Wydarzenia


Ekipa forum
Skrzacie drzewo
AutorWiadomość
Skrzacie drzewo [odnośnik]11.04.16 15:57
First topic message reminder :

Skrzacie drzewo

Na obrzeżach Londynu znajduje się spore drzewo, wokół którego krążą przedziwne legendy. Dzieci wierzą, że w środku mieszka starzec, którego broda jest z waty cukrowej, w pniu zaś trzyma najpyszniejsze słodycze świata. Dorośli jednak znają prawdę, lecz nie znaleźli jeszcze sposobu, aby przekazać ją najmłodszym pozwalając im tkwić w słodkiej niewiedzy jak najdłużej. W korycie drzewa swój dom zorganizowały bowiem zwolnione ze służby skrzaty domowe. Nikt jednak nie był w środku drzewa, sami mieszkańcy obrzeży zastanawiają się, ile tych wyrzuconych z domów stworzonek tam mieszka. Podobno między konarami znajdują się rozległe tunele. Aby zarobić na swoje życie, skrzaty zaczęły pędzić wino. Na początku swojej działalności zostawiały na progach domów butelkę z odrobiną trunku i informacją, gdzie można go zdobyć więcej. Taka praca za darmo zagwarantowała im niesamowitą reklamę, a ta z kolei pozwoliła im rozpocząć produkcję wina na większą skalę. Aby kupić butelkę, trzeba zapukać trzy razy w okno. Zrobić to jednak można tylko po zmroku.
Mistrz gry
Mistrz gry
Zawód : -
Wiek : -
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
Do you wanna live forever?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Skrzacie drzewo - Page 5 Tumblr_mduhgdOokb1r1qjlao4_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/t475-sowa-mistrza-gry#1224 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t2762-skrytki-bankowe-czym-sa#44729 http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki

Re: Skrzacie drzewo [odnośnik]02.11.21 17:55
Nie miał powodów aby podważać słów kobiety, być może była tu przy okazji, choć nie wyglądała jakby miała iść gdzieś dalej; przynajmniej nie w opinii Greya. Poprawił plecak na ramieniu. -O tej porze można zobaczyć całkiem sporo zwierząt. - Wyjaśnił swój powód pojawienia się w okolicy, który nie był daleki od prawdy. Ale skoro już tu był to dlaczego nie sprawdzić czy i on nie załapie się na butelkę skrzaciego wina. Spojrzał na zamknięty domek, a potem na zegarek. -Mam chwilę wolną, mogę zrobić sobie przerwę. - Oznajmił ze spokojem głosem człowieka, który nie miał żadnych większych planów więc może je swobodnie zmieniać. Przysiadł na najbliższym pieńku wcześniej go otrzepując ze śniegu. -Swoją drogą to sprytne te Skrzaty. Muszą mieć całkiem sporą klientelę. Zwłaszcza teraz. - Zagadnął niezobowiązująco kobietę zastanawiając się z czego w ogóle skrzaty robią swoje wino i skąd biorą butelki. Taka mała winiarnia to była całkiem spora inwestycja, zwłaszcza dla skrzatów. Wyciągnął nogi przed siebie wsłuchując się w odgłosy lasu, które były odmienne od ponurego Londynu i choć przyroda zdawała się być niewzruszona to nie potrafił zapomnieć o wojnie, która cały czas się toczyła. Nawet w tej chwili, a przecież jej nie widział, miał zaś świadomość, że gdzieś ktoś się ukrywa, a ktoś inny go tropi, ktoś stara się uciec, a ktoś inny go śledzi lub donosi o nim władzy. W tej chwili kobieta, która była obok niego mogła należeć do zwolenników nowej władzy więc musiał bardzo uważać na słowa jakie wypowiadał. Najlepiej w ogóle nie poruszać kwestii wojny i stron, pozostać na gruncie neutralnym. -Widzi pani te ślady? - Wskazała nagle na odciski łap na śniegu, które dostrzegł po chwili. -To zając. I musiał przechodzić tędy nie tak dawno temu. - Gdy się było bardzo cierpliwym to zwierzęta oswajały się z obecnością człowieka i wychodziły z ukrycia. Nie raz ojcem chodził naprawiać paśniki i karmniki okresem zimowym. Będąc dzieckiem uwielbiał te ich wyprawy.


Zły pomysł?Nie ma czegoś takiego jak zły pomysł, tylko złe wykonanie go


Herbert Grey
Herbert Grey
Zawód : Botanik, podróżnik, awanturnik
Wiek : 29
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
Podróżowanie to nie jest coś, do czego się nadajesz. To coś, co robisz. Jak oddychanie
OPCM : 18 +2
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 2 +1
TRANSMUTACJA : 15 +2
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 10
Genetyka : Czarodziej

Zakon Feniksa
Zakon Feniksa
https://www.morsmordre.net/t9088-herbert-grey https://www.morsmordre.net/t9097-awanturnik https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f179-dorset-bockhampton-greengrove-farm https://www.morsmordre.net/t10001-skrytka-bankowa-nr-2134#302368 https://www.morsmordre.net/t9106-herbert-grey#274578
Re: Skrzacie drzewo [odnośnik]09.11.21 18:17
Kiedy przysiadł na pieńku, zadarła nieco brodę ku górze, przyglądając mu się bardziej czujnie. Błękit oczu błyszczał na tle zarumienionej od chłodu twarzy, wybijając się także pośród ośnieżonych połaci. Czy przebył już tak długą drogę, by przystawać na przerwę, a może sam planował przeczekać do wieczora, aby dostać skrzacie wino w swoje ręce? Wsunęła dłonie w kieszenie płaszcza, prawą dłonią mieć bliżej do różdżki. Wymówki. Claire należała do osób mocno stąpających po ziemi, ale też nie wierzyła w zupełną przypadkowość spotkań. Zrządzenie losu lubiło dawać się we znaki, zwłaszcza wtedy, gdy opuszczało się gardę i choć na moment traciło czujność. Z tych wszystkich rozważań zrodziły się domysły jakoby mężczyzna śledził ją od granicy Londynu. Powodów mógłby mieć wiele, począwszy od zwykłej kradzieży, na wymuszeniu informacji o ostatnim transporcie cennego artefaktu z okolic basenu Morza Śródziemnego kończąc. Mógł chcieć zdobyć jej zaufanie, na krótki moment osłabić czujność i wykorzystać okazję.
Znowu te twoje paranoje, zganiła siebie w myślach, na chwilę przymykając oczy, by wziąć głębszy oddech. Jasne spojrzenie zakrzywiały desperacja i pusta piersiówka.
- Byle nie mówić o tym głośno, jeszcze Ministerstwo stwierdzi, że należy się dodatkowa opłata za nielegalny handel - mruknęła ironicznie, oczami wyobraźni już widząc ten patrol uzbrojonych czarodziei, którzy ustawiają się w krąg wokół skrzaciego drzewa, domagając się sprawiedliwości. Czy skrzaty rzeczywiście miały tak wielką klientelę?
Powiodła spojrzeniem we wskazanym kierunku, szybko dostrzegając ślady, o których mówił Herbert. Drobne układy tropów leżały w jednej linii, skręcając przy jednym z drzew i niknąc za kolejną zaspą. Wcześniej zupełnie nie zwróciła na nie uwagi, nie uważając ich za coś istotnego, ani tym bardziej identyfikując i kojarząc z konkretnym zwierzęciem.
- Zna się pan na tym - bardziej stwierdziła, niż zapytała, wracając wzrokiem do mężczyzny. - Jakie zwierzęta zdołał pan już dziś zobaczyć? - Odeszła kilka kroków od skrzaciego drzewa, nie chcąc tkwić pod nim zbyt wymownie, ale też nie zbliżyła się do nieznajomego. Dystans był na jej korzyść, nie było powodu, by go zmniejszać. - Wolałabym nie natknąć się na nic niebezpiecznego - dodała zgodnie z prawdą, choć to nie zwierzęta zdawały się być w tym momencie powodem do niepokoju.
Claire Fancourt
Claire Fancourt
Zawód : klątwołamaczka w banku Gringotta
Wiek : 31
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
if it scares you it might be
a good thing to try
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t10616-claire-fancourt https://www.morsmordre.net/t10763-atena#326881 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f404-gloucestershire-cranham-the-mulberry-house https://www.morsmordre.net/t10762-skrytka-bankowa-nr-2336#326880 https://www.morsmordre.net/t10765-claire-fancourt#326891
Re: Skrzacie drzewo [odnośnik]13.11.21 12:15
Odłożył plecak na bok i usiadł wygodniej kątem oka widząc jak kobieta przygląda mu się z lekką podejrzliwością. On sam choć zachowywał się dość swobodnie to pozostawał czujny na wszystko co się dzieje wokół niego gotów do podjęcia obrony. W czasach takich jak te nic nie było paranoją, a zwykłą ostrożnością i czujnością, która została nabyta poprzez ciągły strach o własne życie. Uśmiechnął się pod nosem.
-Sądzę, że skrzaty ich nie interesują, skoro uważane są za gorsze… - Skomentował ostrożnie, bo przecież takie słowa już sugerowały jaki ma nastawienie. Kto wie czy kobieta go właśnie nie podpuszcza celem oznajmienia, że za jątrzenie i wygłaszane na głos negatywne opinie szkodzą aktualnym rządom i otrzymuje bilet do Tower w jedną stronę.
-Nic groźnego, choć wydawało mi się, że widziałem kudłonia. - Powiedział po chwili odrywając wzrok od śladów królika na śniegu. -Zwykle przebywają w stajniach, może ten się zagubił. - Nie wydawał się tym faktem zbytnio przejęty zwykle stworzenia dawały sobie radę same. -Wozak, widziałem też wozaka. Ale dosłownie ogon jego mi śmignął przed oczami. - Potarł zmarznięte dłonie o siebie. -Nie spotkałem zaś innych ludzi poza panią. - Podniósł wzrok na kobietę jakby dając jej znak, że nikt nie powinien ich zaatakować, ale wiadomo, że mógł użyć odpowiednich czarów by zakryć swoje ślady a nawet ukryć samego siebie. Lasy miały uszy i to zresztą bardzo dobre. Każde słowo należało ostrożnie wypowiadać. -Nie wygląda pani na osobę, która lubi piesze wycieczki i wędrówki, bez urazy. - Uniósł jedną dłoń ku górze aby wskazać, że niczego jej nie zarzuca ani nie oskarża, a jedynie dzieli się spostrzeżeniami. Nie miał w zwyczaju oceniać ludzi, choć im dłużej działał na rzecz Zakonu tym częściej mu się to zdarzało, a rozmowa z Despenser odbiła się na nim dość mocno. Przyjaciółka zadała mu parę ważnych pytań, na które nie znalazł odpowiedzi. Sam nie wiedział czy chciał je znać i mieć pełną świadomość ich wagi. Działał, bo tak należało zrobić. Walczył, bo bierność pozostawała świat bez zmian i aby zło zatriumfowało wystarczy aby dobrzy ludzie nic nie robili.


Zły pomysł?Nie ma czegoś takiego jak zły pomysł, tylko złe wykonanie go


Herbert Grey
Herbert Grey
Zawód : Botanik, podróżnik, awanturnik
Wiek : 29
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
Podróżowanie to nie jest coś, do czego się nadajesz. To coś, co robisz. Jak oddychanie
OPCM : 18 +2
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 2 +1
TRANSMUTACJA : 15 +2
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 10
Genetyka : Czarodziej

Zakon Feniksa
Zakon Feniksa
https://www.morsmordre.net/t9088-herbert-grey https://www.morsmordre.net/t9097-awanturnik https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f179-dorset-bockhampton-greengrove-farm https://www.morsmordre.net/t10001-skrytka-bankowa-nr-2134#302368 https://www.morsmordre.net/t9106-herbert-grey#274578
Re: Skrzacie drzewo [odnośnik]22.11.21 13:39
Nabieranie dystansu i ostrożność były rozważnym posunięciem w tych nieciekawych czasach. Nawet jeśli zauważyła cień zmiany w tonie głosu czarodzieja, nie dała tego po sobie poznać. Czy uważała skrzaty za gorsze? Nie do końca mogła zgodzić się z tym stwierdzeniem, wszak były zwyczajnie inne i nie sposób ich porównywać do czarodziejów, zresztą podobnie do goblinów czy wszelkich innych stworzeń, z którymi przychodziło im obcować każdego dnia. O tych drugich mogła za to powiedzieć wiele, dostrzegając przez lata różnice w zachowaniach oraz priorytetach, jakie niejednokrotnie ją zaskakiwały.
- Sporo tych stworzeń - stwierdziła, gdy sama na swej drodze nie zauważyła żadnego z nich. A może zbyt słabo się rozglądała, ignorując wyraźne sygnały? - Mówi się, że nie ma w świecie nic groźniejszego od człowieka. Zwierzęta chcąc zaatakować, wybierają przemoc fizyczną, ale to ludzie wiodą prym dzięki umiejętności wymyślaniu nowych, kreatywnych sposobów na wyrażenie… siebie. - Na własnej skórze mogła odczuć złośliwość i przebiegłość ludzkiej natury, dając się wmanewrować w emocjonalne gry, o które nigdy by siebie nie podejrzewała. W jej myślach wciąż krążył Max, od którego zdołała się przecież uwolnić już zeszłej zimy, a mimo to powracał mrocznym widmem, jeżącym włos na karku.
- Czyli prócz stworzeń, interesuje się pan obserwacją i analizą ludzi? - zapytała w odpowiedzi na spostrzeżenie, lekko mrużąc oczy, ni to z podejrzliwością, ni w ochronie przed mroźnym wiatrem. - Po prawdzie lubię spacery, ale ma pan rację, długie wędrówki bez określonego celu są dla mnie zwyczajnie nużące - wyjaśniła, niewiele zdradzając z prawdziwego powodu swego pobytu w lesie. Po co przyznawać się, że w pierwszej chwili rzeczywiście zamierzała zaczekać do zmroku, by zdobyć upragnioną butelkę skrzaciego wina i jednocześnie narazić się na niechlubną ocenę osoby tak zdesperowanej? Była wszak szanowaną w swym otoczeniu czarownicą i podobne zachowania mogły uchodzić za mało… no właśnie - jakie? Claire westchnęła cicho, pytając samą siebie czy właściwie interesuje ją opinia na własny temat, zwłaszcza u przypadkowego przechodnia poznanego w lesie. - Co ciekawego można zobaczyć podczas takiej samotnej trasy? Czy może nie chodzi o same krajobrazy? - dopytywała, chcąc nieco odsunąć temat od samej siebie i niejako zająć myśli nieznajomego czymś innym. Poza tym, a nuż dowie się czy w okolicy można znaleźć coś godnego uwagi.
Claire Fancourt
Claire Fancourt
Zawód : klątwołamaczka w banku Gringotta
Wiek : 31
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
if it scares you it might be
a good thing to try
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t10616-claire-fancourt https://www.morsmordre.net/t10763-atena#326881 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f404-gloucestershire-cranham-the-mulberry-house https://www.morsmordre.net/t10762-skrytka-bankowa-nr-2336#326880 https://www.morsmordre.net/t10765-claire-fancourt#326891
Re: Skrzacie drzewo [odnośnik]26.11.21 22:02
-Trudno się nie zgodzić z tym, że człowiek jest jednym z gorszych drapieżników. - Odparł patrząc uważnie na kobietę. -Jako jedyni zabijamy z przyjemności. - Pochylił się w stronę swojego plecaka by wyciągnąć z niego termos. Odkręcił pokrywkę, a po chwili do jej wnętrza nalał cienkiej, ale jednak gorącej herbaty. Wyciągnął różdżkę i za pomocą prostego zaklęcia ta poszybowała w stronę Claire. Mężczyzna dawał jasny sygnał, że powinna napić się czegoś ciepłego. -Mając zdolność wyższego rozumiania możemy aspirować do czegoś lepszego, a wykorzystujemy to do tego aby zadawać ból w bardziej wyrafinowany sposób. - Uśmiechnął się gorzko, bowiem nie raz widział owo okrucieństwo. Przyłapał się na tym, że znów porównywał Indian do białych ludzi. Ci pierwsi woleli oszołomić swojego wroga niż uciekać się do zabójstwa. Uważali każde życie za cenne, kiedy biały trywializował je i oceniał według własnych, abstrakcyjnych standardów.
-Nauczyli mnie tego Indianie w Amazonii. - Odpowiedział z rozbawieniem w głosie Grey kiedy padło pytanie o analizę ludzi. -Bezczynności i obserwacji należy się nauczyć, a oni są w tym mistrzami.
Trzymając termos w dłoni patrzył jak para unosi się w górę ogrzewając dłonie mężczyzny.
-Pozwala zebrać myśli. - Odparł wzruszając ramionami. -Czasami nie potrzebuję celu. Po prostu idę przed siebie licząc, że coś zobaczę. Jak te ślady na śniegu albo słońce będzie odpowiednio padać przez gałęzie drzew i zrobię świetne zdjęcie. - Lubił wędrówki, bo mógł skupić się tylko na sobie. Choć brzmiało to dość egoistycznie wcale takie nie było. Wracając z takiej wędrówki miał w głowie wszystko poukładane, nie musiał martwić matki ani brata, choć ci już mieli to spojrzenie, tak charakterystyczne kiedy wiedzieli, że Herbert idzie na misje i nie wiadomo w jakim stanie z niej wróci.
Powoli słońce chyliło się ku zachodowi, a to oznaczało, że za chwilę skrzaty powinny wystawiać swoje butelki z winem. Był ciekaw jak szybko to nastąpi. Zerknął w stronę niedużych drzwi, które zapewne za chwilę się uchylą.


Zły pomysł?Nie ma czegoś takiego jak zły pomysł, tylko złe wykonanie go


Herbert Grey
Herbert Grey
Zawód : Botanik, podróżnik, awanturnik
Wiek : 29
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
Podróżowanie to nie jest coś, do czego się nadajesz. To coś, co robisz. Jak oddychanie
OPCM : 18 +2
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 2 +1
TRANSMUTACJA : 15 +2
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 10
Genetyka : Czarodziej

Zakon Feniksa
Zakon Feniksa
https://www.morsmordre.net/t9088-herbert-grey https://www.morsmordre.net/t9097-awanturnik https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f179-dorset-bockhampton-greengrove-farm https://www.morsmordre.net/t10001-skrytka-bankowa-nr-2134#302368 https://www.morsmordre.net/t9106-herbert-grey#274578
Re: Skrzacie drzewo [odnośnik]11.12.21 20:49
Wzdrygnęła się, słysząc o zabijaniu dla przyjemności, ale przecież sama podjęła ten temat. Przez lata tańcząc na ostrzu noża, ryzykując życiem w starych katakumbach, starała się z lekkością podchodzić do tego, co przygotował jej los. Mało co ją zaskakiwało, mało co przerażało na tyle, by musiała się wycofać. Śmierć i brutalność świata nie były dla niej wielce traumatyczne, tylko czy nie dlatego, że dotychczas szczęśliwie udawało jej się prześlizgiwać między tym, co najstraszniejsze? Wróciła wspomnieniem do sylwetki dawnego narzeczonego, który wywołał w niej tak silną odrazę, że na własnej skórze odczuła jak wstrętni potrafią być ludzie. Wkrótce minie rok od dnia, kiedy pozbyła się go ze swojego życia, lecz nieprawdą jest, że zupełnie o nim zapomniała; w bezsenne noce wciąż nachodził ją w cieniach pokoju.
- To przykre, tak marnować potencjał - odparła, wyciągając dłonie w kierunku szybującego do niej naczynia. Aromat parującej herbaty trafiał do jej nozdrzy, wywołując na twarzy odruchowy uśmiech. - Naprawdę jest to tak skomplikowane? Obserwacja innych? - Skupiła Herbercie swoje czujne spojrzenie. Łagodne rysy twarzy, choć o wyraźnych, zaróżowionych policzkach i ten błękit na okraszonych czernią rzęs tęczówkach. Zdawał się nie mieć wrogich zamiarów i rzeczywiście być przypadkowym wędrowcem. Interesujące, że ludzie wciąż potrafili odnaleźć pasję w naturze. Ostrożnie zamoczyła usta w ciepłym płynie, upijając łyk herbaty, i przyjemna gorycz rozlała się po przełyku.
- A więc fotografia. Chciałam się jej kiedyś nauczyć, by nie kupować więcej pocztówek z podróży. - Wysyłanie kartek z życzeniami stało się już jej zwyczajem związanym z każdą z wypraw. Zawsze słała je do rodziców i co bliższych znajomych, najczęściej okraszając kilkoma krzywo nakreślonymi pozdrowieniami, wspomnieniem o pogodzie i świetnym samopoczuciu. Turystyka kwitła i w co większych miastach ekspedycji, spędzała długie godziny na przeglądaniu pamiątek. Czy fotografia okazałaby się oszczędzeniem czasu, czy irytacją związaną z opanowaniem nowego sprzętu?
Dopiła zawartość kubka i ruszyła przed siebie, by stanąć obok Herberta. Oddała mu naczynie, dziwnym sposobem nie potrafiąc pozbyć się z twarzy uśmiechu. Czy w tej herbacie były jakieś rozweselające zioła?
- Jestem Claire. I dziękuję za herbatę. - Wyciągnęła do niego dłoń. - Chyba nie będę czekać do zmierzchu. Nie zawsze ma się czas na długie spacery.
Claire Fancourt
Claire Fancourt
Zawód : klątwołamaczka w banku Gringotta
Wiek : 31
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
if it scares you it might be
a good thing to try
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t10616-claire-fancourt https://www.morsmordre.net/t10763-atena#326881 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f404-gloucestershire-cranham-the-mulberry-house https://www.morsmordre.net/t10762-skrytka-bankowa-nr-2336#326880 https://www.morsmordre.net/t10765-claire-fancourt#326891
Re: Skrzacie drzewo [odnośnik]12.12.21 22:20
Uśmiechnął się gorzko pod nosem. Nie mógł się nie zgodzić, że ludzie marnowali swój potencjał skupiając się na zadawaniu cierpienia. Choć mieli zdolność wyższego rozumowania to jednak byli istotami gorszymi. Zwierzęta zabijały w obronie lub aby przetrwać, ludzie czerpali z tego sadystyczną satysfakcję.
-Trzeba się tego nauczyć, ale nie jest to trudne. W pewnym momencie zauważa się pewne schematy. - Zakręcił termosem w dłoni. -Każdy z nas chce być wyjątkowy, ale w gruncie rzeczy jesteśmy bardzo do siebie podobni.
Wszyscy pragnęli tego samego ciastek, czekolady, akceptacji. Niezależnie jak bardzo się wypierali to pod skórą nikt nie był wyjątkowy czy niezwykły. Należało tą wyjątkowość stworzyć i wykreować sztucznie. Tak jak czysta krew i szlama. Wytwór ludzki, sztucznie stworzony aby ktoś poczuł się lepszy na tle innych. Marzenia i pragnienia pozostawały wciąż te same niezależnie od pochodzenia.
-Daje to pewien rodzaj satysfakcji kiedy potem przegląda się zdjęcia i zaczyna wspominać podróże czy też takie zwykłe wędrówki. - Uśmiechnął się, a delikatne zmarszczki mimiczne pojawiły się wokół jego oczu i ust. Przyjął od kobiety kubek i sam sobie nalał herbaty, którą zaraz wypił również ciesząc się jej smakiem ale przede wszystkim temperaturą. -Herbert. - Uścisnął dłoń Claire.-Miło mi i proszę bardzo. - Dopił swoją herbatę i zakręcił termos chowając go do plecaka. Spojrzał na drzwiczki, a potem w stronę nieba gdzie słońce już zaczynało zachodzić. -Chyba cierpliwość się zaraz opłaci.
Wskazał cień, który kładł się długimi smugami na ziemi gdy słońce znikało za linią drzew, wtedy też to zajmowane przez skrzaty nagle ożyło. Rozświetliły się okna, a Herbert wstał ze swojego miejsca i zapukał trzy razy w okno. W tym momencie drzwiczki otworzyły się skrzypiąc niemiłosiernie i chuda, mała ręka wystawiła przed drzwi dwie butelki. Najprawdziwsze butelki pełne trunku, Herbert miał nadzieję, że było wino, a nie zwykła woda. Jedną z nich podał Claire, a swoją schował do plecaka. Zostawił pod drzwiami zaś zapłatę i wyprostował się.
-Smacznego. - Wskazał na wino zarzucając plecak na plecy. Każde poszło w swoją stronę.

|zt x 2


Zły pomysł?Nie ma czegoś takiego jak zły pomysł, tylko złe wykonanie go


Herbert Grey
Herbert Grey
Zawód : Botanik, podróżnik, awanturnik
Wiek : 29
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
Podróżowanie to nie jest coś, do czego się nadajesz. To coś, co robisz. Jak oddychanie
OPCM : 18 +2
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 2 +1
TRANSMUTACJA : 15 +2
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 10
Genetyka : Czarodziej

Zakon Feniksa
Zakon Feniksa
https://www.morsmordre.net/t9088-herbert-grey https://www.morsmordre.net/t9097-awanturnik https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f179-dorset-bockhampton-greengrove-farm https://www.morsmordre.net/t10001-skrytka-bankowa-nr-2134#302368 https://www.morsmordre.net/t9106-herbert-grey#274578
Re: Skrzacie drzewo [odnośnik]06.03.23 12:44
5 lipca 1958

Skrzatom lepiej nie przeszkadzać, nie wchodzić im w drogę, zwłaszcza tym wyklętym; Anne Beddow wiedziała o skrzatach domowych tyle, co nic. Widziała w swoim życiu być może jednego czy dwa, gdzieś na ulicy Pokątnej, smętnie drepczącego za swoim panem. W całej tej hierarchii wielkich czarodziejów wiele było kwestii absolutnie nieprzyjemnych i nieodpowiednich.
Nie ona – nikt jej pokroju – nie miał jednak na decyzje wielkich czarodziejów wpływu, nie rozumiał ich zwyczajów i poglądów, a prawo głosu również było czymś dalekim i odległym dla ludzi, w których żyłach płynęła mugolska krew.
Skrzacie drzewo, na którego średnio-wysokiej gałęzi siedziała, leżało daleko poza jej świadomością; jego mieszkańcy, krzątający się gdzieś wewnątrz ogromnych konarów pozostawali niezauważeni i nieobecni dla Anne, z wzajemnością.
Przewieszona przez brązową gałąź pokrytą miękkim mchem w kolorze dojrzałem trawy noga machała raz po raz; druga po przeciwległej stronie robiła to samo. Okrakiem było najwygodniej, zwłaszcza kiedy plecy opierały się o główny pień drzewa, zazieleniałe liście ograniczały widoczność; głównie tym spacerującym na dole, którzy nawet jeśli wznieśliby spojrzenie w górę, musieliby faktycznie przyjrzeć się konkretnym partiom leśnego krajobrazu, by dostrzec małą sylwetkę na półce skrzaciego domowiska.
Między nogami ułożyła dziennik; mały zeszyt bardziej przypominający szkicownik niż zeszyt, z obrazkami nakreślonymi węgielnym ołówkiem, z drobnymi zapiskami, z bazgrołami wylewającymi się z pożółkłych kartek. W jednej dłoni, umazanej sadzą węgla, trzymała resztkę tego, co kiedyś stanowiło narzędzie piśmiennicze; w drugiej zapakowaną w papier kanapkę z plumpką, nadgryzioną, raz po raz kierowaną w kierunku ust.
Jasna koszula była sporo za duża, rękawy podwinięte kilka razy ukazywały wątłe ramiona, skórę obficie muśniętą letnim słońcem. Stara, wytarta z koloru spódnica była komfortowym wyborem w taką pogodę, choć nie szło to w parze z wyglądem. Podobnie włosy, ścięte krzywo na wysokości pomiędzy ramieniem a uchem, które sprawiały, że z daleka Anne bardziej przypominała chuderlawego chłopca, niż młodą kobietę.
Z upałem łatwiej było sobie poradzić niż z mrozem, zwłaszcza kiedy podejmowało się idiotyczne decyzje i opuszczało dotychczasowy dom, w którym zawsze czekał na nią nocleg i skromna kolacja.
Las zapewniał schronienie przed nadmiernym ciepłem, ale i towarzystwem – od tego drugiego dużo łatwiej było uciec, nawet jeśli sowa przynosiła listy, na które adresatka bała się odpisywać.
Wstydziła.


chmury wiszą nad miastem
czekam na wiatr co rozgoni ciemne skłębione zasłony, stanę wtedy na raz — ze słońcem twarzą w twarz
Anne Beddow
Anne Beddow
Zawód : powsinoga
Wiek : 18 lat
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Panna
choć nie chcę budzić się, nie umiem spać
świat dziwny jest jak sen

a sen jak świat
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : 5
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t9261-anne-beddow#281746 https://www.morsmordre.net/t9589-listy-do-ani#291635 https://www.morsmordre.net/t9277-annie-beddow#282540
Re: Skrzacie drzewo [odnośnik]10.03.23 22:59
Wydawało się, że żar lejący się z nieba może być najgorszym, co może ich spotkać. Ich wszystkich, w końcu nie tylko w Gloucestershire widać było to dziwne zjawisko. Migoczący ogon, jasna gwiazda na niebie, która przyciągała spojrzenia tak mocno, że nie dało się od niej oderwać wzroku, a z każdą sekundą, w której trakcie oczy skupiały się na tym niezwykłym zjawisku, w serce wlewała się jeszcze większa fala trwogi, wnętrzności zdawały się błagać o pomoc, a instynkty Marii, których zwykła się słuchać, krzyczały jej, że powinna uciekać. Schronić się przed wszędobylskim okiem komety. Dawały złudną nadzieję, że jeżeli będzie skryta pod czymś — niekoniecznie pod dachem, ale on dawał chyba najwięcej bezpieczeństwa — macki gwiazdy jej nie sięgną, będzie bezpieczna.
Co jednak zrobić, gdy nie mogło się spędzać całych dni w domu? Należało szukać przestrzeni, która dzięki swym właściwościom odetnie bezpośredni dostęp do niebios. Zazielenione od liści gałęzie stanowiły właśnie taką ochronę i dlatego zwabiły Marię do szybszego skierowania się w stronę skrzaciego drzewa. Nie słyszała jeszcze o tym, że można było w tym miejscu dostać alkohol; sama zresztą za trunkami wysokoprocentowymi nie przepadała, pamiętała to miejsce ze swych dziecięcych podróży z rodzicami, a w głowie wciąż żyła historia o staruszku z brodą z waty cukrowej. Dziś była już niemal pewna, że to bujdy — gdyby tak nie było, przed wejściem stałaby kolejka dzieci spragnionych łakoci. Może sama skusiłaby się na podobny przysmak? W swojej torbie miała wyłącznie dwie brzoskwinie i dźwięczące zawzięcie butelki Portera Starego Sue, jedynego zimnego napoju, który miał na sprzedaż mijany sprzedawca, a którego to napoju wcześniej Maria nie widziała (i nie wiedziała, że kupiła alkohol). Czasy były ciężkie, trzeba było korzystać z tego, co się znajdowało pod ręką.
Gdy znalazła się już w zasięgu cienia rzucanego przez drzewo, nabrała trochę więcej odwagi, by zadrzeć głowę do góry. Gałęzie drzewa były mocne, poplątane w sposób, który — jak odruchowo zauważyła Maria — ułatwiałby ewentualną wspinaczkę. Wargi wygięły się na moment w nieśmiałym uśmiechu, może właśnie tego potrzebowała? Zawieszenia gdzieś między ziemią a niebem, z daleka od trosk ludzkich na dole i trosk własnych, które kumulowały się w obrazie wiszącej nad głową komety. Miała na sobie swoje robocze buty, te z rezerwatu, o mocnych, nieślizgających się podeszwach, wiązane na łydkach. Było w nich niemożebnie gorąco i odcinały się od bieli sukienki o bufiastych rękawach, ale teraz wreszcie mogły się przydać...
I przydały się, bowiem przewiesiwszy torbę przez ramię, nabrała rozpędu, po czym odbiła się mocno z dwóch nóg, chwytając się pierwszej z gałęzi. Zawisła na niej na moment, do czasu aż nie rozbujała się bardziej i nie podciągnęła przy pomocy ramion. Ostrożnie podniosła się do pionu, znajdując oparcie w pniu wielkiego drzewa i tak poczęła wspinać się dalej — na całe szczęście pozostałe gałęzi znajdowały się w zasięgu jej rąk i nóg, nie musiała już zanadto ryzykować. Nie zmieniało to faktu, że dalej była ostrożna. Łapała się mocno gałęzi, następnie podciągała, pomagając sobie od czasu do czasu nogami, aż nie odnalazła wystarczająco grubego konaru, na którym mogłaby z powodzeniem usiąść, obserwować to, co dzieje się pod nią, gdyby nie to, że pomiędzy liśćmi mignęło coś jeszcze. Włosy w znajomym kolorze ciemnego blondu, choć krzywo ścięte, trochę jak u chłopca.
Nie była tu sama.
Nim jednak ten ktoś zorientuje się, że i jego samotność została naruszona, nim wzburzy się i rozpocznie się awantura, wolała przeprosić. I może ulotnić się gdzieś indziej.
— Ach, tutaj już zajęte... — szepnęła z wyraźnym smutkiem w głosie, chcąc jednak zaznaczyć, że nie ma złych zamiarów. Przez to właśnie przeskoczyła między jedną gałęzią a drugą, szklane butelki stuknęły teraz niemalże anonsująco. Sama Maria znalazła się jednak na tyle blisko, że mogła już wytężyć wzrok, dostrzec, że nie tak znowu daleko od niej nie siedział byle tam chłopiec. Że to była ona. Bez wątpienia ona. W za dużej koszuli i spódnicy, która na pewno w czasach świetności była innej barwy.
Serce przyspieszyło, ściskając się jednocześnie z żalu i smutku.
— Aniu...? — spytała ostrożnie, bo choć serce podpowiadało, że to Anne właśnie, rozum nie chciał w to wierzyć. Co musiało się wydarzyć, że tak wyglądała? Czy miała kłopoty?
Aniu, co się stało?


Bądź sobą, zwłaszcza nie udawaj uczucia. Ani też nie podchodź cynicznie do miłości, albowiem wobec oschłości i rozczarowań ona jest wieczna jak trawa. Przyjmij spokojnie, co ci lata doradzają, z wdziękiem wyrzekając się spraw młodości. Rozwijaj siłę ducha, aby mogła cię osłonić w nagłym nieszczęściu. Lecz nie dręcz się tworami wyobraźni.
Maria Multon
Maria Multon
Zawód : stażystka w rezerwacie jednorożców
Wiek : 19 lat
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
You poor thing
sweet, mourning lamb
there's nothing you can do
OPCM : 12 +1
UROKI : 7 +4
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 2
TRANSMUTACJA : 1
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 17
SPRAWNOŚĆ : 16
Genetyka : Czarownica

Neutralni
Neutralni
https://www.morsmordre.net/t11098-maria-multon#342086 https://www.morsmordre.net/t11145-gwiazdka#342865 https://www.morsmordre.net/t12111-maria-multon https://www.morsmordre.net/f417-gloucestershire-tewkesbury-okruszek https://www.morsmordre.net/t11142-skrytka-bankowa-nr-2427#342857 https://www.morsmordre.net/t11143-maria-multon#360683
Re: Skrzacie drzewo [odnośnik]28.03.23 17:56
Połacie miękkiego mchu były dość przyjemną podpórką dla nieco startej skóry na dłoniach; raz po raz przeczesywała głęboką zieleń palcami, później wystukiwała nimi rytm na grubej gałęzi, finalnie kończąc sobie tylko znaną melodię na podstawce niedużego notatnika. Ubrudzone węgielną sadzą palce wycierała znowu w mech, później sięgała ponownie po zawiniątko z kanapką, w letnich odgłosach doszukując się tego, co mogło przypominać spokój.
Śpiewu ptaków, szumu koron drzew – czegoś, co mogło zagłuszyć kotłujące się pod czaszką myśli, otulić i uspokoić, sprawić, że na moment zatrzymała się i tkwiła tylko w tym momencie – bez obawy o to co dalej.
Kometa nad głową świeciła złowieszczo i bezustannie, dziwnie, nienaturalnie – jak groźba, która tkwiła w powietrzu, jak przypieczętowanie, choć to nadeszło wiele tygodni przed nowiną – czym była ta spadająca gwiazda?
Cień drzewa dawał chłód, schronienie i spokój; pozorny. Coś chrupnęło, coś trzasnęło, a Beddow wychyliła się w końcu spomiędzy gałęzi by spojrzeć w dół – nie dostrzegła tam niczego, ni po kolejnej próbie, którą poprzedził następny hałas. Kiedy ten zaczął przybierać na sile, instynktownie przywarła plecami bardziej do pnia drzewa, skręcając głowę w karku w kierunku gęściejszych liści – tak, jakby chciała ukryć, że sylwetka siedzącej na drzewie dziewczyny należy do człowieka.
I prawie jej się udało – a przynajmniej tak myślała, kiedy w końcu rozległ się czyjś głos. Ładny, miękki i melodyjny; to było zrozumiałe już po chwili, bo choć początkowo była niemal przekonana, że to po prostu któryś z mieszkających na dole skrzatów, prawda nadeszła szybko, dyktując konkretne wnioski.
Pech – albo dziwacznie nieoczekiwane szczęście - chciało, że dziewczęcy ton należał do Marii.
Jej obecność była równie zadziwiająca co świetlisty warkocz na niebie – tutaj, wśród zielonych gałęzi, niewypowiedzianych słów i sparaliżowanego spojrzenia, które dosięgło wzrok Beddow. Spoglądała na nią przez jakiś czas w ciszy – przez moment jej własnego imienia, troski na twarzy panny Multon – zupełnie, jakby straciła możliwość mowy, albo pozbyła się jej w pełni świadomie.
Finalnie, zupełnie do siebie niepodobnie, spuściła wzrok i zamknęła dziennik.
– Cześć – krótkie powitanie zabrzmiało jakoś chrypliwie, inaczej. Zaraz potem odchrząknęła nieco i cofnęła nogi, do tej pory rozłożone prostopadle wzdłuż gałęzi – Nie szkodzi, mogę się…. przesiąść.


chmury wiszą nad miastem
czekam na wiatr co rozgoni ciemne skłębione zasłony, stanę wtedy na raz — ze słońcem twarzą w twarz
Anne Beddow
Anne Beddow
Zawód : powsinoga
Wiek : 18 lat
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Panna
choć nie chcę budzić się, nie umiem spać
świat dziwny jest jak sen

a sen jak świat
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : 5
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t9261-anne-beddow#281746 https://www.morsmordre.net/t9589-listy-do-ani#291635 https://www.morsmordre.net/t9277-annie-beddow#282540
Re: Skrzacie drzewo [odnośnik]30.04.23 22:31
— Nie, nie — słowa uciekły z jej ust prędzej, niż dałaby radę o tym pomyśleć. Widok Anne zazwyczaj sprawiał jej przykrości. Lubiła towarzystwo Beddow, to jak potrafiły rozmawiać godzinami o literaturze, choć o sobie wiedziały naprawdę niewiele. Ale może to i lepiej? Obie były ulepione z innej gliny, miały zupełnie inne doświadczenia, domy i wyzwania postawione przed sobą, a jednak potrafiły znaleźć wspólny język. Jednak świat pchał je co jakiś czas w tę samą stronę, może dlatego, że potrzebowały swego towarzystwa, zrozumienia duszy może nie tej samej, ale chociaż, w pewien pokrętny sposób pokrewnej.
Jak inaczej dało się wytłumaczyć to akurat spotkanie?
— Byłaś tu pierwsza. Zostań — pragnęła brzmieć zdecydowanie, tak jak tylko mogła. Uśmiechnęła się więc, w swoim mniemaniu przekonująco, podciągając się na ostatniej z gałęzi. Zamknięte w torbie butelki szczęknęły raz jeszcze, ale ona nie zamierzała się cofać. Zamiast tego przesunęła się w lewo, odnajdując drugą, grubą gałąź, całkiem niedaleko tej, na której odpoczywała Anne. — Jeżeli chcesz zostać sama, to ja pójdę. Ale jeżeli nie, to... Mam coś do picia. Wypijesz ze mną? — usadziwszy się wreszcie wygodnie, oparła się plecami o chropowatą powierzchnię kory drzewnej. Ułożyła swoją torbę na udach, grzebiąc w niej przez dłuższą chwilę, aż wreszcie wyciągnęła wciąż jeszcze zimną butelkę w ciemnym szkle. Kropelki wody osadziły się już na jego powierzchni, należało być więc ostrożnym, przy jego chwytaniu, ale Maria wyciągnęła już rękę zapraszająco w stronę dziewczęcia. — Nie wiem, co to. Ale to jedyne zimne, co mieli do sprzedaży w okolicy — przyznała zupełnie szczerze, pomijając już fakt, że to było to również jedyne zimne picie, na które było ją stać. Beddow nie musiała wiedzieć wszystkiego, lecz Multon miała nadzieję, że nie odmówi poczęstunku, przynajmniej teraz. W końcu podzielenie się napitkiem było też pewną formą przeprosin za niespodziewane naruszenie spokoju przestrzeni skrytej w koronie skrzaciego drzewa.
Korciło ją, by spytać, co się stało. Korciło, aby dowiedzieć się, aby pomóc. Starała się jednak nie spoglądać na dziewczynę zbyt natarczywie, nie chciała przecież w żaden sposób jej zawstydzić. Zauważyła jednak, że ubrania koleżanki pozostawiały sporo do życzenia; nie z powodu ich nieskromności, ale tego, że nie wyglądały, jakby należały do garderoby jednej osoby. Bardziej jak zdobycze. Znaleźne. Myśli pobiegły na moment w innym kierunku, do kuchniojadalni w Okruszku, gdzie niedaleko stołu trzymała bale z materiałami. I miała tam też piękny, zielony materiał w kratę, z którego mogłaby jej uszyć zdecydowanie ładniejszą, bardziej pasującą do jej sylwetki spódnicę.
Zamrugała kilkukrotnie, powracając do rzeczywistości. Wzniosła głowę do góry, zielone blaszki liści blokowały wzrok przed dosięgnięciem komety. Poruszyła się nerwowo, sama myśl o tym nieprzyjemnym zjawisku sprawiała, że było jej jakoś... Źle. Dziwnie.
— Widziałaś tę gwiazdę? — spytała po chwili, zagryzając delikatnie wnętrze swego policzka. Na pewno musiała ją widzieć. Wszyscy widzieli. — Mówią, że przynosi złe rzeczy. Ale może się mylą...?


Bądź sobą, zwłaszcza nie udawaj uczucia. Ani też nie podchodź cynicznie do miłości, albowiem wobec oschłości i rozczarowań ona jest wieczna jak trawa. Przyjmij spokojnie, co ci lata doradzają, z wdziękiem wyrzekając się spraw młodości. Rozwijaj siłę ducha, aby mogła cię osłonić w nagłym nieszczęściu. Lecz nie dręcz się tworami wyobraźni.
Maria Multon
Maria Multon
Zawód : stażystka w rezerwacie jednorożców
Wiek : 19 lat
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
You poor thing
sweet, mourning lamb
there's nothing you can do
OPCM : 12 +1
UROKI : 7 +4
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 2
TRANSMUTACJA : 1
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 17
SPRAWNOŚĆ : 16
Genetyka : Czarownica

Neutralni
Neutralni
https://www.morsmordre.net/t11098-maria-multon#342086 https://www.morsmordre.net/t11145-gwiazdka#342865 https://www.morsmordre.net/t12111-maria-multon https://www.morsmordre.net/f417-gloucestershire-tewkesbury-okruszek https://www.morsmordre.net/t11142-skrytka-bankowa-nr-2427#342857 https://www.morsmordre.net/t11143-maria-multon#360683
Re: Skrzacie drzewo [odnośnik]18.05.23 12:55
Niespodziewane zbiegi okoliczności mogły nieść dużo szczęścia, ale być też nieprzyjemnym odciskiem przypominającym o niepewności i niepokoju. Gdyby zauważyła Marię w innych okolicznościach – innym miejscu, czasie, w innym świecie, w którym była bardziej sobą, a nieco mniej cieniem, który chował się w głębokiej zieleni letnich liści – wtedy entuzjazm byłby czystym odczuciem, którego nie trzeba udawać, tłumić, a pozwolić dziewczęcej tęsknocie za łatwiejszymi czasami wybrzmieć.
Ale Maria Multon pojawiła się przy skrzacim drzewie w momencie, w którym Anne Beddow była kimś, kogo nikt już nie znał. Nie pamiętał, albo trzymał w myślach jedynie mylne wspomnienie utkane z uśmiechu, jasnych, długich pasm włosów, niewinności i troski – osoba, która siedziała na gałęzi z podkulonymi kolanami, brudnymi od węgla palcami i grymasem na twarzy zdawała się być kimś zupełnie obcym.
Ale Maria Multon nie wiedziała.
Żyła nieświadomie we wspomnieniu koleżanki, która z pasją wypowiadała się o kilkanaście razy za dużo przeczytanej książce, orbitująca w słowach na tematy, których nawet nie rozumiała, a które porywały młode serce i sprawiały, że pozwalała sobie marzyć o innym świecie i innym życiu.
– Co tutaj robisz – wymamrotała, w tonie wybrzmiewającym pomiędzy wyrzutem a zaskoczeniem, nie czystym pytaniem; zaraz jednak odchrząknęła i nieco wyciągnęła szyję, wychodząc z postawy przypominającej bardziej skulone zwierzę, a nie osobę. Nie chciała jej zranić własną mamrotliwością. A kiedy butelki zadźwięczały w wyniku uderzenia szkła o szkło, Maria wyciągnęła je z torby, a Anne zobaczyła zimne krople spływające wzdłuż szyjki, suchość w gardle urosła niespodziewanie.
– Mhmm… – odpowiedziała, co miało być odpowiednikiem zwyczajowego o, chętnie, dziękuję!, wyciągając dłoń po butelkę – piwa, ale tego nie wiedziała i nieszczególnie ją to interesowało, bo słońce dostatecznie odsuwało myśli od trywialnych niepewności.
Usadowiła się na nowo na szerokiej gałęzi, przylegając plecami do kory drzewa, by zaraz później zsunąć z butelki metalowy zatrzask i otworzyć ją z charakterystycznym sykiem.
– Dzięki, to chyba piwo – rzuciła, kątem oka zerkając na koleżankę, która jakoś nerwowo sadowiła się na gałęzi nieopodal. Pierw sądziła, że to kompot, albo swojskie wino; ale kiedy zawleczka szczeknęła, specyficzna woń dotarła do jej nosa. Nie zastanawiała się jednak nad tym, skąd Multon miała butelki piwa w swojej torbie, a po prostu wzięła łyk, a potem kolejny, gasząc rosnące od kilku godzin pragnienie.
Dopiero po czasie westchnęła, z wyraźną ulgą, odsuwając od ust szkło, by spojrzenie znów zadrzeć ku góry, gdzie pomiędzy zielenią liści błyszczała gwiazda.
– Przynosi złe rzeczy – zawyrokowała, bez pytań i bez rozważań; nie wiedziała tego, nie wiedziała nawet czym było świetliste zjawisko nad ich głowami. Ale na pewno nie było to nic dobrego. Nic, co można było podziwiać, bo noc powinna być ciemna, a dzień jasny od słońca, nie od komety.
Spuściła wzrok na własne palce, później kolana, przykryte do połowy wielobarwną, za dużą spódnicą. Napiła się znów, opuściła butelkę, później znów ją uniosła, a po kolejnym z łyków odchrząknęła.
– No, to skąd się tutaj wzięłaś?



chmury wiszą nad miastem
czekam na wiatr co rozgoni ciemne skłębione zasłony, stanę wtedy na raz — ze słońcem twarzą w twarz
Anne Beddow
Anne Beddow
Zawód : powsinoga
Wiek : 18 lat
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Panna
choć nie chcę budzić się, nie umiem spać
świat dziwny jest jak sen

a sen jak świat
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : 5
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t9261-anne-beddow#281746 https://www.morsmordre.net/t9589-listy-do-ani#291635 https://www.morsmordre.net/t9277-annie-beddow#282540
Re: Skrzacie drzewo [odnośnik]27.05.23 14:44
Zawsze żyły w dwóch różnych światach. Czasami ich orbity zbliżały się do siebie na tyle, aby obie dziewczęta mogły poczuć się ze sobą prawdziwie blisko — odnaleźć wspólny język gdzieś na gruncie książek, fantastycznych opowieści, które nie miały nic wspólnego z otaczającą je rzeczywistością. Ale w pewien sposób każda z nich, raz lepiej, raz gorzej, próbowała uciekać do świata fantazji, uznając go często za bezpieczniejszy od tego prawdziwego. Maria zapewne popełniała ten grzech znacznie częściej, na przykład teraz. Choć serce rozrywało jej się pod skórą, zza klatki żeber, widząc Anne Beddow w takim stanie, stanie, który nie mógł przywoływać myśli innej niż chociaż delikatnie paniczna, wywoływać chęci odruchowego spojrzenia się za ramię, jakby to tam czyhało to c o ś. Nieopisane słowami, bezkształtne, ale groźne, niezrozumiałe, dziwne. Choć wszystko to działo się w ciągu całego czasu, gdy szarozielone spojrzenie próbowało łagodnie omieść sylwetkę koleżanki, Multon pragnęła, z całego serca, aby była to tylko fasada; coś w rodzaju przebrania, którymi ratowały się niegdyś księżniczki, gdy wyruszały w drogę, która ostatecznie doprowadzić je miała do odkrycia samych siebie.
Annie, uważaj na siebie.
Tym bardziej zaniepokoiło ją pytanie — nie zadane, a wymamrotane, może nawet nieco oskarżycielsko. Dłoń, którą Maria opierała na chropowatej korze drzewa, zadrżała, zęby chwyciły dolną wargę dla rozładowania zakłębiających się raz za razem emocji. Ciało drgnęło, gotowe do poddania się, do cofnięcia w dół drzewa, bo przecież nigdy nie była wojownikiem. Nie walczyła o miejsce, nie walczyła o uwagę, swą postawą mogła tylko oddawać — spokój, bezpieczeństwo, samotność.
A jednak widać było, że Beddow walczyła ze sobą — starsza z blondynek nie mogła wiedzieć, ani rozumieć, dlaczego tak się działo, lecz to potwierdzające mruknięcie, będące czymś bardzo dalekim od naturalnego entuzjazmu, który widziała w Anne w trakcie ich wcześniejszych spotkań, była przynajmniej jaskółką pojawiającą się na niebie, symbolem nowej nadziei.
Może nie wszystko stracone?
Dlatego też wyciągnęła rękę mocniej, chcąc mieć pewność, że pomimo śliskiej od kropli wody powierzchni szkła, to nie wymsknie się z uścisku Anne, powodując przy tym małą katastrofę na ziemi, a je — konsekwentnie — pozbawiając możliwości zaspokojenia pragnienia.
— Piwo? — spytała, przyglądając się butelce uważniej. Kto przy zdrowych zmysłach mógłby pomyśleć, że prosząc o coś zimnego, ktoś wyglądający jak Maria Multon mógł prosić o dwie butelki piwa! — To... To jest z alkoholem, prawda? — zapytała ponownie, przenosząc wzrok na Anne. Wydawało jej się, pewnie słusznie, że ta mogła i wiedziała więcej o świecie, niż ona sama. Marię wszak chowano najpierw w chatce w lesie, następnie w bajkowo pięknej szkole usytuowanej we francuskich Alpach. Raz do obiadu śpiewały jej mazurki lub jemiołuszki, innymi razy wodne nimfy. W jej domu nie było alkoholu, w szkole — podawali im do obiadu rozwodnione wino, ale tylko przy dużych okazjach. Pierwszy i ostatni raz, gdy miała w ustach alkohol przydarzył jej się w trakcie przyjęcia Elviry. Wypita w ramach kary Zielona Wróżka nie pozostawiła jej w pamięci dobrego skojarzenia.
Niemniej jednak, podążając za śladem Anne (w końcu nie pozwoli jej pić tego sama, skoro był to poczęstunek), usadowiła się wygodniej na własnej gałęzi, przy otwarciu butelki pomagając sobie nią właśnie. Oparła kapsel pod odpowiednim kątem, następnie stanowczym ruchem przesunęła po korze. Puste stuknięcie i syk — kapsel wypadł w powietrze, lądując wreszcie na jej kolanach, a woń piwa dotarła i do jej nozdrzy. Postanowiła jednak zaryzykować — wzięła jeden łyk zimnego napoju, lecz od razu skrzywiła się wyraźnie, odsuwając butelkę od siebie.
— Ojeju, gorzkie... — zawyrokowała, spoglądając znów na Anne, ciekawa jej reakcji. Podzieli ją, czy może była już przyzwyczajona? Może gorzki smak nie robił na niej wrażenia?
— Zwierzęta się jej boją. Stają się agresywne w jej świetle — zdradziła koleżance ściszonym głosem, na moment myślami wracając do Solsbury Hill, gdzie po gonitwie za jednorożcem przyszło jej łapać agresywnego lelka wróżebnika. Wtedy była jednak z Everettem, mężczyzna również interesował się magicznymi stworzeniami. Ale gdyby była wtedy sama? Czy dałaby sobie radę? Czy mogłaby spełnić swą misję? — I ja się boję. Dlatego uciekam od niej — dodała szeptem, w pewien niespodziewany dla siebie sposób mając nadzieję, że Anne zrozumie. — Tutaj mnie nie dostrzeże.


Bądź sobą, zwłaszcza nie udawaj uczucia. Ani też nie podchodź cynicznie do miłości, albowiem wobec oschłości i rozczarowań ona jest wieczna jak trawa. Przyjmij spokojnie, co ci lata doradzają, z wdziękiem wyrzekając się spraw młodości. Rozwijaj siłę ducha, aby mogła cię osłonić w nagłym nieszczęściu. Lecz nie dręcz się tworami wyobraźni.
Maria Multon
Maria Multon
Zawód : stażystka w rezerwacie jednorożców
Wiek : 19 lat
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
You poor thing
sweet, mourning lamb
there's nothing you can do
OPCM : 12 +1
UROKI : 7 +4
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 2
TRANSMUTACJA : 1
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 17
SPRAWNOŚĆ : 16
Genetyka : Czarownica

Neutralni
Neutralni
https://www.morsmordre.net/t11098-maria-multon#342086 https://www.morsmordre.net/t11145-gwiazdka#342865 https://www.morsmordre.net/t12111-maria-multon https://www.morsmordre.net/f417-gloucestershire-tewkesbury-okruszek https://www.morsmordre.net/t11142-skrytka-bankowa-nr-2427#342857 https://www.morsmordre.net/t11143-maria-multon#360683
Re: Skrzacie drzewo [odnośnik]11.06.23 16:36
Okoliczności spożywania napojów jakkolwiek bliskich choćby najmniejszym procentom wyglądały zwykle zgoła inaczej - charakterystyczny syk oznajmił otwarcie butelki, specyficzna woń dotarła do jej nosa, a wspomnienie zamglonej potańcówki sprzed wielu miesięcy zdało się w tamtej chwili wyrwanym fragmentem snu, obrazkiem z albumu życia zupełnie innej osoby.
Teraz - teraz było jej wszystko jedno. I piwo i okoliczności - upał łagodzony gęstymi liśćmi wysokiego drzewa, chłodny napój i niespodziewane towarzystwo Marii - kiedy indziej nawet by się ucieszyła.
- Mhmm, chyba - piwo zwykle było z alkoholem, z mniejszym bądź większym stężeniem, tym samym mniejszym bądź większym prawdopodobieństwem spowodowania czegoś, zwłaszcza kiedy dzień był tak upalny, myśli obarczone niewypowiedzianą winą, a ponury nastrój nie ulegał nawet soczystym promieniom słońca.
Goryczka niemal sparzyła język, choć zimno prędko złagodziło nieprzyjemne doznanie; skrzywienie na twarzy Anne było krótkotrwałe i ulotne, znikające pod dziwacznym grymasem towarzyszącym jej od samego początku - pomiędzy zawstydzeniem a niechęcią, wycofaniem a strachem; Maria nie była żadnym zagrożeniem, a mimo to, dryfowanie pomiędzy przeszłością a teraźniejszością, odkrywanie kolejnych kart ostatnio minionych dni, szperanie w trywialnej codzienności i zanurzanie się w potencjalnych pytaniach ze strony nowej towarzyszki letnich posiedzeń - to wszystko sprawiało, że nieprzyjemny ucisk rósł w jej żołądku i rozprzestrzeniał na lędźwia i wyższe partie pleców, sprawiając, że Beddow niemalże powtarzała w myślach cichą litanię, która miała oszczędzić jej nadmiernej ciekawości panny Multon.
Co miała jej odpowiedzieć?
Kim w ogóle była teraz - koleżanka w urokliwej sukience, którą zapamiętała rozłożoną na plecionym kocu, z ładnym wydaniem tomiku poezji, czystymi włosami kręcącymi się w łagodne fale? Gdzie mieszkała, z kim rozmawiała, czy tak jak Beddow bała się panicznie wyludnionej, szarej stolicy, która była rzekomo jej domem? Czy bała się plakatów, które rozciągały się wzdłuż kraju, przypominając o trwającej wojnie?
- Jednorożce. Nadal się nimi opiekujesz? - zapytała dopiero po dłuższym czasie; chwili minionej na przyglądaniu się doskonale przeanalizowanym liściom, później profilowi Marii, w końcu analizowaniu jej słów na temat komety. Przed czym uciekała?
- Dlaczego się boisz? - kometa nie była czymś naturalnym, wręcz przeciwnie - i choć strach był uzasadniony, Anne zaczęła drążyć. Spojrzenie pomknęło znów w górę, zakotwiczając się w zielonej koronie drzewa - Czego, kogo, dlaczego?
Proste pytania przynoszą skomplikowane odpowiedzi.


chmury wiszą nad miastem
czekam na wiatr co rozgoni ciemne skłębione zasłony, stanę wtedy na raz — ze słońcem twarzą w twarz
Anne Beddow
Anne Beddow
Zawód : powsinoga
Wiek : 18 lat
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Panna
choć nie chcę budzić się, nie umiem spać
świat dziwny jest jak sen

a sen jak świat
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : 5
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t9261-anne-beddow#281746 https://www.morsmordre.net/t9589-listy-do-ani#291635 https://www.morsmordre.net/t9277-annie-beddow#282540
Re: Skrzacie drzewo [odnośnik]23.06.23 12:09
Było w tym spotkaniu coś odrealnionego. Jakieś niewypowiedziane, choć wiszące między dziewczętami poszukiwanie tego, co umknęło — wydawałoby się, że już na zawsze. I choć nie dzieliły wspomnień, które uciekały, zawsze zostawiając się wzajemnie gdzieś na skraju pamięci, bez celu i bez ładu, tak teraz, ta chwila, była ich wspólna. Jakkolwiek dziwna, niespotykana, niezapowiedziana.
Ich. Wspólna.
Gorzka woń i takiż sam smak napoju nie były jednak czymś najgorszym; życie, ta chorobliwa codzienność, lepiąca się do niewinności istnienia była czymś znacznie gorszym. I choć Maria nie musiała przeżywać tego co Anne — nie musiała szukać schronienia wśród wysokich i mocnych gałęzi, skrycia za zielenią blaszek liści, jeżeli tego nie chciała — jakaś część niej wybiegała wciąż do koleżanki, niewrażliwa na mury (strachu? niechęci?), które Beddow stawiała w swojej obronie. Multon, choć często postrzegana przez pryzmat swej niewinności i naiwności, nie była jednak ślepa, widziała, że coś było nie tak, że coś się działo.
Cisza zapadła między dziewczętami w równym stopniu naturalnie, co nienaturalnie. Jedna z nich nie chciała odpowiadać, bo nie potrafiła znaleźć odpowiedzi — druga nie pytała, bo nie potrafiła pytania zadać. Aż wreszcie na wspólny grunt naprowadziła je znowu Beddow, zadając pytanie o rzecz tak złączoną z jestestwem Marii, że ciężko było sobie wyobrazić ją bez elementu rezerwatu, bez jednorożców i ich dobrej, łagodnej, ciepłej białej magii. Szarozielone spojrzenie odnalazło więc oczy panny Beddow, przyjrzało się im z mieszanką ciekawości i zaskoczenia. Oczy, oczy Anne nie zmieniły się ani trochę, oczy miała wciąż te same, skryte za mgłą tęsknoty. Za czym tęskniła Anne Beddow?
— Tak, dalej — odpowiedziała bez zająknięcia, zgodnie z prawdą. To w trakcie opieki nad nimi na niebie rozbłysła kometa, to ona — zdaniem Marii — doprowadziła do całego rzędu katastrof, to ona niemal zrobiła krzywdę Zawilcowi. Dziewczę zacisnęło więc mocno usta, gdy fala świeżych jeszcze wspomnień spłynęła na jej osobę, dłonie zacisnęły się na wilgotnej od oddawanej temperatury fakturze butelki. Na chwilę zagubiła się pośród swoich myśli, spoglądając pozornie bez celu gdzieś przed siebie, może nawet przez blaszki liści, ich intensywną zieleń utrzymywaną pomimo niespotykanych upałów.
Wreszcie jednak powróciła — do siebie, do swych myśli, co ważniejsze — do Anne i jej pytań. Prostych, oczywiście, ale jednocześnie niespotykanie śmiałych.
Odpowie, jak zawsze, gdy ją pytano.
— Bo nie rozumiem, co ją tutaj przyprowadziło. Dlaczego tu jest. Co robi, czemu wzbudza strachsłowa płynęły z ust same, spojrzenie szukało zrozumienia drugiej strony, niemal desperacko zaglądając w twarz Beddow. Rozumiesz mnie, Aniu? Wiesz, skąd ten strach, który ściska mi gardło i serce? — Teraz... boję się tej gwiazdy. Ale w ogóle wielu rzeczy, wielu ludzi się bałam i boję — zdradziła zawstydzona, podciągając jedną nogę do góry, kolano do klatki piersiowej. Otoczyła ją objęciem swych ramion, złożyła na kolanie brodę, druga noga zwisała swobodnie z drzewa. — Przede wszystkim dlatego, że ich nie znam. Nie wiem, co się z nimi wiąże. To chyba najgorszy rodzaj strachu, nie wiedzieć. Bo gdy wiesz, nawet taką prostą rzecz, że można gdzieś uciec, gdzieś się schować, zawsze jest lepiej na duchu...
A ty jak sądzisz, Aniu?


Bądź sobą, zwłaszcza nie udawaj uczucia. Ani też nie podchodź cynicznie do miłości, albowiem wobec oschłości i rozczarowań ona jest wieczna jak trawa. Przyjmij spokojnie, co ci lata doradzają, z wdziękiem wyrzekając się spraw młodości. Rozwijaj siłę ducha, aby mogła cię osłonić w nagłym nieszczęściu. Lecz nie dręcz się tworami wyobraźni.
Maria Multon
Maria Multon
Zawód : stażystka w rezerwacie jednorożców
Wiek : 19 lat
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
You poor thing
sweet, mourning lamb
there's nothing you can do
OPCM : 12 +1
UROKI : 7 +4
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 2
TRANSMUTACJA : 1
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 17
SPRAWNOŚĆ : 16
Genetyka : Czarownica

Neutralni
Neutralni
https://www.morsmordre.net/t11098-maria-multon#342086 https://www.morsmordre.net/t11145-gwiazdka#342865 https://www.morsmordre.net/t12111-maria-multon https://www.morsmordre.net/f417-gloucestershire-tewkesbury-okruszek https://www.morsmordre.net/t11142-skrytka-bankowa-nr-2427#342857 https://www.morsmordre.net/t11143-maria-multon#360683

Strona 5 z 6 Previous  1, 2, 3, 4, 5, 6  Next

Skrzacie drzewo
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach