Wydarzenia


Ekipa forum
Dolina Glendalough
AutorWiadomość
Dolina Glendalough [odnośnik]22.04.16 14:57
First topic message reminder :

Glendalough

Glendalough to malownicza dolina położona w irlandzkich górach Wicklow. U ich podnóży rozpościerają się dwa jeziora: Upper Lake i Lower Lake, nad którymi często zawisa gęsta mgła, czyniąc tutejsze widoki wręcz mistycznymi. Jednak nie tylko to ma wpływ na panujący tu niezwykły, baśniowy nastrój; pomimo pięknych krajobrazów, z jakiegoś powodu dolina nie jest zbyt często odwiedzana przez mugolskich turystów. Być może to miejsce budzi w nich niepokój, w końcu ptaki w koronach drzew ćwierkają z dziwnym przejęciem, a na powierzchni jeziora znikąd pojawiają się rozległe kręgi. Mówi się, że Upper Lake zostało zamieszkałe przez druzgotki oraz trytony, które są wyjątkowo nieskore do kontaktów z czarodziejami. Z tego właśnie powodu niezalecane są kąpiele w tych czarujących, choć wybitnie niebezpiecznych wodach.

[bylobrzydkobedzieladnie]


Ostatnio zmieniony przez Mistrz gry dnia 30.12.17 21:14, w całości zmieniany 2 razy
Mistrz gry
Mistrz gry
Zawód : -
Wiek : -
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
Do you wanna live forever?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Dolina Glendalough - Page 28 Tumblr_mduhgdOokb1r1qjlao4_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/t475-sowa-mistrza-gry#1224 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t2762-skrytki-bankowe-czym-sa#44729 http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki

Re: Dolina Glendalough [odnośnik]20.11.20 4:01
12 sierpnia

Wygrał. Wygrał nagrodę za trzecie miejsce w Klubie Pojedynków, w co nie chciało mu się wierzyć - przecież wcale nie był mistrzem uroków! Co ważniejsze, wygrał też dziewczynę i wciąż czasem wydawało mu się, że śni. Wszyscy, łącznie z nim, uważali zerwane zaręczyny i ucieczkę szlachcianki za nieprawdopodobny zwrot okoliczności, a przed pamiętnym spotkaniem w Kurniku Steffen przeżył prawdziwy emocjonalny rollercoaster. Zawsze kochliwy, nie planował naprawdę zakochać się w dziewczynie, która wydawała się odwzajemniać jego zainteresowanie. Naiwnie nie dopuszczał też do siebie świadomości, że lady Selwyn jest w wieku odpowiednim do zamążpójścia, więc jej zaręczyny złamały jego niewinne serce. Nie odpuszczał, w końcu spróbował odpuścić, a gdy już niemal się poddał, Isabella, już nie lady Selwyn, wkroczyła z powrotem do jego życia. Skromnie zakładał, że uciekła od opresyjnej rodziny i do Alexa, ale czasem - szczególnie odkąd w lipcu wyznała mu miłość! - nieśmiało zastanawiał się, czy znajomość z nim też była swojego rodzaju cegiełką. Albo iskierką. Teraz rozdmuchiwaną w płomyk.
Zastanawiał się też, jak szybko Mathieu Rosier zaręczył się ze swoją niedoszłą wybranką i jakiego tempa oczekują (eks)szlachcianki. Nad własnym tempem zastanawiać się nie musiał. Jego mama mawiała, że zakochany mężczyzna nagle staje się decyzyjny i że tylko nieuczciwcy zwlekają z obietnicami dla swoich kobiet (twój tata wiedział od razu!) i miała rację. Pomimo ostrzeżeń Willa, Steff - wcześniej żądny przygód i nieco chwiejny - z nagłą klarownością wiedział już, czego chce w życiu. I u czyjego boku chce to życie spędzić.
Wygrał też pretekst. Wiedział, że zależy mu na niespodziance i że Isabella mogłaby nabrać podejrzliwości przy każdej szczególnej okazji, którą by wyreżyserował. A nie zamierzał oświadczać się pod Kurnikiem, był w końcu wychowany na "Czarownicy" i mugolskich harlequinach! Wyjazd do (bezpiecznej!!!) Irlandii spadł mu jak z nieba, ubłagał nawet Alexa, wszystko jakoś się... układało. Czy to przeznaczenie...? Wyrzucił do śmieci list z przestrogami od Willa, ale jego prezent miał w kieszeni. Do tejże kieszeni nerwowo ciągle sięgał, aż orientował się, że Isabella może zobaczyć i przestawał. W ogóle obudził się jakiś nerwowy, choć wszystko sobie zaplanował i był spakowany już od tygodnia.
Pobladły i ubrany w letni płócienny garnitur oraz śnieżnobiałą koszulę, pojawił się pod Kurnikiem ze świstoklikiem, przywitał z Bellą uśmiechem (ale jakimś stonowanym, nie tak szerokim jak zwykle), a potem myślał już tylko o tym, jak prześlicznie wygląda jego dziewczyna i o tym, że ubrała wisiorek ze szczurem. Chyba nic nie podejrzewała...? Jejku. Ze stresu robiło mu się gorąco, oddychało się jakoś ciężko.
Nieco nieobecnie uruchomił świstoklik, a potem byli już w Irlandii. Otworzył oczy od razu, lustrując wzrokiem okolicę, musiało być przecież idealnie żeby mógł tutaj jutro zrealizować swój plan i...
...zaparło mu dech. Uśmiechnął się szerzej, bo faktycznie było tutaj przepięknie. Tak pięknie, że... aż się zmartwił. Uśmiech zbladł. Co, jeśli Bella przyzwyczai się jutro do tego widoku? Albo jeśli coś w pensjonacie ją rozczaruje, to był w końcu pensjonat dla ludzi, a nie dla szlachty, i nastrój pryśnie? W ciągu doby tyle może się zdarzyć! Czy mógł tak ryzykować? Przełknął ślinę, gardło miał zaciśnięte tak mocno, że aż bolało.
-Umm..tak! - wypalił, nerwowo bawiąc się guzikiem u marynarki. Odczekał na jej reakcję, ale tylko kilka sekund, bo potem dodał nerwowo:
-Może się... przejdziemy? Pp..p..o..podziwiamy widoki z..zanim p..pójdziemy do p..pensjonatu? - z przerażeniem uświadomił sobie, ze chyba się jąka, jak Billy, że dopada go rodzinna przypadłość Moore'ów. O nie, o nie! Wziął płytki, gorączkowy wdech, spojrzał w dół. Na bagaże. Ach! O nie! Zarumienił się.
-Aaa, bagaże! Z...zmniejszę je, na s..s..spacer! R...Reducio! - uświadomił sobie i prędko, zbyt prędko wycelował różdżką w walizki.





soundtrack

1. zaklęcie
2. nie umiem czarować jąkając się, więc
k1 - seplenię i zaklęcie działa jak Reducto i niszczy moją walizkę
k2 - z niewiadomych przyczyn zaklęcie działa jak Inumbravi i walizka Belli staje się cieniem, muszę nagłowić się nad zaklęciem odwrotnym bo finite nic na to nie poradzi
k3 - zaklęcie działa jak trzeba!



intellectual, journalist
little spy

Steffen Cattermole
Steffen Cattermole
Zawód : młodszy specjalista od klątw i zabezpieczeń w Gringottcie, po godzinach reporter dla "Czarownicy"
Wiek : 23
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Żonaty
I like to go to places uninvited
OPCM : 30 +7
UROKI : 5
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 35 +4
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 16
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t7358-steffen-cattermole https://www.morsmordre.net/t7438-szczury-nie-potrzebuja-sow#203253 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f127-dolina-godryka-szczurza-jama https://www.morsmordre.net/t7471-skrytka-bankowa-nr-1777#204954 https://www.morsmordre.net/t7439-steffen-cattermole?highlight=steffen
Re: Dolina Glendalough [odnośnik]20.11.20 4:01
The member 'Steffen Cattermole' has done the following action : Rzut kością


#1 'k100' : 64

--------------------------------

#2 'k3' : 1
Morsmordre
Morsmordre
Zawód : Mistrz gry
Wiek :
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
O Fortuna
velut Luna
statu variabilis,
semper crescis
aut decrescis...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Dolina Glendalough - Page 28 Tumblr_lqqkf2okw61qionlvo3_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Dolina Glendalough [odnośnik]20.11.20 20:23
Oczywiście, że wyczuła nietypowe błyski nerwowości u Steffena! Przecież oglądała go już tyle razy, że zdawało jej się, że potrafi rozszyfrować i wyliczyć każdą z jego min. Chociaż jak tak o tym trochę dłużej pomyślała, to ta wiedza chyba nie była do końca odpowiednia. Widziała, jak świeciły mu się oczy, kiedy coś kombinował i wyczuwała smutek osadzający się wstrętnie gdzieś na dnie duszy. Marzyła, by połączyła ich naprawdę wyjątkowa więź. Taka, w której odnajdą porozumienie bez wielu słów i szerokiego wywlekania emocji. Tylko że obydwoje byli pełni ekspresji, zaangażowani w zagadki i przeszkody życiowe zbyt mocno, by pobawić się w kamienne twarze i bezgłośną mowę warg. Długo by nie zniosła pokornego spojrzenia i ciszy, nie przetrwałaby w takim zamknięciu i zdawało jej się, że Steffen również. Tym razem jednak wydawał się taki… taki w pułapce. Czy mógł przejmować się wspólną wycieczką tak bardzo jak ona? Isabellę rozrywały ogniki, a on wydawał się dziwnie sztywny. Wyobrażała sobie, że to doświadczenie dla nich obydwojga jest równie niesamowite, że gdzieś tu właśnie, w tych uroczych dolinach zbiegały się ich pragnienia.
Zachwyconymi oczami odważyła się podejrzeć namiastkę tej boskości, zaklęty raj, którym w tej krótkie chwili wcale nie musieli się dzielić. Zabrakło jej tchu i o mało co nie zaczęła się dusić sprowokowana ogromem wrażeń i przyciśnięta tak niewdzięcznie zasznurowanym w talii ubraniem. Westchnęła przeciągle, długo. Melodia jej głosu wyrażała błogość i nieskrywane wcale rozmarzanie. Z boku tylko przyuważyła palec Steffena dłubiący przy guziku i nieco zmarniał jej mięciutki uśmiech. – Wszystko dobrze? – podpytała, układając dłoń na tej, która zaczepiała marynarkę. Brzmiał ciężko, niepokojąco. Jeśli był chory, mógł przecież jej o tym opowiedzieć. Pomogłaby. A może to miejsce zdołało go rozczarować? Jąkająca lawina spłynęła na nią gęsto i tylko jeszcze baczniej zaczęła się mu przyglądać.
– Poczekaj. Stop. Steffenie? Popatrz na mnie
– poprosiła, sięgając paluszkami do jego brody. Przeniosła z niej dotyk prosto na jego policzek. Był ciepły. To dobrze. Zaniepokoiłaby się tylko bardziej, gdyby nagle zbladł. – Czy to przez podróż świstoklikiem? Źle się czujesz? Może zostańmy tutaj przez chwilę. Te widoki są takie piękne. W największych snach nie śniłam, że znajdę się w tak czarującej krainie. Przy tobie – mówiła z zachwytem, ale starała się mieć go na oku. Uzdrowicielska natura wyraźnie podpowiadała, że coś jest na rzeczy. A może dopadły go mdłości i wstydził się jej o tym powiedzieć? Chyba nie wierzył, że zdoła przed nią coś takiego ukryć. Przecież to nie miało sensu. Powinni sobie o wszystkim mówić, powinni się wspierać. Tymczasem on przejmował się walizami, kiedy powinien najpierw się uśmiechnąć. Po prostu. Pooddychać świeżym powietrzem i popatrzeć w niebo, zanurzyć stopy w piaskach, może nawet rozmarzyć się nad wodnym okiem. Nie musieli się przecież nigdzie śpieszyć.
Wyciągała już dłoń, by zaprotestować, powstrzymać go, zawołać, że to może przecież poczekać… ale nagle walizka rozpadła się, a Bella aż cofnęła się o krok i przycisnęła paluszki do ust, by zbyt nieelegancko nie rozdziawiać buzi. Przez chwilę spoglądała na resztki pakunków, a potem przykleiła oko do swego intrygującego towarzysza. Zastanawiała się przez krótki moment, czy ktoś go nie podmienił. Głupia to była myśl i szybciutko wywaliła ją z główki.
– Co za kapryśne zaklęcie! – zawołała jakby przebudzona. – Może tutaj magia działa jakoś inaczej. A może wróciły anomalie? – Uniosła głowę i zerknęła między obłoki. – Albo los zachęca cię do wybrania nowej garderoby, Steffenie. Ależ niespodzianka! Chętnie pomogę ci wybrać nowe ubrania, tylko… tylko nie mam pojęcia, czy gdziekolwiek tutaj moglibyśmy je kupić. Ale niczym się nie martw! Może uda się jakoś to naprawić. Jestem pewna, że się uda! O, popatrz, jaki piękny kamyk – urwała nagle i przyklęknęła, by wydostać z piasków bordowy, zupełnie okrąglutki kawałek skałki. – To na szczęście – stwierdziła tonem wielkiego znawcy, po czym wsunęła mu go do kieszonki. – Wiedziałeś, że urodziłam się pod dobrym płomieniem? Zawsze przytrafiało mi się tyle niesamowitych rzeczy. Dam ci trochę mojego szczęścia, jeśli obiecasz, że dobrze się nim zaopiekujesz! Co ty na to? – zapytała, a jej szeroko otwarte oczka błysnęły. Nie mogła pozwolić, by taka błahostka uczyniła go smutnym lub tylko spotęgowała ten dziwaczny nastrój. Pogłaskała lekko jego dłoń i uśmiechnęła się szerzej.
– To jezioro wygląda bajkowo. Chciałabym kiedyś nauczyć się pływać. Woda zawsze wydawała mi się taka paskudna i lodowata, a kiedy teraz na nią zerkam… Chyba chcę zanurzyć stopy i spróbować. Chodź, Steffenie! Czy myślisz, że pływają tutaj trytony? –
zawołała pogodnie i puściła go, by zaraz sięgnąć po buciki i je zdjąć z nóg. Czy nadążał? Ups, nie miał czasu pomyśleć o przykrej walizkowej niespodziance. I wcale nie było jej szkoda!
Isabella Cattermole
Isabella Cattermole
Zawód : Stażystka w lecznicy
Wiek : 22
Czystość krwi : Zdrajca
Stan cywilny : Zamężna
Najmilszy sercu jest prawdziwy w nim pożar.
OPCM : 0
UROKI : 0
ALCHEMIA : 15+3
UZDRAWIANIE : 15+5
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Czarownica
Dolina Glendalough - Page 28 A8172ec5839139146051f7b54e49c5d0
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t7405-isabella-selwyn https://www.morsmordre.net/t7416-iskierka https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f84-boreham-palac-beaulieu https://www.morsmordre.net/t7417-skrytka-bankowa-nr-1810#202799 https://www.morsmordre.net/t7415-isabella-selwyn
Re: Dolina Glendalough [odnośnik]23.11.20 5:46
Przeważnie byli razem niczym dwa płomienie - najpierw stłumione etykietą, potem niepewne, zmagające się z niepewnością i zazdrością, a tego lata płonące coraz mocniej. Isabella była jego światłem odkąd nie mieli już przed sobą tajemnic, sama jej obecność dodawała mu sił po śmierci Bertiego. Z przyjemnością patrzył, jak jej płomień świeci coraz jaśniej - jak z rozwianymi włosami biega po łące, uczy go zajmować się sowami, beztrosko wprasza się do jego domu w urodziny. Czasem nie przypominała już wcale damy z zachowania - i dobrze! Wiedział jednak, że dla niego zawsze będzie damą. Nawet jeśli się śmiali i wygłupiali, to w Belli zawsze była jakaś niewymuszona elegancja, a jej szlacheckie wychowanie owocowało uroczym zdziwieniem w odpowiedzi na problemy klasy średniej. Może właśnie to go tak peszyło? Dzisiaj bowiem nie mógł rozpalić własnego płomienia, chociaż próbował, chociaż miało być idealnie. Im bardziej myślał o tym, że ma być idealnie, tym bardziej się peszył, bladł, przygasał. Nie był chyba chory, ale słowa Belli zasiały w nim ziarno niepewności - może to faktycznie początek magicznego kataru, a nie stres? Ale chyba nigdy nie chorował w ten sposób, ręce mu się tak nie trzęsły, serce nie biło tak mocno. Faktycznie było mu niedobrze - szczególnie na widok wstrętnego czaru, rozsadzającego jego walizkę! Co za upokorzenie!
Oblał się smętnym rumieńcem. Całe szczęście, że zaczął od bagażu swojego, a nie Isabelli!
-Przepraszam, nie wiem co we mnie... - wstąpiło, ale przecież doskonale wiedział, przecież to pierścionek ciążący w jego marynarce. -N..nie, nic mi nie jest, albo... masz rację, chyba faktycznie dziwnie się czuję! Zostańmy tu trochę. - poprosił, zmieniając zdanie w połowie zdania, bowiem pomysł Isabelli dał im szansę na pozostanie w tej malowniczej okolicy. Ku jego uldze, pannie Presley naprawdę się podobało - może i on wykrzesa z siebie zaraz trochę odwagi? Wdech-wydech.
Isabella paplała, jakby chcąc dodać mu otuchy, ale zestresowała go jeszcze bardziej.
-Uważasz, że powinienem zmienić garderobę? - zarumienił się jeszcze gwałtowniej, z przykrością. Jak na młodego mężczyznę przystało, nie poświęcał garderobie wielu myśli, choć od czasu do czasu fundował sobie wystrzałowe niespodzianki - na przykład zamszowe czerwone buty, których Marcel zazdrościł mu na potańcówkach (dopóki nie tańczyli czegoś co nazywa się pogo, po czym buty Steffena zostały okrutnie podeptane i wyczyściła je dopiero mama, tajemniczym mugolskim sposobem). -W sensie... jeśli tak, to możesz mi... powiedzieć... i doradzić... - zaproponował, ale w jego sercu zakiełkował lęk. Bella była w końcu szlachcianką, czy kiedykolwiek dorówna jej standardom? Co, jeśli zaprowadzi go do domu mody Parkinson i na nic nie będzie go stać? Albo będzie wyglądał jak pajac, a nie gentleman? Zamilkł, pogrążony w posępnych wyobrażeniach. Otrzeźwił go dopiero kamień, podarowany mu przez Bellę.
-Oo... dziękuję! - zaskoczony, zacisnął palce na prezencie, muskając nimi dłoń Belli. Uśmiechnął się, choć nieco blado. -Opowiedz mi o tych niesamowitych rzeczach. W końcu gdy cię poznałem, dosięgła cię akurat pechowa gwiazda. - poprosił, usiłując odratować popołudnie i trzymać się swojego planu - musieli wspomnień pierwsze spotkanie, rozpalić płomień tamtej fascynacji. Nadal widział iskierki w jej oczach, była szczęśliwa, ale... co jeśli mu odmówi? Wdech-wydech. Stresował się coraz bardziej.
-Zaopiekuję się... tobą. - obiecał z nagłą powagą, oby tylko nie zepsuł nastroju. Nie mógł dziś nadążyć za Bellą, co było niesamowite, bo to za nim nikt nigdy nie mógł nadążyć. Przeniósł wzrok na jezioro. -Też nie umiem pływać, nauczymy się... razem? Ale nie sami, to niebezpieczne! - zatroszczył się, doganiając ją przy brzegu.
-Orchideus. - powiedział znienacka i trochę (jak dla Belli) bez kontekstu, a z końca jego różdzki wystrzelił bukiet kwiatów. Piwonii, maków, niezapominajek, fuksji, właściwie wszystkiego - magia odzwierciedliła jego (nieco niezdecydowaną na jedne kwiaty) ekspresję i niechęć do róż, związanych z Rosierami.


intellectual, journalist
little spy

Steffen Cattermole
Steffen Cattermole
Zawód : młodszy specjalista od klątw i zabezpieczeń w Gringottcie, po godzinach reporter dla "Czarownicy"
Wiek : 23
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Żonaty
I like to go to places uninvited
OPCM : 30 +7
UROKI : 5
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 35 +4
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 16
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t7358-steffen-cattermole https://www.morsmordre.net/t7438-szczury-nie-potrzebuja-sow#203253 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f127-dolina-godryka-szczurza-jama https://www.morsmordre.net/t7471-skrytka-bankowa-nr-1777#204954 https://www.morsmordre.net/t7439-steffen-cattermole?highlight=steffen
Re: Dolina Glendalough [odnośnik]23.11.20 13:09
Troska migotała w jej spojrzeniu, kiedy w zalanych niepewnością słowach Steffena dostrzegała coraz więcej niepokojących emocji. Co takiego go pętało? Co nie pozwalało mu być znów jak magiczne fajerwerki mknące wesoło do księżyca? Czuł jej spojrzenie ślizgające się po nim z podejrzeniem, nieustępliwe i czujne, ale nie umiałaby teraz, nie w takiej chwili, tak po prostu tego zignorować. Kochała go, a ta wycieczka miała być ich pierwszym tak intymnym i wielkim doświadczeniem. Wreszcie byli sami, mogli pozwolić sobie na dozę szczerości, na wzajemne przenikanie się dwóch serc bez podejrzenia, że ktoś im się przygląda czy podsłuchuje. Oczywiście nie było tak, że w domu kogokolwiek o to podejrzewała, ale po prostu… po prostu dziś było inaczej, wyjątkowo, cudownie i pięknie. Dlatego tym bardziej poszukiwała powodu, który zatrzymywał Steffena w środku szaleńczego pędu. Zamierzała się z tym rozprawić. Pomóc mu, a potem znów wspólnie pognać przed siebie i cieszyć się urokami tego miejsca, wzajemnym towarzystwem i możliwością odcięcia się od wojennych trosk.
Delikatna rączka obejmowała jego buzię, palce głaskały czule policzek, obiecując, że zaraz zgubi troski, że zaraz wyjście dla niego słońce, że obejmie go swym żarem. – Nie powinieneś się smucić, Steffenie, ale jeśli tylko coś cię zamęcza, to pamiętaj, że zawsze możesz przyjść do mnie. Razem wypalimy te kapryśne myśli… Razem… – mówiła przejęta, również z powagą i wyraźnym zaangażowaniem. Nie chciała jednak nachalnie wyciskać z niego udręki. Mogłaby, to by do niej pasowało, ale bała się, że zepsuje wspaniałą wycieczkę niepotrzebną kłótnią. Nie był gotowy. Przecież ona też nie była gotowa na głośne wyrażenie niektórych myśli, nawet w fali tak wielkiej śmiałości. – Och, nie! Z twoją garderobą wszystko w porządku – wyznała prędko, spłoszona. Uczyniła malutki krok w tył i opuściła głowę, a kiedy ją znów uniosła, ujrzał wielkie oczy. – Po prostu chciałam, byś wiedział, że chętnie ci pomogę, gdybyś… że mogę doradzić… Podobają mi się twoje ubrania, są takie… dzisiaj jesteś taki elegancki! – tłumaczyła się na wdechu i na końcu zawiesiła oko na koszuli. – Bardzo, bardzo elegancki. Jesteś wspaniałym kawalerem – dodała ciszej, czując, że zalewa ją gęsta fala czerwieni. Potarła nerwowo policzek, wyobrażając sobie, że na nic tona pudru. Nabrała gwałtownie powietrza. Oczywiście, że nie były to szlacheckie tkaniny i wykroje, nie było bogatych ozdób i błyszczących jak księżyc lakierków, ale to nic, nie potrzebowała tego, uciekła od tego. Uszczęśliwiał ją on, a nie jego strój. Nawet jeśli zmieniłaby kilka rzeczy, to nie śmiała mu tego wytknąć, a już szczególnie nie teraz, nie tutaj, w bajkowej dolinie.
Potrząsnęła główką energicznie, kiedy wspomniał o pechowej gwieździe. Chyba mogłaby nieco inaczej odnieść się do tamtego zdarzenia. Uśmiechnęła się i rozchyliła lekko usta, a jeden z jasnych loków zakradł się na ciepły policzek. – To nie było feralne zdarzenie. Kiedy dziś o tym pomyślę, wcale nie jestem smutna. Tam się przecież wszystko zaczęło. My. Odnalazłeś mnie i nie uciekłeś. To ta dobra gwiazda, ta pomyślna. Nawet te z pozoru kłopotliwe zdarzenia ostatecznie okazują się być przyjemne i dobre. Czy nie tak było? – zapytała, trochę go prowokując, trochę przyjemnie zaczepiając tak niepewną dziś aurę Steffena, wierząc, że się rozchmurzy, że ustąpią wodospady drżenia w jego sercu, że będzie mógł zaraz razem z nią zakraść się do płomienia. – A po tym wszystkim, co wydarzyło się przez ostatnie kilka miesięcy, coraz mocniej wierzę w swoje szczęście. Tyle razy próbowałam ominąć przeszkody losu, a dziś jestem tutaj. Nie dałam się złapać żadnym smutkom, choć po ucieczce z pałacu bardzo się bałam, że zupełnie sobie nie poradzę, że wszystko przepadnie – wyznała nagle, spoglądając na kuszący brzeg. Wodne oko zachęcało do skrywania tutejszych tajemnic. Serce Belli czuło chyba po raz pierwszy od zimy zupełną błogość i taki spokój. Oddawała się temu uczuciu z przyjemnością. Chciała, by Steffen mógł to wszystko poczuć. – Już się nie boję – oznajmiła odważnie i zaczepiła go szerokim uśmiechem, kiedy już moczyła stopy w zimnym jeziorze. Zapewnienie z jego strony podsyciło płomień, a przekroczenie linii brzegu porównała w myśli do wielkiego rytuału.
– Nie umiesz? Och, musimy zatem poszukać nauczyciela! Czy jednak jest cokolwiek niepewnego w głaskaniu wody? Choć przez chwilę… -
oznajmiła natchniona i uniosła brzegi sukienki. Broda wychyliła się do słońca, a oczy zamknęły. Napawała się przyjemną chwilą, kiedy wilgoć obejmowała jej stopy.
Kiedy uniosła powieki, ujrzała baśniową wiązankę pachnących kwiatów. Uśmiechnęła się z czułością, wyciągając po nie dłonie. – Ojej, piwonie! Dziękuję – Westchnęła natychmiast, muskając zielone łodygi palcem. – To takie wspaniałe kwiaty! Opowiadałam kiedyś Idzie, że chciałabym, by to właśnie one zdobiły mój ślubny bukiet – powiedziała właściwie tak od niechcenia, ale dopiero po chwili zorientowała się, jak mogło to zabrzmieć. Przestała ściskać materiał sukienki i końcówki zamoczyły się w wodzie. Skrępowana miała ochotę schować się za pachnącym podarkiem. – Zawsze wiesz, o jakich kwiatach marzę – dodała ciszej, przypominając sobie, biały podarek z mostu. Nie mogła go wtedy zabrać, ale tym razem nic nie stało na przeszkodzie. Stanęła na paluszkach i musnęła przelotnie jego usta. Wiedział, prawda? Wiedział, że było jej przy nim najmilej?
– Gonisz! –
zawołała niespodziewanie i pobiegła wzdłuż brzegu, przyciskając kwiaty do piersi. To nic, że zapomniała zupełnie o bucikach.
Isabella Cattermole
Isabella Cattermole
Zawód : Stażystka w lecznicy
Wiek : 22
Czystość krwi : Zdrajca
Stan cywilny : Zamężna
Najmilszy sercu jest prawdziwy w nim pożar.
OPCM : 0
UROKI : 0
ALCHEMIA : 15+3
UZDRAWIANIE : 15+5
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Czarownica
Dolina Glendalough - Page 28 A8172ec5839139146051f7b54e49c5d0
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t7405-isabella-selwyn https://www.morsmordre.net/t7416-iskierka https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f84-boreham-palac-beaulieu https://www.morsmordre.net/t7417-skrytka-bankowa-nr-1810#202799 https://www.morsmordre.net/t7415-isabella-selwyn
Re: Dolina Glendalough [odnośnik]23.11.20 16:38
Czuł na sobie przenikliwe spojrzenie Belli, jasne, że tak! Coraz lepiej rozumiał jej minki i wejrzenia, tego lata spędzali ze sobą w końcu tyle czasu, patrząc na siebie z czułością, miłością i ciekawością. A może początek ich więzi bez słów zawiązał się już w jesieni, gdy Isabella milcząco zachęciła go do pocałunku w Pałacu Bealieu? Kochał w niej też to, że potrafiła tak pięknie mówić, wylewać z siebie troskę - tak, jak teraz. Prosiła go, by wylał przed nią swoje troski, ale uparcie zacisnął wargi w wąską kreskę. Przecież nie może jej powiedzieć, że jego jedynym zmartwieniem jest jej odmowa - zepsułby całą chwilę (o ile nie psuł jej już, swoim nastrojem, ojejku!)! Albo jeszcze zgodziłaby się tylko z litości, brr.
-T...tak. Razem. - potwierdził, komunikując się - o zgrozo! - pojedynczymi słowami, bo krytyka jego garderoby nadal dudniła mu w głowie. Ale, zaraz, to wcale nie była krytyka! Rozdziawił lekko buzię, gdy Bella tak wspaniale go skomplementowała.
-N...naprawdę? Elegancki? I wszystko w porządku? - upewnił się, wreszcie rozciągając usta w szczerym uśmiechu. -Ty też. Znaczy piękna. Pięknie wyglądasz. - wykrztusił, nie zważając na zasady gramatyki. Bella zawsze była elegancka!
Pokiwał żarliwie głową w odpowiedzi na jej interpretację tamtego zdarzenia.
-Mogłem być dla Ciebie bohaterem, choć wcale nie zdjąłem złego czaru. - zażartował, stopniowo odzyskując pewność siebie. A może właśnie tym było czasem bohaterstwo - towarzystwem, obecnością, cichym wsparciem? Będzie musiał to sobie przemyśleć, szczególnie w kontekście Zakonu - ostatnio rozpierała go mroczna energia i rzucał Dunami na prawo i lewo. Ale dziś nie będzie myślał o Zakonie, ani o wojnie, o nie! Dzisiejszy dzień jest dla Isabelli.
Delikatnie dotknął jej policzka.
-Moja odważna Bella. - szepnął, oczy zaiskrzyły mu z podziwem. -Tak bardzo się cieszę, że uciekłaś. - wyrwało mu się. Chyba już jej to mówił? A może tylko okazywał?
Powiódł wzrokiem za Bellą, spojrzał na taflę wody, przez chwilę korciło go aby też zrzucić buty i niby przypadkiem musnąć stopą jej kostkę - ale powstrzymał się. Trza być w butach na weselu na oświadczynach.
-Znajdziemy, znajdziemy nauczyciela. - obiecał nieco rozkojarzony, skupiony na bukiecie kwiatów. Spojrzał niepewnie na Bellę, ale jej podobała się jego fantazyjna kompozycja, a potem... zarumienił się gwałtownie, od szyi po czubki uszu. ŚLUB, ŚLUB, POWIEDZIAŁA COŚ O ŚLUBIE, ALARM. Czy to zachęta?! Czy to już?! Czy przeczuwała, co się święci? Rozchylił usta, wziął głęboki wdech, przypomniał sobie o klęczeniu (ale tak w wodzie?), kolana mu się lekko ugięły, ale wtem Bella dała mu buziaka i puściła się do biegu.
Został na brzegu, skołowany, i nie pozostało mu nic innego, jak ją gonić.
-Bella, czekaj...! - bąknął i rzucił się w pościg.
Po dłuższej chwili, zdyszany, dogonił Bellę, złapał ją za rękę i padł na kolana.
-Bella, czekaj... - poprosił, szukając wzrokiem jej spojrzenia i uświadamiając sobie, że ukląkł źle - na dwóch kolanach. Zarumieniony, szybko się poprawił i teraz klęczał już tylko na jednym - tak jak trzeba.


intellectual, journalist
little spy

Steffen Cattermole
Steffen Cattermole
Zawód : młodszy specjalista od klątw i zabezpieczeń w Gringottcie, po godzinach reporter dla "Czarownicy"
Wiek : 23
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Żonaty
I like to go to places uninvited
OPCM : 30 +7
UROKI : 5
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 35 +4
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 16
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t7358-steffen-cattermole https://www.morsmordre.net/t7438-szczury-nie-potrzebuja-sow#203253 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f127-dolina-godryka-szczurza-jama https://www.morsmordre.net/t7471-skrytka-bankowa-nr-1777#204954 https://www.morsmordre.net/t7439-steffen-cattermole?highlight=steffen
Re: Dolina Glendalough [odnośnik]23.11.20 17:33
Promieniała. Wraz z każdym muśnięciem tutejszego słońca, szeptem wiatru i dotykiem piasków czuła, że zapamięta to miejsce na długie, długie lata, a może i na wieczność. Nie nawet widoki, ale ich razem, jego przejęte spojrzenie i nieco pogubione słówka, które układały się w melodię miłości, nieco zawstydzonej, zupełnie niewinnej. Potrzebowali siebie i chociaż groza czaiła się, by rozdmuchać podle to szczęście, Bella zamierzała za wszelką cenę bronić pięknego momentu. Steffen, cóż, Steffen okazał się mężczyzną, którego nigdy nie widziała przy swoim boku, nie podejrzewając losu o to, że przyjdzie jej obejmować dłoń zupełnie nienaznaczoną ciężarami szlacheckiej obłudy. Przy nim czuła się lekko jak nigdy. Po prostu wolna.
– Elegancki – potwierdziła, kiwając powoli  głową. – Choć musisz mi obiecać, że na następne zakupy będę mogła pójść z tobą. Oby tylko nie w Londynie. Nie powinnam tam chodzić, chociaż tak bardzo tęsknię za stolicą… - odbiegła na moment nieco dalej, w korytarz ponurych myśli. Głupotą byłoby pchanie się w ramiona wrogów. Nikt tam nie chciał zdrajców, a jeśli już, to tylko po to, by wpadli w pułapkę i doprowadzili do tych uporczywie poszukiwanych. Odkąd kuzynka otworzyła jej oczy i wyjaśniła, jak bardzo jest to niebezpieczne i że Isabella może stać się kartą przetargową, rozsądnie starała się podchodzić do tego tematu. Było to jednak trudne.
Nieskładny, choć bardzo pocieszny, komplement rozpalił iskry w jej oczach, natychmiast wypędzając nędzne rozważania jak najdalej od malowniczej doliny. – Jesteś nim. I nie przestajesz być – oznajmiła, mając ochotę pstryknąć w nos tego bohatera, choć to chyba nie było zbyt… zbyt eleganckie. Niemniej Bella coraz więcej szlacheckich nawyków porzucała, stając się pełnoprawną obywatelką klasy niższej. Dziś była biedna, pozbawiona wsparcia rodowego skarbca, ale zaopatrzona w rodzinę i przyjaciół. Pojmowała, że są o wiele większą radością niż klejnoty i błyszczące pantofelki.
Pod palcami wyczuł żar jej skóry, drgnięcie buzi dotkniętej elektryzującym dotykiem. Zdawało jej się, że już przywykła do motylich czułości, do drobnych iskier, ale jakimś cudem każda kolejna wywoływała jeszcze więcej poruszeń. Dreszcze zakręcały jej myślami, wywoływały niesłychane uczucie w żołądku. Podobało jej się to, choć przez moment trwała zupełnie speszona.
Uciekła. Uciekła, nie wiedząc, że spotka ją tak wiele, że to dopiero początek przygody, że w chwili pogromu złych mocy mogą być tak radośni i beztroscy. Dawali sobie o wiele więcej, niż mogło się wydawać. – Wcale o mnie nie zapomniałeś – stwierdziła niemal wzruszona. Nie chciała tamować emocji, nie chciała schodzić na ziemię i wracać. Zakleszczeni w zupełnie magicznych objęciach o niczym innym nie powinni myśleć. Skoro Steffen nie porzucił jej wtedy, po dramatycznej chwili na moście, to i teraz, po tej kumulacji uczuć, nie przygasną, prawda? Czasami w nocy nachodziły ją takie wątpliwości, że ta euforia ustanie, że zostanie pogrzebana. I właśnie dlatego nie mogli się spetryfikować, nie mogli ustać w miejscu.
Uciekała. Mknęła jak płomień wijący się do chmur, mknęła, wyczuwając drobinki wilgoci w kącikach oczu. Spódnica powiewała, a do jej skrawków lepiły się mokre kawałki piasku. Ruch ustał, kiedy tylko chwycił ją i zatrzymał. Nie zdążyła złapać ciężkiego oddechu, a on już padł na ziemi, jakby co najmniej połamał sobie… Och, nie! – Steffenie! – pisnęła, klękając razem z nim. Popatrzyła na jego kolano. – Skręciłeś kostkę? Boli cię kolano? Co się stało? – zapytała znów aż nazbyt przejęta tym wszystkim. Był zmęczony pościgiem. Mogli odpocząć na piasku. Isabella powoli usiadła, zgarniając kupkę piasku dłonią. Przez ten gorset szczególnie tak ciężkie oddechy przychodziły jej z trudem. Może ten bieg wcale nie był dobrym pomysłem. Dyskretnie (chyba dyskretnie!) zerknęła na Cattermole’a, wyczuwając, że chyba jednak wszystko było w porządku. Położyła się na piasku, nie mając jednak odwagi zachęcić go, by uczynił to samo. Była zawstydzona swoją paniką. Przez cały czas wydawało jej się, że coś go bolało lub męczyło, że był jakiś nieswój. Głupia, głupia Bella! A jeśli Steffen się zirytuje i już jej nie będzie chciał? Zamknęła oczy, by uchronić się przed tymi wszystkimi obawami. Nie wiedziała, że do jej stóp zbliżał się ciekawski wąż lub inne okropne stworzonko. Wydukała tylko cichutkie przeprosiny, nie mogąc oprzeć się wrażeniu, że nabroiła. Byleby tylko nie poszedł, byleby tylko jej nie zostawił samej.
Isabella Cattermole
Isabella Cattermole
Zawód : Stażystka w lecznicy
Wiek : 22
Czystość krwi : Zdrajca
Stan cywilny : Zamężna
Najmilszy sercu jest prawdziwy w nim pożar.
OPCM : 0
UROKI : 0
ALCHEMIA : 15+3
UZDRAWIANIE : 15+5
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Czarownica
Dolina Glendalough - Page 28 A8172ec5839139146051f7b54e49c5d0
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t7405-isabella-selwyn https://www.morsmordre.net/t7416-iskierka https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f84-boreham-palac-beaulieu https://www.morsmordre.net/t7417-skrytka-bankowa-nr-1810#202799 https://www.morsmordre.net/t7415-isabella-selwyn
Re: Dolina Glendalough [odnośnik]23.11.20 18:34
-Znajdziemy bezpieczne miejsce na zakupy. - obiecał, posłusznie kiwając głową. Niegdyś wydałby wszystkie pieniądze na książki, ale najwyraźniej Bella brała go trochę pod pantofel. -A gdy moja mama wróci z Niemiec, zobaczysz czy może jej krawiectwo ci się spodoba... - zaproponował nieśmiało. W sercu kłuło go trochę, że Bella nie mogła poznać jego rodziny i że on nigdy nie pozna jej rodziny. W głowie plątał się nieprzyjemny list od Willa - co, jeśli brat odwali lub powie coś głupiego przy pierwszym spotkaniu? Och, miał szczerą nadzieję, że pokochają Bellę tak jak on, i że ona ich polubi! W końcu na tym świecie zostali jej tylko Alex i on i ich bliscy...
Pokraśniał na słowa, że jest bohaterem - o tak, pragnął nim być! Dla Belli, przy Belli. Przy niej bladła nawet wojna.
-Nigdy nie mógłbym o tobie zapomnieć. - szepnął żarliwie, choć gardło miał ściśnięte na wspomnienie tamtych strasznych chwil. Grozy jej zaręczyn, własnego złamanego serca. Ale wszystko się ułożyło - tak niespodziewanie, tak pięknie, dzięki niej samej i Alexowi! Wcale nie był wtedy bohaterem, choć próbował pod Białym Mostem. To odwaga Isabelli pozwoliła jej wyrwać się z Pałacu Bealieu, trafić do Kurnika.

Po chwili szaleńczej gonitwy klęczał już, sięgał do kieszeni, zbierał się na odwagę... aż przerwał mu dźwięk własnego imienia. Dlaczego była tak zaskoczona, a może przestraszona? Proszę, Bello, nie domyślaj się, jeszcze sekundka...!
-...co? - jaką kostkę? -N..nie... - wszystko szło nie tak, jak powinno! Nie mógł się oświadczać, gdy przed nim klęczała! Ani gdy leżała, choć może to lepsza pozycja? Przełknął ślinę, gorączkowo rozważając możliwości. Może faktycznie powinni po prostu odpocząć? Nadal klęczał jak pajac i już miał położyć się koło Belli, gdy nagle... dojrzał kątem oka jakiś oślizgły kształt wijący się w okolicy jej kostek. Pobladł, przypomniał mu się mit o Eurydyce porwanej przez animaga-węża do czarnoksięskiego królestwa.
Żaden wąż nie będzie mu psuł tego idealnego dnia!
Zmarszczył lekko brwi i wycelował w gada różdżką. Isabella miała zamknięte oczy, wyglądała tak cudnie i spokojnie, nie chciał jej stresować - dlatego zdecydował się na niewerbalną inkantancję. Inumbravi - pomyślał z pełnym skupieniem, a choć przemiana ciała materialnego w niematerialne była skomplikowana, to determinacja dodała mu sił. Wąż nagle stał się cieniem, prześlizgnął się przez fałdy sukni Isabelli i zniknął w trawie, a Steffen wiedział, że zaklęcie uwięzi go w nowym ciele jeszcze na dłuższą chwilę - nie nazbyt okrutną, ale kupującą Cattermole'owi czas na porozmawianie z Bellą bez żadnych przeszkód.
Cienisty wąż zdziwił się własną niematerialnością i odpełzł z powrotem do wody, nie wiedząc jeszcze, że dzięki temu doświadczeniu stanie się prorokiem dla swoich pobratymców i że od tej pory węgorze z Doliny Glendalough będą bulczeć i syczeć o krainie cieni.
Steffen nachylił się zaś nad Bellą, usiłując zwrócić jej uwagę - bowiem uwaga panny Presley błądziła dziś chyba wszędzie, zmieniając się tak szybko! Tak jej się podobała Irlandia? Oby! Chwila odpoczynku dawała mu wreszcie możliwość rozmowy, ale zanim wykrzesał z siebie słowa, musnął lekko usta Belli, składając na nich czuły pocałunek.
-Bello, spójrz na mnie. - poprosił szeptem, a bliskość ukochanej dodała mu odwagi. Klęknął znowu, czekając aż Bella spojrzy na niego z dołu. Albo z góry, jeśli zdecydowała się usiąść.
-Ja... ty... - nieporadnie wyjął z kieszeni pudełeczko z pierścieniem od Willa. -...wyjdziesz za mnie? - wypalił w końcu, głośno i wyraźnie. -N..nie zaraz, chyba że chcesz, ale... kiedyś. - dodał ciszej, nie chcąc jej spłoszyć.

soundtrack


intellectual, journalist
little spy

Steffen Cattermole
Steffen Cattermole
Zawód : młodszy specjalista od klątw i zabezpieczeń w Gringottcie, po godzinach reporter dla "Czarownicy"
Wiek : 23
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Żonaty
I like to go to places uninvited
OPCM : 30 +7
UROKI : 5
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 35 +4
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 16
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t7358-steffen-cattermole https://www.morsmordre.net/t7438-szczury-nie-potrzebuja-sow#203253 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f127-dolina-godryka-szczurza-jama https://www.morsmordre.net/t7471-skrytka-bankowa-nr-1777#204954 https://www.morsmordre.net/t7439-steffen-cattermole?highlight=steffen
Re: Dolina Glendalough [odnośnik]24.11.20 2:14
Mama! Mówił o mamie! Belli prawie zaszkliły się oczy, kiedy tylko pomyślała, że jej własna nigdy więcej już na nią nie spojrzy, nie poradzi, nie utuli w krytycznej chwili, nie pomoże dobrać sukienki i nie uczesze. Przełknęła szybko porcję gorzkawych myśli, by skupić się całkowicie na tym, co właśnie Steffen powiedział, co to znaczyło w ich relacji. Zasługiwała na to, by poznać jego rodzicielkę, by wreszcie móc spotkać się z rodziną i dowiedzieć się o nim kolejnych rzeczy. Czy mama Steffka trzymała portrety pociesznego berbecia? Czy chowała z sentymentem pierwsze listy młodego adepta i w chwilach tęsknoty czytywała je przy kominku? A może tuliła do policzka beciki?
– Tak wielu rzeczy jeszcze o tobie nie wiem, mój Steffku, mój miły – zauważyła, poruszając lekko sukienką, lekko zakołysała ciałem wciąż rozpalonym tyloma uczuciami. One nie gasły, przy nim nigdy nie gasły choćby nie wiem co! – Z przyjemnością nauczę się krawiectwa! Próbowałam kilka razy w pałacu, ale zupełnie nie potrafiłam się w tym odnaleźć, moje paluszki, one… Och, jestem pewna, że twoja mama… Marzę, by ją poznać. Nawet nie wiesz jak bardzo. – Westchnęła nieco smutnawo, ale szybko otworzyła oczy szerzej. Zachęciła usta do kolejnego uśmiechu i ograbiła tym samym mgiełkę smutku z ostatniego mdłego powiewu. Już dość, już tylko dobry, ciepły ogień i oni razem zauroczeni nową drogą. Jego słowa były nawet niepotrzebne, czuła oddanie i miłość i bez nich. Trwali w porozumieniu, jasne okazywały się gesty i spojrzenia. Były śladami, wskazówkami, mniej lub bardziej śmiałymi objawieniami wołania wydobywającego się z głębi serca. Bella czuła spokój, choć akurat dzisiaj przypominała kulę nieposkromionej energii, którą ktoś nagle wypuścił na wolność. Przy Steffenie dreptała odważnie, ale i płoszyła się niemożliwie szybko. Wydawało jej się, że ma pewność, ale zaraz pozwalała sobie na niepoprawne rozproszenie. To ją trochę martwiło. Chyba… chyba zależało jej tak mocno, że bała się to wszystko stracić.
I stąd ten nagły spadek. Posłuchała głupich myśli, dała się im uwieść, choć wcale nie były dobre. Zagrażały idylli, były jak burzowe chmury w najpiękniejsze, słoneczne popołudnie. Od środka przygryzała usta, gniotła piasek w palcach i bała się popatrzeć nawet w gładkie niebo. Czuła się taka nieporadna, porzucona nagle przed niespodziewaną przeszkodą. Wygłupiła się, posłuchała tych durnych myśli. Och, przecież to mężczyzna, przecież nie potykał się co chwila i nie ranił, nie był tak bezradny i nie potrzebował, by nad nim czuwała aż tak. Niemądra Bella! Dlaczego nagle tak bardzo zestresowała się taką błahostka, dlaczego nie mogła po prostu tulić się do niego i żartować. Dreszcze urządziły orkiestrę na jej szyi, spływały chłodem pod kołnierzyk sukienki. Drażniły ją. Z tego wszystkiego rozbolał ją brzuch i wykrzywiła lekko usta, odruchowo układając w cierpiącym miejscu dłoń. Zanim to zrobiła, piasek wypłynął chętnie spomiędzy palców, jednocześnie też zdobiąc zagięcia sukienki. Dopiero gdy się odezwał, uniosła głowę, niespiesznie, choć pociągana nicią nadziei. Czy już się nie gniewał? Poprzedził to pocałunek, zupełnie jakby była senną królewną, a on przybywał jej na ratunek. Jak zawsze. Usiadła, zatapiając w chłopięcej twarzy niewinne, nieco niepewne spojrzenie. Po prostu.. po prostu spodziewała się, że tym razem to on poprosi o wyjaśnienie, wyrazi troskę, a potem pogłaszcze ją po głowie i obieca, że już wszystko będzie dobrze. Jakąż przyniósłby jej wtedy pociechę, jak bardzo potrzebowała usłyszeć, że wcale nie jest rozwydrzoną, niezdecydowaną pannicą. A może była?
– Steffenie, proszę… – zaczęła ostrożnie, obserwując znów klęczącą pozę i te poważne, skupione oczy. Zaniepokojona nie miała bladego pojęcia, co takiego się stało. Zaczął wtedy mówić, nieporadnie, w chaosie równie poplątanym jak jej własne myśli. Rozchylił usta, ale zaraz szybko je zamknęła, bo wysunął z kieszonki pudełeczko, maleńkie, ale jakże charakterystyczne. Wciągnęła powietrze, a potem gwałtownie wyprostowała sylwetkę, czując rozszalały wulkan w klatce piersiowej, że dzieje się coś, o czym śniła zbyt wiele razy, by i tym razem nie pomyśleć, że to kolejna wizja utkana mocą przymkniętych powiek. Ale on był prawdziwy, mogłaby dotknąć zaróżowionego policzka, chłodniejszego ucha, rozwianych nieco włosów, mogłaby przyłożyć dłoń do jego klatki piersiowej i poczuć. – Chcę – wypowiedziała nieco ochryple, gdzieś przy szepcie, ale chyba usłyszał. – Oczywiście, że chcę! – dodała głośniej, wypychając znieruchomiałe wcześniej ciało w jego stronę. Oświadczał się! Kochał ją. Pragnął, by stała się jego żoną, jego ukochaną. Rodziną. – Bardzo, bardzo… - wypowiedziała tak szczęśliwa. Zupełnie oczarowana. I prawie natychmiast rzuciła się mu na szyję, by tylko jak najmocniej poczuć go przy sobie, by się tam schować, by już nigdy nie znikał. By był. Na wieczność. Rozpalał ją, a ona prawie przed chwilą wszystko zepsuła. I tak łatwo uwierzyła, że mógłby jej uciec, że mógłby się zniechęcić. Porzucić zakochane w nim oczy, zgasić. Nie musieli już nigdy więcej się bać.
Isabella Cattermole
Isabella Cattermole
Zawód : Stażystka w lecznicy
Wiek : 22
Czystość krwi : Zdrajca
Stan cywilny : Zamężna
Najmilszy sercu jest prawdziwy w nim pożar.
OPCM : 0
UROKI : 0
ALCHEMIA : 15+3
UZDRAWIANIE : 15+5
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Czarownica
Dolina Glendalough - Page 28 A8172ec5839139146051f7b54e49c5d0
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t7405-isabella-selwyn https://www.morsmordre.net/t7416-iskierka https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f84-boreham-palac-beaulieu https://www.morsmordre.net/t7417-skrytka-bankowa-nr-1810#202799 https://www.morsmordre.net/t7415-isabella-selwyn
Re: Dolina Glendalough [odnośnik]01.12.20 21:54
Miał szczerą i naiwną nadzieję, że rozmowy mamy i Isy ograniczą się do teraźniejszości, a nie do wspominania jego przypałów z dzieciństwa... ale to i tak odległa perspektywa, rodzice byli daleko.
-A ja o tobie... - szepnął mile wzruszony, choć w głębi duszy zrobiło mu się smutno. Nigdy nie pozna już mamy Isabelli i nie był pewien, czy w ogóle powinien pytać o jej rodzinę. Rana po ich utracie była świeża, nie chciał jej rozdrapywać. Na wszystko przyjdzie pora.
-Bardzo się cieszę. - dama, szlachcianka chciała poznać jego mamę! Isabella była taka dobra, taka kochana! -Na pewno cię... pokocha! -...polubi, na pewno! Tylko czasem używa mugolskich sztuczek do krawiectwa, nie śmiej się... - zarumienił się lekko, wszak mugolskie obyczaje uchodziły za obciachowe. A jego mama była mugolką z krwi i kości!
Czy Isabella wiedziała, w co się pakuje, wiążąc się z czarodziejem półkrwi? Już o tym rozmawiali, na początku lipca, ale stres znów zaczął zjadać Steffa. Za moment miał zadać najważniejsze pytanie w życiu, ćwiczył je przed lustrem tyyle razy, ale i tak czuł uścisk w żołądku i gulę w gardle.
Aż... odważył się wreszcie, dodając sobie otuchy pocałunkiem. Zwrócił na siebie uwagę Belli i już nie chciał pozwolić momentowi ulecieć. Jeszcze zaraz znowu przypląta się tu jakiś morski wąż, albo żaba, albo wścibski farmer. W końcu z jego ust uleciało to arcyważne pytanie. Najpierw pobladł na twarzym, a potem się zarumienił, z napięciem oczekując odpowiedzi Belli. Pudełeczko nieco drżało w jego dłoni, księżycowy kamień w oczku pierścionka lśnił łagodnym blaskiem.
Aż przemówiła, wreszcie! Cichutko, tak, że omal nie pomyślał, że się przesłyszał. Chcę? Czy to jego Bella daje mu najpiękniejszą odpowiedź, czy też on wyobraził sobie to, co chciał usłyszeć? Na szczęście, Bella przemówiła głośniej, a Steffenowi opadła szczęka. Nie zobaczyła już jego miny, pełnej bezgranicznego szczęścia i niedowierzania - oplotła ramionami jego szyję, a on przytulił ją mocno do siebie wolną ręką, w drugiej wciąż trzymając pierścionek.
-Naprawdę? - wyrwało mu się zanim zdążył ugryźć się w język. W jego głosie słychać było uśmiech. -Bello, Bello, jestem najszczęśliwszym mężczyzną na ziemi! - westchnął, wtulając nos w jej złote, przedziwnie płomienne loki. Mężczyzną, był już mężczyzną, a nie chłopcem! Narzeczonym!


intellectual, journalist
little spy

Steffen Cattermole
Steffen Cattermole
Zawód : młodszy specjalista od klątw i zabezpieczeń w Gringottcie, po godzinach reporter dla "Czarownicy"
Wiek : 23
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Żonaty
I like to go to places uninvited
OPCM : 30 +7
UROKI : 5
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 35 +4
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 16
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t7358-steffen-cattermole https://www.morsmordre.net/t7438-szczury-nie-potrzebuja-sow#203253 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f127-dolina-godryka-szczurza-jama https://www.morsmordre.net/t7471-skrytka-bankowa-nr-1777#204954 https://www.morsmordre.net/t7439-steffen-cattermole?highlight=steffen
Re: Dolina Glendalough [odnośnik]12.12.20 18:49
Nie mogła uwierzyć, że po kumulacji tylu przykrości, dramatów i niepewności nagle uśmiechały się do niej gwiazdy, rozgrzewało ją słońce, czarowała najmniejsza iskra. Kłody magicznie znikały z drogi, odkąd odważyła się odejść od bajkowej krainy, odkąd pożegnała się z tytułem damy i niezwykłymi honorami. Rosnące aż do wysokich wież strachy rozpływały się w powietrzu, kiedy tylko na horyzoncie zjawiali się przyjaciele. Nie zasługiwała na to wszystko, a mimo to wciąż zewsząd napływała miłość, zupełnie jakby już nic jej nie groziło, jakby nie było wojny. Bała się tego, panicznie bała się, że któregoś dnia nawiedzą ją wreszcie konsekwencje tego wszystkiego i tak przepadną wszystkie fundamenty pod nowego ognisko. Chciała wciągnąć Steffena w swój ogień, oddać się przygodzie, stać się żoną i matką, chwytać wiatr w żagle i przeżywać. Pragnęła tego wszystkiego, a jednocześnie gdzieś daleko za plecami wyczuwała niedobre niespodzianki losu, które tylko czekały, by ją drasnąć boleśnie i zniszczyć ten wspaniale unoszący się na wietrze obłok szczęścia.
- Naprawdę – szepnęła nieco spokojniej, wdychając jednocześnie zapach, jego męski, cudowny zapach, którego zdołała się już nauczyć na pamięć. Przymknęła powieki, wsłuchiwała się w serce Cattermole’a, jakby do tej melodii mogła ułożyć piosenkę, albo zanucić, wspólnie z nim zakołysać się w pięknie tej doliny. Ponad nimi przeleciały ptaki, pod stopami czuła łaskotanie piasków, a pod gorsetem ciało ściśnięte, pulsujące, energię przelewającą się od łokcia do łokcia. Dłoń ułożona na plecach Steffa zrobiła charakterystyczny ruch głaszczący czule, powoli, zbyt leniwie jak na energię dawnej szlachcianki. Przez te chwilę nie było już nic i nikogo poza nim. Pochopność, nagłość, powaga złożonych przyrzeczeń nie przeraziła jej ani odrobinę – a przynajmniej nie zmąciła tej pięknej chwili. To ten właściwy mężczyzna, to najszczersze obietnice, których nie potrzebował świat. Potrzebowali ich oni, nikt nie narzucał im zdania, nikt nie wybrał ich sobie. Nikt poza losem, płomieniem, dobrą wróżbą. Przecież nie miała zupełnie niczego, była wyrzuconą ze stada owcą, samotnie błąkała się do krainach Weymouth, aż natrafiła gdzieś na jaskinię. Ciepłą i bezpieczną. Schronienie. Największym schronieniem były te ramiona i ich drżenie, w którym skryła się moc przeżycia. Wreszcie uniosła nieco głowę i popatrzyła na niego z przymglonym spojrzeniem. Czy był pewien, że pragnął właśnie ją wziąć pod opiekę? Ją? Bellę, która nigdy nie była samodzielna, która dopiero pojmowała sekrety prostego życia i nie wszystko przychodziło jej tak łatwo? Wysunęła zwinnie dłoń z kleszczy jego ciała i odgarnęła loki okrywające sprytnie jej nieco spochmurniała buzię.
– Uczyń to, proszę. Uczyń mnie swoją – wymówiła przejęta, wyciągając dłoń tak, by mógł nasunąć pierścień na palec, by mógł przypieczętować wszystkie marzenia. – A potem obiecaj mi, że… - że nie umrzesz w tej wojnie, że nie zginiesz bez śladu, że nie pozostawisz mnie samej z połamanym sercem. Że będziesz. Zeszklone nieco, wzruszone oczy potrzebowały na chwilę spuścić zasłonę powiek, dać duszy kilka łagodnych oddechów. Te drobne sekundy okazały się niezwykle przejmujące. Wiele skotłowanych myśli chciało ciasno otoczyć narzeczonego, kochanego chłopca, który nie zwątpił, kiedy świat stawał w tych czarnych płomieniach, kiedy los pozwalał jej błądzić między dwoma światami, doświadczać twarzy i przeznaczeń, topić się we własnej niepewności, w narzuconej metodą wieków powinności. Nie zawiódł jej, choć ona połamała jego oddane serce. Jak to możliwe, że uwierzył w nią znów? – Że nie przestraszysz się moich płomieni, że je oswoisz. Że będziemy się już zawsze sobą opiekować i że nie zostawisz mnie, że będziesz moim rycerzem. Od dawna nim jesteś – dokończyła zawstydzona i uciekła spojrzeniem gdzieś na malownicze jezioro. O wiele rozsądniej byłoby się tak nie otwierać, nie pozwalać na żywą, wylewną demonstracje uczuć i nie przyznawać się. Tylko nie umiała inaczej, tak bardzo go pokochała. Nigdy niczego nie była tak pewna, wspinała się do tych gwiazd z niesamowitą lekkością. I bardzo nie chciała nagle sturlać się w dół i przeminąć potem jak te baśniowe panny potopione we własnych łzach.
Od wody wolała popiół. Zapach ogniska wtargnął do nosa, przyjemnie podrażnił zakochane dusze.
Isabella Cattermole
Isabella Cattermole
Zawód : Stażystka w lecznicy
Wiek : 22
Czystość krwi : Zdrajca
Stan cywilny : Zamężna
Najmilszy sercu jest prawdziwy w nim pożar.
OPCM : 0
UROKI : 0
ALCHEMIA : 15+3
UZDRAWIANIE : 15+5
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Czarownica
Dolina Glendalough - Page 28 A8172ec5839139146051f7b54e49c5d0
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t7405-isabella-selwyn https://www.morsmordre.net/t7416-iskierka https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f84-boreham-palac-beaulieu https://www.morsmordre.net/t7417-skrytka-bankowa-nr-1810#202799 https://www.morsmordre.net/t7415-isabella-selwyn
Re: Dolina Glendalough [odnośnik]25.12.20 21:42
Naprawdę. Oświadczył się, a ona naprawdę te oświadczyny przyjęła. Byli zaręczeni, obiecani sobie. Wbrew przestrogom Willrica, wcale nie myślał o tym, że to już drugie zaręczyny Belli, że pierwsze zerwała. Tamto było w jego oczach pomyłką, przymusem, decyzją jej rodziny. Teraz byli zaś całowicie sami, suwerenni, składali przyrzeczenie tylko sobie. Oni i jezioro i niebo (i niematerialny wąż, który na szczęście już im nie przeszkadzał). Steffowi serce biło jak nigdy, choć przecież cała jego znajomość z Bellą była emocjonalnym rollercoasterem. Przymknął oczy, na moment poddając się pieszczocie Belli, a potem zreflektował się i ujął delikatnie jej dłoń. Wsunął pierścionek na palec serdeczny swojej narzeczonej.
-Pasuje? - upewnił się. -Zawsze mogę poprosić kogoś o dostosowanie rozmiaru... - dodał pośpiesznie. Nie miał pojęcia, jak zmierzyć obwód palca Belli tak, by nie nabrała podejrzeń - a potem Will dosłał mu rodzinny pierścionek, więc już nic nie dało się dobierać.
Podniósł wzrok znad jej dłoni i spojrzał w ogniste oczy, dopominające się o jeszcze więcej, o obietnicę. Och? Cóż jeszcze mógł jej obiecać, poza tym, że uczyni ją swoją, swoją żoną? Na moment znieruchomiał, zastanawiając się, czy Bella zechce go poprosić - teraz albo w przyszłości - o zdystansowanie się od walk, o wspieranie Zakonu Feniksa w jakiś... mniej ryzykowny sposób. Nie był pewien, czy mógłby jej to obiecać. Jeszcze kilka miesięcy temu pewnie tak, ale teraz zabrnął w to już za daleko, zabił człowieka z Hannah i Kieranem, widział żądzę mordu w oczach lorda Blacka, w jego własnym sercu gorzało pragnienie pomszczenia Bertiego. Ale teraz Bella wiedziała już (prawie) wszystko, miała prawo mieć... własne przemyślenia i prośby. Spytała jednak o coś innego, a jego usta rozciągnęły się w uśmiechu.
-Kocham twój ogień. - wypalił. Może i szlachciankom nie wypadało płonąć zbyt mocno, ale jego zachwycała energia Belli, ba, cieszył się nawet z jej scen zazdrości. Nie znosił w życiu nudy, a z tą dziewczyną, narzeczoną, nigdy nudzić się nie będzie. Była bardziej pasjonująca niż klątwy zdejmowane dla goblinów - a gdyby Steff stanął kiedyś przed zwierciadłem Ain Eingarp, to przekonałby się, że to życie u boku Belli zajęło wśród jego pragnień najwyższe miejsce.
-Kocham cię. Obiecuję, ci Bello. Na zawsze i na wieczność. - szepnął, unosząc do ust jej dłoń, przyozdobioną pierścionkiem. Pocałował ją w rękę, a potem w usta. Jej już o nic nie prosił, już otrzymał najpiękniejszy dar, jej "tak". Wyjdzie za niego. Został narzeczonym Isabelli Presley, niegdyś Selwyn. Świat zwariował. Świat był taki piękny! I piękne było irlandzkie niebo na dwójką całujących się zakochanych. Oddali się niewinnym pieszczotom, dopóki słońce nie zaczęło się zniżać. A to dopiero pierwszy dzień wspólnych wakacji.




przekazuję Belli pierścień z kamieniem księżycowym z mojego ekwipunku
/zt x 2  :pwease:


intellectual, journalist
little spy

Steffen Cattermole
Steffen Cattermole
Zawód : młodszy specjalista od klątw i zabezpieczeń w Gringottcie, po godzinach reporter dla "Czarownicy"
Wiek : 23
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Żonaty
I like to go to places uninvited
OPCM : 30 +7
UROKI : 5
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 35 +4
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 16
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t7358-steffen-cattermole https://www.morsmordre.net/t7438-szczury-nie-potrzebuja-sow#203253 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f127-dolina-godryka-szczurza-jama https://www.morsmordre.net/t7471-skrytka-bankowa-nr-1777#204954 https://www.morsmordre.net/t7439-steffen-cattermole?highlight=steffen
Re: Dolina Glendalough [odnośnik]26.02.21 20:54
| 28 października?

Uważaj teraz, t-t-trzymaj się mocno! – zawołał, starając się przekrzyczeć świszczący w uszach wiatr, gdy kierował miotłę w stronę górskiego przesmyku, obniżając nieco lot – aż przed ich oczami pojawiła się gładka powierzchnia irlandzkiego jeziora. Nie lecieli szybko – czy może, nie gnali na złamanie karku, bo manewrowanie miotłą przy pomocy jednej ręki wymagało przede wszystkim ostrożności; drugą przytrzymywał siedzącą przed nim Amelię, pilnując, by nie przesunęła się za mocno w żadną stronę, ani nie wysunęła z przytrzymującego ją paska. Od czasu do czasu zerkał też na nią kontrolnie, w odruchu, który wyrobił sobie jakoś tak naturalnie w ciągu ostatnich miesięcy: sprawdzając, czy się nie bała, czy w jej oczach nie błyszczał strach ani niepewność; jeszcze nie zawsze umiał je odczytać – ale coraz lepiej szło mu rozpoznawanie drobnych gestów, jasnych brwi ściągniętych do środka, zmarszczonego noska czy warg zaciśniętych, ale drżących jak do płaczu. – W p-p-porządku? – zapytał tak czy inaczej, między wierszami przypominając jej, że był tutaj z nią – a więc nic złego nie miało się im stać.
Nie mówił o tym głośno – ale od czasu do czasu musiał przypominać o tym też sobie.
Decyzja o zabraniu córki na jednodniową wycieczkę należała do tych trudniejszych – tym bardziej, że odkąd wrócił z Azkabanu, nie potrafił odpędzić od siebie paskudnego wrażenia, że za każdym rogiem czyhało na nich niebezpieczeństwo. Obawa była cicha, nieokreślona i taka, której nie był w stanie logicznie wyjaśnić; lęk pojawiał się w chwilach, w których wcale tego nie oczekiwał: gdy pracował za ich chatą w Oazie, albo siadał samotnie przy kuchennym stole, starając się jakoś rozplanować, jak sprawić, by to, co udało mu się kupić, wystarczyło im na cały miesiąc. Z jednej strony wiedział, że Oaza była bezpieczna – z drugiej, nie mógł usiedzieć spokojnie, dopóki tego nie sprawdził: wychodząc przed dom i rozglądając się dookoła, zaglądając za zamknięte drzwi, czy wdrapując się po drabince na półpiętro, żeby upewnić się, że Amelia na pewno tam była. Kilka razy zdarzyło mu się stracić nad sobą panowanie – i krzyknąć na nią, gdy wróciła do domu zbyt późno, albo zaaferowana zabawą, nie odpowiedziała od razu na nawoływanie; wstydził się później tych wybuchów, starając się wynagrodzić je najlepiej, jak tylko mógł, wyprawą do gwiezdnego lasu albo ciekawą bajką opowiedzianą na dobranoc, chciał jednak dać jej coś więcej – wyjaśnić, być może, dlaczego ostatnio znikał na całe dnie, pracując jeszcze dłużej niż do tej pory. To popołudnie miało być tylko ich; zaplanował je starannie, przygotowując wcześniej niewielki pakunek z sokiem dyniowym w nietłukącej się butelce i po dwie zawinięte w brązowy papier kanapki; niezbyt wymyślne, chleb, który mieli, był już nieco suchy, ale z masłem i doprawioną pieprzem pastą rybną, nie smakował wcale najgorzej – zwłaszcza na świeżym powietrzu, po długim locie.
Przelecimy nad wodą? – zapytał, uśmiechając się szeroko, a później skręcił – lecąc prosto w stronę rozciągającego się przed nimi, pod nimi, jeziora; spojrzał w dół, na umykającą szybko ziemię, która po chwili zamieniła się w wodę – lśniącą w promieniach słabego, jesiennego słońca, odbijającą niebo ponad nimi. Skierował miotłę w dół – prosto ku tafli, poniżej linii drzew, podrywając rączkę do góry dopiero, gdy już wydawało się, że czekała ich nagła kąpiel; czubki jego butów musnęły powierzchnię jeziora, wzbijając w górę fontannę kropel. – Juhuu! Mało b-b-brakowało – zawyrokował, śmiejąc się jednak i znów spoglądając w stronę Amelii; starał się ją rozbawić, sprawić, żeby zapomniała na moment o tym, że tak rzadko zdarzało jej się opuszczać Oazę; w rzeczywistości przez cały czas kontrolował sytuację, ani na moment nie tracąc panowania nad miotłą.
Gdy dotarli do drugiego brzegu, zatoczył pętlę nad niewielką polanką, stopniowo zwalniając – a wreszcie się zatrzymując, stopy opierając na pożółkłej już nieco trawie. – No, jesteśmy na m-m-miejscu – powiedział, odpinając zabezpieczający pasek i wyciągając dłonie, żeby zsadzić Amelkę z miotły. – Ostrożnie. Nie k-k-kręci ci się w głowie? – upewnił się, asekurując ją jeszcze przez chwilę – dopóki nie miał pewności, że stała stabilnie na nogach. Dopiero wtedy sam zszedł z miotły, podskakując kilka razy w miejscu, żeby do nóg wróciło mu krążenie. – Dalej p-p-pójdziemy piechotą, co? Podobno w tym lesie – wskazał dłonią na drzewa, rzadko porastające dolinę – można czasami sp-p-potkać lunaballe. Widziałaś je kiedyś? – zapytał z ciekawością; było jeszcze wiele rzeczy, drobiazgów, wspomnień, których o niej nie wiedział – skrawków przeszłości, w której nie było mu dane uczestniczyć. – Później możemy wrócić nad jezioro i zrobić sobie p-p-piknik. Co ty na to? – zapytał z ciekawością, jednocześnie kontrolnie rozglądając się dookoła – ale wydawało się, że byli tu sami; okolica była cicha, spokojna – nie licząc ptaków, kryjących się gdzieś w koronach drzew.

| rzucam na konsekwencje po Azkabanie




I came and I was nothing
and time will give us nothing
so why did you choose to lean on
a man you knew was falling?

William Moore
William Moore
Zawód : lotnik, łącznik, szkoleniowiec
Wiek : 29
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Żonaty
jeno odmień czas kaleki,
zakryj groby płaszczem rzeki,
zetrzyj z włosów pył bitewny,
tych lat gniewnych
czarny pył
OPCM : 30 +5
UROKI : 10
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 10 +3
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 30
SPRAWNOŚĆ : 25
Genetyka : Czarodziej

Zakon Feniksa
Zakon Feniksa
https://www.morsmordre.net/t5432-william-moore https://www.morsmordre.net/t5459-bursztyn https://www.morsmordre.net/t12096-william-moore https://www.morsmordre.net/f376-irlandia-gory-derryveagh https://www.morsmordre.net/t5461-skrytka-bankowa-nr-1345 https://www.morsmordre.net/t5460-billy-moore
Re: Dolina Glendalough [odnośnik]26.02.21 20:54
The member 'William Moore' has done the following action : Rzut kością


'k6' : 1
Morsmordre
Morsmordre
Zawód : Mistrz gry
Wiek :
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
O Fortuna
velut Luna
statu variabilis,
semper crescis
aut decrescis...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Dolina Glendalough - Page 28 Tumblr_lqqkf2okw61qionlvo3_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Dolina Glendalough [odnośnik]16.03.21 13:40
| Wszystko mi odpowiada, tato :pwease:

Nie bała się! Nie miała czego się bać pod opieką taty, nawet szybkości i świstu wiatru! Nie mogła uwierzyć w to, że ponownie mogła usiąść na magicznej miotle! Jej miotełki czasem same tańczyły i zamiatały podłogę, ale nie mogła na nich latać! Uśmiech nie schodził z młodziutkiej i bladej twarzyczki. Kurczowo trzymała się jednak drewna, jak gdyby w obawie, że pomimo bezpiecznego uścisku taty mogłaby spaść. No i sam powiedział, żeby się trzymała! Gdyby tylko sama potrafiła tak latać!
Z zainteresowaniem spoglądała co jakiś czas w dół i rozglądała się wokół siebie, chcąc zobaczyć jak najwięcej! Wyjście poza Oazę było dla niej jak urodzinowy prezent, choć urodziny miały dopiero nadejść! Ile będzie mogła opowiedzieć Debbie! Ciekawe czy pan Dearborn też zabierał ją na takie wycieczki? Na pewno! A przynajmniej, miała taką nadzieję! Może gdyby obydwie trochę urosły, to mogłyby same latać… choćby nad Oazą? To byłby super pomysł! Gdyby tylko rodzice pozwolili!
Taaaaak! – Zawołała w odpowiedzi na pytanie. Żałowała jedynie, że nie mogła zabrać pana Królikowskiego, żeby i on przeżył swój pierwszy lot. Nie miałaby jednak gdzie go trzymać! Gdyby tu był, to z całą pewnością też byłby zachwycony, zupełnie jak ona! I też pewnie by krzyczał z radości i ekscytacji jak ona! Musiała zwracać uwagę na jak najwięcej rzeczy, żeby móc mu wszystko opowiedzieć i to tak, żeby nie czuł się obrażony!
Nie wiedziała co dręczyło tatę. Coś na pewno, ale bała się zapytać. Czasem na nią krzyczał, na co natychmiast reagowała zaszklonymi oczami. Babcia (kiedy jeszcze z nią mieszkała) wielokrotnie powtarzała, żeby słuchać się starszych. Amelia z niewiadomego względu uznawała, że prawdopodobnie zwyczajnie zawodziła swojego tatę i dlatego na nią krzyczał od czasu do czasu. Ale co mogła poradzić na to, że w Oazie było wiele ciekawych miejsc! I na to, że czasem pan Królikowski opowiadał jej tajemnicze rzeczy z nie tego świata! Wiedziała, że tata nie gniewał się długo, ale jednak, czasami się martwiła!
Tak! – odpowiedziała, gdy tylko usłyszała, że mogliby przelecieć nad wodą. Natychmiast się zaśmiała. – Pan Królikowski mi nie uwierzy, jak mu powiem! – Dodała po chwili, a za tym pisnęła w momencie, kiedy skręcili.
Z zainteresowaniem przyglądała się tafli wody, która pod nimi błyszczała. Piszczała tym głośniej, kiedy zbliżyli się do powierzchni bardzo blisko. Gdyby tylko Debbie mogła tutaj być i lecieć razem z nimi! Na pewno by się jej spodobało! I te pętle, które robił tata, a od których kręciło się jej w głowie!
Tato, tato, jesteś super! – Zakrzyczała, kiedy wylądowali na mięciutkiej trawie. Oplotła szyję swojego rodzica-bohatera kiedy ściągnął ją z miotły. – Dlaczego moje miotełki tak nie robią? – Zapytała od razu i trochę się naburmuszyła… ale zaraz się uśmiechnęła, zmieniając zupełnie swoje nastawienie. – Chciałabym latać jak ty! I mieć magiczny patyk jak ty, tato! I jak Marcel, pan Dearborn, ciocia Elizabeth i ciocia Lydia! – Natychmiast podskoczyła i zrobiła podwójny niezgrabny piruet… ale zgubiła równowagę (szczególnie, że od pętli taty wciąż trochę kręciło się jej w głowie) i padła pupą na trawę. Nie przejmowała się jednak i głośno się zaśmiała. Natychmiast się pozbierała i otrzepała swoje ubranie! – Tylko trochę! – Przyznała nieśmiało i natychmiast się zaczerwieniła.
Ochoczo pokiwała głową, kiedy tata zaproponował spacer. Nie zauważyła jednak, że jedna z jej sznurówek się rozwiązała i (jak niemal codziennie) zaczęła być dla niej niebezpieczeństwem. Z zainteresowaniem spojrzała na tatę, a potem na drzewa, kiedy ten powiedział jej, że można yło coś w nim spotkać.
Luna…balle? – Powtórzyła za nich, wykrzywiając śmiesznie twarz. Nie była pewna czy dobrze powtórzyła to dziwne słowo! – Co to jest? To są jakieś motylki? – Dopytała, bo tak jej to jakoś brzmiało. Chciała jednak wiedzieć wszystko to, co wiedział tata, więc z całą pewnością nie zamierzała tak po prostu odpuścić wyjaśnienia.
Na propozycję pikniku ponownie radośnie podskoczyła. Oczywiście, że chciała na końcu coś zjeść! W Oazie często się nudziła i ostatnio nie było wiele, co mogłaby przekąsić!
Tak!


Dziecięca magia!
Amelia B. Moore
Amelia B. Moore
Zawód : sprzątam, zamiatam i pomagam
Wiek : 6
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Panna
Pan Królikowski wie wszystko
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t8990-amelia-moore https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f181-oaza-skamielina https://www.morsmordre.net/t8997-a-moore#270523

Strona 28 z 30 Previous  1 ... 15 ... 27, 28, 29, 30  Next

Dolina Glendalough
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach