Morsmordre :: Reszta świata :: Inne miejsca :: Irlandia
Dolina Glendalough
AutorWiadomość
First topic message reminder :
[bylobrzydkobedzieladnie]
Glendalough
Glendalough to malownicza dolina położona w irlandzkich górach Wicklow. U ich podnóży rozpościerają się dwa jeziora: Upper Lake i Lower Lake, nad którymi często zawisa gęsta mgła, czyniąc tutejsze widoki wręcz mistycznymi. Jednak nie tylko to ma wpływ na panujący tu niezwykły, baśniowy nastrój; pomimo pięknych krajobrazów, z jakiegoś powodu dolina nie jest zbyt często odwiedzana przez mugolskich turystów. Być może to miejsce budzi w nich niepokój, w końcu ptaki w koronach drzew ćwierkają z dziwnym przejęciem, a na powierzchni jeziora znikąd pojawiają się rozległe kręgi. Mówi się, że Upper Lake zostało zamieszkałe przez druzgotki oraz trytony, które są wyjątkowo nieskore do kontaktów z czarodziejami. Z tego właśnie powodu niezalecane są kąpiele w tych czarujących, choć wybitnie niebezpiecznych wodach.
[bylobrzydkobedzieladnie]
Ostatnio zmieniony przez Mistrz gry dnia 30.12.17 21:14, w całości zmieniany 2 razy
Już widziałem, jak Hania miota się i wije, udając, że niby to nie słyszy mojej zaczepki, a tak naprawdę zbierała właśnie zęby z zaśnieżonego boiska, naprędce poszukując marnej wymówki, której się jednak nie doczekałem. Wyręczył ją brat. Nie byłem pewien, czy się przesłyszałem, czy Ben rzeczywiście krzyknął coś o zepsutym jaju z Hanki. Zerknąłem kontrolnie w stronę Wrightówny (która właśnie dawała popis swojej samodzielności i męstwa, patroląc zaklęcie), zastanawiając się, dlaczego Jamie miesza w nasze interesy młodsza siostrę, na dodatek w dość niegrzecznym tonie, ostatecznie uznając, że do tego w zasadzie wymyślono rodzeństwo.
- Rozłożę cię jak smocza ospa na wakacje! – Odgryzłem się, ze wzdrygnięciem wspominając jedną z największych bolączek szkolnych czasów. Nie było nic gorszego od bycia przykutym do łóżka, podczas gdy wszyscy korzystali z wolnego – co, na całe szczęście, nigdy mnie nie spotkało. I zgodnie z obietnicą już sięgałem po garstkę śniegu, by odesłać ją w kierunku Bena – biorąc na cel jego bujną brodę – kiedy to zmuszony byłem odskoczyć, by uniknąć nieprzyjemnego zderzenia z duchem, który przemknął tuż przed moim nosem. Co jak co, ale z martwymi igrać nie należało, tym bardziej, że gromadka, która zebrała się w dolinie wydawała się całkiem rozrywkowa. Marne były jednak próby żywych, próbujących pchnąć duszne sanie, a niematerialni gospodarze wydawali się coraz mocniej zniecierpliwieni. Odrzuciłem ulepioną śnieżkę, dobywając różdżki.
- Aeris! - Zainkantowałem, kreśląc w powietrzu okrąg, po czym – zaczepiony przez Selwyna – zwróciłem się w jego kierunku. - No nie wiem, Alex, no nie wiem, jak na razie to muszę użerać się z Wrightami. - Przyznałem z przekąsem, wystarczająco głośno, aby cała trójka rodzeństwa mogła mnie usłyszeć, tym samym pozwalając, by na moim obliczu zagościł bliźniaczy, lisi uśmiech, zdradzający Selwynowi, że bynajmniej nie żałowałem swojej decyzji.
- Rozłożę cię jak smocza ospa na wakacje! – Odgryzłem się, ze wzdrygnięciem wspominając jedną z największych bolączek szkolnych czasów. Nie było nic gorszego od bycia przykutym do łóżka, podczas gdy wszyscy korzystali z wolnego – co, na całe szczęście, nigdy mnie nie spotkało. I zgodnie z obietnicą już sięgałem po garstkę śniegu, by odesłać ją w kierunku Bena – biorąc na cel jego bujną brodę – kiedy to zmuszony byłem odskoczyć, by uniknąć nieprzyjemnego zderzenia z duchem, który przemknął tuż przed moim nosem. Co jak co, ale z martwymi igrać nie należało, tym bardziej, że gromadka, która zebrała się w dolinie wydawała się całkiem rozrywkowa. Marne były jednak próby żywych, próbujących pchnąć duszne sanie, a niematerialni gospodarze wydawali się coraz mocniej zniecierpliwieni. Odrzuciłem ulepioną śnieżkę, dobywając różdżki.
- Aeris! - Zainkantowałem, kreśląc w powietrzu okrąg, po czym – zaczepiony przez Selwyna – zwróciłem się w jego kierunku. - No nie wiem, Alex, no nie wiem, jak na razie to muszę użerać się z Wrightami. - Przyznałem z przekąsem, wystarczająco głośno, aby cała trójka rodzeństwa mogła mnie usłyszeć, tym samym pozwalając, by na moim obliczu zagościł bliźniaczy, lisi uśmiech, zdradzający Selwynowi, że bynajmniej nie żałowałem swojej decyzji.
Kundle, odmieńcy, śmieci, wariaci,
obywatele degeneraci,
ej, duszy podpalacze,
obywatele degeneraci,
ej, duszy podpalacze,
Róbmy dym
The member 'Frederick Fox' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 83
'k100' : 83
O cholera. Mocniej powinienem ugnieść ten śnieg, a nie wypuszczać z rąk taką ciapciowatą śnieżkę. Może w innym wypadku by trafiła, a tak to... ech. Spodziewając się niebawem ostrzału z przeciwnej drużyny po tym, jak po chełpiłem się swoimi magicznymi popisami przed Bertim postanowiłem cofnąć się o te klika kroków w tył. By mieć szerszą perspektywę na wroga. W końcu to była wojna, a nie jakaś tam bitwa na śnieżki. Niewątpliwym plusem w zajętej pozycji była też wizja na wyczyny Floreana. Zaśmiałem się kpiąco kiwając niedowierzająco głową, kiedy patrzyłem jak martwy, nie mający nawet ciała duch okładał go śnieżkami. Widok ten był przyjemnie terapeutyczny. Na tyle, ze w sumie z chęcią postanowiłem spełnić zachciankę martwych dzieci, choć pomysł ten wydałmi się nieco abstrakcyjny bo właśnie....czy jak wprawię sanki w ruch to one się zaczną sunąca duchy będą goniły je lewitując zanimi? Zobaczymy.
- Aeris
- Aeris
I'll survive
somehow i always do
somehow i always do
The member 'Matthew Bott' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 8
'k100' : 8
Właściwie to trudno było zorientować się w sytuacji. Dużo działo się na raz, leciały śnieżki, pojawiały się renifery a wredne duchy dzieci zabierały szaliki. Trochę nie pocieszał mnie fakt, że Pomona tak zwinnie uniknęła mojej śnieżki, ale cóż, nie byłam w stanie nic na to poradzić - poza pogratulowaniem jej po całej zabawie. Szykowałam się już do tego, by uniknąć jednej ze śnieżek lecących w moją stronę, wszak już za chwilę przeciwna drużyna miała zbombardować nas w odwecie. Jednak uwagę wszystkich przyciągnęły duchy. Zwróciłam spojrzenie w ich stronę przez chwilę mierząc je uważnym spojrzeniem, zastanawiając się nad tym, co zatrzymało ich tutaj, na ziemi. Wiedziałam, że nigdy nie zostałabym tutaj, poszłabym dalej. Tak samo jak mama, choć żałowałam po trochu tego, że jednak nie została, wtedy mogłabym się z nią skontaktować, zadać pytania, które chodziły mi po głowie.
Znów odbiegłam myślami, dopiero po chwili orientując się, że nagminnie powtarzane aeris ma na celu pchnięcie sanek i pomoc w rozrywce. Przekrzywiłam lekko głowę, a potem mimowolnie wzruszyłam ramionami.
- Aeris. - wypowiedziałam spokojnie, kierując różdżkę w stronę sankę, właściwie nie licząc na to, że czar się powiedzie.
Znów odbiegłam myślami, dopiero po chwili orientując się, że nagminnie powtarzane aeris ma na celu pchnięcie sanek i pomoc w rozrywce. Przekrzywiłam lekko głowę, a potem mimowolnie wzruszyłam ramionami.
- Aeris. - wypowiedziałam spokojnie, kierując różdżkę w stronę sankę, właściwie nie licząc na to, że czar się powiedzie.
The Devil whispered in my ear, you are not strong enough to withstand the Storm. Today I whispered in the Devil's ear,
I am the Storm.
Justine Tonks
Zawód : auror, rebeliant
Wiek : 29
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Panna
The gods will always smile on brave women.
Like the valkyries, those furies who men fear and desire.
Like the valkyries, those furies who men fear and desire.
OPCM : 58 +2
UROKI : 36 +6
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 7 +3
TRANSMUTACJA : 6
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 15
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Metamorfomag
Zakon Feniksa
The member 'Justine Tonks' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 6
'k100' : 6
Edna zbyt długo decydowała się w którą stronę zrobić unik, przechyliła się delikatnie w lewo, po czym zdecydowała,że jednak chce w prawo, no i masz! Ałć!- dostała śnieżką prosto w czoło. Ściągnęła resztki śniegu z twarzy i otrzepała rękawiczki. Zaśmiała się, bo o dziwo, było to całkiem przyjemne uczucie. Choć zdecydowanie lepiej dla drużyny było w kogoś trafiać niż zostać trafionym, dziewczynie wcale to nie przeszkadzało, liczy się zabawa, prawda? No dobra, chciałaby żeby to jej drużyna wygrała, a szło im całkiem nieźle.
Wiadomym było, że coś jeszcze się zadzieje, ale że już? Tak szybko? Edna jeszcze nie do końca pozbyła się śniegu ze swoich włosów, a tu już coś nowego. Kiedy zobaczyła duchy na sankach aż zaklaskała z radości. Cóż to był za niecodzienny widok! Sama by się chętnie dołączyła do tej gromadki, ale miała tu bitwę do wygrania. Najpierw trzeba było pomóc jakoś duchom, aby mogły ruszyć z miejsca. Więc biorąc przykład z reszty towarzystwa wyciągnęła swoją różdżkę i wykonała charakterystyczny dla zaklęcia ruch.
- Aeris - wypowiedziała podekscytowana z nadzieję, że dzięki jej pomocy duchy będą miały udaną przejażdżkę.
Wiadomym było, że coś jeszcze się zadzieje, ale że już? Tak szybko? Edna jeszcze nie do końca pozbyła się śniegu ze swoich włosów, a tu już coś nowego. Kiedy zobaczyła duchy na sankach aż zaklaskała z radości. Cóż to był za niecodzienny widok! Sama by się chętnie dołączyła do tej gromadki, ale miała tu bitwę do wygrania. Najpierw trzeba było pomóc jakoś duchom, aby mogły ruszyć z miejsca. Więc biorąc przykład z reszty towarzystwa wyciągnęła swoją różdżkę i wykonała charakterystyczny dla zaklęcia ruch.
- Aeris - wypowiedziała podekscytowana z nadzieję, że dzięki jej pomocy duchy będą miały udaną przejażdżkę.
Gość
Gość
The member 'Edna Stalk' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 38
'k100' : 38
Poczuła na plecach pęd powietrza towarzyszący rzuconej przez Josepha śnieżce; pocisk ominął ją jednak, rozpryskując się niegroźnie gdzieś za jej plecami. Wyprostowała się gwałtownie, szczerząc zęby w pełnym dumy uśmiechu, po czym odszukała Joey'a wzrokiem, aby w nie do końca dorosły, ale za to niezwykle entuzjastyczny sposób pokazać mu język.
-Niezła próba, Wright!- Zawołała ze śmiechem, udając, że istotnie otrzepuje się ze śniegu. Zdecydowanie mniej szczęścia (i refleksu?) miał jednak Billy; zanim zdążyła chociażby zastanowić się nad tym, co zamierzała zrobić, już była o krok od niego i strząsała z kaptura jego płaszcza pozostały tam jeszcze śnieg.
-W porządku?- Bardziej stwierdziła niż spytała, posyłając mu jednak przy tym szeroki uśmiech.- Chyba nie zamierzasz zostawić mnie samej na boisku?
Byli w końcu drużyną. Nie tylko na polu śniegowej bitwy, chociaż to w tej sytuacji wydawało się najbardziej trafnym odniesieniem; byli też drużyną w prawdziwej grze, grze Jastrzębi, i drużyną w prawdziwym życiu. Nigdy nie była najlepsza w odczytywaniu uczuć, szczególnie tych własnych, jednak wiedziała, że jeśli istnieli ludzie, za których skoczyłaby w ogień, to Billy z pewnością do nich należał.
Upewniwszy się, że istotnie czuł się dobrze, spróbowała rozejrzeć się po polu w nadziei na kolejną porcję pojawiających się znikąd ciastek, jednak bez skutku. Zamiast tego dostrzegła świetliste, słabo widoczne w świetle dnia sylwetki duchów, z paradoksalną i zaskakującą żywotnością wspinających się na sanki. Uśmiechnęła się szeroko, odnajdując w odmętach kieszeni płaszcza różdżkę i kierując ją w stronę samozwańczych saneczkarzy. Na Merlina, w tych podłych czasach każdy zasługiwał przecież na choćby i odrobinę radości.
-Aeris- zanuciła radośnie, podekscytowana jeszcze własną dobrą passą w grze, po czym wykonała różdżką nie do końca skoordynowany, za to pełen zapału ruch. Miała nadzieję, że jej zaklęcie miało zamiar zmaterializować się i dołączyć do świetlistych promieni wystrzeliwujących z różdżek pozostałych graczy, pozwalając duchom na nieco rozrywki- i jednocześnie pomagając zepchnąć je z pola. Była wszakże gotowa do walki do ostatniego płatka śniegu na tym boisku, i, rzecz jasna, do wygranej.
-Niezła próba, Wright!- Zawołała ze śmiechem, udając, że istotnie otrzepuje się ze śniegu. Zdecydowanie mniej szczęścia (i refleksu?) miał jednak Billy; zanim zdążyła chociażby zastanowić się nad tym, co zamierzała zrobić, już była o krok od niego i strząsała z kaptura jego płaszcza pozostały tam jeszcze śnieg.
-W porządku?- Bardziej stwierdziła niż spytała, posyłając mu jednak przy tym szeroki uśmiech.- Chyba nie zamierzasz zostawić mnie samej na boisku?
Byli w końcu drużyną. Nie tylko na polu śniegowej bitwy, chociaż to w tej sytuacji wydawało się najbardziej trafnym odniesieniem; byli też drużyną w prawdziwej grze, grze Jastrzębi, i drużyną w prawdziwym życiu. Nigdy nie była najlepsza w odczytywaniu uczuć, szczególnie tych własnych, jednak wiedziała, że jeśli istnieli ludzie, za których skoczyłaby w ogień, to Billy z pewnością do nich należał.
Upewniwszy się, że istotnie czuł się dobrze, spróbowała rozejrzeć się po polu w nadziei na kolejną porcję pojawiających się znikąd ciastek, jednak bez skutku. Zamiast tego dostrzegła świetliste, słabo widoczne w świetle dnia sylwetki duchów, z paradoksalną i zaskakującą żywotnością wspinających się na sanki. Uśmiechnęła się szeroko, odnajdując w odmętach kieszeni płaszcza różdżkę i kierując ją w stronę samozwańczych saneczkarzy. Na Merlina, w tych podłych czasach każdy zasługiwał przecież na choćby i odrobinę radości.
-Aeris- zanuciła radośnie, podekscytowana jeszcze własną dobrą passą w grze, po czym wykonała różdżką nie do końca skoordynowany, za to pełen zapału ruch. Miała nadzieję, że jej zaklęcie miało zamiar zmaterializować się i dołączyć do świetlistych promieni wystrzeliwujących z różdżek pozostałych graczy, pozwalając duchom na nieco rozrywki- i jednocześnie pomagając zepchnąć je z pola. Była wszakże gotowa do walki do ostatniego płatka śniegu na tym boisku, i, rzecz jasna, do wygranej.
Penny Vause
Zawód : ścigająca Jastrzębi z Falmouth
Wiek : 26
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
Holy light, oh, burn the night, oh keep the spirits strong
Watch it grow, child of wolf
Keep holdin' on
Watch it grow, child of wolf
Keep holdin' on
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
The member 'Penny Vause' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 27
'k100' : 27
Tylko cztery osoby poradziły sobie z zaklęciami - Sophii, Frederickowi, Josephowi oraz Benjaminowi duchy podziękowały szerokimi uśmiechami, natomiast reszcie posłały spojrzenie pełne rozczarowania. Musiały obejść się smakiem, bo saneczki za nic nie chciały jechać! Za karę duchy bezszelestnie podpłynęły do winnych zawodników, piórkami łaskocząc ich po odsłoniętej szyi i twarzy, ale na tyle, by zawodnicy mogli jeszcze cieszyć się ze śnieżnej zabawy i celować w miarę sprawnie do wrogów. Nawet, jeśli ktoś łaskotek nie miał, duch świetnie rozpraszał skupienie swoją obecnością.
Floreanowi nie udało się umknąć przed śnieżką posłaną przez Jocundę - posąg zarechotał triumfalnie, bystrym wzrokiem wędrując po polu bitwy w poszukiwaniu nowych wyzwań.
Sędzia gwizdnął, oznajmiając powrót do walki - zaczyna drużyna żółta.
| Kolejka się odwróciła, więc drużyna, które kapitanem jest Sophia, zaczyna od ataku. Sophia rozpoczyna kolejkę. Czas na odpis to 24h.
W tej turze nie będzie akcji specjalnej, ale nie martwcie się teraz tym, przypomnę o tym w odpowiednim czasie <3.
Punktacja drużyn (żółta:biała) 30:15
Floreanowi nie udało się umknąć przed śnieżką posłaną przez Jocundę - posąg zarechotał triumfalnie, bystrym wzrokiem wędrując po polu bitwy w poszukiwaniu nowych wyzwań.
Sędzia gwizdnął, oznajmiając powrót do walki - zaczyna drużyna żółta.
| Kolejka się odwróciła, więc drużyna, które kapitanem jest Sophia, zaczyna od ataku. Sophia rozpoczyna kolejkę. Czas na odpis to 24h.
W tej turze nie będzie akcji specjalnej, ale nie martwcie się teraz tym, przypomnę o tym w odpowiednim czasie <3.
Punktacja drużyn (żółta:biała) 30:15
- Życia:
L.p. Postać Życie I Życie II Obraż., PŻ i kary 1. Sophia Carter - + 270/270 2. Frederick Fox + + 270/270 3. Edna Stalk - + 216/216 (-5 do nast. akcji) 4. Penny Vause + + 222/232 (-5 do nast. akcji) 5. Pomona Sprout + + 207/207 (-5 do nast. akcji) 6. Hannah Wright + + 205/215 (-5 do nast. akcji) 7. Alexander Selwyn + + 215/215 (-5 do nast. akcji) 8. Florean Fortescue - + 200/210 (-5 do nast. akcji) 9. Billy Moore - + 234/234 (-5 do nast. akcji)
Drużyna Samuela:L.p. Postać Życie I Życie II Obraż., PŻ i kary 1. Maxine Desmond- - - 2. Samuel Skamander - + 250/250 (-5 do nast. akcji) 3. Joseph Wright - + 215/230 4. Justine Tonks - + 232/232 (-5 do nast. akcji) 5. Brendan Weasley + + 332/332 (-5 do nast. akcji) 6. Lunara Greyback + + 159/174 (-5 do nast. akcji) 7. Bertie Bott - + 209/224 (-5 do nast. akcji) 8. Matthew Bott + + 194/194 (-5 do nast. akcji) 9. Benjamin Wright + + 290/290
Z różdżki Sophii popłynął silny podmuch wiatru, który na pojedynkowej arenie byłby zdolny do wywrócenia przeciwnika. Ale jak się okazało niewielu osobom udało się rzucić zaklęcie, więc sanki z duchami nie ruszyły z miejsca. Zawiedzione półprzezroczyste istoty zaczęły łaskotać i rozpraszać zawodników, którym się nie udało popchnąć saneczek.
Mimo to Sophia klasnęła kilka razy w dłonie, próbując i tak zwrócić na siebie uwagę reszty drużyny, którą miała teraz zmobilizować do skutecznego ataku na przeciwników.
- Dobra, drużyno! Obrona poszła nam naprawdę dobrze: dzięki temu wszyscy wciąż stoimy tutaj i możemy uczestniczyć w zabawie. Ale bitwa trwa i teraz przed nami następna jej część. Pokażmy im po raz kolejny, że jesteśmy zgraną drużyną i potrafimy rzucać celnie. Rzucajcie tak, jak poprzednim razem, a z pewnością nieco ostudzimy zapał naszych przeciwników i zbliżymy się do zwycięstwa!
Poprzednim razem wiele ich śnieżek dosięgło celu. Sophia była więc dobrej myśli, mieli szansę wygrać, choćby dla samej satysfakcji i ukojenia dreszczyku rywalizacji. Trochę jej tego brakowało, od czasu ukończenia Hogwartu i tym samym opuszczenia szkolnej drużyny quidditcha nieczęsto miała okazję rywalizować drużynowo, a to przecież było takie fajne uczucie! A jeśli nawet nie wygrają to też nic złego się nie stanie, to była tylko zabawa, od której nic ważnego nie zależało. A do jej końca jeszcze wiele mogło się okazać. W każdym razie liczyła że udało jej się dobrze spełnić obowiązek zagrzania ich do dalszej walki i podsycenia po raz kolejny tej iskry rywalizacji i motywacji do celnego rzucania.
Pochyliła się, nabierając garść śniegu, który zaczęła lepić w dłoniach.
- Do dzieła, drużyno! – krzyknęła jeszcze, po czym ulepiła śnieżkę, którą następnie posłała w kierunku Samuela. Auror z pewnością potrafił rzucać celnie, był groźnym przeciwnikiem, więc Sophia postanowiła wziąć go na siebie. Ciekawe, jak szybko Skamander potrafił robić uniki?
| 1 - retoryka, 2 - rzut
Mimo to Sophia klasnęła kilka razy w dłonie, próbując i tak zwrócić na siebie uwagę reszty drużyny, którą miała teraz zmobilizować do skutecznego ataku na przeciwników.
- Dobra, drużyno! Obrona poszła nam naprawdę dobrze: dzięki temu wszyscy wciąż stoimy tutaj i możemy uczestniczyć w zabawie. Ale bitwa trwa i teraz przed nami następna jej część. Pokażmy im po raz kolejny, że jesteśmy zgraną drużyną i potrafimy rzucać celnie. Rzucajcie tak, jak poprzednim razem, a z pewnością nieco ostudzimy zapał naszych przeciwników i zbliżymy się do zwycięstwa!
Poprzednim razem wiele ich śnieżek dosięgło celu. Sophia była więc dobrej myśli, mieli szansę wygrać, choćby dla samej satysfakcji i ukojenia dreszczyku rywalizacji. Trochę jej tego brakowało, od czasu ukończenia Hogwartu i tym samym opuszczenia szkolnej drużyny quidditcha nieczęsto miała okazję rywalizować drużynowo, a to przecież było takie fajne uczucie! A jeśli nawet nie wygrają to też nic złego się nie stanie, to była tylko zabawa, od której nic ważnego nie zależało. A do jej końca jeszcze wiele mogło się okazać. W każdym razie liczyła że udało jej się dobrze spełnić obowiązek zagrzania ich do dalszej walki i podsycenia po raz kolejny tej iskry rywalizacji i motywacji do celnego rzucania.
Pochyliła się, nabierając garść śniegu, który zaczęła lepić w dłoniach.
- Do dzieła, drużyno! – krzyknęła jeszcze, po czym ulepiła śnieżkę, którą następnie posłała w kierunku Samuela. Auror z pewnością potrafił rzucać celnie, był groźnym przeciwnikiem, więc Sophia postanowiła wziąć go na siebie. Ciekawe, jak szybko Skamander potrafił robić uniki?
| 1 - retoryka, 2 - rzut
Never fear
shadows, for
shadows only
mean there is
a light shining
somewhere near by.
shadows, for
shadows only
mean there is
a light shining
somewhere near by.
The member 'Sophia Carter' has done the following action : Rzut kością
#1 'k100' : 76, 8
--------------------------------
#2 'Duszne psoty' :
#1 'k100' : 76, 8
--------------------------------
#2 'Duszne psoty' :
Miał cichą nadzieję, że jego śnieżkowe potknięcie pozostanie niezauważone, ale rzecz jasna się pomylił – ledwie pozbierał się z ziemi, Penny już była obok, pomagając mu pozbyć się topniejącego śniegu z miejsc, w których stanowczo mieć go nie chciał. Zaczerwienił się aż po same uszy, nie tylko dlatego, że było mu wstyd za swoją niezdarność (zwłaszcza, że sama Vause z gracją uniknęła skierowanego w jej stronę pocisku); w odpowiedzi na jej pytanie odburknął więc coś niezrozumiałego, co tylko odrobinę brzmiało jak w porządku, jednocześnie udając, że poprawia czapkę i naciągając ciepły materiał jak najniżej się dało. – O-o-oczywiście, że nie – odpowiedział na jej pytanie, szczerząc zęby szeroko, żeby w ten sposób zamaskować swoje zmieszanie, a w myślach żałując, że żadna zabawna riposta nie przyszła mu na czas do głowy; nie miał pojęcia dlaczego, ale wszystkie błyskotliwe odpowiedzi przychodziły mu na myśl zawsze o wiele za późno, gdy wypowiedzenie ich przestawało mieć sens.
Wciąż był nieco rozkojarzony, gdy rzucał przeklęte aeris i najprawdopodobniej dlatego podmuch wiatru nawet nie musnął dusznych saneczek. Jeden z ich pasażerów zgromił go niezadowolonym spojrzeniem, po czym podleciał do niego, fundując mu sesję przerażająco zimnych łaskotek. – Na wszystkie tłuczki świata, p-p-przestań! – rzucił do niego, bezskutecznie opędzając się od ducha i przez to całe zamieszanie słysząc co drugie słowo z zagrzewającej do boju przemowy Sophii. Wiedział jednak, co oznacza gwizdek, więc gdy tylko charakterystyczny dźwięk do niego dotarł, zabrał się za lepienie śnieżki. Miał zamiar odpłacić się Skamanderowi pięknym za nadobne i z tą myślą odszukał go na śniegowym polu, ignorując lewitujące dookoła kubki z herbatą. Napój pachniał niebiańsko, Billy wciąż pamiętał jednak cenę, jaką przyszło mu zapłacić za połakomienie się na czekoladowe ciastko; z bólem posegregował więc swoje priorytety, starannie wybierając cel.
Jak się okazało, w posłaniu śnieżki w kierunku Samuela wyprzedziła go Sophia, w ostatniej chwili zmienił więc zdanie, dostrzegając po drugiej stronie ryżą czuprynę Brendana. Jednorękiemu aurorowi coś się za dobrze powodziło, więc koniec końców to w jego stronę postanowił posłać śnieżkę. Byłe szybko, to może jeszcze zdąży na tę herbatę.
Wciąż był nieco rozkojarzony, gdy rzucał przeklęte aeris i najprawdopodobniej dlatego podmuch wiatru nawet nie musnął dusznych saneczek. Jeden z ich pasażerów zgromił go niezadowolonym spojrzeniem, po czym podleciał do niego, fundując mu sesję przerażająco zimnych łaskotek. – Na wszystkie tłuczki świata, p-p-przestań! – rzucił do niego, bezskutecznie opędzając się od ducha i przez to całe zamieszanie słysząc co drugie słowo z zagrzewającej do boju przemowy Sophii. Wiedział jednak, co oznacza gwizdek, więc gdy tylko charakterystyczny dźwięk do niego dotarł, zabrał się za lepienie śnieżki. Miał zamiar odpłacić się Skamanderowi pięknym za nadobne i z tą myślą odszukał go na śniegowym polu, ignorując lewitujące dookoła kubki z herbatą. Napój pachniał niebiańsko, Billy wciąż pamiętał jednak cenę, jaką przyszło mu zapłacić za połakomienie się na czekoladowe ciastko; z bólem posegregował więc swoje priorytety, starannie wybierając cel.
Jak się okazało, w posłaniu śnieżki w kierunku Samuela wyprzedziła go Sophia, w ostatniej chwili zmienił więc zdanie, dostrzegając po drugiej stronie ryżą czuprynę Brendana. Jednorękiemu aurorowi coś się za dobrze powodziło, więc koniec końców to w jego stronę postanowił posłać śnieżkę. Byłe szybko, to może jeszcze zdąży na tę herbatę.
I came and I was nothing
and time will give us nothing
so why did you choose to lean on
a man you knew was falling?
and time will give us nothing
so why did you choose to lean on
a man you knew was falling?
William Moore
Zawód : lotnik, łącznik, szkoleniowiec
Wiek : 29
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Żonaty
jeno odmień czas kaleki,
zakryj groby płaszczem rzeki,
zetrzyj z włosów pył bitewny,
tych lat gniewnych
czarny pył
zakryj groby płaszczem rzeki,
zetrzyj z włosów pył bitewny,
tych lat gniewnych
czarny pył
OPCM : 30 +5
UROKI : 10
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 10 +3
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 30
SPRAWNOŚĆ : 25
Genetyka : Czarodziej
Zakon Feniksa
The member 'Billy Moore' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 9
'k100' : 9
Dolina Glendalough
Szybka odpowiedź
Morsmordre :: Reszta świata :: Inne miejsca :: Irlandia