Wydarzenia


Ekipa forum
Skrzacie drzewo
AutorWiadomość
Skrzacie drzewo [odnośnik]11.04.16 15:57
First topic message reminder :

Skrzacie drzewo

Na obrzeżach Londynu znajduje się spore drzewo, wokół którego krążą przedziwne legendy. Dzieci wierzą, że w środku mieszka starzec, którego broda jest z waty cukrowej, w pniu zaś trzyma najpyszniejsze słodycze świata. Dorośli jednak znają prawdę, lecz nie znaleźli jeszcze sposobu, aby przekazać ją najmłodszym pozwalając im tkwić w słodkiej niewiedzy jak najdłużej. W korycie drzewa swój dom zorganizowały bowiem zwolnione ze służby skrzaty domowe. Nikt jednak nie był w środku drzewa, sami mieszkańcy obrzeży zastanawiają się, ile tych wyrzuconych z domów stworzonek tam mieszka. Podobno między konarami znajdują się rozległe tunele. Aby zarobić na swoje życie, skrzaty zaczęły pędzić wino. Na początku swojej działalności zostawiały na progach domów butelkę z odrobiną trunku i informacją, gdzie można go zdobyć więcej. Taka praca za darmo zagwarantowała im niesamowitą reklamę, a ta z kolei pozwoliła im rozpocząć produkcję wina na większą skalę. Aby kupić butelkę, trzeba zapukać trzy razy w okno. Zrobić to jednak można tylko po zmroku.
Mistrz gry
Mistrz gry
Zawód : -
Wiek : -
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
Do you wanna live forever?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Skrzacie drzewo - Page 2 Tumblr_mduhgdOokb1r1qjlao4_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/t475-sowa-mistrza-gry#1224 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t2762-skrytki-bankowe-czym-sa#44729 http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki

Re: Skrzacie drzewo [odnośnik]06.01.17 21:57
Asellus pod wpływem adrenaliny i tego przyjemnego prądu rozchodzącego się po ciele zapomniał z tego wszystkiego o podstawowej rzeczy, którą pominął. Wilkołacza furia naprawdę była niezbadana i nikt nie mógł się z nią konfrontować. Mimo wszystko wydawało mu się, że jest na tyle zdolny i umie czarować, że to nie będzie żadną przeszkodą. Zwłaszcza, że udało mu się przecież sparaliżować jej nogi i nie mogła mu uciec. O Merlinie, jakże się mylił!
Gdy Asellus usłyszał odgrażanie się Judith to parsknął pod nosem. - Szczekasz do mnie, kundlu? - zaśmiał się, bo był przekonany, że nic mu nie może zrobić. Nie bał się jej w żadnym wypadku. - Ja jestem słaby? Dziwie się, że sama jeszcze się nie zabiłaś. Nie jesteś chyba wystarczająco odważna, co? - wręcz ją wyśmiał patrząc prosto w te jej zwierzęce oczy. Patrzył na nią z niechęcią widząc jak jej ciało dziwnie reaguje na te wszystkie słowa padające z jej ust. Miał wrażenie, że wręcz pluje w niego złością, a wiedział, że to nie jest nic dobrego. Powinien skończyć z nią na początku. Teraz robiło się za późno. A nie mógł zaczął panicznie się zachowywać. Tak nie wypadało łowcy wilkołaków. - Och, ma mi się zrobić smutno? - parsknął jej śmiechem w twarz. - Gdybym się tak wami nie brzydził to wasze łby mogłyby wisieć nad moim kominkiem. - dodał szyderczo patrząc z nienawiścią na Judith. Brzydził się wilkołakami od zawsze. Wychodził z założenia, że wszystkich ich miejsce jest w grobie. Nie Tower, nie Azkabanie. Kilkanaście stóp pod ziemią, w masowej mogile. Z pogardą wypisaną na twarzy słuchał jej wywodu. Czyżby chciała w nim wyzwolić współczucie? - Ja mam Ci to powiedzieć? - zaśmiał się po raz setny podczas tego spotkania. Jak miał jej wytłumaczyć nienawiść do wszystkiego co plugawe? Przecież to było proste. - Cóż... To proste. Czuję dumę i szczęście, że tępię takie plugastwo z naszego społeczeństwa. - uśmiechnął się wyraźnie dumny Asellus. Jednak nagle zaczęło dziać się to, czego podświadomie się obawiał. Judith osiągnęła poziom złości, który pozwalał jej na rzeczy wręcz niestworzone.
Najpierw poczuł silne uderzenie w miejsce, które było największym skarbem każdego mężczyzny. Osunął się lekko z nóg, żeby po chwili poczuć jak skóra na jego policzkach wręcz pęka pod naciskiem paznokci/pazurów Judith. Zanim doszedł do siebie zauważył oddalajacą się wilkołaczycę. Czym prędzej się podniósł i z całej siły wykrzyczał zaklęcie, które było nacechowaną nienawiścią. - Crucio!!!!!!!!!
Asellus Black
Asellus Black
Zawód : łowca wilkołaków
Wiek : 27
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zaręczony
Słońce świeci, ptaszek kwili
Może byśmy się zabili?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
 n/d
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
https://www.morsmordre.net/t2548-asellus-black https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/t2681-asellus-black#42870
Re: Skrzacie drzewo [odnośnik]07.01.17 15:40
Jeszcze tylko kilka metrów i ten koszmar się skończy. Znajdzie jakieś miejsce w którym się teleportuje i zniknie raz na zawsze z tej przeklętej wyspy.  Nigdy więcej nie postawi nogi na rodzinnej ziemi! Nigdy
Miała wrażenie, że jej serce na chwilę przestaje bić, a może to jej skóra zaczęła piec żywym ogniem. Była pewna, że śmierć czeka na nią tuż za rogiem. Jeszcze sekunda  lub dwie  i wyda ostatnie tchnienie.  Skończy pochowana głęboko pod ziemią, bez najmniejszego znaku który sugerowałby, że tu spoczywa Judith Skamander. Krzyczała, wiła się z bólu i nagle cała wściekłość gdzieś zniknęła. Zostało tylko małe zbite i zaszczute zwierze.  
Wszystko się skończyło. Mogła nabrać powierzasz, mogła się ruszyć.  Stał już przy niej. Co dalej?  Judith powoli unosiła się na rękach, już nie próbowała zgrywać odważnej, żadna bezczelna docinka nawet nie przychodziła jej do głowy. Wsparła się na pobliskim drzewie i w końcu udało jej się stanąć na własne nogi.
- Teraz mnie zabijesz? - spytała o dziwo dość spokojnym głosem. I ma się naprawdę z tym tak po prostu pogodzić? Mogłaby spróbować…ale on na to nie pójdzie.  Jeśli usłyszałaby z jego ust jeszcze jedną kpiącą nutę bez zastanowienia rzuciłaby mu się do gardła. Jeśli miała trafić do piekła podciągnie tego sadystę za sobą! - Słuchaj - wydusiła z siebie wciąż nie mogąc opanować drżenia własnego ciała. - Nigdy nikogo nie zabiłam, każdej pełni torturuje się srebrnymi łańcuchami byleby tylko głupi ludzie byli bezpieczni - nie patrzyła na niego, nie chciała widzieć tego wrednego uśmieszku. - Nie jestem arystokratką-- to było oczywiste alei tak czuła do siebie obrzydzenie za wyciągniecie akurat tej karty - Ale jestem czystej krwi. Wiem czym jest honor - złapała się n tym, że sama zaczęła się ironicznie uśmiechać. - Daj mi odejść a zrobię dla ciebie co zechcesz - miała nadzieję, że wizja zależnego od niego wilkołaka będzie dla niego bardziej kusząca niż jej ciało stygnąć u jego stóp.
Judith Skamander
Judith Skamander
Zawód : zielarka
Wiek : 21
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : n/d
Why do you have such big ears?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Wilkołak

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t3112-judith-skamander#51169 https://www.morsmordre.net/t3164-maya#52396 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f186-harley-street-5-3
Re: Skrzacie drzewo [odnośnik]07.01.17 15:59
Przesiąknięty furią i złością, którą wywołała niespodziewana ucieczka Judith, Asellus biegł ile miał sił w nogach z otwartą raną na policzku. Gonił ją, żeby zakończyć wszystko to, co do tej pory miało miejsce. Nigdy nie powinien z nią pertraktować ani w ogóle zacząć rozmowy. Powinna zginąć już na samym początku. Od wielkiego, potężnego zielonego promyka nadziei.
Czuł podniecenie, żywe i nieporównywalne do niczego innego podniecenie na widok Judith, która wiła się na ziemi niczym wąż, którego przypalają rozgrzane do czerwoności kleszcze. Napawał się tym cierpieniem. Czuł się jak biedak, który po tygodniach głodu wreszcie dorwał się do stołu pełnego jedzenia. A nawet lepiej. Patrzył na nią z szerokim uśmiechem na twarzy ciesząc się z własnego dzieła. Widział jak ucieka z niej ostatnia wola walki i łamie ją psychicznie. Tak niewiele trzeba, żeby złamać człowieka.
- Och... Teraz chcesz umrzeć? - zapytał podchodząc powoli. - Jeszcze przed chwilą mi się odgrażałaś.. - zaśmiał się jej prosto w twarz zbliżając się do niej niebezpiecznie. Był już pewien, że nic mu nie grozi. Widział jej cierpienie i wiedział, że nie będzie chciała przeżyć tego jeszcze raz. Crucio to za dużo jak na jednego człowieka. A to nie było jeszcze wszystko, co potrafił. - Myślisz, że takimi wymówkami mnie przekonasz? - prychnął gniewnie Asellus. - Wiesz ilu takich jak Ty błagało mnie o litość mówiąc, że nigdy już nie wyjdą z domu podczas pełni? - zaśmiał się obchodząc ją dookoła. Nie wierzył w ani jedno jej słowo. Nie chciał wierzyć w to, że wilkołak może coś czuć. - Honor? Chcesz mi mówić o honorze? - zaśmiał się jeszcze raz. Jak ona miała czelność?! - Mam Cię wypuścić, żebyś znowu zaczęła terroryzować ludzi? O nie... Wiesz przecież, że to niemożliwe. - uśmiechnął się niebezpiecznie blisko zbliżając się do jej twarzy.
Asellus Black
Asellus Black
Zawód : łowca wilkołaków
Wiek : 27
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zaręczony
Słońce świeci, ptaszek kwili
Może byśmy się zabili?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
 n/d
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
https://www.morsmordre.net/t2548-asellus-black https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/t2681-asellus-black#42870
Re: Skrzacie drzewo [odnośnik]07.01.17 16:57
Wiesz mi gdybym mogła to mocniej poharatałabym ci tą śliczną twarzyczkę przeszło jej przez myśl na szczęście w porę się powstrzymała. Na razie musiała się skupić na unormowaniu oddechu i uspokojeniu kołatającego serca - Wilkołaki nigdy nie żyją długo - wymruczała za to. Mówiła cicho ale wiedziała, że i tak ją usłyszy. Pewnie w duchu nawet przyzna jej racje. Tacy ja ona kończą po toporem brygadzistów albo sami skaczą z wysokich budynków. Świat nie chce zrozumieć bestii zamkniętych w ludzkich ciałach. W końcu przeniosła na niego badawcze spojrzenie. Ciekawe iloma zaklęciami chroni własny pałac.- Nie jestem potworem- kolejny słaby szept wydobył się z jej ust. Nie wiadomo czy próbowała przekonać siebie czy jego. - Mówię ci jak jest o nic cię nie błagam - zmusiła się by podnieść głos i wpleść gdzieś pomiędzy kolejne słowa odrobinę dumy.  Judith już niemal czuła jak czarna kostucha wyłania się za zakrętu i zbliża się w jej stronę. Może jednak cicha śmierć nie byłaby tak okrutna jak sądziła?  Skupiła wzrok gdzieś na ciemnym kącie polany. Bertie, błagam wybacz mi . Przywarła do swojego oprawcy cały ciałem, czuła jak po rozgrzanych policzkach spływają pierwsze łzy by zaraz wsiąknąć w jego płaszcz. - Proszę - szeptała wprost do jego ucha nawet nie starając się powstrzymać płaczu. - Proszę daj mi odejść - mocniej wtuliła się w jego zimne ciało które zaraz na pewno ją odepchnie. - Nigdy nikogo nie skrzywdziłam -powtarzała nim mantrę. - Szukałam lekarstwa po całym świecie ale nic nie ma. Można tylko łagodzić ból ale nic nie pozwoli zapanować nad przemianą.  Przy każdej pełni czujesz jak twoje kości pękają na tysiące małych elementów. A ty modlisz się tylko o to by obudzić się w tym samym miejscu w którym przestajesz być człowiekiem. -rozpacz w jej głosie nie była udawana. Każdy  fragment jej ciała drżał przerażenia. Od dwóch lat tak kurczowo szukała śmierci i nagle boi się umrzeć. - Błagam, daj mi odejść -tyle wystarczy? Już dość się dla niego upokorzyła?
Judith Skamander
Judith Skamander
Zawód : zielarka
Wiek : 21
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : n/d
Why do you have such big ears?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Wilkołak

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t3112-judith-skamander#51169 https://www.morsmordre.net/t3164-maya#52396 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f186-harley-street-5-3
Re: Skrzacie drzewo [odnośnik]08.01.17 0:09
Prawdopodobnie Asellus wiedział o samych wilkołakach i o sposobie ich życia więcej niż łącznie tuzin tego gatunku. Na pewno wiedział więcej od Judith. To było trochę paradoksalne. Zwłaszcza, że gdyby potrafiła opanować swoje zdolności mogłaby być naprawdę śmiercionośną bronią. - To ma mnie wzruszyć? - wykpił ją. Widział niejednokrotnie śmierć wilkołaka. Nie ukrywał nigdy, że sprawia mu to przyjemność. Lubił ból i cierpienie. Sam doświadczył go tyle, że niemal zazdrościł tym ludziom. A właściwie zwierzętom.
- Nie jesteś potworem? - zaśmiał się patrząc prosto w jej oczy w których mogło jedynie zobaczyć chłód, który z nich emanowała. Jeszcze nic nie czuł. Żadnego współczucia, nic. - A wszyscy ludzie, którzy umarli z Twoich rąk? Nie to czyni Cię potworem? - zapytał z niegasnącym uśmiechem. Wiedział, że to trochę hipokryzja. Ale on eliminował ludzi dla większego dobra. Nie rzucał się na przypadkowych ludzi. Ginęli Ci, którzy byli gorsi i słabsi. Eliminował najsłabsze jednostki.
W jednym momencie stało się jednak coś, czego się nie spodziewał. Widział ludzi błagających o litość, krzyczących wniebogłosy o pomoc. Ale nigdy nie spotkał się z tym, żeby jego ofiara pogodziła się ze samym sobą i... płakała. Asellus! To Ty zniszczyłeś portret dziadka?! W sali rozległ się huk. Ojciec znowu chciał mu pokazać na czym polegają maniery i dobre wychowanie. Ze szklanymi oczami wracał do swojego pokoju. Nie wiedział skąd wzięła się w nim ta nić współczucia. Może wilkołaki potrafią używać uroków opętujących ofiary? Asellus, wołam Cię od kilku minut! Co zrobiłeś z tą miotłą?! Ja już Cię nauczę szacunku!. Otrząsnął się jakby nawiedzały go regularnie złe sny. Po prawdzie tak właśnie było. - Nie mogę... - powiedział łamiącym głosem czując jak ciało Judith przywiera do niego i wręcz łka mu na ramieniu. Czuł jak ślina w gardle mu zasycha. - Wiesz, że nie mogę Cię wypuścić. - powiedział równie sucho jak wcześniej. Ale już bez nienawiści. Jak działała magia? Jak to się stało, że nagle, po tylu latach, współczuł? - Nie mów nic. Wiem... - zaschło mu nagle w gardle i musiał odchrząknąć. - Wiem... Dużo o was. I nienawidzę każdego z osobna. Jesteście wynaturzeniem. Takie istoty nie powinny istnieć. Jesteście zagrożeniem dla każdego. Widziałem co potraficie zrobić. Czy to dla Ciebie za mało, żeby nienawidzić? - zapytał stojąc sztywno podczas gdy Judith przytulała jego ciało. Nie czuł już tej nienawiści. Jak to się działo, że ludzkie ciało potrafiła tka oddziałowywać na drugie? - Wiesz, że nie mogę... - wychrypiał suchym głosem po raz kolejny.
Asellus Black
Asellus Black
Zawód : łowca wilkołaków
Wiek : 27
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zaręczony
Słońce świeci, ptaszek kwili
Może byśmy się zabili?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
 n/d
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
https://www.morsmordre.net/t2548-asellus-black https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/t2681-asellus-black#42870
Re: Skrzacie drzewo [odnośnik]08.01.17 11:20
Po raz kolejny miała go zapewnić o tym, że nigdy nikogo nie zabiła. Może w końcu uwierzy, że nigdy nie splamiła swoich drobnych dłoni krwią niewinnych czy słabszych. Miała odnaleźć jego zimne oczy, pozbawione ludzki uczuć i zmusić żeby jej uwierzył. Po raz kolejny wykorzystać to czym tak chętnie obdarzył ją los.
Ale on…on zaczął się łamać. Czuła to, słyszała w jego głosie. Kilka łez wystarczyło by zajrzeć pod maskę samego diabła?- Ten, jeden jedyny raz - szeptała cicho nie przestając płakać. Jej dłoń powoli zsunęła się z jego ramienia zatrzymując się na klatce piersiowej. W tym miejscu gdzie według legend nawet największe potwory mają serce. Gdyby teraz przebiła się przez skórę w końcu by je poczuła? Miałaby na czymś zacisnąć długie przypominające szpony palce? Sam przecież nie byłby wstanie wyzbyć się nienawiści jaką do niej czuł. W końcu był wstanie wydobyć z siebie pełne zdanie. Judith słuchała go w milczeniu czując jak kolejne łzy spływają po jej policzkach. Jak działa magia skoro jeszcze przed chwilą chciała go zabić? Odsunęła się od niego o pół kroku. Uniosła głowę nie przejmując się szklistymi oczami czy długimi śladami jakimi naznaczone były rozgrzane policzki. W końcu odnalazła te ciemne i wrogie źrenice, uśmiechała się. Uśmiechał się w ten dziwnie łagodny i przyjazny sposób. - Nie, nie masz pojęcia - pokręciła przecząco głową. Powoli przestawała płakać, koniec z drobnymi kryształkami szpecącymi niewinną twarz. Dłoń która sięgnęła do jego policzka już nie drżała. Delikatnie pogładziła szorstką skórę. - Na tym świecie są rzeczy dużo gorsze niż ja - nie próbowała się bronić przecież wiedział, że miała rację. - Ja byłam tylko dzieckiem które chciało znaleźć rzadki kwiat.- uśmiechnęła się po raz kolejny i tym razem sięgnęła po dłoń w której trzymał różdżkę. Nie próbowała mu jej wyrwać. Nie, nie o to chodziło. Chwyciła za jego nadgarstek i pokierowała nią tak by koniec tego kawałka drewna dotykał jej mostka. -a stałam się zmęczonym potworem- dokończyła patrząc mu w oczy. - Tak, będzie lepiej. Zniknę z tego świata zanim naprawdę kogoś skrzywdzę - kiwnęła potakująco głową na potwierdzenia własnych słów. Miał jej rozgrzeszenie niech zrobi to do czego tak uparcie pchała go nienawiść. Zniknie jeden potwór i znikąd wyłoni się tuzin nowych.
Judith Skamander
Judith Skamander
Zawód : zielarka
Wiek : 21
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : n/d
Why do you have such big ears?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Wilkołak

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t3112-judith-skamander#51169 https://www.morsmordre.net/t3164-maya#52396 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f186-harley-street-5-3
Re: Skrzacie drzewo [odnośnik]08.01.17 16:38
Ludzie dzielą się na takich, którym łatwo przychodzi uwierzenie w dobro drugiego człowieka i takich, którzy nie znają tego znaczenia. Asellus nigdy nie utożsamiał się z dobrem, łaską czy bezinteresownością. Wszystko co robił miało jakiś cel. Krok po kroku wypełniał swoje zadania, które miały go doprowadzić do określonego miejsca. Zawsze miał plan na jakąś sytuację. Bez tego nie potrafił żyć.
Judith nie mogła zdawać sobie sprawy z tego, że każdy jej dotyk rani Asellusa. Czuł nieprzyjemny prąd w miejscach w których ich ciała się dotykały. Czuł wręcz fizyczny ból z kontaktu z drugą osobą. Od zawsze był nauczony dystansu. Nikt nigdy nie obdarowywał go ciepłem czy miłością bez powodu. Na przychylność rodziców zawsze musiał zasługiwać. Dlatego to tak bardzo go męczyło. Czuł niemal wstręt do fizycznego kontaktu. Przemilczał nawet szept dziewczyny i wzdrygnął się, gdy jej dłoń dotknęła jego klatki piersiowej. Wewnątrz niego toczyła się walka pomiędzy tym co powinien, a tym co czuł pod skorupą. Pod wieloma skorupami. Gdy się od niego odsunęła to widział ból w oczach. Widział, że ona rzeczywiście cierpi. Nie dlatego, że wyrządził jej fizyczny ból. Cierpiała, bo czuła to samo co on. Widział, że też nienawidzi tej zwierzęcej cząstki siebie. Czy to było prawdziwe? - Nic nie mów. Nie chcę Ci współczuć. Nienawidzę wilkołaków... A Ty... - zawahał się przez chwile patrząc w jej zaszklone od łez oczy. - Ty jesteś jednym z nich. - powiedział sucho, a w głosie czuć było to, że ciągle ze sobą walczy. Powinien się jej pozbyć raz na zawsze. Ale czy nie zasługiwała na coś więcej? Na śmierć godną? Nigdy nie sądził, że będzie tak myślał o jakimś wilkołaku. Zwłaszcza, że zrobiła coś, czego się nie spodziewał. Zanim zdążył wzdrygnąć się czując dłoń Judith na swojej zauważył, że właśnie celuje różdżką w jej mostek. Nikt nigdy nie błagał go o śmierć. Nikt nie oddawał swojego życia na tacy. To nie było to czego szukał... Spojrzał w jej oczy i wiedział, że tego nie zrobi. Wymachnął różdżką w prawą stronę jak najdalej od jej ciała i dostrzegł kątem oka jak zielona smuga wydobywająca się z różdżki mknie przez sklepienie. - Odejdź. - powiedział sucho odwracając wzrok. - Nie powiesz o tym nikomu. Nigdy się nie spotkaliśmy. - wydukał z siebie jeszcze robiąc krok w tył.
Asellus Black
Asellus Black
Zawód : łowca wilkołaków
Wiek : 27
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zaręczony
Słońce świeci, ptaszek kwili
Może byśmy się zabili?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
 n/d
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
https://www.morsmordre.net/t2548-asellus-black https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/t2681-asellus-black#42870
Re: Skrzacie drzewo [odnośnik]08.01.17 18:21
Objawy wewnętrznej walki stawały się wyraźniejsze z każdym uderzeniem serca. Chyba szybciej niż on wiedziała, że nie będzie wstanie jej zabić. Kostucha cofnęła swoje kościstą dłoń i pozwoliła przeżyć małej Judith kolejny dzień. Ale to jeszcze nie była pora na oddech pełen ulgi. Nie, jeszcze nie.
Judith nawet się nie wzdrygnęła gdy kątem oka dostrzegła zielony błysk przeszywający polanę. A to przecież jej serce miało być głównym cele tego ataku. Mimo to nie wyglądała na szczęśliwą...wydawał się zawiedziona. Miała przed sobą kolejny dzień i co z tego? Może naprawdę miała nadzieję, że to wszystko po prostu się skończy. Uniosła lekko głowę gdy znów się odezwał. Pozwolił jej odejść. Była wolna, mogła uciec gdzieś za linię drzew, gdzieś gdzie była bezpiecznie. To wtedy rzuci w nią śmiercionośne zaklęcie? Nie mógł tego zrobić patrząc jej oczy…ale wówczas będzie inaczej, znów stanie się zwierzyną. Nie. Czyżby naprawdę mogła podejrzewać, że pozwoli jej odejść i zapomni o wszystkim. Mówią, że nadzieja jest matką głupich ale w tej chwili była jedynym co jej pozostało. Mogła już tylko wierzyć, że ten mężczyzna o martwym spojrzeniu nie złamie własnego słowa. W końcu udało się jej ruszyć ale jeszcze nie uciekła. Znów sięgnęła po jego dłoń i ostrożnie ją ścisnęła. Jednocześnie kiwnęła głową w geście zgody. Mało prawdopodobne żeby cokolwiek przeszło jej teraz przez zaciśnięte gardło. Następnie zbliżyła się o krok może dwa. Pocałowała go. Dla czego to zrobiła? Wierzyła, że w ten sposób przypieczętuje niespisaną umowę czy może po prostu chciała mu w ten sposób podziękować? Dość już słów, dość już gestów które nigdy nie miały miejsca. Jeszcze ten ostatni raz odnalazła ciemne źrenicę.
Puściła jego dłoń, nie pobiegła przed sobie bojąc się, że może zmienić zdanie. Odeszła kilka kroków i zatrzymała się w bezpiecznej odległości. Odwróciła się w stronę łowcy jednocześnie zaciskając palce na swojej różdżce. Zniknęła. Nie tak powinno się skończyć to polowanie. Gdzie ciało ukryte po wiosennym śniegiem? Gdzie krew wsiąkająca w brunatną ziemię?

/zt
Judith Skamander
Judith Skamander
Zawód : zielarka
Wiek : 21
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : n/d
Why do you have such big ears?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Wilkołak

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t3112-judith-skamander#51169 https://www.morsmordre.net/t3164-maya#52396 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f186-harley-street-5-3
Re: Skrzacie drzewo [odnośnik]06.11.17 22:34
| 13 maja

Trzynaście razy próbował go naprawić na środku drogi. Trzynaście paskudnych momentów, w których z motocyklowego silnika wydobywało się ledwie kaszlące rzężenie, współmierne do rosnących, gniewnych pomruków niezadowolenia z gardła Skamandera. Czarna maszyna zamarła, wtaczając się z impetem w błotny dół i wszystkie - znane Samuelowi sposoby - zawiodły. Jego ukochany pojazd, motocykl...padł, nie dając żadnego, mugolskiego znaku życia. Akurat, w drodze do rodzinnego domu, do matki, która prosiła go o pomoc. Nie mógł odmówić. Tym bardziej teraz. A kilka sprawunków, które miał ze sobą zabrać...pochłonęło błoto.
Wstępne oględziny (łącznie ze sprawdzeniem zawartości baku), okazały sie nietrafne i humor aurora tańczył niebezpiecznie na granicy furii. Z impetem kopnął wystający kamień, ale skumulowane napięcie nie zniknęło. Jeśli jeszcze kiedyś miał wsiąść na swój motor, potrzebował znaleźć kogoś do jego naprawy. Ale zanim...no właśnie. Zanim metalowe cudo dotoczył pod zadaszenie wielkie drzewa, zdążył porządnie wyprowadzić się z równowagi.
Absolutnie nie potrafił znaleźć odpowiedzi na pytanie - co właściwie robił. Prawie po kolana umazany w błocie z długą, równie błotną plamą na ramieniu i prawej stronie twarzy. Pozbycie się wilgotnych plam nie pomagało przetarcie rękawem, jeszcze bardziej rozmazując niemal artystyczne ślady. Ale to, co wytrąciło go z równowagi i nakazało opanowanie, to ciche, chociaż nazbyt wyraźne nawoływania. Gdzieś nad jego głową.
Przekręcił się w miejscu i uniósł spojrzenie ku ciężkim i grubym gałęziom drzewa. Pośród zieleniejących się liści i ciemnych konarów dostrzegł obiekt, który zdecydowanie drzewem nie był. Konsternacja tym bardziej zarysowała mu obraz, gdy po zbyt długiej obserwacji zrozumiał, że jasnowłosa kobieta absolutnie nie zwróciła na niego i hałas jakiego był przyczyną - uwagi. To za czym wyciągała dłonie (a znajdowało się poza jej zasięgiem, jeszcze wyżej) jak widać albo nie planowało, albo nie miało ochoty na oferowany ratunek. A może po prostu się bało? - Ekhem - Skamander musiał wyglądać dziwnie, tak z perspektywy zwykłego obserwatora (chociaż o takiego byłoby tu ciężko), tak z góry, dla...Leanne? - Czy będzie bardzo głupim, pytać, czemu siedzisz na drzewie? - szczyty elokwencji gdzieś wyparowały a przebijający między listowiem promień, raził akurat Samuelowe oczy, które mrużył, próbując dostrzec cokolwiek, co podsunęłoby mu właściwą odpowiedź - Może mogę jakoś pomóc? - dodał jeszcze bardziej głupio. Opierając się brudną dłonią o wysoki pień, czuł jak ostre zakończenie kory tnie wnętrze dłoni, a śliska smuga szkarłatu znaczy chropowatą fakturę dzrewa. Świetnie. Jeszcze tego brakowało. I tylko przez moment pomyślał, czy przypadkiem jego pomoc, nie okaże się równie katastrofalna, co jego cały dzisiejszy dzień. Spojrzał w dół, na żałośnie cichy motocykl. W końcu był trzynastego. I wszystko (co najbardziej pechowe) mogło się zdarzyć. Tym bardziej w jego wykonaniu.


Darkness brings evil things
the reckoning begins


Ostatnio zmieniony przez Samuel Skamander dnia 10.01.18 0:24, w całości zmieniany 1 raz
Samuel Skamander
Samuel Skamander
Zawód : Rebeliant, auror
Wiek : 30
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Kawaler
I've come too far, to go back now
I'll never close my eyes
OPCM : 51 +3
UROKI : 29 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 1
CZARNA MAGIA : 1
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 18
Genetyka : Czarodziej
Skrzacie drzewo - Page 2 9l89Y7Y
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t1272-samuel-skamander https://www.morsmordre.net/t1372-filozof#10888 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f186-harley-street-5-3 https://www.morsmordre.net/t3509-skrytka-bankowa-nr-358#61242 https://www.morsmordre.net/t1597-samuel-skamander#280340
Re: Skrzacie drzewo [odnośnik]06.11.17 23:10
W świetle ostatnich wydarzeń zaczynałam wierzyć, że los za bardzo do serca wziął sobie pchanie mnie w głupie sytuacje, chociaż i one nie powstrzymywały zbytnio mojego entuzjazmu. Zresztą, po ostatniej obserwacji anomalii z bliska (dosłownie, bo w wyniku nagłej kumulacji zdarzeń wokół Louisa zostałam pokopana prądem i ledwo przeżyłam spotkanie z wybuchającym kubkiem) i jeszcze gorszym spotkaniu sympatycznego pustelnika, przez którego mniej sympatycznie zrobiłam krzywdę swojemu dawnemu przyjacielowi, nie sądziłam, że jest w stanie mnie spotkać coś gorszego. Nie rozumiałam też dlaczego każdy las w pobliżu owiany był legendą - czy każde miejsce musiało ją posiadać? Tym razem jednak nie planowałam ani niczego sprawdzać ani niczego szukać, a zwyczajnie przejść się wśród rozkwitającej roślinności dla poukładania myśli. Wiedziona doświadczeniem sprzed trzech dni uznałam, że powinnam omijać szerokim łukiem wszelkie domy w środku lasu - skąd miałam jednak wiedzieć, że los miał wobec mnie inne plany?
Pod drzewo zwabił mnie żałosny koci miauk i równie żałośnie wyglądający futrzak siedzący na wysokiej gałęzi. Z mojej perspektywy wyglądał na małego i bezbronnego, co oznaczało, że musiałam mu pomóc. Byłam Leanne-zbawiciel-świata, a koty przecież nie potrafiły same chodzić po drzewach.
- Kici kici, no zejdź na ziemię, dam ci jeść! - Gdy po blisko dziesięciu minutach zwierzak dalej miał w nosie moje nawoływania uznałam, że wdrapię się za nim na drzewo i po prostu sama go stamtąd zdejmę. Użycie magii było ryzykowne: nie miałam pewności, że moja różdżka w ogóle zechce ze mną współpracować, bądź co ważniejsze - czy nie zrobi krzywdy biednemu kotu. I chociaż sprawnościowo byłam przeciętna, wejście na górę okazało się całkiem proste; pamiętałam wspinaczki z dzieciństwa po biednych drzewkach w ogrodzie i stłuczone kolana. Gorzej było z zejściem i z samym zainteresowanym, który wlazł jeszcze wyżej, tam, gdzie niestety już nie sięgałam nawet wzrokiem. Skupiając się wystarczająco mocno na kolejnej patowej sytuacji, w jakiej się znalazłam, nie zwróciłam uwagi na hałasy dochodzące z dołu ani z początku na czyjeś nawoływania. Zaabsorbowana kocim odwetem uznałam, że szum wiatru płata mi figle, dopóki głos nie stał się wyraźniejszy. Powiodłam więc wzrokiem w dół, szczerze dziwiąc się obecnością Samuela.
- Dla rozrywki. Postanowiłam oglądnąć świat z innej perspektywy. Powinieneś spróbować, tutaj u góry jest świeższe powietrze. - Mówię spokojnie uświadamiając sobie, że mam na sobie sukienkę, co wcale nie polepszało mojego humoru. Ostrożnie siadam na gałęzi, spoglądając ponownie do góry, gdzie jeszcze przed sekundą próbowałam sięgać ręką. Głupi kot.
- No zejdź tu, ile razy mam cię prosić? - Jęczę zirytowana, podczas gdy kot w najlepsze rozłożył się na gałęzi, posyłając mi pełne politowania spojrzenie. - Nie możesz mi pomóc, niestety kot kazał sobie tę pomoc schować. - Informuję, podkreślając swoją wypowiedź głębokim westchnieniem. - Co ty tutaj robisz i dlaczego kąpałeś się w błocie? - Pytam wreszcie, kiedy dostrzegam wygląd chłopaka. Wciąż nie mogę zrozumieć czemu Justine się w nim podkochiwała.

Leanne Tonks
Leanne Tonks
Zawód : historyk
Wiek : 24 lata
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Panna
Speak and may the world come undone.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t5268-leanne-tonks#118087 https://www.morsmordre.net/t5336-cwirek#119683 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f90-manor-road-35 https://www.morsmordre.net/t5574-skrytka-bankowa-nr-1304#130127 https://www.morsmordre.net/t5338-l-tonks#119729
Re: Skrzacie drzewo [odnośnik]30.11.17 21:55
Nawet dłonie miał poobcierane. Nadgarstki czerwieniły się, przebijając sie przez błotną plamę, coraz bardziej przypominając przypalanie ogniem. Nie łatwo jest jednocześnie popychać podtopiony w ciemnej kałuży motocyklu i próbować czarować. Z naciskiem na próbować. Gniewne pomruki nie pomagały i cała emocja zwinęła sie i skurczyła, gdy w końcu zatrzymał się pod rozłożystym drzewem, w kilku miejscach widniały połamane gałęzie - ślad po nawałnicy, które ledwie dwa dni temu przedarła Londyn niemal na pół. Pień był szeroki i widać, ze stary. Musiała się w nim kryć siła, której nie przełamała nawet chaotyczna pogoda. Znowu, wywołana z pomocą jego decyzji. To jednak, co skupiło jego uwagę, znajdowało się wyżej. Jasnowłosa kobieta siedziała na gałęzi z dłońmi wyciągniętymi ku górze, jak w dziwnej modlitwie. Zmarszczył brwi na sam pomysł, ale zaćmienie nie podsuwało mu logicznych odpowiedzi. Poruszane gdzieś w pobliżu gałęzie nie odciągnęły uwagi, tym bardziej, gdy w końcu dostrzegł, ze jak idiota gapił się akurat na długie, kobiece nogi. Była przecież w sukience.
Cofnął się o krok, opuścił wzrok i prawie kaszlnął - Perspektywa rzeczywiście zacna, ale wolę jej zalety podczas lotu na miotle - przekręcił się w miejscu i powoli podszedł bliżej. Obrócił się się i oparł plecami o wysoki pień - Jak waćpanna się tam dostała? - nie przyglądał się, czy dostrzeżona spódnica była przypadkiem podarta, czy też pomagała sobie magią. Leanne potrafiła ignorować przyziemne metody, wiec każda odpowiedź byłaby właściwa. Zadarł głowę, gdy padło kolejne wyrazy - rozumiem, że posiadasz tam też równie zacne towarzystwo - coś zaskoczyło, chociaż pomysły nadal przychodziły mu głupie - Może kot tej pomocy nie potrzebuje, ale wygląda na to, ze ty tak. Nie chcę nic mówić, ale materiał sukienki... - czy też spódnicy, nigdy nie potrafił zrozumieć różnicy - wplątał się pomiędzy gałęzie za tobą - wsunął dłoń do kieszeni brudnej kurtki, zatrzaskując w placach różdżkę. Anomalie wywracały większość działa do góry nogami. Nie tylko nagłymi, czarnomagicznymi wybuchami, wypaczającymi rzeczywistość. Ale i w samej magii - Słyszałem, że błotne kąpiele, to ostatnio zdrowotny hit. Nie czytasz gazet? - chociaż kobieta nie mogła zobaczyć jego pochylonej twarzy, usta poruszyły się ni to w ironii, ni pustym grymasie. On sam nie sięgał po durne pisemka, na których widok ostatnio dostawał białej gorączki. A zasłyszane w Ministerstwie słowa, wprawiły go w konsternację. Błotne kąpiele. Doprawdy?
Może była w tym zasługa czającej się gdzieś w pobliżu anomalii, może połączenie jego dzisiejszego pecha, ale gdy tylko różdżka dotknęła kory wielkiego dębu, coś gwałtownie szarpnęło jego dłonią, a uwolniona moc dosłownie zatrzęsła drzewem. Skamander poczuł bolesne liźnięcie elektrycznych smug, które zatańczyły na jego skórze i wygięły ciałem, rzucając go na kolana. Znowu w błoto. A całym drzewem załomotało, jakby właśnie znalazł bijącą wierzbę. Chciał pomóc, a każde, dotychczasowe próby, kończyły się coraz bardziej spektakularną porażką. Tym bardziej, gdy w kolejnej chwili, poczuł gwałtowne uderzenie, najpierw na plecach, potem na głowie, a on sam zarył w błocie, jakby rzeczywiście zamierzał całkiem zanurzyć się w błotnej brei.


Darkness brings evil things
the reckoning begins
Samuel Skamander
Samuel Skamander
Zawód : Rebeliant, auror
Wiek : 30
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Kawaler
I've come too far, to go back now
I'll never close my eyes
OPCM : 51 +3
UROKI : 29 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 1
CZARNA MAGIA : 1
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 18
Genetyka : Czarodziej
Skrzacie drzewo - Page 2 9l89Y7Y
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t1272-samuel-skamander https://www.morsmordre.net/t1372-filozof#10888 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f186-harley-street-5-3 https://www.morsmordre.net/t3509-skrytka-bankowa-nr-358#61242 https://www.morsmordre.net/t1597-samuel-skamander#280340
Re: Skrzacie drzewo [odnośnik]04.12.17 21:12
Słowa Samuela wpuszczałam jednym uchem, wypuszczałam drugim, nie poświęcając im szczególnie dużo uwagi. Moim problemem w tej chwili był kot, którego chciałam zdjąć z gałęzi, więc nawet słowa o wplątanej w drzewo spódnicy puściłam mimo uszu. Na jego szczęście nie dostrzegłam jak wgapia się w moje nogi - inaczej już dawno oberwałby jedną z gałęzi po głowie.
- Justine nauczyła mnie brzydkich rzeczy w dzieciństwie. - Stwierdziłam w odpowiedzi na pierwsze z pytań, co w zasadzie trochę mijało się z prawdą. O tym jednak wcale wiedzieć nie musiał, jak i o tym, że nie umiałam latać na miotle, więc zadowalałam się widokami z tak niewielkiej wysokości. Zerknęłam w górę, ponownie wyciągnęłam ręce, nawołując zapchlonego sierściucha, a nadzieja na to, że pójdzie po dobroci znikała z każdą kolejną sekundą.
Już chciałam zejść na ziemię, gdy nagle coś zatrzęsło, coś chrupnęło i poruszyło niespokojnie drzewem, a ja nie zorientowałam się w którym momencie zleciałam z gałęzi na dół, słysząc jak materiał spódnicy drze się wzdłuż szwu. Na całe szczęście upadek miałam względnie miękki, czego nie mogłam powiedzieć o Samuelu, który oberwał tymi długimi, obserwowanymi wcześniej, nogami. Szczęściem w nieszczęściu było to, że chociaż twarz miałam tym razem całą, niepobrudzoną, czego nie mogłam powiedzieć o spódnicy, odsłaniającej o wiele za dużo. Spąsowiałam, dostrzegając kątem oka jak kot zeskakuje z drzewa i ucieka w swoim kierunku, a jednak tym razem postanowiłam mu odpuścić.
- Błoto jest dobre na cerę. Pamiętasz? - Rzuciłam w ramach pocieszenia, próbując starannie złączyć materiał i zakryć swój tyłek. Fakt, że siedziałam dalej na skamanderowskich plecach zdawał się mnie w ogóle nie interesować - i faktycznie, nie interesował, dopóki świeciłam golizną wszem i wobec. - Przyda ci się, widziałam już pierwsze zmarszczki. - Dodałam więc i w końcu po chwili wstałam pokracznie na równe nogi, kiedy uświadomiłam sobie, że zaraz uduszę go tym błotem. Mimo to moje ręce zaciskały się dalej za plecami, na materiale, w ten sposób łącząc go w całość, a ja postanowiłam udawać, że nic się nie stało.
- Nawet pasuje ci to błoto. Od razu lepiej wyglądasz. Jakoś tak, żywiej i przystępniej. Nawet nie tak ponuro jak zwykle. - Uśmiechnęłam się złośliwie, obserwując jak Samuel zmaga się z nadmiarem maseczki.

Leanne Tonks
Leanne Tonks
Zawód : historyk
Wiek : 24 lata
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Panna
Speak and may the world come undone.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t5268-leanne-tonks#118087 https://www.morsmordre.net/t5336-cwirek#119683 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f90-manor-road-35 https://www.morsmordre.net/t5574-skrytka-bankowa-nr-1304#130127 https://www.morsmordre.net/t5338-l-tonks#119729
Re: Skrzacie drzewo [odnośnik]19.12.17 0:24
Pech trzymał się Samuela od samego poranka. Nic, co zaplanował, co próbował przewidzieć, nie ziściło się w sukcesie. Już nawet nie próbował zastanawiać się co powiedzieć rodzicielce, której spotkanie w rodzinnym domu, obiecał. Nie miał okazji do częstych odwiedzin, ale odsuwane gdzieś "powinności" uderzyły z listem i prośbą o pomoc. Właściwie dobra okazja na przypominanie tajników jazdy konnej, gdy...jego dotychczasowy wehikuł stał smętnie, bez życia pod drzewem niedaleko.
Na odpowiedź, którą usłyszał, zmarszczył brwi. I zadarłby głowę ukazując konsternację, ale w porę przypomniał sobie, jak niebezpieczną perspektywę posiadał - Nie ucz się ich za dużo - przetarł zaczerwienienie na knykciu dłoni, odsłaniając obicie. Kilka momentów później, pechowa kawalkada zdarzeń pociągnęła swój zad dalej. Głuche tąpnięcie, bolesne szarpnięcie i Samuel z twarzą w błocie stał się żywą amortyzacją upadku Leanne. Splunął głośno, starając się pozbyć czarnej mazi z ust, ale trwający na jego plecach "balast" nie ułatwiał poruszania. Mimo to wsparł się na łokciach, unosząc ponad granicę grząskiej brei i siebie i kobietę.
Różdżka nadal trwała w jego zaciśniętych palcach i tę wysunął bardziej za siebie, całkiem przypadkowo (znowu pech?) zahaczając o ciemny materiał spódnicy. I gdy tylko dziewczyna wstała, tylko Samuel usłyszał cichy dźwięk rozdzierającego się materiału. Odwrócił głowę patrząc jak kretyn na wiszący strzęp - na szczęście - przy samym rąbku. Uniósł się wyżej, wspierając na kolanie - Na zdrowie, nie na urodę - powtórzył wcześniejsza frazę, wypluwając kolejną porcję brudu. Czarna ziemia chrzęszczała nieprzyjemnie pod zębami. Podniósł dłoń z różdżką, dostrzegając, jak na jej szczycie, dumnie powiewał ciemny, urwany fragment Tonksowej spódnicy. Trochę szybciej opuścił rękę, pozwalając by nieszczęsny dowód opadł na ziemię, ginąć pod jego butem. Drugą dłonią starł z twarzy lepiące się błoto.
- To kobiety boja się zmarszczek, nie ja - pamiętał rysującą się panikę swojej matki, gdy kiedyś przy nim spojrzała w lustro. Ale Skamander pamiętał ja zawsze jaka piękno. Zmęczoną, o ciemnych, żywych oczach i piękną. Niezależnie od ilości pojawiających się w kącikach ust zmarszczek - Wszystko w porządku? - przechylił się w stronę kobiety, która stała z założonymi rękami. Coś niemiło zakołatało się na obliczu Skamandera, gdy Leanne odezwała się  na koniec. Możliwe, że nie znała go wystarczająco dobrze, ale ponura aura, którą roztaczał ostatnimi czasy, niewiele miała wspólnego z Samuelem, którego przez długi czas wszyscy znali. Samuelem - duszą towarzystwa, kobieciarzem.
Ostatnio, rzeczywiście ziało od niego chłodem, był ponury, jak to określiła. Ale źródła jego zachowania, jak zakonniczka powinna była znać zbyt dobrze. Ale zamiast własnego pytania, pokręcił głową i skupił się na drobnej, kobiecej sylwetce. Nie musiała go przecież znać - Jeśli planujesz jeszcze jakieś atrakcje z drzewem w roli głównej, uprzedź mnie - wsunął różdżkę w kieszeń spodni i ściągnął kurtkę, strzepując z niej grudy błocka. Oczywiście (jakżeby inaczej), część mokrej ziemi znalazła się nie tylko pod stopami, ale i na samej Leanne.
Cóż, przynajmniej wyglądowo się zgrywali.


Darkness brings evil things
the reckoning begins
Samuel Skamander
Samuel Skamander
Zawód : Rebeliant, auror
Wiek : 30
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Kawaler
I've come too far, to go back now
I'll never close my eyes
OPCM : 51 +3
UROKI : 29 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 1
CZARNA MAGIA : 1
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 18
Genetyka : Czarodziej
Skrzacie drzewo - Page 2 9l89Y7Y
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t1272-samuel-skamander https://www.morsmordre.net/t1372-filozof#10888 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f186-harley-street-5-3 https://www.morsmordre.net/t3509-skrytka-bankowa-nr-358#61242 https://www.morsmordre.net/t1597-samuel-skamander#280340
Re: Skrzacie drzewo [odnośnik]19.12.17 0:57
Ta karuzela absurdów i żenady powoli zaczynała mnie przerażać, bo nie wiedziałam czy może być coś gorszego od świecenia tyłkiem przy - w gruncie rzeczy - obcym mężczyźnie, czy raczej miłości mojej siostry. Klęczałam więc na ziemi, usilnie zasłaniając sobie tyły rękoma i próbując telepatycznie opanować piekące, czerwone ze wstydu policzki. Rozumiałam, że Samuel nie zrobił tego celowo... potrafiłam to zrozumieć i nawet mu wybaczyć, dopóki przy gramoleniu się z ziemi nie zahaczył o rąbek mojej sukienki, rozdzierając lekko jej przód. Z przerażeniem zamachnęłam się ręką, trącając go w dłoń, a potem usiadłam, bo to był chyba jedyny sposób, żeby nie dostrzegł szkód jakie wyrządził. Nie przejmowałam się tym, że będę brudna - chłopak zadbał i o to, opluwając mnie przypadkowo błotem. Z niesmakiem starłam brązową maź ze swojego policzka, na pobrudzoną sukienkę nie zwracając uwagi - nadawała się jedynie do wycierania podłogi lub nawet od razu do wyrzucenia. Milczałam dość długo, w zasadzie całkiem ignorując jego wcześniejsze pytania i komentarze, dopóki ten nie powiedział kilku słów za dużo.
- Ja planuję atrakcje? Z drzewem? - Powtórzyłam za nim, spoglądając uważnie na brudne opuszki palców. Dzięki temu nie zauważyłam - na całe jego szczęście -  że kawałek materiału znajdował się w ręce Skamandera, a po chwili i pod jego stopami. Szczęściem jednak nie mógł długo się pocieszyć. Kiedy doszedł do mnie sens wypowiedzianych słów, które niemal od razu przełożyłam sobie z jego na mój język (czyli: obwinianiu mnie za zaistniałą sytuację), aż uniosłam zdziwiona brwi do góry, by po chwili fuknąć na całe gardło:
- Czyś ty na głowę upadł?! - Niespecjalnie zamachnęłam się ponownie, obrzucając go błotem, które trzymałam w dłoni. - Zrzuciłeś mnie z drzewa, podarłeś mi ubranie i masz czelność sugerować, że to MOJA wina?! - Oczywiście trochę koloryzowałam, histeryzowałam i dopowiadałam za dużo, a jednak była to moja taktyka odwrócenia uwagi od tego, że zaraz szybko stracę całe ubranie. Nie wiedziałam tylko jak sobie stąd pójść, coby za dużo mu nie pokazać przy wstawaniu, choć i nad tym nie mogłam się zbyt rozwodzić: na ziemię szybko sprowadziła mnie kolejna warstwa błota uderzająca ponownie w mój policzek. - Przestań się ruszać najlepiej. - Wyburczałam zdenerwowana pod nosem, dostrzegając, że każdy ruch Samuela pociąga za sobą kilka kolejnych, wciągając mnie przy okazji w sam środek nieszczęść.
Leanne Tonks
Leanne Tonks
Zawód : historyk
Wiek : 24 lata
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Panna
Speak and may the world come undone.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t5268-leanne-tonks#118087 https://www.morsmordre.net/t5336-cwirek#119683 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f90-manor-road-35 https://www.morsmordre.net/t5574-skrytka-bankowa-nr-1304#130127 https://www.morsmordre.net/t5338-l-tonks#119729
Re: Skrzacie drzewo [odnośnik]21.12.17 1:19
Powoli brakowało tylko sceny i wyskakującego zza drzewa, natchnionego artysty, który wytłumaczył im, że stali się przypadkowymi aktorami w wymyślonej przez niego scenie. Skamander byłby nawet skłonny zajrzeć za pień i sprawdzić, czy przypadkiem jego absurdalna myśl się za chwilę nie ziści. Gniew, który popychał go (i jego motor) do przodu, zdążył kilka razy wyparować. A zlepek emocji, który to opadał, to wznosił się, w żaden sposób nie potrafił sklasyfikować. Mieszanka autentycznej troski, narastającej konsternacji i irytacji, przeplatane jeszcze zdawkowymi (milczącymi, a przynajmniej nie zaszczycającymi swa werbalizacją) przekleństwami.
Punkt krytyczny niebezpiecznie zamigotał - A to nie była atrakcja z drzewem? - zapytał, właściwie głupio, trzymając się jeszcze nadziei, że wszystko jest głupim żartem, bądź - w taki się przeistoczy - Na głowę, to ty mi upadłaś - odpowiedział nisko, zaraz potem zaciskając usta. Spojrzał na kobietę chłodniej, ze zmęczeniem niż gniewem. Nie mógł się tłumaczyć za serie niepowodzeń, za upadek, za pobrudzenie, nawet ucieczkę - jak sie okazało, jakiegoś sierściucha. Ale za porwanie sukienki?... No dobra. Trochę porwał. teraz. ostrzegał jednak o niebezpieczeństwie. Zanim jednak wygłosił całkiem "mądrą" odzywkę, przerzucając część winy na Leanne, przejechał dłonią po twarzy, rozmazując ciemny ślad na policzku, który nadawał mu wygląd strzelca, który ukrywał się przed odsłonięciem.
Zerknął na siedząca na ziemi kobietę, zatrzymał wzrok na motocyklu, opartym o pobliski pień drzewa i na całe pole pobojowiska, jakie uczynił, czy tez uczynili. Trzynasty, to nie był jego szczęśliwy dzień - Przepraszam... - zaczął, wsuwając różdżkę do rękawa. Coś mu się zdawało, że używanie jej dziś mogło sie skończyć na prawdę źle - Za to co zrobię... - Po czym nachylił się nad dziewczyną, wyciągając najpierw rękę, potem, chwytając ją pod ramię i w pasie, by przerzucić ją przez ramię. Nie wierzył, żeby chciała pójść po dobroci, a rodzinny dom, był niedaleko. Wystarczyło się kawałek przejść.
I już w momencie unoszenia do góry drobnej sylwetki dostrzegł swój fatalny błąd. Te same zgrabne nogi zdążył już (bez zgody właścicieli) obejrzeć stojąc pod drzewem. A teraz, rozdarcie odsłoniło o wiele za dużo. Przynajmniej dla konwenansów. Smukłe uda i zarys kształtnego pośladka. Będąc już autentycznie, na całkowitym zamgleniu, musiał nawet stwierdzić (na szczęście znowu - bez werbalizacji słownej), że bardzo ładny. Chwila olśnienia przybyła nagle i Skamander odstawił na ziemię kobietę. Powinien się wstydzić, winny. A zamiast tego, coś na kształt nieudolnie zatrzymywanego uśmiechu, podciągał kąciki warg do góry - Niedaleko... - zaczął ostrożnie, obserwując, czy przypadkiem nie leci (kolejny?) cios w twarz - jest miejsce, gdzie możesz się...przebrać.
Cóż miał powiedzieć więcej?. Chyba tylko tyle, że wszystkie (dwie) Tonksówny szczyciły się bardzo zgrabnym...siedzeniem.
Brawo Skamander. Elokwencja na poziomie szkolnej.


Darkness brings evil things
the reckoning begins
Samuel Skamander
Samuel Skamander
Zawód : Rebeliant, auror
Wiek : 30
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Kawaler
I've come too far, to go back now
I'll never close my eyes
OPCM : 51 +3
UROKI : 29 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 1
CZARNA MAGIA : 1
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 18
Genetyka : Czarodziej
Skrzacie drzewo - Page 2 9l89Y7Y
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t1272-samuel-skamander https://www.morsmordre.net/t1372-filozof#10888 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f186-harley-street-5-3 https://www.morsmordre.net/t3509-skrytka-bankowa-nr-358#61242 https://www.morsmordre.net/t1597-samuel-skamander#280340

Strona 2 z 6 Previous  1, 2, 3, 4, 5, 6  Next

Skrzacie drzewo
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach