Sypialnia Lyry
Strona 4 z 4 • 1, 2, 3, 4
AutorWiadomość
First topic message reminder :
Sypialnia Lyry
Część sypialna Lyry znajduje się na piętrze, nieopodal kwater Glaucusa oraz wejścia na poddasze, gdzie znajduje się jej pracownia. Posiada własną malutką, ale funkcjonalną łazieneczkę oraz balkon. Z okien i balkonu widać ogród oraz fragment wybrzeża, parapety są szerokie, idealne do siedzenia i spoglądania na okolice posiadłości. Sypialnia jest urządzona w odcieniach błękitu i złota, na ścianie wisi kilka łagodnych pejzaży. Znajduje się tu także szafa, regał z książkami, stolik i toaletka.
come on look into the expanse and breath all these around come on don’t be afraid to look don’t be afraid
to look at distance
Może to i lepiej. Te wszystkie wątpliwości i obawy. Gdybyśmy podeszli do tego lekkomyślnie, na pewno zrobilibyśmy coś źle. Tak to przynajmniej będziemy się pilnować, starać, by wychować dzieci najlepiej jak będziemy w stanie. Na to właśnie liczyłem. Opiekunki opiekunkami, ale rodzice powinni mieć decydujący wpływ na kształtowanie swoich latorośli. Wierzyłem, że tak właśnie będzie; jak w domu. Wieczorami będę im opowiadać najróżniejsze przygody jak kiedyś robił to mój ojciec. Kiedy znajdę więcej czasu, nauczę je pływać i w ogóle wszystkiego, co każdy Travers umieć powinien. Zupełnie nie myślałem o czekających nas nieprzespanych nocach, o troskach oraz zmartwieniach. Tak naprawdę dopiero chwilę później przeraziłem się perspektywy przyjścia na świat naszych potomków w tych czasach. Kiedy tak naprawdę nie wiadomo, czy wrócę następnego dnia do domu. Nie dałem tego po sobie poznać; na moment puściłem dłonie Lyry chcąc dokładniej zebrać z jej twarzy łzy. Nie lubiłem kiedy płakała, nawet jeśli był to płacz spowodowany szczęściem. Nie pasował do niej, tak po prostu. Już sam widok jej piegów wprawiał w dobre samopoczucie, prosząc, aby ich właścicielka się uśmiechnęła. Starałem się zrobić dokładnie to samo.
- To nie martw się już niczym. Razem sobie poradzimy, nasi rodzice też mieszkają niedaleko i nam pomogą. Wszystko się ułoży – mówiłem spokojnie, gładząc to jej policzki, to włosy, aż doszedłem z powrotem do jej dłoni. Zależało mi na tym, by rudzielec naprawdę uwierzył w moje słowa. Tak negatywne emocje nie wpłyną dobrze nie tylko na nią samą, ale też na dziecko. Jeszcze nie mieliśmy co prawda stuprocentowej pewności, że to ono jest odpowiedzialne za słaby stan Lyry, ale nie mogliśmy tego wykluczyć. Zawsze lepiej uważać wcześniej niż walczyć ze skutkami; jest to przede wszystkim łatwiejsze.
- Musisz mi bardziej ufać – dodałem łagodnie. – Będziesz najlepszą matką. Wiem to. Tylko… musimy ograniczyć twoją zdolność do wplątywania się w tarapaty – dodałem z drgającymi od rozbawienia kącikami ust. Nie wiedziałem jeszcze jak mocno moje słowa były w tamtej chwili znamienne. Cały czas miałem nadzieję, że teraz już będzie lepiej. Jak naiwnie. – Będzie mieć to wszystko, a nawet jeszcze więcej – rzuciłem i ucałowałem jej ciepłe czoło. Pokręciłem głową odsuwając się od niej. To już nieważne.
- Dał ci jakieś eliksiry wzmacniające? – spytałem jeszcze. Ciąża ciążą, ale wygląda na to, że Lyra niezbyt dobrze ją znosiła. Może trzeba ją wspomóc lekarstwami w takim razie.
- To nie martw się już niczym. Razem sobie poradzimy, nasi rodzice też mieszkają niedaleko i nam pomogą. Wszystko się ułoży – mówiłem spokojnie, gładząc to jej policzki, to włosy, aż doszedłem z powrotem do jej dłoni. Zależało mi na tym, by rudzielec naprawdę uwierzył w moje słowa. Tak negatywne emocje nie wpłyną dobrze nie tylko na nią samą, ale też na dziecko. Jeszcze nie mieliśmy co prawda stuprocentowej pewności, że to ono jest odpowiedzialne za słaby stan Lyry, ale nie mogliśmy tego wykluczyć. Zawsze lepiej uważać wcześniej niż walczyć ze skutkami; jest to przede wszystkim łatwiejsze.
- Musisz mi bardziej ufać – dodałem łagodnie. – Będziesz najlepszą matką. Wiem to. Tylko… musimy ograniczyć twoją zdolność do wplątywania się w tarapaty – dodałem z drgającymi od rozbawienia kącikami ust. Nie wiedziałem jeszcze jak mocno moje słowa były w tamtej chwili znamienne. Cały czas miałem nadzieję, że teraz już będzie lepiej. Jak naiwnie. – Będzie mieć to wszystko, a nawet jeszcze więcej – rzuciłem i ucałowałem jej ciepłe czoło. Pokręciłem głową odsuwając się od niej. To już nieważne.
- Dał ci jakieś eliksiry wzmacniające? – spytałem jeszcze. Ciąża ciążą, ale wygląda na to, że Lyra niezbyt dobrze ją znosiła. Może trzeba ją wspomóc lekarstwami w takim razie.
i'm a storm with skin
Glaucus Travers
Zawód : żeglarz
Wiek : 31
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
Kiedy rum zaszumi w głowie cały świat nabiera treści, wtedy chętniej słucha człowiek morskich opowieści!
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Myśli Lyry czasami też lubiły umykały do wyobrażeń przyszłości, w której ona i Glaucus mieli być rodzicami nowego pokolenia Traversów. Do tej pory były to jednak tylko luźne myśli; dopiero od dzisiejszego dnia mogły nabrać zupełnie innego, bardziej rzeczywistego wymiaru. Jeśli wszystko pójdzie dobrze, być może za osiem miesięcy rzeczywiście będą mieli szansę przekonać się, jak to jest mieć dziecko i wychowywać je.
Pozwoliła, żeby Glaucus otarł schnące już łzy z jej nakrapianych policzków. Lubiła, gdy dotykał jej skóry w ten czuły, delikatny sposób, a teraz, po trzech tygodniach nie widzenia się i po takich zaskakujących wieściach, wręcz pragnęła jego bliskości. Miała ochotę się do niego przytulić i w jego ramionach zapomnieć o troskach i obawach, a myśleć tylko o tym, co dobre. Czuła, jak delikatnie głaskał jej policzki, włosy i dłonie, i po raz kolejny uświadomiła sobie, jak bardzo jej tego brakowało pod jego nieobecność.
- Poradzimy sobie – powtórzyła po nim, naprawdę próbując uwierzyć w to, że wspólnymi siłami podołają. Mieli przecież siebie, a i rodzina Glaucusa troszczyła się o nich i zapewne byłaby gotowa im pomóc. Lyra wiedziała, jak bardzo matka jej męża czekała na wnuki; zapewne będzie szczęśliwa, gdy Lyra, już po potwierdzeniu ciąży przez innego uzdrowiciela, będzie mogła przekazać jej wieści.
- Naprawdę tak myślisz? – zapytała cichutko. W to też chciała uwierzyć: że będzie dobrą matką. – Teraz będę musiała jeszcze bardziej na siebie uważać. – Ale już niedługo miała się przekonać, że łatwiej było coś powiedzieć, a trudniej zrobić. Z pewnością nie zamierzała celowo się narażać, tym bardziej jeśli istniało tak duże prawdopodobieństwo, że nosiła w sobie dziecko. – Przestanę chodzić na pojedynki. I będę unikać niebezpiecznych miejsc – zapewniła go starannie. Prawdopodobieństwo ciąży miało zakończyć jej przygodę z Klubem Pojedynków na długi czas, ale dziecko było najważniejsze. – Oczywiście, że będzie mieć wszystko. – Bo przecież byli Traversami. Mieli dużo lepsze warunki, żeby zapewniać swoim latoroślom godziwe życie, ale skromne, weasleyowskie wychowanie nie pozwalało jej zapomnieć, jak ważne są także uczucia i troska rodziców wobec dzieci. Sama co prawda przez większość życia była wychowywana głównie przez matkę, ale biedna, samotna kobieta robiła co mogła, żeby zatroszczyć się o Lyrę. Była pewna, że i Glaucus świetnie sprawdziłby się w roli ojca, jeśli będzie okazywać dzieciom przynajmniej tyle troski i uwagi, co jej.
- Nie. Powiedział, że do czasu wizyty w Mungu mam nie przyjmować żadnych eliksirów, a później prawdopodobnie dobierze mi nową kurację – odpowiedziała. Wierzyła, że uzdrowiciel wiedział, co robi, i że będzie potrafił tak dobrać jej eliksiry, żeby nie wywierały żadnego szkodliwego wpływu na dziecko. – Udam się tam w najbliższych dniach, chciałabym wiedzieć... jak najszybciej.
Chciała mieć pewność. Do tego czasu pewnie będzie dużo myśleć i się zastanawiać, a to pewnie nie wpłynie najlepiej na jej wątły stan. Co prawda póki co nie chciało jej się już wymiotować, ale wciąż była osłabiona i blada.
Po chwili jednak nagle zmieniła nieco temat.
- Bardzo za tobą tęskniłam, kiedy cię nie było – wyznała nagle, wspominając w myślach, jak chodziła na plażę, wpatrując się w morze, a także przywołując te wszystkie samotne wieczory, gdy jej jedynym towarzystwem były skrzaty, kot i niekiedy Cressida bądź matka Glaucusa, które regularnie ją odwiedzały. – Dom wydawał się jakby... pusty przez te trzy tygodnie, ale tak się cieszę, że już jesteś.
Znowu się do niego przytuliła, czując, że teraz wszystko znowu miało znaleźć się na swoim miejscu.
Pozwoliła, żeby Glaucus otarł schnące już łzy z jej nakrapianych policzków. Lubiła, gdy dotykał jej skóry w ten czuły, delikatny sposób, a teraz, po trzech tygodniach nie widzenia się i po takich zaskakujących wieściach, wręcz pragnęła jego bliskości. Miała ochotę się do niego przytulić i w jego ramionach zapomnieć o troskach i obawach, a myśleć tylko o tym, co dobre. Czuła, jak delikatnie głaskał jej policzki, włosy i dłonie, i po raz kolejny uświadomiła sobie, jak bardzo jej tego brakowało pod jego nieobecność.
- Poradzimy sobie – powtórzyła po nim, naprawdę próbując uwierzyć w to, że wspólnymi siłami podołają. Mieli przecież siebie, a i rodzina Glaucusa troszczyła się o nich i zapewne byłaby gotowa im pomóc. Lyra wiedziała, jak bardzo matka jej męża czekała na wnuki; zapewne będzie szczęśliwa, gdy Lyra, już po potwierdzeniu ciąży przez innego uzdrowiciela, będzie mogła przekazać jej wieści.
- Naprawdę tak myślisz? – zapytała cichutko. W to też chciała uwierzyć: że będzie dobrą matką. – Teraz będę musiała jeszcze bardziej na siebie uważać. – Ale już niedługo miała się przekonać, że łatwiej było coś powiedzieć, a trudniej zrobić. Z pewnością nie zamierzała celowo się narażać, tym bardziej jeśli istniało tak duże prawdopodobieństwo, że nosiła w sobie dziecko. – Przestanę chodzić na pojedynki. I będę unikać niebezpiecznych miejsc – zapewniła go starannie. Prawdopodobieństwo ciąży miało zakończyć jej przygodę z Klubem Pojedynków na długi czas, ale dziecko było najważniejsze. – Oczywiście, że będzie mieć wszystko. – Bo przecież byli Traversami. Mieli dużo lepsze warunki, żeby zapewniać swoim latoroślom godziwe życie, ale skromne, weasleyowskie wychowanie nie pozwalało jej zapomnieć, jak ważne są także uczucia i troska rodziców wobec dzieci. Sama co prawda przez większość życia była wychowywana głównie przez matkę, ale biedna, samotna kobieta robiła co mogła, żeby zatroszczyć się o Lyrę. Była pewna, że i Glaucus świetnie sprawdziłby się w roli ojca, jeśli będzie okazywać dzieciom przynajmniej tyle troski i uwagi, co jej.
- Nie. Powiedział, że do czasu wizyty w Mungu mam nie przyjmować żadnych eliksirów, a później prawdopodobnie dobierze mi nową kurację – odpowiedziała. Wierzyła, że uzdrowiciel wiedział, co robi, i że będzie potrafił tak dobrać jej eliksiry, żeby nie wywierały żadnego szkodliwego wpływu na dziecko. – Udam się tam w najbliższych dniach, chciałabym wiedzieć... jak najszybciej.
Chciała mieć pewność. Do tego czasu pewnie będzie dużo myśleć i się zastanawiać, a to pewnie nie wpłynie najlepiej na jej wątły stan. Co prawda póki co nie chciało jej się już wymiotować, ale wciąż była osłabiona i blada.
Po chwili jednak nagle zmieniła nieco temat.
- Bardzo za tobą tęskniłam, kiedy cię nie było – wyznała nagle, wspominając w myślach, jak chodziła na plażę, wpatrując się w morze, a także przywołując te wszystkie samotne wieczory, gdy jej jedynym towarzystwem były skrzaty, kot i niekiedy Cressida bądź matka Glaucusa, które regularnie ją odwiedzały. – Dom wydawał się jakby... pusty przez te trzy tygodnie, ale tak się cieszę, że już jesteś.
Znowu się do niego przytuliła, czując, że teraz wszystko znowu miało znaleźć się na swoim miejscu.
come on look into the expanse and breath all these around come on don’t be afraid to look don’t be afraid
to look at distance
Wierzyłem, że teraz może być już tylko lepiej. Z dzieckiem lub bez (skoro to jeszcze niepotwierdzona informacja), ale na pewno wszystko będzie zmierzać w dobrym kierunku. Przynajmniej nasze życie prywatne. Świat na zewnątrz wrzał, huczał niczym pszczeli rój i naprawdę niewiele brakowało do prawdziwej wojny. To źle, że naszemu dziecku przyjdzie żyć w takich czasach; to dobrze, że będzie mieć dwoje troszczących się o nie rodziców. Wiedziałem, że wspólnie damy radę zmierzyć się wszystkim przeciwnościom losu. Które nieubłaganie piętrzyły się jeden na drugim, ale to bledło przy szczęściu, które teraz odczuwałem. Nie potrafiłbym go porównać do żadnego innego znanego mi uczucia. Jeszcze nigdy nie czułem się równie zadowolony co przekonany o konieczności bycia odpowiedzialnym już nie tylko za samego siebie, ale też za innych.
- Naprawdę – potwierdziłem stanowczo, ale z czułością. Odetchnąłem z ulgą gładząc jej włosy oraz dłonie kiwając powoli głową. – Koniecznie. To znaczy, wolałem, byś już wcześniej na siebie uważała, ale skoro mam teraz niepodważalny argument… – dodałem, trochę karcąco, a trochę nie kryjąc ulgi z powodu tego wyznania. Naprawdę nie chciałem, by coś złego stało się Lyrze; a teraz także naszemu dziecku. To zabawne, bo nawet nie mieliśmy jeszcze pewności, a ja już oswajałem się z tą świadomością snując plany na przyszłość oraz przyjmując drobną sugestię za fakt niepodważalny. I co dziwniejsze, dobrze się z tym czułem.
Uśmiechnąłem się, ponownie składając drobny pocałunek na piegowatym czole. Nie byłem pewien, czy jednakowo zrozumieliśmy swoje słowa odnośnie posiadania wszystkiego, ale to nie miało większego znaczenia. Bez względu na wszystko młody Travers będzie otoczony troską, miłością oraz opieką na jaką zasługiwał. Nie z powodu nazwiska, a z powodu istnienia; tak zwyczajnie, po prostu. Tak, jak powinno być w każdej rodzinie.
- Skoro Adrien tak powiedział… ufam mu – odparłem z przekonaniem. Patrzyłem cały czas gdzieś w bok z powodu zamkniętej w uścisku Lyry, której widziałem raptem czubek głowy. Jednak odsunąłem się lekko, by spojrzeć w jej jasne oczy rzucając jej pocieszającym spojrzeniem, oraz takim samym uśmiechem. Rozumiałem chyba ten pośpiech, ale… - Twoje zdrowie jest najważniejsze. Odpoczywaj – stwierdziłem zatem. Momentalnie czując przyjemne ciepło rozchodzące się po ciele kiedy wspomniała o tęsknocie i pustce w dworku. To było kolejnym, nieznanym mi dotąd uczuciem, ale zdecydowanie zaliczyłbym je do tych przyjemnych. Niestety, ja tak naprawdę nie miałem czasu na tęsknotę; pracy było sporo. Jedynie wieczorami zastanawiałem się co porabia moja żona i czy wszystko u niej w porządku.
- Mi też ciebie brakowało. Zwłaszcza przy tych hipokampusach, żałowałem, że nie mogę cię nauczyć na nich jeździć – powiedziałem mimo to. – Teraz musimy to odłożyć na później – dodałem, ale bez cienia smutku czy rozczarowania. Zdecydowanie odczuwałem nagromadzenie pozytywnych emocji. – Może położysz się i odpoczniesz? Mogę położyć się obok jeśli chcesz – zaproponowałem nagle, bojąc się, że bez względu na powód jej złego samopoczucia, należy zrobić wszystko, by poczuła się lepiej. Sen jest dobry na wszystko.
- Naprawdę – potwierdziłem stanowczo, ale z czułością. Odetchnąłem z ulgą gładząc jej włosy oraz dłonie kiwając powoli głową. – Koniecznie. To znaczy, wolałem, byś już wcześniej na siebie uważała, ale skoro mam teraz niepodważalny argument… – dodałem, trochę karcąco, a trochę nie kryjąc ulgi z powodu tego wyznania. Naprawdę nie chciałem, by coś złego stało się Lyrze; a teraz także naszemu dziecku. To zabawne, bo nawet nie mieliśmy jeszcze pewności, a ja już oswajałem się z tą świadomością snując plany na przyszłość oraz przyjmując drobną sugestię za fakt niepodważalny. I co dziwniejsze, dobrze się z tym czułem.
Uśmiechnąłem się, ponownie składając drobny pocałunek na piegowatym czole. Nie byłem pewien, czy jednakowo zrozumieliśmy swoje słowa odnośnie posiadania wszystkiego, ale to nie miało większego znaczenia. Bez względu na wszystko młody Travers będzie otoczony troską, miłością oraz opieką na jaką zasługiwał. Nie z powodu nazwiska, a z powodu istnienia; tak zwyczajnie, po prostu. Tak, jak powinno być w każdej rodzinie.
- Skoro Adrien tak powiedział… ufam mu – odparłem z przekonaniem. Patrzyłem cały czas gdzieś w bok z powodu zamkniętej w uścisku Lyry, której widziałem raptem czubek głowy. Jednak odsunąłem się lekko, by spojrzeć w jej jasne oczy rzucając jej pocieszającym spojrzeniem, oraz takim samym uśmiechem. Rozumiałem chyba ten pośpiech, ale… - Twoje zdrowie jest najważniejsze. Odpoczywaj – stwierdziłem zatem. Momentalnie czując przyjemne ciepło rozchodzące się po ciele kiedy wspomniała o tęsknocie i pustce w dworku. To było kolejnym, nieznanym mi dotąd uczuciem, ale zdecydowanie zaliczyłbym je do tych przyjemnych. Niestety, ja tak naprawdę nie miałem czasu na tęsknotę; pracy było sporo. Jedynie wieczorami zastanawiałem się co porabia moja żona i czy wszystko u niej w porządku.
- Mi też ciebie brakowało. Zwłaszcza przy tych hipokampusach, żałowałem, że nie mogę cię nauczyć na nich jeździć – powiedziałem mimo to. – Teraz musimy to odłożyć na później – dodałem, ale bez cienia smutku czy rozczarowania. Zdecydowanie odczuwałem nagromadzenie pozytywnych emocji. – Może położysz się i odpoczniesz? Mogę położyć się obok jeśli chcesz – zaproponowałem nagle, bojąc się, że bez względu na powód jej złego samopoczucia, należy zrobić wszystko, by poczuła się lepiej. Sen jest dobry na wszystko.
i'm a storm with skin
Glaucus Travers
Zawód : żeglarz
Wiek : 31
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
Kiedy rum zaszumi w głowie cały świat nabiera treści, wtedy chętniej słucha człowiek morskich opowieści!
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Gdyby Lyra zdawała sobie sprawę, jak źle się działo, pewnie ciąża wywoływałaby w niej jeszcze większe obawy. W końcu kto chciałby powoływać na świat własne dziecko w czasie, kiedy panował niepokój i nie działo się dobrze? Sama praktycznie nie pamiętała poprzednich niespokojnych czasów. Była wtedy małym dzieckiem, ale zdawała sobie sprawę, że być może to one na długie lata zabrały jej ojca, więc jakiś lęk na pewno w niej tkwił. Pragnęła spokojnego, poukładanego życia z mężem i w przyszłości gromadką dzieci. Nie chciała zmian na gorsze, nie chciała też stawać przed kolejnością mierzenia się ze strachem. Już nie tylko o siebie, ale także o męża i o dziecko, które być może zaczynało już rosnąć pod jej sercem. A nawet jeśli jednak nie... Pewnego dnia i tak mogło się pojawić, a wtedy Lyra będzie musiała być za nie odpowiedzialna.
Słysząc jego słowa, lekko wywróciła oczami i zaśmiała się. Nie ulegało wątpliwości, że potencjalna ciąża stanowiła bardzo silny argument przemawiający za zwiększeniem ostrożności i koniecznością zrezygnowania ze wszelkich ryzykownych aktywności, jak Klub Pojedynków.
- Dziękuję, Glaucusie. Za sam fakt, że tu jesteś... Że ci zależy. Nawet nie wiesz... jak wiele to wszystko dla mnie znaczy – wyszeptała, lekko przechylając się w jego stronę, by musnąć ustami jego policzek. – Teraz łatwiej mi uwierzyć, że wszystko naprawdę może być dobrze.
Była młodziutka i naiwna, ale zapewne słyszała co nieco, jak to bywa w innych małżeństwach, dlatego też obawiała się reakcji Glaucusa. Ten jednak przyjął wieść o możliwości ciąży bardzo dobrze, a wręcz wydawał się zachwycony perspektywą zostania ojcem. To wzruszyło Lyrę i uspokoiło ją. Jeśli oboje będą pragnęli tego dziecka, wszystko powinno się jakoś ułożyć.
- Och, jestem teraz taka szczęśliwa – powiedziała jeszcze. W istocie nie pamiętała, kiedy ostatni raz czuła, jak wypełniało ją takie szczęście. Początkowe złe samopoczucie i lęk przed wizytą uzdrowiciela odeszły na dalszy plan. Teraz była już tylko radość, że Glaucus tu był, wrócił z długiej wyprawy i zaakceptował myśl o tym, że być może za osiem miesięcy zostaną rodzicami.
Wiedziała, że sporo rzeczy będzie musiało poczekać, jak choćby plany pierwszej wspólnej podróży czy nauki jazdy na hipokampusach. Ale to było w tej chwili mniej istotne, dobro dziecka było ważniejsze.
- Dobrze, jeśli zostaniesz ze mną – zgodziła się na sugestię odpoczynku, chociaż w głębi duszy wolałaby iść z mężem na plażę lub do ogrodu. Ale, chociaż chwilowo wypełniało ją tyle pozytywnych emocji, nie dało się nie zauważyć, że była blada i słabowita i nie wiadomo, jak zniosłaby dłuższy spacer. – Zostań, póki nie zasnę – poprosiła, po czym przesunęła się na łóżku, robiąc miejsce dla małżonka, a gdy tylko położył się obok, wtuliła się w niego i odnalazła jego dłoń. Jeszcze przez chwilę wpatrywała się w niego, ale po chwili zamknęła oczy. Jej ciało uspokoiło się, podobnie jak oddech. Lubiła zasypiać obok niego, to zawsze działało na nią kojąco, więc nie musiało minąć wiele czasu, jak zasnęła, ufnie wtulona w jego bok.
| zt.
Słysząc jego słowa, lekko wywróciła oczami i zaśmiała się. Nie ulegało wątpliwości, że potencjalna ciąża stanowiła bardzo silny argument przemawiający za zwiększeniem ostrożności i koniecznością zrezygnowania ze wszelkich ryzykownych aktywności, jak Klub Pojedynków.
- Dziękuję, Glaucusie. Za sam fakt, że tu jesteś... Że ci zależy. Nawet nie wiesz... jak wiele to wszystko dla mnie znaczy – wyszeptała, lekko przechylając się w jego stronę, by musnąć ustami jego policzek. – Teraz łatwiej mi uwierzyć, że wszystko naprawdę może być dobrze.
Była młodziutka i naiwna, ale zapewne słyszała co nieco, jak to bywa w innych małżeństwach, dlatego też obawiała się reakcji Glaucusa. Ten jednak przyjął wieść o możliwości ciąży bardzo dobrze, a wręcz wydawał się zachwycony perspektywą zostania ojcem. To wzruszyło Lyrę i uspokoiło ją. Jeśli oboje będą pragnęli tego dziecka, wszystko powinno się jakoś ułożyć.
- Och, jestem teraz taka szczęśliwa – powiedziała jeszcze. W istocie nie pamiętała, kiedy ostatni raz czuła, jak wypełniało ją takie szczęście. Początkowe złe samopoczucie i lęk przed wizytą uzdrowiciela odeszły na dalszy plan. Teraz była już tylko radość, że Glaucus tu był, wrócił z długiej wyprawy i zaakceptował myśl o tym, że być może za osiem miesięcy zostaną rodzicami.
Wiedziała, że sporo rzeczy będzie musiało poczekać, jak choćby plany pierwszej wspólnej podróży czy nauki jazdy na hipokampusach. Ale to było w tej chwili mniej istotne, dobro dziecka było ważniejsze.
- Dobrze, jeśli zostaniesz ze mną – zgodziła się na sugestię odpoczynku, chociaż w głębi duszy wolałaby iść z mężem na plażę lub do ogrodu. Ale, chociaż chwilowo wypełniało ją tyle pozytywnych emocji, nie dało się nie zauważyć, że była blada i słabowita i nie wiadomo, jak zniosłaby dłuższy spacer. – Zostań, póki nie zasnę – poprosiła, po czym przesunęła się na łóżku, robiąc miejsce dla małżonka, a gdy tylko położył się obok, wtuliła się w niego i odnalazła jego dłoń. Jeszcze przez chwilę wpatrywała się w niego, ale po chwili zamknęła oczy. Jej ciało uspokoiło się, podobnie jak oddech. Lubiła zasypiać obok niego, to zawsze działało na nią kojąco, więc nie musiało minąć wiele czasu, jak zasnęła, ufnie wtulona w jego bok.
| zt.
come on look into the expanse and breath all these around come on don’t be afraid to look don’t be afraid
to look at distance
Strona 4 z 4 • 1, 2, 3, 4
Sypialnia Lyry
Szybka odpowiedź