Teatr Palladium
AutorWiadomość
First topic message reminder :
★★★
W tej lokacji obowiązuje bonus do rzutu kością w wysokości +5 dla Rycerzy Walpurgii i +10 dla Śmierciożerców.
[bylobrzydkobedzieladnie]
The Palladium
Teatr Palladium powstał w 1910 r., to największy i najsłynniejszy teatr w Anglii albo i całej Wielkiej Brytanii. Aby znaleźć się w czarodziejskiej części teatru, należy przejść przez jedną z kotar mniejszych bocznych scen, które dla mugoli wydają się na tyle nudne, że ci instynktownie omijają to miejsce.
W teatrze występują gwiazdy najwyższego formatu, stałym gościem jest tutaj piękna Belle, niezwykle często goszczą artyści ze Stanów Zjednoczonych. Główna scena otoczona jest doprawdy imponującą widownią dodatkową upstrzoną wygodnymi kilkuosobowymi lożami balkonowymi.
W teatrze występują gwiazdy najwyższego formatu, stałym gościem jest tutaj piękna Belle, niezwykle często goszczą artyści ze Stanów Zjednoczonych. Główna scena otoczona jest doprawdy imponującą widownią dodatkową upstrzoną wygodnymi kilkuosobowymi lożami balkonowymi.
W tej lokacji obowiązuje bonus do rzutu kością w wysokości +5 dla Rycerzy Walpurgii i +10 dla Śmierciożerców.
[bylobrzydkobedzieladnie]
Ostatnio zmieniony przez Mistrz gry dnia 25.03.22 20:17, w całości zmieniany 3 razy
Naprawa anomalii nie była niczym prostym. Dla niego stanowiła wyzwanie, a co dopiero dla Maeve, która robiła to pierwszy raz w życiu. Cóż. Drugi, jednak tego samego dnia... Nocy. Napięcie, któremu musieli sprostać, mogło ich zwyczajnie przerastać i nie była to niczyja wina. Jedynymi, którzy ponosili tu winę byli politycy i wszyscy ci, którzy nie robili absolutnie nic w związku z szalejącą magią. Pilnujący dzikich miejsc pracownicy Ministerstwa Magii, nie starali się w żadne sposób jej opanować. Po prostu chodzili dokoła i patrzyli czy aby nikt nie przekraczał wyznaczonej granicy. A jednak niektórzy potrafili się przez nie prześlizgiwać i to nie posiadając żadnych specjalnych umiejętności. Jayden robił to już kolejny raz i nie sprawiało mu to żadnych większych problemów. A skoro on mógł to zrobić, inni również. I nie zawsze były to osoby, które potrafiły powstrzymać się od rzucania wyjątkowo paskudnych zaklęć... Pamiętał jak przez mgłę moment, w którym znalazł się w dziwnym lesie, gdzie walczył z dwójką nieznajomych - mężczyzną i kobietą. Obok niego był ktoś jeszcze, jednak tej twarzy nie potrafił sobie przypomnieć. Dlaczego nie mógł sobie przypomnieć? Nie miało to już znaczenia, bo teraz był z Meave i to na jej bezpieczeństwie musiał się skupić. Oboje byli dorosłymi czarodziejami, do tego dziewczyna pracowała w odpowiednim departamencie - wyprawa z nią powinna być o wiele przystępniejsza niż ta z Cyrusem, gdzie Jayden wciąż odczuwał skutki picia alkoholu. Niezbyt przyjemne, ale jednak nie powstrzymało go to przed ponownym sięgnięciem do butelki. Był okropny i doskonale o tym wiedział. Na szczęście listy wymieniane z Clearwater i obecność Roselyn pozwoliły mu na wytrzeźwienie. Zmotywowały do tego, by trzymał się w pionie. - Wracajmy. - Nie musiał tego mówić, bo Maeve mogła już zauważyć, że chociaż magia starszego czarodzieja była silna, Clearwater była zbyt zmęczona lub zbyt roztargniona, by go wspomóc. Nie winił jej i nie zamierzał w żadnym wypadku jej tego wypominać. Póki co próbowali działać i nikt z Oddziału Kontroli Magicznej ich nie złapali. O tyle dobrze.
|zt x2
|zt x2
Maybe that’s what he is about. Not winning, but failing and getting back up. Knowing he’ll fail, fail a thousand times,
BUT STILL DON'T GIVE UP
Jayden Vane
Zawód : astronom, profesor, publicysta, badacz, erudyta, ojciec
Wiek : 32
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowiec
Sometimes the truth
Isn’t good enough.
Sometimes people deserve more.
Sometimes people deserve
To have their f a i t h rewarded.
Isn’t good enough.
Sometimes people deserve more.
Sometimes people deserve
To have their f a i t h rewarded.
OPCM : -
UROKI : -
ALCHEMIA : -
UZDRAWIANIE : -
TRANSMUTACJA : -
CZARNA MAGIA : -
ZWINNOŚĆ : -
SPRAWNOŚĆ : -
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Wciąż bolał go bark po bolesnym ugryzieniu przez smoka - na szczęście ograniczenie ruchomości lewej ręki nie wpływało nadto na jego zdolności magiczne, różdżkę mógł trzymać bez trudu - ale niekiedy przy gwałtowniejszym skręcie, skłonie, konieczności użyciu obu rąk przechodził go paraliżujący ból nakazujący rozluźnienie mięśni. Rejs do Francji zakończył się katastrofą, nie dotarł do kraju i nie zamierzał ponawiać podróży w najbliższym czasie. Potrzebował chwili, by dojść do siebie - i zająć się zadaniami, jakie postawił przed nim Czarny Pan. Anomalie wciąż rozlewały się po Anglii - przez całe to zamieszanie całkiem je zaniedbał. Przywołał Deirdre, pod teatrem Palladium działy się zatrważające zdarzenia. Makabryczne sytuacje z udziałem... teatralnych architektury oraz fragmentów wystrojów, które nie omieszkały ranić, niekiedy śmiertelnie, wizytujących czarodziejów, wydawały się jednym z bardziej jaskrawych przejawów tego przedziwnego zjawiska. Nadszedł czas się nim zająć - kiedy pojawił się przed schodami, skinął głową na Deirdre i skierował się do środka.
- Żal tego miejsca - zwrócił się, po trochu do niej, po trochu do siebie samego, londyńska oaza kultury nie powinna paść ofiarą tragedii, nie powinna przeobrazić się w ruinę. Gdyby był złośliwy, stwierdziłby, że teatr wreszcie poznał się na bytujących w nim ludziach i zechciał pokazać im, co naprawdę o sądzi o ich ignorancji. Cichym westchnieniem stłumił jednak w sobie tę myśl, ruszając dalej. Schody były dziś spokojne, korytarz dalej - nie ustając w eksploracji wolnym krokiem wszedł ku jednej z sal występowych. - Puste wygląda jeszcze bardziej imponująco - przyznał, w Palladium zwykle pojawiał się podczas premier i wystawnych gal, nigdy sam, nigdy podczas tak przejmującej ciszy - zdawało się że echem odbijał się po tym pomieszczeniu każdy ich krok, nawet ten najuważniej stawiany. Tym mocniej zaalarmowało go ciche drżenie dobiegające ponad nim, z sufitu; w ostatniej chwili dostrzegł spadający kandelabr. Wzmocni uścisk różdżki, mając nadzieję wykazać się refleksem:
- Windgardium leviosa!
the vermeil rose had blown in frightful scarlet and its thorns
o u t g r o w n
Tristan Rosier
Zawód : Arystokrata, smokolog
Wiek : 32
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
the death of a beautiful woman is, unquestionably, the most poetical topic in the world
OPCM : 38 +2
UROKI : 30
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 1
CZARNA MAGIA : 60 +5
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 15 +6
Genetyka : Czarodziej
Śmierciożercy
The member 'Tristan Rosier' has done the following action : Rzut kością
#1 'k100' : 37
--------------------------------
#2 'Anomalie - CZ' :
#1 'k100' : 37
--------------------------------
#2 'Anomalie - CZ' :
Wspomnienia przeklętego rejsu były jeszcze boleśnie żywe a lekkie osłabienie nie opuszczało Deirdre - ignorowała jednak niedomagania ciała, skupiona na swych obowiązkach. Zarówno tych pracowniczych, dotyczących Fantasmagorii - musiała napisać listy wyjaśniające ich nieobecność podczas francuskiego wernisażu w Calais - jak i tych ważniejszych, skoncentrowanych na służbie Czarnemu Panu. Zbyt wiele wydarzyło się w początku miesiąca, by teraz mogła popaść w samozachwyt; anomalie ciągle kąsały Wielką Brytanię, a zadaniem Rycerzy Walpurgii było nałożenie tym bestiom kagańca i wytresowanie tak, by służyły jedynej słusznej sprawie. Właściwie od razu po powrocie na stały ląd otrzymała wiadomość od Tristana; kilkanaście godzin później już materializowała się z mgły przed wejściem do Teatru Palladium. Jej sylwetkę spowijała szeroka peleryna, twarz przesłaniał kaptur, spod którego błyszczały jedynie czarne oczy; niecierpliwe, przejęte. Miała dłuższą przerwę w stawianiu czoła szalejącej magii, spotkania się z czystą energią, skumulowaną na niewielkiej przestrzeni - była jednocześnie ciekawa i nieco zaniepokojona, chciała się sprawdzić, upewnić się, że pomimo brzemiennego stanu posiada w sobie siłę gotową zmusić anomalię do uległości.
Powitała Rosiera skinięciem głowy i ruszyła za nim niczym cień, nie odzywając się ani słowem. Nie ściągała też z głowy kaptura i mocno ściskała w dłoni zitanową różdżkę, skrytą na razie w szerokim rękawie peleryny. Rozglądała się dookoła, obojętna na los sceny i teatru, do niedawna wypełnionego miłośnikami sztuki. - Fantasmagoria ma w sobie znacznie więcej czaru - skomentowała tylko, cicho, wcale nie przymilnie; naprawdę tak sądziła, zaczynając darzyć balet rosnącą sympatią, przywiązaniem typowym dla perfekcyjnej pracoholiczki. Komplement urwał się jednak, pozbawiony kontynuacji - obydwoje znaleźli się w końcu w głównej sali, wśród opuszczonych, zakurzonych foteli. Powietrze drżało a Deirdre wzięła głęboki, ochrypły wdech: tak, znajdowali się blisko, bardzo blisko, lecz od razu musieli działać. Kryształowy żyrandol zapowiedział swą destrukcję drżeniem, trzeszczeniem i pobrzękiwaniem setek kryształków a jego niezwykle ciężka konstrukcja groziła roztrzaskaniem o podłogę: i ich głowy. Musieli połączyć siły; Mericourt szybko uniosła różdżkę, mając nadzieję, że zaklęcie jej nie zawiedzie. - Wingardium Leviosa! - wypowiedziała inkantacje pewnie, spodziewając się, że element oświetlenia nie przeszkodzi im w naprawie anomalii.
Powitała Rosiera skinięciem głowy i ruszyła za nim niczym cień, nie odzywając się ani słowem. Nie ściągała też z głowy kaptura i mocno ściskała w dłoni zitanową różdżkę, skrytą na razie w szerokim rękawie peleryny. Rozglądała się dookoła, obojętna na los sceny i teatru, do niedawna wypełnionego miłośnikami sztuki. - Fantasmagoria ma w sobie znacznie więcej czaru - skomentowała tylko, cicho, wcale nie przymilnie; naprawdę tak sądziła, zaczynając darzyć balet rosnącą sympatią, przywiązaniem typowym dla perfekcyjnej pracoholiczki. Komplement urwał się jednak, pozbawiony kontynuacji - obydwoje znaleźli się w końcu w głównej sali, wśród opuszczonych, zakurzonych foteli. Powietrze drżało a Deirdre wzięła głęboki, ochrypły wdech: tak, znajdowali się blisko, bardzo blisko, lecz od razu musieli działać. Kryształowy żyrandol zapowiedział swą destrukcję drżeniem, trzeszczeniem i pobrzękiwaniem setek kryształków a jego niezwykle ciężka konstrukcja groziła roztrzaskaniem o podłogę: i ich głowy. Musieli połączyć siły; Mericourt szybko uniosła różdżkę, mając nadzieję, że zaklęcie jej nie zawiedzie. - Wingardium Leviosa! - wypowiedziała inkantacje pewnie, spodziewając się, że element oświetlenia nie przeszkodzi im w naprawie anomalii.
there was an orchid as beautiful as the
seven deadly sins
seven deadly sins
Deirdre Mericourt
Zawód : namiestniczka Londynu, metresa nestora
Wiek : 28
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowa
one more time for my taste
I'll lick your wounds
I'll lay you down
✦
I'll lick your wounds
I'll lay you down
✦
OPCM : 45 +3
UROKI : 4
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 60 +8
ZWINNOŚĆ : 21
SPRAWNOŚĆ : 8
Genetyka : Czarownica
Śmierciożercy
The member 'Deirdre Mericourt' has done the following action : Rzut kością
#1 'k100' : 79
--------------------------------
#2 'Anomalie - CZ' :
#1 'k100' : 79
--------------------------------
#2 'Anomalie - CZ' :
Schlebiała mu, choć tego nie potrzebował, oddanie Deirdre było godne podziwu; tworzył Fantasmagorię po części dla Evandry, a po części dla siebie, była jego perłą, pobłyskującym fragmentem zarysowanej reputacji, miała przedstawić go w lepszym świetle, lepszym niż dotąd i lepszym od tego, w którym stawiali go wszyscy. Błędy młodości mogły zacząć blednąć, musiały zacząć - nie mógł pozwolić sobie na życie przeszłością z nową w pozycją. Pierścień skrył głęboko w kieszeni szaty, by nie ułatwiać nikomu dostrzeżenia swojej sylwetki, ale jego ciężaru miał się nie pozbyć już do końca życia. Tak naprawdę nie zależało mu w tym względzie na rywalizacji, piękno teatru zasługiwało na szacunek pod każdą odsłoną - nawet jeśli w jego gusta najmocniej trafiało to, nad czym miał całkowitą kontrolę. Przez jego twarz przemknął cień uśmiechu, kiedy złączone promienie zaklęć zatrzymały w locie olbrzymi żyrandol: nie myśląc o tym, jak bolesne byłoby uderzenie, gdyby na nich opadł. Kiedy ostrożnie ustawili go obok, poczuł mroczne moce wypełniające to powietrze czarnymi mackami, rozlewającymi się jak niewidzialne wartkie strumienie.
- Nie mogę patrzeć na te syreny - wyznał, po ostatnich wydarzeniach rozbudzały mało przyjemne wspomnienia; podmorska przygoda miała swoje zwieńczenie pozytywnym akcentem, ale rola więźnia trytońskiego króla nie przypadła mu zanadto do gustu. Kiedy spoglądał na twarze swoich artystek, mimowolnie dostrzegał wokół ich oczu ciemne cienie, złowrogie obwódki uwięzionej królewny. Musiał od nich odpocząć, szczęśliwie Fantasmagoria miała już dzisiaj więcej scen, niż ta kluczowa.
- Dobrze - pochwał ją, odruchowo, uważnie rozglądając się wokół siebie, wiele wskazywało na to, że mieli moment ciszy i spokoju - moment, w trakcie którego mogli spróbować przedostać się do anomalii, naruszyć jej sieć - i przekształcić ją podług woli Czarnego Pana. - Teraz - narzucił, wykonując różdżką odpowiedni gest; zamierzając ustabilizować pulsującą tu przedziwną magię, zniszczyć jej serce.
metoda rycerzy
- Nie mogę patrzeć na te syreny - wyznał, po ostatnich wydarzeniach rozbudzały mało przyjemne wspomnienia; podmorska przygoda miała swoje zwieńczenie pozytywnym akcentem, ale rola więźnia trytońskiego króla nie przypadła mu zanadto do gustu. Kiedy spoglądał na twarze swoich artystek, mimowolnie dostrzegał wokół ich oczu ciemne cienie, złowrogie obwódki uwięzionej królewny. Musiał od nich odpocząć, szczęśliwie Fantasmagoria miała już dzisiaj więcej scen, niż ta kluczowa.
- Dobrze - pochwał ją, odruchowo, uważnie rozglądając się wokół siebie, wiele wskazywało na to, że mieli moment ciszy i spokoju - moment, w trakcie którego mogli spróbować przedostać się do anomalii, naruszyć jej sieć - i przekształcić ją podług woli Czarnego Pana. - Teraz - narzucił, wykonując różdżką odpowiedni gest; zamierzając ustabilizować pulsującą tu przedziwną magię, zniszczyć jej serce.
metoda rycerzy
the vermeil rose had blown in frightful scarlet and its thorns
o u t g r o w n
Tristan Rosier
Zawód : Arystokrata, smokolog
Wiek : 32
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
the death of a beautiful woman is, unquestionably, the most poetical topic in the world
OPCM : 38 +2
UROKI : 30
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 1
CZARNA MAGIA : 60 +5
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 15 +6
Genetyka : Czarodziej
Śmierciożercy
The member 'Tristan Rosier' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 80
'k100' : 80
Kryształki zdobiące żyrandol przestały drżeć, zamarły, a ciężkie oświetlenie zatrzymało się w połowie drogi na dół. Wspólnymi siłami bez większego problemu powstrzymali groźny, ciężki kandelabr od roztrzaskania im czaszek, torując sobie drogę dalej, wgłąb Teatru Palladium, bliżej serca anomalii. Deirdre podążała dwa kroki za Tristanem, odruchowo ukazując mu tym sposobem szacunek i jednocześnie oddając mu decyzyjność - tak, jak w każdym innym aspekcie swego życia. Z każdą mijającą godziną czuła się coraz bardziej zdenerwowana i wystraszona, musiała powiedzieć mu o swym stanie, czas uciekał, a im dłużej zwlekała, bezradna, spetryfikowana niemożliwością przewidzenia reakcji arystokraty - lub spoglądaniem na tą okrutną wizję, posiadającą zbyt wiele bolesnych szczegółów - w tym większą panikę wpadała. Umiejętnie skrywaną pod fasadą spokoju, zrozumiałego dystansu po faux pas w fantasmagoryjnej restauracji. To była dobra wymówka, która jednak rozsypywała się w proch z każdym uderzeniem serca.
Na tyle rozedrganego, że z trudem powstrzymała się od zjadliwego komentarza dotyczącego prawdziwej tragedii mężczyzny, zniechęconego widokiem półnagich, srebrzystowłosych piękności. - To zrozumiałe - przyznała tylko cicho, nienawidząc się z każdym takim przytaknięciem. - Po tym wszystkim, już w Białej Willi, znalazłam w swej kieszeni łuskę. Łuskę z jej ogona - wyznała, nie mieli bowiem jeszcze okazji porozmawiać o tym, co wydarzyło się na Syrenim Lamencie. Sygnalizowała, że może powinni, ale nie narzucała tego; znajdowali się w obliczu silnej anomalii, która wyrywała się im, grożąc całkowitą destrukcją. Znów łączyli siły, działali w tym samym momencie: stali się już pełną magii maszyną, naczyniem wypełnionym po brzegi mroczną mocą - i razem próbowali okiełznać anomalię, skuć ją łańcuchami ich silnej woli, a potem wyssać z niej całą czarodziejską energię, całe cierpienie, ból i strach, które powodowała, niszcząc ten imponujący budynek. Kostki bladych i smułych palców Deirdre zbielały, wyraźnie odcinając się od zitanowego drewna: w pewien sposób ciało łączyło się z różdżką, a ta - z anomalią, wirującą wokół nich, wyciągającą spod powłok rzeczywistości coś innego, strasznego; wiwisekcja duszy Teatru Palladium wymagała całego skupienia i mocy, które Deirdre posiadała, dlatego zamknęła oczy, mocując się z czarnomagicznym epicentrum, nie chcąc zawieść. Ani siebie, ani stojącego obok Rosiera, ani - tym bardziej - Czarnego Pana.
| metoda rycerzy walpurgii
Na tyle rozedrganego, że z trudem powstrzymała się od zjadliwego komentarza dotyczącego prawdziwej tragedii mężczyzny, zniechęconego widokiem półnagich, srebrzystowłosych piękności. - To zrozumiałe - przyznała tylko cicho, nienawidząc się z każdym takim przytaknięciem. - Po tym wszystkim, już w Białej Willi, znalazłam w swej kieszeni łuskę. Łuskę z jej ogona - wyznała, nie mieli bowiem jeszcze okazji porozmawiać o tym, co wydarzyło się na Syrenim Lamencie. Sygnalizowała, że może powinni, ale nie narzucała tego; znajdowali się w obliczu silnej anomalii, która wyrywała się im, grożąc całkowitą destrukcją. Znów łączyli siły, działali w tym samym momencie: stali się już pełną magii maszyną, naczyniem wypełnionym po brzegi mroczną mocą - i razem próbowali okiełznać anomalię, skuć ją łańcuchami ich silnej woli, a potem wyssać z niej całą czarodziejską energię, całe cierpienie, ból i strach, które powodowała, niszcząc ten imponujący budynek. Kostki bladych i smułych palców Deirdre zbielały, wyraźnie odcinając się od zitanowego drewna: w pewien sposób ciało łączyło się z różdżką, a ta - z anomalią, wirującą wokół nich, wyciągającą spod powłok rzeczywistości coś innego, strasznego; wiwisekcja duszy Teatru Palladium wymagała całego skupienia i mocy, które Deirdre posiadała, dlatego zamknęła oczy, mocując się z czarnomagicznym epicentrum, nie chcąc zawieść. Ani siebie, ani stojącego obok Rosiera, ani - tym bardziej - Czarnego Pana.
| metoda rycerzy walpurgii
there was an orchid as beautiful as the
seven deadly sins
seven deadly sins
Deirdre Mericourt
Zawód : namiestniczka Londynu, metresa nestora
Wiek : 28
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowa
one more time for my taste
I'll lick your wounds
I'll lay you down
✦
I'll lick your wounds
I'll lay you down
✦
OPCM : 45 +3
UROKI : 4
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 60 +8
ZWINNOŚĆ : 21
SPRAWNOŚĆ : 8
Genetyka : Czarownica
Śmierciożercy
The member 'Deirdre Mericourt' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 62
'k100' : 62
Udało się. Mroczne moce anomalii zostały ustabilizowane, a on wyraźnie czuł, że rozpierzchnięty tutaj chaos zaczyna go wzmacniać; nie robił tego po raz pierwszy, jako weteran tych walk już z precyzją potrafił określić udaną stabilizację - dokładnie tak, jak zdawał sobie sprawę również z tego, że stabilizacja wymagała czasu, aby się utrwalić. Niekiedy magia umykała, rozpaczliwie wciąż atakując i zapewne nie inaczej miało być również w tym przypadku - stąd z uwagą rozglądał się wokół, powoli i ostrożnie obracając się wokół własnej osi. Wieść o syreniej łusce była niepokojąca. Jeśli jej ogon naprawdę, jak twierdziła animażka, posiadał niezwykłą moc, czy syrena oddałaby ją z własnej woli? Być może odczuła wdzięczność, to z Deirdre spędziła najwięcej czasu, być może chciała wynagrodzić trud za ratunek - ostatecznie dopięła swojego i dotrzymała słowa, to ona ocaliła ich z podwodnej katastrofy, najpewniej kierując ku nim również rejsowy statek. Po cóż miałaby zsyłać im ratunek, jeśli zamierzałaby sprowadzić na nich straszną klątwę?
- Wciąż była czarna? - Jej barwa przywodziła na myśl mroczne moce, być może bardzo potężne; zastanawiało go, czy po odłączeniu jej od całości, wciąż przenikała tą dziwną magią. - Przyjrzałaś się jej? - kontynuował myśl, nie miał pojęcia, jaka moc mogła tkwić w tym fragmencie ogona - ale jeśli istniała szansa na jej wydobycie, powinni z niej skorzystać tak szybko, jak szybko się da. Wtem ściągnął brew, usłyszawszy dziwną aprobatę - uniósł spojrzenie, zamierzając odnaleźć jego autora, lecz jego osoba zadziwiła jeszcze bardziej. Bez przekonania spojrzał na dżentelmena, dopiero teraz zdając sobie sprawę z tego, że w poszukiwaniach rozbudzających się niebezpieczeństw zaszli aż na teatralną scenę - a duch patrzył na nich wyczekująco.
- Nie - mruknął - poważnie? - Nie zamierzał dać się szantażować żadnemu duchowi, ani tym bardziej zagrać, jak ten mu zatańczy - jednak słowa, które padły z jego niematerialnych ust i groźba błyszcząca w jego oku sprawiła, że nie podjął się ryzyka. Zwrócił się zatem ku Deirdre, porozumiewawczo spoglądając w jej oczy, nim z rozpaczą przenikającą przez niski tembr głosu podjął:
- Drwi z blizn, kto nie zaznał rany - Oczy rozjaśniały iskrą czegoś nieznanego, miłosnym uczuciem poszarpanego serca, pierwsze słowa wypowiedział mdle i nijako, poszukując spojrzeniem reakcji ducha; akt drugi zdawał się go satysfakcjonować. - To moja pani, to moja kochanka! O! gdyby mogła wiedzieć, czym jest dla mnie! Przemawia, chociaż nic nie mówi; cóż stąd? Jej oczy mówią, oczom więc odpowiem. Za śmiały jestem; mówią, lecz nie do mnie. dwie najjaśniejsze, najpiękniejsze gwiazdy. - I patrzył w jej oczy - przenikliwie - z przekonaniem, stanowczością trudno do rozróżnienia z aktorską grą, słowa z jego ust padały pewnie, przepełnione teatralnie artykułowanym uczuciem, wzruszeniem, tęsknotą i miłością, oszalałego kochanka przepełnionego namiętnością; zbliżył się ku niej o krok. - Lecz choćby oczy jej były na niebie, a owe gwiazdy w oprawie jej oczu: blask jej oblicza zawstydziłby gwiazdy jak zorza lampę; gdyby zaś jej oczy wśród eterycznej zabłysły przezroczy, ptaki ocknęłyby się i śpiewały, myśląc, że to już nie noc, lecz dzień biały. - Po czem uklękł przed nią na kolano gwałtownym ruchem, wznosząc spojrzenie wyżej - ku niej - Julia trwała na balkonie, spoglądając na kochanka z góry. Pominął część utworu, której nie pamiętał, był też niemal pewien, że kilka słów przekręcił, nie gubiąc jednak rytmu - Szekspir należał do kręgu jego ulubionych twórców, znał go niemal tak dobrze, jak Baudelaire'a - i ufał, że duch nie dostrzeże drobnych omsknięć, że zamaskuje je głębią nie do końca udawanych, ale akceptowanych na scenie, na której prawdziwym nie było nic, emocji.
- Wciąż była czarna? - Jej barwa przywodziła na myśl mroczne moce, być może bardzo potężne; zastanawiało go, czy po odłączeniu jej od całości, wciąż przenikała tą dziwną magią. - Przyjrzałaś się jej? - kontynuował myśl, nie miał pojęcia, jaka moc mogła tkwić w tym fragmencie ogona - ale jeśli istniała szansa na jej wydobycie, powinni z niej skorzystać tak szybko, jak szybko się da. Wtem ściągnął brew, usłyszawszy dziwną aprobatę - uniósł spojrzenie, zamierzając odnaleźć jego autora, lecz jego osoba zadziwiła jeszcze bardziej. Bez przekonania spojrzał na dżentelmena, dopiero teraz zdając sobie sprawę z tego, że w poszukiwaniach rozbudzających się niebezpieczeństw zaszli aż na teatralną scenę - a duch patrzył na nich wyczekująco.
- Nie - mruknął - poważnie? - Nie zamierzał dać się szantażować żadnemu duchowi, ani tym bardziej zagrać, jak ten mu zatańczy - jednak słowa, które padły z jego niematerialnych ust i groźba błyszcząca w jego oku sprawiła, że nie podjął się ryzyka. Zwrócił się zatem ku Deirdre, porozumiewawczo spoglądając w jej oczy, nim z rozpaczą przenikającą przez niski tembr głosu podjął:
- Drwi z blizn, kto nie zaznał rany - Oczy rozjaśniały iskrą czegoś nieznanego, miłosnym uczuciem poszarpanego serca, pierwsze słowa wypowiedział mdle i nijako, poszukując spojrzeniem reakcji ducha; akt drugi zdawał się go satysfakcjonować. - To moja pani, to moja kochanka! O! gdyby mogła wiedzieć, czym jest dla mnie! Przemawia, chociaż nic nie mówi; cóż stąd? Jej oczy mówią, oczom więc odpowiem. Za śmiały jestem; mówią, lecz nie do mnie. dwie najjaśniejsze, najpiękniejsze gwiazdy. - I patrzył w jej oczy - przenikliwie - z przekonaniem, stanowczością trudno do rozróżnienia z aktorską grą, słowa z jego ust padały pewnie, przepełnione teatralnie artykułowanym uczuciem, wzruszeniem, tęsknotą i miłością, oszalałego kochanka przepełnionego namiętnością; zbliżył się ku niej o krok. - Lecz choćby oczy jej były na niebie, a owe gwiazdy w oprawie jej oczu: blask jej oblicza zawstydziłby gwiazdy jak zorza lampę; gdyby zaś jej oczy wśród eterycznej zabłysły przezroczy, ptaki ocknęłyby się i śpiewały, myśląc, że to już nie noc, lecz dzień biały. - Po czem uklękł przed nią na kolano gwałtownym ruchem, wznosząc spojrzenie wyżej - ku niej - Julia trwała na balkonie, spoglądając na kochanka z góry. Pominął część utworu, której nie pamiętał, był też niemal pewien, że kilka słów przekręcił, nie gubiąc jednak rytmu - Szekspir należał do kręgu jego ulubionych twórców, znał go niemal tak dobrze, jak Baudelaire'a - i ufał, że duch nie dostrzeże drobnych omsknięć, że zamaskuje je głębią nie do końca udawanych, ale akceptowanych na scenie, na której prawdziwym nie było nic, emocji.
the vermeil rose had blown in frightful scarlet and its thorns
o u t g r o w n
Tristan Rosier
Zawód : Arystokrata, smokolog
Wiek : 32
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
the death of a beautiful woman is, unquestionably, the most poetical topic in the world
OPCM : 38 +2
UROKI : 30
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 1
CZARNA MAGIA : 60 +5
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 15 +6
Genetyka : Czarodziej
Śmierciożercy
The member 'Tristan Rosier' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 12
'k100' : 12
Zastanowiła się krótko nad odpowiedzią: w ciągu ostatniej doby nie miała czasu dokładnie przyjrzeć się łusce, ale wyraźnie pamiętała szczegóły - także te, dotyczące ostatnich chwil przed utraceniem przytomności, gdy opadała w morską toń wśród sypiącego się zamczyska i ciał inferiusów. - Tak, lśni mrocznym, silnym czarem - niczym naoliwiony heban - odparła w końcu, wspominając srebrzyste włosy młodej syreny, która otoczyła ją ramieniem i uratowała z nieznanych głębin. - Należała do Muirgheal, córki króla trytonów - uściśliła, nie wiedząc, czy Tristan, dzielnie walczący ze smokiem, miał szansę usłyszeć ich konwersację. - Zaniosę ją do kogoś, kto powie mi o łusce i jej magicznej aurze coś więcej - zakończyła, wiedząc, że tak powinna postąpić: nie tylko dlatego, że to właśnie sugerował Tristan.
Wkrótce pochłonięty, identycznie jak Deirdre, walką z anomalią. Ta zadrżała pod wpływem ich magicznej mocy, ale nie ustąpiła całkiem; czuła to w każdym calu ciała. Skórę pokryły setki niewidocznych igiełek, jakby nagle w Teatrze Palladium zapanował potworny mróz lub jakby...ktoś ich obserwował. Przeczucie okazało się faktem; Mericourt odwróciła się gwałtownie, a peleryna zaszeleściła wokół jej nóg; podążała spojrzeniem za Rosierem, na widownię, na której lewitował mroczny duch. Nigdy wcześniej nie spotkała się z taką istotą, zapewne powiązaną z anomalią, z teatralną duszą przybytku sztuki. Duszą wymagającą, czekającą na ukojenie lub zaspokojenie swych wyrafinowanych potrzeb - od razu zrozumiała, co powinni robić.
Delikatnie zsunęła z głowy kaptur, a materiał spłynął na ramiona, odsłaniając w pełni jej bladą, przejętą twarz. Romantyczne wersy, wypowiadane przez chwiejącego się na krawędzi miłosnego szaleństwa Tristana, trafiały w czułe wyrwy w nieskazitelnej do tej pory masce; drgnęła, nie wiedząc dokładnie, czy gra, czy też po prostu daje upust swym skrywanym emocjom, rozżaleniu, tęsknocie, artykułowanym błaganiu o coś niemożliwego. Spoglądała w skrzącą się ekspresją twarz Rosiera, starając się powstrzymać nadzieję i gorycz, przenikające się w bolesnym odbiorze słow pełnych miłości. Odgrywanej, udawanej, pozastającej poza ich zasięgiem: nie mogła się dekoncentrować, musieli zadowolić ducha, rozegrać ten akt jak najdoskonalej.- Romeo! Czemuż ty jesteś Romeo? Wyrzecz się swego rodu, porzuć nazwisko - wychrypiała cicho, z żałością, tak, jak mogłaby zrobić to Julia, domagając się największego poświęcenia, pozwalającego zaistnieć miłości niemożliwej. - Lub jeśli tego nie możesz uczynić, to przysiąż wiernym być mojej miłości, a ja przestanę być z krwi Kapuletów - dodala ofiarnie, bliska błagania, zmniejszając dzielący ich dystans. Pełne usta drżały - czy i ona mogła o to błagać, to proponować; porzucenie podziałów krwi, nazwiska, wysokiego stanu? - Nazwa twa tylko jest mi nieprzyjazna, boś ty w istocie nie Montekim dla mnie. Jest, że Monteki choćby tylko ręką, ramieniem, twarzą, zgoła jakąkolwiek częścią człowieka? Och, weź inną nazwę! - przystanęła tuż przed nim, kurczowo zaciskając wolną dłoń na przedzie jego szaty, spoglądając w górę, błagalnie, całą swoją sylwetką i tonem głosu oddając emocje targające ulią. - Czymże jest nazwa? To, co zowiem różą, pod inną nazwą równie by pachniało - tak i Romeo bez nazwy Romea, przecież by całą swą wartość zatrzymał - dodała gorliwie, puszczając jednak materiał i cofając się o krok: dając mu przestrzeń na odpowiedź i - na gest ostateczny, poddańczy; gest miłości; serce przeszyła lodowata włócznia bólu - czyż nie tak oświadczał się Evandrze? Czyż nie tak pokazywał jej swe rycerskie oddanie? - Romeo! Porzuć nazwisko, a w zamian za to, co nawet cząstką ciebie nie jest, weź mnie - całą, ach, całą - wyszeptała żarliwie, chwytając jego dłonie i łącząc je ze swoimi, mocno, wręcz boleśnie splatając palce. Spoglądała na niego z góry, w niecodziennej dla nich pozycji, z oddaniem, miłością i pasją, którą mogła emanować tylko zakochana do szaleństwa Julia - lub czarownica młodsza od niej o kilka wieków, czująca jednak to samo wobec mężczyzny, który nigdy nie miał należeć do niej.
Wkrótce pochłonięty, identycznie jak Deirdre, walką z anomalią. Ta zadrżała pod wpływem ich magicznej mocy, ale nie ustąpiła całkiem; czuła to w każdym calu ciała. Skórę pokryły setki niewidocznych igiełek, jakby nagle w Teatrze Palladium zapanował potworny mróz lub jakby...ktoś ich obserwował. Przeczucie okazało się faktem; Mericourt odwróciła się gwałtownie, a peleryna zaszeleściła wokół jej nóg; podążała spojrzeniem za Rosierem, na widownię, na której lewitował mroczny duch. Nigdy wcześniej nie spotkała się z taką istotą, zapewne powiązaną z anomalią, z teatralną duszą przybytku sztuki. Duszą wymagającą, czekającą na ukojenie lub zaspokojenie swych wyrafinowanych potrzeb - od razu zrozumiała, co powinni robić.
Delikatnie zsunęła z głowy kaptur, a materiał spłynął na ramiona, odsłaniając w pełni jej bladą, przejętą twarz. Romantyczne wersy, wypowiadane przez chwiejącego się na krawędzi miłosnego szaleństwa Tristana, trafiały w czułe wyrwy w nieskazitelnej do tej pory masce; drgnęła, nie wiedząc dokładnie, czy gra, czy też po prostu daje upust swym skrywanym emocjom, rozżaleniu, tęsknocie, artykułowanym błaganiu o coś niemożliwego. Spoglądała w skrzącą się ekspresją twarz Rosiera, starając się powstrzymać nadzieję i gorycz, przenikające się w bolesnym odbiorze słow pełnych miłości. Odgrywanej, udawanej, pozastającej poza ich zasięgiem: nie mogła się dekoncentrować, musieli zadowolić ducha, rozegrać ten akt jak najdoskonalej.- Romeo! Czemuż ty jesteś Romeo? Wyrzecz się swego rodu, porzuć nazwisko - wychrypiała cicho, z żałością, tak, jak mogłaby zrobić to Julia, domagając się największego poświęcenia, pozwalającego zaistnieć miłości niemożliwej. - Lub jeśli tego nie możesz uczynić, to przysiąż wiernym być mojej miłości, a ja przestanę być z krwi Kapuletów - dodala ofiarnie, bliska błagania, zmniejszając dzielący ich dystans. Pełne usta drżały - czy i ona mogła o to błagać, to proponować; porzucenie podziałów krwi, nazwiska, wysokiego stanu? - Nazwa twa tylko jest mi nieprzyjazna, boś ty w istocie nie Montekim dla mnie. Jest, że Monteki choćby tylko ręką, ramieniem, twarzą, zgoła jakąkolwiek częścią człowieka? Och, weź inną nazwę! - przystanęła tuż przed nim, kurczowo zaciskając wolną dłoń na przedzie jego szaty, spoglądając w górę, błagalnie, całą swoją sylwetką i tonem głosu oddając emocje targające ulią. - Czymże jest nazwa? To, co zowiem różą, pod inną nazwą równie by pachniało - tak i Romeo bez nazwy Romea, przecież by całą swą wartość zatrzymał - dodała gorliwie, puszczając jednak materiał i cofając się o krok: dając mu przestrzeń na odpowiedź i - na gest ostateczny, poddańczy; gest miłości; serce przeszyła lodowata włócznia bólu - czyż nie tak oświadczał się Evandrze? Czyż nie tak pokazywał jej swe rycerskie oddanie? - Romeo! Porzuć nazwisko, a w zamian za to, co nawet cząstką ciebie nie jest, weź mnie - całą, ach, całą - wyszeptała żarliwie, chwytając jego dłonie i łącząc je ze swoimi, mocno, wręcz boleśnie splatając palce. Spoglądała na niego z góry, w niecodziennej dla nich pozycji, z oddaniem, miłością i pasją, którą mogła emanować tylko zakochana do szaleństwa Julia - lub czarownica młodsza od niej o kilka wieków, czująca jednak to samo wobec mężczyzny, który nigdy nie miał należeć do niej.
there was an orchid as beautiful as the
seven deadly sins
seven deadly sins
Deirdre Mericourt
Zawód : namiestniczka Londynu, metresa nestora
Wiek : 28
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowa
one more time for my taste
I'll lick your wounds
I'll lay you down
✦
I'll lick your wounds
I'll lay you down
✦
OPCM : 45 +3
UROKI : 4
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 60 +8
ZWINNOŚĆ : 21
SPRAWNOŚĆ : 8
Genetyka : Czarownica
Śmierciożercy
The member 'Deirdre Mericourt' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 50
'k100' : 50
Od tej pory to ustabilizowane za pomocą czarnej magii miejsce staje się terenem sprzyjającym rzucaniem czarów przez wszystkich Rycerzy Walpurgii. Sukces zagwarantował wszystkim poplecznikom Czarnego Pana bonus do rzutu kością w wysokości +5 dla Rycerzy Walpurgii i +10 dla Śmierciożerców podczas kolejnych gier w tej lokacji. Zostanie wam to zapamiętane.
| Możecie kontynuować rozgrywkę.
| Możecie kontynuować rozgrywkę.
Skinął głową. Nie słyszał szczegółów ich konwersacji, ale wiedział, że córka trytonów czekała w uwięzieniu, to dlatego tam byli. Poniekąd, Tristan był tam dla Deirdre, nie syreny, ale to jej porwanie umożliwiło im dostanie się do tajemniczego więzienia przy pomocy nieufnych podwodnych istot - skojarzenie uwięzionej istoty z poszukiwaną nie było już wcale trudne. Trudne było złożenie całej historii w jedność, której potrafili rozpoznać jedynie pourywane strzępy, ale jej takt nie miał już większego znaczenia; uwięziona syrena odnalazła wolność, a jej oprawcy byli martwi - gdziekolwiek nie przeniosła się animażka, sięgnął ją promień jego zaklęcia. Deirdre rozsądnie zachowała przezorność, zamierzając dojść sedna mocy tajemniczego ogona. Syrena zdawała się mieć niezwykłą moc. Nie skomentował jednak tych słów żadnym sposobem, gdy oboje dali się porwać szekspirowskiej inscenizacji ku uciesze strzegącego tego miejsce ducha - dzięki Deirdre, inscenizacji udanej.
Wpatrywał się z nią z klęczącej pozycji, pomagając jej podtrzymywać pozory tej gry, patrząc na nią z uwielbieniem, zaparzeniem, z jakim Romeo wypatrywały na balkonie swojej pięknej Julii. Wsłuchiwał się w melodię słów doskonałego dramatu, deklamowanych z przejęciem i emocją, jakich nie mogłyby się powstydzić najznamienitsze teatralne aktorki. Wpatrywał się w jej oczy - choć czarne jak otchłań, przepełnione dziś po stokroć czymś bliższym pomimo różniącego ich ostatnimi czasy gryzącego chłodu. Uchwycił wyciągnięte ku niemu dłonie między własne, przygładziwszy czule ich wierzch kciukami - nie powstając z klęczek, póki zachwycony duch nie wyraził swojej aprobaty i nie zniknął pomiędzy kolejnymi rzędami siedzeń. Przez chwilę trwał jeszcze w tej pozycji, nasłuchując - jednak nic nie wskazywało na to, by cokolwiek miało odmienić sytuację; moc tego miejsca została ustabilizowana. Wspierając się na jednym kolanie, wypuściwszy jej dłonie z uścisku, powstał, nieśpiesznie kierując się do wyjścia.
- Ruszajmy - zwrócił się do niej w pół kroku, gdy mijał ją ramię w ramię, ignorując w całości grę namiętności, jaką podjęli przed momentem. Mógłby wziąć ją tu i teraz, na deskach teatru, dawniej by to pewnie zrobił. Ale dziś stali daleko. - Zrobiliśmy swoje. Komu zamierzasz dać łuskę? - Kto mógł znać się na syrenach i ich mocach? Może któryś z Lestrange'ów najprędzej - albo istoty w Fantasmagorii. Może Mulciber albo Macnair.
Wpatrywał się z nią z klęczącej pozycji, pomagając jej podtrzymywać pozory tej gry, patrząc na nią z uwielbieniem, zaparzeniem, z jakim Romeo wypatrywały na balkonie swojej pięknej Julii. Wsłuchiwał się w melodię słów doskonałego dramatu, deklamowanych z przejęciem i emocją, jakich nie mogłyby się powstydzić najznamienitsze teatralne aktorki. Wpatrywał się w jej oczy - choć czarne jak otchłań, przepełnione dziś po stokroć czymś bliższym pomimo różniącego ich ostatnimi czasy gryzącego chłodu. Uchwycił wyciągnięte ku niemu dłonie między własne, przygładziwszy czule ich wierzch kciukami - nie powstając z klęczek, póki zachwycony duch nie wyraził swojej aprobaty i nie zniknął pomiędzy kolejnymi rzędami siedzeń. Przez chwilę trwał jeszcze w tej pozycji, nasłuchując - jednak nic nie wskazywało na to, by cokolwiek miało odmienić sytuację; moc tego miejsca została ustabilizowana. Wspierając się na jednym kolanie, wypuściwszy jej dłonie z uścisku, powstał, nieśpiesznie kierując się do wyjścia.
- Ruszajmy - zwrócił się do niej w pół kroku, gdy mijał ją ramię w ramię, ignorując w całości grę namiętności, jaką podjęli przed momentem. Mógłby wziąć ją tu i teraz, na deskach teatru, dawniej by to pewnie zrobił. Ale dziś stali daleko. - Zrobiliśmy swoje. Komu zamierzasz dać łuskę? - Kto mógł znać się na syrenach i ich mocach? Może któryś z Lestrange'ów najprędzej - albo istoty w Fantasmagorii. Może Mulciber albo Macnair.
the vermeil rose had blown in frightful scarlet and its thorns
o u t g r o w n
Tristan Rosier
Zawód : Arystokrata, smokolog
Wiek : 32
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
the death of a beautiful woman is, unquestionably, the most poetical topic in the world
OPCM : 38 +2
UROKI : 30
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 1
CZARNA MAGIA : 60 +5
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 15 +6
Genetyka : Czarodziej
Śmierciożercy
Teatr Palladium
Szybka odpowiedź