Dynia na parę
AutorWiadomość
First topic message reminder :
★★
[bylobrzydkobedzieladnie]
Dynia na parę
Do budynku prowadzi spokojna wiejska dróżka zaczarowana magią, która odstrasza mugoli. Trudno pomylić go z jakimkolwiek innym, już na zewnątrz da się zauważyć olbrzymie zapasy wielkich pękatych dyni.
Wewnątrz restauracji można dostać właściwie wszystko, co można zrobić z dynią: od ponczu, poprzez ciasto i smakołyki, na zupach i wykwintnych daniach skończywszy. Dania z dyni cieszą się niesłabnącą popularnością wśród czarodziejów, a co ważne - oprócz restauracji w Świecie Dyni znajduje się również sklep, w którym można zakupić dla siebie nie tylko słodycze oraz konfitury, ale nawet ozdoby wykonane z tego wyjątkowego dla czarodziejów owocu.
Szczególnie tłoczno jest tutaj w okolicach Nocy Duchów, ale dyniowe smakołyki smakują równie dobrze przez cały rok.
Wnętrze utrzymane jest w schludnej estetyce przydrożnej gospody, a choć ceny nie należą do najniższych, ruch nie słabnie już od niemal stu lat istnienia tego miejsca.
Miejsce to nawiedziły anomalie, które niedawno przetoczyły się przez cały kraj. Przed Nocą Duchów 1956 r., po ustabilizowaniu tego miejsca, nadano mu nowe życie i nową nazwę. "Dynia na parę" została wybrana przez zwycięzców konkursu na dyniowy lampion, Josepha Wrighta i Florence Fortescue. Od tamtej pory też rolę kelnera pełni Chłopiec, Który Był Kiedyś Strachem Na Wróble imieniem Heath - został ożywiony przez dziecięcą magię anomalii.
W tej lokacji obowiązuje bonus do rzutu kością w wysokości +5 dla Zakonników i +10 dla Gwardzistów.Wewnątrz restauracji można dostać właściwie wszystko, co można zrobić z dynią: od ponczu, poprzez ciasto i smakołyki, na zupach i wykwintnych daniach skończywszy. Dania z dyni cieszą się niesłabnącą popularnością wśród czarodziejów, a co ważne - oprócz restauracji w Świecie Dyni znajduje się również sklep, w którym można zakupić dla siebie nie tylko słodycze oraz konfitury, ale nawet ozdoby wykonane z tego wyjątkowego dla czarodziejów owocu.
Szczególnie tłoczno jest tutaj w okolicach Nocy Duchów, ale dyniowe smakołyki smakują równie dobrze przez cały rok.
Wnętrze utrzymane jest w schludnej estetyce przydrożnej gospody, a choć ceny nie należą do najniższych, ruch nie słabnie już od niemal stu lat istnienia tego miejsca.
Miejsce to nawiedziły anomalie, które niedawno przetoczyły się przez cały kraj. Przed Nocą Duchów 1956 r., po ustabilizowaniu tego miejsca, nadano mu nowe życie i nową nazwę. "Dynia na parę" została wybrana przez zwycięzców konkursu na dyniowy lampion, Josepha Wrighta i Florence Fortescue. Od tamtej pory też rolę kelnera pełni Chłopiec, Który Był Kiedyś Strachem Na Wróble imieniem Heath - został ożywiony przez dziecięcą magię anomalii.
[bylobrzydkobedzieladnie]
Ostatnio zmieniony przez Mistrz gry dnia 25.03.22 19:52, w całości zmieniany 3 razy
Kiedy wzeszliśmy przed lokal przeniosłem wzrok na właścicielkę lokalu, która wyszła na przód i zaczęła głosić rzeczy.
- Wiedziałaś, że też będziemy mogli nazwać to miejsce, jak wygramy? - podpytałem będąc wyraźnie zaskoczony chociaż już w głowie układałem plany - Co byś powiedziała na Dynie Matthewa Botta. Bertie by chyba się zakrztusił tymi swoimi fasolami, heh - zażartowałem sobie chociaż mój mózg kazał ten pomysł jednak przemyśleć tak pól-serio w razie co. Szybko mi się to jednak znudziło. Przestałem więc myśleć, a zacząłem przesuwać spojrzeniem po innych tu zebranych. Wróciłem do tu i teraz w chwili w której padło hasło "w ręce najszybszych", a jak chodziło o zwycięzców i najlepszych to przecież wiadomo było, że chodziło o mnie. Lub miało chodzić. Kiedy więc pojawiło się odliczanie spiąłem się w sumie będąc gotowym do pobiegnięcia po dynie na siedząco prawdopodobnie nie musząc tłumaczyć Lil że zaraz wystrzelę jakby jutra miało nie być i zgarnę największą oraz najlepszą dynię jaką tu mieli. Nie ważne, że jeszcze nie wiedziałem co miałem z nią potem zrobić, jak zagospodarować ale musieliśmy mieć największą!
|Rzut na zwinność, łapię dużą dynię wskazaną przez Lily
- Wiedziałaś, że też będziemy mogli nazwać to miejsce, jak wygramy? - podpytałem będąc wyraźnie zaskoczony chociaż już w głowie układałem plany - Co byś powiedziała na Dynie Matthewa Botta. Bertie by chyba się zakrztusił tymi swoimi fasolami, heh - zażartowałem sobie chociaż mój mózg kazał ten pomysł jednak przemyśleć tak pól-serio w razie co. Szybko mi się to jednak znudziło. Przestałem więc myśleć, a zacząłem przesuwać spojrzeniem po innych tu zebranych. Wróciłem do tu i teraz w chwili w której padło hasło "w ręce najszybszych", a jak chodziło o zwycięzców i najlepszych to przecież wiadomo było, że chodziło o mnie. Lub miało chodzić. Kiedy więc pojawiło się odliczanie spiąłem się w sumie będąc gotowym do pobiegnięcia po dynie na siedząco prawdopodobnie nie musząc tłumaczyć Lil że zaraz wystrzelę jakby jutra miało nie być i zgarnę największą oraz najlepszą dynię jaką tu mieli. Nie ważne, że jeszcze nie wiedziałem co miałem z nią potem zrobić, jak zagospodarować ale musieliśmy mieć największą!
|Rzut na zwinność, łapię dużą dynię wskazaną przez Lily
I'll survive
somehow i always do
somehow i always do
The member 'Matthew Bott' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 97
'k100' : 97
Właścicielka lokalu zebrała wszystkich przed gospodą. Zajęła wraz z Marcelą siódmy stolik uznając tą liczbę za zbyt magiczną by się pod nią nie zasiąść. Słuchała potem uważnie kobiety z wałkiem. Zaśmiała się na jej żarcik, a gdy zaprosiła do wyboru dyni Shelta z podekscytowaniem wstała postanawiając podążyć nieco naiwnie za radą człowieka, który zapowiedział, że małe są najlepsze. W sumie była to też prawda.
- Weźmy małą - Zaproponowała podchodząc do stolika pełnego różnych dyń. Oceniła spojrzeniem te które były zaoferowane. popukał i pogłaskała je przelotnie wskazując Marcelli najlepszy wybór - Weźmy tą. Trudniej będzie ją popsuć - osądziła dając przyjaciółce okazję do wykazania się zwinnością oraz siłą. w przeniesieniu jej na ich stolik. Vane w tym czasie uzbroiła się w nożyk i dłutko.
|stolik 7, wskazuję Marcelli małą dynię, zielarstwo I
- Weźmy małą - Zaproponowała podchodząc do stolika pełnego różnych dyń. Oceniła spojrzeniem te które były zaoferowane. popukał i pogłaskała je przelotnie wskazując Marcelli najlepszy wybór - Weźmy tą. Trudniej będzie ją popsuć - osądziła dając przyjaciółce okazję do wykazania się zwinnością oraz siłą. w przeniesieniu jej na ich stolik. Vane w tym czasie uzbroiła się w nożyk i dłutko.
|stolik 7, wskazuję Marcelli małą dynię, zielarstwo I
angel heart | devil mind
The member 'Shelta Vane' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 22
'k100' : 22
Westchnęła ciężko nad młodzieńcem, któremu do głowy nie przyszło, by ustąpić miejsca ciężarnej kobiecie, zdawała się nie dostrzegać rumieńca na policzkach zielarki.
- Naprawdę nie rozumiem, Eileen, dzisiejsza młodzież jest tak... niewychowana... - odpowiedziała jej z zawodem, takim tonem, jakby sama liczyła sobie co najmniej lat sześćdziesiąt i pamiętała złote czasy, gdy panowie zawsze ustępowali miejsca kobietom, otwierali przed nimi drzwi, a Anglia była krainą mlekiem i miodem płynącą. Kiedyś to było, zdecydowanie.
- A jak się Gruby Mnich cieszył! Na kilka dni przed latał po całym pokoju wspólnym Puchonów i przypominał o tym każdemu co najmniej dziesięć razy dziennie, aby przypadkiem nikt nie zapomniał - zaśmiała się panna Pomfrey; choć jej lata szkolne naznaczyła tragedia Komnaty Tajemnic i żałoba po śmierci profesora Dumbledore'a, to kilka radosnych chwil było wartych zapamiętania. Oby teraz, po znikcięciu Grindewalda, obecni uczniowie mieli ich zdecydowanie więcej. - Tak, bardzo dobrze... - mruknęła, zachowując dla siebie uwagę, że nic nie wróci do normy, póki nie uporają się z anomaliami - i Rycerzami Walpurgii. O tym dzisiaj nie zamierzała rozmawiać. Nie chciała o tym rozmawiać z Eileen, dopóki nie urodzi; przyjaciółka za mocno by się tym przejęła, a nerwy mogły zaszkodzić ciąży, wchodzącej już w zaawansowany okres.
W środku poczęstowano ich herbatą, Poppy wypiła kubek bardzo chętnie, na zewnątrz było zimno. Zachęciła do tego także i panią Bartius, nie mogła się przeziębić, zwłaszcza, że zabawa miała odbywać się na zewnątrz. Odmachała radośnie Benjaminowi, gdy Eileen zwróciła jej uwagę. Spojrzała na towarzysza Gwardzisty. - Och, to Anthony Skamander, jest wiesz... - nachyliła się ku Eileen i wyszeptała jej do ucha - ... z nami. No wiesz sama. - Przecież nie powie tego głośno. W tłumie dostrzegła też swoją kuzynkę, Maeve Clearwater, pomachała więc i do niej, posyłając przy tym ciepły uśmiech. W Świecie Dyni pojawiła się także i Justine, przywitała się z Gwardzistką entuzjastycznie, ciesząc się, że postanowiła odprężyć się podczas niewinnej zabawy - wszyscy tego potrzebowali.
W odpowiedniej chwili wzięła Eileen pod ramię i obie opuściły gospodę, aby wziąć udział w zabawie. Poppy poprawiła szalik wokół szyi Eileen troskliwym gestem. - No, żebyś się czasami nie przeziębiła, wiesz, ten jesienny wiatr to taki zdradliwy i zimny - zagderała, kończąc swoje dzieło.
Stanęły przy stoliku numer osiem, słuchając instrukcji właścicielki lokalu, mającego zyskać dziś nową nazwę. Przy stoliku obok miały Justine i mężczyznę, którego nazwiska Poppy nie znała. Starsza czarownica zaczęła odliczać, obwieszczając start, a wszyscy ruszyli...
- Och, rzucili się na nie tak, jakby miało zabraknąć... - jęknęła zawiedziona. - Nikt nie przepuści ciężarnej, no naprawdę... - pokręciła głową z dezaprobatą. - Zaczekaj tu kochana, przyniosę dynię, ty nie możesz dźwigać... Tylko powiedz mi którą - poprosiła Eileen o fachową ocenę dyni, jako zielarka znała się najlepiej. Nie miały już wielkiego wyboru, ale Poppy ruszyła po małą dynię wskazaną przez przyjaciółkę.
| stolik nr 8, biorę małą dynię wskazaną przez Eileen, która rzuci na zielarstwo[/b][/b]
- Naprawdę nie rozumiem, Eileen, dzisiejsza młodzież jest tak... niewychowana... - odpowiedziała jej z zawodem, takim tonem, jakby sama liczyła sobie co najmniej lat sześćdziesiąt i pamiętała złote czasy, gdy panowie zawsze ustępowali miejsca kobietom, otwierali przed nimi drzwi, a Anglia była krainą mlekiem i miodem płynącą. Kiedyś to było, zdecydowanie.
- A jak się Gruby Mnich cieszył! Na kilka dni przed latał po całym pokoju wspólnym Puchonów i przypominał o tym każdemu co najmniej dziesięć razy dziennie, aby przypadkiem nikt nie zapomniał - zaśmiała się panna Pomfrey; choć jej lata szkolne naznaczyła tragedia Komnaty Tajemnic i żałoba po śmierci profesora Dumbledore'a, to kilka radosnych chwil było wartych zapamiętania. Oby teraz, po znikcięciu Grindewalda, obecni uczniowie mieli ich zdecydowanie więcej. - Tak, bardzo dobrze... - mruknęła, zachowując dla siebie uwagę, że nic nie wróci do normy, póki nie uporają się z anomaliami - i Rycerzami Walpurgii. O tym dzisiaj nie zamierzała rozmawiać. Nie chciała o tym rozmawiać z Eileen, dopóki nie urodzi; przyjaciółka za mocno by się tym przejęła, a nerwy mogły zaszkodzić ciąży, wchodzącej już w zaawansowany okres.
W środku poczęstowano ich herbatą, Poppy wypiła kubek bardzo chętnie, na zewnątrz było zimno. Zachęciła do tego także i panią Bartius, nie mogła się przeziębić, zwłaszcza, że zabawa miała odbywać się na zewnątrz. Odmachała radośnie Benjaminowi, gdy Eileen zwróciła jej uwagę. Spojrzała na towarzysza Gwardzisty. - Och, to Anthony Skamander, jest wiesz... - nachyliła się ku Eileen i wyszeptała jej do ucha - ... z nami. No wiesz sama. - Przecież nie powie tego głośno. W tłumie dostrzegła też swoją kuzynkę, Maeve Clearwater, pomachała więc i do niej, posyłając przy tym ciepły uśmiech. W Świecie Dyni pojawiła się także i Justine, przywitała się z Gwardzistką entuzjastycznie, ciesząc się, że postanowiła odprężyć się podczas niewinnej zabawy - wszyscy tego potrzebowali.
W odpowiedniej chwili wzięła Eileen pod ramię i obie opuściły gospodę, aby wziąć udział w zabawie. Poppy poprawiła szalik wokół szyi Eileen troskliwym gestem. - No, żebyś się czasami nie przeziębiła, wiesz, ten jesienny wiatr to taki zdradliwy i zimny - zagderała, kończąc swoje dzieło.
Stanęły przy stoliku numer osiem, słuchając instrukcji właścicielki lokalu, mającego zyskać dziś nową nazwę. Przy stoliku obok miały Justine i mężczyznę, którego nazwiska Poppy nie znała. Starsza czarownica zaczęła odliczać, obwieszczając start, a wszyscy ruszyli...
- Och, rzucili się na nie tak, jakby miało zabraknąć... - jęknęła zawiedziona. - Nikt nie przepuści ciężarnej, no naprawdę... - pokręciła głową z dezaprobatą. - Zaczekaj tu kochana, przyniosę dynię, ty nie możesz dźwigać... Tylko powiedz mi którą - poprosiła Eileen o fachową ocenę dyni, jako zielarka znała się najlepiej. Nie miały już wielkiego wyboru, ale Poppy ruszyła po małą dynię wskazaną przez przyjaciółkę.
| stolik nr 8, biorę małą dynię wskazaną przez Eileen, która rzuci na zielarstwo[/b][/b]
Poppy Pomfrey
Zawód : pielęgniarka w Hogwarcie
Wiek : 25 lat
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
nie przeczułam w głębi snu,
że jeżeli gdzieś jest piekło,
to tu
że jeżeli gdzieś jest piekło,
to tu
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Nieaktywni
The member 'Poppy Pomfrey' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 47
'k100' : 47
Wszedłszy z Maeve do środka Maxine od razu złapała za kubek z gorącą herbatą z goździkami. Ich aromat przywodził jej tak właściwe zbliżające się Boże Narodzenie, za sprawą dekoracji, które zwykła robić już od kilku lat - wbijała w pomarańcze goździki i kładła je na wieńcu z sosnowych gałązek. Zanim jednak nadejdzie ten magiczny okres, czekała ich jeszcze Noc Duchów - wspaniałe święto. Maxine pierwszy raz obchodziła je w Hogwarcie. W jej rodzinnym domu rodzice zakazywali córkom przebierać się z okazji Halloween, oni obchodzili następnego dnia dzień wszystkich świętych. Wracając wspomnieniami do tamtych lat, przypominała sobie jak wielkim szokiem był dla niej sam fakt istnienia duchów... Potrząsnęła głową, odpychając te myśli od siebie, musiała skupić się na zabawie i swojej towarzyszce. Dawno się nie widziały.
W międzyczasie pojawiło się kilkoro jej znajomych. Odmachała radośnie Tonks, przywitała się z Benjaminem i Skamanderem, a na widok Willow Lovegood spłonęła krwawym rumieńcem. Wciąż miała w pamięci popołudnie piątego października, gdy trafione amortencją, obie postradały zmysły i całowały się przy brzegu stawu. Czmychnęła za Maeve, by się za nią ukryć. Jej uwagę odciągnął od tamtego feralnego dnia znajomy głos młodszego Wrighta.
- Wolę masakrować gęsi, Jose. Zamierzasz podłożyć mi się pod nóż?[b] - odkrzyknęła z przekąsem, nie mogąc się powstrzymać, by nie przypomnieć mu chwili, kiedy podczas pojedynku zmieniła go w gęś. Jego towarzyszkę obdarzyła podejrzliwym spojrzeniem zmrużonych, modrych oczu. Uniosła wyżej brodę i wymaszerowała z gospody, ciągnąc Maeve za sobą. - [b]Chodźmy, kochana[b] - stwierdziła wyniośle. Wright bywał naprawdę bezczelny.
Stanęła przed przybytkiem w towarzystwie brunetki i wysłuchały czarownicy. Max wskazała stolik numer jeden - oby ta liczba była prorocza. Od Wrighta dzielił ją teraz jakaś ruda i mały dzieciak, wokół którego pojawiło się stado ciem. Jeszcze tylko anomalii im teraz brakowało.
- [b]Spokojnie, mam plan... - wyszeptała Maxine do Maeve, gdy wszyscy ruszyli po dynie.
Miała nadzieję, że będzie szybsza i zwinniejsza; bardzo szybkim krokiem ruszyła do stołu, aby zagarnąć do siebie najlepszą średnią dynię, chociaż to mogło być trudne, bo oblewała zielarstwo w szkole.
| stolik numer 1
1. łapię średnią dynię
2. zielarstwo (brak biegłości)
W międzyczasie pojawiło się kilkoro jej znajomych. Odmachała radośnie Tonks, przywitała się z Benjaminem i Skamanderem, a na widok Willow Lovegood spłonęła krwawym rumieńcem. Wciąż miała w pamięci popołudnie piątego października, gdy trafione amortencją, obie postradały zmysły i całowały się przy brzegu stawu. Czmychnęła za Maeve, by się za nią ukryć. Jej uwagę odciągnął od tamtego feralnego dnia znajomy głos młodszego Wrighta.
- Wolę masakrować gęsi, Jose. Zamierzasz podłożyć mi się pod nóż?[b] - odkrzyknęła z przekąsem, nie mogąc się powstrzymać, by nie przypomnieć mu chwili, kiedy podczas pojedynku zmieniła go w gęś. Jego towarzyszkę obdarzyła podejrzliwym spojrzeniem zmrużonych, modrych oczu. Uniosła wyżej brodę i wymaszerowała z gospody, ciągnąc Maeve za sobą. - [b]Chodźmy, kochana[b] - stwierdziła wyniośle. Wright bywał naprawdę bezczelny.
Stanęła przed przybytkiem w towarzystwie brunetki i wysłuchały czarownicy. Max wskazała stolik numer jeden - oby ta liczba była prorocza. Od Wrighta dzielił ją teraz jakaś ruda i mały dzieciak, wokół którego pojawiło się stado ciem. Jeszcze tylko anomalii im teraz brakowało.
- [b]Spokojnie, mam plan... - wyszeptała Maxine do Maeve, gdy wszyscy ruszyli po dynie.
Miała nadzieję, że będzie szybsza i zwinniejsza; bardzo szybkim krokiem ruszyła do stołu, aby zagarnąć do siebie najlepszą średnią dynię, chociaż to mogło być trudne, bo oblewała zielarstwo w szkole.
| stolik numer 1
1. łapię średnią dynię
2. zielarstwo (brak biegłości)
That girl with pearls in her hair
is she real or just made of air?
The member 'Maxine Desmond' has done the following action : Rzut kością
#1 'k100' : 100
--------------------------------
#2 'k100' : 3
#1 'k100' : 100
--------------------------------
#2 'k100' : 3
Gdy usiedli najpierw w lokalu Heath swoim zwyczajem rozglądał się dookoła. W rękach trzymał kubek z herbatą, którą wcześniej podano no i równocześnie machał nogami w powietrzu. Jakimś cudem nic z naczynia nie wylewał, chociaż parę razy mało brakowało. Taką miał naturę, że sprawiał wrażenie jakby cały czas musiał być w ruchu. Dopiero się trochę uspokoił jak rudowłosa zaczęła z nim omawiać pomysły na to jak ich dynia ma ostatecznie wyglądać. Długo to co prawda nie trwało, bo propozycja Gwen na wzór na dyni spotkała się z dużym entuzjazmem chłopca. Do tego stopnia spodobał mu się pomysł, że prawie wskoczył nogami na krzesło, no a w każdym razie przez chwilę wydawało się jakby miał zamiar to zrobić. –Super!- zdążył tylko wykrzyknąć, bo przeszkodził im nalot ciem. Młody na szczęście się nie wystraszył, już kiedyś miał z nimi do czynienia.
Zaraz po tym jak wredna anomalia minęła chłopiec ruszył za Gwen w kierunku wyjścia. W miarę spokojnie wysłuchał przemowy starszej czarownicy, która mimo wałka dzierżonego w swej dłoni sprawiała wrażenie sympatycznej. Oczy mu się praktycznie zaświeciły z radości na wieść o tym, że będą musieli się ścigać po upatrzone warzywo. Takie konkurencje to lubił, zasady były proste. Kto pierwszy ten lepszy.
-Jasne! No i pewnie, że umiem! - kiwnął tylko głową dając znak czarownicy, że załapał o co chodzi. Z niecierpliwością oczekiwał na sygnał startu, a gdy tylko ten wybrzmiał ruszył w stronę, gdzie leżały średnie dynie. Najchętniej co prawda pochwyciłby jakąś dużą, no bo przecież im większa tym wzór mógł być bardziej skomplikowany. No i byłby bardziej widoczny. Bał się tylko, że takiej dużej nie będzie w stanie dźwignąć. Mimo, że mały Macmillan nie wiedział dokładnie ile może ważyć takie warzywo to dynie wydawały się być dość ciężkie, lepiej nie ryzykować.
Heath spróbował wykorzystać fakt, że jest dużo niższy od reszty czarodziejów i spróbował im śmignąć między nogami. Pytanie tylko czy ten plan mu się uda zrealizować.
| Łapię średnią dynię. Pierwszy rzut na zwinność, drugi na zielarstwo (na której się nie znam).
Zaraz po tym jak wredna anomalia minęła chłopiec ruszył za Gwen w kierunku wyjścia. W miarę spokojnie wysłuchał przemowy starszej czarownicy, która mimo wałka dzierżonego w swej dłoni sprawiała wrażenie sympatycznej. Oczy mu się praktycznie zaświeciły z radości na wieść o tym, że będą musieli się ścigać po upatrzone warzywo. Takie konkurencje to lubił, zasady były proste. Kto pierwszy ten lepszy.
-Jasne! No i pewnie, że umiem! - kiwnął tylko głową dając znak czarownicy, że załapał o co chodzi. Z niecierpliwością oczekiwał na sygnał startu, a gdy tylko ten wybrzmiał ruszył w stronę, gdzie leżały średnie dynie. Najchętniej co prawda pochwyciłby jakąś dużą, no bo przecież im większa tym wzór mógł być bardziej skomplikowany. No i byłby bardziej widoczny. Bał się tylko, że takiej dużej nie będzie w stanie dźwignąć. Mimo, że mały Macmillan nie wiedział dokładnie ile może ważyć takie warzywo to dynie wydawały się być dość ciężkie, lepiej nie ryzykować.
Heath spróbował wykorzystać fakt, że jest dużo niższy od reszty czarodziejów i spróbował im śmignąć między nogami. Pytanie tylko czy ten plan mu się uda zrealizować.
| Łapię średnią dynię. Pierwszy rzut na zwinność, drugi na zielarstwo (na której się nie znam).
The member 'Heath Macmillan' has done the following action : Rzut kością
#1 'k100' : 93, 78
--------------------------------
#2 'Dzieci w Dyni' :
#1 'k100' : 93, 78
--------------------------------
#2 'Dzieci w Dyni' :
Uniosła wyżej usta, by powitać uśmiechem Josepha. W jej oczach zaiskrzyły się iskierki, które dochodziły do uśmiechu. A gdy się zbliżył i wyszeptał do niej słowa na ucho uśmiech stał się bardziej zawadiacki.
- Możesz pomóc wbić mu nóż w oko. Właśnie się nad tym zastanawiam. - odpowiedziała i jasnym było, że jedynie żartuje… Chociaż, czy rzeczywiście, uśmiech zdawał się jednak mówić, jakby rzeczywiście zastanawiała się nad tą opcją. Westchnęła zaraz znów na kolejne słowa.
- Raczej nikt inny by nie zawinił. - mruknęła marszcząc lekko nos. To akurat było zgodne z prawdą. Choć wątpiła, by na coś takiego udało mu się kiedykolwiek ją namówić. Obserwowała jak raczy się własnym alkoholem, by zaraz przenieść spojrzenie dalej.
- Przydatne, a jest niezbędne posiada jedną znamienną różnicę. - odcięła mu się spokojnie spoglądając nań wnikliwym spojrzeniem. Oboje wiedzieli że miała rację. Różdżka bywała niezbędna. A kurtka przydawała się w zimne dni. Raczej łatwo było zauważyć dość sporą różnicę. Znów szczęka żeby, gdy Randall odciąga ją od Skamandera by za chwilę pojawiło się kolejne westchnienie. Stanęła spoglądając na kobietę, która zabrała głos. Obserwowała ją spokojnie, unosząc lekko brew. - Może być dziewiątka. - zgodziła się, bo w sumie było jej równo wszystko jedno, przy którym stoliku będą ciąć te dynie. Lupin wystrzelił jak strzała po dynie, obserwowała go uważnie zastanawiając się która może z dyń nadać się najlepiej. Chociaż na samych dyniach to wiedziała tyle, że można z nich zrobić sok dyniowy. Zerknęła jednak swoim prawie fachowym okiem na nie i w końcu podjęła decyzję, miała nadzieję że wybrała taką w której będzie się dobrze kroić.
- Tą po lewej! - krzyknęła wskazując na nią ręką. No dobrze, niech mu będzie, pomoże wybrać mu dynię. Jak już ją tutaj zawlókł, to raczej nie miała wyjścia innego, jak wziąć udział w zabawie.
| rzucam na zielarstwo (I)
- Możesz pomóc wbić mu nóż w oko. Właśnie się nad tym zastanawiam. - odpowiedziała i jasnym było, że jedynie żartuje… Chociaż, czy rzeczywiście, uśmiech zdawał się jednak mówić, jakby rzeczywiście zastanawiała się nad tą opcją. Westchnęła zaraz znów na kolejne słowa.
- Raczej nikt inny by nie zawinił. - mruknęła marszcząc lekko nos. To akurat było zgodne z prawdą. Choć wątpiła, by na coś takiego udało mu się kiedykolwiek ją namówić. Obserwowała jak raczy się własnym alkoholem, by zaraz przenieść spojrzenie dalej.
- Przydatne, a jest niezbędne posiada jedną znamienną różnicę. - odcięła mu się spokojnie spoglądając nań wnikliwym spojrzeniem. Oboje wiedzieli że miała rację. Różdżka bywała niezbędna. A kurtka przydawała się w zimne dni. Raczej łatwo było zauważyć dość sporą różnicę. Znów szczęka żeby, gdy Randall odciąga ją od Skamandera by za chwilę pojawiło się kolejne westchnienie. Stanęła spoglądając na kobietę, która zabrała głos. Obserwowała ją spokojnie, unosząc lekko brew. - Może być dziewiątka. - zgodziła się, bo w sumie było jej równo wszystko jedno, przy którym stoliku będą ciąć te dynie. Lupin wystrzelił jak strzała po dynie, obserwowała go uważnie zastanawiając się która może z dyń nadać się najlepiej. Chociaż na samych dyniach to wiedziała tyle, że można z nich zrobić sok dyniowy. Zerknęła jednak swoim prawie fachowym okiem na nie i w końcu podjęła decyzję, miała nadzieję że wybrała taką w której będzie się dobrze kroić.
- Tą po lewej! - krzyknęła wskazując na nią ręką. No dobrze, niech mu będzie, pomoże wybrać mu dynię. Jak już ją tutaj zawlókł, to raczej nie miała wyjścia innego, jak wziąć udział w zabawie.
| rzucam na zielarstwo (I)
The Devil whispered in my ear, you are not strong enough to withstand the Storm. Today I whispered in the Devil's ear,
I am the Storm.
Ostatnio zmieniony przez Justine Tonks dnia 08.03.19 10:59, w całości zmieniany 1 raz
Justine Tonks
Zawód : auror, rebeliant
Wiek : 29
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Panna
The gods will always smile on brave women.
Like the valkyries, those furies who men fear and desire.
Like the valkyries, those furies who men fear and desire.
OPCM : 58 +2
UROKI : 36 +6
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 7 +3
TRANSMUTACJA : 6
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 15
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Metamorfomag
Zakon Feniksa
The member 'Justine Tonks' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 16
'k100' : 16
- Myślę, że znicz to... ciekawy pomysł - odpowiedziała Maxine, choć pierwszym, co przyszło jej do głowy, był tradycyjny uśmiech, którym zwykle przystrajano lampiony. Z drugiej strony, rodzina Clearwaterów nigdy nie przykładała wielkiej wagi do własnoręcznego drążenia dyń, toteż Maeve ani się na tym nie znała, ani nie miała ściśle sprecyzowanego zdania na temat wzorów. Rozglądała się dookoła, wodząc nieco nieobecnym wzrokiem po twarzach zebranych w przybytku czarodziejów; mimo rozkojarzenia udało jej się wyłowić z tłumu kilka znajomych twarzy, którym postanowiła pomachać czy skinąć krótko głową. Na pewno dostrzegła Poppy, czy mignęła jej również Justine, Justine Tonks? - Dobre pytanie - mruknęła, zdając sobie sprawę z faktu, że taktyka wycinania dyni nie brzmiała zbyt dobrze. Musiała się otrząsnąć, jeśli nie chciała zostać okrzyknięta Najgorszą Towarzyszką Roku. Z zainteresowaniem obserwowała pannę Desmond, która najpierw pokryła się wyraźnym rumieńcem, by chwilę później zacząć przekrzykiwać się z jakimś mężczyzną; czyżby był on graczem Quidditcha, tym z...? Nim jednak Maeve przypomniała sobie, w jakiej drużynie może grać Joseph, Maxine pociągnęła ją w stronę wyjścia, a ona nie oponowała. Zabrała ze sobą kubek z herbatą i ruszyła na dwór, by w chwilę później wysłuchać przemówienia przysadzistej czarownicy, zapewne właścicielki lokalu; zmarszczyła brwi i otworzyła usta, jak gdyby chciała coś powiedzieć. Która z nich pobiegnie po dynię? A może obie powinny? I na jaki okaz powinny się zdecydować, duży, mały, średni...? Szukająca okazała się jednak szybsza i od razu pognała w stronę warzyw, z których mieli wybierać, pozostawiając ją przy stoliku numer jeden. Nie żeby jej to bardzo przeszkadzało. Stanęła na palcach, próbując dojrzeć coś z daleka, zza pleców walczących o dynie czarodziejów. O jakim planie mówiła Maxine? Może robiła to co roku i dzięki temu stała się już specjalistką? Może. Nie mogła tego wiedzieć. Przyłożyła więc dłonie do ust i wlepiła wzrok w plecy towarzyszki, chcąc się z nią jakoś porozumieć. - Spróbuj z tą po prawej, Max! - krzyknęła, a radosne podniecenie towarzyszące rywalizacji zaczęło się jej powoli udzielać.
| rzucam na zielarstwo, biegłości brak
| rzucam na zielarstwo, biegłości brak
Maeve Clearwater
Zawód : Rebeliant, wywiadowca
Wiek : 28
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
The moments of peace that we find sometimes, they aren't anything but warfare, thinly disguised.
OPCM : 22+1
UROKI : 32+4
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 5
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 8
SPRAWNOŚĆ : 8
Genetyka : Metamorfomag
Sojusznik Zakonu Feniksa
The member 'Maeve Clearwater' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 43
'k100' : 43
- Tak - mruknął pewnie w stronę Justine nieco beznamiętnie udając, że wcale przyłapany na obecności tutaj nie czuje się tu głupio. Wsadził ręce do kieszeni szaty. Wyraźnie emanował dość kapryśną postawą, czemu w zasadzie nie można było się dziwić z powodu nękającej go bezsenności. Powstrzymał się jednak od komentarza. Justine brzmiała bowiem, jakby była tu pod przymusem, a to trochę było zaś niepoważne biorąc pod uwagę, że była dorosłą kobietą. Benjamin zaś widział mu się jako cielęcych rozmiarów labrador nad którym nie mógł mieć jakiejkolwiek kontroli. Wyglądał mu na takiego człowieka, lecz nie znał go na tyle dobrze by ostatecznie nie poczuć się nieco zaskoczonym.
Zajęli stolik. czarownica przemawiała dość zwięźle i na temat nie przeciągając przemowy i już po chwili zachęcając do wzięcia udziału w konkurencji.
- Myślę, że kudłacz z powodzeniem zmieści się na małej. W nich się też łatwiej rzeźbi. Będzie mógł być bardziej szczegółowy - stwierdził mając nadzieję, że przychylność do wcześniejszej propozycji Benjamin, którą poniekąd zignorował z niezadowolenia wynagrodzi to, że był dla gwardzisty nieco szorstki. Starał się obmacać zaraz potem dynie badając ich miękkość wskazując Wrightowi najlepszy wybór.
|stolik 9, wskazuję małą dynię zielarstwo I
Zajęli stolik. czarownica przemawiała dość zwięźle i na temat nie przeciągając przemowy i już po chwili zachęcając do wzięcia udziału w konkurencji.
- Myślę, że kudłacz z powodzeniem zmieści się na małej. W nich się też łatwiej rzeźbi. Będzie mógł być bardziej szczegółowy - stwierdził mając nadzieję, że przychylność do wcześniejszej propozycji Benjamin, którą poniekąd zignorował z niezadowolenia wynagrodzi to, że był dla gwardzisty nieco szorstki. Starał się obmacać zaraz potem dynie badając ich miękkość wskazując Wrightowi najlepszy wybór.
|stolik 9, wskazuję małą dynię zielarstwo I
Find your wings
Dynia na parę
Szybka odpowiedź