Wnętrze księgarni
AutorWiadomość
First topic message reminder :
★★ [bylobrzydkobedzieladnie]
Wnętrze księgarni
Księgarnia Esy i Floresy to miejsce, w którym miłośnik literatury poczuje się jak w prawdziwym raju. W głównej sali Esów mieszczą się część z ladami sprzedażowymi uwalanymi wiecznie książkami oraz wyspy z księgami wystawionymi w promocji. To tutaj odbywają się również recytacje literackie oraz spotkania ze sławnymi pisarzami świata magicznego. Oprócz podręczników szkolnych i specjalistycznych ksiąg (od eliksirów i magii obronnej, po poradniki radzące, jak wypędzić gnomy z ogrodu lub umówić się na randkę z wilą - według autora, wystarczy pięć prostych kroków), znajdują się tam regały zastawione awanturniczymi powieściami przygodowymi, a nawet komiksami. W Esach i Floresach panuje cisza i porządek, a poszukiwane książki znajdziesz nawet bez pomocy usłużnego sprzedawcy. W dziale uroków są wyłącznie tomy z zaklęciami "na wrogów", pod hasłem "historia" odnajdziesz jedynie woluminy traktujące o wiekach minionych. Dla osoby mugolskiego pochodzenia dziwne może wydawać się wypełnianie półek książkami bez słów, tomikami wielkości znaczków pocztowych, czy uzbrojonymi w olbrzymie zębiska, lecz taka jest czarodziejska literatura - ma trafić w gusta nawet najbardziej wymagającego konesera.
Pieśni syren, historia zaklęć, historia... kolejna historia... oh, anatomia gryfów. Być może była blisko, ale nie na tyle, by wiedzieć, że minie jeszcze jedną książkę i ta o trollach nagle się przed nią objawi. Dobrze by było, gdyby jeszcze w księgarni założyli taki system świateł, które odnajdują myśli klientów i wskazują im książki, których szukają. To by było cudowne! Takie zagubione wśród regałów istotki jak Nev miałyby ułatwione zadanie w znajdywaniu czegokolwiek.
Teraz ten "system świateł" zastępowany był przez ludzi, wykwalifikowanych do tej roboty czarodziejów, którzy doskonale znali rozmieszczenie każdego woluminu na tym miejscu.
I akurat żadnego takiego jegomościa obok niej nie było. Jak to mówią niektórzy - tak to w życiu bywa. Nikogo obok siebie nie znajdziesz, jeśli naprawdę będziesz potrzebowała pomocy.
Odleciała w tych rozmyślaniach. Na szczęście pojawił się za nią ktoś, kto dziś wieczór miał sprawić, by nie czuła się zagubiona w tym ogromnym miejscu.
Odwróciła się i spojrzała na męską brodę, która akurat znalazła się na wysokości jej wzroku. Zadarła lekko głowę i... chyba zabrakło jej języka w ustach. Nie spodziewała się kogokolwiek, a co dopiero tak urodziwego młodzieńca! To nadal księgarnia czy biuro matrymonialne?
Neva, skup się!
- Dzień dobry - odparła, po czym odwzajemniła jego uśmiech swoim. - Ja... tak, tak... szukam książki. Nie znam ani tytułu, ani autora, zależy mi po prostu na tematyce.
Czy ją onieśmielał? Może odrobinę. Nie na co dzień miała do czynienia z księgarzami, którzy zamiast garbu i okularów mieli piękne oczy i szalenie dostojny uśmiech. Coś jej się wydawało, że częściej będzie tu zaglądała...
Teraz ten "system świateł" zastępowany był przez ludzi, wykwalifikowanych do tej roboty czarodziejów, którzy doskonale znali rozmieszczenie każdego woluminu na tym miejscu.
I akurat żadnego takiego jegomościa obok niej nie było. Jak to mówią niektórzy - tak to w życiu bywa. Nikogo obok siebie nie znajdziesz, jeśli naprawdę będziesz potrzebowała pomocy.
Odleciała w tych rozmyślaniach. Na szczęście pojawił się za nią ktoś, kto dziś wieczór miał sprawić, by nie czuła się zagubiona w tym ogromnym miejscu.
Odwróciła się i spojrzała na męską brodę, która akurat znalazła się na wysokości jej wzroku. Zadarła lekko głowę i... chyba zabrakło jej języka w ustach. Nie spodziewała się kogokolwiek, a co dopiero tak urodziwego młodzieńca! To nadal księgarnia czy biuro matrymonialne?
Neva, skup się!
- Dzień dobry - odparła, po czym odwzajemniła jego uśmiech swoim. - Ja... tak, tak... szukam książki. Nie znam ani tytułu, ani autora, zależy mi po prostu na tematyce.
Czy ją onieśmielał? Może odrobinę. Nie na co dzień miała do czynienia z księgarzami, którzy zamiast garbu i okularów mieli piękne oczy i szalenie dostojny uśmiech. Coś jej się wydawało, że częściej będzie tu zaglądała...
Gość
Gość
Sięgnął myślami do sytuacji sprzed godziny i nie mógł się oprzeć wrażeniu, że są bliźniaczo podobne. Zupełnie jakby Amodeusa i stojącą teraz przed Colinem młodą dziewczyną było jakieś niewyjaśnione podobieństwo albo jakby się zmówili, by właśnie dziś, jedno po drugim, zajrzeć do jego księgarni. Uśmiechnął się do siebie w myślach i na powrót skupił na czekającym go zadaniu. Uwielbiał wyzwania związane z wyszukiwaniem książek pasujących doskonale w gusta klientów i nie zamierzał marnować okazji, by nie rozwiązać kolejnej zagadki.
- Szuka pani książki w księgarni - powtórzył i uniósł brwi, starając się jednak, by ton jego głosu był zabarwiony tłumionym śmiechem, a nie tymi paskudnymi kryształkami złośliwości, które niekiedy samoistnie wdzierały się w jego wypowiedzi. - Na pewno coś na to poradzimy, tylko proszę powiedzieć, jaka tematyka panią interesuje. Miłosne eliksiry? Zaklęcia domowe? - zmierzył ją uważnym spojrzeniem, schylając nieco głowę. - Poradnik jak znaleźć kawalera w tydzień? - Och, Colin, nie bądź taki protekcjonalny! To, że młode panny przychodzące do księgarni zazwyczaj szukają skutecznych wskazówek na uwiedzenie bogatych szlachciców nie oznacza automatycznie, że stojąca przed tobą dziewczyna oczekuje dokładnie tego samego. Uśmiechnął się natychmiast przepraszająco i sięgnął dłonią na kark, krzywiąc się lekko.
Powinien być zdecydowanie bardziej uprzejmy i mniej pozwalać sobie na te drobne złośliwości. Towarzystwo kotów zdecydowanie mu nie służyło, bo te wysłuchiwały jego zgryźliwości z cichym miauczeniem, nawet nie rozumiejąc, co do nich mówi.
- Szuka pani książki w księgarni - powtórzył i uniósł brwi, starając się jednak, by ton jego głosu był zabarwiony tłumionym śmiechem, a nie tymi paskudnymi kryształkami złośliwości, które niekiedy samoistnie wdzierały się w jego wypowiedzi. - Na pewno coś na to poradzimy, tylko proszę powiedzieć, jaka tematyka panią interesuje. Miłosne eliksiry? Zaklęcia domowe? - zmierzył ją uważnym spojrzeniem, schylając nieco głowę. - Poradnik jak znaleźć kawalera w tydzień? - Och, Colin, nie bądź taki protekcjonalny! To, że młode panny przychodzące do księgarni zazwyczaj szukają skutecznych wskazówek na uwiedzenie bogatych szlachciców nie oznacza automatycznie, że stojąca przed tobą dziewczyna oczekuje dokładnie tego samego. Uśmiechnął się natychmiast przepraszająco i sięgnął dłonią na kark, krzywiąc się lekko.
Powinien być zdecydowanie bardziej uprzejmy i mniej pozwalać sobie na te drobne złośliwości. Towarzystwo kotów zdecydowanie mu nie służyło, bo te wysłuchiwały jego zgryźliwości z cichym miauczeniem, nawet nie rozumiejąc, co do nich mówi.
Czy jej się wydawało, czy ten pan był złośliwy? Oh, tak, była jedna wspólna cecha wszystkich bibliotekarzy. Była to właśnie złośliwość! Owa cecha objawiała się w różny sposób - mogła to być zgryźliwa uwaga, spojrzenie spod byka, mruczenie pod nosem w niezrozumiały sposób, pogardliwe machnięcie ręką... no i na końcu, zmierzenie czytelnika od góry do dołu.
Dziewczyna wyczuła ten dziwny "gest" z jego strony, ale nie potrafiła go w pełni określić. Jej oczy wychwyciły za to to lekkie drgnięcie kącików jego ust, które kojarzyło jej się raczej z chowanym dowcipem niż z wredną uwagą na temat doboru sklepu oraz jego asortymentu. I cóż? Nie myliła się. Wnioskując po ostatnich wypowiedzianych przez niego słowach, był nawet zabawny.
Uniosła dłoń do ust, by zasłonić je wierzchem dłoni i ukryć śmiech.
- Cóż mi więcej mówić. To prawda. Gdybym szukała różdżki, na pewno posłałby mnie pan do Ollivandera, mam rację? - odparła rozbawiona jego słowami. - Ah, nie, nie. Nie prędko mi do tego, proszę pana, proszę mi uwierzyć. Aczkolwiek nie przeczę, książki na pewno użyteczne. Zwłaszcza ta ostatnio. Jest taka na składzie księgarni?
Może gdyby była, to nawet by się nią zainteresowała? Ale wtedy musiałaby jeszcze poszukać tytułu "Jak prawidłowo smalić cholewki do przystojnego księgarza". Połączenie tych dwóch książek powinno dać efekt lepszy niż amortencja. A może i sama amortencja byłaby dobra...
Zaraz, o czym to ona...
- W każdym razie dziękuję za komplement, miły panie. Szukam książki o trollach. Wszelkich rodzajach, ich zachowaniu, anatomii, fizjologii... rozumie pan? Ogółem mówiąc - o wszystkim, co ich dotyczy.
Splotła dłonie za plecami i uśmiechnęła się nieco szerzej. Naraz chciała być czarującą, młodą damą, która chce się dokształcać w odległych dziedzinach nauk magicznych!
Dziewczyna wyczuła ten dziwny "gest" z jego strony, ale nie potrafiła go w pełni określić. Jej oczy wychwyciły za to to lekkie drgnięcie kącików jego ust, które kojarzyło jej się raczej z chowanym dowcipem niż z wredną uwagą na temat doboru sklepu oraz jego asortymentu. I cóż? Nie myliła się. Wnioskując po ostatnich wypowiedzianych przez niego słowach, był nawet zabawny.
Uniosła dłoń do ust, by zasłonić je wierzchem dłoni i ukryć śmiech.
- Cóż mi więcej mówić. To prawda. Gdybym szukała różdżki, na pewno posłałby mnie pan do Ollivandera, mam rację? - odparła rozbawiona jego słowami. - Ah, nie, nie. Nie prędko mi do tego, proszę pana, proszę mi uwierzyć. Aczkolwiek nie przeczę, książki na pewno użyteczne. Zwłaszcza ta ostatnio. Jest taka na składzie księgarni?
Może gdyby była, to nawet by się nią zainteresowała? Ale wtedy musiałaby jeszcze poszukać tytułu "Jak prawidłowo smalić cholewki do przystojnego księgarza". Połączenie tych dwóch książek powinno dać efekt lepszy niż amortencja. A może i sama amortencja byłaby dobra...
Zaraz, o czym to ona...
- W każdym razie dziękuję za komplement, miły panie. Szukam książki o trollach. Wszelkich rodzajach, ich zachowaniu, anatomii, fizjologii... rozumie pan? Ogółem mówiąc - o wszystkim, co ich dotyczy.
Splotła dłonie za plecami i uśmiechnęła się nieco szerzej. Naraz chciała być czarującą, młodą damą, która chce się dokształcać w odległych dziedzinach nauk magicznych!
Gość
Gość
Odetchnął w duchu z ulgą, ciesząc się, że jego bezwarunkowy odruch złośliwości uszedł mu tym razem płazem. Pewnie gdyby miał do czynienia z jakąś starszawą niewiastą, która poczucie humoru zostawiła w czasach młodości, gdy dinozaury stąpały jeszcze po ziemi, nie obyłoby się bez małej afery. Przerabiał to już nieraz, ale musiał przyznać, że finalnie to on był zwycięzcą. Zwłaszcza gdy takie staruszki roszczeniowym tonem domagały się rozmowy z szefem, a on uśmiechał się wtedy uprzejmie i równie uprzejmie informował, że właśnie z nim rozmawiają.
Tym razem jednak bynajmniej nie miał do czynienia z żadną podstarzałą wiedźmą. Wręcz przeciwnie, stojąca przed nim dziewczyna wydawała mu się dość młoda... a przynajmniej młodsza od niego o tyle, że przez chwilę on sam poczuł się jak wiekowy dinozaur. Nie przeszkadzało mu to jednak w kontynuowaniu wędrówki wzrokiem po jej ciele, a ponieważ był wyższy i to o dobrych kilkanaście centymetrów, mógł to zrobić bez jakiegokolwiek skrępowania.
- Czy jest? Schodzą się jak ciepłe bułeczki, raz byłem świadkiem gdy pewne dziewczęta stoczyły iście niedziewczęcą bitkę o jeden z egzemplarzy. Ależ była afera - uśmiechnął się szeroko na to wspomnienie, odpływając na kilka sekund w przeszłość. - Od tamtej pory prowadzimy tylko sprzedaż wysyłkową, bo nie chcemy mieć więcej zdemolowanej księgarni. - Jej twarz była tak blisko, że mimo słabego światła goszczącego między regałami mógł bez problemu stwierdzić, że zdobi ją całe mnóstwo piegów. Sama świadomość faktu, że znalazł się w takiej bliskości sprawiła, że machinalnie cofnął się o krok, ukrywając lekką konsternację pod kolejnymi słowami.
- Książka o trollach dla takiej uroczej panienki? Przyznam, że jestem zaskoczony - i faktycznie był, bo trolle raczej nie znajdowały się na liście zainteresowań młodych panien zaglądających do jego księgarni. - Ale oczywiście posiadamy, posiadamy... cała półka samych poradników dla hodowców, drugi rząd od drzwi po prawej stronie. - Wycofał się z alejki, robiąc jej miejsce i wskazując ręką kierunek, ale po sekundzie zastanowienia postanowił pokazać jej osobiście regał skrywający poszukiwane książki. Wyminął kilka osób i zagłębił się między półkami, wodząc wzrokiem po grzbietach ksiąg. - Moje lata wśród trolli, Wędrówki z trollami to tytuły, które mogę polecić, jeśli chodzi o badanie zachowań tych stworzeń - mruknął, zatrzymując dłoń na stojących obok siebie tomach.
Tym razem jednak bynajmniej nie miał do czynienia z żadną podstarzałą wiedźmą. Wręcz przeciwnie, stojąca przed nim dziewczyna wydawała mu się dość młoda... a przynajmniej młodsza od niego o tyle, że przez chwilę on sam poczuł się jak wiekowy dinozaur. Nie przeszkadzało mu to jednak w kontynuowaniu wędrówki wzrokiem po jej ciele, a ponieważ był wyższy i to o dobrych kilkanaście centymetrów, mógł to zrobić bez jakiegokolwiek skrępowania.
- Czy jest? Schodzą się jak ciepłe bułeczki, raz byłem świadkiem gdy pewne dziewczęta stoczyły iście niedziewczęcą bitkę o jeden z egzemplarzy. Ależ była afera - uśmiechnął się szeroko na to wspomnienie, odpływając na kilka sekund w przeszłość. - Od tamtej pory prowadzimy tylko sprzedaż wysyłkową, bo nie chcemy mieć więcej zdemolowanej księgarni. - Jej twarz była tak blisko, że mimo słabego światła goszczącego między regałami mógł bez problemu stwierdzić, że zdobi ją całe mnóstwo piegów. Sama świadomość faktu, że znalazł się w takiej bliskości sprawiła, że machinalnie cofnął się o krok, ukrywając lekką konsternację pod kolejnymi słowami.
- Książka o trollach dla takiej uroczej panienki? Przyznam, że jestem zaskoczony - i faktycznie był, bo trolle raczej nie znajdowały się na liście zainteresowań młodych panien zaglądających do jego księgarni. - Ale oczywiście posiadamy, posiadamy... cała półka samych poradników dla hodowców, drugi rząd od drzwi po prawej stronie. - Wycofał się z alejki, robiąc jej miejsce i wskazując ręką kierunek, ale po sekundzie zastanowienia postanowił pokazać jej osobiście regał skrywający poszukiwane książki. Wyminął kilka osób i zagłębił się między półkami, wodząc wzrokiem po grzbietach ksiąg. - Moje lata wśród trolli, Wędrówki z trollami to tytuły, które mogę polecić, jeśli chodzi o badanie zachowań tych stworzeń - mruknął, zatrzymując dłoń na stojących obok siebie tomach.
Tym razem nie udało jej się powstrzymać śmiechu. Od razu przed jej oczami pojawił się obraz walczących ze sobą panienek z dobrego domu, które kłócąc się i szarpiąc, wyrywały sobie włosy i darły materiały sukienek. A to wszystko z powodu jednej książki! Ciekawe jak niska była ich samoocena, skoro musiały uciekać się do takich rzeczy! W każdym razie, Nevarel nie miała zamiaru kłócić się ani nawet sięgać po tenże poradnik. Wielu już było kandydatów na miejsce jej partnera. Wszyscy znikali po kilku dniach. Dlaczego? Sama się nad tym zastanawiała. Dopiero później okazało się, że odpowiedź siedziała tuż pod jej nos. Był nią Dean. To on przeganiał wszystkich zainteresowanych jej osobą. Z początku ją to martwiło, potem dała sobie z tym spokój.
Do końca życia będzie zajmowała się magicznymi stworzeniami, robieniem bratu obiadu i szwendaniem się po mieście w poszukiwaniu pracy. Nudne życie. Szalenie nudne było jej życie.
- Coś niebywałego! Sądziłam, że to tylko mężczyźni potrafią wykłócać się o takie rzeczy. Chyba zmienię o tym swoje zdanie - odparła lekko.
Nie zauważyła tej bliskości. Była tak zafrapowana całą tą sytuacją, że zwyczajnie takie rzeczy umykały jej uwadze.
- Wydaje mi się, że moje zainteresowania sięgają dalej niż tych panien, o których pan opowiedział - powiedziała z nieukrywanym uśmiechem. - Mam zamiar poszukać pracy w hodowli trolli. Może słyszał pan o takowej?
Spojrzała na niego, kiedy wskazał jej kierunek swoją ręką. Jak to tak, już pan idzie? Zostawi mnie pan z tym ogromem tytułów?
Na szczęście pan tego nie zrobił. Rada była temu ogromnie!
- Brzmią ciekawie... chyba poprosiłabym oba.
Stać ją było na trzy książki, tak sobie przynajmniej zaplanowała. Nie chciała brać więcej pieniędzy z domowej sakiewki, bo i tak była sporym utrapieniem.
- Znalazłby pan jeszcze coś o... leczeniu tych stworzeń? - spytała niepewnie.
Do końca życia będzie zajmowała się magicznymi stworzeniami, robieniem bratu obiadu i szwendaniem się po mieście w poszukiwaniu pracy. Nudne życie. Szalenie nudne było jej życie.
- Coś niebywałego! Sądziłam, że to tylko mężczyźni potrafią wykłócać się o takie rzeczy. Chyba zmienię o tym swoje zdanie - odparła lekko.
Nie zauważyła tej bliskości. Była tak zafrapowana całą tą sytuacją, że zwyczajnie takie rzeczy umykały jej uwadze.
- Wydaje mi się, że moje zainteresowania sięgają dalej niż tych panien, o których pan opowiedział - powiedziała z nieukrywanym uśmiechem. - Mam zamiar poszukać pracy w hodowli trolli. Może słyszał pan o takowej?
Spojrzała na niego, kiedy wskazał jej kierunek swoją ręką. Jak to tak, już pan idzie? Zostawi mnie pan z tym ogromem tytułów?
Na szczęście pan tego nie zrobił. Rada była temu ogromnie!
- Brzmią ciekawie... chyba poprosiłabym oba.
Stać ją było na trzy książki, tak sobie przynajmniej zaplanowała. Nie chciała brać więcej pieniędzy z domowej sakiewki, bo i tak była sporym utrapieniem.
- Znalazłby pan jeszcze coś o... leczeniu tych stworzeń? - spytała niepewnie.
Gość
Gość
Dwa do zera dla księgarza, pomyślał, gdy dziewczyna poprosiła o obie książki i to bez większej chwili zastanowienia. Najwyraźniej była albo pewna swojego wyboru i podświadomie wiedziała, czego chce, albo miała zbyt grubą sakiewkę, zaopatrzoną starannie przez rodziców... lub swojego opiekuna. Spojrzał na nią jeszcze raz, pozwalając sobie na przelotną myśl o tych wszystkich kawalerach, którzy mogliby się starać o jej rękę. A może już była zamężna mimo młodego wieku? Jeśli była arystokratką, to byłoby to wręcz całkowicie normalne. Rzucił okiem na jej dłonie, ale nie zauważył żadnego symbolu zniewolenia.
Cóż, może to tylko kolejna dziewczyna szwędająca się po Londynie w poszukiwaniu jelenia do ożenku, a jej fascynacja trollami to tylko chwilowa zachcianka?
- Rodzina Averych ma jedną z najlepszych w Anglii hodowli - odpowiedział, wyciągając książki spomiędzy innych i zerkając przelotnie na okładki. - Nie jestem jednak pewien, czy dopuszczają do swojego interesu ludzi z zewnątrz, a sam nie utrzymuję z nimi zbyt zażyłych kontaktów, by panią polecić - skrzywił się lekko na samą myśl, że mógłby utrzymywać z tymi arystokratycznymi dupkami w ogóle jakąkolwiek znajomość. Krótkie skinienie głową na uroczystych spotkaniach to jedyne, na co mógł się zdobyć w ich obecności.
- Ale oczywiście co innego książki, te mogę polecać do woli - znów się uśmiechnął, chociaż lekki niesmak na wspomnienie Averych zaburzył nieco urocze wygięcie ust. - Teoretycznie wiele informacji znalazłaby pani w zwykłych podręcznikach dla hodowców, jest tam pełno rozdziałów o leczeniu trolli, chociaż z tego co wiem, nie są one szczególnie podatne na choroby. Jednak jeśli chodzi o książkę poświęconą wyłącznie temu tematowi, to myślę, że dobrym wyborem będzie Troll w potrzebie. - Spojrzał na najwyższą półkę, gdzie powinna się znajdować wymieniona książka i sięgnął ręką, by ją zdjąć. Wyciągnął się jak struna, łapiąc okładkę czubkami palców i w końcu z miną zadowolonego kota przejrzał spis treści. - O tym właśnie mówiłem - mruknął z zadowoleniem, wertując wzrokiem kolejne linijki. - Jest tu nawet rozdział o rozmnażaniu i hodowaniu potomstwa - otworzył na wybranej stronie i lekko zadrżał z obrzydzenia na widok poruszających się zdjęć. - Chociaż może to akurat nieodpowiedni temat dla tak młodej panny. - Rzucił jej wyzywające spojrzenie, jakby nawiązanie do jej młodego wyglądu sugerujące równie młody wiek, miało rozpocząć jakąś małą słowną wojnę. Do tego był zresztą przyzwyczajony w swojej drobnej życiowej złośliwości.
Cóż, może to tylko kolejna dziewczyna szwędająca się po Londynie w poszukiwaniu jelenia do ożenku, a jej fascynacja trollami to tylko chwilowa zachcianka?
- Rodzina Averych ma jedną z najlepszych w Anglii hodowli - odpowiedział, wyciągając książki spomiędzy innych i zerkając przelotnie na okładki. - Nie jestem jednak pewien, czy dopuszczają do swojego interesu ludzi z zewnątrz, a sam nie utrzymuję z nimi zbyt zażyłych kontaktów, by panią polecić - skrzywił się lekko na samą myśl, że mógłby utrzymywać z tymi arystokratycznymi dupkami w ogóle jakąkolwiek znajomość. Krótkie skinienie głową na uroczystych spotkaniach to jedyne, na co mógł się zdobyć w ich obecności.
- Ale oczywiście co innego książki, te mogę polecać do woli - znów się uśmiechnął, chociaż lekki niesmak na wspomnienie Averych zaburzył nieco urocze wygięcie ust. - Teoretycznie wiele informacji znalazłaby pani w zwykłych podręcznikach dla hodowców, jest tam pełno rozdziałów o leczeniu trolli, chociaż z tego co wiem, nie są one szczególnie podatne na choroby. Jednak jeśli chodzi o książkę poświęconą wyłącznie temu tematowi, to myślę, że dobrym wyborem będzie Troll w potrzebie. - Spojrzał na najwyższą półkę, gdzie powinna się znajdować wymieniona książka i sięgnął ręką, by ją zdjąć. Wyciągnął się jak struna, łapiąc okładkę czubkami palców i w końcu z miną zadowolonego kota przejrzał spis treści. - O tym właśnie mówiłem - mruknął z zadowoleniem, wertując wzrokiem kolejne linijki. - Jest tu nawet rozdział o rozmnażaniu i hodowaniu potomstwa - otworzył na wybranej stronie i lekko zadrżał z obrzydzenia na widok poruszających się zdjęć. - Chociaż może to akurat nieodpowiedni temat dla tak młodej panny. - Rzucił jej wyzywające spojrzenie, jakby nawiązanie do jej młodego wyglądu sugerujące równie młody wiek, miało rozpocząć jakąś małą słowną wojnę. Do tego był zresztą przyzwyczajony w swojej drobnej życiowej złośliwości.
W Nevie obudziła się iskierka nadziei. Czyli jednak te starsze panie rozmawiające ze sobą na ulicy nie zagrały z nią w głuchy telefon! Rodzina, o której wspomniał pan księgarz, nie była może Yaxleyami, ale wciąż zajmowali się trollami! Powinna poszukać jakichś tropów, które ją do nich doprowadzą. Poszuka informacji, ale już nie w księgarni.
- Bardzo dziękuję za informacje. Już od jakiegoś czasu szukam jakichkolwiek wiadomości o rodzinach hodowców, ale niczego nie mogła znaleźć. Planuję podjąć pracę w jakiejś hodowli.
Sama do końca nie wiedziała, dlaczego mu to powiedziała. Logicznie rzecz ujmując - co go to obchodziło? Był jednak na tyle pociągającym rozmówcą, że przeciąganie rozmowy było u Nevy wręcz mimowolnym gestem.
- Troll w potrzebie... - powtórzyła pod nosem patrząc na księgę, którą zdjął z półki.
Spojrzała na jego dłonie. Muśnięte zębem czasu i pyłem unoszącym się nad księgami. Opuszki na pewno wiele razy przewracały stronice, prostowały zagięte barbarzyńsko rogi i ścierały kurz z grzbietów. Człowiek z pasji? Czy może z obowiązku?
Zachichotała patrząc na poruszające się zdjęcie. Dla niej to było całkiem naturalne! Ot, dwa stworzenia kopulują, by po kilkunastu miesiącach (im zwierzę większe, tym dłuższa jest ciąża) wydać na świat potomstwo.
- Proszę mi wybaczyć, ale moje dłonie nie są stworzone do trzymania parasolek od słońca ani bawełnianych chusteczek - uśmiechnęła się dumnie, ale przy tym też nieco groteskowo. Lekko uniosła się na palcach, zasłoniła usta z boku dłonią i przybliżyła się lekko, by móc wyszeptać mu coś na ucho. - Odbierałam kiedyś poród skrzata.
Ciekawiło ją, czy będzie to dla niego obrzydliwością czy jednak zabawną anegdotką.
- Bardzo dziękuję za informacje. Już od jakiegoś czasu szukam jakichkolwiek wiadomości o rodzinach hodowców, ale niczego nie mogła znaleźć. Planuję podjąć pracę w jakiejś hodowli.
Sama do końca nie wiedziała, dlaczego mu to powiedziała. Logicznie rzecz ujmując - co go to obchodziło? Był jednak na tyle pociągającym rozmówcą, że przeciąganie rozmowy było u Nevy wręcz mimowolnym gestem.
- Troll w potrzebie... - powtórzyła pod nosem patrząc na księgę, którą zdjął z półki.
Spojrzała na jego dłonie. Muśnięte zębem czasu i pyłem unoszącym się nad księgami. Opuszki na pewno wiele razy przewracały stronice, prostowały zagięte barbarzyńsko rogi i ścierały kurz z grzbietów. Człowiek z pasji? Czy może z obowiązku?
Zachichotała patrząc na poruszające się zdjęcie. Dla niej to było całkiem naturalne! Ot, dwa stworzenia kopulują, by po kilkunastu miesiącach (im zwierzę większe, tym dłuższa jest ciąża) wydać na świat potomstwo.
- Proszę mi wybaczyć, ale moje dłonie nie są stworzone do trzymania parasolek od słońca ani bawełnianych chusteczek - uśmiechnęła się dumnie, ale przy tym też nieco groteskowo. Lekko uniosła się na palcach, zasłoniła usta z boku dłonią i przybliżyła się lekko, by móc wyszeptać mu coś na ucho. - Odbierałam kiedyś poród skrzata.
Ciekawiło ją, czy będzie to dla niego obrzydliwością czy jednak zabawną anegdotką.
Gość
Gość
Im dłużej jej się przyglądał tym większą miał pewność, że dziewczyna nie jest delikatną porcelanową lalką, jakie zazwyczaj spotykał na arystokratycznych salonach. Nie podejrzewał też, by szlachecka rodzina pozwoliła swojej córce na tyle wolności, by wypuszczać ją na miasto bez żadnego towarzystwa, ani by pozwalać jej na taką... otwartość. No i zresztą panienka z dobrego domu szukająca pracy w hodowli trolli?
- To będzie bardzo trudna i odpowiedzialna praca - powiedział, przypominając sobie swoją wizytę u znajomego, który trzymał jedno z tych stworzeń. Opanowanie pojedynczego osobnika wymagało ogromnej siły i znajomości potężnych zaklęć. Powątpiewał, czy taka krucha istotka sięgająca mu do brody będzie w stanie sobie z tym poradzić. - Chyba że... - zaczął, ale jej ostatnie słowa wprawiły go w niemałe zaskoczenie, by nie rzecz nawet, że w osłupienie. Trzymana w rękach książka gruchnęła z łomotem o ziemię, a ponieważ była całkiem pokaźnych rozmiarów, dźwięk też nie był za cichy.
Wpatrywał się w nią w dziwnej ciszy, która chwilę potem zapanowała między regałami. Nawet żaden z pracowników nie przybiegł ratować cennych eksponatów, jakby czuli podskórnie, że lepiej nie wchodzić szefowi w paradę. Starał się wszelkimi sposobami nie wyobrażać sobie porodu skrzata, a już za wszelką cenę nie chciał mieć przed oczami wizji, gdy stojąca przed nim dziewczyna tuliła w ramionach małe, obślizgłe ciałko magicznej istoty. Brrrr... Może jednak po takich doświadczeniach kontakty z trollami nie będą robiły na niej żadnego wrażenia.
- Ach, hmm... to na pewno było um... bardzo satysfakcjonujące przeżycie i ymm... niezapomniane - udało mu się w końcu szepnąć, gdy już wygrał walkę ze swoją szaloną wyobraźnią i wyrzucił z niej wszelkie wizje skrzatów. Rodzących skrzatów.
- To będzie bardzo trudna i odpowiedzialna praca - powiedział, przypominając sobie swoją wizytę u znajomego, który trzymał jedno z tych stworzeń. Opanowanie pojedynczego osobnika wymagało ogromnej siły i znajomości potężnych zaklęć. Powątpiewał, czy taka krucha istotka sięgająca mu do brody będzie w stanie sobie z tym poradzić. - Chyba że... - zaczął, ale jej ostatnie słowa wprawiły go w niemałe zaskoczenie, by nie rzecz nawet, że w osłupienie. Trzymana w rękach książka gruchnęła z łomotem o ziemię, a ponieważ była całkiem pokaźnych rozmiarów, dźwięk też nie był za cichy.
Wpatrywał się w nią w dziwnej ciszy, która chwilę potem zapanowała między regałami. Nawet żaden z pracowników nie przybiegł ratować cennych eksponatów, jakby czuli podskórnie, że lepiej nie wchodzić szefowi w paradę. Starał się wszelkimi sposobami nie wyobrażać sobie porodu skrzata, a już za wszelką cenę nie chciał mieć przed oczami wizji, gdy stojąca przed nim dziewczyna tuliła w ramionach małe, obślizgłe ciałko magicznej istoty. Brrrr... Może jednak po takich doświadczeniach kontakty z trollami nie będą robiły na niej żadnego wrażenia.
- Ach, hmm... to na pewno było um... bardzo satysfakcjonujące przeżycie i ymm... niezapomniane - udało mu się w końcu szepnąć, gdy już wygrał walkę ze swoją szaloną wyobraźnią i wyrzucił z niej wszelkie wizje skrzatów. Rodzących skrzatów.
- Jestem ambitna, chcę chociaż spróbować.
Jeśli nie wyjdzie, to może znajdzie pracę w Mungu? Leczenie ludzi nie było szczytem jej marzeń, ale to też jakaś oferta pracy. Wolała jednak zwierzęta. Była bardziej przewidywalne od ludzi i dało się je oswoić na tyle, by widziały dobrą duszę w swoim właścicielu. Nie kłamały, nie rzucały oszczerstwami, były szczere i prawdziwe. Tak, w tej walce definitywnie wygrywają zwierzęta.
Drgnęła delikatnie, kiedy zobaczyła jak książką wypada mu z rąk. Od razu ukucnęła i, chichocząc cicho pod nosem, podniosła ją. Takiej reakcji się nie spodziewała. Rozumiała, że czasami fakty pokroju naturalnego wzbudzały w ludziach ohydę albo co najmniej zaskoczenie, ale że aż takie? Coś niebywałego!
Coraz bardziej pan księgarz zaczynał zdobywać jej zainteresowanie! Pogodny człowiek pozbawiony schematów i z wytartymi od przewracania stronic opuszkami palców.
- Proszę mi wybaczyć, proszę pana. Nie miałam w zamiarze obrzydzenia panu w jakikolwiek sposób pańskiego spojrzenia na temat skrzatów. Może lepiej, byśmy o tym zapomnieli. - uśmiechnęła się do niego przepraszająco, kiedy już się wyprostowała. - To miał być lekki dowcip, ale chyba mi nie wyszedł...
Odchrząknęła, ale mimo wszystko wciąż chciało jej się śmiać! Taka była zabawna, że zaraz sama rzuci się w otchłań kiepskiego poczucia humoru.
- Wezmę te trzy, miły panie.
Jeśli nie wyjdzie, to może znajdzie pracę w Mungu? Leczenie ludzi nie było szczytem jej marzeń, ale to też jakaś oferta pracy. Wolała jednak zwierzęta. Była bardziej przewidywalne od ludzi i dało się je oswoić na tyle, by widziały dobrą duszę w swoim właścicielu. Nie kłamały, nie rzucały oszczerstwami, były szczere i prawdziwe. Tak, w tej walce definitywnie wygrywają zwierzęta.
Drgnęła delikatnie, kiedy zobaczyła jak książką wypada mu z rąk. Od razu ukucnęła i, chichocząc cicho pod nosem, podniosła ją. Takiej reakcji się nie spodziewała. Rozumiała, że czasami fakty pokroju naturalnego wzbudzały w ludziach ohydę albo co najmniej zaskoczenie, ale że aż takie? Coś niebywałego!
Coraz bardziej pan księgarz zaczynał zdobywać jej zainteresowanie! Pogodny człowiek pozbawiony schematów i z wytartymi od przewracania stronic opuszkami palców.
- Proszę mi wybaczyć, proszę pana. Nie miałam w zamiarze obrzydzenia panu w jakikolwiek sposób pańskiego spojrzenia na temat skrzatów. Może lepiej, byśmy o tym zapomnieli. - uśmiechnęła się do niego przepraszająco, kiedy już się wyprostowała. - To miał być lekki dowcip, ale chyba mi nie wyszedł...
Odchrząknęła, ale mimo wszystko wciąż chciało jej się śmiać! Taka była zabawna, że zaraz sama rzuci się w otchłań kiepskiego poczucia humoru.
- Wezmę te trzy, miły panie.
Gość
Gość
Rozejrzał się na wszelki wypadek dookoła, ale nadal nikt nie zaglądał ich uliczkę między regałami, co z jednej strony było zastanawiające, bo zwykle po księgarni kręciło się sporo osób, a z drugiej było mu wybitnie na rękę, bo mógł swobodnie kontynuować rozmowę. Co prawda wolałby uniknąć tematu skrzatów, a może raczej skrzacic wydających na świat swoje potomstwo, bo jako skromny księgarz (akurat...) nie miał do czynienia z tak ekspresyjnymi wydarzeniami. Och, chociaż właściwie gdyby ta młoda osóbka wiedziała, jaką ekspresję Colin trzyma w swojej szkockiej posiadłości, zapewne nie byłaby tak chętna do rozmowy.
- Nie czuję się obrzydzony, tylko nieco zaskoczony - zaprotestował, obserwując z przyjemnością, jak dziewczyna się pochyla i podnosi książkę. Zawsze większym szacunkiem darzył osoby, które podobnym szacunkiem darzyły książki, nie pozwalając im się poniewierać byle gdzie. - Po prostu niecodziennie zdarza mi się dyskutować o skrzacich porodach - wzruszył ramionami, obserwując jak przyciska książki do swojego ciała, gotowa na ich zakup. No proszę, w niespełna godzinę udało mu się sprzedać więcej książek niż przez ostatni miesiąc. Na jego twarz znów wypłynął uśmiech uprzejmego zainteresowania, a cała sylwetka wyrażała profesjonalną postawę sprzedawcy, czekającego by zająć się kolejnym problemem. - Może jednak zajrzy panienka do tego poradnika o łapaniu kawalerów? Mogę dać spory rabat przy takim zamówieniu - znów odezwała się w nim handlowa żyłka, chociaż tym razem więcej w tym było droczenia się, niż faktycznej chęci wciśnięcia dziewczynie bezużytecznej książki.
- Nie czuję się obrzydzony, tylko nieco zaskoczony - zaprotestował, obserwując z przyjemnością, jak dziewczyna się pochyla i podnosi książkę. Zawsze większym szacunkiem darzył osoby, które podobnym szacunkiem darzyły książki, nie pozwalając im się poniewierać byle gdzie. - Po prostu niecodziennie zdarza mi się dyskutować o skrzacich porodach - wzruszył ramionami, obserwując jak przyciska książki do swojego ciała, gotowa na ich zakup. No proszę, w niespełna godzinę udało mu się sprzedać więcej książek niż przez ostatni miesiąc. Na jego twarz znów wypłynął uśmiech uprzejmego zainteresowania, a cała sylwetka wyrażała profesjonalną postawę sprzedawcy, czekającego by zająć się kolejnym problemem. - Może jednak zajrzy panienka do tego poradnika o łapaniu kawalerów? Mogę dać spory rabat przy takim zamówieniu - znów odezwała się w nim handlowa żyłka, chociaż tym razem więcej w tym było droczenia się, niż faktycznej chęci wciśnięcia dziewczynie bezużytecznej książki.
Kobiece piersi to miejsce książkom należy, bo są najbliżej serca! Taka prawda, choć nikt z obecnych na ulicy Pokątnej albo i dalej, nie byłby w stanie tego przyznać. Maniery przecież nie pozwalają!
Nevarel nie czuła się skrępowana tematem skrzacich dzieci w jakikolwiek sposób. Czuła tylko głęboką niechęć do tematów, które poruszały w jakikolwiek sposób życie hipogryfów. Tak, tych tematów unikała jak ognia. Dziękowała w głębi duszy panu księgarzowi za to, że nie raczył z nią o nich rozmawiać.
- Mi także, proszę mi wierzyć. Nie musimy rozmawiać o jakichkolwiek porodach, panie... - zamrugała nieco zbita z tropu. - Proszę mi wybaczyć. Nevarel Carter, bardzo miło mi pana poznać.
Wyciągnęła w jego kierunku swoją jasną dłoń. Skoro rozmawiali już na tak drażliwe tematy, jakimi są skrzacie porody, to wypadałoby się poznać.
- Za poradnik podziękuję. Mój brat, Amodeus, od razu wyrzuciłby go za okno.
Albo spalił. Albo dał na rozdziobanie ptakom. Albo zniszczył zaklęciem. Albo zrobił z nim cokolwiek, byleby nie miała z nim kontaktu wzrokowego ani nie przeczytała ani słowa.
Nie do końca wiedziała, co też zawiniło. Może chodziło po prostu o to, że Dean był starszym bratem, a starsi bracia tacy już po prostu byli? Może o to, że nie chciał, by ktoś mu ją zabrał? Jeśli o to właśnie chodziło, to... Nevarel nawet zrobiłaby smutną minę i pogłaskała go po głowie. Może i nawet wysłałaby mu kwiaty z domu, który mąż jej wybudował... wysłałaby mu pocztówkę ze zdjęciem swojego syna.
Dobrze, zatrzymajmy się na chwilę. Plany założenia rodziny poszły chyba odrobinę za daleko. Jak dobrze, że pan księgarz nie miał dostępu do jej myśli.
Nevarel nie czuła się skrępowana tematem skrzacich dzieci w jakikolwiek sposób. Czuła tylko głęboką niechęć do tematów, które poruszały w jakikolwiek sposób życie hipogryfów. Tak, tych tematów unikała jak ognia. Dziękowała w głębi duszy panu księgarzowi za to, że nie raczył z nią o nich rozmawiać.
- Mi także, proszę mi wierzyć. Nie musimy rozmawiać o jakichkolwiek porodach, panie... - zamrugała nieco zbita z tropu. - Proszę mi wybaczyć. Nevarel Carter, bardzo miło mi pana poznać.
Wyciągnęła w jego kierunku swoją jasną dłoń. Skoro rozmawiali już na tak drażliwe tematy, jakimi są skrzacie porody, to wypadałoby się poznać.
- Za poradnik podziękuję. Mój brat, Amodeus, od razu wyrzuciłby go za okno.
Albo spalił. Albo dał na rozdziobanie ptakom. Albo zniszczył zaklęciem. Albo zrobił z nim cokolwiek, byleby nie miała z nim kontaktu wzrokowego ani nie przeczytała ani słowa.
Nie do końca wiedziała, co też zawiniło. Może chodziło po prostu o to, że Dean był starszym bratem, a starsi bracia tacy już po prostu byli? Może o to, że nie chciał, by ktoś mu ją zabrał? Jeśli o to właśnie chodziło, to... Nevarel nawet zrobiłaby smutną minę i pogłaskała go po głowie. Może i nawet wysłałaby mu kwiaty z domu, który mąż jej wybudował... wysłałaby mu pocztówkę ze zdjęciem swojego syna.
Dobrze, zatrzymajmy się na chwilę. Plany założenia rodziny poszły chyba odrobinę za daleko. Jak dobrze, że pan księgarz nie miał dostępu do jej myśli.
Gość
Gość
Zanim oparł wyciągniętą dłoń o regał, niby w geście nonszalancji, niby z chęci zablokowania jej drogi i zatrzymania dłużej w alejce, przeanalizował błyskawicznie wszystkie za i przeciw związane z podtrzymaniem rozmowy. Teoretycznie pomógł jej znaleźć szukane książki, obsłużył ją jako klientkę perfekcyjnie i powinien ją profesjonalnie, zachowując stosowny dystans odprowadzić do kasy. W praktyce godzinę temu wizyta innego klienta nieco wytrąciła go w równowagi i teraz nie do końca myślał racjonalnie. A może po prostu męczyło go to nudne życie w szkockiej rezydencji, gdzie jego jedyna atrakcja kuliła się ze strachem, gdy tylko się do niej zbliżał, a obserwowanie swoich sławnych kotów sprawiało mu coraz mniej radości. Może faktycznie pora wyjść do ludzi i przestać się ukrywać za maską samotności?
- Panno Carter - powiedział cicho, sięgając po jej dłoń i lekko ją ściskając, unosząc nieznacznie ku górze, jakby chciał unieść ją aż do ust i pocałować, ale na dźwięk jej kolejnych słów zamarł gwałtownie. Bał się zapytać, ale nagle wszystko zaczęło się układać w jedną całość. To podejrzane podobieństwo w gestach, zainteresowanie książkami, ten podświadomy flirt, jakimi oboje go raczyli. Przez myśl mu nawet przeszło, że oboje mogli to ukartować. Dwa spotkania, jedno za drugim, to byłby naprawdę ogromny zbieg okoliczności. Może wystawiali go na jakąś śmieszną próbę?
- Panno Carter - odchrząknął i powtórzył, ale puścił jej dłoń, oddalając się nieznacznie. - Czy pani brat nie pracuje przypadkiem u Borgina i Burkesa? - och, pytanie padło, więc pora zmierzyć się z rzeczywistością. Starał się nie wyglądać na lekko oszołomionego, automatycznie przybierając maskę lekkiego zainteresowania.
- Panno Carter - powiedział cicho, sięgając po jej dłoń i lekko ją ściskając, unosząc nieznacznie ku górze, jakby chciał unieść ją aż do ust i pocałować, ale na dźwięk jej kolejnych słów zamarł gwałtownie. Bał się zapytać, ale nagle wszystko zaczęło się układać w jedną całość. To podejrzane podobieństwo w gestach, zainteresowanie książkami, ten podświadomy flirt, jakimi oboje go raczyli. Przez myśl mu nawet przeszło, że oboje mogli to ukartować. Dwa spotkania, jedno za drugim, to byłby naprawdę ogromny zbieg okoliczności. Może wystawiali go na jakąś śmieszną próbę?
- Panno Carter - odchrząknął i powtórzył, ale puścił jej dłoń, oddalając się nieznacznie. - Czy pani brat nie pracuje przypadkiem u Borgina i Burkesa? - och, pytanie padło, więc pora zmierzyć się z rzeczywistością. Starał się nie wyglądać na lekko oszołomionego, automatycznie przybierając maskę lekkiego zainteresowania.
To pierwsze "panno Carter" brzmiało niewinnie, niczym zaproszenie na herbatę albo znalezienie w ogrodzie ostatniej poziomki. Jej uśmiech nieco się poszerzył, a w brzuchu poczuła lekkie trzepotanie motylich skrzydeł. Nowa znajomość w tak ciekawym miejscu jak to było dla niej jak rozpoczęcie nowej, drobnej przygody. Wchodząc do księgarni będzie mogła skinąć mu głową z przyjacielskim uśmiechem, a potem spytać jak mija mu dzień albo ile książek polecił klientom i ile z nich udało mu się im sprzedać.
Po drugim "panno Carter" wieża z planów, które zdążyła sobie skrzętnie poukładać, runęła z trzaskiem. Jego głos nie był już zaproszeniem na herbatę. Po kolejnych słowach jej twarz zbladła. Znał Deana. Znał go.
- Tak, ale... - zawahała się. Miała jeszcze prawo z nim rozmawiać czy już nie? - Może mi pan powiedzieć, co się stało? Czy on... czy Dean panu coś zrobił? Skrzywdził kogoś z pańskiej rodziny?
Wiedziała, że brat miewał swoje humory, więc nie zdziwiłoby ją, gdyby na któreś z jej pytań padła twierdząca odpowiedź. Nie chciała być jednak postrzegana przez innych przez pryzmat poczynań swojego starszego brata. Ona nie była niczemu winna, nie wychowywała go, nie podejmowała za niego decyzji.
A jednak spotykała ludzi, którzy, mając do czynienia wcześniej z Amosem, patrzyli na nią jakoś krzywo. To nie zmieniało jednak jej pozycji co do niego. I tak go kochała.
Po drugim "panno Carter" wieża z planów, które zdążyła sobie skrzętnie poukładać, runęła z trzaskiem. Jego głos nie był już zaproszeniem na herbatę. Po kolejnych słowach jej twarz zbladła. Znał Deana. Znał go.
- Tak, ale... - zawahała się. Miała jeszcze prawo z nim rozmawiać czy już nie? - Może mi pan powiedzieć, co się stało? Czy on... czy Dean panu coś zrobił? Skrzywdził kogoś z pańskiej rodziny?
Wiedziała, że brat miewał swoje humory, więc nie zdziwiłoby ją, gdyby na któreś z jej pytań padła twierdząca odpowiedź. Nie chciała być jednak postrzegana przez innych przez pryzmat poczynań swojego starszego brata. Ona nie była niczemu winna, nie wychowywała go, nie podejmowała za niego decyzji.
A jednak spotykała ludzi, którzy, mając do czynienia wcześniej z Amosem, patrzyli na nią jakoś krzywo. To nie zmieniało jednak jej pozycji co do niego. I tak go kochała.
Gość
Gość
Trudno było nie zauważyć tej gwałtownej zmiany w jej nastroju, zupełnie jakby ktoś w jednej chwili zasłonił okno i z jasnego, przesyconego ciepłem słońca pokoju, stworzył ponurą scenerię dla niepewności skrywającej się w mroku. Wahanie w jej głosie, pojawiające się tak nagle przy samym wspomnieniu o bracie, zafascynowało go z jakiegoś dziwnego powodu. Obudziła się w nim wrodzona ciekawość, co też łączy pannę Carter z tym przystojnym młodzianem, opuszczającym jego księgarnię nie tak dawno. I cóż to za pytanie? Skrzywdził kogoś? Ten uprzejmy, dobrze wychowany młody człowiek?
Niedowierzanie przemknęło mu przez głowę, ale po chwili zaśmiał się z sam siebie. Dlaczegoż by nie? Czyż on sam nie zakłada maski uprzejmego księgarza za każdym razem, gdy zajmuje się swoimi interesami? Czyż właśnie nie tego nie uczył się przez te wszystkie lata swojej izolacji, by nie pokazywać prawdziwego ja, które uwalniał dopiero w zaciszu domu?
- Pani brat nie wygląda na takiego, który miałby kogokolwiek skrzywdzić - powiedział miękko, nie spuszczając z dziewczyny wzroku, oczekując na każdą najmniejszą reakcję, która mogłaby zdradzić mu coś więcej. - Wręcz przeciwnie, powiedziałbym nawet, że jest wyjątkowo miłym człowiekiem. I nie, nic mi nie zrobił, chociaż może po pani słowach powinienem wycofać zaproszenie dla niego i zamienić go na panią - uśmiechnął się lekko, na powrót odzyskując swoją nonszalancję, która uciekła z niego jak powietrze z przebitego balonika, gdy wspomniała o swoim bracie.
Niedowierzanie przemknęło mu przez głowę, ale po chwili zaśmiał się z sam siebie. Dlaczegoż by nie? Czyż on sam nie zakłada maski uprzejmego księgarza za każdym razem, gdy zajmuje się swoimi interesami? Czyż właśnie nie tego nie uczył się przez te wszystkie lata swojej izolacji, by nie pokazywać prawdziwego ja, które uwalniał dopiero w zaciszu domu?
- Pani brat nie wygląda na takiego, który miałby kogokolwiek skrzywdzić - powiedział miękko, nie spuszczając z dziewczyny wzroku, oczekując na każdą najmniejszą reakcję, która mogłaby zdradzić mu coś więcej. - Wręcz przeciwnie, powiedziałbym nawet, że jest wyjątkowo miłym człowiekiem. I nie, nic mi nie zrobił, chociaż może po pani słowach powinienem wycofać zaproszenie dla niego i zamienić go na panią - uśmiechnął się lekko, na powrót odzyskując swoją nonszalancję, która uciekła z niego jak powietrze z przebitego balonika, gdy wspomniała o swoim bracie.
Kiedy pierwsze słowa po tej pełnej niepewności scenie wypłynęły z jego ust, Nevarel odetchnęła z niebywałą ulga, garbiąc się przy tym nieco. Cieszyła się, że nie będzie musiała po raz kolejny tłumaczyć się za brata. Nie miała na to najmniejszej ochoty.
- Dzięki Bogu! - powiedziała z uśmiechem przepełnionym tą samą ulga, którą chwilę wcześniej wypełniony był jej oddech. - Proszę mi wybaczyć, proszę pana, ale mam garstkę nieprzyjemnych wspomnień związanych z bratem. Wszystkie związane są z odpychaniem przez niego moich adoratorów.
Zmarszczyła lekko brwi. Dopiero teraz dotarło do niej, to, co pan księgarz powiedział na samym końcu. Spotkanie. No dobrze... Amodeus był tutaj przed nią... albo może jeszcze wcześniej? I umówił się na spotkanie z tym miłym człowiekiem. Ciekawa był, co też knuł jej starszy brat.
- Ah... ah, rozumiem. To znaczy, nie mam prawa wygryzać mojego brata ze spotkania z panem. I proszę się nie martwić, Amodeus jest miły dla mężczyzn, którzy mnie nie znają. Jeśli nie wspomni pan, że mnie pan dzisiaj poznał, to mogę panu obiecać, że włos panu z głowy nie spadnie!
Jej kolejny uśmiech, którym go obdarowała, miał w sobie już więcej pewności siebie niż poprzednie. Skoro sprawa była wyjaśniona, to nie musiała się niczego bać. Jej myśli oczywiście podsyłały jej przeróżne dziwne skojarzenia, które mogłyby w jakikolwiek sposób naprowadzić Nev na trop prowadzący do odkrycia charakteru tego spotkania, ale starała się je od siebie odgonić. Nie miała zamiaru pytać Deana o takie rzeczy, w końcu była jego młodszą siostrą, a nie matką.
- Dzięki Bogu! - powiedziała z uśmiechem przepełnionym tą samą ulga, którą chwilę wcześniej wypełniony był jej oddech. - Proszę mi wybaczyć, proszę pana, ale mam garstkę nieprzyjemnych wspomnień związanych z bratem. Wszystkie związane są z odpychaniem przez niego moich adoratorów.
Zmarszczyła lekko brwi. Dopiero teraz dotarło do niej, to, co pan księgarz powiedział na samym końcu. Spotkanie. No dobrze... Amodeus był tutaj przed nią... albo może jeszcze wcześniej? I umówił się na spotkanie z tym miłym człowiekiem. Ciekawa był, co też knuł jej starszy brat.
- Ah... ah, rozumiem. To znaczy, nie mam prawa wygryzać mojego brata ze spotkania z panem. I proszę się nie martwić, Amodeus jest miły dla mężczyzn, którzy mnie nie znają. Jeśli nie wspomni pan, że mnie pan dzisiaj poznał, to mogę panu obiecać, że włos panu z głowy nie spadnie!
Jej kolejny uśmiech, którym go obdarowała, miał w sobie już więcej pewności siebie niż poprzednie. Skoro sprawa była wyjaśniona, to nie musiała się niczego bać. Jej myśli oczywiście podsyłały jej przeróżne dziwne skojarzenia, które mogłyby w jakikolwiek sposób naprowadzić Nev na trop prowadzący do odkrycia charakteru tego spotkania, ale starała się je od siebie odgonić. Nie miała zamiaru pytać Deana o takie rzeczy, w końcu była jego młodszą siostrą, a nie matką.
Gość
Gość
Wnętrze księgarni
Szybka odpowiedź