Napełnij dzbanki
Strona 4 z 4 • 1, 2, 3, 4
AutorWiadomość
First topic message reminder :
★★
[bylobrzydkobedzieladnie]
Napełnij dzbanki!
Dokładnie na samym środku zaczarowanego wesołego miasteczka znajduje się niewielkie stanowisko obsługiwane przez znudzonego staruszka. Ten zauważył, że w połowie wszystkich atrakcji pary się kłócą i potrzebują czegoś na pogodzenie. Wpadł więc na pomysł na kuszenia ludzi przepięknymi, zaczarowanymi misiami, które można wygrać w konkurencji. Misie te dobierane są pod wygranego. Do wyboru jest nie tylko kolor futerka, nosa czy wnętrza łap, ale także kwestii, którą wypowiada pluszak, gdy jest przytulany przez właściciela. Aby wygrać, trzeba wypełnić trzy gliniane dzbany za pomocą zaklęcia "Balneo". Jednak konkurencja puściła plotkę, że naczynia są również zaczarowane i często wywracają się do góry nogami. Przy ocenie poprawności zaklęcia, rzuć kością k'100'.
Lokacja zawiera kostki.
Ostatnio zmieniony przez Mistrz gry dnia 25.03.22 20:02, w całości zmieniany 1 raz
27 sierpnia 1957 roku
Czas zdawał się płynąć niezwykle szybko dla eterycznego dziewczęcia. Mogłaby nawet rzec, iż płynął zbyt szybko. Miała wrażenie, jakby ledwie wczoraj przyjęła nową posadę, a dziś tonęła w projektach, zadaniach wydzielanych przez profesora oraz przygotowaniach do ślubu, który według jej statystyk nie powinien pojawić się w jej życiu. Panna Burroughs lawirowała między zawiłościami codzienności, nie raz zmuszona do potajemnego dodawania do swojej kawy eliksiru przebudzenia, byleby tylko wytrzymać kolejne kilka godzin na nogach po następnej, nieprzespanej nocy. W końcu jednak profesor Lacework, widząc stan swojej asystentki powiedział stanowcze dość zmuszając ją do wzięcia dnia wolnego oraz odpowiedniego odpoczynku. Panna Burroughs nie potrafiła jednak usiedzieć długo w jednym miejscu, to też po odespaniu wyjątkowo pracowitych dni postanowiła nadrobić towarzyskie zaległości. Wiedząc, że gdy zostanie w domu znów wpadnie wir nauki, obliczeń bądź przygotowywania dokładnych planów.
Ubrana w błękitną sukienkę podkreślającą atuty jej figury, wykończoną transparentną materią okrywającą smukłe ramiona, kroczyła kolejnymi uliczkami w poszukiwaniu miejsca, gdzie mieli się spotkać. Zaczarowane wesołe miasteczko wydawało się być miejscem idealnym do chwilowego oderwania się od codzienności, uporczywych obowiązków oraz natrętnych myśli... A Frances do tej pory, nigdy nie miała okazji odwiedzić tego miejsca. Kto wie, może było tak magiczne jak Arena Carringtonów, której wspomnienie wywoływało nieprzyjemny ucisk w piersi? Nie wiedziała.
Szaroniebieskie spojrzenie uważnie wodziło po przechodniach, wyszukując znajomej, ciemnej czupryny po której zwykła rozpoznawać swojego dzisiejszego towarzysza. W końcu, gdy zauważyła znajomą sylwetkę, eteryczna blondynka pomachała mężczyźnie skrytą pod bielusieńką rękawiczką dłonią, by ten szybciej ją dostrzegł. A gdy znalazł się bliżej, dziewczę podeszło do mężczyzny, by w geście powitania musnąć jego policzek malinowymi wargami.
- Dzień dobry, panie Black! - Przywitała się radośnie. Panie nie Lordzie, gdyż Frances wychodziła z założenia, iż to wiedzę oraz umiejętności należało obdarzać szacunkiem. Nie rodzinę, w której komuś przyszło się urodzić. I chyba nic nie było w stanie zmienić jej przekonania, zwłaszcza, iż ze szlachetnie urodzonymi nie miała wiele do czynienia. A jeśli już, były to osoby nauki - bardziej skupione na wiedzy, niż na zwykłych konwenansach.
Ciepły uśmiech wyrysował się na jej ustach.
- Co u Ciebie? Wiesz, nigdy wcześniej nie byłam w takim miejscu... od czego zaczynamy? - Spytała z zaciekawieniem, by chwilę później uważnie przebiec spojrzeniem po otoczeniu. Nigdy nie była czarownicą biegłą w magii ofensywnej, zaklęcia miotane koło głów napawały ją paraliżującym przerażeniem. Posiadała jednak całkiem dobrą wiedzę z magii codziennej i miała nadzieję, że to właśnie ona przyda się podczas kolejnych atrakcji. Bo w stanowisko, na którym otrzymywało się nagrody za skomplikowane eliksiry szczerze wątpiła. Szkoda, naprawdę wielka szkoda. - Może to? Nigdy jeszcze nie miałam okazji użyć tego zaklęcia... - Zaproponowała, podchodząc do stanowiska z najróżniejszymi dzbanami oraz misami. Nie podjęła jednak próby, bez poznania zdania swojego towarzysza. W końcu, oboje mieli się dobrze bawić, czyż nie?
Sometimes like a tree in flower,
Sometimes like a white daffadowndilly, small and slender like. Hard as di'monds, soft as moonlight. Warm as sunlight, cold as frost in the stars. Proud and far-off as a snow-mountain, and as merry as any lass I ever saw with daisies in her hair in springtime.
Frances Wroński
Zawód : Alchemiczka
Wiek : 21
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Zamężna
Even darkness must pass. A new day will come. And when the sun shines, it'll shine out the clearer.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Nieaktywni
Ostatnie dni przypominały lot na miotle bez trzymanki i zawiązanymi oczami. Jedna drobna rzecz — służbowe wyjście do lasu i wypadek, przez który spędził parę godzin, wąchając leśne runo, sparaliżowany epizodem chorobowym — poruszyła coś w spokojnym życiu Blacka, co sprawiło, że nagle posypały się na niego raporty, spotkania, dziwne spojrzenia przełożonych, pytania od rodziny i próby wsadzenia do Mungo na jakiś czas. Na szczęście chyba wszystkie klocki domina już upadły i nie zapowiadało się, żeby coś jeszcze mogło go zaskoczyć.
Dziś wieczorem Rigel chciał zrobić sobie przerwę od tych wszystkich pożarów, które musiał gasić, i zająć się w końcu zrozumieniem sytuacji. I odpoczynkiem. Odpoczynek był ważny. Zrozumiał to dopiero, kiedy otworzył swoją bogatą szafę pełną najlepszych ubrań i kompletnie nie miał pomysłu, co na siebie włożyć. Nie mógł złapać tego nastroju, motywu przewodniego, który towarzyszyłby mu podczas wyprawy do wesołego miasteczka. Bardzo mocno zdawał sobie sprawę jednak, że ciągnie go do ciemnych kolorów. A to był naprawdę zły znak.
Szlag.
Trochę na siłę, bez weny, włożył na siebie już gotowy zestaw złożony z niebieskiego garnituru, szarej kamizelki przeszywaną delikatną pomarańczową nicią w kraciasty wzorek. Nie był z tego zadowolony, mimo iż wiedział, że wygląda w tym ubraniu równie świetnie, co zawsze.
Walka z garderobą, a raczej przewalanie wieszaków z lewa do prawa, sprawiły, że stracił poczucie czasu i był o włos od spóźnienia się, co przytłoczyło go jeszcze bardziej. Fakt, że Frances już na niego czekała nie pomógł temu ni na jotę.
-Panno Burroughs! Dobry wieczór. - uśmiechnął się do nie delikatnie. - Piękna sukienka i doskonały koloru. Do twarzy ci w tym odcieniu.
Nie chciał być uznany za natręta, ale naprawdę nie mógł nie skomentować jej kreacji, która leżała idealnie. W sumie, jak wszystko, co nosiła jego szkolna koleżanka.
-Widzę, że dziś kolorystycznie wracamy myślami do czasów szkoły. Pewnie to jeden z wielu mocy tego miejsca.
W duchu westchnął na jej pytanie, a odpowiedział beztroskim tonem
-Dobrze, choć miałem dość zwariowane ostatnie dni. Ale, proszę, nie mówmy o pracy przynajmniej na razie. Przyszliśmy tu odpocząć!
Poszedł za nią w kierunku stoiska z dzbankami.
-Możemy spróbować. Brzmi interesująco — niby bardzo proste, ale na pewno musi być tu jakiś haczyk. Chcesz zacząć pierwsza?
Rigel spojrzał na nagrody.
Takiego misia to by i sam przytulił.
Dziś wieczorem Rigel chciał zrobić sobie przerwę od tych wszystkich pożarów, które musiał gasić, i zająć się w końcu zrozumieniem sytuacji. I odpoczynkiem. Odpoczynek był ważny. Zrozumiał to dopiero, kiedy otworzył swoją bogatą szafę pełną najlepszych ubrań i kompletnie nie miał pomysłu, co na siebie włożyć. Nie mógł złapać tego nastroju, motywu przewodniego, który towarzyszyłby mu podczas wyprawy do wesołego miasteczka. Bardzo mocno zdawał sobie sprawę jednak, że ciągnie go do ciemnych kolorów. A to był naprawdę zły znak.
Szlag.
Trochę na siłę, bez weny, włożył na siebie już gotowy zestaw złożony z niebieskiego garnituru, szarej kamizelki przeszywaną delikatną pomarańczową nicią w kraciasty wzorek. Nie był z tego zadowolony, mimo iż wiedział, że wygląda w tym ubraniu równie świetnie, co zawsze.
Walka z garderobą, a raczej przewalanie wieszaków z lewa do prawa, sprawiły, że stracił poczucie czasu i był o włos od spóźnienia się, co przytłoczyło go jeszcze bardziej. Fakt, że Frances już na niego czekała nie pomógł temu ni na jotę.
-Panno Burroughs! Dobry wieczór. - uśmiechnął się do nie delikatnie. - Piękna sukienka i doskonały koloru. Do twarzy ci w tym odcieniu.
Nie chciał być uznany za natręta, ale naprawdę nie mógł nie skomentować jej kreacji, która leżała idealnie. W sumie, jak wszystko, co nosiła jego szkolna koleżanka.
-Widzę, że dziś kolorystycznie wracamy myślami do czasów szkoły. Pewnie to jeden z wielu mocy tego miejsca.
W duchu westchnął na jej pytanie, a odpowiedział beztroskim tonem
-Dobrze, choć miałem dość zwariowane ostatnie dni. Ale, proszę, nie mówmy o pracy przynajmniej na razie. Przyszliśmy tu odpocząć!
Poszedł za nią w kierunku stoiska z dzbankami.
-Możemy spróbować. Brzmi interesująco — niby bardzo proste, ale na pewno musi być tu jakiś haczyk. Chcesz zacząć pierwsza?
Rigel spojrzał na nagrody.
Takiego misia to by i sam przytulił.
HOW MUCH CAN YOU TAKE BEFORE YOU SNAP?
Rigel Black
Zawód : Stażysta w Departamencie Tajemnic, naukowiec
Wiek : 24
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
Wszystko to co mam, to ta nadzieja, że życie mnie poskleja
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Wilkołak
Nieaktywni
Zachwyt pojawił się na buzi eterycznego dziewczęcia, gdy komplementy dotyczące jej sukienki uleciały z ust towarzysza. W ostatnich tygodniach zaczynała odczuwać coraz większą presję powiązaną z przygotowywaniem ślubu, a w jej otoczeniu nie znajdował się nikt, kto mógłby poszczycić się choćby w połowie dobrym oraz eleganckim gustem, jak sama alchemiczka. Zachęcona słowami obróciła się wokół własnej osi, by zaprezentować Rigielowi sukienkę w całej krasie.
- Och, Twoje słowa są miodem dla mej duszy! - Odpowiedziała z zachwytem w głosie, poruszona odpowiednim komplementem. - Szczerze mówiąc, często sięgam po odcienie niebieskiego... A Ty również wyglądasz pięknie, mój drogi. - Odpowiedziała, posyłając chłopakowi uśmiech równie szczery, co komplement jaki skierowała w jego stronę. Zwykły, przyjazny, pozbawiony jakichkolwiek dwuznaczności bądź podtekstów. Rigiel Black był jednym z lepiej ubranych mężczyzn, jakich przyszło jej znać. A tych, w ostatnim czasie, poznawała nieprzyzwoicie wielu.
- Och... - Wyrwało się z jej ust, gdy mężczyzna uraczył ją odpowiedzią na pytanie. Odpowiedzią, która wzbudziła w niej odrobinę podejrzliwości oraz zmartwienia. Jej rzeczywistość w ostatnich tygodniach bywała niezwykle abstrakcyjna. - Dobrze, nie sądź jednak, że zapomnę. Zaciekawiłeś mnie. - Odpowiedziała, omiatając jego buzię uważnym spojrzeniem. Pozostawało czekać, by sprawdzić, jak dwóm ambitnym krukonom uda się nie wspominać o pracy.
Szaroniebieskie spojrzenie błysnęło czystym zaciekawieniem, gdy podeszli do stanowiska z dzbankami. Przez chwilę uważnie przyglądała się naczyniom, by wrócić spojrzeniem do swojego towarzysza.
- Chcę, zaraz się przekonamy, czy jest tu jakiś haczyk. - Odpowiedziała, z kieszeni sukienki wydobywając jasnej różdżki. Panna Burroughs zrobiła dwa kroki w przód, ustawiając się w lepszej pozycji do rzucenia zaklęcia. - Trzymaj kciuki. - Rzuciła jeszcze z odrobiną niepewności w głosie, po czym wycelowała w pierwszy dzbanek. - Balneo! - Wypowiedziała zaklęcie po raz pierwszy, woda wytrysnęła z jej różdżki napełniając naczynie. Uśmiech pojawił się na twarzy czarownicy, spojrzenie na chwilę powędrowało w kierunku towarzysza, nie miała jednak wiele czasu na pogawędki - reszta dzbanów wzywała. Frances stanęła przed kolejnym dzbankiem, jednak gdy wycelowała w niego różdżką, ten począł przesuwać się z miejsca na miejsce, zwiększając poziom trudności. Eteryczna alchemiczka przez chwilę wodziła różdżką za naczyniem. - Balneo! - Wypowiedziała po raz kolejny w momencie, który wydawał jej się być odpowiednim. I tym razem magia usłuchała się, przynosząc odpowiedni skutek. Frances zaśmiała się dźwięcznie. - Nie przestawaj trzymać kciuków. - Rzuciła do Rigiela, by zerknąć na trzeci dzbanek. Podejrzewała, że z pewnością nie będzie łatwo. I nie przyszło jej się mylić - trzeci dzbanek poruszał się po dziwnym okręgu. Kobieta wzięła głęboki oddech i wycelowała jasne drewno - Balneo! - Wypowiedział inkantację z nadzieją, że i tym razem magia jej nie zawiedzie.
- Och, Twoje słowa są miodem dla mej duszy! - Odpowiedziała z zachwytem w głosie, poruszona odpowiednim komplementem. - Szczerze mówiąc, często sięgam po odcienie niebieskiego... A Ty również wyglądasz pięknie, mój drogi. - Odpowiedziała, posyłając chłopakowi uśmiech równie szczery, co komplement jaki skierowała w jego stronę. Zwykły, przyjazny, pozbawiony jakichkolwiek dwuznaczności bądź podtekstów. Rigiel Black był jednym z lepiej ubranych mężczyzn, jakich przyszło jej znać. A tych, w ostatnim czasie, poznawała nieprzyzwoicie wielu.
- Och... - Wyrwało się z jej ust, gdy mężczyzna uraczył ją odpowiedzią na pytanie. Odpowiedzią, która wzbudziła w niej odrobinę podejrzliwości oraz zmartwienia. Jej rzeczywistość w ostatnich tygodniach bywała niezwykle abstrakcyjna. - Dobrze, nie sądź jednak, że zapomnę. Zaciekawiłeś mnie. - Odpowiedziała, omiatając jego buzię uważnym spojrzeniem. Pozostawało czekać, by sprawdzić, jak dwóm ambitnym krukonom uda się nie wspominać o pracy.
Szaroniebieskie spojrzenie błysnęło czystym zaciekawieniem, gdy podeszli do stanowiska z dzbankami. Przez chwilę uważnie przyglądała się naczyniom, by wrócić spojrzeniem do swojego towarzysza.
- Chcę, zaraz się przekonamy, czy jest tu jakiś haczyk. - Odpowiedziała, z kieszeni sukienki wydobywając jasnej różdżki. Panna Burroughs zrobiła dwa kroki w przód, ustawiając się w lepszej pozycji do rzucenia zaklęcia. - Trzymaj kciuki. - Rzuciła jeszcze z odrobiną niepewności w głosie, po czym wycelowała w pierwszy dzbanek. - Balneo! - Wypowiedziała zaklęcie po raz pierwszy, woda wytrysnęła z jej różdżki napełniając naczynie. Uśmiech pojawił się na twarzy czarownicy, spojrzenie na chwilę powędrowało w kierunku towarzysza, nie miała jednak wiele czasu na pogawędki - reszta dzbanów wzywała. Frances stanęła przed kolejnym dzbankiem, jednak gdy wycelowała w niego różdżką, ten począł przesuwać się z miejsca na miejsce, zwiększając poziom trudności. Eteryczna alchemiczka przez chwilę wodziła różdżką za naczyniem. - Balneo! - Wypowiedziała po raz kolejny w momencie, który wydawał jej się być odpowiednim. I tym razem magia usłuchała się, przynosząc odpowiedni skutek. Frances zaśmiała się dźwięcznie. - Nie przestawaj trzymać kciuków. - Rzuciła do Rigiela, by zerknąć na trzeci dzbanek. Podejrzewała, że z pewnością nie będzie łatwo. I nie przyszło jej się mylić - trzeci dzbanek poruszał się po dziwnym okręgu. Kobieta wzięła głęboki oddech i wycelowała jasne drewno - Balneo! - Wypowiedział inkantację z nadzieją, że i tym razem magia jej nie zawiedzie.
Sometimes like a tree in flower,
Sometimes like a white daffadowndilly, small and slender like. Hard as di'monds, soft as moonlight. Warm as sunlight, cold as frost in the stars. Proud and far-off as a snow-mountain, and as merry as any lass I ever saw with daisies in her hair in springtime.
Frances Wroński
Zawód : Alchemiczka
Wiek : 21
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Zamężna
Even darkness must pass. A new day will come. And when the sun shines, it'll shine out the clearer.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Nieaktywni
The member 'Frances Burroughs' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 87
'k100' : 87
-A, dziękuję — uśmiechnął się szeroko, w odpowiedzi na komplement. - Tak, błękit jest cudowny. Ale jeśli będziesz chciała zaszaleć z kolorem, myślę, że możesz spróbować dopasować coś w kolorze delikatnego różu. Widziałem u Parkinsonów ostatnio naprawdę cudowną kolekcję. Fakt, róż potrafi płatać figle i źle dobrany odcień może sprawić, że się wygląda, jakby się miało gorączkę, ale, moim zdaniem, naprawdę warto zaryzykować.
Na chwilę się speszył. Bardzo nie chciał, żeby Frances pomyślała, że specjalnie chodzi do Domu Mody, żeby oglądać damskie ubrania, dlatego szybko powrócił do tematu pracowego.
-Wiem, że tak łatwo nie zapominasz o rzeczach, które cię zaintrygowały. Też tak mam. Chyba to po prostu specyfika naszego domu. Ja naprawdę zamierzam do tego wrócić... tylko jeszcze nie teraz.
Kiedy stanęła przy straganie, gotowa do rzucenia zaklęć, uniósł dłonie zaciśnięte w pięści ze schowanym w nich kciukami.
-Trzymam mocno i nie puszczam.
Dopingował ją cały czas, trochę naśladując sposób, w jaki kibice wspierają swoich ulubionych zawodników podczas meczu quidditcha.
Panna Burroughs radziła sobie bardzo dobrze, dokładnie w każdy kolejny trudniejszy dzbanek. W jej ruchach dało się zauważyć precyzję alchemika.
Kiedy skończyła, Rigel zamarł ze wstrzymanym oddechem, patrząc, czy któreś z zaczarowanych naczyń nie wywinie jakiegoś numeru. W końcu, kiedy upewnił się, że na pewno nic się nie stanie zaczął bić jej brawo.
-Gratulację! Doskonała robota!
Uśmiechał się promiennie i szczerze, jak dzieciak, ale nie próbował tego ukrywać. Bawił się znakomicie i nie miał się czego wstydzić.
-To teraz ja. Będzie śmiesznie, jak mi ten dzban odda. A ja nie, to twój nowy miś, będzie mieć towarzysza.
Wydobył różdżkę lewą dłonią, podciągnął rękawy marynarki i wycelował w jeden z dzbanów, teatralnie zamykając jedno oko i wysuwając język.
-Balneo
Woda, którą wyczarował Rigel, bez mniejszych problemów napełniła pierwszy z dzbanków, mimo że naczynie poruszało się zygzakiem, nie chcąc ustać spokojnie na miejscu. Triumfalnie uniósł rękę do góry.
-No to następny.Balneo
Niestety, tym razem nie poszło mu tak łatwo. Dzbanek w ogóle się nie poruszał, ale rozkojarzony Black, źle wycelował, więc przez ułamek sekundy wydawało się, że poleje wodą samego właściciela straganu. Jednak szybko pozbierał się i również to naczynie zostało napełnione.
-Widziałaś, próbował zrobić unik! Tylko, nie mów, że przegapiłaś, to jak się poruszył… - zwrócił się do Frances poważnie, po czym po prostu wesoło się roześmiał. - No to teraz ostatni.
-Balneo!
Na chwilę się speszył. Bardzo nie chciał, żeby Frances pomyślała, że specjalnie chodzi do Domu Mody, żeby oglądać damskie ubrania, dlatego szybko powrócił do tematu pracowego.
-Wiem, że tak łatwo nie zapominasz o rzeczach, które cię zaintrygowały. Też tak mam. Chyba to po prostu specyfika naszego domu. Ja naprawdę zamierzam do tego wrócić... tylko jeszcze nie teraz.
Kiedy stanęła przy straganie, gotowa do rzucenia zaklęć, uniósł dłonie zaciśnięte w pięści ze schowanym w nich kciukami.
-Trzymam mocno i nie puszczam.
Dopingował ją cały czas, trochę naśladując sposób, w jaki kibice wspierają swoich ulubionych zawodników podczas meczu quidditcha.
Panna Burroughs radziła sobie bardzo dobrze, dokładnie w każdy kolejny trudniejszy dzbanek. W jej ruchach dało się zauważyć precyzję alchemika.
Kiedy skończyła, Rigel zamarł ze wstrzymanym oddechem, patrząc, czy któreś z zaczarowanych naczyń nie wywinie jakiegoś numeru. W końcu, kiedy upewnił się, że na pewno nic się nie stanie zaczął bić jej brawo.
-Gratulację! Doskonała robota!
Uśmiechał się promiennie i szczerze, jak dzieciak, ale nie próbował tego ukrywać. Bawił się znakomicie i nie miał się czego wstydzić.
-To teraz ja. Będzie śmiesznie, jak mi ten dzban odda. A ja nie, to twój nowy miś, będzie mieć towarzysza.
Wydobył różdżkę lewą dłonią, podciągnął rękawy marynarki i wycelował w jeden z dzbanów, teatralnie zamykając jedno oko i wysuwając język.
-Balneo
Woda, którą wyczarował Rigel, bez mniejszych problemów napełniła pierwszy z dzbanków, mimo że naczynie poruszało się zygzakiem, nie chcąc ustać spokojnie na miejscu. Triumfalnie uniósł rękę do góry.
-No to następny.Balneo
Niestety, tym razem nie poszło mu tak łatwo. Dzbanek w ogóle się nie poruszał, ale rozkojarzony Black, źle wycelował, więc przez ułamek sekundy wydawało się, że poleje wodą samego właściciela straganu. Jednak szybko pozbierał się i również to naczynie zostało napełnione.
-Widziałaś, próbował zrobić unik! Tylko, nie mów, że przegapiłaś, to jak się poruszył… - zwrócił się do Frances poważnie, po czym po prostu wesoło się roześmiał. - No to teraz ostatni.
-Balneo!
HOW MUCH CAN YOU TAKE BEFORE YOU SNAP?
Ostatnio zmieniony przez Rigel Black dnia 14.12.20 20:06, w całości zmieniany 1 raz
Rigel Black
Zawód : Stażysta w Departamencie Tajemnic, naukowiec
Wiek : 24
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
Wszystko to co mam, to ta nadzieja, że życie mnie poskleja
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Wilkołak
Nieaktywni
The member 'Rigel Black' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 86
'k100' : 86
Panna Burroughs z wyraźnym zainteresowaniem słuchała słów, tyczących się sukien oraz kolorów. W swojej rzeczywistości nie posiadała wielu okazji do podobnych rozmów, nawykła do otoczenia, które zwykło ignorować podobne kwestie bądź niezwykle bagatelizować.
- Och, w takim razie muszę się tam wybrać. Co prawda pewnie nie będzie mnie stać na wiele, poszukuję jednak inspiracji do uszycia pewnej... sukni. - A te z pewnością się jej przydadzą. Nie miała najmniejszego pojęcia, jak powinna wyglądać jej suknia ślubna. Co prawda ślub był jedynie idealnie uknutym planem, Frances jednak była pewna, że wymaga odpowiedniej dozy wiarygodności, aby ten plan mógł się powieść. I nikt nie mógł choćby domyśleć się, że to wszystko było jedynie planem.
Kiwnęła delikatnie głową, zgadzając się, by tematy zawodowe odłożyć na później, niezwykle zainteresowana jego słowami. Każda,choćby najmniejsza zagadka alchemiczna wydawała jej się niezwykle interesująca oraz pociągająca.
Ledwie chwilę później przeszli do konkursu, a eteryczne dziewczę rozpoczęło napełnianie dzbanków wodą. Gdzieś w środku uważając zaklęcie za niezwykle intrygujące - wcześniej nie miała okazji, aby móc go w jakikolwiek sposób użyć. I ona zastygła w nerwowym oczekiwaniu, gdy woda wypełniła ostatni z dzbanków. Towarzysz zaczął klaskać, a panna Burroughs skłoniła się pięknie, ze ślicznym uśmiechem wyrysowanym na malinowych ustach.
- Dasz radę, Rigel! - Zachęciła ciemnowłosego do podjęcia wyzwania, uważnie przyglądając się jego potyczce. Pierwszy dzban sunął zygzakiem, Rigielowi jednak udało się napełnić go porcją wody. - Świetnie, jeszcze dwa! - Rzuciła ciepło, z nadzieją, że i jemu uda się wygrać w tej, pozornie prostej grze. Kolejny dzban zdawał się być wyzwaniem, mimo iż nie drgnął choćby o pół cala. Rozbawienie pojawiło się na twarzy eterycznego dziewczęcia, gdy przez chwilę właściciel straganu zdawał się być zagrożony oblaniem wodą.
- Och, oczywiście, że widziałam! - Odpowiedziała, by chwilę później zawtórować mu wesołym śmiechem. A gdy po raz ostatni woda napełniła dzbanek, panna Burroughs owinęła wątłe ramiona wokół męskiej szyi, świętując dwa małe zwycięstwa. - Wspaniale Ci poszło, chodź, czas odebrać nagrodę! - Rzuciła, po czym ujęła mężczyznę pod rękę, by ruszyć do właściciela straganu. Wybór w konfiguracjach był zaskakujący, przechodzący wszelkie najśmielsze wyobrażenia. Pewien pomysł powstał w głowie alchemiczki, to też podeszła do starszego mężczyzny, aby po cichu przekazać mu to, jaką nagrodę chciała otrzymać. Chwilę później ten wręczył jej misie z futerkiem w kolorze głębokiego granatu. Nosek oraz wnętrze łapek miał srebrne, a jego szyję zdobił krukoński krawacik. Frances uśmiechnęła się ślicznie, po czym wyciągnęła pluszaka w kierunku swojego towarzysza. - Dla Ciebie, na pamiątkę. - Oznajmiła, nie chcąc zabierać obu nagród ze sobą, w końcu... on również spisał się podczas tej konkurencji. A gdy ten owinie ramiona wokół maskotki usłyszy jeszcze jedna strona - zdanie, które najmocniej zapadło w pamięć pannie Burroughs z dormitorium ich domu... oraz zdanie, według niej, niezwykle znane gdy przyszło pracować w naukowym świecie. Jeszcze jedna strona, jeszcze jeden rozdział, jeszcze jedna teoria i jeszcze jeden projekt...
- Och, w takim razie muszę się tam wybrać. Co prawda pewnie nie będzie mnie stać na wiele, poszukuję jednak inspiracji do uszycia pewnej... sukni. - A te z pewnością się jej przydadzą. Nie miała najmniejszego pojęcia, jak powinna wyglądać jej suknia ślubna. Co prawda ślub był jedynie idealnie uknutym planem, Frances jednak była pewna, że wymaga odpowiedniej dozy wiarygodności, aby ten plan mógł się powieść. I nikt nie mógł choćby domyśleć się, że to wszystko było jedynie planem.
Kiwnęła delikatnie głową, zgadzając się, by tematy zawodowe odłożyć na później, niezwykle zainteresowana jego słowami. Każda,choćby najmniejsza zagadka alchemiczna wydawała jej się niezwykle interesująca oraz pociągająca.
Ledwie chwilę później przeszli do konkursu, a eteryczne dziewczę rozpoczęło napełnianie dzbanków wodą. Gdzieś w środku uważając zaklęcie za niezwykle intrygujące - wcześniej nie miała okazji, aby móc go w jakikolwiek sposób użyć. I ona zastygła w nerwowym oczekiwaniu, gdy woda wypełniła ostatni z dzbanków. Towarzysz zaczął klaskać, a panna Burroughs skłoniła się pięknie, ze ślicznym uśmiechem wyrysowanym na malinowych ustach.
- Dasz radę, Rigel! - Zachęciła ciemnowłosego do podjęcia wyzwania, uważnie przyglądając się jego potyczce. Pierwszy dzban sunął zygzakiem, Rigielowi jednak udało się napełnić go porcją wody. - Świetnie, jeszcze dwa! - Rzuciła ciepło, z nadzieją, że i jemu uda się wygrać w tej, pozornie prostej grze. Kolejny dzban zdawał się być wyzwaniem, mimo iż nie drgnął choćby o pół cala. Rozbawienie pojawiło się na twarzy eterycznego dziewczęcia, gdy przez chwilę właściciel straganu zdawał się być zagrożony oblaniem wodą.
- Och, oczywiście, że widziałam! - Odpowiedziała, by chwilę później zawtórować mu wesołym śmiechem. A gdy po raz ostatni woda napełniła dzbanek, panna Burroughs owinęła wątłe ramiona wokół męskiej szyi, świętując dwa małe zwycięstwa. - Wspaniale Ci poszło, chodź, czas odebrać nagrodę! - Rzuciła, po czym ujęła mężczyznę pod rękę, by ruszyć do właściciela straganu. Wybór w konfiguracjach był zaskakujący, przechodzący wszelkie najśmielsze wyobrażenia. Pewien pomysł powstał w głowie alchemiczki, to też podeszła do starszego mężczyzny, aby po cichu przekazać mu to, jaką nagrodę chciała otrzymać. Chwilę później ten wręczył jej misie z futerkiem w kolorze głębokiego granatu. Nosek oraz wnętrze łapek miał srebrne, a jego szyję zdobił krukoński krawacik. Frances uśmiechnęła się ślicznie, po czym wyciągnęła pluszaka w kierunku swojego towarzysza. - Dla Ciebie, na pamiątkę. - Oznajmiła, nie chcąc zabierać obu nagród ze sobą, w końcu... on również spisał się podczas tej konkurencji. A gdy ten owinie ramiona wokół maskotki usłyszy jeszcze jedna strona - zdanie, które najmocniej zapadło w pamięć pannie Burroughs z dormitorium ich domu... oraz zdanie, według niej, niezwykle znane gdy przyszło pracować w naukowym świecie. Jeszcze jedna strona, jeszcze jeden rozdział, jeszcze jedna teoria i jeszcze jeden projekt...
Sometimes like a tree in flower,
Sometimes like a white daffadowndilly, small and slender like. Hard as di'monds, soft as moonlight. Warm as sunlight, cold as frost in the stars. Proud and far-off as a snow-mountain, and as merry as any lass I ever saw with daisies in her hair in springtime.
Frances Wroński
Zawód : Alchemiczka
Wiek : 21
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Zamężna
Even darkness must pass. A new day will come. And when the sun shines, it'll shine out the clearer.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Nieaktywni
-Suknie powiadasz? - Rigel zamyślił się przez chwilę. Potrzebował pomysłu, jak doradzić oraz nie wydać swojego sekretu. - Spróbuję sobie przypomnieć najmodniejsze kroje, jakie widziałem na salonach. O ile, oczywiście, nie będzie to problem… Daj mi znać, to wyślę sowę z opisami.
Walka z dzbankami zakończyła się powalającym sukcesem. Black dał się porwać emocjom, chociaż jego ciało miało o tym trochę inne zdanie. Prawdopodobnie, gdyby był silniejszy i nie tak obolały po niedawnym ataku Dotyku Meduzy, w porywie radości zakręciłby, zawieszoną na jego szyi Frances, jednak jego krzepy starczyło na to, żeby utrzymać się na nogach i nie jęknąć.
-Wiedziałem, że się uda. Po prostu nie mogło być inaczej!
Kiedy Panna Burroughs wręczyła mu jego misia, odruchowo go przytulił.
-Jest wspaniały! - powiedział z uśmiechem, a kiedy pluszak wypowiedział “jeszcze jedna strona”, parsknął śmiechem.
-To motto powinni wypisać gdzieś koło pomnika Roveny w końcu. No dobrze, zobaczymy, co uda mi się tu stworzyć.
Rigel również poszedł do starszego pana, stojącego przy stoisku. Starał się mu wytłumaczyć swój pomysł, przy okazji dość aktywnie gestykulując. Mężczyzna roześmiał się i po chwili podał gotowego misia Blackowi, a ten z dumą wręczył go alchemiczce.
Pluszak miał miękkie, srebrne futerko, które pięknie połyskiwało, kiedy tylko padało na nie światło. Wnętrza łapek i nosek miał granatowe, tworząc tym samym odwrotność misia, którego dostał od Frances. Z tym że ten miś na brzuszku miał alchemiczny znak powietrza.
-A teraz zobacz. - powiedział i ostrożnie ścisnął pluszaka dłońmi. Ten wesołym głosem powiedział:”Tym razem to nie wybuchnie!”.
-Jest twój. Na szczęście i pamiątkę również. Może teraz drobna przerwa?
Chwycił ją delikatnie pod ramię i poprowadził w stronę jednej z ławeczek, która stała tuż obok krzewu, pięknie kwitnącego na fioletowo. Kiedy zawiał wiatr, część płatków wzbiła się w powietrze i zawirowała, opadając na piaszczystą dróżkę.
Black wyprostował nogi, które nadal mu lekko drętwiały, swojego misia posadził na kolanach, objął go ostrożnie jedną ręką i zaczął mówić. Jego mina od razu odrobinę spoważniała.
-Obiecałem ci opowiedzieć o moim problemie, więc oto i on: czy można przy pomocy eliksirów, lub ich kombinacji, spróbować wyleczyć utratę pamięci, jeśli nie wiadomo, co konkretnie było jej przyczyną? A, i prawdopodobnie był to jakiś efekt magiczny. Jednak jego natura jako taka jest nieznana. Problem jest też w tym, że temat ten trochę to wkracza na teren mojej pracy, więc… rozumiesz, że za dużo powiedzieć nie mogę. Ale taka to właśnie moja zagwozdka. Druga… - tu urwał, czując, że zaczynają mu się pocić dłonie. Bardzo nie chciał, żeby to pytanie zabrzmiało jak coś, co było dla niego bardzo ważne. Ważniejsze od tego, co stało się z nim w lesie, kiedy zaliczył “przeskok” w czasie i obudził się sparaliżowany i przykryty liśćmi w środku lasu obok bardzo nietypowego miejsca. To właśnie drugie pytanie było kwestią życia i śmierci.
-Ach, to głupie. - machnął ręką. - Ale dobrze. Czy spotkałeś się może z przypadkami przedawkowania amortencji? Mam na myśli takiej, co zdążyła już dość długo postać i była przyjmowana przez okres 10-20 lat.
Popatrzył pytająco na Pannę Burroughs, próbując wyłapać jej emocję. Czy zauważyła, jak bardzo czeka na odpowiedź?
Walka z dzbankami zakończyła się powalającym sukcesem. Black dał się porwać emocjom, chociaż jego ciało miało o tym trochę inne zdanie. Prawdopodobnie, gdyby był silniejszy i nie tak obolały po niedawnym ataku Dotyku Meduzy, w porywie radości zakręciłby, zawieszoną na jego szyi Frances, jednak jego krzepy starczyło na to, żeby utrzymać się na nogach i nie jęknąć.
-Wiedziałem, że się uda. Po prostu nie mogło być inaczej!
Kiedy Panna Burroughs wręczyła mu jego misia, odruchowo go przytulił.
-Jest wspaniały! - powiedział z uśmiechem, a kiedy pluszak wypowiedział “jeszcze jedna strona”, parsknął śmiechem.
-To motto powinni wypisać gdzieś koło pomnika Roveny w końcu. No dobrze, zobaczymy, co uda mi się tu stworzyć.
Rigel również poszedł do starszego pana, stojącego przy stoisku. Starał się mu wytłumaczyć swój pomysł, przy okazji dość aktywnie gestykulując. Mężczyzna roześmiał się i po chwili podał gotowego misia Blackowi, a ten z dumą wręczył go alchemiczce.
Pluszak miał miękkie, srebrne futerko, które pięknie połyskiwało, kiedy tylko padało na nie światło. Wnętrza łapek i nosek miał granatowe, tworząc tym samym odwrotność misia, którego dostał od Frances. Z tym że ten miś na brzuszku miał alchemiczny znak powietrza.
-A teraz zobacz. - powiedział i ostrożnie ścisnął pluszaka dłońmi. Ten wesołym głosem powiedział:”Tym razem to nie wybuchnie!”.
-Jest twój. Na szczęście i pamiątkę również. Może teraz drobna przerwa?
Chwycił ją delikatnie pod ramię i poprowadził w stronę jednej z ławeczek, która stała tuż obok krzewu, pięknie kwitnącego na fioletowo. Kiedy zawiał wiatr, część płatków wzbiła się w powietrze i zawirowała, opadając na piaszczystą dróżkę.
Black wyprostował nogi, które nadal mu lekko drętwiały, swojego misia posadził na kolanach, objął go ostrożnie jedną ręką i zaczął mówić. Jego mina od razu odrobinę spoważniała.
-Obiecałem ci opowiedzieć o moim problemie, więc oto i on: czy można przy pomocy eliksirów, lub ich kombinacji, spróbować wyleczyć utratę pamięci, jeśli nie wiadomo, co konkretnie było jej przyczyną? A, i prawdopodobnie był to jakiś efekt magiczny. Jednak jego natura jako taka jest nieznana. Problem jest też w tym, że temat ten trochę to wkracza na teren mojej pracy, więc… rozumiesz, że za dużo powiedzieć nie mogę. Ale taka to właśnie moja zagwozdka. Druga… - tu urwał, czując, że zaczynają mu się pocić dłonie. Bardzo nie chciał, żeby to pytanie zabrzmiało jak coś, co było dla niego bardzo ważne. Ważniejsze od tego, co stało się z nim w lesie, kiedy zaliczył “przeskok” w czasie i obudził się sparaliżowany i przykryty liśćmi w środku lasu obok bardzo nietypowego miejsca. To właśnie drugie pytanie było kwestią życia i śmierci.
-Ach, to głupie. - machnął ręką. - Ale dobrze. Czy spotkałeś się może z przypadkami przedawkowania amortencji? Mam na myśli takiej, co zdążyła już dość długo postać i była przyjmowana przez okres 10-20 lat.
Popatrzył pytająco na Pannę Burroughs, próbując wyłapać jej emocję. Czy zauważyła, jak bardzo czeka na odpowiedź?
HOW MUCH CAN YOU TAKE BEFORE YOU SNAP?
Rigel Black
Zawód : Stażysta w Departamencie Tajemnic, naukowiec
Wiek : 24
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
Wszystko to co mam, to ta nadzieja, że życie mnie poskleja
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Wilkołak
Nieaktywni
Panna Burroughs kiwnęła delikatnie głową, a złote pukle zatańczyły koło jej policzków.
- Naprawdę mógłbyś to zrobić? Och, to byłoby cudowne! Brakuje mi odpowiedniego doradcy w tej kwestii… - Odpowiedziała, powstrzymując się przed wypowiedzeniem zbyt wielu informacji. Nie teraz, nie gdy mieli odpocząć od codzienności oraz rozważać naukowe teorie. Z resztą, pierścień z kamieniem księżycowym zdobiący jej dłoń zdawał się mówić więcej, niż wszelkie słowa jakie mogłaby wypowiedzieć.
Zaśmiała się na jego słowa, a gdy Rigel wyraził zachwyt nad wybranym dla niego misiem, malinowe wargi alchemiczki ułożyły się w ciepły uśmiech. - Cieszę się, że ci się podoba. - Odparła przyjaźnie, nie sądząc, aby sprezentowanie mu wygranego misia było jakiegokolwiek rodzaju nie taktem. - Och, z pewnością! I dodać o tym zwrotkę w hymnie szkoły… - Dodała z rozbawieniem. Szaroniebieskie spojrzenie błysnęło zaciekawieniem, gdy jej towarzysz ustalał szczegóły misia z właścicielem stoiska. A gdy w końcu pokazał jej swoje dzieło, zachwyt pojawił się na jej buzi.
- Och, jest śliczny! - Odpowiedziała szczerze, a gdy miś wypowiedział swoją kwestię zaśmiała się dźwięcznie. - Brzmi jak motto moich badań… Dziękuję! - Rzuciła, po czym podeszła do czarodzieja, by w geście podziękowania musnąć ustami jego policzek. Chętnie przyjęła jego ramię, kiwnięciem głowy wykazując aprobatę dotyczącą jego planu. Odrobina przerwy z pewnością im nie zaszkodzi, a Frances nadal ciekawiło, jaki problem może posiadać jej towarzysz.
Zajęła miejsce na ławeczce, założyła nogę na nogę po czym ułożyła misia na swoich kolanach. Poderwane w powietrze płatki fioletowego krzewu, na jej oko będącego budleją, przywołały uśmiech na jej twarz, spojrzenie alchemiczki pozostawało jednak odrobinę nieobecne. Uważnie wsłuchiwała się w wypowiadane przez niego słowa, z zastanowieniem wypisanym na jej delikatnej twarzy.
- Nie ma takiego eliksiru bądź jego kombinacji, która byłaby w stanie przywołać zapomniane wspomnienie. - Zaczęła spokojnie, z zamyśleniem wybrzmiewającym w eterycznym głosie. - Jeśli wspomnienie zostało zapomniane przy pomocy zaklęcia, odzyskanie go będzie niezwykle trudnym bądź niemożliwym. Mogłabym spróbować stworzyć odpowiednią miksturę… Ale będzie ona powiązania z niezwykle wielkim kosztem. Widzisz, za każdym razem gdy próbujesz manipulować umysłem zaburzasz naturalną równowagę organizmu. Naruszenie tego balansu wiąże się z konsekwencjami… - Mówiła spokojnie, dokładnie przywołując do siebie informacje jakie zdobyła podczas swojej pracy naukowej. - Jakiś czas temu stworzyłam eliksir, który sprawia, że wydarzenia mające miejsce po spożyciu eliksiru nie zapisują się w pamięci. Bezpieczna dawka pozwala wymazać maksymalnie dziesięć minut, przy dłuższym okresie czasu występują skutki uboczne takie jak odrętwienie kończyn bądź stan przypominający narkotyczne upojenie. Obawiam się, że tak wielka ingerencja w pamięć jakiej potrzebujesz wiązałaby się ze znacznie większymi, bardziej… drastycznymi oraz niebezpiecznymi skutkami ubocznymi. - A te, przy tak wielkiej ingerencji, z pewnością byłyby ogromne. Szaroniebieskie spojrzenie uważnie przesunęło się po buzi towarzyszącego jej czarodzieja, próbując coś z niej wyczytać. - Jeśli chcesz zaryzykować możemy spróbować, osobiście jednak, jeśli wspomnienie nie jest na tyle istotne, raczej odradzałabym podobnego działania. Wyjście ze skutków ubocznych z pewnością nie byłoby łatwe… O ile byłoby możliwe. - Wypowiedziała propozycję ostrożnie, z zastanowieniem w głosie. Moralność panny Burroughs, w kwestii wszelkich badań, pozostawała niezwykle plastyczna. Nauka w końcu wymagała poświeceń oraz okazyjnego przetestowania działania na czarodzieju… W tym wypadku jednak, z pewnością nie zalecałaby testowania tego na Rigelu.
- Musisz uściślić swoje pytanie. O przedawkowaniu mówimy, gdy czarodziej jednorazowo spożyje znacznie większą dawkę, niż zalecana. Wtedy zwykle kończy się to zatruciem eliksilarnym. Chodzi Ci o przyjęcie eliksiru który przez długi czas stał na półce? A może przyjęcie zbyt dużej dawki eliksiru, który stał długo na półce bądź zażywanie amortencji przez długie lata? Wszystkie te sytuacje wiążą się z innymi skutkami, potrzebuję więc więcej informacji. - Odpowiedziała spokojnie, delikatnie układając swoją dłoń na dłoni towarzyszącego jej czarodzieja. Ostrożnie przesunęła kciukiem po wierzchu jego dłoni, chcąc dodać mu śmiałości w wypowiadaniu pytań. - Możesz mi zaufać, wiesz o tym? To, co mi powiesz pozostanie tylko i wyłącznie między nami. - Dodała ciepło, obdarzając go przyjaznym spojrzeniem oraz mocniej zaciskając palce na jego dłoni. Mógł jej powiedzieć każdy, nawet najbardziej śmiały pomysł. I była pewna, że w swojej karierze dopuściła się o wiele śmielszych czynów niż zabawy z eliksirem miłosnym.
- Naprawdę mógłbyś to zrobić? Och, to byłoby cudowne! Brakuje mi odpowiedniego doradcy w tej kwestii… - Odpowiedziała, powstrzymując się przed wypowiedzeniem zbyt wielu informacji. Nie teraz, nie gdy mieli odpocząć od codzienności oraz rozważać naukowe teorie. Z resztą, pierścień z kamieniem księżycowym zdobiący jej dłoń zdawał się mówić więcej, niż wszelkie słowa jakie mogłaby wypowiedzieć.
Zaśmiała się na jego słowa, a gdy Rigel wyraził zachwyt nad wybranym dla niego misiem, malinowe wargi alchemiczki ułożyły się w ciepły uśmiech. - Cieszę się, że ci się podoba. - Odparła przyjaźnie, nie sądząc, aby sprezentowanie mu wygranego misia było jakiegokolwiek rodzaju nie taktem. - Och, z pewnością! I dodać o tym zwrotkę w hymnie szkoły… - Dodała z rozbawieniem. Szaroniebieskie spojrzenie błysnęło zaciekawieniem, gdy jej towarzysz ustalał szczegóły misia z właścicielem stoiska. A gdy w końcu pokazał jej swoje dzieło, zachwyt pojawił się na jej buzi.
- Och, jest śliczny! - Odpowiedziała szczerze, a gdy miś wypowiedział swoją kwestię zaśmiała się dźwięcznie. - Brzmi jak motto moich badań… Dziękuję! - Rzuciła, po czym podeszła do czarodzieja, by w geście podziękowania musnąć ustami jego policzek. Chętnie przyjęła jego ramię, kiwnięciem głowy wykazując aprobatę dotyczącą jego planu. Odrobina przerwy z pewnością im nie zaszkodzi, a Frances nadal ciekawiło, jaki problem może posiadać jej towarzysz.
Zajęła miejsce na ławeczce, założyła nogę na nogę po czym ułożyła misia na swoich kolanach. Poderwane w powietrze płatki fioletowego krzewu, na jej oko będącego budleją, przywołały uśmiech na jej twarz, spojrzenie alchemiczki pozostawało jednak odrobinę nieobecne. Uważnie wsłuchiwała się w wypowiadane przez niego słowa, z zastanowieniem wypisanym na jej delikatnej twarzy.
- Nie ma takiego eliksiru bądź jego kombinacji, która byłaby w stanie przywołać zapomniane wspomnienie. - Zaczęła spokojnie, z zamyśleniem wybrzmiewającym w eterycznym głosie. - Jeśli wspomnienie zostało zapomniane przy pomocy zaklęcia, odzyskanie go będzie niezwykle trudnym bądź niemożliwym. Mogłabym spróbować stworzyć odpowiednią miksturę… Ale będzie ona powiązania z niezwykle wielkim kosztem. Widzisz, za każdym razem gdy próbujesz manipulować umysłem zaburzasz naturalną równowagę organizmu. Naruszenie tego balansu wiąże się z konsekwencjami… - Mówiła spokojnie, dokładnie przywołując do siebie informacje jakie zdobyła podczas swojej pracy naukowej. - Jakiś czas temu stworzyłam eliksir, który sprawia, że wydarzenia mające miejsce po spożyciu eliksiru nie zapisują się w pamięci. Bezpieczna dawka pozwala wymazać maksymalnie dziesięć minut, przy dłuższym okresie czasu występują skutki uboczne takie jak odrętwienie kończyn bądź stan przypominający narkotyczne upojenie. Obawiam się, że tak wielka ingerencja w pamięć jakiej potrzebujesz wiązałaby się ze znacznie większymi, bardziej… drastycznymi oraz niebezpiecznymi skutkami ubocznymi. - A te, przy tak wielkiej ingerencji, z pewnością byłyby ogromne. Szaroniebieskie spojrzenie uważnie przesunęło się po buzi towarzyszącego jej czarodzieja, próbując coś z niej wyczytać. - Jeśli chcesz zaryzykować możemy spróbować, osobiście jednak, jeśli wspomnienie nie jest na tyle istotne, raczej odradzałabym podobnego działania. Wyjście ze skutków ubocznych z pewnością nie byłoby łatwe… O ile byłoby możliwe. - Wypowiedziała propozycję ostrożnie, z zastanowieniem w głosie. Moralność panny Burroughs, w kwestii wszelkich badań, pozostawała niezwykle plastyczna. Nauka w końcu wymagała poświeceń oraz okazyjnego przetestowania działania na czarodzieju… W tym wypadku jednak, z pewnością nie zalecałaby testowania tego na Rigelu.
- Musisz uściślić swoje pytanie. O przedawkowaniu mówimy, gdy czarodziej jednorazowo spożyje znacznie większą dawkę, niż zalecana. Wtedy zwykle kończy się to zatruciem eliksilarnym. Chodzi Ci o przyjęcie eliksiru który przez długi czas stał na półce? A może przyjęcie zbyt dużej dawki eliksiru, który stał długo na półce bądź zażywanie amortencji przez długie lata? Wszystkie te sytuacje wiążą się z innymi skutkami, potrzebuję więc więcej informacji. - Odpowiedziała spokojnie, delikatnie układając swoją dłoń na dłoni towarzyszącego jej czarodzieja. Ostrożnie przesunęła kciukiem po wierzchu jego dłoni, chcąc dodać mu śmiałości w wypowiadaniu pytań. - Możesz mi zaufać, wiesz o tym? To, co mi powiesz pozostanie tylko i wyłącznie między nami. - Dodała ciepło, obdarzając go przyjaznym spojrzeniem oraz mocniej zaciskając palce na jego dłoni. Mógł jej powiedzieć każdy, nawet najbardziej śmiały pomysł. I była pewna, że w swojej karierze dopuściła się o wiele śmielszych czynów niż zabawy z eliksirem miłosnym.
Sometimes like a tree in flower,
Sometimes like a white daffadowndilly, small and slender like. Hard as di'monds, soft as moonlight. Warm as sunlight, cold as frost in the stars. Proud and far-off as a snow-mountain, and as merry as any lass I ever saw with daisies in her hair in springtime.
Frances Wroński
Zawód : Alchemiczka
Wiek : 21
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Zamężna
Even darkness must pass. A new day will come. And when the sun shines, it'll shine out the clearer.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Nieaktywni
Słowa Frances potwierdziły to, czego się domyślał. Wiedza o tym, co dokładnie wydarzyło się w lesie, w czasie pomiędzy tym, jak podszedł do ruin a tym, kiedy upadał w stertę liści przysypany pomarańczowym ceglanym pyłem, już na zawsze pozostanie tajemnicą. Prawdopodobnie, gdyby ta sytuacja wydarzyła się w innych okolicznościach i dawała jakikolwiek, nawet najmniejszy sygnał tego, że jego rodzina może być zagrożona, a jedyne wyjście z sytuacji to odzyskanie pamięci — niezwłocznie podjąłby się tej eksperymentalnej próby. Jednak sytuacja zdarzył się, kiedy był w pracy, a nie był pewien, czy dla Departamentu podjąłby się aż tak dużego ryzyka, który by mógł go tylko bardziej uszkodzić. Tym bardziej że nie wiadomo do końca, czym amnezja została wywołana, a jakiekolwiek manipulacje z nieznaną magią bardzo rzadko kończą się dobrze.
-Myślę, że chyba nie ma co kusić losu. Nie jestem pewien, co sprawiło, że straciłem pamięć. Czy to było zaklęcie, czy przedmiot, czy klątwa… czy jeszcze co innego. Tak że chyba bezpieczniej będzie zostawić wszystko jak jest. - uśmiechnął się do niej ciepło. - Nie chcę ryzykować tego, że w razie niepowodzenia, mój umysł po tym wszystkim zmieni się w ser szwajcarski. Wtedy to na pewno do niczego się w pracy nie nadam i już na zawszę będę skazany na noszenie przełożonym herbaty.
Próbował zażartować.
-A, wybacz, tak, już wyjaśniam dokładniej. - nabrał powietrze w płuca, po czym powiedział na jednym wydechu, chcąc już mieć to za sobą. Nie czuł się komfortowo poruszając ten temat, ale nadal starał się utrzymać w miarę beztroski wyraz twarzy. - Mówiłem o przyjmowaniu Amortencji, która specjalnie “dojrzewała” przez jakiś czas, żeby miała wzmocnione działanie, przez długie lata w standardowej dawce.
Dotyk Panny Burroughs nie był nieprzyjemny. Trochę go uspokoił, chociaż nadal Black nadal nerwowo bawił się jedną z rączek misia.
Westchnął i wbił wzrok w pustkę.
-Chodzi o to, że… Cóż, zastanawiałem się, jak to będzie w niedalekiej przyszłości, kiedy w końcu się ożenię. Wiesz, że u nas wszystko nie jest takie proste, jakby się mogło wydawać. - zaśmiał się smutno. - Dlatego zastanawiałem się, czy jeśli ja i moja wybranka nie przypadniemy sobie do gustu, to jak bardzo bezpiecznym wyjściem by było zwrócenie się o wsparcie do eliksirów.
Podniósł w końcu na nią wzrok.
-W końcu każdy by chciał być szczęśliwy na nowej drodze życia, mimo obaw... nawet tych najdrobniejszych. Mam nadzieję, że rozumiesz, o co mi chodzi. - jego wzrok padł na jej pierścionek.
Zastanawiał się też czy ktoś ich nie obserwował. Byłoby bardzo niedobrze, gdyby ich zwykła rozmowa i spontaniczne gesty takie jak przyjacielski pocałunek w policzek czy dotyk dłoni, by dać mu otuchy, były odebrane zupełnie w niewłaściwy sposób.
-Myślę, że chyba nie ma co kusić losu. Nie jestem pewien, co sprawiło, że straciłem pamięć. Czy to było zaklęcie, czy przedmiot, czy klątwa… czy jeszcze co innego. Tak że chyba bezpieczniej będzie zostawić wszystko jak jest. - uśmiechnął się do niej ciepło. - Nie chcę ryzykować tego, że w razie niepowodzenia, mój umysł po tym wszystkim zmieni się w ser szwajcarski. Wtedy to na pewno do niczego się w pracy nie nadam i już na zawszę będę skazany na noszenie przełożonym herbaty.
Próbował zażartować.
-A, wybacz, tak, już wyjaśniam dokładniej. - nabrał powietrze w płuca, po czym powiedział na jednym wydechu, chcąc już mieć to za sobą. Nie czuł się komfortowo poruszając ten temat, ale nadal starał się utrzymać w miarę beztroski wyraz twarzy. - Mówiłem o przyjmowaniu Amortencji, która specjalnie “dojrzewała” przez jakiś czas, żeby miała wzmocnione działanie, przez długie lata w standardowej dawce.
Dotyk Panny Burroughs nie był nieprzyjemny. Trochę go uspokoił, chociaż nadal Black nadal nerwowo bawił się jedną z rączek misia.
Westchnął i wbił wzrok w pustkę.
-Chodzi o to, że… Cóż, zastanawiałem się, jak to będzie w niedalekiej przyszłości, kiedy w końcu się ożenię. Wiesz, że u nas wszystko nie jest takie proste, jakby się mogło wydawać. - zaśmiał się smutno. - Dlatego zastanawiałem się, czy jeśli ja i moja wybranka nie przypadniemy sobie do gustu, to jak bardzo bezpiecznym wyjściem by było zwrócenie się o wsparcie do eliksirów.
Podniósł w końcu na nią wzrok.
-W końcu każdy by chciał być szczęśliwy na nowej drodze życia, mimo obaw... nawet tych najdrobniejszych. Mam nadzieję, że rozumiesz, o co mi chodzi. - jego wzrok padł na jej pierścionek.
Zastanawiał się też czy ktoś ich nie obserwował. Byłoby bardzo niedobrze, gdyby ich zwykła rozmowa i spontaniczne gesty takie jak przyjacielski pocałunek w policzek czy dotyk dłoni, by dać mu otuchy, były odebrane zupełnie w niewłaściwy sposób.
HOW MUCH CAN YOU TAKE BEFORE YOU SNAP?
Rigel Black
Zawód : Stażysta w Departamencie Tajemnic, naukowiec
Wiek : 24
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
Wszystko to co mam, to ta nadzieja, że życie mnie poskleja
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Wilkołak
Nieaktywni
Uśmiechnęła się delikatnie, słysząc odpowiedź Rigela. I jedynie przez chwilę, gdzieś w środku, ledwie odrobinkę żałowała, że tak interesujący projekt nie będzie miał miejsca. Zachowanie jaźni jednak z pewnością było dla niego ważniejsze od naukowych wojaży, zwłaszcza w roli uroczego króliczka doświadczalnego.
- To rozważna decyzja, mój drogi. Niemniej, niezwykle martwi mnie nagła utrata pamięci. To co mówisz jest niezwykle niepokojące, rozmawiałeś o tym z kimś jeszcze? - Spytała z wyraźnym zainteresowaniem. Nagłe utraty pamięci nie były czymś naturalnym, a podobne zagrożenie gdzieś w środku przerażało eteryczną alchemiczkę pewną, że jej umysł był niezwykle cenny. - Jestem pewna, że lepszej herbaty niż Twojej roboty z pewnością nigdy nie pili, byłoby jednak niezwykle wielka stratą, gdybyś się nie rozwijał. - Dodała z ciepłym uśmiechem, pewna swoich słów. Rogiel miał potencjał, którego nie powinno się marnować, nawet jeśli czasem potrzebował niewielkiej rady od niej, posiadającej większą wiedzę z zakresu alchemii.
Słuchała jego słów uważnie, w wyraźnym skupieniu, rozważając swoją odpowiedź. Sprawa wydawała się niezwykle delikatna ale i odrobinę jej bliska. W ostatnich tygodniach wiele obaw przesunęło się przez jej głowę, nawet jeśli jej małżeństwo było jedynie planem, mającym zapewnić jej odpowiednie bezpieczeństwo. Daniel był jednak kimś, niezwykle jej bliskim, a ona nie chciała, by był nieszczęśliwy przez podjętą decyzję. Odruchowo mocniej zacisnęła smukłe palce na męskiej dłoni, będąc w stanie zrozumieć jego wątpliwości.
- Dojrzewanie Amortencji nie wzmocni jej działania, to można uzyskać jedynie przez dopracowanie receptury. Jeśli chciałbyś, aby efekt utrzymywał się przez lata, musiałbyś drugiej osobie podawać ją w regularnych interwałach czasowych. Tylko wtedy masz pewność, że działanie utrzyma się w odpowiedni sposób. Mogę kiedyś pokazać Ci, jak obliczać długość działania takich eliksirów. - Mówiła spokojnie, nie widząc niczego złego w swej propozycji. Ta wiedza z pewnością przyda mu się również w pracy, gdy przyjdzie mu pracować z miksturami. - Musisz jednak wiedzieć, że miłość wywołana Amortencją daleka jest od wzniosłych, romantycznych ballad. To miłość chora, obsesyjna, pozbawiająca zdrowego rozsądku. Nie widzisz świata po za drugą osobą, a mój profesor mówił, iż zrodzone z takiej miłości dzieci miewają później problemy w materii uczuć. To poważna decyzja, mój drogi. Nie lekceważ ani jej ani mocy eliksirów… - Musiał wiedzieć, z czym wiążą się jego rozważania. Nie bez powodu Amortencja była uznawana za najsilniejszy z miłosnych eliksirów, w jej opinii przypominający podłą truciznę. Spojrzenie alchemiczki na chwilę skierowało się do pierścionka zdobiącego jej dłoń, a nieśmiały uśmiech pojawił się nie jej twarzy.
- Nawet jeśli przypadnie się sobie do gustu i sam wybierasz drugą osobę, obawy nie odchodzą. Wiesz, że to dobra decyzja, ale zastanawiasz się, czy druga osoba będzie z Tobą szczęśliwa czy nie zawiedziesz jej oczekiwań, nie zniszczysz tego, co do tej pory zbudowaliście… - Ciężkie westchnienie uleciało z jej piersi, gdy wymieniła niektóre ze swoich obaw, jakie pojawiały się w kwestii fałszywego małżeństwa. Czy tylko u niej pojawiały się podobne obawy, czy może każda panna młoda przechodziła przez podobne rozterki? Czy jej bratnia dusza również ich doświadczała? Nie miała najmniejszego pojęcia. - Jeśli taki dzień nadejdzie w Twoim życiu i nie będzie innego wyjścia zaopatrzę Cię w potrzebne mikstury, przemyśl jednak to dobrze. Wydaje mi się, że wybrana Tobie małżonka może mieć podobne obawy, wiesz? Na początek więc, poradziłabym szczerą rozmowę z drugą osobą. Bez rodziców, bez przyzwoitek i Merlin jeden wie jeszcze, kogo trzymacie w rezydencji. A jak to zawiedzie, coś wymyślimy. - Dodała z ciepłym uśmiechem na ustach oraz przyjaznym spojrzeniem delikatnie omiatającym jego buzię. Czuła jego zagubienie i nie chciała zostawiać go w tym wszystkim samego. Była niemal pewna, że w jego świecie podobne wątpliwości zwykło się ignorować, a jeśli jej wiedza mogła pomóc mu znieść ciężką decyzję… Była w stanie opracować każdą miksturę, jaka okazałaby się potrzebna.
- To rozważna decyzja, mój drogi. Niemniej, niezwykle martwi mnie nagła utrata pamięci. To co mówisz jest niezwykle niepokojące, rozmawiałeś o tym z kimś jeszcze? - Spytała z wyraźnym zainteresowaniem. Nagłe utraty pamięci nie były czymś naturalnym, a podobne zagrożenie gdzieś w środku przerażało eteryczną alchemiczkę pewną, że jej umysł był niezwykle cenny. - Jestem pewna, że lepszej herbaty niż Twojej roboty z pewnością nigdy nie pili, byłoby jednak niezwykle wielka stratą, gdybyś się nie rozwijał. - Dodała z ciepłym uśmiechem, pewna swoich słów. Rogiel miał potencjał, którego nie powinno się marnować, nawet jeśli czasem potrzebował niewielkiej rady od niej, posiadającej większą wiedzę z zakresu alchemii.
Słuchała jego słów uważnie, w wyraźnym skupieniu, rozważając swoją odpowiedź. Sprawa wydawała się niezwykle delikatna ale i odrobinę jej bliska. W ostatnich tygodniach wiele obaw przesunęło się przez jej głowę, nawet jeśli jej małżeństwo było jedynie planem, mającym zapewnić jej odpowiednie bezpieczeństwo. Daniel był jednak kimś, niezwykle jej bliskim, a ona nie chciała, by był nieszczęśliwy przez podjętą decyzję. Odruchowo mocniej zacisnęła smukłe palce na męskiej dłoni, będąc w stanie zrozumieć jego wątpliwości.
- Dojrzewanie Amortencji nie wzmocni jej działania, to można uzyskać jedynie przez dopracowanie receptury. Jeśli chciałbyś, aby efekt utrzymywał się przez lata, musiałbyś drugiej osobie podawać ją w regularnych interwałach czasowych. Tylko wtedy masz pewność, że działanie utrzyma się w odpowiedni sposób. Mogę kiedyś pokazać Ci, jak obliczać długość działania takich eliksirów. - Mówiła spokojnie, nie widząc niczego złego w swej propozycji. Ta wiedza z pewnością przyda mu się również w pracy, gdy przyjdzie mu pracować z miksturami. - Musisz jednak wiedzieć, że miłość wywołana Amortencją daleka jest od wzniosłych, romantycznych ballad. To miłość chora, obsesyjna, pozbawiająca zdrowego rozsądku. Nie widzisz świata po za drugą osobą, a mój profesor mówił, iż zrodzone z takiej miłości dzieci miewają później problemy w materii uczuć. To poważna decyzja, mój drogi. Nie lekceważ ani jej ani mocy eliksirów… - Musiał wiedzieć, z czym wiążą się jego rozważania. Nie bez powodu Amortencja była uznawana za najsilniejszy z miłosnych eliksirów, w jej opinii przypominający podłą truciznę. Spojrzenie alchemiczki na chwilę skierowało się do pierścionka zdobiącego jej dłoń, a nieśmiały uśmiech pojawił się nie jej twarzy.
- Nawet jeśli przypadnie się sobie do gustu i sam wybierasz drugą osobę, obawy nie odchodzą. Wiesz, że to dobra decyzja, ale zastanawiasz się, czy druga osoba będzie z Tobą szczęśliwa czy nie zawiedziesz jej oczekiwań, nie zniszczysz tego, co do tej pory zbudowaliście… - Ciężkie westchnienie uleciało z jej piersi, gdy wymieniła niektóre ze swoich obaw, jakie pojawiały się w kwestii fałszywego małżeństwa. Czy tylko u niej pojawiały się podobne obawy, czy może każda panna młoda przechodziła przez podobne rozterki? Czy jej bratnia dusza również ich doświadczała? Nie miała najmniejszego pojęcia. - Jeśli taki dzień nadejdzie w Twoim życiu i nie będzie innego wyjścia zaopatrzę Cię w potrzebne mikstury, przemyśl jednak to dobrze. Wydaje mi się, że wybrana Tobie małżonka może mieć podobne obawy, wiesz? Na początek więc, poradziłabym szczerą rozmowę z drugą osobą. Bez rodziców, bez przyzwoitek i Merlin jeden wie jeszcze, kogo trzymacie w rezydencji. A jak to zawiedzie, coś wymyślimy. - Dodała z ciepłym uśmiechem na ustach oraz przyjaznym spojrzeniem delikatnie omiatającym jego buzię. Czuła jego zagubienie i nie chciała zostawiać go w tym wszystkim samego. Była niemal pewna, że w jego świecie podobne wątpliwości zwykło się ignorować, a jeśli jej wiedza mogła pomóc mu znieść ciężką decyzję… Była w stanie opracować każdą miksturę, jaka okazałaby się potrzebna.
Sometimes like a tree in flower,
Sometimes like a white daffadowndilly, small and slender like. Hard as di'monds, soft as moonlight. Warm as sunlight, cold as frost in the stars. Proud and far-off as a snow-mountain, and as merry as any lass I ever saw with daisies in her hair in springtime.
Frances Wroński
Zawód : Alchemiczka
Wiek : 21
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Zamężna
Even darkness must pass. A new day will come. And when the sun shines, it'll shine out the clearer.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Nieaktywni
Na słowa o rozmowie z kimś innym, chwile się zwiesił. Wspomnienie, kiedy musiał doczołgać się z tamtego przeklętego lasu do szpitala, ledwo powłócząc zesztywniałymi nogami, poszukując woźnicy, który przewiózł go na miejsce bezpłatnie, gdyż został okradziony, przetoczyło się fala przed jego oczami. A do tego jeszcze medycy, biegający w panice i wizyta jego ojca... Działo się to raptem parę dni temu, jednak wydawało się, że minęła wieczność.
-Tak. Konsultowałem się z medykami w Mungo… Oni też mieli podobne obawy. Ale wolałem pozbierać więcej opinii. W końcu im więcej informacji — tym lepiej, prawda? - popatrzył na nią i uśmiechnął się lekko, ale pogodnie. - Gdyby tylko kiedyś się udało wypracować metodę, jak przywracać wspomnienia bez uszkadzania umysłu chorego. Eliksir, który pomagałby do nich dotrzeć. Po nitce do kłębka. Jak mityczny Tezeusz, po zwycięstwie nad Minotaurem. Może jak będziesz mieć czas, to kiedyś nad czymś takim popracujemy? W bezpiecznych warunkach. I nie na sobie, oczywiście.
Mimo że rozmowa trzymała się tematu, który dla Rigela był bardzo niepokojący i mało wygodny, czuł ulgę. Nie wiedział do samego końca, jak Frances zareaguje na jego obawy, nie był pewien też, czy nie zacznie bardziej wypytywać… Na szczęście była bardzo delikatna w rozmowie. Nie wyśmiała, nie drążyła. Black był jej niesamowicie wdzięczny za to. Jak i za sam fakt tego, że chciała mu pomóc.
-Tak, masz rację. Rozmowa na pewno wiele wyjaśni. Przynajmniej na to będę liczyć. - potarł dłonią kark. - I mieć nadzieję, że ona nie odbierze moich chęci na rozmowę na opak. I że nie wyjdę przez to na mięczaka i głupca.
Speszył się i energicznie potrząsnął głową, jak pies próbujący się otrzepać po niespodziewanej kąpieli w zimnej wodzie. W ich świecie tego rodzaju wylewność, okazywanie słabości w obliczu powinności wobec rodu mogła być bardzo źle odebrana. Jednak… co jeśli podczas którejś z rozmów, kiedy już będą mogli zostawać sam na sam jako mąż i żona, nie zacząć tematu, jak chcą dalej budować wspólną przyszłość, rodzinę i dom? Przemycić to w taki sposób, żeby za wszelką cenę nie ujawnić swojej ułomności.
-Jeśli będzie już zupełnie tragicznie, to dam ci znać, czy siadamy do odpowiedniej miłosnej mikstury, czy do skuteczniej trucizny, żeby zabrać mnie z tego świata, nim dobiorą się do mnie nestorzy. - zażartował, próbując trochę rozładować atmosferę. - A tak naprawdę, to dziękuję. Twoje słowa bardzo wiele dla mnie znaczą.
Podniósł się i wyciągnął do niej lewą rękę, aby pomóc jej wstać z ławki, w prawej ściskając misia.
-Co powiesz na jakąś inną atrakcję? Mamy jeszcze cały ogromny park do zwiedzenia.
-Tak. Konsultowałem się z medykami w Mungo… Oni też mieli podobne obawy. Ale wolałem pozbierać więcej opinii. W końcu im więcej informacji — tym lepiej, prawda? - popatrzył na nią i uśmiechnął się lekko, ale pogodnie. - Gdyby tylko kiedyś się udało wypracować metodę, jak przywracać wspomnienia bez uszkadzania umysłu chorego. Eliksir, który pomagałby do nich dotrzeć. Po nitce do kłębka. Jak mityczny Tezeusz, po zwycięstwie nad Minotaurem. Może jak będziesz mieć czas, to kiedyś nad czymś takim popracujemy? W bezpiecznych warunkach. I nie na sobie, oczywiście.
Mimo że rozmowa trzymała się tematu, który dla Rigela był bardzo niepokojący i mało wygodny, czuł ulgę. Nie wiedział do samego końca, jak Frances zareaguje na jego obawy, nie był pewien też, czy nie zacznie bardziej wypytywać… Na szczęście była bardzo delikatna w rozmowie. Nie wyśmiała, nie drążyła. Black był jej niesamowicie wdzięczny za to. Jak i za sam fakt tego, że chciała mu pomóc.
-Tak, masz rację. Rozmowa na pewno wiele wyjaśni. Przynajmniej na to będę liczyć. - potarł dłonią kark. - I mieć nadzieję, że ona nie odbierze moich chęci na rozmowę na opak. I że nie wyjdę przez to na mięczaka i głupca.
Speszył się i energicznie potrząsnął głową, jak pies próbujący się otrzepać po niespodziewanej kąpieli w zimnej wodzie. W ich świecie tego rodzaju wylewność, okazywanie słabości w obliczu powinności wobec rodu mogła być bardzo źle odebrana. Jednak… co jeśli podczas którejś z rozmów, kiedy już będą mogli zostawać sam na sam jako mąż i żona, nie zacząć tematu, jak chcą dalej budować wspólną przyszłość, rodzinę i dom? Przemycić to w taki sposób, żeby za wszelką cenę nie ujawnić swojej ułomności.
-Jeśli będzie już zupełnie tragicznie, to dam ci znać, czy siadamy do odpowiedniej miłosnej mikstury, czy do skuteczniej trucizny, żeby zabrać mnie z tego świata, nim dobiorą się do mnie nestorzy. - zażartował, próbując trochę rozładować atmosferę. - A tak naprawdę, to dziękuję. Twoje słowa bardzo wiele dla mnie znaczą.
Podniósł się i wyciągnął do niej lewą rękę, aby pomóc jej wstać z ławki, w prawej ściskając misia.
-Co powiesz na jakąś inną atrakcję? Mamy jeszcze cały ogromny park do zwiedzenia.
HOW MUCH CAN YOU TAKE BEFORE YOU SNAP?
Rigel Black
Zawód : Stażysta w Departamencie Tajemnic, naukowiec
Wiek : 24
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
Wszystko to co mam, to ta nadzieja, że życie mnie poskleja
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Wilkołak
Nieaktywni
Uważnie wsłuchiwała się w jego słowa, nadal zastanawiając się nad tym, czego dotyczyła rozmowa. Gdyby powód utraty pamięci był dokładnie znany, z pewnością dałoby się wymyślić coś więcej, jeśli jednak pamięć odebrało za pomocą Obliviante, raczej niewiele można było z tym zrobić. Szkoda, niezwykle wielka szkoda.
- Oczywiście, zabranie odpowiedniej ilości danych, zawsze pomaga przy dokładniejszej analizie problemu. - Odpowiedziała swobodnie, nie hamując iście naukowego podejścia. Aż w końcu wypowiedział propozycję, która sprawiła, że szaroniebieskie spojrzenie błysnęło wyraźnym zainteresowaniem, a postawa Frances zdawała się odrobinę ożywić.
- Panie Black, nie potrafię odmówić tak kuszącej propozycji. - Odpowiedziała z uśmiechem, wyrysowanym na malinowych ustach. - Z przyjemnością pochylę się z Tobą nad tym problemem. Z końcem września wychodzę za mąż, do tego czasu mam sporo na głowie… Ale jak już będzie po wszystkim, z największą przyjemnością zaproszę Cię do mojej pracowni, żebyśmy mogli rozważyć jak zabrać się do tego problemu. - Zaproponowała, z delikatnym rumieńcem, jaki pojawił się na jej buzi na wspomnienie o zbliżającym się ślubie. O dokładnym powodzie wyjścia za mąż wolała nie mówić, bardziej chętna by zaplanować odwiedziny Rigela w jej domowej pracowni. A ta wypełniania się coraz to ciekawszymi narzędziami oraz miksturami.
Ostrożnie przesunęła kciukiem po wierzchu jego dłoni, chcąc dodać mu odwagi w tej rozmowie. Panna Burroughs zawsze odznaczała się niezwykłą wrażliwością oraz delikatnością, nic więc dziwnego, iż dbała o komfort psychiczny swojego rozmówcy… Lecz gdy odpowiedział, zmarszczyła brwi w wyraźnym niezadowoleniu jego odpowiedzią. Tak, z pewnością, nie mógł myśleć.
- Mój drogi, mężczyzna który potrafi wypowiedzieć swoje myśli bądź obawy nie jest mięczakiem. Szczerość oraz umiejętność okazywania emocji są sztukami coraz bardziej zapominanymi… Każda dama, która ma choć odrobinę oleju w głowie z pewnością doceni taki gest. - Odpowiedziała spokojnie, z pewnością w głosie, chcąc przekonać Rigela do swoich racji. Ona z pewnością doceniłaby podobne chęci ze strony nowego małżonka, którego wybrał jej ktoś inny. Na szczęście, ona mogła wybrać sama… I choć jej wybór wywoływał wiele wątpliwości u rodziny, a ona sama miała głowę pełną obaw, Frances czuła, że podjęła odpowiednią decyzję.
Niesiona impulsem mocniej zacisnęła palce na jego dłoni, na chwilę owijając jego tors drugą dłonią w krótkim, przyjaznym uścisku.
- Niezwykle wielką stratą byłoby utracenie Cię z tego świata, a moje trucizny z pewnością się do tego nie uczynią. Jeśli pójdzie tragicznie znajdziemy sposób, aby coś na to zaradzić. - Ton jej głosu był szczery oraz pogodny. Frances nie miała większego pojęcia o szlacheckim świecie, nie miała świadomości obowiązków spoczywających na przyjacielu, była jednak pewna, że dwa tak bystre umysły z pewnością odnajdą odpowiednie rozwiązanie. - Och, nie musisz dziękować. Gdybyś potrzebował kiedykolwiek porozmawiać wiesz, gdzie słać sowę. - Rumieniec ponownie zarumienił jej buzię, gdyż panna Burroughs poczuła się odrobinę zawstydzona. Nie sądziła, aby zrobiła wiele, niezmiernie cieszyła się jednak, że choć odrobinę pomogła.
Z uśmiechem na ustach ujęła jego słoń, wstając z miejsca i odruchowo poprawiając materię sukni.
- Oczywiście! Prowadź! - Odpowiedziała z entuzjazmem, nie mogąc doczekać się dalszej części wycieczki po zaczarowanym, magicznym miasteczku.
| zt.x2
- Oczywiście, zabranie odpowiedniej ilości danych, zawsze pomaga przy dokładniejszej analizie problemu. - Odpowiedziała swobodnie, nie hamując iście naukowego podejścia. Aż w końcu wypowiedział propozycję, która sprawiła, że szaroniebieskie spojrzenie błysnęło wyraźnym zainteresowaniem, a postawa Frances zdawała się odrobinę ożywić.
- Panie Black, nie potrafię odmówić tak kuszącej propozycji. - Odpowiedziała z uśmiechem, wyrysowanym na malinowych ustach. - Z przyjemnością pochylę się z Tobą nad tym problemem. Z końcem września wychodzę za mąż, do tego czasu mam sporo na głowie… Ale jak już będzie po wszystkim, z największą przyjemnością zaproszę Cię do mojej pracowni, żebyśmy mogli rozważyć jak zabrać się do tego problemu. - Zaproponowała, z delikatnym rumieńcem, jaki pojawił się na jej buzi na wspomnienie o zbliżającym się ślubie. O dokładnym powodzie wyjścia za mąż wolała nie mówić, bardziej chętna by zaplanować odwiedziny Rigela w jej domowej pracowni. A ta wypełniania się coraz to ciekawszymi narzędziami oraz miksturami.
Ostrożnie przesunęła kciukiem po wierzchu jego dłoni, chcąc dodać mu odwagi w tej rozmowie. Panna Burroughs zawsze odznaczała się niezwykłą wrażliwością oraz delikatnością, nic więc dziwnego, iż dbała o komfort psychiczny swojego rozmówcy… Lecz gdy odpowiedział, zmarszczyła brwi w wyraźnym niezadowoleniu jego odpowiedzią. Tak, z pewnością, nie mógł myśleć.
- Mój drogi, mężczyzna który potrafi wypowiedzieć swoje myśli bądź obawy nie jest mięczakiem. Szczerość oraz umiejętność okazywania emocji są sztukami coraz bardziej zapominanymi… Każda dama, która ma choć odrobinę oleju w głowie z pewnością doceni taki gest. - Odpowiedziała spokojnie, z pewnością w głosie, chcąc przekonać Rigela do swoich racji. Ona z pewnością doceniłaby podobne chęci ze strony nowego małżonka, którego wybrał jej ktoś inny. Na szczęście, ona mogła wybrać sama… I choć jej wybór wywoływał wiele wątpliwości u rodziny, a ona sama miała głowę pełną obaw, Frances czuła, że podjęła odpowiednią decyzję.
Niesiona impulsem mocniej zacisnęła palce na jego dłoni, na chwilę owijając jego tors drugą dłonią w krótkim, przyjaznym uścisku.
- Niezwykle wielką stratą byłoby utracenie Cię z tego świata, a moje trucizny z pewnością się do tego nie uczynią. Jeśli pójdzie tragicznie znajdziemy sposób, aby coś na to zaradzić. - Ton jej głosu był szczery oraz pogodny. Frances nie miała większego pojęcia o szlacheckim świecie, nie miała świadomości obowiązków spoczywających na przyjacielu, była jednak pewna, że dwa tak bystre umysły z pewnością odnajdą odpowiednie rozwiązanie. - Och, nie musisz dziękować. Gdybyś potrzebował kiedykolwiek porozmawiać wiesz, gdzie słać sowę. - Rumieniec ponownie zarumienił jej buzię, gdyż panna Burroughs poczuła się odrobinę zawstydzona. Nie sądziła, aby zrobiła wiele, niezmiernie cieszyła się jednak, że choć odrobinę pomogła.
Z uśmiechem na ustach ujęła jego słoń, wstając z miejsca i odruchowo poprawiając materię sukni.
- Oczywiście! Prowadź! - Odpowiedziała z entuzjazmem, nie mogąc doczekać się dalszej części wycieczki po zaczarowanym, magicznym miasteczku.
| zt.x2
Sometimes like a tree in flower,
Sometimes like a white daffadowndilly, small and slender like. Hard as di'monds, soft as moonlight. Warm as sunlight, cold as frost in the stars. Proud and far-off as a snow-mountain, and as merry as any lass I ever saw with daisies in her hair in springtime.
Frances Wroński
Zawód : Alchemiczka
Wiek : 21
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Zamężna
Even darkness must pass. A new day will come. And when the sun shines, it'll shine out the clearer.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Nieaktywni
26.12
Mogłaby odmówić. Wykręcić się już w drzwiach, w sieni, odnajdując nagle w głowie niezwykle istotny projekt badawczy, którym musiała zająć się dzisiaj, klienta, którego musiała odwiedzić lub niecierpiący zwłoki rycerski obowiązek. Powiedzieć, że czuje się źle, bo przecież nie rozminęłaby się w pełni z prawdą. Posmęcić, przeprosić Lysandrę, uścisnąć jej dłoń na pożegnanie i wrócić do swojego cichego mieszkania, aby w nim przeleżeć wieczór pod pierzyną z książką i wódką. Alkohol leczył wszak najcięższe rany, zwłaszcza te, które przez ciało wnikały złośliwie do ducha. Wciąż lekko powłóczyła nogą, czując promieniujący ból w miejscu, gdzie ostrze noża sięgnęło żywego mięsa. Niechętnie kładła się na przedramieniu zarysowanym blizną. Jeszcze mniej chętnie spoglądała na parapet sypialnianego okna. Ani jednego listu, ani krótkiej wiadomości. Nic. W nocy wpatrywała się w ciemny sufit podbiegnięty wilgocią i zastanawiała, czy gdyby była kimkolwiek innym, moczyłaby łzami poduszkę. Czy musiałaby być kimś innym, żeby otworzyć okno i wykrzyczeć złość w niebo? Może tak, a może wtedy też nie potrafiłaby płakać i z fałszywym spokojem wodziłaby palcami wzdłuż własnego przedramienia, wysoko śladem żył, aż do blizny. Gdzie mieściła się granica, którą dozwalała przekraczać? Zabić albo być zabitym, pożreć albo być pożartym. Szlag niech trafi prawdę, od prawdy chciało jej się rzygać.
W każdym razie nikt nie mógłby mieć do niej pretensji, gdyby odmówiła, wystarczyłoby jedno spojrzenie na zmęczone oczy, ponurą twarz i włosy spięte naprędce klamrą nad karkiem. Z jakiegoś jednak powodu trafiła do cholernego wesołego miasteczka, dmuchając w przemarznięte dłonie z rękawiczkami bez palców i próbując połapać się w hałasie dobiegającym z każdej ze stron, w ferii barw, od której kręciło się w głowie. Do zmiany zdania nie sprowokowała jej pełna oczekiwania i nadziei mina Lysandry, niecodziennie, bo w innej sytuacji pewnie dałaby się namówić - tylko dlatego, że wcześniej już obiecała, a chciała utrzymać zaufanie dziewczynki i jej matki. Lecz nie, niespodziewany przypływ energii zapoczątkował widok szczupłego, szczurowatego dzieciaka, którego spotkała u Vablatskich, a który - zrządzenie losu - miał wybrać się na spacer z nimi.
Jak wygodnie.
W czasie drogi na przedmieścia niewiele się odzywała, unikając spoglądania na chłopca, cały czas jednak pilnując Lysandry i wysłuchując uprzejmie wszystkiego, co miała jej do powiedzenia na temat ostatnich dni i planów na wycieczkę. Miała zamiar spełniać zachcianki dziecka, słowo się rzekło.
Wędrowali, docierając do stanowiska, na którym ponoć można było wygrać pluszaka.
- Co myślisz? - zapytała szeptem, opierając dłoń na ramieniu Lysandry.
Była spokojna, choć każda komórka jej ciała paliła się do przemocy.
Mogłaby odmówić. Wykręcić się już w drzwiach, w sieni, odnajdując nagle w głowie niezwykle istotny projekt badawczy, którym musiała zająć się dzisiaj, klienta, którego musiała odwiedzić lub niecierpiący zwłoki rycerski obowiązek. Powiedzieć, że czuje się źle, bo przecież nie rozminęłaby się w pełni z prawdą. Posmęcić, przeprosić Lysandrę, uścisnąć jej dłoń na pożegnanie i wrócić do swojego cichego mieszkania, aby w nim przeleżeć wieczór pod pierzyną z książką i wódką. Alkohol leczył wszak najcięższe rany, zwłaszcza te, które przez ciało wnikały złośliwie do ducha. Wciąż lekko powłóczyła nogą, czując promieniujący ból w miejscu, gdzie ostrze noża sięgnęło żywego mięsa. Niechętnie kładła się na przedramieniu zarysowanym blizną. Jeszcze mniej chętnie spoglądała na parapet sypialnianego okna. Ani jednego listu, ani krótkiej wiadomości. Nic. W nocy wpatrywała się w ciemny sufit podbiegnięty wilgocią i zastanawiała, czy gdyby była kimkolwiek innym, moczyłaby łzami poduszkę. Czy musiałaby być kimś innym, żeby otworzyć okno i wykrzyczeć złość w niebo? Może tak, a może wtedy też nie potrafiłaby płakać i z fałszywym spokojem wodziłaby palcami wzdłuż własnego przedramienia, wysoko śladem żył, aż do blizny. Gdzie mieściła się granica, którą dozwalała przekraczać? Zabić albo być zabitym, pożreć albo być pożartym. Szlag niech trafi prawdę, od prawdy chciało jej się rzygać.
W każdym razie nikt nie mógłby mieć do niej pretensji, gdyby odmówiła, wystarczyłoby jedno spojrzenie na zmęczone oczy, ponurą twarz i włosy spięte naprędce klamrą nad karkiem. Z jakiegoś jednak powodu trafiła do cholernego wesołego miasteczka, dmuchając w przemarznięte dłonie z rękawiczkami bez palców i próbując połapać się w hałasie dobiegającym z każdej ze stron, w ferii barw, od której kręciło się w głowie. Do zmiany zdania nie sprowokowała jej pełna oczekiwania i nadziei mina Lysandry, niecodziennie, bo w innej sytuacji pewnie dałaby się namówić - tylko dlatego, że wcześniej już obiecała, a chciała utrzymać zaufanie dziewczynki i jej matki. Lecz nie, niespodziewany przypływ energii zapoczątkował widok szczupłego, szczurowatego dzieciaka, którego spotkała u Vablatskich, a który - zrządzenie losu - miał wybrać się na spacer z nimi.
Jak wygodnie.
W czasie drogi na przedmieścia niewiele się odzywała, unikając spoglądania na chłopca, cały czas jednak pilnując Lysandry i wysłuchując uprzejmie wszystkiego, co miała jej do powiedzenia na temat ostatnich dni i planów na wycieczkę. Miała zamiar spełniać zachcianki dziecka, słowo się rzekło.
Wędrowali, docierając do stanowiska, na którym ponoć można było wygrać pluszaka.
- Co myślisz? - zapytała szeptem, opierając dłoń na ramieniu Lysandry.
Była spokojna, choć każda komórka jej ciała paliła się do przemocy.
you cannot burn away what has always been
aflame
Elvira Multon
Zawód : Uzdrowicielka, koronerka, fascynatka anatomii
Wiek : 29 lat
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
Once you cross the line,
will you be satisfied?
will you be satisfied?
OPCM : 9 +1
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 28 +2
TRANSMUTACJA : 15 +6
CZARNA MAGIA : 17
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 6
Genetyka : Czarownica
Rycerze Walpurgii
Wesołe miasteczko z ciotką E. było zapowiedzią niesamowitego dnia. Choć ciotka była z tych niedostępnych, często zerkających spode łba i burczących pod nosem to Mała Sroka lubiła z nią przebywać, Elvira przypominała jej stworzenia ze swoich snów, które należało oswoić, a następnie pokazać, że się o nie troszczysz. Zwłaszcza teraz kiedy ciotka była ranna, niczym skrzywdzone zwierzę. Dziewczynka wiedziała, że właśnie wtedy należy być najbardziej delikatnym, ale nawet takie dziecko jak Lysandra pragnęło przygody i zabawy, a tym właśnie jawiło się jej wesołe miasteczko.
Wypatrywała w oknie przybycia Elviry niczym pierwszej gwiazdki na niebie w trakcie świąt zimowych, a gdy ją dostrzegła pobiegła po rękawiczki, szalik oraz ubrała ciepły płaszczyk. Jak tylko ciotka przekroczyła próg domu Cassandry Mała Sroka stała zwarta i gotowa do wyjścia. Nie miały jednak iść same, towarzyszył im Kostya, który nie wzbudził zaufania ciotki, ale Lysa wiedziała, że nie był groźny. Przynajmniej nie dla niej, a to było bardzo ważne.
Wesołe miasteczko przywitało ich gwarem oraz zapachami, tak odmiennymi od tych, które unosiły się ostatnio nad Londynem, a był to zapach strachu, brudu i śmierci. Mała Sroka była mocno na to wyczulona więc z radością przywitała odmienny stan, który napełnił małe ciało euforią. I choć widziała zmęczenie wymalowane na twarzy ciotki E to chciała zanurzyć się w tej atmosferze i czerpać z niej pełnymi garściami. Wodziła roziskrzonym spojrzeniem szmaragdowych oczu po atrakcjach jakie ją czekały tego dnia.
-Przytłaczające i…. wspaniałe. – Wydusiła z siebie dziewczynka słysząc pytanie Elviry i podniosła na nią spojrzenie. –Pokaże mi ciocia czary? – Wskazała na zabawę z dzbankami, ponieważ misie kusiły swoim wyglądem, a oczy dziecka wypatrzyły je od razu. Następnie spojrzała na Kostyę.-Ty też możesz czarować, może ci się uda.
Bardzo pragnęła sama posiadać już różdżkę i korzystać z umiejętności rzucania czarów, ale musiała jeszcze poczekać aż cztery lata nim uda się z matulą do sklepu z różdżkami i zakupi swoją pierwszą by ruszyć do Hogwartu.
Wypatrywała w oknie przybycia Elviry niczym pierwszej gwiazdki na niebie w trakcie świąt zimowych, a gdy ją dostrzegła pobiegła po rękawiczki, szalik oraz ubrała ciepły płaszczyk. Jak tylko ciotka przekroczyła próg domu Cassandry Mała Sroka stała zwarta i gotowa do wyjścia. Nie miały jednak iść same, towarzyszył im Kostya, który nie wzbudził zaufania ciotki, ale Lysa wiedziała, że nie był groźny. Przynajmniej nie dla niej, a to było bardzo ważne.
Wesołe miasteczko przywitało ich gwarem oraz zapachami, tak odmiennymi od tych, które unosiły się ostatnio nad Londynem, a był to zapach strachu, brudu i śmierci. Mała Sroka była mocno na to wyczulona więc z radością przywitała odmienny stan, który napełnił małe ciało euforią. I choć widziała zmęczenie wymalowane na twarzy ciotki E to chciała zanurzyć się w tej atmosferze i czerpać z niej pełnymi garściami. Wodziła roziskrzonym spojrzeniem szmaragdowych oczu po atrakcjach jakie ją czekały tego dnia.
-Przytłaczające i…. wspaniałe. – Wydusiła z siebie dziewczynka słysząc pytanie Elviry i podniosła na nią spojrzenie. –Pokaże mi ciocia czary? – Wskazała na zabawę z dzbankami, ponieważ misie kusiły swoim wyglądem, a oczy dziecka wypatrzyły je od razu. Następnie spojrzała na Kostyę.-Ty też możesz czarować, może ci się uda.
Bardzo pragnęła sama posiadać już różdżkę i korzystać z umiejętności rzucania czarów, ale musiała jeszcze poczekać aż cztery lata nim uda się z matulą do sklepu z różdżkami i zakupi swoją pierwszą by ruszyć do Hogwartu.
The girl...
... who lost things
Strona 4 z 4 • 1, 2, 3, 4
Napełnij dzbanki
Szybka odpowiedź