Wnętrze sklepu
AutorWiadomość
First topic message reminder :
★★★ [bylobrzydkobedzieladnie]
...
Wnętrze sklepu
Zaraz po przejściu przez drzwi rzuca się w oczy kontuar, niegdyś ponoć szklany, przezroczysty, umożliwiający zobaczenie najróżniejszych, czarno magicznych eksponatów. Dziś? Zakurzony, pokryty stylową pajęczyną, głównie od środka, praktycznie nie ukazujący niczego. Jedynie niewyraźne kształty, bliżej niezidentyfikowane obiekty znajdują się w nim. Kontuar doskonale chroni dalsze rejony sklepu, otoczone ciemnością, zazwyczaj niedostępne dla klientów. Dookoła pełno gablotek, szaf, komód, komódek, każda zastawiona po brzegi niebezpiecznymi, lecz jakże interesującymi przedmiotami. Wszędzie klasyczny wystrój, kurz, brud, pajęczyny i rozkładające się owady.
W istocie - Sigrun zupełnie inaczej wyobrażała sobie przedstawicielki arystokracji. Przed oczyma zawsze stawał jej obraz wypindrzonej kobiety z gorsetem ściskającym talię tak mocno, że ledwie mogła oddychać, bez własnego zdania i ze spojrzeniem nieskalanym myślą - powtarzała jedynie to, co wpoił jej do głowy pan ojciec, czy tam brat, bezwolna gęś zajmująca się głupotami jak plotki, najnowsze wydanie Czarownicy i kiecki. Może i miały mnóstwo pieniędzy i nie musiały się martwić o dach nad głową, ale i wolności wyboru nie miały żadnej. Złote klatki. Złote klatki, a w niej pustka. Rookwood zdziwiła się zatem, że jedna ze szlachetnie urodzonych kobiet zajmowała się rodzinnym biznesem - ba! podchodziła nawet do lady, aby jak zwykły sprzedawca obsłużyć klienta. Do tego to nie taki zwykły sklep. Pełno tu czarnej magii, czuła to w powietrzu, wdychała ją głęboko. Może i wiele konserwatywnych rodów nie przeklinało czarnej magii, lecz dziewczęta zazwyczaj trzymano od niej z daleka - czy w przypadku rodu Burke sprawa miała się inaczej? Sigrun poczuła się tym niemal zaintrygowana. Jeśli tak, a Edgar Burke pozwalał swym krewniaczkom zgłębiać tajniki podobnej magii, nie uznając ich za zbyt słabe na to, nabrałaby do tego człowieka jeszcze więcej szacunku.
- Chyba gdzieś już panią widziałam... na pogrzebie lord Alpharda Blacka zdaje się - wyrzekła powoli, po chwili zastanowienia, gdy przyglądała się urodziwej twarzy o nie tak banalnych rysach. Oczy dziewczyny wydawały się wyjątkowo bystre. Może to przez nie zwróciła na nią uwagę. Może w krypcie, może już później. Nie była w stanie sobie przypomnieć dokładnego momentu.
Obserwowała Primrose, kiedy ta sięgała po księgę i wertowała kartki, aby odnaleźć zagadnienia, które Sigrun interesowały. Pochyliła się nad nią, by spojrzeć na to, co lady Burke jej wskazywała. Sama runa niewiele Rookwood mówiła. O starożytnych runach uczyła się bardzo dawno, jeszcze w szkole, niewiele z tego pamiętała, prawie nic. A nabierała przekonania, że powinna to zmienić. Mogłaby nauczyć się sztuki nakładania klątw - fascynowało ją to.
- Tak, mniej więcej to właśnie znalazłam, w obu przypadkach. Doskonale - odpowiedziała Sigrun, a usta wygięły się z zadowolonym uśmiechu, kiedy wodziła wzrokiem po kartkach księgi. Po chwili uniosła go na twarz Primrose. - Tak. Chcę je mieć - powiedziała stanowczo, a do jej głosu wkradła się twarda, władcza nuta, nad którą starała się zapanować. - O ile posiadacie je w swojej ofercie. W ogóle. Możecie je sprowadzić? Stworzyć? Materiały, o których lady wspomina, to nie są chyba zbyt rzadkie minerały, czyż nie? Znam kogoś, kto mógłby je sprowadzić z zagranicy, jeśli to konieczne.
Goyle. Pomyślała o nim od razu. Handlował różnymi rzeczami. Na swoim statku przywoził wiele przedmiotów - mniej lub bardziej legalnych. Człowiek, który mógł załatwić wszystko. Wiedziała, że komu jak komu - ale prośbie kochanki nie odmówi.
- Chyba gdzieś już panią widziałam... na pogrzebie lord Alpharda Blacka zdaje się - wyrzekła powoli, po chwili zastanowienia, gdy przyglądała się urodziwej twarzy o nie tak banalnych rysach. Oczy dziewczyny wydawały się wyjątkowo bystre. Może to przez nie zwróciła na nią uwagę. Może w krypcie, może już później. Nie była w stanie sobie przypomnieć dokładnego momentu.
Obserwowała Primrose, kiedy ta sięgała po księgę i wertowała kartki, aby odnaleźć zagadnienia, które Sigrun interesowały. Pochyliła się nad nią, by spojrzeć na to, co lady Burke jej wskazywała. Sama runa niewiele Rookwood mówiła. O starożytnych runach uczyła się bardzo dawno, jeszcze w szkole, niewiele z tego pamiętała, prawie nic. A nabierała przekonania, że powinna to zmienić. Mogłaby nauczyć się sztuki nakładania klątw - fascynowało ją to.
- Tak, mniej więcej to właśnie znalazłam, w obu przypadkach. Doskonale - odpowiedziała Sigrun, a usta wygięły się z zadowolonym uśmiechu, kiedy wodziła wzrokiem po kartkach księgi. Po chwili uniosła go na twarz Primrose. - Tak. Chcę je mieć - powiedziała stanowczo, a do jej głosu wkradła się twarda, władcza nuta, nad którą starała się zapanować. - O ile posiadacie je w swojej ofercie. W ogóle. Możecie je sprowadzić? Stworzyć? Materiały, o których lady wspomina, to nie są chyba zbyt rzadkie minerały, czyż nie? Znam kogoś, kto mógłby je sprowadzić z zagranicy, jeśli to konieczne.
Goyle. Pomyślała o nim od razu. Handlował różnymi rzeczami. Na swoim statku przywoził wiele przedmiotów - mniej lub bardziej legalnych. Człowiek, który mógł załatwić wszystko. Wiedziała, że komu jak komu - ale prośbie kochanki nie odmówi.
She's lost control
again
Sigrun Rookwood
Zawód : dowódca grupy łowców wilkołaków
Wiek : 30
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowa
I am not
ruined
I am
r u i n a t i o n
ruined
I am
r u i n a t i o n
OPCM : 35 +2
UROKI : 4 +1
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 5
CZARNA MAGIA : 47 +5
ZWINNOŚĆ : 18
SPRAWNOŚĆ : 19
Genetyka : Metamorfomag
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Mogła mówić, że była szczęściarą rodząc się w rodzinie Burke. Od dzieciństwa miała styczność z magicznymi artefaktami, a brat będąc łamaczem klątw przez wiele lat opowiadał jej o swojej pracy zaszczepiając w młodym umyśle fascynację runami. Przez kolejne lata zdobywając wiedzę oraz nieraz bolesne doświadczenia poznała istotę artefaktów badając je w pracowni a z czasem podejmując się wyzwania tworzenia własnych. Talizmany były jednym z wielu kroków ku poznaniu magii oraz run. Czarna magia zaś, ciągle obecna w jej życiu, musiała w końcu stać się częścią życia młodej arystokratki i choć dopiero raczkowała w tym świecie mając za przewodnika Edgara oraz Craiga to wiedziała, że wkroczyła na drogę, z której nie było odwrotu, a może nie chciała z niej zawracać?
Wertując księgę podniosła wzrok na Sigrun przez chwilę uważnie przyglądając się jej twarzy nim również skojarzyła jej profil. Siedziała obok Evandry i Tristana, oraz kobiety, którą Francis nazwał “szmatą” z którą lord nestor Rosier zdradzał żonę. Obraz wrócił do niej dość intensywnie, kiwnęła delikatnie głową starając się nie zdradzać swoich myśli, zachowując spokój na twarzy i w spojrzeniu.
-Owszem - przytaknęła. - Byłam obecna na potrzebnie lorda Black. Pani siedziała wraz z nestorem i nestorową Rosier i panem Mulciberem, prawda?
Wolała się jeszcze upewnić czy nie pomyliła rzędów, wiele się działo tego dnia. Zdecydowanie nie był to jeden z nudnych pogrzebów. Była przekonana, że to wydarzenie jeszcze przez jakiś czas będzie szeroko omawiane w społeczności magicznej. Wspomnienie zaś Mulcibera sprawił, że przez jej plecy przeszedł dreszcz. Pamiętała jak była cała napięta w trakcie rozmowy z nim. Był z polecenia Edgara, nie mogła zawieść ani klienta ani tym bardziej brata, który był przekonany, że go nie zawiedzie. Ramsey, był tu przez chwilę i zafascynował swoją osobą młodą czarownicę. Parę dni później zaś dosłał jej więcej ingrediencji nie oczekując niczego w zamian.
Potok pytań jakie się pojawiły z ust Sigrun sprawiły, że na twarzy Primrose pojawił się delikatny acz szczery uśmiech.
-Jak najbardziej - zapewniła kobietę. - Talizmany wykonuję na zamówienie, dopasowany pod konkretnego klienta, w tym wypadku pod panią. Zasadę mam, że główne składniki dostarcza klient, a dodatkowe zapewniam ze swojej strony. Wobec tego powinna pani mi dostarczyć lapis lazuli, kamień słoneczny, krzem oraz miedź.
Zamknęła księgę znów wzniecając kurz ku górze, który drażnił w nos i odłożyła ją na poprzednie miejsce.
-Pozostaje nam ustalić kształt talizmanu - dodała kładąc drobne dłonie na ladzie. - Preferuje pani konkretny rodzaj? Wisior, broszka, pierścień czy coś innego? Ma pani już jakąś wizję? Czy przedstawić nasze szkice?
Każdy klient miał swoje wyobrażenie amuletu i choć dopiero kształciła się w jubilerstwie to miała zaufanego złotnika, który zajmował się wyrabianiem owych pięknych przedmiotów, w które mocowała talizman. Oczywiście mogła stworzyć zwykły stop, umieścić go w woreczku, który trzyma się cały czas przy sobie, ale gdy jest biżuterią to nawet jak straci swoją moc to nadal może stanowić piękną ozdobę.
Wertując księgę podniosła wzrok na Sigrun przez chwilę uważnie przyglądając się jej twarzy nim również skojarzyła jej profil. Siedziała obok Evandry i Tristana, oraz kobiety, którą Francis nazwał “szmatą” z którą lord nestor Rosier zdradzał żonę. Obraz wrócił do niej dość intensywnie, kiwnęła delikatnie głową starając się nie zdradzać swoich myśli, zachowując spokój na twarzy i w spojrzeniu.
-Owszem - przytaknęła. - Byłam obecna na potrzebnie lorda Black. Pani siedziała wraz z nestorem i nestorową Rosier i panem Mulciberem, prawda?
Wolała się jeszcze upewnić czy nie pomyliła rzędów, wiele się działo tego dnia. Zdecydowanie nie był to jeden z nudnych pogrzebów. Była przekonana, że to wydarzenie jeszcze przez jakiś czas będzie szeroko omawiane w społeczności magicznej. Wspomnienie zaś Mulcibera sprawił, że przez jej plecy przeszedł dreszcz. Pamiętała jak była cała napięta w trakcie rozmowy z nim. Był z polecenia Edgara, nie mogła zawieść ani klienta ani tym bardziej brata, który był przekonany, że go nie zawiedzie. Ramsey, był tu przez chwilę i zafascynował swoją osobą młodą czarownicę. Parę dni później zaś dosłał jej więcej ingrediencji nie oczekując niczego w zamian.
Potok pytań jakie się pojawiły z ust Sigrun sprawiły, że na twarzy Primrose pojawił się delikatny acz szczery uśmiech.
-Jak najbardziej - zapewniła kobietę. - Talizmany wykonuję na zamówienie, dopasowany pod konkretnego klienta, w tym wypadku pod panią. Zasadę mam, że główne składniki dostarcza klient, a dodatkowe zapewniam ze swojej strony. Wobec tego powinna pani mi dostarczyć lapis lazuli, kamień słoneczny, krzem oraz miedź.
Zamknęła księgę znów wzniecając kurz ku górze, który drażnił w nos i odłożyła ją na poprzednie miejsce.
-Pozostaje nam ustalić kształt talizmanu - dodała kładąc drobne dłonie na ladzie. - Preferuje pani konkretny rodzaj? Wisior, broszka, pierścień czy coś innego? Ma pani już jakąś wizję? Czy przedstawić nasze szkice?
Każdy klient miał swoje wyobrażenie amuletu i choć dopiero kształciła się w jubilerstwie to miała zaufanego złotnika, który zajmował się wyrabianiem owych pięknych przedmiotów, w które mocowała talizman. Oczywiście mogła stworzyć zwykły stop, umieścić go w woreczku, który trzyma się cały czas przy sobie, ale gdy jest biżuterią to nawet jak straci swoją moc to nadal może stanowić piękną ozdobę.
May god have mercy on my enemies
'cause I won't
'cause I won't
Primrose Burke
Zawód : Badacz artefaktów, twórca talizmanów, Dama
Wiek : 23
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
Problem wyjątków od reguł polega na ustaleniu granicy.
OPCM : 4 +1
UROKI : 1
ALCHEMIA : 29 +2
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 6 +2
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 10
Genetyka : Czarownica
Rycerze Walpurgii
Im dłużej o tym myślała, tym więcej sobie przypominała z tamtych kilkudziesięciu minut spędzonych w rodowej krypcie Blacków w Londynie. W tamtym czasie była wyjątkowo... niedysponowana. Cassandra ledwie wypuściła ją ze swojej lecznicy po ponad dwutygodniowym trzymaniu Sigrun w izolacji dla jej własnego bezpieczeństwa. Uczyniła to tylko dlatego, że Śmierciożerczyni wyraźnie się uparła, choć wciąż widywała widmo Alpharda i miewała halucynacje - nie tylko z lordem Blackiem w roli głównej. Wszystko wtedy słyszała, widziała i czuła, lecz miała wrażenie jakby od rzeczywistego świata oddzielała ją gęsta mgła utrudniająca zrozumienie tego, co działo się wokół. Wracając wspomnieniami do pogrzebu teraz przypominała sobie jednak wyraźniej postać Primrose w tamtej krypcie - Sigrun wydawało się, że widziała ją blisko lorda Edgara Burke, co teraz było wręcz oczywiste. Jako jego krewna trzymała się swojej rodziny.
- Tak, zgadza się. Można powiedzieć, że ja i pan Mulciber działamy... wspólnie - wyjaśniła Sigrun, uśmiechając się przy tym lekko, enigmatycznie; nie wiedziała jak opowiedzieć o tym Primrose bez zdradzania szczegółów, lecz nie chciała, aby jej obecność w jednym rzędzie z lordem Rosierem uznano za nietakt, czy pychę. Podobnie jak Deirdre i Ramsey jako Śmierciożercy i dowódcy Alpharda mieli prawo, aby tam zasiąść. Może jedynie ciut nieelegancko przeszła obok Tristana i Evandry, by wejść głębiej w rząd, lecz starała się uczynić to dyskretnie i chyba pozostało to w gruncie rzeczy niezauważone. Zwłaszcza w obliczu tego, co miało miejsce później. Multon odczyniła tam prawdziwe przedstawienie, zaś Craig podążył jej śladem. Sigrun zachowała jednak te uwagi dla siebie.
- Doskonale - odpowiedziała z zadowoleniem na słowa Primrose potwierdzające, że dostanie tu talizman - i to wykonany na zamówienie. Pełne usta Śmierciożerczyni rozciągnęły się w szerszym uśmiechu. - Wiedziałam, że na was się nie zawiodę - mruknęła. Na was, na tym sklepie, którego artefakty były marzeniem nie jednego czarodzieja zafascynowanego czarną magią. - To nie będzie stanowiło problemu. Postaram się materiały dostarczyć jak najszybciej - dodała po krótkim zastanowieniu. Wierzyła, że Caelan Goyle jej nie zawiedzie i dołoży wszelkich starań, by odnaleźć dla niej te materiały. Wiedziała czym jest miedź i krzem, lecz nie bardzo orientowała się jak wygląda lapis lazuli i kamień słoneczny. - Mam się z panią umówić, czy wystarczy, że zostawię je komuś w sklepie? Czy woli pani, aby przyniosła je sowa? - zastanowiła się. Ufała swojej sowie. Astrid była niezawodna w dostarczaniu korespondencji. Sigrun nie sądziła zaś, aby lady Burke spędzała w sklepie większość swego czasu, choć był on niewątpliwie dumą rodziny, to jako młoda dama miała pewnie i inne obowiązki.
- Z chęcią zobaczę szkice - powiedziała z lekkim wahaniem. - Jeden może być wisiorem, drugi powinien bardziej pasować mężczyźnie[ - zastanowiła się. Sigrun niezbyt znała się na biżuterii. Nie miała jej również wiele. - Może sygnet?
- Tak, zgadza się. Można powiedzieć, że ja i pan Mulciber działamy... wspólnie - wyjaśniła Sigrun, uśmiechając się przy tym lekko, enigmatycznie; nie wiedziała jak opowiedzieć o tym Primrose bez zdradzania szczegółów, lecz nie chciała, aby jej obecność w jednym rzędzie z lordem Rosierem uznano za nietakt, czy pychę. Podobnie jak Deirdre i Ramsey jako Śmierciożercy i dowódcy Alpharda mieli prawo, aby tam zasiąść. Może jedynie ciut nieelegancko przeszła obok Tristana i Evandry, by wejść głębiej w rząd, lecz starała się uczynić to dyskretnie i chyba pozostało to w gruncie rzeczy niezauważone. Zwłaszcza w obliczu tego, co miało miejsce później. Multon odczyniła tam prawdziwe przedstawienie, zaś Craig podążył jej śladem. Sigrun zachowała jednak te uwagi dla siebie.
- Doskonale - odpowiedziała z zadowoleniem na słowa Primrose potwierdzające, że dostanie tu talizman - i to wykonany na zamówienie. Pełne usta Śmierciożerczyni rozciągnęły się w szerszym uśmiechu. - Wiedziałam, że na was się nie zawiodę - mruknęła. Na was, na tym sklepie, którego artefakty były marzeniem nie jednego czarodzieja zafascynowanego czarną magią. - To nie będzie stanowiło problemu. Postaram się materiały dostarczyć jak najszybciej - dodała po krótkim zastanowieniu. Wierzyła, że Caelan Goyle jej nie zawiedzie i dołoży wszelkich starań, by odnaleźć dla niej te materiały. Wiedziała czym jest miedź i krzem, lecz nie bardzo orientowała się jak wygląda lapis lazuli i kamień słoneczny. - Mam się z panią umówić, czy wystarczy, że zostawię je komuś w sklepie? Czy woli pani, aby przyniosła je sowa? - zastanowiła się. Ufała swojej sowie. Astrid była niezawodna w dostarczaniu korespondencji. Sigrun nie sądziła zaś, aby lady Burke spędzała w sklepie większość swego czasu, choć był on niewątpliwie dumą rodziny, to jako młoda dama miała pewnie i inne obowiązki.
- Z chęcią zobaczę szkice - powiedziała z lekkim wahaniem. - Jeden może być wisiorem, drugi powinien bardziej pasować mężczyźnie[ - zastanowiła się. Sigrun niezbyt znała się na biżuterii. Nie miała jej również wiele. - Może sygnet?
She's lost control
again
Sigrun Rookwood
Zawód : dowódca grupy łowców wilkołaków
Wiek : 30
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowa
I am not
ruined
I am
r u i n a t i o n
ruined
I am
r u i n a t i o n
OPCM : 35 +2
UROKI : 4 +1
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 5
CZARNA MAGIA : 47 +5
ZWINNOŚĆ : 18
SPRAWNOŚĆ : 19
Genetyka : Metamorfomag
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Nie oczekiwała wyjaśnień dlaczego Sigrun siedziała w jednym rzędzie wraz z Rosierami. Nie musiała wiedzieć jaka hierarchia panuje wśród Rycerzy, nie było jej to niezbędne do życia. A nawet jeżeli była ciekawa to nie to było teraz najważniejsze. Choć ostatnio osoby związane z organizacją Czarnego Pana zaczęły być coraz częściej w jej okolicy, przewijały się zamawiając talizmany czy chociażby dzieląc się swoją wiedzą to nadal nie wtykała nosa tam gdzie mogła go stracić. Bywała czasami zbyt wścibska, przez co oberwała po rękach, ale nie była głupia i zdawała sobie sprawę, że pewne rzeczy winny pozostać tajemnicą dla niewtajemniczonych.
- W takim razie przejdźmy dalej - odparła spokojnie kiedy Sigrun zapewniła ją, że materiały odpowiednie dostarczy. - Wielu klientów przesyła odpowiednie składniki poprzez sowę, zatem jeżeli pani ufa swojej sowie nic nie stoi na przeszkodzie aby to ona służyła za kuriera.
Nawet wolała taki sposób, wtedy wszystko trafiało bezpośrednio do niej. Nie musiała pytać pracowników czy dostarczona została do niej paczka, a gdy składniki już miała mogła zabrać się do pracy. Sięgnęła po teczkę i odwiązując troczki wyciągnęła plik kartek ze szkicami. Rozłożyła je przed Sigrun na ladzie. - Może dopasować projekt do pani wymagań.
Zapewniła jeszcze pozwalając kobiecie zapoznać się z projektami, sama w tym czasie zniknęła na chwilę za kotarą, słychać było jedynie stukot jej obcasów na kamiennej posadzce. W tym czasie Sigrun mogła przyjrzeć się szkicom. Część z nich przedstawiała broszki, pierścionki, kolczyki, spinki do włosów czy też szpile i grzebienie. Nie brakowało jednak wisiorów, o których wspomniała wcześniej. Mogła zauważyć, że część z nich była masywna i ciężka, jakby kuta i ozdobiona kamieniami szlachetnymi przybierając najróżniejsze formy od kwiatów, poprzez klucze, wizerunki czaszek czy zwierząt. Inne zaś były delikatniejsze i smuklejsze. Były wzory przypominające swym wyglądem krople, maski weneckie czy listki z ażurowymi zdobieniami, w każdym jednak było miejsce na umiejscowienie talizmanu, który miał działać, a jedynie był w pięknej oprawie. Nie brakowało też szkiców sygnetów. Jedne miały zdobienia wypukłe przedstawiające głowy lwa lub symbole rodowe, inne zaś posiadały grawerunki przedstawiające kotwice czy węża zjadającego własny ogon. Primrose wyszła zza kotary niosąc pudełko, które otworzyła przed Sigrun.
-To część z gotowych wyrobów, w które należy wstawić talizman. - Wyjaśniła podając go czarownicy. W środku, w wyściełanych atłasem przegródkach znajdowały się wisiory, broszki czy bransoletki. Jeden z wyrobów przedstawiał małego nietoperza, w którego łapki należało wstawić talizman, inny zaś był ćmą, której odwłok był pusty i czekał na wypełnienie. Robota była niezwykle precyzyjna i dokładna, widać było, że złotnik znał się na swojej robocie, a Sigrun mogła zobaczyć realny wyrób, a nie tylko szkice i plany, które nie oddawały w pełni kunsztu wykonawcy.
-Coś zwróciło szczególnie pani uwagę? - Zapytała jeszcze, wiedziała, że czasami należało pomóc klientowi wybrać odpowiedni model, czy dany projekt zmodyfikować pod jego potrzeby, a nieraz stworzyć coś zupełnie nowego.
- W takim razie przejdźmy dalej - odparła spokojnie kiedy Sigrun zapewniła ją, że materiały odpowiednie dostarczy. - Wielu klientów przesyła odpowiednie składniki poprzez sowę, zatem jeżeli pani ufa swojej sowie nic nie stoi na przeszkodzie aby to ona służyła za kuriera.
Nawet wolała taki sposób, wtedy wszystko trafiało bezpośrednio do niej. Nie musiała pytać pracowników czy dostarczona została do niej paczka, a gdy składniki już miała mogła zabrać się do pracy. Sięgnęła po teczkę i odwiązując troczki wyciągnęła plik kartek ze szkicami. Rozłożyła je przed Sigrun na ladzie. - Może dopasować projekt do pani wymagań.
Zapewniła jeszcze pozwalając kobiecie zapoznać się z projektami, sama w tym czasie zniknęła na chwilę za kotarą, słychać było jedynie stukot jej obcasów na kamiennej posadzce. W tym czasie Sigrun mogła przyjrzeć się szkicom. Część z nich przedstawiała broszki, pierścionki, kolczyki, spinki do włosów czy też szpile i grzebienie. Nie brakowało jednak wisiorów, o których wspomniała wcześniej. Mogła zauważyć, że część z nich była masywna i ciężka, jakby kuta i ozdobiona kamieniami szlachetnymi przybierając najróżniejsze formy od kwiatów, poprzez klucze, wizerunki czaszek czy zwierząt. Inne zaś były delikatniejsze i smuklejsze. Były wzory przypominające swym wyglądem krople, maski weneckie czy listki z ażurowymi zdobieniami, w każdym jednak było miejsce na umiejscowienie talizmanu, który miał działać, a jedynie był w pięknej oprawie. Nie brakowało też szkiców sygnetów. Jedne miały zdobienia wypukłe przedstawiające głowy lwa lub symbole rodowe, inne zaś posiadały grawerunki przedstawiające kotwice czy węża zjadającego własny ogon. Primrose wyszła zza kotary niosąc pudełko, które otworzyła przed Sigrun.
-To część z gotowych wyrobów, w które należy wstawić talizman. - Wyjaśniła podając go czarownicy. W środku, w wyściełanych atłasem przegródkach znajdowały się wisiory, broszki czy bransoletki. Jeden z wyrobów przedstawiał małego nietoperza, w którego łapki należało wstawić talizman, inny zaś był ćmą, której odwłok był pusty i czekał na wypełnienie. Robota była niezwykle precyzyjna i dokładna, widać było, że złotnik znał się na swojej robocie, a Sigrun mogła zobaczyć realny wyrób, a nie tylko szkice i plany, które nie oddawały w pełni kunsztu wykonawcy.
-Coś zwróciło szczególnie pani uwagę? - Zapytała jeszcze, wiedziała, że czasami należało pomóc klientowi wybrać odpowiedni model, czy dany projekt zmodyfikować pod jego potrzeby, a nieraz stworzyć coś zupełnie nowego.
May god have mercy on my enemies
'cause I won't
'cause I won't
Primrose Burke
Zawód : Badacz artefaktów, twórca talizmanów, Dama
Wiek : 23
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
Problem wyjątków od reguł polega na ustaleniu granicy.
OPCM : 4 +1
UROKI : 1
ALCHEMIA : 29 +2
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 6 +2
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 10
Genetyka : Czarownica
Rycerze Walpurgii
Primrose nie zamierzała dopytywać, Sigrun zaś planowała się tłumaczyć nawet w przypadku pytań. Nie czuła takiego obowiązku. Podkreśliła swoje powiązania z Mulciberem, bo była dumna ze sprawy, której oboje służyli. Z idei jakie im przyświecały. Ze służby Czarnemu Panu w ogóle. Noszony na przedramieniu Mroczny Znak był dla Sigrun najwyższym odznaczeniem, zaszczytem. Nie mogła zdradzać obcym szczegółów dotyczących Rycerzy Walpurgii, niekiedy jednak niemal ją nosiło, by nie pochwalić się tym, zaznaczyć jednocześnie swą pozycję. Czarny Pan wyniósł Sigrun wszak wysoko, dał władzę, wyróżnił spośród innych. Zaszczytów nie należało ukrywać. Zastanawiała się jak wiele lord Edgar Burke i sam Craig, który również nosił Mroczny Znak, zdradzili członkom swojej rodziny.
- Ufam. Odnajdzie zatem panią. Amulety wolałabym jednak odebrać osobiście - odparła Rookwood. Astrid była młodą sową, zaledwie trzyletnią, korespondencję dostarczała jednak niezawodnie. Wiedźma mogła na niej polegać. Nigdy, jak dotąd, nie zgubiła i nie pozwoliła przechwycić niesionego listu. - Dziękuję - mruknęła cicho, sięgając dłońmi do położonych na ladzie teczek, w których odnalazła liczne projekty.
Kątem oka zauważyła, że lady Burke się oddala, znika na zapleczu, a jej obecność w pobliżu sygnalizowały jedynie obcasiki pantofli. Sigrun nieśpiesznie przeglądała rysunki, nie chcąc podejmować decyzji byle jakiej, lecz zastanawiać się zbyt długo też nie miała w zwyczaju. Wybrała kilka wzorów, które przypadły jej do gustu najbardziej, po czym w myślach odrzucała kolejne aż nie został tylko jeden wzór medalionu i sygnetu.
Na powrót Primrose nie czekała długo. Zjawiła się niemal od razu. Sigrun uniosła na nią spojrzenie i uśmiechnęła się lekko.
- Niech talizman z runą niezłomnego hartu znajdzie się w wisiorze. Dokładnie tym - oznajmiła blondynka, wyciągając kartę, na której widniał wzór medalionu w kształcie kropli, wokół kryształu zaś miał zostać wygrawerowany wilk. - Jeśli chodzi zaś o runę krwi trolla... - mruknęła przekładając pergamin, by znaleźć drugi wybrany wzór. On przedstawiał zaś męski sygnet, gdzie wąż morski owijał się wokół palca i zamiast oczu miał kryształy. - Nie będzie to problemem? - upewniła się Sigrun, podnosząc spojrzenie na lady Burke.
Nie wydawała się szczególnie wybredna. To nie na unikatowej, wyjątkowej biżuterii jej zależało, nie na wyglądzie zewnętrznym, inaczej udałaby się do jubilera - potrzebowała talizmanów o konkretnych właściwościach. Projektowanie własnych wzorów zajęłoby znacznie więcej czasu i wydłużyło cały proces. Wybrane zaś przypadały jej do gustu.
Omówiwszy szczegóły zamówienia, przeszły do kwestii finansowych. Talizmany miały kosztować, nie zamierzała jednak oszczędzać - zależało jej na nich. Rozumiała ryzyko niepowodzenia, lecz wierzyła, że Caelan znajdzie odpowiednie źródło materiałów. Obiecawszy przesłać sowę z pakunkiem w najbliższych dniach Sigrun pożegnała się z lady Burke i opuściła sklep.
| zt x2
- Ufam. Odnajdzie zatem panią. Amulety wolałabym jednak odebrać osobiście - odparła Rookwood. Astrid była młodą sową, zaledwie trzyletnią, korespondencję dostarczała jednak niezawodnie. Wiedźma mogła na niej polegać. Nigdy, jak dotąd, nie zgubiła i nie pozwoliła przechwycić niesionego listu. - Dziękuję - mruknęła cicho, sięgając dłońmi do położonych na ladzie teczek, w których odnalazła liczne projekty.
Kątem oka zauważyła, że lady Burke się oddala, znika na zapleczu, a jej obecność w pobliżu sygnalizowały jedynie obcasiki pantofli. Sigrun nieśpiesznie przeglądała rysunki, nie chcąc podejmować decyzji byle jakiej, lecz zastanawiać się zbyt długo też nie miała w zwyczaju. Wybrała kilka wzorów, które przypadły jej do gustu najbardziej, po czym w myślach odrzucała kolejne aż nie został tylko jeden wzór medalionu i sygnetu.
Na powrót Primrose nie czekała długo. Zjawiła się niemal od razu. Sigrun uniosła na nią spojrzenie i uśmiechnęła się lekko.
- Niech talizman z runą niezłomnego hartu znajdzie się w wisiorze. Dokładnie tym - oznajmiła blondynka, wyciągając kartę, na której widniał wzór medalionu w kształcie kropli, wokół kryształu zaś miał zostać wygrawerowany wilk. - Jeśli chodzi zaś o runę krwi trolla... - mruknęła przekładając pergamin, by znaleźć drugi wybrany wzór. On przedstawiał zaś męski sygnet, gdzie wąż morski owijał się wokół palca i zamiast oczu miał kryształy. - Nie będzie to problemem? - upewniła się Sigrun, podnosząc spojrzenie na lady Burke.
Nie wydawała się szczególnie wybredna. To nie na unikatowej, wyjątkowej biżuterii jej zależało, nie na wyglądzie zewnętrznym, inaczej udałaby się do jubilera - potrzebowała talizmanów o konkretnych właściwościach. Projektowanie własnych wzorów zajęłoby znacznie więcej czasu i wydłużyło cały proces. Wybrane zaś przypadały jej do gustu.
Omówiwszy szczegóły zamówienia, przeszły do kwestii finansowych. Talizmany miały kosztować, nie zamierzała jednak oszczędzać - zależało jej na nich. Rozumiała ryzyko niepowodzenia, lecz wierzyła, że Caelan znajdzie odpowiednie źródło materiałów. Obiecawszy przesłać sowę z pakunkiem w najbliższych dniach Sigrun pożegnała się z lady Burke i opuściła sklep.
| zt x2
She's lost control
again
Sigrun Rookwood
Zawód : dowódca grupy łowców wilkołaków
Wiek : 30
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowa
I am not
ruined
I am
r u i n a t i o n
ruined
I am
r u i n a t i o n
OPCM : 35 +2
UROKI : 4 +1
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 5
CZARNA MAGIA : 47 +5
ZWINNOŚĆ : 18
SPRAWNOŚĆ : 19
Genetyka : Metamorfomag
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
30.10.1957
Zgodnie z prośbą Sigrun Rookwood pozostawiła zamówienie w sklepie. Specjalnie przyszła tego dnia chwilę wcześniej aby zająć się zapakowaniem talizmanu. Sięgnęła więc po atłasowy woreczek, do którego ostrożnie włożyła wisior i zawiązała jedwabną wstążką. Pochyliła się aby odnaleźć małe pudełeczka na biżuterię, ale ich nie znalazła tam gdzie zwykle je trzymała. Zmarszczyła brwi z niezadowoleniem gdyż była pewna, że złożyła na nie zamówienie. Udawała się na zaplecze aby tam poszukać zguby. Pod stertą kartonów i skrzynek wreszcie znalazła swoje zamówienie, które winno być wypakowane już od tygodnia. Westchnęła i odnalazła pudełeczko, które ją interesowało i włożyła do jego wnętrza atłasowy woreczek, następnie dołożyła jeszcze wizytówkę oraz gwarancję jakości sygnowaną jej podpisem.
Na eleganckiej papeterii naniosła zaś parę słów dla klientki.
Szanowna Pani Rookwood,
Z przyjemnością wręczam Pani talizman runy krwi trolla. Zgodnie z Pani życzeniem jest umieszczony w naszyjniku, którego wzór został wybrany w czasie składania zamówienia. Talizman jest dość wytrzymały jednak zalecam ostrożność i gdy będzie Pani w trakcie misji chowanie go pod ubraniem by nikt nie mógł go zerwać lub uszkodzić.
Z wyrazami szacunku
Lady Primrose Burke
Lisy schowała do koperty, a tą złączyła do paczuszki. Pudełko zostało zapakowane w zielony, ozdobny papier i przewiązany wstążką. Tak zapakowane zamówienie odłożyła na odpowiednią półkę w sklepie, wśród innych paczek, które czekały na odebranie. Przekazała pracownikowi aby to konkretne zamówienie oddał bezpośrednio w ręce Sigrun i nikogo innego. Jeżeli ktoś obcy się zgłosi ma odmówić i wyprosić taką osobę. Nie mogli sobie pozwolić na to aby oddawać zamówienie, tylko dlatego, że ktoś się na kogoś powoła. Zwłaszcza, że pani Rookwood wyraźnie podkreśliła, że woli odebrać zamówienie na miejscu. Primrose musiała ją jeszcze jedynie poinformować o tym, że zamówienie jest gotowe do odbioru. Dlatego też pochyliła się nad stołem aby napisać, krótki list do klientki, że może przybyć do sklepu po swoje zamówienie.
zt
|Przekazuję talizman runę krwi trolla dla Sigrun
Zgodnie z prośbą Sigrun Rookwood pozostawiła zamówienie w sklepie. Specjalnie przyszła tego dnia chwilę wcześniej aby zająć się zapakowaniem talizmanu. Sięgnęła więc po atłasowy woreczek, do którego ostrożnie włożyła wisior i zawiązała jedwabną wstążką. Pochyliła się aby odnaleźć małe pudełeczka na biżuterię, ale ich nie znalazła tam gdzie zwykle je trzymała. Zmarszczyła brwi z niezadowoleniem gdyż była pewna, że złożyła na nie zamówienie. Udawała się na zaplecze aby tam poszukać zguby. Pod stertą kartonów i skrzynek wreszcie znalazła swoje zamówienie, które winno być wypakowane już od tygodnia. Westchnęła i odnalazła pudełeczko, które ją interesowało i włożyła do jego wnętrza atłasowy woreczek, następnie dołożyła jeszcze wizytówkę oraz gwarancję jakości sygnowaną jej podpisem.
Na eleganckiej papeterii naniosła zaś parę słów dla klientki.
Szanowna Pani Rookwood,
Z przyjemnością wręczam Pani talizman runy krwi trolla. Zgodnie z Pani życzeniem jest umieszczony w naszyjniku, którego wzór został wybrany w czasie składania zamówienia. Talizman jest dość wytrzymały jednak zalecam ostrożność i gdy będzie Pani w trakcie misji chowanie go pod ubraniem by nikt nie mógł go zerwać lub uszkodzić.
Z wyrazami szacunku
Lady Primrose Burke
Lisy schowała do koperty, a tą złączyła do paczuszki. Pudełko zostało zapakowane w zielony, ozdobny papier i przewiązany wstążką. Tak zapakowane zamówienie odłożyła na odpowiednią półkę w sklepie, wśród innych paczek, które czekały na odebranie. Przekazała pracownikowi aby to konkretne zamówienie oddał bezpośrednio w ręce Sigrun i nikogo innego. Jeżeli ktoś obcy się zgłosi ma odmówić i wyprosić taką osobę. Nie mogli sobie pozwolić na to aby oddawać zamówienie, tylko dlatego, że ktoś się na kogoś powoła. Zwłaszcza, że pani Rookwood wyraźnie podkreśliła, że woli odebrać zamówienie na miejscu. Primrose musiała ją jeszcze jedynie poinformować o tym, że zamówienie jest gotowe do odbioru. Dlatego też pochyliła się nad stołem aby napisać, krótki list do klientki, że może przybyć do sklepu po swoje zamówienie.
zt
|Przekazuję talizman runę krwi trolla dla Sigrun
May god have mercy on my enemies
'cause I won't
'cause I won't
Primrose Burke
Zawód : Badacz artefaktów, twórca talizmanów, Dama
Wiek : 23
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
Problem wyjątków od reguł polega na ustaleniu granicy.
OPCM : 4 +1
UROKI : 1
ALCHEMIA : 29 +2
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 6 +2
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 10
Genetyka : Czarownica
Rycerze Walpurgii
|28.10.1957
Tego dnia miała pilnować sklepu i obsługiwać klientów. Lubiła tą część pracy, a najbardziej wtedy kiedy osoba, z którą rozmawiała uświadamiała sobie, że ma przed sobą lady Burke. Widziała wtedy to spojrzenie mówiące, że nie jak się zachować lub też marszczenie nosa świadczące o niezadowoleniu. Była świadoma opinii jaka krąży o szlachciankach; postrzegane jako porcelanowe lalki, wiecznie obsługiwane przez tabun służących i marudzące na temat jakości jedwabiu z jakiego uszyte są ich suknie. Kiedyś mocno się przeciwko temu buntowała, wręcz obrażała, ale z czasem zrozumiała, że o wiele więcej satysfakcji przynosi zmiana nastawienia drugiej strony poprzez zachowanie, którego się ta nie spodziewa. Przyjmując zamówienie na talizman lub omawiając jakiego artefaktu ktoś potrzebuje mogła również udowodnić swój profesjonalizm oraz to, że jest właściwą osobą, na właściwym miejscu.
W chwili spokoju, jaka teraz trwała przeglądała księgi rachunkowe oraz korespondencję od klientów, którzy zamawiali coś listownie. Jeden z nich zamówił rękę Glorii, więc nie zastanawiając się długo sięgnęła po odpowiednie pudło, do którego włożyła zamówienie wcześniej zabezpieczając je woreczkiem zawiązanym na ozdobny sznurek. Do środka dołożyła certyfikat autentyczności oraz wizytówkę sklepu z podziękowaniem za zaufanie Borginowi & Burke w tej materii. Następnie owinęła pudełko w szary papier, zabezpieczyła i zaadresowała. Odłożyła pakunek na odpowiednią półkę, a pod koniec dnia pakunki zostaną wysłane sowami. Kolejny list dotyczył sznura wisielca, który miał przynosić szczęście więc ponownie podeszła do odpowiedniej gabloty aby wyciągnąć przedmiot i zapakować go jak poprzednio zrobiła to z ręką Glorii. Burke szczycili się tym, że zawsze starannie realizowali potrzeby klientów oraz baczyli na szczegóły. Mogli przecież zrezygnować z tej pracy, byli bogaci, mieli majątek, ale nie o to w tym chodziło. Budowanie zaufania w społeczności magicznej, zbieranie kontaktów i powiększanie imperium opium oraz handlu artefaktami - to był ich główny cel. Niekoronowani władcy Nokturnu mieli interes w tym aby sklep działał, aby jego renoma nadal rosła i sławiła ich nazwisko.
Kiedy usłyszała dzwonek świadczący o tym, że pojawił się klient odwróciła się od półki, na której kładła spakowane zamówienia by spojrzeć w twarz Elviry Multon. Dokładnie tej samej, którą Craig wytargał za rękę na pogrzebie Alpharda. Tej samej, która nurkowała pomiędzy ich krzesłami w krypcie. Jednak powieka jej nie drgnęła kiedy na jej twarzy pojawił się uprzejmy uśmiech, a ona zwróciła się do kobiety.
-Witam, w czym mogę pomóc? - Zapytała skupiając całą swoją uwagę na czarownicy.
Tego dnia miała pilnować sklepu i obsługiwać klientów. Lubiła tą część pracy, a najbardziej wtedy kiedy osoba, z którą rozmawiała uświadamiała sobie, że ma przed sobą lady Burke. Widziała wtedy to spojrzenie mówiące, że nie jak się zachować lub też marszczenie nosa świadczące o niezadowoleniu. Była świadoma opinii jaka krąży o szlachciankach; postrzegane jako porcelanowe lalki, wiecznie obsługiwane przez tabun służących i marudzące na temat jakości jedwabiu z jakiego uszyte są ich suknie. Kiedyś mocno się przeciwko temu buntowała, wręcz obrażała, ale z czasem zrozumiała, że o wiele więcej satysfakcji przynosi zmiana nastawienia drugiej strony poprzez zachowanie, którego się ta nie spodziewa. Przyjmując zamówienie na talizman lub omawiając jakiego artefaktu ktoś potrzebuje mogła również udowodnić swój profesjonalizm oraz to, że jest właściwą osobą, na właściwym miejscu.
W chwili spokoju, jaka teraz trwała przeglądała księgi rachunkowe oraz korespondencję od klientów, którzy zamawiali coś listownie. Jeden z nich zamówił rękę Glorii, więc nie zastanawiając się długo sięgnęła po odpowiednie pudło, do którego włożyła zamówienie wcześniej zabezpieczając je woreczkiem zawiązanym na ozdobny sznurek. Do środka dołożyła certyfikat autentyczności oraz wizytówkę sklepu z podziękowaniem za zaufanie Borginowi & Burke w tej materii. Następnie owinęła pudełko w szary papier, zabezpieczyła i zaadresowała. Odłożyła pakunek na odpowiednią półkę, a pod koniec dnia pakunki zostaną wysłane sowami. Kolejny list dotyczył sznura wisielca, który miał przynosić szczęście więc ponownie podeszła do odpowiedniej gabloty aby wyciągnąć przedmiot i zapakować go jak poprzednio zrobiła to z ręką Glorii. Burke szczycili się tym, że zawsze starannie realizowali potrzeby klientów oraz baczyli na szczegóły. Mogli przecież zrezygnować z tej pracy, byli bogaci, mieli majątek, ale nie o to w tym chodziło. Budowanie zaufania w społeczności magicznej, zbieranie kontaktów i powiększanie imperium opium oraz handlu artefaktami - to był ich główny cel. Niekoronowani władcy Nokturnu mieli interes w tym aby sklep działał, aby jego renoma nadal rosła i sławiła ich nazwisko.
Kiedy usłyszała dzwonek świadczący o tym, że pojawił się klient odwróciła się od półki, na której kładła spakowane zamówienia by spojrzeć w twarz Elviry Multon. Dokładnie tej samej, którą Craig wytargał za rękę na pogrzebie Alpharda. Tej samej, która nurkowała pomiędzy ich krzesłami w krypcie. Jednak powieka jej nie drgnęła kiedy na jej twarzy pojawił się uprzejmy uśmiech, a ona zwróciła się do kobiety.
-Witam, w czym mogę pomóc? - Zapytała skupiając całą swoją uwagę na czarownicy.
May god have mercy on my enemies
'cause I won't
'cause I won't
Primrose Burke
Zawód : Badacz artefaktów, twórca talizmanów, Dama
Wiek : 23
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
Problem wyjątków od reguł polega na ustaleniu granicy.
OPCM : 4 +1
UROKI : 1
ALCHEMIA : 29 +2
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 6 +2
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 10
Genetyka : Czarownica
Rycerze Walpurgii
Rzadko zdarzało się, by korzystała z usług, jakie miały do zaoferowania sklepy na Śmiertelnym Nokturnie. Były lokale lepsze, pewniejsze, takie, gdzie nie miała najmniejszej wątpliwości, skąd pochodzi produkt ani jaka jest jego jakość. Nokturn przydawał się wyłącznie wtedy, gdy zależało jej na nabyciu ingrediencji zakazanej, czasem części ciał, choć i o nie starała się w całym Londynie. W dzisiejszych czasach granica między legalnym a nielegalnym zacierała się na tyle, że Śmiertelny Nokturn tracił stopniowo reputację nory bez dna czarodziejskiego świata. Elvira nie wątpiła, że da się tutaj kupić wszytko; zastanawiała się tylko za jaką cenę i czy warto.
Borgin & Burke wyróżniał się na tle pozostałych sklepów, choć wcale nie miała na myśli witryny czy budynku, ten był tak samo obskurny i szary jak reszta. Znakiem rozpoznawczym było jednak wypisane złotą farbą nazwisko szlacheckie, nazwisko Rycerzy. Myślałby kto, że tacy właściciele wzbudzą w niej zaufanie, że będzie zaglądać tu częściej. W pewnym stopniu może żałowała, że do tej pory czyniła to tak rzadko. Na tej ulicy liczyły się dla Elviry wyłącznie lecznica, karczmy i niektóre mieszkania. Jeżeli nadszedł czas, aby to zmienić, mogła tylko żywić nadzieję, że wcale tego nie pożałuje.
Na spotkanie z Primrose Burke - z uwagi na jej szlachetne tytuły - uzdrowicielka zdecydowała się przygotować skrupulatniej niż czyniła to zazwyczaj. Tknęła powieki minimalną ilością czernidła, podkręciła rzęsy, z szafy wybrała turkusową sukienkę z prostokątnym dekoltem i trzema srebrnymi sznurami w pasie, czarny płaszcz pozostawiła stylowo rozpięty, a włosy dokładnie rozczesała. Ich pierwsze spotkanie nie było dla Elviry chwalebne, ale nie zamierzała drugi raz sprawiać złego wrażenia. Była wszak elegancką kobietą, która wiedziała dobrze, czego oczekuje od życia.
Po otwarciu drzwi sklepu zadźwięczał dzwonek, w pierwszej chwili w oczy klientki rzuciły się poukładane w gablotach artefakty. Nie pozwoliła sobie długo błądzić z zaciekawieniem, delikatny ruch za kontuarem przykuł jej uwagę.
- Lady Burke - przywitała się neutralnym tonem, wykonując ruch przypominający dygnięcie. Protezę, skrytą pod rękawiczką, gustownie oparła na biodrze. - O ile pamiętam, zapowiedziałam się listownie. Nazywam się Elvira Multon, przybywam w sprawie artefaktu. - Zbliżyła się do lady, ale powstrzymała naturalny impuls, aby oprzeć na niej łokcie, jak w barze. Zmusiła usta do lekkiego uśmiechu. Im bliżej była, tym wyraźniej Primrose mogła wyczuć lekką woń lawendy. - Czy to miejsce jest wystarczająco dyskretne?
Borgin & Burke wyróżniał się na tle pozostałych sklepów, choć wcale nie miała na myśli witryny czy budynku, ten był tak samo obskurny i szary jak reszta. Znakiem rozpoznawczym było jednak wypisane złotą farbą nazwisko szlacheckie, nazwisko Rycerzy. Myślałby kto, że tacy właściciele wzbudzą w niej zaufanie, że będzie zaglądać tu częściej. W pewnym stopniu może żałowała, że do tej pory czyniła to tak rzadko. Na tej ulicy liczyły się dla Elviry wyłącznie lecznica, karczmy i niektóre mieszkania. Jeżeli nadszedł czas, aby to zmienić, mogła tylko żywić nadzieję, że wcale tego nie pożałuje.
Na spotkanie z Primrose Burke - z uwagi na jej szlachetne tytuły - uzdrowicielka zdecydowała się przygotować skrupulatniej niż czyniła to zazwyczaj. Tknęła powieki minimalną ilością czernidła, podkręciła rzęsy, z szafy wybrała turkusową sukienkę z prostokątnym dekoltem i trzema srebrnymi sznurami w pasie, czarny płaszcz pozostawiła stylowo rozpięty, a włosy dokładnie rozczesała. Ich pierwsze spotkanie nie było dla Elviry chwalebne, ale nie zamierzała drugi raz sprawiać złego wrażenia. Była wszak elegancką kobietą, która wiedziała dobrze, czego oczekuje od życia.
Po otwarciu drzwi sklepu zadźwięczał dzwonek, w pierwszej chwili w oczy klientki rzuciły się poukładane w gablotach artefakty. Nie pozwoliła sobie długo błądzić z zaciekawieniem, delikatny ruch za kontuarem przykuł jej uwagę.
- Lady Burke - przywitała się neutralnym tonem, wykonując ruch przypominający dygnięcie. Protezę, skrytą pod rękawiczką, gustownie oparła na biodrze. - O ile pamiętam, zapowiedziałam się listownie. Nazywam się Elvira Multon, przybywam w sprawie artefaktu. - Zbliżyła się do lady, ale powstrzymała naturalny impuls, aby oprzeć na niej łokcie, jak w barze. Zmusiła usta do lekkiego uśmiechu. Im bliżej była, tym wyraźniej Primrose mogła wyczuć lekką woń lawendy. - Czy to miejsce jest wystarczająco dyskretne?
you cannot burn away what has always been
aflame
Elvira Multon
Zawód : Uzdrowicielka, koronerka, fascynatka anatomii
Wiek : 29 lat
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
Once you cross the line,
will you be satisfied?
will you be satisfied?
OPCM : 9 +1
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 28 +2
TRANSMUTACJA : 15 +6
CZARNA MAGIA : 17
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 6
Genetyka : Czarownica
Rycerze Walpurgii
Słysząc nazwisko Multon nawet powieka jej nie drgnęła, ale przypomniała sobie jak Aquila w swoim liście jakiś czas temu pytała o Elvire Multon; była wielce ciekawa jej osoby, a tym samym Prim, która nie wiedziała czy czymś jeszcze blondynka zaskoczyła lady Black, że jej nazwisko utkwiło w umyśle przyjaciółki.
Dygnięcie było dość sporym zaskoczeniem, raczej tego nie oczekiwała od kogokolwiek, nie była udzielnym władcą przed którym należy dygać. Zamiast tego wyszła zza kontuaru podając Elvirze dłoń w geście powitania.
-Lady Primrose Burke - Przedstawiła się.-Miło mi panią poznać, panno Multon.
Po tym powitaniu wskazała jej jeden z wolnych foteli we wnętrzu sklepu gdzie mogła z klientem omówić jego oczekiwania, chyba że ten wolał stać. Nigdy nie narzucała tego jak ma być prowadzona rozmowa.
-Proszę mi powiedzieć dokładnie czego pani oczekuje. - Zapytanie czy jest w sklepie dyskretnie puściła mimo uszu uznając to za lapsus językowy. Musiała na sam początek jednak wysłuchać kobiety, jakie miała oczekiwania, czym artefakt miał się charakteryzować, jaką pełnić funkcję. Czy miał być dla zamawiające czy prezentem dla kogoś, jak się bardzo często zdarzało. Innymi słowy, póki Elvira dokładnie nie wyłoży lady Burke swoich potrzeb to ta nic nie będzie wstanie zrobić. -Proszę mi opisać co pani potrzebuje, a ja postaram się znaleźć czy też zaproponować artefakt pasujący do owego opisu.
Żywiła jedynie nadzieję, że panna Multon miała wizję i dokładne oczekiwania czy też potrzebę, bo nie było nic gorszego jak zgadywanie czy ciągnięcie klienta za przysłowiowy język aby wyartykułować swoje potrzeby.
Multon nie była pierwszym przedstawicielem Rycerzy Walpurgii, którzy zakupywali coś w sklepie, a którym miała okazję realizować owe zamówienia. Była wręcz dumna z tego, że mogła to robić; chciała zaistnieć jako dobry, wręcz świetny wytwórca, na którym można polegać zlecając wykonanie talizmanów czy badanie artefaktów. Pozostało jej jedynie poznanie natury klątw i umiejętność ich zdejmowania czy też nakładania. Poczyniła jednak już ku temu kroki aby ową wiedzę zdobyć i któż jej pomagał jak nie kolejny członek organizacji, do której należał jej brat oraz kuzyni.
Dygnięcie było dość sporym zaskoczeniem, raczej tego nie oczekiwała od kogokolwiek, nie była udzielnym władcą przed którym należy dygać. Zamiast tego wyszła zza kontuaru podając Elvirze dłoń w geście powitania.
-Lady Primrose Burke - Przedstawiła się.-Miło mi panią poznać, panno Multon.
Po tym powitaniu wskazała jej jeden z wolnych foteli we wnętrzu sklepu gdzie mogła z klientem omówić jego oczekiwania, chyba że ten wolał stać. Nigdy nie narzucała tego jak ma być prowadzona rozmowa.
-Proszę mi powiedzieć dokładnie czego pani oczekuje. - Zapytanie czy jest w sklepie dyskretnie puściła mimo uszu uznając to za lapsus językowy. Musiała na sam początek jednak wysłuchać kobiety, jakie miała oczekiwania, czym artefakt miał się charakteryzować, jaką pełnić funkcję. Czy miał być dla zamawiające czy prezentem dla kogoś, jak się bardzo często zdarzało. Innymi słowy, póki Elvira dokładnie nie wyłoży lady Burke swoich potrzeb to ta nic nie będzie wstanie zrobić. -Proszę mi opisać co pani potrzebuje, a ja postaram się znaleźć czy też zaproponować artefakt pasujący do owego opisu.
Żywiła jedynie nadzieję, że panna Multon miała wizję i dokładne oczekiwania czy też potrzebę, bo nie było nic gorszego jak zgadywanie czy ciągnięcie klienta za przysłowiowy język aby wyartykułować swoje potrzeby.
Multon nie była pierwszym przedstawicielem Rycerzy Walpurgii, którzy zakupywali coś w sklepie, a którym miała okazję realizować owe zamówienia. Była wręcz dumna z tego, że mogła to robić; chciała zaistnieć jako dobry, wręcz świetny wytwórca, na którym można polegać zlecając wykonanie talizmanów czy badanie artefaktów. Pozostało jej jedynie poznanie natury klątw i umiejętność ich zdejmowania czy też nakładania. Poczyniła jednak już ku temu kroki aby ową wiedzę zdobyć i któż jej pomagał jak nie kolejny członek organizacji, do której należał jej brat oraz kuzyni.
May god have mercy on my enemies
'cause I won't
'cause I won't
Primrose Burke
Zawód : Badacz artefaktów, twórca talizmanów, Dama
Wiek : 23
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
Problem wyjątków od reguł polega na ustaleniu granicy.
OPCM : 4 +1
UROKI : 1
ALCHEMIA : 29 +2
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 6 +2
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 10
Genetyka : Czarownica
Rycerze Walpurgii
Choć odznaczała się wyjątkowym narcyzmem i próżnym przekonaniem o własnej istotności, nie podejrzewałaby nigdy, że ktokolwiek mógłby wręczyć Primrose Burke list z pytaniami na jej temat. Błoga nieświadomość pozwoliła jej podejść do spotkania bez żadnych uprzedzeń, bo choć do dam jako takich miała stosunek balansujący na granicy obojętności i niechęci, sam fakt, że młoda Burke pracowała w sklepie z czarnomagicznymi artefaktami i zajmowała się wytwarzaniem talizmanów, stawiał ją na pozycji wyższej niż Wendelina Selwyn, czy inne trzpiotki, które tylko twierdzą, że coś w życiu osiągają. Elvira była zainteresowana. Nie tylko ze względów handlowych, na talizmanie wszak zależało jej naprawdę, ale i z powodu wewnętrznej sufrażystki, która chciała widzieć kobiety wkoło siebie mądre i mądrzejsze od mężczyzn.
Uśmiechnęła się lekko, choć uśmiech ten nie sięgnął oczu, gdy Burke podała jej dłoń na powitanie. Ujęła tę drobną dłoń swoją własną, równie szczupłą, i uścisnęła lekko, ale wystarczająco energicznie, by był to gest poważny, nie sztuczny.
- Mi również miło poznać lady. W istocie najwyższa przyjemność. - Nie chciała brzmieć sarkastycznie, ale nie zawsze miała nad językiem kontrolę; usta przemawiały tak, jak przyzwyczaiła je przez liczne lata ignorancji i jadu. - Jeżeli miałabym zachować szczerość, bardziej niż zawartość samego sklepu interesują mnie lady umiejętności - Usiadła na wskazanym fotelu, rozkładając się na nim wygodnie, ale nie bezczelnie. Nie krzyżowała nóg, a dłonie trzymała przy sobie na kolanach. - Zależałoby mi na talizmanie, w postaci broszy lub medalionu, czegoś, co mogę mieć wciąż przy sobie; talizmanie, który będzie pomagał mi przeżyć, doda mi witalności, ochroni mnie wtedy, gdy narażę się na liczne obrażenia... co nie raz miało już miejsce - dodała ciszej, podpierając brodę na pająkowatych palcach.
Obserwowała Primrose uważnie spod zmrużonych powiek, zastanawiała się, czy jest tak dobra, jak sugerowali informatorzy i czy po wszystkim, co miało miejsce na pogrzebie, zgodzi się zaoferować swe usługi w stopniu równie dokładnym jak czyniła to z klientami krwi szlachetnej. Czy zdawała sobie sprawę z tego, że Elvira jest Rycerzem Walpurgii? Powinna, wszakże pochodziła z rodziny, która dla Czarnego Pana poświęciłaby wszystko.
Uśmiechnęła się lekko, choć uśmiech ten nie sięgnął oczu, gdy Burke podała jej dłoń na powitanie. Ujęła tę drobną dłoń swoją własną, równie szczupłą, i uścisnęła lekko, ale wystarczająco energicznie, by był to gest poważny, nie sztuczny.
- Mi również miło poznać lady. W istocie najwyższa przyjemność. - Nie chciała brzmieć sarkastycznie, ale nie zawsze miała nad językiem kontrolę; usta przemawiały tak, jak przyzwyczaiła je przez liczne lata ignorancji i jadu. - Jeżeli miałabym zachować szczerość, bardziej niż zawartość samego sklepu interesują mnie lady umiejętności - Usiadła na wskazanym fotelu, rozkładając się na nim wygodnie, ale nie bezczelnie. Nie krzyżowała nóg, a dłonie trzymała przy sobie na kolanach. - Zależałoby mi na talizmanie, w postaci broszy lub medalionu, czegoś, co mogę mieć wciąż przy sobie; talizmanie, który będzie pomagał mi przeżyć, doda mi witalności, ochroni mnie wtedy, gdy narażę się na liczne obrażenia... co nie raz miało już miejsce - dodała ciszej, podpierając brodę na pająkowatych palcach.
Obserwowała Primrose uważnie spod zmrużonych powiek, zastanawiała się, czy jest tak dobra, jak sugerowali informatorzy i czy po wszystkim, co miało miejsce na pogrzebie, zgodzi się zaoferować swe usługi w stopniu równie dokładnym jak czyniła to z klientami krwi szlachetnej. Czy zdawała sobie sprawę z tego, że Elvira jest Rycerzem Walpurgii? Powinna, wszakże pochodziła z rodziny, która dla Czarnego Pana poświęciłaby wszystko.
you cannot burn away what has always been
aflame
Elvira Multon
Zawód : Uzdrowicielka, koronerka, fascynatka anatomii
Wiek : 29 lat
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
Once you cross the line,
will you be satisfied?
will you be satisfied?
OPCM : 9 +1
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 28 +2
TRANSMUTACJA : 15 +6
CZARNA MAGIA : 17
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 6
Genetyka : Czarownica
Rycerze Walpurgii
Los bywał przewrotny i stawiał naprzeciwko sobie osoby, które teoretycznie nie powinny mieć ze sobą nic wspólnego, a jednak Primrose buntowała się przeciwko narzuconym schematom; nie zgadzając się na to aby kobieta była spychana na margines społeczeństwa jako nadająca się jedynie do rodzenia dzieci i podtrzymywania ogniska domowego.
Nie chciała być na piedestale za to, że była kobietą; chciała na nim być za swoje osiągnięcia, za swój wkład w naukę i życie społeczne, za to co robi, co swoją postawą reprezentuje. Poszukiwała w swoim otoczeniu innych silnych i mądrych kobiet, które powoli acz systematycznie wchodziły pomiędzy szczeliny zbroi zasad i zwyczajów by luzować zapięcia i budować w ich miejsce nowe reguły. To jednak wymagało czasu, będąc w pełni tego świadomą robiła co do niej należało – zaznaczała swoje istnienie licząc, że w pewnym momencie zostanie to dostrzeżone.
Zajęła miejsce przy stoliku pozwalając na to aby panna Multon dokładnie wyraziła czego oczekuje i szuka w talizmanie. Im więcej szczegółów zdradzała tym lepiej, bo dzięki temu Primrose już po chwili wiedziała co takiego potrzebowała klienta.
-To czego pani szuka to runa kwitnącego życia. – Primrose wstała i udała się za ladę by po chwili wrócić z ciężką książką, którą położyła przed Elvirą. Przerzuciła parę pożółkłych kartek aż znalazła ustęp o właściwym talizmanie. –Runa kwitnącego życia, zwana inaczej runą zdrowia. Do stworzenia potrzebuję smoczej kości oraz ołowiu. To są podstawowe składniki. – Wyjaśniła, a następnie wskazała na kolejne zapiski. –Wspomniała pani, że potrzebuje talizmanu, który doda witalności i pozwoli przeżyć… wobec tego możemy go wzmocnić za pomocą kryształu górskiego, który wzmacnia ogólnie organizm i dobrze wpływa na ciało oraz rubin, dość ciężki obróbce ale może podbić działanie smoczej kości. – Starała się dokładnie słuchać klienta, to właśnie w pojedynczych słowach tkwiła cała esencja potrzeb i oczekiwań. –Zanim przejdziemy do wyboru kształtu broszy proszę zastanowić się nad zapieczętowaniem talizmanu runą, która sprawi, że moc każdego z kamieni zostanie skupiona w talizmanie i wzmocni jego działanie.
Każdy kolejny talizman wykonany na zamówienie dla klienta podnosił poprzeczkę, sprawiał, że się rozwijała i dążyła do perfekcji. Czasami prowadziło to do frustracji, powodowało złość, zniechęcenie i ogrom zmęczenia, ale nigdy się nie poddawała. Porażki przyjmowała jako wyzwanie, niezależnie czy w życiu zawodowym czy prywatnym.
Ponownie sięgnęła do księgi aby przejść do sekcji run, wskazała tą, która zwała się Uruz, a swym kształtem przypominała literę „n”.
-Uruz, runa, która ma wzmacniać zdrowie fizyczne, dobrze będzie współdziałać z rubinem i smoczą kością, która sama w sobie pochodząca od silnych stworzeń potrafi mocno wspierać wycieńczone ciało. – Primrose już od jakiegoś czasu chciała stworzyć podobny talizman dla kogoś innego, nadarzyła się okazja aby stworzyć jeszcze jeden. –Czy ma pani na tym etapie jakieś pytania?
Klienci potrafili mieć obawy lub też czegoś nie rozumieli, ona była do tego aby im pomóc.
-Proszę jeszcze mi powiedzieć czy myślała pani jak ta brosza miałaby wyglądać?
Nie chciała być na piedestale za to, że była kobietą; chciała na nim być za swoje osiągnięcia, za swój wkład w naukę i życie społeczne, za to co robi, co swoją postawą reprezentuje. Poszukiwała w swoim otoczeniu innych silnych i mądrych kobiet, które powoli acz systematycznie wchodziły pomiędzy szczeliny zbroi zasad i zwyczajów by luzować zapięcia i budować w ich miejsce nowe reguły. To jednak wymagało czasu, będąc w pełni tego świadomą robiła co do niej należało – zaznaczała swoje istnienie licząc, że w pewnym momencie zostanie to dostrzeżone.
Zajęła miejsce przy stoliku pozwalając na to aby panna Multon dokładnie wyraziła czego oczekuje i szuka w talizmanie. Im więcej szczegółów zdradzała tym lepiej, bo dzięki temu Primrose już po chwili wiedziała co takiego potrzebowała klienta.
-To czego pani szuka to runa kwitnącego życia. – Primrose wstała i udała się za ladę by po chwili wrócić z ciężką książką, którą położyła przed Elvirą. Przerzuciła parę pożółkłych kartek aż znalazła ustęp o właściwym talizmanie. –Runa kwitnącego życia, zwana inaczej runą zdrowia. Do stworzenia potrzebuję smoczej kości oraz ołowiu. To są podstawowe składniki. – Wyjaśniła, a następnie wskazała na kolejne zapiski. –Wspomniała pani, że potrzebuje talizmanu, który doda witalności i pozwoli przeżyć… wobec tego możemy go wzmocnić za pomocą kryształu górskiego, który wzmacnia ogólnie organizm i dobrze wpływa na ciało oraz rubin, dość ciężki obróbce ale może podbić działanie smoczej kości. – Starała się dokładnie słuchać klienta, to właśnie w pojedynczych słowach tkwiła cała esencja potrzeb i oczekiwań. –Zanim przejdziemy do wyboru kształtu broszy proszę zastanowić się nad zapieczętowaniem talizmanu runą, która sprawi, że moc każdego z kamieni zostanie skupiona w talizmanie i wzmocni jego działanie.
Każdy kolejny talizman wykonany na zamówienie dla klienta podnosił poprzeczkę, sprawiał, że się rozwijała i dążyła do perfekcji. Czasami prowadziło to do frustracji, powodowało złość, zniechęcenie i ogrom zmęczenia, ale nigdy się nie poddawała. Porażki przyjmowała jako wyzwanie, niezależnie czy w życiu zawodowym czy prywatnym.
Ponownie sięgnęła do księgi aby przejść do sekcji run, wskazała tą, która zwała się Uruz, a swym kształtem przypominała literę „n”.
-Uruz, runa, która ma wzmacniać zdrowie fizyczne, dobrze będzie współdziałać z rubinem i smoczą kością, która sama w sobie pochodząca od silnych stworzeń potrafi mocno wspierać wycieńczone ciało. – Primrose już od jakiegoś czasu chciała stworzyć podobny talizman dla kogoś innego, nadarzyła się okazja aby stworzyć jeszcze jeden. –Czy ma pani na tym etapie jakieś pytania?
Klienci potrafili mieć obawy lub też czegoś nie rozumieli, ona była do tego aby im pomóc.
-Proszę jeszcze mi powiedzieć czy myślała pani jak ta brosza miałaby wyglądać?
May god have mercy on my enemies
'cause I won't
'cause I won't
Primrose Burke
Zawód : Badacz artefaktów, twórca talizmanów, Dama
Wiek : 23
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
Problem wyjątków od reguł polega na ustaleniu granicy.
OPCM : 4 +1
UROKI : 1
ALCHEMIA : 29 +2
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 6 +2
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 10
Genetyka : Czarownica
Rycerze Walpurgii
Los kobiety w społeczeństwach tak parszywie patriarchalnych był trudniejszy z zasady, sama wiedziała dobrze, że czarownice w świętym Mungu - choć przyjmowane uczciwie na staże - miały mniej szans awansować na wysokie, kierownicze stanowiska, które od wiek wieków wydawały się chętniej przyznawane mężczyznom. Nie znała pełnej krasy tego o ileż trudniejsze jest życie młodej arystokratki, mogła się tego jedynie domyślać po losie własnej matki, odepchniętej od rodziny i środowiska tylko dlatego, że wyszła za mąż późno i nie za tego, z kim chciałaby widzieć ją czarodziejska socjeta. Starzy kawalerzy nie byli piętnowani w podobny sposób, ale ot, kulturowe nierówności i niesprawiedliwości, z którymi przyszło im się mierzyć od dziecka. Mimo tego, że miały trudniej i mogły czerpać z tego dodatkowy zapał, Elvira nie chciała być pierwsza wśród swoich - chciała być pierwsza wśród wszystkich, osiągając wielkie rzeczy na równi z mężczyznami. Być może właśnie to tak mocno odpowiadało jej w kręgach Rycerzy Walpurgii, że nie dobierano misji i zadań wedle płci, nie stawiano granic dla tych, którzy potrafili pokazać, że nie obawiają się sięgać po wielkość.
Nie wiedziała o tym, że Primrose Burke może myśleć podobnie, ale domyślała się tego po sposobie, w jakim kobieta obcowała na co dzień z wiedzą i skomplikowaną magią. Rozmawiały kulturalnie, ale bez ogródek, bez niepotrzebnych wstawek i pustych frazesów, które tak działały Elvirze na nerwy w pałacu Selwynów. Uśmiechnęła się nieco szczerzej niż do tej pory, gdy lady wstała, aby przynieść ze sobą księgę - zajrzały do niej z równym zainteresowaniem, lecz tylko dla Elviry były to rzeczy nowe, niepoznane.
- Runa kwitnącego życia... - powtórzyła z pewną dozą powagi, szacunku, przesuwając opuszką małego palca wzdłuż dolnej wargi. - Rubin, kryształ górski, smocza kość... - recytowała składniki, czując nieprzyjemny ścisk w dole żołądka na myśl o sumie galeonów, jakie będzie musiała na to wszystko wydać. Gdyby jednak usługi były tanie, to czy mogłaby uwierzyć w ich autentyczną wartość?
Jeszcze nie wtrącała się między słowa Primrose, chciała wysłuchać kobiety do końca, choć gdy doszły do symboli runicznych, wciąż stanowiących dla Elviry tajemnicę, przeszedł ją dreszcz, a w nozdrzach zapiekła woń palonego, martwego mięsa. Na moment zniknęła księga, zniknęła Primrose i ponure wnętrze sklepu - przez kilka ulotnych sekund znów trafiła do czarnej jaskini, gdzie w oddali jaśniała runa wyryta w kamieniu. Uruz, tak ją nazwała. Uzdrowicielka mogła nie być biegła w czytaniu run, ale nie widziała jej po raz pierwszy.
Burke poprosiła o pytania, a pierwszym, co cisnęło się Elvirze na język, było pytanie o cenę. Przygryzła jednak niesforny narząd, decydując się przejść do tego na końcu.
- Wszystko wydaje się jasne, zastanawiam się tylko... czy umieszczając runę na talizmanie, zaklina go lady? - Nie chciała zabrzmieć nieufnie, pamiętając jednak Locus Nihil, pamiętając Drew i jego klątwy, nic dziwnego, że nie potrafiła w pełni zaufać runom. - Efekt zawsze jest przewidywalny i jasno określony, jak rozumiem? - Kwestia wizualna interesowała ją mniej, cieszyła się jednak, że Primrose poruszyła ją pierwsza. - Nie chciałabym, aby bardzo rzucała się w oczy. Niezbyt ozdobna, skromna, ale elegancka. - Czy to miało sens?
[bylobrzydkobedzieladnie]
Nie wiedziała o tym, że Primrose Burke może myśleć podobnie, ale domyślała się tego po sposobie, w jakim kobieta obcowała na co dzień z wiedzą i skomplikowaną magią. Rozmawiały kulturalnie, ale bez ogródek, bez niepotrzebnych wstawek i pustych frazesów, które tak działały Elvirze na nerwy w pałacu Selwynów. Uśmiechnęła się nieco szczerzej niż do tej pory, gdy lady wstała, aby przynieść ze sobą księgę - zajrzały do niej z równym zainteresowaniem, lecz tylko dla Elviry były to rzeczy nowe, niepoznane.
- Runa kwitnącego życia... - powtórzyła z pewną dozą powagi, szacunku, przesuwając opuszką małego palca wzdłuż dolnej wargi. - Rubin, kryształ górski, smocza kość... - recytowała składniki, czując nieprzyjemny ścisk w dole żołądka na myśl o sumie galeonów, jakie będzie musiała na to wszystko wydać. Gdyby jednak usługi były tanie, to czy mogłaby uwierzyć w ich autentyczną wartość?
Jeszcze nie wtrącała się między słowa Primrose, chciała wysłuchać kobiety do końca, choć gdy doszły do symboli runicznych, wciąż stanowiących dla Elviry tajemnicę, przeszedł ją dreszcz, a w nozdrzach zapiekła woń palonego, martwego mięsa. Na moment zniknęła księga, zniknęła Primrose i ponure wnętrze sklepu - przez kilka ulotnych sekund znów trafiła do czarnej jaskini, gdzie w oddali jaśniała runa wyryta w kamieniu. Uruz, tak ją nazwała. Uzdrowicielka mogła nie być biegła w czytaniu run, ale nie widziała jej po raz pierwszy.
Burke poprosiła o pytania, a pierwszym, co cisnęło się Elvirze na język, było pytanie o cenę. Przygryzła jednak niesforny narząd, decydując się przejść do tego na końcu.
- Wszystko wydaje się jasne, zastanawiam się tylko... czy umieszczając runę na talizmanie, zaklina go lady? - Nie chciała zabrzmieć nieufnie, pamiętając jednak Locus Nihil, pamiętając Drew i jego klątwy, nic dziwnego, że nie potrafiła w pełni zaufać runom. - Efekt zawsze jest przewidywalny i jasno określony, jak rozumiem? - Kwestia wizualna interesowała ją mniej, cieszyła się jednak, że Primrose poruszyła ją pierwsza. - Nie chciałabym, aby bardzo rzucała się w oczy. Niezbyt ozdobna, skromna, ale elegancka. - Czy to miało sens?
[bylobrzydkobedzieladnie]
you cannot burn away what has always been
aflame
Elvira Multon
Zawód : Uzdrowicielka, koronerka, fascynatka anatomii
Wiek : 29 lat
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
Once you cross the line,
will you be satisfied?
will you be satisfied?
OPCM : 9 +1
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 28 +2
TRANSMUTACJA : 15 +6
CZARNA MAGIA : 17
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 6
Genetyka : Czarownica
Rycerze Walpurgii
Gdyby mogła zmieniłaby połowę zasad jaka rządziła się tym światem. Przewróciła do góry nogami, przewartościowała i ustawiła od nowa. Jednak nie było to możliwe, a nawet jeżeli to wprowadziłoby zamęt i chaos, którego nie dałoby się opanować. Należało postępować powoli, systematycznie, niczym ta kropla, która drąży skałę. Nie wiedziała, że ma przed sobą kobietę, być może zbyt zapatrzoną w siebie, ale również ambitną i pragnącą zmian w społeczeństwie.
Była teraz jednak jednym z Rycerzy Walpurgii, jej klientem, który zlecał jej pracę i zadanie do wykonania więc na tym miała się skupić. Musiała mieć pewność, że panna Multon wie jakie składniki będą potrzebne do wykonania talizmanu oraz jakimi runami będzie takowy zapieczętowany.
Czy się jej zdawało, czy usłyszała lekkie wahanie w głosie kobiety? Przyjrzała się jej uważnie chcąc przez tych parę sekund wyczuć nastrój w jakim jest blondynka. Runy potrafiły być zdradliwe, ale wszystko też zależało od intencji kreślącego dane runy.
-Umieszczając runę na talizmanie wzmacniam i pieczętuję jego działanie. - Wyjaśniła powoli. Słowo “zaklinać” było w tym momencie dla niej kluczem. Najwidoczniej Elvira miała styczność z klątwami, runami kreślonymi tak aby zadały ból i cierpienie. Nie istniały runy złe i runy dobre, istniały intencje i to one napędzały klątwy, a runa jedynie pieczętowała to lub wzmacniała. Tak samo jak w przypadku talizmanów. -Odpowiadając na pani pytanie, tak - efekt jest jasno określony. Żadnych niespodzianek. - Zapewniła klientkę mając nadzieję, że tym samym rozwieje jej obawy. Sztuka tworzenia talizmanów była niezwykle delikatna i wymagająca pełnego skupienia. Wystarczyło źle napisać runę i istniało większe ryzyko, że talizman źle zadziała. Oczywiście mogła nie kreślić run, ale jej zależało na tym aby artefakt, który wręcza klientowi był najwyżej i najlepszej jakości.
Kiedy już przedstawiła z czym mają do czynienia zamknęła książkę by odnieść na miejsce i ponownie powrócić do panny Multon zajmując miejsce naprzeciwko niej, w dłoni zaś trzymała parę szkiców.
-Eleganckiego i skromna… - Powtórzyła w zamyśleniu za klientką, po czym wyłożyła przed nią szkice różnych brosz. -Formy roślinne czy bardziej zwierzęce? - Zapytała ponownie wskazując na rysunki. Jedne przedstawiały motyle, koniki morskie, ćmy czy nietoperze. Inne zaś kwiaty czy też liście. Należało jedynie ustalić co preferowała panna Multon.
Była teraz jednak jednym z Rycerzy Walpurgii, jej klientem, który zlecał jej pracę i zadanie do wykonania więc na tym miała się skupić. Musiała mieć pewność, że panna Multon wie jakie składniki będą potrzebne do wykonania talizmanu oraz jakimi runami będzie takowy zapieczętowany.
Czy się jej zdawało, czy usłyszała lekkie wahanie w głosie kobiety? Przyjrzała się jej uważnie chcąc przez tych parę sekund wyczuć nastrój w jakim jest blondynka. Runy potrafiły być zdradliwe, ale wszystko też zależało od intencji kreślącego dane runy.
-Umieszczając runę na talizmanie wzmacniam i pieczętuję jego działanie. - Wyjaśniła powoli. Słowo “zaklinać” było w tym momencie dla niej kluczem. Najwidoczniej Elvira miała styczność z klątwami, runami kreślonymi tak aby zadały ból i cierpienie. Nie istniały runy złe i runy dobre, istniały intencje i to one napędzały klątwy, a runa jedynie pieczętowała to lub wzmacniała. Tak samo jak w przypadku talizmanów. -Odpowiadając na pani pytanie, tak - efekt jest jasno określony. Żadnych niespodzianek. - Zapewniła klientkę mając nadzieję, że tym samym rozwieje jej obawy. Sztuka tworzenia talizmanów była niezwykle delikatna i wymagająca pełnego skupienia. Wystarczyło źle napisać runę i istniało większe ryzyko, że talizman źle zadziała. Oczywiście mogła nie kreślić run, ale jej zależało na tym aby artefakt, który wręcza klientowi był najwyżej i najlepszej jakości.
Kiedy już przedstawiła z czym mają do czynienia zamknęła książkę by odnieść na miejsce i ponownie powrócić do panny Multon zajmując miejsce naprzeciwko niej, w dłoni zaś trzymała parę szkiców.
-Eleganckiego i skromna… - Powtórzyła w zamyśleniu za klientką, po czym wyłożyła przed nią szkice różnych brosz. -Formy roślinne czy bardziej zwierzęce? - Zapytała ponownie wskazując na rysunki. Jedne przedstawiały motyle, koniki morskie, ćmy czy nietoperze. Inne zaś kwiaty czy też liście. Należało jedynie ustalić co preferowała panna Multon.
May god have mercy on my enemies
'cause I won't
'cause I won't
Primrose Burke
Zawód : Badacz artefaktów, twórca talizmanów, Dama
Wiek : 23
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
Problem wyjątków od reguł polega na ustaleniu granicy.
OPCM : 4 +1
UROKI : 1
ALCHEMIA : 29 +2
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 6 +2
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 10
Genetyka : Czarownica
Rycerze Walpurgii
Od początku spotkania starała się okazywać najmniej emocji jak to tylko możliwe. Jeżeli pozwalała sobie na niewielki uśmiech, gest dłonią, uniesione w zaintrygowaniu brwi, za każdym razem był to ruch zaplanowany, nad którym miała pełną kontrolę - musiała bowiem uczyć się tej kontroli, panować nie tylko nad słowami, ale i nad przesadnie ekspresyjnym ciałem. Od tego zależało jej przyszłe przetrwanie w kręgach Rycerzy oraz, a to przede wszystkim, ich szlacheckich przedstawicieli. Starała się już nie tylko udawać beznamiętność, ale i sympatię, której nie odczuwała w rzeczywistości. Ta maska była jeszcze cieniutka, ledwo trzymała się twarzy i często pękała na krawędziach, zostawiając w wizerunku Elviry brzydkie szramy. Pomijając już pogrzeb Blacka, i teraz nie zwróciła świadomej uwagi na to, że w chwilach rozpamiętywania wyprawy do Locus Nihil traci rezon, krzywi się z niepokojem i nerwowo zakłada nogę na nogę.
Kiedy się na tym przyłapała, zaklęła brzydko w myślach. Nie tak to miało wyglądać, nie musiała dawać Primrose powodów do zastanawiania się.
- Wzmacnia, pieczętuje, utrwala, ale nie stanowi zagrożenia. Wszystko jest jasne, jak mniemam. - Dostała odpowiedź na swoje pytanie i musiała zawierzyć jej na słowo. Choćby nawet korciło ją pokazać talizman Macnairowi i upewnić się, że jest bezpieczny, nie zamierzała iść trasą tak daleko sięgającej nieufności. Nie była pierwszą wśród swoich, która zaopatrywała się u lady Burke. Poglądy Burke'ów były jasne i po wszystkim, co miało miejsce, wciąż nie mieli podstaw się na niej mścić. W swojej naiwności wierzyła w to, że jest ważna i że Czarny Pan potępiłby takie płonne i krótkowzroczne zawiści. Bo sama przecież zawiści do nikogo nie czuła, hmm? Ależ skąd.
Znów to Primrose ruszyła między regały, aby przynieść Elvirze szkicownik pełen wzorów. Żadnego sługi drepczącego lady po piętach, żadnego nawet skrzata. Ktoś, komu zależało na dokładności i perfekcji nie dozwalał osobom trzecim wpychać łap do swojej pracy. Rozumiała to dobrze, lepiej nawet niż powinna po latach dyżurowania na oddziałach.
- Dziękuję, lady... - mruknęła, biorąc szkicownik w dłonie. Ornamenty roślinne zbytnio kojarzyły się Elvirze z matką i domem, z nieporządnymi ogrodami, z beznadziejnymi bibelotami i chusteczkami w brzydkie hafty. Zatrzymała wzrok na szkicach zwierzęcych, odrzucając delikatne motyle, czy zbyt pompatyczne nietoperze. Ćma była czymś pomiędzy. Wciąż elegancka, ale nie rzucała się w oczy tak jak motyl. Była stworzona do ciemności, nawet jeśli głupota gnała ją do światła. Wprost w ramiona niebezpieczniej pokusy. - Ten wzór mnie zainteresował... decyduję się na niego, chciałabym jeszcze tylko poznać cenę. - Czy był to już właściwy moment na pytanie?
Kiedy się na tym przyłapała, zaklęła brzydko w myślach. Nie tak to miało wyglądać, nie musiała dawać Primrose powodów do zastanawiania się.
- Wzmacnia, pieczętuje, utrwala, ale nie stanowi zagrożenia. Wszystko jest jasne, jak mniemam. - Dostała odpowiedź na swoje pytanie i musiała zawierzyć jej na słowo. Choćby nawet korciło ją pokazać talizman Macnairowi i upewnić się, że jest bezpieczny, nie zamierzała iść trasą tak daleko sięgającej nieufności. Nie była pierwszą wśród swoich, która zaopatrywała się u lady Burke. Poglądy Burke'ów były jasne i po wszystkim, co miało miejsce, wciąż nie mieli podstaw się na niej mścić. W swojej naiwności wierzyła w to, że jest ważna i że Czarny Pan potępiłby takie płonne i krótkowzroczne zawiści. Bo sama przecież zawiści do nikogo nie czuła, hmm? Ależ skąd.
Znów to Primrose ruszyła między regały, aby przynieść Elvirze szkicownik pełen wzorów. Żadnego sługi drepczącego lady po piętach, żadnego nawet skrzata. Ktoś, komu zależało na dokładności i perfekcji nie dozwalał osobom trzecim wpychać łap do swojej pracy. Rozumiała to dobrze, lepiej nawet niż powinna po latach dyżurowania na oddziałach.
- Dziękuję, lady... - mruknęła, biorąc szkicownik w dłonie. Ornamenty roślinne zbytnio kojarzyły się Elvirze z matką i domem, z nieporządnymi ogrodami, z beznadziejnymi bibelotami i chusteczkami w brzydkie hafty. Zatrzymała wzrok na szkicach zwierzęcych, odrzucając delikatne motyle, czy zbyt pompatyczne nietoperze. Ćma była czymś pomiędzy. Wciąż elegancka, ale nie rzucała się w oczy tak jak motyl. Była stworzona do ciemności, nawet jeśli głupota gnała ją do światła. Wprost w ramiona niebezpieczniej pokusy. - Ten wzór mnie zainteresował... decyduję się na niego, chciałabym jeszcze tylko poznać cenę. - Czy był to już właściwy moment na pytanie?
you cannot burn away what has always been
aflame
Elvira Multon
Zawód : Uzdrowicielka, koronerka, fascynatka anatomii
Wiek : 29 lat
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
Once you cross the line,
will you be satisfied?
will you be satisfied?
OPCM : 9 +1
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 28 +2
TRANSMUTACJA : 15 +6
CZARNA MAGIA : 17
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 6
Genetyka : Czarownica
Rycerze Walpurgii
Upewniwszy się, że panna Multon nie ma więcej obaw czy pytań co do run i ich działania mogła płynnie przejść do kolejnego, jakże ważnego aspektu zamówienia, czyli jego kształtu i wyglądu. Skład oraz runy były kwintesencją talizmanów, ale zdawała sobie sprawę, że wygląd był równie ważny; zwłaszcza dla kobiet. Często nosiły go jako element biżuterii i chciały aby dobrze się komponował z ich strojem. Starała się coraz bardziej urozmaicać przedstawiają i dostępną ofertę oraz ulepszać swoje umiejętności złotnika, choć nadal częściej robiła odlewy niż kształtowała talizman z głowy. Nie była jeszcze aż tak biegła, ale pozwalała sobie na tworzenie drobnych ornamentów czy elementów bez korzystania z odlewów. Nadal też pomagał jej zaufany człowiek służący radą i doświadczeniem, z którego lady Burke chętnie korzystała.
Czekała cierpliwie aż panna Multon wybierze wzór, który ją najbardziej zainteresował. W takich momentach nigdy nie popędzała klienta, dając tyle czasu na zastanowienie ile druga osoba potrzebowała. Siedziała więc po drugiej stronie stolika nieruchomo, niczym kamienny posąg. Nie musiała pilnować swoich gestów czy wyrazu twarzy; wyćwiczona od maleńkości przez matkę i guwernantki oraz z wrodzonym chłodem i dystansem Burków miała to we krwi. Nie była też świadoma rozterek jakie pojawiły się w głowie blondynki, ale nie miałaby nic przeciwko temu aby pan Macnair ocenił jakość kreślonych run i ich dobór. Przekonała się już, że był znawcą w tym temacie, a Primrose dążyła do perfekcji więc każdą konstruktywną krytykę przyjmowała z pokorą i spokojem, wierząc, że to tylko sprawi iż będzie jeszcze lepsza. Pragnęła zostać mistrzem, a to wymagało nie tylko praktyki, zdolności, ale również cierpliwości i właśnie pokory.
Widząc jaki wzór został wybrany uśmiechnęła się ledwo dostrzegalnie. Sama miała słabość do niego i nosiła sporo elementów biżuteryjnych właśnie z ćmą. Sama identyfikowała się jako motyl nocy, jak zwano ćmy, a jednocześnie była Makiem, tak jak inni Burkowie, choć tytuł Makowej Damy przysługiwał jej szwagierce jako żonie nestora rodu. Sięgnęła po swój notatnik, w którym zanotowała za pomocą liter i cyfr zamówienie jakie złożyła Elvira, a gdy ta zapytała o cenę lady Burke podniosła na nią szarozielone spojrzenie. Dla jednych cena, którą podawała była nie do przyjęcia, a inni przyjmowali ją z ulgą. Ona sama zaś nie potrzebowała pieniędzy, ale umiejętności to waluta, którą wysoko sobie ceniła.
-Pani potrzebuję moich umiejętności. - Zaczęła powoli zabierając szkice.-Być może, pewnego dnia, ja będę potrzebować umiejętności, które posiada tylko pani.
Uczciwa cena, a przysługi były jednymi z bardziej wartościowych w świecie szlachty. Niedługo miała zamiar zgłosić się po zapłatę do panny Chang. -Talizman będzie gotowy za około tydzień jak tylko otrzymam od pani składniki do jego wyrobu. Zostanie dostarczony przez sługę lub też do odbioru na miejscu, tu w sklepie.
Bardzo rzadko wysyłała talizmany za pomocą sowy, ceniła umiejętności tych ptaków, ale obawiała się uszkodzenia wyrobu w trakcie transportu.
Kiedy kobiety ustaliły już wszystko pożegnała panną Multon i wróciła do wcześniej przerwanego zajęcia jakim było projektowanie kolejnego zamówienia.
|zt dla Primrose
Czekała cierpliwie aż panna Multon wybierze wzór, który ją najbardziej zainteresował. W takich momentach nigdy nie popędzała klienta, dając tyle czasu na zastanowienie ile druga osoba potrzebowała. Siedziała więc po drugiej stronie stolika nieruchomo, niczym kamienny posąg. Nie musiała pilnować swoich gestów czy wyrazu twarzy; wyćwiczona od maleńkości przez matkę i guwernantki oraz z wrodzonym chłodem i dystansem Burków miała to we krwi. Nie była też świadoma rozterek jakie pojawiły się w głowie blondynki, ale nie miałaby nic przeciwko temu aby pan Macnair ocenił jakość kreślonych run i ich dobór. Przekonała się już, że był znawcą w tym temacie, a Primrose dążyła do perfekcji więc każdą konstruktywną krytykę przyjmowała z pokorą i spokojem, wierząc, że to tylko sprawi iż będzie jeszcze lepsza. Pragnęła zostać mistrzem, a to wymagało nie tylko praktyki, zdolności, ale również cierpliwości i właśnie pokory.
Widząc jaki wzór został wybrany uśmiechnęła się ledwo dostrzegalnie. Sama miała słabość do niego i nosiła sporo elementów biżuteryjnych właśnie z ćmą. Sama identyfikowała się jako motyl nocy, jak zwano ćmy, a jednocześnie była Makiem, tak jak inni Burkowie, choć tytuł Makowej Damy przysługiwał jej szwagierce jako żonie nestora rodu. Sięgnęła po swój notatnik, w którym zanotowała za pomocą liter i cyfr zamówienie jakie złożyła Elvira, a gdy ta zapytała o cenę lady Burke podniosła na nią szarozielone spojrzenie. Dla jednych cena, którą podawała była nie do przyjęcia, a inni przyjmowali ją z ulgą. Ona sama zaś nie potrzebowała pieniędzy, ale umiejętności to waluta, którą wysoko sobie ceniła.
-Pani potrzebuję moich umiejętności. - Zaczęła powoli zabierając szkice.-Być może, pewnego dnia, ja będę potrzebować umiejętności, które posiada tylko pani.
Uczciwa cena, a przysługi były jednymi z bardziej wartościowych w świecie szlachty. Niedługo miała zamiar zgłosić się po zapłatę do panny Chang. -Talizman będzie gotowy za około tydzień jak tylko otrzymam od pani składniki do jego wyrobu. Zostanie dostarczony przez sługę lub też do odbioru na miejscu, tu w sklepie.
Bardzo rzadko wysyłała talizmany za pomocą sowy, ceniła umiejętności tych ptaków, ale obawiała się uszkodzenia wyrobu w trakcie transportu.
Kiedy kobiety ustaliły już wszystko pożegnała panną Multon i wróciła do wcześniej przerwanego zajęcia jakim było projektowanie kolejnego zamówienia.
|zt dla Primrose
May god have mercy on my enemies
'cause I won't
'cause I won't
Primrose Burke
Zawód : Badacz artefaktów, twórca talizmanów, Dama
Wiek : 23
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
Problem wyjątków od reguł polega na ustaleniu granicy.
OPCM : 4 +1
UROKI : 1
ALCHEMIA : 29 +2
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 6 +2
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 10
Genetyka : Czarownica
Rycerze Walpurgii
Wnętrze sklepu
Szybka odpowiedź