Wydarzenia


Ekipa forum
Przystań
AutorWiadomość
Przystań [odnośnik]26.03.15 20:20
First topic message reminder :

Przystań

Niewielka przystań miesząca się w miasteczku portowym to główne miejsce spacerów mieszkańców. Można tu wynająć drewnianą łódkę ze sternikiem, ale marynarze niechętnie wpuszczają na swoje wody żółtodziobów. Najpiękniejsze są tu wschody oraz zachody słońca. Na pomoście czas chętnie spędzają rodziny z małym dziećmi, również mugolskie, urządzając tu pikniki. W tym miejscu nie wolno się kąpać, a nad porządkiem czuwa zawsze jakiś wilk morski. Prawdziwy relaks można poczuć na jednej z ławek znajdujących się niedaleko brzegu. Kilka z nich skrytych jest w cieniu, pozwalając schronić ciało przed ostrym słońcem. Zieleń oraz szum wody odpręży nawet najbardziej zestresowanego człowieka. W oddali można obserwować statki towarowe kursujące między Anglią a innymi krajami.

W tej lokacji obowiązuje bonus do rzutu kością w wysokości +5 dla Rycerzy Walpurgii i +10 dla Śmierciożerców.

[bylobrzydkobedzieladnie]
Morsmordre
Morsmordre
Zawód : Mistrz gry
Wiek :
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
O Fortuna
velut Luna
statu variabilis,
semper crescis
aut decrescis...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
 Przystań - Page 2 Tumblr_lqqkf2okw61qionlvo3_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki

Re: Przystań [odnośnik]10.07.16 3:57
- Doskonale - przytaknął, przypieczętowując rozmowę. Nie był przekonany odnośnie tego przedsięwzięcia ani nie rozumiał, dlaczego jego matka wynajęła tę przybłędę do namalowania ich - właściwie, jego - rodowych ogrodów, ale przez ćwierć wieku istnienia nauczył się nie wnikać w matczyne kaprysy. Jeśli chciała taki obraz i to obraz namalowany przez akurat tego człowieka, wówczas z całą pewnością go dostanie. Nie rozumiał tylko, dlaczego akurat przez niego - ale wcale nie musiał rozumieć wszystkiego. Na nazwisko ciotki zareagował z lekkim zrozumieniem, być może ją tylko znał, a być może rzeczywiście został przez nią polecony, co sprawiłoby, że Mastrangelo nie byłby... całkiem przybłędą. Ale, przybłęda czy nie, najważniejszy był talent - jeśli go przejawi, z pewnością to zlecenie... będzie dla niego opłacalne. Pod dachem jego rodziców zawsze szanowano sztukę, wypowiedziane wcześniej przez Tristana słowa nie były tylko pustymi frazesami. A jego obrazy - miały szansę zawisnąć na korytarzach ich rodzinnego dworu. To wielki zaszczyt, powinien o tym wiedzieć. Skinął mu głową, choć nie wyciągnął dłoni dla sfinalizowania transakcji, nie byli przecież sobie równi - i Tristan o tym nie zapominał, nawet pomimo przychylności, jaką bez wątpienia odczuł wobec mężczyzny.
Z uznaniem skinął również głową, kiedy przyznał, że lubi pracę siłową - przynajmniej z takim uznaniem, na jakie było go stać, dobrze wychowany młody człowiek niekoniecznie przejmuje się kwestiami tak prozaicznymi jak praca, a co dopiero wysiłek fizyczny. Poniekąd jednak rozumiał, sam potrafił się odprężyć jedynie w rezerwacie, wbrew pozorom nie wylegiwał się od rana do nocy na ścielanej atłasem kanapie. Podobały mu się również słowa, które wypowiedział; słowa być może straszne, ale też strasznie prawdziwe - zaklęcia nie zawsze były w stanie zatrzymać wilkołaka, tutaj trzeba było brutalności, nieposkromionej siły, która odetnie te parszywe pyski od grubych cielsk raz na zawsze. Nie miał litości dla takich jak one. Nie po tym, co zrobiła Diana. Ale to nie był czas ani miejsce na podobne rozmowy.
- Również mam taką nadzieję - przytaknął, szczerze i zgodnie z prawdą, bo też nie widział potrzeby udawania, nie był pewien jego umiejętności - ani właściwie nic o nim nie wiedział. Nic ponadto, że twierdził, że potrafił malować i że uwieczni na płótnie ich przepiękne róże. Skinął mu głową na pożegnanie, wyrzucając na ziemię niedopałek po papierosie i przydeptując tlącą się żarem końcówkę obcasem skórzanego buta. Pies właśnie wracał, pora do domu. Gwizdnął na Enjolrasa, leniwie ruszając przed siebie.

[zt x2]



the vermeil rose had blown in frightful scarlet and its thorns
o u t g r o w n

Tristan Rosier
Tristan Rosier
Zawód : Arystokrata, smokolog
Wiek : 32
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
the death of a beautiful woman is, unquestionably, the most poetical topic in the world
OPCM : 38 +2
UROKI : 30
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 1
CZARNA MAGIA : 60 +5
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 15 +6
Genetyka : Czarodziej
 Przystań - Page 2 0a7fa580d649138e3b463d11570b940cc13967a2
Śmierciożercy
Śmierciożercy
https://www.morsmordre.net/t633-tristan-rosier#1815 https://www.morsmordre.net/t639-vespasien https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f97-dover-upper-rd-13 https://www.morsmordre.net/t2784-skrytka-bankowa-nr-96 https://www.morsmordre.net/t977p15-tristan-rosier
Re: Przystań [odnośnik]17.11.16 23:54
7 marca

Nadeszła pora, by pokazać swoją wartość. Że i on nie zapomniał, czego tak naprawdę dotyczyła sprawa. Że był oddany i lojalny, że nieobce było mu poświęcenie. Bo Craig już od pewnego czasu czuł rodzącą się w trzewiach niepewność. Nie przydzielono mu żadnych zadań, nie słyszał ostatnio ani słowa od pozostałych członków rycerzy. Ale nareszcie nadeszła odmiana. Wieści szybko się roznosiły na Nokturnie. A okazja do wykazania się była wręcz idealna. Po długim okresie stagnacji, musiał nastąpić jakiś zwrot. Craig tylko na to czekał.
Pierwsze z zadań nie było wyzwaniem chyba dla żadnego z Rycerzy. Craig wiedział, że najlojalniejsi Czarnemu Panu spełnią je niemalże z radością. Każdy z nich darzył mugoli głęboką niechęcią, nienawiścią wręcz. Odebranie życia przynajmniej jednemu z tych niemagicznych śmieci niosło za sobą morze korzyści. Począwszy od samego faktu wypełnienia jednego z zadań, które On im zadał, a skończywszy na fakcie przerwania linii krwi takowego delikwenta. Choć była to raczej niewielka i mało pocieszająca zmiana, w końcu każdego dnia rodziły się rzesze brudnych mugolskich bękartów.
Postanowił zacząć właśnie od tego zadania, gdyż było zwyczajnie najprostsze. Ofiarą mógł być każdy, dziecko, dorosły, starzec. Nie miało znaczenia czy była to kobieta, czy mężczyzna. Każdy mugol był tak samo bezwartościowy. Swoich zbrodni, przynajmniej tych dotyczących ludzkich ofiar, postanowił dokonać daleko od swoich rodzinnych ziem. Domyślał się, że w najbliższych dniach w lokalnych i krajowych mediach będzie można znaleźć przynajmniej kilka wzmianek o okrutnych morderstwach – albo przynajmniej o zaginieniach. Lepiej trzymać było sensację z dala od domu.
Kobieta, którą sobie upatrzył, była piękna. Gdyby nie brudna krew, która płynęła w jej żyłach, może nawet Craig prawdziwie zachwyciłby się jej urodą. Jakim prawem taka szmata mogła się cieszyć twarzą tak niecodziennej, zjawiskowej urody? Prawdopodobnie właśnie to było powodem, dla którego ją wybrał. Spodobała mu się. Był ciekaw, czy jej czaszka będzie prezentować się równie pięknie, kiedy już zdejmie z niej skórę, ścięgna, kiedy wygotuje mózg?
Zdobycie jej adresu nie było żadnym wyczynem. Dostanie się do środka  i zaczekanie, aż zmęczona kobieta wróci wieczorem po pracy do domu – także. Mugolskie środki ostrożności nie robiły na nim wrażenia, bez trudu teleportował się do mieszkania kobiety. Gdy usłyszał, że nadchodzi, ukrył się za drzwiami. Przeszła obok i nic nie zauważyła. Silencio dla pewności, że będą mogli spędzić dzisiejszą noc w spokoju, a także Colloportus, by jego towarzyszka nie zapragnęła go zbyt prędko opuścić. Widział przerażenie w jej oczach, gdy go w końcu spostrzegła i otworzyła usta do krzyku. Gdy chciała uciec, wystarczyło krótkie Locomotor Mortis. Przez kilka chwil nawet zastanawiał się, czy nie zabić jej po prostu na miejscu. Całe mieszkanie cuchnęło brudem. Czuł się wewnątrz niemal chory. A jednak kiedy spoglądała na niego, płacząc i bezgłośnie błagając o litość, nie mógł powstrzymać irytacji. Nie miała prawa nawet prosić, by puścił ją wolno.
- Corio – warknął, obserwując jak twarz kobiety zamienia cię w krwawą maskę. Już nie była taka piękna. Podobało mu się to. W ten sposób powinny kończyć wszystkie brudne mugolskie kobiety, które chwaliły się swoją urodą na prawo i lewo. Kiedy się nad nią pochylał, był ciekaw, czy zdawała sobie sprawę, czym mu zawiniła. W jej oczach widział tylko ból, przerażenie i totalną dezorientację. Mruknął z odrazą, kończąc swoje dzieło poprzez rzucenie Lamino. Ostrza mocowały się przez chwilę z kręgosłupem, ten w końcu jednak pękł z trzaskiem. Ciało drgało jeszcze przez kilka chwil ale Craig nawet na nie nie spojrzał i deportował się z tego mieszkania, ściskając za włosy kobiecą głowę, ociekającą krwią.  

15 marca

W kwestii czarodzieja, którego należało zamordować, rozmyślania trwały nieco dłużej a do samej misji Craig poczynił stosowne przygotowania. Tym razem musiał uważać dużo bardziej. Nie chciał się wdawać w niepotrzebne szarpaniny. Jego nazwisko i tak było już na ustach wielu. Niepotrzebna mu była dodatkowa uwaga.
Dlatego też znalezienie ofiary zajęło mu kilka dni. Kilka długich dni kręcenia się po najgorszych dzielnicach miasta, pośród brudu, smrodu i nierządu. Miał wrażenie, że jego ubranie przesiąkło już zapachem gnijących ryb i morskiej soli – tak, to właśnie port wybrał na swoje drugie terytorium łowieckie. Czuł się nieswojo, spoglądając na starych marynarzy bądź kupców, spieszących gdzieś za swoimi sprawami. To było naprawdę paskudne miejsce. Takie, do którego nikt ze szlachetnie urodzonych nigdy nie wybrałby się z własnej, nieprzymuszonej woli. A przynajmniej nie bez uprzedniego upewnienia się, że nikt go nie rozpozna. Mieszały się tutaj światy magiczny i mugolski. To było to miejsce, granica pełna zgnilizny i ohydy. Podarowanie Czarnemu Panu krwi jednego z tych przeklętych zdrajców wydało mu się w pierwszej chwili nieodpowiednie. Dać JEMU krew kogoś TAK brudnego?
Craig naciągnął mocniej kaptur na głowę. To był jednak najodpowiedniejszy wybór. Zabicie kogoś z czystym rodowodem nie wchodziło w grę. W ten sposób pozbawiłby przecież magiczny świat jednego całkiem dobrego materiału na ojca czystokrwistych dzieci.
Kiedy mrok w końcu ogarnął już swoim zasięgiem cały port, Craig odnalazł swoją ofiarę. Jeden z rybaków, starszy już człowiek. Uwielbiał swoją pracę, codziennie rano wypływał na morze by zarzucić sieci i powrócić do brzegu z łodzią wypchaną rybami. Craig widział w jego oczach, w sposobie poruszania się, że kochał swoją pracę. Lubił krzyki mew, lubił spędzać długie godziny na wodzie a wieczorem wpaść do knajpy by usiąść przy stole i wypić kufel taniego piwa, przypominającego bardziej szczyny niż alkohol, w towarzystwie swoich przyjaciół, mugoli. Jego magia nie mogła być potężna, skoro niemal jej nie używał – Burke zarejestrował tylko drobne zaklęcia, których mężczyzna używał do naprawiania sieci, rozpalania fajki, kantowania w grach w knajpie. Craig musiał działać po cichu. Nawet w nocy port nie był zupełnie pusty. Odczekał aż jego ofiara zacznie kierować się do rudery, w której mieszkała, i powoli ruszył za nią. Zachowując wszystkie środki ostrożności, gdy byli już zupełnie sami w mało uczęszczanym zaułku, Craig wyciągnął różdżkę i rzucił Plumosa. Chyba nikogo nie powinno zdziwić, że starcowi który palił jak smok, płuca zaczęły w końcu szwankować? Podtrzymanie zaklęcia sprawiło, że mężczyzna zaczął się wyraźnie dusić, rozpaczliwie próbował złapać powietrze. Craig dostrzegł, że rybak wyciągnął różdżkę – bladą, cienką, zakrzywioną. Paskudna, parszywa, zapewne robota jakiegoś podrzędnego różdżkarza. Ofiara próbowała rzucić jakieś zaklęcie, ale brak tchu skutecznie jej to uniemożliwił. Mężczyzna skonał w męczarniach, wybałuszając oczy na wierzch. Tak, to też była nawet skuteczna metoda zabijania, choć zapewne w przypadku młodszej osoby, zajęłoby to więcej czasu. Craig upewnił się, że jest sam i utoczył mężczyźnie krwi do fiolki. Rana wyglądała, jakby starzec skaleczył się o coś ostrego za życia. Ciało porzucił w morzu, to chyba było dość oczywiste rozwiązanie?

19 marca

Ostatnie z zadań było jednocześnie najtrudniejszym. Wykonanie go napawało Craiga pewnym lękiem, co do którego nie chciał się jednak przyznać nawet sam przed sobą. Chował go więc głęboko, przykrywając ciężkim kocem własnego oddania Czarnemu Panu. Zaszedł już tak daleko, nie mógł więc teraz tak po prostu się poddać.
Zadanie było trudne z dwóch powodów. Po pierwsze, Craig nie przepadał za miejscem, w którym z pewnością najprościej było odnaleźć jednorożca. Mimo że w młodszych latach często chodził z rodzeństwem na spacery po okolicznych lasach, nie odnajdywał się w głuszy najlepiej. Dlatego też to zadanie zajęło mu najwięcej czasu – a w sumie przygotowanie do niego. Ciekaw był, ilu z Rycerzy wybrało sobie Zakazany Las na miejsce swojego polowania. Rezerwat odpadał z najprostszej możliwej przyczyny – był doskonale chroniony a stado, które tam mieszkało, było pod baczną obserwacją. Śmierć jednego z nich na pewno od razu zostałaby nagłośniona, a tego przecież Craig chciał uniknąć. Z oczywistych przyczyn zostawał więc Zakazany Las, choć podchodzenie do Hogwartu w dzisiejszych czasach także mu się nie uśmiechało. Zebrał więc tyle ksiąg o jednorożcach, ich zwyczajach, tropieniu oraz o poruszaniu się w lesie, ile mógł. I chociaż wiedza teoretyczna nie mogła mu zastąpić doświadczenia, wiedział, że musi zaryzykować, i że może liczyć tylko na siebie.
Zadanie to przerażało go też z innego powodu, znanego chyba wszystkim czarodziejom. Zabicie jednorożca, istoty tak czystej i majestatycznej, było najgorszą zbrodnią. Było czymś najgorszym, było pogwałceniem wszelkich praw, a ten kto tego dokonał, miał być przeklęty.
Craig zerknął na swoją różdżkę, kiedy stał przed pierwszymi ogromnymi drzewami Zakazanego Lasu. Co jej rdzeń mówił o nim jako o człowieku? „O nieustępliwym charakterze”. A więc nie mógł się teraz wycofać. Kiedy był tak blisko, kiedy w jego posiadaniu znajdowała się już pięknie oczyszczona czaszka mugola oraz fiolka krwi czarodzieja… musiał dokończyć co zaczął.
Tak jak podejrzewał, odnalezienie jednorożców nie było proste. Błądził naprawdę długo. Kiedy wydawało mu się, że odnalazł jakiś ślad, zaraz go gubił. Raz omal nie wpadł na samotnego centaura, przemierzającego głuszę. Jednak wiedza teoretyczna także na coś się przydała. Kiedy Craig był już zmęczony i klął w myślach na czym świat stoi, odnalazł wyraźny ślad w błocie. Pięknie odbite kopyto, rozmiarem idealnie odpowiadało poszukiwanemu przez niego stworzeniu. I kolejny, i kolejny. Starając się iść jak najciszej, Craig wyszedł na niewielką polankę. Były tam. Trzy. Mlecznobiałe, lśniące delikatną poświatą. W tamtym momencie naprawdę odczuł, że boli go, iż będzie musiał zabić jedno z tych pięknych stworzeń. Dlatego zdecydował się nie zadawać mu zbędnego bólu. Uniósł różdżkę, a wyszeptane z naciskiem Cordcordis trafiło jedno ze zwierząt. Było silne, nie padło od razu. Pozostałe uniosły łby i zarżały przerażone. Kiedy dostrzegły go między drzewami, natychmiast rzuciły się do ucieczki. Ale ten jeden, ten piękny, którego serce już stało – upadł na ziemię, drgając w ostatnich konwulsjach. Craig wstrzymał oddech, podchodząc do zwłok zwierzęcia. To był naprawdę straszny widok. Życie zgasło już w oczach jednorożca, spoglądały one oskarżycielsko na mężczyznę – czarne węgle pośród morza srebrzystej, lśniącej sierści. To z pewnością była ogromna strata dla stada. Zadanie dla Czarnego Pana musiało jednak zostać wykonane.
Craig podszedł do zwierzęcia i z zaciśniętymi ustami wykonał nacięcie za jego uchem a potem zebrał do pustej fiolki nieco krwi o barwie płynnego srebra. Jeszcze raz spojrzał w puste oczy zwierzęcia, samemu odczuwając pewnego rodzaju pustkę. A więc przeklęty, tak? Zmarszczył brwi i używając Zaklęcia Czterech Stron świata, ruszył w drogę powrotną.
Za Voldemorta i Wolę Walki.


monster
When I look in the mirror
I know what I see
One with the demon, one with the beast
The animal in me
Craig Burke
Craig Burke
Zawód : Handlarz czarnomagicznymi przedmiotami, diler opium
Wiek : 34
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
If I die today, it won’t be so bad
I can escape all the nightmares I’ve had
All of my angry and all of my sad
Gone in the blink of an eye
OPCM : 7 +1
UROKI : 13 +3
ALCHEMIA : 5
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 1
CZARNA MAGIA : 32 +3
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 15
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t3810-craig-maddox-burke https://www.morsmordre.net/t3814-blanche#70697 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f76-durham-durham-castle https://www.morsmordre.net/t6332-skrytka-bankowa-nr-965#159559 https://www.morsmordre.net/t3842-craigowe#71823
Re: Przystań [odnośnik]10.09.17 19:28
| 20 maja

Gęste opary spowijającej port mgły unosiły się leniwie nad nieruchomą powierzchnią wody, sprawiając, że panująca dookoła cisza wydawała się wyjątkowo przejmująca. Majowe anomalie odcisnęły swoje piętno również tutaj: przycupnięte nad cieśniną miasteczko, jeszcze do niedawna tętniące życiem, wydawało się wymarłe. Zniknęły przytulone do brzegu stragany ze świeżą żywnością i ręcznymi wyrobami, wiatr nie niósł już wesołych okrzyków bawiących się dzieci, a nieliczni przechodnie przemykali tędy najszybciej jak mogli, z rękami ukrytymi w kieszeniach i głowami wtulonymi w podniesione kołnierze płaszczy. W przystani kołysało się leniwie kilka opuszczonych łódeczek, wypełniając przestrzeń miarowym chlupotem oraz wysokim skrzypieniem zanurzonych częściowo wioseł. Temperatura oscylowała w okolicach dwudziestu pięciu stopni, ale spadała gwałtownie wraz z chylącym się ku zachodowi słońcem – niemal niewidocznym ze względu na białe, gęste jak mleko obłoki mgły.
Na końcu długiego pomostu chybotała się niemrawo jedna jedyna latarnia, ale oprócz niej nigdzie nie było widać jeszcze żywej duszy; jeżeli do brzegu miała dobić jakakolwiek łódź, póki co się nie pojawiła.

Witam wszystkich na evencie, od tej pory możecie już gromadzić się w przystani, jednak zanim napiszecie pierwsze posty, pamiętajcie o sprawdzeniu swoich skrzynek pocztowych. Pierwsze wiadomości w tym temacie powinny zwierać pełną listę posiadanego ekwipunku (w treści posta bądź poza nią); jeżeli natomiast planujecie dokupić jeszcze punkty statystyk albo biegłości, należy zrobić to przed dołączeniem do wydarzenia. Przypominam, że przy rzucaniu zaklęć nadal obowiązuje rzut na anomalie.

W razie jakichkolwiek pytań bądź wątpliwości, należy kierować się bezpośrednio do mnie (Percivala).

Na odpis macie 48 godzin.
Mistrz gry
Mistrz gry
Zawód : -
Wiek : -
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
Do you wanna live forever?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
 Przystań - Page 2 Tumblr_mduhgdOokb1r1qjlao4_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/t475-sowa-mistrza-gry#1224 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t2762-skrytki-bankowe-czym-sa#44729 http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Przystań [odnośnik]11.09.17 1:21
Asortyment: Różdżka, zapalniczka, paczka papierosów

Dzień zacząłem jak zwykle; zwykłe czynności dnia codziennego - wstać z łóżka, zjeść coś niezdrowego (i z pewnością starego), pokręcić się po mieszkaniu, potem po ulicach Nokturnu. Ale wiedziałem, że ten dzień będzie inny od reszty dni. Nie specjalny, nie niesamowity, po prostu - inny. List, który otrzymałem kilka dni wcześniej leżał spokojnie w jednej z szuflad, więc przeczytałem go raz jeszcze, po czym odłożyłem na miejsce. Nie czułem potrzeby informowania kogokolwiek o nowym zleceniu i o moich planach związanych z dniem 20 maja, nie było to nic specjalnego dla tych, którzy znali mnie i to, czym się zajmowałem. Być może mruknąłem coś do Valerija lub innego ze "znajomych", którzy mogli mieć do mnie jakiś interes tego dnia, ale nic więcej. W końcu wyszedłem z domu w celu skierowania swych kroków w stronę przystani. Droga nie była krótka, a nauczony doświadczeniem wiedziałem, że próby teleportacji, choć brzmiały kusząco, mogły okazać się po prostu głupie. Pamiętałem też jedną z ostatnich teleportacji i zdecydowanie nie chciałem powtarzać tego doświadczenia.
Na przystani zjawiłem się więc odrobinę za późno. A może za wcześnie? Trudno było określić to przez gęstą mgłę, która spowijała okolicę i nie pozwalała zobaczyć nic w dość wąskim promieniu. Było jeszcze stosunkowo ciepło, lecz ja ubrałem się w długi, czarodziejski płaszcz, zakładając na głowę również kaptur, jakby miało mi to pomóc w ukryciu swej obecności. Nie wyglądałem jak ja - za pomocą swych metamorfomagicznych umiejętności zmieniłem swój wygląd. Teraz byłem patyczkowatym mężczyzną o około 170 cm wzrostu, krzywym, haczykowatym nosem i rudymi słowami opadającymi niezgrabnie na czoło, twarz również była bardziej okrągła, i tylko oczy pozostawały te same. Środki ostrożności - w tej robocie trzeba było je podejmować i chyba tylko dzięki temu jeszcze żyłem. Nikt nie mógł wiedzieć, że ja to ja.
Przystanąłem gdzieś z boku i omiatałem Przystań wzrokiem. Szukałem kogoś, kto mógł okazać się moim klientem, kogoś, kto przykułby moją uwagę. Mój wzrok co rusz spoczywał na przypadkowych przechodniach, ale wkrótce znudziło mi się czekanie. Wsadziłem ręce do kieszeni i wolnym krokiem poszedłęm w stronę pomostu, trzymająć w dłoni różdżkę. Ot - w razie co. Łódż albo klient. Oczekiwałem pojawienia się jednego z nich, niby od niechcenia przyglądając się lewo widocznej wodzie i nicości wyłaniającej sięz głębokiej mgły.
Oliver Bott
Oliver Bott
Zawód : Złodziej i oszust do wynajęcia
Wiek : 25
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
Bo większość ludzi to durnie. Więc trzeba to wykorzystać.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
https://www.morsmordre.net/t4852-oliver-bott https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f335-smiertelny-nokturn-21-8 https://www.morsmordre.net/t5034-oliver-bott
Re: Przystań [odnośnik]11.09.17 5:03
20 maja przyszedł niespodziewanie szybko. Tajemniczy list, zalegający w szufladzie prywatnego pokoju Salome jednocześnie przyciągał i oddalał jej atencję, sugerując zarówno wyjaśnienie ewenementu poprzedniego wydarzenia, jak i zapowiadając kolejne, brzydkie niespodzianki, jakich wolałaby uniknąć. Już wtedy przecież, ogarnięta przez pochmurne myśli i panikę zalęgającą się w sercu niczym niechciana choroba, zadawała sobie wciąż i wciąż pytanie „dlaczego ja?”, czemu więc miałaby iść niczym skazaniec na ścięcie prosto w rączki panienki, o której wiedziała jedynie tyle iż nazywa się Francourt i ma ładny, rozbudowany zasób słownictwa? Czemu była tak głupią gęsią, że od rana już przygotowywała się do tego wyjścia, zmyślając różne scenariusze i głowiąc się nad pytaniami, jakie zada gdy już okaże się, iż nie jest to jedna, wielka pułapka. Pakowała się wprost pomiędzy szczęki mantykory i była tego boleśnie świadoma, wciąż jednak jej kruche serduszko było łatwe do zwodzenia, toteż informacja o niezwykle rzadkim egzemplarzu magizoologicznym rozpętała burzę w jej umyśle. Prosty zwód okazywał się tym najskuteczniejszym, dlatego nie zapomniała o swojej sakiewce potraktowanej zaklęciem zwiększająco-zmniejszającym najprawdopodobniej jeszcze na starcie jej kariery. Bawił ją wtręt o jej dokonaniach – bo i niby czym miałaby się szczycić? Nie była jak Newton Skamander i nie przyczyniła się znacząco do popularyzowania wiedzy magizoologicznej, robiąc wszystko to co była w stanie by przykładnie dopinać obowiązki i wszelkie zajęcia na ostatni guzik. Nic ponadto. Wciąż nie było w niej tej iskry i być może to motywowało ją jeszcze bardziej. Jeżeli list okaże się być zwyczajnym zaproszeniem, być może wykrzesze z siebie więcej niż płomień – całe ognisko zapału i zachwytu, nad cudowną sztuką rozpoznawania, analizowania i podziwiania faunistycznego elementu świata ożywionego.
Stawiła się na przystani, odziana odpowiednio i wyposażona na tyle, na ile pozwoliła jej sytuacja. Nie dostała informacji na temat tego, jakiego rodzaju jest to zwierzę. Wzięła ze sobą kilka niewielkich, gatunkowych atlasów traktujących o magissakach i stworach latających. Obowiązkowo pamiętnik-notatnik wraz z kilkoma opakowanymi w stalową trumienkę węglowymi rysikami, krótką stalówkę nabitą na twardą tarninę, zamknięty w szklanej buteleczce atrament, a także kilka fiolek i puzderek na ewentualny materiał badawczy. Wszystko mogło się przydać, zaś próbki, które mogłaby porównać i omówić z kolegami po fachu były przedmiotem jej największego zainteresowania. Narzuciła na ramiona długą pelerynę po kostki, schowała różdżkę, jakąś drobną przekąskę na zaś i ruszyła. Za sprawą Fiuu dotarła aż na Dock Exit Road. Nie była głupia, wcześniej sprawdziła mapy, szukając jakiejkolwiek wyspy w pobliżu Dover. Jedyną pasującą była sama Wielka Brytania, chyba że opłynie wybrzeże i wyląduje na Isle of Sheppey tudzież Isle of Wight po drugiej stronie. Ostateczną ewentualnością była możliwość istnienia ukrytej przed mapami wysepki chorobliwie, paranoicznie wręcz ostrożnego człowieka, który postanowił wyjść z ukrycia, w co wierzyła jak w gdaczące pieńki. Piechotą przeszła się przez doki aż do wyznaczonego miejsca, po drodze rozglądając się za jakąś znajomą twarzą, bądź samą panią (panną?) Francourt. Targały nią sprzeczne emocje, pogoda zaś nie pomagała w utrzymaniu postanowienia dotarcia do końca tej wędrówki. Minęła okutego w kaptur i pelerynę mężczyznę, który stał z boku i zdawał się na coś czekać. Rude słowa faktycznie okalały jego czoło, wydostając się z półmroku narzuconego na nie materiału i wołając niemo „zachowaj odstęp”. Nie zdecydowała się ku niemu podejść. Wyminąwszy go, podążyła spokojnie dalej, rozglądając się za kobietą, która mogła posłać jej list.


make me
believe
Salome Despiau
Salome Despiau
Zawód : Magizoolog stacjonarny, pretendentka do nagrody Darwina
Wiek : 25
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
When I walking brother don't you forget
It ain't often you'll ever find a friend
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
 mine
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t4348-salome-minerva-despiau https://www.morsmordre.net/t4367-sir-lancelot https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/t5031-s-m-despiau
Re: Przystań [odnośnik]11.09.17 13:02
Jest ponad połowa miesiąca, a z kasą nadal krucho. Nastały ciężkie czasy pełne bólu oraz biedy. Część hajsu oddaję, część przepijam, część przegrywam w kości - nie mam nosa do harzarderowych gierek, nie umiem też zbytnio kłamstwa od prawdy oddzielić, chyba brakuje mi trochę analaticznego umysłu. Nie wiem zresztą, to nieważne. Zlecenia zamiast się mnożyć to szczupleją, kasę od Rosiera już dawno wydałem. I jak żyć? No właśnie nie wiem jak, trochę sobie myślę nad szklaneczką whisky o moim marnym żywocie, ale w tym też nie jestem dobry, więc szybko zaczyna mnie boleć głowa - a na to trzeba jeszcze większej porcji alkoholu. Historia zatacza koło. Wszystko jest w perfekcyjnym porządku oprócz tego, że kiedy chwiejnym, ale nadal pewnym siebie krokiem przemierzam znane uliczki Nokturnu, dopada mnie sowa. Skądś ją znam - może to Dolohovów? Nie wiem, niewiele myśląc dosięgam ją ręką, odwiązuję liścik i… niewiele z niego rozumiem. Jednak jedno słowo wzbogacić się jest dostatecznie jasne - i ono wystarczy żebym ruszył tyłek i coś zdziałał. To znaczy, przystał na propozycję. Dlatego koślawymi literami, prowizorycznym kawałkiem kamienia kreślę słowo bende, po czym znów puszczam zwierzę w świat. Jednak na ramieniu widzę, że mnie obsrała, dlatego muszę zmienić kurtkę, bo przecież nie pokażę się tak ważnemu klientowi. Kimkolwiek jest i czegokolwiek chce.
Dobrze, że termin jest na jutro, bo po powrocie do mieszkania rzucam się na łóżko i w takiej to pozycji z mordą w poduszce zasypiam. Budzę się trochę nie do życia, patrzę na zegar i już kurwa siedemnasta jest. Na szybkiego przygładzam włosy, pakuję się, sięgam po różdżkę i hyc mnie już nie ma, bo się teleportuję do Dover. I chuj, że zapomniałem o tym ptasim gównie - nadal mam je na ramieniu.
W ogóle to cud, że docieram do przystani w jednym kawałku. Ostatnio magia coś szaleje jak dzika. I pogoda zresztą też - ciemno jest jak w dupie. To znaczy, mlecznie. I mgliście. Pociągam nosem, po czym spluwam gdzieś na deski pod sobą. Jestem tu raptem minutę, a już wkurwia mnie ten chlupot wody rozbijającej się o łódki czy inne rzeczy. W dodatku zbliżając się do końca pomostu, w stronę latarni, widzę dwoje ludzi. Po kiego oni tu stoją? Może to jakiś cholerny castęg jest? Marszczę brwi, bo nie ze mną takie numery.
- To zlecenie jest moje, won stąd - rzucam donośnie, żeby każde z nich mnie usłyszało. Zaciskam dłoń na różdżce, przybieram groźną minę. Nie podzielę się kasą, niech spieprzają.

Wziąłem sobie różdżkę, nóż ukryty w bucie, mam też magiczne papierosy w kieszeni spodni i zwykłą piersiówkę z alkoholem na piersi w wewnętrznej stronie kurtki!


no one cares

Oli Ogden
Oli Ogden
Zawód : zbir
Wiek : 30
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
- Kup mi whiskey.
- Będziesz pił whiskey? Jest 10 rano.
- W takim razie kup whiskey i płatki.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Półolbrzym

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t4869-oli-ogden#105453 https://www.morsmordre.net/t4878-nokturnowy-smietnik#105711 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/ https://www.morsmordre.net/t4880-skrytka-nr-1247#105726 https://www.morsmordre.net/t4879-oli-ogden
Re: Przystań [odnośnik]11.09.17 14:22
Niemal się zakrztusiła, gdy po raz pierwszy czytała list, pisanym zgrabnym, kobiecym pismem. Wertowała potem kilkukrotnie treść, szukając czegokolwiek, co mogłaby nazwać paskudnie głupim żartem lub dzika pomyłką. Rozpaczliwie próbowała uspokoić rozedrgane serce, ale ktokolwiek napisał słowa, które raz za razem czytała wiedział o jej bracie więcej niż Mia mogłaby chcieć się przyznać. Kto spoza najbliższego jej grona wiedział, co mogła stać się Elijahowi? Biuro Aurorskie, ale oni trzymali akta zamknięte, nie pozwalając żółtodziobowi na bezczelne zaglądanie. Z biegiem czasu otrzymywała skrawki informacji, które układały się w rzeczywisty obraz wydarzeń, ale - brakowało zbyt wiele elementów, by mogła odpuścić, by nawiedzające ją bez ustanku, szarańcze koszmarów w końcu się uspokoiły.
Cień zatoczył koło w jej głowie, ale nie pozwolił jej uwierzyć. Nie, do końca. Byłaby głupia, gdyby ktoś bez chęci otrzymania czegoś w zamian, podarował jej informacje, których tam potrzebowała. Czy otrzymałaby ukojenie, wiedząc o bracie wszystko? Czy szaleństwo, które zatruwało jej sny i postrzegania światła było jeszcze prawdziwe? Czy wybory, który rozerwały jej serca miały jeszcze kiedykolwiek dać jej odrobinę światła? Pokręciłaby głowa z gorzką nutą tańczącą na języku. Wszyscy ci, których miała za rodzinę, byli dziś daleko, zostawili ją, tak jak ona ich. A ci, do których chciała przyjść, pogardzali nią. Czuła się jak wyrzutek, ale zagryzała wargi do krwi i z uporem drążyła ścieżkę, po której tak chwiejnie stąpała. Tym, co pozwoliło jej się podnieść, tym, kto dał podał jej rękę w momencie, w którym najmniej się spodziewała był wręcz niepozorny, nowy współlokator. Irytując do granic możliwości swoją...dobrocią? A jednak przenikał ciepłem, które docierało nawet do pustego? serca Mii.
Zanim 20 maja trafiła na przystań - nie umiała się powstrzymać, by nie sprawdzić miejsca wcześniej. Krążyła kilkukrotnie po długim pomoście, wsłuchując się w cichy szum wody, obserwując kilku, nielicznych przechodniów, ale nie znalazła nic co mogłoby jej pomóc w rozgryzieniu nietuzinkowego listu. Szukała czegokolwiek, co mogło ja naprowadzić na odpowiedź, ale nie odnajdując nic szczególnego? Pojawiła się w końcu w odwiedzanej wcześniej lokacji, tym razem dostrzegając, że znajdują się tu persony, które musiały na coś czekać. Zatrzymała się w lekkim oddaleniu,  poprawiając kryjący jej ramiona, cienki płaszcz z kapturem, który opadał na ramiona. Przez ramię przerzuciła nieduża torbę, w której kryło się kila elementów, bez których ruszać się nie chciała. W kieszeni kamizelki trzymała wymięty już i tyle samo prostowany list, który co kilka chwil wyciągała, jakby sprawdzając, czy przypadkiem magicznie się nie rozpłynął. Z obecnych rozpoznała zbyt charakterystyczną, zwalistą i wysoką sylwetkę Ogdena. Nikt, kto miał odrobinę oleju w głowie, nie podskakiwał mu, a przynajmniej nie jeśli miał kilka dobrych powodów w postaci obstawy. Mia orientowała się wystarczająco by wiedzieć, że na niego najlepiej działa stara jak świat metoda - galeony, ale nie mogła zrozumieć, co robił i czemu furczał na dwójkę pozostałych postaci. Jakie zlecenie? Druga sylwetka z rudowłosą czupryną blikajaca  pod płaszczem, też zdążyła zapamiętać, ale nie rozpoznała. Kobiety nie znała i chociaż przyglądała jej się kilkukrotnie, nie odnalazła właściwej tożsamości. Wolała obserwować, zrozumieć...co właściwie się działo. I co mieli wspólnego z jej bratem?
Usiadła w końcu na ławce, wystarczająco daleko, by nie przyciągać uwagi i wystarczająco blisko, by móc słyszeć ewentualne rozmowy. I gdzie była łódź? Co się właściwie działo? Mimowolnie zaciskała palce w pięści, ale milczała. Czekała.

Posiadany ekwipunek: Różdżka, wyważony sztylet w cholewie wiązanego botka, Eliksir Volubilis 1 fiolka, tabliczka czekolady, chustka, pióro i pergamin, rzemyk nawinięty na nadgarstek.


Ostatnio zmieniony przez Mia Mulciber dnia 11.09.17 22:53, w całości zmieniany 1 raz
Mia Mulciber
Mia Mulciber
Zawód : byłam
Wiek : 22
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
And I find it kinda funny, I find it kinda sad
That dreams in which I'm dying are the best I've ever had.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
https://www.morsmordre.net/t3609-mia-mulciber-budowa#64835 https://www.morsmordre.net/t3846-dimitry#71894 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f161-grimmauld-place-12-5 https://www.morsmordre.net/t4458-skrytka-bankowa-nr-888#95128 https://www.morsmordre.net/t3864-mia-mulciber#72368
Re: Przystań [odnośnik]11.09.17 17:44
Maj nie był dlań łaskawy; mówiąc szczerze był absolutnie paskudny i gorzki, pełen przykrości i nieprzyjemnych niespodzianek. W życiu Fantine Rosier tylko raz było gorzej. Z chwilą, gdy z ręki Diany Crouch zginęła ukochana siostra, Marianne, w Różyczce umarła część jej i późniejsze dni pełne były żałoby, bólu i rozpaczy. Pamiętała je jak przez mgłę, choć ból wciąż pozostawał zaskakująco żywy. Śmierć ojca jedynie pogłębiła ranę w sercu, a smutek wziął życie Fanine we władanie i wypełnił je czernią. Ciszą, cierpieniem, wegetacją. Całe niemal dnie spędzała we dworze, próbując oswoić się z nową sytuacją. Nie miała ochoty by jeść, ani pić, nie miała sił, by malować, ani warzyć eliksiry - dni najchętniej spędzała w zaciszu własnych komnat, przy szczelnie zaciągniętych zasłonach. A kiedy tylko postanowiła wyrwać się z marazmu i uwolnić od smutku, udać się do miejsca pełnego przyjemnych, wakacyjnych wspomnień - czekała nań nieprzyjemna, orientalna niespodzianka, która pociągnęła za sobą kolejne zaskoczenie, jakim był wściekły nań brat. Nie przypuszczała, że może się na nią pogniewać i myśl ta wyprowadzała ją z równowagi. Czuła smutek i wściekłość zarazem, miała ochotę wykrzyczeć mu, że będzie robiła to, na co przyjdzie jej ochota, nosi nazwisko Rosier, więc jej wolno.
Tak jak myślała, tak uczyniła. Bezmyślnie i głupio, lecz lady Kent nigdy nie miała świadomości zagrożeń, jakie czyhają na nią poza bramami rodzinnej posiadłości. Żyła w złotej klatce, chowano ją pod kloszem i nie uświadamiano tego, co jest poza nią, bo nie było takiej potrzeby - Fanny nigdy bowiem nie należała do buntowniczek, zawsze czyniła to, czego odeń oczekiwano.
Dwudziestego maja zaprzeczyła temu jednak, gdy odpowiedziała na zaproszenie od obcej czarownicy. Podświadomie czuła, że niedobrze robi, że zarówno matka, Tristan, Melisande i wuj będą na nią wściekli, lecz wściekłość po wczorajszej kłótni przysłoniła jej trzeźwe myślenie. Zgodziła się pojawić na spotkaniu z panią Fancourt; była niezwykle ciekawa tego, co pragnęła jej pokazać, o czym w liście powiedzieć nie mogła. Nie miała ochoty malować, lecz jednako nie chciała przepuścić takiej okazji - druga wszak mogła się już nie zdarzyć. Skuszona pochlebstwami, zwabiona tajemnicą i obietnicą nagrody inszej niż złoto, którego nie potrzebowała - zjawiła się we wskazanym miejscu.
Teleportowała się nieopodal, kilka minut przed czasem, elegancka i szykowna jak zawsze. Nie mogła pozwolić sobie na barwy przez żałobę, nie miała nawet ochoty, by je nosić, strata ojca bolała ją mocno, lecz modnie skrojona, dopasowana czarna suknia nie odbierała Fantine uroku. Na ramionach miała również ciemny płaszcz z kapturem, by nikt uprzejmy w przystani jej nie rozpoznał i nie doniósł bratu - wciąż nie wiedziała, czy chce, by wiedział, że nie okazuje pokory, czy woli nie narażać się na jego gniew. Pomimo tego, co wczorajszego dnia ich podzieliło, w niewielkiej torebce miała słoiczek z maścią z wodnej gwiazdy, którą sama mu uwarzyła; z zimnym spojrzeniem wcisnął jej to w ręce, władczym tonem nakazując mieć to cały czas przy sobie. Chaos, w którym pogrążył się czarodziejski świat sprawiał, iż należało się mieć nieustannie na baczności. Nie wiadomo wszak, kiedy w człeka uderzy kolejny piorun.
Słyszała jedynie stukot własnych obcasów, gdy zbliżała się do krańca przystani. Nie wiedziała kim są czekający nieopodal ludzie, lecz wcale nie wyglądali jej na przedstawicieli arystokracji i mecenasów sztuki, nie sądziła więc, by przybyli do przystani w tym samym celu, co ona. Było to absolutnie niemożliwe. Po bladej twarzy Fantine przemknął cień niezadowolenia. Zarówno z towarzystwa, jak i braku łodzi, która powinna wszak czekać tu na nią od godziny. Cóż ta kobieta sobie myślała, by tak traktować lady Kent?


Ekwipunek: różdżka, 1 porcja maści z wodnej gwiazdy, jedwabna chusteczka, długa szpila do włosów


Była także pewna chwila, której nie zapomnę. Był raz wieczór rozmarzony i nadzieje płonne przez dziewczynę z końca sali podobną do Róży, której taniec w sercu moim święty spokój zburzył.
Fantine Rosier
Fantine Rosier
Zawód : Arystokratka
Wiek : 22 lata
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
emanowała namiętnością skroploną winem

wiem, że pachniała jak Paryż choć nigdy tam nie byłem
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
królowa kier
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t5048-fantine-rosier https://www.morsmordre.net/t5137-desdemona#111449 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/t5141-komnaty-fantine https://www.morsmordre.net/t5136-skrytka-bankowa-nr-1272 https://www.morsmordre.net/t5138-fantine-c-rosier#111457
Re: Przystań [odnośnik]11.09.17 23:07
Oddycham głęboko, raz po raz śledząc równe linijki tekstu. Analizując każde słowo, doszukując się wśród nich znanego charakteru pisma. Kiedy znam już jego treść prawie na pamięć, chowam list do kieszeni grubego płaszcza, a jego frazy brzmią już tylko w mojej głowie. Rozpraszają milczenie, odbijają się echem gdzieś we wnętrzu mojej głowy. Kim jest M. E Fancourt? Mathilda? Maryse? Eleonora? Błagam Merlina, żeby tylko nie była to Elizabeth. Mam już wystarczającą liczbę Elizabeth w swoim życiu.
Nie jestem do końca pewien czy iść. Nie sądzę, żeby moja rodzina miała liczne tragedie kryjące się w czyjejś szafie. Nottowie mieli raczej dwa rodzaje tajemnic - wstydliwe, ale przy tym śmieszne, te które cieszyły się zainteresowaniem szmatławców i te które zabierali ze sobą do grobu. Nic racjonalnego nie przychodzi mi do głowy. A mimo to zjawiam się. Może dlatego, że w moim zwykłym i szarym życiu brakuje teraz odrobiny szaleństwa. Może dlatego, że w mojej rzeczywistości szaleństwem nazwałem wycieczkę fioletowym autobusem - może dlatego, że dłużej już tak nie mogę. Więc ignoruję wszystkie zmysły krzyczące i alarmujące, bym nie szedł. I idę. Choć wszystko brzmi podejrzanie, choć wszystko wydaje się być ustawione: dom na oddalonej wyspie, osobiste spotkanie, kredyt zaufania.
Ubieram się względnie ciepło, zakładając wcześniej, że dokładnie przemyślę szczegóły tej małej wycieczki. Ale kiedy dni mijają i od spotkania oddzielają mnie niemal godziny, wciąż nie jestem gotowy. Zjawiam się jednak punktualnie w Dover, próbując odnaleźć odpowiednie miejsce. Nie znam dobrze Dover, choć wspomnienia mojej ostatniej wizyty wciąż wydają mi się niemal nowe. Ostatnie chwile niezmącone brakiem wolności, bez ciężaru odpowiedzialności spoczywającego na moich ramionach. Odrzucam je jednak od siebie, gdy brnę przez mgły. Przy sobie mam tak naprawdę tylko to co przypadkiem znalazło się w moich kieszeniach - nadłamane pióro i złożony pergamin - oraz rzecz jasna różdżkę. Nie chcę znów popełnić błędu i nie zabrać jej ze sobą, choć nawet teraz gdy ściskam ją w ręku czuję pewną trwogę. Kiedy straciliśmy władzę nad tym co czyniło nas wyjątkowym? Nie przyznaję się do tego głośno, lecz z pewnością z mniejszym zapałem sięgam teraz po magię. Gdy jestem już blisko w pewien sposób odczuwam to, że jestem we właściwym miejscu. Cisza wydaje się głęboka i nieprzerwana, a widoki wokoło nie pozwalają zapomnieć o czasach w których żyjemy. Przynajmniej pozbyliśmy się tej zmory, Wilhelminy. Niestety dostaliśmy prawdopodobnie tylko kolejną. Widok niemal wymarłego miasteczka wprawia mnie w zakłopotanie. Dziwna muzyka tego otoczenia - pojedyncze skrzypnięcia wioseł, niemal niesłyszalne szelesty. Dostrzegam też sylwetki innych, które powinny sygnalizować jedno: coś jest nie tak jak powinno. Zdrowy rozsądek mówi mi żebym zawrócił, zwłaszcza w obliczu tego co ostatnio spotkało Lucindę i Percivala. Zwłaszcza w czasach takich jak te. Ale tego nie robię. Kroczę po pomoście, nie zakrywając głowy kapturem, w przeciwieństwie do kilku innych osób. Żadna z sylwetek nie wydaje mi się szczególnie znajoma, choć staram się nie przyglądać nikomu zbyt długo. Mój wzrok pada raczej na spokojną wodę i deski pomostu, uszy po raz kolejny wypełnia ta przedziwna harmonia. Kilka  opuszczonych łódeczek chybocze się gdzieś, dostrzegam też samotną latarnię, ale nie widzę ani śladu obiecanego transportu. Kto tak bardzo dbał o prywatność, że odcinał się od zewnętrznego świata? I jak ktokolwiek choćby przez sekundę mógłby pomyśleć, że wiąże się to z czymś co może się dobrze skończyć?


Let's stay lost on our way home
Alastair Nott
Alastair Nott
Zawód : Urzędnik Departamentu Międzynarodowej Współpracy Czarodziejów
Wiek : 26
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zaręczony
Hell is empty and all the devils are here
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
https://www.morsmordre.net/t3799-alastair-nott https://www.morsmordre.net/t3820-iuventas https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f236-nottinghamshire-ashfield-manor https://www.morsmordre.net/t3990-skrytka-bankowa-nr-909 https://www.morsmordre.net/t3821-alastair-nott
Re: Przystań [odnośnik]12.09.17 0:19
Nie był to pierwszy raz, gdy jakiś list o zagadkowej treści trafił pod jej adres. Parapet na Pokątnej ozdabiał stosik różnorakich zamówień, próśb o spotkanie, bądź wiadomości o jeszcze bardziej mglistej czy zawiłej treści. Każdą czytała, szacując jej wartość i oceniając stopień swojego zainteresowania przedstawianą zawartością. Jednakże nie mieszkała już sama. Musiała brać pod uwagę nie tylko siebie, lecz także swojego kuzyna i być może należało skończyć z działalnością prowadzoną w ten sposób. Nie zamierzała sprowadzać wątpliwych postaci do mieszkania ani odbierać tam korespondencji, mimo to, ktoś podpisany M.E. Fancourt zdołał skierować swą sowę w odpowiednie miejsce, burząc delikatne poczucie bezpieczeństwa, zbudowane przez Pandorę w ciągu tego jeszcze krótkiego okresu czasu. Nie ogłaszała przeprowadzki, nie była znaną osóbką, której poczynania wywoływały powszechne zainteresowanie, dlatego już od pierwszej chwili, gdy na stole znalazła tajemniczy, zwinięty w zgrabny rulonik, pergamin. Od tamtego czasu regularnie powracała do niego myślami w różnych sytuacjach, choć siedział zamknięty bezpiecznie w ozdobnym pudełku, trzymanym pod łóżkiem, broniącym już niejeden jej sekret. Wiedziała, że na pewno wybierze się do Dover, to nie ulegało wątpliwości, lecz jej rozważania dotyczyły bardziej przedmiotu, wymienionego oględnie w liście oraz drogi, jaką nadawca musiał przebyć, by ustalić jej położenie. Ktoś się postarał. Dlaczego?
Zmieniała się, takie odnosiła na co dzień wrażenie, a jednak wszystko to zbyt przypominało jej przeszłość. Nie mogła się oprzeć kolejnym misteriom, poza tym od dawna nikt nie nawiązywał do jej doświadczenia, nie rozbuchał jej ego wdzięcznymi słowami, nie wyczuł tak dobrze tego, co dokładnie chciała usłyszeć. Zdawała sobie sprawę, że brzmiało to zbyt pięknie, do tego ktoś posłużył się dokładnym określeniem jej profesji, co zdarzało się niezmiernie rzadko. Nie było wątpliwości. Ten, kto do niej napisał starał się pokazać, iż zna prawdę; nie krył się za bajecznymi epitetami, nie krążył wokół tematu. W jej oczach było to wręcz wyzwanie i nie mogła go zignorować. Jeszcze wierzyła w niejakie przeznaczenie, w splot przypadków, a to wpasowywało się w obraz rzeczywistości. Nawet tej nowej, którą anomalie próbowały lepić na nowo… którą tym razem decydowała się tworzyć sama.
Wyłoniła się z mlecznobiałej mgły, kiedy zdawało jej się, że już czas. Ciemna suknia, unosiła się niewiele ponad piachem, grożąc w każdej chwili bliskim spotkaniem z wilgocią. Czarny kapelusz skrywał jej bladą cerę w mroku, przykrywając po części cienie pod oczami, pozostawione przez majowe koszmary. Była skupiona na uważnym stawianiu kroków, starała się też by nic jej nie umknęło. Nie żałowała swojej decyzji, nawet jeśli aura była dość ponura, światełko latarni dawało nikłą ulgę, a dźwięki były przytłumione, wręcz wysysane, przez zdradliwe opary. Podobało jej się, nie mogła powstrzymać narastającej ekscytacji, z lubością zgarniała do siebie niepewność wydzielaną przez otoczenie. W kieszeni lekkiego sweterka, narzuconego na plecy, drgała jej różdżka, a na szyi spokojnie spoczywał wisior, będący obrysem konstelacji Małej Niedźwiedzicy. Na wszelki wypadek. Mogłaby czarować, a amulet zapewniał jej ochronę, która działała łagodząco na jej myśli. Zatrzymała się nieopodal brzegu, leniwe fale prawie dotykały czubków jej skórzanych butków. Kątem oka spoglądała na kilka sylwetek, majaczących się niczym duchy, pozornie wyczekujących. Ukrywała swe zainteresowanie, rozdzielając je jednak sprawiedliwie, bo być może to któryś z nich był autorem listu. Trzymała go przy sobie, w końcu niejako był zaproszeniem, a ktokolwiek to organizował, mógł go wymagać ku potwierdzeniu jej tożsamości. Co jakiś czas powracała do obcych sylwetek, lecz podbródek kierowała ku słabo widocznej, rozmytej linii horyzontu. Wyglądała pewnie na zagubioną, a może na przypadkową panienkę, wypatrującej łodzi, która miała ją zabrać z powrotem do historii, z której uciekła.
Wiatr co jakiś czas powiewał delikatnie, pobrzękując klamrą jej niewielkiej magicznej torby, w której czekały rozmaite przedmioty — mały notes, zapisany do połowy jej notatkami na temat rzadkich run, pióro i tusz, woreczek z kilkoma uniwersalnymi w jej mniemaniu kryształami, świeca, szal, z którym się niemal nie rozstawała oraz aparat fotograficzny, jeszcze pozostawiony tam z jej ostatniej wyprawy.


we all have our reasons.
Pandora Sheridan
Pandora Sheridan
Zawód : nikt
Wiek : 22.
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
you're a little late
i'm already torn
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
to form imaginary lines, forget your scars we’ll forget mine.
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
https://www.morsmordre.net/t4892-pandora-a-sheridan https://www.morsmordre.net/t4914-poczta-pandory#107112 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f324-hogsmeade-mieszkanie-nr-17 https://www.morsmordre.net/t5032-skrytka-bankowa-nr-259#108047 https://www.morsmordre.net/t4917-pandora-a-sheridan
Re: Przystań [odnośnik]13.09.17 17:55
Otrzymana niedawno wiadomość była dla niej zaskoczeniem i skłoniła ją do rozmyślań. Nie tak łatwo było wyrzucić z pamięci nakreślone starannie słowa mówiące o tym, że nieznajoma kobieta podpisująca się nazwiskiem Fancourt może znać informacje na temat miejsca pobytu jej zaginionego przed rokiem brata. Sprawa Thomasa nurtowała ją od bardzo dawna, ale brat od czasu zniknięcia milczał, i nawet aurorom nie udało się jeszcze złapać żadnego mocnego tropu; dotychczasowe okazywały się ślepymi uliczkami, a Thomas Vane dosłownie przepadł, pozostawiając w niepokoju swoje siostry. Wciąż za nim tęskniła i pragnęła poznać jego dalsze losy, nawet, jeśli wieści miały okazać się niepomyślne; wszystko było lepsze niż spędzenie lat w niepewności. Odkąd zaczęły dziać się anomalie, rozmyślała o nim dość często, zastanawiając się, czy żył i czy był bezpieczny, czy udało mu się uniknąć zawirowań, które od maja ogarnęły kraj. Oczywiście nie było pewności, czy Tom wciąż był w Anglii i czy w ogóle żył, ale regularnie gościł w jej myślach.
Ale pewnego dnia dostała list, który na nowo rozpalił w niej iskierkę nadziei, że może wreszcie nastąpi jakiś przełom, że może pozna informację, której tak jej brakuje. Oczywiście nie była tak naiwna, żeby ani przez chwilę nie doświadczyć wątpliwości i wahania, ale ostatecznie zdecydowała się przynajmniej sprawdzić tę informację. Jeśli okaże się, że tajemnicza pani Fancourt nie wie niczego ważnego, mogła przecież wrócić do domu. Zapewne w poczuciu rozczarowania, ale ze świadomością, że nie zignorowała tej sprawy i próbowała sprawdzić potencjalny ślad.
Ranek spędziła w pracy, ale kiedy nadszedł odpowiedni czas, aportowała się na przystani w Dover wskazanej jej w liście. Było przed osiemnastą, ale szybko zauważyła, że sceneria wyglądała dość niepokojąco. Spowita mgłą przystań była bardzo cicha, okolica wydawała się opustoszała, a słońce zbliżało się ku zachodowi; Jocelyn spodziewała się, że temperatura wkrótce zacznie spadać, więc cieszyła się, że przed tą wyprawą ubrała się staranniej, narzucając na siebie długi, ciemny płaszczyk. Pogoda była naprawdę kapryśna i nieprzewidywalna, daleka od tego, jak powinien wyglądać prawdziwy, wiosenny maj. Oczywiście miała i różdżkę; ostatnimi czasy prawie się z nią nie rozstawała, nawet jeśli z powodu anomalii traktowała ją dużo ostrożniej i korzystała z magii tylko w razie potrzeby. Wybierając się w nieznane miejsce na spotkanie z obcą osobą lepiej było mieć ją w zasięgu dłoni. W wewnętrznej kieszeni oprócz różdżki miała też tabliczkę czekolady, którą zabrała do pracy, ale w natłoku zajęć nie miała czasu, żeby się nią uraczyć.
Ku jej zdumieniu, okazało się, że na przystani znajdowało się jeszcze kilka osób. Większości z nich nie znała; rozpoznała jedynie sylwetkę Pandory, lekko unosząc brwi; nie spodziewała się jej tu zastać, nie wiedziała też, co robili tutaj pozostali, kimkolwiek byli. Może to zbieg okoliczności, a może dziwnym trafem umówili się z kimś na spotkanie właśnie w tym miejscu? Josie miała zamiar poczekać na panią Fancourt, w nadziei, że pojawi się i że będzie w posiadaniu informacji na temat jej brata.



Zamknięci w ramach schematówPamiętajmy, by nie zgubić siebie.

Jocelyn Vane
Jocelyn Vane
Zawód : Stażystka uzdrowicielstwa
Wiek : 20
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
,,,
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t4647-jocelyn-vane https://www.morsmordre.net/t4674-poczta-jocelyn https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f316-maxwell-lane-84 https://www.morsmordre.net/t4747-skrytka-bankowa-nr-1200 https://www.morsmordre.net/t4675-jocelyn-vane
Re: Przystań [odnośnik]14.09.17 11:11
Chociaż wskazówki głównego zegara w portowym miasteczku – z przystani kompletnie niewidocznego – zbliżały się z każdą chwilą do osiemnastej, początkowo nic nie zakłócało panującej na brzegu ciszy. Kroki zbierających się pomoście czarodziejów wydawały się głuche, miękko wsiąkając w gęstą mgłę; to samo stało się z rzuconymi przez Oliego słowami, które, chociaż donośne i głośne, wybrzmiały dziwnie szybko. Wydawało się już, że ta nienaturalna stateczność się utrzyma, gdy nagle kołysząca się na końcu drewnianej kładki latarnia zaskrzypiała przeciągle, a tlący się w niej płomień – do tej pory rzucający żółtawe, przygaszone światło – przybrał chłodny odcień błękitu. W następnej chwili powietrze wypełniło się chlupotem wody, a z oparów wyłoniła się podłużna, ciemna sylwetka łodzi.
Łódź, czy może – łódka, nie wydawała się ani imponująca, ani nie wyróżniała się niczym szczególnym; przypominająca bardziej kuter rybacki niż jacht, lata świetności miała już dawno za sobą i tylko dobry obserwator byłby w stanie stwierdzić, na jaki kolor pomalowano ją pierwotnie. Obecnie farba utraciła pigment już niemal zupełnie, w dodatku odłażąc od burty sporymi, łuszczącymi się płatami; również złotawe litery układające się w nazwę stały się kompletnie niemożliwe do odczytania. Łódka kołysała się jednak na wodzie dosyć stabilnie i gładko przybiła do końca pomostu, zatrzymując się tuż przy błękitnym świetle latarni.
Z pokładu wychyliła się wysoka, szczupła postać sternika, mrużąc oczy i spoglądając na zgromadzoną w porcie ósemkę czarodziejów. Mężczyzna miał dłuższe, siwiejące włosy i pomarszczoną twarz, jednak ciężko było jednoznacznie określić jego wiek; ubrany był w długi, staromodny płaszcz o barwie tak samo wyblakłej i nieokreślonej, jak burty łodzi, na której stał. Kiedy się uśmiechnął (tylko jedną stroną twarzy – druga pozostała nieruchoma), można było dostrzec, że brakowało mu górnej jedynki. – Dzień dobry! – odezwał się, głosem zachrypniętym i skrzeczącym, jak nienaoliwione zawiasy. Słowa, które wypadały z jego ust, zdawały się dobiegać z oddali i nieść się echem – ale może była to tylko iluzja, wywoływana przez pustą przestrzeń za jego plecami albo ciężką ciszę dookoła. – Są państwo gośćmi panny Fancourt? Zapraszam, zapraszam! – zamachał dłonią, wskazując na pokład.

Łódź posiada dwa pokłady – górny (znajdujący się pod gołym niebem) i dolny (umiejscowiony pod górnym i magicznie powiększony, na który schodzi się po schodkach). Rolę miejsc siedzących pełnią podłużne, niskie ławeczki; na górnym pokładzie zmieści się czterech dorosłych czarodziejów (lub trzech jeżeli wśród nich znajdzie się półolbrzym), na dolnym – sześciu (lub pięciu – uwzględniając warunek jak poprzednio). Jeżeli w kolejnym poście wsiadacie do łodzi, uwzględnicie gdzie (i obok kogo) siada Wasza postać.

Na odpis macie 48 godzin, kolejność odpisów jest dowolna.
Mistrz gry
Mistrz gry
Zawód : -
Wiek : -
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
Do you wanna live forever?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
 Przystań - Page 2 Tumblr_mduhgdOokb1r1qjlao4_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/t475-sowa-mistrza-gry#1224 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t2762-skrytki-bankowe-czym-sa#44729 http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Przystań [odnośnik]14.09.17 14:19
Nie od razu zauważyła łódkę. Pierw skupiła się na zebranych dookoła ludziach. Półolbrzym zdawał się być interesujący już od pierwszego spojrzenia, jednak jego agresywna osobowość zrobiła swoje – Salome szybko cofnęła się o kilka kroków pod naporem jego słów i umknęła nieco bliżej pomostu, by nie wchodzić z nim w bezpośrednią interakcję. Była badaczką dzikich stworzeń i często musiała z nimi obcować, jednak krzyżówka olbrzyma i czarodzieja chwilowo umykała jej możliwościom. Poznała jednego jeszcze w Bordeaux, tamten jednak zaznajomiony był z podstawami kultury osobistej i potrafił odnajdywać się w społeczeństwie, całkiem zadowolony z ciekawskich spojrzeń i atencji, jaką był każdorazowo obdarzany. Ogden jawił jej się w porównaniu do tamtego jak dzikie zwierzę, którego ujarzmianie nie było wyzwaniem na chwilę obecną. Chętnie by z nim porozmawiała, nie sądziła jednak że będzie miała problemy z odnalezieniem go, gdy już wróci z tej wyprawy. Oli odznaczał się w tłumie, nawet kilkoro mugoli spłoszonych jego aparycją pośpieszyło kroku, oddalając się w akompaniamencie cichych złorzeczeń.
Wtedy właśnie przy pomoście zadokowała się łódź. Nie wyglądała zachęcająco i w pierwszym odruchu Salome chciała zrezygnować z wsiadania na nią. Jednak to by znaczyło, że list, który wysłała i wszystkie przygotowania dnia dzisiejszego były trwonieniem czasu. Ciekawość zwyciężyła. Co prawda nie rozumiała jak do jej zaproszenia ma się stwierdzenie o liczbie mnogiej osób oczekiwanych przez tajemniczą kobietę, o to jednak postanowiła spytać się jej samej. Chciała wspomnieć o zaistniałym kłopocie, przemilczała go jednak goniona myślą o pośpiechu. Ściągnęła kaptur z głowy i pierwsza pokonując odrętwienie zaskoczenia przekroczyła lekko podest, by sięgnąć stopami łodzi. Nie dbała o konwenanse, nie spodziewając się żadnych lordów i lady w tym towarzystwie. Nie znała tu przecież nikogo. Nie chciała by półolbrzym zatarasował jej wejście, trąbiąc o tym że nikt inny ma się nie zbliżać. Postanowiła go wyprzedzić, umykając przed potencjalną agresją w ramiona przestarzałej łodzi i tajemniczego, serdecznego, choć strasznego sternika. – Merci Monsieru. – Skinęła mu głową, pozostając na górnym pokładzie. Stanęła nieopodal tylnej ławki, nie decydując się jednak na wygodne usadowienie się. Chciała widzieć co pocznie zbiorowisko tuż za nią, by w razie czego móc zareagować. Zastanawiała się także, czy może ludzie Ci są lokalnymi magizoologami, nieznanymi jej jeszcze, których tajemnicza kobieta także zamierzała ściągnąć ku sobie powołując się na swoje niesamowite znalezisko. Jak zatem dziwny, czy cenny gatunek musiała mieć pod swoją kuratelą i dlaczego nie był to nikt znany w naukowym świecie? Znała wielu wspaniałych przedstawicieli swojego zawodu, żadnego jednak nie ujrzała w kilkuosobowym tłumie. Była nieco skonfundowana. Ścisnęła sakiewkę mocniej pod płaszczem, pewniej dobywając swojego ekwipunku.


make me
believe
Salome Despiau
Salome Despiau
Zawód : Magizoolog stacjonarny, pretendentka do nagrody Darwina
Wiek : 25
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
When I walking brother don't you forget
It ain't often you'll ever find a friend
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
 mine
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t4348-salome-minerva-despiau https://www.morsmordre.net/t4367-sir-lancelot https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/t5031-s-m-despiau
Re: Przystań [odnośnik]14.09.17 19:59
Nic. Zero odezwu, reakcji, która zmusiłaby intruzów do opuszczenia przystani. Wiedzeni strachem o własne życie, jak to zwykle ma miejsce, kiedy kogoś lojalnie uprzedzam o własnych zamiarach, żądaniach. Nie wiem co wkurwia mnie bardziej - marazm tych ludzi czy to bezsensowny chlupot zimnej (na pewno) wody odbijającej się o drewno łódek. Najgorsze, że tych buców przybywa zamiast ubywać, co budzi we mnie jeszcze większą złość. Ściągam brwi przyglądając się każdemu z osobna, ale żadnej osoby nie rozpoznając. Zaciskam mocniej dłoń na różdżce, w ostatniej chwili hamując żądze rozprawienia się z tym tłumem. Gdyby wszyscy rzuciliby się na mnie, miałbym małe szanse na obronę. Liczę więc do dziesięciu, gubiąc się już po trzech, co tylko potęguje mój podły nastrój. Fukam pod nosem, przyspieszając kroku; te jednak zamiast dudnić głośno, wydają się być nienaturalnie przytłumione, tak jak wcześniej moje słowa. Docieram wreszcie do końca pomostu - a przynajmniej tak mi się zdaje. Mgła nie sprzyja lepszej orientacji w terenie. Przygryzam wargę próbując ułożyć plan dotyczący pozbycia się tych wszystkich konkurenentów, żeby ostatecznie zgarnąć wszystko dla siebie. Za mało mam kasy na dzielenie się nią z jakimiś darmozjadami. Niestety wymyślanie czegokolwiek nie idzie mi najlepiej.
Wtem wyłania się większa łódź, chociaż trudno ją nazwać jakąś bogatą. Sternik też nie wygląda na dzianego kolesia, a całość powoduje jeszcze większe zdenerwowanie. - Siema - mruczę zniecierpliwiony, przestępując bliżej kutra. - Ile to będzie trwać? - pytam, bo nikt się nie odzywa, a wszyscy inni wyglądają na potulne owieczki. Facet mógłby im kazać wykąpać się w tej wodzie i pewnie wszyscy na raz skoczyliby na główkę. - Nie było mowy o dzieleniu zysków z kimkolwiek - dodaję, wymownie odwracając głowę. Nie podoba mi się to wszystko.
A jednak nagle jakbym zmienił zdanie - kręcę głową uznając, że za dużo czasu marnotrawię na pultanie się. Więc wchodzę niezbyt zgrabnie na pokład, zasiadając u góry, jak bliżej przodu. Nie zamierzam się schylać i wyginać na dole, odnoszę wrażenie, że ten mikroskopijny pojazd nie pomieściłby mojej słusznej postury. Niech to, zepchnięcie wszystkich w odmęty zdradzieckiego żywiołu nie powiodą się, skoro będą siedzieć na dole. Ale tych pozostających u góry mógłbym zrzucić. Resztę mogę wybić w pień już na miejscu. Zacny plan. Opieram się na kolanie trzymając w ręce różdżkę, tak na wszelki wypadek. Sięgnięcie do noża w bucie też nie powinno być kłopotliwe. No więc jazda. - Wsiadać albo spadać - poganiam resztę, czując obawę, że to wszystko się przedłuży przez te flegmarytuczne osoby czające się jak na ostatni kawałek potrawki ze szczura. Potrzebuję pieniędzy na już, niech więc przebierają szybciej swoimi krótkimi nóżkami. Miejmy to już za sobą.


no one cares

Oli Ogden
Oli Ogden
Zawód : zbir
Wiek : 30
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
- Kup mi whiskey.
- Będziesz pił whiskey? Jest 10 rano.
- W takim razie kup whiskey i płatki.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Półolbrzym

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t4869-oli-ogden#105453 https://www.morsmordre.net/t4878-nokturnowy-smietnik#105711 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/ https://www.morsmordre.net/t4880-skrytka-nr-1247#105726 https://www.morsmordre.net/t4879-oli-ogden
Re: Przystań [odnośnik]14.09.17 21:54
Przymknięte oczy wcale nie oddzielały jej od zbierającej się na przystani sylwetek. Słuchała ciężkich, męskich kroków, drobne, kobiece i - jeśli miała się zakładać - szlacheckie kroczki Tylko od czasu do czasu spoglądała na dziwnie, o tej porze, zaludnioną przestrzeń pomostu. Nie odzywała się, milcząco rejestrując, że coś było zdecydowanie nie tak. A może po prostu jej wiedza była zbyt uboga, by mogła wyciągnąć sensowne wnioski. Nie rozumiała co robili tutaj pozostali, tym bardziej, że oczekiwanie zawisło w powietrzu, jak deszczowa chmura, szykująca się na ulewę. Nieco dłużej zatrzymała wzrok na przystojnej twarzy nieznajomego (Alastair), który tak pewnie kroczył drewnianą wstęga pomosty, nawet nie próbując ubierać się w pozory ukrywania. Obleczony w odwagę, ale rożną od brawurowej głupoty, tak często spotykaną na Nokturnie. Odwróciła pospiesznie spojrzenie szarych źrenic, by przypadkiem nie przyciągnąć uwagi, na która pozwolić sobie nie powinna. Miała inny cel, którego trzymała się uporczywie. Co każdy z zebranych miał tutaj do zaoferowania?
Poruszyła się niespokojnie, gdy gdzieś w oddali nie usłyszała charakterystycznego chlupotu. Odwróciła się akurat, by dostrzec jak mglista latarnia ćmi błękitem, a zza dymnej zasłony, unoszącej się pary, wyłonił się statek. Nie, łódka. Napięła mięśnie w oczekiwaniu na ujawnienie się adresatki listu, ale zza chybotliwej burty wychylił się chudy mężczyzna. Goście panny Fancourt. Czy dobrze słyszała?
Podniosła się nieśpiesznie, w końcu zsuwając kaptur z czarnych włosów, nie próbując już ukrywać tożsamości. I tak - właściwie - nie znała tu nikogo i nie sadziła, by ktoś wyjątkowo miał do nie uraz. Uniosła podbródek wyżej, spoglądając najpierw za kobietą, która z gracją, jako pierwsza wkroczyła do łodzi, potem sunąca, zwalista góra mięśni, jaka był Ogden. Tego lepiej było mieć po swojej stronie, ale..nie za plecami.
Ruszyła wyznaczoną sobie ścieżką, mijając chwilowych gapiów. Mimowolnie spojrzała na kobietę (Panodrę), której czarne włosy i źrenice prawie tak szare jak jej własne, przykuły uwagę. I chociaż wydawało jej się to absurdalne, wydawało się, że dostrzega dawny, znajomy, ciepły błysk, który wspomnieniem pędził do przeszłości. Tej jej dobrego fragmentu, nim świat Mulciber zmiotła czeluść Nokturnu. Kiwnęła głową sternikowi, zaznaczając, że decyduje się na wejście - Gdzie dokładnie płyniemy? - utkwiła wzrok w męskiej twarzy, nie próbując nawet udawać, że wszystko jest w porządku. Nawet jeśli miała kiedyś tego żałować, że ignorowała alarmowaną czujność, niezależnie od odpowiedzi, przeszła dalej - Ja twoich zysków nie chcę - mruknęła do Ogdena, gdy tylko znalazła się na pokładzie, ale minęła mężczyznę i zeszła schodami w dół. Wolała widzieć gdzie i jak mieli płynąć, ale mgliście zakładała, że nawet niżej, powinny znajdować się okna. Albo coś, co miało je przypominać. Jeśli znalazła podobny obiekt, usiadła na ławce jak najbliżej. Miała przynajmniej dobry widok, na ewentualnych, wchodzących gości.
Mia Mulciber
Mia Mulciber
Zawód : byłam
Wiek : 22
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
And I find it kinda funny, I find it kinda sad
That dreams in which I'm dying are the best I've ever had.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
https://www.morsmordre.net/t3609-mia-mulciber-budowa#64835 https://www.morsmordre.net/t3846-dimitry#71894 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f161-grimmauld-place-12-5 https://www.morsmordre.net/t4458-skrytka-bankowa-nr-888#95128 https://www.morsmordre.net/t3864-mia-mulciber#72368

Strona 2 z 15 Previous  1, 2, 3 ... 8 ... 15  Next

Przystań
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach