Wydarzenia


Ekipa forum
Primrose Hill
AutorWiadomość
Primrose Hill [odnośnik]11.04.16 16:08
First topic message reminder :

Primrose Hill

Najpiękniejsze miejsce w Północnym Londynie, idealne na piknik i chwilę wytchnienia. Wzgórze pozwala podziwiać widok centralnej części miasta, idealnie ukazując kontrast między hałasem, zgiełkiem i gonitwą za pieniądzem a leniwym odpoczynkiem urozmaiconym śpiewem ptaków oraz zapachem kwitnących bzów. Wiele osób przychodzi tu czytać książki, ćwiczyć czy spędzać czas z rodziną bądź współpracownikami na wspólnym posiłku. Dostęp Primrose Hill nie jest ograniczony, więc można tu przyjść o każdej godzinie i podziwiać jak słońce wita bądź żegna Londyn.
Mistrz gry
Mistrz gry
Zawód : -
Wiek : -
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
Do you wanna live forever?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Primrrose Hill - Primrose Hill - Page 2 Tumblr_mduhgdOokb1r1qjlao4_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/t475-sowa-mistrza-gry#1224 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t2762-skrytki-bankowe-czym-sa#44729 http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki

Re: Primrose Hill [odnośnik]21.01.17 6:55
Nie mogłam usiedzieć na mieszkaniu. Kochałam je, całym sercem. Było moją własną oazą. Ale brakowało mi tam ostatnio miejsca. Miejsca w którym rozproszyłyby się moje myśli. Przestrzeni. Na tych kilku metrach kwadratowych było mi za ciasno. Zadawało się, że moje myśli, wnioski, obawy, czy opinie ulatują z mojej głowy, odbijają się od ścian, a później atakują ze zdwoją siłą.
Dlatego wychodziłam ostatnio często. Pozwalałabym by nogi niosły mnie przed siebie, podczas gdy ja, zatopiona w rozważaniach robiłam krok za krokiem. Ciągle do przodu, nigdy wstecz. Ale jakby sama siebie co dzień testując, sprawdzając, jak długo jeszcze dam radę zanim upadnę. Dojdę do kresu mojej wędrówki. Powiem dość. Zdarzyło mi się kompletnie zabłądzić – zarówno w labiryncie własnych myśli jak i krętych ścieżkach Londynu. Merlinowi dzięki za teleportację, którą transportowałam się do domu. Myśli jednak nie potrafiłam pozbyć się tak łatwo.
Nie potrafiłam się jeszcze pogodzić z tym co zaszło. Nie umiałam. Miałam wrażenie że godząc się, a może nawet bardziej, przyjmując do wiadomości i uznając za prawdziwy fakt, iż Potterowie nie żyją i ja umrę. Jeśli nie cała to w jakiejś części.
Pokręciłam przecząco głową by odegnać kolejną porcję łez. Jak mogłam w takim stanie być pomocna dla kogokolwiek? Zawieszona w czasie i przestrzeni. Zawieszona w życiu. Ostatkami sił trzymającą się na powierzchni breji złożonej z mojego żalu, smutku i tęsknoty, przelanej krwi i – niemniej ważnego – strachu, zasianego wtedy na moście przez moje osobiste nemezis. Bałam się go, nawet jeśli teraz wiedziałam już że nie oszalałam, że jedynie pęta mnie we własne okowy klątwa z którą miałam pożegnać się za niecały miesiąc.  
Znów przerzuciłam wątek na kolejny. Samuel – rozbrzmiało w mojej głowie tęskno, głucho wręcz. Odbiło się kilka razy towarzysząc melodii, którą wygrywały podeszwy moich butów. Słowa Margauz nadal kołatały mi się w głowie. Ale z każdym kolejnym dniem traciłam wiarę w to, że możemy sobie nawzajem pomóc.  Z każdym dniem tylko utwierdzałam się w przekonaniu, że nie będę dla niego niczym więcej niż balastem. Był bohaterem, herosem, miał uratować świat. Podczas gdy ja – niezdatna do niczego – nie mogłam zrobić nic poza wiernym trwaniem u jego boku. Kochałam go, miałam kochać już na zawsze. Bezgranicznie i bezwarunkowo. Dlatego nie mogłam zrzucić mu się na głowę. Wymóc by zajmował się mną. Podczas gdy jednostki niezliczone oczekiwały na ratunek. Nie, do tego nie byłam zdolna.
Skręciłam w lewo pozwalając, by ścieżka prowadziła mnie dalej. Stawiałam krok za krokiem. Zawieszałam spojrzenia na przechodniach, tych którzy mijali mnie w pędzie i którzy na chwilę przystawali czy też siadali na ławce. Zerkałam na drzewa i moszczące się na nich ptaki. Poszukiwałam szczęścia. Momentu, chwili, która mogłaby się złożyć na radość walną do mojego serca. Uczucia, ulotności, którą jeszcze niedawno odnajdywałam z taką łatwością wszędzie i na przekór wszystkiemu. Czy zatracałam siebie?
Moje niebieskie tęczówki w końcu natrafiły na znajomą jednostkę, tak dawno nie widzianą. Zatrzymała się przy zajmowanej przez niego ławce. Położyłam dłoń na ramieniu.
-Ulysess. – wypowiedziałam śpiewnym prawie-szeptem. Skrzyżowałam z nim spojrzenia by spróbować posłać mu coś na kształt uśmiechu. Choćby i fałszywego. Jakiegokolwiek. Chwilę później zabrałam dłoń przysiadając się do niego na ławce. - Trochę minęło. - mówię spokojnie swoje spojrzenie zawieszając na rozpościerającym się przede mną horyzoncie. Swoim zwyczajem podwinęłam na nią nogi, które już po chwili objęłam ramionami. Gest znajomy dla mnie. Wcześniej charakterystyczny. Dziś zaś, trwając w bezruchu musiałam się obejmować, trzymać w kupie, upewniać dotykiem dłoni, że za chwilę nie rozpadnę się na kawałki.



The Devil whispered in my ear, you are not strong enough to withstand the Storm. Today I whispered in the Devil's ear,
I am the Storm.
Justine Tonks
Justine Tonks
Zawód : auror, rebeliant
Wiek : 29
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Panna
The gods will always smile on brave women.
Like the valkyries, those furies who men fear and desire.
OPCM : 58 +2
UROKI : 36 +6
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 7 +3
TRANSMUTACJA : 6
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 15
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Metamorfomag
Primrrose Hill - Primrose Hill - Page 2 1
Zakon Feniksa
Zakon Feniksa
https://www.morsmordre.net/t3583-justine-just-tonks https://www.morsmordre.net/t3653-baron#66389 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f437-lancashire-forest-of-bowland-stocks-reservoir-gajowka https://www.morsmordre.net/t4284-skrytka-bankowa-nr-914#89080 https://www.morsmordre.net/t3701p15-just-tonks
Re: Primrose Hill [odnośnik]22.01.17 23:35
Odpłynął na moment, zatapiając się w atmosferze bzów, których czas jeszcze w tym roku nie nadszedł, choć lśniły już całkiem pokaźnie zielenią liści, pod komendą wiatru wyśpiewujących łagodne melodie. Było w nich coś niepokojącego, jak gdyby wyczuwały ciemne chmury, zbierające się nad ich małym, wyspiarskim światem, odcinającym się od większego, rezygnując z niezależności. Pod ich wpływem Ollivander odchylił lekko głowę, marszcząc brwi w konsternacji i właśnie w tym stanie zastał go szept, tym razem pochodzący nie od drzew. Poruszył się lekko, czując na sobie spojrzenie i cień Justine, przyprószone lekkim dotykiem na ramieniu. Skonfrontował spojrzenie, momentalnie przenosząc swoją refleksję gdzieś dalej - ustąpiła na rzecz charakterystycznej przenikliwości, malującej się tylko i wyłącznie w oczach. Moment ten trwał wystarczająco długo, aby podsunąć mu pierwsze oznaki mimowolnej obserwacji.
- Witaj, Tonks - odpowiedział, nie zwlekając z tym zbyt długo, choć między jej szeptem, a jego stonowanym i bezwzględnie spokojnym, wypranym tonem, pojawiła się nieco nienaturalna przerwa, kiedy czytał z niej, co tylko mógł. Wyłapał uśmiech, kłócący się z aurą znajomej Krukonki. Dziś była to melancholijna mgiełka. Mimo wszystko, Justine wydawała się dosyć nieobecna.
Czujne i zarazem dyskretne spojrzenie zawiesiło się na sylwetce dziewczyny, ułożonej teraz na ławce w iście wymownej pozie. Mogło być dla niej charakterystyczne i w pewnym sensie tak zapamiętał ją z tych burzowych wieczorów, kiedy białe rozbłyski stawiały ją w skrajnym kontraście. Siedział wtedy w fotelu naprzeciwko, obserwując zarówno drobną postać, jak i samo zjawisko, rozbestwiające się na zewnątrz. Było w niej wtedy jakieś napięcie, jakaś iskra, skrajne zaciekawienie w niepokoju, otulającym umysł. Nie musiała używać słów, aby mógł ją wyczuć.
Pozwolił jej stwierdzeniu rozbrzmieć chwilę w powietrzu, na tym samym horyzoncie skupiając wzrok. Nie pozwolił mu jednak utkwić - wciąż błądząc niespiesznie po otoczeniu. Milczał. Nie szukał słów. Układał powoli fakty, próbując przeanalizować położenie Tonks. Lubił te człowiecze zagadki. To nimi zastępował niezręczność, jaka często towarzyszyła spotkaniom po latach. Tak lekkim faktem, rzuconym w przestrzeń, dała mu czas na zastanowienie, dlatego wykorzystywał te sekundy. Mugolskie pochodzenie nie ułatwiało życia nigdy, ale teraz wiązało się ze skrajną marginalizacją. Mógł tylko przypuszczać, gdyż ślepy na ostatni wzrost kontrowersji w tym temacie nie był, ale zgadywać nie lubił. Wolał analizować i wyciągać wnioski. Ta droga była mu zdecydowanie bliższa do rozwiązywania mentalnych łamigłówek.
- Trochę - potwierdził w końcu, głosem, który świadczył o tym, że był bardziej obecny, niż z pozoru mogłoby się wydawać. - Wiosenne burze dają ci się we znaki - nie zdejmował spojrzenia z mugolskiej pary. Poznawali się dopiero, co dało się wyczytać z nieśmiałości gestów, jakimi się darzyli. - Zmieniłaś się, Just. Więcej cię trapi - ocenił, rzucając jej krótkie spojrzenie, z którego niewiele dało się wyczytać, choć z pewnością było znajome. Ona zaś, cóż, dorosła, więc stwierdzenie w swojej prostocie, wciąż było oczywiste.


psithurism (n.)
the sound of rustling leaves or wind in the trees
Ulysses Ollivander
Ulysses Ollivander
Zawód : mistrz różdżkarstwa, numerolog, nestor
Wiek : 34
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty

and somehow
the solitude just found me there

OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Primrrose Hill - Primrose Hill - Page 2 Ez2Nklo
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t4176-ulysses-francis-ollivander https://www.morsmordre.net/t4228-nebula#86429 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f240-lancashire-lancaster-castle https://www.morsmordre.net/t4227-skrytka-bankowa-nr-1059#86421 https://www.morsmordre.net/t4229-ulysses-francis-ollivander#86432
Re: Primrose Hill [odnośnik]28.01.17 6:06
Jego obecność przypomina mi czasy, które zdają mi się pochodzić z innego życia. Lepszego życia. Tego w którym problemy nie tyczyły się nas tak bardzo. Tego, w którym można było rozwiązać je szybko, prawie bezboleśnie. Tego, które nie miało już więcej powrócić. Słodki okres zawieszenia – między dzieciństwem a dorosłością – w nim pragnęłam na nowo się znaleźć. Próbować owoców, które jeszcze chwilę temu były zakazane. Poznawać smak pierwszych razów. Smakować życia. Wtedy wszystko było na próbę i nic na poważnie. Teraz jest odwrotnie. Teraz powagą swą nakłada ciężary na serca. Wiąże i pilnuje kroków i słów. Wlewa strach.
Słowa które wypowiada w moją stronę nie dziwią mnie. Ani nie zawodzą. Ulysses posiadał dziwną przypadłość. Nigdy nie potrafiłam założyć co powie, ale gdy już otwierał usta słowa zdawały się niesamowicie adekwatne do przeczucia które mi przy nim towarzyszyło. Nigdy nie próbowałam więc zgadywać co padnie, gdy wprawi w drgania tembr głosu, ale jednocześnie też w słowach tych – choć kompletnie niespodziewany – często odnajdywałam sens którego się spodziewałam. Nawet teraz brzmiało to bez sensu, ale ja rozumiałam.
- Chciałabym. - unoszę leciutko kącik ust na jego słowa. Szczerze tym razem, kompletnie niewymuszenie. Więcej zdawało mi się w jego stwierdzeniu przekłamaniem, wielkim jak pokaźnych rozmiarów góra lodowa. Ale nie mógł wiedzieć – nie miał skąd. Nikt nie chodzi wykrzykując światu swoje żale i zmartwienia. Doprawdy, nie bylibyśmy w stanie z sobą żyć, gdybyśmy nie potrafili czasem ukryć się za kotarą naszych własnych kreacji. Utopieni w zmartwieniach, z możliwością przedstawianiu ich światu na bieżąco, już do końca zapomnielibyśmy jak żyć. Człowiek z natury miał w zwyczaju czepiać się cierpienia. Zarówno poszukując pocieszenia, jak i boleśnie uświadamiając sobie – właśnie w tych najgorszych momentach – czym tak naprawdę smakuje życie. A smakowało przez większość czasu okropnie. Cierpienie było gorzkie i długo czepiało się języka. Gorycz niespełnionych marzeń, straconych niewykorzystanych chwil paliła w przełyku długo. Słony smak łez czasem zdawał się nie mieć końca. A po tej feerii smaków następowała śmierć. Ludzie często zapominali że w przyrodzie zawsze zachowana jest równowaga. Tak samo było z życiem. Gorzki smak zastępowała słodycz pocałunku, uśmiechu. Gorycz zwalczyć można było kwaśnym, ale i orzeźwiającym posmakiem nowego doznania. A słone łzy zniwelować mogły ciepłe ramiona. Zawsze powtarzałam, że szczęście trzeba umieć znaleźć. Trzeba chcieć je znaleźć. I trzeba szukać je ciągle, bowiem nie jest jedną, wielką stałą, a składa się z sum małych chwil – czasem ledwie dostrzegalnych dla oczu. Nigdy nie sądziłam jednak że nadejdzie dzień w którym nie dostrzegę promieni słońca.  – Zgubiłam szczęście Ulyssesie. – wyjawiam mu w końcu. Naiwnie sądziłam, że życie nie jest w stanie odebrać mi czegoś, co samo mi ofiarowało. Ale widziałam przecież jak wiele razy właśnie dokładnie to robi. Wiatr zdmuchnął kilka kosmyków moich włosów na twarz. Unoszę dłoń i w charakterystycznym geście zakładam je za ucho. Dziś zdają się wyblakłe. Pozbawione towarzyszących mi od zawsze kolorów. Są niemal białe, a może szare bardziej? Końcówki ledwie barwi turkusowa barwa. Wygodniej moszczę brodę na kolanach, ale na chwilę tylko. Zaraz obracam ją w jego stronę, policzek umiejscawiając na wcześniejszym miejscu brody.  – Bez niego stałam się łatwym celem. – dodaję, choć wiem, że nie muszę. Pewnie nim to powiedziałam zdążył już połączyć kropki. Dodać do siebie fakty. Posiadał niesamowicie analityczny umysł. Nie gubił się w nim tak często jak ja. Lepiej nim kierował.

| misia, co powiesz na 5 kwietnia? Jak ci pasi, to mi pasi <3



The Devil whispered in my ear, you are not strong enough to withstand the Storm. Today I whispered in the Devil's ear,
I am the Storm.
Justine Tonks
Justine Tonks
Zawód : auror, rebeliant
Wiek : 29
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Panna
The gods will always smile on brave women.
Like the valkyries, those furies who men fear and desire.
OPCM : 58 +2
UROKI : 36 +6
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 7 +3
TRANSMUTACJA : 6
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 15
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Metamorfomag
Primrrose Hill - Primrose Hill - Page 2 1
Zakon Feniksa
Zakon Feniksa
https://www.morsmordre.net/t3583-justine-just-tonks https://www.morsmordre.net/t3653-baron#66389 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f437-lancashire-forest-of-bowland-stocks-reservoir-gajowka https://www.morsmordre.net/t4284-skrytka-bankowa-nr-914#89080 https://www.morsmordre.net/t3701p15-just-tonks
Re: Primrose Hill [odnośnik]01.02.17 19:42
Próby czekały ich na przestrzeni całego życia i choć mogłoby się wydawać, że kiedyś, dawno, w czasach blaknących na tle teraźniejszych trosk, były inne, lepsze, mniej trudne. Wtedy jednak podchodziło się do nich z podobnym nastawieniem, widziało się ich komplikacje, niekiedy wyolbrzymiało do skrajnie wielkich przymiotów, postrzegając jako niemożliwe do sforsowania barykady. To czas powoli wypuszczał z objęć nieświadomość. Im dalej błądziło się w życiu, wodzonym za nos, tym więcej dostrzegało się rozwiązań przeszłości. Cofając się i patrząc z dystansu, powiększało się perspektywę. Dlatego wszystko wydawało się łatwiejsze - wtedy jednak mogło być tak samo trudne. Bagaż doświadczenia stanowił fascynującą i skomplikowaną zagadkę, nie ograniczając się do jednego rozwiązania - było ich całe multum. Zazwyczaj wystarczało po nie sięgnąć, spróbować dostroić się do aktualnego położenia, do niewyraźnych ścieżek. Gdzie więc był problem? W praktyce, w rozdzierającej ingerencji niechcianych zdarzeń, spadku sił, w drążącej rozpaczy - a ta nie potrzebowała wiele. Żywiła się każdą niezabezpieczoną furtką, do której otwarcia wystarczyło lekkie pchnięcie. Skrzypienie pordzewiałych zawiasów mogło dudnić echem przez lata.
Nie wiedział, czy nie chciała, czy nie do końca zrozumiała jego przenośnię. Burze w wymiarze wymiany słów, jaka dokonała się między nimi w tych krótkich chwilach wzajemnej obecności, widział jako troski. Nie wątpił w ich powagę, nie umniejszał znaczenia - stwierdzał fakt, widząc melancholijne oblicze znajomej twarzy. Doszukanie się cierpienia nie było trudne, zarówno w słowach, jak i w spowolnionym rytmie, mimowolnych oznakach słabości. Często były wspólne dla różnych ludzi, oczywiste, jak choćby przygaszony ton i oczy, osnute lekką mgłą, czy wręcz przeciwnie - szklące się nienaturalnie od nieproszonych łez, pozostających w obrębie tęczówek. Utrzymywane w miejscu, choć w każdej chwili gotowe by potoczyć się po rumianych policzkach.
Obserwował oblicze Tonks spod przymkniętych powiek, przechylając lekko głowę. Nie wiedział, czy szukał wniosków, rad, czy próbował ocenić, jak mocno życie wyślizgiwało się jej z rąk. Każdemu wymykało się mniej lub bardziej, on zaś popadał ostatnio w niezdrowe tendencje do gdybania. Nie niosło to za sobą nic bardziej wartościowego od masy niepotrzebnych wersji, dalekich od prawdy. Może stagnacja zabrała mu trochę umiejętności, bo myśli pognały w nieco innym kierunku, ale nie chcąc dręczyć ani siebie, ani Justine, pozwolił im płynąć. Oddał się prądowi, próbując połączyć go z kwestią dziewczyny.
- Nie uwierzę, że pierwszy raz - osądził w końcu, przenosząc błękitne tęczówki na kolejną parę, dwójkę mu nieznaną, ale i wyraźnie strapioną. - Łatwo stracić je z oczu, kiedy horyzont przysłaniają ideały. Może to w nich się zgubiłaś? - gdybał, bo nic więcej nie mógł. Analizy bez informacji z natury kończyły się tylko przypuszczeniami. Może potrzebował ich w tej chwili, bawiąc się w ślepe zgadywanki.

(5 spoko, już dodałam do pierwszego posta!)


psithurism (n.)
the sound of rustling leaves or wind in the trees
Ulysses Ollivander
Ulysses Ollivander
Zawód : mistrz różdżkarstwa, numerolog, nestor
Wiek : 34
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty

and somehow
the solitude just found me there

OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Primrrose Hill - Primrose Hill - Page 2 Ez2Nklo
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t4176-ulysses-francis-ollivander https://www.morsmordre.net/t4228-nebula#86429 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f240-lancashire-lancaster-castle https://www.morsmordre.net/t4227-skrytka-bankowa-nr-1059#86421 https://www.morsmordre.net/t4229-ulysses-francis-ollivander#86432
Re: Primrose Hill [odnośnik]07.02.17 19:09
Nie zrozumiałam jego przenośni. A może dopiero chwilę po wypowiedzianej przeze mnie odpowiedzi doszedł do mnie sens jego słów. Gubiłam się w myślach, wątkach, które – niczym nieproszone koszmary – nieustępliwe kołatały się w mojej głowie. Jeden obok drugiego, jeden na drugim, a trzeci pod czwartym. Zawsze kilka na raz, jakby nie były w stanie przewijać się pojedynczo. Jakby chwila wytchnienia – możliwość skupienia myśli tylko na jednym problemie – miała przynieść mi więcej szkody niż całkowite rozstrojenie wewnętrzne, któremu właśnie w ostatnich dniach byłam poddawana. Moje myśli z prędkością światła zmieniały temat rozważań, żadnego nie czepiając się dostatecznie długo, by odnaleźć na którekolwiek rozwiązanie. Pytanie za pytaniem wyrastało w mojej głowie i z każdym kolejnym uświadamiałam sobie, że wzrasta ich ilość, podczas gdy odpowiedzi niebezpiecznie zbliżają się ku nicości.
Ulga nie nadchodziła, choć mawiano, że czas leczy rany. Nie pamiętam kiedy – chyba nigdy – byłam tak mocno zawiedziona życiem, boleśnie zraniona tym, jak okrutne było. Jak nie oglądało się przez ramię nawet raz, by zobaczyć jakie zniszczenie sieje za sobą. Myślałam, że życie i śmierć stoją po przeciwnej stronie barykady, ostatnio coraz mocniej dochodziłam do wniosku, że błędnym było moje założenie. Śmierć była przyjaciółką Życia, załatwiała za nią brudne sprawy, podczas gdy ta druga przygotowywała podłoże do pracy dla tej pierwszej. Istniejące w idealnej symbiozie. Krzywdzące niezależnie od wyroku wydanego na jednostkę ludzką.
Kręcę w końcu głową przeczącą. Dość dziwnie to wygląda, bo policzek nadal mam umieszczony na kolanach. Jestem pewna, że wcześniej nie czułam się tak jak teraz. Że wcześniej wszystko rysowało się w innych barwach. Jaśniejszych.
-Pierwszy. – potwierdzam spokojnie zaprzestając ruchów głową. Odwracam spojrzenie od niego, znów układając podbródek na kolanach wzrok zawieszam na jednej z par przechadzającej się po wzgórzu. – Smuci mnie blask zachodzące słońca, choć jest tak samo piękny jest zawsze. Drażni mnie każda dobra ulotna chwila, pomimo tego, że wcześniej to właśnie w nich odnajdywałam drobiny szczęścia. W składowych z których składał się mój optymizm zabrakło jednej części. Popsuła się. I mam wrażenie że mechanizm, którym była nie jest możliwy do zastąpienia, a naprawa może się nigdy nie udać. – wyznaję mu spokojnie, cicho. Mój głos ledwie przebija się przez ciszę. Wiatr tańczy wokół nas na nowo rozwiewając mi włosy. Unoszę dłonie by znów je wetknąć za uszy. Nie wiem czemu mu to mówię. Jakoś od zawsze budził we mnie swoistego rodzaju wrażenie zrozumienia. Jakkolwiek dziwnie nie brzmiałyby moje słowa zdawały się w całości do niego docierać. On zaś, zdawał się je rozumieć dokładnie tak, jak chciałam, żeby były zrozumiałe. I dlatego ceniłam jego obecność – zwłaszcza po tych burzowych, ciężkich nocy w czasie których z takim zacięciem, równym przerażeniu, obserwowałam ja jasne pioruny przecinają ciężkie, ciemne niebo. Był inny niż większość członków arystokratycznych rodów. Dobry. Nie skreślał ludzi ze względu na ich pochodzenie. Poznawał ich. Badał w charakterystycznym dla niego zwyczaju. Oceniał w swojej głowie. I dopiero wtedy oceniał ich wartość. Do dziś pamiętam słowa, które wypowiedział kiedyś w moją stronę. Pewnego, czerwcowego popołudnia, jednego z jego ostatnich dni w Hogwarcie. Czasem – najmocniej w ostatnich latach szkoły, kiedy on już żył poza jaj murami - gdy nad moją głowę nadchodziły chmury zwątpienia w słuszność własnej jednostki jego słowa dodawały mi siły. Pewnie nawet nie wiedział ile sił dało mi jedno jego zdanie.



The Devil whispered in my ear, you are not strong enough to withstand the Storm. Today I whispered in the Devil's ear,
I am the Storm.
Justine Tonks
Justine Tonks
Zawód : auror, rebeliant
Wiek : 29
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Panna
The gods will always smile on brave women.
Like the valkyries, those furies who men fear and desire.
OPCM : 58 +2
UROKI : 36 +6
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 7 +3
TRANSMUTACJA : 6
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 15
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Metamorfomag
Primrrose Hill - Primrose Hill - Page 2 1
Zakon Feniksa
Zakon Feniksa
https://www.morsmordre.net/t3583-justine-just-tonks https://www.morsmordre.net/t3653-baron#66389 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f437-lancashire-forest-of-bowland-stocks-reservoir-gajowka https://www.morsmordre.net/t4284-skrytka-bankowa-nr-914#89080 https://www.morsmordre.net/t3701p15-just-tonks
Re: Primrose Hill [odnośnik]09.02.17 2:05
Zagubienie w myślach było jednym z najprostszych - nie w skali wyjścia i wypłynięcia na powierzchnie, nie w skali rozwiązań, ale w łatwości doprowadzenia się do tego stanu. Krytycznie ciężkiego, duszącego i zasnuwającego gęstą mgłą świadomość. Rozsądek, odwrócony tyłem, miał zasłonięte oczy, jakby problemy chciały bawić się z nim w ciuciubabkę. Poruszał się na ślepo. Nie widząc rozwiązań nie mógł działać w pełni sprawnie. Ponoć w takich sytuacjach wystarczyło oddać się myślom, pozwolić im płynąć, pogodzić się i oddać na chwilę targającym emocjom. Przeżyć sztormy i wichry, jakkolwiek ciężkie by nie były, czekając cierpliwie na ich koniec. Miały rozmyć się stopniowo, wyciszyć, usnąć, jeśli nie podburzało się ich własnymi słabościami, celując omyłkowo we własne pięty. Odporność była kwestią względną i miała swoje granice. Często stan przejściowy cierpiał na niedobór perspektyw na lepszy czas, wirując zwiewnie w spirali, na własnym parkiecie, ale ześlizgując się na tej równi pochyłej, w dół, niżej, kiedy siły opadały. Wtedy chwilowość potrafiła utrzymać się dłużej. Ulysses nie mógł wiedzieć, czy Justine próbowała wspiąć się po tym śliskim gruncie podczas przysłowiowego spadku, czy była już niżej, na stałym gruncie nieszczęścia. Obstawiałby jednak pierwszą opcję, a im wyżej - tym łatwiej się wydostać. Nie wyśmiał jej odpowiedzi, choć wydała mu się trochę naiwna. Być może nie mogła porównać skali, ale miała już na karku wystarczająco lat, aby poznać smak nieszczęścia. Wiedział, że nie był to pierwszy raz. Nie odpowiedział, pozwalając jej mówić, wyczuwając w krótkiej przerwie nadchodzącą kontynuację. Rzeczywiście nie wiedział, ile jego proste słowa mogły dla niej znaczyć, nawet mając świadomość, że czasem nie trzeba wiele. Orientował się we wpływie takich urywków, sam nosząc w pamięci drobne zdania, sklecone ze szczerości i czystych intencji. Szczególnie Valerie wykuła w nim kilka takich momentów. Nie mógł ich zapomnieć, nawet gdyby kiedyś zechciał.
- Wciąż dostrzegasz piękno, jest nadzieja - nie próbował być optymistą, ani podnosić jej na duchu. Stwierdzał fakt - piękno tliło się nie tylko w szczęściu. Było też w smutnych zachodach słońca i choć można zaprzeczać - w zniszczeniu i zepsuciu. Piękno budziło emocje. Trafiało głęboko, sprawnym cięciem przedzierając się do najbardziej skrytych zakamarków. Interpretować słowa mogła na własny sposób i wciąż dawał jej tę możliwość. - Mechanizm nie zadziała, jeśli będziesz patrzeć na niego przez całe życie w ten sam sposób, Tonks - poinformował równie cicho, udzielając jej też pewnej rady. - Świat się zmienia. Wyrwał jedną część, wyrwie następną bez zawahania. Dopóki masz możliwość, ratuj, co zostało - tak właśnie próbował robić, podnosząc swój świat po serii ataków, stawiając go na nogi i funkcjonując, brnąc przez wszystko, co dopiero z czasem powtórnie nabierało sensu. Byłby głupcem, gdyby liczył w odświeżenie poprzedniego stanu. Stawiał fundamenty na nowo. I błądził, tak jak ona. Jedynie bardziej trzymał to w sobie. - Wyobraź sobie, że przez nieuwagę tracisz cały mechanizm - wizja brutalna i przykra, ale wciąż możliwa. Losu nie brało się za pewnik, nigdy, choć w czasach szczęścia lubiło się ten błąd popełniać. - Wtedy też będziesz rozglądać się za zagubionym elementem?


psithurism (n.)
the sound of rustling leaves or wind in the trees
Ulysses Ollivander
Ulysses Ollivander
Zawód : mistrz różdżkarstwa, numerolog, nestor
Wiek : 34
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty

and somehow
the solitude just found me there

OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Primrrose Hill - Primrose Hill - Page 2 Ez2Nklo
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t4176-ulysses-francis-ollivander https://www.morsmordre.net/t4228-nebula#86429 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f240-lancashire-lancaster-castle https://www.morsmordre.net/t4227-skrytka-bankowa-nr-1059#86421 https://www.morsmordre.net/t4229-ulysses-francis-ollivander#86432
Re: Primrose Hill [odnośnik]24.02.17 21:44
Ratuj, co zostało.
Jak echo jego słowa obiły się o wnętrze mojej czaski. Kilka razy rozbrzmiewając. Skłaniając do przemyśleń. Nie potrafiłam na razie dojść do tego jak to zrobić. Pustka w moim sercu rozorała się wygodnie i zdawało mi się, że z dnia na dzień jedynie powiększa swoje terytorium spowijając swoim cienieniem wszystko. Cicha zmowa milczenia mojego własnego ja z okrutnie rozdygotanym organem sprawiała, że z mojego okna Baron ani razu nie wyruszył by wręczyć list osobie, która jako jedyna potrafiła przynieść mi swobodny sen. Rzucałam się więc w pościeli. A gdy na chwilę udawało mi się zasnąć koszmary minionych dni powracały ze zdwojoną siłą. Jakby w nocy odnajdując w sobie większe pokłady energii. Odnosiłam wrażenie, że, gdy miasto spowija ciemność rozjaśniania jedynie bladą poświatą którą dawał księżyc, to właśnie wtedy wszystkie demony i potwory spod łóżka wyłaziły na świat. Drażniły i bawiły się z pogrążonymi w snach umysłami ludzi. Odnajdowały drogę by wejść do tych właśnie snów i pastwić się nad śniącym.
Dlatego prawie nie sypiałam. Moje powieki samoistnie – wbrew mojej woli i obawom - czasem zamykały się, przynosząc mi sen – nie tyle co proszony, a wymuszany przez wyczerpany organizm. Zasypiałam w kuchni przy stole, gdy podpierałam dłonią podbródek i bez sensu wpatrywałam się w ścianę przede mną. Albo w łóżku, gdy leżąc liczyłam rysy na suficie. Zawsze jednak wyrywał mnie z objęć morfeusza krzyk, który wydobywał się z moich własnych ust. Niezmiennie sny mącił mi jeden i ten sam, powtarzający się od dawna, koszmar o skoku z klifu. Do repertuaru nocnych koszmarów dołączyła czarna smuga próbująca wyciągnąć mnie za barierki – w moich snach jednak, zawsze jej się to udawało. Budziłam się, gdy ciało zderzało się z taflą wody. Z tymi dwoma przeplatała się trzecia wizja, z początku sielankowa, w której siedzimy w dobrze znanej i kuchni z Doreą, sceneria zmienia się szybko, gdy wszystko trawi ogień wokół nas.
Tak, nadal dostrzegałam piękno. Ale bardziej tym razem jako coś pobocznego. Wiedziałam o jego istnieniu, potrafiłam je zobaczyć. Odnosiłam jednak wrażenie, że nie idzie już ze mną w parze. Że krąży daleko, a nawet oddala się w odwrotnym kierunku.
-Lubiłam ten sposób. – odpowiadam spokojnie, odwracając twarz. Znów skupiając wzrok przed sobą. Tym razem na jednym z drzew, którego liście spokojnie kołysały się pod naporem wiatru. Przymknęłam lekko powieki pozwalając, by nieśmiałe promienie słońca muskały lekko moje policzki. Pełnym egoizmu i niejako tchórzostwa przejawiałam się w tej chwili. Teraz, kiedy siedziałam tutaj na ławce, uświadamiałam sobie, jak bardzo nie potrafiłam pogodzić się z wieloma rzeczami, które działy się wokół mnie. Jak niesprawiedliwy zdawał mi się dziś świat. Jak daleko, gdzieś w odmętach Tamizy, zagubiłam moje różowe okulary. Później, z każdym dniem zdawały się opadać na dno coraz mocniej, trudne do ponownego odnalezienia.
-Składam się z małych spontaniczności, Ulysessie. Ale fundamenty miałam zakopane w wartościach stałych. Wiem, że życie doświadcza, testuje nas, na swoje własne sposoby. Wiem też, że znajdę na powrót zagubione Szczęście. A przynajmniej taką mam nadzieję. – nadal nie otwieram oczu, bardziej skupiając się na słowach, niż na wypowiadanych zgłoskach. – Moja egoistyczna strona chciałaby jednak nie musieć tego nigdy robić. Co ważniejsze, nie tracić tego, co tak wiele dla mnie znaczyło. – wiem, że to naiwne podejście. Nie mające racji bytu w tym świecie, pełnym brutalności. Ale i ja po trochu tak byłam. Naiwna, średnio przystosowana, ale z całego serca wierząca w lepszy świat. Chcąca o niego walczyć do ostatniego tchu.



The Devil whispered in my ear, you are not strong enough to withstand the Storm. Today I whispered in the Devil's ear,
I am the Storm.
Justine Tonks
Justine Tonks
Zawód : auror, rebeliant
Wiek : 29
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Panna
The gods will always smile on brave women.
Like the valkyries, those furies who men fear and desire.
OPCM : 58 +2
UROKI : 36 +6
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 7 +3
TRANSMUTACJA : 6
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 15
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Metamorfomag
Primrrose Hill - Primrose Hill - Page 2 1
Zakon Feniksa
Zakon Feniksa
https://www.morsmordre.net/t3583-justine-just-tonks https://www.morsmordre.net/t3653-baron#66389 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f437-lancashire-forest-of-bowland-stocks-reservoir-gajowka https://www.morsmordre.net/t4284-skrytka-bankowa-nr-914#89080 https://www.morsmordre.net/t3701p15-just-tonks
Re: Primrose Hill [odnośnik]28.02.17 23:11
On nie miał wizji. Czasem dręczyły go sny, irytujące swoją ułudą i porannym wrażeniem, kiedy zimna świadomość oddzielała szczątki wysnutego w nocy szczęścia od rzeczywistości, wyszarpując na wierzch pragnienia, niezmienne od kilku lat, wciąż tak samo niemożliwe. Ze ściśniętym gardłem wstawał wtedy z łóżka, nie trwoniąc czasu na bezproduktywne zaleganie pod pierzyną, w lustrze oglądając twarz - z obrzydzeniem odnosząc się do idiotycznych słabości serca. Nie powinny mieć miejsca. Nigdy nie powinien dać im dojść do głosu i wyrzucał to sobie za każdym razem, opuszczając paskudne lęgowisko nieosiągalnych marzeń, aby wrócić kolejnej nocy, znów w samotności i ciszy, niezmąconej obecnością kobiety, która dopełniłaby jego istnienie. Nie chciał wtedy niczego innego i absolutnie każda drobnostka dążyła w kierunku tej okrutnej skrajności. Dlatego dawał swemu odbiciu wybrzmieć w tafli szkła, czekając cierpliwie aż witki oplatające rozum usuną się w cień, pozostawiając chłód i bezpieczny dystans do emocji. I choć mogłoby się zdawać, że podobne niedogodności gnębiły go dzień w dzień, nie zdarzały się często. Raz odcięty pozostawał w swojej skorupce bezpieczny. Problem pojawiał się z tęsknotą, nad którą nie potrafił panować tak gładko - panoszyła się i dyktowała, pogrążając w melancholii i rozbiciu, przynosząc sny oraz jej postać, jasne włosy, drobne dłonie, nawet głos. Mówili, że czas leczy rany i zaciera wspomnienia, ale wciąż pamiętał ją zbyt wyraźnie, trzymając się myśli, że żyje. Był jednak zbyt wielkim egoistą, by wyobrażać sobie jej szczęście u czyjegoś boku. Poza tymi anomaliami, jak lubił je w myślach nazywać, śniły mu się rzeczy błahe i nieistotne. Spał spokojnie, w wielkim przeciwieństwie do Justine, ale w ostatnim czasie nie miał tylu trosk, co ona. Nie mógł wprawdzie poradzić nic na skutek jej ostatnich słów, działających jak prawdziwy policzek - wpisywały się idealnie w jego własne straty, nie do zastąpienia - ale szybko odsunął napływ żalu, próbując skupić się na innych aspektach. Choćby tym, co mu pozostało. Na rodzinie, na pasji, na ukochanym lesie nieopodal domu i szumie wody zatoki Morecambe. Nie wymagał od życia niczego więcej, spłoszony wcześniejszym okrucieństwem, z jakim wyrwało mu z objęć siostrę i Valerie. Nie był specjalistą od szczęścia. Powinien przeprosić Tonks i wycofać się z rozmowy, aby nie dobijać jej bardziej. Nie był pocieszycielem ani wybawcą, nie był nawet jej przyjacielem, ale mimowolne, ciepłe uczucia, jakie wzbudziła w nim za czasów szkolnych powróciły, owiewając lekko i podszeptując, że nie wypada uciekać w niewygodnych momentach. Potrzebowała stabilnego gruntu, nie kolejnych rozpadów. Milczał długą chwilę, wprowadzając dziwną pustkę, ale może nawet nie zauważyła dysonansu, pochłonięta własnymi rozmyślaniami. Niepokój zagościł na sekundę w jego porządku świata, ale krótkie zaciśnięcie powiek przywróciło stałość - wiedział, że nie widziała, wciąż trwając w poprzedniej pozycji.
- Każdy by tego chciał - był w stanie rzucić jedynie oczywistość, jeśli miał oszczędzić jej słów brutalnych i wydzierających resztki nadziei. Nie było jej to potrzebne. - To nic dziwnego - dodał, wciąż spokojnym tonem, mimo wątpliwości niezmiennym. - Szukanie nowych sposobów jest nieporadne, ale możliwe. Pozwól przejść najgorszym falom, miną - czy miały odsłonić nowe szczęście, czy jedynie zbutwiałe wraki poprzedniego, pokazywał tylko czas. I podejście, ale tego nie mógł stwierdzić tak jednoznacznie, błądząc bez celu po starych okrętach, jak gdyby nieopisanym cudem miały stanąć przed nim na nowo, w całej okazałości, jako świeże drewno, gotowe by wyruszyć na spokojne wody razem z pasażerami.


psithurism (n.)
the sound of rustling leaves or wind in the trees
Ulysses Ollivander
Ulysses Ollivander
Zawód : mistrz różdżkarstwa, numerolog, nestor
Wiek : 34
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty

and somehow
the solitude just found me there

OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Primrrose Hill - Primrose Hill - Page 2 Ez2Nklo
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t4176-ulysses-francis-ollivander https://www.morsmordre.net/t4228-nebula#86429 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f240-lancashire-lancaster-castle https://www.morsmordre.net/t4227-skrytka-bankowa-nr-1059#86421 https://www.morsmordre.net/t4229-ulysses-francis-ollivander#86432
Re: Primrose Hill [odnośnik]13.03.17 22:36
-Chyba właśnie po to się podnosimy. By znaleźć nowy sposób. -zamyślam się na chwilę. Uświadamiając sobie w niej też, że cisza, która zapada między nami nie jest niezręczna. Nie jest też męcząca. Jest bardziej jak moment, w którym wstrząśniesz słojem pełnym piasku i czekasz, aż ten nie opadnie na dno, a całości nie ogarnie względy spokój. Ten moment pozwala na ułożenie myśli;  wyciągnięcie wniosków. Swojego rodzaju stabilizację. - Nie warto jednak szukać w pojedynkę. Ciężkie brzemię niesione wspólnie zdaje się lżejsze. Nie raz zaś sama świadomość obecności kogoś jest budująca. Pomaga wytrwać podczas największego sztormu. – sceneria jest inna. My też się zmieniliśmy – dorośliśmy. A jednak, mimo wszystko, sposób w jaki rozmawiamy tak bardzo przypomina mi rozważania snute w Pokoju Wspólnym. Wtedy, mimo, że jeszcze niedoświadczeni tak jak dziś, też brnęliśmy przez różne tezy. Używaliśmy metafor. Czasem znów kompletnie je pomijając. Rozumieliśmy się. I wdzięczna byłam za to, że dziś rozmawialiśmy dokładnie tak samo, pomimo tego, że nasze barki niosły więcej. Podnoszę się z miejsca. Muszę ruszyć dalej. Dobrze mi się rozmawia, ale uczucie zasiedzenia zaczyna do mnie dopadać. Samo wzgórze zaczęło też jakby pustoszeć. Wstając na chwilę układam dłoń na twojej dłoni. Delikatnie ją tylko ściskając w podzięce. Zaraz potem stoję już nad Ulyssesem mierząc go spojrzeniem. Tylko chwilę zastanawiając się nad kolejnymi słowami. – Pomogłeś mi dziś, Ulyssesie. – oznajmiam spokojnie. Chcę żeby wiedział. Żeby miał świadomość, że dołożył małą cegiełkę składającą się na moje nowe ja. Przechodzi mnie dziwna myśl, że choć wszystkich nas czeka nieuchronna śmierć, to jednocześnie w czasie życia, zdarza nam się odradzać na nowo – niczym feniks z popiołów. Odwracam się i robię kilka kroków by odejść. Zaraz jednak zatrzymuję się, na powrót odwracając się w stronę różdżkarza. Uświadamiając sobie pewną ważną relację, a może bardziej osobę, której życiowa nić łączy się zarówno ze mną, jak i z Ulyssesem. Wright. Myśl o nim przechodzi mi przez głowę w ostatnim momencie. Waham się lekko zanim wypuszczam kolejne słowa w kierunku ławki. Wiem, że niebyłby do końca zadowolony tym, co chcę powiedzieć. Ale wiem też, że siedzący nadal na ławce mężczyzna pojmie o co mi chodzi, a co więcej, będzie w stanie pomóc naszemu wspólnemu przyjacielowi. Nie wiem kiedy ostatnio rozmawiali. Ale pamiętam jeszcze ze szkoły zażyłość, jaka ich łączyła. A mój nowy współlokator – właśnie teraz – najmocniej potrzebuje nie tylko wsparcia mnie i Margo. Może i ja, ze swoim nieco nieogarniętym językiem, jak i Margo z nieskończoną dobrocią byłyśmy odpowiednie do tego, by mieć go ze sobą, by pomóc mu się podnieść. Ale poza nami, potrzebował jeszcze zapewnienia, że i inni wierzą w niego tak samo jak my. A może nawet nie tyle co wierzą, ale cenią. Trudno mi było jednoznacznie stwierdzić, ale wierzyłam, że to co powiem, może mu jedynie pomóc – nigdy zaszkodzić. W innym wypadku nawet nie zatrzymałabym się odchodząc  - Jamie właśnie zmaga się z największym sztormem, myślę za zesłanie mu pomyślnego wiatru w postaci sowy pchnie go choć odrobinę w kierunku spokojniejszych fal. – mam nadzieję, że mnie zrozumiesz Ulyssesie. To jeszcze nie czas, by się z nim spotkać. Ten nadejdzie, gdy sam o to poprosi. Potrzebuje przestrzeni.  Ale jednocześnie nie ma lepszego momentu, by posłać mu sowę. Najzwyczajniejszą w świecie. Pokazującą, że o nim pamiętasz. Że cenisz go jak dawniej. Wiem, że to mu doda sił. Unoszę lekko, mizernie kącik ust ku górze. By zaraz po tym obrócić się i odejść, nie odwracając się już ponownie w twoim kierunku.



The Devil whispered in my ear, you are not strong enough to withstand the Storm. Today I whispered in the Devil's ear,
I am the Storm.
Justine Tonks
Justine Tonks
Zawód : auror, rebeliant
Wiek : 29
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Panna
The gods will always smile on brave women.
Like the valkyries, those furies who men fear and desire.
OPCM : 58 +2
UROKI : 36 +6
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 7 +3
TRANSMUTACJA : 6
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 15
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Metamorfomag
Primrrose Hill - Primrose Hill - Page 2 1
Zakon Feniksa
Zakon Feniksa
https://www.morsmordre.net/t3583-justine-just-tonks https://www.morsmordre.net/t3653-baron#66389 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f437-lancashire-forest-of-bowland-stocks-reservoir-gajowka https://www.morsmordre.net/t4284-skrytka-bankowa-nr-914#89080 https://www.morsmordre.net/t3701p15-just-tonks
Re: Primrose Hill [odnośnik]15.03.17 0:08
Cisza nieraz bywała zbawienna, stanowiąc jedyne możliwe dopełnienie słów. Naturalna, powolna, pozwalała na przemyślenie poruszonych kwestii i dotarcie do własnych spostrzeżeń, łączących się z tymi podsuniętymi od rozmówcy - sklejała i nadawała sens. Ulysses doceniał ją, często dostrzegając więcej zalet niż w potokach słów. Dziś wymienili ich niewiele, lecz przeplecione tym szlachetnym milczeniem okazały się wystarczająco trafne, aby każde z nich zrobiło niewielki krok, dowiadując się o sobie drobnych rzeczy - może w przyszłości mających nosić znamię przełomowych, choć nikt nie wiedział, jak uwarunkuje je czas.
Nie szukał odpowiedzi, doskonale zdając sobie sprawę z racji Justine, była jednak zbyt bolesna, by ujmować ją w ramy podsumowań. Wszystko mierzyło w jeden słaby punkt, z którym nie zdradzał się nigdy. Sam unikał poruszania go - myślą czy czynem, omijając przezornie, ale budził się samodzielnie, nie pozostawiając mu zbyt wielkiego pola do popisu. Angażował myśli i wytrącał uważność z rąk, o ile nie był o krok przed nim, a nie zawsze było to możliwe. Ta bliskość, pomagająca zmagać się z przeciwnościami, była wspomnieniem uderzającym. Cierpkim. Po utracie tak istotnego elementu nie szukał innych. Bywał bardziej zagubiony niż ludziom przyszło przypuszczać.
- Dbaj o siebie, Tonks - utkwił w niej spojrzenie, nastając na swoją prośbę. Był świadomy, że potrzebowała troski - własnej i bliskich - szczególnie w nadchodzących czasach, kiedy nic nie można było brać za pewnik. Drobny podmuch, jak ten, który teraz rozwiał jej włosy, mógł zburzyć misternie budowane mosty.
Zawiesił wzrok na jej postaci, kiedy zatrzymała się, jakby niepewna - pozwolił jej ułożyć myśli, wyczekując równocześnie ich skrystalizowania. Nienachalnie i cierpliwie, a efekt zaskoczył go lekko, przedzierając się przez wspomnienia. Wiedziała więcej niż on, ale nie pytał, przyjmując jej troskę kiwnięciem głowy. Benjamin milczał od dłuższego czasu, ale starał się nie doszukiwać w tym zbyt wielu komplikacji, pozostawiając w naturalnej kolei rzeczy - ich kontakt lubił gasnąć i ożywiać się w różnych rozrzutach czasowych. Zmartwiła go nieco tymi słowami, i nawet gdy towarzyszyła mu świadomość, jak silnym człowiekiem potrafi być Wright, zdawał sobie sprawę z tego, że potrzebował wsparcia - zupełnie jak Justine, jak i on sam. Od pewnego czasu zbierał się do sklecenia listu, choć wznowienie kontaktu nie zawsze było proste. Teraz jednak, skoro i ona podsuwała mu radę, nie zamierzał odkładać listu zbyt długo. Odpowiedź ułożył w ciszę, lecz mogła w niej wyczuć zrozumienie.

| ztx2


psithurism (n.)
the sound of rustling leaves or wind in the trees
Ulysses Ollivander
Ulysses Ollivander
Zawód : mistrz różdżkarstwa, numerolog, nestor
Wiek : 34
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty

and somehow
the solitude just found me there

OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Primrrose Hill - Primrose Hill - Page 2 Ez2Nklo
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t4176-ulysses-francis-ollivander https://www.morsmordre.net/t4228-nebula#86429 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f240-lancashire-lancaster-castle https://www.morsmordre.net/t4227-skrytka-bankowa-nr-1059#86421 https://www.morsmordre.net/t4229-ulysses-francis-ollivander#86432
Re: Primrose Hill [odnośnik]13.09.17 18:19
12 maj

Miała wyrzuty sumienia, że zostawia panią Findley w Skrzydle Szpitalnym samą. Przez chaos, w którym pogrążył się świat z uczniami nie było najlepiej. Mieli swoje własne różdżki, więc nie spotykały ich aż tak dziwne wypadki jak najmłodszych, które swojej magii nie potrafiły kontrolować - jednakże zakaz używania czarów mogła schować równie dobrze do nocnika spod jednego z łóżek w skrzydle. Uczniowie absolutnie owych poleceń nie respektowali, więc i anomalie ich dotykały - z różnymi skutkami. Pani Findley wyznała, że nie pamięta, kiedy w Skrzyle Szpitalnym było zapełnione aż tyle łóżek. Panna Pomfrey jedynie potakiwała głową, bo sama pracowała w Hogwarcie zaledwie od września ubiegłego roku, a jako uczennica bywała tu tylko wówczas, kiedy się przeziębiła. No i raz, kiedy spadła z miotły podczas jednej z pierwszych lekcji. Zawsze miała dużo oleju w głowie i rozsądku, by nie robić sobie krzywdy. Przede wszystkim jednak - zasady były dla niej świętością i nigdy ich nie łamała. Dlatego była bezpieczna! Gdyby tylko wszyscy byli tak praworządni jak Poppy Pomfrey, świat byłby z pewnością lepszym miejscem.
Jednocześnie nie mogła odmówić pomocy Reginie, dawnej, szkolnej przyjaciółce, która od momentu ukończenia Hogwartu zdążyła narodzić piątkę dzieci, w tym i bliźniaki. Od pierwszego maja najmłodsze z nich, Harold, bardzo źle znosiło dotykające go anomalie magiczne - Regina więc poprosiła o pomoc kogoś zaufanego. Jej mąż, Norman, pracował od rana do nocy, a samej trudno byłoby jej aż z piątką podróżować do szpitala św. Munga, chociaż mieszkała w Londynie. Poppy odwiedziła ją i zbadała każde z pociech Reginy, poleciła im odpoczynek i eliksir spokojnego snu - nic więcej zrobić na ten moment nie mogła. Dzieci zdawały się być zdrowe, a anomalie nie przychodziły na zawołanie.
Gdy wyszła już od Reginy nogi same zaniosły ją ku jednemu z najpiękniejszych miejsc w Londynie: wzgórzu Primrose Hill, dzisiaj pełnym spacerujących rodzin z dziećmi, młodych studentów, którzy leżeli na kocach i palili papierosy śmiejąc się, bądź pojedynczych jednostek czytających książki na ławce. Ubrana jak mugolka Poppy - w brzoskwiniową sukienkę do połowy łydki, z rozkloszowaną spódnicą i guziczkami ułożonymi w pionowej linii po środku bluzki oraz brązowy, rozpinany sweter - wcale nie wyróżniała się z tłumu. Pogoda wreszcie nieco się uspokoiła. Nie zanosiło się na deszcz, choć mogło zmienić się to w każdej chwili. Ostatnie tygodnie były nieprzewidywalne...
Dostrzegłszy chłopca, który przewrócił się na żwirowej ścieżce i jego zakrwawione kolano, nie potrafiła się odwrócić i odejść, znalazła się przy nim w kilku krokach.
-Nic Ci nie jest? - spytała z łagodnym uśmiechem.
Poppy Pomfrey
Poppy Pomfrey
Zawód : pielęgniarka w Hogwarcie
Wiek : 25 lat
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
nie prze­czu­łam w głę­bi snu,
że je­że­li gdzieś jest pie­kło,

to tu

OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
 Rozważna i romantyczna
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t4756-poppy-pomfrey#101735 https://www.morsmordre.net/t4768-listy-do-poppy#102037 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f322-woodbourne-avenue-13-7 https://www.morsmordre.net/t4787-skrytka-bankowa-nr-1224#102337 https://www.morsmordre.net/t4784-poppy-pomfrey#102285
Re: Primrose Hill [odnośnik]14.09.17 2:06
Ten dzień wcale nie zapowiadał się dobrze. Antonin myślał, że znowu będzie musiał zostać w domu, a dla niego to było równoznaczne z wielką nudą. Znał każdy zakątek ich niewielkiego mieszkania, więc nie miał czego odkrywać, a lubił nowe rzeczy. Z tego powodu coraz częściej zaglądał do piwnicy stryja, która wciąż była dla niego czymś tajemniczym i niezwykle ekscytującym, bo zakazanym. Dobrze wiedział, że jego stopa nie może tam stanąć, ale i tak robił co mógł, żeby dostać się do środka. Dzisiaj też miał zamiar spróbować, jednak jego plany zostały zmienione przez ojca. Wcale go to nie zasmuciło, wręcz przeciwnie. Uwielbiał spędzać czas ze swoim tatą, przyglądać się mu i go naśladować, bo chciał wyrosnąć tak duży i silny jak on. Poza tym chciał się przed nim wykazać, żeby mógł być z niego dumny. Teleportowali się gdzieś poza Nokturn, Antonin nie poznawał tego miejsca, z zamiarem okradania mugoli. Plan był prosty - Antek miał ich bałamucić swoimi słodkimi oczami i podartym ubraniem, ewentualnie sprytnie zachodzić ich od tyłu i uciec zanim zdążą zareagować. Każdą zdobycz oddawał swojemu ojcu, no... prawie każdą, bo co dziesiątą wsadzał sobie niepostrzeżenie do kieszeni. Do tylu potrafił liczyć bez żadnego problemu i to nawet w dwóch językach. Przy ojcu starał się mówić po rosyjsku, choć wychodziło mu to dość kulawo, żeby dać ojcu jeszcze jeden powód do dumy. Zawsze tak się starał, kiedy przyszło mu z nim współpracować.
Teoretycznie Antonin mógłby iść. Niby nic go nie goniło, ale w jego niewielkim ciele znajdowało się za dużo niewyładowanej energii, która nakazywała mu szybki bieg. Przebierał więc nóżkami jak szalony z szerokim uśmiechem na ustach, czując jak w kieszeni ciąży mu coraz większa zdobycz. Uwielbiał okradać innych, uwielbiał wiążącą się z tym adrenalinę i szybki zarobek. Obiecał sobie, że tym razem całą kwotę wyda na słodycze. Aż tu nagle potknął się o wystający kamień i runął jak długi, kalecząc sobie przy tym kolano. Upadek był bolesny, a rana głęboka, przez co na jego twarzy pojawiła się bliska płaczu podkowa, jednak szybko się opanował. Nie mógł się rozpłakać, nie wypadało mu. Szybko odwrócił się w kierunku ojca, ale ten na szczęście był zajęty rozmową i niczego nie zauważył. Antonin dotknął rany brudnym palcem, tak z ciekawości, ale spowodowało to tylko dodatkowy ból. Wtedy pojawiła się nad nim nieznajoma kobieta. Uniósł powoli głowę aż skrzyżowały się ich spojrzenia. - Nie - odpowiedział butnie, już w tym krótkim słowie przekazując mnóstwo informacji jak chociażby to, że nie życzy sobie niczyjej pomocy.
Antonin Dolohov
Antonin Dolohov
Zawód : nicpoń, hultaj, urwipołeć
Wiek : 6
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Kawaler
Stała czujność!
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t4891-antonin-dolohov#120670 https://www.morsmordre.net/ https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f320-smiertelny-nokturn-27 https://www.morsmordre.net/t5246-antonin-dolohov#116631
Re: Primrose Hill [odnośnik]14.09.17 2:06
The member 'Antonin Dolohov' has done the following action : Rzut kością


'Anomalie - DN' :
Primrrose Hill - Primrose Hill - Page 2 7zdzAWN
Morsmordre
Morsmordre
Zawód : Mistrz gry
Wiek :
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
O Fortuna
velut Luna
statu variabilis,
semper crescis
aut decrescis...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Primrrose Hill - Primrose Hill - Page 2 Tumblr_lqqkf2okw61qionlvo3_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Primrose Hill [odnośnik]09.10.17 14:36
Lubiła czasami przekroczyć granice czarodziejskiego świata, opuścić obszary chronione przez zaklęcia ochronne i wkroczyć do mugolskiego świata. Nie wiedziała o nim aż tak wiele, nie śledziła jego losów i postępów niemagicznej części ludzkości na bieżąco, lecz wiedziała dość, by poruszać się po mugolskich częściach brytyjskich miast i nie zwracać na siebie uwagi. Ubiór także dobierała dość sprawnie, lubiła mugolskie sukienki, wybierała te, które przypominały jej te należące do matki. Żadnej po niej nie miała, bo spłonęły, lecz jej rodzina, którą odnalazła, podarowała jej kilka zdjęć jeszcze z czasów panieńskich.
Rodzinę ze strony swojej matki również odwiedzała, choć dość rzadko. Nie znała ich dobrze, ciotka Euphemia nie miała pojęcia o świecie mugolskim i nie chciała wzbudzać podejrzeń, a tym bardziej dekretu tajności, trzymała więc Poppy z daleka od Warrenów, lecz po ukończeniu lat siedemnastu nawiązała z nimi kontakt i starała się go podtrzymywać. Po takim czasie zdawali się być sobie jednak obcy, a i tematów nie było wiele. Najpewniej mieli Poppy za dziwaczkę. Nigdy nie mówiła czym się zajmuje, z czego się utrzymuje, za często nie wiedziała o czym mowa przy obiedzie. Na dziwne spojrzenia odpowiadała uśmiechem i natychmiast zmieniała temat. Nie mogła powiedzieć im o magii.
W pewnym sensie nawet nie chciała. W czarodziejskim świecie nie działo się dobrze, a mugolskie społeczeństwo z wolna odzyskiwało spokój po wojnie sprzed dziesięciu laty. Wkraczając w ich świat pozostawiała troskę o swój za sobą, choć na chwilę.
Była przekonana, że chłopiec także jest osobą niemagiczną i przez chwilę martwiła się jak mu pomóc. Zaklęciem wyleczyłaby tę ranę w sekundę, lecz nie mogłaby ryzykować ujawnieniem się. Zwłaszcza, gdy odpowiedział jej tak butnie i śmiało, pomyślała, że do nieśmiałych dzieci z pewnością nie należy.
Po chwili jednak... Zdarzyło się coś dziwnego. Rośliny wokół chłopca jęły więdnąć, usychać, umierać, zataczając coraz większy krąg. Poppy rozejrzała się zaniepokojona, czy ktokolwiek to zauważył.
-Chodźmy, zanim mugole zauważą - szepnęła Poppy, wyciągając ku niemu dłoń, by pomóc mu wstać -Twoje kolano paskudnie wygląda, wyleczę je, jestem uzdrowicielką.
Poppy Pomfrey
Poppy Pomfrey
Zawód : pielęgniarka w Hogwarcie
Wiek : 25 lat
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
nie prze­czu­łam w głę­bi snu,
że je­że­li gdzieś jest pie­kło,

to tu

OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
 Rozważna i romantyczna
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t4756-poppy-pomfrey#101735 https://www.morsmordre.net/t4768-listy-do-poppy#102037 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f322-woodbourne-avenue-13-7 https://www.morsmordre.net/t4787-skrytka-bankowa-nr-1224#102337 https://www.morsmordre.net/t4784-poppy-pomfrey#102285
Re: Primrose Hill [odnośnik]15.10.17 1:36
Krew leniwie sączyła się z rozcięcia na jego kolanie, sięgając swoją strugą już do połowy łydki. Nie była to pierwsza rana Antonina - zmierzył się z nimi wielokrotnie w przeszłości, dlatego nie zaczął panikować na jej widok. Bolało, wyglądało nieprzyjemnie, ale nie było niczym nowym. Już wiedział co robić - musiał zacisnąć zęby i poczekać aż się zagoi, ot, innego rozwiązania nie posiadał. Mama czasem potrafiła coś zaradzić, ale zazwyczaj spotykało się to z krzywym spojrzeniem ojca, a nigdy nie chciał go zawieść. Chciał być duży i silny jak on! A żeby takim się stać, nie mógł rozpaczać nad niewielkim otarciem. Nie mógł, albo raczej nie chciał, korzystać z pomocy nieznajomych dlatego posłał kobiecie tak nienawistne spojrzenie. Z początku nie zauważył żadnej zmiany, którą wywołał swoją niekontrolowaną magią. Bardziej skupił się na kobiecie - nawet nie pomyślał, że mogłaby nie być czarownicą. Rzadko przebywał wśród mugoli, to wyjście było jednym z pierwszych, wciąż nie potrafił do nich przywyknąć. Zresztą zauważył kątem oka, że wielu z nich zachowywało się podobnie do niego jakby mugolami wcale nie byli - Anotnin nie potrafił tego pojąć i w tym momencie nawet nie próbował. Spojrzał krytycznie na wyciągniętą dłoń kobiety, zerkając w kierunku zajętego rozmową ojca (choć Antonin miał wrażenie, że w rozmowie nie korzystało się z pięści), ponownie zerkając na jej dłoń... i postanawiając skorzystać z pomocy. Nie znał mugoli, trochę się ich bał, wolał odejść z nią w bardziej ustronne miejsce. Wstał jednak sam, odtrącając jej pomocną dłoń. Nie chciał, żeby to wyglądało tak jakoby ona go do tego ruchu przekonała - przekonał się sam, o. Nie odezwał się, nie miał w zwyczaju niepotrzebnie strzępić język. No, przynajmniej nie w domu, tam z kolei trajkotał jak katarynka. Teraz jednak był w miejscu publicznym, jego ojciec najwidoczniej ciężko pracował, a Antonin nie chciał przynieść mu wstydu. Powoli otaksował nieznajomą, dając jej do zrozumienia, że tak szybko jej nie zaufa mimo że zgodził się odejść te parę kroków stąd. I dopiero wtedy zauważył zwiędniętą trawę, dokładnie dookoła niego. Na jego twarzy wreszcie pojawiła się jakaś inna emocja, wyraźne zdziwienie, nie spodziewał się po sobie czegoś takiego. Spojrzał w niebo, oczekując na przylot niebezpiecznych ptaków. Oczekiwał ich odkąd napadły jego matkę - nie rozumiał skąd się wzięły i dlaczego nigdy więcej już się nie pojawiły. Były niebezpieczne. Naprawdę się przeraził, kiedy zaatakowały jedną z najważniejszych osób w jego życiu, ale zarazem były ekscytujące i nic nie mógł poradzić na to, że chciał ujrzeć je drugi raz.
Antonin Dolohov
Antonin Dolohov
Zawód : nicpoń, hultaj, urwipołeć
Wiek : 6
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Kawaler
Stała czujność!
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t4891-antonin-dolohov#120670 https://www.morsmordre.net/ https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f320-smiertelny-nokturn-27 https://www.morsmordre.net/t5246-antonin-dolohov#116631

Strona 2 z 8 Previous  1, 2, 3, 4, 5, 6, 7, 8  Next

Primrose Hill
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach