Opuszczone muzeum
AutorWiadomość
First topic message reminder :
[bylobrzydkobedzieladnie]
Opuszczone muzeum
Tower of London niegdyś tętniło życiem – zabytkowe budynki, wcześniej pełniące funkcję mugolskiego więzienia, po przekształceniu na muzeum stanowiły atrakcję turystyczną, przez którą codziennie przelewały się tłumy odwiedzających Londyn ludzi. Po Bezksiężycowej Nocy i zamknięciu miasta dla niemagicznych, sytuacja jednak drastycznie się zmieniła: wieże, dziedzińce i budowle opustoszały, wypełnione jedynie rozlegającym się od czasu do czasu echem kroków oraz krakaniem kruków. Część zabudowań została zajęta przez czarodziejów i przerobiona na użytek magicznego więzienia, główny gmach muzeum pozostał jednak pusty, a strażnicy – z powodów znanych wyłącznie im – omijają go szerokim łukiem.
[bylobrzydkobedzieladnie]
Ostatnio zmieniony przez Mistrz gry dnia 04.11.20 12:39, w całości zmieniany 2 razy
Ciągle kołatało się w nim oszołomienie. Ciało skręcało się od nadmiaru bodźców. Kakofonia minionych dźwięków wciąż ocierała się o małżowiny, iskała dudniącym echem wnętrze czaszki. Nieprzyjemne obrazy, twarze, wymierzone w jego kierunku różdżki przyciągały spojrzenie. Krew wrzała zakłócając wycie sponiewieranego ciała. Prawdopodobnie dlatego właśnie źle ocenił swój stan, co przypłacił niemalże tragedią. Czuł, że był bliski zwymiotowania z bólu, wysiłku. Odnosił wrażenie, że właśnie oto przekraczał kolejną linię, kiedy to zaciskając zęby zmusił ciało pod groźbą śmierci by utrzymało wybrany kurs, by chwyciło różdżkę, by wypowiedzieć inkantację. Udaną. Poczuł to na chwilę przed błyskiem, który rozświetlił swą mocą korytarz. Magia wartko, ochoczo płynęła przez drewno.
Skamander w porę schował spojrzenie w zagłębieniu drugiego ramienia. Jeszcze nim wychylił przymrużone, zielone oczy zza bezpiecznej kryjówki usłyszał, jak ktoś się rozłożył i niewybrednie to skomentował. Nieszczęśliwcem okazał się ten sam strażnik, który go krępował i pozbawił torby. Anthony zamierzał wykorzystać tę chwilę, łaskę losu na odzyskanie swojej własności i dopilnowanie by ramię torby na nowo przepasało pierś prawowitego właściciela - jego. Za dużo było tam rzeczy, których potrzebowali lub mieli potrzebować. Nie mógł tego tak po prostu zignorować. Po tym nie miał wiele czasu na cokolwiek innego. Został zepchnięty do obronny.
- Protego!
|1 - odzyskuję torbę, 2 - staram się bronić!
Skamander w porę schował spojrzenie w zagłębieniu drugiego ramienia. Jeszcze nim wychylił przymrużone, zielone oczy zza bezpiecznej kryjówki usłyszał, jak ktoś się rozłożył i niewybrednie to skomentował. Nieszczęśliwcem okazał się ten sam strażnik, który go krępował i pozbawił torby. Anthony zamierzał wykorzystać tę chwilę, łaskę losu na odzyskanie swojej własności i dopilnowanie by ramię torby na nowo przepasało pierś prawowitego właściciela - jego. Za dużo było tam rzeczy, których potrzebowali lub mieli potrzebować. Nie mógł tego tak po prostu zignorować. Po tym nie miał wiele czasu na cokolwiek innego. Został zepchnięty do obronny.
- Protego!
|1 - odzyskuję torbę, 2 - staram się bronić!
Find your wings
The member 'Anthony Skamander' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 80
'k100' : 80
Sapnęła cicho, gdy opadała na kolana przy wystającym spod gruzów ramieniu; uparcie starała się nie myśleć o tym, co robi, o oblepiającej drewienko krwi, o tym, gdzie podziała się jej własna różdżka. Skrupuły zdawały się umknąć pod naporem dyszącego w kark niebezpieczeństwa. Niedelikatnie wyrwała przedmiot ze sztywniejących palców trupa; skradziony oręż był obcy, źle leżał w dłoni, lecz wyglądał na cały. Tylko czy będzie jej słuchać…? Zza pleców dobiegały do niej odgłosy walki, ktoś krzyknął, inny ktoś próbował się bronić; łudziła się, że Anthony nie dał się jeszcze spacyfikować, dzielnie stawia opór, a tym samym kupuje im wszystkim więcej czasu. Kiedy tylko pozyskała różdżkę, odwróciła się za siebie, w stronę korytarza, z którego dopiero co wybiegła. Jeden ze strażników musiał ruszyć za nią, stał jednak przy wylocie, nie atakował – musiał zostać oślepiony rzuconym przez Skamandera urokiem. Zebrała się z kamiennej posadzki, krzywiąc się przy silniejszym bólu ręki, przelotnym pulsowaniu uderzonej głowy, po czym wycelowała w nieznajomego i przełknęła głośno ślinę. – Expelliarmus! – spróbowała prędko, zanim odzyskałby rezon, w duchu modląc się, by obce drewienko nie odmówiło posłuszeństwa, nie w tej chwili. Wtedy też usłyszała wołanie dobiegające zza gruzów, żałosne i przepełnione bólem. Drgnęła wyraźnie, mimowolnie spoglądając w tamtą stronę. Co miała robić? I do kogo należał ten głos? Jednego z oprawców czy ofiar…? Zawahała się, chciała pomóc, lecz jednocześnie rozsądek podpowiadał, że najpierw musi się zająć sobą samą, stojącym nieopodal strażnikiem, wykrzykującym rozkazy naczelnikiem. Znów wycelowała w tego samego czarodzieja, który znajdował się przy zakręcie. – Ignitio – dodała stanowczo, dbając o odpowiedni ruch nadgarstka. Pierwszy raz korzystała z obcej różdżki, mimo to miała nadzieję, że uda jej się cokolwiek zdziałać. Potrzebowali odrobiny szczęścia, by wyjść z tego cało.
| pierwsza kostka - Expelliarmus, druga kostka - Ignitio, a później ewentualne obrażenia
| pierwsza kostka - Expelliarmus, druga kostka - Ignitio, a później ewentualne obrażenia
Maeve Clearwater
Zawód : Rebeliant, wywiadowca
Wiek : 28
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
The moments of peace that we find sometimes, they aren't anything but warfare, thinly disguised.
OPCM : 22+1
UROKI : 32+4
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 5
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 8
SPRAWNOŚĆ : 8
Genetyka : Metamorfomag
Zakon Feniksa
The member 'Maeve Clearwater' has done the following action : Rzut kością
#1 'k100' : 90
--------------------------------
#2 'k100' : 41
--------------------------------
#3 'k8' : 3, 2, 6, 8, 6, 2
#1 'k100' : 90
--------------------------------
#2 'k100' : 41
--------------------------------
#3 'k8' : 3, 2, 6, 8, 6, 2
Widziałem jedynie poruszające się nerwowo wśród kurzu buty - a później błysk, który wraz z inkantacją padającą z ust Skamandera dawał mi pełną świadomość tego, że pozostając za gruzowiskiem miałem szczęście, że nie zdecydował się na bardziej agresywne zagranie. Resztki muru uchroniły mnie przed działaniem zaklęcia, moje zaś okazało się nieskuteczne. Reakcja strażników była błyskawiczna - analiza, która działa się w mojej głowie trwała zaledwie ułamki sekund, umysł pracował na najwyższych obrotach. Znajdowałem się już przecież w gorszych sytuacjach, ale fakt, że nikt nie znał mojego położenia zaczynał być dla mnie niebezpieczny. Zacisnąłem z bólu zęby i podciągnąłem się w kierunku wyrwy, przykucnięty, zatrzymując się u jej wylotu. Musiałem porzucić plan, z jakim tu przyszliśmy. Różdżki - jeśli gdziekolwiek były - nie zdałyby się nam na nic, jeśli za chwilę mieliśmy być martwi. Rozdzielenie się było błędem; być może, gdybym nie poszedł sam, ktoś w porę powstrzymałby mnie od głupiej inkantacji. Teraz nie miałem jednak wyboru. Walczyłem o przetrwanie. Myśl o tym, że pozostali mogli wpaść w zasadzkę gnębiła mnie, ale nie paraliżowała. Jeśli mogłem zrobić coś, by im pomóc, zdaje się, że nieświadomie właśnie to robiłem. - Aeris!- Z lepszą celnością i widocznością powtórzyłem inkantację - szeptem, z zaskoczenia; jeśli zaklęcie miało się powieść, istniało duże prawdopodobieństwo, że żaden ze strażników nie zdąży podnieść obrony.
nie wiem, czy rzucam na obrażenia czy nie, bo w opisie zaklęcia nadal jest wzmianka o 1/2 U, dlatego jeśli coś jest nie tak to proszę zignorować drugą kość. będę jeszcze pisać
nie wiem, czy rzucam na obrażenia czy nie, bo w opisie zaklęcia nadal jest wzmianka o 1/2 U, dlatego jeśli coś jest nie tak to proszę zignorować drugą kość. będę jeszcze pisać
Kundle, odmieńcy, śmieci, wariaci,
obywatele degeneraci,
ej, duszy podpalacze,
obywatele degeneraci,
ej, duszy podpalacze,
Róbmy dym
The member 'Frederick Fox' has done the following action : Rzut kością
#1 'k100' : 38
--------------------------------
#2 'k8' : 2, 4, 8, 2, 8, 3
#1 'k100' : 38
--------------------------------
#2 'k8' : 2, 4, 8, 2, 8, 3
Nie wiedziałem, czy to wystarczy. Jeszcze w bezpiecznym położeniu, skulony poniżej wysokości kolan strażników zajętych walką z Anthonym sięgnęłam po fiolkę przytroczoną do skórzanego pasa na przedramieniu. Złoty płyn puszczał do mnie oczko, kusił swoją zawartością, choć flakonik był mniejszy niż mój kciuk. Nigdy wcześniej nie próbowałem płynnego szczęścia, nie wiedziałem, co stanie się po wypici eliksiru - uwarzył go jedna najlepszy alchemik, jakiego znałem. Nie miałem wątpliwości co do tego, że zadziała dobrze. Pewnym ruchem odkorkowałem fiolkę, wypijając jego zawartość. A potem... potem rzuciłem pustą fiolkę po posadzce - tak, aby zatrzymała się przed strażnikami, z dala od Skamandera. Chciałem odwrócić ich uwagę. Oszukać. Tocząca się po posadzce szklana buteleczka w ferworze walki mogła ich rozproszyć, zmusić do spojrzenia za siebie. Nikt zdawał się nie patrzeć w moim kierunku, przeszkoleni w boju byli wyczuleni na takie niespodzianki. Unoszący się pył pomagał, nie pozwalał na błyskawiczne rozeznanie się, czy fiolka jest pełna zabójczej zawartości, czy zupełnie nie.
Rozproszenie. To było naszym zadaniem. I chociaż jedną jego część zamierzałem wykonać jak należy.
wypijam felixa
Rozproszenie. To było naszym zadaniem. I chociaż jedną jego część zamierzałem wykonać jak należy.
wypijam felixa
Kundle, odmieńcy, śmieci, wariaci,
obywatele degeneraci,
ej, duszy podpalacze,
obywatele degeneraci,
ej, duszy podpalacze,
Róbmy dym
Chaos wywołany oślepieniem strażników prawdopodobnie nie miał trwać długo – wszyscy zdawaliście sobie sprawę z tego, że część z nich zapewne już wkrótce zacznie odzyskiwać rozeznanie w otoczeniu – póki co skutecznie zamieniał jednak pole walki w trudną do opanowania zawieruchę. Anthony, walcząc z szarpiącym bólem pod żebrami, zdołał wykrzesać z siebie wystarczająco determinacji, by wznieść przed sobą tarczę; trzymając różdżkę przed sobą, czuł, jak rzucone przez przeciwników zaklęcia uderzają w barierę jedno po drugim, jak ona sama wibruje i drży, by ostatecznie wchłonąć je wszystkie i rozwiać w srebrzystych, migających w słabym świetle strzępach – pozwalając Anthony’emu na sięgnięcie po torbę, wciąż zawieszoną na ramieniu leżącego na posadzce strażnika, który – wijąc się z bólu i wciąż trzymając się za twarz – zdawał się nie zauważyć znikającego ciężaru. Szybki, choć okupiony rozbłyskującymi przed oczami mroczkami ruch wystarczył, żeby poderwać do góry skórzany pasek; zawartość torby zagrzechotała, ona sama natomiast wydała się właścicielowi jakby cięższa niż wcześniej, mógł być to jednak efekt potęgującego się zmęczenia, póki co odganianego jeszcze przez krążącą w żyłach aurora adrenalinę.
Maeve zdecydowała się zignorować rozpaczliwe wołanie o pomoc, kierując swoją uwagę (i różdżkę) w stronę jednego z oślepionych strażników. Różdżka, którą odebrała martwemu czarodziejowi, zdawała się odpowiadać na wypowiadane inkantacje z opóźnieniem, ale posłane przez wiedźmią strażniczkę zaklęcie rozbrajające było udane – czerwony promień pomknął w stronę mężczyzny, a choć ten spróbował wznieść przed sobą tarczę, zareagował zbyt późno; różdżka wysunęła mu się spomiędzy palców i upadła na posadzkę, a on sam rzucił się na podłogę, żeby ją podnieść, jednak wciąż pozbawiony wzroku, błądził dłońmi na ślepo. Szybki ruch pozwolił mu jednak na uniknięcie drugiego z zaklęć posłanych przez Maeve; niezbyt celne, przeleciało ponad jego głową, a kula ognia rozbiła się o ścianę za jego plecami, sypiąc dookoła gorącymi iskrami.
– Cofnąć się! – krzyknął naczelnik więzienia, machając ręką w stronę piątki wyraźnie zdezorientowanych strażników, wciąż pozbawionych zmysłu wzroku. – Travis, Belby – za nią – rozkazał, a dwóch mężczyzn, do tej pory stojących za nim, ruszyło przed siebie, przebiegając obok Anthony’ego i zmierzając w stronę załamania korytarza, za którym zniknęła Maeve. Ledwie minęli zakręt, skierowali różdżki w jej stronę. – Expelliarmus! – krzyknął pierwszy, wyższy, z determinacją wyraźnie wymalowaną na pokrytej piegami twarzy; zaklęcie – celne – pomknęło w stronę wiedźmiej strażniczki. – Colloshoo! – rzucił drugi, ale tym razem chybił – wiązka przemknęła obok lewego łokcia Maeve i zatrzymała się dopiero na gruzowisku za jej plecami. Huknęło, a w dół posypało się kilka luźnych odłamków; kobieta – wciąż ukryta przed wzrokiem wiedźmiej strażniczki – krzyknęła głośno. – Pomocy! Pomocy, nie mogę się wydostać! – Jej głos brzmiał coraz bardziej nagląco, ale też jakby słabiej, zachrypnięty i mniej wyraźny niż poprzednio.
Naczelnik oraz strażnik, który pozostał u jego boku, jednocześnie skierowali różdżki w stronę Anthony’ego. – Expelliarmus – wypowiedział niższy rangą mężczyzna, lecz jego zaklęcie nie dotarło do celu, zamiast tego odłupując ze ściany fragment tynku. W tym samym czasie inkantację wypowiedział naczelnik: – Muscipulia – a wiązka, posłana celnie, z imponującą prędkością pomknęła w stronę Skamandera. W tym samym czasie Frederick, pozostając w ukryciu, jakie dawała mu zawalona ściana, po raz drugi spróbował przewrócić strażników, jednak i tym razem zaklęcie nie zadziałało tak, jak na to liczył; celowanie poprzez umieszczony tuż przy ziemi otwór było trudne, auror musiał wygiąć ramię pod niewygodnym kątem, co z kolei utrudniało manewrowanie nadgarstkiem; w dodatku wyglądało na to, że niewielka wyrwa była jedynym źródłem świeżego powietrza, bo w miejscu, gdzie znajdował się Fox, zaczynało robić się naprawdę duszno – a sam czarodziej mógł odnieść wrażenie, że wciągając do płuc powietrze, oddycha głównie unoszącym się wszędzie dookoła pyłem. Zrobiło mu się gorąco, koszula przykleiła się do pleców, a pulsujący ból w uszkodzonym kolanie coraz mocniej dawał się we znaki. Podmuch powietrza, który wydostał się z jego różdżki, dodatkowo wzbił w górę chmurę suchego pyłu, a część luźniejszych fragmentów kamieni z wyraźnym chrobotaniem potoczyła się przez korytarz, zwracając uwagę pozostałych w nim strażników. Choć sam naczelnik nie poruszył głową, machnął różdżką w stronę oka, które obniżyło się nieco, dając mu lepszy pogląd na sytuację. – Sprawdź to – powiedział do towarzyszącego mu mężczyzny, a ten posłusznie ruszył w stronę gruzowiska. Para nóg zasłoniła Frederickowi (już i tak ograniczony) widok, akurat gdy postanowił sięgnąć po fiolkę; złoty płyn błysnął niewyraźnie w ciemności, a niezwykle rzadki eliksir, wypity, rozlał się po języku i przełyku aurora przyjemnym chłodem, podczas gdy jego samego niemal natychmiast ogarnęło uzależniające poczucie euforii. Zniknął ból w nodze, podobnie jak zniknęły obawy o to, co mogło się z nimi wszystkimi stać; w jednej sekundzie przestał przejmować się możliwością niepowodzenia, konsekwencjami schwytania, ilością przeciwników; wydawało mu się – nie, był pewen – że był zdolny do absolutnie wszystkiego, i że jakiejkolwiek szalonej próby się nie podejmie, zakończy się ona sukcesem. Szklana fiolka potoczyła się po posadzce, ale Frederick już wcześniej skutecznie zwrócił uwagę strażników. Jeden z nich, ten, któremu rozkaz wydał naczelnik, ukucnął właśnie tuż przy wyrwie i zajrzał do środka, mrużąc oczy – a jego spojrzenie skrzyżowało się ze spojrzeniem Foxa.
Trwa 11 tura, na odpis macie 48 godzin.
Rzuty na zaklęcia: klik
Zaklęcie Muscipulia zostało rzucone z mocą ponad 100 oczek.
Frederick, eliksir Felix Felicis pozwala ci na wykonanie 3 akcji zakończonych krytycznym sukcesem - nie musisz rzucać na nie kością. Możesz rozłożyć je na 3 lub 2 tury.
Aktywne zaklęcia i eliksiry:
Venenifer Captiona (Frederick)
Caeco (naczelnik + 5 z 8 strażników) - 2/3 tury
Oculus (naczelnik) - 2/3 tury; 10/10 PŻ
Felix Felicis (Frederick) - 0/3 akcje
Maeve znajduje się pod przemienioną postacią.
Frederick - 174/278 (-15) (44 - psychiczne; 20 - rana tłuczona głowy; 10 - stłuczenia pleców; 30 - rana tłuczona lewego kolana, noga unieruchomiona od kolana w dół)
Anthony - 155/249 (-15) (44 - psychiczne; 40 - rana kłuta klatki piersiowej, poniżej żeber, możliwe obrażenia wewnętrzne; 10 - rany tłuczone żeber)
Maeve - 116/210 (-20) (44 - psychiczne; 20 - rana tłuczona głowy; 20 - wybicie lewego barku ze stawu; 10 - rany tłuczone żeber)
W razie pytań zapraszam. <3
Maeve zdecydowała się zignorować rozpaczliwe wołanie o pomoc, kierując swoją uwagę (i różdżkę) w stronę jednego z oślepionych strażników. Różdżka, którą odebrała martwemu czarodziejowi, zdawała się odpowiadać na wypowiadane inkantacje z opóźnieniem, ale posłane przez wiedźmią strażniczkę zaklęcie rozbrajające było udane – czerwony promień pomknął w stronę mężczyzny, a choć ten spróbował wznieść przed sobą tarczę, zareagował zbyt późno; różdżka wysunęła mu się spomiędzy palców i upadła na posadzkę, a on sam rzucił się na podłogę, żeby ją podnieść, jednak wciąż pozbawiony wzroku, błądził dłońmi na ślepo. Szybki ruch pozwolił mu jednak na uniknięcie drugiego z zaklęć posłanych przez Maeve; niezbyt celne, przeleciało ponad jego głową, a kula ognia rozbiła się o ścianę za jego plecami, sypiąc dookoła gorącymi iskrami.
– Cofnąć się! – krzyknął naczelnik więzienia, machając ręką w stronę piątki wyraźnie zdezorientowanych strażników, wciąż pozbawionych zmysłu wzroku. – Travis, Belby – za nią – rozkazał, a dwóch mężczyzn, do tej pory stojących za nim, ruszyło przed siebie, przebiegając obok Anthony’ego i zmierzając w stronę załamania korytarza, za którym zniknęła Maeve. Ledwie minęli zakręt, skierowali różdżki w jej stronę. – Expelliarmus! – krzyknął pierwszy, wyższy, z determinacją wyraźnie wymalowaną na pokrytej piegami twarzy; zaklęcie – celne – pomknęło w stronę wiedźmiej strażniczki. – Colloshoo! – rzucił drugi, ale tym razem chybił – wiązka przemknęła obok lewego łokcia Maeve i zatrzymała się dopiero na gruzowisku za jej plecami. Huknęło, a w dół posypało się kilka luźnych odłamków; kobieta – wciąż ukryta przed wzrokiem wiedźmiej strażniczki – krzyknęła głośno. – Pomocy! Pomocy, nie mogę się wydostać! – Jej głos brzmiał coraz bardziej nagląco, ale też jakby słabiej, zachrypnięty i mniej wyraźny niż poprzednio.
Naczelnik oraz strażnik, który pozostał u jego boku, jednocześnie skierowali różdżki w stronę Anthony’ego. – Expelliarmus – wypowiedział niższy rangą mężczyzna, lecz jego zaklęcie nie dotarło do celu, zamiast tego odłupując ze ściany fragment tynku. W tym samym czasie inkantację wypowiedział naczelnik: – Muscipulia – a wiązka, posłana celnie, z imponującą prędkością pomknęła w stronę Skamandera. W tym samym czasie Frederick, pozostając w ukryciu, jakie dawała mu zawalona ściana, po raz drugi spróbował przewrócić strażników, jednak i tym razem zaklęcie nie zadziałało tak, jak na to liczył; celowanie poprzez umieszczony tuż przy ziemi otwór było trudne, auror musiał wygiąć ramię pod niewygodnym kątem, co z kolei utrudniało manewrowanie nadgarstkiem; w dodatku wyglądało na to, że niewielka wyrwa była jedynym źródłem świeżego powietrza, bo w miejscu, gdzie znajdował się Fox, zaczynało robić się naprawdę duszno – a sam czarodziej mógł odnieść wrażenie, że wciągając do płuc powietrze, oddycha głównie unoszącym się wszędzie dookoła pyłem. Zrobiło mu się gorąco, koszula przykleiła się do pleców, a pulsujący ból w uszkodzonym kolanie coraz mocniej dawał się we znaki. Podmuch powietrza, który wydostał się z jego różdżki, dodatkowo wzbił w górę chmurę suchego pyłu, a część luźniejszych fragmentów kamieni z wyraźnym chrobotaniem potoczyła się przez korytarz, zwracając uwagę pozostałych w nim strażników. Choć sam naczelnik nie poruszył głową, machnął różdżką w stronę oka, które obniżyło się nieco, dając mu lepszy pogląd na sytuację. – Sprawdź to – powiedział do towarzyszącego mu mężczyzny, a ten posłusznie ruszył w stronę gruzowiska. Para nóg zasłoniła Frederickowi (już i tak ograniczony) widok, akurat gdy postanowił sięgnąć po fiolkę; złoty płyn błysnął niewyraźnie w ciemności, a niezwykle rzadki eliksir, wypity, rozlał się po języku i przełyku aurora przyjemnym chłodem, podczas gdy jego samego niemal natychmiast ogarnęło uzależniające poczucie euforii. Zniknął ból w nodze, podobnie jak zniknęły obawy o to, co mogło się z nimi wszystkimi stać; w jednej sekundzie przestał przejmować się możliwością niepowodzenia, konsekwencjami schwytania, ilością przeciwników; wydawało mu się – nie, był pewen – że był zdolny do absolutnie wszystkiego, i że jakiejkolwiek szalonej próby się nie podejmie, zakończy się ona sukcesem. Szklana fiolka potoczyła się po posadzce, ale Frederick już wcześniej skutecznie zwrócił uwagę strażników. Jeden z nich, ten, któremu rozkaz wydał naczelnik, ukucnął właśnie tuż przy wyrwie i zajrzał do środka, mrużąc oczy – a jego spojrzenie skrzyżowało się ze spojrzeniem Foxa.
Trwa 11 tura, na odpis macie 48 godzin.
Rzuty na zaklęcia: klik
Zaklęcie Muscipulia zostało rzucone z mocą ponad 100 oczek.
Frederick, eliksir Felix Felicis pozwala ci na wykonanie 3 akcji zakończonych krytycznym sukcesem - nie musisz rzucać na nie kością. Możesz rozłożyć je na 3 lub 2 tury.
Aktywne zaklęcia i eliksiry:
Venenifer Captiona (Frederick)
Caeco (naczelnik + 5 z 8 strażników) - 2/3 tury
Oculus (naczelnik) - 2/3 tury; 10/10 PŻ
Felix Felicis (Frederick) - 0/3 akcje
Maeve znajduje się pod przemienioną postacią.
Frederick - 174/278 (-15) (44 - psychiczne; 20 - rana tłuczona głowy; 10 - stłuczenia pleców; 30 - rana tłuczona lewego kolana, noga unieruchomiona od kolana w dół)
Anthony - 155/249 (-15) (44 - psychiczne; 40 - rana kłuta klatki piersiowej, poniżej żeber, możliwe obrażenia wewnętrzne; 10 - rany tłuczone żeber)
Maeve - 116/210 (-20) (44 - psychiczne; 20 - rana tłuczona głowy; 20 - wybicie lewego barku ze stawu; 10 - rany tłuczone żeber)
- ekwipunki:
- Frederick:
Felix Felicis (1 porcja, uwarzony 01.09, moc = 113)
Mikstura buchorożca (1 porcja, stat. 31)
Eliksir lodowego płaszcza (1 porcja, stat. 29)Kameleon (1 porcja)
różdżka nieznanego właściciela
Anthony:
Kryształy: 1, 2
brosza z alabastrowym jednorożcem
zaczarowana torba, a w niej:
18 eliksirów:
- Antidotum na niepowszechne trucizny (1 porcja, stat. 31)
- Eliksir kociego wzroku (21 porcja, stat. 23)
- Eliksir kociego kroku (1 porcja, stat. 28)
- Eliksir lodowego płaszcza (1 porcja, stat. 29)
- Eliksir ożywiający (1 porcja, stat. 5)
- Eliksir uspokajający (1 porcja, stat. 20),
- Eliksir znieczulający (1 porcja, stat. 20)
-Kameleon (1 porcja, stat. 29)
- Pasta na oparzenia (1 porcja, moc 109)
- Smocza łza (1 porcja, stat. 29, moc +5)
- Dziesięć Agonii (1 porcja, stat. 31, moc +10)
-Wieczny płomień (1 porcja, stat. 29, moc +10)
- Wywar ze sproszkowanego srebra i dyptamu (1 porcja, stat. 30)
- Veritaserum (1 porcje, stat. 31, uwarzone 01.03),
- Wywar ze sproszkowanego srebra i dyptamu (1 porcja, stat. 30),
- Eliksir kociej zwinności (1 porcja, stat. 30, moc +15),
- Eliksir znieczulający (1 porcje, stat. 28)
1 lniana torba
1 butelka starej ognistej od Macmilanów z wesela bo jak się bawić to się bawić
różdżka strażnika
Maeve:
kryształ
Wężowe usta (1 porcja, stat. 40)
Smocza Łza (1 porcja, stat. 40, moc +15)Kameleon (1 porcja)
Eliksir przeciwbólowy (1 porcja)
różdżka trupa
W razie pytań zapraszam. <3
Wszystko wydawało się cięższe. Ciężar magii, który odpierał tarczą. Zaciągane do płuc powietrze. Tembor co rusz, kolejno niosących się po korytarzy inkantacji. Wysiłek, który wkładał w wykonywanie kolejnych kroków. To wszystko niosło za sobą ciężar, obarczało barki, świdrowało dziurę we wnętrznościach, zmuszało do oporu.
Wyciągnął przed siebie różdżkę widząc, jak kolejny wymierzone w niego zaklęcie mknęło z nocą. Nie poświęcił sekundy mijającym go strażnikom, którzy kierowali swoje kroki w stronę wiedźmiej strażniczki. Nie mógł się rozpraszać, zwalniać, nie mógł pozwolić sobie na to by się zatrzymać - Protego Maxima!
|1 akcja - Bronię się! A później los pokaże!
Wyciągnął przed siebie różdżkę widząc, jak kolejny wymierzone w niego zaklęcie mknęło z nocą. Nie poświęcił sekundy mijającym go strażnikom, którzy kierowali swoje kroki w stronę wiedźmiej strażniczki. Nie mógł się rozpraszać, zwalniać, nie mógł pozwolić sobie na to by się zatrzymać - Protego Maxima!
|1 akcja - Bronię się! A później los pokaże!
Find your wings
The member 'Anthony Skamander' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 66
'k100' : 66
Przez krótką chwilę wątpiła, czy uda jej się podporządkować swej woli należącą do kogoś innego – martwego – różdżkę. Była wystarczająco zmęczona, obita, by mieć problem z wyczarowaniem czegokolwiek i przy użyciu swego drewienka; krew wciąż spływała po jej twarzy, sklejając obce, krótkie włosy, wolna ręka zwisała bezwładnie u boku, a żebra pulsowały tępym, przypominającym wiosenne perypetie bólem. Mimo to wykrzesała z siebie dość siły, by posłać w kierunku oślepionego strażnika celne zaklęcie rozbrajające – i wytrącić mu oręż z dłoni. Gdyby tak zabrała mu wypuszczoną z dłoni różdżkę, zdążyła odsunąć ją poza zasięg rąk nieznajomego… Nie miała jednak czasu, by skrócić dzielącą ich odległość, do jej uszu dotarły dalsze krzyki, rozkazy – również te, które zwiastowały nadejście kolejnych agresorów. Cofnęła się o krok, poprawiając chwyt na obcym, kanciastym patyku, nie śmiąc stawać tyłem do zakrętu. Wtedy też zobaczyła ich, dwóch mężczyzn, którzy mieli spróbować ją pochwycić. – Protego! – warknęła, prędko kreśląc przed sobą tarczę, modląc się w duchu o choć odrobinę szczęścia. Potrzebowała go jak nigdy dotąd.
| będę jeszcze pisać
| będę jeszcze pisać
Maeve Clearwater
Zawód : Rebeliant, wywiadowca
Wiek : 28
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
The moments of peace that we find sometimes, they aren't anything but warfare, thinly disguised.
OPCM : 22+1
UROKI : 32+4
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 5
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 8
SPRAWNOŚĆ : 8
Genetyka : Metamorfomag
Zakon Feniksa
The member 'Maeve Clearwater' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 26
'k100' : 26
Czuł że utworzona tarcza niebezpiecznie zadrgała. Nie był w stanie ocenić jeszcze skutków swojej obrony. Wymierzył za to różdżkę w stronę Naczelnika, którego twarz nie była mu obca, a którego nazwisko zbyt wiele razy przewinęło się w myślach. Nie żałował niczego za tę właśnie okazję - Lamino Glacio
Find your wings
The member 'Anthony Skamander' has done the following action : Rzut kością
#1 'k100' : 100
--------------------------------
#2 'k8' : 4, 1, 5, 8, 6, 2, 5, 4, 8
#1 'k100' : 100
--------------------------------
#2 'k8' : 4, 1, 5, 8, 6, 2, 5, 4, 8
Coś poszło nie tak – nie była pewna, czy to kwestia obcej, zagrabionej z trupa różdżki, czy niedostatecznego skupienia. Niezależnie jednak od przyczyny, zaklęcie przeciwnika przedarło się przez nieudolnie nakreśloną tarczę, tym samym pozbawiając oręża. Znów była bezbronna, zdana na łaskę przeciwników. Wybałuszyła oczy, dopiero teraz słysząc ponowne, dobiegające zza sterty kamieni błagania; zaklęcie, które minęło ją o kilka cali, wprawiło gruz w ruch, może i pogorszyło sytuację rannej – bo musiała być ranna, a tym samym potrzebować pilnego ratunku – kobiety. Wtedy też przypomniała sobie o wciąż trzymanych w płaszczu eliksirach, byleby tylko odnaleźć właściwą fiolkę, zdążyć nim rzucą w nią kolejnym zaklęciem. – Ktoś potrzebuje pomocy, teraz, pewnie jedna z was – nagle zwróciła się do zapędzających ją w kozi róg strażników, licząc na to, że rozproszy ich choćby na chwilę – lecz i odczuwając palące wyrzuty sumienia. W jak bardzo złym stanie znajdowała się nieznajoma? Czy wytrzyma jeszcze trochę? I czy zrobiłaby lepiej, gdyby przecisnęła się na drugą stronę rumowiska, zamiast ciskać w oślepionego napastnika urokami? Jednocześnie wsunęła dłoń do kieszeni podniszczonego, pokrytego pyłem odzienia, chcąc wypuścić buteleczkę z nieznaną miksturą, zamiast tego pochwycić tę, która powinna zawierać Smoczą Łzę. I żeby tylko zdążyła unieść ją do ust, wychylić zawartość otrzymanego w Oazie specyfiku.
| próbuję wyciągnąć z kieszeni Smoczą Łzę i ją wypić
| próbuję wyciągnąć z kieszeni Smoczą Łzę i ją wypić
Maeve Clearwater
Zawód : Rebeliant, wywiadowca
Wiek : 28
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
The moments of peace that we find sometimes, they aren't anything but warfare, thinly disguised.
OPCM : 22+1
UROKI : 32+4
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 5
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 8
SPRAWNOŚĆ : 8
Genetyka : Metamorfomag
Zakon Feniksa
Opuszczone muzeum
Szybka odpowiedź