Stanowisko z balonami
[bylobrzydkobedzieladnie]
Ostatnio zmieniony przez Mistrz gry dnia 25.03.22 20:03, w całości zmieniany 2 razy
- Ja myślałam, żeby zrobić to w jakiejś wielkiej przestrzeni, bo Bertie ma mnóstwo znajomych. I przystoimy wszystko lampkami i zrobimy takie latające ryby z alkoholem- jak dobrze, że czasami ćpam, to mam pomysły z kosmosu. - A jakbyśmy brali zespół to... może ten co dziś go posłuchamy? Jeszcze słyszałam, że jest taki jeden fajny zespół co gra, jak oni się nazywali... hm... The Quarrymen?
I zaraz sobie gratuluje, że mu leje miód na serduszko.
- Orety, ale on się nigdy nie interesował dziewczynami! Do wczoraj byłam przekonana nawet, że on nie wiedziałby, że można się tak z jakąś na dłużej ustawiać na życie - tłumaczę Titusowi, chociaż ma trochę racji. Dlatego przestajętak galopować z czarnymi myślami i wzdycham: - Myślisz, że to prawdziwa miłość? Och, to by było takie romantyczne. Chciałabym, żeby mu się powiodło. Kocham śluby - i tu w dłonie klaszczę i ma oczy wzniesione do góry, co ma znaczyć, jak bardzo sobie wyobrażam, jakie wspaniałe jest to życie jak się ma w prespektywach jakiś ślub. - Mogłabym wszystko im pomóc zorganizować. I oczywiście zaprosiłabym was wszystkich, to znaczy ciebie, Bertiego, Barrego też i jezcze Floreana, bo on robi pyszne lody i też Feliksa- pokazuję na palcach wszystkich, którzy powinni być i zachwycona już wyobrażam sobie ślub mojego brata. W tym całym zawirowaniu trochę się smucę, że Danielka na nim nie będzie. Ale staram się nie rozpłakać, bo to nie ma co hyba płakać. Daniel nie był gotowy, tak samo jak ja, na to, żeby oddać Billego. Wolałabym, żeby nie cierpiał.
To nie mój ślub, ale wszyscy moi znajomi będą. Bo ja ich mam.
Patrzę na Titusa dopiero po chwili, więc ani nie widziałam tych nóg z waty, dopiero później na niego zerknęłam i uśmiecham się czule na ten widok prawdziwego szlachcica i jego pokazówy bohaterskości.
- No dobra, bo się spóźnimy na koncert. Mamy jeszcze czas na jedną kolejkę. - biorę go pod ramię i odciągam w stronę bardziej stabilnych gier i zabaw.
- Oooo, świetny pomysł! I koniecznie muszą być sztuczne ognie! - albo chociaż zimne, żeby mogli sobie pomachać takimi iskrzącymi się patyczkami, bo to zawsze wyglądało pięknie - The Quarrymen? No zobaczymy, posłuchamy i wybierzemy lepszy, Bertie musi mieć najlepszy zespół bo zamierzam tańczyć całą noc. I trzeba też znaleźć piniatę. - pokiwał głową. Na każdej urodzinowej imprezce musi być piniata - I balony! Mnóstwo balonów, najlepiej takich co jak będą pękać to będzie z nich wylatywać konfetti. - o matko, zupełnie jakby palnowali przyjęcie dla jakiejś księżniczki, a nie pana cukiernika.
- No to może wreszcie zaczął? Czas leci, a on nie jest coraz młodszy, no nie? - wzruszył ramionami - Myślę, że tak, skoro zamierza spędzić z nią resztę życia. - roześmiał się, jak Polly tak zaczęła wszystko planować - zaraz się okaże, że zaprosi wszystkich swoich znajomych, a całkiem zapomni, że jej brat pewnie też ma jakiś przyjaciół. Ale to miłe, że pomyślała o nim i reszcze swojego męskiego towarzystwa i że chce dzielić z nimi ten cudowny dzień. Titus także lubił śluby, a na weselach był królem parkiety, tylko te wszystkie zabawy organizowane przez szlachtę były trochę... sztywne. Nie mógł na nich hasać jak goryl, tylko musiał tańczyć jakieś walce i inne nudne tańce, a on przecież wolałby wywijać w rytmach rock'n'rolla!
- No to przejedźmy się jeszcze na koniach! - kolana trochę się uspokoiły, przynajmniej na tyle, by mógł ruszyć dalej. Wspomniana karuzela okazała się znacznie nudniejsza, ale też było całkiem fajnie - popatatajali trochę w kółko, trochę w górę i w dół, a figury, które dosiadali były naprawdę piękne! Uznajmy, że przelecieli jeszcze kilka karuzel, bo zapewne chcieli zobaczyć jak najwięcej - Titus na większości wrzeszczał tak głośno jakby go rozrywali, albo śmiał się jakby zaraz miał oszaleć... W końcu jednak byli wolni, a to znaczyło, że chyba mogą wyruszyć na koncert?
- Nooo i to było znacznie lepsze niż ten cały młyn. - stwierdził, stawiając stopy na rozmokłym śniegu - To chodźmy na ten koncert! - pokiwał łbem, schwycił Polkę pod rękę i obydwoje pognali przed siebie w stronę zachodzącego słońca.
/ztx2
If they can do it,
why not us?
Tu także w wyniku rozładowania magii zapanował istny chaos - moc magiczna była niestabilna, niebezpieczna. Choć za dnia Ministerstwo nie dopuszczało nikogo w pobliże okolic, w których magia szalała najbardziej, ministerialne próby zaprowadzania porządku kończyły się klęską. Nie minęło parę dni, gdy czarodzieje zaczęli zastanawiać się, czy aby na pewno Ministerstwo chce, aby magia została doprowadzona do porządku - postanowili więc wziąć to w swoje ręce.
Odkąd Ministerstwo Magii oznaczyło to miejsce jako niebezpieczne, pojawienie się w nim mogło grozić aresztowaniem przez Oddział Kontroli Magicznej. Do czasu uspokojenia się magii nie można rozgrywać tu wątków innych niż te polegające na jej naprawie.
Każdy bywalec magicznego lunaparku doskonale zna stanowisko, na którym zakupić można balony w fantazyjnych kształtach, małe pamiątki i zabawki, które wywołują uśmiech na nawet najbardziej zachmurzonych dziecięcych twarzach. Niestety zaburzenia w funkcjonowaniu magii dotarły i tutaj, ożywiając część towaru i przemieniając powietrze w magicznych balonach w eliksir Garota. Miejsce stało się skrajnie niebezpieczne, zmuszając miłego sprzedawcę do zamknięcia interesu. Cieszące się do tej pory wysokim zainteresowaniem stoisko zostało wykluczone z użytku publicznego przez ministerialnych urzędników, strasząc od tej pory pustkami.
Zbliżając się do stoiska nietrudno zauważyć unoszące się wokół niego balony przedstawiające najróżniejsze zwierzęta czy przedmioty codziennego użytku. W ich środku kłębiła się jednak zielonkawa substancja, która na pewno nie była powietrzem. Gdy tylko podeszliście bliżej balony zaczęły opadać ku wam, a wyżarte trucizną ścianki balonów pękały, gdy tylko czegoś dotknęły.
Wymaganie: poprawne rzucenie zaklęcia Acus, które przemieni balony w nie stwarzające zagrożenia poduszki.
Niepowodzenie skutkuje pęknięciem balonów i rozpyleniem w powietrzu eliksiru Garota, który odbierze każdemu z czarodziejów 20 PŻ, wywoła drapanie w gardle i łzawienie oczu, uniemożliwiając dalszą naprawę magii.
Przed rozpoczęciem kolejnego etapu należy odczekać co najmniej 24h. W tym czasie do lokacji może przybyć kolejna (wyłącznie jedna) grupa chcąca ją przejąć, by naprawić magię na sposób inny, niż miała być naprawiona dotychczas.
Walka odbywa się zgodnie z forumową mechaniką oraz z arbitrażem mistrza gry do momentu, w którym któraś z grup zdecyduje się na ucieczkę bądź nie będzie w stanie prowadzić dalszej walki.
Wymaganie: ST ujarzmienia magii jest równe 130, a sposób obliczania otrzymanego wyniku zależny jest od wybranej metody naprawiania magii.
Uwaga - jeżeli postać posiada zerowy poziom biegłości organizacji, mnoży statystykę nie razy ½, a razy 1. Postać posiadająca pierwszy poziom biegłości mnoży razy 1½.
W metodzie neutralnej każdy gracz uzyskuje wynik o wartości k100+Z; wyniki obu graczy sumuje się i tę sumę należy przyrównać do wymaganego ST.
W metodzie Rycerzy Walpurgii każdy gracz uzyskuje wynik o wartości k100+(CM * poziom biegłości organizacji); wyniki obu graczy sumuje się i tę sumę należy przyrównać do wymaganego ST.
W metodzie Zakonu Feniksa każdy gracz uzyskuje wynik o wartości k100+(OPCM * poziom biegłości organizacji); wyniki obu graczy sumuje się i tę sumę należy przyrównać do wymaganego ST.
Ze stoiska nagle wzbija się chmara miniaturowych zabawek przedstawiających sowy. Agresywne, ożywione pluszaki zatoczyły krąg nad waszymi głowami, po czym runęły w dół. Jakkolwiek uroczo by nie wyglądały, ich pazury wydawały się już zdecydowanie mniej przyjemne.
Wymaganie: ST wytrzymania ataku zabawek wynosi 60, do rzutu doliczany jest bonus wynikający z biegłości: wytrzymałość fizyczna.
W przypadku nieosiągnięcia ST przez któregokolwiek z naprawiających anomalię zabawki rzucają się na czarodzieja i ranią go dotkliwie, zadając 100 PŻ obrażeń (cięte). Jeżeli którykolwiek z czarodziejów nie wytrzyma ataku anomalia nie zostaje ujarzmiona.
Głodny sukcesu po ostatnim pomyślnym naprawieniu anomalii z Kieranem, nie chciał spocząć na laurach. Marzyło mu się po raz kolejny poczuć ten słodki smak zwycięstwa, kiedy niefrasobliwa magia ustępuje pod wpływem poznanej przez nich metody. Dlatego, gdy doszły go słuchy o nowym miejscu opętanego przez magiczną osobliwość, natychmiast rozpoczął poszukiwania kompana do tejże misji, a szukać nie musiał daleko. Lord Abbott wydawał się idealnym kandydatem do tego zadania, bo przede wszystkim sam oferował swoją pomoc. Zatem nakreślił do niego kilka słów, zapowiadając swoją krótką wizytę podczas jego pracy, a gdy jego noga postała w Mungu, wyjaśnił co sprowadzało go właśnie dzisiaj. I w taki sposób przechodzimy do momentu, w którym obaj panowie, umówieni na konkretną godzinę i miejsce mieli się spotkać, aby razem stawić czoła nieznośnej anomalii. Sam nie mógł sobie wyobrazić jak wiele ciekawskich mogłoby ściągnąć to miejsce. I jak wiele dzieciaków mogłoby napytać sobie biedy przez swoją ciekawską naturę.
Ubrany był w ciemne szaty, nie chcąc zwracać na siebie uwagi poprzez zbyt jaskrawe i rzucające się ubrania (chociaż takich pewnie nie sposób znaleźć w jego szafie), ale i zrezygnował z nieco bardziej mugolskich zestawów, które często zapewniały mu po prostu większy komfort ruchów niż czarodziejskie szaty. Teraz jednak wybierali się do magicznego zaczarowanego miasteczka i jego obecność w innym stroju mogłaby właśnie zwrócić uwagę. W każdym razie czekał spokojnie na Lucana, a kiedy jego sylwetka pojawiła się na horyzoncie, po wcześniejszym przywitaniu, ruszyli razem w stronę miejsca ogarniętego anomalią. I chociaż wesołe miasteczka z natury powinny bawić i wywoływać uśmiech na twarzy odwiedzających to opustoszałe jedyne co wywoływało to ciarki. Być może to efekt przeróżnych historii związanych z opuszczonym miasteczkiem (chociaż to pewnie w normalnych warunkach tętniło życiem). Już z dala było widać lewitujące balony z czymś dziwnym w środku. Nie było co się rozwodzić, czas wytężyć mózg i znaleźć jakieś rozwiązanie, chociaż transmutacja nigdy nie była jego dziedziną.
- Acus - wypowiedział formułę zaklęcia, mając nadzieję, że nie pomylił go z żadnym innym.
Maybe I'm just not the man I was before
#1 'k100' : 83
--------------------------------
#2 'Anomalie - CZ' :
Nie mógł jednak pozwolić, by ten jeden - chociaż tak naprawdę to dwa - feralny przypadek zaważył w takim stopniu na jego pewności siebie. Świat potrzebował pomocy, anomalie należało uspokoić dla dobra ogółu, więc zamierzał się tego podjąć. Gdy tylko Gabriel wykazał chęć podjęcia próby uspokojenia jednej z grasujących w wesołym miasteczku anomalii, Lucan nie wahał się ani chwili. Planował zmazać swoją porażkę, przekuć gorycz przegranej w zwycięstwo... no i przy okazji pomóc biednemu handlarzowi balonów w odzyskaniu swojego interesu. Przecież dzieciaki musiały mieć gdzie kupować upominki z zaczarowanego wesołego miasteczka. Sam miał zamiar kiedyś kupić jeden dla syna.
Na miejscu pojawił się odziany w typowy dla tego typu akcji czarny, długi płaszcz. Na głowę naciągnął również kaptur - zawsze chociaż w minimalnym stopniu pozwalało to na ukrycie twarzy. Szkoda tylko że tego typu ubiór raczej nie pozwalał zostać anonimowym, kiedy już dorwał cię w swoje ręce oddział urzędu kontroli magicznej. Lucan bardzo, bardzo, bardzo liczył na to, że takowi nie kręcą się w pobliżu. Najlepiej, żeby w ogóle nikt nie kręcił się w pobliżu. Jak raz mieli by przynajmniej ułatwioną robotę.
Gdy tylko we dwójkę zbliżyli się do straganu, o który się rozchodziło, nietrudno było dostrzec, w czym leży problem. Lucan spodziewał się, że ta część zadania będzie należała do niego - z transmutacją był w końcu za pan brat, pomimo kilu wpadek to właśnie z tą dziedziną magii radził sobie najlepiej. Jednak zanim zdążył nawet pomyśleć o zaklęciu, którego powinien użyć, Gabriel już poradził sobie z balonami. Śpiewająco!
- Całkiem nieźle, całkiem nieźle - pochwalił go, kiwając głową z uznaniem. Balony nie stanowiły już zagrożenia, jednak Lucan nie schował swojej różdżki. Postanowił spróbować rzucić zaklęcie, które mogło im pomóc w dalszej części procesu naprawiania magii w tym miejscu - Magicus Extremos!
Remember what we're fighting for
If you can't run, walk
If you can't walk, crawl!
#1 'k100' : 76
--------------------------------
#2 'Anomalie - CZ' :
Sam jeszcze przez dłuższą chwilę przecierał oczy ze zdumienia, kiedy pod wpływem jego zaklęcia, które okazało się celnie wybranym, balony napełnione Garotem stały się nieszkodliwymi poduszkami. - Sam jestem zaskoczony - przyznał, jeszcze przez chwilę przyglądając się własnemu dziełu. Być może powinien pomyśleć nad dopracowaniem swoich transmutacyjnych zdolności. Przynajmniej początkową fazę mieli za sobą, ale Gabriel już z własnego doświadczenia wiedział, że w takich miejscach, blisko osobliwości, magia była jeszcze bardziej nieprzewidywalna niż zazwyczaj, w normalnych warunkach. Rozejrzał się jeszcze, aby mieć pewność, że nikt ich nie podglądał i ze spokojem mogą podejść do następnego etapu naprawy anomalii. Nie chciał też spotkać się po raz kolejny z Rycerzami, wydarzenia z zaułka odbiły się plamą na jego honorze, którą za wszelką cenę chciał zmazać, owszem, ale nie podczas naprawy niestabilnej mocy, co powinno być ich priorytetem. Wtedy też powiodło się zaklęcie rzucone przez lorda Abbott. Spojrzał na niego, z uznaniem skinąwszy głową. W końcu nie było to najprostsze zaklęcie, a Lucan poradził sobie z nich bez problemu.
- To zaczynamy - mruknął w stronę Lucana, po czym uniósł różdżkę, przystępując do dobrze znanej procedury ujarzmiania osobliwości. Czuł, jak różdżka wibruje mu w dłoni, dlatego zacisnął na niej mocniej palce. Oczyścił swój umysł, chcąc skupić się tylko i wyłącznie na zadaniu jakie mieli przed sobą.
Maybe I'm just not the man I was before
'k100' : 50
Magia zaczynała drgać coraz wyraźniej - Lucan miał wrażenie, że anomalia zdaje sobie sprawę z ich obecności oraz wie, że już wkrótce zostanie uśpiona. Może brzmiało to troszkę głupio, zważywszy na to, że nie posądzał oszalałego źródła magii o posiadanie czegoś, co można by było nazwać świadomością, niemniej nie dało się zaprzeczyć, że ich różdżki zaczynały bardzo intensywnie reagować - Abbott także czuł wyraźne jak jego własna drży mu w dłoniach. Magia płynęła przez jego lewą rękę, w odczuciu przypominając intensywne mrowienie. Jodłowe drewno błyszczało w nikłym świetle ulicznych lamp, kiedy mężczyzna zaczął wykonywać odpowiednie, skomplikowane ruchy nadgarstkiem. To miejsce należało oczyścić, okiełznać. Tak, aby ludzie znowu mogli cieszyć się swobodą oraz drobnymi, przyziemnymi rzeczami - takimi jak kupienie dziecku balona.
5(magicus)+50(rzut Gaba)+20(opcm Gaba)+10(moje opcm)=85 130-85=45
Remember what we're fighting for
If you can't run, walk
If you can't walk, crawl!
'k100' : 99
Jak się okazuje, anomalia ustąpiła pod wpływem ich starań, a to oznaczało, że byli coraz bliżej końca. Owszem, mógłby to być koniec, ale nauczeni doświadczeniem wiedzieli, że środowisko wokół anomalii destabilizowało się wraz z jej zniknięciem i potrafiło przy samej końcówce płatać figle tym, którzy podjęli próbę naprawy anomalii. Tak było w tym przypadku. Maskotki zawisły w przerażającym kręgu nad głowami czarodziejów. Szczerze? Nigdy nie pomyślałby, że to pluszowe zwierzątka mogą stać się tak przerażające. A jednak były, gdy rzuciły się w ich stronę z pazurami. Sam nie wiedział co je opętało, ale przez ich ciągły atak nie był nawet w stanie machnąć różdżką, zakrywając twarz przed ich pazurami, nie chcąc stracić oka przy okazji walki z mumią. Czyżby do listy nowych potencjalnych boginów, obok rolki papieru toaletowego powinien dodać pluszowego króliczka?
/rzucam na III etap, wytrzymałość fizyczna na III poziomie
Maybe I'm just not the man I was before
'k100' : 68
Kiedy Lucan wypowiedział ostatnie inkantacje, czuł jak powietrze zadrżało. W następnej chwili - zapanowała niemal kompletna cisza. Czuł, że wszystko poszło dobrze, serce anomalii zaczęło się uspokajać, zasypiać. Niestety na horyzoncie już pojawiła się kolejna przeszkoda - Abbott miał szczerą nadzieję, że jest to ostatnia rzecz, z którą musieli się zmierzyć, bo miał ochotę opuścić to miejsce. I prędko nie wracać. Widząc szykujące się do ataku pluszaki, zmarszczył nos i brwi - no fakt, znajdowali się w wesołym miasteczku, ale to był zdecydowanie ostatni widok, którego mógłby się spodziewać. Nie sądził, że po balonach wypełnionych Garotą, zetkną się z czymś co wyglądało jeszcze bardziej przerażająco.Wypchane misie i puchate króliczki kojarzyły mu się raczej pozytywnie, przywołując z pamięci wspomnienia związane z synem. Młody Abbott miał ich w swoim pokoju dziesiątki. Był w końcu dzieckiem rozpieszczanym przez całą rodzinę. Lucan miał więc tylko nadzieję, że widok, który ukazał się teraz jego oczom, raczej prędko zniknie z jego pamięci. Wolał jednak postrzegać wypchane pluszem zwierzęta jako coś miłego, puchatego i uroczego.
W pierwszym odruchu chciał unieść różdżkę, by rzucić protego, jednak misiowi i królisiowi napastnicy okazali się zbyt szybcy. Idąc więc za przykładem Gabriela, postarał się skulić jak najmocniej, aby zminimalizować obrażenia, które mógł odnieść w kontakcie z pazurami pluszaków. Odrobinę martwiła go dość znaczna ilość atakujących jednostek, zacisnął więc mocniej różdżkę w ręce, w razie, gdyby jednak został zmuszony do jej użycia. Miał nadzieję jednak, że raczej sobie odpuszczą.
Wytrzymałość fizyczna II
Remember what we're fighting for
If you can't run, walk
If you can't walk, crawl!
'k100' : 56
Strona 2 z 3 • 1, 2, 3