Wydarzenia


Ekipa forum
Long Mynd
AutorWiadomość
Long Mynd [odnośnik]08.05.16 23:48
First topic message reminder :

Long Mynd

Pasmo górskie, rozciągające się na długości około siedmiu mil pomiędzy granicą walijską i drugą najwyższą górą w regionie, Stiperstones, na zachodzie a wzgórzami Stretton i wapienną skarpą Wenlock Edge na wschodzie. Na terenach wschodnich przeważają wysoko ulokowane doliny, wyjątkowo pięknie prezentujące się jesienią, gdy bogato porastające je wrzosowiska barwią się najsoczystszymi barwami - to tędy przebiega większość okolicznych szlaków, idealnych do wycieczek konnych i pieszych wędrówek. Tereny zachodnie są znacznie mniej przyjazne, strome zbocza prowadzą do koryta górskiej rzeki Onny, która powyżej Ludlow wpływa do Tamizy i dookoła której chętnie skupiają się hodowane przez ród Averych trolle rzeczne. Ze względu na stworzenia, jak i nałożone przed dekadami zaklęcia ochronne, rozsądniej jest nie zapuszczać się w te rejony bez towarzystwa któregoś z lordów Shropshire.
Mistrz gry
Mistrz gry
Zawód : -
Wiek : -
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
Do you wanna live forever?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Long Mynd - Page 5 Tumblr_mduhgdOokb1r1qjlao4_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/t475-sowa-mistrza-gry#1224 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t2762-skrytki-bankowe-czym-sa#44729 http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki

Re: Long Mynd [odnośnik]10.01.22 1:33
-Zawsze znajduję czas na odpowiednie słowa. - wzruszył ramionami, był Sallowem, nie znał takiego stanu jak bycie zbyt zmęczonym na mówienie. Przemawiał zawodowo, rozmowy nigdy go nie męczyły. Septimusa zresztą też nie i Corneliusowi przemknęło przez myśl, czy Amelia nie jest aby dla niego zbyt introwertyczna. Wcześniej rozważał, czy Eberhart nie ma zbyt dużej etyki zawodowej, ale to akurat zaleta, a poza tym jakimś cudem rozkojarzony zazwyczaj Vanity też był doskonały w swoim fachu. Potrafił skupić się przed orkiestrą, zdobył sukcesy i sławę.
-Jak można opanować te kołkogonki? Będziesz potrzebowała wsparcia, gdy już je znajdziemy? Poza ministerialnymi ludźmi, mogę poinformować lorda Avery o tej sprawie. - zaoferował, wyraźnie będąc w dobrym humorze.
Ucieszyła go prędka diagnoza Amelii, uśmiechnął się z uznaniem - choć propagandowo pasowało mu przypisać każdą klęskę do mugoli, to nie znał się na zwierzętach na tyle, aby powiązać kołkogonki z trzodami uciekinierów. Jeśli pomyśleć o tym na trzeźwo, to wrogie nastroje w Shropshire przepędziły stąd mugolskich hodowców, a pośpiech wywołany krwawymi represjami kazał im zostawić za sobą zwierzęta, dobytek całego życia. Ta strona wojny nie znajdzie jednak odbicia w ministerialnej propagandzie - Sallow zaufa fachowej diagnozie Amelii, podkręcając dramatyzm tej historii i podkreślając nieodpowiedzialność niemagicznych hodowców.
Chwilowo zresztą, o wiele bardziej interesowało go prywatne życie Eberhart i jego drogiego przyjaciela.
-Septimus jest zbyt prostolinijny, by mnie prosić o podobne wstawiennictwo, więc daruj sobie. - uśmiech spełzł z jego twarzy, a Cornelius wydał się szczerze oburzony podobnymi insynuacjami. Nie tyle pod swoim adresem, co przyjaciela. Chciał mu zrobić dobrą opinię, a nie odnieść odwrotny skutek. Mówił zresztą szczerze, Vanity często pytał go o radę, ale nie prosił o jawną pomoc. -Pytam, jako zatroskany przyjaciel. Wiesz chyba, że znamy się od trzech dekad. Wiesz też, że on za tobą szaleje i równie doskonale wiesz, jaką ma pozycję. Plotki mu nie służą, a ja nie mam ochoty spowinowacać się z rodziną skandalistów. - była konkretna, a zatem i on przeszedł do rzeczy, wykładając karty na stół i odciągając uwagę od biednego Septimusa. Uśmiechnął się, uprzejmie, choć zimno. -Domyślam się, co was łączy, Amelio, a jeśli to kiedykolwiek wypłynie, to oby po waszym ślubie. Byłbym wtedy twoim szwagrem, pomyśl tylko o korzyściach w Ministerstwie. - nie urodził się wczoraj i znał Septimusa nie od dzisiaj, widział jego uśmiech i roziskrzone spojrzenie po tamtym koncercie. Vanity nie mógł się już skryć w Niemczech, a Cornelius od sierpnia obserwował go z wytężoną uwagą, jak drapieżny ptak.
Drążyłby temat dalej, ale wtem usłyszał śmiech.
Zamilkł, nie chcąc narażać dobrego imienia Amelii i własnych sekretów, aż jego oczom ukazali się dwaj postawni mężczyźni. Zakrwawieni, a jednego kojarzył chyba z widzenia. Nie chciał rozmawiać z okolicznymi szmalcownikami, nie przy Amelii, ale z szacunkiem skinął im głową.
Szacunek powinien ulecieć, gdy - odwzajemniwszy powitanie od samego Rzecznika Ministerstwa - kontynuowali rozmowę, rozmowę o pohańbieniu jakiejś szlamy. Nie za to im płacił, ale...
-Chyba nie rozumiesz, o co cię proszę, Amelio, ani co dzieje się teraz w Wielkiej Brytanii. Co chcemy zbudować nazwiskami Sallow i Vanity, o co walczymy i ile poświęcamy. - zacisnął usta w wąską kreskę, spoglądając na ślady krwi. -Jak wygląda świat poza kołkogonkami. Chcesz zobaczyć? Zapraszam. - wskazał ręką na ścieżkę, z lekką kpiną. Prawdę mówiąc, nie spodziewał się, że się zgodzi.


Słowa palą,

więc pali się słowa. Nikt o treści popiołów nie pyta.

Cornelius Sallow
Cornelius Sallow
Zawód : Szef Biura Informacji, propagandzista
Wiek : 44
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Żonaty
niech nie opuszcza ciebie twoja siostra Pogarda

OPCM : 8 +3
UROKI : 38 +8
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 1 +3
ZWINNOŚĆ : 2
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Czarodziej
Long Mynd - Page 5 Tumblr_p5310i9EoI1v05izqo1_500
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t8992-cornelius-sallow https://www.morsmordre.net/t9022-gaius https://www.morsmordre.net/t12143-cornelius-sallow#373480 https://www.morsmordre.net/f146-chelsea-mallord-street-31 https://www.morsmordre.net/t9021-skrytka-bankowa-nr-2119#271390 https://www.morsmordre.net/t9123-cornelius-sallow#275155
Re: Long Mynd [odnośnik]10.01.22 2:50
Proste pytanie, nieoczywista odpowiedź znaczona stygmatem zbyt wielu zmiennych, jakie należało uwzględnić, by ocenić sytuację na gospodarstwach, których wnętrza nawet nie widziała jeszcze na oczy. Malowały się w pobliskiej górzystej oddali, wzrokiem była w stanie ocenić zewnętrzną strukturę opuszczonych, miejscami podupadłych konstrukcji niedopilnowanych zimową porą, ale nic ponad to.
- Przez sarnie kończyny bywają zdradliwie szybkie, ale jeśli nie mamy do czynienia z osobnikami, które opiły się mlekiem do cna, nie będą niczym z czym sama sobie nie poradzę - odparła rzeczowo, bez fałszywej skromności, pewna, że w towarzystwie Corneliusa, wieloletniego znajomego, nie musiała silić się na dymną grę pozorów. Przede wszystkim szanowała jego czas, to, jak zapracowanym w istocie był człowiekiem, by dodawać sobie absurdalnej nuty kobiecej nieporadnej delikatności czczymi próbami, tylko po to, by on jako bohater, rycerz na białym koniu, mógł nadejść z ratunkiem. Robił zresztą wystarczająco wiele tym, że torował jej drogę przez tereny Long Mynd, niepomiernie bardziej doświadczony w magicznej sztuce władania ofensywą niż ona, gdyby przyszło do konfrontacji z rozwścieczonymi mugolami, nie zaś stworzeniami, z jakimi Amelia do czynienia miała niemal na co dzień. - Zabiorę je ze sobą w zalakowanych, pomniejszonych skrzyniach z powrotem do Ministerstwa. W innych okolicznościach zaproponowałabym, by wypuścić je gdzieś przy gospodarstwach należących do rebeliantów, żeby odpowiedziały im pięknym za nadobne, przyniosły nieurodzaj, szczególnie długo niewyłapane... Jednak to nie zależy ode mnie - oceniła, posławszy Sallowowi kontrolne, enigmatyczne spojrzenie. W kwestiach tkania propagandy nie miał sobie równych, niechybnie przyczynił się do obmyślania ministerialnych planów wystosowywania odpowiedzi na mugolskie ataki, na to, jak śmiało folgowali sobie lordowie ziem wypierających się zwierzchnictwa lorda Malfoya, z kolei stworzenia pokroju kołkogonków mogły przyczynić się do zmniejszenia zbiorów kuriozalnie wręcz niezbędnych do przetrwania srogiej zimy. Ale czy one, nawet uważane za szkodniki, zasługiwały na podobny los? Na to, by stać się narzędziem w wojennej strategii? Nieważne do których obręczy na metafizycznym polu quidditcha miałyby grać.
Każda sekunda rozmowy o Septimusie zdawała się doprowadzać ją do wewnętrznego wrzenia, ręce utkwione w kieszeniach zimowego płaszcza zacisnęły się tam nieprzyjemnie, skóra napięła, cielesna i ta tworząca rękawiczki, paznokcie wbiły w środek dłoni. Ostre westchnienie rozpłynęło się w powietrzu bladą mgiełką; z kim jeszcze będzie musiała przeprowadzać podobną pustą dysputę? Z samym Ministrem Magii? Z nestorem któregoś z szanowanych arystokratycznych rodów, załzawionego złamanym sercem bijącym w piersi brata Valerie?
- A więc jako zatroskany przyjaciel - zaczęła, przystanąwszy w miejscu, by tym razem w pełni obrócić się w kierunku mężczyzny, mierząca go uważnym wzrokiem bladobłękitnych tęczówek, zimnym, pozbawionym śladu jakiegokolwiek rozbawienia, - uznałeś, że zyskanie ciebie jako szwagra będzie dla mnie odpowiednią kartą przetargową? Corneliusie, sądziłam, że masz o mnie lepsze zdanie. Że darzymy się wzajemnym szacunkiem - czy tak było, nie jej to oceniać, jednak insynuacja, jakoby profity w Ministerstwie miały przekonać ją do zamążpójścia z wybranym przez Sallowa kawalerem zdawały się godzić w pewne poczucie dobrego smaku. Jeśli dotąd nie przekonał jej stan wypełnienia skrytki w Gringotcie, jeśli nie skruszyły postanowień piękne słowa spijane z ust Septimusa, miało to zrobić otwarcie nowych potencjalnych ścieżek kariery? Była wygodna, na awansach zależało jej bardziej niż na łatwym dostępie do żywności w wojennych czasach trudów, lecz jego jedynego, tego nadpobudliwego, pięknego dyrygenta nie zamierzała wykorzystywać w wspinaniu się po kolejnych szczeblach zawodowego królestwa. - Z szacunku do ciebie powiem to otwarcie, Corneliusie. Nie jest mi obojętny. Nie jest i nie będzie. On, jako człowiek, nie jego kariera, zamożność czy rodzina, z którą zamierzasz się złączyć. Ale oświadczyny, o ile w ogóle, przyjmę... - wówczas słowa rozmyły się na mroźnym lutowym wietrze, kiedy nieopodal rozległy się echa śmiechów dwóch mężczyzn spacerujących przez zaspy z szampańską błogością wymalowaną na ostrych rysach pełnych niepokojących blizn. Nie patrzyła na nich, ruszyła jedynie za Sallowem, kiedy ten skinął głową w formie krótkiego powitania. Zgodziła się.
Przeszli razem przez wyważoną bramkę w drewnianym płocie wprost ku stodole o niedomkniętych drzwiach. Nie mówiła już nic więcej, nie musiała, w nozdrzach czując pierwszy powiew przytłaczającego zapachu ludzkiej krwi; leżała tam, młoda dziewczyna skąpana w absolutnym negliżu, o rozoranym podbrzuszu i ranie ciągnącej się wyżej, z napisem wyrytym na torsie, napisem, którego treści Amelia nawet nie musiała czytać, by pojąć skryte za nim znaczenie. Szlama. Zbyt piękna, by kończyć w ten sposób. Znieważona do cna nie tyle kobiecości, co i własnego poczucia bycia człowiekiem. Zhańbiona, torturowana, zamordowana z zimną krwią.
Czarownica zatrzymała się w drzwiach drewnianej szopy, przez dłuższy moment spoglądała na to spod kurtyny ciemnych rzęs, nieodgadniona i milcząca; gdyby urodziła się w nieodpowiedniej rodzinie, sama mogłaby skończyć podobnie. Na wojnie ginęli waleczni mężczyźni, wsławieni w chwale bohaterowie ojczyzn, jednak rzadko kiedy wspominało się imiona poległych rykoszetem młódek, do jakich przekonani o swojej wyższości bohaterowie rościli sobie nieistniejące prawa.
Ile poświęciło dziś tych dwóch oprychów? O co walczyli?
- Martwe ciała w każdym miejscu na świecie wyglądają tak samo - stwierdziła nagle, pozbawiona typowego rozhisteryzowania na podobne widoki, okropne, bestialskie, brutalne i nieludzkie. Jeszcze dziesięć lat temu byłoby inaczej, obróciłaby głowę z przerażeniem, płaczliwie poprosiła, by jak najszybciej stąd odeszli - ale teraz w niezdrowym wyważeniu patrzyła na anonimowe truchło mugolki lub mugolaczki, zanim wzrokiem znów odnalazła Sallowa. - Nieważne czy mrozi je angielska zima, czy parzy greckie słońce. Czy katem jest człowiek, czy chimera - dopiero po tych słowach odważyła się głębiej wejść do stodoły, na lekko drżących nogach, nie zbliżyła się jednak do nieszczęsnej ofiary wciąż świeżych katuszy, a rozejrzała dookoła, z różdżką instynktownie wysuniętą z kieszeni. Dostrzegła coś wówczas pomiędzy źdźbłami słomy; odrobinę pożółkłe, podmokłe koperty z wciąż widocznym atramentem spisującym tożsamość. Amelia pochyliła się zwinnie, by podnieść jedną z nich, po czym przeczytała, - Sackville.


i won't be afraid. hesitation got me against the wall,
but no more mistakes like i made before.
Amelia Eberhart
Amelia Eberhart
Zawód : Magizoolog w Departamencie Kontroli nad Magicznymi Stworzeniami, w Wydziale Zwierząt
Wiek : 37
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
if you were a woman and i was a man
would it be so hard to understand?
OPCM : 8 +2
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 7 +3
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 18
SPRAWNOŚĆ : 12
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t10932-amelia-eberhart#333340 https://www.morsmordre.net/t10966-wolfgang#334285 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f410-borough-of-islington-eden-grove-12 https://www.morsmordre.net/t10967-skrytka-nr-2394#334286 https://www.morsmordre.net/t10968-amelia-eberhart#334288
Re: Long Mynd [odnośnik]12.01.22 22:49
-Doskonale. - uśmiechnął się z aprobatą, rad z jej profesjonalizmu. Z przyzwoitości oferował Amelii wsparcie Ministerstwa, los Shropshire i tutejszych upraw oraz czarodziejów leżał mu zresztą na sercu, ale toczyli wojnę. Wszyscy mieli ważne sprawy, nawet nestor Avery pojechał na front - świetnie, jeśli upora się z kołkogonkami sama, bez angażowania dodatkowej pomocy.
-Zróbmy to. Pomogę ci, jeśli nie potrzeba do tego doświadczenia z zakresu... transportowania kołkogonków. - przytaknął, gdy zaproponowała by wypuścić je na rebelianckich ziemiach. W zielonych oczach zamigotały iskry, uśmiech stał się bardziej jadowity. -No proszę, Eberhart. Jakaś ty... strategiczna. - każdy mógł walczyć w tej wojnie, najwyraźniej kołkogonki również.
Zauważył, jak profesjonalna maska wciąż - choć coraz gorzej - trzyma się na twarzy pod naciskiem pytań o Septimusa. Uśmiechał się, nadal, jakby wcale nie przejęty własnymi nazbyt bezpośrednimi manierami.
-Amelio, darzymy się wzajemnym szacunkiem, więc przyznasz chyba, że mogłabyś trafić gorzej ze szwagrem. - wytknął łagodnie, chyba nieco rozbawiony jej twardniejącym tonem. A potem...
Uniósł brwi, wysoko. Nie mógł pohamować szerszego uśmiechu.
Nie jest jej obojętny.
-No proszę, Amelio. A jednak jesteś romantyczką. - powstrzymał cisnący się na usta śmiech, triumfu albo radości. Spróbował spoważnieć, żeby już nie igrać z ogniem. Na satysfakcję przyjdzie czas, gdy przekaże jej słowa Septimusowi.
-Jest dobrym człowiekiem. - dodał jeszcze, spoglądając na horyzont. Jednym z niewielu, jakich Cornelius szczerze cenił. Czoło przecięła zmarszczka, usta zacisnęły się lekko. Nie wypuść tego skarbu z rąk, Eberhart. Lada moment na wolność wyjdzie ktoś, kto omal nie zniszczył tego człowieka. - przemknęło mu przez myśl, ale zdławił te słowa, choć niepokój ciążył mu coraz bardziej. Nikomu nie powie. Obiecał.

Wojna wkradła się w ich rozmowę i spacer, a Eberhart - prawdę mówiąc, nieoczekiwanie - zdecydowała się podążyć krwistym tropem. W przeciwieństwie do Amelii, zmarszczył nos czując zapach krwi i przeciętego brzucha (czy to jelita? - nie znał się na anatomii, nie mógł ocenić, serce zaczęło bić panicznie), na moment zrobiło mu się niedobrze. Wstrzymał oddech, zobaczył napis wyryty na skórze. Szlama. Próbował nie myśleć o Layli, o przeszłości, o niczym.
Skupił się na słowach Amelii, zakorzeniających go w teraźniejszości.
-Widziałaś dużo martwych ludzi, Eberhart? - rzucił z pewnym zdziwieniem. Zwierząt, owszem, ale ludzkich ciał? -Chimera nie wyryłaby takiego napisu. - zauważył, wzruszając ramionami. Przeszedł za Amelię, zaglądając jej przez ramię. Koperta. Nazwisko.
-Jest adres? - spytał, w zimnym do tej pory głosie zadźwięczała ciekawość. Adres i więcej szlam?



Słowa palą,

więc pali się słowa. Nikt o treści popiołów nie pyta.

Cornelius Sallow
Cornelius Sallow
Zawód : Szef Biura Informacji, propagandzista
Wiek : 44
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Żonaty
niech nie opuszcza ciebie twoja siostra Pogarda

OPCM : 8 +3
UROKI : 38 +8
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 1 +3
ZWINNOŚĆ : 2
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Czarodziej
Long Mynd - Page 5 Tumblr_p5310i9EoI1v05izqo1_500
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t8992-cornelius-sallow https://www.morsmordre.net/t9022-gaius https://www.morsmordre.net/t12143-cornelius-sallow#373480 https://www.morsmordre.net/f146-chelsea-mallord-street-31 https://www.morsmordre.net/t9021-skrytka-bankowa-nr-2119#271390 https://www.morsmordre.net/t9123-cornelius-sallow#275155
Re: Long Mynd [odnośnik]13.01.22 21:50
- Prawie dziesięć lat z tobą w gmachu jednego budynku musiało wreszcie zaprocentować - zauważyła rzeczowo, wolna od przekłamanej adoracji, a po prostu stwierdzająca fakt, skinąwszy mu przy tym głową z drżeniem jednego kącika ust. Przecież nie sposób było prędzej czy później nie zasymilować nauk udzielanych przez Corneliusa w trywialnych, codziennych rozmowach, tego, jak w ich niepozornej formie przemycał prawdy brytyjskiego świata, ideały wyznawane przez enigmatyczną figurę Czarnego Pana i samego Ministra Magii. Natomiast o Septimusie - nie wspomniała już więcej. Romantyczka, cóż za absurd. Jest dobrym człowiekiem, najlepszym - zadźwięczało gdzieś w myślach, nim i ten nieśmiały, niepotrzebnie sentymentalny głosik zdusiła w zarodku.
Tak, dobry, z tym nie mogła się nie zgodzić.
Unoszący się w powietrzu fetor świeżej krwi otumaniał intensywnością, nie bez powodu Amelia uniosła dłoń trzymającą różdżkę ku górze, nadgarstek układając tak, by złożonymi palcami mogła osłonić nos. Stodoła stała się dziś miejscem zbrodni, ołtarzem, na którym w wyznaniu nowego boga złożono niewinną dziewczynę, pewnie jeszcze nastolatkę; jej wciąż ciepła posoka plamiła słomę i wsiąkała w widoczną pod nią ziemię, układała się w nimb wokół bladej sylwetki przecinanej pasmami soczyście czerwonych wstęg tego, co zostało wyprute z jej żył; Eberhart próbowała za wszelką cenę o tym nie myśleć, bo fakt, że przetrawiła traumy własnej przeszłości nie stawał się równoznaczny z chęcią zaproszenia do głowy nowych demonów.
- Niewielu, a jednocześnie więcej, niż mogłabym sobie życzyć - przyznała zgodnie z prawdą, wychodząca z założenia, że Sallow wszystko to i więcej odnalazłby w jej aktach zawodowych, gdyby tylko zapragnął rzucić okiem na wnętrze teczki wypełnionej plikami doświadczeń. - A ty? - odwzajemniła pytanie, obrócona do truchła anonimowej dzierlatki plecami. Zobaczyła dziś wystarczająco dużo, nie mogąc wyzbyć się z pamięci pełnych dumy uśmiechów męskich szumowin brodzących w śniegu, w drodze powrotnej z porzuconych gospodarstw. Nie drgnęła, gdy Cornelius zamanifestował swoją obecność nieopodal; zamiast tego dłoń z kopertą podniosła nieco wyżej, pozwoliwszy mu rzucić okiem na nakreślone pochyłym pismem informacje. - Ditton Priors, dom numer dwa. Susanne Sackville. Chcę wiedzieć co zamierzasz z tym zrobić? - barwa głosu nie zdradzała ciekawości, nie zasnuła się dociekliwością; jeśli to mogło zagwarantować jej spokojniejszy sen, Amelia wolała wiedzy tej nie posiadać, bez dalszego słowa wręczająca Corneliusowi nigdy niewysłaną korespondencję denatki. Dopiero wtedy jej spojrzenie mimowolnie powróciło do czerwonych rysów, do zapłakanych, zmarzniętych policzków i rąk wygiętych w abstrakcji. Każda strona konfliktu dopuszczała się okrucieństw, nie mogła o tym zapomnieć: terroryści pod wodzą Longbottoma okradali niewinnych mieszkańców wielu hrabstw, jawnie przyczyniając się do rosnącego w kraju głodu, nikt tu nie był bez winy, mimo to wciąż wierzyła, że wybrała właściwie. Poddanie tego w wątpliwość - teraz, po tylu latach - dowodziłoby jedynie głupoty, a czarownica lubiła sądzić, że tej miała w sobie niewiele. - Świat poza kołkogonkami - przywołała po chwili echo jego wcześniejszych słów, marszcząc lekko brwi. - Wiesz, Corneliusie, że kołkogonki przynoszą gospodarzom nieszczęście? Im dłuższa ich obecność, tym okrutniejsza passa. Niewykluczone, że gdyby nie one, ta dziewczyna nigdy nie zostałaby złapana - wyjaśniła Amelia, raz jeszcze odwróciwszy wzrok na rzecznika Ministerstwa, poniekąd ciekawa jego reakcji, choć wiedziała, że na próżno było w nim szukać uznania czy zainteresowania. Zainteresowania innego, niż kurtuazyjne, rzecz jasna. - Shropshire powinno być im wdzięczne - nawet w tak dojmująco makabrycznych okolicznościach wysiliła się na cień krzywego uśmiechu, bladego i kwaśnego, żeby zaraz potem gwałtownie obrócić głowę w kierunku wciąż niedomkniętych drzwi prowadzących do środka szopy. Coś mignęło tam na czterech smukłych nogach, coś zadreptało w śniegu i czmychnęło z jednej strony ogrodów na drugą, uchwycone uważnym spojrzeniem Eberhart. Sarnie odnóża podtrzymywały cielsko wcale niechudej świni, zdążyła to dostrzec, zanim kształt ulotnił się za framugę; bingo. - Będą szybkie - oceniła na podstawie tej krótkiej obserwacji, do Sallowa zwracając się szeptem. Nie zamierzała spłoszyć tutejszych intruzów. - Znasz zaklęcie animal somni? Umiesz je rzucić poprawnie? - z uniesioną przed siebie różdżką ruszyła w kierunku drewnianych wrót, powoli, ostrożnie stawiając stopy na śniegu, nie tyle by uniknąć poślizgnięcia się na zdradliwej, oblodzonej powierzchni, co żeby nie odsłonić się przed kołkogonkami przedwcześnie.


i won't be afraid. hesitation got me against the wall,
but no more mistakes like i made before.
Amelia Eberhart
Amelia Eberhart
Zawód : Magizoolog w Departamencie Kontroli nad Magicznymi Stworzeniami, w Wydziale Zwierząt
Wiek : 37
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
if you were a woman and i was a man
would it be so hard to understand?
OPCM : 8 +2
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 7 +3
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 18
SPRAWNOŚĆ : 12
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t10932-amelia-eberhart#333340 https://www.morsmordre.net/t10966-wolfgang#334285 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f410-borough-of-islington-eden-grove-12 https://www.morsmordre.net/t10967-skrytka-nr-2394#334286 https://www.morsmordre.net/t10968-amelia-eberhart#334288
Re: Long Mynd [odnośnik]14.01.22 18:34
-Może to ten słynny, niemiecki porządek. - roześmiał się lekko, bowiem śmiech zawsze przychodził mu z łatwością, jak wywołanie w sobie na pokaz właściwie każdej emocji. Wydawał się zatem uprzejmie rozbawiony, choć serce ścisnęła mu nagle nieprzyjemna myśl.
-Jacy są niemieccy mężczyźni, równie solidni? Nie miałem okazji z żadnym współpracować. - odezwał się, nadając pytaniu pozory profesjonalnej ciekawości. Jaki jest Stefan Krueger, tak naprawdę? W muzeum poznałem go z najgorszej strony, ale co widział w nim Septimus? Gorzkie wątpliwości w paradoksalny sposób ochroniły Amelię przed nadmiernym wścibstwem Corneliusa - nie kontynuował już tematu romantyzmu, nie zauważył przelotnej łagodności na jej twarzy.
Próbował oddychać ustami, wzbudzić w sobie beznamiętność na widok martwego ciała. Nie pierwszego. Przez myśl przemknęło mu, że faktycznie nie sprawdzał nigdy historii zawodowej Eberhart, nie wczytał się w żadne akta o chimerach. Może powinien? Lubił przecież wiedzieć wszystko o wszystkich wkoło. Tak, nadrobi to przy okazji.
-Byłem w Londynie podczas Bezksiężycowej Nocy, Amelio. - przypomniał jej sucho. Doskonała wymówka, pozwalająca pominąć inne okazje, gdy oglądał trupy. Zabijanych przez siebie rebeliantów, wieszanych więźniów w Tower, Franza Krugera. -W całym mieście były wtedy trupy. Wyszedłem na ulice, zobaczyć to na własne oczy. - wyjaśnił, choć przecież doskonale to wiedziała. Nie pytał, gdzie sama wtedy była - roztropnie było przeczekać tamtą noc we własnym domu, choć sam (rozstrojony myślami o Layli) musiał ruszyć na spacer, wiedząc, że policja go rozpozna i chcąc uspokoić zszargane nerwy.
-Może nie chcesz wiedzieć, ale będzie to zgodne z prawem i niezwiązane z magizoologią. - uśmiechnął się blado i chłodno, odbierając od niej kopertę. Nie brudź sobie rąk, Amelio. On sam nie wiedział, czy to zrobi - miał w końcu kilka opcji. Wysłać rodzinie dziewczyny wiadomość o jej śmierci, z przestrogą by wynieśli się z hrabstwa - wtedy poniosą tragiczną historię dalej, a pogłoski o okrutnych wydarzeniach w Shropshire wypłoszą stąd intruzów. Mógłby też zadziałać bardziej bezpośrednio - albo przekazać adres szmalcownikom, albo samemu złożyć tam wizytę. Zobaczy. Na pewno tak tego nie zostawi, okazja sama wpadła mu - albo raczej Amelii - w ręce.
-To naukowo udowodnione, czy to jedynie przesądy ludzi, chcących pozbyć się szkodników? - uniósł brew, ze szczerą ciekawością. Nie znał się na magicznych stworzeniach i nie był pewien, czy wierzy w przeznaczenie. -Jak daleko można je przetransportować? - pytał dalej, myśląc o graniczących ze Shropshire hrabstwach. Staffordshire pozostawało pod kontrolą Rycerzy, nie chciał uprzykrzać życia tamtejszym czarodziejom. Może Lancashire, jeśli pojadą przez Cheshire? Mówił Jade, żeby się stamtąd wyniosła…
-Jestem politykiem, nie… farmerem ani myśliwym. Nie, nie wiem jak uśpić kołkogonka. Mogę jedynie spróbować ci pomóc. Magicus Extremos. - westchnął z lekką irytacją, sięgając po różdżkę. Magia defensywy sprawiała mu problemy, może dlatego, że nawet w rozmowach było raczej ofensywnym człowiekiem.


Słowa palą,

więc pali się słowa. Nikt o treści popiołów nie pyta.

Cornelius Sallow
Cornelius Sallow
Zawód : Szef Biura Informacji, propagandzista
Wiek : 44
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Żonaty
niech nie opuszcza ciebie twoja siostra Pogarda

OPCM : 8 +3
UROKI : 38 +8
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 1 +3
ZWINNOŚĆ : 2
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Czarodziej
Long Mynd - Page 5 Tumblr_p5310i9EoI1v05izqo1_500
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t8992-cornelius-sallow https://www.morsmordre.net/t9022-gaius https://www.morsmordre.net/t12143-cornelius-sallow#373480 https://www.morsmordre.net/f146-chelsea-mallord-street-31 https://www.morsmordre.net/t9021-skrytka-bankowa-nr-2119#271390 https://www.morsmordre.net/t9123-cornelius-sallow#275155
Re: Long Mynd [odnośnik]14.01.22 18:34
The member 'Cornelius Sallow' has done the following action : Rzut kością


#1 'k100' : 82

--------------------------------

#2 'k8' : 2
Morsmordre
Morsmordre
Zawód : Mistrz gry
Wiek :
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
O Fortuna
velut Luna
statu variabilis,
semper crescis
aut decrescis...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Long Mynd - Page 5 Tumblr_lqqkf2okw61qionlvo3_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Long Mynd [odnośnik]16.01.22 21:25
Uprzejme rozbawienie, kłamliwe, wymuszone, współdzielone przez dwójkę czarodziejów na tyle prywatnych, by nie dopuszczać drugiego zbyt blisko swojej intymności. Słowa niosące w sobie hymn ku dwuznaczności, cichemu pragnieniu - domyśl się, co usiłuję ci przekazać okrętną drogą, poznaj, rozedrzyj metaforyczne szaty chroniące ciepłą skórę sekretów, własnych i tych dochowywanych z przyjaznej lojalności. Krótki śmiech Corneliusa zjednał się z ledwo dostrzegalnym uśmiechem Amelii, kiedy ten zdecydował się poruszyć nieprzyjemny dla niej temat niemieckich mężczyzn. Pierwszy z nich, Felix Eberhart, od zawsze był zimny. O nieodgadnionym, zbyt surowym spojrzeniu, szorstkich dłoniach i kanciastych gestach być może świadomie stojących w sprzeczności do gracji, jaką odznaczała się pani Bones. Mathias Schaefer był naiwny. Do końca, do ostatniego uderzenia serca wierzył, że kochała go bezgranicznie, należąca tylko do niego. Dirk Schaefer był kłamcą. Zdradził z nią swoją wieloletnią, wierną żonę, wypierając treść składanej przed ołtarzem przysięgi w imię chwili ulotnej namiętności nad brzegiem greckiej rzeki.
- Niebywale solidni - wymruczała więc w odpowiedzi. Nie znam Stefana Kruegera, obym nigdy nie musiała go poznać, mam w sobie jedynie wyryte epitafium ku pamięci tych, dla których okazałam się modliszką. - Niebywale nieroztropni - dodała Amelia, kątem oka patrząc na Corneliusa. Nie wyczyta tego z jej akt, nie dowie się, że rodzina Schaefer była tą, z którą planowała prędzej czy później związać się węzłem małżeńskim - mógł za to przyuważyć pewien błysk skrzący się w błękitnej tęczówce, coś, czego nie zamierzała dopowiadać otwarcie. Żadna tajemnica. Jedynie informacja, że miała wszelkie powody ku temu, by tak sądzić. Że szczerze wierzyła w sens swojego wyznania.
Bezksiężycową Noc sama Eberhart spędziła z daleka od Londynu. Ulice stolicy spłynęły wtedy krwią zbyt wielu utraconych żyć, powietrze wypełniło echem błagania o litość i przerażonych krzyków, płaczu dzieci; wróciła dopiero gdy walki ustały, a chodniki zostały uprzątnięte, zwłoki zabrane. Jako naukowiec niewiele miała w sobie woli siania zniszczenia. Czym innym było przecież zgodzenie się z ideami i działaniami Ministerstwa - choć w tym wypadku te wydały jej się niezmiernie radykalne -, a czym innym dołożenie do masakry własnej różdżki.
- Zadowoliło cię to, co zobaczyłeś? - podjęła bezbarwnie, zaraz potem kiwając na dźwięk jego kolejnych słów. To, co miało stać się z Sackville'ami, leżało poza horyzontem jej ciekawości, jeśli miał być to los równie ponury jak ten, który spotkał dziś pohańbioną dziewczynę, rozoraną zaklęciem czy sztyletem, ostrzem nieznanego pochodzenia. Pomyśleć, że schwytanie szkodniczych kołkogonków miało być kolejnym rutynowym zadaniem. Tchnieniem świeżości w zastane przy biurku kończyny i spętany dokumentacją umysł, nie otwarciem dawnych ran, nie czymś, co pompowało z niej wszelkie pokłady przyjemnie wibrującej energii. - Nie oferowałabym ci niepotwierdzonych przesądów, te stworzenia faktycznie przyczyniają się do sprowadzania na ludzi nieszczęść. Ich masa nie jest bez znaczenia. Większe kołkogonki równają się gorszej pomyślności - wyjaśniła, wdzięczna za możliwość odwrócenia uwagi zarówno od tematu leżącego za ich plecami truchła, jak i losu mającego spotkać rodzinę denatki. Na dźwięk jego pytania sięgnęła do skórzanej torby, wydobywając z niej niewielką szkatułkę z ciemnego drewna, lakowaną pieczęcią Ministerstwa. - Kiedy już je schwytam, zmniejszę je za pomocą transmutacji i umieszczę tutaj. Transport gdziekolwiek nie może być łatwiejszy - oceniła rzeczowo, uwikłana między chęcią zafundowania buntownikom odrobiny cierni w codziennym życiu, a poczuciem, że oto przykładała własną cegiełkę do szerzenia tak strasznego fatum, niebezpośrednio zaprosiwszy do działania kolejnych ohydnych barbarzyńców sięgających po niewinne kobiety. Zdzierających z nich godność. Serca miażdżących pod obcasem ciężkiej podeszwy. Nie myśl o tym, Amelio. To nie twoja wina, to wojna. Nie myśl o tym.
Magicus napełnił ją wątłym magicznym wsparciem, którego obecność odczuła przez prąd przepływający przez jej dominującą rękę, jednoczący się z już obecną tam różdżką, zanim przekroczyła granicę drewnianych wrót i ostrożnie wychyliła się dalej, rejestrująca spojrzeniem brodzącego świńskim nosem w śniegu kołkogonka. Wymiary cielska wskazywały na to, że opił się mleka z niejednej maciory, a mimo to wciąż było mu mało.
- Animal somni - zainkantowała dopiero mając pewność, że ten nie zamierzał się nagle poruszyć. Wiązka zaklęcia trysnęła ze szpicu magicznego dzikiego bzu i ugodziła zwierzę w bok, zakołysała je do snu w mlecznobiałej pierzynie, jednocześnie zwracając uwagę drugiego stworzenia, które nagle wybiegło spłoszone zza winkla, pędząc ku Eberhart z zatrważającą prędkością. - Animal somni - spróbowała ponownie, tym razem chybiwszy. Mający przewagę sarnich odnóży przeciwnik zbyt mocno odskoczył w lewą stronę, a gdy się zbliżył, niemal stratował ją po drodze, zmusił Amelię do wciśnięcia się w ścianę szopy. Drewno zaskrzeczało za plecami. Płaszcz zaszurał, otarty o chropowatą powierzchnię. Zwierzę wyminęło ją i docierało już do przeciwległej granicy płotu, szykując się do skoku, gdy czarownica wycelowała w nie różdżką i ponowiła, - Animal somni!
Uśpiony kołkogonek runął w śnieg tuż przed skokiem.

rzuty


i won't be afraid. hesitation got me against the wall,
but no more mistakes like i made before.
Amelia Eberhart
Amelia Eberhart
Zawód : Magizoolog w Departamencie Kontroli nad Magicznymi Stworzeniami, w Wydziale Zwierząt
Wiek : 37
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
if you were a woman and i was a man
would it be so hard to understand?
OPCM : 8 +2
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 7 +3
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 18
SPRAWNOŚĆ : 12
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t10932-amelia-eberhart#333340 https://www.morsmordre.net/t10966-wolfgang#334285 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f410-borough-of-islington-eden-grove-12 https://www.morsmordre.net/t10967-skrytka-nr-2394#334286 https://www.morsmordre.net/t10968-amelia-eberhart#334288
Re: Long Mynd [odnośnik]18.01.22 19:02
Cornelius potrafił być niebywale uprzejmy, ale przede wszystkim był niebywale interesowny. Sprawiał wrażenie zainteresowanego doświadczeniami Amelii, ale w ciągu ostatnich lat znajomości rzadko pytał o jej życie w Niemczech. Dziś chciał przyrównać jej ocenę do jedynego niemieckiego mężczyzny, którego nadchodzące wyjście z więzienia spędzało mu sen z powiek.
-Jak solidność idzie w parze z nieroztropnością? Są uparci? - dopytał, myśląc o Septimusie, który oświadczał się Amelii tyle razy. Kto nauczył go takiej nieustępliwości? Czy Stefan pamiętał o swoim kochanku i jak bardzo mógł być wytrwały? Nie powinien zrównywać wszystkich Niemców do siebie, ale czasem robił to z mugolami i działało, wroga należy znać.
-Może są nieroztropni przy tobie. - dodał z krzywym uśmiechem. Nie wiedział, jak działała na innych mężczyzn, jej chłodny perfekcjonizm na pewno nie był w jego typie (byli do siebie zbyt podobni, zraził się po tym, jak podziwiał pracoholizm Deirdre), ale Septimusowi na pewno zawróciła w głowie.
-Zobaczyłem solidność. - uznał, przechyliwszy lekko głowę. -Zobaczyłem też, że elitarne - wypowiedział to słowo z wyraźnym, ironicznym przekąsem -Biuro Autorów ani masy mugoli nie mają szans z oddziałami magicznej policji. Nie w ilości, nie w talencie, a w organizacji siła. - zauważył, spoglądając znacząco na Amelię. Ona była bardzo... zorganizowana.
-Doskonale, zostawiam to tobie i oferuję pomoc. Znam trochę Lancashire. - skwitował kwestię transportu kołkogonków, wspominając (niechętnie) nieliczne wizyty u Sykes'ów oraz (chętnie) w operze z Septimusem. Ollivanderowie długo pozostawali neutralni i wierni ideałom szlachty, dla Corneliusa było niebywałym rozczarowaniem, że ostatecznie stanęli po stronie zdrajców. Ciekawe, czy w obliczu klęski plonów, nakarmiłyby ich własne ideały.
-Zajmij się tym i odwróć wzrok od trupa, Amelio. Ja... muszę coś zrobić. Na przestrogę. - westchnął, gdy odwróciła się w stronę kołkogonków. Zachował czujność, na wypadek gdyby pilnie potrzebowała pomocy, ale skoro radziła sobie z usypianiem dobrze, to... cóż, musiał poprawić nieco "pracę" szmalcowników. Byli mordercami, najwyraźniej niewyżytymi, ale nie znali się na propagandzie.
-Wingardium Leviosa. - szepnął, kierując różdżkę na zwłoki. Już nie człowieka, zakrwawione mięso. Narzędzie odstraszania - pomyślał, usiłując nie patrzeć na twarz dziewczyny ani nie myśleć o Layli. Podniósł różdżkę do góry, celując w pień wysokiego drzewa. Gdy ciało znalazło się na odpowiedniej wysokości, pomyślał inkantację Zaklęcia Trwałego Przylepca i przytwierdził je do pnia. Jeśli Sackville będą jej szukać, jeśli pochodziła z rodziny mugoli, niech nieco się pomęczą.
Wreszcie machnął zamaszyście różdżką, szepcząc -Flagrate, a nad koroną drzewa rozbłysł upiorny napis z zimnego ognia: "PRECZ ZE SHROPSHIRE".
Niech każda szlama, która zobaczy ten upiorny spektakl, dobrze przemyśli, co nadal robi w tym hrabstwie.
List schował do kieszeni - wyśle go dziś Sackville'om, zdradzając miejsce "pochówku" dziewczyny i doradzając im wyjazd z hrabstwa. Napisze również do szmalcowników ze Shropshire, prosząc ich o obserwację tego punktu. Jeśli rodzina dziewczyny zdecyduje się odzyskać je zwłoki, wpadnie prosto w pułapkę.
-Poradziłaś sobie? Doskonale. Zbierajmy się. - odwrócił się w stronę Amelii. Nie chciał, by zimny ogień przyciągnął tutaj niepowołane osoby, by ktokolwiek widział tu jego twarz. Dopełniał dziś obowiązków szmalcowników, był patriotą ze Shropshire, a nie politykiem. -Reducio, Reducio. - skierował różdżkę na uśpione kołkogonki, mając nadzieję, że można je pomniejszać w ten sposób.


rzuty


Słowa palą,

więc pali się słowa. Nikt o treści popiołów nie pyta.

Cornelius Sallow
Cornelius Sallow
Zawód : Szef Biura Informacji, propagandzista
Wiek : 44
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Żonaty
niech nie opuszcza ciebie twoja siostra Pogarda

OPCM : 8 +3
UROKI : 38 +8
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 1 +3
ZWINNOŚĆ : 2
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Czarodziej
Long Mynd - Page 5 Tumblr_p5310i9EoI1v05izqo1_500
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t8992-cornelius-sallow https://www.morsmordre.net/t9022-gaius https://www.morsmordre.net/t12143-cornelius-sallow#373480 https://www.morsmordre.net/f146-chelsea-mallord-street-31 https://www.morsmordre.net/t9021-skrytka-bankowa-nr-2119#271390 https://www.morsmordre.net/t9123-cornelius-sallow#275155
Re: Long Mynd [odnośnik]18.01.22 19:02
The member 'Cornelius Sallow' has done the following action : Rzut kością


'k100' : 39, 60
Morsmordre
Morsmordre
Zawód : Mistrz gry
Wiek :
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
O Fortuna
velut Luna
statu variabilis,
semper crescis
aut decrescis...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Long Mynd - Page 5 Tumblr_lqqkf2okw61qionlvo3_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Long Mynd [odnośnik]21.01.22 22:35
Pytania zadawane przez Sallowa z każdą chwilą stawały się coraz bardziej niewygodne. Sięgały za kurtynę, tam, gdzie widz nie miał prawa wstępu, jednocześnie roszcząc sobie prawo do znajomości zagadnień, do jakich wcale nie zamierzała go dopuszczać. Najpierw Septimus, naciskanie na przyjęcie jego zaręczyn, potem Mathias i Dirk, nie, potem zwyczajni niemieccy mężczyźni bez konkretnych konotacji z jej przeszłością, niezespoleni w fałdach mózgu z żadnym konkretnym wspomnieniem. Wszyscy stracili do niej prawo wraz z osiągnięciem pewnej duchowej dojrzałości. Żaden mężczyzna w jej życiu, ani ojciec, ani wpływowy Cornelius, nie mogli oczekiwać od niej więcej, niż była skłonna im dać. Może powinna skonfrontować się z tym w obecności Vale'a? Półsłówkami pozwolić mu określić, że obawiała się swojego stłamszenia w patriarchalnych okowach, dlatego rękoma i nogami broniła się przed czyimkolwiek wpływem jak tamten zaplątany w świątynnych pułapkach zouwu?
- Skąd w tobie tyle ciekawości, Corneliusie? - skontrowała ostrzej niż poprzednio, choć dyrektywność nie była zamierzona, a raczej wymknęła się spod kontroli, ulotna jak widok słońca nieprzysłoniętego chmurami na szarym zimowym niebie. - Może to czas złożyć wizytę niemieckiemu Ministerstwu. Sam się przekonasz, nie będziesz musiał polegać na moich - prywatnych - spostrzeżeniach - posłane mu spojrzenie było zimne, nie tyle ostrzegawcze, co niezapraszające. - Czy to kolejna część twojego planu? Usłyszę zaraz, że w porównaniu do niemieckich mężczyzn Septimus jest samym Salazarem? - Mathias był wysportowany, a przy tym niebywale wręcz bystry, niedostatecznie jednak bystry, by przyjąć do wiadomości fakt jej ulatującej w otchłań miłości. Dirk był... Mógł być Salazarem, gdyby tylko miał w sobie więcej roztropnej przebiegłości. Zamiast tego pozwolił wodzić się za nos kaprysom żony. Sami byli sobie winni, obaj, ojciec i syn, nie ona, przecież nie zrobiła nic złego.
Skorzystała z jego porady dopiero gdy polecił jej odwrócenie wzroku od zwłok dziewczęcia; właściwie zrobiła to z chęcią, skoncentrowana na zawodowym zadaniu, którego podjęła się bez wiedzy o tym, co dokładnie wydarzyło się na gospodarstwie. Przyklejane do drzewa truchło, nagie, bez życia, krew skapująca leniwie na alabastrowy śnieg, cieknąca wzdłuż wydrążeń w ciemnej korze; nie widziała tego, zajęta uśpionymi kołkogonkami. Bestie istotnie były sporych rozmiarów, wystarczająco duże, by sprowadzić na to miejsce nieszczęście równe swojej masie - to wasza wina, ja nie zrobiłam nic złego -, akurat kończyła ich podstawową inspekcję, ostrożną i uważną, by przypadkiem nie ukrócić działania zaklęć przedwcześnie, kiedy Sallow powrócił do jej boku i skorzystał z transmutacji, chcąc pomniejszyć stworzenia.
- Homenum revelio - zainkantowała, zamiast od razu odpowiedzieć na jego pytanie. Polecenie? Nie miała nic przeciwko temu, że to Cornelius nadawał tempa ich pobycie w ów przeklętym miejscu; Amelia rozejrzała się dokoła, wzrokiem poszukując błękitnych poświat sugerujących obecność innych zwierząt, lecz nie dopatrzyła się niczego poza bydłem i trzodą w dalszych szopach. Tylko dwójka, spośród której jedno miało trafić do Ministerstwa, drugie - do buntowników. - To już wszystkie - potwierdziła. - Reducio - wskazała różdżką na drugiego kołkogonka, tego, którego zaklęcie polityka ledwie drasnęło w grzbiet, nim wiązka znikła w objęciach zmrożonej gleby; zaklęcie Eberhart sięgnęło jednak celu i już po chwili mogła pochylić się po oba egzemplarze żywych, śpiących istot, każdą z nich umieszczając w osobnej drewnianej szkatule następnie trafiającej do wnętrza jej torby. - Skorzystam z twojej pomocy, skoro ją zaoferowałeś. Do Lancashire? - podjęła i odwróciła się w stronę mężczyzny, niefortunnie, jakże niefortunnie, gdy wstęga czerwieni mimowolnie przykuła jej spojrzenie, zapraszając je wyżej - do bezwładnie krwawiącej sylwetki z wyrytym w płomieniach napisem unoszącym się nad koroną pozbawionego liści drzewa. Precz ze Shropshire. Męczennica, symbol, ostrzeżenie. Graficzna propaganda malowana ciężkimi pociągnięciami pędzla skrajnego realizmu. Amelia zastygła w bezruchu, choć jej pozbawiona wyrazu twarz pozostała bezbarwna, w chłodzie przyglądająca się brutalnemu pokazowi czystokrwistej siły, jego dominacją nad genetyczną pomyłką odmieńców. - Na przestrogę - powtórzyła słowa Sallowa, enigmatycznie. Nie oni ją zabili, ale oni - wykorzystali do przekucia niefortunnego obrotu spraw w lekcję. Jakie emocje to w niej wznieciło? Co czuła, kiedy patrzyła w otwarte oczy prawdopodobnie niewinnej mugolaczki, zbezczeszczonej nawet po śmierci? Nieważne czy na wyprawach, czy w Londynie uważanym za odskocznię - najwyraźniej do końca swoich dni była skazana na podobne widoki.

zt x2, rzuty


i won't be afraid. hesitation got me against the wall,
but no more mistakes like i made before.
Amelia Eberhart
Amelia Eberhart
Zawód : Magizoolog w Departamencie Kontroli nad Magicznymi Stworzeniami, w Wydziale Zwierząt
Wiek : 37
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
if you were a woman and i was a man
would it be so hard to understand?
OPCM : 8 +2
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 7 +3
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 18
SPRAWNOŚĆ : 12
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t10932-amelia-eberhart#333340 https://www.morsmordre.net/t10966-wolfgang#334285 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f410-borough-of-islington-eden-grove-12 https://www.morsmordre.net/t10967-skrytka-nr-2394#334286 https://www.morsmordre.net/t10968-amelia-eberhart#334288
Re: Long Mynd [odnośnik]23.01.22 12:31
02.02.
Powietrze było rześkie, grunt lekko błotnisty, a dłonie Septimusa zimne. Valerie mogła poczuć to na swojej, kiedy to dyrygent przesunął jej palce wygodniej na załamaniu swojego łokcia. Wędrowali pod rękę, mieszając swoje aury, wymieniając uśmiechy i dzieląc jedno ciepło. To jeden z tych dni, gdy deszcz spadł zamiast śniegu, dając złudną nadzieję o odejściu tej zimy stulecia, mrożącej ziemię po której stąpali, ale i chęci do działania - od jakiegoś czasu Septimus odczuwał odpływającą inspirację, ten tak zwany ciężki sezon, który musiałby chyba przełamać dopiero przy przełamaniu rutyny. Rutyny która ograniczała się w znacznej mierze do wędrowania od miasta do miasta, od koncertu do koncertu, od uśmiechu do uśmiechu. Lokalne strony dawały mu nadzieję - uśpiona natura, pokryte śniegiem wzgórza Shropshire, zmrożone rzeki, ogołocone z liści drzewa… Mógł sądzić, że to wystarczy, by rozbudzić na nowo chęć tworzenia czegoś przełomowego. Dopiero mając Val u boku, zrozumiał że trzeba było mu również czegoś innego…
Mówiłem ci kiedyś, że twoja kobieca delikatność i szyk są dla mnie inspirujące? - wyraził swoje uczucia. Przy Valerie nigdy nie musiał się hamować - rozumiała go jak nikt inny, była wrażliwa, była muzyczną wizjonerką, również tworzyła często i gęsto. Była młodsza, sporo młodsza, a już zdążyła odnosić sukcesy. Mniejsze czy większe, jednak poznała smak rozpoznawalności, czekających na nią braw uchodzących z widowni… Byli tak podobni. - Pomożesz mi dziś stworzyć coś nowego. Chociaż zacząć. Czuję, że utknąłem w zastoju. Miejska tkanka już mnie… Znużyła. Na moment pewnie, ale na chwilę obecną… - gestykulował mówiąc to, co raz pokazując ku Valerie, by potem położyć dłoń na swojej piersi, poprawiając czerwony szal otulający jego szyję. - Muszę chwilę poprzebywać tutaj, z mamą, braćmi. Obecnie czarodzieje w muzyce szukają powrotu do tradycji, a miasto wyzwala we mnie tylko chęć tworzenia czegoś nowoczesnego. Czy to się sprzeda? W sensie nowoczesność w nowych warunkach… W tym nowym świecie bez mugolskich wpływów.
Pytał, bo przeczucia mu nie wystarczały. W kwestii muzycznej liczył się z Valerie, nigdy tego nie ukrywał. W przeciwieństwie do dwójki ich braci - tradycyjnych, nigdy nie zaznajomionych z zagranicznymi trendami, otwarci byli na rozwiązania czerpane z innych rynków muzycznych. A przynajmniej tak myślał o tym Vanity.
Wróciłbym do Berlina. Chociaż na chwilę, żeby odkopać spod gruzów dawny polot twórczy… - wyznał. Wiedział, że dla Valerie może być to bolesne, szokujące, nie na miejscu… Ale sam miał wiele pozytywnych wspomnień związanych z Berlinem. Jeszcze sprzed wojny. Teraz wyglądał on jednak zgoła inaczej. Septimus słuchał doniesień. Berlin murem podzielony. - Chciałbym wiedzieć czy cokolwiek tam z niego zostało… Amelia kojarzy mi się z Berlinem. Jej niemiecki akcent, niekiedy jej surowość i rzeczowość… Nie mogę przestać o niej myśleć.


Dear,

I never want to fall asleep, within our dreams the weight we saw. Not all the answers are the same, yet we still play thе game
Septimus Vanity
Septimus Vanity
Zawód : Profesjonalny muzyk - dyrygent
Wiek : 43 lata
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Kawaler
Masseduction
I can't turn off what turns me on
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
 Without dreams of hope and pride a man will die
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t10925-septimus-vanity https://www.morsmordre.net/t10951-looney https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f409-shropshire-caynham-dom-rodziny-vanity https://www.morsmordre.net/t10950-skrytka-bankowa-2384 https://www.morsmordre.net/t10953-septimus-vanity
Re: Long Mynd [odnośnik]23.01.22 13:28
Powietrze było rześkie, grunt lekko błotnisty, dłonie Septimusa zimne, a policzki Valerie delikatnie zaróżowione od szczypiącego mrozu. Pozwoliła przesunąć swe palce w wygodniejszą dla brata pozycję, skupiając się momentalnie na pluskającym rytmie, który wystukiwali w trakcie wspólnego marszu. Nie musieli szczególnie starać się o harmonię — naturalnie dostosowywali swój rytm do siebie, ktoś powiedziałby, że przypominali w swym zgraniu żołnierzy poddanych wielogodzinnym musztrom. Prawda leżała jednak gdzieś zupełnie indziej. Wrażliwe dusze wyłapywały cząstki artyzmu, które drgały między nimi. Czasami wyskakiwały z ich postaci, na przykład w żywiołowej gestykulacji brata, czasami po prostu stanowiły część niemal nieuchwytnej aury, jak w przypadku siostry. Wciąż jednak były wyczuwalne, nie dawały się pominąć, o sobie zapomnieć.
— Wspomniałeś o tym raz — przyznała mu rację, miękko, pozwalając sobie na ciepły uśmiech. Było w tym zdaniu, wyznaniu coś tak pięknego, że serce Valerie zadrżało w posadach. Czy to ta mityczna miłość brata do siostry, którą chciała w sobie pielęgnować przez te wszystkie lata? Świadomość, że Septimus nie skrzywdziłby jej nigdy, że stał się jednym z jej wybawicieli, że tamta rozmowa, pachnąca alkoholem i gorącą, letnią nocą stanowiła punkt zapalny, otwarcie drzwi do kolejnego dowodu, że naprawdę była dla niego ważna. Że nie zgodziłby się na jej krzywdę... Obok tego, że mogła stanowić natchnienie, być muzą dla wielkiego muzyka, stanowiła najpiękniejszy dowód zaangażowania, miłości, wzajemnej troski, której obowiązek spadł na nich z samego faktu urodzenia w tej samej rodzinie, dzielenia krwi i dziedzictwa.
Zwracając się do niej w kwestii muzycznej, Septimus nie prosił, lecz oznajmiał.
— Myślę, że teraz nie ma jeszcze miejsca na miejską nowoczesność. Czarodzieje pragną umocnienia w tym, za czym się opowiedzieli. Chcą wiedzieć, że podjęli dobry wybór. Sięgnij do historii, braciszku. Do szatańskiej pożogi zżerającej Londyn przez lordów Black i Crouch. Do wszystkich wojen czarodziejskich, do duchów ze Shrewsbury. Otwórz oczy — Valerie zatrzymała się w miejscu, a mocny uścisk na ramieniu Septimusa musiał jednocześnie ograniczyć mu możliwość dalszej gestykulacji, ale też dalszego spaceru. Szerokim gestem wolnej ręki zarysowała mu krajobraz, który mieli przed oczami. — Zobacz, ten teren aż krzyczy starożytną historią. Nie bój się zadawać pytań. Szukać tego, co nieoczywiste. Miękkich krawędzi psychiki mężczyzn, ostrych krawędzi u kobiet. A potem, gdy już nasiąkniesz tym wszystkim, zacznij czytać miejskie gazety. I szukaj tam zdania, może dwóch, o młodym chłopcu, co oddał życie w walce z rebelią. O matce, która łzy ma w oczach, której płacz jest gorszy od jesiennych burz, a gromy przejdą w uderzenia bębnów, w trzaski talerzy. Stwórz z tego bazę, fundament, a reszta przyjdzie sama.
Mówiła prędko, choć cicho, w pewnym sensie przejmując nerwową manierę, którą cechował się Septimus. Odwracając się do niego przodem, wysunęła dłoń spod jego ramienia, poprawiając ułożenie czerwonego szalika. Tego samego, który przywiozła mu z Berlina, nie tak dawno temu. Pasował mu, choć wydawało się, że starszy z Vanity wciąż pragnął powrócić do tamtego podłego miasta.
— In den Trümmern von Berlin werden Sie nichts finden — w ruinach Berlina niczego nie znajdziesz. — Wir haben schon immer Regeln und Prinzipien gebraucht, das liegt in unserer Natur. Wir sind die Gleichen, Bruder. Amelia ist eine Tochter ihres Landes, lebt und arbeitet aber seit fast einem Jahrzehnt in London. Versuchen Sie, mehr Zeit mit ihr zu verbringen. Beobachten Sie sie, achten Sie auf ihre Eigenheiten — zawsze potrzebowaliśmy zasad i reguł, to leży w naszej naturze. Jesteśmy tacy sami, bracie. Amelia jest córką swojego kraju, ale od prawie dekady mieszka i pracuje w Londynie. Postaraj się spędzać z nią więcej czasu. Obserwuj ją, zwracaj uwagę na jej manieryzm.
Krótki wdech, przejście na język niemiecki przyszło jej z zaskakującą łatwością. Valerie zagryzła delikatnie dolną wargę, siląc się wciąż na uśmiech. Chodziło przecież o tęsknoty brata, o jego artyzm, serce pragnące spełnienia w miłości. Jeżeli nie mogła zdobyć się dla niego na poświęcenie powrócenia do obcej mowy, czy mogła w ogóle nazywać się jego siostrą? On poświęcił dla niej tak wiele, a ona...?
— Laden Sie Amelia ein. Hier. Reden Sie auf Deutsch, streiten Sie, wenn es sein muss. Erinnern Sie sich an all die Gefühle, die sie in Ihnen auslöst, und stellen Sie sich dann vor das Orchester. Schließen Sie die Augen. Und handeln. — Zaproś Amelię. Tutaj. Rozmawiajcie po niemiecku, kłóćcie się, jeśli musicie. Przypomnij sobie wszystkie uczucia, które ona w Tobie wywołuje, a potem stań przed orkiestrą. Zamknij oczy. I działaj.
Nie było lepszego sposobu na przełamanie artystycznego zastoju.




tradition honor excellence
Valerie Sallow
Valerie Sallow
Zawód : Celebrytka, śpiewaczka
Wiek : 30 lat
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Zamężna
sharpen your senses
and turn the knife
i know those
party games too
OPCM : 5 +1
UROKI : 7 +4
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0 +3
ZWINNOŚĆ : 16 +3
SPRAWNOŚĆ : 10
Genetyka : Czarownica

Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t10881-valerie-vanity#331558 https://www.morsmordre.net/t10918-andante#332758 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f452-shropshire-sallow-coppice https://www.morsmordre.net/t10921-skrytka-bankowa-nr-2362#332773 https://www.morsmordre.net/t10919-v-vanity#332759
Re: Long Mynd [odnośnik]23.01.22 13:28
The member 'Valerie Vanity' has done the following action : Rzut kością


'Zdarzenia' :
Long Mynd - Page 5 CdzGjcQ
Morsmordre
Morsmordre
Zawód : Mistrz gry
Wiek :
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
O Fortuna
velut Luna
statu variabilis,
semper crescis
aut decrescis...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Long Mynd - Page 5 Tumblr_lqqkf2okw61qionlvo3_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Long Mynd [odnośnik]24.01.22 15:04
Problem polegał na tym, że Septimus wiele utworów już znał – zapoznał się z tradycją, tą prezentował długie lata na salach koncertowych, miał wiele swoich, jak i należących do Stefana utworów, które czerpały przecież całymi wiadrami z ich magicznego, długoletniego dziedzictwa. Każde źródło jednak kiedyś musiało się wyczerpać – a tak przynajmniej myślał Vanity, odczuwając suchość w ustach na samą myśl o tworzeniu kolejnej, sztampowej kompozycji. Pewnie to wszystko tylko głupi wymysł jego do znudzenia artystycznej duszy, tylko widzimisię i typowy „humorek”, jednak kiedy Valerie mówiła, próbując inspirować go dalej i podając żywe i prawdziwe przykłady prosto z wojennych okładek gazet… Musiał zgodzić się z nią – tworzyć było o czym, tylko on sam czuł się niczym analfabeta – jakby nagle nie potrafił czytać z wydarzeń ani słowa. Nigdy tak nie miał. Czyżby się starzał?
Niemożliwe.
- Muzyka jest w naszych czasach narzędziem propagandy… – odpowiedział, nie wiadomo czy z bólem, czy raczej zwyczajną goryczą. Czasami twierdził, że sztuka powinna stać ponad podziałami, by potem przypomnieć sobie, że tworzyli ją ludzie – ludzie o przekonaniach, mniej lub bardziej krzykliwych – często niechętni do braku opowiadania się po żadnej ze stron. O ile on sam nie mógł przesyłać informacji przez tekst pieśni czy rzadko kiedy przemawiał przed swoimi występami, tym samym mogąc pozostawić innym domysły na temat sensu swoich wypocin, tak sama Valerie na pewno nie raz zastanawiała się nad tym, jak poskładać słowa w pasujący jej sens. On oddziaływał tylko na uczucia, emocje, gusta – ona mogła oddziaływać również na humor, rozum czy przekonania. Byli podobni, ale ich zajęcie miało nieco inny charakter. – Muszę to wszystko… Przetrawić na nowo. Nie chcę grać przed ludźmi jakieś byle sztampy. Wszystko to co widzimy tutaj… – wskazał ku przestrzeni, którą otwartą dłonią pokazała mu Val. – Wszystko to już było, znają to pokolenia. Myślałem o jakieś kompozycji, która przerażałaby. Wzbudzała grozę. Czerpała z dawnych czasów, nawiązywała do nich partiami chóralnymi, ale była za razem czymś innym, nowe tempo, nowe doznania… Mam jakiś zalążek pomysłu, prawda? Ale to nie wystarczy… – przejechał dłonią po szczęce. Ostre krawędzie u kobiet – cała Amelia była ostra, ale szukanie gładkich krawędzi u mężczyzn… Cóż, nie musiał daleko szukać, sam pozostawał w końcu niemożliwym wrażliwcem. Ciężko było jednak mierzyć wszystkich swoją miarą… Będzie musiał rozważyć rozgrzebanie męskiej duszy. Albo we własnej głowie, albo w trakcie rozmowy z kimś bardziej inspirującym. Tak inspirującym jak język, który po chwili zawładną mową Valerie. Było jej z nim do twarzy, jakkolwiek nie do twarzy było jej z nazwiskiem Krueger. Teraz to już przeszłość.
Poruszył szczęką, kiedy mówiła do niego i patrząc prosto w błękit oczu siostry uśmiechnął się filuternie. Nie powinien być może decydować się na ten typ uśmiechu w kierunku młodszego rodzeństwa, jednak nie miał z złych intencji. Samo to, że siostra zaproponowała mu zaproszenie Amelii do ich rodzinnego domu… Genialne, tego jeszcze nie próbował. Zapozna ją z matką, pokaże jej, że od dłuższego czasu ma na oku nie byle jaki kąsek. Istniała nawet szansa, że rodzina wreszcie da mu spokój, kiedy ten widoczni wyraźnie swoje zakusy, o których tyle czasu opowiadał już najbliższym. A i może sama jej bliska obecność tak go natchnie? Pozwoli spojrzeć na sprawę z innej strony…
- Es sind nicht in allen Muscheln Perlen, aber man muss sie alle durchsuchen – skwitował tylko typowym powiedzeniem, w wolnym tłumaczeniu będącym po prostu – szukajcie, a znajdziecie, chociaż wydawał się szczerze radowany zarówno posłyszeniem damskiego głosu wypowiadającego słowa w języku niemieckim, jak i absolutnie wartym próby pomysłem. – Myślisz, że matka ją polubi? Albo nasi bracia?


Dear,

I never want to fall asleep, within our dreams the weight we saw. Not all the answers are the same, yet we still play thе game
Septimus Vanity
Septimus Vanity
Zawód : Profesjonalny muzyk - dyrygent
Wiek : 43 lata
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Kawaler
Masseduction
I can't turn off what turns me on
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
 Without dreams of hope and pride a man will die
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t10925-septimus-vanity https://www.morsmordre.net/t10951-looney https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f409-shropshire-caynham-dom-rodziny-vanity https://www.morsmordre.net/t10950-skrytka-bankowa-2384 https://www.morsmordre.net/t10953-septimus-vanity
Re: Long Mynd [odnośnik]07.02.22 13:05
Każdy artysta znał chyba to poczucie posuchy, swoistego wyczerpania źródła, które teraz stało się częścią rzeczywistości twórczej Septimusa. Znała je również Valerie, chociaż w nieco zmienionej formie. Na początku jej kariery, gdy pierwsze kroki stawiała wśród londyńskich scen, jeszcze — wciąż — pod panieńskim nazwiskiem, nic takiego jej nie dolegało. Śpiewała wtedy utwory stworzone przez kogoś innego, w pewnym sensie też dla kogoś innego. I choć już w tamtym czasie odebrała stosowne wychowanie, potrafiła czytać między wierszami, zmieniać te cudze dźwięki w swoje własne, występy stanowiły dla niej swoistą formę rozrywki. Dopiero gdy na horyzoncie pojawiała się migocząca w oddali sylwetka słynnej rywalki, wtedy występy zaczęły być dla niej czymś osobistym, czymś, do czego nie wolno było podchodzić zupełnie lekką ręką.
Tworzyć dla siebie zaczęła w Berlinie. Podstawy znajomości kilku instrumentów — przede wszystkim wykorzystywanych najczęściej w rodzinnym domu instrumentów smyczkowych oraz fortepianu — w połączeniu z zaawansowaną wiedzą z dziedziny teorii muzyki pozwoliły na ostrożne, nieco koślawe kroki stawiane w stronę kompozycji własnych. Prawdopodobnie gdyby nie dyrygencka działalność najbliższego jej — przede wszystkim geograficznie, choć później także duchowo — Septimusa, nie zachłysnęłaby się tą potrzebą, ograniczając się wyłącznie do spisywania tekstów. Teraz jednak doświadczenie przychodziło z pomocą.
Kto bowiem mógł zrozumieć zwichrowanego, wyczerpanego artystę niż drugi artysta, przeżywający niegdyś to samo?
— Nie udawaj zaskoczonego. To najbliższe człowiekowi i najbardziej szeroko dostępne medium — zauważyła prędko, może zbyt surowo, w pewien nieświadomy sposób przejmując manierę mówienia ich wspólnego znajomego. W jasnych oczach, skupionych teraz na przeciętej melancholią twarzy brata odbiła się może jakaś jadowita iskra, a może czysta zapalczywość. Jeżeli najstarszy z rodzeństwa Vanity był łatwy do manipulowania, jego młodsza siostra podzielała z nim tę cechę, pchając ją jednak nieco dalej — nie tylko prosto było wmanewrować ją w polityczną zawieruchę, ale z równą lekkością przychodziło rozbudzenie w niej odpowiednich emocji. Przekona się o tym Cornelius za niemal miesiąc, gdy narzeczona będzie tłumaczyć mu zawiłości niemieckiego pobłażliwego stosunku względem mugoli, a on uzna, że tak uroczo mówiła na tematy, o których nie miała pojęcia.
Ale to nie polityka, a muzyka była jej mocną stroną. Zatrzymała się na moment w miejscu, słuchając słów brata. Wszystko już było. Pokolenia to znają. W pewnym sensie miał rację, oczywiście, ale gdyby spojrzeć na to z drugiej strony, zbyt mocno upraszczał temat. Jasne brwi ściągnęły się na moment, drobny nosek zmarszczył się w wyrazie niezadowolenia, które uleciało z niej równie szybko, jak się pojawiło. Septimus potrafił być bystry i czarujący, dawał tego świadectwo nie raz i nie dwa, ale teraz...
— Głuptasku... — wyciągnięta wcześniej dłoń odnalazła ramię brata, na którym spoczęła. Niezbyt mocno, jednak dotyk z pewnością nie mógł być odebrany jako ulotny. Chciała, by poczuł ciężar jej dłoni, by ta — choć drobna — w pewnym sensie ugruntowała go w rzeczywistości, gdy próbował wzbijać się do chmur burzliwego nieba, poszukując... Chyba pioruna, który go trafi i utwierdzi w przekonaniu, że w istocie znalazł się w martwym punkcie kariery i że już nic nie mogło mu pomóc. A to przecież nie tak! — Gdy wrócimy do domu, rozbierzemy na części pierwsze Hunnenschlacht, co ty na to? Zaczniemy od rytmu.
Uśmiech zafalował na jej wargach, dłoń z ramienia zsunęła się niżej, aż do łokcia, na którym raz jeszcze zacisnęła palce, pragnąc dodać mu tym gestem otuchy. Wiedziała, że gdyby zdradzili się z planem z resztą braci, ci pewnie nie odstąpiliby od nich nawet na sekundę, zanim wspólnie nie znaleźliby metody zaklętej w jednym z ulubionych wojennych dzieł Valerie.
Nie spuściła z niego oczu, gdy uraczył ją tak ciekawym rodzajem uśmiechu. Gdzieś na krańcu świadomości pojawiła się myśl, by odwdzięczyć mu się tym samym, chociażby dla zwykłej przekory, z drugiej zaś strony wciąż pamiętała, o swym niezbyt wygodnym statusie. Nikt jednak nie mógł ich dojrzeć, nie tutaj, byli przecież rodzeństwem, uwikłanym w tajemnicę tragicznej śmierci Franza Kruegera, posługiwali się znów obcym językiem, który w ustach Anglików i tak brzmiał nieskończenie nieodpowiednio. Filuterny uśmiech, zagarnięcie zagubionego kosmyka jasnych włosów za ucho, nic zdrożnego, zwykła przekomarzanka.
— Ich habe den Eindruck, dass Sie Ihre Perle bereits gefunden haben. Lassen Sie es sich von niemandem aus der Hand nehmen — Mam wrażenie, że znalazłeś już swoją perłę. Nie pozwól, by ktokolwiek zabrał ci ją z rąk. Rada prosta, krótka, acz od serca. Nie, żeby sądziła, że Amelii w głowie zamążpójście lub znalezienie sobie stałego partnera... Innego niż Septimus, oczywiście. Jeżeli Eberhart mogła kochać, kochała przede wszystkim pracę. Brat nie musiał w żadnym wypadku obawiać się konkurencji, a przynajmniej taki był wynik oceny jego siostry. Umówiły się zresztą we dwie — ona i Amelia — na kolację, za dwa tygodnie. Będzie okazja do poruszenia tego tematu.
— To dobra dziewczyna. Matka ma oko do ludzi, na pewno to dostrzeże. A co do naszych braci... — krótka pauza, ledwo zduszony śmiech. — Zrobią to, co nakażą im żony. O nie powinieneś się martwić, kobiety potrafią być zazdrosne.




tradition honor excellence
Valerie Sallow
Valerie Sallow
Zawód : Celebrytka, śpiewaczka
Wiek : 30 lat
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Zamężna
sharpen your senses
and turn the knife
i know those
party games too
OPCM : 5 +1
UROKI : 7 +4
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0 +3
ZWINNOŚĆ : 16 +3
SPRAWNOŚĆ : 10
Genetyka : Czarownica

Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t10881-valerie-vanity#331558 https://www.morsmordre.net/t10918-andante#332758 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f452-shropshire-sallow-coppice https://www.morsmordre.net/t10921-skrytka-bankowa-nr-2362#332773 https://www.morsmordre.net/t10919-v-vanity#332759

Strona 5 z 5 Previous  1, 2, 3, 4, 5

Long Mynd
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach