Primrose Hill
AutorWiadomość
First topic message reminder :
Primrose Hill
Najpiękniejsze miejsce w Północnym Londynie, idealne na piknik i chwilę wytchnienia. Wzgórze pozwala podziwiać widok centralnej części miasta, idealnie ukazując kontrast między hałasem, zgiełkiem i gonitwą za pieniądzem a leniwym odpoczynkiem urozmaiconym śpiewem ptaków oraz zapachem kwitnących bzów. Wiele osób przychodzi tu czytać książki, ćwiczyć czy spędzać czas z rodziną bądź współpracownikami na wspólnym posiłku. Dostęp Primrose Hill nie jest ograniczony, więc można tu przyjść o każdej godzinie i podziwiać jak słońce wita bądź żegna Londyn.
Był ciekaw czy dziewczyna da się tak łatwo wyprowadzić z równowagi, czy jednak zachowa powagę i jeśli miał być szczery po ostatnich minutach, obstawiał przy pierwszej opcji. Dlatego może, kiedy zareagowała tak neutralnie, kiedy nie rzuciła mu się do gardła, był co najmniej zdziwiony, ale i bardziej zainteresowany jej osobą. Drobne niepozorne dziewczę, które chwilę temu zachowywało się jak rozwścieczony kuguchar, nagle mimo targających nią nerwów nie dała się podejść tak prosto.
- Być może.- odparł jedynie, skupiając błękitne tęczówki na niej, ale mając ciągle pod kontrolą zachowanie niuchacza.- Fakt, widziałem i zaskakujące, że dałaś mu tak odejść… zasłużył na więcej przykrych rzeczy niż trochę krzyku.- dodał, dalej nieco ją podpuszczając. Gdyby był na jej miejscu, skończyłby to inaczej, ale to on. Był impulsywny i mściwy, potrafił z błahych rzeczy wyciągać poważniejsze konsekwencje dla własnej rozrywki. Kiedy padło pytanie, pokręcił głową.
- Nie, nie znam się na magii leczniczej ani niczym co miałoby ulżyć w bólu.- wyjaśnił. Nie był to jego zakres zainteresowania, dlatego pozostawało mu tylko cenić umiejętności każdego uzdrowiciele, który nie jeden raz składał go i przywracał do stanu używalności.- Ale wydajesz się dzielną dziewczynką, zaciśniesz zęby i dotrzesz do kogoś kto Ci pomoże.- nie wydawała się tak delikatna, jak z początku, nim pierwsza fala krzyku i niewybrednych słów opuściła jej usta.
Krótka zabawa z niuchaczem, niespodziewanie trochę go pochłonęła i mimo zwykłej podzielności uwagi, tym razem przez chwilę ignorował dziewczynę, a przynajmniej póki nie odezwała się znów. Zerknął na nią z nikłym uśmieszkiem, słuchając wniosku oraz późniejszych pytań o to, kim był. Jego wiedza na temat magicznej fauny zwykle wskazywała na hodowcę, a przynajmniej tak celowały osoby, które próbowały go rozgryźć. Spotykał się z tym wielokrotnie, czasami przytakując, aby uciąć temat, ale dziś… chyba jednak nie.- Wszystkim po trochu. Jestem wszechstronnym człowiekiem.- odpowiedział, unikając konkretu. Jeśli będzie ją to ciekawiło niech pyta, a jeśli nie pozostawią jego zajęcie jako niewiadomą. Obie opcje mu pasowały; jedna dostarczała rozrywki, druga za to tajemnicy.
Obserwował nieznajomą, gdy chyba najwyraźniej uraził ją narzuconą profesją, chociaż jak miał być szczery znał inną, bardziej upodlającą, ale tej nie miał powodu jej zarzucić.
- To twoje słowa.- jeszcze nie uważał jej za złodziejkę, a jedynie dzieląc się informacją przy kim najczęściej widział niuchacze. Może jednak trafił w punkt? Nawet jeśli tak było, nie zamierzał spoglądać na nią krzywo, bo nadal pozostawała całkiem ciekawym towarzystwem. Nie ruszył się, gdy ona zbliżyła, a błękitne tęczówki ze spokojem śledziły każdy ruch, czekając z nieukrywanym zainteresowaniem, cóż za pomysł tworzył się w głowie dziewczyny.- Nie radzę próbować mnie okraść.- ciche ostrzeżenie i groźba zabrzmiały w słowach, ale póki go nie sprowokowała, nie zamierzał nic zrobić. Zastanawiał się, kto tu jest bardziej skory go okraść, dziewczyna czy kret łasy na wszystko, co się błyszczy. Kiedy jednak ona zbliżyła się jeszcze bardziej, powoli położył dłoń na jej biodrze, zamykając z wyczuciem palce na kobiecym ciele.- Spodziewałbym się, że przed nami jeszcze gorsze czasy… a to dopiero wstęp.- szepnął jej do ucha, pochylając się nieco nad nią.
- Być może.- odparł jedynie, skupiając błękitne tęczówki na niej, ale mając ciągle pod kontrolą zachowanie niuchacza.- Fakt, widziałem i zaskakujące, że dałaś mu tak odejść… zasłużył na więcej przykrych rzeczy niż trochę krzyku.- dodał, dalej nieco ją podpuszczając. Gdyby był na jej miejscu, skończyłby to inaczej, ale to on. Był impulsywny i mściwy, potrafił z błahych rzeczy wyciągać poważniejsze konsekwencje dla własnej rozrywki. Kiedy padło pytanie, pokręcił głową.
- Nie, nie znam się na magii leczniczej ani niczym co miałoby ulżyć w bólu.- wyjaśnił. Nie był to jego zakres zainteresowania, dlatego pozostawało mu tylko cenić umiejętności każdego uzdrowiciele, który nie jeden raz składał go i przywracał do stanu używalności.- Ale wydajesz się dzielną dziewczynką, zaciśniesz zęby i dotrzesz do kogoś kto Ci pomoże.- nie wydawała się tak delikatna, jak z początku, nim pierwsza fala krzyku i niewybrednych słów opuściła jej usta.
Krótka zabawa z niuchaczem, niespodziewanie trochę go pochłonęła i mimo zwykłej podzielności uwagi, tym razem przez chwilę ignorował dziewczynę, a przynajmniej póki nie odezwała się znów. Zerknął na nią z nikłym uśmieszkiem, słuchając wniosku oraz późniejszych pytań o to, kim był. Jego wiedza na temat magicznej fauny zwykle wskazywała na hodowcę, a przynajmniej tak celowały osoby, które próbowały go rozgryźć. Spotykał się z tym wielokrotnie, czasami przytakując, aby uciąć temat, ale dziś… chyba jednak nie.- Wszystkim po trochu. Jestem wszechstronnym człowiekiem.- odpowiedział, unikając konkretu. Jeśli będzie ją to ciekawiło niech pyta, a jeśli nie pozostawią jego zajęcie jako niewiadomą. Obie opcje mu pasowały; jedna dostarczała rozrywki, druga za to tajemnicy.
Obserwował nieznajomą, gdy chyba najwyraźniej uraził ją narzuconą profesją, chociaż jak miał być szczery znał inną, bardziej upodlającą, ale tej nie miał powodu jej zarzucić.
- To twoje słowa.- jeszcze nie uważał jej za złodziejkę, a jedynie dzieląc się informacją przy kim najczęściej widział niuchacze. Może jednak trafił w punkt? Nawet jeśli tak było, nie zamierzał spoglądać na nią krzywo, bo nadal pozostawała całkiem ciekawym towarzystwem. Nie ruszył się, gdy ona zbliżyła, a błękitne tęczówki ze spokojem śledziły każdy ruch, czekając z nieukrywanym zainteresowaniem, cóż za pomysł tworzył się w głowie dziewczyny.- Nie radzę próbować mnie okraść.- ciche ostrzeżenie i groźba zabrzmiały w słowach, ale póki go nie sprowokowała, nie zamierzał nic zrobić. Zastanawiał się, kto tu jest bardziej skory go okraść, dziewczyna czy kret łasy na wszystko, co się błyszczy. Kiedy jednak ona zbliżyła się jeszcze bardziej, powoli położył dłoń na jej biodrze, zamykając z wyczuciem palce na kobiecym ciele.- Spodziewałbym się, że przed nami jeszcze gorsze czasy… a to dopiero wstęp.- szepnął jej do ucha, pochylając się nieco nad nią.
W głębokich dolinach zbiera się cień.
Ma barwę nocy…
Ma barwę nocy…
lecz pachnie jak krew
Cillian Macnair
Zawód : Łowca magicznych stworzeń, szmugler
Wiek : 31
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Kawaler
Krok wstecz to nie zmiana.
Krok wstecz to krok wstecz
Krok wstecz to krok wstecz
OPCM : 20 +5
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 11
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 11
Genetyka : Zwierzęcousty
Nieaktywni
– Owszem, zasłużył – odparła z zadowoleniem i ostatni jeszcze raz obejrzała się przez ramię, choć wspomnianego gościa dawno już tam nie było. Wróciła do swojego rozmówcy, znacznie milszego dla oka od poprzedniego. – Nie będę się mściła. Mogłabym, ale to kiepskie miejsce, zresztą musiałam znaleźć niuchacza. Na nim zależy mi o wiele bardziej – wyjaśniła całkiem szczerze. Sceny potrafiła robić, głośne, mniej lub bardziej wytworne, ale i te bolesne również. Lata spędzone w Parszywym wyszkoliły ją jak mało co. Krzyk to dopiero pierwszy krok.
Mężczyzna najwyraźniej miał dużo złotych rad, ale żadnego pożytecznego działania nie mógł zaoferować. – Szkoda. Ale skoro masz rękę do zwierząt, to byłoby zbyt pięknie, gdybyś nią również leczył ludzi – skwitowała z nutą rozczarowania. Talentów po świecie błąkało się wiele. Mógł być jednym z nich, pewności nie miała. Nie zaoferował ulgi, ale ust również nie zamknął. Po dziewczynce nie mógł spodziewać się pokornego przytakiwania. W nieco wrednym słówku wybrzmiała jednak prawda, ważna prawda. – Masz rację. To za mało, by mnie powstrzymać, choć ból nie należy do najprzyjemniejszych. Gdybym była dziewczynką, bolałoby jednak bardziej – odgryzła, a w oczach błysnęło przelotne poirytowanie. Znała te gry, te drobnostki, zachwycające i drażniący momenty w damsko-męskiej konwersacji. Mogli się podrażnić dla paru łyków orzeźwiającej satysfakcji. Szczególnie w tak ciepły, bajkowy dzień. Podobały jej się już pierwsze akty. Chciała wiedzieć więcej. Zawsze to lubiła. Informację, obrazy, sylwetki wypełnione faktami, czymś więcej niż odtwarzanymi spojrzeniami czy głosem. Nauczyła się już, że nigdy nie wiadomo, co się przyda. Kto się przyda.
Chciał intrygować, być tajemnicą. Nie chciał poddać się jej zbyt łatwo. Oczywiście, że tak. Zapewne był zbójem albo prowadził lewe interesy i nie spieszyło mu się do przechwałek. Albo zupełnie nie? Być może podobało mu się podpytywanie, zaskarbianie sobie jeszcze większej uwagi, obserwowanie, jak w kobiecych oczach rozrasta się ciekawość i niecierpliwość wobec nieśpiesznie otwierających się drzwi do sekretu. Otoczenie chyba niezbyt sprzyjało tego typu rozmowom, ale Phils potrafiła sobie poradzić i w takich warunkach. Żałowała tylko, że nie ma przy sobie ani kropli rumu, tak pracowało jej się znacznie łatwiej. Trudno jednak. Równie dobrze mógł jej się nigdy nie przytrafić podczas przechadzki po parku. Tak było więc intrygująco. Mogła próbować. – Wszechstronnym… Zdradź mi więcej, co stoi zaraz po nich, po stworzeniach. Lub co znajduje się ponad nimi – powiedziała wreszcie, lekko łamiąc powieki pod naporem zachodzącego słońca. Nawet słabnące promienie potrafiły oślepić. Przekręciła lekko głowę, by się przed nimi skryć. – A może to cały twój świat? – podpytała i tak, bo wariantów było przecież wiele… Tak wiele jak tych wszystkich stron, za którymi się właśnie opowiedział.
Zaśmiała się niezbyt głośno. Nie szydziła, jedynie rozbawiły ją te tropy i kierunki rozmowy. Mogła stać się złodziejką bez większego trudu. Ręce obejmujące niuchacza były zdolne, umysł całkiem sprytny, choć należało popracować bardziej nad zwinnością. A on? On przestrzegał, powstrzymywał warczenie, patrzył ostro, kiedy tylko zbliżała się i zbliżała, obiecując bezgłośnie małe przedstawienie, hołd dla sugestii, która wypłynęła chwilę wcześniej z jego ust. Przez chwilę krzyżowali się w silnym spojrzeniu. Moss nie ustępowała, nie wycofała dłoni, nie cofnęła kroku, a nawet prowokowała, by postarał się zniechęcić ją jeszcze bardziej. Mógł uwierzyć, że zabolało, że trafił w sedno i zdemaskował wstrętnego złodziejaszka. Albo mógł też zgadywać dalej. Czy nie do tego samego zachęcił ją chwilę wcześniej? Uśmiechała się cwanie, choć serce przez moment biło zbyt szybko. Mimo to nie zadrżała. Bezczelnie wyciągnęła szyję, by tylko znaleźć się bliżej jego oczu. Dłoń na biodrze czuła – i to całkiem dobrze. – Co zrobisz, jeśli spróbuję? – zapytała gdzieś na granicy odwagi i bezczelności. Między nimi niuchacz kwiknął, zaczepiając pazurem o jego ubranie. On zaś tylko się zbliżał, a jego słowa próbowały rozdrażnić. A może bardziej przestrzec? Dziwacznie brzmiał, jak wyrocznia, jak ktoś, kto zna przyszłość. Zdziwiłaby się, gdyby niuchacz w kieszeni odnalazł karty tarota. – Więc co będzie dalej?
Złapie mocniej czy odejdzie?
Mężczyzna najwyraźniej miał dużo złotych rad, ale żadnego pożytecznego działania nie mógł zaoferować. – Szkoda. Ale skoro masz rękę do zwierząt, to byłoby zbyt pięknie, gdybyś nią również leczył ludzi – skwitowała z nutą rozczarowania. Talentów po świecie błąkało się wiele. Mógł być jednym z nich, pewności nie miała. Nie zaoferował ulgi, ale ust również nie zamknął. Po dziewczynce nie mógł spodziewać się pokornego przytakiwania. W nieco wrednym słówku wybrzmiała jednak prawda, ważna prawda. – Masz rację. To za mało, by mnie powstrzymać, choć ból nie należy do najprzyjemniejszych. Gdybym była dziewczynką, bolałoby jednak bardziej – odgryzła, a w oczach błysnęło przelotne poirytowanie. Znała te gry, te drobnostki, zachwycające i drażniący momenty w damsko-męskiej konwersacji. Mogli się podrażnić dla paru łyków orzeźwiającej satysfakcji. Szczególnie w tak ciepły, bajkowy dzień. Podobały jej się już pierwsze akty. Chciała wiedzieć więcej. Zawsze to lubiła. Informację, obrazy, sylwetki wypełnione faktami, czymś więcej niż odtwarzanymi spojrzeniami czy głosem. Nauczyła się już, że nigdy nie wiadomo, co się przyda. Kto się przyda.
Chciał intrygować, być tajemnicą. Nie chciał poddać się jej zbyt łatwo. Oczywiście, że tak. Zapewne był zbójem albo prowadził lewe interesy i nie spieszyło mu się do przechwałek. Albo zupełnie nie? Być może podobało mu się podpytywanie, zaskarbianie sobie jeszcze większej uwagi, obserwowanie, jak w kobiecych oczach rozrasta się ciekawość i niecierpliwość wobec nieśpiesznie otwierających się drzwi do sekretu. Otoczenie chyba niezbyt sprzyjało tego typu rozmowom, ale Phils potrafiła sobie poradzić i w takich warunkach. Żałowała tylko, że nie ma przy sobie ani kropli rumu, tak pracowało jej się znacznie łatwiej. Trudno jednak. Równie dobrze mógł jej się nigdy nie przytrafić podczas przechadzki po parku. Tak było więc intrygująco. Mogła próbować. – Wszechstronnym… Zdradź mi więcej, co stoi zaraz po nich, po stworzeniach. Lub co znajduje się ponad nimi – powiedziała wreszcie, lekko łamiąc powieki pod naporem zachodzącego słońca. Nawet słabnące promienie potrafiły oślepić. Przekręciła lekko głowę, by się przed nimi skryć. – A może to cały twój świat? – podpytała i tak, bo wariantów było przecież wiele… Tak wiele jak tych wszystkich stron, za którymi się właśnie opowiedział.
Zaśmiała się niezbyt głośno. Nie szydziła, jedynie rozbawiły ją te tropy i kierunki rozmowy. Mogła stać się złodziejką bez większego trudu. Ręce obejmujące niuchacza były zdolne, umysł całkiem sprytny, choć należało popracować bardziej nad zwinnością. A on? On przestrzegał, powstrzymywał warczenie, patrzył ostro, kiedy tylko zbliżała się i zbliżała, obiecując bezgłośnie małe przedstawienie, hołd dla sugestii, która wypłynęła chwilę wcześniej z jego ust. Przez chwilę krzyżowali się w silnym spojrzeniu. Moss nie ustępowała, nie wycofała dłoni, nie cofnęła kroku, a nawet prowokowała, by postarał się zniechęcić ją jeszcze bardziej. Mógł uwierzyć, że zabolało, że trafił w sedno i zdemaskował wstrętnego złodziejaszka. Albo mógł też zgadywać dalej. Czy nie do tego samego zachęcił ją chwilę wcześniej? Uśmiechała się cwanie, choć serce przez moment biło zbyt szybko. Mimo to nie zadrżała. Bezczelnie wyciągnęła szyję, by tylko znaleźć się bliżej jego oczu. Dłoń na biodrze czuła – i to całkiem dobrze. – Co zrobisz, jeśli spróbuję? – zapytała gdzieś na granicy odwagi i bezczelności. Między nimi niuchacz kwiknął, zaczepiając pazurem o jego ubranie. On zaś tylko się zbliżał, a jego słowa próbowały rozdrażnić. A może bardziej przestrzec? Dziwacznie brzmiał, jak wyrocznia, jak ktoś, kto zna przyszłość. Zdziwiłaby się, gdyby niuchacz w kieszeni odnalazł karty tarota. – Więc co będzie dalej?
Złapie mocniej czy odejdzie?
Philippa Moss
Zawód : barmanka w "Parszywym Pasażerze", matka niuchaczy
Wiek : 27
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
Śmierć będzie ostatnim wrogiem, który zostanie zniszczony.
OPCM : 10 +1
UROKI : 22 +6
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 17
SPRAWNOŚĆ : 10
Genetyka : Czarodziej
Neutralni
Czasami bawiło go, jak kobiety łatwo odpuszczały, co prawda większość tych, które spotykał częściej i nie były tylko przypadkowo spotkanymi, były zwykle do bólu mściwe. Mimo pozorności potrafiły narobić rabanu, dopiec do żywego, aby na najbliższe dni każdemu facetowi obrzydła płeć piękna. Tutaj jednak miał przed sobą pannę, która po dawce krzyku dała za wygraną. Interesująca odmiana.
- Każde miejsce jest dobra, ale racja, priorytety.- pogłaskał po łebku zwierzaka, który siedział już w rękach dziewczyny, czując się najwyraźniej lepiej przy swojej właścicielce niż gdziekolwiek indziej. Wzruszył lekko ramionami.- Zdecydowanie zbyt piękne i być może nierealne.- nie dało się mieć ręki do zwierząt i ludzi, te dwie kwestie zdawały się wykluczać zbyt mocno, a przynajmniej w jego przypadku. W końcu to względem szeroko pojętej fauny posiadał więcej ludzkich odruchów, więcej wyrozumiałości i cierpliwości, niż do jakiejkolwiek osoby na tym świecie. Czarodzieje zbyt często budzili w nim irytacje z różnych powodów, których nie potrafił zdzierżyć z takim opanowaniem jak zwierzęcych zębów i pazurów, które w samoobronie nie jeden raz kaleczyły skórę.
- Ból to nauka na przyszłość.- rzucił jedynie, a na ustach pojawił się zaczepny uśmiech, który o dziwo sięgnął błękitnych tęczówek, odbierając im trochę chłodu. Zbył milczeniem jej odpowiedź, pozwalając jedynie na nieco wyraźniejszy uśmiech, zdradzający rozbawienie i pewną złośliwość, której nie ubrał w słowa. Wbijanie szpili było dobrą zabawą, ale tym razem odpuścił przed kolejną odzywką mającą wzbudzić więcej irytacji. Każdy wniosek wysnuty przez Moss okazywał się dość trafny i byłby najpewniej wyjątkowo zaskoczony, gdyby tylko wiedział, co kłębiło się w myślach dziewczyny, co zakładała wyciągając poszczególne niuanse z jego zachowania oraz tego, co mówił. Nie przepadał za sytuacjami, gdy zbyt szybko zostawał rozgryziony, tracąc drobne przewagi, jakie budował raz za razem, kiedy ktoś nieznajomy stawał mu na drodze. Tutaj jednak i na całe szczęście istniało jeszcze wiele tajemnic, które mogły pozwolić, aby rozmowa trwała na półsłówkach, skrawkach informacji, powoli odsłanianych kartach, które finalnie nie przyniosą nic. Istniała w końcu bardzo duża szansa, że więcej się nie spotkają.- Nic nie stoi ponad nimi.- czy było coś ważniejszego, czy istniało coś, co było na równi? Oj tak, ale nie zamierzał o tym mówić, a przynajmniej nie Jej, gdy pozostawała śliczną nieznajomą. Odkąd powrócił od Anglii, mocno trzymał się zasady, aby trzymać język za zębami i to, co za granicą było oczywistym zajęciem tutaj miało pozostać w wiadomości jedynie tych, którzy szepcząc między sobą, mogli wiedzieć cokolwiek więcej.- Chcesz informacji, ale sama nie zdradzisz nic? – skoro już informacje miały płynąć, niech i ona powie cokolwiek, co da mu podpowiedź z kim miał do czynienia.
Skupił się na jej cichym śmiechu, uporze widocznym w postawie i spojrzeniu. Ah, zdecydowanie za często trafiał na takowe kobiety, które nieświadomie stawały przed nim, prowokowały nie czując zagrożenia. Mimo wszystko ów nieznajoma wpasowała się w jego gust charakterem i aparycją, nęciła przyjemnie dotykając granic, chociaż najpewniej nie robiła tego ani odrobinę świadomie, a za cel miała coś innego.- Spróbuj, a się przekonasz.- odparł cicho, przesuwając dłoń na jej plecy tuż ponad pośladkami. Czy była to już groźba, czy właśnie prowokował ją do popełnienia błędu ku jego satysfakcji i późniejszej rozrywce? Musiała ocenić, był ciekaw, co podpowie intuicja. Publiczność miejsca nie powinna być dla niej wyznacznikiem bezpieczeństwa, bo to nigdy go nie ograniczało.
Zerknął w dół na niuchacza, który znalazł się między nimi.
- Trochę krwi, tragedii i krzyku.- mruknął. Czego innego można było spodziewać się po obecnych czasach? Cały Londyn, cała Anglia nie mogły zachłysnąć się szczęśliwym zakończeniem sporu, który być może przybierał na sile. Ktoś musiał stać się ofiarą tragedii.
- Każde miejsce jest dobra, ale racja, priorytety.- pogłaskał po łebku zwierzaka, który siedział już w rękach dziewczyny, czując się najwyraźniej lepiej przy swojej właścicielce niż gdziekolwiek indziej. Wzruszył lekko ramionami.- Zdecydowanie zbyt piękne i być może nierealne.- nie dało się mieć ręki do zwierząt i ludzi, te dwie kwestie zdawały się wykluczać zbyt mocno, a przynajmniej w jego przypadku. W końcu to względem szeroko pojętej fauny posiadał więcej ludzkich odruchów, więcej wyrozumiałości i cierpliwości, niż do jakiejkolwiek osoby na tym świecie. Czarodzieje zbyt często budzili w nim irytacje z różnych powodów, których nie potrafił zdzierżyć z takim opanowaniem jak zwierzęcych zębów i pazurów, które w samoobronie nie jeden raz kaleczyły skórę.
- Ból to nauka na przyszłość.- rzucił jedynie, a na ustach pojawił się zaczepny uśmiech, który o dziwo sięgnął błękitnych tęczówek, odbierając im trochę chłodu. Zbył milczeniem jej odpowiedź, pozwalając jedynie na nieco wyraźniejszy uśmiech, zdradzający rozbawienie i pewną złośliwość, której nie ubrał w słowa. Wbijanie szpili było dobrą zabawą, ale tym razem odpuścił przed kolejną odzywką mającą wzbudzić więcej irytacji. Każdy wniosek wysnuty przez Moss okazywał się dość trafny i byłby najpewniej wyjątkowo zaskoczony, gdyby tylko wiedział, co kłębiło się w myślach dziewczyny, co zakładała wyciągając poszczególne niuanse z jego zachowania oraz tego, co mówił. Nie przepadał za sytuacjami, gdy zbyt szybko zostawał rozgryziony, tracąc drobne przewagi, jakie budował raz za razem, kiedy ktoś nieznajomy stawał mu na drodze. Tutaj jednak i na całe szczęście istniało jeszcze wiele tajemnic, które mogły pozwolić, aby rozmowa trwała na półsłówkach, skrawkach informacji, powoli odsłanianych kartach, które finalnie nie przyniosą nic. Istniała w końcu bardzo duża szansa, że więcej się nie spotkają.- Nic nie stoi ponad nimi.- czy było coś ważniejszego, czy istniało coś, co było na równi? Oj tak, ale nie zamierzał o tym mówić, a przynajmniej nie Jej, gdy pozostawała śliczną nieznajomą. Odkąd powrócił od Anglii, mocno trzymał się zasady, aby trzymać język za zębami i to, co za granicą było oczywistym zajęciem tutaj miało pozostać w wiadomości jedynie tych, którzy szepcząc między sobą, mogli wiedzieć cokolwiek więcej.- Chcesz informacji, ale sama nie zdradzisz nic? – skoro już informacje miały płynąć, niech i ona powie cokolwiek, co da mu podpowiedź z kim miał do czynienia.
Skupił się na jej cichym śmiechu, uporze widocznym w postawie i spojrzeniu. Ah, zdecydowanie za często trafiał na takowe kobiety, które nieświadomie stawały przed nim, prowokowały nie czując zagrożenia. Mimo wszystko ów nieznajoma wpasowała się w jego gust charakterem i aparycją, nęciła przyjemnie dotykając granic, chociaż najpewniej nie robiła tego ani odrobinę świadomie, a za cel miała coś innego.- Spróbuj, a się przekonasz.- odparł cicho, przesuwając dłoń na jej plecy tuż ponad pośladkami. Czy była to już groźba, czy właśnie prowokował ją do popełnienia błędu ku jego satysfakcji i późniejszej rozrywce? Musiała ocenić, był ciekaw, co podpowie intuicja. Publiczność miejsca nie powinna być dla niej wyznacznikiem bezpieczeństwa, bo to nigdy go nie ograniczało.
Zerknął w dół na niuchacza, który znalazł się między nimi.
- Trochę krwi, tragedii i krzyku.- mruknął. Czego innego można było spodziewać się po obecnych czasach? Cały Londyn, cała Anglia nie mogły zachłysnąć się szczęśliwym zakończeniem sporu, który być może przybierał na sile. Ktoś musiał stać się ofiarą tragedii.
W głębokich dolinach zbiera się cień.
Ma barwę nocy…
Ma barwę nocy…
lecz pachnie jak krew
Cillian Macnair
Zawód : Łowca magicznych stworzeń, szmugler
Wiek : 31
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Kawaler
Krok wstecz to nie zmiana.
Krok wstecz to krok wstecz
Krok wstecz to krok wstecz
OPCM : 20 +5
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 11
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 11
Genetyka : Zwierzęcousty
Nieaktywni
Ból rozmył się. Utracił jej uwagę, kiedy tylko zaangażowała się w rozmowę nieco bardziej. Skupiona na stworzeniu przyciśniętym do dekoltu, pochłaniająca rozmówcę w każdym mrugnięciu i dalej czujna, zupełnie już niezainteresowana echem poturbowanego ciała. Nie mogła jednak oprzeć się tej dziwnej myśli, że jego słowa były jej aż za bardzo znane. Powtarzane tyle razy, dopełnione widokiem kiwającego się w przestrodze palca opiekunów z sierocińca, wykończone srogimi twarzami – zapisane zbyt trwale, by nie odżyły nagle po dwudziestu latach. Mężczyzna ten nie mógł jednak znać jej koszmarów. I nie miał szansy, by się takim stać. Wolała całkiem odwrotne konfiguracje. Wolała kontrolować sytuację, wolała być panią. Nawet jeśli przeciwnik mierzył kilkadziesiąt centymetrów więcej. A może nawet szczególnie wtedy.
Dobry w tym był. Potrafił mówić coś i jednocześnie nie mówić niczego. Notowała w pamięci detale, petryfikowała gesty, uwieczniała wyraz twarzy i próbowała postrzępione kawałki tajemniczego mężczyzny złożyć w jakąś wymowną całość. Nie dało się jednak. Nie wpadał w sidła, wymykał jej się, kiedy zdawało się, że tym razem powie coś bardziej szczegółowego. Zawodził ją więc i intrygował za jednym zamachem. Pieprzony cwaniaczek. Wymuszał więc dzielność, nie pieścił się z nią, choć przyłapała go na nikłych gestach wobec puchatego stworzenia. Tak, te zwierzęta. Potrafił przyznać oddanie ich sprawom, ale pozwolił, by błądziła między profesjami związanymi z tą pasją. Oczywiście, że tak. Kręciło go to, że może być tajemnicą – albo że ona teraz rozgrzewała mocno myśli, próbując go przejrzeć.
– Chcesz informacji, więc o nie poproś – powtórzyła prawie słowo w słowo za nim, z ledwie drobną korektą – wskazówką. – Zapytaj mnie, może coś zdradzę. A jeśli nie wiesz, czego potrzebujesz, zacząć możemy od kwestii zupełnie prostych. Mam na imię Philippa – obwieściła, dobrze wiedząc, że akurat ten fakt nie był mu niezbędny. Kłamać nie musiała, bo i po co? Robili to wszyscy wokół. Pierwszą jego reakcją będzie zarzucenie jej kłamstwa. Tego jednak nie wypowie głośno, ledwie pomyśli. Jak bardzo się pomyliła?
Zdradziła coś. O resztę musiał poprosić. Kazał precyzować jej, więc ona dokładnie o to samo upraszała jego. Na dłuższą metę męcząca mogła być ta gra, odbijające się pytania i odpowiedzi, powielane formuły i puste słowa. Dla bezpieczeństwa powinna teraz odejść, ale rzadko kiedy czyniła cokolwiek dla bezpieczeństwa. Może dlatego dziś znalazła się właśnie w takiej sytuacji, wciąż wewnątrz ogarniętego chaosem miasta i, bo jakżeby inaczej, w ramionach nieznajomego mężczyzny o groźnych zapędach.
A mogłaby zdradzić nieco więcej. Wyznać, że wcale nie była złodziejką. Nie była, ale ten raz przecież mogła uczynić wyjątek. Zaoferować mu przedstawienie, a w roli głównej bardzo zręczne ręce i bardzo sprytny niuchacz. Prosił się o to. Zbliżał, czekał, aż te palce odważą się w końcu zagrozić jego skarbom. Próbował skusić czy przestraszyć? Jeśli liczył na to, że przepłoszy ją jak byle pannicę, to się pomylił. Rzucono wyzwanie i zamierzała je przyjąć. Przekonaj się, próbuj, sprawdź, a potem przypomnij sobie, jak mówiłem, że ból to nauka na przyszłość. Tak się to miało zakończyć? Ostatnie, o czym teraz pomyślała, to tchórzliwa ucieczka. Na to pewnie liczył. Wcale nie czuła się zniechęcona. Przenikające się spojrzenia nie ustępowały, a jej dłoń rozpoczęła niespieszną wędrówkę do celu. Nie musiał powtarzać dwa razy. Drobne palce połasiły się zaraz przy granicy jego ciała, blisko kieszeni, blisko ewentualnych łupów. Wciąż spoglądała, nie opuszczając głowy ani o milimetr, kiedy wreszcie dłoń spróbowała zatonąć w materiale spodni i chwycić… skarb.
Trochę krwi, tragedii i krzyku.
– Nic ponad to, co mam teraz – wyrzuciła, trwając w napiętej pozie, gdzieś miedzy jednym i drugim wdechem. Niebezpiecznie blisko. Jeśli to była przyszłość, czekały ją naprawdę nudne rozdziały. Szkoda, liczyła na większą niespodziankę.
Dobry w tym był. Potrafił mówić coś i jednocześnie nie mówić niczego. Notowała w pamięci detale, petryfikowała gesty, uwieczniała wyraz twarzy i próbowała postrzępione kawałki tajemniczego mężczyzny złożyć w jakąś wymowną całość. Nie dało się jednak. Nie wpadał w sidła, wymykał jej się, kiedy zdawało się, że tym razem powie coś bardziej szczegółowego. Zawodził ją więc i intrygował za jednym zamachem. Pieprzony cwaniaczek. Wymuszał więc dzielność, nie pieścił się z nią, choć przyłapała go na nikłych gestach wobec puchatego stworzenia. Tak, te zwierzęta. Potrafił przyznać oddanie ich sprawom, ale pozwolił, by błądziła między profesjami związanymi z tą pasją. Oczywiście, że tak. Kręciło go to, że może być tajemnicą – albo że ona teraz rozgrzewała mocno myśli, próbując go przejrzeć.
– Chcesz informacji, więc o nie poproś – powtórzyła prawie słowo w słowo za nim, z ledwie drobną korektą – wskazówką. – Zapytaj mnie, może coś zdradzę. A jeśli nie wiesz, czego potrzebujesz, zacząć możemy od kwestii zupełnie prostych. Mam na imię Philippa – obwieściła, dobrze wiedząc, że akurat ten fakt nie był mu niezbędny. Kłamać nie musiała, bo i po co? Robili to wszyscy wokół. Pierwszą jego reakcją będzie zarzucenie jej kłamstwa. Tego jednak nie wypowie głośno, ledwie pomyśli. Jak bardzo się pomyliła?
Zdradziła coś. O resztę musiał poprosić. Kazał precyzować jej, więc ona dokładnie o to samo upraszała jego. Na dłuższą metę męcząca mogła być ta gra, odbijające się pytania i odpowiedzi, powielane formuły i puste słowa. Dla bezpieczeństwa powinna teraz odejść, ale rzadko kiedy czyniła cokolwiek dla bezpieczeństwa. Może dlatego dziś znalazła się właśnie w takiej sytuacji, wciąż wewnątrz ogarniętego chaosem miasta i, bo jakżeby inaczej, w ramionach nieznajomego mężczyzny o groźnych zapędach.
A mogłaby zdradzić nieco więcej. Wyznać, że wcale nie była złodziejką. Nie była, ale ten raz przecież mogła uczynić wyjątek. Zaoferować mu przedstawienie, a w roli głównej bardzo zręczne ręce i bardzo sprytny niuchacz. Prosił się o to. Zbliżał, czekał, aż te palce odważą się w końcu zagrozić jego skarbom. Próbował skusić czy przestraszyć? Jeśli liczył na to, że przepłoszy ją jak byle pannicę, to się pomylił. Rzucono wyzwanie i zamierzała je przyjąć. Przekonaj się, próbuj, sprawdź, a potem przypomnij sobie, jak mówiłem, że ból to nauka na przyszłość. Tak się to miało zakończyć? Ostatnie, o czym teraz pomyślała, to tchórzliwa ucieczka. Na to pewnie liczył. Wcale nie czuła się zniechęcona. Przenikające się spojrzenia nie ustępowały, a jej dłoń rozpoczęła niespieszną wędrówkę do celu. Nie musiał powtarzać dwa razy. Drobne palce połasiły się zaraz przy granicy jego ciała, blisko kieszeni, blisko ewentualnych łupów. Wciąż spoglądała, nie opuszczając głowy ani o milimetr, kiedy wreszcie dłoń spróbowała zatonąć w materiale spodni i chwycić… skarb.
Trochę krwi, tragedii i krzyku.
– Nic ponad to, co mam teraz – wyrzuciła, trwając w napiętej pozie, gdzieś miedzy jednym i drugim wdechem. Niebezpiecznie blisko. Jeśli to była przyszłość, czekały ją naprawdę nudne rozdziały. Szkoda, liczyła na większą niespodziankę.
Philippa Moss
Zawód : barmanka w "Parszywym Pasażerze", matka niuchaczy
Wiek : 27
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
Śmierć będzie ostatnim wrogiem, który zostanie zniszczony.
OPCM : 10 +1
UROKI : 22 +6
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 17
SPRAWNOŚĆ : 10
Genetyka : Czarodziej
Neutralni
Spoglądał na nią nadal tak samo pewnie, jak od początku, tracił jednak na arogancji proporcjonalnie do tego, jaką ciekawość zaczynała budzić w nim ta niepozorna dziewczyna. Miała w sobie coś, co pomimo jego jawnej przewagi fizycznej, która jako jedyna miała obecnie wydźwięk, nie sprawiało, że wyglądała na jakkolwiek mniej hardą. Dławił w sobie rozbawienie, gdy tak otwarcie zadzierała głowę do góry, jakby chciała mu powiedzieć, by walił się na pysk. Złapał się na myśli, że chciałby wiedzieć, co kryje się w jej myślach, a czego nie wyrażają oczy. Zwykle ludzie wzbudzali w nim obojętność bądź nudzili się wyjątkowo szybko, nie mając do zaoferowania nic ponad to, co dostrzegał w pierwszej chwili… ale ona z każdą minutą budziła tylko większe zainteresowanie.
Lawirowanie między słowami, granie na informacjach było już zbyt mocno wyuczone, aby mógł ów grę porzucić nawet teraz. Kłamstwo, obłuda trzymały się go jak nic innego, bo szczery szmugler to martwy, bądź bezrobotny przemytnik. Mówienie o sobie za wiele było dla niego błędem, który popełniali inni, ale nie on. Przedstawiał co nieco, rzucał ochłap wiedzy, nie dając w sumie nic, a jednak tak wiele.
W błękitnych tęczówkach błysnęła pierwsze emocja, której odgadnięcie było niemożliwe dla nieznajomej, ale było cieniem ostrzeżenia. Nie prosił, nigdy i o nic. Był przecież typem biorącym tego, co w danej chwili potrzebne. Zawahał się na krótką chwilę, miał jakieś pytania, miał kwestię, które zaczęły go nurtować wraz z kolejnymi słowami opuszczającymi kobiece usta, na których zawieszał spojrzenie od czasu do czasu.
- Philippa.- powtórzył po niej. Czy kłamała? Nie obchodziło go to, mogła być Philippą, Agathą, Ursulą czy jeszcze inną, nie miało to żadnego znaczenia.- Nazywam się Cillian.- odparł, odpłacając się identyczną wiedzą i wbrew rozsądkowi sięgnął po swe imię, zamiast po to, którego używał w sytuacjach niepewnych lub kiedy chciał zagrać komuś na nosie.
- Powiedz mi, moja mała złodziejko.- podjął, zerkając na niuchacza w jej dłoniach.- Kim jesteś? Imię już znam, ale to za mało.- dopowiedział. Coraz mniejsze istniały szanse, że była przeciętnym złodziejem, zdawała się na to za mądra, za sprytna… zwykły kieszonkowiec, to za mało.- Powiedz prawdę, to zaoferuję to samo.- dodał, faktycznie mając taki zamiar, jeśli tylko uzna, że była z nim szczera. Lubił, gdy podpuszczane osoby przyjmowały wyzwanie, kiedy nie uciekały, jak tchórze tylko stawiały mu czoła. Mógł wygrać i upajać się tym, bądź przegrać wyciągając w nioski, a dodatkowo w skrajnych sytuacjach bawiąc się przy tym świetnie. W obecnej chwili, co zaskakująco liczył na przegraną, wręcz nawoływał w myślach, aby dziewczyna zrobiła krok… przekroczyła bezpieczną granicę. Spojrzał krótko w dół, zauważając dłoń wędrującą ku kieszeni spodni. Brawo, kochanie.
Nie cofnął się, nie odtrącił jej, a pozwolił, by drobna kobieca dłoń zniknęła za materiałem i sięgnęła ku temu, co mogła tam znaleźć. Jeśli liczyła na kilka galeonów, musiała się rozczarować wyciągając ręce do złej kieszeni.- Chyba nie tego szukałaś, co? – uniósł lekko brew, a na skraju tonu pobrzmiewało rozbawienie.
- Czego byś chciała, skoro To wydaje się nudne? Wolałabyś ulice płynące hektolitrami krwi? Cierpienie widoczne na każdym kroku? Ciała winnych i niewinnych topione w Tamizie?– zaczynał się poważnie zastanawiać, gdzie leżała granica zainteresowania, które mogła w nim wzbudzić.
Lawirowanie między słowami, granie na informacjach było już zbyt mocno wyuczone, aby mógł ów grę porzucić nawet teraz. Kłamstwo, obłuda trzymały się go jak nic innego, bo szczery szmugler to martwy, bądź bezrobotny przemytnik. Mówienie o sobie za wiele było dla niego błędem, który popełniali inni, ale nie on. Przedstawiał co nieco, rzucał ochłap wiedzy, nie dając w sumie nic, a jednak tak wiele.
W błękitnych tęczówkach błysnęła pierwsze emocja, której odgadnięcie było niemożliwe dla nieznajomej, ale było cieniem ostrzeżenia. Nie prosił, nigdy i o nic. Był przecież typem biorącym tego, co w danej chwili potrzebne. Zawahał się na krótką chwilę, miał jakieś pytania, miał kwestię, które zaczęły go nurtować wraz z kolejnymi słowami opuszczającymi kobiece usta, na których zawieszał spojrzenie od czasu do czasu.
- Philippa.- powtórzył po niej. Czy kłamała? Nie obchodziło go to, mogła być Philippą, Agathą, Ursulą czy jeszcze inną, nie miało to żadnego znaczenia.- Nazywam się Cillian.- odparł, odpłacając się identyczną wiedzą i wbrew rozsądkowi sięgnął po swe imię, zamiast po to, którego używał w sytuacjach niepewnych lub kiedy chciał zagrać komuś na nosie.
- Powiedz mi, moja mała złodziejko.- podjął, zerkając na niuchacza w jej dłoniach.- Kim jesteś? Imię już znam, ale to za mało.- dopowiedział. Coraz mniejsze istniały szanse, że była przeciętnym złodziejem, zdawała się na to za mądra, za sprytna… zwykły kieszonkowiec, to za mało.- Powiedz prawdę, to zaoferuję to samo.- dodał, faktycznie mając taki zamiar, jeśli tylko uzna, że była z nim szczera. Lubił, gdy podpuszczane osoby przyjmowały wyzwanie, kiedy nie uciekały, jak tchórze tylko stawiały mu czoła. Mógł wygrać i upajać się tym, bądź przegrać wyciągając w nioski, a dodatkowo w skrajnych sytuacjach bawiąc się przy tym świetnie. W obecnej chwili, co zaskakująco liczył na przegraną, wręcz nawoływał w myślach, aby dziewczyna zrobiła krok… przekroczyła bezpieczną granicę. Spojrzał krótko w dół, zauważając dłoń wędrującą ku kieszeni spodni. Brawo, kochanie.
Nie cofnął się, nie odtrącił jej, a pozwolił, by drobna kobieca dłoń zniknęła za materiałem i sięgnęła ku temu, co mogła tam znaleźć. Jeśli liczyła na kilka galeonów, musiała się rozczarować wyciągając ręce do złej kieszeni.- Chyba nie tego szukałaś, co? – uniósł lekko brew, a na skraju tonu pobrzmiewało rozbawienie.
- Czego byś chciała, skoro To wydaje się nudne? Wolałabyś ulice płynące hektolitrami krwi? Cierpienie widoczne na każdym kroku? Ciała winnych i niewinnych topione w Tamizie?– zaczynał się poważnie zastanawiać, gdzie leżała granica zainteresowania, które mogła w nim wzbudzić.
W głębokich dolinach zbiera się cień.
Ma barwę nocy…
Ma barwę nocy…
lecz pachnie jak krew
Cillian Macnair
Zawód : Łowca magicznych stworzeń, szmugler
Wiek : 31
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Kawaler
Krok wstecz to nie zmiana.
Krok wstecz to krok wstecz
Krok wstecz to krok wstecz
OPCM : 20 +5
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 11
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 11
Genetyka : Zwierzęcousty
Nieaktywni
Cillian. Cillian, który kocha odważne kobiety. Kocha się drażnić, kocha niespodzianki, mąci z rozkoszą, wpędza ludzi do labiryntu i pozostawia ich tam na pastwę rozgrzanego wcześniej zaintrygowania. Powinna kazać mu się pieprzyć za nieuprzejme urywanie konwersacji w najbardziej elektryzujących momentach, ale tak właściwie to wcale tego nie robił… Wręcz przeciwnie: podkręcał rozmowę, która winna skończyć się już dawno temu, wraz z przekazaniem niuchacza. Tylko że chyba żadne z nich nie byłoby sobą, gdyby nie wykorzystało podarowanej na tacy sytuacji. Okazji do dość soczystej konwersacji, do zabawy i przyjemności. Wpędzona miedzy nieprzeniknione korytarze zagadek pociągała go za sobą. A on? Dawał się. Sprzedał imię – fałszywe czy nie – sprzedał, jak ten pierwszy akt, jako wstęp do nowej relacji, wizytówkę diabła, ochłap fałszu, w którym powinna wytarmosić własną ciekawość. Zupełnie jak głodny niuchacz i kilka litościwych knutów. Rozkręcał się, choć oczywiście nie poprosił, bo przecież wtedy pozwoliłby stać jej ponad sobą, a górować lubił. To już wiedziała.
– A kim byś chciał, bym była? Kogo we mnie widzisz? – wydusiła pewnie, wydusiła w wyzwaniu. W tle pobrzmiewała nuta zirytowania, bo przecież wcale a wcale nie zamierzał ułatwiać. Nie poprosił, nie opowiedział jej o niczym, ale chciał sprytnie rozebrać ją ze wszystkich warstw tajemnicy. Cwanie, ale bezczelnie. Tylko wkradli się na ten etap… znajomości, że nawet jej nie zaskoczyło to zagranie. Wygodnie odbijali te pytania, ale tym razem podarował coś innego. Podarował obietnicę prawdy za prawdę. Nie powinna mu wierzyć, w oczach świeciło się kłamstwo i intryga. – Wciąż ci za mało – powtórzyła, niby z wyrzutem, a trochę też wykorzystując te słowa do prześwietlenia, do skorzystania z okazji. Jeszcze jedno spojrzenie i może dowie się więcej. To nie była jedynie gra słów, gesty dla niej samej były o wiele bardziej zdradliwe, koniecznie należało obserwować wszystko, co tylko zamierzał jej podsunąć – świadomie czy nie. – Najlepszą barmanką w stolicy – odparła lekko, wdzięcznie, z należytą skromnością. – Tego się spodziewałeś? – dopytała natychmiast, chcąc przegrzebać się przez wszystkie jego przeczucia. Bo jakieś miał na pewno. O bycie złodziejką już ją przecież oskarżył. Gnojek. Nie miała jednak żadnego większego interesu, by kłamać na temat profesji. Jego kolej. Chciała znać szczegóły, a nie wysuwać z pojedynczych półsłówek całe historie. Umiała to, umiała interpretować, wykorzystywać maksymalnie niewielką wiedzę, śledzić, podsłuchiwać, tworzyć opowieści z paru nieszczególnie wyraźnych kwestii. Tym razem jednak miał w planach podarować wreszcie jakiś konkret. Na cuda nie liczyła, ale może okaże się, że łączyło ich znacznie więcej. – Twoja kolej – przypomniała, krótko przed tym, gdy granica między nimi zmniejszyła się do bardzo niebezpiecznych kilku centymetrów.
Powinien wyrwać jej dłoń. Dać nauczkę. Przecież szczekał jeszcze chwilę temu głośno, chłodził jej gorącą naturę nieprzyjemnymi ostrzeżeniami. Tak naprawdę jednak wabił, a ona zbliżała się i zbliżała – zbyt chętna do sprawdzenia, co się wydarzy, kiedy faktycznie ośmieli się okraść nadętego ważniaka. Może nic w tych kieszeniach nie miał, a może czekał tam woreczek monet – nieważne, liczył się gest i magia dziewczęcych palców lawirujących śmiało po męskich rejonach. Istotnych rejonach. Uśmiechnęła się jeszcze szerzej. O tak, znalazła. Rozbawione melodie jego głosy wyrażały zadowolenie. Przestał już grozić? – Nie, to wcale mnie nie interesuje – zakomunikowała jakże obojętnie, podczas gdy palce bardzo sprytnie drażniły wnętrze kieszeni, będąc ledwie milimetry…obok. Prowokowały wciąż, choć wydawało się, że ta gra już skończona. Przeciwnie. Philippa dopiero mogła zacząć, dopiero mogła dotknąć. Co sądził o jej znaleziskach? – Czas grzecznie zabrać dłoń, zanim spodoba ci się za bardzo, Cillianie – rzuciła, rozważając szybko, czy powinna uścisnąć go na pożegnanie. Nie, nie zasłużył. – Wolałabym święty spokój w moim mieście, wolałabym żyjące ulice, chciałabym się bawić, a nie wciąż martwić o to, co będzie dalej. Lubię korzystać z życia, a tutaj… tutaj zrobiło się zbyt ponuro. Nie sądzisz? – podrzuciła pytanie, zaczepnie unosząc brwi. Kim był w tej wojnie? Za czym lub za kim się rozglądał? Gdzie lokował troski? I czy w ogóle przyłapywał się na tej trosce?
– A kim byś chciał, bym była? Kogo we mnie widzisz? – wydusiła pewnie, wydusiła w wyzwaniu. W tle pobrzmiewała nuta zirytowania, bo przecież wcale a wcale nie zamierzał ułatwiać. Nie poprosił, nie opowiedział jej o niczym, ale chciał sprytnie rozebrać ją ze wszystkich warstw tajemnicy. Cwanie, ale bezczelnie. Tylko wkradli się na ten etap… znajomości, że nawet jej nie zaskoczyło to zagranie. Wygodnie odbijali te pytania, ale tym razem podarował coś innego. Podarował obietnicę prawdy za prawdę. Nie powinna mu wierzyć, w oczach świeciło się kłamstwo i intryga. – Wciąż ci za mało – powtórzyła, niby z wyrzutem, a trochę też wykorzystując te słowa do prześwietlenia, do skorzystania z okazji. Jeszcze jedno spojrzenie i może dowie się więcej. To nie była jedynie gra słów, gesty dla niej samej były o wiele bardziej zdradliwe, koniecznie należało obserwować wszystko, co tylko zamierzał jej podsunąć – świadomie czy nie. – Najlepszą barmanką w stolicy – odparła lekko, wdzięcznie, z należytą skromnością. – Tego się spodziewałeś? – dopytała natychmiast, chcąc przegrzebać się przez wszystkie jego przeczucia. Bo jakieś miał na pewno. O bycie złodziejką już ją przecież oskarżył. Gnojek. Nie miała jednak żadnego większego interesu, by kłamać na temat profesji. Jego kolej. Chciała znać szczegóły, a nie wysuwać z pojedynczych półsłówek całe historie. Umiała to, umiała interpretować, wykorzystywać maksymalnie niewielką wiedzę, śledzić, podsłuchiwać, tworzyć opowieści z paru nieszczególnie wyraźnych kwestii. Tym razem jednak miał w planach podarować wreszcie jakiś konkret. Na cuda nie liczyła, ale może okaże się, że łączyło ich znacznie więcej. – Twoja kolej – przypomniała, krótko przed tym, gdy granica między nimi zmniejszyła się do bardzo niebezpiecznych kilku centymetrów.
Powinien wyrwać jej dłoń. Dać nauczkę. Przecież szczekał jeszcze chwilę temu głośno, chłodził jej gorącą naturę nieprzyjemnymi ostrzeżeniami. Tak naprawdę jednak wabił, a ona zbliżała się i zbliżała – zbyt chętna do sprawdzenia, co się wydarzy, kiedy faktycznie ośmieli się okraść nadętego ważniaka. Może nic w tych kieszeniach nie miał, a może czekał tam woreczek monet – nieważne, liczył się gest i magia dziewczęcych palców lawirujących śmiało po męskich rejonach. Istotnych rejonach. Uśmiechnęła się jeszcze szerzej. O tak, znalazła. Rozbawione melodie jego głosy wyrażały zadowolenie. Przestał już grozić? – Nie, to wcale mnie nie interesuje – zakomunikowała jakże obojętnie, podczas gdy palce bardzo sprytnie drażniły wnętrze kieszeni, będąc ledwie milimetry…obok. Prowokowały wciąż, choć wydawało się, że ta gra już skończona. Przeciwnie. Philippa dopiero mogła zacząć, dopiero mogła dotknąć. Co sądził o jej znaleziskach? – Czas grzecznie zabrać dłoń, zanim spodoba ci się za bardzo, Cillianie – rzuciła, rozważając szybko, czy powinna uścisnąć go na pożegnanie. Nie, nie zasłużył. – Wolałabym święty spokój w moim mieście, wolałabym żyjące ulice, chciałabym się bawić, a nie wciąż martwić o to, co będzie dalej. Lubię korzystać z życia, a tutaj… tutaj zrobiło się zbyt ponuro. Nie sądzisz? – podrzuciła pytanie, zaczepnie unosząc brwi. Kim był w tej wojnie? Za czym lub za kim się rozglądał? Gdzie lokował troski? I czy w ogóle przyłapywał się na tej trosce?
Philippa Moss
Zawód : barmanka w "Parszywym Pasażerze", matka niuchaczy
Wiek : 27
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
Śmierć będzie ostatnim wrogiem, który zostanie zniszczony.
OPCM : 10 +1
UROKI : 22 +6
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 17
SPRAWNOŚĆ : 10
Genetyka : Czarodziej
Neutralni
Nie miał problemu, aby sprzedać pierwszy fakt o sobie, szepnąć trochę i dać dziewczynie złudne poczucie przewagi, gdy zdobywała jakieś informacje, których prawdziwości nawet nie miała pewności. Nadal jednak planował rozdawać karty w tej małej rozgrywce, ustalać zasady dla zwykłej rozrywki, jakiej brakowało mu ostatnim czasie. Oczywiście, że nie zamierzał prosić, naginać się wedle jej zaczepki, która musiał przyznać była cwana i pewnie dobrze przemyślana.
- Nie chcesz wiedzieć, kim chciałbym, abyś była.- rzucił może bezczelnie, najpewniej niezbyt miło, gdy pozostawiał to kwestii domysłu, zachęcał kobiecą wyobraźnię, by spróbowała samej stworzyć swój obraz w jego oczach. Gdyby go znała chociaż trochę, mogłaby łatwo to sprecyzować, ale teraz z satysfakcją wypchnął ją na głęboką wodę, puścił samopas i obserwował, jak sobie poradzi. Dłoń spoczywająca nisko na kobiecych plecach, powędrowała leniwie trochę niżej, będąc kolejną zaczepką, próbą wytrącenia z równowagi i naruszeniem komfortu, a raczej sprawdzeniem, gdzie takowe granice ustawiła Philippa.- Zawsze jest mi za mało.- odparł jedynie, ponownie rzucając ochłapem wiedzy na swój temat, zdradzając trochę charakteru. Był jej coraz bardziej ciekaw, bo jak mało która odważnie szła w jego takt, za każdy krok odwdzięczając się podobnie, każde słowo kontrując słowem. Nie przypuszczał, że zwykłe wyjście po zapłatę za wykonaną robotę, zmieni się w specyficzną rozmowę, dziwne podchody z nieznajomą panną. Błękitne tęczówki spokojnie błądziły po dziewczęcej twarzy, zdradzając ogniki zadowolenia z całokształtu sytuacji. Wilczy uśmiech pojawił się na jego ustach, kiedy zdradziła, czym się zajmuje. Trochę naiwnie, ale liczył, że jest to prawda, nie zdawała się kłamać… a może był po prostu ślepy? Może drobna zabawa na słowach i gestach, ogłupiła go na tyle. Nie wiedział i póki co nie zastanawiał za bardzo.- Chyba nie, ale to tylko lepiej.- stwierdził, chwilę tylko dławiąc pytanie, jakie nasunęło się moment później.- Która knajpa posiada tak interesującą barmankę? – jakiego miejsca wypadało unikać, aby uwielbiana przez klientele panienka za barem, nie odegrała się na nim, jeśli spotkanie skończy się rozczarowaniem i gorzkimi słowami. Nie był zachowawczy, lecz tym razem wolał wiedzieć, zanim doprowadzą do katastrofy w krótkiej znajomości.
- Znam się na zwierzętach, znam ich zachowania i słabości, bo jestem łowcą.- odparł, sięgając po najprostsze określenie tego, czym się zajmował. Polował, odławiał wszelką faunę, więc nie było co owijać. Właśnie tym był. Przeciętni czarodzieje często w osobach jego pokroju widzieli katów magicznych zwierząt, jakby zawsze spotkanie z łowcą kończyło się śmiercią. Niezbyt miłe skojarzenie, ale nie walczył z tym, akceptował, bo nie zależało mu, aby postrzegano go lepiej.- Może twój przyjaciel, jest jednym z tych, które przeszły przez moje ręce.- dodał, wyciągając drugą rękę, aby przesunąć palcami po futrze niuchacza.
Kiedy sądził, że dziewczyna docierała do granicy swej odwagi, szybko wyprowadzała go z błędu, co przyjmował z cichą akceptacją. Pokaż więcej, skarbie. Bezczelne dłonie Philippy nie robiły na nim wrażenia, chociaż wzbudzało to odrobinę rozbawienia z nietypowości sytuacji.- Ciekawskie palce, zdają się mówić co innego.- nie wyglądała na kompletnie nie zainteresowaną, ale na dobrą sprawę, było mu to całkiem obojętne.- Nie martw się, do tego jeszcze daleko.- musiałaby postarać się bardziej, aby wzbudzić większe zadowolenie, ale na to nie było teraz okazji. Zamknął dłoń na jej ręce, by odsunąć beznamiętnie od siebie, ale nie puścił delikatnego nadgarstka od razu, przytrzymując chwilę. Powiódł wzrokiem po otoczeniu, gdy mówiła, cóż takiego wolałaby.- To nie jest moje miasto, nie ma dla mnie znaczenia, jak wygląda i co dzieje się na jego ulicach odkąd nie ma tu mugoli i ich sympatyków.- wolał trzymać się z daleka od stolicy, dlatego też wraz z powrotem do kraju, uciekł tak daleko jak mógł.- Ponuro, możliwe, ale chociaż spokojnie bez całego szlamu czującego się zbyt swobodnie.- dodał z lekką ostrością w głosie. Wolał ten stan i po cichu liczył, że w okolicy w której mieszkał również dojdzie do takich porządków, by znikome sąsiedztwo było znośniejsze.
Spojrzał na nią dopiero po dłuższej chwili.- Miło się rozmawiało, ale to już chyba dobra pora, aby znikać stąd, byś nie musiała wracać do domu po ciemku.- podjął z fałszywą troską, czego powinna się domyślić, po ich małej grze na niejasnych zasadach.- Do zobaczenia, Philippo.- szepnął, pochylając się nad nią i wypowiadając ów słowa prosto do jej ucha. Moment później minął ją, wybierając najkrótszą drogę do granic stolicy.
| zt
- Nie chcesz wiedzieć, kim chciałbym, abyś była.- rzucił może bezczelnie, najpewniej niezbyt miło, gdy pozostawiał to kwestii domysłu, zachęcał kobiecą wyobraźnię, by spróbowała samej stworzyć swój obraz w jego oczach. Gdyby go znała chociaż trochę, mogłaby łatwo to sprecyzować, ale teraz z satysfakcją wypchnął ją na głęboką wodę, puścił samopas i obserwował, jak sobie poradzi. Dłoń spoczywająca nisko na kobiecych plecach, powędrowała leniwie trochę niżej, będąc kolejną zaczepką, próbą wytrącenia z równowagi i naruszeniem komfortu, a raczej sprawdzeniem, gdzie takowe granice ustawiła Philippa.- Zawsze jest mi za mało.- odparł jedynie, ponownie rzucając ochłapem wiedzy na swój temat, zdradzając trochę charakteru. Był jej coraz bardziej ciekaw, bo jak mało która odważnie szła w jego takt, za każdy krok odwdzięczając się podobnie, każde słowo kontrując słowem. Nie przypuszczał, że zwykłe wyjście po zapłatę za wykonaną robotę, zmieni się w specyficzną rozmowę, dziwne podchody z nieznajomą panną. Błękitne tęczówki spokojnie błądziły po dziewczęcej twarzy, zdradzając ogniki zadowolenia z całokształtu sytuacji. Wilczy uśmiech pojawił się na jego ustach, kiedy zdradziła, czym się zajmuje. Trochę naiwnie, ale liczył, że jest to prawda, nie zdawała się kłamać… a może był po prostu ślepy? Może drobna zabawa na słowach i gestach, ogłupiła go na tyle. Nie wiedział i póki co nie zastanawiał za bardzo.- Chyba nie, ale to tylko lepiej.- stwierdził, chwilę tylko dławiąc pytanie, jakie nasunęło się moment później.- Która knajpa posiada tak interesującą barmankę? – jakiego miejsca wypadało unikać, aby uwielbiana przez klientele panienka za barem, nie odegrała się na nim, jeśli spotkanie skończy się rozczarowaniem i gorzkimi słowami. Nie był zachowawczy, lecz tym razem wolał wiedzieć, zanim doprowadzą do katastrofy w krótkiej znajomości.
- Znam się na zwierzętach, znam ich zachowania i słabości, bo jestem łowcą.- odparł, sięgając po najprostsze określenie tego, czym się zajmował. Polował, odławiał wszelką faunę, więc nie było co owijać. Właśnie tym był. Przeciętni czarodzieje często w osobach jego pokroju widzieli katów magicznych zwierząt, jakby zawsze spotkanie z łowcą kończyło się śmiercią. Niezbyt miłe skojarzenie, ale nie walczył z tym, akceptował, bo nie zależało mu, aby postrzegano go lepiej.- Może twój przyjaciel, jest jednym z tych, które przeszły przez moje ręce.- dodał, wyciągając drugą rękę, aby przesunąć palcami po futrze niuchacza.
Kiedy sądził, że dziewczyna docierała do granicy swej odwagi, szybko wyprowadzała go z błędu, co przyjmował z cichą akceptacją. Pokaż więcej, skarbie. Bezczelne dłonie Philippy nie robiły na nim wrażenia, chociaż wzbudzało to odrobinę rozbawienia z nietypowości sytuacji.- Ciekawskie palce, zdają się mówić co innego.- nie wyglądała na kompletnie nie zainteresowaną, ale na dobrą sprawę, było mu to całkiem obojętne.- Nie martw się, do tego jeszcze daleko.- musiałaby postarać się bardziej, aby wzbudzić większe zadowolenie, ale na to nie było teraz okazji. Zamknął dłoń na jej ręce, by odsunąć beznamiętnie od siebie, ale nie puścił delikatnego nadgarstka od razu, przytrzymując chwilę. Powiódł wzrokiem po otoczeniu, gdy mówiła, cóż takiego wolałaby.- To nie jest moje miasto, nie ma dla mnie znaczenia, jak wygląda i co dzieje się na jego ulicach odkąd nie ma tu mugoli i ich sympatyków.- wolał trzymać się z daleka od stolicy, dlatego też wraz z powrotem do kraju, uciekł tak daleko jak mógł.- Ponuro, możliwe, ale chociaż spokojnie bez całego szlamu czującego się zbyt swobodnie.- dodał z lekką ostrością w głosie. Wolał ten stan i po cichu liczył, że w okolicy w której mieszkał również dojdzie do takich porządków, by znikome sąsiedztwo było znośniejsze.
Spojrzał na nią dopiero po dłuższej chwili.- Miło się rozmawiało, ale to już chyba dobra pora, aby znikać stąd, byś nie musiała wracać do domu po ciemku.- podjął z fałszywą troską, czego powinna się domyślić, po ich małej grze na niejasnych zasadach.- Do zobaczenia, Philippo.- szepnął, pochylając się nad nią i wypowiadając ów słowa prosto do jej ucha. Moment później minął ją, wybierając najkrótszą drogę do granic stolicy.
| zt
W głębokich dolinach zbiera się cień.
Ma barwę nocy…
Ma barwę nocy…
lecz pachnie jak krew
Cillian Macnair
Zawód : Łowca magicznych stworzeń, szmugler
Wiek : 31
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Kawaler
Krok wstecz to nie zmiana.
Krok wstecz to krok wstecz
Krok wstecz to krok wstecz
OPCM : 20 +5
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 11
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 11
Genetyka : Zwierzęcousty
Nieaktywni
Parsknęła ciszej, w dość stłumiony sposób, choć oczy jasno wyraziły wątpliwość, gdyby nie do końca pojął wymowność głośniej wypuszczonego powietrza. Tak chciał to robić? Tak chciał grać w to dalej? W potrzasku niezaplanowanej intymności Philippa Moss czuła się jak ryba w wodzie. Nie rozpraszały jej te wędrujące w dół pleców dłonie i męski zapach próbujący ją odurzyć. Nic z tego, koleżko. Wiedziała, że te podstępne ukłony dokądś miały ich zaprowadzić, że wszystko to sobie sprytnie umyślił. Ale byli w tym razem, ona i on w różach zachodzącego słońca, w polanach letniego spustoszenia. We wzajemnym wyzwaniu. Wciąż nie dotarł do granicy, która mogłaby ją poruszyć. – Chciałbyś… bardzo dobrze potrafię sobie to wyobrazić i ty o tym wiesz – odpowiedziała mową gotującej się pod lokami fantazji. Ona pracowała nie jednak od chwili, kiedy ją podpalił sugestią. To stało się znacznie wcześniej. – Zastanów się więc, co możesz zrobić, by zyskać jeszcze więcej – puściła sugestię prosto w jego brodę, bo przecież nie mogli stanąć twarzą w twarz przez jej zbyt krótkie nogi. Głowę jednak miała wciąż uniesioną w chwale, jak ta królowa portu, której trafił się właśnie bardzo przyjemny połów. Dosięgnąć chciała urokiem, rozbroić go z tych sztuczek, które znała wręcz doskonale. Może i stanowił wyzwanie, ale ostatecznie radziła sobie i z tak poplątanymi przypadkami. Ostry zawodnik, ale wciąż mężczyzna. Wszyscy ulegali kilku podstawowym chwytom. Moss jednak wiedziała, że mogłoby jej się spodobać mierzenie z nim. Nie byłoby to jedno spotkanie, jedno niecne pijaństwo czy słodko-gorzkie uwodzenie. Na niego potrzebowała o wiele więcej energii. Ale do czego? Po co? Chyba najzwyczajniej w świecie planowała go porozbierać z tajemnic, nic ponad tym. Złamanie szyfru, ujrzenie maskowanych teraz dokładnie pragnień. Ile prawdy? A ile kłamstwa? Mogła się przecież przekonać, choć sądziła, że ostatecznie drogi rozejdą się zbyt nagle. Tracił cierpliwość, a dłonie robiły się tak ciekawskie.
Jeśli miał do niej wrócić, musiał otrzymać wskazówkę. Mogła mu ją dać, choć nie zaszkodzi odrobina wysiłku. – Ulubiona knajpa londyńskich marynarzy. Jak się trochę namęczysz, to może znajdziesz – odpowiedziała jak gdyby nigdy nic i przedmuchała kosmyk, który wsunął się jej złośliwie na nos. Nie unikała patrzenia mu w oczy, ale wolała widzieć go dokładnie, bez uszczypliwości włosów. Jeśli Cillian tylko będzie chciał do niej wrócić, to zrobi to, poszuka tego szyldu. O to bardzo łatwo. Wszyscy w porcie znali Parszywego. On również mógł poznać. A może był tam wcześniej? – Łowcą… - powtórzyła za nim a potem lekko przygryzła wargę. To by wiele wyjaśniało. Chęć mierzenia się z kłopotliwymi przypadkami, oswajanie, poznanie, badanie śladów i dreptanie po piętach. Łowcy nie lubili łatwych wyzwań, bo to groziło nudą. – Możliwe. Mój przyjaciel bardzo szybko ucieka. Zwiał tobie i trafił do mnie – zawyrokowała z satysfakcją. – Ale teraz znów wpadł w twoje sidła. Byłeś całkiem pomocy, Cillianie – pochwaliła go niespodziewanie, jeszcze mocniej zmniejszając ten dystans.
- To, co kobieta mówi i to, co kobieta robi, bardzo często nie jest tym, czym się na pierwszy rzut wydaje – objaśniła, gdy tylko pozwolił sobie na uwagę odnośnie jej dość zaczepnych palców. Prowokowała, owszem, ale miała to wszystko swój cel. Niekoniecznie było głodem czułości, napięciem tkwiącym głęboko między udami i wołającym o uwagę, kiedy tylko byle chłop zbliżył się za bardzo. Bez przesady, umiała sobie przecież z tym poradzić. Teraz próbowała obudzić jego, odkryć, ile miał w sobie kontroli i jak bardzo krucha była ta jego przemądrzała gadka. – Jesteś pewien, że aż tak daleko? – rzuciła kąśliwie i aż się jej rozjaśniły oczy. Za nimi poszły usta uniesione w słodkiej satysfakcji. A potem czar prysł. Utknęła w kajdankach jego palców. Zacmokała z rozczarowaniem, a przeciwnik ujrzał ten smutek.
Więc antymugolski dziadyga sprzyjający tej rzezi. Szkoda. Wydawał się nawet interesujący. Stracił jednak po tych słowach garść jej zainteresowania. A co jeśli był za to wszystko odpowiedzialny? Za cierpienie jej portowej rodziny? Straciła ochotę na gierki. Ślad ciepła przy uchu i dziwne zmartwienie w głosie. Ona nie wyglądała wcale na rozczarowaną nagłym odwrotem. – Masz racje, to dobry moment, by się rozejść. Żegnaj więc, Cillianie – odparła, obdarowując go ostatnim spojrzeniem, kiedy już się oddalał.
Ona mówiła żegnaj, a on do zobaczenia. Co miało się spełnić?
zt x2
Jeśli miał do niej wrócić, musiał otrzymać wskazówkę. Mogła mu ją dać, choć nie zaszkodzi odrobina wysiłku. – Ulubiona knajpa londyńskich marynarzy. Jak się trochę namęczysz, to może znajdziesz – odpowiedziała jak gdyby nigdy nic i przedmuchała kosmyk, który wsunął się jej złośliwie na nos. Nie unikała patrzenia mu w oczy, ale wolała widzieć go dokładnie, bez uszczypliwości włosów. Jeśli Cillian tylko będzie chciał do niej wrócić, to zrobi to, poszuka tego szyldu. O to bardzo łatwo. Wszyscy w porcie znali Parszywego. On również mógł poznać. A może był tam wcześniej? – Łowcą… - powtórzyła za nim a potem lekko przygryzła wargę. To by wiele wyjaśniało. Chęć mierzenia się z kłopotliwymi przypadkami, oswajanie, poznanie, badanie śladów i dreptanie po piętach. Łowcy nie lubili łatwych wyzwań, bo to groziło nudą. – Możliwe. Mój przyjaciel bardzo szybko ucieka. Zwiał tobie i trafił do mnie – zawyrokowała z satysfakcją. – Ale teraz znów wpadł w twoje sidła. Byłeś całkiem pomocy, Cillianie – pochwaliła go niespodziewanie, jeszcze mocniej zmniejszając ten dystans.
- To, co kobieta mówi i to, co kobieta robi, bardzo często nie jest tym, czym się na pierwszy rzut wydaje – objaśniła, gdy tylko pozwolił sobie na uwagę odnośnie jej dość zaczepnych palców. Prowokowała, owszem, ale miała to wszystko swój cel. Niekoniecznie było głodem czułości, napięciem tkwiącym głęboko między udami i wołającym o uwagę, kiedy tylko byle chłop zbliżył się za bardzo. Bez przesady, umiała sobie przecież z tym poradzić. Teraz próbowała obudzić jego, odkryć, ile miał w sobie kontroli i jak bardzo krucha była ta jego przemądrzała gadka. – Jesteś pewien, że aż tak daleko? – rzuciła kąśliwie i aż się jej rozjaśniły oczy. Za nimi poszły usta uniesione w słodkiej satysfakcji. A potem czar prysł. Utknęła w kajdankach jego palców. Zacmokała z rozczarowaniem, a przeciwnik ujrzał ten smutek.
Więc antymugolski dziadyga sprzyjający tej rzezi. Szkoda. Wydawał się nawet interesujący. Stracił jednak po tych słowach garść jej zainteresowania. A co jeśli był za to wszystko odpowiedzialny? Za cierpienie jej portowej rodziny? Straciła ochotę na gierki. Ślad ciepła przy uchu i dziwne zmartwienie w głosie. Ona nie wyglądała wcale na rozczarowaną nagłym odwrotem. – Masz racje, to dobry moment, by się rozejść. Żegnaj więc, Cillianie – odparła, obdarowując go ostatnim spojrzeniem, kiedy już się oddalał.
Ona mówiła żegnaj, a on do zobaczenia. Co miało się spełnić?
zt x2
Philippa Moss
Zawód : barmanka w "Parszywym Pasażerze", matka niuchaczy
Wiek : 27
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
Śmierć będzie ostatnim wrogiem, który zostanie zniszczony.
OPCM : 10 +1
UROKI : 22 +6
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 17
SPRAWNOŚĆ : 10
Genetyka : Czarodziej
Neutralni
Od długich sześciu lat święta nie cieszyły jak dawniej. Pamiętał doskonale jak niegdyś zasiadali wszyscy razem do wspólnego, suto zastawionego stołu niemalże uginającego się pod ciężarem wykwintnych specjałów zarezerwowanych na specjalne okazje. Pamiętał jak charyzmatyczny Brutus zabawiał wszystkich niefrasobliwymi historyjkami z licznych podróży, pamiętał jak najmłodsze kuzynostwo buszowało naokoło choinki, próbując odgadnąć co kryją wielkie, opakowane ozdobnym papierem paczki, pamiętał rodzinne zawody w budowaniu największej chatki z piernika - i pamiętał perlisty śmiech Callisto, której wszyscy domownicy słuchali jak urzeczeni, wciąż nie mogąc się nadziwić, że tak dobrze odnalazła się w nowej roli lady Bulstrode, jakby od zawsze była mieszkanką Gerrards Cross. Czarowała, nie ustępując błyskotliwą elokwencją nikomu, czarowała, sunąc smukłymi palcami po strunach złotej harfy niczym starożytna muza, czarowała, będąc po prostu tuż obok, uśmiechając się ukradkowo ponad kieliszkiem wina czy kwitując przyciszonymi półsłówkami absurdalne dyskusje pomiędzy domownikami o skrajnie odmiennych zdaniach. Napawała go dumą, czuł to tak wyraźnie w trakcie rodzinnych spotkań, gdy widział doskonale, że jego własny zachwyt jej osobą odmalowuje się również w oczach jego krewnych i sprawiała, że wierzył, że będzie tak już zawsze. A potem zniknęła, pozostawiając przy stole dziwną ciszę i pustkę, której nikt nie był w stanie zapełnić. Dwa lata później również miejsce Brutusa było puste, a święta nigdy nie były już takie same jak przedtem. Bez żalu więc wyrywał się z domu, z daleka od atmosfery nerwowych przygotowań, które nie były przecież w stanie zmienić tego, jak postrzegał nadchodzące uroczyste kolacje. Maghnus był zatrważająco konsekwentny w swoich przekonaniach i pozostawiało to niewielkie pole do naiwnego marzenia, że na nowo odkryje magię świąt.
Dzień był wyjątkowo zimny, lecz przyjemny. Spomiędzy pojedynczych chmur bielących się na błękicie nieba przebijały się oślepiające promienie słoneczne, w których zalegające na ziemi zaspy śnieżne skrzyły się milionami wielobarwnych drobinek. Lord Bulstrode przemierzał okolice Westminister niespiesznym spacerem, mając aż nadto czasu do umówionej godziny, a wydychane przez niego powietrze kłębiło się na mrozie, którego nie odczuwał, ubrawszy dodatkowo ocieplany, zimowy płaszcz przybrany lśniącym głęboką czernią futrzastym obszyciem. Skierował swe kroki na szczyt wzgórza Primrose Hill, by obrzucić widoczną z tego punktu panoramę Londynu spojrzeniem i utwierdzić się po raz kolejny w przekonaniu, że kochał to miasto - i niewspółmiernie cieszyło go oczyszczenie, jakie nie tak dawno miało tu miejsce. To i tak wciąż było mało. Kontemplował przez parę chwil rozciągający się poniżej wzniesienia widok, lecz gdy usłyszał zbliżający się dźwięk trzeszczącego pod butami śniegu, zwrócił się w jego kierunku i uśmiechnął się ciepło, widząc ciemnowłosą postać.
- Lady Burke, miło cię widzieć - skinął jej głową, witając ją w nieco oficjalnym tonie, mimo że jego usta wciąż wyginały się w przyjaznym, dobrze jej znanym uśmiechu. - Czy i w Durham panuje teraz taki nieznośny rozgardiasz? Przysięgam, święta powinny zostać zdelegalizowane - i nie miałby absolutnie nic przeciwko temu, pomimo rozbawionego tonu, w jakim utrzymywał swą wypowiedź. - Może usiądziemy? - zaproponował, wskazując ławkę, która uprzednio została oczyszczona ze śniegu i ogrzana zaklęciami. Ciekawiły go niesamowicie te runy, które zmotywowały Primrose do napisania listu, lecz czekał cierpliwie, nie chcąc ponaglać wymaganych przez dobrze wychowanie uprzejmości.
Maghnus Bulstrode
Zawód : badacz starożytnych run, były łamacz klątw, cień i ciężka ręka w Piórku Feniksa
Wiek : 30
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Wdowiec
gore and glory
go hand in hand
go hand in hand
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Kiedy trafiła na stare zapiski nie zawróciła na początku uwagi na dziwne runy na jego marginesa, zbytnio skupiona na głównej treści jaką niósł ze sobą dokument. Dopiero po jakimś czasie się zorientowała, że nosi on w sobie jeszcze inną informację, jeszcze nie wiedziała czy cenną czy były to zwykłe zabezpieczenia, które coś ukrywały a może wygasły? Nie znała tych run, nigdy się z nimi nie spotkała. Edgar, choć zwróciła się do niego po pomoc, tym razem nie mógł jej udzielić. Ona zaś wiedziała, że okres wojny oraz nagle zerwane zaręczyny zajmują całą jego uwagę. Nie chciała go odciągać od ważnych spraw. Znała jednak jeszcze jednego człowieka, który mógł, i zapewne to zrobi z wielką chęcią, podzielić się swoją niekwestionowaną wiedzą na ten temat. Maghnus Bulstrode bywał w jej otoczeniu już od jakiegoś czasu. Przyjaźniąc się z jej kuzynem Cragiem, było tylko kwestią czasu kiedy natrafi na Primrose przychodząc do Durham. Po tym bieg wydarzeń nabrał tempa. Towarzyszyła im na polowaniach, dyskutowała na temat artefaktów i właśnie run, które ją samą mocno interesowały.
Na spotkanie z lordem Bulstrode szła z przyjemnością i choć nie uciekała przed atmosferą panującą w Durham to uciekała przed własnymi myślami. Ledwo trzy dni temu jej pierścionek zaręczynowy został odesłany do Sandal Castle, a umowa pomiędzy dwoma rodami przestała obowiązywać. Ostatnie dwa miesiące spędziła na oswajaniu się z myślą, że zostanie lady Carrow, ba! Napisała nawet do lady doyenne aby ta zaczęła ją wdrażać w “bycie lady Carrow”, a z dnia na dzień Edgar oznajmił jej, że ślubu nie będzie. Nie wiedziała czy cieszyć się czy płakać, czy podziękować bratu czy wyrażać swój smutek. Nie odpowiedziała nic, jedynie oddała pierścionek, ale była niemalże pewna, że wszystkie emocje jakimi nią wtedy targały nestor rodu był w stanie wyczytać z twarzy siostry.
W Londynie zjawiła się o wyznaczonej godzinie i wspięła się na wzgórze, gdzie Maghnus niczym pan na włościach patrzył na Londyn jaki się przed nim rozpościerał.
-Wspaniały widok, prawda?- Zagadnęła od razu kiedy tylko ją powitał. Kochała Durham całym swoim sercem, ale Londyn od kiedy nie musiała ukrywać swoich umiejętności magicznych zdawał się jej przyjaznym i pięknym miejscem. -Rozgardiasz? W Durham? Chyba wtedy jak wpadł ognisty krab nam do salonu oraz jak bliźniaczki się pokłóciły o to, która ma jako pierwsza pójść do podziemi w zamku. - Uniosła do góry brwi nie ukrywając swojego rozbawienia zadanym jej pytaniem. Usiadła na przygotowanym wcześniej miejscu i wyciągnęła z kieszeni granatowego płaszcza obszytego czarnym lisem zwój, o którym wspominała czarodziejowi w swoim liście.-To są runy, o których wspominałam, czy coś ci mówią? - Miała nadzieję, że tak. Mężczyzna swego czasu wiele podróżował więc mógł mieć z nimi styczność.
Na spotkanie z lordem Bulstrode szła z przyjemnością i choć nie uciekała przed atmosferą panującą w Durham to uciekała przed własnymi myślami. Ledwo trzy dni temu jej pierścionek zaręczynowy został odesłany do Sandal Castle, a umowa pomiędzy dwoma rodami przestała obowiązywać. Ostatnie dwa miesiące spędziła na oswajaniu się z myślą, że zostanie lady Carrow, ba! Napisała nawet do lady doyenne aby ta zaczęła ją wdrażać w “bycie lady Carrow”, a z dnia na dzień Edgar oznajmił jej, że ślubu nie będzie. Nie wiedziała czy cieszyć się czy płakać, czy podziękować bratu czy wyrażać swój smutek. Nie odpowiedziała nic, jedynie oddała pierścionek, ale była niemalże pewna, że wszystkie emocje jakimi nią wtedy targały nestor rodu był w stanie wyczytać z twarzy siostry.
W Londynie zjawiła się o wyznaczonej godzinie i wspięła się na wzgórze, gdzie Maghnus niczym pan na włościach patrzył na Londyn jaki się przed nim rozpościerał.
-Wspaniały widok, prawda?- Zagadnęła od razu kiedy tylko ją powitał. Kochała Durham całym swoim sercem, ale Londyn od kiedy nie musiała ukrywać swoich umiejętności magicznych zdawał się jej przyjaznym i pięknym miejscem. -Rozgardiasz? W Durham? Chyba wtedy jak wpadł ognisty krab nam do salonu oraz jak bliźniaczki się pokłóciły o to, która ma jako pierwsza pójść do podziemi w zamku. - Uniosła do góry brwi nie ukrywając swojego rozbawienia zadanym jej pytaniem. Usiadła na przygotowanym wcześniej miejscu i wyciągnęła z kieszeni granatowego płaszcza obszytego czarnym lisem zwój, o którym wspominała czarodziejowi w swoim liście.-To są runy, o których wspominałam, czy coś ci mówią? - Miała nadzieję, że tak. Mężczyzna swego czasu wiele podróżował więc mógł mieć z nimi styczność.
May god have mercy on my enemies
'cause I won't
'cause I won't
Primrose Burke
Zawód : Badacz artefaktów, twórca talizmanów, Dama
Wiek : 23
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
Problem wyjątków od reguł polega na ustaleniu granicy.
OPCM : 4 +1
UROKI : 1
ALCHEMIA : 29 +2
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 6 +2
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 10
Genetyka : Czarownica
Rycerze Walpurgii
Ich znajomość nie była znajomością typową; dzieliła ich dość znacząca różnica wieku, odbierająca im już na starcie wspólnie spędzone lata w szkolnych murach jako czynnik najsilniej scalający młode, chłonne jak gąbka umysły, odbierająca również całą masę wydarzeń towarzyskich, w których Maghnus brał udział jako szlachcic u progu dorosłego życia, podczas gdy Primrose nie śniła jeszcze o swoim debiucie w kręgach innych niż rodzinne. Czasem żałował, że tak się miały sprawy, że lady Burke nie gościła na organizowanych przez świeżo upieczoną lady Bulstrode balach ani na polowaniach zwoływanych przez Brutusa w borach Northamptonshire - polubiłaby ich, nie miał co do tego wątpliwości, w mig znalazłaby z nimi wspólny język, dostrzegając jednocześnie te bardziej rozrywkowe maski przywdziewane przez mieszkańców Gerrards Cross. On sam przygasł już nieco w stosunku do lat, w których wierzył ślepo, że słońce każdego dnia wstaje tylko po to, by świecić właśnie jemu. Długo krył się w domowym zaciszu, liżąc rany, które odmawiały zagojenia się i powrócił na salony z metką wdowca w czasie nie tak odległym od momentu, w którym i Primrose zaczęła tam bywać. Kojarzył ją mgliście z sabatów, ale zdecydowanie wyraźniej łączył jej twarz z wizytami w Durham czy z zakupami na Śmiertelnym Nokturnie. Pamiętał do dziś dzień, w którym wybrała się wraz z Craigiem i nim na łowy, wprawiając go tym samym w niemałe zaskoczenie, bo oto zamiast biernie obserwować zmagania innych i niespiesznie przemierzać leśne ostępy w myśl kibicowania, galopowała na przedzie pogoni i nie odpuszczała żadnej zwierzynie, zapalczywością dorównując mężczyznom - a może i przerastając niejednego z nich.
Lorda Carrowa przerosła z pewnością, choć to spostrzeżenie postanowił zachować dla siebie i oszczędzić jej konieczności jakiegokolwiek odnoszenia się do jego słów, świadom tego, jak wyglądały realia ich świata i jaki ogrom komentarzy ze wszystkich stron musiał do niej spływać. Nic nie karmiło rozmów lepiej, niż tragedia, wiedział o tym doskonale.
- Zdaje się, że nigdy nie zdołam się nim nasycić - odpowiedział zgodnie z prawdą, znajdujący się w bliskim sąsiedztwie ich ziem, tętniący możliwościami Londyn czarował go od zawsze, a wraz z przepędzeniem plugastwa, stał się dla niego miejscem przyjaznym jak nigdy dotąd. Zamierzał z tego korzystać do granic możliwości. - Ognisty krab w salonie, to dopiero musiało być niezapomniane popołudnie - zaśmiał się ciepło, próbując sobie wyobrazić podobną scenkę. Przysiadł się koło Primrose na ławce, zachowując przepisowy dystans i zerknął z ciekawością na wyciągnięty przez nią zwój, zawierający tajemnicze zapiski. - Czy mogę? - zapytał dla pewności, nim ujął dokument w dłoń, rozwinął go i obrócił o dziewięćdziesiąt stopni, by przyjrzeć się zapiskom na marginesie. - Ciekawa sprawa - powiedział właściwie bardziej sam do siebie i przesunął palcami po atramentowych runach, jakby te miały do niego przemówić. - Wygląda to na zapis dość rzadko spotykanej klątwy, wzmocnionej runami podrzędnymi… - trzy runy podrzędne; osoba planująca zaklęcie przedmiotu tą mieszanką znaków nie była amatorem. - Runa wiodąca to Dagaz, jest o tyle specyficzna, że ze względu na symetryczny kształt wygląda jednakowo w pozycji odwróconej, co potrafi zmylić - widzisz? - wskazał na znajdującą się pośrodku runę, nieodróżniającą się od pozostałych atypowym rozrysowaniem.
- Słyszałaś kiedyś o niej? - przerwał swoją wypowiedź pytaniem, podnosząc wzrok ponad zwój, by spojrzeć na Primrose, która być może zetknęła się już wcześniej z tym znakiem. Cenił wysoce jej zapał do nauki, wyróżniający ją z tłumu panien aspirujących tylko i wyłącznie do bycia ozdobą przyszłego męża, pustą marionetką sterowaną pod cudze dyktando.
Lorda Carrowa przerosła z pewnością, choć to spostrzeżenie postanowił zachować dla siebie i oszczędzić jej konieczności jakiegokolwiek odnoszenia się do jego słów, świadom tego, jak wyglądały realia ich świata i jaki ogrom komentarzy ze wszystkich stron musiał do niej spływać. Nic nie karmiło rozmów lepiej, niż tragedia, wiedział o tym doskonale.
- Zdaje się, że nigdy nie zdołam się nim nasycić - odpowiedział zgodnie z prawdą, znajdujący się w bliskim sąsiedztwie ich ziem, tętniący możliwościami Londyn czarował go od zawsze, a wraz z przepędzeniem plugastwa, stał się dla niego miejscem przyjaznym jak nigdy dotąd. Zamierzał z tego korzystać do granic możliwości. - Ognisty krab w salonie, to dopiero musiało być niezapomniane popołudnie - zaśmiał się ciepło, próbując sobie wyobrazić podobną scenkę. Przysiadł się koło Primrose na ławce, zachowując przepisowy dystans i zerknął z ciekawością na wyciągnięty przez nią zwój, zawierający tajemnicze zapiski. - Czy mogę? - zapytał dla pewności, nim ujął dokument w dłoń, rozwinął go i obrócił o dziewięćdziesiąt stopni, by przyjrzeć się zapiskom na marginesie. - Ciekawa sprawa - powiedział właściwie bardziej sam do siebie i przesunął palcami po atramentowych runach, jakby te miały do niego przemówić. - Wygląda to na zapis dość rzadko spotykanej klątwy, wzmocnionej runami podrzędnymi… - trzy runy podrzędne; osoba planująca zaklęcie przedmiotu tą mieszanką znaków nie była amatorem. - Runa wiodąca to Dagaz, jest o tyle specyficzna, że ze względu na symetryczny kształt wygląda jednakowo w pozycji odwróconej, co potrafi zmylić - widzisz? - wskazał na znajdującą się pośrodku runę, nieodróżniającą się od pozostałych atypowym rozrysowaniem.
- Słyszałaś kiedyś o niej? - przerwał swoją wypowiedź pytaniem, podnosząc wzrok ponad zwój, by spojrzeć na Primrose, która być może zetknęła się już wcześniej z tym znakiem. Cenił wysoce jej zapał do nauki, wyróżniający ją z tłumu panien aspirujących tylko i wyłącznie do bycia ozdobą przyszłego męża, pustą marionetką sterowaną pod cudze dyktando.
Maghnus Bulstrode
Zawód : badacz starożytnych run, były łamacz klątw, cień i ciężka ręka w Piórku Feniksa
Wiek : 30
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Wdowiec
gore and glory
go hand in hand
go hand in hand
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Była dzieckiem wzgórz Durham, gdzie nie raz się ścigała konno z braćmi i kuzynami. Jako jedyna córka chciała dorównać synom swego ojca, chciała być tam gdzie oni. Trzej bracia byli jednak od niej dużo starsi i z czasem obecność o wiele młodszej siostry mocno przeszkadzała. I choć nie mogła być wszędzie gdzie oni to pasji do jazdy konnej nigdy się wyzbyła. Uwielbiała ten czas i nigdy pogoda jej nie zniechęciła do paru chwil wytchnienia w siodle. Nie mieli wielkich stajni i hodowli jak Carrowowie, ale nie aspirowali do tego. Ich domena leżała zupełnie gdzie indziej.
Każde z nich miało inne doświadczenia życiowe i inne patrzenie na pewne aspekty i choć Prim nie zwykła użalać się nad sobą też miewała chwile słabości. I nigdy nie żyła w przeświadczeniu, że cały świat kręci się wokół niej. Nigdy też tego nie pragnęła cieszą się, że oczy wszystkich zwrócone są na inne osoby z towarzystwa.
-Spaliły się zasłony, których nikt nie lubił – dodała jeszcze na wspomnienie ognistego kraba. Zasłony były paskudne, ale wisiały bo tak było od zawsze. Adeline wcale nie kryła radości z tego, że może je wreszcie zmienić, a nikt z Burke nie stawał nestorowej na drodze do wystroju wnętrza. Nowe były o wiele lepsze choć dało się w nich wyczuć styl typowy dla Crouche, w końcu z nich wywodziła się nestorowa, a Prim była zdania, że kobieta nigdy nie powinna zapominać z jakiego rodu się wywodzi, zwłaszcza kiedy staje się żoną. Podała mężczyźnie zapiski dając mu czas aby się z nimi zapoznał. Część run była dla niej znana i zrozumiała, ale inne swym kształtem nawiązywały do alchemicznych zapisków, ale nie była tego do końca pewna. Słysząc znaną jej nazwę kiwnęła głową i nieznacznie nachyliła się w stronę Maghnusa aby zobaczyć fragment ciągu run na jaki wskazuje.
-Spotkałam się z tą runą, co do zasady należy do tych pozytywnych run. – odpowiedziała zgodnie ze swoją wiedzą jaką posiadała w tej materii. – Kształt runy przypomina poziomą ósemkę, czyli widzimy drogę, która nie ma ani początku, ani końca, po prostu trwa. Jeśli nie istnieje równowaga w danej sferze życia, energia runy Dagaz za wszelką cenę dąży do niej, a więc mogą pojawić się zdarzenia lub ludzie, którzy pociągną za odpowiedni biegun, dzięki czemu możliwe będzie osiągnięcie harmonii. – kontynuowała swoją wypowiedź i zerknęła na Bulstrode upewniając się czy się z nią zgadza czy może ma odmienne zdanie. Runy należały do zawiłych kwestii i czasami bardzo drobne szczegóły zmieniały całe znacznie. -Spotkałam się już z tym, że runa teoretycznie pozytywna mogła wzmacniać klątwę. Myślisz, że jest podobnie w tym przypadku?
Każde z nich miało inne doświadczenia życiowe i inne patrzenie na pewne aspekty i choć Prim nie zwykła użalać się nad sobą też miewała chwile słabości. I nigdy nie żyła w przeświadczeniu, że cały świat kręci się wokół niej. Nigdy też tego nie pragnęła cieszą się, że oczy wszystkich zwrócone są na inne osoby z towarzystwa.
-Spaliły się zasłony, których nikt nie lubił – dodała jeszcze na wspomnienie ognistego kraba. Zasłony były paskudne, ale wisiały bo tak było od zawsze. Adeline wcale nie kryła radości z tego, że może je wreszcie zmienić, a nikt z Burke nie stawał nestorowej na drodze do wystroju wnętrza. Nowe były o wiele lepsze choć dało się w nich wyczuć styl typowy dla Crouche, w końcu z nich wywodziła się nestorowa, a Prim była zdania, że kobieta nigdy nie powinna zapominać z jakiego rodu się wywodzi, zwłaszcza kiedy staje się żoną. Podała mężczyźnie zapiski dając mu czas aby się z nimi zapoznał. Część run była dla niej znana i zrozumiała, ale inne swym kształtem nawiązywały do alchemicznych zapisków, ale nie była tego do końca pewna. Słysząc znaną jej nazwę kiwnęła głową i nieznacznie nachyliła się w stronę Maghnusa aby zobaczyć fragment ciągu run na jaki wskazuje.
-Spotkałam się z tą runą, co do zasady należy do tych pozytywnych run. – odpowiedziała zgodnie ze swoją wiedzą jaką posiadała w tej materii. – Kształt runy przypomina poziomą ósemkę, czyli widzimy drogę, która nie ma ani początku, ani końca, po prostu trwa. Jeśli nie istnieje równowaga w danej sferze życia, energia runy Dagaz za wszelką cenę dąży do niej, a więc mogą pojawić się zdarzenia lub ludzie, którzy pociągną za odpowiedni biegun, dzięki czemu możliwe będzie osiągnięcie harmonii. – kontynuowała swoją wypowiedź i zerknęła na Bulstrode upewniając się czy się z nią zgadza czy może ma odmienne zdanie. Runy należały do zawiłych kwestii i czasami bardzo drobne szczegóły zmieniały całe znacznie. -Spotkałam się już z tym, że runa teoretycznie pozytywna mogła wzmacniać klątwę. Myślisz, że jest podobnie w tym przypadku?
May god have mercy on my enemies
'cause I won't
'cause I won't
Primrose Burke
Zawód : Badacz artefaktów, twórca talizmanów, Dama
Wiek : 23
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
Problem wyjątków od reguł polega na ustaleniu granicy.
OPCM : 4 +1
UROKI : 1
ALCHEMIA : 29 +2
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 6 +2
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 10
Genetyka : Czarownica
Rycerze Walpurgii
- Może zatem powinienem przemycić ognistego kraba do naszej jadalni. Nie mogę już patrzeć na stół, który pamięta chyba czasy młodości sir Dagoneta - oznajmił na wieść o spalonych zasłonach tonem, który mógł wskazywać na to, że faktycznie gotów byłby rozważyć tę opcję pozbycia się antycznego mebla, który ze względu na historię wciąż stanowił epicentrum jadalni. Sir Dagonet uwielbiał ten mebel, najwidoczniej przywoływał on wiele wspomnień z czasów, gdy lord nestor rodu Bulstrode wciąż dysponował powłoką cielesną; to właśnie przy ciężkim stole z litego drewna najczęściej można było znaleźć tego kapryśnego ducha. I w związku z tym nikt do tej pory nie podjął się śmiałej rearanżacji wspólnych wnętrz, w których czas zdawał się stanąć w miejscu. Szczęśliwie jednak lord nestor nie ingerował w wygląd prywatnych komnat w północnym skrzydle, które ostatni raz odwiedzał zapewne przed kilkoma wiekami.
Maghnus przytaknął głową, potwierdzając tym samym, że zgadza się z Primrose co do joty. Na jego usta wkradł się nieznaczny uśmiech, gdy właściwie w paru zwięzłych słowach zawarła charakterystykę runy w sposób, w jaki w jego czasach szkolnych nie był w stanie tego uczynić żaden nauczyciel, zniechęcając tym samym większość uczniów do tej fascynującej dziedziny, która do pary z numerologią stanowiła najlepszy sposób na zrozumienie zasad rządzących magicznym światem. Bez tego zrozumienia można było wyłącznie błądzić niczym dziecko we mgle i ślepo liczyć na to, że wyuczone receptury, gesty i inkantacje nie obrócą się przeciwko osobie ich używającej.
- Z języka staronordyckiego Dagaz oznacza dzień, jutrzenkę, światło. W tradycji ludów północy moment, gdy słońce zaczynało lub kończyło swą drogę po widnokręgu był chwilą magiczną. W czasie świtania odprawiano najważniejsze rytuały, wierząc, że pierwsze promienie słoneczne wzmocnią ceremoniał - wtrącił się w odpowiednim momencie, dopowiadając historię runy która widniała na rękopisie lady Burke. - Droga, o której mówisz, droga, która nie ma ani początku, ani końca, sprawia, że runa ta swą energetyką jest wykrojona z czasu rzeczywistego. Dagaz oznacza czas poza czasem. Choć niepozorna, jest wyjątkowo potężna - dopełnił wypowiedź, nim potwierdził ponownym skinieniem głowy przypuszczenia Primrose. - Runy pozytywne w pozycjach odwróconych zyskują zupełnie nowe znaczenia. Takie, o jakich nie przeczytasz w podręcznikach - uśmiechnął się lekko, wypowiadając te słowa, po czym wyciągnął w kierunku szlachcianki dłoń, w której trzymał zapiski, by lepiej widziała omawiany przez nich ciąg znaków.
- Oficjalnie runista powie ci, że Dagaz jest runą nieodwracalną. I tak przecież wygląda, nieprawdaż? Nie daj sobie tego wmówić, Prim, każda runa jest odwracalna - absolutnie każda. Wszystkie znaki z alfabetu runicznego podlegały w końcu pod te same zasady, dlaczego którykolwiek z nich miałby być wyjątkiem? - Tak się składa, że ta jest runą wiodącą w klątwie nakładanej na przedmioty, w tak zwanej klątwie Złej Aureoli, która sprawia, że ofiara staje się w oczach pierwszej napotkanej osoby źródłem niemożliwej do pojęcia nienawiści i agresji - przeszedł ostatecznie do tego najciekawszego jego zdaniem użycia run, a jego piwne tęczówki zalśniły z ożywienia, zdradzając jednocześnie prawdziwą pasję lorda Bulstrode. - Spotkałaś się kiedyś z użyciem tej klątwy? - zapytał z ciekawością, bo w końcu wśród artefaktów przewijających się przez palce lordów Durham musiała się przewijać cała masa zaklętych przedmiotów. A skoro ich popołudniowe spotkanie z widokiem na Londyn odbywało się pod hasłem rozmowy, a nie wykładu, w oczekiwaniu na odpowiedź Primrose wstrzymał się od przywoływania pierwszej z brzegu historii z czasów jego kursu w Ministerstwie Magii.
[bylobrzydkobedzieladnie]
Maghnus przytaknął głową, potwierdzając tym samym, że zgadza się z Primrose co do joty. Na jego usta wkradł się nieznaczny uśmiech, gdy właściwie w paru zwięzłych słowach zawarła charakterystykę runy w sposób, w jaki w jego czasach szkolnych nie był w stanie tego uczynić żaden nauczyciel, zniechęcając tym samym większość uczniów do tej fascynującej dziedziny, która do pary z numerologią stanowiła najlepszy sposób na zrozumienie zasad rządzących magicznym światem. Bez tego zrozumienia można było wyłącznie błądzić niczym dziecko we mgle i ślepo liczyć na to, że wyuczone receptury, gesty i inkantacje nie obrócą się przeciwko osobie ich używającej.
- Z języka staronordyckiego Dagaz oznacza dzień, jutrzenkę, światło. W tradycji ludów północy moment, gdy słońce zaczynało lub kończyło swą drogę po widnokręgu był chwilą magiczną. W czasie świtania odprawiano najważniejsze rytuały, wierząc, że pierwsze promienie słoneczne wzmocnią ceremoniał - wtrącił się w odpowiednim momencie, dopowiadając historię runy która widniała na rękopisie lady Burke. - Droga, o której mówisz, droga, która nie ma ani początku, ani końca, sprawia, że runa ta swą energetyką jest wykrojona z czasu rzeczywistego. Dagaz oznacza czas poza czasem. Choć niepozorna, jest wyjątkowo potężna - dopełnił wypowiedź, nim potwierdził ponownym skinieniem głowy przypuszczenia Primrose. - Runy pozytywne w pozycjach odwróconych zyskują zupełnie nowe znaczenia. Takie, o jakich nie przeczytasz w podręcznikach - uśmiechnął się lekko, wypowiadając te słowa, po czym wyciągnął w kierunku szlachcianki dłoń, w której trzymał zapiski, by lepiej widziała omawiany przez nich ciąg znaków.
- Oficjalnie runista powie ci, że Dagaz jest runą nieodwracalną. I tak przecież wygląda, nieprawdaż? Nie daj sobie tego wmówić, Prim, każda runa jest odwracalna - absolutnie każda. Wszystkie znaki z alfabetu runicznego podlegały w końcu pod te same zasady, dlaczego którykolwiek z nich miałby być wyjątkiem? - Tak się składa, że ta jest runą wiodącą w klątwie nakładanej na przedmioty, w tak zwanej klątwie Złej Aureoli, która sprawia, że ofiara staje się w oczach pierwszej napotkanej osoby źródłem niemożliwej do pojęcia nienawiści i agresji - przeszedł ostatecznie do tego najciekawszego jego zdaniem użycia run, a jego piwne tęczówki zalśniły z ożywienia, zdradzając jednocześnie prawdziwą pasję lorda Bulstrode. - Spotkałaś się kiedyś z użyciem tej klątwy? - zapytał z ciekawością, bo w końcu wśród artefaktów przewijających się przez palce lordów Durham musiała się przewijać cała masa zaklętych przedmiotów. A skoro ich popołudniowe spotkanie z widokiem na Londyn odbywało się pod hasłem rozmowy, a nie wykładu, w oczekiwaniu na odpowiedź Primrose wstrzymał się od przywoływania pierwszej z brzegu historii z czasów jego kursu w Ministerstwie Magii.
[bylobrzydkobedzieladnie]
half gods are worshipped
in wine and flowers
in wine and flowers
real gods require blood
Ostatnio zmieniony przez Maghnus Bulstrode dnia 21.06.21 16:44, w całości zmieniany 1 raz
Maghnus Bulstrode
Zawód : badacz starożytnych run, były łamacz klątw, cień i ciężka ręka w Piórku Feniksa
Wiek : 30
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Wdowiec
gore and glory
go hand in hand
go hand in hand
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Ognisty krab na stole jadalnianym rodziny Bulstrode mógł wzbudzić podobne reakcje jak ten w Durham. Panikę pomieszaną z zaskoczeniem, że w ogóle takie wydarzenie ma miejsce. A jednak miało i stanowiło nadal jedną z anegdot powtarzanych na rodzinnych spotkaniach. Słuchała uważnie słów czarodzieja, bo chociaż runy stanowiły dla niej coraz mniejszą zagadkę tak uważała, że wciąż nie wie wszystkiego i czerpała jak tylko mogła z możliwości rozmowy z innymi na ich temat; a zwłaszcza z łamaczami klątw lub tymi, którzy je nakładali. Mogłaby uznać, że wie już wszystko i szczycić się dużą wiedzą, którą już posiada, ale prawda była taka, że lady Burke kroczyła ścieżką, która miała dać jej możliwość posmakowania potęgi. Nie chciała jednak aby ktoś jej ją włożył w dłonie niczym prezent w wielkim geście. Sama chciała ją zdobyć; osiągnąć pracą swojego umysłu i ciała. Tylko wtedy ona oraz wszyscy wokół niej będą widzieć, że sama to osiągnęła. Za tą potęga krył się mrok, który już ostrzył sobie na nią zęby, ale tego jeszcze lady Burke nie wiedziała.
Nachyliła się w stronę mężczyzny i kartki, którą trzymał przed sobą.
-Jeżeli Dagaz jest runą odwracalną jak każda to inna, to znaczyłoby jedynie, że zmieszanie, niepewność, ciemność, brak harmonii i równowagi. - Spojrzała kontrolnie na Maghnusa czy dobrze rozumieje. Nie spotkała się nigdy z tym, że ta runa może być odczytywana w sposób odwrócony; zdaje się, że przez czarodzieja przemawiało doświadczenie zawodowe, którego brakowało jej samej. -Według opracowań znak ten przypomina o tym, że poznając wiedzę tajemną nie należy traktować jej jako drogi ucieczki.
Ma być ona narzędziem wspomagającym w świecie formy, który znamy z empirycznego poznania, tego świata składającego się z długości, szerokości, wysokości, twardości i miękkości. - Nie miała często z nią do czynienia więc nie mogła niczego więcej powiedzieć. Kolejne pytanie sprawiło, że pokręciła głową. -Jedynie o niej słyszałam, ale nigdy nie widziałam człowieka pod jej wpływem. Ostatnio trafia do nas sporo przedmiotów z nałożonymi klątwami mniej lub bardziej umiejętnie. Nie wiem z czego to wynika, ale wiele z tych artefaktów ma nałożonych na siebie parę klątw. Najczęściej dwie, jakby jedna wzmacniała drugą lub ją zabezpieczała. Jeden z praktyków twierdzi, że to raczej błędnie nałożone klątwy, ale drugi, że to mogło być celowe działanie. - Nie wiedziała czy była teraz to częsta praktyka, czy może było tak od zawsze, ale wcześniej nie miała tak wiele z nimi styczności. Nie zmieniało to faktu, że dwóch praktyków miało skrajnie dwie opinie w tej samej materii, a ona nie wiedziała, która z nich jest słuszna. Musiała sama to ocenić.
-Możesz coś więcej mi powiedzieć o tej klątwie? Może to pomoże mi zrozumieć znaczenie całego ciągu znaków.
Nachyliła się w stronę mężczyzny i kartki, którą trzymał przed sobą.
-Jeżeli Dagaz jest runą odwracalną jak każda to inna, to znaczyłoby jedynie, że zmieszanie, niepewność, ciemność, brak harmonii i równowagi. - Spojrzała kontrolnie na Maghnusa czy dobrze rozumieje. Nie spotkała się nigdy z tym, że ta runa może być odczytywana w sposób odwrócony; zdaje się, że przez czarodzieja przemawiało doświadczenie zawodowe, którego brakowało jej samej. -Według opracowań znak ten przypomina o tym, że poznając wiedzę tajemną nie należy traktować jej jako drogi ucieczki.
Ma być ona narzędziem wspomagającym w świecie formy, który znamy z empirycznego poznania, tego świata składającego się z długości, szerokości, wysokości, twardości i miękkości. - Nie miała często z nią do czynienia więc nie mogła niczego więcej powiedzieć. Kolejne pytanie sprawiło, że pokręciła głową. -Jedynie o niej słyszałam, ale nigdy nie widziałam człowieka pod jej wpływem. Ostatnio trafia do nas sporo przedmiotów z nałożonymi klątwami mniej lub bardziej umiejętnie. Nie wiem z czego to wynika, ale wiele z tych artefaktów ma nałożonych na siebie parę klątw. Najczęściej dwie, jakby jedna wzmacniała drugą lub ją zabezpieczała. Jeden z praktyków twierdzi, że to raczej błędnie nałożone klątwy, ale drugi, że to mogło być celowe działanie. - Nie wiedziała czy była teraz to częsta praktyka, czy może było tak od zawsze, ale wcześniej nie miała tak wiele z nimi styczności. Nie zmieniało to faktu, że dwóch praktyków miało skrajnie dwie opinie w tej samej materii, a ona nie wiedziała, która z nich jest słuszna. Musiała sama to ocenić.
-Możesz coś więcej mi powiedzieć o tej klątwie? Może to pomoże mi zrozumieć znaczenie całego ciągu znaków.
May god have mercy on my enemies
'cause I won't
'cause I won't
Primrose Burke
Zawód : Badacz artefaktów, twórca talizmanów, Dama
Wiek : 23
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
Problem wyjątków od reguł polega na ustaleniu granicy.
OPCM : 4 +1
UROKI : 1
ALCHEMIA : 29 +2
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 6 +2
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 10
Genetyka : Czarownica
Rycerze Walpurgii
Nie spoczywać na laurach, nigdy przenigdy - taka myśl musiała napędzać wszystkie wielkie umysły tego świata, wszak bezustanny rozwój był jedynym kluczem do sukcesu. Nie dawać próżności dojść do głosy, gdy zewsząd dobiegają mile łechtające ego pochlebstwa, nie dać się zaślepić blaskowi pozornej chwały, która znika szybciej niż płomienisty ogień komety na rozgwieżdżonym niebie, nie stawać w miejscu, nawet gdy w teorii dysponuje się już przepastną wiedzą, nawet gdy posiada się już wysoce wyspecjalizowane umiejętności godne pozazdroszczenia; wciąż i bez końca próbować wspiąć się wyżej, dojść dalej, odkryć nieodkryte i pojąć niepojęte. Maghnus rozumiał ten głód wiedzy doskonale, podświadomie godząc się na cenę, jakiej zapłaty domagała się potęga, którą pragnął posiąść.
Skinął głową skwapliwie, potwierdzając tym samym, że przypuszczenia Primrose zmierzają w dobrym kierunku. - Myśl o każdej odwracanej runie jak o lustrzanym odbiciu - podpowiedział przyszłościowo, domyślając się, że zapewne wielokrotnie jeszcze trafi na klątwy bazujące na runach, których znaczenie znała doskonale w standardowym ujęciu. - Chociaż oczywiście całość pozostaje kwestią interpretacji, a o dokładnym działaniu mogłabyś się przekonać całkowicie dopiero aktywując klątwę - dodał niefrasobliwie, a uśmiech zatańczył ponownie na jego ustach. Chociaż był fanem uczenia się w praktyce, nie sądził, by Primrose w imię zdobywania wiedzy byłaby skłonna rozesłać niefortunne podarunki przypadkowym osobom, by następnie zrobić z nich studium przypadku. Nie na tym etapie nauki przynajmniej; prawdziwe pragnienie wtajemniczenia się w tę dziedzinę magii, pragnienie, nakazujące balansować na granicy moralności, przychodziło później.
- W czasach mojego kursu w Ministerstwie trafił do nas naszyjnik obleczony tą klątwą. Podobno zazdrosna żona pewnego marszanda wysłała biżuterię jego kochance, pragnąc zakończyć ich znajomość nim ta stanie się tajemnicą poliszynela. Niczego nieświadoma pani, wierząc, że to prezent od kochanka, założyła naszyjnik przed umówionym spotkaniem, aktywując tym samym klątwę, a sam marszand w napadzie irracjonalnej agresji udusił ją gołymi rękoma, by ostatecznie podciąć sobie żyły, gdy szał już minął i dotarło do niego co właśnie uczynił - opowiedział pobieżnie, nie uznając wdawania się w szczegóły skandalicznego romansu ani samobójstwa za odpowiednie w rozmowie z lady Burke. - Z tego, co mi wiadomo, użycie Złej Aureoli jest najczęściej motywowane zazdrością, chociaż klątwa jest tak nieobliczalna, jak ludzie znajdujący się pod jej wpływem - bo któż mógł wiedzieć, że konfrontacja, która miała zakończyć się rujnującą znajomość kłótnią, zakończy się dwoma martwymi ciałami? Maghnus wsłuchał się uważnie w słowa Primrose odnośnie niedawnych dostaw przeklętych przedmiotów. - Nakładanie klątw to bardzo wymagająca sztuka, błędy trafiają się stosunkowo często - potwierdził, nie wykluczając opcji, że cały proces mógł zostać przeprowadzony w nieodpowiedni sposób. - Wygląda to faktycznie na kilka odrębnych klątw, czy na wzmocnienie runami podrzędnymi? - zapytał ostatecznie, rozważając obie opcje - bo właściwie obie były wysoce prawdopodobne. - Tak jest w przypadku tych zapisków, widzisz? Do Dagaz dopisano Ehwaz i Ansuz, już w pozycji prostej, by wzmocniły runę wiodącą - wskazał następne znaki, nakreślone po obu stronach głównego symbolu.
Skinął głową skwapliwie, potwierdzając tym samym, że przypuszczenia Primrose zmierzają w dobrym kierunku. - Myśl o każdej odwracanej runie jak o lustrzanym odbiciu - podpowiedział przyszłościowo, domyślając się, że zapewne wielokrotnie jeszcze trafi na klątwy bazujące na runach, których znaczenie znała doskonale w standardowym ujęciu. - Chociaż oczywiście całość pozostaje kwestią interpretacji, a o dokładnym działaniu mogłabyś się przekonać całkowicie dopiero aktywując klątwę - dodał niefrasobliwie, a uśmiech zatańczył ponownie na jego ustach. Chociaż był fanem uczenia się w praktyce, nie sądził, by Primrose w imię zdobywania wiedzy byłaby skłonna rozesłać niefortunne podarunki przypadkowym osobom, by następnie zrobić z nich studium przypadku. Nie na tym etapie nauki przynajmniej; prawdziwe pragnienie wtajemniczenia się w tę dziedzinę magii, pragnienie, nakazujące balansować na granicy moralności, przychodziło później.
- W czasach mojego kursu w Ministerstwie trafił do nas naszyjnik obleczony tą klątwą. Podobno zazdrosna żona pewnego marszanda wysłała biżuterię jego kochance, pragnąc zakończyć ich znajomość nim ta stanie się tajemnicą poliszynela. Niczego nieświadoma pani, wierząc, że to prezent od kochanka, założyła naszyjnik przed umówionym spotkaniem, aktywując tym samym klątwę, a sam marszand w napadzie irracjonalnej agresji udusił ją gołymi rękoma, by ostatecznie podciąć sobie żyły, gdy szał już minął i dotarło do niego co właśnie uczynił - opowiedział pobieżnie, nie uznając wdawania się w szczegóły skandalicznego romansu ani samobójstwa za odpowiednie w rozmowie z lady Burke. - Z tego, co mi wiadomo, użycie Złej Aureoli jest najczęściej motywowane zazdrością, chociaż klątwa jest tak nieobliczalna, jak ludzie znajdujący się pod jej wpływem - bo któż mógł wiedzieć, że konfrontacja, która miała zakończyć się rujnującą znajomość kłótnią, zakończy się dwoma martwymi ciałami? Maghnus wsłuchał się uważnie w słowa Primrose odnośnie niedawnych dostaw przeklętych przedmiotów. - Nakładanie klątw to bardzo wymagająca sztuka, błędy trafiają się stosunkowo często - potwierdził, nie wykluczając opcji, że cały proces mógł zostać przeprowadzony w nieodpowiedni sposób. - Wygląda to faktycznie na kilka odrębnych klątw, czy na wzmocnienie runami podrzędnymi? - zapytał ostatecznie, rozważając obie opcje - bo właściwie obie były wysoce prawdopodobne. - Tak jest w przypadku tych zapisków, widzisz? Do Dagaz dopisano Ehwaz i Ansuz, już w pozycji prostej, by wzmocniły runę wiodącą - wskazał następne znaki, nakreślone po obu stronach głównego symbolu.
half gods are worshipped
in wine and flowers
in wine and flowers
real gods require blood
Maghnus Bulstrode
Zawód : badacz starożytnych run, były łamacz klątw, cień i ciężka ręka w Piórku Feniksa
Wiek : 30
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Wdowiec
gore and glory
go hand in hand
go hand in hand
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Primrose Hill
Szybka odpowiedź