Teatr Palladium
AutorWiadomość
First topic message reminder :
★★★
W tej lokacji obowiązuje bonus do rzutu kością w wysokości +5 dla Rycerzy Walpurgii i +10 dla Śmierciożerców.
[bylobrzydkobedzieladnie]
The Palladium
Teatr Palladium powstał w 1910 r., to największy i najsłynniejszy teatr w Anglii albo i całej Wielkiej Brytanii. Aby znaleźć się w czarodziejskiej części teatru, należy przejść przez jedną z kotar mniejszych bocznych scen, które dla mugoli wydają się na tyle nudne, że ci instynktownie omijają to miejsce.
W teatrze występują gwiazdy najwyższego formatu, stałym gościem jest tutaj piękna Belle, niezwykle często goszczą artyści ze Stanów Zjednoczonych. Główna scena otoczona jest doprawdy imponującą widownią dodatkową upstrzoną wygodnymi kilkuosobowymi lożami balkonowymi.
W teatrze występują gwiazdy najwyższego formatu, stałym gościem jest tutaj piękna Belle, niezwykle często goszczą artyści ze Stanów Zjednoczonych. Główna scena otoczona jest doprawdy imponującą widownią dodatkową upstrzoną wygodnymi kilkuosobowymi lożami balkonowymi.
W tej lokacji obowiązuje bonus do rzutu kością w wysokości +5 dla Rycerzy Walpurgii i +10 dla Śmierciożerców.
[bylobrzydkobedzieladnie]
Ostatnio zmieniony przez Mistrz gry dnia 25.03.22 20:17, w całości zmieniany 3 razy
Rozumiała pragnienie zrobienia czegokolwiek i udowodnienia swojej przydatności, bo sama też je przejawiała. Zdawała sobie też sprawę, że Eddard i tak zawsze będzie mógł liczyć na lepsze traktowanie i mniej wątpliwości – był w końcu mężczyzną, i to szlachetnej krwi. Był zatem cenniejszym sojusznikiem dla rycerzy i więcej mogłoby mu ujść na sucho, choć z drugiej strony ewentualne porażki byłyby tym bardziej znamienne, bo oczekiwania wobec niego także były większe niż wobec Zabini.
Zdawała sobie sprawę, że w ich zawodzie, tak pełnym niebezpieczeństw, łatwo było o coś, co mogło uniemożliwić późniejsze plany – także pojawienie się na spotkaniu. Czasem wystarczyło niewiele, by próba zdjęcia klątwy skończyła się obrażeniami ciała. Jej także mogło wydarzyć się coś podobnego, na co nie miała wpływu, bo klątwy były niezwykle nieprzewidywalne i nawet o wiele bardziej doświadczonym łamaczom zdarzało się popełniać błędy. I choć ostatnimi czasy sama rzadko opuszczała Wyspy Brytyjskie, zajmując się głównie krajowymi zleceniami, Eddard pewnie podróżował częściej. Choć za granicą nie było anomalii, takie wyprawy były z reguły znacznie niebezpieczniejsze niż odczarowywanie przedmiotów – a to robiła najczęściej, tęskniąc za wyprawami z prawdziwego zdarzenia i dreszczem przygody odczuwanym podczas wchodzenia do obłożonych klątwami grobowców i tego typu miejsc.
Ale wchodzenie do siedliska anomalii na swój sposób było podobne do wchodzenia do przeklętego grobowca – bo również nie wiadomo było, co tu znajdą i jak bardzo niebezpieczne to będzie. Bo w to, że będzie niebezpiecznie, ani przez chwilę nie wątpiła. Idąc przez wnętrze teatru pozostawała czujna i spięta, przeczuwając, że ta cisza i spokój to jedynie złudzenie, cisza przed burzą.
Jednocześnie aż paliła się do tego, by spróbować okiełznać kolejną anomalię i poczuć to, co czuła, kiedy wraz z Sigrun opanowały magię na dworcu King’s Cross, a kilka dni temu na pewnym dawno opuszczonym placu zabaw. Jak się okazało, jej przeczucie, że za chwilę na pewno coś się wydarzy, okazało się słuszne, gdy kątem oka dostrzegła trzęsący się żyrandol, gotów przygnieść intruzów, którzy próbowali zakłócić spokój anomalii.
Rzuciła zaklęcie, Eddard także próbował to zrobić, być może spóźnił się o sekundę, albo to zaklęcie okazało się niewystarczające dla pokaźnej masy, która spadała wprost na nich. Lyanna w instynktownym odruchu rzuciła się do przodu, ale nie zdążyła uskoczyć całkiem, choć zdołała wcisnąć twarz w ramiona i ziemię, a materiał płaszcza uchronił skórę przed przecięciami od spadających kryształów. Poczuła jednak silny ból od przygniatającego ją ciężaru, uderzenie wydusiło jej z płuc powietrze i prawdopodobnie pogruchotało żebra, bo każdy oddech był niezwykle bolesny i sprawiał, że czuła się, jakby w jej boki wbijano tysiące igieł. Mimo obezwładniającego bólu zdołała się jakoś wyczołgać spod powyginanego żyrandola, po czym, klnąc pod nosem, pomogła się wydostać również towarzyszowi.
- Uciekamy. Już! – wydyszała, dobrze wiedząc, że ten hałas mógł ściągnąć ministerialne służby, a nie miała najmniejszej ochoty na wizytę w Tower. Musiała także pogodzić się z anomaliową porażką, choć nie dane im było nawet spróbować opanować magii. Nie było na to czasu, zresztą przy takich obrażeniach i tak graniczyłoby to z cudem. Prawdopodobnie nie byłaby zdolna wykrzesać z siebie aż tak silnej mocy, bo ledwo trzymała się na nogach i wiedziała, że wizyta u uzdrowiciela będzie niezbędna. Jakoś udało im się jednak wydostać, korzystając z bocznych wyjść. Nie mogli zwracać na siebie uwagi.
| zt. x 2
Zdawała sobie sprawę, że w ich zawodzie, tak pełnym niebezpieczeństw, łatwo było o coś, co mogło uniemożliwić późniejsze plany – także pojawienie się na spotkaniu. Czasem wystarczyło niewiele, by próba zdjęcia klątwy skończyła się obrażeniami ciała. Jej także mogło wydarzyć się coś podobnego, na co nie miała wpływu, bo klątwy były niezwykle nieprzewidywalne i nawet o wiele bardziej doświadczonym łamaczom zdarzało się popełniać błędy. I choć ostatnimi czasy sama rzadko opuszczała Wyspy Brytyjskie, zajmując się głównie krajowymi zleceniami, Eddard pewnie podróżował częściej. Choć za granicą nie było anomalii, takie wyprawy były z reguły znacznie niebezpieczniejsze niż odczarowywanie przedmiotów – a to robiła najczęściej, tęskniąc za wyprawami z prawdziwego zdarzenia i dreszczem przygody odczuwanym podczas wchodzenia do obłożonych klątwami grobowców i tego typu miejsc.
Ale wchodzenie do siedliska anomalii na swój sposób było podobne do wchodzenia do przeklętego grobowca – bo również nie wiadomo było, co tu znajdą i jak bardzo niebezpieczne to będzie. Bo w to, że będzie niebezpiecznie, ani przez chwilę nie wątpiła. Idąc przez wnętrze teatru pozostawała czujna i spięta, przeczuwając, że ta cisza i spokój to jedynie złudzenie, cisza przed burzą.
Jednocześnie aż paliła się do tego, by spróbować okiełznać kolejną anomalię i poczuć to, co czuła, kiedy wraz z Sigrun opanowały magię na dworcu King’s Cross, a kilka dni temu na pewnym dawno opuszczonym placu zabaw. Jak się okazało, jej przeczucie, że za chwilę na pewno coś się wydarzy, okazało się słuszne, gdy kątem oka dostrzegła trzęsący się żyrandol, gotów przygnieść intruzów, którzy próbowali zakłócić spokój anomalii.
Rzuciła zaklęcie, Eddard także próbował to zrobić, być może spóźnił się o sekundę, albo to zaklęcie okazało się niewystarczające dla pokaźnej masy, która spadała wprost na nich. Lyanna w instynktownym odruchu rzuciła się do przodu, ale nie zdążyła uskoczyć całkiem, choć zdołała wcisnąć twarz w ramiona i ziemię, a materiał płaszcza uchronił skórę przed przecięciami od spadających kryształów. Poczuła jednak silny ból od przygniatającego ją ciężaru, uderzenie wydusiło jej z płuc powietrze i prawdopodobnie pogruchotało żebra, bo każdy oddech był niezwykle bolesny i sprawiał, że czuła się, jakby w jej boki wbijano tysiące igieł. Mimo obezwładniającego bólu zdołała się jakoś wyczołgać spod powyginanego żyrandola, po czym, klnąc pod nosem, pomogła się wydostać również towarzyszowi.
- Uciekamy. Już! – wydyszała, dobrze wiedząc, że ten hałas mógł ściągnąć ministerialne służby, a nie miała najmniejszej ochoty na wizytę w Tower. Musiała także pogodzić się z anomaliową porażką, choć nie dane im było nawet spróbować opanować magii. Nie było na to czasu, zresztą przy takich obrażeniach i tak graniczyłoby to z cudem. Prawdopodobnie nie byłaby zdolna wykrzesać z siebie aż tak silnej mocy, bo ledwo trzymała się na nogach i wiedziała, że wizyta u uzdrowiciela będzie niezbędna. Jakoś udało im się jednak wydostać, korzystając z bocznych wyjść. Nie mogli zwracać na siebie uwagi.
| zt. x 2
Zwlekała, lecz dłużej nie mogła - uporanie się z lękiem nie było proste, miała sobie za złe, że odkładała wyprawę tak długo. Szukała też osoby, do której mogła się zwrócić - i choć była to tylko wymówka, bowiem chętnych zakonników nie brakowało, także zabrała trochę czasu z rąk Lovegood. Obudziła się pod koniec października, z motywacją wielkości dorosłego smoka. Na początku upewniła się co do miejsca - tak, jak sądziła, w teatrze Palladium anomalia wciąż pozostawała nieokiełznana, instrumenty oraz elementy wystroju siały postrach i obiekt pozostawał zamknięty, wszelkie spektakle wstrzymano.
W okolice dotarły razem, umawiając się w innym miejscu, by nie ryzykować - gdyby któraś z nich kręciła się w pobliżu terenu skażonego anomalią zbyt długo, mogłoby to wzbudzić podejrzenia, te zaś był ostatnim, czego potrzebowały. Susanne zadbała o okrycie się płaszczem, jak najbardziej zasłaniającym bladą skórę. Włosy spięła ciasno, każdy zagubiony kosmyk zamykając w więzieniach ze spinek, by nie wydostawały się spod kaptura. Za pomocą zaklęcia Capillus zmieniła też ich kolor, mimo wszystko biel rzucała się w oczy, czego wolała unikać. Przez ramię przewiesiła torbę, w której umieściła parę eliksirów, choć miała szczerą nadzieję, że tym razem nie będzie potrzeby pojedynkowania się z wrogą organizacją. Myśl o rycerzach wywoływała w niej trwogę, mrożącą nawet mimo niezaprzeczalnej odwagi, jaką nosiła w sercu.
- Poradzimy sobie, prawda? - zapytała, zatrzymują się na moment i chwytając dłoń Frances, jeszcze gdy były w drodze. - Nie jestem najlepsza w ofensywie - przestrzegła zawczasu, zmartwionym spojrzeniem odnajdując oczęta towarzyszki. Na szczęście uzupełniały się, obracając w innych dziedzinach.
Odetchnęła, nim wślizgnęły się ukradkiem do teatru. Dziwny spokój, cisza, tylko odgłos kroków - nawet jeśli starały się go niwelować - mącił przestrzeń. Spojrzenie posłane Frani przed wejściem na widownię wyrażało zdumienie, lecz nie zatrzymały się.
- Jest tak... - zaczęła szeptem, rozglądając się wokół. Spokojnie - miała dokończyć, lecz kryształowy żyrandol nie zamierzał potwierdzać tezy, drżąc coraz gwałtowniej. Prędko uniosła dłoń, lekko drżącą, by spróbować uniknąć katastrofy. - Wingardium Leviosa! - musiały spróbować razem.
| mam ze sobą fluoryt, koral zmiennokształtny, pastę na oparzenia, eliksir kociego wzroku i eliksir niezłomności
how would you feel
if you were the sunset
sailing alone
behind the mountains?
how would you feel
if you were the sunrise
woke up at dawn
once in a lifetime?
if you were the sunset
sailing alone
behind the mountains?
how would you feel
if you were the sunrise
woke up at dawn
once in a lifetime?
The member 'Susanne Lovegood' has done the following action : Rzut kością
#1 'k100' : 50
--------------------------------
#2 'Anomalie - CZ' :
#1 'k100' : 50
--------------------------------
#2 'Anomalie - CZ' :
O tym, co działo się w Palladium za sprawą anomalii Frances słyszała makabryczne rzeczy. Ktoś skończył bez głowy, kto inny bez nogi, panna Montgomery szła więc na spotkanie z anomalią nie bez obaw o własne kończyny, ale szła mimo wszystko. Wrześniowe spotkanie Zakonu zasiało w niej poczucie obowiązku, by spróbować jeszcze raz zwalczyć choć jedną anomalię, kiedy więc Susanne zaproponowała, by razem stawiły jej czoła, z niecierpliwością stawiła się na spotkanie. Zachowywały konieczną ostrożność, nie zwracały na siebie uwagi – a przynajmniej próbowały nie zwracać. Kiedyś Frances nigdy nie pomyślałaby, że przyjdzie jej włamywać się do opustoszałego teatru pod groźbą aresztowania przez funkcjonariuszy ministerstwa. Tymczasem udało jej się wemknąć do przestronnego holu wraz z Susanne i – nic, na miejscu czekała tylko głucha cisza.
Wnętrze teatru było imponujące, tym bardziej że przestrzeń zapełniona zwykle przez eleganckich koneserów sztuki ziała teraz pustkami, aż przytłaczała okazałością – gdyby nie ich złowrogie zamiary wobec każdego przybysza do Palladium, Frances chętnie popodziwiałaby stylowe dekoracje. Teatry, nawet, a może właśnie szczególnie, te biedniejsze, zajmowały wyjątkowe miejsce w jej pamięci; zawsze ciepło wspominała lata swojego życia spędzone na szyciu kostiumów do przedstawień – może dlatego tak chętnie zgłosiła się do walki z anomalią akurat w tym miejscu? Jakby dobre wspomnienia i sentyment mogły uchronić ją przed wszystkim, co mogło się zdarzyć.
Idąc wzdłuż rzędów siedzeń, ścisnęła krótko dłoń towarzyszki, posyłając jej pokrzepiający uśmiech. Poradzą sobie, a jakże. Było przecież bardzo spokojnie. Podejrzanie spokojnie, do tego stopnia, że Frania zaczęła w końcu obawiać się, czy nie zwiastuje to czegoś bardzo złego, czegoś, na co nie była gotowa – w końcu przyszła do Palladium tak jak stała, mając przy sobie tylko niezawodną dotychczas różdżkę.
Nie usłyszała drżenia kryształków przy żyrandolu, jednej z niewielu zapowiedzi upadku, który mógł skończyć się tragicznie dla nich obu. Udało jej się zauważyć dopiero chyboczące się delikatnie światło. Ledwo zdążyła. Trzymaną w pogotowiu różdżkę uniosła w ostatniej chwili i pomogła Susanne podtrzymać zaklęcie.
- Wingardium Leviosa!
Wnętrze teatru było imponujące, tym bardziej że przestrzeń zapełniona zwykle przez eleganckich koneserów sztuki ziała teraz pustkami, aż przytłaczała okazałością – gdyby nie ich złowrogie zamiary wobec każdego przybysza do Palladium, Frances chętnie popodziwiałaby stylowe dekoracje. Teatry, nawet, a może właśnie szczególnie, te biedniejsze, zajmowały wyjątkowe miejsce w jej pamięci; zawsze ciepło wspominała lata swojego życia spędzone na szyciu kostiumów do przedstawień – może dlatego tak chętnie zgłosiła się do walki z anomalią akurat w tym miejscu? Jakby dobre wspomnienia i sentyment mogły uchronić ją przed wszystkim, co mogło się zdarzyć.
Idąc wzdłuż rzędów siedzeń, ścisnęła krótko dłoń towarzyszki, posyłając jej pokrzepiający uśmiech. Poradzą sobie, a jakże. Było przecież bardzo spokojnie. Podejrzanie spokojnie, do tego stopnia, że Frania zaczęła w końcu obawiać się, czy nie zwiastuje to czegoś bardzo złego, czegoś, na co nie była gotowa – w końcu przyszła do Palladium tak jak stała, mając przy sobie tylko niezawodną dotychczas różdżkę.
Nie usłyszała drżenia kryształków przy żyrandolu, jednej z niewielu zapowiedzi upadku, który mógł skończyć się tragicznie dla nich obu. Udało jej się zauważyć dopiero chyboczące się delikatnie światło. Ledwo zdążyła. Trzymaną w pogotowiu różdżkę uniosła w ostatniej chwili i pomogła Susanne podtrzymać zaklęcie.
- Wingardium Leviosa!
Frances Montgomery
Zawód : nauczycielka Zaklęć w Hogwarcie
Wiek : 26
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Panna
Would it be all right
If we just sat and talked for a little while
If in exchange for your time
I give you this smile?
If we just sat and talked for a little while
If in exchange for your time
I give you this smile?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
The member 'Frances Montgomery' has done the following action : Rzut kością
#1 'k100' : 64
--------------------------------
#2 'Anomalie - CZ' :
#1 'k100' : 64
--------------------------------
#2 'Anomalie - CZ' :
Chociaż czarownicom udało się powstrzymać niepokojąco trzeszczący żyrandol od upadku, pęczniejąca w Teatrze Palladium anomalia wyraźnie rozjuszyła się nagłą obecnością Zakonniczek. Kobiety usłyszały potworny pisk i wizgot, kurtyna przesłaniająca scenę podwinęła się, szarpnięta gwałtownym podmuchem wiatru. Zarówno Frances, jak i Susanne wyczuły, że grozi im wielkie niebezpieczeństwo; że skumulowana tu czarna magia jest tego wieczoru wyjątkowo kapryśna i grozi śmiercionośną eksplozją - musiały jak najszybciej opuścić budynek, zwłaszcza ze względu na Frances, która zaczęła krwawić z nosa i kącików ust.
| Naprawa anomalii jest nieudana. Mistrz Gry przypomina o tym, że napraw należy dokonywać w określonym w terminie odpisów.
| Naprawa anomalii jest nieudana. Mistrz Gry przypomina o tym, że napraw należy dokonywać w określonym w terminie odpisów.
Zaklęcia wyszły im na tyle sprawnie, by mogły zatrzymać żyrandol i uchronić się przed przykrymi konsekwencjami ewentualnego upadku - kryształki zadrżały gwałtowniej, ale powoli pozwoliły sobie na wyciszenie, wreszcie zatrzymując się w miejscu. W tym czasie zdążyły już oddalić się kawałek, by nie stać bezpośrednio pod kryształami, ale dopiero po chwili - kiedy była pewna, że nic im nie grozi, zerknęła na Frances, wytrzeszczając lekko oczy. Strużka krwi wydostawała się z jej nosa, lekko barwiąc także kąciki ust.
- Fran - odezwała się, dostrzegając też posiniałe palce, zaciśnięte na różdżce. Nie znała się na chorobach, nie miała pojęcia, że to, co widzi, wiąże się z sinicą, niespecjalnie kojarząc w tej chwili fakty - może gdyby miała czas i okoliczności na zastanowienie, skupiłaby się bardziej, odnajdując źródło symptomów - dasz raaaa... - zaczęła, chcąc zapytać o to, czy jest w stanie kontynuować zadanie, ale nie zdołała, zasłaniając szybko uszy, kiedy pomieszczenie przeciął okropny dźwięk, a jej własny głos uformował się w krótki krzyk. Nie musiała się długo rozglądać - kurtyna gwałtownie zerwała się z miejsca, a teatr aż krzyczał, dając im dosyć wyraźne znaki. Pokręciła głową, chwytając znów Montgomery za nienaruszoną dłoń, z sekundy na sekundę nabierając pewności, że pod żadnym pozorem nie mogą tu zostać - szanse na ustabilizowane tak rozbuchanej magii były prawie żadne.
- Chodźmy stąd - kolejna porażka, kolejny raz musiała uciekać, czując się z tym paskudnie, lecz moc czarnej magii wydawała się coraz bardziej przytłaczająca, prawie namacalna. W takim momencie nie zdziwiłoby jej pojawienie się patrolu, tylko tego im brakowało - już raz ją złapali i nie wątpiła, że za drugim może skończyć się na czymś więcej niż na pucowaniu ministerialnych szyb - ba, teraz nie było już nawet czego myć, Ministerstwo zostało kupą popiołu.
Nie zwlekały, wydostając się na zewnątrz najszybciej i najdyskretniej, jak mogły, lecz zanim ruszyły dalej, Lovegood upewniła się, że towarzyszka będzie zdolna do dalszych prób. Miały jeszcze kilka miejsc do odwiedzenia, właśnie na taki przypadek.
| ztx2
- Fran - odezwała się, dostrzegając też posiniałe palce, zaciśnięte na różdżce. Nie znała się na chorobach, nie miała pojęcia, że to, co widzi, wiąże się z sinicą, niespecjalnie kojarząc w tej chwili fakty - może gdyby miała czas i okoliczności na zastanowienie, skupiłaby się bardziej, odnajdując źródło symptomów - dasz raaaa... - zaczęła, chcąc zapytać o to, czy jest w stanie kontynuować zadanie, ale nie zdołała, zasłaniając szybko uszy, kiedy pomieszczenie przeciął okropny dźwięk, a jej własny głos uformował się w krótki krzyk. Nie musiała się długo rozglądać - kurtyna gwałtownie zerwała się z miejsca, a teatr aż krzyczał, dając im dosyć wyraźne znaki. Pokręciła głową, chwytając znów Montgomery za nienaruszoną dłoń, z sekundy na sekundę nabierając pewności, że pod żadnym pozorem nie mogą tu zostać - szanse na ustabilizowane tak rozbuchanej magii były prawie żadne.
- Chodźmy stąd - kolejna porażka, kolejny raz musiała uciekać, czując się z tym paskudnie, lecz moc czarnej magii wydawała się coraz bardziej przytłaczająca, prawie namacalna. W takim momencie nie zdziwiłoby jej pojawienie się patrolu, tylko tego im brakowało - już raz ją złapali i nie wątpiła, że za drugim może skończyć się na czymś więcej niż na pucowaniu ministerialnych szyb - ba, teraz nie było już nawet czego myć, Ministerstwo zostało kupą popiołu.
Nie zwlekały, wydostając się na zewnątrz najszybciej i najdyskretniej, jak mogły, lecz zanim ruszyły dalej, Lovegood upewniła się, że towarzyszka będzie zdolna do dalszych prób. Miały jeszcze kilka miejsc do odwiedzenia, właśnie na taki przypadek.
| ztx2
how would you feel
if you were the sunset
sailing alone
behind the mountains?
how would you feel
if you were the sunrise
woke up at dawn
once in a lifetime?
if you were the sunset
sailing alone
behind the mountains?
how would you feel
if you were the sunrise
woke up at dawn
once in a lifetime?
stąd
Poprzednia próba okazała się fiaskiem, z którym musieli się liczyć. Upewnił się, że jego towarzyszce nic się nie stało, dlatego skinął jej wymownie głową i kazał lecieć za sobą. O anomalii w teatrze Palladium dowiedział się z gazety, którą przyniósł profesor Bones, gdy przyszedł na pogadankę do jego gabinetu. Okrągły jegomość i jego teorie numerologiczne nie zainteresowały Jaydena w taki sposób, w jaki zrobił to małym drukiem nagłówek mówiący o zamieszkasz w okolicy City od Westminster. I tam też się udał z Maeve, a gdy wylądowali niedaleko celu, upewnił się, że nikogo blisko nie było. Dopiero wtedy odwrócił się ku Clearwater. Wiatr lekko napuszył jej włosy, przez co wyglądała niemalże jak puszek pigmejski. Gdyby nie okoliczności, ten widok rozczuliłby astronoma. Położył jej jednak dłoń na ramieniu, czekając, aż dojdzie do siebie po długim locie. Takie odległości nie wpływały zbyt dobrze na ludzki organizm. Wiedział o tym z własnych doświadczeń, a jego ojciec był uzdrowicielem. Nawet czarodzieje mieli swoje granice i nie musieli się ich wstydzić. - Dasz radę? - spytał, patrząc na nią wymownie. Musiała wiedzieć, że to nie miał być koniec na tę noc. - Oddychaj - dodał spokojniej i o wiele łagodniej. Miękko. Zupełnie jak za dawnych lat, gdy oboje mieli problemy związane z egzaminami. Jedynymi kłopotami tamtejszych czasów... Gdy byli zaledwie podlotkami, siedzącymi w za dużych fotelach w pokoju wspólnym. - Będę obok. - Gdyby coś się działo, mogła na niego liczyć bez względu na wszystko, a ryzykowali naprawdę dużo. Wspólnie się ubezpieczając, mieli jednak więcej szans na wykonanie postawionego sobie zadania.
I weszli do teatru. Początkowo nic nie mówiło o tym, by coś miało ich zaraz zaatakować. Vane jednak pamiętał anomalię w Dziale Ksiąg Nieużywanych, gdy nagle nie wiadomo skąd wyfrunęły dziesiątki książek. Tutaj mogło być podobnie i pomylił się. Kilka kroków i usłyszał lekkie drżenie nad głową. W ostatnim momencie zdążył podnieść różdżkę i wypowiedzieć znajome słowa zaklęcia. - Wingardium Leviosa. - Liczył na to, że nie zostaną plackami na dzień dobry. Lub właściwie na dobranoc.
Poprzednia próba okazała się fiaskiem, z którym musieli się liczyć. Upewnił się, że jego towarzyszce nic się nie stało, dlatego skinął jej wymownie głową i kazał lecieć za sobą. O anomalii w teatrze Palladium dowiedział się z gazety, którą przyniósł profesor Bones, gdy przyszedł na pogadankę do jego gabinetu. Okrągły jegomość i jego teorie numerologiczne nie zainteresowały Jaydena w taki sposób, w jaki zrobił to małym drukiem nagłówek mówiący o zamieszkasz w okolicy City od Westminster. I tam też się udał z Maeve, a gdy wylądowali niedaleko celu, upewnił się, że nikogo blisko nie było. Dopiero wtedy odwrócił się ku Clearwater. Wiatr lekko napuszył jej włosy, przez co wyglądała niemalże jak puszek pigmejski. Gdyby nie okoliczności, ten widok rozczuliłby astronoma. Położył jej jednak dłoń na ramieniu, czekając, aż dojdzie do siebie po długim locie. Takie odległości nie wpływały zbyt dobrze na ludzki organizm. Wiedział o tym z własnych doświadczeń, a jego ojciec był uzdrowicielem. Nawet czarodzieje mieli swoje granice i nie musieli się ich wstydzić. - Dasz radę? - spytał, patrząc na nią wymownie. Musiała wiedzieć, że to nie miał być koniec na tę noc. - Oddychaj - dodał spokojniej i o wiele łagodniej. Miękko. Zupełnie jak za dawnych lat, gdy oboje mieli problemy związane z egzaminami. Jedynymi kłopotami tamtejszych czasów... Gdy byli zaledwie podlotkami, siedzącymi w za dużych fotelach w pokoju wspólnym. - Będę obok. - Gdyby coś się działo, mogła na niego liczyć bez względu na wszystko, a ryzykowali naprawdę dużo. Wspólnie się ubezpieczając, mieli jednak więcej szans na wykonanie postawionego sobie zadania.
I weszli do teatru. Początkowo nic nie mówiło o tym, by coś miało ich zaraz zaatakować. Vane jednak pamiętał anomalię w Dziale Ksiąg Nieużywanych, gdy nagle nie wiadomo skąd wyfrunęły dziesiątki książek. Tutaj mogło być podobnie i pomylił się. Kilka kroków i usłyszał lekkie drżenie nad głową. W ostatnim momencie zdążył podnieść różdżkę i wypowiedzieć znajome słowa zaklęcia. - Wingardium Leviosa. - Liczył na to, że nie zostaną plackami na dzień dobry. Lub właściwie na dobranoc.
Maybe that’s what he is about. Not winning, but failing and getting back up. Knowing he’ll fail, fail a thousand times,
BUT STILL DON'T GIVE UP
Jayden Vane
Zawód : astronom, profesor, publicysta, badacz, erudyta, ojciec
Wiek : 32
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowiec
Sometimes the truth
Isn’t good enough.
Sometimes people deserve more.
Sometimes people deserve
To have their f a i t h rewarded.
Isn’t good enough.
Sometimes people deserve more.
Sometimes people deserve
To have their f a i t h rewarded.
OPCM : -
UROKI : -
ALCHEMIA : -
UZDRAWIANIE : -
TRANSMUTACJA : -
CZARNA MAGIA : -
ZWINNOŚĆ : -
SPRAWNOŚĆ : -
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
The member 'Jayden Vane' has done the following action : Rzut kością
#1 'k100' : 26
--------------------------------
#2 'Anomalie - CZ' :
#1 'k100' : 26
--------------------------------
#2 'Anomalie - CZ' :
Łudziła się, że spotkanie na kampusie uniwersyteckim zakończy się opanowaniem anomalii. Było to jednak trudniejsze niż z początku sobie wyobrażała. Kiedy Jayden zakomenderował, że muszą się stamtąd wynosić, nie stawiała oporu; nadal odczuwała to przedziwne zimno, które pojawiło się po próbie rzucenia czaru, nadal przytłaczała ją bliskość pulsującej spaczeniem magii. Wycofali się w stronę mioteł, by niewiele później wzbić się w powietrze i ruszyć w dalszą drogę. Nie wiedziała, czy towarzysz zaprowadzi ją gdzieś jeszcze, czy może wracają już do domów. Powietrze było lodowate, zwłaszcza na takiej wysokości; już po chwili skostniały jej obie dłonie, mimo to zaciskała je kurczowo na trzonku miotły, mając nadzieję, że nie runie w dół. W końcu jednak Jayden zaczął obniżać lot, co dziewczyna przyjęła z niemałą ulgą.
- Tak, wszystko w porządku - odpowiedziała, gdy wyczuła ziemię pod stopami, a towarzysz zainteresował się jej samopoczuciem. Z początku nie była pewna, czy spojrzenie, którym ją uraczył, było badawcze, czy raczej surowe; wiedziała, że nie powinna dotykać tej rośliny, tego czegoś, wiedziała też, że w ten sposób mogła zawieść jego zaufanie. Naraziła w końcu ich oboje. Wtedy jednak górujący nad nią wzrostem astronom odezwał się znowu - miękko i ciepło - tym samym odganiając wszelkie chaotyczne myśli, sprzeczne odczucia. Pokiwała krótko głową, spoglądając to ku jego twarzy, to ku budynkowi, koło którego wylądowali. - Doceniam to. I... tym razem będę ostrożniejsza. - Treningi, które odbywała jako strażniczka, poniekąd przygotowywały ją do tego typu sytuacji, mimo to nigdy nie była wielką fanką latania na miotle, dlatego poświęciła kilka chwil na uspokojenie oddechu, odzyskanie równowagi.
Niewiele później znaleźli się w teatrze, a Maeve przyjęła to z ulgą; przynajmniej nie musiała już marznąć, dalej pamiętała to przedziwne zimno, które zaczęła odczuwać w Oksfordzie. Zmiana otoczenia wymuszała jednak zmianę myślenia - co mogło okazać się problemem w środku budynku? Co mogło im zagrozić? Powoli przemierzyli lobby. Nic nie zapowiadało tragedii - a przynajmniej do czasu. Do jej uszu dotarło ciche brzęczenie, jak się okazało - brzęczenie drżących kryształków, które zwisały z potężnego żyrandola.
- Wingardium Leviosa! - warknęła.
- Tak, wszystko w porządku - odpowiedziała, gdy wyczuła ziemię pod stopami, a towarzysz zainteresował się jej samopoczuciem. Z początku nie była pewna, czy spojrzenie, którym ją uraczył, było badawcze, czy raczej surowe; wiedziała, że nie powinna dotykać tej rośliny, tego czegoś, wiedziała też, że w ten sposób mogła zawieść jego zaufanie. Naraziła w końcu ich oboje. Wtedy jednak górujący nad nią wzrostem astronom odezwał się znowu - miękko i ciepło - tym samym odganiając wszelkie chaotyczne myśli, sprzeczne odczucia. Pokiwała krótko głową, spoglądając to ku jego twarzy, to ku budynkowi, koło którego wylądowali. - Doceniam to. I... tym razem będę ostrożniejsza. - Treningi, które odbywała jako strażniczka, poniekąd przygotowywały ją do tego typu sytuacji, mimo to nigdy nie była wielką fanką latania na miotle, dlatego poświęciła kilka chwil na uspokojenie oddechu, odzyskanie równowagi.
Niewiele później znaleźli się w teatrze, a Maeve przyjęła to z ulgą; przynajmniej nie musiała już marznąć, dalej pamiętała to przedziwne zimno, które zaczęła odczuwać w Oksfordzie. Zmiana otoczenia wymuszała jednak zmianę myślenia - co mogło okazać się problemem w środku budynku? Co mogło im zagrozić? Powoli przemierzyli lobby. Nic nie zapowiadało tragedii - a przynajmniej do czasu. Do jej uszu dotarło ciche brzęczenie, jak się okazało - brzęczenie drżących kryształków, które zwisały z potężnego żyrandola.
- Wingardium Leviosa! - warknęła.
Maeve Clearwater
Zawód : Rebeliant, wywiadowca
Wiek : 28
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
The moments of peace that we find sometimes, they aren't anything but warfare, thinly disguised.
OPCM : 22+1
UROKI : 32+4
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 5
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 8
SPRAWNOŚĆ : 8
Genetyka : Metamorfomag
Sojusznik Zakonu Feniksa
The member 'Maeve Clearwater' has done the following action : Rzut kością
#1 'k100' : 95
--------------------------------
#2 'Anomalie - CZ' :
#1 'k100' : 95
--------------------------------
#2 'Anomalie - CZ' :
Nie zamierzał zostawiać jej samej sobie, bo w końcu sam ją tu ściągnął. Nawet jeśli w niektórych momentach był szorstki, później miała zrozumieć dlaczego. Nie była to sytuacja normalna ani tym bardziej pozbawiona stresu. Musieli reagować natychmiast, jeśli chcieli wyjść cało z tej całej szamotaniny z anomaliami. Całe szczęście na kampusie nic poważnego się nie stało i zdołali uciec, zanim ktokolwiek zorientował się, że tam byli. Teraz mieli kolejną szansę, żeby spróbować zrobić coś więcej niż jedynie przyjmować do wiadomości, że zakłócenia magii istniały. Skupisko szalejącej energii był i w teatrze - jeśli chcieli się sprawdzić, trafili w dobre miejsce. Nie ujarzmienie tego miejsca nie miało być im jednak poczytane za porażkę. Chodziło o wysiłek, chociaż sukces na pewno zmobilizowałby ich bardziej. Gdy tylko mili poczuć się bezpieczniej, zamierzał opowiedzieć jej o tym, co robił wcześniej i przedstawić najmniejszy detal z udanej naprawy wraz z Cyrusem. Nie zamierzał oczywiście zdradzać tożsamości przyjaciela, bo nie ona była istotna, a sam fakt uspokojenia szalejącej w bibliotece magii. Oboje z Maeve mieli wiele niewysłowionego żalu do świata za to, co ich spotkało. Do Ministerstwa Magii i i jego pracowników, którzy nie sprawdzili się w rozwiązywaniu spraw tak dla nich istotnych. Caleb, Pandora i Mia wciąż nie doczekali się prawdy, jednak Vane czuł, że to był dopiero początek tego wszystkiego. Wchodząc do Palladium, skupił się już na tym co działo się aktualnie, odpychając inne myśli na dalszy plan. Musieli myśleć czysto, trzeźwo, żeby w ogóle móc działać dalej. Na szczęście oboje poradzili sobie z żyrandolem, który zawisł tuż nad ich głowami. Maeve idealnie go wspomogła. - Dobrze - powiedział cicho, idąc dalej, by znaleźć się bliżej anomalii. Musieli spróbować nad nią zapanować. Liczył na to, że pójdzie im lepiej niż na poprzedniej. I że unikną nieszczęśliwego wypadku. Z tak wielką siłą nie było żartów. Przejechał spojrzeniem po wnętrzu budynku, by upewnić się, że nikt nie planował im przeszkodzić. Poprawił zawieszoną przez ramię miotłę i podniósł różdżkę, by zacząć kolejną część zadania.
|metoda neutralna
|metoda neutralna
Maybe that’s what he is about. Not winning, but failing and getting back up. Knowing he’ll fail, fail a thousand times,
BUT STILL DON'T GIVE UP
Jayden Vane
Zawód : astronom, profesor, publicysta, badacz, erudyta, ojciec
Wiek : 32
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowiec
Sometimes the truth
Isn’t good enough.
Sometimes people deserve more.
Sometimes people deserve
To have their f a i t h rewarded.
Isn’t good enough.
Sometimes people deserve more.
Sometimes people deserve
To have their f a i t h rewarded.
OPCM : -
UROKI : -
ALCHEMIA : -
UZDRAWIANIE : -
TRANSMUTACJA : -
CZARNA MAGIA : -
ZWINNOŚĆ : -
SPRAWNOŚĆ : -
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
The member 'Jayden Vane' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 85
'k100' : 85
Nie pamiętała już, kiedy znalazła się w teatrze ostatnim razem. Zbyt zajęta pracą, rodziną czy prowadzeniem prywatnego śledztwa zapominała o większości rozrywek, które mogłyby choć trochę poprawić jej nastrój - czy pomóc odnowić relacje z częścią niegdyś bliskich jej osób. Dopóki jednak w budynku teatru szalała spaczona magia, nikt nie mógł marzyć o odegnaniu niewesołych myśli występem pięknej Belle. Dlaczego Ministerstwo nie chciało się tym zająć? Czy było to celowe zaniedbanie, czy działo się zbyt wiele, by móc zapanować i nad tym? Nie wiedziała. Była to tylko kolejna sytuacja, która rozniecała jej złość i rozgoryczenie. Dobrze, że byli na tym świecie ludzie tacy jak Jayden. Myślący o losie innych, próbujący zmienić coś na lepsze. Nie wiedziała nawet, ilu jemu podobnych dzielnie stawało do walki z anomaliami.
Odpowiednio wcześnie zareagowali na drgający nad ich głowami żyrandol; oboje rzucili zaklęcia, które spowolniły jego upadek i sprawiły, że zawisł w powietrzu, nie robiąc im tym samym krzywdy. O mały włos. Maeve wymieniła z Jaydenem porozumiewawcze spojrzenia, a następnie skinęła mu krótko głową i ruszyła jego śladem w dalszą drogę. Jak wcześniej na kampusie uniwersytetu, tak i w budynku teatru zaczęła wyczuwać nieznośne, przytłaczające pulsowanie anomalii. Wcześniej nie potrafiła wyobrazić sobie, w jaki sposób zaburzenie magicznej równowagi może wpływać na samopoczucie czarodzieja. Teraz potrafiła już rozpoznać tę charakterystyczną, odpychającą siłę - i łudziła się, że uda im się ją zneutralizować.
Odłożyła miotłę, którą niosła w lewej ręce, i wyprostowała się, wodząc dookoła uważnym wzrokiem. Czy naprawdę byli tu sami? I czego powinni się obawiać? Przełknęła głośno ślinę, poprawiła chwyt na trzymanej w dłoni różdżce i podążyła wzrokiem za spojrzeniem Jaydena. - Jestem gotowa - mruknęła cicho, dając towarzyszowi znać, że mogą zaczynać. Znów zaczęła wyobrażać sobie, jak spaczenie ustępuje ich woli i zanika, by w końcu opuścić deski teatru na dobre. Oddychała w sposób kontrolowany, zepchnęła na bok emocje; nie chciała, by zgubna moc anomalii namieszała jej w głowie i tym samym pokrzyżowała ich plany.
| metoda neutralna
Odpowiednio wcześnie zareagowali na drgający nad ich głowami żyrandol; oboje rzucili zaklęcia, które spowolniły jego upadek i sprawiły, że zawisł w powietrzu, nie robiąc im tym samym krzywdy. O mały włos. Maeve wymieniła z Jaydenem porozumiewawcze spojrzenia, a następnie skinęła mu krótko głową i ruszyła jego śladem w dalszą drogę. Jak wcześniej na kampusie uniwersytetu, tak i w budynku teatru zaczęła wyczuwać nieznośne, przytłaczające pulsowanie anomalii. Wcześniej nie potrafiła wyobrazić sobie, w jaki sposób zaburzenie magicznej równowagi może wpływać na samopoczucie czarodzieja. Teraz potrafiła już rozpoznać tę charakterystyczną, odpychającą siłę - i łudziła się, że uda im się ją zneutralizować.
Odłożyła miotłę, którą niosła w lewej ręce, i wyprostowała się, wodząc dookoła uważnym wzrokiem. Czy naprawdę byli tu sami? I czego powinni się obawiać? Przełknęła głośno ślinę, poprawiła chwyt na trzymanej w dłoni różdżce i podążyła wzrokiem za spojrzeniem Jaydena. - Jestem gotowa - mruknęła cicho, dając towarzyszowi znać, że mogą zaczynać. Znów zaczęła wyobrażać sobie, jak spaczenie ustępuje ich woli i zanika, by w końcu opuścić deski teatru na dobre. Oddychała w sposób kontrolowany, zepchnęła na bok emocje; nie chciała, by zgubna moc anomalii namieszała jej w głowie i tym samym pokrzyżowała ich plany.
| metoda neutralna
Maeve Clearwater
Zawód : Rebeliant, wywiadowca
Wiek : 28
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
The moments of peace that we find sometimes, they aren't anything but warfare, thinly disguised.
OPCM : 22+1
UROKI : 32+4
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 5
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 8
SPRAWNOŚĆ : 8
Genetyka : Metamorfomag
Sojusznik Zakonu Feniksa
The member 'Maeve Clearwater' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 9
'k100' : 9
Teatr Palladium
Szybka odpowiedź