Wydarzenia


Ekipa forum
Ulica
AutorWiadomość
Ulica [odnośnik]10.03.12 22:57
First topic message reminder :

Ulica

Śmiertelny Nokturn ściśle sąsiaduje z ulicą Pokątną, przecinając się z nią opodal banku Gringotta. Z początku wąska, klaustrofobiczna, kamienna uliczka, z wieloma odnogami i ślepymi zaułkami, z pustostanami i zabitymi deskami oknami; dalej rozszerzająca się, skupiająca więcej czarnomagicznych sklepów, lokali wątpliwej jakości - ciągle jednak tak samo przygnębiająca, przerażająca i zapuszczona. Mało nań latarni czy umocowanych ścian budynków lamp, jeszcze mniej działających. Niewielu również przechodniów.
Śmiertelny Nokturn to nie tylko ulica; to serce nielegalnego półświatka, ostoja życiowych wykolejeńców. To prawdziwe życie.
Morsmordre
Morsmordre
Zawód : Mistrz gry
Wiek :
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
O Fortuna
velut Luna
statu variabilis,
semper crescis
aut decrescis...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Ulica - Page 10 Tumblr_lqqkf2okw61qionlvo3_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki

Re: Ulica [odnośnik]09.04.20 23:28
1 maj

link do przemiany + wizerunek Daisy

Przemknęła przez Pokątną szybko, kierując swoje kroki od razu w konkretnym kierunku. Ciemnobrązowy, lżejszy płaszcz sięgał jej do kolan. Granatowa spódnica ciągnęła się za nią wdzięcznie. Nowa ona, inny głos, inne oczy, nawet inny zestaw gestów, nad którymi pracowała miesiącami i inny zapach perfum. Szła w obranym kierunku. Interesował ją tylko jeden i skrupulatnie powoli, miała zamiar zbadać go możliwie jak najwięcej, oczywiście, bez wzbudzania podejrzeń. Gdyby pojawiła się nagle i zaczęła węszyć wszędzie, ktoś szybko zwróciłby na nią uwagę. Dlatego zaczynała swoje życie tutaj powoli, spokojnie. Dając brutalną nadzieję starszemu mężczyźnie. Czasem pomagając mu, zanosząc coś, albo coś też odbierając od jednego z jego dostawców, co jednocześnie dawało jej możliwości zobaczenia więcej. Poznania tej dzielnicy Londynu bardziej. Dziś jednak, kiedy przemykała ciemnymi uliczkami Nokturnu, szczęście zdecydowanie i stanowczo postanowiło się od niej odwrócić. Zrozumiała to w momencie, kiedy jej drogę zastąpił barczysty mężczyzna. Zatrzymała się, unosząc jedną z brwi ku górze. Dłoń pomknęła niezauważalnie wsunęła się w kieszeń spódnicy, zaciskając na różdżce. Nie na rękę jej było poddawanie się walce. Istniało prawdopodobieństwo, że musiałaby się tłumaczyć ze swoich umiejętności. Znacznie przewyższających przeciętnych obywateli. Cofnęła się o krok.
- Nie radzę. - powiedziała hardo, mimo tego, że nadal nie wymyśliła sobie sposobu na to, jak mogłaby sobie z nim poradzić. Na pewno nie siłą, bo tej nie posiadała na tyle dużej. A kiedy zrobiła kolejny krok, uderzyła w ścianę uliczki z której wyszła. Przełknęła ślinę, hamując chęć wyciągnięcia różdżki.
- Spróbuję mimo to. - odpowiedział zaśmiewając się. Do niego dołączył drugi śmiech z  wnęki w kamienicy obok. Szybko kalkulowała zastanawiając się, jaki krok powinien być jej następnym. Podjąć się walki powinna się w ostateczności. Inaczej, wszystko szybko może wyjść na jaw. W tym czasie, mężczyzna zbliżał się, niwelując odległość między nimi. Dwóch przeciwników. Była w stanie sobie poradzić. Wiedziała, że była. Ale na środku ulicy, mogła mieć niechcianych świadków. Wielkie łapsko zacisnęło się na jej szyi, podciągając ją w górę, sprawiając, że poczuła uścisk w krtani. Spojrzała wściekle na mężczyznę. - Nie mam pieniędzy. - wycharczała, jednocześnie wyciągając różdżkę. Zdawało się, że nie było innej możliwości. Ten znów roześmiał się kręcąc głową. - Możesz inaczej zapłacić. - odrzekł na co Just zamachnęła się nogą, wymierzając szybkie kopnięcie między nogi. I kiedy ten się zwinął wyminęła go, zamierzając ruszyć dalej, ale na przeciw niej wyrósł właściciel drugiego głosu.
Szlag.
Teraz mierzyła już w niego różdżkę, zerkając za siebie, taktycznie zmieniła pozycję by mieć widok na obu.
Co robić? Czerwony ślad ręki odcisnął się na jej szyi.



The Devil whispered in my ear, you are not strong enough to withstand the Storm. Today I whispered in the Devil's ear,
I am the Storm.
Justine Tonks
Justine Tonks
Zawód : auror, rebeliant
Wiek : 29
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Panna
The gods will always smile on brave women.
Like the valkyries, those furies who men fear and desire.
OPCM : 58 +2
UROKI : 36 +6
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 7 +3
TRANSMUTACJA : 6
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 15
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Metamorfomag
Ulica - Page 10 1
Zakon Feniksa
Zakon Feniksa
https://www.morsmordre.net/t3583-justine-just-tonks https://www.morsmordre.net/t3653-baron#66389 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f437-lancashire-forest-of-bowland-stocks-reservoir-gajowka https://www.morsmordre.net/t4284-skrytka-bankowa-nr-914#89080 https://www.morsmordre.net/t3701p15-just-tonks
Re: Ulica [odnośnik]13.04.20 13:21
Wracał właśnie z Mantykory, gdzie rozmówił się z dziewczynami, później też dostawcami, a na sam koniec sprawdził zabezpieczenia, którymi został obłożony lokal; nie miał pojęcia, dlaczego to on musiał się tym zająć, a nie Drew, który mieszkał przecież znacznie bliżej - nie narzekał jednak. Przynajmniej jeszcze nie, korzystając z faktu, że dzięki temu zyskał dobry powód, by wymknąć się z domu wcześniej, tym samym unikając kolejnej wiszącej w powietrzu tyrady Catriony. Jego czcigodna małżonka wciąż nie doszła do siebie po porodzie, zaś biegający po ulicach rebelianci tylko pogarszali jej i tak złe samopoczucie... Które próbowała odreagowywać na nim, zapominając o bezpiecznym dystansie i najważniejszej zasadzie ich domu - by nie odzywała się niepytana. Mimo to próbował trzymać nerwy na wodzy, poniekąd rozumiejąc, że lękała się jedynie o bezpieczeństwo dzieci. Ich wspólnych dzieci.
Zbliżał się właśnie do przewężenia, które prowadziło na Pokątną, z zamiarem szybkiego powrotu do portu; wyciągnął z kieszeni płaszcza papierośnicę, następnie ulokował jednego ze skrętów między wargami i odpalił go różdżką. Nie obawiał się komplikacji, przynajmniej nie tutaj, wszak czy przeciwnicy obecnej władzy byliby na tyle nierozsądni, by próbować dostać się na Nokturn? By przypuścić szturm w biały dzień...? Pamiętał o spaleniu Wywerny, lecz to były inne czasy. Czasy przed czystką Londynu i rejestracją różdżek.
Zaciągnął się, mrużąc przy tym oczy i przywołując listę rzeczy, którymi powinien się jeszcze dzisiaj zająć, a następnie wypuścił chmurę siwego dymu, żałując, że nie może napić się teraz rumu czy Ognistej. Przeczesał ścięte krótko włosy, kątem oka spoglądając ku brudnym oknom mijanej właśnie kamienicy, kiedy coś usłyszał. Jakiś rechot, niewyraźne słowa, kilka różnych głosów. Nie było to niczym dziwnym, Nokturn żył swoim życiem, na ulicach ciągle dochodziło do różnych awantur i bójek... I nie zatrzymałby się, nie zwrócił na to większej uwagi, gdyby w głębi zapyziałej, śmierdzącej moczem uliczki nie zobaczył drobnej kobiecej sylwetki.
Westchnął cicho, boleśnie, po czym pokręcił krótko głową, rozważając wszelkie za i przeciw, i raz jeszcze zaciągnął się papierosem. Następnie żwawo ruszył w kierunku zbiorowiska, nie sięgając przy tym po różdżkę; tę trzymał w kieszeni, łudząc się, że nie zostanie zmuszony do robienia z niej użytku. Skrócił dzielącą ich odległość, zachodząc drugiego z mężczyzn od tyłu, uparcie przy tym milcząc. A przynajmniej do czasu, aż nie znalazł się tuż za jego plecami, prędko oceniając jego sylwetkę, wzrost i to, jakie ewentualne problemy mógłby mu sprawić. Bez ostrzeżenia chwycił go za szatę, by następnie, korzystając z zaskoczenia, bez większego wysiłku posłać go na ścianę, uderzyć jego głową o nierówne kamienie budynku; przy akompaniamencie cichego krzyku i paskudnych przekleństw zalał się krwią. - W czymś przeszkadzam? - odezwał się w końcu Goyle chrapliwym, nieprzyjemnym dla ucha głosem, spoglądając to ku zwijającemu się na bruku rannemu, to ku stojącej kawałek dalej nieznajomej i drugiemu z agresorów. Znów sięgnął do trzymanego między wargami skręta, by następnie nonszalancko strzepnąć popiół, cały czas z uwagą obserwując pozostałych zebranych w uliczce czarodziejów.



paint me as a villain
Caelan Goyle
Caelan Goyle
Zawód : Zarządca portu, kapitan statku
Wiek : 32
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Żonaty
I must go down to the sea again, to the lonely sea and the sky.

OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t5834-caelan-goyle https://www.morsmordre.net/t5945-ethelinda https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f174-dzielnica-portowa-high-timber-street-8-5 https://www.morsmordre.net/t6368-skrytka-bankowa-nr-1403#161394 https://www.morsmordre.net/t5874-caelan-goyle#138874
Re: Ulica [odnośnik]14.04.20 2:51
Sytuacja była nieciekawa. Nie dlatego, że Justine wątpiła w swoje umiejętności. Bardziej dlatego, że nie chciała się z nimi tutaj obnościć. Daisy, była raczej przeciętna, na pewno nie szkoliła się w walce, tak jak ona i nie miała w niej doświadczenia. Znała magię leczniczą i była koronerem. Rozłożenie na łopatki dwóch opryszków, byłoby co najmniej zastanawiające. Chociaż w tym momencie, zaczynały kończyć jej się opcję. Nie miała ze sobą pasa z nakładkami w którym chowała eliksiry. Miała tylko niewielką torebkę w której poza portmonetką, perfumami i szminką nie znajdowało się więcej. Oddychała, próbując wykalkulować jakie kroki powinna podjąć jako następne. Szczerze wątpiła w to, że pozwolą jej po prostu odejść, kiedy grzecznie o to poprosi. Wychodziło na to, że będzie musiała stanąć do walki, nie mając pewności, kto to zobaczy. Ani czy oni, nie rozniosą wieści dalej. Zacisnęła niezadowolona wargi. Przesuwając spojrzenie od jednego z mężczyzn do drugiego. Oddychała wprawiając klatkę piersiową w drżenie, mające symulować strach. Tak samo jak rozszerzone oczy. Musiała jeszcze rozluźnić usta. I zrobiła to, wątpiąc, by któryś z tych pół mózgów zadowolonych z siebie, zauważył cokolwiek. Tym bardziej, że jeden nadal macał się po przyrodzeniu sprawdzając czy niczego mu tam nie brakuje. Jej ręka drżała, rola, musiała zostać odegrana odpowiednio, mimo że za chwilę wszystko miało całkowicie się posypać. I, co zauważyła ze zgrozą, miało być jeszcze trudniej, bo dostrzegła cień zmierzający w ich kierunku. Cofnęła się o krok, z rozmysłem, spoglądając na mężczyznę do którego się zbliżał. Wzięła wdech w płuca, unosząc rękę.
Zanim jednak rzuciła zaklęcie, wszystko potoczyło się szybko. Jej oczy rozszerzyły się mocniej, tym bardziej w prawdziwym zdumieniu, kiedy sylwetka rechota - bo tak go nazwała we własnych myślach, szybko zderzyła się ze ścianą budynku. Jej lewa dłoń, powędrowała do do góry zasłaniając usta. Nie przeraził jej ten widok, chociaż nie mogła nie zastanawiać się, kim był mężczyzna, który właśnie rozbił o ścianę łepetynę jednego z mężczyzn, tym samym ratując ją, przed ujawnieniem. Skryła jednak iskrę ciekawości, by ta nie rozbłysła w jej oku zbyt mocno. Chrapliwy głos który wydobył się z ust przybyłego sprawił, że po jej plecach przebiegł dreszcz. Chwilę zastanawiała się nad tym, czy nie trafiła z deszczu pod rynnę. Jej ciemne tęczówki skrzyżowały się z jego, gdy spojrzał na nią. Oddychała ciężko, nadal pozorując dobrze lekki wzburzenie. Wyprostowała się w końcu, strzepując jakiś paproch ze spódnicy. Poprawiła torebkę na ramieniu, spoglądając na drugiego z mężczyzn. Uśmiechnęła się, trochę w podziękowaniu, pozwalając by uśmiech zanieczyściły wszystkie inne odczucia. A później spojrzała na drugiego z mężczyzn, który zdawał się zostać zaskoczony na tyle, że z mało inteligentnym wyrazem twarzy wpatrywał się to w Goyla, to w Daisy.
- Chcieliśmy tylko zaprzyjaźnić się z koleżanką. - odpowiedziała tłumacząc się, uniósł rękę, pocierając nią kark. - Chodź Dave, nic tu po nas. - skapitulował kiwając głową na kumpla.
- Sprawdź jeszcze raz, czy klejnoty masz na miejscu. - poradziła usłużnie i odważnie, spoglądając na niego spod zmrużonych powiek. Ten jedynie zbliżył się do swojego znajomego, któremu pomógł wstać i wraz z którym zaczął się oddalać. Uniosła lewą dłoń, żeby przyłożyć ją do piersi i odetchnąć. Zaraz jednak zatrzymała gest, spoglądając badawczo na mężczyznę.
- Jestem pod wrażeniem. - powiedziała, zwracając się do niego. - Powinnam podziękować, czy się obawiać? - zapytała, przenosząc dłoń wyżej, na zaczerwiony ślad na szyi, który przetarła wykrzywiając odrobinę pełne wargi.



The Devil whispered in my ear, you are not strong enough to withstand the Storm. Today I whispered in the Devil's ear,
I am the Storm.
Justine Tonks
Justine Tonks
Zawód : auror, rebeliant
Wiek : 29
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Panna
The gods will always smile on brave women.
Like the valkyries, those furies who men fear and desire.
OPCM : 58 +2
UROKI : 36 +6
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 7 +3
TRANSMUTACJA : 6
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 15
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Metamorfomag
Ulica - Page 10 1
Zakon Feniksa
Zakon Feniksa
https://www.morsmordre.net/t3583-justine-just-tonks https://www.morsmordre.net/t3653-baron#66389 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f437-lancashire-forest-of-bowland-stocks-reservoir-gajowka https://www.morsmordre.net/t4284-skrytka-bankowa-nr-914#89080 https://www.morsmordre.net/t3701p15-just-tonks
Re: Ulica [odnośnik]14.04.20 8:59
Nie miał bladego pojęcia, z kim przyszło mu mieć do czynienia. Nie mógł tego wiedzieć, przed sobą widząc tylko zwijającego się z bólu idiotę, który dał się zaskoczyć - tutaj, na Nokturnie, gdzie oczy powinien mieć dookoła głowy - drobną, drżącą ze strachu kobietę i drugiego agresora, również zgiętego wpół. Dlaczego? Został kopnięty? Czy potraktowany jakimś urokiem? Po chwili zrozumiał, do czego musiało dojść ledwie chwilę temu, gdy zauważył, że obwieś macał się po kroczu, najwyraźniej czegoś tam szukając, choć żeglarz szczerze wątpił, by czarodzieje jego pokroju posiadali kuśki. Chrząknął cicho, a następnie, wyraźnie zniesmaczony, przekroczył wciąż leżącego na bruku mężczyznę, niewiele robiąc sobie z krzyków, języków i krwi powoli ściekającej na brudną, zabłoconą uliczkę. Nikt nie powinien zwrócić uwagi na te ślady, nikt nie powinien zainteresować się niepokojącymi odgłosami, wiele bardziej ceniąc sobie święty spokój i bezpieczeństwo niż wściubianie nosa w nieswoje sprawy. Więc dlaczego on nie minął ich obojętnie?
Widział otwarte szerzej oczy, smukłą dłoń, która bezwiednie wzniosła się do rozwartych w niemym krzyku ust nieznajomej. Co ona tu, do stu galopujących hipogryfów, robiła? Nie wyglądała na stałą bywalczynię obskurnych zakamarków Nokturnu, nie wyglądała też na taką, której zainteresowanie szczerbatych pijusów sprawiałoby jakąkolwiek przyjemność... Czego więc chciała? Kogo szukała? Podchwycił jej spojrzenie w milczeniu, naprędce próbując ocenić, czy zdążyli ją skrzywdzić, poszarpać, okraść, nie płakała jednak, zaś śladu na szyi jeszcze nie dostrzegł, nie w tym świetle, toteż prędko wrócił do spoglądania od jednego do drugiego, próbując przypomnieć sobie ich sylwetki i imiona. Czy gdzieś ich już widział? Chociażby w Mantykorze, w Wywernie...? Bardzo możliwe. Lecz ich gęby, pozbawione śladu głębszej myśli, nie zapadły mu w pamięć. Byli jednymi z wielu, bezbarwnymi, nieistotnymi mieszkańcami tej dzielnicy, szumami tła.
- Zaprzyjaźnić? - powtórzył powoli, przeciągając kolejne zgłoski, mrużąc przy tym ślepia. Jego głos nie był przepełniony złością czy oburzeniem, niewątpliwie brzmiał jednak złowróżbnie, miał w sobie nutę pogardy. Ostentacyjnie złożył dłonie w pięści, postąpił krok do przodu, zmniejszając odległość dzielącą go od tego, który odważył się odezwać, a także od stojącej gdzieś po środku kobiety. Przelotnie spojrzał w dół, ku jej twarzy, gdy - najwyraźniej przezwyciężając dotychczasowy lęk - pozwoliła sobie na dość niewybredny komentarz. Nie odpowiedział na gest, nie wygiął ust choćby w bladej namiastce uśmiechu, czekając, aż niezbyt rozgarnięci mieszkańcy jednej z pobliskich kamienic znikną za zakrętem. Dopiero wtedy, zaciągając się po raz ostatni i rzucając niedopałek na bruk, przydeptując go obcasem, poświęcił całą swą uwagę czarownicy. - Dość odważnie jak na kogoś, kto przed chwilą prawie został zgwałcony - burknął, zdziwiony nagłą zmianą postawy, przypływem śmiałości niewiadomego pochodzenia. Czuła się przy nim bezpiecznie? Wierzyła, że on nie może jej skrzywdzić? Jeśli tak, to była niezmiernie naiwna i głupia.
W końcu, gdy zaczęła pocierać bolące miejsce, dostrzegł czerwony odcisk dłoni szpecący szyję brunetki. Uniósł wyżej brwi, spoglądając ku niej pytająco. - Przede wszystkim powinnaś zastanowić się, czy odbywanie takich spacerów jest rozsądne. - A ton jego głosu wyraźnie sugerował, że nie, nie było. - Następnym razem skończysz w rowie, bo nikt nie stanie w obronie twojej czci czy życia - dodał, doskonale zdając sobie sprawę z tego, że był wyjątkiem potwierdzającym regułę. - Zrobili ci coś jeszcze? I gdzie szłaś? - odezwał się znowu, zachrypniętym i nieprzyjemnym głosem. Bezwiednie sięgnął po kolejnego papierosa, nawet nie pytając nieznajomej, czy również nie chciałaby zapalić.



paint me as a villain
Caelan Goyle
Caelan Goyle
Zawód : Zarządca portu, kapitan statku
Wiek : 32
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Żonaty
I must go down to the sea again, to the lonely sea and the sky.

OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t5834-caelan-goyle https://www.morsmordre.net/t5945-ethelinda https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f174-dzielnica-portowa-high-timber-street-8-5 https://www.morsmordre.net/t6368-skrytka-bankowa-nr-1403#161394 https://www.morsmordre.net/t5874-caelan-goyle#138874
Re: Ulica [odnośnik]14.04.20 12:49
Sytuacja szybko przybrała na szybkości. A powalony na ziemię z rozkwaszoną twarzą mężczyzna sprawił, że Daisy postanowiła dorzucić swoje trzy grosze. Wychowała się przecież na Nokturnie, jakoś zawsze sobie radziła. Dziadek, wbrew pozorom nawet jej pomógł. Wiedziała, że nie będzie w stanie być dokładnie taka sama jak Daisy, której twarz nosiła. Ale mogła podłapać kilka cech, zachowań, rzeczy, o których mówił jej wtedy, których w niej szukał, które mogły zostać w pamięci ciała, bo tej należącej do niej, nie miała już w ogóle. I nie była w stanie jej odzyskać, bo ta, najzwyczajniej w świecie nie istniała.
- Tyle. - powiedziała unosząc lewą dłoń, żeby zaprezentować kciuka i palec wskazujący oddalone się od siebie jedynie o milimetry. - Brakowało mi, żeby opracować skuteczny plan. - nadal oddychała ciężko, nie chowając różdżki, którą zaciskała w prawej ręce ciemnymi tęczówkami patrząc na mężczyznę, mierząc go spojrzeniem jednocześnie próbując uspokoić oddech. Westchnęła lekko. - Właściwie daleko było mi od planu. Zamierzałam radośnie improwizować. - wytłumaczyła się z odrobiną skruchy. Co właściwie nie mijało się z prawdą. Do ostatniej chwili próbowała znaleźć sposób żeby pozbyć się ich tak, by nikt nie widział i nie dowiedział się o umiejętnościach, jakie posiada Daisy. Fakt, że stojący przed nią mężczyzna był w stanie rozpłaszczyć kogoś głowę o ścianę nie sprawiał, że czuła się bezpieczniej, choć ten nie zdawał się przejawiać podobnych zamiarów w stosunku do niej. Jej dłoń przesunęła się na szyję, rozcierając zaczerwienienie, tęczówki znów powędrowały na niego, kiedy niski głos na nowo wydobył się z jego ust. Jedna z jej brwi powędrowała zupełnie samoistnie ku górze.
- Sugeruje pan, panie…? - na końcu zdania zawisło zapytanie. Ręka odsunęła się od szyi, oddech powoli powracał do odpowiedniego, spokojnego rytmu. - Że nie powinnam wychodzić z domu w ogóle? - zapytała marszcząc lekko brwi, które ułożyły się nad dość egzotycznymi oczami w wyrazie, który sugerował, że nie brała tego pod uwagę i jednocześnie zmyślnie mówił o tym, że mieszkała na Nokturnie. To drugie, było tylko lekkim niedomówieniem. Mieszkała na nim kiedyś. Teraz przebywała na nim, ale wątpiła, żeby dziadek zapytany nie potwierdził jej przynależenia do tego miejsca. - Dzisiaj ktoś stanął. - zauważyła, nadal będąc trochę zaintrygowaną, bo właśnie taki obraz Nokturnu w którym nikt za obcym nie stawał miała w swojej głowie. On jednak, zdawał się jemu przeczyć. Była dla niego całkowicie obca, czemu więc postanowił jej pomóc? Na razie nie wiedziała. Pokręciła przecząco głową. Nie, nie zrobili jej nic więcej. Wzięła wdech w płuca, unosząc lewą rękę, żeby poprawić włosy, które wymknęły się z upięcia.
- Napić się, wypytać przy okazji czy nie szuka ktoś, gdzieś, pracownika. - przyznała zgodnie z prawdą. Nadal zastanawiała się nad tym, czy powinna spróbować odzyskać dawną posadę Daisy w Ministerstwie. Jednak, może była w stanie znaleźć coś innego, tutaj, na Nokturnie. Mogłaby pomagać dziadkowi w sklepie, ale nie widziała się w tym miejscu. Coś było w tym zachrypniętym i przyjemnym głosie, ale jeszcze nie była pewna co. Ciemny tęczówki niezmiennie mierzyły mężczyznę, jakby próbując ocenić czy i przed nim za chwilę przyjdzie jej się bronić. - Jestem Daisy. - przedstawiła się w końcu, opuszczając lewą rękę wzdłuż ciała. Głoski przeciągnęły się po imieniu należącym do niej.



The Devil whispered in my ear, you are not strong enough to withstand the Storm. Today I whispered in the Devil's ear,
I am the Storm.
Justine Tonks
Justine Tonks
Zawód : auror, rebeliant
Wiek : 29
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Panna
The gods will always smile on brave women.
Like the valkyries, those furies who men fear and desire.
OPCM : 58 +2
UROKI : 36 +6
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 7 +3
TRANSMUTACJA : 6
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 15
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Metamorfomag
Ulica - Page 10 1
Zakon Feniksa
Zakon Feniksa
https://www.morsmordre.net/t3583-justine-just-tonks https://www.morsmordre.net/t3653-baron#66389 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f437-lancashire-forest-of-bowland-stocks-reservoir-gajowka https://www.morsmordre.net/t4284-skrytka-bankowa-nr-914#89080 https://www.morsmordre.net/t3701p15-just-tonks
Re: Ulica [odnośnik]17.04.20 16:16
Spojrzał ku twarzy nieznajomej z powątpiewaniem, gdy okazała butę - kto by pomyślał, że czarownica, która dopiero co znajdowała się w potrzasku, będzie taka pyskata? Aż prawie pożałował udzielenia jej pomocy; w końcu gdyby nie to, mógłby zobaczyć, jak wciela ten swój tajemniczy plan w życie. Co by zrobiła? Zaczęła krzyczeć? Straszyć obwiesiów Bombardą? Czy raczej groźnym wujkiem? - Tyle - powtórzył po niej powoli, sceptycznie, przelotnie zerkając na pokryte świeżą krwią kamienie, o które uderzył głową jednego z agresorów. Owszem, spoglądał na nią z góry i to nie tylko dlatego, że był znacznie wyższy, ale też z powodu wrażenia, jakie na nim robiła; nie wyglądała mu na wojowniczkę. Mała, drobna, jeszcze chwilę temu rozedrgana i przerażona, nie pasowała mu do krajobrazu brudnego i zepsutego Nokturnu. Próbowała nadrabiać dobrą miną, odważnymi słowami, to jednak tylko podkreślało, że tak naprawdę była bezbronna. Słaba. Zagubiona. Czego tu szukała? - Ach, no tak. Improwizować - dodał, kiwając przy tym krótko głową, kiedy po namyśle zmieniła wersję wypowiedzi. Westchnął cicho, zastanawiając się przez chwilę, po co mu to było, lecz zaraz później przeniósł wzrok na zaczerwienioną szyję nieznajomej i przypomniał sobie. - Goyle - burknął, gdy już wypuścił spomiędzy warg chmurę siwego dymu; był przy tym na tyle kulturalny, że wydmuchał ją w bok, nie zaś w twarz kobiety, by nie drażnić jej papierosowym smrodem. Nie obawiał się zdradzić ze swym nazwiskiem, wszak nie sądził, by mogła być jedną z biegających po mieście rebeliantek. A nawet gdyby, gdyby przyszła na przeszpiegi, próbowała wejść w posiadanie informacji, których mieć nie powinna - jeszcze żaden kret nie pożył tutaj długo.
- Z domu, panno...? - Uniósł wyżej brwi, zdziwiony tym wyznaniem. Nadal nie chciało mu się w to wierzyć, lecz przecież mógł się mylić. Na Nokturnie bywał dość często, zwłaszcza teraz, gdy weszli wraz z Drew w posiadanie Mantykory, nie znał jednak wszystkich twarzy czy nazwisk. - Może w takim razie warto byłoby rozważyć przeprowadzkę? - dodał, podchwytując przy tym spojrzenie jej ciemnych, dziwnie skośnych oczu. - Dzisiaj ktoś stanął, jutro nie stanie - warknął, rozdrażniony tą uwagą. Jeśli naprawdę tu mieszkała, to powinna wiedzieć, że takie sytuacje należały do wyjątków, które jedynie potwierdzały regułę. Każdy dbał tylko i wyłącznie o siebie, o swój kark, o swoją sakiewkę, niewiele myśląc o innych. Dlaczego ktoś miałby ryzykować zdrowiem i życiem dla nieznajomej...? To było głupie. Jak widać on czasem zachowywał się głupio, porzucając rozsądek na rzecz zgrywania bohatera, łudził się jednak, że nigdy nie porwie się na coś, czemu nie mógłby sprostać. Wszak już nie głupio, a wprost idiotycznie, byłoby ginąć za kompletnie obcą kobietę - ładną czy nie.
- Dobrze - odezwał się znowu, nieco łagodniej, gdy rozwiała jego wątpliwości. Ślad powinien zniknąć za kilka dni, nie wyglądał na poważny uraz. Mimo to drażniło go, że w ogóle musiało do tego dojść. - Tylko nie idź do Mantykory, to skończona speluna - mruknął z kamienną twarzą, pocierając przy tym porośnięty kilkudniowym zarostem policzek. Dalej palił tego samego papierosa, jeszcze nie ruszając się z miejsca, choć przecież miał wrócić na Pokątną, a później udać się w stronę portu. - Szukasz pracy... Daisy? Jako kto? - zainteresował się. Przeciągał chwilę rozstania, zwiększając tym samym szansę na to, że pobici obwiesie oddalą się na dobre, że dadzą jej święty spokój. Przynajmniej tego dnia.
Otaksował wzrokiem sylwetkę Daisy, nadal nie wiedząc, co powinien o niej myśleć. Może naprawdę wcale nie potrzebowała jego pomocy?



paint me as a villain
Caelan Goyle
Caelan Goyle
Zawód : Zarządca portu, kapitan statku
Wiek : 32
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Żonaty
I must go down to the sea again, to the lonely sea and the sky.

OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t5834-caelan-goyle https://www.morsmordre.net/t5945-ethelinda https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f174-dzielnica-portowa-high-timber-street-8-5 https://www.morsmordre.net/t6368-skrytka-bankowa-nr-1403#161394 https://www.morsmordre.net/t5874-caelan-goyle#138874
Re: Ulica [odnośnik]21.04.20 16:13
Uspokajała oddech, uważnie lustrując jego przyspieszenie. Dbając o to, by nie przejść do całkowitej naturalności zbyt szybko. Musiała być rozważna i uważna. Pamiętać o charakterystycznych gestach, zmianie mowy ciała, sposobie wysławiania. Wszystkim, co mogło ją z nią powiązać. Mimo, że go nie znała. Stworzyła nową sylwetkę od początku. Od zera i jeszcze uczyła się jak je od siebie skutecznie rozdzielać. Było w tym coś intrygującego, ale i jednocześnie cholernie trudnego. Opuściła dłoń wędrując za jego spojrzeniem. Daisy nie obawiała się krwi. Widziała ją już. Dlatego ciemne tęczówki zmierzyły plamę a potem przesunęły się na mężczyznę. Ciężkie westchnięcie wydobyło się z jego ust, a na wypowiedziane słowa uniosła wargi w lekko przepraszającym i zawstydzonym geście, choć nie odbiło się to w ciemnych tęczówkach i zrobiła to z premedytacją.
Goyle. Jedno słowo - nazwisko przemknęło przez jej umysł szybko, przeniosła ciężar ciała z jednej strony na drugą. Powstrzymała chęć uniesienia brwi, skinając jedynie głową.
- Mulpepper. - uzupełniła wypowiadając płynnie nazwisko, jakby należało do niej. Bo teraz w tym momencie właśnie do niej należało. - Daisy Mulpepper. - przedstawiła się całkowicie i dokładnie. Różdżka nadal znajdowała się w jej prawej dłoni, ale nie uniosła ręki do kieszeni, by ją schować. Kiedy z jego ust wydobyła się propozycja pokręciła przecząco głową. Burza brązowych włosów poruszyła się wraz z ruchem.
- To raczej… nieosiągalne. - zadecydowała po chwili zastanowienia wybierając odpowiednie słowo. Rozprostowała zmarszczenie na czole, które wcześniej rozmyślnie właśnie na nim się pojawiło. - Mój dziadek prowadzi aptekę. - uzupełniła z niego robiąc powód, a może bardziej przyczynę. Nie miało to w tej chwili większego znaczenia. Ale było prawdą. A starsi ludzie, mieli to w zwyczaju, że przywykali do miejsc. - Szczerze wątpię, że po tylu latach będzie skory do przeprowadzki. Zwłaszcza, że Londyn stał się wolny. - brązowe oczy wisiały na rozmówcy. Dłonie przeniosły się na przód. Zaczepiła lewą dłoń o prawą unosząc łagodnie kącik ust ku górze w geście który miał oznaczać i przepraszać za upartość starego człowieka, jednocześnie doszukując się czegoś w rodzaju zrozumienia. Warknięcie, które wydobyło się z jego ust sprawiło, że rozplotła ręce, poprawiając uścisk na różdżce. Nie zrobiła jednak nic więcej. Czekaj na to, co miało nadejść dalej. Zaraz jednak złowrogi ton zmienił na sile, stał się łagodniejszy. Skinęła lekko głową.
- To gdzie powinnam iść? - zapytała przekrzywiając lekko głowę w wyrazie ciekawości. Ciemne spojrzenie przesunęło się po mężczyźnie była w nim mieszanka zaciekawienia, ale i wdzięczności i głębiej ukrytej ostrożności. Przytaknęła na kolejne pytania głową. - Tak. - bo nie było w tym żadnego kłamstwa. Praca, mogła być szansą. Kolejne sprawiło że wzruszyła ramionami, unosząc rękę, żeby potrzeć końcówkę nosa. - Trudno powiedzieć. - przyznała na chwilę odwracając wzrok. Przesunęła tęczówkami po otaczających ich kamienicach zastanawiając się nad odpowiedzią.  - Znam się na magii leczniczej nieco. - wyjaśniła przenosząc rękę na policzek który lekko podrapała. Brwi zmarszczyły się nad egzotycznymi w kształcie oczami.  - No i przenieść coś, czy nalać piwo to chyba też dałabym radę. - przyznała kontynuując temat. - Raczej jestem elastyczna i mogę się dopasować. - dodała jeszcze, chociaż Daisy, która stała przed Goylem, nie była pewna dlaczego i widać to było w odbiciu jej twarzy. Wróciła do niego spojrzeniem. - Słyszał Pan może o czymś, kimś kto poszukuje pracownika, Panie Goyle? - zakończyła jakby w spotkaniu z nim dostrzegając swoją własną okazję. Nie tylko na dalsze życie, ale też upieczenie dwóch pieczeni, na jednym ogniu.



The Devil whispered in my ear, you are not strong enough to withstand the Storm. Today I whispered in the Devil's ear,
I am the Storm.
Justine Tonks
Justine Tonks
Zawód : auror, rebeliant
Wiek : 29
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Panna
The gods will always smile on brave women.
Like the valkyries, those furies who men fear and desire.
OPCM : 58 +2
UROKI : 36 +6
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 7 +3
TRANSMUTACJA : 6
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 15
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Metamorfomag
Ulica - Page 10 1
Zakon Feniksa
Zakon Feniksa
https://www.morsmordre.net/t3583-justine-just-tonks https://www.morsmordre.net/t3653-baron#66389 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f437-lancashire-forest-of-bowland-stocks-reservoir-gajowka https://www.morsmordre.net/t4284-skrytka-bankowa-nr-914#89080 https://www.morsmordre.net/t3701p15-just-tonks
Re: Ulica [odnośnik]23.04.20 8:59
Zmrużył oczy, ewidentnie próbując sobie coś przypomnieć, gdy postanowiła się przedstawić - nie potrzebował jednak wiele czasu, by połączyć Mulpepperów z apteką, która znajdowała się wśród uliczek Nokturnu, a do której od dawien dawna nie zachodził, wszak swe ingrediencje alchemiczne i eliksiry brał z innych źródeł. Jeśli jednak była ściśle powiązana z tymi, którzy sprawowali pieczę nad wspomnianym lokalem, zaiste była stąd, z dzielnicy, do której wielu bało się zapuszczać, w której na porządku dziennym dochodziło do napaści, gwałtów i morderstw. Zmarszczył krzaczaste brwi, gdy wygięła usta w niby to przepraszającym uśmiechu - widział jednak, że wejrzenie Daisy pozostało uważne, czujne, na próżno byłoby szukać w jej zadziwiająco ciemnych oczach śladu zawstydzenia. - Nieosiągalne? - Cóż ją tutaj trzymało? Rodzina, obowiązki czy coś zgoła innego? Wciąż nie mógł połączyć drobnej, niepozornej sylwetki czarownicy z brudnymi zaułkami, zaniedbanymi, utrzymującymi się w jednym kawałku tylko dzięki magii kamienicami. - Ach. No tak - dodał, gdy kontynuowała swą wypowiedź. A więc była wnuczką starego Mulpeppera? Pokiwał krótko głową, odnotowując tę informację w pamięci. - Pewnie masz rację, z tymi towarami nie zagrzałby też miejsca nigdzie indziej - odparł, posyłając jej przy tym wymowne spojrzenie, wydmuchując papierosowy dym gdzieś w bok. Nie musiał rozwijać tematu, wszyscy wiedzieli, że w aptece dało się znaleźć wiele skarbów - również tych nielegalnych, zakazanych przez Ministerstwo Magii. I choć władza powoli wprowadzała kolejne rozporządzenia, które były im - również takim jak Mulpepperowie - na rękę, to miała teraz inne priorytety, dlatego niektóre substancje, składniki czy eliksiry wciąż mogłyby zostać zarekwirowane. - Do wolności jeszcze trochę mu brakuje, dopóty dopóki biegają po nim rebelianci i wichrzyciele nie zaznamy spokoju... - urwał, przelotnie rozpraszając się, skupiając raczej na swych myślach, obowiązkach, o których musiał pamiętać, nie zaś na postaci stojącej obok, wciąż trzymającej w dłoni różdżkę kobiety. - Lecz tak, wszystko zmierza w odpowiednim kierunku - zakończył, wyginając przy tym usta w krzywym, nieco drapieżnym uśmiechu. Sam w to do końca nie wierzył. Obawiał się, że ich przewaga była jedynie przelotna, pozorna, że znów zawiodą Czarnego Pana, a ten ukarze kolejnych Rycerzy - chociażby jego właśnie.
- Na przykład do Białej Wywerny, na pewno ją kojarzysz. - Bo skoro była tutejsza, musiała wiedzieć zarówno o pożarze lokalu, jak i jego odbudowie. A także o tym, że nie cieszył się dobrą sławą, wciąż jednak bywało tam wielu czarodziejów, również tych spoza Nokturnu. Potencjalnych pracodawców. Pijanych, którzy akurat się pobili, z tego lub innego powodu, i będą potrzebować szybkiej pomocy medyka. Sam nie chciał jej nic oferować, na pewno jeszcze nie teraz; dopiero co zatrudnili Robina, zaś dziewczyny, które posługiwały w Mantykorze przed ich przybyciem, nie odeszły po przejęciu karczmy. - Jeśli usłyszę, że ktoś szuka pracownika, będę o tobie pamiętać, Daisy. Powiedz tylko, dlaczego nie zdecydowałaś się pomagać przy rodzinnym interesie? - Uniósł brwi wyżej, taksując ją uważnym wzrokiem. Choć dopuszczał do siebie myśl, że w aptece nie było aż tak dużo do zrobienia, by starszy Mulpepper nie mógł sobie z tym poradzić sam, to wpajane od maleńkości wartości brały górę. Został wychowany do przejęcia łajby Goyle'ów, do zostania kapitanem i nie wyobrażał sobie, by mógł postąpić inaczej. Zarzucić żeglarskie tradycje na rzecz odmiennej ścieżki. - Czy praca w porcie też wchodzi w grę? - dodał jeszcze, rzucając niedopałek w błoto, przydeptując go obcasem; w tamtej części miasta niewątpliwie miał więcej kontaktów.



paint me as a villain
Caelan Goyle
Caelan Goyle
Zawód : Zarządca portu, kapitan statku
Wiek : 32
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Żonaty
I must go down to the sea again, to the lonely sea and the sky.

OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t5834-caelan-goyle https://www.morsmordre.net/t5945-ethelinda https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f174-dzielnica-portowa-high-timber-street-8-5 https://www.morsmordre.net/t6368-skrytka-bankowa-nr-1403#161394 https://www.morsmordre.net/t5874-caelan-goyle#138874
Re: Ulica [odnośnik]04.05.20 2:06
Przedstawiała się, otulając zgłoski tworzące jej nazwisko odpowiednią inkantacją. Całkowicie inną niż ta, należąca do Justine. Właściwie zajęło jej sporo czasu nauczenie wypowiadania inaczej, niż miała to w zwyczaju. Ale Skamander dokładnie wyłożył jej, jak wszystko, nawet najdrobniejszy szczegół miało znaczenie. Serce zabiło mocniej, kiedy zmrużył oczy, jednak nie poruszyła się ani nie wycofała, nie zmieniało to faktu, że pozostawała ostrożna - tak jak pozostawałby każdy, kto dopiero kogoś poznawał - zwłaszcza na Nokturnie. Przytaknęła na zadane pytanie po którym udzieliła odpowiedzi. Zrozumienie okazane słowami przyniosło odrobinę ulgi i możliwego porozumienia, które potwierdził kolejnym zdaniem. Fakt, że jej dziadek prowadził tutaj biznes, był odpowiednim pretekstem do pozostawania na Nokturnie. Odpowiednim na tyle, żeby nie próbowano jej przekonać ponownie, że to nie miejsce dla mnie.
- Ma też już swoją renomę i chyba przywykł do tego miejsca. - dodała do listy po tym, jak jej rozmówca znalazł kolejny powód, dla którego Mulpepper nie chciałby przenosić się ze swojej apteki którą prowadził przecież już od lat. Temat zboczył, a raczej przesunął się na temat, który ją interesował. Wypowiedziane zdanie miało swój cel i otrzymała swoją odpowiedź. Zamyśliła się na to, co usłyszała wydymając lekko usta.
- Czytałam ostatniego Walczącego Maga. - powiedziała zgodnie z prawdą, wzdychając lekko i kręcąc głową jakby w głowie nie mieściło jej się to, czego ludzie mogli dopuścić się na Stonhenge. I to, co przekazywał Mag. Bo ciężko było jej pogodzić się z wybielaniem Yaxleya i jego towarzysza. Zwłaszcza, że doskonale wiedziała do czego ta dwójka była zdolna. Kolejne słowa - potwierdzenie, sprawiły, że sama dźwignęła kącik ust ku górze. - Szczerze na to liczę. - potwierdziła, nie precyzując, że jej dobry kierunek jest inny niż jego. Najważniejsze, że dla Daisy, był on podobny. Póki coś nie uderzało w nią wszystko było dobrze.
Przytaknęła głową potwierdzając, że słyszała o Białej Wywernie bo i to nie było kłamstwem. Wystarczająco wiele o niej słyszała. Więc tak, jak najbardziej ją kojarzyła - co do tego nie miała żadnych wątpliwości. A wcześniej udało jej się zorientować nawet, gdzie dokładnie leży. Uniosła rękę, żeby przesunąć nią po policzku marszcząc lekko brwi. Spojrzała gdzieś w bok jakby rozmyślając nad propozycją którą wystosował. Czy może bardziej radę. W końcu wróciła do niego ciemnymi tęczówkami i przytaknęła głową.
- Spróbuję najpierw tam. - zgodziła się, a może uległa uznając jego zdanie. W końcu była tylko kobietą. Mężczyźni wiedzieli lepiej. Zwłaszcza jeśli szło o tego typu sprawy. Kolejne pytanie i uważne spojrzenie sprawiły, że wzruszyła lekko ramionami.
- Dziadek sobie radzi sam. A ja chciałabym zrobić coś innego. Lepiej wiem jak nazwać wszystkie mięśnie, niż rośliny- powiedziała, żeby uśmiechnąć się w jego kierunku. - Może też osiągnąć coś własną pracą - trochę nerwowo wzruszyła raz jeszcze ramionami. W zakłopotaniu, jakby poszukiwaniu samej siebie. Trochę będąc niepewną pod ciężarem rzucanego jej spojrzenia. Kolejne pytanie zmarszczył brwi, kiedy się zastanawiała. - Chyba tak. - przyznała po krótkiej chwili ciszy, uniosła rękę żeby w zastanowieniu potrzeć policzek. - Byłabym wdzięczna, pomoc byłaby… przydatna. - określiła w końcu uśmiechając się wdzięcznie w podziękowaniu. Opuściła dłoń. - A Pan czym się zajmuje, Panie Goyle? Jeśli to nie zbyt.. wnikliwe pytanie. - dodała zaraz nie chcąc urazić mężczyzny który ją uratował swoim wścibstwem. Uśmiechnęła się znów ładnie. Zaplatając dłonie przed sobą.



The Devil whispered in my ear, you are not strong enough to withstand the Storm. Today I whispered in the Devil's ear,
I am the Storm.
Justine Tonks
Justine Tonks
Zawód : auror, rebeliant
Wiek : 29
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Panna
The gods will always smile on brave women.
Like the valkyries, those furies who men fear and desire.
OPCM : 58 +2
UROKI : 36 +6
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 7 +3
TRANSMUTACJA : 6
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 15
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Metamorfomag
Ulica - Page 10 1
Zakon Feniksa
Zakon Feniksa
https://www.morsmordre.net/t3583-justine-just-tonks https://www.morsmordre.net/t3653-baron#66389 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f437-lancashire-forest-of-bowland-stocks-reservoir-gajowka https://www.morsmordre.net/t4284-skrytka-bankowa-nr-914#89080 https://www.morsmordre.net/t3701p15-just-tonks
Re: Ulica [odnośnik]08.05.20 8:53
Pokiwał krótko głową, przelotnie spoglądając w kierunku wylotu z uliczki; wierzył, że stary Mulpepper przywiązany był do Nokturnu, ale też do jego konfidencjonalności. Stróże prawa nie bez powodu bali się tutaj zapuszczać, nie tylko nie potrafili skutecznie wtopić się w tłum, ale i zmusić ludzi do gadania. Mieszkańcy tej zapomnianej przez Ministerstwo dzielnicy wiedzieli, że ich siła tkwi w lojalnym milczeniu, które sprzyjało nie tylko prowadzeniu intratnych interesów, ale i pozwalało zachować głowę na karku... Z zamyślenia wyrwał go jednak kolejny z poruszanych tematów. Walczącego Maga? O ile jeszcze przed chwilą był względnie rozluźniony, wszak on nie miał powodu, by lękać się drobnej Daisy, to wspomnienie ostatniego numeru periodyku sprawiło, że odczuł ciężar napięcia, nieprzyjemne sztywnienie mięśni. Nim znów ulokował papierosa między wargami, wpierw poobracał go w pokrytych odciskami palcach, skupiając wzrok na twarzy towarzyszącej mu czarownicy. - Tak, ja też go czytałem - odparł niby to spokojnie i bez większych emocji, lecz przecież coś się w nim zmieniło. W wyrazie twarzy, w gestach, w sposobie wymawiania głosek. Był opanowany, jak zwykle, jednak śmierć dwóch szlachetnie urodzonych czarodziejów, do tego czarodziejów angażujących się w działanie Rycerzy, stanowiła dla niego niemały cios. A raczej - śmierć Yaxleya stanowiła dla niego niemały cios. Wszak wciąż pamiętał wspólną wyprawę do Norwegii, nić porozumienia, którą zdołali wtedy nawiązać... Poza tym, Morgoth jako jeden z najbliższych Czarnemu Panu czarodziejów był cennym członkiem ruchu. Jego zniknięcie odbijało się więc nie tylko na samopoczuciu żeglarza, ale i na funkcjonowaniu całej organizacji. - Czas pokaże - dodał cierpko, wciąż rozgoryczony, na powrót spoglądając ku twarzy kobiety trzeźwym wzrokiem, sprawiając wrażenie obecnego, skupionego na chwili obecnej. Mieszkała tutaj, była wnuczką handlującego nielegalnościami Mulpeppera - nie wyobrażał sobie, by mogła mieć inne poglądy, toteż nie doszukiwał się w grymasie czy późniejszym drgnięciu kącika ust drugiego dna.
- Dobrze - skwitował, kiedy sięgnęła ku swej twarzy i po krótkim rozważaniu wszelkich za i przeciw przystała na jego propozycję. Wciąż nie mógł pozbyć się poczucia, że nie wyglądała na tutejszą. Nie miał tutaj jedynie na myśli Nokturnu, ale i całą Anglię. Po kim miała te oczy? Gdzie sięgały korzenie Mulpepperów? A może to po matce? - Podprowadzę cię tam - obwieścił, nie pytając kobiety o zdanie, nie zastanawiając się nawet, czy tego potrzebuje. Wolał dmuchać na zimne, zaś obwiesie, którzy dopiero co ją zaatakowali, wciąż gdzieś tutaj byli, zakręt czy dwa dalej. - Rozumiem - skwitował lakonicznie, nie chcąc drążyć tematu, zapamiętując jednak, że wiedziała więcej o ludzkim ciele niż o roślinach. Nie zwrócił większej uwagi na zakłopotanie, z którym mówiła o osiągnięciu czegoś własną pracą. Mimo to wygiął usta w coś, co w założeniu miało przypominać uśmiech. Krzywy i niezbyt promienny, lecz uśmiech. Zawstydził ją? Sprawił, że czuła się niekomfortowo? Nie taka była jego intencja. - Jestem kapitanem statku handlowego - odpowiedział, przydeptując peta obcasem, powoli ruszając z miejsca i kierując się do pobliskiego zakrętu. Łudził się, że czarownica podąży za nim. - Lecz w tych czasach port stał się dość niespokojnym miejscem - dodał, zerkając ku jej twarzy kątem oka. Po ulicach biegali rebelianci, niedobitki wciąż próbowały uciekać z miasta na pokładach niektórych łajb... Bałagan, kontrole, przeszukania ładowni. To znacznie utrudniało normalne funkcjonowanie, dlatego też niekiedy cumował nie w Londynie, a u tego przeklętego Traversa. Tam sprawy miały się zgoła inaczej.
Jak obiecał, tak też zrobił - choć powinien już skierować się w stronę doków, to wpierw zawrócił ku Białej Wywernie, odprowadzając tam poznaną przypadkiem Daisy. Pożegnał się z nią tak, jak zwykle to czynił, oszczędnie i bez zbędnych kurtuazji, przestrzegając przy tym przed klientelą lokalu; nie byłby zadowolony, gdyby wyratował ją przed jednym zagrożeniem, by następnie weszła do paszczy lwa. Chwilę później ruszył w swoją stronę, sprawdzając na zegarku z dewizką, którą to już mieli godzinę i czy - albo raczej jak bardzo - był już spóźniony.

| 2xzt



paint me as a villain
Caelan Goyle
Caelan Goyle
Zawód : Zarządca portu, kapitan statku
Wiek : 32
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Żonaty
I must go down to the sea again, to the lonely sea and the sky.

OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t5834-caelan-goyle https://www.morsmordre.net/t5945-ethelinda https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f174-dzielnica-portowa-high-timber-street-8-5 https://www.morsmordre.net/t6368-skrytka-bankowa-nr-1403#161394 https://www.morsmordre.net/t5874-caelan-goyle#138874
Re: Ulica [odnośnik]26.10.20 9:00
Rodzinny sklep mieścił się na Nokturnie, ulicy która uchodziła za ta gorszą, gdzie nic dobrego cię nie spotka. Wszystko jednak zależało od tego kim byłeś. Jako dziecko często przychodziła do sklepu aby popatrzeć na artefakty, jak wygląda praca. Obserwowała przychodzących klientów więc widziała nerwowe czarownice, z burza włosów na głowie jakby im coś wystrzeliło z kociołka. Nie brakowało czarodziejów, którzy nerwowo przestępowali z nogi na nogę mrucząc pod nosem co chcą zakupić. Zawsze była pod wrażeniem, że sklepikarz zawsze wiedział co klient mówił. Raz przyszedł jąkała, a sprzedawca po paru jąknięciach i sylabach już wiedział czego potrzeba. Możliwe, że był stałym klientem i zawsze zamawiał to samo? Z czasem zaszywała się na zapleczu gdzie działa się prawdziwa magia i znajdowały się najwspanialsze skarby. Tam też często pracowali członkowie rodziny. Dzisiaj był właśnie dzień kiedy ona sama miała popracować. Wybrała się na Nokturna aby popracować nad talizmanami oraz kolejnymi artefaktami, które zostały przywiezione z wykopalisk. W zaistniałej sytuacji nie bywała częstym gościem w B&B, ale czasami nie było wyjścia. Potrzebowała też wyrwać się z Durham, które było wspaniałym domem, ale już miała dość siedzenia w jego murach i czekania na braci lub kuzyna. Szwagierki jej nie wchodziły w drogę, ale też już miała dość ciągłych rozmów przy herbatce. Potrzebowała uciec, chociaż na chwilę, a sklep i jego ciemne zaplecze wydawało się najlepszym miejscem by zebrać myśli i pobyć sama ze sobą.
Doskonale znała drogę, mogła ją przebyć z zamkniętymi oczami. Jednak nawet ona musiała się liczyć z tym gdzie wchodzi. Nosiła nazwisko Burke, ale nadal była kobietą i do tego panną z dobrego domu. Na szczęście duma rodowa, ostre spojrzenie i cięty język oraz sprawne posługiwanie się zaklęciami mogły uratować życie. Zawsze ktoś jej towarzyszył czy to brat, kuzyn lub ojciec. Tym razem była zdana na samą siebie. Lekki dreszcz przebiegł jej po plecach kiedy wkroczyła w ponurą uliczkę…



May god have mercy on my enemies
'cause I won't

Primrose Burke
Primrose Burke
Zawód : Badacz artefaktów, twórca talizmanów, Dama
Wiek : 23
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
Problem wyjątków od reguł polega na ustaleniu granicy.
OPCM : 4 +1
UROKI : 1
ALCHEMIA : 29 +2
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 6 +2
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 10
Genetyka : Czarownica
Ulica - Page 10 6676d8394b45cf2e9a26ee757b7eaa37
Rycerze Walpurgii
Rycerze Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t8864-primrose-burke https://www.morsmordre.net/t8880-listy-do-primrose-burke https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f76-durham-durham-castle https://www.morsmordre.net/t9143-skrytka-bankowa-nr-2090#276327 https://www.morsmordre.net/t8894-primrose-e-burke
Re: Ulica [odnośnik]26.10.20 9:00
The member 'Primrose Burke' has done the following action : Rzut kością


'Nokturn' :
Ulica - Page 10 90TUaBy
Morsmordre
Morsmordre
Zawód : Mistrz gry
Wiek :
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
O Fortuna
velut Luna
statu variabilis,
semper crescis
aut decrescis...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Ulica - Page 10 Tumblr_lqqkf2okw61qionlvo3_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Ulica [odnośnik]06.03.21 15:27
Obrzydliwy koszmar, tak z początku myślałem o mieszkaniu w Londynie. Zaduszona metropolia poza granicami rodzimego kraju wydawała się bardzo atrakcyjną ucieczką od nieznajomych, a nawet i dobrze znajomych...
Nie zauważyłem, kiedy moja dłoń nieco mocniej zacisnęła się na różdżce. Zabiłem go, zabiłem człowieka. Nagłe szturchnięcie ze strony zakapturzonego przechodnia wybudziło mnie z letargu. Odbiłem się na bok, odwracając doń z pytaniem wymalowanym na twarzy. Krzyczał coś w tym swoim języku, który przypominał mi tylko o gorących ziemniakach parzących wnętrza polików. Rozumiałem co drugie słowo...prawie w ogóle go nie rozumiałem. Widziałem, że był wściekły, a to zdecydowanie wystarczyło, żeby lekko skinąć głową i spróbować odejść. Nie chciałem problemów, potrzebowałem pracy, niepodbitego oka i właśnie wtedy nad jego ramieniem zauważyłem białe włosy ułożone we fryzurę na odpaloną zapałkę. Moje usta drgnęły w nagłym impulsie, który zaraz powstrzymałem przed ukazywaniem zezłoszczonemu mężczyźnie. Miałem być wielki, a kłaniam się losowemu przechodni, który na mnie wpadł; nie jestem w stanie powiedzieć mu, żeby starł sobie ten pysk na drobnej kostce brukowej i zalał swój pusty łeb czymś więcej niż tanim piwskiem, które czuło się na kilometry...cholera, oni to wyliczają jakoś inaczej?
Nie czekając na jego reakcję, ruszyłem za nią. Była moją deską ratunku, moim rozwiązaniem i pomocą w tak ciężkiej sytuacji, kiedy nie wiedziałem, w którą stronę powinniśmy z Kirylem pójść. Chciałem krzyknąć, chciałem krzyczeć z całych sił, jakby było to w stanie mi oddać choćby namiastkę dawnego życia, z którego ona zniknęła bez słowa...
Ciociu...proszę...
Mój krok wydłużył się, przyspieszyłem - nie biegłem, bo to nie przystoi, jednak jesienny wiatr dął za mój płaszcz, moją lnianą koszulę, moje proste, granatowe spodnie, a nawet za same wełniane skarpetki.
Nagle przez kręgosłup przeszedł mi dreszcz. Atmosfera zgęszczała, jakbym wszedł do innego wymiaru, który kusił swoją tajemniczością i głębokim strachem, którzy korzenił się u każdego człowieka. Głęboki wdech niby stęchłego powietrza otumanił mój umysł. Nie czułem się jak w domu, ale wiedziałem, że tu należę, że tu należymy. - Gde...
Kostya Kalashnikov
Kostya Kalashnikov
Zawód : początkujący zaklinacz
Wiek : 19/20
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
ваше движение
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t9280-konstantyn-kalashnikov#282606 https://www.morsmordre.net/t9617-konstantyn#292314 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/t9857-pokoj-konstantyna#298469 https://www.morsmordre.net/t10432-skrytka-bankowa-2144#315296 https://www.morsmordre.net/t9539-konstantyn-kalashnikov#290089
Re: Ulica [odnośnik]06.03.21 15:27
The member 'Konstantyn Kalashnikov' has done the following action : Rzut kością


'Nokturn' :
Ulica - Page 10 Dz4O5dr
Morsmordre
Morsmordre
Zawód : Mistrz gry
Wiek :
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
O Fortuna
velut Luna
statu variabilis,
semper crescis
aut decrescis...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Ulica - Page 10 Tumblr_lqqkf2okw61qionlvo3_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Ulica [odnośnik]16.03.21 22:05

22 października 1957

Czasami potrzebowała czegoś, czego sama nie potrafiła stworzyć w zaciszu pracowni. W ostatnich miesiącach tym bardziej wątpiąc w umiejętności, gdy może z lenistwa, nie spędziła ani odrobiny czasu nad kociołkiem pozwalając mu kurzyć się i zalegać na blacie roboczym. Musiała to zmienić, lecz nie dzisiaj, gdy czas gonił nieprzyjemnie. Wiedziała, że mogła poprosić o pomoc Frances i była pewna, że ta młoda, zdolna alchemiczka nie odmówiłaby jej pomocy, obojętnie czego by potrzebowała. Ostatnie zamówione eliksiry dotarły przecież do niej i to bez zbędnych pytań, chociaż list takowe zapowiadał. Tamto drobne zamówienie potrafiła wyjaśnić, mogła zdradzić szczegóły tak specyficznego zestawu, jednak dziś potrzebowała czegoś więcej. Wiedziała, że na Nokturnie można dostać wiele, lecz jej do pełni szczęścia potrzebna była jedna fiolka z asortymentu sklepu, którego szyld ponuro wskazywał na sklep z truciznami. Miała zamiar zjawić się tam i równie szybko zniknąć, niezauważona przez nikogo, kto chciałby ją zaczepić. Jeśli miała być szczera na swej drodze nie chciała spotkać tylko jednej osoby, tego, który uparcie powtarzał jej, aby nie kręciła się po Śmiertelnym Nokturnie w późnych godzinach. Pokonując przejście łączące dwie ulice, pociągnęła mocniej na głowę głęboki kaptur i odetchnęła cicho, opanowując zdenerwowanie. Z dłonią na klamce, obejrzała się krótko na przeszkloną witrynę sklepu naprzeciwko. Borgin & Burke. Nigdy tam nie była, nie mając czego szukać, a teraz tym bardziej wolała trzymać się z daleka, obawiając trafić na czarodzieja, którego przeszło kilka tygodni temu, najpewniej skrzywdziła bardziej, niż chciała. Od tego czasu się nie widzieli, nie było okazji, co przyjmowała z pewną ulgą, nie wiedząc do czego, mogłoby to doprowadzić. Zsunęła kaptur, gdy przekroczyła próg, a dzwoneczek nad drzwiami wydał z siebie stłumiony dźwięk, który zdawał się rozbrzmiewać dłużej, niż powinien. Krótka rozmowa ze starszym sprzedawcą stała się do bólu rzeczowa i chłodna, zakończona wraz z zapłatą, po której wsunęła do kieszeni drobną fiolkę. Kto by pomyślał, że w tym miejscu można było dostać jednak coś więcej niż przeciętne trucizny. Nie sądziła, że będzie zapędzać się w takie miejsca, potrzebując czegokolwiek… życie potrafiło zaskakiwać, a ostatni rok już wyjątkowo.
Znajdując się ponownie na ulicy, zrobiła ledwie krok, zanim uniosła spojrzenie, zainteresowała delikatnym dźwiękiem zamykających się drzwi z naprzeciwka. Na moment ją wmurowało, gdy ciemne tęczówki zatrzymały się na mężczyźnie. Cisza i ponurość ulicy była teraz tylko bardziej przytłaczająca, kiedy sytuacja przyjęła dość nieoczekiwany obrót.
- Craig...- szepnęła miękko, by w iście nielogicznym działaniu podejść o te parę kroków bliżej, zamiast odwrócić wzrok i odejść stąd. Co mogli sobie powiedzieć? Coś więcej ponad to, co w złości wypowiedzieli na moście?



Chodź, pocałuję cię tam, gdzie się kończysz i zaczynasz. Chodź, pocałuję cię w czoło, w duszę. Pocałuję cię w twoje serce. Na dzień dobry. Na dobranoc. Na zawsze. Na nigdy. Na teraz. Na kiedyś.

Belvina Blythe
Belvina Blythe
Zawód : Uzdrowicielka na urazach pozaklęciowych, prywatny uzdrowiciel
Wiek : 27 lat
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
Nasze miejsce jest tutaj
W nocy
Bez nikogo
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t7692-belvina-blythe https://www.morsmordre.net/t7734-senu https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f447-kent-obrzeza-swanley-cobble-cottage https://www.morsmordre.net/t8111-skrytka-bankowa-nr-1850#231862 https://www.morsmordre.net/t7735-belvina-blythe

Strona 10 z 12 Previous  1, 2, 3 ... 9, 10, 11, 12  Next

Ulica
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach