Sypialnia Lyry
Strona 1 z 4 • 1, 2, 3, 4
AutorWiadomość
Sypialnia Lyry
Część sypialna Lyry znajduje się na piętrze, nieopodal kwater Glaucusa oraz wejścia na poddasze, gdzie znajduje się jej pracownia. Posiada własną malutką, ale funkcjonalną łazieneczkę oraz balkon. Z okien i balkonu widać ogród oraz fragment wybrzeża, parapety są szerokie, idealne do siedzenia i spoglądania na okolice posiadłości. Sypialnia jest urządzona w odcieniach błękitu i złota, na ścianie wisi kilka łagodnych pejzaży. Znajduje się tu także szafa, regał z książkami, stolik i toaletka.
come on look into the expanse and breath all these around come on don’t be afraid to look don’t be afraid
to look at distance
Nie mogłem się nie uśmiechnąć. Nie z powodu śmieszności sytuacji materialnej rodziny Lyry, co to, to nie; nie mogłem po prostu uwierzyć w ogrom tego dworku. Tego, że faktycznie sala balowa mogła stanowić osobne mieszkanie. Moje byłe lokum na Pokątnej także zdawało się być mniejsze. Zabawna sytuacja. Nigdy niczego mi nie brakowało, a mimo to poczułem się prawie jak Weasley wychodzący z ubogiego domu. Podobnie było przecież na morzu, tam też nie było rarytasów wbrew pozorom. Aż się na chwilę zamyśliłem nad tym wszystkim, dopiero po paru minutach się odwiesiłem i dokończyłem jedzenie. Czułem się już nieco lepiej mając wrażenie nabrania odpowiedniej ilości energii, ale wciąż daleko mi było do zadowolenia z powodu uroczystości. Gdyby to było nieformalne przyjęcie, podczas którego alkohol lałby się strumieniami, zdecydowanie lepiej bym się bawił. Niestety, także i Traversów obowiązywały pewne normy społeczne, które należało zaakceptować i ich przestrzegać. Zupełnie o tym niekiedy zapominałem.
- Wierzę, że skrzaty by coś na to poradziły – odpowiedziałem na temat zaplamionej sukni. Chyba nieco nieprzytomnie, bo coraz ciężej mi było skupiać uwagę na kilku aspektach; a zamiast zdecydować się na jedno wciąż chciałem mieć pieczę nad całym wydarzeniem. Prawie jak gospodarz.
Stres. No właśnie. Stres był, teraz adrenalina powoli opadała nasilając zmęczenie. I trochę senność. Wciąż jednak moim zdaniem była młoda godzina (jak dla mnie!), dlatego nie zamierzałem pokładać się podpierając ściany, byleby tylko dojść do swojego pokoju. Nie miałem pojęcia gdzie się kierować. Zaproponowałem żonie swoje ramię i skierowaliśmy się do jednego ze skrzatów. Dziwnie było pytać o drogę we własnym domu, ale z racji bycia tu po raz pierwszy (a przynajmniej świadomie) w życiu, mogło nam to chyba zostać wybaczone. Okazało się, że sypialnie tradycyjnie ulokowane są na piętrze, dlatego ruszyliśmy w kierunku schodów. Gdy zauważyłem zmęczenie Lyry zaproponowałem, że ją zaniosę do jej nowej komnaty. Wziąłem ją na ręce i kilka minut później byliśmy już na miejscu. Najwięcej czasu tak naprawdę zajęło otwarcie drzwi, ale jesteśmy młodzi (no, może tylko rudzielec) i zdolni, dlatego daliśmy radę.
- No, no, ładnie tu masz – skomplementowałem pokój zmierzając do łóżka, na którym to ułożyłem świeżo poślubioną małżonkę. W międzyczasie oczywiście rozglądałem się na wszystkie strony, uważając jednocześnie, żeby się nie wywrócić. Wystarczy już atrakcji na dzień dzisiejszy. – Jakbyś chciała coś przearanżować to się nie krępuj – zaznaczyłem, tak w razie czego, choć powinno to być czymś oczywistym. – Moje komnaty są praktycznie tuż obok, z tego co zrozumiałem – dodałem jeszcze, tak jako luźną informację. Stanąłem niedaleko łóżka chcąc się zebrać do wyjścia. Zastanawiałem się tylko co z koszmarami Lyry, czy już minęły?
- Wierzę, że skrzaty by coś na to poradziły – odpowiedziałem na temat zaplamionej sukni. Chyba nieco nieprzytomnie, bo coraz ciężej mi było skupiać uwagę na kilku aspektach; a zamiast zdecydować się na jedno wciąż chciałem mieć pieczę nad całym wydarzeniem. Prawie jak gospodarz.
Stres. No właśnie. Stres był, teraz adrenalina powoli opadała nasilając zmęczenie. I trochę senność. Wciąż jednak moim zdaniem była młoda godzina (jak dla mnie!), dlatego nie zamierzałem pokładać się podpierając ściany, byleby tylko dojść do swojego pokoju. Nie miałem pojęcia gdzie się kierować. Zaproponowałem żonie swoje ramię i skierowaliśmy się do jednego ze skrzatów. Dziwnie było pytać o drogę we własnym domu, ale z racji bycia tu po raz pierwszy (a przynajmniej świadomie) w życiu, mogło nam to chyba zostać wybaczone. Okazało się, że sypialnie tradycyjnie ulokowane są na piętrze, dlatego ruszyliśmy w kierunku schodów. Gdy zauważyłem zmęczenie Lyry zaproponowałem, że ją zaniosę do jej nowej komnaty. Wziąłem ją na ręce i kilka minut później byliśmy już na miejscu. Najwięcej czasu tak naprawdę zajęło otwarcie drzwi, ale jesteśmy młodzi (no, może tylko rudzielec) i zdolni, dlatego daliśmy radę.
- No, no, ładnie tu masz – skomplementowałem pokój zmierzając do łóżka, na którym to ułożyłem świeżo poślubioną małżonkę. W międzyczasie oczywiście rozglądałem się na wszystkie strony, uważając jednocześnie, żeby się nie wywrócić. Wystarczy już atrakcji na dzień dzisiejszy. – Jakbyś chciała coś przearanżować to się nie krępuj – zaznaczyłem, tak w razie czego, choć powinno to być czymś oczywistym. – Moje komnaty są praktycznie tuż obok, z tego co zrozumiałem – dodałem jeszcze, tak jako luźną informację. Stanąłem niedaleko łóżka chcąc się zebrać do wyjścia. Zastanawiałem się tylko co z koszmarami Lyry, czy już minęły?
i'm a storm with skin
Glaucus Travers
Zawód : żeglarz
Wiek : 31
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
Kiedy rum zaszumi w głowie cały świat nabiera treści, wtedy chętniej słucha człowiek morskich opowieści!
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Lyrze, mimo tego całego stresu, przyjęcie weselne przypadło do gustu. Przez wzgląd na młody wiek nie miała też zbyt wielkiego doświadczenia i porównania, ale wydawało jej się, że nie odbiegało od większości szlacheckich przyjęć. Bawiła się dobrze, ale zmęczenie prędzej czy później musiało dać o sobie znać, dlatego gdy Glaucus zaproponował jej ramię, chwyciła je lekko, pozwalając się wyprowadzić z sali.
- Jeszcze nie byłam na piętrze – wyznałam, kiedy skrzat wskazał im drogę do sypialni. Już miała wejść na schody, kiedy Glaucus zaproponował, że ją poniesie. Nawet nie zaprotestowała, pozwalając, żeby delikatnie pochwycił jej drobne ciałko w ramiona, jak wtedy w jego mieszkaniu, choć teraz z pewnością mieli do pokonania nieco dłuższą drogę przez schody i korytarz, który, jak zauważyła Lyra, był wyłożony dywanem, a na ścianach wisiały kolejne obrazy, nieodłączny element starych dworków.
Później jednak Glaucus pchnął jakieś drzwi i Lyra pierwszy raz mogła zobaczyć swoją nową sypialnię, dobre trzy razy większą od pokoiku w mieszkaniu brata, urządzoną w odcieniach błękitów i złota połyskującego ornamentami w blasku świec, które zapłonęły, gdy tylko weszli do środka.
- Jest przepiękny! – powiedziała z zachwytem. Wciąż spoczywając w ciepłych i pewnych ramionach męża, przekręciła głowę, żeby się rozejrzeć. Przy przeciwległej ścianie było ustawione sporych rozmiarów łoże nakryte haftowaną złoto-niebieską narzutą, była też zdobiona szafa, stolik, toaletka oraz kilka okien, z których za dnia z pewnością roztaczał się piękny widok. – Będę musiała przenieść tutaj swoje rzeczy. – Trochę smutno jej było na myśl o spakowaniu zawartości pokoiku u Garretta i ostatecznej przeprowadzce, ale taka była kolej rzeczy. – A w najbliższych dniach... Muszę znaleźć pokoik na pracownię. Musimy znaleźć – poprawiła się szybko, przypominając sobie o obietnicy Traversa.
Poczuła, jak Glaucus pokonał przestrzeń dzielącą drzwi od łóżka i położył ją na chłodnej, miękkiej narzucie. Była naprawdę oczarowana tym wnętrzem, które wyglądało niczym z bajki.
- Nawet nie śniłam, że będę kiedyś mieszkać w takim miejscu – szepnęła, siadając i patrząc prosto na męża, który wyglądał, jakby chciał już odejść. Natychmiast wyciągnęła do niego rękę. – Proszę, nie odchodź jeszcze!
Chciała, żeby został, chociaż trochę. Mimo całego piękna tego pokoju, trochę obawiała się pierwszy raz zasnąć samotnie w tym wielkim domu. Chciała, żeby Glaucus przysiadł obok i potrzymał jej dłoń, jak wtedy, w listopadzie. Teraz już mógł to zrobić bez obaw, że poczyni coś niestosownego, byli przecież małżeństwem.
Chwyciła więc jego dłoń, zachęcając, żeby usiadł obok, ale nie śmiała wykonać pierwsza żadnego bardziej poufałego gestu. Wciąż jeszcze nie do końca oswoiła się z myślą, że są małżeństwem i właśnie po raz pierwszy od momentu ślubu znaleźli się ze sobą sam na sam. Nie wiedziała nawet, co powiedzieć, więc przez dłuższy moment po prostu siedziała, wpatrując się w jego przystojną twarz i mając nadzieję, że nie odejdzie, pozostawiając ją samotnie.
- Jeszcze nie byłam na piętrze – wyznałam, kiedy skrzat wskazał im drogę do sypialni. Już miała wejść na schody, kiedy Glaucus zaproponował, że ją poniesie. Nawet nie zaprotestowała, pozwalając, żeby delikatnie pochwycił jej drobne ciałko w ramiona, jak wtedy w jego mieszkaniu, choć teraz z pewnością mieli do pokonania nieco dłuższą drogę przez schody i korytarz, który, jak zauważyła Lyra, był wyłożony dywanem, a na ścianach wisiały kolejne obrazy, nieodłączny element starych dworków.
Później jednak Glaucus pchnął jakieś drzwi i Lyra pierwszy raz mogła zobaczyć swoją nową sypialnię, dobre trzy razy większą od pokoiku w mieszkaniu brata, urządzoną w odcieniach błękitów i złota połyskującego ornamentami w blasku świec, które zapłonęły, gdy tylko weszli do środka.
- Jest przepiękny! – powiedziała z zachwytem. Wciąż spoczywając w ciepłych i pewnych ramionach męża, przekręciła głowę, żeby się rozejrzeć. Przy przeciwległej ścianie było ustawione sporych rozmiarów łoże nakryte haftowaną złoto-niebieską narzutą, była też zdobiona szafa, stolik, toaletka oraz kilka okien, z których za dnia z pewnością roztaczał się piękny widok. – Będę musiała przenieść tutaj swoje rzeczy. – Trochę smutno jej było na myśl o spakowaniu zawartości pokoiku u Garretta i ostatecznej przeprowadzce, ale taka była kolej rzeczy. – A w najbliższych dniach... Muszę znaleźć pokoik na pracownię. Musimy znaleźć – poprawiła się szybko, przypominając sobie o obietnicy Traversa.
Poczuła, jak Glaucus pokonał przestrzeń dzielącą drzwi od łóżka i położył ją na chłodnej, miękkiej narzucie. Była naprawdę oczarowana tym wnętrzem, które wyglądało niczym z bajki.
- Nawet nie śniłam, że będę kiedyś mieszkać w takim miejscu – szepnęła, siadając i patrząc prosto na męża, który wyglądał, jakby chciał już odejść. Natychmiast wyciągnęła do niego rękę. – Proszę, nie odchodź jeszcze!
Chciała, żeby został, chociaż trochę. Mimo całego piękna tego pokoju, trochę obawiała się pierwszy raz zasnąć samotnie w tym wielkim domu. Chciała, żeby Glaucus przysiadł obok i potrzymał jej dłoń, jak wtedy, w listopadzie. Teraz już mógł to zrobić bez obaw, że poczyni coś niestosownego, byli przecież małżeństwem.
Chwyciła więc jego dłoń, zachęcając, żeby usiadł obok, ale nie śmiała wykonać pierwsza żadnego bardziej poufałego gestu. Wciąż jeszcze nie do końca oswoiła się z myślą, że są małżeństwem i właśnie po raz pierwszy od momentu ślubu znaleźli się ze sobą sam na sam. Nie wiedziała nawet, co powiedzieć, więc przez dłuższy moment po prostu siedziała, wpatrując się w jego przystojną twarz i mając nadzieję, że nie odejdzie, pozostawiając ją samotnie.
come on look into the expanse and breath all these around come on don’t be afraid to look don’t be afraid
to look at distance
Cieszyłem się, że pokój przypadł Lyrze do gustu. Mi również. Zachowany w rodowych barwach wyglądał imponująco. Ostatnio w podobnym spałem mieszkając jeszcze z rodzicami, czyli kilkanaście lat temu. Miałem jednak wrażenie, że dzisiaj to będzie dla mnie obojętne. Wystroje pokojów, rozmyślania nad przeszłością. Byłem pijany emocjami nadal opadającymi na dno obaw, które się we mnie zradzały z każdym krokiem w kierunku naszych nowych sypialni. Nie wiedziałem czego oczekuje rudzielec i czego oczekuję ja; chyba właśnie z góry założyłem, żeby nie mieć żadnych wymagań względem nas. Teraz nie byłem tylko ja, czy ona, byliśmy my, co stanowiło wciąż najnowszą nowość. Wiedziałem, że kiedyś ten dzień nadejdzie, a mimo to nie udało mi się do niego należycie przygotować. Byłem człowiekiem błądzącym we mgle. Nie wiedziałem jak odczytywać sygnały wysyłane mi przez nową panią Travers, co samo w sobie było już niecodzienne. Przestałem oglądać jej pokój i skupiłem spojrzenie właśnie na drobnej dziewczynie siedzącej na łóżku. Nawet nie zauważyłem kiedy rytm serca trochę przyspieszył, a myśli zaczęły w szybkim tempie uciekać poza świadomość. Gdy poczułem dotyk na swojej dłoni spojrzałem na jej rękę po czym usiadłem obok na posłaniu. Poczułem się dziwnie, jak gdyby emocje wzbierały we mnie na nowo, jak gdybym od nowa przeżywał moment samych zaślubin. Westchnąłem ciężko i energicznie zacząłem pozbywać się pijącej szyję muszki.
- Znajdziemy. A w tym momencie muszę zdjąć z siebie to ustrojstwo – mruknąłem ni to zły, ni to zmieszany. Chwilę walczyłem z ozdobą, by ta wreszcie mogła znaleźć się na ziemi. Rozpiąłem też kilka guzików koszuli i pozbyłem się marynarki. Dopiero wtedy odetchnąłem z nieopisaną ulgą. Nienawidziłem tego typu ubioru, a narastające na nowo uczucia zmieszane z niewygodą doprowadzały mnie do szału. Nie pomyślałem zupełnie o tym, co sobie pomyśli Lyra. Odczucie było na tyle uporczywe, że musiałem się go pozbyć. Gdybym był sam, może nawet bym te ubrania podeptał, albo rzucił gdzie popadnie. Ale nie byłem.
Dopiero wtedy mogłem spojrzeć na nią na nowo, z bliska. Ogarnęło mnie tyle wątpliwości na raz… Z jednej strony zdawałem sobie sprawę z tego co powinienem, co chciałbym zrobić, z drugiej bardzo zależało mi na tym, żeby być w porządku wobec siebie i innych osób. Za które, jak już wcześniej zdążyłem ustalić, byłem w tym momencie odpowiedzialny. Jedną dłonią ściskałem rękę Lyry, drugą niby obojętnie odgarnąłem z jej twarzy kosmyk rudych włosów, który uwolnił się z misternie uplecionej fryzury. Nie wiedziałem co powiedzieć, czy w ogóle coś się mówi w takiej sytuacji? Zawahałem się, ale ostatecznie nachyliłem się w kierunku Lyry składając na jej ustach pocałunek, z kolei jedną z dłoni ułożyłem na jej piegowatym policzku.
To zabawne, nigdy wcześniej się tak nie stresowałem.
- Znajdziemy. A w tym momencie muszę zdjąć z siebie to ustrojstwo – mruknąłem ni to zły, ni to zmieszany. Chwilę walczyłem z ozdobą, by ta wreszcie mogła znaleźć się na ziemi. Rozpiąłem też kilka guzików koszuli i pozbyłem się marynarki. Dopiero wtedy odetchnąłem z nieopisaną ulgą. Nienawidziłem tego typu ubioru, a narastające na nowo uczucia zmieszane z niewygodą doprowadzały mnie do szału. Nie pomyślałem zupełnie o tym, co sobie pomyśli Lyra. Odczucie było na tyle uporczywe, że musiałem się go pozbyć. Gdybym był sam, może nawet bym te ubrania podeptał, albo rzucił gdzie popadnie. Ale nie byłem.
Dopiero wtedy mogłem spojrzeć na nią na nowo, z bliska. Ogarnęło mnie tyle wątpliwości na raz… Z jednej strony zdawałem sobie sprawę z tego co powinienem, co chciałbym zrobić, z drugiej bardzo zależało mi na tym, żeby być w porządku wobec siebie i innych osób. Za które, jak już wcześniej zdążyłem ustalić, byłem w tym momencie odpowiedzialny. Jedną dłonią ściskałem rękę Lyry, drugą niby obojętnie odgarnąłem z jej twarzy kosmyk rudych włosów, który uwolnił się z misternie uplecionej fryzury. Nie wiedziałem co powiedzieć, czy w ogóle coś się mówi w takiej sytuacji? Zawahałem się, ale ostatecznie nachyliłem się w kierunku Lyry składając na jej ustach pocałunek, z kolei jedną z dłoni ułożyłem na jej piegowatym policzku.
To zabawne, nigdy wcześniej się tak nie stresowałem.
i'm a storm with skin
Glaucus Travers
Zawód : żeglarz
Wiek : 31
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
Kiedy rum zaszumi w głowie cały świat nabiera treści, wtedy chętniej słucha człowiek morskich opowieści!
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Także Lyra czuła się zdezorientowana, i to bardzo. To była przecież zupełnie nowa sytuacja w jej zaledwie osiemnastoletnim życiu. Została żoną, miała zamieszkać z mężem, całe życie ich obojga miało się zmienić, bo zawsze już będą musieli mieć baczenie na tę drugą osobę, a potem na dzieci, które kiedyś miały pojawić się w ich nowej rodzinie. Za sprawą długiej i szczerej rozmowy z matką wiedziała też, co powinni zrobić, by ostatecznie przypieczętować zawarcie małżeństwa, ale to również było abstrakcyjną myślą dla naiwnej młódki, która dopiero wkraczała w dorosłe życie. Sama również nie wiedziała, czego teraz oczekuje poza obecnością męża i kojącą rozmową w tym nowym dla siebie miejscu i czasie. Nie wiedziała też, jak powinna się zachować, więc miała wrażenie, jakby stąpała po kruchym lodzie, drżąc przed tym, że może zrobić coś nie tak.
Póki co więc po prostu patrzyła, jak pozbył się wyjściowej szaty i poluzował koszulę, po czym usiadł obok niej. Mogła wyczuć, że coś się zmieniło, że ta oficjalna, sztywna część dobiegała końca i Glaucus postanowił pozwolić sobie na więcej swobody. Ale jej to nie przeszkadzało, sama również chętnie pozbyłaby się długiej sukni i uciskającego ją ciasnego gorsetu, ale oczywiście nie wykonała żadnego ruchu, wiedząc, że to byłoby zbyt poufałe. Dlatego siedziała w praktycznie niezmienionej pozycji, chociaż przysunęła się do Glaucusa, gdy tylko zdecydował się zostać. Cieszyła się, że nie padła żadna wymówka, że jej świeżo upieczony mąż nie spieszył się jeszcze, by zażyć odpoczynku we własnych kwaterach.
Prawdopodobnie oboje byli w tej chwili nieporadni i nie wiedzieli, co powiedzieć ani co zrobić, ale taki zapewne był urok aranżowanych małżeństw. Mimo przyjaznych stosunków wciąż przecież wielu rzeczy o sobie nie wiedzieli. Wiele reakcji mężczyzny wciąż było dla niej tajemnicą, nie miała pojęcia, jakie myśli kłębiły się w tej chwili pod jego zmierzwionymi, ciemnymi włosami. Gubiła się nawet we własnych uczuciach i myślach, które pędziły chaotycznie, więc tym bardziej nie wiedziała, co czuł w tej chwili on, jak patrzył na tę całą sytuację.
Chwilę później jej serce nagle przyspieszyło, kiedy Glaucus nachylił się, by po chwili złożyć pocałunek na jej ustach. Nie wiedziała, czego się spodziewać, więc ten nagły ruch zaskoczył ją.
- Och, Glaucusie! – westchnęła cicho, niepewna nawet, czy ten dźwięk wydostał się spomiędzy jej warg. Był to już trzeci ich pocałunek, trzeci po tym zakazanym i niepewnym sprzed świąt i szybkim, oficjalnym pocałunku tuż po zawarciu małżeństwa. Teraz jednak byli sami, więc tłumiąc wątpliwości, sama przysunęła się do niego, rozchylając lekko usta i pozwalając mu na pogłębienie pocałunku. Nie mając doświadczenia, zdawała się wyłącznie na instynkt, podpowiadający co powinna teraz zrobić. Chciała to poczuć, chciała wiedzieć, jak to jest, czy przyjemny jest ten aspekt bycia żoną. Na moment przestała zwracać uwagę na całe otoczenie, w tej chwili istniał tylko Glaucus, nawet chaotyczne myśli i wątpliwości na moment dały jej spokój, pozostawiając kojącą pustkę.
Niemal bezwiednie położyła dłoń na jego dłoni gładzącej jej policzek, podczas gdy drugą sama wyciągnęła w kierunku Glaucusa, delikatnym ruchem przesuwając nią po jego włosach i policzku, na którym znaczył się już szorstki cień zarostu. Musnęła kciukiem jeden z uroczych dołeczków, które rozczulały ją, gdy patrzyła na uśmiech mężczyzny, a na końcu po prostu go objęła, czując jego ciepłą obecność obok niej. Po raz pierwszy pozwoliła sobie na taki gest; do tej pory ograniczała się tylko do dotykania jego dłoni, ale nie miała kiedy poczuć żadnych wyrzutów. Teraz już mogli pozwolić sobie na tego typu gesty, a ona musiała przyznać, że było to całkiem przyjemne.
Póki co więc po prostu patrzyła, jak pozbył się wyjściowej szaty i poluzował koszulę, po czym usiadł obok niej. Mogła wyczuć, że coś się zmieniło, że ta oficjalna, sztywna część dobiegała końca i Glaucus postanowił pozwolić sobie na więcej swobody. Ale jej to nie przeszkadzało, sama również chętnie pozbyłaby się długiej sukni i uciskającego ją ciasnego gorsetu, ale oczywiście nie wykonała żadnego ruchu, wiedząc, że to byłoby zbyt poufałe. Dlatego siedziała w praktycznie niezmienionej pozycji, chociaż przysunęła się do Glaucusa, gdy tylko zdecydował się zostać. Cieszyła się, że nie padła żadna wymówka, że jej świeżo upieczony mąż nie spieszył się jeszcze, by zażyć odpoczynku we własnych kwaterach.
Prawdopodobnie oboje byli w tej chwili nieporadni i nie wiedzieli, co powiedzieć ani co zrobić, ale taki zapewne był urok aranżowanych małżeństw. Mimo przyjaznych stosunków wciąż przecież wielu rzeczy o sobie nie wiedzieli. Wiele reakcji mężczyzny wciąż było dla niej tajemnicą, nie miała pojęcia, jakie myśli kłębiły się w tej chwili pod jego zmierzwionymi, ciemnymi włosami. Gubiła się nawet we własnych uczuciach i myślach, które pędziły chaotycznie, więc tym bardziej nie wiedziała, co czuł w tej chwili on, jak patrzył na tę całą sytuację.
Chwilę później jej serce nagle przyspieszyło, kiedy Glaucus nachylił się, by po chwili złożyć pocałunek na jej ustach. Nie wiedziała, czego się spodziewać, więc ten nagły ruch zaskoczył ją.
- Och, Glaucusie! – westchnęła cicho, niepewna nawet, czy ten dźwięk wydostał się spomiędzy jej warg. Był to już trzeci ich pocałunek, trzeci po tym zakazanym i niepewnym sprzed świąt i szybkim, oficjalnym pocałunku tuż po zawarciu małżeństwa. Teraz jednak byli sami, więc tłumiąc wątpliwości, sama przysunęła się do niego, rozchylając lekko usta i pozwalając mu na pogłębienie pocałunku. Nie mając doświadczenia, zdawała się wyłącznie na instynkt, podpowiadający co powinna teraz zrobić. Chciała to poczuć, chciała wiedzieć, jak to jest, czy przyjemny jest ten aspekt bycia żoną. Na moment przestała zwracać uwagę na całe otoczenie, w tej chwili istniał tylko Glaucus, nawet chaotyczne myśli i wątpliwości na moment dały jej spokój, pozostawiając kojącą pustkę.
Niemal bezwiednie położyła dłoń na jego dłoni gładzącej jej policzek, podczas gdy drugą sama wyciągnęła w kierunku Glaucusa, delikatnym ruchem przesuwając nią po jego włosach i policzku, na którym znaczył się już szorstki cień zarostu. Musnęła kciukiem jeden z uroczych dołeczków, które rozczulały ją, gdy patrzyła na uśmiech mężczyzny, a na końcu po prostu go objęła, czując jego ciepłą obecność obok niej. Po raz pierwszy pozwoliła sobie na taki gest; do tej pory ograniczała się tylko do dotykania jego dłoni, ale nie miała kiedy poczuć żadnych wyrzutów. Teraz już mogli pozwolić sobie na tego typu gesty, a ona musiała przyznać, że było to całkiem przyjemne.
come on look into the expanse and breath all these around come on don’t be afraid to look don’t be afraid
to look at distance
To była niezręczna sytuacja. Absolutnie nie ujmowałem niczego Lyrze i to nie w niej tkwił problem. Może odrobinę przerażał mnie jej młody wiek, ale i to nie było sednem sprawy. Najzwyczajniej w świecie tkwiłem pomiędzy powinnością, a byciem w porządku w stosunku do siebie i do niej. Nie byłem pewien czy należało najpierw porozmawiać czy nie oglądać się na nic i mieć to za sobą. Dążyłem do tego, by czerpać przyjemność z tej wspólnej nocy ale wiedziałem, że to będzie możliwe tylko wtedy, gdy i moja żona będzie podzielać te odczucia. Tego nie mogłem być pewnym bez wcześniejszego zbadania gruntu, co znaczyło mniej więcej tyle, że utknąłem po środku błędnego koła, z którego nie było zadowalającego wyjścia. Pozwoliłem, by zadziałał instynkt. Nie tylko ten drobny rudzielec był zaskoczony moim nagłym gestem, do mnie także dotarło to wszystko z opóźnieniem. Ocknąłem się nagle, podczas wydłużającego pocałunku. Po mojej głowie krążyło wiele pytań, w tym o przyczynę dziejącego się wydarzenia. Czy nie odepchnęła mnie dlatego, że nie wypada, czy dlatego, że nie chciała? Żałowałem, że nie jestem zimnym draniem dla którego wszystko byłoby obojętne, a zwłaszcza komfort poślubionej mu kobiety. Wtedy byłoby prościej, a wyrzuty sumienia nie paliłby mnie tak mocno.
Przez dłuższą chwilę oddałem się magii chwili, o ile można było ją dostrzec. Jedną ręką gładziłem delikatny policzek Lyry, a drugą obejmowałem ją w talii. Miałem wrażenie, że świat wiruje, że serce za moment wyskoczy mi z piersi i tak sobie pomyślałem, że dobrze, że siedzę a nie stoję. Za dużo emocji na raz, tak próbowałem to sobie wtedy wytłumaczyć.
Po kilku naprawdę długich, wręcz wiecznych minutach oderwałem się od jej ust i uśmiechnąłem lekko.
- Nie chcesz się pozbyć tego ciasnego gorsetu? Zdecydowanie lepiej jest na wolności – zażartowałem mając na celu rozładowanie sytuacji. Nigdy nie potrafiłem być do końca poważny, taki mój urok lub przekleństwo, zależy od punktu widzenia. Jednocześnie łudziłem się, że to będzie dobry moment na zorientowaniu się w sytuacji. Że będzie mogła powiedzieć co ją martwi, zaprotestować, cokolwiek. Wstyd się przyznać, że trochę właściwie zrzucałem na nią odpowiedzialność za dalszy rozwój wypadków, ale naprawdę nie wiedziałem co powinienem zrobić. Kobiety jasno dawały mi do zrozumienia, że na to właśnie liczą. Ale te kobiety nie były moimi żonami, nie wybrano ich dla mnie bym spędził z nimi resztę życia, nie musiałem się wcale przejmować ich opinią, bo mogłem odejść i zapomnieć. W tym momencie zależało mi w małżeństwie na chociażby wspólnym porozumieniu. Nie wyobrażałem sobie uciekać od własnego domu, wracać do niego pod przymusem i z niechęcią, szukając wymówek na kolejne wyjście. Nie wyobrażałem sobie wspólnych, milczących kolacji zastanawiając się czy żona rzuci we mnie nożem czy zrobi to innego wieczoru. Zostałem wychowany w zupełnie innej atmosferze, o zupełnie odmiennych standardach, dlatego ta wizja wywoływała we mnie nieprzyjemne dreszcze.
W całym swym rozciągniętym egoizmie chciałem dla nas szczęścia. Naprawdę.
Przez dłuższą chwilę oddałem się magii chwili, o ile można było ją dostrzec. Jedną ręką gładziłem delikatny policzek Lyry, a drugą obejmowałem ją w talii. Miałem wrażenie, że świat wiruje, że serce za moment wyskoczy mi z piersi i tak sobie pomyślałem, że dobrze, że siedzę a nie stoję. Za dużo emocji na raz, tak próbowałem to sobie wtedy wytłumaczyć.
Po kilku naprawdę długich, wręcz wiecznych minutach oderwałem się od jej ust i uśmiechnąłem lekko.
- Nie chcesz się pozbyć tego ciasnego gorsetu? Zdecydowanie lepiej jest na wolności – zażartowałem mając na celu rozładowanie sytuacji. Nigdy nie potrafiłem być do końca poważny, taki mój urok lub przekleństwo, zależy od punktu widzenia. Jednocześnie łudziłem się, że to będzie dobry moment na zorientowaniu się w sytuacji. Że będzie mogła powiedzieć co ją martwi, zaprotestować, cokolwiek. Wstyd się przyznać, że trochę właściwie zrzucałem na nią odpowiedzialność za dalszy rozwój wypadków, ale naprawdę nie wiedziałem co powinienem zrobić. Kobiety jasno dawały mi do zrozumienia, że na to właśnie liczą. Ale te kobiety nie były moimi żonami, nie wybrano ich dla mnie bym spędził z nimi resztę życia, nie musiałem się wcale przejmować ich opinią, bo mogłem odejść i zapomnieć. W tym momencie zależało mi w małżeństwie na chociażby wspólnym porozumieniu. Nie wyobrażałem sobie uciekać od własnego domu, wracać do niego pod przymusem i z niechęcią, szukając wymówek na kolejne wyjście. Nie wyobrażałem sobie wspólnych, milczących kolacji zastanawiając się czy żona rzuci we mnie nożem czy zrobi to innego wieczoru. Zostałem wychowany w zupełnie innej atmosferze, o zupełnie odmiennych standardach, dlatego ta wizja wywoływała we mnie nieprzyjemne dreszcze.
W całym swym rozciągniętym egoizmie chciałem dla nas szczęścia. Naprawdę.
i'm a storm with skin
Glaucus Travers
Zawód : żeglarz
Wiek : 31
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
Kiedy rum zaszumi w głowie cały świat nabiera treści, wtedy chętniej słucha człowiek morskich opowieści!
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Prawdę mówiąc, Lyra była zbyt zaskoczona jego nagłym ruchem, by zdobyć się na konkretną reakcję. Zresztą, nawet gdyby miała w tej chwili pełną jasność myśli, prawdopodobnie i tak by się nie odsunęła. Glaucus nie był jej wstrętny, nie uważała jego bliskości za coś obrzydliwego i niechcianego. Przez tę całą otoczkę szybkiego, zaaranżowanego związku nie mogła być pewna swoich uczuć co do tego mężczyzny, ale była pewna, że darzy go sympatią, a nawet uważa za atrakcyjnego. Chociaż zapewne powinność też odgrywała jakąś rolę w tym wszystkim, ale jednak była to rola dalszoplanowa, ponieważ w takiej chwili jak ta Lyra nie myślała już zbyt wiele o tych wszystkich normach i powinnościach, tym bardziej, że byli sami, nikt prócz nich miał nie dowiedzieć się, jak wyglądała ta pierwsza noc.
Ale jednak chciała, żeby Glaucus tu z nią był i nawet poczuła lekki żal, gdy w końcu się od siebie odsunęli. Bezwiednie przesunęła dłonią po swoich ustach wciąż rozgrzanych po pocałunku, ciesząc się, że było jej dane go przeżyć.
- To było... zaskakujące. Ale całkiem... przyjemne – przyznała cicho, oddychając szybko i lekko się jąkając. Wciąż siedzieli na łóżku, obróceni przodem do siebie, a dłoń Glaucusa nadal muskała łagodnie jej zarumieniony pod piegami policzek. Znowu musnęła opuszkami jego włosy, przesuwając się w dół przez policzek i linię szczęki, a jej zielone oczy błyszczały z ekscytacji. Nie odsunął jej dłoni, więc uznała to za znak, że może sobie pozwolić na to łagodne poznawanie faktury jego twarzy.
- Czy już kiedyś...? – zaczęła nagle, ale potem urwała, uświadamiając sobie, że pytanie, czy miał już w przeszłości inną kobietę, raczej nie byłoby na miejscu. Chociaż podejrzewała, że tak właśnie było, że nawet jeśli nie miał oficjalnej narzeczonej, to kto wie, czy podczas swoich podróży nie nawiązywał innych znajomości? – Wybacz, po prostu... Zwykła ciekawość. Nie musisz teraz odpowiadać.
Nie zamierzała mu przecież robić żadnych wyrzutów. Właściwie spytała bardziej po to, by na moment przerwać tę dziwną, niezrozumiałą dla niej atmosferę, a to był pierwszy temat, który przyszedł jej do głowy, obserwując go i zdając sobie sprawę, że dzieliło ich dwanaście lat doświadczeń. Posłała mu lekki uśmiech i przechyliła się lekko do przodu, muskając ustami jego policzek, ale zaraz potem znowu wróciła do poprzedniej pozycji i sięgnęła dłonią do włosów, wyciągając z nich ozdobną klamrę, która podtrzymywała jej kosmyki, pozwalając im luźno opaść na plecy. Teraz, bez tej poważnej, postarzającej fryzury, poczuła się nieco bardziej sobą. Zdjęła również buciki, żeby móc wygodniej usiąść na łóżku.
- Chętnie bym się go pozbyła. Mama zawiązała go tak ciasno, że czasami miałam wrażenie, że trudniej mi się oddycha – powiedziała po chwili wahania, po czym nagle odwróciła się do niego plecami. – Pomożesz mi? – Chwyciła ręką włosy, przekładając ją do przodu, tak, by Glaucus mógł rozpiąć jej suknię i gorset, odsłaniając cienki, jasny materiał halki. Na jej policzkach znowu pojawiły się intensywne rumieńce na myśl o jego ciepłych dłoniach powoli rozpinających strojny materiał, ale w tej chwili chyba nie mógł tego zobaczyć przez to, że jej twarz z boku przysłaniała kurtyna ciemnorudych włosów. To, co się między nimi działo, było dla niej zupełną nowością, więc nic dziwnego, że towarzyszyło jej zawstydzenie, ale i pewna ciekawość, zarówno własnych reakcji i uczuć, jak i męża.
Ale jednak chciała, żeby Glaucus tu z nią był i nawet poczuła lekki żal, gdy w końcu się od siebie odsunęli. Bezwiednie przesunęła dłonią po swoich ustach wciąż rozgrzanych po pocałunku, ciesząc się, że było jej dane go przeżyć.
- To było... zaskakujące. Ale całkiem... przyjemne – przyznała cicho, oddychając szybko i lekko się jąkając. Wciąż siedzieli na łóżku, obróceni przodem do siebie, a dłoń Glaucusa nadal muskała łagodnie jej zarumieniony pod piegami policzek. Znowu musnęła opuszkami jego włosy, przesuwając się w dół przez policzek i linię szczęki, a jej zielone oczy błyszczały z ekscytacji. Nie odsunął jej dłoni, więc uznała to za znak, że może sobie pozwolić na to łagodne poznawanie faktury jego twarzy.
- Czy już kiedyś...? – zaczęła nagle, ale potem urwała, uświadamiając sobie, że pytanie, czy miał już w przeszłości inną kobietę, raczej nie byłoby na miejscu. Chociaż podejrzewała, że tak właśnie było, że nawet jeśli nie miał oficjalnej narzeczonej, to kto wie, czy podczas swoich podróży nie nawiązywał innych znajomości? – Wybacz, po prostu... Zwykła ciekawość. Nie musisz teraz odpowiadać.
Nie zamierzała mu przecież robić żadnych wyrzutów. Właściwie spytała bardziej po to, by na moment przerwać tę dziwną, niezrozumiałą dla niej atmosferę, a to był pierwszy temat, który przyszedł jej do głowy, obserwując go i zdając sobie sprawę, że dzieliło ich dwanaście lat doświadczeń. Posłała mu lekki uśmiech i przechyliła się lekko do przodu, muskając ustami jego policzek, ale zaraz potem znowu wróciła do poprzedniej pozycji i sięgnęła dłonią do włosów, wyciągając z nich ozdobną klamrę, która podtrzymywała jej kosmyki, pozwalając im luźno opaść na plecy. Teraz, bez tej poważnej, postarzającej fryzury, poczuła się nieco bardziej sobą. Zdjęła również buciki, żeby móc wygodniej usiąść na łóżku.
- Chętnie bym się go pozbyła. Mama zawiązała go tak ciasno, że czasami miałam wrażenie, że trudniej mi się oddycha – powiedziała po chwili wahania, po czym nagle odwróciła się do niego plecami. – Pomożesz mi? – Chwyciła ręką włosy, przekładając ją do przodu, tak, by Glaucus mógł rozpiąć jej suknię i gorset, odsłaniając cienki, jasny materiał halki. Na jej policzkach znowu pojawiły się intensywne rumieńce na myśl o jego ciepłych dłoniach powoli rozpinających strojny materiał, ale w tej chwili chyba nie mógł tego zobaczyć przez to, że jej twarz z boku przysłaniała kurtyna ciemnorudych włosów. To, co się między nimi działo, było dla niej zupełną nowością, więc nic dziwnego, że towarzyszyło jej zawstydzenie, ale i pewna ciekawość, zarówno własnych reakcji i uczuć, jak i męża.
come on look into the expanse and breath all these around come on don’t be afraid to look don’t be afraid
to look at distance
Czułem wyrywające się z piersi serce, jak podchodzi do gardła i wraca z powrotem na swoje miejsce. Byłem opanowany, chciałem taki być. Nic strasznego się nie działo, normalna sprawa. Próbowałem uciszyć swoje obawy, zmysły nie do końca logiczne. Z premedytacją całowałem Lyrę jak gdyby to miało wszystko wyjaśnić, rozwiązać nieszczęśliwy splot galopujących myśli. Podobały mi się jej piegi, zawsze chciałem ich dotknąć i przekonać się czy są wypukłe. Nie są. Miała przyjemny zapach skóry, czerwone policzki i drobną talię. Nigdy wcześniej tego nie zauważyłem, nie poczułem. W mojej głowie krążyły domysły, a teraz mogłem wszystkiego doświadczyć empirycznie. Kiedy się odsunąłem oddychałem ciężej niż wcześniej, ale uśmiech mówił o moim zadowoleniu. Było dobrze, pierwsze lody zostały przełamane, ale i tak źle się czułem zrzucając tyle odpowiedzialności właśnie na nią. Utkwiłem wzrok na jej czerwonych ustach i zamyśliłem się na dłuższą chwilę.
- To chyba dobrze – odparłem jakby automatycznie. Starałem się nie myśleć o tym, że właśnie byłem w potrzasku. Niby nikt by się nie dowiedział jak wyglądała nasza noc poślubna, ale od niej trochę zależało poczucie własnej wartości. Męska duma, takie tam frazesy. To nie był mityczny potwór, ona naprawdę istniała. Faceci mieli na tym punkcie fioła, ja chyba niestety nie byłem wyjątkiem od tej śmiesznej reguły. Wziąłem głęboki wdech w nadziei na wymyślenie rozwiązania sytuacji, ale padło pytanie. Które nie powiem, bardzo mnie zdziwiło.
- Tak – powiedziałem zwięźle. Nie było co się nad tym rozwodzić, chciałem oszczędzić jej szczegółów. Nawet nie byłem pewien czy to ma dla niej jakieś znaczenie. Chyba miało, skoro zadała takie, a nie inne pytanie. Nie wiedziałem co się za tym kryło i jak bardzo chciałaby, żebym wszedł w detale tej odpowiedzi, ale póki co nie zamierzałem się z tego zwierzać. Z oczywistych przyczyn nie mogłem zadać pytania zwrotnego, zresztą nie było mi to do niczego potrzebne. Zamiast zastanawiać się nad głupimi rzeczami wolałem obserwować ruchy Lyry usiłując z nich cokolwiek odczytać. Na przykład jak wiele niechęci żywi do tej całej sytuacji. Wstępnie określiłem, że niewiele, ale nigdy nie byłem dobry z odczytywania ludzkich emocji. Nawet swoich nie potrafiłem zinterpretować, a co dopiero cudze.
- Powinnaś jak najczęściej chodzić w rozpuszczonych włosach – stwierdziłem. Podobała mi się ich rudość, długość i dopasowanie do reszty. Całość podziwiałem raptem chwilę, bo zaraz zabrałem się za rozwiązywanie gorsetu. Co nie było prostą sprawą, ale nie wykraczało poza moje zdolności. Współczułem rudzielcowi tak ciasnego więzienia, mnie pił sam frak, a co dopiero gdyby kazano mi nosić coś tak niewygodnego. Chyba byłbym najnieszczęśliwszym człowiekiem na świecie. – Słuchaj… jesteśmy sami, nie musimy udawać. Chciałbym postawić sprawę jasno, bo nie jestem mocny w aluzjach i domysłach, wolałbym wiedzieć na pewno. Chciałbym też żeby ta noc była udana, ale jednocześnie interesują mnie twoje pragnienia. Jeżeli nie czujesz się na siłach, możemy to przełożyć. Nie ukrywam, że to trochę pokomplikuje sprawy, ale to nic nieodwracalnego, poradzimy sobie – powiedziałem rozplatając kolejną wstążkę. Wolałem się nawet zbłaźnić niż chodzić jak we mgle. Rozchyliłem tył gorsetu mając wrażenie, jakbym wpuszczał tam zbawienne powietrze. Pocałowałem przeciągle środek jej nagich pleców co chyba przedstawiało moje zdanie, a przynajmniej taką miałem nadzieję.
- To chyba dobrze – odparłem jakby automatycznie. Starałem się nie myśleć o tym, że właśnie byłem w potrzasku. Niby nikt by się nie dowiedział jak wyglądała nasza noc poślubna, ale od niej trochę zależało poczucie własnej wartości. Męska duma, takie tam frazesy. To nie był mityczny potwór, ona naprawdę istniała. Faceci mieli na tym punkcie fioła, ja chyba niestety nie byłem wyjątkiem od tej śmiesznej reguły. Wziąłem głęboki wdech w nadziei na wymyślenie rozwiązania sytuacji, ale padło pytanie. Które nie powiem, bardzo mnie zdziwiło.
- Tak – powiedziałem zwięźle. Nie było co się nad tym rozwodzić, chciałem oszczędzić jej szczegółów. Nawet nie byłem pewien czy to ma dla niej jakieś znaczenie. Chyba miało, skoro zadała takie, a nie inne pytanie. Nie wiedziałem co się za tym kryło i jak bardzo chciałaby, żebym wszedł w detale tej odpowiedzi, ale póki co nie zamierzałem się z tego zwierzać. Z oczywistych przyczyn nie mogłem zadać pytania zwrotnego, zresztą nie było mi to do niczego potrzebne. Zamiast zastanawiać się nad głupimi rzeczami wolałem obserwować ruchy Lyry usiłując z nich cokolwiek odczytać. Na przykład jak wiele niechęci żywi do tej całej sytuacji. Wstępnie określiłem, że niewiele, ale nigdy nie byłem dobry z odczytywania ludzkich emocji. Nawet swoich nie potrafiłem zinterpretować, a co dopiero cudze.
- Powinnaś jak najczęściej chodzić w rozpuszczonych włosach – stwierdziłem. Podobała mi się ich rudość, długość i dopasowanie do reszty. Całość podziwiałem raptem chwilę, bo zaraz zabrałem się za rozwiązywanie gorsetu. Co nie było prostą sprawą, ale nie wykraczało poza moje zdolności. Współczułem rudzielcowi tak ciasnego więzienia, mnie pił sam frak, a co dopiero gdyby kazano mi nosić coś tak niewygodnego. Chyba byłbym najnieszczęśliwszym człowiekiem na świecie. – Słuchaj… jesteśmy sami, nie musimy udawać. Chciałbym postawić sprawę jasno, bo nie jestem mocny w aluzjach i domysłach, wolałbym wiedzieć na pewno. Chciałbym też żeby ta noc była udana, ale jednocześnie interesują mnie twoje pragnienia. Jeżeli nie czujesz się na siłach, możemy to przełożyć. Nie ukrywam, że to trochę pokomplikuje sprawy, ale to nic nieodwracalnego, poradzimy sobie – powiedziałem rozplatając kolejną wstążkę. Wolałem się nawet zbłaźnić niż chodzić jak we mgle. Rozchyliłem tył gorsetu mając wrażenie, jakbym wpuszczał tam zbawienne powietrze. Pocałowałem przeciągle środek jej nagich pleców co chyba przedstawiało moje zdanie, a przynajmniej taką miałem nadzieję.
i'm a storm with skin
Glaucus Travers
Zawód : żeglarz
Wiek : 31
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
Kiedy rum zaszumi w głowie cały świat nabiera treści, wtedy chętniej słucha człowiek morskich opowieści!
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Tak na dobrą sprawę Lyra dopiero uczyła się jak postępować z Glaucusem, zwłaszcza na tak nowym dla niej gruncie. Oboje najwyraźniej próbowali teraz obserwować swoje reakcje i sprawdzać, do jakiego momentu mogą się posunąć, a Lyra mimo wszystko znowu pożałowała, że przed ślubem nie zdążyli poznać się bliżej. Może wtedy byłoby im łatwiej?
- Tak – szepnęła. – Dobrze.
Zdawała sobie sprawę, że dla niego, jako mężczyzny, ta pierwsza noc była szczególnie istotna, zwłaszcza z punktu widzenia jego dumy. Była jednak istotna również dla młodziutkiej i całkowicie niedoświadczonej Lyry, która nie wiedziała o tych sprawach praktycznie niczego, a swój pierwszy w życiu pocałunek przeżyła parę dni przed ślubem ze swoim przyszłym mężem. Przy Glaucusie prezentowała się zapewne dosyć marnie, skoro, jak przyznał, miał przed nią inną kobietę. A może nawet kobiety? Nie zapytała już o to, widząc, że Glaucus nie miał ochoty rozmawiać na ten temat, a i ona nie musiała już teraz znać takich szczegółów z jego życia. Może kiedyś, kiedy poznają się lepiej... Nieważne. Właściwie to nawet była wdzięczna za zmianę tematu.
- Chyba czuję się bardziej... naturalnie bez tych drętwych fryzur – przyznała, przeczesując palcami włosy. Najbardziej lubiła nosić je rozpuszczone lub splatać w warkocz, co jednak nie pasowało do salonów ani tym bardziej do ślubu, więc pozwoliła mamie wykonać jej to upięcie, którego teraz pozbyła się kilkoma ruchami drobnych dłoni. – Chyba pod pewnymi względami rzeczywiście jesteśmy podobni – przyznała. Podobnie jak Glaucus, Lyra lubiła mieć pewną swobodę i nie czuła się w pełni dobrze w sztywnej, napiętej i pełnej blichtru atmosferze, a taka pewnie towarzyszyła jej i na weselu. Ubolewała nad tym, że nie wszystkich swoich dobrych znajomych mogła zaprosić, by nie narazić się szlacheckim gościom, i czuła się w tym momencie niezbyt zręcznie. Ale czy to nie wiązało się z poślubieniem przedstawiciela szanowanego rodu? Szlachectwo zobowiązywało, ale niektóre z tych zobowiązań z chęcią by odrzuciła. Niestety, to chyba nie miało być takie łatwe.
Westchnęła cicho, odrywając się od tych myśli, co przyszło tym łatwiej, że w tym momencie Glaucus rozsunął tył jej sukni. Lyra trzęsącymi się dłońmi zaczęła oswabadzać swoje ręce z wąskich rękawów, podczas gdy jej mąż zaczął rozplątywać wiązania gorsetu. Jej myśli znowu zaczęły krążyć wokół niego i tego, co ich razem czekało, wesele należało już do przeszłości i nie był to odpowiedni moment na roztrząsanie wcześniejszych dylematów.
Nad jego słowami zamyśliła się przez dłuższy moment, prostując się nieznacznie na łóżku i zerkając na niego przez ramię. Nieco ją zdziwiła, ale i rozczuliła ta troska o nią i chęć dania jej wyboru. Raczej niewielu mężczyzn wypowiedziałoby takie słowa tuż przed pierwszą wspólną nocą.
Mogła się wycofać. Mogłaby teraz powiedzieć, że wcale nie jest gotowa (tak naprawdę niczego w tej kwestii nie była całkowicie pewna) i woli odłożyć to na kiedy indziej, skoro dawał jej taki wybór. Ale coś ją przed tym powstrzymało i z jej ust wydostały się zupełnie inne słowa.
- Ja... Nie musisz się przejmować, Glaucusie. Czuję się dobrze i jestem... gotowa. Ale dziękuję za troskę – powiedziała w końcu, wciąż czując na swoich plecach jego smukłe palce. Nie chciała, żeby uznał ją za wystraszonego dzieciaka, który próbuje uciec od należnych obowiązków, chciała pokazać, że nie jest już dzieckiem, że jest gotowa na to, co miało nastąpić i co powinno być naturalną koleją rzeczy po zawarciu małżeństwa.
Ostatnie wiązania w końcu puściły, a Lyra natychmiast poczuła, że wokół jej talii zrobiło się znacznie luźniej.
- Od razu lepiej! – szepnęła z ulgą, nie protestując, gdy Glaucus rozchylił jej gorset, odsłaniając nagie plecy. Mógł zobaczyć niezwykle bladą skórę i złociste piegi pokrywające ich górną część wraz z ramionami. Może jedynie leciutko zadrżała, kiedy po jego delikatnym pocałunku przeszedł ją nagły dreszcz, ale by pokazać, że naprawdę jest gotowa i wcale się nie boi (choć tak naprawdę zżerał ją stres niemal tak, jak przed samym ślubem), nieznacznie rozluźniła ręce, którymi wcześniej się obejmowała podtrzymując gorset, i pozwoliła mu powoli się z niej zsunąć. Wciąż jednak była odwrócona do niego tyłem, tak, że widział tylko jej plecy i włosy.
- Tak – szepnęła. – Dobrze.
Zdawała sobie sprawę, że dla niego, jako mężczyzny, ta pierwsza noc była szczególnie istotna, zwłaszcza z punktu widzenia jego dumy. Była jednak istotna również dla młodziutkiej i całkowicie niedoświadczonej Lyry, która nie wiedziała o tych sprawach praktycznie niczego, a swój pierwszy w życiu pocałunek przeżyła parę dni przed ślubem ze swoim przyszłym mężem. Przy Glaucusie prezentowała się zapewne dosyć marnie, skoro, jak przyznał, miał przed nią inną kobietę. A może nawet kobiety? Nie zapytała już o to, widząc, że Glaucus nie miał ochoty rozmawiać na ten temat, a i ona nie musiała już teraz znać takich szczegółów z jego życia. Może kiedyś, kiedy poznają się lepiej... Nieważne. Właściwie to nawet była wdzięczna za zmianę tematu.
- Chyba czuję się bardziej... naturalnie bez tych drętwych fryzur – przyznała, przeczesując palcami włosy. Najbardziej lubiła nosić je rozpuszczone lub splatać w warkocz, co jednak nie pasowało do salonów ani tym bardziej do ślubu, więc pozwoliła mamie wykonać jej to upięcie, którego teraz pozbyła się kilkoma ruchami drobnych dłoni. – Chyba pod pewnymi względami rzeczywiście jesteśmy podobni – przyznała. Podobnie jak Glaucus, Lyra lubiła mieć pewną swobodę i nie czuła się w pełni dobrze w sztywnej, napiętej i pełnej blichtru atmosferze, a taka pewnie towarzyszyła jej i na weselu. Ubolewała nad tym, że nie wszystkich swoich dobrych znajomych mogła zaprosić, by nie narazić się szlacheckim gościom, i czuła się w tym momencie niezbyt zręcznie. Ale czy to nie wiązało się z poślubieniem przedstawiciela szanowanego rodu? Szlachectwo zobowiązywało, ale niektóre z tych zobowiązań z chęcią by odrzuciła. Niestety, to chyba nie miało być takie łatwe.
Westchnęła cicho, odrywając się od tych myśli, co przyszło tym łatwiej, że w tym momencie Glaucus rozsunął tył jej sukni. Lyra trzęsącymi się dłońmi zaczęła oswabadzać swoje ręce z wąskich rękawów, podczas gdy jej mąż zaczął rozplątywać wiązania gorsetu. Jej myśli znowu zaczęły krążyć wokół niego i tego, co ich razem czekało, wesele należało już do przeszłości i nie był to odpowiedni moment na roztrząsanie wcześniejszych dylematów.
Nad jego słowami zamyśliła się przez dłuższy moment, prostując się nieznacznie na łóżku i zerkając na niego przez ramię. Nieco ją zdziwiła, ale i rozczuliła ta troska o nią i chęć dania jej wyboru. Raczej niewielu mężczyzn wypowiedziałoby takie słowa tuż przed pierwszą wspólną nocą.
Mogła się wycofać. Mogłaby teraz powiedzieć, że wcale nie jest gotowa (tak naprawdę niczego w tej kwestii nie była całkowicie pewna) i woli odłożyć to na kiedy indziej, skoro dawał jej taki wybór. Ale coś ją przed tym powstrzymało i z jej ust wydostały się zupełnie inne słowa.
- Ja... Nie musisz się przejmować, Glaucusie. Czuję się dobrze i jestem... gotowa. Ale dziękuję za troskę – powiedziała w końcu, wciąż czując na swoich plecach jego smukłe palce. Nie chciała, żeby uznał ją za wystraszonego dzieciaka, który próbuje uciec od należnych obowiązków, chciała pokazać, że nie jest już dzieckiem, że jest gotowa na to, co miało nastąpić i co powinno być naturalną koleją rzeczy po zawarciu małżeństwa.
Ostatnie wiązania w końcu puściły, a Lyra natychmiast poczuła, że wokół jej talii zrobiło się znacznie luźniej.
- Od razu lepiej! – szepnęła z ulgą, nie protestując, gdy Glaucus rozchylił jej gorset, odsłaniając nagie plecy. Mógł zobaczyć niezwykle bladą skórę i złociste piegi pokrywające ich górną część wraz z ramionami. Może jedynie leciutko zadrżała, kiedy po jego delikatnym pocałunku przeszedł ją nagły dreszcz, ale by pokazać, że naprawdę jest gotowa i wcale się nie boi (choć tak naprawdę zżerał ją stres niemal tak, jak przed samym ślubem), nieznacznie rozluźniła ręce, którymi wcześniej się obejmowała podtrzymując gorset, i pozwoliła mu powoli się z niej zsunąć. Wciąż jednak była odwrócona do niego tyłem, tak, że widział tylko jej plecy i włosy.
come on look into the expanse and breath all these around come on don’t be afraid to look don’t be afraid
to look at distance
Naturalność to podstawa. Nie wiem skąd u mnie takie przekonanie, skoro wychowywałem się wśród sztuczności świata arystokracji. W przepychu, od salonu do salonu, w konkurencji na najdroższy i najpiękniejszy strój. To chyba sprawa wychowania, Nauplius od zawsze miał inne priorytety. Oczywiście, że wciąż był szlachcicem z krwi i kości, nie dopuszczał do siebie możliwości złamania określonych zasad, czego dowodem było właśnie moje małżeństwo. Ale posiadał w sobie również empatię, nić zrozumienia. Nie był zły czy obrażony na swoją córkę, że ta wybrała świat bez szlacheckich standardów. Było mu zwyczajnie smutno i przykro, że nie może widywać szczęśliwej córki, że nie miał nawet prawa jej tak nazywać. Nie widział swoich wnuków, o których także nie mógł tak myśleć. Wszystko rozchodziło się o bliskość z rodziną, bo gdyby nie to, nie byłoby mnie tutaj. Już dawno porzuciłbym ten cały arystokratyczny blask, a czas najpewniej spędzałbym prawie w całości na Jolly Jelly, od czasu do czasu schodząc na ląd do portu i nic poza tym. Tak widziałem swoje życie, tak wyglądały moje marzenia kiedy wyobrażałem sobie, że nie mam rodziny. Tylko ona łączyła mnie ze stałym lądem, nic i nikt więcej.
Co dziwne, dokładałem sobie teraz do listy kolejną rodzinę, której nie mogę opuścić. Najważniejszy jej członek siedział tuż obok, na wyciągnięcie ręki. Pocałunki sprawiły mi przyjemność samą w sobie, widok oswobodzonej z ubraniowego więzienia Lyry również. Tak, mieliśmy trochę wspólnego. Nawet, jeżeli przyłapywałem się na tym, że nic o niej nie wiem. O jej życiu, marzeniach, obawach. Domyślałem się, że bała się dalszej części wieczoru. W ogóle mnie to nie dziwiło. Chciałem jej to wszystko ułatwić, bo ojciec nauczył mnie tej trudnej sztuki odczuwania. Nawet jeśli nie potrafiłem tych uczuć nazwać, to one i tak się pojawiały. Dążyłem do tego, żeby zminimalizować straty wynikające z niezręczności sytuacji.
Nie mówiłem już nic. Uśmiechnąłem się lekko słysząc jej słowa. Nie chodziło nawet o ich wynik, a o fakt, że wszystko zostało wyjaśnione, decyzje zapadły, zapanowała jasność. Wiedząc już co mogę, a czego nie, odetchnąłem niejako z ulgą. Nerwy powoli uspokajały się, dzięki czemu już bez drżenia rąk mogłem pomóc Lyrze w zdjęciu sukienki. Moje palce sunęły po jej szczupłych plecach, na których chwilę później złożyłem kolejny pocałunek. I kolejny. Wreszcie odgarnąłem długie, rude włosy na lewą stronę znacząc drogę kolejnymi muśnięciami ust. Rękoma przejeżdżałem po ramionach, wargi całowały jej bladą szyję. Starałem się być delikatny i subtelny, a także może nieco powolny dając jej więcej czasu do oswojenia się z nową sytuacją. Tak naprawdę nigdzie nam się nie spieszyło, a ja wolałem zadbać o dobrą na miarę możliwości atmosferę. Dopiero po długich minutach zaproponowałem całkowite zdjęcie sukienki i zmianę pozycji. Emocje łatwiej było wyczytywać z twarzy niż z… pleców.
Co dziwne, dokładałem sobie teraz do listy kolejną rodzinę, której nie mogę opuścić. Najważniejszy jej członek siedział tuż obok, na wyciągnięcie ręki. Pocałunki sprawiły mi przyjemność samą w sobie, widok oswobodzonej z ubraniowego więzienia Lyry również. Tak, mieliśmy trochę wspólnego. Nawet, jeżeli przyłapywałem się na tym, że nic o niej nie wiem. O jej życiu, marzeniach, obawach. Domyślałem się, że bała się dalszej części wieczoru. W ogóle mnie to nie dziwiło. Chciałem jej to wszystko ułatwić, bo ojciec nauczył mnie tej trudnej sztuki odczuwania. Nawet jeśli nie potrafiłem tych uczuć nazwać, to one i tak się pojawiały. Dążyłem do tego, żeby zminimalizować straty wynikające z niezręczności sytuacji.
Nie mówiłem już nic. Uśmiechnąłem się lekko słysząc jej słowa. Nie chodziło nawet o ich wynik, a o fakt, że wszystko zostało wyjaśnione, decyzje zapadły, zapanowała jasność. Wiedząc już co mogę, a czego nie, odetchnąłem niejako z ulgą. Nerwy powoli uspokajały się, dzięki czemu już bez drżenia rąk mogłem pomóc Lyrze w zdjęciu sukienki. Moje palce sunęły po jej szczupłych plecach, na których chwilę później złożyłem kolejny pocałunek. I kolejny. Wreszcie odgarnąłem długie, rude włosy na lewą stronę znacząc drogę kolejnymi muśnięciami ust. Rękoma przejeżdżałem po ramionach, wargi całowały jej bladą szyję. Starałem się być delikatny i subtelny, a także może nieco powolny dając jej więcej czasu do oswojenia się z nową sytuacją. Tak naprawdę nigdzie nam się nie spieszyło, a ja wolałem zadbać o dobrą na miarę możliwości atmosferę. Dopiero po długich minutach zaproponowałem całkowite zdjęcie sukienki i zmianę pozycji. Emocje łatwiej było wyczytywać z twarzy niż z… pleców.
i'm a storm with skin
Glaucus Travers
Zawód : żeglarz
Wiek : 31
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
Kiedy rum zaszumi w głowie cały świat nabiera treści, wtedy chętniej słucha człowiek morskich opowieści!
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Zdumiewające, jak mimo wszystko Traversowie, a przynajmniej gałąź, z której wywodził się Glaucus, pod niektórymi względami wyznawali poglądy zaskakująco bliskie lubiącym swobodę i niezależność Weasleyom. To, że Lyra w ogóle znała jakieś szlacheckie wartości były zasługą matki, która mimo swojego niższego pochodzenia oraz zaginięcia męża próbowała podtrzymać w córce poczucie, że mimo wszystko jest częścią tego światka, i to od niej zależy którą drogą ostatecznie pójdzie. Ale dla Lyry, gdy już dorosła, wydało się naturalne i oczywiste, że powinna obrać ścieżkę szlachcianki, że nie mogła porzucić rodziny i uciec z kimś nieodpowiednim, a dodatkową kwestią było pragnienie wyrwania się z biedy i poczucia niskiej wartości. Teraz była tam, gdzie być powinna – w sypialni wraz z mężczyzną, dla którego została wybrana, i mimo strachu i niepewności, nie tylko przed pierwszą nocą, ale i całym małżeństwem i nowymi obowiązkami, teraz nie żałowała, że powiedziała „tak”. Co będzie później, za miesiąc, za rok czy za dziesięć lat? Okaże się.
Delikatne czułości Glaucusa sprawiły jej przyjemność, której nie zaznała nigdy wcześniej. Siedziała tyłem do niego, czując jego usta muskające jej obnażone plecy, wzdłuż których rozchodziły się rozkoszne dreszcze. Szybko zapomniała nawet o chłodzie, skupiając się tylko na przyjemnych doznaniach i możliwości swobodnego oddychania już bez ciasnego gorsetu, który chwilę później odrzuciła gdzieś obok łóżka. Przeciągnęła się lekko, pozwalając, żeby odgarnął jej włosy i znowu zaczął delikatnie całować blade plecy, by później przesunąć się na odsłoniętą szyję. Czuła na skórze jego ciepły oddech i delikatne muśnięcia ust, zastanawiając się jednocześnie, czy i on odczuwa przyjemność, czy jedynie traktuje to wszystko jako konieczny wstęp do nocy poślubnej. Ale, co najważniejsze, mężczyzna nie był nachalny ani nie ponaglał jej w żaden sposób, Lyra mogła powoli oswoić się z jego bliskością i dotykiem, przygotować się na to, co miało ich czekać później. Pozwoliła, by pomógł jej całkowicie pozbyć się już i tak częściowo zsuniętej sukni i po chwili jasna, ozdobna tkanina również znalazła się na podłodze wraz z jej gorsetem oraz szatą Glaucusa.
- Glaucusie... – szepnęła do niego, jednak natychmiast urwała, z wrażenia zapominając, co chciała powiedzieć. Zresztą, czy w ogóle jakieś słowa były odpowiednie by oddać to, co w tej chwili czuła? Znowu zadrżała, jednak powoli odwróciła się przodem do mężczyzny, po raz pierwszy pozwalając, by zobaczył jej drobne, półnagie ciało. Na jej policzkach znowu pojawiły się rumieńce, a oddech przyspieszył jeszcze bardziej, jednak spokojnie pozwoliła mu na siebie patrzeć, a po chwili lekko chwyciła jego podbródek i spojrzała mu prosto w oczy. Tym razem to ona pierwsza wyprostowała się, żeby dosięgnąć jego ust i pocałować go, podczas gdy jej szczupłe ręce objęły go delikatnie, sunąc przez plecy i ramiona, powoli i nieśmiało przesuwając się na przód i muskając zapięcie koszuli, która wciąż zakrywała ten nieznany dla niej obszar, jakim było męskie ciało. Nie była pewna, czy dobrze robi, więc zawahała się i znowu podchwyciła jego spojrzenie, jednak po chwili drżącymi z przejęcia palcami rozpięła pierwszy guzik koszuli, gotowa natychmiast się wycofać, gdyby okazał, że jednak sobie tego nie życzy. Wiedziała już, że miał doświadczenie, ale ona go nie miała, i w związku z tym kompletnie nie wiedziała jak odczytywać jego emocje, czego się spodziewać i co w ogóle powinna robić, żeby nie wyjść na niedojrzałą smarkulę, ale też nieświadomie nie przekroczyć żadnej stosownej granicy.
Delikatne czułości Glaucusa sprawiły jej przyjemność, której nie zaznała nigdy wcześniej. Siedziała tyłem do niego, czując jego usta muskające jej obnażone plecy, wzdłuż których rozchodziły się rozkoszne dreszcze. Szybko zapomniała nawet o chłodzie, skupiając się tylko na przyjemnych doznaniach i możliwości swobodnego oddychania już bez ciasnego gorsetu, który chwilę później odrzuciła gdzieś obok łóżka. Przeciągnęła się lekko, pozwalając, żeby odgarnął jej włosy i znowu zaczął delikatnie całować blade plecy, by później przesunąć się na odsłoniętą szyję. Czuła na skórze jego ciepły oddech i delikatne muśnięcia ust, zastanawiając się jednocześnie, czy i on odczuwa przyjemność, czy jedynie traktuje to wszystko jako konieczny wstęp do nocy poślubnej. Ale, co najważniejsze, mężczyzna nie był nachalny ani nie ponaglał jej w żaden sposób, Lyra mogła powoli oswoić się z jego bliskością i dotykiem, przygotować się na to, co miało ich czekać później. Pozwoliła, by pomógł jej całkowicie pozbyć się już i tak częściowo zsuniętej sukni i po chwili jasna, ozdobna tkanina również znalazła się na podłodze wraz z jej gorsetem oraz szatą Glaucusa.
- Glaucusie... – szepnęła do niego, jednak natychmiast urwała, z wrażenia zapominając, co chciała powiedzieć. Zresztą, czy w ogóle jakieś słowa były odpowiednie by oddać to, co w tej chwili czuła? Znowu zadrżała, jednak powoli odwróciła się przodem do mężczyzny, po raz pierwszy pozwalając, by zobaczył jej drobne, półnagie ciało. Na jej policzkach znowu pojawiły się rumieńce, a oddech przyspieszył jeszcze bardziej, jednak spokojnie pozwoliła mu na siebie patrzeć, a po chwili lekko chwyciła jego podbródek i spojrzała mu prosto w oczy. Tym razem to ona pierwsza wyprostowała się, żeby dosięgnąć jego ust i pocałować go, podczas gdy jej szczupłe ręce objęły go delikatnie, sunąc przez plecy i ramiona, powoli i nieśmiało przesuwając się na przód i muskając zapięcie koszuli, która wciąż zakrywała ten nieznany dla niej obszar, jakim było męskie ciało. Nie była pewna, czy dobrze robi, więc zawahała się i znowu podchwyciła jego spojrzenie, jednak po chwili drżącymi z przejęcia palcami rozpięła pierwszy guzik koszuli, gotowa natychmiast się wycofać, gdyby okazał, że jednak sobie tego nie życzy. Wiedziała już, że miał doświadczenie, ale ona go nie miała, i w związku z tym kompletnie nie wiedziała jak odczytywać jego emocje, czego się spodziewać i co w ogóle powinna robić, żeby nie wyjść na niedojrzałą smarkulę, ale też nieświadomie nie przekroczyć żadnej stosownej granicy.
come on look into the expanse and breath all these around come on don’t be afraid to look don’t be afraid
to look at distance
Ta noc miała się różnić od wszystkich innych, wliczając te z innymi kobietami. Trochę mi umykały pewne ważne aspekty, ale nie mam przesadnie podzielnej uwagi. Skupiałem się na Lyrze musząc uważać na to co mówię i robię. Ostatnim, czego bym chciał to ją wystraszyć i zniechęcić do siebie. Bałem się o nasze relacje już po wszystkim. Do tej pory były one ciepłe, podszyte sympatią; źle bym się czuł, gdyby uległy drastycznej zmianie, na gorsze. A o to nie było trudno w obecnej sytuacji. Wiem, za bardzo się przejmuję. Powinienem robić co do mnie należy i nie oglądać się na nic, na nikogo. Nawet na piegowatą kobietę siedzącą ze mną na łóżku. O uroczych rumieńcach i płonnych włosach. Trudno mi było ukryć uśmiech, niespecjalnie się nawet o to starałem. Skupiony byłem na pozbyciu się sukienki, co okazało się być żmudnym procesem. Kiedy ta wylądowała na ziemi obok marynarki i muszki, nie byłem w ogóle przejęty stratą bądź co bądź ładnego materiału. Uważnie obserwowałem nakrapianą twarz drobnej istoty znajdującej się tak blisko. Patrzyłem na jej usta, oblane czerwienią policzki i o płochliwym spojrzeniu oczy. W tym samym momencie zaskoczyła mnie nagłym przypływem śmiałości, ale to było jedna z tych miłych niespodzianek, o których nawet się nie wiedziało, że chciałoby się ją otrzymać. Odwzajemniłem pocałunek zamykając płomienny wstyd w swoich dłoniach; tym razem na krótko, bo zaraz poczułem delikatne muśnięcia palców na klatce piersiowej spowodowane rozpinaniem koszuli. Badawczo patrzyłem na drżące dłonie Lyry nie ośmielając się przerwać powziętych przez nią czynności. Nie uważałem tego za nic niestosownego, do tego zmierzaliśmy, tego chcieliśmy, a więc wymagało to pewnych czynów.
Kiedy skończyła, pozwoliłem na zrzucenie zbędnego materiału, który dołączył już do pozostałych porzuconych fragmentów ubioru. Spokojnie przeniosłem wzrok przez jej piersi, szyję, aż do twarzy. Nadal lekko się uśmiechałem myśląc sobie, że ten konkretny wyraz twarzy ułatwi poruszanie się po meandrach niezręczności chwili. Objąłem dłońmi jej kruchą szyję, kciukami gładząc zarysowaną linię żuchwy i po raz kolejny tego wieczoru złożyłem pocałunek na jej ustach. Nieco zachłanniejszy niż do tej pory, ale nadal niewymuszony, pozbawiony przesady. Zaraz zresztą nachyliłem się w ten sposób, by całkowicie położyć nas na miękkim posłaniu. Nie przerywając całowania wsparłem się na jednym ręku zawisając nad Lyrą, druga dłoń powędrowała przez szyję, lewą pierś, biodro aż do uda, na którym się zatrzymała. Spokojnie, powoli powziąłem próbę zdjęcia nikomu niepotrzebnych pończoch. Na co w ogóle te ubrania, zupełnie bez sensu!
Kiedy skończyła, pozwoliłem na zrzucenie zbędnego materiału, który dołączył już do pozostałych porzuconych fragmentów ubioru. Spokojnie przeniosłem wzrok przez jej piersi, szyję, aż do twarzy. Nadal lekko się uśmiechałem myśląc sobie, że ten konkretny wyraz twarzy ułatwi poruszanie się po meandrach niezręczności chwili. Objąłem dłońmi jej kruchą szyję, kciukami gładząc zarysowaną linię żuchwy i po raz kolejny tego wieczoru złożyłem pocałunek na jej ustach. Nieco zachłanniejszy niż do tej pory, ale nadal niewymuszony, pozbawiony przesady. Zaraz zresztą nachyliłem się w ten sposób, by całkowicie położyć nas na miękkim posłaniu. Nie przerywając całowania wsparłem się na jednym ręku zawisając nad Lyrą, druga dłoń powędrowała przez szyję, lewą pierś, biodro aż do uda, na którym się zatrzymała. Spokojnie, powoli powziąłem próbę zdjęcia nikomu niepotrzebnych pończoch. Na co w ogóle te ubrania, zupełnie bez sensu!
i'm a storm with skin
Glaucus Travers
Zawód : żeglarz
Wiek : 31
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
Kiedy rum zaszumi w głowie cały świat nabiera treści, wtedy chętniej słucha człowiek morskich opowieści!
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Nic nie mąciło ich spokoju. Cała posiadłość wydawała się cicha i opustoszała, a mdłe światło rzucało na nich rozdygotany blask. Lyra wydawała się jeszcze bledsza i drobniejsza niż zwykle, jednak jej włosy przybrały intensywniejszą rudą barwę. Znowu odrzuciła je na plecy, pozwalając, by zamigotały w blasku świec. Niebo za oknami wydawało się znacznie ciemniejsze niż to, które widziała z okien mieszkanka w Londynie, jednak nie poświęcała mu wiele uwagi, nic więcej niż przelotne spojrzenie, kiedy zbierając myśli szybko rozejrzała się po przytulnej, niebiesko-złotej sypialni.
Mimo niepewności podszytej lekkim strachem, Lyra była zaskakująco ufna i spokojna wobec swojego męża. Nie próbowała się wycofać ani wykręcić, siedziała na łóżku, przyjmując jego pomoc w pozbywaniu się z niej kolejnych elementów ślubnego stroju. Nigdy wcześniej nie pozwoliła nikomu na tak poufały kontakt, chociaż kilka miesięcy wstecz miało miejsce pewne nieprzyjemne wydarzenie poczynione wbrew jej woli, jednak szczęśliwie niczego nie pamiętała. Przeżywany wówczas strach nie mógł przełożyć się na dziejący się właśnie wstęp do nocy poślubnej ani zmącić przyjemności, którą czuła po każdym pocałunku i łagodnym muśnięciu dłoni Glaucusa.
A po chwili znowu patrzyli sobie w oczy; w zielonych tęczówkach Lyry można było zauważyć błysk niepewności, kiedy po ulotnym momencie zawahania ponownie przysunęli się do siebie i wymienili kolejne, coraz śmielsze pocałunki. Ta niepewność nie znikała także wtedy, kiedy jej drżące dłonie powoli uwalniały Glaucusa spod materiału koszuli. Pierwszy raz widziała go w taki sposób, więc przez chwilę tylko patrzyła. Jej mąż był naprawdę przystojnym, dobrze zbudowanym mężczyzną o ładnie zarysowanych mięśniach i przyjemnym wyrazie twarzy. W jego policzkach nadal było widać rozkoszne dołeczki, a włosy były bardziej niż zwykle zmierzwione. Mogła być naprawdę wdzięczna losowi, że nie połączył ją z jakimś obleśnym i spasionym podstarzałym typem. W tamtym momencie zdała sobie sprawę, że mogłaby tak na niego patrzeć jeszcze długo, mogłaby nawet kiedyś uwiecznić go na płótnie, ale chwilę później Glaucus nachylił się nad nią, zmuszając, by położyła się na plecach. Jej włosy rozsypały się na materiale poduszki, w kontakcie z chłodną, satynową narzutą zadrżała lekko, jednak skupiona na przedłużającym się pocałunku i dłoni sunącej z wyczuciem wzdłuż jej bladego ciała, prawie nie zwróciła na to uwagi. Glaucus powoli zsunął się niżej, zahaczając palcem o brzeg jej jasnej pończochy, którą po chwili zdjął z jej bladego uda, by później to samo zrobić z drugą. Czując gromadzące się w niej nieznane i nie do końca zrozumiałe emocje Lyra poruszyła się lekko pod nim, na moment zaciskając drobne dłonie na jego ramionach. Choć matka, opowiadając jej o własnym ślubie i nocy poślubnej poleciła jej lakonicznie, by zamknęła oczy i myślała o Anglii, Lyra wciąż patrzyła, chciała patrzeć na swojego męża i przyjmować jego łagodne czułości w oczekiwaniu na pełne zjednoczenie się.
Od pewnego czasu nie był jej obojętny, choć dopiero teraz, leżąc pod nim i odwzajemniając jego pocałunki, uświadomiła sobie to w pełni.
Mimo niepewności podszytej lekkim strachem, Lyra była zaskakująco ufna i spokojna wobec swojego męża. Nie próbowała się wycofać ani wykręcić, siedziała na łóżku, przyjmując jego pomoc w pozbywaniu się z niej kolejnych elementów ślubnego stroju. Nigdy wcześniej nie pozwoliła nikomu na tak poufały kontakt, chociaż kilka miesięcy wstecz miało miejsce pewne nieprzyjemne wydarzenie poczynione wbrew jej woli, jednak szczęśliwie niczego nie pamiętała. Przeżywany wówczas strach nie mógł przełożyć się na dziejący się właśnie wstęp do nocy poślubnej ani zmącić przyjemności, którą czuła po każdym pocałunku i łagodnym muśnięciu dłoni Glaucusa.
A po chwili znowu patrzyli sobie w oczy; w zielonych tęczówkach Lyry można było zauważyć błysk niepewności, kiedy po ulotnym momencie zawahania ponownie przysunęli się do siebie i wymienili kolejne, coraz śmielsze pocałunki. Ta niepewność nie znikała także wtedy, kiedy jej drżące dłonie powoli uwalniały Glaucusa spod materiału koszuli. Pierwszy raz widziała go w taki sposób, więc przez chwilę tylko patrzyła. Jej mąż był naprawdę przystojnym, dobrze zbudowanym mężczyzną o ładnie zarysowanych mięśniach i przyjemnym wyrazie twarzy. W jego policzkach nadal było widać rozkoszne dołeczki, a włosy były bardziej niż zwykle zmierzwione. Mogła być naprawdę wdzięczna losowi, że nie połączył ją z jakimś obleśnym i spasionym podstarzałym typem. W tamtym momencie zdała sobie sprawę, że mogłaby tak na niego patrzeć jeszcze długo, mogłaby nawet kiedyś uwiecznić go na płótnie, ale chwilę później Glaucus nachylił się nad nią, zmuszając, by położyła się na plecach. Jej włosy rozsypały się na materiale poduszki, w kontakcie z chłodną, satynową narzutą zadrżała lekko, jednak skupiona na przedłużającym się pocałunku i dłoni sunącej z wyczuciem wzdłuż jej bladego ciała, prawie nie zwróciła na to uwagi. Glaucus powoli zsunął się niżej, zahaczając palcem o brzeg jej jasnej pończochy, którą po chwili zdjął z jej bladego uda, by później to samo zrobić z drugą. Czując gromadzące się w niej nieznane i nie do końca zrozumiałe emocje Lyra poruszyła się lekko pod nim, na moment zaciskając drobne dłonie na jego ramionach. Choć matka, opowiadając jej o własnym ślubie i nocy poślubnej poleciła jej lakonicznie, by zamknęła oczy i myślała o Anglii, Lyra wciąż patrzyła, chciała patrzeć na swojego męża i przyjmować jego łagodne czułości w oczekiwaniu na pełne zjednoczenie się.
Od pewnego czasu nie był jej obojętny, choć dopiero teraz, leżąc pod nim i odwzajemniając jego pocałunki, uświadomiła sobie to w pełni.
come on look into the expanse and breath all these around come on don’t be afraid to look don’t be afraid
to look at distance
Nie zwracałem uwagę na otoczenie, nie byłem w stanie skupić się na tylu rzeczach na raz. To nierozsądne, bo gdyby ktokolwiek w tym momencie zabłądził i tu wszedł, mógłbym się nawet nie zorientować. Przyjęcie odbywało się piętro niżej, w znacznej odległości od tego pokoju, w dodatku już prawie nikogo nie było. Nie mniej jednak powinienem był o tym pomyśleć, ale nie myślałem już w ogóle. Działałem instynktownie, zgodnie z planem, który nigdy nie powstał. Wszystko trzeba było wymyślać na bieżąco, obserwując reakcje na bodźce i sytuację. Serce na nowo przyspieszyło, chyba właśnie w momencie, kiedy na siebie patrzyliśmy. To był dziwny stan, którego do końca nie rozumiałem. Nad którym się też nie zastanawiałem. Być może byłem ignorantem, nie przeczę. Teraz chciałem kontynuować to, co wcześniej zacząłem. Zaczęliśmy. Po raz pierwszy odniosłem wrażenie, że chyba jesteśmy w tym wszystkim razem, nie osobno. Zupełnie się tego nie spodziewałem, a nawet nie byłem pewien swoich przypuszczeń, ale wiara w taki a nie inny stan rzeczy dodała mi trochę otuchy. Nie przerywałem całowania dość długo, dopiero kiedy przyszło mi mierzyć się z pończochami musiałem oderwać się od Lyry. Zrobiłem to niechętnie, więc szybko powróciłem do jej ust starając się zbyt wiele nie analizować. Nie zadręczać poczuciem winy, wątpliwościami. Mieliśmy być tylko my, pozbawieni negatywnych myśli. Nie miałem co prawda pewności czy i moja świeżo upieczona żona sądziła podobnie, ale to nie był już czas na rozmowy i pytania. To wszystko zabrnęło już za daleko. Usiłowałem tylko nie myśleć o możliwym w każdej chwili sprzeciwie, bo to zdecydowanie mogło mnie zestresować.
Póki co byłem spokojny; jedynie w uszach mi trochę szumiało, bo przecież te emocje musiały gdzieś tam we mnie być. Powróciłem do ust w towarzystwie piegowatych policzków, które wkrótce także ucałowałem. Gdzieś po drodze, jakże nierozważnie, pogubiliśmy resztę ubrań, najpewniej walających się gdzieś po podłodze wraz z resztą ofiar. W dalszym ciągu składałem pocałunki, nie ograniczając się tylko to twarzy. Szyja, obojczyki, piersi, brzuch, uda, na końcu na nowo usta. Wszystko po to, by znów poczuć się jednością, powolną, delikatną przyjemnością pochodzącą od gry zmysłów. Na szaleńczy płomień namiętności przyjdzie jeszcze (mam nadzieję) czas, dziś chciałem zamknąć Lyrę w klatce bezpieczeństwa z zaufaniem, że będzie dobrze, nie mam złych zamiarów, nie chcę jej skrzywdzić. Ani fizycznie, ani psychicznie.
Dlatego próbując uspokoić przyspieszony oddech zatrzymałem się jeszcze nad nią na chwilę rzucając pytającym spojrzeniem. Pragnąłem wyczytać z jej twarzy, że w istocie wszystko jest w porządku.
Póki co byłem spokojny; jedynie w uszach mi trochę szumiało, bo przecież te emocje musiały gdzieś tam we mnie być. Powróciłem do ust w towarzystwie piegowatych policzków, które wkrótce także ucałowałem. Gdzieś po drodze, jakże nierozważnie, pogubiliśmy resztę ubrań, najpewniej walających się gdzieś po podłodze wraz z resztą ofiar. W dalszym ciągu składałem pocałunki, nie ograniczając się tylko to twarzy. Szyja, obojczyki, piersi, brzuch, uda, na końcu na nowo usta. Wszystko po to, by znów poczuć się jednością, powolną, delikatną przyjemnością pochodzącą od gry zmysłów. Na szaleńczy płomień namiętności przyjdzie jeszcze (mam nadzieję) czas, dziś chciałem zamknąć Lyrę w klatce bezpieczeństwa z zaufaniem, że będzie dobrze, nie mam złych zamiarów, nie chcę jej skrzywdzić. Ani fizycznie, ani psychicznie.
Dlatego próbując uspokoić przyspieszony oddech zatrzymałem się jeszcze nad nią na chwilę rzucając pytającym spojrzeniem. Pragnąłem wyczytać z jej twarzy, że w istocie wszystko jest w porządku.
i'm a storm with skin
Glaucus Travers
Zawód : żeglarz
Wiek : 31
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
Kiedy rum zaszumi w głowie cały świat nabiera treści, wtedy chętniej słucha człowiek morskich opowieści!
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Lyra nigdy nie myślała, że tak właśnie będzie to wyglądać, nawet gdy już została zaręczona i miała przed sobą perspektywę rychłego zamążpójścia. Ślub kojarzył jej się głównie z obowiązkami oraz byciem przykładną żoną, zarówno wobec męża, jak i w towarzystwie. Pozbawiona wzorca pełnej rodziny (w odróżnieniu od braci, dorastała już bez ojca) mogła tylko wyobrażać sobie, jak będzie wyglądało jej przyszłe życie.
To była pierwsza noc z wielu (miała taką nadzieję), które miały ich jeszcze spotkać, ale może właśnie dlatego była tak niezwykła, niemal magiczna. Była to noc zaczynająca nowy etap jej młodego życia, stanowiąca wstęp do małżeństwa. Ale nie zdawała sobie sprawy, że bliskość męża i jego czułości przyniosą ze sobą taką przyjemność. Z ciekawością i radością oddawała się delikatnym pieszczotom, powoli zaczynając odczuwać w swoim ciele coś zupełnie nowego i nieznanego wcześniej – podniecenie. W tej chwili, zupełnie omamiona rozkosznymi doznaniami, ufała mu całkowicie, zapominając nawet o początkowym wstydzie, który towarzyszył jej, gdy już wszystkie ubrania opadły na podłogę. Nigdy nie uważała się za atrakcyjną, ale jednocześnie lubiła swój naturalny wygląd, dlatego leżała przed Glaucusem właśnie taka, jaka była naprawdę, bez żadnych metamorfomagicznych sztuczek.
Przez cały ten czas milczała, tak samo jak on. Żadne słowa nie wydawały się odpowiednie w takiej chwili, musiały wystarczyć spojrzenia i gesty, niejednokrotnie mówiące więcej niż tysiąc słów. Jej drobne ciałko drżało lekko pod jego ciepłym ciężarem, a skóra wydawała się przyjemnie rozgrzewać w miejscach muśniętych przez jego usta. Jej dłonie także lekko, niemal bezwiednie sunęły po jego skórze, ale później znowu przesunął się wyżej, wracając do ust i jednocześnie lekko na nią napierając. Lyra ponownie odnalazła spojrzeniem jego oczy, z których mógł wyczytać milczące pozwolenie. A później zacisnęła powieki i krzyknęła cicho, jednocześnie mocniej zaciskając dłonie na jego ramionach, tak, że prawdopodobnie odczuł lekkie ukłucia schludnie przyciętych paznokci. Zabolało ją; wciągnęła raptownie powietrze i lekko się wyprężyła, jednak po chwili znowu się rozluźniła, powoli przyzwyczajając się do nowego rodzaju bliskości i ucząc się czerpać z niej przyjemność.
Całkowicie straciła poczucie czasu i przestrzeni, skupiona już wyłącznie na bliskości męża i czysto fizycznych doznaniach ogarniających każdy skrawek jej ciała. Równie dobrze mogło minąć kilka minut, jak i cała noc, gdy już oboje odsunęli się od siebie i opadli na cudownie chłodną pościel, zmęczeni, ale szczęśliwi. Lyra przez dłuższą chwilę leżała tak z półprzymkniętymi oczami, oddychając szybko i próbując się uspokoić, jednak później lekko przekręciła głowę w bok, by spojrzeć na spoczywającego obok męża. I znowu pojawiły się w jej głowie obawy, czy w swym niedoświadczeniu aby na pewno była dostatecznie dobra, żeby czerpał przyjemność i zadowolenie z ich pierwszego zbliżenia, jednak nie odezwała się ani słowem, zamiast tego lekko się do niego przytulając i muskając ustami jego policzek. Czuła się nadspodziewanie błogo i bezpiecznie, mogłaby tak przy nim zasnąć, niemal pewna, że tej nocy nie będą dręczyć jej koszmary.
To była pierwsza noc z wielu (miała taką nadzieję), które miały ich jeszcze spotkać, ale może właśnie dlatego była tak niezwykła, niemal magiczna. Była to noc zaczynająca nowy etap jej młodego życia, stanowiąca wstęp do małżeństwa. Ale nie zdawała sobie sprawy, że bliskość męża i jego czułości przyniosą ze sobą taką przyjemność. Z ciekawością i radością oddawała się delikatnym pieszczotom, powoli zaczynając odczuwać w swoim ciele coś zupełnie nowego i nieznanego wcześniej – podniecenie. W tej chwili, zupełnie omamiona rozkosznymi doznaniami, ufała mu całkowicie, zapominając nawet o początkowym wstydzie, który towarzyszył jej, gdy już wszystkie ubrania opadły na podłogę. Nigdy nie uważała się za atrakcyjną, ale jednocześnie lubiła swój naturalny wygląd, dlatego leżała przed Glaucusem właśnie taka, jaka była naprawdę, bez żadnych metamorfomagicznych sztuczek.
Przez cały ten czas milczała, tak samo jak on. Żadne słowa nie wydawały się odpowiednie w takiej chwili, musiały wystarczyć spojrzenia i gesty, niejednokrotnie mówiące więcej niż tysiąc słów. Jej drobne ciałko drżało lekko pod jego ciepłym ciężarem, a skóra wydawała się przyjemnie rozgrzewać w miejscach muśniętych przez jego usta. Jej dłonie także lekko, niemal bezwiednie sunęły po jego skórze, ale później znowu przesunął się wyżej, wracając do ust i jednocześnie lekko na nią napierając. Lyra ponownie odnalazła spojrzeniem jego oczy, z których mógł wyczytać milczące pozwolenie. A później zacisnęła powieki i krzyknęła cicho, jednocześnie mocniej zaciskając dłonie na jego ramionach, tak, że prawdopodobnie odczuł lekkie ukłucia schludnie przyciętych paznokci. Zabolało ją; wciągnęła raptownie powietrze i lekko się wyprężyła, jednak po chwili znowu się rozluźniła, powoli przyzwyczajając się do nowego rodzaju bliskości i ucząc się czerpać z niej przyjemność.
Całkowicie straciła poczucie czasu i przestrzeni, skupiona już wyłącznie na bliskości męża i czysto fizycznych doznaniach ogarniających każdy skrawek jej ciała. Równie dobrze mogło minąć kilka minut, jak i cała noc, gdy już oboje odsunęli się od siebie i opadli na cudownie chłodną pościel, zmęczeni, ale szczęśliwi. Lyra przez dłuższą chwilę leżała tak z półprzymkniętymi oczami, oddychając szybko i próbując się uspokoić, jednak później lekko przekręciła głowę w bok, by spojrzeć na spoczywającego obok męża. I znowu pojawiły się w jej głowie obawy, czy w swym niedoświadczeniu aby na pewno była dostatecznie dobra, żeby czerpał przyjemność i zadowolenie z ich pierwszego zbliżenia, jednak nie odezwała się ani słowem, zamiast tego lekko się do niego przytulając i muskając ustami jego policzek. Czuła się nadspodziewanie błogo i bezpiecznie, mogłaby tak przy nim zasnąć, niemal pewna, że tej nocy nie będą dręczyć jej koszmary.
come on look into the expanse and breath all these around come on don’t be afraid to look don’t be afraid
to look at distance
Strona 1 z 4 • 1, 2, 3, 4
Sypialnia Lyry
Szybka odpowiedź