Wydarzenia


Ekipa forum
Central Park
AutorWiadomość
Central Park [odnośnik]08.05.16 1:32
First topic message reminder :

Central Park

Jedna z magicznych części parku centralnego wypełniona jest niezliczonymi drzewami czereśni, które dzięki magii zaczynają kwitnąć już wraz z pierwszymi promieniami wiosennego słońca. Najznamienitsi zielarze oraz znawcy alchemii dbają o to, aby różowawe kwiaty kwitły tu od marca do końca lipca, kiedy to przeobrażają się w delikatne, słodkie owoce. Można do woli zrywać je z drzew i delektować się ich smakiem.
Park jest uwielbiany przez dzieci, zakochanych oraz artystów szukających tu inspiracji; spacerującym akompaniuje śpiew słowików oraz kosów. Tylko zimą nie występuje tu cała paleta barw - wtedy śnieżny puch otula wszystkie gałęzie i park skąpany jest bieli, co nie czyni go jednak ani trochę mniej urokliwym.
Mistrz gry
Mistrz gry
Zawód : -
Wiek : -
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
Do you wanna live forever?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Central Park - Page 4 Tumblr_mduhgdOokb1r1qjlao4_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/t475-sowa-mistrza-gry#1224 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t2762-skrytki-bankowe-czym-sa#44729 http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki

Re: Central Park [odnośnik]23.07.17 18:15
Zrobił to, co do niego należało. W pierwszej kolejności zajął się niewinną ofiarą ataku inferiusa, młodą, bezbronną dziewczyną, którą należało zabrać jak najdalej od tego zamieszania. Odprowadził ją w bezpieczne miejsce, zostawiając pod pieczą kogoś ze współpracowników, którzy zabezpieczali miejsce zdarzenia. Dziewczyna na pewno nie zostanie pozostawiona sama sobie; ktoś zadba, żeby ją zabrać. Charles nie mógł się nią zająć. Nie, kiedy Samuel potrzebował pomocy w walce z ożywieńcem. Dlatego chwilę po oddaniu dziewczyny puścił się biegiem w kierunku współpracownika i przygniatającego go inferiusa. Nie oglądał się za siebie, wiedząc, że sprawa z dziewczyną jest załatwiona. Pozostało tylko jedno – inferius.
Udało mu się trafić stwora, który zaczął płonąć. Ale jedno zaklęcie to za mało, żeby go pokonać, wiedział o tym. Zaklęcie z pewnością wyrządziło inferiusowi spore szkody, częściowo wypalając jego ciało, ale nie unieszkodliwiło go całkowicie. Stwór zaczął się karykaturalnie podnosić, częściowo przypalony i z głową przechyloną pod bardzo dziwnym kątem. Zakrwawione i częściowo spalone włosy sterczały wokół wykrzywionej twarzy, w której najbardziej uderzało to martwe, puste spojrzenie. Patrzył, jak Samuel wyczarowuje wokół inferiusa płonący krąg. Ogień spalał jego ciało i jeszcze bardziej zniekształcał i tak zniekształconą sylwetkę, ale czarnomagiczna siła wciąż zmuszała go do brnięcia dalej i próby wyrwania się z kręgu. Charles po raz kolejny strzelił w niego podpalającym zaklęciem, celując prosto w głowę. Drugie zaklęcie trafiło inferiusa w tułów, odrzucając go do tyłu, z powrotem do płonącego kręgu. W tym czasie na miejsce dotarli inni aurorzy; jeszcze kilka płomienistych smug pomknęło w kierunku dogorywającego inferiusa. Płomienie musiały w końcu zrobić swoje; po takim ataku stwór stopniowo przemienił się w popiół, a ogień powoli dogasał wobec resztek tego, co jeszcze chwilę temu ze wściekłą furią próbowało ich zaatakować.
- Wszystko w porządku? Nie uszkodził cię zbyt mocno? – zapytał Skamandera, obserwując go bacznie. Kącik jego ust lekko drgnął; gdy niebezpieczeństwo zostało zażegnane, pozostało tylko uporanie się z jego skutkami. A auror nie wyglądał najlepiej po tej szamotaninie. Ktoś chyba powinien rzucić na niego okiem. – Przekazałem dziewczynę w odpowiednie ręce. Teraz... trzeba się zająć tym – rzucił, spoglądając na wypalony spłachetek trawnika ze stertą popiołu pośrodku. Jedyne świadectwo tego, co tu się wydarzyło. Charles skrzywił się i mimowolnie zaczął zastanawiać, kto stał za stworzeniem tego inferiusa. Oczywiście na kursie uczył się o tych stworach, ale nie przypuszczał, że pewnego dnia może takiego ujrzeć w Londynie i to w biały dzień, w uczęszczanym parku.

| zt.


I show not your face but your heart's desire
Ain Eingarp
Ain Eingarp
Zawód : Wielość
Wiek : nieskończoność
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
I show not your face but your heart's desire.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Metamorfomag
Central Park - Page 4 3baJg9W
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f47-sowia-poczta https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/f55-mieszkania http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Central Park [odnośnik]25.07.17 22:28
Ogień zawsze robił wrażenie. Niezależnie od ilości razy, w których na niego patrzył. Było w tym coś destrukcyjnego i oczyszczającego jednocześnie. I oba te wrażenia jasno wypalały się w Skamanderowym jestestwie. Tylko widok płonącego ciała, wykrzywionej w niezidentyfikowanym grymasie twarzy i niemal topiącej się skórze na jego dawnej? kuzynce - niosło ze sobą przeraźliwą pustkę. Wiedział, że będzie już zawsze pamiętał martwe spojrzenie wlepione w niego z bezmyślne atakującą go siłą. Tak wiele mroku zawisło nad Londynem, że ciężko było chwilami uwierzyć, że istnieje w tym cokolwiek dobrego. Było o co walczyć, tego Samuel był pewien, ale przeważająca szala zatrzymywała się po stronie ciemności. To nie tak miało być.
Oddychał ciężko, gdy opuszczał w końcu różdżkę, wciąż ciepłą od przepływającej przez nią mocy. Zdawało się nawet, że kilka, zgubionych płomyków zatańczyło na rękawie wyciągniętej ręki, ale te zniknęły, gdy kolejni aurorzy obrzucili zaklęciami drgające, spalające się ciało inferiusa. Obrzydliwy swąd skwierczącej w ogniu, ludzkiej tkanki - wypełniał nozdrza wszystkich zebranych. A Samuel nadal patrzył, jakby wierzył, że nieruchome już zwłoki powiedzą mu prawdę. Kto? Dlaczego? Jaki był cel? Bo zawsze jakiś był. czarna magia wydawała sie czasem bezmyślna w swym okrucieństwie, ale ci, którzy się nią posługiwali, w większości, tacy nie byli. Głupcem był ten, kto ich lekceważył. Potem gorzko tego żałował.
- Nie - pokręcił głową, nawet nie konkretyzując swojej odpowiedzi. Nic nie było w porządku, ale tylko część z tego łączyła się z krwawiącą rana na boku i postępującym paraliżu lewej ręki. Grymas bólu zastygł na obliczu aurora, ale podpierając się drugą dłonią, podniósł się do pionu. Twarz miał zbryzganą, skrzepniętą już posoką i mechanicznie przetarł policzek, zostawiając tam ciemną smugę szkarłatu - Jak?... - zdążył zawiesić pytanie w powietrzu, gdy towarzyszący mu auror zdradził mu losy niewidomej dziewczyny. Kiwnął głową w niemym podziękowaniu - Czeka nas jeszcze raport - skwitował cicho. Najgorsza część, nie tylko zw względu na własne upodobania. Musiał w końcu napisać o tożsamości osoby, która została inferiusem - Znałem ją - zakończył, niemal mówiąc do siebie.
Był dziwnie zmęczony, gdy w końcu dopadł go medyk. Stał w oddaleniu od wypalonego miejsca w ziemi, patrząc jak kolejni funkcjonariusze doprowadzając miejsce do porządku, a po pozostałościach spalonego ciała, pozostały tylko brunatno-bordowe ślady.
Alice.

zt


Darkness brings evil things
the reckoning begins
Samuel Skamander
Samuel Skamander
Zawód : Rebeliant, auror
Wiek : 30
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Kawaler
I've come too far, to go back now
I'll never close my eyes
OPCM : 51 +3
UROKI : 29 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 1
CZARNA MAGIA : 1
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 18
Genetyka : Czarodziej
Central Park - Page 4 9l89Y7Y
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t1272-samuel-skamander https://www.morsmordre.net/t1372-filozof#10888 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f186-harley-street-5-3 https://www.morsmordre.net/t3509-skrytka-bankowa-nr-358#61242 https://www.morsmordre.net/t1597-samuel-skamander#280340
Re: Central Park [odnośnik]10.08.17 21:07
13. kwietnia
Słońce kaprysiło, nieustannie bawiąc się z Anglią w chowanego na własnych zasadach, nikomu nie dając na siłę wyciągnąć się z kryjówki w piętrzących się wysoko, chmurnych pałacach. Wyglądało spomiędzy puszystych murów tylko gdy miało na to ochotę lub zaciekawiło się światem, rozciągającym się poniżej. Teraz zaglądało w jasnoniebieskie oczy Susanne, drocząc się i utrudniając zawieszenie misternej konstrukcji na karniszu, rozciągniętego nad oknem Pani Sowy. Kolorowe plami światła skakały po ścianach, gdy biała istota mocowała się z uporem - założyła się ze swoją staruszką, że umieści ozdobę samodzielnie, bez użycia różdżki. Cyprysowe drewno spoczywało na stoliku nieopodal, a panna Lovegood chwiała się na misternej drabinie a raczej - wieży, skonstruowanej z dwóch stołów - mniejszego i większego, kuchennego krzesła oraz sporej wielkości pufy, która była głównym sprawcą niestabilności. Pani Maeve chichotała, obserwując zmagania z kanapy, lecz trzymała różdżkę w pogotowiu, gotowa do ewentualnej reakcji, by dziewczyna nie potłukła się przypadkiem, niefortunnie spadając z własnego, amatorskiego wynalazku. Okna w mieszkaniu staruszki były wysokie, sięgały niemal sufitu, zawieszonego, jak to w kamienicy - sporo ponad ich głowami.
- Zobaczy pani - zaczęła, walcząc z odległością - sięgała metalowego drążka koniuszkami paców - Będzie pani zachwycona, pani Sowo. Te szkiełka potrafią bawić się w prawdziwe cuda - przecież były to nie byle jakie szkiełka! Pracowała nad nimi naprawdę długo, łącząc ze sobą różne, magiczne materiały i elementy. Efekt był, cóż - niezgrabny, lecz miał w sobie przedziwny urok, zapewne spowodowany szczerością, czystym sercem i najprawdziwszą chęcią sprawienia podopiecznej radości. Wiedziała, że pani Pinkstone lubi niespodzianki.
Odetchnęła z ulgą, gry nierówny haczyk brzęknął cicho o karnisz, oznajmiając dźwięcznie, że jej trudy nie poszły na marne. Wyszczerzyła się do kobiety zadowolona, za moment ostrożnie, ale całkiem zgrabnie, zsuwając się z niestabilnej wieży. Teraz trzeba było ją rozmontować, ale najpierw Echo chciała przedstawić możliwości swojego prezentu, znajdującego się teraz tak wysoko, że trzeba było zadzierać głowę, by móc swobodnie go obserwować - lecz tym lepiej, to nie on miał grać tu główne skrzypce - liczył się jego efekt. Czekała chwilę, z nadzieją wpatrując się w okno, ale słońce nie zamierzało współpracować, dlatego westchnęła ciężko, przenosząc wzrok na starowinkę.
Była niewiele większa od niej - przerastała ją najwyżej o trzy centymetry i jak na kobietę w tak zaawansowanym wieku chodziła bardzo wyprostowana. Była jednak podobnej budowy - drobnej, filigranowej. Na jej nosie błyszczały okulary w srebrnych oprawkach, prawie zawsze ubierała się na beżowo, a piękne, długie włosy sięgały jej do połowy pleców. Ciemnoszare, przeplatane jaśniejszymi akcentami bieli, lecz próżno było szukać choćby jednej czarnej nici, która uchowałaby się przed siwieniem. Zmarszczki miała wesołe, choć wokół oczu tliło się nieco zmartwienia, zaś tęczówki wyglądały zza szkieł okularów jasnym, bursztynowym spojrzeniem, które w dziennym świetle pogodnego dnia stawało się złote jak Felix Felicis. Tylko brunatne plamki pozostawały ciemne, w przedziwny sposób zgrywając się z piegami staruszki. Susanne szybko łączyła fakty - piegowate oczy spoglądały na świat czujnie, z początku śmiertelnie poważnie, a wielka wiedza kobiety wzbudzała prawdziwy podziw. Całe życie, nawet teraz, pani Maeve poświęciła dwóm tematom - mugoloznawstwu oraz, co było jej największą pasją, starożytnym runom. Badała je w wielu miejscach świata. Przy pierwszej wizycie w jej domu, Sue czuła się okropnie nieswojo; nie mogły znaleźć wspólnego języka, kobieta dystansowała się i nie była skłonna do żadnej współpracy. Odpuściła więc, zostawiając ją samą sobie w salonie, by móc przygotować skromny obiad - została uprzedzona, że nie lubi zbyt urozmaiconych dań - a gdy wróciła, przyłapała kobietę na tłumaczeniu tajemniczych znaków. Jeszcze za czasów Hogwartu, Lovegood starała się podjąć nauki tego przedmiotu, lecz natłok zajęć zmusił ją do przerwania tego. Dlatego wtedy, nieśmiało, zagadnęła staruszkę, a temat wywiązał się dosyć sprawnie, pozwalając im na prowadzenie rozmowy gładko i przyjemnie. Wtedy właśnie została dla niej Panią Sową.
Miała dwóch synów. Jeden zginął w Wielkiej Wojnie Czarodziejów i bardzo często odwiedzały jego grób, drugi zaś miał już własną rodzinę i ciężką pracę, zmuszającą do częstych podróży za granicę - stąd brała się samotność skrytej pani Maeve. Zbolałe kości nie pozwalały jej już na wykonywanie wszystkich czynności, choć niemoc bardzo godziła w jej serce. Sporo czasu trwało, nim przyzwyczaiła się do pomocy swojego małego, białego duszka, uwijającego się przy sprzątaniu, gotowaniu oraz wspólnych spacerach. Głowa pełna pomysłów sprzyjała organizacji czasu, przyjaźń między nimi rozwijała się prężnie, choć obydwie wiedziały, że zostało im niewiele czasu. Wiatr przedostał się przez uchylone okno, poruszając lekko szkiełkami, które dzwoniły lekko, obijając się o siebie.
- Potrzebują słońca, pani Maeve. Inaczej są tylko kolorowymi szkiełkami - wyjaśnienie spłynęło z jej ust śpiewnie, łagodnie roznosząc się po pomieszczeniu, zmieszane z dźwiękami prezentu. - Możemy przekonać naszą wielką gwiazdę do wyjścia, jej również powinno się podobać. Proponuję spacer do parku, a jeżeli ma pani ochotę, możemy zrobić mały piknik naukowy. My, złośliwe słońce, miękki kocyk i runiczne notatki. Przy okazji wykorzystam pióro, które ostatnio mi pani sprezntowała - podrzuciła pomysł, mocując się z wielką pufą - pomniejszyła ją zaklęciem, by prościej było odstawić ciężar na miejsce. Powoli pozbywała się zwaliska mebli spod okna. Pani Pinkstone wyglądała na zadowoloną z propozycji, zaskakująco entuzjastycznie zbierając potrzebne do notowania rzeczy.
Przygotowane prędko przekąski wylądowały w niedużym koszyku razem z pergaminami oraz resztą przyborów i kilka chwil później były gotowe do drogi. Mimo zachmurzonego nieba zapowiadało się na piękny dzień - słońce zdołało podnieść temperaturę w Londynie, czyniąc powolny spacer do Central Parku niezwykle przyjemnym. Jak zawsze w tym mieście, Sue wskazywała starszej pani prawdziwe osobliwości, podśpiewując pod nosem sklecone na szybko rymowanki - do nich kobiecina na szczęście już przywykła.
Ukwiecone drzewa widziały już ze sporej odległości; wiatry porywał lekko pojedyncze płatki, pozwalając im chwilę wirować w powietrzu, by ostatecznie złożyć je na zielonej, miękkiej trawie - jeszcze nie do końca wyrośniętej, lecz wystarczająco miłej, by posiedzieć w towarzystwie strzelistych źdźbeł. Rozłożyły się w dogodnym miejscu - unikając pełnego cienia i pełnego słońca, choć to poruszało się nieustannie, przesuwając ową granicę. Przekąski znalazły się na środku koca, zaś wokół pojawiły się zwoje, które pani Sowa przeglądała kolejno.
- Co wiesz o runie Dagaz, Susie? - zapytała, spokojnym spojrzeniem wyłapując zainteresowane, błękitne tęczówki. Podsunęła jej zapisany pergamin, by na jego rogu mogła przedstawić jej zapis. Dziewczyna zastanawiała się chwilę, wpatrując się w kwiaty nad sobą i poruszając lekko palcami, gdy w myślach wyliczała znajome informacje. Nie dyskutowały jeszcze o tej runie, ale pamiętała ją pobieżnie. Nakreśliła znak.
- Dagaz to światło, dzień, szczególnie brzask, gdy dzień zastępuje noc - zaczęła powoli, palcem kilkukrotnie kreśląc po wnętrzu dłoni runę, by zapamiętać ją i skojarzyć z nią w przyszłości słowa, jakie miała zaraz usłyszeć. - To nieodwracalna runa, stanowi balans i niewiele w niej negatywów. To jeden ze znaków, który umieściłam na szkiełku - jasnoniebieskim - wyznała, kiwając głową z pewnością. Ten kolor wiązał się z Dagaz.
- Zgadza się. To pozytywna runa, ostatnia - dwudziesta czwarta, Jej nieodwracalność to duża zaleta, zapowiada bowiem głównie pomyślność, wypełnia ciepłem, światłem. Intuicja nie zawiodła cię więc, jeśli umieściłaś ją na szkiełku. Pozwalasz jej na uchwycenie światła ze źródła, wybrałaś jej w moim domu najlepszą lokację, jaką tylko się dało. Dagaz ma silną moc ochronną, jeśli umieści się ją w pobliżu okna lub drzwi, mogę ci więc śmiało podziękować, moja droga. Nie mam żadnych wątpliwości, że jest ci bliska. Serdeczność, pozytywne, jasne spojrzenie, dobro i bezinteresowność. Pasuje ci nawet bardziej niż twoja Berkano - przyznała, zamyślając się na moment. Rozpisała na pergaminie datę urodzenia białowłosej. - Choć Ingwaz i jej siła marzeń, także nie są obce twojej wibracji - podsumowała. Snuła historie dłuższą chwilę, opowiadając towarzyszce o ludziach, jakich miała okazję spotkać na swojej drodze w przeszłości, jak runy wpływały na ich życie. Susanne słuchała uważnie, wtrącając tylko drobne uwagi i pytania, zazwyczaj pozornie wyrwane z kontekstu, lecz pieczołowicie tłumaczyła ich sens i własne rozumowanie. Czas mijał szybko.
- Losowałaś już runę na najbliższy czas? - pytanie pani Sowy zetknęło się z przeczącym ruchem głowy, podczas którego białe warkoczyki załopotały lekko wokół. Sięgnęła do znaków, ujmując w palce ten, który wydawał jej się najcieplejszy - zaczynało robić się chłodno. Obserwowała go chwilę, zanim uniosła, pokazując obeznanej staruszce. Sama nie znała tej runy. Odpowiedź jednak okazała się dosyć niepokojąca. - Marzniesz, kruszyno. Wracajmy. To Thurisaz. Omówimy ją niedługo, dobrze? - zapytała, w lekkim pośpiechu zgarniając wszystko do koszyka. Nieświadoma Lovegood zgodziła się, nie mogąc mieć pojęcia, jak bardzo trafna runa trafiła w jej palce. Najbliższe dni nie miały szczędzić jej cierpienia. Słońce żegnało je, gdy opuszczały Central Park, zmierzając do starej kamienicy pani Maeve Pinkstone.

| zt



how would you feel
if you were the sunset
sailing alone
behind the mountains?
how would you feel
if you were the sunrise
woke up at dawn
once in a lifetime?



Susanne Lovegood
Susanne Lovegood
Zawód : pracownica rezerwatu znikaczy
Wiek : 25
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna

I will be your warrior
I will be your lamb


OPCM : 20 +8
UROKI : 5
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 31 +5
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 14
SPRAWNOŚĆ : 10
Genetyka : Czarownica
Central Park - Page 4 JkJQ6kE
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t4789-susanne-echo-lovegood https://www.morsmordre.net/t5182-deszczowa-sowa#113703 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f304-dolina-godryka-rudera https://www.morsmordre.net/t5129-szuflada-sue#111192 https://www.morsmordre.net/t5133-susanne-echo-lovegood#111350
Re: Central Park [odnośnik]02.12.17 11:21
|13 czerwca

Trzynaście godzin - tyle stracił z dnia na bezsensownym, bezproduktywnym robieniu jednego wielkiego gówna - subiektywnie rzecz ujmując. Patrząc na jego pracę obiektywnym okiem to czas ten stracił na przemieszczaniu się od drzwi do drzwi kolejnych światków i próbie ustalenia co właściwie miało miejsce podczas czarnomagicznego wybuchu do którego doszło w jednej z kamienic. Wszyscy, którzy przebywali w niej w czasie wybuchu kłamali. Niebyły to jednak drobne kłamstewka, a na prawdę porządne rozbieżności w zeznaniach. Thonemu aż pulsowało coś w skroni - tak bardzo nadużył dziś swojej umiejętności próbując poskładać ten cały bezsens którym wszyscy z osobna go raczyli. Ostatecznie nie udało mu się dojść do niczego konkretnego. To drażniło, drapało wewnętrzną stronę czaszki. Nie rozumiał co robił źle. Zabierał się za sprawę od niewłaściwej strony? Formował niewłaściwe pytania? Co mógłby robić lepiej...? Myślał, zadręczał się przemieszczając się zasypanymi śniegiem ulicami. Lubił zimę, lecz nie latem, nie kiedy ta dodatkowo nie potrafiła zabić zwykłego owada, który na domiar złego uczepił się akurat jego osoby. To tak trwało od godziny trzynastej. Teraz była prawie dwudziesta. Może gdyby się nie mył, to łatwiej byłoby mu pojąć dlaczego akurat on. Nie umiał. Owad siadał mu na nosie, brzęczał koło ucha, znikał po to by po pięciu minutach na nowo się pojawić i nękać. Istna katorga.
Auror pomimo, że słynął ze swojej nietuzinkowej cierpliwości czuł, że ta ociera się o pewne granice z chwili na chwilę coraz mocniej na nie napierając. Czuł się z tym źle. Nie lubił nie mieć kontroli - nad sytuacją, nad sobą. Ta zaś gdzieś mu umykała. By dopełnić tego obrazu beznadziejności nie wiedząc czemu postanowił skrócić sobie drogę do najbliższego kominka przez Central Park - ostoję kwiecistego różu, zakochanych par i ogólnie ludzi przeważnie szczęśliwych oraz beztroskich. Powiedzieć, że on się w tym wszystkim wyróżniał to mało. Ale może... może jednak istniał dla niego ratunek,może mógł stać się w jednej chwili im wszystkim podobny... Wystarczyło, że ją zabije, tego owada. Ta myśl wzburzyła jego krew sprawiając, że w jednej chwili, jak stał tak silnie się zamachną mając na celu pozbycie się kłopotu. Nie wiedział jednak, że nieopatrznie sięgnie ręką nosa nieznajomej kobiety...
Anthony Skamander
Anthony Skamander
Zawód : Rebeliant
Wiek : 31
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Kawaler
You don't need a weapon when you were born one
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t5456-budowa#124328 https://www.morsmordre.net/t5494-hrabina#125516 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f256-bexley-high-street-27-4 https://www.morsmordre.net/t5495-skrytka-bankowa-nr-1354#125517 https://www.morsmordre.net/t5479-anthony-skamander#124933
Re: Central Park [odnośnik]02.12.17 11:21
The member 'Anthony Skamander' has done the following action : Rzut kością


'k100' : 88
Morsmordre
Morsmordre
Zawód : Mistrz gry
Wiek :
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
O Fortuna
velut Luna
statu variabilis,
semper crescis
aut decrescis...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Central Park - Page 4 Tumblr_lqqkf2okw61qionlvo3_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Central Park [odnośnik]17.12.17 2:08
Wybity i nastawiony bark wciąż bolał. Bolesne dreszcze bez ustanku drgały pod skórą za każdym razem, gdy poruszała rękę nieco wyżej. Teoretycznie, powinna było od razu pójść do uzdrowiciela, ale uparła się, że sobie poradzi. Ból miał minąć. Nie był to pierwszy, ani tym bardziej ostatni raz, gdy wracała z treningu na wpół-przytomna.
Skracała drogę przez park, który tego czerwcowego wieczora przypominał zimową, pokrytą śniegiem aleję. Nie spotkała zbyt wielu przechodniów, ale z nabytego (wielokrotnymi, pośpiesznymi spacerami po kursie) doświadczenia wiedziała, że o tej porze nie mogła liczyć na spokój. Ktoś trącił ją ramieniem i zatrzymał, przyglądając czarnowłosej kobiecie w półdługim płaszczu i białą chustą otulającą jej szyję. Lewą rękę trzymała nieco sztywno, starając się jej nie nadwyrężać. Przez ramię przerzuciła torbę, a długa, czarna spódnica zawijała sie wokół nóg przy każdym kroku. Na zainteresowanego nią przechodnia, nie zwróciła uwagi, oddalając się coraz bardziej od pogrążonej w niejasnym zamyśleniu sylwetki, samej tonąć w myślach, które harcowały w umyśle, nie dając chwili wytchnienia.
Było chłodno, absurdalnie, zważywszy na teoretyczna porę roku. Drogę pokonywała na tyle często, że intuicyjnie zakręcała, nie przyglądając się znaczeniom ulic i ośnieżonych ławek. I ta sama czujność, na którą uczulano ją podczas treningów, w tym momencie musiała ją zawieść. Co jakiś czas mijała pojedyncze sylwetki, nigdy nie przyszło jej do głowy, że wysoka, barczysta sylwetka, która pojawiła się przed nią, planowała coś tak absurdalnego, jak atak w miejscu publicznym. Dlaczego ona? Nie przypominała żadnej z wystraszonych dziewczynek, które drobnymi kroczkami pokonywały ścieżkę, wbijając przy okazji wzrok w ziemię. Mia patrzyła przed siebie, szła wyprostowana, żywym krokiem i byłaby skłonna stwierdzić, że częściej schodzono jej z drogi, gdy przypadkiem skrzyżowała spojrzenie z nieznajomym jej wzrokiem.
O ułamek sekundy za późno skupiła się na intensywnej zieleni ślepi, by moment później czuć na twarzy siarczyste uderzenie, które zachwiało jej sylwetką, a ciemne mroczki zatańczyły jej przed oczami. Równocześnie z bólem, uderzył gwałtownie słodkawy, metaliczny zapach krwi. Z nosa buchnął szkarłat, który popłynął po ustach, skraplając się intensywną barwą na bielącej się jasno chuście pod szyją.
Szare tęczówki rozszerzyły się, gdy adrenalina uderzyła i Mia zareagowała w jedyny, możliwy dla niej sposób. Oddała. Palce prawej ręki zwinęły się w pięść i bez namysłu zamachnęła się na mężczyznę, traktując nieco chaotycznym, sierpowym w szczękę.
Nie zastanawiała się nad przyczyną ataku. W głowie jej się zakręciło, a w połączeniu z pulsującym już bólem w barku, coś w jej myśleniu przeskoczyło na tryb walki. Nie zapytała głupio "za co", ani dlaczego spotkała ją podobna krzywda. Zacisnęła wargi mocniej, serwując nieznajomemu agresorowi spojrzenie pełne gniewu. Jeśli chciał trafić na ofiarę, cóż. Pomylił się.
Mia Mulciber
Mia Mulciber
Zawód : byłam
Wiek : 22
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
And I find it kinda funny, I find it kinda sad
That dreams in which I'm dying are the best I've ever had.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
https://www.morsmordre.net/t3609-mia-mulciber-budowa#64835 https://www.morsmordre.net/t3846-dimitry#71894 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f161-grimmauld-place-12-5 https://www.morsmordre.net/t4458-skrytka-bankowa-nr-888#95128 https://www.morsmordre.net/t3864-mia-mulciber#72368
Re: Central Park [odnośnik]17.12.17 2:08
The member 'Mia Mulciber' has done the following action : Rzut kością


'k100' : 41
Morsmordre
Morsmordre
Zawód : Mistrz gry
Wiek :
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
O Fortuna
velut Luna
statu variabilis,
semper crescis
aut decrescis...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Central Park - Page 4 Tumblr_lqqkf2okw61qionlvo3_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Central Park [odnośnik]26.12.17 5:55
Świat dookoła niego był w tym momencie jak gdyby skurczony. Tylko on i mucha. Nogi prowadziły go instynktownie trasą pomiędzy przechodniami, którzy w tym momencie mogliby być dla niego powietrzem. Mógłby wówczas przez nich przejść, a tak był zmuszony poświęcać strzępek cennej uwagi by się o kogoś nie wygrzmocić, a kto wie - może ten ułamek skupienia był potrzebny do pozbycia się natrętnego towarzysza? Ostatecznie Anthony pozbawiony cierpliwości postanowił nagle się zatrzymać i w pełni skupić na zatruwającym życie insekcie. Ręka poszła gwałtownie w ruch. Nie wiadomo kiedy w sposób wyuczony, a w tym momencie kompletnie niepotrzebny, zacisnęła się w pięść. Tym co zaskoczyło aurora było to, że mucha okazała się dziwnie masywna, ludzka, kobieca. Niepokojące, prawda...?
Gdy tylko świadomość tego co zrobił wbiła mu się alarmująco w mózg poczuł się zupełnie tak, jakby ktoś wrzucił mu kostkę lodu za kołnierz szaty. Tym bardziej, że w pełni świadomy był tego jakiej siły użył. Otwierał już usta chcąc się kajać. Nim jednak wydusił z siebie jedną sylabę, tak druga na nich się zakołysała. Dokładnie w ten sam sposób jak pięść ofiary zakołysała się o jego szczękę. To była ostatnia rzecz jakiej by się teraz spodziewał. Nie przygotowany na taki obrót wydarzeń był zmuszony przyjąć na siebie impet oburzenia efektem którego stała się rozcięta warga. Nie wielka cena, właściwie zbyt niska była ta kara za to jakie konsekwencje przyniosła jego nieuwaga.
Po kilku sekundach chrząknął znacząco zaczynając tym samym w poddańczym geście unosić dłonie niczym skazaniec.
- Ekhm. Jeśli powiem, że to nie było zamierzone i zmusiła mnie do tego mucha to mogę liczyć na to, że w odwecie skopie mnie pani w bardziej ustronnym miejscu...? - zagaił, niepewnie podnosząc na nią spojrzenie pełne współczucia i wstydu. W końcu przez swoją nieuwagę ją skrzywdził, a zaraz to wszystko mogło się obrócić w porządny dramat. To było miejsce publiczne, a ta scena niezaprzeczalnie skupiała uwagę - Znam nawet nieopodal dość ustronną alejkę... - sięgnął ostrożnie do wewnętrznej kieszeni swojej szaty po granatową chustkę. Wyciągnął swą dłoń podając ją. Robił to wszystko powoli, jak gdyby obawiając się, że gwałtowniejszy ruch sprowokuje ją do krzyku lub kolejnej agresji - Naprawdę mi przykro...


Find your wings


Anthony Skamander
Anthony Skamander
Zawód : Rebeliant
Wiek : 31
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Kawaler
You don't need a weapon when you were born one
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t5456-budowa#124328 https://www.morsmordre.net/t5494-hrabina#125516 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f256-bexley-high-street-27-4 https://www.morsmordre.net/t5495-skrytka-bankowa-nr-1354#125517 https://www.morsmordre.net/t5479-anthony-skamander#124933
Re: Central Park [odnośnik]21.01.18 0:55
Fascynująca atrakcja dnia dzisiejszego, zwieńczenie niekontrolowanego ciągu wydarzeń, kumulujących się w barczystej sylwetce mężczyzny i metalicznym zapachu jej własnej krwi. Obraz nieszczęśliwie zatrzymał się i zwielokrotnił w jednej postaci, oscylując wciąż wokół uderzenia. Ból był intensywny, promieniujący na oczy i szczękę, a kończący się gdzieś z tyłu głowy. Łzy bez udziału woli zsunęły sie po policzkach i bynajmniej nie była to oznaka próby rozklejenia i odstawienia płaczliwego teatru. Bolało paskudnie a sącząca się krew i jej mdły posmak na wargach przypominał zbyt wyraźnie, w jakiej sytuacji się znalazła. I wcale nie należała do atrakcyjnych (niestety wprost proporcjonalnie do niezarejestrowanej mimochodem, twarz napastnika).
Pierwsza, intuicyjna reakcja nie zakończyła się większym sukcesem. Pięść ześlizgnęła się po szczęce, rozdzierając jedynie wargę, a krwawy ślad znaczył knykieć prawej dłoni. Odsunęła się o pół kroku, ale tylko po to znaleźć lepszy zasięg dla swoich dłoni. Była drobniejsza, zapewne dużo słabsza niż mężczyzna, dlatego musiała skupić się na szybkości i zaskoczeniu. Atakować w newralgiczne punkty, uderzać tam, gdzie najbardziej zaboli i da szansę...na ucieczkę? Na co?
Znieruchomiała, gdy powietrze przecięły pierwsze słowa. Krew kapała jej obficie z nosa, sunąc po ustach, brodzie, odnajdując ścieżkę do białej chusty, którą owinęła szyję. Szkarłat przypominał malownicze ślady na śniegu rannego zwierzęcia. I tak też Mia się zachowywała, jak zaatakowana przez drapieżce istota. Słowa, które w zamierzeniu? miały ją uspokoić, rozlały się chłodem idąc dreszczem wzdłuż kręgosłupa. Ustronne miejsce łomotało jej w głowie, jak poruszony dzwon i Mia miast się rozluźnić, zesztywniała. Wspomnienia nocy, w której ją dorwali, miała na zawsze przypominać w postaci długiej blizny na plecach. Z panicznymi, podsyconymi strachem ognikami w sercu, nie zgadzał się jej tylko ton męskiego głosu i oczy, w których - mimo prób, nie znalazła złowrogiego blasku, ani cienia, tak charakterystycznego dla przedstawicieli marginesu. Był w nich za to realny wstyd - Naprawdę? I dlatego chcesz mnie zaciągnąć samą w ustronna alejkę?... - głos zawiesiła na sekundę, obraz wciąż częściowo rozmazana, pozwolił jej zlokalizować wyciągniętą ku niej rękę, ale zamiast wysunąć własną, odbierając oferowaną... chustkę? pięść zwinęła się powtórnie, tym razem nie starając się celować tak wysoko. Miała zdecydowanie bliższy cel, którym była pierś. Wyprowadziła silny cios w splot słoneczny. Jeśli chciała sytuację zrozumieć, musiał go obezwładnić i dopiero wtedy zadawać pytania. Miała do tego prawo,a przynajmniej uparcie w to wierzyła, nie przyjmując do wiadomości, że mężczyzna faktycznie mógł mówić prawdę. Ironia losu.
Mia Mulciber
Mia Mulciber
Zawód : byłam
Wiek : 22
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
And I find it kinda funny, I find it kinda sad
That dreams in which I'm dying are the best I've ever had.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
https://www.morsmordre.net/t3609-mia-mulciber-budowa#64835 https://www.morsmordre.net/t3846-dimitry#71894 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f161-grimmauld-place-12-5 https://www.morsmordre.net/t4458-skrytka-bankowa-nr-888#95128 https://www.morsmordre.net/t3864-mia-mulciber#72368
Re: Central Park [odnośnik]21.01.18 0:55
The member 'Mia Mulciber' has done the following action : Rzut kością


'k100' : 99
Morsmordre
Morsmordre
Zawód : Mistrz gry
Wiek :
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
O Fortuna
velut Luna
statu variabilis,
semper crescis
aut decrescis...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Central Park - Page 4 Tumblr_lqqkf2okw61qionlvo3_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Central Park [odnośnik]19.02.18 22:29
|2 czerwca

Ukrop na zewnątrz nie równał się temperaturze w środku redakcji, wyższej o co najmniej kilka(naście) stopni z powodu parszywego humoru redaktora naczelnego. O ile wrzaski z okien budynku zajmowanego przez Walczącego Maga były normą, tak pracownicy deportujący się w panice do św. Munga z powodu poparzeń dłoni - niekoniecznie. Kilka filiżanek wylanych kaw później atmosfera zdecydowanie się oczyściła i choć Magnusa uważano za człowieka kąpanego w gorącej wodzie, to tym razem on stanowczo oponował przeciwko takim praktykom. Eseiści nie byli domowymi skrzatami, a rzucanie się mięsem (tudzież naczyniami) powinno się praktykować wyłącznie w zaciszu domowych pieleszy. Za niewywiązanie się z obowiązków... cóż, dobrą formą kary okazałoby się wyrzucenie ich na zbity pysk, lecz aby podszepnąć słówko przełożonemu było już za późno. Wyjątkowo Rowle wychodził więc z redakcji w pośpiechu, z byle jak zawiązanym fularem i szatą nieco krzywo zaczepioną o jedno ramię, pragnąc zażyć nieco świeżego - względnie - powietrza zanim teleportuje się do cienistych lasów Cheshire. Droga wypadła mu przez kwitnący park, szczęśliwie (i magicznie) pokolorowany w jego rodowe barwy. Nie mógł trafić lepiej, nieśpiesznie przechadzając się między alejkami wśród pudrowo różowych drzew, wdychając słodkawy zapach waty cukrowej i relaksując się w czasie krótkiego spaceru. Nonszalancko zerwał kiść owoców z gałęzi drzewa, tak gęsto obwieszonego naturalnymi plonami, że samo chyliło się ku niemu; rozgryzł kilka czereśni, czując, jak lepki nektar spływa mu po brodzie łaskoczącą stróżką i plami zęby na jasnoczerwony kolor. Drobny deszcz spadający gęsto nie przeszkodził Rowle'owie w chwili egzaltacji, wręcz dodając jej uroku. Był ciepły, letni, przyjemny, odganiający trudy męczącego dnia i prognozujący wspaniałą przyszłość. Instynktowny wniosek nagłego napełnienia prostym szczęściem, płynącym na niego wraz ze spadającymi z nieba kroplami, roznoszącymi wkoło intrygującą mieszankę wspaniałych zapachów. Zauroczony i kompletnie wybity z poprzedniego rytmu, Magnus zadarł wysoko głowę, chcąc uchwycić źródło rozpraszających woni - nasilających się coraz bardziej, przed chwilą ledwie czuł delikatny aromat ukrytego, zarośniętego jeziora, by po chwili niemal je widzieć, wraz ze starą, skrzypiącą i pordzewiałą huśtawką tuż przy brzegu. Nic dziwnego, że finalnie kogoś potrącił, a raczej, brutalnie ukrócił kontakt młodej kobiety z powierzchnią ziemi. Tuż po tym wykazał się zadziwiającym refleksem, chwytając niewiastę w swoje mocne ramiona, nim zdążyła upaść.
-Przepra... - głos uwiązł mu w gardle, kiedy spojrzał w jej niebieskie (atramentowe!) oczy i poczuł się tak, jak nie czuł się jeszcze nigdy w życiu, jakby spotkał go przełomowy moment, który zawdzięczał tylko jej.

zatańczymy cwaniak
Magnus wywija jak Patrick Swayze a minus 50 do tańca dziś się nie liczy.
Magnus Rowle
Magnus Rowle
Zawód : reporter Walczącego Maga
Wiek : 35
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
O mój słodki Salazarze, o mój słodki
Powiedz mi, że warto
Że przejdziemy przez to wszystko gładko
Będzie wiosna dla mych dzieci przez kolejne tysiąc lat
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Central Park - Page 4 GleamingImpressionableFlatfish-small
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t4426-magnus-phelan-rowle https://www.morsmordre.net/t4650-korespondencja-m-p-rowle-a https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f310-cheshire-farndon-posiadlosc-rowle-ow https://www.morsmordre.net/t4652-skrytka-bankowa-nr-1118 https://www.morsmordre.net/t4786-magnus-rowle
Re: Central Park [odnośnik]03.03.18 18:09
Po prostu szła - ostatnio zdawało jej się, że tylko to robi. Idzie, spaceruje, przemierza kolejne ścieżki, bada ulice te znane i te w których nie bywała nigdy. Ale nie zwiedzała, nie rozglądała się na boki, nie unosiła głowy pragnąc zobaczyć jak wysoko pnie się dany budynek. Patrzyła niewidząco przed siebie, zatopiona we własnych myślach. Odhaczała kolejne punkty na liście, której nigdy nie spisała; dokształcić się z eliksirów, chociaż liznąć Starożytne Runy, poczytać więcej - właściwie o wszystkim bo przecież miała w tym braki. I ćwiczyć, ćwiczyć ile tylko mogła, bo nie zamierzała zmienić zdania. Nie chciała go zmieniać. Pogotowie, pogotowie nie było już dla niej. Nie czuła się tam jak wcześniej, a wręcz przeciwnie dziwnie obco.
Nie wiedziała kiedy znalazła się w Central Parku, dopiero kiedy róż znacząco zawładnął przestrzenią zorientowała się, że coś znacząco odbiega od mijanych wcześniej widoków. Uniosła głowę niebieskimi tęczówkami lustrując drzewa wiśni nagle nimi dziwnie urzeczona. Było w nich coś skrycie pięknego czego nie potrafiła opisać. Po ostatnich miesiąc pełnych cierpienia i bólu nie potrafiła uwierzyć, ze dla czegoś dobrego jest jeszcze miejsce wokół niej czy w Londynie.
Nagle, kompletnie niespodziewanie poczuła jak podłoże unika jej spod nóg. Było za późno na reakcję, zdawała sobie z tego sprawę - jej przyszłość nie rysowała się w różowych barwach, spotkanie z podłożem było więcej niż gwarantowane.
A może byłoby, gdyby nie męskie ramiona chroniące ją przed upadkiem. Zawisła więc w nich łapiąc wdech pełen zaskoczenia otwierając przymknięte nie wiadomo kiedy powieki i spoglądając w twarz swojemu wybawcy. I wtedy wszystko się zmieniło, zdawało jej się że wszystko co wcześniej wiedziała nie miało znaczenia, zwłaszcza jeśli chodziło o miłość. Widocznie się myliła, możliwie że bardzo dosadnie. Bo teraz je czuła - to uczucie rozdzierające od środka, które nie pozwoliło myśleć o niczym innym, które sprawiało że wiedziała - była pewna - że tylko przy nim może być jedynie i prawdziwie szczęśliwa, że tylko on i nikt więcej się nie liczy. A ona? Ona nawet nie znała jego imienia.
Zamrugała kilka razy kompletnie oszołomiona jego urodą, zaciskając lekko dłoń na jego przedramieniu. Otworzyła usta, jakby chcąc coś powiedzieć, ale słowa ugrzęzły jej w gardle, przynajmniej chwilowo nie pozwalając żadnemu z nich wydostać się na świat. Musiała zebrać się w sobie, ale nie wiedziała jak. Był tak blisko, że czuła jego zapach i oddech, łaskoczący ją w szyję.
- Uratowałeś mnie. - zauważyła więc odkrywczo, miała coś dodać. Coś zabawnego, coś w stylu "przed nieuchronnym spotkaniem z ziemią". Może trochę w żartach, może trochę z przekąsem, ale reszta słów nie przeszła jej przez gardło. Dlatego nie mówiła nic więcej, po prostu tkwiąc w jego ramionach.



The Devil whispered in my ear, you are not strong enough to withstand the Storm. Today I whispered in the Devil's ear,
I am the Storm.
Justine Tonks
Justine Tonks
Zawód : auror, rebeliant
Wiek : 29
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Panna
The gods will always smile on brave women.
Like the valkyries, those furies who men fear and desire.
OPCM : 58 +2
UROKI : 36 +6
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 7 +3
TRANSMUTACJA : 6
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 15
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Metamorfomag
Central Park - Page 4 1
Zakon Feniksa
Zakon Feniksa
https://www.morsmordre.net/t3583-justine-just-tonks https://www.morsmordre.net/t3653-baron#66389 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f437-lancashire-forest-of-bowland-stocks-reservoir-gajowka https://www.morsmordre.net/t4284-skrytka-bankowa-nr-914#89080 https://www.morsmordre.net/t3701p15-just-tonks
Re: Central Park [odnośnik]06.03.18 20:03
Romantyczne gesty nie były mu obce, lecz częściej przejawiał je w łóżku, niż w obyciu. Słodkie słówka kaleczyły jego usta, nawykłe raczej do sofizmatów lub bluźnierstw, niż komplementów, łechczących wrażliwe ego skromnych panienek. Pod wypływem amortencji, jednak wszystko się zmieniało. Inaczej patrzył na siebie - kompletnie zagubionego, tkwiącego w małżeństwie z przyzwyczajenia, beznadziejnego marzyciela - inaczej patrzył na różową alejkę - ścieżkę, na której miał szansę spotkać prawdziwą miłość - i inaczej patrzył na czarownicę, bezpiecznie leżącą w jego ramionach - kobietę, którą pokochał do szaleństwa i byłby gotów zrobić dla niej każde głupstwo. Urojenia nie stanowiły nawet wyolbrzymionych kompleksów: istny cyrk, gmatwający myśli Magnusa do zbyt mocno skomplikowanego supła, biorącego się z alternatywnego czasu lub niebytu. Rowle nie posiadał obiekcji do swej osoby, droga w Central Parku zawsze była tylko skrótem, wizualnie przypominającym rodowe aleje, a dziewczę, jakie teraz tulił do piersi, w normalnym stanie objąłby tylko na moment, przed wrzuceniem jej do paszczy wyposzczonego ogniomiota. O dziwo, nie żywił wobec niej żadnych morderczych zamiarów, zgrabnie przekształconych w najprawdziwsze i żywe uczucie. Milczał, po prostu chłonąc chwilę, kiedy półleżała na nim, a on mógł podtrzymywać jej ciało, zapamiętując ciężar, umiejscowienie kości, fakturę włosów łaskoczących jego twarz. Łapczywie sycił się kradzionym momentem, zaborczo nie chcąc wypuścić jej z objęć. Prędkim, rozognionym wzrokiem powiódł przez jej oblicze, zatrzymując się na bladych dłoniach, jakie zacisnęła na materiale jego szaty. Nie nosiła pierścienia; coś wewnątrz Magnusa wydało triumfalny ryk, jakby brak kawałka metalu zamkniętego wokół smukłego palca, obiecywał mu więcej.
-Uratowałem - przyznał, na dość zabawne stwierdzenie młodej damy, okraszając je zadowolonym uśmiechem. Przypisała mu cechy bohatera, z których nie miał zamiaru się oddzierać. Wszak istotnie zasługiwał na podziękowania oraz wdzięczność, co chytrze postanowił wyegzekwować, popychając dziewczynę do podjęcia z nim niebezpiecznej gry.
-Za ratunek przysługuje mi jedno życzenie, które musisz spełnić - wygłosił śmiało, dopiero teraz wycofując ramię i pomagając kobiecie zgrabnie stanąć o własnych siłach. Już w tej chwili doskonale wiedział, o co poprosi, czego zażąda, a przed czym niewiasta nie powinna się uchylić. Gdzieś w oddali biły weselne dzwony - przypadek? - a ptaszki nad głowami ćwierkały skoczną melodię. I wciąż unosił się zapach rdzy...
Magnus Rowle
Magnus Rowle
Zawód : reporter Walczącego Maga
Wiek : 35
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
O mój słodki Salazarze, o mój słodki
Powiedz mi, że warto
Że przejdziemy przez to wszystko gładko
Będzie wiosna dla mych dzieci przez kolejne tysiąc lat
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Central Park - Page 4 GleamingImpressionableFlatfish-small
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t4426-magnus-phelan-rowle https://www.morsmordre.net/t4650-korespondencja-m-p-rowle-a https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f310-cheshire-farndon-posiadlosc-rowle-ow https://www.morsmordre.net/t4652-skrytka-bankowa-nr-1118 https://www.morsmordre.net/t4786-magnus-rowle
Re: Central Park [odnośnik]10.03.18 9:22
Życie potrafiło jednak zaskakiwać w najmniej oczekiwanym momencie. Athony przeważnie widział w tym pewne wyzwanie, swego rodzaju urozmaicenie które nieraz ochoczo pokonywał, jednak nie dziś. Właściwie to wszystko co się teraz działo trudno było nazwać chociażby anomalią w rutynie. To wszystko... to był absurd. Począwszy od tych przesłuchań, do chwili obecnej, która miał nadzieję, miała być wisienką na tym pokracznym torcie. W życiu nie przypuszczał, że zdarzy mu się uderzyć przypadkową kobietę z pięści w twarz. Co prawda zrobił to w pełni przypadkowo, nie taki był bowiem jego zamiar, to nie było w pełni świadome posunięcie, lecz jakby na sytuację nie patrzeć fakty mówiły same za siebie - zrobił to. Knykcie miał w jej krwi. Ciągle czuł w nich to charakterystyczne mrowienie. Świadomość tego wszystkiego rozbijała go od wewnątrz budząc w nim popłoch. To uczucie rzadko miało okazję obudzić się w nim do życia w jego skrajnie poukładanym i uporządkowanym świecie. Stracił więc na rezonie, nie do końca przemyślał kolejnych słów w których prócz skruchy pozwolił sobie nieco zażartować dla rozładowania piętrzącej się atmosfery. Na nieszczęście jego poczucie humoru przeważnie trafiało do dość wybiórczej publiki i niestety, nieznajoma kobieta dziś się w niej nie znajdowała (powinno go to dziwić?). Nieporozumienie eskalowało zatem na skalę, której nie przewidział. Konsekwencja również okazała się zaskakująca - kobieta kierowała ku niemu kolejne uderzenie. Może to przez wzgląd na aurorskie wypaczenie, jednak bardziej niż to dlaczego to robi zaczęło go zastanawiać to, że czyniła to w sposób poprawny technicznie. Gdzieś z tyłu e ruchy też skądś kojarzył. Był jednak zbyt skupiony na próbie zablokowania ciosu.
- Możesz przestać się na mnie rzucać...? Proszę - wycedził przez zęby nie zapominając o swojej firmowej kulturze - To nieporozumienie. Ilość wymierzonych we mnie razów niczego nie wyjaśni ani nie zmieni - próbował dojść do jej rozsądku. Bo gdzieś tam na pewno go miała, prawda? - Masz prawo czuć się pokrzywdzona. Chcesz zadość uczynienia - masz prawo. Nie jesteśmy jednak zwierzętami - chociaż nieznajoma mając umazane krwią usta, jak i brodę mogła uchodzić za wampira po lunchu - Jeśli mogę wynagrodzić ci twoją krzywdę - powiedz jak


Find your wings


Anthony Skamander
Anthony Skamander
Zawód : Rebeliant
Wiek : 31
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Kawaler
You don't need a weapon when you were born one
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t5456-budowa#124328 https://www.morsmordre.net/t5494-hrabina#125516 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f256-bexley-high-street-27-4 https://www.morsmordre.net/t5495-skrytka-bankowa-nr-1354#125517 https://www.morsmordre.net/t5479-anthony-skamander#124933
Re: Central Park [odnośnik]10.03.18 9:22
The member 'Anthony Skamander' has done the following action : Rzut kością


'k10' : 4
Morsmordre
Morsmordre
Zawód : Mistrz gry
Wiek :
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
O Fortuna
velut Luna
statu variabilis,
semper crescis
aut decrescis...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Central Park - Page 4 Tumblr_lqqkf2okw61qionlvo3_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki

Strona 4 z 8 Previous  1, 2, 3, 4, 5, 6, 7, 8  Next

Central Park
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach