiciel listów, szybko kojarzący się z Parkinsonami sprawił, że mimowolnie nie była w stanie ukryć odrobinę szybszego, niemal nerwowego kroku w stronę parapetu - choć nie zapomniała o manierach, najpierw zajmując się Feronią, dopiero potem spoglądając na słowa skreślone ku niej. Mimowolnie wstrzymując na chwilę oddech, kiedy wyraz jej twarzy zmieniał się ze zdania na zdanie, rozciągając na kształtnych malinowych wargach pełen zadowolenia uśmiech.
Idealnie. Bradford Parkinson właśnie zaczynał kroczyć w jej stronę, mimowolnie dźwignęła brodę ku górze, pozwolając by palce przesunęły się wcharakterystycznym tańcu pod podbródkiem kiedy zastanawiała się czy winna trzymać go w niepewności dłużej. Nie widziała jednak korzyści w owym działaniu - noworoczny sabat znajdował się niemal za rogiem, a on miał w końcu być swoim poczatkiem jej własnej rewolucji. Na tym się skupi, na sobie na zwróceniu ku sobie spojrzeń, które będą słodką nagrodą, rekomensatą. Nagrodą. Odpisała niewiele później, nie było sensu przeciągać, rozciągać, kazać mu czekać, kiedy ostatecznie zgadzał się zrobić, czego pragnęła.
Mimowolnie, nieświadomie, Bradford pomógł jej zaczepić koła o właściwą trakcję torów. Jej działania nie były nieskuteczne, plany nie odznaczały miernością, po prostu rozochocona lipcowym skucesem stała się nieostrożna. Więcej taka nie będzie. Spotka się z nim po weekendzie.
Ten minął pod znakiem fenomenalnego humoru, łaskawszym okiem spoglądała na wszystko wokół kiedy sprawy szły według wygrywanej przez nią melodii przygrywając w dobry nastrój. Zapomniała nawet o tym, że Manannan irytował ją samym istnieniem, skupiona już dalej, na poniedziałku kiedy to stawiła się w Domu Mody zgodnie z informacją zawartą w liście.
Przybyła sama, Anitha nie kroczyła za nią jak cień, matagot pozostał na fotelu w jej komnatach - bo to, też było podprogową informacją. Czy wychwyconą przez Bradforda? Nie mogła wiedzieć. Wprowadzona do pracowni przez znajomą Margaret, podziękowała jej skinieniem głowy, roznosząc wokół siebie znajomy zapach róż. Dzisiaj, zdawała się wyglądać nawet na… skromną. Kremowa koszula z żabotem znikała z ciemnej, cięższej granatowej spódnicy opinającej się pod biustem. Kapelusz, który miała na głowie miał chronić ją przed możliwym deszczem, jak i płaszcz ten pierwszy oddała Margaret na chwilę przed wejściem. - Ah. - przypomniała sobie o nakryciu głowy, przekazując również je w jej dłonie. Włosy, ciemne, długie, pozostawały nienachalnie spięte, kilkoma pasmami, jednak pozostawione na wolności. Policzki miała zaczerwienione od siekającego wiatru i coraz większego mrozu; w dłoni, przy piersi zaciskała oprawioną w skórę teczkę. Weszła do pracowni ze znajomą sobie pewnością. Unosząc jedną z dłoni, żeby zaciągnąć ciemny kosmyk za włosy.
- Bradfordzie. - przywitała się, kącik ust drgnął jej łagodnie w oczach mimowolnie zajaśniały iskry. Na krótką chwilę mogła zapomnieć o wszystkim innym, skupić się na tym, co miało rozpościerać się wokół niej. - Liczyłam, że będę mogła zjawić się wcześniej, ale musiałam wstąpić do rezerwatu. Mój zastępca nadal zdaje się… oh wątpię, żeby był interesującym tematem. - urwała w połowie, unosząc rękę, żeby machnąć nią nonszalancko. Odłożyła teczkę na pierwszą powierzchnie która zdawała się właściwa na nią rzucając czarny, aksamitny woreczek, jego zawartość wydała krótki szelest. Splotła dłonie przed sobą. - Od czego życzysz sobie rozpocząć? - zapytała ubierając usta w kształt promiennego uśmiechu, widocznie towarzyszył jej dobry humor - mimo, jakby się mogło wydawać, wcześniejszych kłopotów.


I've heard allegations 'bout your reputation
I'll show you my shadows if you show yours
Let's get it right dear, give a good fight dear
We'll keep it all up behind
closed doors
Melisande Travers
Melisande Travers
Zawód : badacz; behawiorysta smoków; początkujący twórca świstoklików
Wiek : 26
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zamężna
I do not chase. I conquer.
You will crumble for me
like a Rome.
OPCM : 10
UROKI : 0 +3
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0 +1
TRANSMUTACJA : 10 +7
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 19
SPRAWNOŚĆ : 10
Genetyka : Czarownica

Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t4704-melisande-rosier#100644 https://www.morsmordre.net/t5050-nulla#108518 https://www.morsmordre.net/t12140-melisande-travers https://www.morsmordre.net/f15-norfolk-corbenic-castle https://www.morsmordre.net/t5178-skrytka-bankowa-nr-1209 https://www.morsmordre.net/t5098-melisande-rosier#110615
Re: Pracownie projektantów [odnośnik]13.10.24 14:32
Na wiadomość od lady Travers nie musiał długo czekać. Zdziwiła go jedynie przedłużająca się nieobecność Feronii, która w jesienno-zimowe dni niechętnie spędza wiele czasu na świeżym powietrzu, lubując się raczej w ciepłych pomieszczeniach. Treść nakreślonego kobiecą ręką listu wyjaśniła zawieruszenie papugi. Melisande przyznała się do ekscytacji związanej z postępami prac. Czy wątpiła, że zdecyduje się on podjąć rzuconego wyzwania? On sam w to wątpił, będąc początkowo niechętnym projektowi o wyraźnie zaznaczonych zasadach; zasadach, które ona chce stawiać. Dlaczego odezwał się w nim tak wielki sprzeciw? Czy to kwestia buty rzeczonej arystokratki, a może zwyczajnie nieszczęsnego nazwiska, jakie przyszło jej uznać za własne? Nie ma pojęcia, czy między nią a lordem Traversem są jakiekolwiek uczucia, prawdę mówiąc nawet go to nie interesuje, ale czy negatywna odpowiedź choć trochę poprawiłaby jego ocenę? To zostaje w strefie niedopowiedzeń.
Nie spieszył się z dotarciem do Londynu, zbyt niechętny do podnoszenia się z łóżka w tak ponury dzień. Lekko podchodzące do życia arystyczne dusze Parkinsonów nie stosują sztywno ustanowionej pory śniadania. Do tych zasiada się indywidualnie, bądź w mniejszych grupkach, w zależności od preferencji i harmonogramu dnia. Parująca cafe au lait w towarzystwie croissantów i jajek w kokilkach zdecydowanie umiliła mu poranek.
- Spójrz, co umiem, tato! - zatrzymało go jeszcze w pokoju muzycznym, kiedy Brigitte koniecznie chciała pochwalić się utworem na fortepian. Otrzymawszy pochwałę w towarzystwie braw uśmiechnęła się tylko dumnie i powróciła do ćwiczeń, zaś Bradford już bez żadnych przeszkód mógł przenieść się do stolicy.
Poniedziałkowy poranek nie obfituje w klientów, pozwalając sennie snuć się po pasażu. Inaczej natomiast dzieje się na zapleczu i w pracowniach projektantów, gdzie praca wciąż wre. Do sabatu pozostały dwa miesiące i choć część czarownic zdążyła zgłosić się wcześniej z zamówieniami, tak kwestią kilku tygodni jest nadchodząca fala przypominających sobie o nieubłaganie upływającym czasie kawalerów.
I wtedy pojawia się ona. Ekscytacja czarownicy jest łatwo dostrzegalna. Nie chodzi tylko o uśmiech, którym go obdarza, ani o melodyjny głos, mający w sobie więcej lekkości, niż uważnie pilnowane słowa podczas ich poprzedniego spotkania. Dziś zdaje się unosić ponad ziemią, niesiona radością i ciekawością - czy to z powodu wyników jego pracy? Jak daleko Melisande podążyła w międzyczasie z realizacją swojego planu zawładnięcia światem? Bradford jest szczerze zainteresowany jej postępami.
Wraz z kobiecym krokiem do pracowni wniknął znajomy już zapach róż. Męska dłoń przesuwa się po jedwabnym krawacie, do których to Parkinson lubi sięgać zamiast tradycyjnych wielowarstwowych szat. Śnieżnobiała koszula częściowo przesłonięta jest marynarką o szlachetnej tkaninie o barwie głębokiej zieleni.
- Melisande - wita ją pogłębionym skinieniem głowy, z szacunkiem, jaki należy się szlachetnie urodzonej czarownicy. Nie ma zamiaru ciągnąć jej za dłoń, jeśli sama nie chce jej ofiarować. - To zależy, jak wiele czasu chcesz mi dziś poświęcić - rzuca pogodnym tonem, zapraszając kobietę na miękką sofę, którą wstawiono tu dziś dla jej wygody (jak i z przezorności i niechęci, by zajmowała jego własne miejsce).
Dopiero wtedy orientuje się, że tym razem nie towarzyszy jej matagot o niepokojącym spojrzeniu. Czy jego wcześniejsza obecność miała za zadanie podkreślić ich dystans? A może sprawić, by wziął ją na poważnie, może odrobinę się przestraszył? Z całą pewnością nie chodziło o kwestie bezpieczeństwa, wszak w Domu Mody Parkinson jedyne, co może stanowić zagrożenie, to uparta na daną kreację klientka, nieświadoma wad swojego ciała.
- Herbaty, kawy, szampana? - proponuje, nie przygotowawszy uprzednio stolika z zastawą, by nie wprowadzać tu niepotrzebnego zamieszania. Wachlarz możliwości jest szeroki, a o trunku z bąbelkami wspomina, gdyż panie umiłowały sobie zwyczaj zasiadania do projektów w towarzystwie wysokiego kieliszka z dobrze schłodzonym napojem. - Mam dziś dla ciebie kilka szkiców, które chciałbym z tobą omówić przed podjęciem konkretnych kroków. - Nie tylko projekty dziś na nią czekają, ale do tego zamierza przejść później.
Bradford Parkinson
Bradford Parkinson
Zawód : Projektant, krawiec
Wiek : 35
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Wdowiec
I do not merely design garments.
I weave dreams into reality.
OPCM : 5 +4
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 3 +1
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 11
SPRAWNOŚĆ : 15
Genetyka : Czarodziej

Neutralni
Neutralni
https://www.morsmordre.net/t12418-bradford-duncan-parkinson https://www.morsmordre.net/t12434-feronia#382499 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f170-gloucestershire-cotswolds-hills-broadway-tower https://www.morsmordre.net/t12507-skrytka-bankowa-nr-2652#385063 https://www.morsmordre.net/t12435-bradford-parkinson#382513
Re: Pracownie projektantów [odnośnik]22.10.24 20:41
Czy wątpiła, że Bradford zdecyduje się podjąć rzuconego wyzwania? Nie. Mocno zdziwiłaby ją odmowna odpowiedź na postawione przez nią propozycje i wizje. Jeśli zdążyła w ciągu swojego życia poznać mężczyzn - to wiedziała, że Ci ( przynajmniej znajdujący się najbliżej niej w tym jej małżonek) z rzadka im odmawiali. Było coś niepomiernie kuszącego w możliwości udowodnienia własnych umiejętności - zwłaszcza tym, którzy albo ich nie doceniali albo drażnili w samej swojej obecności.
W pomieszczeniu pojawiła się wypełniając je od razu całą swoją obecnością, promienny uśmiech rozświetlał piękne lico, kiedy spoglądała ku mężczyźnie wypowiadając słowa powitania. Nie próbowała ukryć zadowolenia i ekscytacji tlącej się w oczach. Większość rzeczy ponownie zaczynało wędrować wedle ustalonego przez nią toru. Została wyróżniona zaproszeniem na spotkanie Rycerzy Walpurgii, Manannan zatwierdził jej plany dotyczące zarówno hodowli, jak i planowanego na wakacje wyścigu, który stanie się cykliczną atrakcją na ziemiach, które należały do niej, pod sercem nosiła ( w końcu) dziecko. Dziedzica. Syna.
To zależy jak wiele czasu chciała mu poświęcić?
Odsunęła tęczówki od mężczyzny skupiając je na punkcie nad nim, zastanawiając się nad tym, celowo budując napięcie, bo własny harmonogram gotowy miała już wcześniej. Pozwoliła by dłonie splotły się na jej piersi, a ręka powędrowała w charakterystycznym geście tak by znaleźć się pod brodą, gdzie palce wykonały krótki taniec przesuwając się po gładkiej skórze, kiedy na chwilę wydęła malinowe wargi.
- Kolację zamierzam zjeść w domu. - przyznała w końcu. - Myślę, że mogę pozostać w twoim towarzystwie najdłużej do dziewiętnastej trzydzieści. - tęczówki przesuwają się ponownie na mężczyznę, uśmiech pogłębił odrobinę, nie dodała, że ominięcie jej może sprawić, że Manannan rozpocznie poszukiwania. Nie miała powodów - przynajmniej dzisiaj - by sprawdzać czy był ją w stanie znaleźć. Tym bardziej, że nie było tajemnicą dokąd się udała. Wiedziała o tym pozostająca w zamku Anitha. Znalezienie jej więc nie było dzisiaj wyzwaniem. Przesunęła spojrzeniem za gestem spoglądając na sofę, dopiero teraz - mimo postawności mebla - orientując się, że nie było jej tutaj wcześniej. Mimowolnie brwi Melisande uniosły się trochę w chwilowym zaskoczeniu, by ledwie chwilę później przestrzeń pracowni przeciął melodyjny, krótki śmiech skryty pod uniesioną do warg ręką. Przezornie. Z niknącym rozbawieniem zerknęła ku Bradfordowi, skinieniem głowy dziękując mu i zgadzając się na padająca prozpozycję - niech będzie - zajmie miejsce, które dla niej wybrał. Nie wkradając się barbażyńsko w miejsce należące do niego. Choć - może nad wyraz - uznała z zadowoleniem, że zaplanowane przez nią działania przyniosły skutek i jak widać, zabezpieczenie mówiąc jej wyraźnie, że Bradford nie lubił, kiedy naruszało się granice - nawet tak trywialne jak ulubione krzesło.
Opadła lekko na sofę z mimowolną gracją - a może wyuczonymi latami gestami, podbijanymi czasem w którym oddawała się baletowi. Robiła to nadal, choć nie tak często jak wcześniej. Noga oplotła drugą, wdzięcznie zachaczając o kostkę, dłonie ulokowała na kolanach.
- Kawy. - zadecydowała od razu, była tutaj w interesach. Kieliszek szampana nie mógł wpłynąć na jej osąd, ale nie miała dzisiaj ochoty na alkohol. - Z mlekiem. - dodała unosząc odrobinę kąciki ust. Na informację iż istotnie posiada coś co chciał jej pokazać uniosła dłonie i klasnęła w nie lekko kilka razy. - Fenomenalnie. Też coś dla ciebie przyniosłam. - powiedziała, nie zdradzając nic więcej na ten moment. Nie podnosząc się też, ani po teczkę, którą przyniosła ze sobą, ani po aksamitny woreczek. - Oh. - przypomniała sobie, unosząc dłonie, żeby klasnąć w nie wdzięcznie, jakby przypomniała sobie o czymś jeszcze. - Na grudzień będę potrzebować dwóch kreacji. Jedną na sabat noworoczny - to oczywiste. Druga, musi dobrze prezentować się z okryciem wierzchnim i bez niego. Wiele oczu będzie skierowane wtedy w moją stronę. Liczę, że zostaną one na mnie na dłużej dzięki Twoim projektom. - dodała, unosząc łagodnie wargi ku górze. Nie tylko dzięki nim, ale i one miały swoją rolę do odegrania. - Oczywiście, zasady pozostają niezmienne - założę co dla mnie stworzysz - pochyliła odrobinę głowę. - Nie trzymaj mnie dłużej w niepewności. - poprosiła układając na powrót dłonie na kolanach przed sobą, gotowa by zobaczyć co Bradford chciał jej zaproponować.


I've heard allegations 'bout your reputation
I'll show you my shadows if you show yours
Let's get it right dear, give a good fight dear
We'll keep it all up behind
closed doors
Melisande Travers
Melisande Travers
Zawód : badacz; behawiorysta smoków; początkujący twórca świstoklików
Wiek : 26
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zamężna
I do not chase. I conquer.
You will crumble for me
like a Rome.
OPCM : 10
UROKI : 0 +3
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0 +1
TRANSMUTACJA : 10 +7
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 19
SPRAWNOŚĆ : 10
Genetyka : Czarownica

Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t4704-melisande-rosier#100644 https://www.morsmordre.net/t5050-nulla#108518 https://www.morsmordre.net/t12140-melisande-travers https://www.morsmordre.net/f15-norfolk-corbenic-castle https://www.morsmordre.net/t5178-skrytka-bankowa-nr-1209 https://www.morsmordre.net/t5098-melisande-rosier#110615
Re: Pracownie projektantów [odnośnik]15.11.24 19:22
Nie pamięta, czy kiedykolwiek projektował coś dedykowanego Traversom. Czy pojawiali się oni w Domu Mody? Nie jest w stanie tego ocenić, ani sobie przypomnieć, bo dotąd słabo zwracał na nich uwagę. Znając ich brak poszanowania do manier i kultury, nie chciał nawet przebywać w ich towarzystwie. Wszystko zaczęło się zmieniać za sprawą Melisande Travers z domu Rosier, która zdecydowała się załagodzić panujący od wieków spór. Czego on dotyczy, kiedy się rozpoczął i dlaczego tak naprawdę trwa nadal - tego chyba nie wie nikt, jak i nikt nie zamierza dopytywać przodków w obawie o ich rozzłoszczenie; no bo po co dociekać, skoro słuszność waśni jest niepodważalna?
Połączenie koloru niebieskiego z pomarańczem nie jest czymś, co przewija się wśród ich kolekcji, co dodatkowo sprawia, że kreacje dla niej zaprojektowane już na starcie będą unikatowe. W pierwszej chwili Bradford krzywił się na widok Traversowego herbu, z trudem powstrzymując odrazę. Nie dlatego, że ośmiornice i węże morskie są szpetne, a zwyczajnie dla zasady.
- Wobec tego, musimy się pospieszyć. - O dziewiętnastej sam wolałby być w domu. Mimo iż obecność Melisande jest mu miłą, wprowadzającą przyjemny powiew świeżości, tak zdecydowanie bardziej wolałby spędzić więcej czasu z rodziną.
Z ciekawością obserwuje entuzjazm czarownicy, jakże różny od nastawienia, z którym przybyła do niego poprzednim razem. Dziś towarzyszy jej większa lekkość, zdaje się być bardziej przystępna, czemu nie zamierza dać się zwieść. Harland twierdził, że bywa trochę szalona, ale głowę ma na karku, a po takich można spodziewać się wszystkiego.
- Doprawdy? Nie musisz przekupywać mnie prezentami, bym szczerze poświęcił się twoim projektom. - W kąciku ust czai się uśmiech. Żart pada naturalnie, bez większego zastanowienia, odsłaniając kawałek niewystudiowanej osobowości Bradforda. Ze szczerością kryć się nie zamierza.
- W jaki sposób zamierzasz ściągnąć na siebie uwagę wszystkich? Poza oczywistą perfekcją kreacji. - Jest szczerze ciekaw planu Melisande, którego szczegółów dotąd mu nie zdradziła, zwinnie obchodząc ten temat dookoła. - Mam nadzieję, że nie zamierzasz szokować. Skandale nie są nikomu na rękę i wierzę, że nam tego oszczędzisz. - Nie zna lady Travers i nie wie też, czego się spodziewać. Dotąd nie słyszał na jej temat żadnych plotek, pomijając zerwane zaręczyny z nieobecnym już w świecie żywych Blackiem.
Niespiesznie przechodzi po pracowni, sięga po ułożoną na biurku podkładkę ze szkicami i bez skrępowania przysiada na podłokietniku kanapy tuż obok czarownicy. Odległość między nimi zmniejsza się gwałtownie, zapachy ich perfum zderzają się ze sobą, tworząc nieomal odurzającą mieszankę. Ta zaś nie jest dla Bradforda przytłaczająca, zbyt często bywa w dziale perfumerii i zdążył się przyzwyczaić do nich podobnych.
- Podczas ostatniego spotkania wspominałaś, że interesuje cię zabudowany kołnierz. Obawiam się jednak, że przy twojej filigranowej sylwetce będzie wyglądać topornie, dodając zbędnego ciężaru. - Którego zresztą wkrótce przybędzie jej w innym miejscu. Kiedy wchodziła do pracowni, nie omieszkał przesunąć wzrokiem po jej talii, by sprawdzić, czy od poprzedniej rozmowy jakkolwiek się zmieniła, lecz pod warstwą sukni niewiele był w stanie dostrzec. To dobrze wróży - możliwe, że finalnej kreacji nie będzie trzeba kilkukrotnie przerabiać. - Chcąc jednak sprostać twoim oczekiwaniom i przedstawionemu życzeniu, zdecydowałem się sięgnąć inspiracją do początków tego stulecia. - Wyciąga przed nią wsparty na drewnianej podkładce szkic sukni. Linie poprowadzone są płynnie, miedziane zdobienia migoczą na granacie sukni, kiedy narysowana sylwetka obraca się, prezentując ruch akwarelowej tkaniny. - Wyeksponowana jest tu wąska talia, jednocześnie mnogość ręcznie przyszywanych kryształków maskować będzie krągłość. - Nie obawia się poruszać tego tematu, wszak już wcześniej Melisande oświadczyła, że zamierza zniknąć z towarzyskiej sceny na pewien czas. Otwartą dłonią wskazuje kolejne elementy. To wtedy do pracowni wchodzi asystentka ze srebrną tacą i ułożonymi nań filiżankami. Parkinson nie odsuwa się lady Travers, ani też nie prostuje na jej widok, wyłącznie odprawiając ją gestem, kiedy taca ląduje na stoliku. - Zdobienia układają się w lekki motyw, który za sprawą magii i zwiewności materiału przywodzić będzie na myśl dryfujące pod morską taflą wodorosty - kontynuuje bez skrępowania, nim jeszcze asystentka zamyka za sobą drzwi. - Błyszcząca spódnica rozszerza się ku dołowi, podczas tańca z pewnością będzie przyciągać spojrzenia - opowiada szczerze przekonany co do słuszności tych słów. Metodycznie mówi o kolejnych elementach, chcąc jak najlepiej wyjaśnić koncept, nie pozostawiając niedomówień. - Pełny dekolt zakończony jest niewysoką stójką, materiał zaś zbiera się u jego szczytu na kształt wachlarza. Reszta zdobień jest kwestią twoich preferencji, jednak proponuję, by były wyważone. Łatwo z nimi przedobrzyć i pomimo kosztowności kamieni, osiągnąć tani efekt. - A to absolutnie nie jest ich celem. Nie przechodzi od razu do dalszych szkiców, pozwalając czarownicy skupić się na jednym projekcie na raz.

| Pod linkem załączam luźną inspirację.
Bradford Parkinson
Bradford Parkinson
Zawód : Projektant, krawiec
Wiek : 35
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Wdowiec
I do not merely design garments.
I weave dreams into reality.
OPCM : 5 +4
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 3 +1
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 11
SPRAWNOŚĆ : 15
Genetyka : Czarodziej

Neutralni
Neutralni
https://www.morsmordre.net/t12418-bradford-duncan-parkinson https://www.morsmordre.net/t12434-feronia#382499 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f170-gloucestershire-cotswolds-hills-broadway-tower https://www.morsmordre.net/t12507-skrytka-bankowa-nr-2652#385063 https://www.morsmordre.net/t12435-bradford-parkinson#382513
Re: Pracownie projektantów [odnośnik]18.11.24 23:55
Zaśmiała się melodyjnie na padające z ust Bardforda słowa unosząc rękę by zasłonić wargi. Piękna, urocza, a jednak wyważona. Nie miała wątpliwości, że szczerze im się poświęci - w końcu, miał okazję projektować coś dla kobiety jej pokroju, nie każdy mógł się tego podjąć. Nie każdy też potrafił. Dzisiaj miała się przekonać, kim dokładniej był Bradford Parkinson poza spełnieniem marzeń o pięknej sukni każdej szlachcianki.
- Co powiesz więc na wyzwania skoro prezenty są zbędne? - zapytała nie przestając się uśmiechać z zadowoleniem. - A wśród nich przyszłą szansę. - swoim własnym zwyczajem uchyliła rąbka tajemnicy, jednak tak ogólnie, że nie dało się dotrzeć samemu do sedna sprawy. Czasami robiła to intencjonalnie, czasem wypracowane schematy zlały się w niej przejmując kontrolę. Teraz? Chciała go zaciekawić, przyciągnąć, przekonać - sprawa ich współpracy choć możliwa, ostatecznie nie została jeszcze przesądzona. Zdążyła już zrozumieć, że mężczyźni kierowali się przeważnie innymi schematami niż ona sama, choć w upodobaniu to wyzwań była z większością jednaka. Nudne, miałkie sprawy szybko potrafiły ją znużyć - choć na zewnątrz, nigdy tego nie pokazywała.
- Na śmieszność i niepochlebne słowa naraziłabym nie tylko siebie ale i to co przychodzi mi reprezentować. Nie ma w tym korzyści, która byłaby warta takiej ceny. - orzekła ze swobodą odnajdując go tęczówkami, nonszalancko machając krótko ręką. - Zrobię to w sposób o którym mówiłam ostatnio. Najważniejsza jest obecność - ona pozwoli mi zaistnieć w świadomości innych. Obecność poprzez działanie którego pewne fragmenty zaplanowałam już z wyprzedzeniem rok na przód. Wszystko powinno potoczyć się wedle ustalonego planu z możliwymi uwzględnionymi zmiennymi, które - prawdopodobnie - jedynie mi to ułatwią. Tak jak i twoje kreacje. - choć poza perfekcją, pragnę jeszcze innowacyjności… a może odwagi? Nie była pewna dokładnie, w tym miał jej przecież pomóc on.
- Oh, niekoniecznie dla mnie. - powiedziała unosząc rękę, żeby machnąć nią lekko. Tamtego dnia bardziej odnosiła się do projektu samego w sobie na który spojrzała, niźli potrzeby by posiadać właśnie taki na sobie. Malinowe wargi rozciągnęły się w uśmiechu. Ten nie znikł, gdy w ciemnym, niemal onyksowym spojrzeniu pobłyskiwały iskry, wyraz jej twarz nie zmienił się, kiedy wsłuchiwała się w padające słowa. Sprostać jej oczekiwaniom, jej życzeniu, oh czyż nie brzmiało to jak coś, co kobiety uwielbiały słyszeć? Nie była w tym inna, jej tęczówki przesunęły się jednak uważniej po twarzy Bradforda z niewielkim opóźnieniem przesuwając spojrzenie na zaprezentowany jej szkic na nim skupiając zainteresowanie. Trudno jednak było wyczytać z jej twarzy coś więcej niźli koncentrację. Przemknęła po szkicu tęczówkami - trudno było nie docenić od razu umiejętności i wyczucia, które zauważalne były od pierwszej kreski. Choć stanęła ledwie przed szkicem, była w stanie wyobrazić sobie całość słuchając padającej opowieści - swoistego rodzaju tłumaczeń - które rozpościerał przed nią ze spokojem i precyzją. Asystentka nie zakłóciła jej spokoju, ledwie na obrzeżach zarejestrowała jej obecność całą swoją uwagę i obecność poświęcając artyście, który prezentował preludium do planowanego działa. Sięgnęła po filiżankę z kawą, unosząc ją do warg gdzieś przy wodorostach i błyszczącej spódnicy. Filiżankę odstawiła na wcześniejsze miejsce, dłonie splotła na kolanach. A kiedy Bradford zamilkł zaplotła dłonie na piersi, przekrzywiła głowę, unosząc tęczówki ku górze, tak by złapać te należące do niego.
- Pochwały dla tych umiejętności pozwolę sobie pominąć, jestem pewna że słyszałeś je tyle razy ile sukien zabrały ze sobą do domów zadowolone klientki. - zaczęła mrużąc odrobinę oczy. Uśmiech pozostał na jej twarzy. - Nie mam uwag co do ogółu - prezentuje się obiecująco - o jakim materiale myślisz i rodzaju wykończeń? - zapytała. - Zanim przejdziemy dalej pozwolę sobie na wyznanie i pytanie. - jej wargi rozciągnęły się mocniej. Malinowe usta wygięły się w niemal wstydliwym rozbawieniu a wzrok uciekł na chwilę na bok. - Nie posiadam żadnych. - przyznała wracając do niego spojrzeniem wyciągając odrobinę szyję. - Preferencji. -dodała unosząc brwi wymowniej. - Mówiąc prościej - uniosła rękę przykładając ją do ust, niemal jakby miała zamiar zdradzić jeden z największych sekretów. - to irrelewantne dla mnie. Nie chcę byś zrozumiał mnie źle - oczywiście, zależy mi na jak najlepszej prezencji, ale nie wątpię, żebym nagabywała cię o zrobienie czegoś, co uznasz za nieodpowiednie. Nie do końca szukam… określonego wzoru, kroju, czy ozdoby. - zastanowiła się. - W tym zdecydowałam się zawierzyć tobie. Chętnie przyswoję wszystkie technikalia, by dobrze móc oddać to, co mam na sobie, oczywiście... - zawiesiła głos, odsuwając się trochę, układając dłonie na kolanach, przekrzywiając głowę kiedy jej oczy zmrużyły się lekko. - Jest jednak kwestia, która zwróciła moją uwagę. - przyznała. - Stąd pozwolę zadać sobie pytanie: czy ten projekt sprostał twoim oczekiwaniom? - wypadło między nich, ciemne bystre spojrzenie rozpalane iskrą odbijaną przez światło zawisło na Brafordzie, bardziej niż na konkretnej sukni zależało jej na emocji - emocji które miała budzić, które miała tworzyć i nawet te, które miała przynieść jemu. Jak jest naprawdę Bradfordzie? Nie miała nic do zarzucenia projektowi. Zastanawiała się jednak: Czy towarzyszy jakiejś emocji, przejawia coś nowego, dotyka kwestii nie poruszonej wcześniej? - wolała o tym usłyszeć, czy był jedynie dziełem stworzonym by ją zadowolić czy takim które mogło dotrzeć dalej i głębiej, czym różnił się od reszty poza kolorem i w końcu, czy projektując dla niej Bradford jedynie poddawał się temu co zawsze, czy pozwolił sobie na więcej? Może poszukiwała pasji z którą Manannan mówił o morzu, bo nie brakowało mu wiedzy i pewności, zapomnieniu w które popadała sama kiedy przez taniec próbowała połączyć się z siostrą, a może Bradford był inny, bardziej skryty - może stonowany po prostu? - sprawiając, że mimowolnie zastanowiła się, czy była w stanie sprawić by z nią postępował inaczej. Nie chciała podejście jakie otrzymywał każdy. Chciała dostępu do miejsca, którego nie pokazywał innym. Wyzwanie jawiło się przed nią zbyt kuszące, by nie dać wciągnąć się w to grę. Zwłaszcza że miało być przyjemnym odciągnięciem myśli od irytującej jej niezmiennie sylwetki męża. - Mam sugestię. - powiedziała, przekrzywiając odrobinę głowę, pozwalając by opuszki dłoni zeszły się ze sobą w złączeniu dłoni na wysokości jej piersi. Ciemne spojrzenie połyskiwało iskrami odbijającymi światło, kiedy spoglądała ku niemu rozciągając wargi w ujmującym uśmiechu. - Pokaż mi wszystko jednocześnie, a potem powiedz który z projektów skradł twoje serce. Ten wezmę. Mogę założyć coś wcześniej jeśli będziesz potrzebował poglądu na sprawę w większym fragmencie. - zaproponowała decydując się na niegroźną prowokację - jak podejrzewała łamiąc (z rozmysłem, a jakże) prawdopodobnie schemat działania którym posługiwał się przeważnie (jeśli nie zawsze), a jednocześnie, pod słowami, działaniem przebijając się: pokaż mi, kim jesteś.


I've heard allegations 'bout your reputation
I'll show you my shadows if you show yours
Let's get it right dear, give a good fight dear
We'll keep it all up behind
closed doors
Melisande Travers
Melisande Travers
Zawód : badacz; behawiorysta smoków; początkujący twórca świstoklików
Wiek : 26
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zamężna
I do not chase. I conquer.
You will crumble for me
like a Rome.
OPCM : 10
UROKI : 0 +3
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0 +1
TRANSMUTACJA : 10 +7
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 19
SPRAWNOŚĆ : 10
Genetyka : Czarownica

Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t4704-melisande-rosier#100644 https://www.morsmordre.net/t5050-nulla#108518 https://www.morsmordre.net/t12140-melisande-travers https://www.morsmordre.net/f15-norfolk-corbenic-castle https://www.morsmordre.net/t5178-skrytka-bankowa-nr-1209 https://www.morsmordre.net/t5098-melisande-rosier#110615

Strona 4 z 4 Previous  1, 2, 3, 4

Pracownie projektantów
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach