Wydarzenia


Ekipa forum
Greenwich Park
AutorWiadomość
Greenwich Park [odnośnik]29.04.16 3:04
First topic message reminder :

Greenwich Park

Olbrzymie, zielone tereny przeznaczane nie tylko na niezwykle urokliwe spacery pozwalające odpocząć od zgiełku miasta, ale i stanowią doskonałe tereny łowieckie. Specjalnie sprowadzone do parku jelenie stanowią wyjątkową rozrywkę podczas letnio-jesiennych polowań, a mieszczące się nieopodal sokolarnie oraz, bardziej popularne wśród czarodziejów, sowiarnie, zapewniają, że to najlepsze miejsce na odbycie polowania wraz z drapieżnymi ptakami. Okoliczne stadniny zachęcają natomiast do konnych przejażdżek specjalnie wytyczonymi do tego szlakami. Niestety, ze względu na bliskość mugoli, nie jest możliwe dosiąść tutaj skrzydlatego wierzchowca.
Mistrz gry
Mistrz gry
Zawód : -
Wiek : -
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
Do you wanna live forever?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Greenwich Park - Page 2 Tumblr_mduhgdOokb1r1qjlao4_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/t475-sowa-mistrza-gry#1224 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t2762-skrytki-bankowe-czym-sa#44729 http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki

Re: Greenwich Park [odnośnik]29.10.16 14:38
Na wargach czuł już charakterystyczny posmak i suchość bibułki, kiedy zdał sobie, że to pytanie było skierowane do niego. Odwrócił się, z zaskoczeniem stwierdzając, że ktoś powrócił tutaj myślami na ziemię, łapiąc go w samą porę.
Cóż.. skoro i tak sam miał ochotę odezwać się chwile wcześniej, widocznie samo przeznaczenie chciało aby zamienili ze sobą parę słów. Żal byłoby się nie dowiedzieć dlaczego.
- A uwierzy mi pani jeżeli powiem, że w środku mam małego bazyliszka i tylko i wyłącznie dla pani bezpieczeństwa odmówię?- zapytał z powagą, nie mogąc jednak pozostać zbyt długo obojętnym na ten rozbrajający swoją szczerością uśmiech. Jego kąciki ust także powędrowały do góry w pełnym przekory rozbawieniu.
Spojrzał na czekoladki, od razu wyczuwając zamiast zapachu słodkości- zapach dylematu. Nie był wielbicielem podobnych łakoci, czy jednak swoją odmową nie zaburzy równowagi ich małej wymiany? Oczywiście, że tak! Wtedy będzie to wyglądało to tak jakby tylko on dawał coś od siebie, sprawiając, że być może druga strona będzie się czuła zadłużona, a to byłoby doprawdy niezręczne.
Schował trzymanego w palcach papierosa do kieszeni, na szczęście nie zdążył go odpalić więc nie było tu mowy o żadnej stracie, po czym sięgnął aby się poczęstować.
Byłoby to dziwne gdyby i to powędrowało do kieszeni, zatem zjadł od razu, stwierdzając, że nawet nie powaliło go na kolana swoją słodyczą tak jak się tego obawiał. Skinął z uznaniem głową.
- Och, nie ma potrzeby przepraszania za śmiałość, tak samo jak i za odwagę- mrugnął do nieznajomej, mając nadzieję, że nie zostanie to odebrane za zbytnie spoufalanie i uprzejmie wskazał jej ławkę. Nie było sensu stać tak na środku. Sam także cofnął się na zwolnione chwilę temu miejsce, aby móc postawić i otworzyć pudełko bez obawy, że mu jeszcze wyleci.- Poza tym za późno już na przerwanie rozpoczętej transakcji.
Oznajmił beztrosko i ukazał tajemnicze wnętrze wyraźnie zaintrygowanej damie, mając nadzieję, że ‘owy bazyliszek’ będzie dalej spał smacznie. Na widok wlepionych w nich zielonych ślepi, które na szczęście nikogo w kamień nie obracały, przez chwilę myślał nawet, że jego życzenie nie zostanie wysłuchane, zaraz jednak ich właściciel szeroko ziewnął i przekręcił się na bok, wracając do spania. Pozornie.
Lionell wiedział już jednak zbyt dobrze, że każda próba pogłaskania go po odsłoniętym brzuchu okaże się podstępnym zaproszeniem do zabawy z udziałem kłów i pazurów ostrych jak igły.
Nie każdy potwór tak straszny jak go malują- przyznał i przysunął tymczasowe legowisko bliżej w stronę zainteresowanej.-  I teraz to pani musi wybacz mnie ciekawość, ale te czekoladki to przypadkiem nie z okazji urodzin?
Jego mina wskazywała, że właśnie tego był prawie pewien i z jakiejś przyczyny, niezmiernie go to bawiło. Jego prezent nie był w końcu tak ślicznie opakowany, więc i odgadnięcie powodu spacerowania z kotem w pudełku łatwe być nie mogło.
Gość
Anonymous
Gość
Re: Greenwich Park [odnośnik]17.11.16 1:11
Tytoniowy zapach wyczuwała bezbłędnie. nie, nie dlatego, ze paliła. Nigdy nie nauczyła się tej sztuki i nie sadziła, żeby cokolwiek skłoniło ją do podobnego wyczynu. A jednak wystarczyła obecność jednej osoby, by kojarzyć zapach...z czymś przyjemnym. Nie, samego dymu papierosowego nie lubiła, ale zapach tytoniu był w pewien sposób kojący. I nie była pewna, że była to zasługa alchemicznej natury, czy mężczyzny, za którego za miesiąc miała wyjść. Drgnienie warg na moment zaskoczyło, przyciągając sylwetkę Łowcy, by zaraz stłumić wspomnienie cieniem. jedno i drugie musiała przegonić, a tylko rzeczywistość potrafiła skutecznie odwrócić jej uwagę. Szczególnie, gdy była zaintrygowana. I miała urodziny.
- A uwierzy pan jeśli powiem, że uwielbiam smokowate istoty i nie działa na mnie ich spojrzenie? - nie straciła ani odrobiny rezonu, z miejsca odpowiadając na poważne - wydawać by się mogło - stwierdzenie. Uśmiech, który chwilę później rozjaśnił oblicze nieznajomego, szybko przegoniło minimalną obawę, że mógł rzeczywiście kryć niebezpieczeństwo. Nie sądziła, by przypominała niebezpiecznego truciciela, próbującego własnie zdobyć swoja ofiarę. kolejna wizja mogła podpowiadać, że zwyczajnie nie ufał nieznajomym, a trzecią...zwyczajnie zignorowała. Każda wydawała jej się nieprawdziwa, oscylująca gdzieś na granicy absurdu. Jej myśli ostatnio przygarnęły zbyt wiele smutku, którym się karmiły, by uwierzyła w jakąkolwiek kreowaną wersję. Musiała wrócić do siebie. Utrzymała więc uśmiech tym mocniej docierający do oczu, gdy nieznajomy w końcu zdecydował się na tę nieoczekiwaną wymianę.
- Za odwagę nie powinno się nigdy przepraszać. Może za brawurę, albo tchórzostwo, ale odwaga jest tym złotym środkiem - mówiła przysiadając ponownie na malowanej zielenią ławce. Odłożyła pudełko z drugiej strony, dając miejsce swemu towarzyszowi i...zawartości tajemniczego pudełka - Zdecydowanie za późno - zacisnęła wargi, hamując głośniejszy śmiech, gdy w końcu ukazało się jej to niebezpieczeństwo, tak sennie przeciągające się na dnie pudełka - Och - zdołała zaledwie szepnąć niemal natychmiastowo wyciągając dłonie ku puszystej kulce. Zawiesiła dłoń nad kocim łebkiem - Mogę? - dopytała. zareagowała w typowy dla kobiet sposób, racząc się urokiem i słodyczą obecności małego stworzonka, wywołującego natychmiastową chęć otulenia, przygarnięcia do siebie mruczącego ciepła. Gest mężczyzny szybo przewiał wątpliwości, a jej dłoń pomknęła ku gładkiemu futerku stworzonka. Malec poruszył się by ostatecznie pochwycić w szpilki ząbków jej palec, wywołując inarowy śmiech.
Podniosła głowę na pytanie, nawet nie wyjmując ręki z uścisku łapek i kociego pyszczka. Zamrugała zaskoczona - Tak, nie wiedziałam, że to takie oczywiste... - zmrużyła oczy, przechylając głowę na bok, jakby chciała dokładniej przyjrzeć się właścicielowi błękitnych źrenic - ...chyba, że ma pan bardzo logiczny powód dla swojego pytania - bo zbiegi okoliczności lubiły takie połączenia. Pytanie, kociak w pudełku i rozbawiona iskra, która igrała z jego spojrzeniem - to musiało mieć znaczenie, chociaż mogła się mylić.



The knife that has pierced my heart,
I can’t pull it out Because if I do It’ll send up a huge spray of tears that can’t be stopped

Inara Carrow
Inara Carrow
Zawód : Alchemiczka
Wiek : 26
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Wdowa
I might only have one match
but I can make an explosion
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Greenwich Park - Page 2 7893d0df08b53155187ac4c38e6136a0
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t1023-inara-carrow https://www.morsmordre.net/t1405-tu-jest-smok-ale-sowa https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f236-nottinghamshire-ashfield-manor https://www.morsmordre.net/t3433-skrytka-bankowa-nr-99#59656 https://www.morsmordre.net/t1598-inara-carrow
Re: Greenwich Park [odnośnik]20.01.17 12:00
15.04

Zbudzona do życia wiosna rozpoczyna na nową swoją wędrówkę po świecie. Wszystko rozkwita w blasku słońca, chociaż chmury nie szczędzą nam rzęsistego deszczu. Dziś pogoda jest nadzwyczaj stonowana. Rozpościerające się po niebie kłęby odsłaniają co jakiś czas migoczące słońce, a temperatura jest wprost idealna na wyjście z domu. Za kilka dni mam Próbę (nie wiedząc do końca jeszcze, że do niej nie przystąpię) co wpływa mocno na mój nastrój. Jestem trochę nerwowa, zalewana nowymi obawami oraz niezbyt optymistycznymi myślami. Dlatego poprosiłam o zastępstwo w Hogwarcie urządzając sobie wolny dzień. Ot, taki długi weekend.
Pierwszym mym krokiem do odpoczynku są odwiedziny w domu. Tak dawno w nim nie byłam! Specjalnie wstaję wcześnie rano (co za mordęga…), byleby tylko zdążyć przed pójściem ojca do pracy. Zjawiam się wprost idealnie, na śniadanie! Towarzyszy temu cichy syk oraz trochę dymu - niedawno zdałam egzamin na teleportację, staram się więc z niej często korzystać. Czasami nie udaje mi się to szczególnie dobrze, ale nic nie szkodzi. Ważne, że rodzice nie krzyczą o niespodziewane odwiedziny tak wcześnie. Naturalnie zaczynają mi dogryzać, że jakim cudem udało mi się o tej porze zwlec z łóżka - kwituję to tylko śmiechem. I wtedy, kiedy siadam do suto zastawionego stołu, nawiedza mnie taka szalona myśl, żeby zbudzić Jaydena oraz to z nią napchać się tymi pysznościami. Dyniowe paszteciki, potrawka na zimno z bażanta oraz wiele innych smakołyków wprost czekają na nas do spałaszowania. Mama nie wydaje się być tym pomysłem obruszona, wręcz przeciwnie. Pomaga mi nawet zapakować piknikowy koszyk do pełna. Żegnam się z wybywającym do apteki ojcem, ściskam mocno matulę, która spieszy się do swoich kochanych hipogryfów. Pomimo pustego domu nieopiewającego w mnogość rodzeństwa jak kiedyś czuję się tutaj wspaniale.
Szybko sprzątam ze stołu, magią myjąc naczynia, żeby się jakoś m odwdzięczyć, a potem bach! Wyrywam Vane'a do Greenwich Park, niech zażyje trochę rzeczywistości. Jest tu pięknie, a te tereny, och, cudownie zielone. Słońce nie przygrzewa za mocno, wiatr wieje lekko, wszystko zapowiada się na przyjemny dzień. W końcu wybieramy miejsce, dlatego odkładam koszyk zabierając się za rozkładanie koca.
- Opowiadaj mi co u ciebie? Tylko zakaz mówienia o gwiazdach i innych ciałach niebieskich! - śmieję się zapominając o wszystkim. O tym, że powinnam raczej zakładać zaklęcia ochronne na swoje mieszkanie, a nie beztrosko urządzać pikniki na łonie natury. Dziś nie ma miejsca na żadne problemy.

[bylobrzydkobedzieladnie]



( i need your teeth )
in me, slow and vicious, to tell me my armor is just skin, bones, only bones




Ostatnio zmieniony przez Pomona Sprout dnia 29.03.17 10:25, w całości zmieniany 1 raz
Pomona Vane
Pomona Vane
Zawód : nauczycielka zielarstwa
Wiek : 26
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Zamężna

ty je­steś tym co księ­życ
od da­wien daw­na zna­czył
tobą jest co słoń­ce
kie­dy­kol­wiek za­śpie­wa



OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
https://www.morsmordre.net/t3270-pomona-sprout#55354 https://www.morsmordre.net/t3350-pomonkowa-poczta#56671 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f113-irlandia-killarney-national-park-upper-cottage https://www.morsmordre.net/t3831-skrytka-bankowa-nr-838#71331 https://www.morsmordre.net/t3351-pomona-sprout
Re: Greenwich Park [odnośnik]14.03.17 20:59
Po chwili rozmowy para usłyszała cichy, dziecięcy śmiech. Mogli się rozglądać, jednak żadne z nich nie dostrzegło w okolicy nikogo, a już na pewno żadnego dziecka. Kiedy jednak kobieta ponownie pochyliła się nad kotem znajdującym się w małym pudełeczku, głos usłyszała teraz nad sobą.
- Jaki piękny, jaki malutki!
Głos był piskliwy i wesoły. Inarę przeszyło zimno, kiedy przezroczyste dziewczę przeniknęło przez nią, by usiąść zaraz obok i pochylić się nad pudełeczkiem z wyraźnym zainteresowaniem. Kosmyki długich włosów wysunęły się z jej ładnego koczka i opadły na zwierzątko.
- Wszyscy tu raczej do koni biegają. A ja nie lubię koni. I dużych psów też nie lubię. Ale ten kotek jest piękny, jak się nazywa? - zaczęła dopytywać widocznie w całości zaabsorbowana zwierzątkiem w pudełku, nie przejmując się tym, czy rozmawiająca para ma ochotę na dodatkowe towarzystwo dziecka nie żyjącego - sądząc po ubiorze - od przynajmniej stu lat, czy nie. Co chwila zerkała też w kierunku pakunku z czekoladkami i w końcu na pyzatej buzi pojawił się wyraz niezadowolenia. Dziewczynka nadęła policzki, a jednak spojrzenie nadal miała jakby tęskne.
- Śmierć wcale nie jest taka straszna, ale wieczność bez słodyczy... myśli pani, że w niebie są słodycze? Jak byłam żywa, mama robiła mi pyszne ciasta. A teraz wszędzie dookoła jest coraz więcej i więcej słodyczy, one są wszędzie i wszyscy je jedzą, a ja nie mogę, bo i tak wszystko przeze mnie przelatuje, to okropne!
Zaczęła się użalać nad swoim losem z pełnią niezadowolenia wypisaną na buzi dziecka, które przeżywa najprawdziwszy dramat. Uniosła się po chwili i wykręciła piruet przed ławką z typową dla duchów płynnością i delikatnością ruchów. Mimo, że umarła dawno temu, najwidoczniej nadal pozostawała dzieckiem.
- Latanie za to jest fajne. Ale wolałabym słodycze od latania. A pani by nie chciała zostać duchem? Nudzę się tu trochę sama, fajnie byłoby mieć towarzystwo. Kotek też by mógł, spacerowałybyśmy z nim. - dodała, wlepiając spojrzenie w Inarę. Najpewniej nie była ona jedyną osobą, której mała dziewczynka zadała to pytanie, na jakieś wspomnienie na jej nabzdyczonej buzi pojawił się rozweselony, odrobinę chochlikowaty uśmiech.


I show not your face but your heart's desire
Ain Eingarp
Ain Eingarp
Zawód : Wielość
Wiek : nieskończoność
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
I show not your face but your heart's desire.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Metamorfomag
Greenwich Park - Page 2 3baJg9W
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f47-sowia-poczta https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/f55-mieszkania http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Greenwich Park [odnośnik]20.03.17 23:23
Dziecięcy śmiech w parku nie powinien być niczym dziwnym. Nie powinien, a mimo to przez ciało Inary przeszedł dziwny, zimny dreszcz. Podniosła spojrzenie i przekręciła się w miejscu, spoglądając za siebie. W oddali dostrzegała jakieś sylwetki, na ławkach w oddaleniu siedziała para staruszków, ale...żadnego dziecka. Alchemiczka zmarszczyła brwi przez moment zastanawiając się, czy nie ma omamów. Ale gdy narastające ciarki uformowały się dodatkowo w głos tuż przy uchu - po prostu drgnęła.
Inara nie miała zbyt wiele przyjemności? z duchami. Pamiętała opowieści, że w Hogwarcie takowych jest dużo, ale sama miała z nimi raczej minimalny kontakt. Nie znaczyło to jednak, że powinna była z piskiem uciekać. Początkowy niepokój wynikał z niewiedzy, a patrząc na półprzezroczystą, jasnowłosą istotkę, rodziły się w niej raczej mieszane uczucia. Niekontrolowana ciekawość i...smutek.
- Ja lubię biegać do koni - wydusiła początkowo ciche słowa, by z niematerialnego, dziecięcego oblicza, przenieść wzrok ponownie na pudełko i zwiniętą w nim, puchatą kulkę - O imię trzeba by było pytać tego pana, chyba...że pozwoli ci go nazwać? - zerknęła na mężczyznę, ale wzrok utkwiła znowu na niedorosłej istotce, zafascynowaną maluchem w równym stopniu co Carrow. Alchemiczkę zazwyczaj trudno było wybić z rytmu, ale sytuacji byłą dla niej niecodzienna. Z naturalną dla siebie beztroską? przyjęła do wiadomości obecność niezapowiedzianego i raczej niespotykanego zbyt często gościa - Muszą być - kiwnęła głową energiczne, wyobrażając sobie świat bez słodyczy. To autentycznie nie brzmiało zabawnie - Ale zakładam...że coś cię tutaj trzyma, że nie poszłaś jeszcze do nieba? - czarnowłosa nie wiedziała, czy jakiekolwiek niebo istnieje i czy rzeczywiście tak się nazywa, ale nie próbowała się sprzeczać. Widok nadętych policzków i rysującego się w dziecięcych oczach smutku nie napawał ją radością. Patrzyła na (zapewne kiedyś) barwną sukienkę i piruet, który zatoczyła przed jej twarzą. Odchyliła się mimowolnie, pamiętając chłód, który zrosił całe ciało, gdy przeźroczysta sylwetka przez nią przeszła. A potem mimowolnie rozchyliła wargi w utkwionym na jeżyku zdaniu, które nie znalazło werbalizacji.
- Latam na aetonatach - zaczęła spokojnie i nie wiedzieć czemu, na jej usta wdarł się uśmiech. Trafiła na bardzo rezolutną dziecinę - Nie lepiej poznać kogoś, kto już jest duchem? - odwróciła pytanie - I w sumie..jesteś tak energicznym duszkiem z masą pomysłów. A tutaj przychodzi wielu ludzi, z którymi...rozmawiasz. Czy to nie jest dobra zabawa? - przekręciła się na ławce, tak by jedną dłonią wciąż trzymać przy śpiącym kociaku, a drugą oparła o uda - No i nie mogę jeszcze być duchem. Mojemu tacie by się beze mnie nudziło, a kotka...nie możemy zabierać, bo to prezent urodzinowy tego pana. Chciałabyś żeby był smutny z tego powodu? - utrzymała spojrzenie dziecięcych źrenic i przez kilka uderzeń serca miała wrażenie, że dziewczyna przegląda ją na wylot. A może to tylko takie wrażenie?



The knife that has pierced my heart,
I can’t pull it out Because if I do It’ll send up a huge spray of tears that can’t be stopped

Inara Carrow
Inara Carrow
Zawód : Alchemiczka
Wiek : 26
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Wdowa
I might only have one match
but I can make an explosion
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Greenwich Park - Page 2 7893d0df08b53155187ac4c38e6136a0
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t1023-inara-carrow https://www.morsmordre.net/t1405-tu-jest-smok-ale-sowa https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f236-nottinghamshire-ashfield-manor https://www.morsmordre.net/t3433-skrytka-bankowa-nr-99#59656 https://www.morsmordre.net/t1598-inara-carrow
Re: Greenwich Park [odnośnik]21.03.17 13:57
Dziewczynka była dość energiczna, jak prawdziwe, żywe dziecko. Cały czas była w duchu, przelatywała dookoła nich, czasami próbowała złapać jakiegoś małego owada, choć te oczywiście przelatywały przez jej dłonie. Zaraz znów wracała do kotka, choć nie wyciągała ku niemu dłoni - wiedziała, że zwierzęta raczej nie przepadają za dotykiem duchów. Jest im od tego zimno i się denerwują! Ludzie z resztą też, choć tym najwidoczniej przejmowała się o wiele mniej.
- Nie wiem, czy w niebie będzie fajnie. - wyjaśniła zaraz. - Tutaj czasami się bawię z innymi dziećmi, czasami podchodzę do dorosłych, mogę latać po całym parku i oglądać zwierzęta i patrzeć jak ludzie próbują jeździć na tych paskudnych koniach. A tam? Nie wiem, czy będzie miło, czy będzie dużo dzieci i czy będą zwierzęta, ani czy tam się lata. Jedna pani mówiła, że to jak drugie życie w innym miejscu, ale skąd ona to mogła wiedzieć?
Najwidoczniej mała dziewczynka już jakiś czas się nad tym zastanawiała, wolała jednak to, co stabilne tam na miejscu, niż próbę przejścia w coś, o czym niczego nie wiedziała. Latała więc dookoła i szukała sobie znajomych - bo czemuby nie?
- Proszę na nie uważać. Są bardzo niebezpieczne! - oznajmiła jeszcze zupełnie jakby jeszcze przed chwilą nie zapraszała Inary do zostania duchem. Chyba coś zawsze pozostaje w człowieku, że będzie wolał ostrożność, nawet duchy przestrzegają przed niebezpieczeństwem. Przez chwilkę dało się wyczuć, że chciała coś jeszcze powiedzieć, jednak zaraz z tego zrezygnowała, znów okręcając się w powietrzu i pozwalając swojej sukieneczce lekko zafalować.
- Tak, ludzie są fajni, ale fajnie by było mieć kogoś takiego na zawsze. A boję się trochę iść poza park. Jeśli spotka pani kiedyś ducha to może mu pani powiedzieć, że w Greenwich Parku jest duszek, który chce się bawić? - dodała zaraz, najwidoczniej jej się ten pomysł bardzo spodobał: będzie mówiła żywym, że szuka ducha, a kiedy oni na jakiegoś trafią to ducha poinformują, że w parku mała dziewczynka szuka towarzystwa i tym sposobem znajdzie sobie towarzysza zabaw.
- Nie, nie chciałabym. - odpowiedziała szczerze, znów się przy tym uśmiechając. - Wszystkiego najlepszego. - dodała jeszcze zaraz.


I show not your face but your heart's desire
Ain Eingarp
Ain Eingarp
Zawód : Wielość
Wiek : nieskończoność
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
I show not your face but your heart's desire.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Metamorfomag
Greenwich Park - Page 2 3baJg9W
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f47-sowia-poczta https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/f55-mieszkania http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Greenwich Park [odnośnik]25.03.17 18:44
O istnieniu duchów wiedziała, to było przecież oczywiste. Zazwyczaj jednak rozpatrywała je w perspektywie dorosłych, a spotkanie, które miało własnie miejsce - wybiło ją z tego przeświadczenia. Gdzieś w głowie szeptały jej smutne głosy - co jej się stało?. Co sprawiło, ze tak maleńkiej istocie odebrano dar życia, a jeszcze bardziej - co sprawiło, że z całą niewinnością, którą w sobie miała, nie popłynęła gdzieś...do nieba? - To bardzo ważne co powiedziałaś. Bardzo mądra z ciebie istotka - chociaż Inara miała doświadczenie z kontaktami z dziećmi, ba - całkiem nieźle wychodziło jej dogadywanie, to  zetkniecie z wieloletnim (jak się zdawało) duszkiem  łączyło w sobie sferę tak dziecięcą jak i dorosłą - Nie chciałabyś zobaczyć jak jest w niebie? Wiesz...czasami boimy się rzeczy nieznanych, tylko dlatego, że są zakryte tajemnicą. Ale to nie znaczy, że to co się tam kryje nie będzie dobre - to cecha bardzo...ludzka i bardziej naznaczona dorosłym. Dzieci zawsze kojarzyły się alchemiczce z niezmierzona fala energii, która popychana ciekawością zaglądała zawsze tam, gdzie najwięcej było zakryte. A mała, która ją zaczepiła musiała bardzo długo trwać w tym stanie, by nabawić się takiej "przypadłości" - A jak masz na imię? ja jestem Inara - wodziła wzrokiem za rezolutnym duszkiem, który zdawał się - mimo słów - wcale nie nudzić otoczeniem - I przekażę, jeśli tylko jakiegoś spotkam, to powiem, że jest tu bardzo urocza duszka - kąciki ust mimowolnie uniosły się w gorę, a w ciemnych źrenicach zatańczyła wesoła nuta - Wiesz, cieszę się, że mogłam cię spotkać, bo nigdy nie rozmawiałam z duchem - w głowie czarnowłosej pojawiła się lista alchemicznych receptur, które w jakiś sposób mogłyby pomóc dziewczynce. ten jednak jeden, o którym słyszała...nie nadawał się w zupełności. Coś nieprzyjemnie wywracało się w żołądku na myśl, że można byłoby nadać postać materialną istocie już niematerialnej. Przygryzła kącik warg, ostatecznie wyrzucając zalążek pomysłu. Zbyt niebezpieczny i zbyt...mroczny. I chęć podarowania duszkowi chwili zasmakowania dawnych przyjemności związanych ze słodyczami był proporcjonalnie nieadekwatny do istoty warzonego eliksiru - Mogę tu do ciebie czasem przychodzić - dodała, by przywrócić rozbiegane myśli do porządku.



The knife that has pierced my heart,
I can’t pull it out Because if I do It’ll send up a huge spray of tears that can’t be stopped

Inara Carrow
Inara Carrow
Zawód : Alchemiczka
Wiek : 26
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Wdowa
I might only have one match
but I can make an explosion
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Greenwich Park - Page 2 7893d0df08b53155187ac4c38e6136a0
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t1023-inara-carrow https://www.morsmordre.net/t1405-tu-jest-smok-ale-sowa https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f236-nottinghamshire-ashfield-manor https://www.morsmordre.net/t3433-skrytka-bankowa-nr-99#59656 https://www.morsmordre.net/t1598-inara-carrow
Re: Greenwich Park [odnośnik]29.03.17 11:02
Jay miał na ten dzień dość spore plany. Nie wspominając już o nocnej wyprawie, którą zamierzał odbyć chociażby nie wiadomo co. Nie wiedział jednak jeszcze że będzie mu pisane spotkać się z syreną i nie były to jedyne spotkania bliskiego stopnia tego dnia. Przed tym wszystkim jednak miał coś innego do załatwienia. Lub właściwie do zjedzenia. O tym że zabierze go koniecznie na piknik Pomona mówiła od dobrego tygodnia. Poczynając od tego jak zawsze czekał na nią przed jej domem w Hogsmeade i razem szli do pracy, przez przerwy między zajęciami po powroty. O tym to chyba nie mógł zapomnieć, skoro mówiła mu to setki jeśli nie tysiące razy. A był zapominalskim człowiekiem, chociaż ci co go znali, wiedzieli, że nie robił tego ze złośliwości. Po prostu gwiazdy i inne ciała niebieskie dość mocno zaburzały mu w głowie wszystkie inne procesy i profesor od astronomii często zwyczajnie nic nie wiedział ożyciu ziemskim. Spotkanie z innym nauczycielem? Zapisanie sobie, że Toby Stephens znowu narozrabiał i wysłać list do jego rodziców ze szczegółowym opisem zachowania ich syna? Naprawdę coś takiego miało miejsce? Jayden nie mógł sobie przypomnieć. Szczególnie że nie lubił szkalowania uczniów, którzy na jego zajęciach wcale nie byli bandą małpiszonów, której nie dało się oswoić. Były jednostki, które przeszkadzały, ale wystarczyło zacząć mówić o czymś ciekawym jak zagięcie czasu i przestrzeni w czarnej dziurze i już miało się ich uwagę zwróconą na właściwe tory. Trzeba było mu to przyznać - miał do tego talent, a przy okazji nauczanie sprawiało mu niewiarygodną wręcz przyjemność. Lubił, gdy chłonne umysły dzieciaków z chęcią uczyły się jego przedmiotu, chociaż nie uważał, że jest on najważniejszy dla każdego z nich z osobna. Jego dzielni Krukoni oczywiście wybijali się ponad wszystkich ze swoim skupieniem i wiedzą o gwiazdach, chociaż nie można było powiedzieć, by Ślizgoni, Puchoni czy Gryfoni odstawali znacznie od domu Roweny Ravenclaw. Każda grupa młodych ludzi potrafiła go zaskoczyć i do każdego ucznia należało podchodzić indywidualnie. Może dzięki zrozumieniu tego miał dość dobrą renomę wśród młodzieży jak i ich rodziców?
Tego dnia jednak miał odpocząć od nauczania, chociaż nie sądził, żeby był to jakiś specjalny problem. Problemem stanowiło oderwanie go od zeszytu z notatkami na temat związany z pracą, a wymagała tego panna Sprout na spotkaniu. Nie podobało się to JJowi, który pomimo zakazu, schował swój dziennik w wewnętrznej kieszeni marynarki uprzednio go zmniejszając odpowiednim zaklęciem. Nie mógł się z nim rozstać. A co jeśli się dowie czegoś nowego i nie będzie mógł zapisać? I zapomni? Nigdy by sobie tego nie darował, dlatego małe oszustwo nie powinno stanowić wielkiego problemu. Wysłana do niego sowa zbudziła go swoich skrzekiem i stukaniem w okno. No, tak... Pomona musiała go zerwać o tej porze, każąc pojawić mu się pod określonym adresem. Co miał zrobić? Teleportował się i okazało się, że wylądował przed rodzinnym domem swojej koleżanki z pracy. Z szerokim uśmiechem powitał ją, gdy tylko wyszła, chociaż nie mógł sobie darować rzucenia uwagi o wyciąganiu astronoma za dnia na piknik. Żyję nocą, nie pamiętasz? Ale co ją tam to interesowało? Zabrała go do jednego z wielu parków Londynu, gdzie pomógł jej rozłożyć koc. Pomona usiadła, a on położył się obok, podkładając dłonie pod głowę i jak zawsze wpatrując się w niebo.
- Niestety nie ma mnie bez gwiazd - odparł, nie odrywając spojrzenia od chmur, ale uśmiechnął się szeroko, by zerknąć po chwili na towarzyszkę. - Trzeciego widziałem narodziny jednej z nich. Muszę ci koniecznie ją pokazać! - dodał, ale zaraz szybko się zreflektował. - Tak samo dobrze jak zawsze. Martwię się jedynie tymi falami okrucieństwa, ale... Nie niszczmy sobie takiego ładnego dnia. Chyba ci jeszcze nie podziękowałem za to, że wysłałaś mnie do swojej siostry po wywar, prawda? - spytał. Nawet jeśli podziękował, mógł to zrobić drugi raz.


Maybe that’s what he is about. Not winning, but failing and getting back up. Knowing he’ll fail, fail a thousand times,
BUT STILL DON'T GIVE UP
Jayden Vane
Jayden Vane
Zawód : astronom, profesor, publicysta, badacz, erudyta, ojciec
Wiek : 32
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowiec
Sometimes the truth
Isn’t good enough.
Sometimes people deserve more.
Sometimes people deserve
To have their f a i t h rewarded.
OPCM : -
UROKI : -
ALCHEMIA : -
UZDRAWIANIE : -
TRANSMUTACJA : -
CZARNA MAGIA : -
ZWINNOŚĆ : -
SPRAWNOŚĆ : -
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t4372-jayden-vane#93818 https://www.morsmordre.net/t4452-poczta-jaydena#95108 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f113-irlandia-killarney-national-park-theach-fael https://www.morsmordre.net/t4454-skrytka-bankowa-nr-1135#95111 https://www.morsmordre.net/t4453-jayden-vane
Re: Greenwich Park [odnośnik]31.03.17 17:29
- Ale przecież nie wiadomo, co tam jest. O to chodzi, może być ciekawie, ale może też być okropnie. Nudno na przykład. Mama mi mówiła, że muszę chodzić do kościoła i być grzeczna, bo inaczej będzie strasznie, a przecież jako duch nie mam jak chodzić do kościoła. To się może liczyć? Czy chodzi tylko o żywych? Nie wiem. Ale chyba wolę zostać i znaleźć towarzystwo tutaj, skoro nie mam pewności, czy będzie mi dobrze, jak stąd odejdę. - twierdziła dziewczynka, patrząc przy tym na Inarę. Najwidoczniej od dawna o tym myślała, od dawna rozważała wszelkie za i przeciw i jak dotąd nie była do odejścia z parku przekonana. Narzekała na nudę, najwidoczniej jednak znajdowała na tyle zajęć, by było jej w tym parku dobrze.
- Jestem Marianne. Miło panią poznać. - powiedziała i dygnęła lekko w powietrzu, uśmiechając się przy tym wesoło.
- Nie? Tata mi opowiadał, że w szkole jest dużo duchów. Że każdy dom ma swojego ducha. On był Ślizgonem, podobno ten duch był najstraszniejszy i wielu uczniów się go bało, ale była jeszcze taka dama i jeden duch, co nie miał głowy. I jeszcze poltergeist. - wymieniła z wesołą miną, niemal jednym tchem, wspominając opowieści swojego ojca o szkole do której powinna iść już za kilka lat! Cóż, tak się jednak nie stało, została w parku, nigdy nie mogła poznać innych duchów. Słyszała czasami o innych szkołach, jednak nie interesowała się nimi na tyle, by pomyśleć o tym, że kobieta mogła nie chodzić do tej jednej, o której sama dziewczynka za życia słuchała najwięcej.
Choć umarła bardzo dawno temu, najwidoczniej jej wspomnienia z życia nadal były bardzo świeże.
- Byłoby świetnie. Mogłybyśmy ruszyć na spacer. Pokazałabym pani wiele miejsc w tym parku. Jest na prawdę piękny, tylko mało kto zna go dobrze, mam tu dużo swoich kryjówek, albo takich miejsc z których wszystko wygląda najlepiej. - zapowiedziała radośnie, już planując w głowie taki spacer. Robiło się jednak powoli ciemno, a kotek zamiałczał cicho w kartonie. Znów więc pochyliła się nad opakowaniem. - Marznie pewnie. Powinni państwo iść. Ale mam nadzieję, że na prawdę mnie pani odwiedzi.
Dodała z typowo dziecięcym entuzjazmem, a chwilę później już jej nie było, odlatywała w swoją stronę.

zt x 2


I show not your face but your heart's desire
Ain Eingarp
Ain Eingarp
Zawód : Wielość
Wiek : nieskończoność
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
I show not your face but your heart's desire.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Metamorfomag
Greenwich Park - Page 2 3baJg9W
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f47-sowia-poczta https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/f55-mieszkania http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Greenwich Park [odnośnik]09.04.17 20:28
Uczniowie rozrabiają coraz mniej - spowodowane jest to narastającym reżimem Grindelwalda, który niebawem obejmie nawet funkcję nauczyciela OPCM, czego jeszcze nie jesteśmy świadomi. Może to i lepiej, skoro oznacza to jeden problem mniej. Niestety te piętrzą się brutalnie, siłą wdzierając się do niewinnej świadomości oraz zarażając ją mgłą przerażenia, troski o cały świat oraz nieograniczonego smutku. Dzień taki jak ten - pełen słońca, spokoju, delikatnego wietrzyku oraz zielonych krajobrazów jest nam potrzebny jak nic innego. Promień światła pośród posępnych szarości dnia codziennego pozwala nam się naładować pozytywną energią, tak mocno potrzebną do walki. Cały czas myślę o odsieczy, o eliksirze wielosokowym oraz swojej własnej roli w tym przedsięwzięciu - muszę wreszcie odpocząć. Przyzwolić swojemu ciału na odprężenie, mózgowi zarządzić krótkie wakacje. Tylko pozytywne wibracje są w stanie utrzymać nas przy zdrowych zmysłach, tak mocno potrzebnych w batalii o wykształcenie młodych czarodziejów jak i walki o lepszy świat bez uprzedzeń na każdym kroku - bez terroru. Czasem dobrze jest bujać w chmurach, ale na ziemi też potrafi być cudownie. I muszę to tobie pokazać Jay. Nie możesz wiecznie uciekać w niebo, skoro twoje stopy stąpają po gruncie. Otwórz się na śpiew ptaków, na szum liści oraz… jedzenie! To najlepszy etap tego całego spotkania! Specjalnie kazałam mamie Sprout zrobić więcej pyszności, bo kiedy spotka się Pomona i Jayden, to wiadomo, że nie zostanie ani okruszek, a wręcz przeciwnie - dopuścimy się każdego podstępu, byleby tylko zgarnąć jak najwięcej smakołyków dla siebie.
Dziękuję ci szerokim uśmiechem, kiedy pomagasz rozkładać mi koc. Przysiadam obok ciebie, zerkając z góry na twoją twarz. Później unoszę głowę do góry mrużąc oczy - trudno jest zobaczyć pędzące po firmamencie obłoki kiedy słońce jest tak obfite. Słodko nieświadoma twojego oszustwa kiwam z lekkim politowaniem głową. Miało być bez ciał niebieskich! Ale dobrze, wybaczam ci tę jedną wzmiankę.
- Chętnie ją obejrzę - odpowiadam, w porę gryząc się w język. Już miałam zapytać jak właściwie wyglądają takie narodziny gwiazdy, ale na chwilę obecną nie potrafię wydobyć z siebie takiego pytania - wiedząc, jak skończy się odpowiedź na nie. Spędzilibyśmy cały dzień, a potem całą noc na opowieściach, przy których musiałabym intensywnie kiwać głową i jeszcze cały czas czujnie słuchać! Nie, żeby mnie to nie interesowało, w końcu lubię astronomię - ale na pewno prędko bym zgłodniała, a wtedy słuchanie jest niezwykle trudne. Zwłaszcza, kiedy burczy w brzuchu.
- Nie mówmy dziś o tym - przytakuję zasmucona i odkładam koszyk nad nasze głowy, żeby mieć go względnie na widoku. Zamiast tego kładę się obok, zerkając w błękit nieba. Zdecydowanie lepiej patrzy się na nie z tej perspektywy. - Hmm… tylko jakieś cztery razy - śmieję się wesoło, jak od dawna się nie śmiałam. - Nie ma sprawy, polecam się. W ogóle wiesz, że pracuję nad pięknymi kwiatami wielkości parasola?! Jak skończę, to wszystkie kobiety będą mogły wyglądać modnie podczas ulewy! - dodaję, ponownie wybuchając śmiechem. Przecież każda dama marzy o takim parasolu zamiast o takim zwykłym lub o zaklęciu! Ze mnie jest niepoprawna optymistka - dobrze, że chociaż jestem świadoma bezsensowności niektórych moich pomysłów.



( i need your teeth )
in me, slow and vicious, to tell me my armor is just skin, bones, only bones


Pomona Vane
Pomona Vane
Zawód : nauczycielka zielarstwa
Wiek : 26
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Zamężna

ty je­steś tym co księ­życ
od da­wien daw­na zna­czył
tobą jest co słoń­ce
kie­dy­kol­wiek za­śpie­wa



OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
https://www.morsmordre.net/t3270-pomona-sprout#55354 https://www.morsmordre.net/t3350-pomonkowa-poczta#56671 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f113-irlandia-killarney-national-park-upper-cottage https://www.morsmordre.net/t3831-skrytka-bankowa-nr-838#71331 https://www.morsmordre.net/t3351-pomona-sprout
Re: Greenwich Park [odnośnik]17.04.17 11:54
Pobyt na świeżym powietrzu był najlepszym spędzeniem czasu. Panna Sprout wiedziała, co robi. Jay już za czasów własnej nauki w Hogwarcie uwielbiał spacerować po okolicy Szkoły Magii i Czarodziejstwa, obserwując nie tylko sam zamek, ale również to co było dookoła. Może nie wiedział nic o tamtejszych centaurach ani one o nim, ale w przyszłości miało się okazać, że obie strony miały zdobyć swój szacunek i zaufanie podczas dość mozolnej współpracy. Ale kto powiedział, że początki będą łatwe? Jayden na pewno się na to nie nastawiał i dziękował za to, że w Wieży Astrologów tak często wysyłano go na jakieś interwencje lub rozmowy z tymi szlachetnymi magicznymi istotami. Mądre centaury nie chciały od razu wpuścić młodego astronoma bliżej swojego grona, a co dopiero dzielić się z nim wiedzą, ale koniec końców zasłużył na zaufanie. I jedni jak i drudzy zdobyli nowe znajomości, zawarto nowe sojusze, chociaż do teraz jeśli ktoś chciał skontaktować się ze starym ludem, wpierw kontaktował się z Vanem. Oczywiście nie mówiło się o wszystkich centaurach w Anglii, ale te z Zakazanego Lasu znał naprawdę dobrze. Nigdy jednak nie wykorzystałby ich w jakimś celu, który uznałby za przeciwny ze swoją ideologią. Z tego co wiedział nawet jego dziadek nie został dopuszczony do sekretów pół-koni pół-ludzi, dlatego czuł się z tego względu bardzo dumny i jeszcze bardziej nie chciał narażać więzi na szwank. Teraz jednak zamierzał się spotkać z przyjaciółką, z którą nie miał sposobności szczerze porozmawiać już dość długi czas. Jedynie mijali się na zebraniach Zakonu Feniksa czy w pracy, ale żadne nie miało dłuższej chwili na poważniejszą lub mniej poważną rozmowę. Teraz jednak Pomona kazała mu się zatrzymać w tym szalonym biegu nauki i mogli wymienić się spostrzeżeniami nie tylko o tym, co działo się w ich życiu w międzyczasie, ale również o wydarzeniach w Anglii i całym czarodziejskim świecie. JJ potrzebował tego. I chociaż mógł być postrzegany jako zupełnie oderwany od rzeczywistości, nie był taki. Gdyby nie interesowało go życie doczesne, nie byłby w szeregach tajnej organizacji, której zadaniem była walka z Grindelwaldem. Jego pracodawcą w dodatku. Tak to właśnie się wiły te wszystkie losy... Nieprzewidzianie intrygująco. Do tego panna Sprout miała jedzenie, a takim argumentom nie można było odmówić.
- W takim razie - jesteśmy umówieni! - zawołał Jay, posyłając nauczycielce zielarstwa swoje spojrzenie pełne dziecięcego entuzjazmu. Zaraz jednak dotknął delikatnie dłoni towarzyszki, zgadzając się z tym, by niektórych tematów dzisiaj nie poruszać. Nie musiał nic mówić, by to dostrzegła. Oboje jednak na tyle byli pozytywnymi postaciami, że niewiele było im potrzeba do przeniesienia uwagi na znacznie przyjemniejsze rzeczy. Gdy ułożyła się obok, już mogli wspólnie wpatrywać się w niebo. Ale byle nie długo. Jedzenie czekało. - Jest naprawdę miła - odparł, wspominając spotkanie ze starszą siostrą Sprout. Ciekawe jednak po co był ten jej koc na głowie... Pomona zaczęła mówić o kwiatach wielkich jak parasole i z myśli astronoma wyleciały dziwne okrycia głowy, a zastąpiły je obrazy ogromnych roślin. Podniósł się na chwilę, by zerknąć na przyjaciółkę z szeroko otwartymi oczyma. - Naprawdę?! - spytał zaskoczony. - Musisz mi je pokazać! Musisz! - szturchnął ją lekko w bok i położył się z powrotem, wiedząc, że nie odpuści takich widoków. - Myślę, że muszę dostać jeden z takich, żeby móc sprawdzić wpływ faz księżyca na jego cykl. Ale powiedz mi, kochana pani profesor... Co mamy do jedzenia? - mruknął po chwili, czując, że zaczynał być głodny.


Maybe that’s what he is about. Not winning, but failing and getting back up. Knowing he’ll fail, fail a thousand times,
BUT STILL DON'T GIVE UP
Jayden Vane
Jayden Vane
Zawód : astronom, profesor, publicysta, badacz, erudyta, ojciec
Wiek : 32
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowiec
Sometimes the truth
Isn’t good enough.
Sometimes people deserve more.
Sometimes people deserve
To have their f a i t h rewarded.
OPCM : -
UROKI : -
ALCHEMIA : -
UZDRAWIANIE : -
TRANSMUTACJA : -
CZARNA MAGIA : -
ZWINNOŚĆ : -
SPRAWNOŚĆ : -
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t4372-jayden-vane#93818 https://www.morsmordre.net/t4452-poczta-jaydena#95108 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f113-irlandia-killarney-national-park-theach-fael https://www.morsmordre.net/t4454-skrytka-bankowa-nr-1135#95111 https://www.morsmordre.net/t4453-jayden-vane
Re: Greenwich Park [odnośnik]21.04.17 16:00
Nie mogę wyjść z podziwu dla tego dziecięcego entuzjazmu. Widzę, że kochasz ten swój kosmos nade wszystko. To dobrze, ludzie z pasją są ciekawsi od tych myślących jedynie o sprawach przyziemnych. Niestety trzeba znać również umiar w tym wszystkim, żeby nie zafiksować zupełnie, jednocześnie zapominając o rzeczywistości - mogę być twoją kotwicą między niebem a ziemią. Przyznaj, że tu też jest pięknie - wiosna budzi się do życia, park jest soczyście zielony, ludzie coraz chętniej pozbywają się grubych płaszczów na rzecz lekkich sweterków, ptaki ćwierkają donośnie, a owady przerywają swój sen zimowy wychodząc na powierzchnię. Lada chwila, a zobaczymy motyle ganiające się po łąkach. Czyż to nie piękne? Trzeba doceniać wszystko, co nas otacza. Niestety nie wiemy, kiedy to całe piękno weźmie w łeb, kiedy świat pogrąży się w chaosie oraz destrukcji. Cieszę się chwilą - słońcem smagającym policzki, wiaterkiem rozwiewającym włosy, przyjemnym towarzystwem oraz wspaniałym zapachem jedzonka skrytego w koszyku! Na szczęście, lub nieszczęście (w zależności od perspektywy), wspaniała woń potraw opuszcza nieszczelne przestrzenie wikliny informując wszystkich wokół, że nasza cudowna dwójka zaraz zabierze się za piknikowanie!
Nieświadoma myśli oraz wszelakich oszustw związanych z tajemniczym dziennikiem, który jawnie narusza naszą umowę suwerenności względem pracy oraz pasji, odprężam się całkowicie. Uwielbiam tak leżeć oraz podziwiać mknące po niebie powłoki. Czasem do góry wnoszą się też latawce lub mugolskie wynalazki, których nie rozumiem - wiem jedynie, że nie są dziełem magii. I co dziwne, potrafią latać. To naprawdę ciekawe, muszę o tym kiedyś poczytać - o ile w ogóle uda mi się dociec co to takiego.
Uśmiecham się szeroko słysząc informację, że Peony jest bardzo miła. Ależ naturalnie, że jest - to Sproutówna! I nagle nawiedza mnie taki okropny chochlik zatruwający umysł pewną myślą. Zezuję lekko na ciebie, mój drogi Jay, po czym gwałtownie obracam się na bok - przodem do ciebie. Opieram głowę na ręce przyglądając ci się uważnie.
- A jak świetnie gotuje! Lepiej ode mnie, a dorównuje niemal naszej mamie - nie ma większego komplementu, zapewniam - zachwycam się swoją własną siostrą. - Do tego jest sympatyczna, przyjacielska, lojalna, energiczna, zaradna, wesoła, dobra, czuła i mogłabym tak naprawdę długo! - wyliczam wszystkie zalety Piwki obserwując reakcję. Pewnie nie spodziewasz się po mnie takiej reklamy, ale mogę się powstrzymać! Gdyby tak częściej sprowadzać cię na ziemię… och, wyglądalibyście razem tak pięknie! Że też wcześniej na to nie wpadłam!
- Pokażę. Wybiorę ci taki pasujący do nieba - śmieję się cicho, podnosząc się do pozycji siedzącej. - O właśnie, jedzenie - zmieniam temat, chociaż w głowie już mam plan, żeby powrócić do ostatniego. Póki co sięgam po koszyk stawiając go na kocu między nami. Otwieram go, a zapachy uderzają w nozdrza z jeszcze wielką mocą. Och, moje ślinianki! I burczenie brzucha. - Patrz, paszteciki dyniowe, lepszych nie znajdziesz - mówię, nakładając ci solidną porcję. Sobie zresztą też, chociaż przy pałaszowaniu drugiego, wprost na mój talerz nurkuje ptak, który porywa jedną sztukę przysmaku.
- Hej! - krzyczę oburzona, marszczę brwi. - Nie zapłacimy okupu! - dodaję obserwując lot ptaka. Już po chwili znika w koronie drzewa nieopodal.



( i need your teeth )
in me, slow and vicious, to tell me my armor is just skin, bones, only bones


Pomona Vane
Pomona Vane
Zawód : nauczycielka zielarstwa
Wiek : 26
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Zamężna

ty je­steś tym co księ­życ
od da­wien daw­na zna­czył
tobą jest co słoń­ce
kie­dy­kol­wiek za­śpie­wa



OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
https://www.morsmordre.net/t3270-pomona-sprout#55354 https://www.morsmordre.net/t3350-pomonkowa-poczta#56671 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f113-irlandia-killarney-national-park-upper-cottage https://www.morsmordre.net/t3831-skrytka-bankowa-nr-838#71331 https://www.morsmordre.net/t3351-pomona-sprout
Re: Greenwich Park [odnośnik]26.04.17 13:25
Jak widać Jayden zaskakiwał nawet tych, którzy trochę go już znali. Przez dwa lata można było naprawdę wiele się o sobie dowiedzieć, a że i Sprout i Vane byli osobami, które potrafiły złapać dobry kontakt z innymi, ich zażyłość była jedynie kwestią czasu. Do tego dobrze było mieć kogoś tak przyjemnego w obyciu, a z kim codziennie szło się do pracy i czasami z niej wracało. W trakcie tych krótkich wędrówek dzielili się doświadczeniami z dnia w Hogwarcie, a Jay mógł poopowiadać o gwiazdach i zjawiskach, które zaobserwował po nocy. Pomona nie była tym tak zafascynowana, ale pozwalała mu na rozpływanie się nad tym tematem. Już była tą kotwicą - trzymała go na ziemi i nie pozwalała odlecieć za daleko. Zapewne bez niej już dawno astronoma by nie było, bo za bardzo dałby się ponieść gwiazdom i marzeniom z nimi związanymi. Teraz dla przykładu bez problemu zauważył spojrzenie swojej towarzyszki, ale kompletnie nie spodziewał się, że to właśnie jego zaangażowanie i entuzjazm spowodowały jej reakcję. Zielarska również kochała swoją pracę i widział jak się przykładała, jak opowiadała o każdym zadaniu, każdej posadzonej roślince i mógł odnaleźć w niej cząstkę siebie samego. Pasjonatkę i człowieka oddanego swojej pracy. Dobrze czuł się w jej towarzystwie, nawet jeśli nie chciała, żeby mówił o kosmosie i prawach, które nim rządziły. Ona uważała, że motyle są wspaniałe. Vane przyrównywał je do mgławicy, które wysoko nad ich głowami urządzały sobie galaktyczne wyścigi. Nie, żeby nie doceniał piękna stworzenia ziemskiego. Po prostu zawsze było coś bardziej idealnego.
Dobrze, że Pomona nie była legilimentką. Pewnie zaraz odkrywałby sekret jego ukrytego dziennika i nie byłaby zadowolona z tego małego obejście zasad. Ale nie można było zaprzeczyć - to leżenie, nic nierobienie i patrzenie się w niebo było wszystkim. Mógł tak spędzić dosłownie cały dzień. Oczywiście na noc zaraz by się zabrał za wyciąganiem przyrządów astronomicznych i map, ale nie miał ze sobą swojej niezawodnej torby. Tylko zapiski... Tylko one. Zerknął na chwilę na Pomonę jakby sprawdzający czy przypadkiem nie odczytała z jego twarzy tych myśli. Zaraz jednak okazało się, że nie miał się czym martwić. Sprout podjęła nagle temat swojej starszej siostry i zaczęła opowiadać o niej jak szalona. Przewróciła się na bok, podpierając sobie głowę na dłoni i patrzyła na niego wymownie. Jay przez chwilę obserwował ją z małym zaskoczeniem, a potem jego usta wykrzywiły się w kolejnym już podczas tego spotkania uśmiechem. Na pewno wiedziała, że Vane jest za bardzo oderwany od spraw doczesnych, żeby zrozumieć do czego zmierzała.
- Powinnaś ją odwiedzić, skoro tak za nią tęsknisz - odparł, a gardłowy śmiech wydobył się z jego wnętrza. Pomona mogła się starać ile chciała i chyba to był właśnie problemy JJa - miał własny świat, a relacje damsko-męskie nigdy nie zaprzątały jego głowy. Co prawda nie wiedział jak zinterpretować to spojrzenie swojej koleżanki z pracy, ale co on tam wiedział? - Ma wspaniałe miejsce na oglądanie gwiazd i to całkiem blisko domu. Powinnyście kiedyś to wykorzystać - zakończył i zaraz przerzucił się zainteresowaniem w stronę wspomnianych kwiatów-parasoli. Skoro obiecała, musiała dotrzymać słowa i zamierzał się jej przypominać. Chciał zobaczyć te rośliny za wszelką cenę! Rośliny i jedzenie, które chowało się w koszyku. Leżąc tak na kocu, przekręcił się, by zajrzeć do środka jak ciekawski czterolatek. Zapachy były wspaniałe, ale nim zdołał spałaszować wspomniane paszteciki, ptak zgarnął jeden z nich z talerza Pomony. Jayden na chwilę patrzył z szeroko otwartymi oczami, czekając na reakcję towarzyszki, po czym nie mógł wytrzymać i wybuchnął śmiechem. - To chyba oznacza, że każdy poluje na te dobroci. Powinniśmy je szybko zjeść, zanim zlecą się jego koledzy - odezwał się i na znak wepchnął sobie do ust jednego z pasztecików. Nie przeżuł nawet do konca, gdy upadł na ziemię i z pełnymi ustami mruknął:
- To fest fakie fobre.
Został dosłownie powalony tym smakiem. Musiał chwilę odsapnąć i przyzwyczaić się do myśli, że to jest nie koniec jedzenia. Był w raju. Leżąc tak przez chwilę i konsumując, rzucił jeszcze do Pomony:
- Podobno ten rok ma być wybitnie dobry dla zielarzy. Czy to prawda?


Maybe that’s what he is about. Not winning, but failing and getting back up. Knowing he’ll fail, fail a thousand times,
BUT STILL DON'T GIVE UP
Jayden Vane
Jayden Vane
Zawód : astronom, profesor, publicysta, badacz, erudyta, ojciec
Wiek : 32
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowiec
Sometimes the truth
Isn’t good enough.
Sometimes people deserve more.
Sometimes people deserve
To have their f a i t h rewarded.
OPCM : -
UROKI : -
ALCHEMIA : -
UZDRAWIANIE : -
TRANSMUTACJA : -
CZARNA MAGIA : -
ZWINNOŚĆ : -
SPRAWNOŚĆ : -
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t4372-jayden-vane#93818 https://www.morsmordre.net/t4452-poczta-jaydena#95108 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f113-irlandia-killarney-national-park-theach-fael https://www.morsmordre.net/t4454-skrytka-bankowa-nr-1135#95111 https://www.morsmordre.net/t4453-jayden-vane
Re: Greenwich Park [odnośnik]09.05.17 12:10
Tak, odleciałbyś hen daleko od ziemi, od swoich uczniów w Hogwarcie, przyjaciół oraz rodziny! I tylko moglibyśmy za tobą tęsknić spoglądając w niebo marząc o tym, że kiedyś cię tam ujrzymy. Naprawdę przykra perspektywa. Jestem więc kotwicą, strażnikiem ziemi oraz ogranicznikiem na fascynację ciałami niebieskimi. Emocje oraz pasje trzeba jednak dawkować - gdybym ja cały czas babrała się w ziemi, to ta by mnie pewnie w końcu wchłonęła, a ja rozłożyłabym się niczym węgiel i koniec! Po Pomonie! Dlatego ważnym jest uważanie na siebie oraz własne pragnienia. Nie bez powodu przyroda oraz natura dążą do równowagi, uznając homeostazę za stan idealny. Pomyśl nad tym kiedy przestaniesz jeść, pić, spać i spotykać się z innymi. Skoro o innych mowa, to tak sobie myślę, że właśnie Peony nadawałaby się lepiej na bycie kotwicą. Jest zdecydowanie rozsądniejsza ode mnie, potrafiłaby ci wszystko odpowiednio dawkować. A Nate byłby zachwycony męskim wzorcem w życiu, który jeszcze pokazałby mu tyle wspaniałych rzeczy! Raiden jest kochany, wiadomo, ale oni z Piwką to razem nie będą, a tutaj jest wiele przesłanek do swatów! I ja właśnie mianuję się swatką, chociaż nigdy tego nie robiłam oraz nie potrafię znaleźć sobie kogoś dla siebie, ale czy zamierzam się tym przejmować? Ależ absolutnie nie. Dlatego uśmiecham się i trajkoczę, ale ty pozostajesz niedomyślny. Wywracam z rozbawieniem oczami - chwilowo mi się zapomniało o tej twojej głowie w chmurach.
- Odwiedzam, nie martw się o to - mówię spokojnie, unosząc brwi dopiero przy drugiej części twojej wypowiedzi. Och, Jay. Czy wszyscy faceci są tak niedomyślni czy tylko ci nieśmiali? - I uwierz mi, widziałam to miejsce setki razy. Za to wydaje mi się, że to wy powinniście razem pooglądać te gwiazdy. Na pewno znasz się na nich lepiej ode mnie, mógłbyś ją wiele nauczyć - dodaję więc bardziej konkretnie, rzucając szczegółowymi instrukcjami. Nate’a można wprowadzić tam później, zresztą chętnie się zajmę moim wspaniałym chrześniakiem! Żeby wam nie przeszkadzał, naturalnie. - Wyobraź sobie, że po wszystkim poszlibyście na pyszną kolację zrobioną przez samą Peony… to brzmi jak życie z bajki - dorzucam jeszcze swoją opinię, teatralnie zakrywając usta dłonią. Och, ja tak powiedziałam? Skąd!
Niestety są rzeczy ważne oraz najważniejsze - jedzenie. Wygrywa ono w przedbiegach ze wszystkimi innymi tematami, dlatego szybko siadamy i pałaszujemy cudowności od mamy Sprout. Zapachy tylko potwierdzają nieziemski smak potraw. Opycham się nimi bez cienia wstydu, przynajmniej dopóki jeden z ptasich gagatków nie postanawia zwędzić mi jednego pasztecika.
- O tak, podkręcajmy tempo! - przytakuję pomiędzy kęsami. Śmieję się potem z twojego zachwytu, jest absolutnie uroczy. W międzyczasie kończę swój posiłek, a nam rozdaję przewspaniałą zapiekankę mięsno-warzywną. Mniejsza szansa, że ktokolwiek ją nam zwinie z talerzy, nie jest taka poręczna do przechwycenia dziobem. - To prawda, ponoć ten rok zapowiada się wybitnie słonecznie oraz jednocześnie wilgotnie. To idealne warunki dla wielu roślin, być może wydłuży się okres wegetacji. Możliwe też, że w tym roku zakwitnie trzepotka - przytakuję kiwając głową. - Och, jeszcze sok dyniowy! - mówię, nalewając nam w niewielkie kubeczki picia. W końcu samym jedzeniem można się zatkać. - A jak tam sytuacja u astronomów? - dopytuję na moment przerywając pałaszowanie przysmaku.



( i need your teeth )
in me, slow and vicious, to tell me my armor is just skin, bones, only bones


Pomona Vane
Pomona Vane
Zawód : nauczycielka zielarstwa
Wiek : 26
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Zamężna

ty je­steś tym co księ­życ
od da­wien daw­na zna­czył
tobą jest co słoń­ce
kie­dy­kol­wiek za­śpie­wa



OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
https://www.morsmordre.net/t3270-pomona-sprout#55354 https://www.morsmordre.net/t3350-pomonkowa-poczta#56671 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f113-irlandia-killarney-national-park-upper-cottage https://www.morsmordre.net/t3831-skrytka-bankowa-nr-838#71331 https://www.morsmordre.net/t3351-pomona-sprout
Re: Greenwich Park [odnośnik]14.05.17 14:05
Nie miał pojęcia, co kręciło się w głowie Pomony. A nawet gdyby wiedział, nie wiedziałby jak zareagować na podobne plany. Jak sama już nie raz i nie dwa zauważyła, Jayden był oderwany od rzeczywistości, a sprawy damsko-męskie mało go interesowały. Było to dobre dla innych, ale on był ponad to. Kochał gwiazdy, uwielbiał je, dlaczego więc Sprout chciała skazać jakąkolwiek kobietę na to cierpienie? Bo nigdy żadna nie potrafiłaby go równie zachwycić jak ciała niebieskie. Vane posiadał własną orbitę, która jeszcze nigdy nie zbliżyła się nawet odrobinę do jakiejkolwiek przedstawicielki płci żeńskiej i zapewne miało tak pozostać. Owszem. Miał przyjaciółkę, która była dla niego niczym siostra bliźniaczka, jednak ich relacje były czysto rodzinne. Pomona musiała się jeszcze wiele nauczyć i niewątpliwie zawieźć na profesorze Astronomii, któremu nie w głowie była jej siostra. Oczywiście, że każdemu życzył jak najlepiej, w końcu taki był. Ale jak jedną nogą stał na Ziemi, a drugą we Wszechświecie tak nigdy nie było możliwe, żeby znalazł się tylko w jednym z tych miejsc. Ciężki przypadek człowieka zakochanego w swojej pracy. Jay zauważył jak jego towarzyszka wywraca oczami i sam pokręcił głową, marszcząc brwi i uśmiechając się pytająco. Co też kręciło się pod tą gęstą czupryną.
- Nie będę się twojej siostrze wpraszał. Zresztą widziałem, że ma dużo pracy. Swojej własnej i bez gwiazd - zaśmiał się. Zaraz jednak ponownie zerknął na Pomonę tym razem wyglądając jakby gorączkowo nad czymś myślał. - Na kolację? Oszalałaś? I przegapić taką piękną noc? W życiu! Moja bajka jest gdzieś zupełnie indziej, Pom - odparł, spuszczając nieco z tonu i kładąc się ponownie na kocu. Nie zauważył, że się uniósł, gdy pomyślał o odrzuceniu nocy czuwania i obserwacji. - Nie skazuj swojej siostry na to - mruknął już bardziej do siebie, przymykając oczy. Zrobiło się chwilowo niezręcznie, ale jedzenie zupełnie wyparło ten stan. Nic dziwnego! W końcu były to smakowitości z górnej półki, która nie dla wszystkich była dostępna, a trzeba było przyznać, że mama Sprout potrafiła zdziałać cuda. Słuchał słów towarzyszki, kiwając raz po raz głową.
- Na razie nie zaobserwowałem niczego wielkiego, ale pod koniec miesiąca jadę na konferencję o tym, co działo się przez ostatni rok na niebie. Wygłoszę też mowę o mojej niemowlęcej gwieździe, która pojawiła się w ostatnim czasie i posłucham gadania przesądnych wróżbitów - zaśmiał się, przykładając sobie dwa ciasteczka z lukrem do oczu, co miało imitować okulary. - Będzie tam mój dziadek. Będzie wtedy po podróży. Mam nadzieję, że opowie coś ciekawego. Ale w sumie o to się nie martwię.
Umilkł, patrząc na resztę parku, gdzie rodziny siedziały w popołudniowym słońcu i cieszyły się pogodą, która zapowiadała nadejście cieplejszego okresu wakacji. Tak. Musiał przyznać, że było całkiem przyjemnie. Zerknął jednak na Pomonę.
- Planujesz coś na wakacje?


Maybe that’s what he is about. Not winning, but failing and getting back up. Knowing he’ll fail, fail a thousand times,
BUT STILL DON'T GIVE UP
Jayden Vane
Jayden Vane
Zawód : astronom, profesor, publicysta, badacz, erudyta, ojciec
Wiek : 32
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowiec
Sometimes the truth
Isn’t good enough.
Sometimes people deserve more.
Sometimes people deserve
To have their f a i t h rewarded.
OPCM : -
UROKI : -
ALCHEMIA : -
UZDRAWIANIE : -
TRANSMUTACJA : -
CZARNA MAGIA : -
ZWINNOŚĆ : -
SPRAWNOŚĆ : -
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t4372-jayden-vane#93818 https://www.morsmordre.net/t4452-poczta-jaydena#95108 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f113-irlandia-killarney-national-park-theach-fael https://www.morsmordre.net/t4454-skrytka-bankowa-nr-1135#95111 https://www.morsmordre.net/t4453-jayden-vane

Strona 2 z 8 Previous  1, 2, 3, 4, 5, 6, 7, 8  Next

Greenwich Park
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach