Sypialnia Lyry
Strona 2 z 4 • 1, 2, 3, 4
AutorWiadomość
First topic message reminder :
Sypialnia Lyry
Część sypialna Lyry znajduje się na piętrze, nieopodal kwater Glaucusa oraz wejścia na poddasze, gdzie znajduje się jej pracownia. Posiada własną malutką, ale funkcjonalną łazieneczkę oraz balkon. Z okien i balkonu widać ogród oraz fragment wybrzeża, parapety są szerokie, idealne do siedzenia i spoglądania na okolice posiadłości. Sypialnia jest urządzona w odcieniach błękitu i złota, na ścianie wisi kilka łagodnych pejzaży. Znajduje się tu także szafa, regał z książkami, stolik i toaletka.
come on look into the expanse and breath all these around come on don’t be afraid to look don’t be afraid
to look at distance
Wszystko chyliło się ku końcowi, wesele prawdopodobnie zostało zakończone, noc poślubna także znacząco się skróciła. Początkowo nie zdawałem sobie z tego sprawy całkowicie angażując się w wydobywanie przyjemności ze wspólnej bliskości, ale kiedy położyłem się na plecach obok Lyry spojrzałem za okno. Na zewnątrz wciąż jeszcze panowała ciemność podczas gdy pokój był muśnięty światłem lampki znajdującej się przy łóżku. Starałem się uspokoić oddech i kołatanie serca jednocześnie wpatrując się w jeden punkt sufitu. Chciałem zebrać myśli w jeden, płynny tok, ale niezbyt mi to wychodziło. Uśmiechnąłem się czując muśnięcie ust na swoim policzku i delikatnie przechyliłem głowę na bok. Kątem oka nie zauważyłem, że chyba wszystko jest w porządku, dlatego mogłem odetchnąć z ulgą, co zresztą cicho zrobiłem. Objąłem ręką drobne ciało żony czując narastające zmęczenie. Nawet nie wiem kiedy powieki zrobiły się tak nieznośnie ciężkie, że je zamknąłem. Miałem je zaraz uchylić, żeby cokolwiek powiedzieć, ale kiedy na nowo je otworzyłem, w pomieszczeniu panowała jasność zabarwiona szarością zimowego poranka. Lub godzin późniejszych. Znów patrzyłem na sufit, dlatego najprawdopodobniej całą noc przespałem w jednej pozycji. Z jednej strony nadal świeciła lampa, którą chciałem wyłączyć, ale postanowiłem się nie ruszać. Tuż obok spała Lyra, a ja nie chciałem jej budzić. Wolną ręką przetarłem oczy i twarz zastanawiając się co dalej. Czy rodzice wrócili do domu, czy zatrzymali się u nas, czy wszystko jest już wysprzątane. Starałem się krążyć myślami wokół błahych tematów, bo nie chciałem wcale się teraz zastanawiać nad tymi poważnymi. Tak naprawdę było mi miło, ciepło i podobał mi się ten spokój, który odczuwałem. Zniknęły poczucia obowiązku, ograniczenia, chęć zadowolenia całej arystokracji swoim zachowaniem i wiele innych czynników. Jasne, że to nie koniec drogi, którą nam wyznaczono, ale póki co to miało wystarczyć. Zapragnąłem na nowo udać się na szerokie wody, albo chociaż udać się na brzeg plaży i wsłuchać się w szum fal obijających się o kamienie.
Najpierw jednak musiałem poczekać, aż Lyra się obudzi. Póki co spała, przeżywając wczorajszy dzień i noc bardziej ode mnie. Tak samo jak musiała więcej znieść, co mogło być wykańczające. Dlatego też spokojnie leżałem, zerkając na nią od czasu do czasu z ukosa.
Najpierw jednak musiałem poczekać, aż Lyra się obudzi. Póki co spała, przeżywając wczorajszy dzień i noc bardziej ode mnie. Tak samo jak musiała więcej znieść, co mogło być wykańczające. Dlatego też spokojnie leżałem, zerkając na nią od czasu do czasu z ukosa.
i'm a storm with skin
Glaucus Travers
Zawód : żeglarz
Wiek : 31
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
Kiedy rum zaszumi w głowie cały świat nabiera treści, wtedy chętniej słucha człowiek morskich opowieści!
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Cały wcześniejszy strach i niepewność gdzieś uleciały, pozostawiając jedynie cudowną błogość i ciepło rozchodzące się po całym ciele, nawet kiedy już leżeli obok siebie, odpoczywając po wszystkim. Nie pamiętała, żeby kiedykolwiek czuła coś podobnego, więc przez dłuższą chwilę jedynie leżała tak, spod półprzymkniętych powiek wpatrując się w sufit i pozwalając wcześniej przyspieszonemu oddechowi znacząco zwolnić. Jej blade ciałko falowało lekko, a oczy spoczęły na sylwetce męża, który po chwili objął ją i przyciągnął do siebie. Lyra wtuliła się w niego ufnie i złożyła głowę na jego ramieniu, przymykając oczy. Ostatnią rzeczą, jaką pamiętała, było otulenie ich obojga cienką narzutą, ale zanim zdążyła się odezwać, już ogarnął ją sen.
Kiedy się obudziła, dookoła było już jasno, a jej otoczenie wyglądało i pachniało inaczej niż miejsce, w którym budziła się przez ostatnie miesiące. Przez dobrych kilka minut leżała, próbując przegonić resztki snu i rozbudzić się. Znowu uniosła powieki i zamrugała, natychmiast przypominając sobie o ślubie i nocy poślubnej, a także uświadamiając sobie, że znajduje się w swojej nowej sypialni, a obok niej śpi jej mąż. Mąż. Jak to zaskakująco brzmiało!
Przez kilka umieszczonych w rzędzie okien, tak różnych od małego okienka w jej londyńskiej sypialni, wlewało się światło. W blasku dnia wszystko było widać wyraźniej niż wieczorem, kiedy mrok rozpraszały wyłącznie płomyki świec. Przy oknach wisiały ciężkie, złote zasłony, a ściany były oklejone niebieską tapetą z lekko połyskującym złocistym ornamentem. W ciele wciąż czuła przyjemne ciepło, choć nie miała na sobie ubrań. Była otulona narzutą, a obok niej leżał Glaucus. Zauważyła, że miał otwarte oczy, najwyraźniej obudził się wcześniej i czekał na nią.
- Glaucusie – szepnęła. Wciąż rozespana wyciągnęła rękę i dotknęła lekko jego policzka. Tej nocy spała wyjątkowo dobrze, nie pamiętała ani jednego złego snu. Może była zbyt zmęczona – nie tylko ślubem, ale i całym stresem minionych dni, kiedy w natłoku przygotowań sypiała raczej niewiele? - To było... – zawahała się, nie potrafiąc nawet streścić słowami tego, co doświadczała. Zmieniła więc temat, co zapewne zabrzmiało dość nieporadnie. – Dawno tak dobrze nie spałam.
Uśmiechnęła się nieznacznie, poruszając się lekko pod narzutą. Senność powoli ustępowała miejsca rozbudzeniu, Lyra powoli przygotowywała się na rozpoczęcie nowego dnia – pierwszego, który zaczynała jako Lyra Travers. Teraz jednak wciąż jeszcze leżała obok męża przytulona do jego boku, gładząc go lekko po policzku i wspominając ich wspólną noc. A były to dobre wspomnienia, Glaucus mimo całej otoczki aranżowanego małżeństwa pozwolił jej czuć się przyjemnie i co najważniejsze – bezpiecznie.
- Jakieś plany na nasz pierwszy wspólny dzień? – zapytała po chwili, unosząc się nieznacznie na poduszkach. Położyła się bokiem, patrząc wprost na męża. W jej zielonych tęczówkach błysnęła ciekawość.
Kiedy się obudziła, dookoła było już jasno, a jej otoczenie wyglądało i pachniało inaczej niż miejsce, w którym budziła się przez ostatnie miesiące. Przez dobrych kilka minut leżała, próbując przegonić resztki snu i rozbudzić się. Znowu uniosła powieki i zamrugała, natychmiast przypominając sobie o ślubie i nocy poślubnej, a także uświadamiając sobie, że znajduje się w swojej nowej sypialni, a obok niej śpi jej mąż. Mąż. Jak to zaskakująco brzmiało!
Przez kilka umieszczonych w rzędzie okien, tak różnych od małego okienka w jej londyńskiej sypialni, wlewało się światło. W blasku dnia wszystko było widać wyraźniej niż wieczorem, kiedy mrok rozpraszały wyłącznie płomyki świec. Przy oknach wisiały ciężkie, złote zasłony, a ściany były oklejone niebieską tapetą z lekko połyskującym złocistym ornamentem. W ciele wciąż czuła przyjemne ciepło, choć nie miała na sobie ubrań. Była otulona narzutą, a obok niej leżał Glaucus. Zauważyła, że miał otwarte oczy, najwyraźniej obudził się wcześniej i czekał na nią.
- Glaucusie – szepnęła. Wciąż rozespana wyciągnęła rękę i dotknęła lekko jego policzka. Tej nocy spała wyjątkowo dobrze, nie pamiętała ani jednego złego snu. Może była zbyt zmęczona – nie tylko ślubem, ale i całym stresem minionych dni, kiedy w natłoku przygotowań sypiała raczej niewiele? - To było... – zawahała się, nie potrafiąc nawet streścić słowami tego, co doświadczała. Zmieniła więc temat, co zapewne zabrzmiało dość nieporadnie. – Dawno tak dobrze nie spałam.
Uśmiechnęła się nieznacznie, poruszając się lekko pod narzutą. Senność powoli ustępowała miejsca rozbudzeniu, Lyra powoli przygotowywała się na rozpoczęcie nowego dnia – pierwszego, który zaczynała jako Lyra Travers. Teraz jednak wciąż jeszcze leżała obok męża przytulona do jego boku, gładząc go lekko po policzku i wspominając ich wspólną noc. A były to dobre wspomnienia, Glaucus mimo całej otoczki aranżowanego małżeństwa pozwolił jej czuć się przyjemnie i co najważniejsze – bezpiecznie.
- Jakieś plany na nasz pierwszy wspólny dzień? – zapytała po chwili, unosząc się nieznacznie na poduszkach. Położyła się bokiem, patrząc wprost na męża. W jej zielonych tęczówkach błysnęła ciekawość.
come on look into the expanse and breath all these around come on don’t be afraid to look don’t be afraid
to look at distance
Nie wiem, ile czasu minęło, odkąd tak leżę bez większego sensu w łóżku. Tak naprawdę to mi to nawet nie przeszkadza. Rzadko miewam leniwe poranki, częściej albo zrywam się z łóżka, by potem załatwiać swoje sprawy, albo jestem na statku, gdzie śpi się niewiele. To była całkiem przyjemna odmiana, nie doceniałem tego do tej pory. Wydawało mi się to stratą czasu, takie gnicie w łóżku do późnych godzin, a tu takie miłe zaskoczenie. W myślach odtwarzałem wczorajszy dzień, wieczór, aż wreszcie… noc, kiedy z zamyślenia wyrwał mnie głos Lyry. A więc wstała już. Przekręciłem głowę lekko na bok chcąc zobaczyć ją lepiej niż kątem oka i uśmiechnąłem się lekko. Jeszcze nie tak dawno temu cała ta sytuacja wydała by mi się zupełną abstrakcją, a tymczasem ona działa się naprawdę. Rudzielec leżący obok był żywy, z krwi i kości, a nie tylko niematerialną myślą zaskakującą swym absurdem.
- Dzień dobry – mruknąłem dość cicho. Odchrząknąłem stwierdzając, że widocznie moje struny głosowe trochę mnie zawodzą. Dziwne, nie przypominam sobie, żebym wczoraj szczególnie krzyczał. Ceremonia zaślubin była bardzo kulturalna, zwłaszcza jak na standardy Traversów. Nie przejmowałem się tym specjalnie, po prostu nachyliłem się lekko w stronę żony i cmoknąłem ją w czoło, jednocześnie słuchając jej słów. Na które zresztą poszerzył mi się uśmiech niekryjący czającego się w nim rozbawienia.
- Bardzo się cieszę. Niniejsze lekarstwo możemy stosować co wieczór – powiedziałem. Nie mogłem się powstrzymać przed żartami, taką miałem naturę. Nie mniej, nie miałbym nic przeciwko, naprawdę! Na wszelki wypadek jednak się zaśmiałem, żeby biedna Lyra nie pomyślała sobie, że jest na mnie skazana każdej nocy. Na pewno nie chciałem jej stresować.
- Hmm – zamyśliłem się przez krótką chwilę. – Najchętniej zostałbym cały dzień w łóżku – zacząłem, nadal poddając się dobremu humorowi. – Ale tak trochę nie wypada. Najpierw proponuję śniadanie, potem kąpiel, a następnie albo poszukiwania miejsca na pracownię, albo spacer dookoła posiadłości, względnie i jedno i drugie w dowolnej kolejności – zaproponowałem ostatecznie. Plan wydawał mi się być sensowny, ale nie zamierzałem niczego narzucać. To tylko taka moja piękna wizja.
- Dzień dobry – mruknąłem dość cicho. Odchrząknąłem stwierdzając, że widocznie moje struny głosowe trochę mnie zawodzą. Dziwne, nie przypominam sobie, żebym wczoraj szczególnie krzyczał. Ceremonia zaślubin była bardzo kulturalna, zwłaszcza jak na standardy Traversów. Nie przejmowałem się tym specjalnie, po prostu nachyliłem się lekko w stronę żony i cmoknąłem ją w czoło, jednocześnie słuchając jej słów. Na które zresztą poszerzył mi się uśmiech niekryjący czającego się w nim rozbawienia.
- Bardzo się cieszę. Niniejsze lekarstwo możemy stosować co wieczór – powiedziałem. Nie mogłem się powstrzymać przed żartami, taką miałem naturę. Nie mniej, nie miałbym nic przeciwko, naprawdę! Na wszelki wypadek jednak się zaśmiałem, żeby biedna Lyra nie pomyślała sobie, że jest na mnie skazana każdej nocy. Na pewno nie chciałem jej stresować.
- Hmm – zamyśliłem się przez krótką chwilę. – Najchętniej zostałbym cały dzień w łóżku – zacząłem, nadal poddając się dobremu humorowi. – Ale tak trochę nie wypada. Najpierw proponuję śniadanie, potem kąpiel, a następnie albo poszukiwania miejsca na pracownię, albo spacer dookoła posiadłości, względnie i jedno i drugie w dowolnej kolejności – zaproponowałem ostatecznie. Plan wydawał mi się być sensowny, ale nie zamierzałem niczego narzucać. To tylko taka moja piękna wizja.
i'm a storm with skin
Glaucus Travers
Zawód : żeglarz
Wiek : 31
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
Kiedy rum zaszumi w głowie cały świat nabiera treści, wtedy chętniej słucha człowiek morskich opowieści!
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Lyrze leżało się tak całkiem przyjemnie. Było ciepło, bezpiecznie... Ta chwila mogłaby trwać długo. Glaucusowi w cudowny sposób udało się pokonać jej płochość i onieśmielenie, dzięki czemu teraz leżeli razem w jej nowym łóżku, przytuleni do siebie pod narzutą.
Gdy Glaucus ją zauważył, uśmiechnęła się lekko, pozwalając, by lekko ją ucałował. Na jego słowa lekko przewróciła oczami, ale może coś w tym było, że jego obecność faktycznie jej pomogła? Cóż, to jeszcze się na pewno okaże.
- Zgadzam się na taką kolejność – powiedziała, odnajdując jego dłoń i lekko ją ściskając. – Jest tyle rzeczy, które możemy tutaj robić, że sama nie wiem, na co czekam najbardziej.
Nachyliła się i musnęła ustami jego policzek. Poleżeli tak jeszcze przez kilka błogich minut, jednak później Lyra ostrożnie wysunęła się spod narzuty, natychmiast czując na odsłoniętej skórze panujący w pomieszczeniu chłód, który skutecznie ją rozbudził. Otuliła się jakimś materiałem i wymijając skłębioną na podłodze suknię ślubną oraz inne elementy ubioru jej i męża, powoli ruszyła w stronę szafy, gdzie prócz kilku nowych kreacji, w większości w barwach Traversów, znajdowały się i jej stare ubrania. Ich widok znowu przywołał gorzkie, nieprzyjemne myśli o Garretcie, które starała się tłumić podczas całego ślubu, by nie psuć sobie tak ważnego dnia, by nie zawahać się w tak istotnym momencie. Była jednak odwrócona tyłem do męża, więc nie mógł zobaczyć wyrazu jej twarzy, cienia, który przemknął przez jej spojrzenie na myśl o bracie, który wybrał inną drogę.
Nie chcąc już o tym myśleć, ubrała się pospiesznie, po czym wraz z mężem udała się na śniadanie – pierwsze w nowym domu, a później spędzili czas, oddając się poznawaniu poszczególnych zakątków.
Mimo wczorajszych ślubnych obaw oraz sytuacji z bratem Lyra czuła się dobrze, chociaż na tym wszystkim kładł się znaczący cień.
| zt. x 2
Gdy Glaucus ją zauważył, uśmiechnęła się lekko, pozwalając, by lekko ją ucałował. Na jego słowa lekko przewróciła oczami, ale może coś w tym było, że jego obecność faktycznie jej pomogła? Cóż, to jeszcze się na pewno okaże.
- Zgadzam się na taką kolejność – powiedziała, odnajdując jego dłoń i lekko ją ściskając. – Jest tyle rzeczy, które możemy tutaj robić, że sama nie wiem, na co czekam najbardziej.
Nachyliła się i musnęła ustami jego policzek. Poleżeli tak jeszcze przez kilka błogich minut, jednak później Lyra ostrożnie wysunęła się spod narzuty, natychmiast czując na odsłoniętej skórze panujący w pomieszczeniu chłód, który skutecznie ją rozbudził. Otuliła się jakimś materiałem i wymijając skłębioną na podłodze suknię ślubną oraz inne elementy ubioru jej i męża, powoli ruszyła w stronę szafy, gdzie prócz kilku nowych kreacji, w większości w barwach Traversów, znajdowały się i jej stare ubrania. Ich widok znowu przywołał gorzkie, nieprzyjemne myśli o Garretcie, które starała się tłumić podczas całego ślubu, by nie psuć sobie tak ważnego dnia, by nie zawahać się w tak istotnym momencie. Była jednak odwrócona tyłem do męża, więc nie mógł zobaczyć wyrazu jej twarzy, cienia, który przemknął przez jej spojrzenie na myśl o bracie, który wybrał inną drogę.
Nie chcąc już o tym myśleć, ubrała się pospiesznie, po czym wraz z mężem udała się na śniadanie – pierwsze w nowym domu, a później spędzili czas, oddając się poznawaniu poszczególnych zakątków.
Mimo wczorajszych ślubnych obaw oraz sytuacji z bratem Lyra czuła się dobrze, chociaż na tym wszystkim kładł się znaczący cień.
| zt. x 2
come on look into the expanse and breath all these around come on don’t be afraid to look don’t be afraid
to look at distance
| 18.04?
Kolejne tygodnie samotności dłużyły się nieznośnie i Lyra coraz bardziej uświadamiała sobie tęsknotę za mężem, który znajdował się daleko stąd. Poza wymienieniem kilku listów nie mieli ze sobą kontaktu i dziewczątko coraz bardziej nie mogło się doczekać jego powrotu. Puste, grube mury zaczynały ją przytłaczać, i chociaż potrafiła znajdować sobie zajęcia, doskwierała jej samotność. Odczuwała ją szczególnie wieczorami, które zwykle spędzała z mężem, podczas posiłków, które teraz spożywała przy wielkim jak na nią samą stole, oraz nocami, kiedy zasypiała samotnie, nie licząc kota, który układał się obok niej na kołdrze. Nie wiedziała, kiedy Glaucus wróci; wyprawa zawsze mogła się przeciągnąć, statek jej małżonka mógł napotkać problemy w drodze powrotnej... Była to przecież dość daleka i zapewne męcząca podróż. Wolała jednak myśleć, że żadnych komplikacji nie będzie i Glaucus wkrótce wróci do domu. Nie tylko ona na niego czekała; także jego siostra oraz matka wyczekiwały jego powrotu.
Na domiar wszystkiego Lyra od paru dni nie czuła się dobrze. Była dziwnie osłabiona i wymiotowała, chociaż te nieprzyjemne dolegliwości zrzucała na karb przeziębienia, albo eliksiru, który nie był już pierwszej świeżości. Na wszelki wypadek wylała jego resztkę, ale dziwny stan nie ustąpił. Jako, że nie przepadała za uzdrowicielami i wolała ich unikać, bojąc się kolejnego utkwienia w Mungu, wciąż zwlekała z pojawieniem się tam. Może to nie było zbyt rozsądne, ale wmawiała sobie, że to przejściowe i niedługo minie. Musiało minąć, prawda? Miała nadzieję, że do powrotu męża już się skończy, bo nie chciała go martwić.
Większość tego ranka spędziła w łazience. Kiedy w końcu wymioty ustały, osłabiona, blada i z podkrążonymi ze zmęczenia oczami powlokła się w stronę łóżka. Usiadła na nim, wypijając trochę wody z dzbanka stojącego na szafce nocnej, po czym znowu wpełzła pod kołdrę, owijając się nią ciasno. Miała dreszcze, więc jeszcze przez chwilę jej ciałko drżało pod materiałem pościeli. Rude włosy w nieładzie rozsypały się po poduszce, a powieki opadły; dziewczątko zapadło w płytki sen, zupełnie nieświadome, co było prawdziwą przyczyną jej obecnego stanu.
Kolejne tygodnie samotności dłużyły się nieznośnie i Lyra coraz bardziej uświadamiała sobie tęsknotę za mężem, który znajdował się daleko stąd. Poza wymienieniem kilku listów nie mieli ze sobą kontaktu i dziewczątko coraz bardziej nie mogło się doczekać jego powrotu. Puste, grube mury zaczynały ją przytłaczać, i chociaż potrafiła znajdować sobie zajęcia, doskwierała jej samotność. Odczuwała ją szczególnie wieczorami, które zwykle spędzała z mężem, podczas posiłków, które teraz spożywała przy wielkim jak na nią samą stole, oraz nocami, kiedy zasypiała samotnie, nie licząc kota, który układał się obok niej na kołdrze. Nie wiedziała, kiedy Glaucus wróci; wyprawa zawsze mogła się przeciągnąć, statek jej małżonka mógł napotkać problemy w drodze powrotnej... Była to przecież dość daleka i zapewne męcząca podróż. Wolała jednak myśleć, że żadnych komplikacji nie będzie i Glaucus wkrótce wróci do domu. Nie tylko ona na niego czekała; także jego siostra oraz matka wyczekiwały jego powrotu.
Na domiar wszystkiego Lyra od paru dni nie czuła się dobrze. Była dziwnie osłabiona i wymiotowała, chociaż te nieprzyjemne dolegliwości zrzucała na karb przeziębienia, albo eliksiru, który nie był już pierwszej świeżości. Na wszelki wypadek wylała jego resztkę, ale dziwny stan nie ustąpił. Jako, że nie przepadała za uzdrowicielami i wolała ich unikać, bojąc się kolejnego utkwienia w Mungu, wciąż zwlekała z pojawieniem się tam. Może to nie było zbyt rozsądne, ale wmawiała sobie, że to przejściowe i niedługo minie. Musiało minąć, prawda? Miała nadzieję, że do powrotu męża już się skończy, bo nie chciała go martwić.
Większość tego ranka spędziła w łazience. Kiedy w końcu wymioty ustały, osłabiona, blada i z podkrążonymi ze zmęczenia oczami powlokła się w stronę łóżka. Usiadła na nim, wypijając trochę wody z dzbanka stojącego na szafce nocnej, po czym znowu wpełzła pod kołdrę, owijając się nią ciasno. Miała dreszcze, więc jeszcze przez chwilę jej ciałko drżało pod materiałem pościeli. Rude włosy w nieładzie rozsypały się po poduszce, a powieki opadły; dziewczątko zapadło w płytki sen, zupełnie nieświadome, co było prawdziwą przyczyną jej obecnego stanu.
come on look into the expanse and breath all these around come on don’t be afraid to look don’t be afraid
to look at distance
Wróciłem szybciej niż się spodziewałem. Już w greckim porcie dotarła do nas wiadomość, że u wybrzeży Anglii rozpętują się sztormy. Nie chcieliśmy dłużej zwlekać z powrotem do domu. Szczególnie, że na miejsce dotarliśmy już bez większych problemów, a transakcja przebiegła pomyślnie. Nie było powodu, by przedłużać pobyt u wybrzeży Morza Śródziemnego. Należało wypłynąć na chłodne Morze Północne. Zawrócić do Norfolk, ucieszyć tym samym rodzinę… owszem, cieszyłem się na ich widok, ale jednocześnie smuciłem z powodu końca tej przygody; każde wypłynięcie na szerokie wody, choćby i związane było wyłącznie z pracą, traktowałem jak pewnego rodzaju dreszcz emocji. Dlatego trudniej mi było powrócić do stałości, przewidywalności lądów.
Tak naprawdę powrót napawał mnie też lekkim niepokojem. Dostawszy wiadomość o wynikach referendum włos zjeżył mi się na głowie. Spodziewałem się wręcz zastać zniszczony kraj, z wybrzeżem wypełnionym mugolskimi trupami… zdziwiła mnie niepozorny spokój dworku oraz przystani. Wszystko zdawało się być takie samo… a jednak było inne. Coś unosiło się w powietrzu. Coś nienazwanego. A mimo to niepokojącego.
Z ulgą teleportowałem się przed bramą. Szedłem szybciej i szybciej, aż przekroczyłem próg domu. Skrzat momentalnie wziął ode mnie bagaż, odzienie wierzchnie oraz oznajmił, że moja żona jest u siebie nie czując się najlepiej. To mnie zmartwiło chyba bardziej niż atmosfera panująca w Anglii. Czym prędzej udałem się na górę.
Otworzyłem cicho drzwi; Lyra faktycznie nie wyglądała najlepiej. A miałem pokazać jej zdjęcia, opowiedzieć o wszystkim…
Zauważyłem, że śpi. Dlatego w ciszy usiadłem na stołku od toaletki, tuż obok łóżka. Nieznacznie się nachyliłem w jej kierunku gładząc rude końcówki włosów. Musiałem wezwać uzdrowiciela, ale zamierzałem to zrobić po jej przebudzeniu. Teraz po prostu się martwiłem.
Tak naprawdę powrót napawał mnie też lekkim niepokojem. Dostawszy wiadomość o wynikach referendum włos zjeżył mi się na głowie. Spodziewałem się wręcz zastać zniszczony kraj, z wybrzeżem wypełnionym mugolskimi trupami… zdziwiła mnie niepozorny spokój dworku oraz przystani. Wszystko zdawało się być takie samo… a jednak było inne. Coś unosiło się w powietrzu. Coś nienazwanego. A mimo to niepokojącego.
Z ulgą teleportowałem się przed bramą. Szedłem szybciej i szybciej, aż przekroczyłem próg domu. Skrzat momentalnie wziął ode mnie bagaż, odzienie wierzchnie oraz oznajmił, że moja żona jest u siebie nie czując się najlepiej. To mnie zmartwiło chyba bardziej niż atmosfera panująca w Anglii. Czym prędzej udałem się na górę.
Otworzyłem cicho drzwi; Lyra faktycznie nie wyglądała najlepiej. A miałem pokazać jej zdjęcia, opowiedzieć o wszystkim…
Zauważyłem, że śpi. Dlatego w ciszy usiadłem na stołku od toaletki, tuż obok łóżka. Nieznacznie się nachyliłem w jej kierunku gładząc rude końcówki włosów. Musiałem wezwać uzdrowiciela, ale zamierzałem to zrobić po jej przebudzeniu. Teraz po prostu się martwiłem.
i'm a storm with skin
Glaucus Travers
Zawód : żeglarz
Wiek : 31
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
Kiedy rum zaszumi w głowie cały świat nabiera treści, wtedy chętniej słucha człowiek morskich opowieści!
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Także Lyra słyszała wieści o wynikach referendum i niepokojących zmianach. Oczywiście, że się bała, że czuła ogromny niepokój, kiedy tamtego dnia sowa przyniosła jej najnowsze wydanie „Proroka codziennego”, który obwieszczał wyniki referendum tak inne od głosów, które sami złożyli, i które, jak myśleli, złożyłaby większość społeczeństwa. Pomylili się? Lyra nawet nie wiedziała, że antymugolskie nastroje mogły być nasilone do tego stopnia, choć jeszcze w marcu wpadła jej w ręce również gazeta mówiąca o tajemniczych zaginięciach i zgonach. Działo się coś złego, ale uparcie nie chciała o tym myśleć, woląc wierzyć, że wcale nie jest tak źle, jak mogło się wydawać. Nie chciała myśleć o strachu, który jednak wzmagał się pod nieobecność Glaucusa. Była tu sama, a on znajdował się daleko stąd, na morzu... Ciekawe, czy w ogóle wiedział o tym wszystkim?
Lyra nie spodziewała się, że jej mąż wróci akurat dziś. Gdyby wiedziała, z pewnością zadbałaby o to, żeby pokazać mu się w lepszej formie. Ubrałaby się ładniej, zakryła cienie pod oczami makijażem i ułożyłaby potargane włosy, a potem zeszłaby na dół by na niego czekać. Nie chciałaby pierwszego, tak wyczekiwanego dnia jego powrotu wpędzać go w niepokój i zmartwienie. Chciała znowu go zobaczyć, usłyszeć wyjątkowe opowieści z dalekich krain i cieszyć się, że wrócił.
Śpiąc, nawet nie usłyszała momentu jego powrotu do domu. Leżała na łóżku z rozrzuconymi kosmykami rudych włosów, a na jej czole błyszczały kropelki potu. Kiedy Glaucus usiadł na krzesełku przy łóżku, poruszyła się lekko, jednak dopiero, kiedy zaczął gładzić jej włosy, nagle jęknęła i otworzyła oczy. Widząc sylwetkę męża, przez chwilę myślała, że to tylko majaki.
- Glaucus... Czy ja śnię? – zapytała nieco zachrypniętym głosem. Jej palce odnalazły jego dłoń, przez chwilę myśląc, że zaciśnie się w pustce, ale po chwili poczuła znajome ciepło ciała swojego małżonka.
Był tutaj. Wrócił. A ona była tak bardzo nieprzygotowana!
- Glaucusie... Wybacz mi ten wygląd, nie wiedziałam, że dziś wrócisz – westchnęła, podnosząc się. Chciała zrobić na mężu dobre wrażenie, pokazać mu, że niepotrzebnie czuł niepokój. – To tylko tak źle wygląda... – Ale niestety, raptowne wstawanie okazało się nie być dobrym pomysłem, bo Lyrze znowu zrobiło się niedobrze i w ostatniej chwili pochyliła się nad ustawioną obok łóżka miską (skrzat pozostawił ją na wszelki wypadek) i zwymiotowała do jej wnętrza. Tym samym Glaucus chyba nie mógł uwierzyć w jej wymówki.
- To tylko chwilowa niedyspozycja – wymamrotała po wszystkim, ocierając usta, a jej policzki niezdrowo się zarumieniły. Czuła się po prostu głupio, że jej stan popsuł ten wyczekiwany moment spotkania po jego wyprawie.
Lyra nie spodziewała się, że jej mąż wróci akurat dziś. Gdyby wiedziała, z pewnością zadbałaby o to, żeby pokazać mu się w lepszej formie. Ubrałaby się ładniej, zakryła cienie pod oczami makijażem i ułożyłaby potargane włosy, a potem zeszłaby na dół by na niego czekać. Nie chciałaby pierwszego, tak wyczekiwanego dnia jego powrotu wpędzać go w niepokój i zmartwienie. Chciała znowu go zobaczyć, usłyszeć wyjątkowe opowieści z dalekich krain i cieszyć się, że wrócił.
Śpiąc, nawet nie usłyszała momentu jego powrotu do domu. Leżała na łóżku z rozrzuconymi kosmykami rudych włosów, a na jej czole błyszczały kropelki potu. Kiedy Glaucus usiadł na krzesełku przy łóżku, poruszyła się lekko, jednak dopiero, kiedy zaczął gładzić jej włosy, nagle jęknęła i otworzyła oczy. Widząc sylwetkę męża, przez chwilę myślała, że to tylko majaki.
- Glaucus... Czy ja śnię? – zapytała nieco zachrypniętym głosem. Jej palce odnalazły jego dłoń, przez chwilę myśląc, że zaciśnie się w pustce, ale po chwili poczuła znajome ciepło ciała swojego małżonka.
Był tutaj. Wrócił. A ona była tak bardzo nieprzygotowana!
- Glaucusie... Wybacz mi ten wygląd, nie wiedziałam, że dziś wrócisz – westchnęła, podnosząc się. Chciała zrobić na mężu dobre wrażenie, pokazać mu, że niepotrzebnie czuł niepokój. – To tylko tak źle wygląda... – Ale niestety, raptowne wstawanie okazało się nie być dobrym pomysłem, bo Lyrze znowu zrobiło się niedobrze i w ostatniej chwili pochyliła się nad ustawioną obok łóżka miską (skrzat pozostawił ją na wszelki wypadek) i zwymiotowała do jej wnętrza. Tym samym Glaucus chyba nie mógł uwierzyć w jej wymówki.
- To tylko chwilowa niedyspozycja – wymamrotała po wszystkim, ocierając usta, a jej policzki niezdrowo się zarumieniły. Czuła się po prostu głupio, że jej stan popsuł ten wyczekiwany moment spotkania po jego wyprawie.
come on look into the expanse and breath all these around come on don’t be afraid to look don’t be afraid
to look at distance
Spokojnie gładziłem włosy Lyry zastanawiając się kiedy się obudzi. Uśmiechnąłem się lekko, ledwo zauważalnie kiedy otworzyła oczy. Widocznie ją obudziłem, bo wcale nie musiałem zbyt długo czekać na odzew odkąd zasiadłem obok łóżka. Nie poczułem nawet dłużących się minut w oczekiwaniu. Bardziej niepokoił mnie stan żony, w którym się znalazła. Nie wyglądała dobrze, a jakaś wyjątkowo paskudna choroba opanowała jej organizm. Nie miałem nawet pomysłu co to; czarodzieje nie chorowali na jakieś zwykłe przeziębienia. Tym większy był mój strach o drobnego rudzielca zakopanego w kołdrze. Pytającego o sen.
- Nie, już nie śpisz. Wróciłem – oznajmiłem uspokajająco. Nie wiedząc, że zaraz zrobi coś tak głupiego jak wstawanie, w dodatku tak gwałtowne. – Leż… – zacząłem, ale było już za późno. Zaraz potem Lyra zwymiotowała, a mnie ogarnęła złość. Zmarszczyłem czoło nie chcąc jednak krzyczeć na nią w tym stanie. W końcu moje usta opuściło ciężkie, rozczarowujące westchnięcie.
- Przestań zawracać sobie głowę głupotami. Jak będę leżał unicestwiony przez chorobę w łóżku, a ty będziesz oczekiwała ode mnie nienagannego wyglądu, to słowo daję, że się obrażę – powiedziałem jedynie, z pełnym przekonaniem oraz stanowczością. By nie było wątpliwości, że nie żartuję. Zaraz jednak skierowałem rozdrażnienie znów w kierunku zmartwienia stanem rudzielca. Wezwałem skrzata, by posprzątał, a zaraz potem przyłożyłem dłonie do rozpalonych policzków żony, a potem do czoła. Nie wyglądało to za dobrze.
- Nie wygląda mi na chwilową. Dlaczego mi nic nie napisałaś? – spytałem, może odrobinę zbyt przejęty. Martwiłem się. – Wzywałaś uzdrowiciela? Jak nie to ja to zrobię – dodałem szybko, ponownie wzdychając. Objawy niczego mi nie przypominały, ale też moja wiedza z zakresu magii leczniczej nie była imponująca. Tyle co musiałem umieć sobie radzić na statku, kiedy zewsząd otaczała nas woda i ciężko było o ląd z magomedykami. Czułem więc, jak powoli ogarnia mnie coraz większy niepokój. I miliony pytań; co to mogło być i dlaczego było to taką ogromną tajemnicą?
- Nie, już nie śpisz. Wróciłem – oznajmiłem uspokajająco. Nie wiedząc, że zaraz zrobi coś tak głupiego jak wstawanie, w dodatku tak gwałtowne. – Leż… – zacząłem, ale było już za późno. Zaraz potem Lyra zwymiotowała, a mnie ogarnęła złość. Zmarszczyłem czoło nie chcąc jednak krzyczeć na nią w tym stanie. W końcu moje usta opuściło ciężkie, rozczarowujące westchnięcie.
- Przestań zawracać sobie głowę głupotami. Jak będę leżał unicestwiony przez chorobę w łóżku, a ty będziesz oczekiwała ode mnie nienagannego wyglądu, to słowo daję, że się obrażę – powiedziałem jedynie, z pełnym przekonaniem oraz stanowczością. By nie było wątpliwości, że nie żartuję. Zaraz jednak skierowałem rozdrażnienie znów w kierunku zmartwienia stanem rudzielca. Wezwałem skrzata, by posprzątał, a zaraz potem przyłożyłem dłonie do rozpalonych policzków żony, a potem do czoła. Nie wyglądało to za dobrze.
- Nie wygląda mi na chwilową. Dlaczego mi nic nie napisałaś? – spytałem, może odrobinę zbyt przejęty. Martwiłem się. – Wzywałaś uzdrowiciela? Jak nie to ja to zrobię – dodałem szybko, ponownie wzdychając. Objawy niczego mi nie przypominały, ale też moja wiedza z zakresu magii leczniczej nie była imponująca. Tyle co musiałem umieć sobie radzić na statku, kiedy zewsząd otaczała nas woda i ciężko było o ląd z magomedykami. Czułem więc, jak powoli ogarnia mnie coraz większy niepokój. I miliony pytań; co to mogło być i dlaczego było to taką ogromną tajemnicą?
i'm a storm with skin
Glaucus Travers
Zawód : żeglarz
Wiek : 31
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
Kiedy rum zaszumi w głowie cały świat nabiera treści, wtedy chętniej słucha człowiek morskich opowieści!
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Glaucus ją zaskoczył. Pojawił się w posiadłości zupełnie nagle, zastając ją w stanie niedyspozycji. Nie tak miało to wyglądać, nie tak wyobrażała sobie pierwsze spotkanie po powrocie. Miało być radosne oczekiwanie i wpadnięcie w jego wyciągnięte ramiona (tak przynajmniej wyobrażała sobie swoją reakcję na jego widok), miały być piękne opowieści z dalekich krain, a było łóżko, drżące ciałko i rozpalone policzki. Nie taką miał ją widzieć, wracając po trzech tygodniach nieobecności. Miał być szczęśliwy z powrotu do domu (takim chciała go widzieć), nie zmartwiony.
Przez krótką chwilę patrzyli na siebie, a Lyra przyjmowała do wiadomości, że wcale jej się nie przyśnił, a wrócił naprawdę. I chyba trochę za bardzo próbowała mu pokazać, że czuje się lepiej niż wygląda, a zbyt gwałtowne poderwanie się z łóżka skończyło się kolejną falą wymiotów. Te dręczyły ją od jakichś dwóch dni, szczególnie rano, jeszcze bardziej ją osłabiając.
- Przepraszam... – powiedziała cicho do męża. Pod ciężarem jego wyrzutów skuliła się w sobie, a w jej oczach błysnęły łzy. Mimo że przed mężem starała się udawać, że to nic takiego, tak naprawdę bała się swojego obecnego stanu, zwłaszcza że nie wiedziała, czym był spowodowany. Kiedy Glaucus przyłożył dłonie do jej rozpalonych policzków, jęknęła. Na pewno mógł łatwo wyczuć, jakie były gorące.
- Nie chciałam cię martwić... Zresztą... to trwa dopiero od paru dni. Zanim list by do ciebie dotarł, pewnie byłoby po wszystkim... Tak myślałam – wyjaśniła, sięgając ręką do jego dłoni i lekko zaciskając na niej drobne palce. – Nie wzywałam – przyznała po chwili wahania. Zwlekała z tym, bo czuła pewien lęk przed uzdrowicielami i procedurami leczniczymi, wciąż tkwił w niej uraz po długim pobycie w Mungu po trafieniu klątwą. Wolała poczekać, aż jej stan sam ustąpi, chociaż pewnie gdyby tak się nie stało, w końcu zdecydowałaby się kogoś powiadomić. – To naprawdę konieczne, Glaucusie? – westchnęła, ale najwyraźniej była mocno przejęta tym wszystkim, bo nie zaczęła protestować. Wyglądała raczej na pogodzoną z tym, że ktoś powinien ją obejrzeć. Może przyczyna rzeczywiście tkwiła w eliksirze, jaki zażywała w ostatnim czasie?
Pełna zrezygnowania opadła z powrotem na pościel, nie odwracając jednak spojrzenia od swojego męża siedzącego przy jej łóżku. W pewnym sensie czuła się przyjemnie poruszona tym, że zainteresował się jej stanem i troszczył się o nią. Tak, jak w dawnych czasach troszczyła się o nią matka. Znowu odnalazła jego dłoń.
- Co, jeśli będą chcieli mnie zabrać? – zapytała drżącym głosem, a w zielonych oczach błysnęła panika. Bała się tego, że wezwany uzdrowiciel może chcieć ją zabrać, ale miała nadzieję, że jej dolegliwości okażą się na tyle błahe, że wystarczy parę zaklęć czy eliksirów leczniczych, żeby przywrócić ją do normalności.
Przez krótką chwilę patrzyli na siebie, a Lyra przyjmowała do wiadomości, że wcale jej się nie przyśnił, a wrócił naprawdę. I chyba trochę za bardzo próbowała mu pokazać, że czuje się lepiej niż wygląda, a zbyt gwałtowne poderwanie się z łóżka skończyło się kolejną falą wymiotów. Te dręczyły ją od jakichś dwóch dni, szczególnie rano, jeszcze bardziej ją osłabiając.
- Przepraszam... – powiedziała cicho do męża. Pod ciężarem jego wyrzutów skuliła się w sobie, a w jej oczach błysnęły łzy. Mimo że przed mężem starała się udawać, że to nic takiego, tak naprawdę bała się swojego obecnego stanu, zwłaszcza że nie wiedziała, czym był spowodowany. Kiedy Glaucus przyłożył dłonie do jej rozpalonych policzków, jęknęła. Na pewno mógł łatwo wyczuć, jakie były gorące.
- Nie chciałam cię martwić... Zresztą... to trwa dopiero od paru dni. Zanim list by do ciebie dotarł, pewnie byłoby po wszystkim... Tak myślałam – wyjaśniła, sięgając ręką do jego dłoni i lekko zaciskając na niej drobne palce. – Nie wzywałam – przyznała po chwili wahania. Zwlekała z tym, bo czuła pewien lęk przed uzdrowicielami i procedurami leczniczymi, wciąż tkwił w niej uraz po długim pobycie w Mungu po trafieniu klątwą. Wolała poczekać, aż jej stan sam ustąpi, chociaż pewnie gdyby tak się nie stało, w końcu zdecydowałaby się kogoś powiadomić. – To naprawdę konieczne, Glaucusie? – westchnęła, ale najwyraźniej była mocno przejęta tym wszystkim, bo nie zaczęła protestować. Wyglądała raczej na pogodzoną z tym, że ktoś powinien ją obejrzeć. Może przyczyna rzeczywiście tkwiła w eliksirze, jaki zażywała w ostatnim czasie?
Pełna zrezygnowania opadła z powrotem na pościel, nie odwracając jednak spojrzenia od swojego męża siedzącego przy jej łóżku. W pewnym sensie czuła się przyjemnie poruszona tym, że zainteresował się jej stanem i troszczył się o nią. Tak, jak w dawnych czasach troszczyła się o nią matka. Znowu odnalazła jego dłoń.
- Co, jeśli będą chcieli mnie zabrać? – zapytała drżącym głosem, a w zielonych oczach błysnęła panika. Bała się tego, że wezwany uzdrowiciel może chcieć ją zabrać, ale miała nadzieję, że jej dolegliwości okażą się na tyle błahe, że wystarczy parę zaklęć czy eliksirów leczniczych, żeby przywrócić ją do normalności.
come on look into the expanse and breath all these around come on don’t be afraid to look don’t be afraid
to look at distance
Też wyobrażałem to sobie zupełnie inaczej. Przede wszystkim nie chciałem, by Lyrę rozkładała jakaś paskudna, nieznana mi choroba. Nawet jeśliby spała, to nie stałoby się nic złego; tej niedyspozycji przemilczeć jednak nie mogłem. Bardzo mnie ona martwiła. Głównie to, że nie znałem jej przyczyny. Znając ją dużo łatwiej podjąć leczenie. Może ta zmiana eliksirów tak mocno jej zaszkodziła? Przyglądałem się jej uważnie, oglądając z każdej strony. Badałem dłońmi temperaturę jej ciała szybko stwierdzając, że nie wyglądało to najlepiej. Westchnąłem. Nie chciałem jej denerwować, ani zasmucać. Wyglądała jak półtorej nieszczęścia, a się na dokładkę zdenerwowałem. Znów pogładziłem jej włosy.
- Już dobrze, spokojnie – powiedziałem z wyraźną skruchą w głosie. – Połóż się – poprosiłem, okrywając ją kołdrą. W myślach wertowałem wszystkie znane mi nazwiska uzdrowicieli, ale szybko zorientowałem się, że tylko do jednego tak naprawdę żywię zaufanie. Adrien jest świetnym specjalistą, przy nim na pewno nic jej nie będzie, a diagnoza zostanie postawiona sprawnie oraz bezbłędnie. W dodatku to on przepisał jej nową terapię eliksiralną, z pewnością będzie wiedział co poszło nie tak. Żałowałem, że nie mogłem wrócić wcześniej, skoro to trwa parę dni. Mogłem zareagować wcześniej.
- Musisz mi mówić lub pisać takie rzeczy – zacząłem. – Trzeba było już następnego dnia poprosić o wizytę – dodałem szybko. Kto wie co ten wirus zdążył już napsuć w jej ciele? Zawsze lepiej zacząć walkę szybciej, by mierzyć się z lżejszymi konsekwencjami. Teraz mogło być już za późno. Nie powiedziałem tego jednak na głos, nie chciałem jej jeszcze bardziej denerwować. Widziałem, że bardzo się przejmuje i boi swoim stanem. Ścisnąłem jej rękę chcąc dodać jej otuchy.
- To konieczne – przytaknąłem. – Jeżeli będzie trzeba, to tak zrobimy. Twoje zdrowie jest najważniejsze. Nie bój się, będzie dobrze. – Próbowałem ją uspokoić. – Wezwę Adriena – powiedziałem nagle, odsuwając się. Podszedłem do okna, które otworzyłem i wezwałem sowę. W międzyczasie napisałem krótki list do uzdrowiciela i wypuściłem Kapitana wolno. Chwilę jeszcze patrzyłem jak odlatuje, a potem zamknąłem okno i wróciłem do Lyry. Miałem zamiar trzymać ją za rękę do czasu jego przybycia.
- Już dobrze, spokojnie – powiedziałem z wyraźną skruchą w głosie. – Połóż się – poprosiłem, okrywając ją kołdrą. W myślach wertowałem wszystkie znane mi nazwiska uzdrowicieli, ale szybko zorientowałem się, że tylko do jednego tak naprawdę żywię zaufanie. Adrien jest świetnym specjalistą, przy nim na pewno nic jej nie będzie, a diagnoza zostanie postawiona sprawnie oraz bezbłędnie. W dodatku to on przepisał jej nową terapię eliksiralną, z pewnością będzie wiedział co poszło nie tak. Żałowałem, że nie mogłem wrócić wcześniej, skoro to trwa parę dni. Mogłem zareagować wcześniej.
- Musisz mi mówić lub pisać takie rzeczy – zacząłem. – Trzeba było już następnego dnia poprosić o wizytę – dodałem szybko. Kto wie co ten wirus zdążył już napsuć w jej ciele? Zawsze lepiej zacząć walkę szybciej, by mierzyć się z lżejszymi konsekwencjami. Teraz mogło być już za późno. Nie powiedziałem tego jednak na głos, nie chciałem jej jeszcze bardziej denerwować. Widziałem, że bardzo się przejmuje i boi swoim stanem. Ścisnąłem jej rękę chcąc dodać jej otuchy.
- To konieczne – przytaknąłem. – Jeżeli będzie trzeba, to tak zrobimy. Twoje zdrowie jest najważniejsze. Nie bój się, będzie dobrze. – Próbowałem ją uspokoić. – Wezwę Adriena – powiedziałem nagle, odsuwając się. Podszedłem do okna, które otworzyłem i wezwałem sowę. W międzyczasie napisałem krótki list do uzdrowiciela i wypuściłem Kapitana wolno. Chwilę jeszcze patrzyłem jak odlatuje, a potem zamknąłem okno i wróciłem do Lyry. Miałem zamiar trzymać ją za rękę do czasu jego przybycia.
i'm a storm with skin
Glaucus Travers
Zawód : żeglarz
Wiek : 31
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
Kiedy rum zaszumi w głowie cały świat nabiera treści, wtedy chętniej słucha człowiek morskich opowieści!
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Niestety, najwyraźniej czasami życie lubiło popsuć piękne plany. Lyra nie pierwszy raz w życiu się o tym przekonała. Wyczekiwany powrót Glaucusa został zmącony przez jej tajemniczą chorobę, która najwyraźniej mocno zmartwiła jej męża. A widząc niepokój malujący się na jego twarzy, sama także zaczęła czuć się jeszcze bardziej niepewnie. Dotykając jej twarzy i włosów na pewno mógł łatwo wyczuć, jak drżała. Była wyraźnie niespokojna, na co zareagowały również jej włosy, które zaczęły szybko zmieniać kolory.
Położyła się jednak i pozwoliła, żeby Glaucus okrył ją kołdrą. Westchnęła cicho, wtulając się w miękki, ciepły materiał, chociaż jeszcze przez dłuższą chwilę czuła targające nią dreszcze.
- Wiem, przepraszam. Naprawdę nie chciałam cię niepokoić... Myślałam, że to chwilowe i samo ustąpi. To było lekkomyślne z mojej strony – Tak jej się wydawało, ale mimo to stan utrzymywał się od kilku dni, chociaż Lyra odstawiła eliksir, który posądzała o takie skutki uboczne. Skoro jednak Glaucus, zobaczywszy ją, nalegał, że powinien zobaczyć ją uzdrowiciel, nie pozostało jej nic innego, niż po prostu się na to zgodzić. Niezależnie od tego, co mogła myśleć, wiedziała, że miał rację i nierozsądnym było dłużej zwlekać.
Ścisnęła podsuniętą jej dłoń męża. Jęknęła cicho, słysząc jego słowa, a w jej oczach błysnął strach, ale po chwili znowu pokiwała głową. Zgadzała się.
- No... dobrze – powiedziała cichutko, po czym poprosiła jeszcze: – Zostaniesz ze mną, póki nie przyjdzie?
Patrzyła, jak mąż pisze liścik, który następnie podsunął swojej sowie, a gdy tylko ta odleciała, wrócił na swoje miejsce przy jej łóżku. Lyra znowu złapała jego rękę, czując, że przy nim mniej bała się czekającego ją spotkania z uzdrowicielem i wieści o swoim stanie.
- Dziękuję, Glaucusie – szepnęła jeszcze. Była mu wdzięczna za to, że tu był, że się martwił. Na chwilę podchwyciła jego spojrzenie, po czym przymknęła lekko oczy, palce wciąż kurczowo zaciskając na jego ciepłej dłoni.
Teraz pozostawało im czekać.
Położyła się jednak i pozwoliła, żeby Glaucus okrył ją kołdrą. Westchnęła cicho, wtulając się w miękki, ciepły materiał, chociaż jeszcze przez dłuższą chwilę czuła targające nią dreszcze.
- Wiem, przepraszam. Naprawdę nie chciałam cię niepokoić... Myślałam, że to chwilowe i samo ustąpi. To było lekkomyślne z mojej strony – Tak jej się wydawało, ale mimo to stan utrzymywał się od kilku dni, chociaż Lyra odstawiła eliksir, który posądzała o takie skutki uboczne. Skoro jednak Glaucus, zobaczywszy ją, nalegał, że powinien zobaczyć ją uzdrowiciel, nie pozostało jej nic innego, niż po prostu się na to zgodzić. Niezależnie od tego, co mogła myśleć, wiedziała, że miał rację i nierozsądnym było dłużej zwlekać.
Ścisnęła podsuniętą jej dłoń męża. Jęknęła cicho, słysząc jego słowa, a w jej oczach błysnął strach, ale po chwili znowu pokiwała głową. Zgadzała się.
- No... dobrze – powiedziała cichutko, po czym poprosiła jeszcze: – Zostaniesz ze mną, póki nie przyjdzie?
Patrzyła, jak mąż pisze liścik, który następnie podsunął swojej sowie, a gdy tylko ta odleciała, wrócił na swoje miejsce przy jej łóżku. Lyra znowu złapała jego rękę, czując, że przy nim mniej bała się czekającego ją spotkania z uzdrowicielem i wieści o swoim stanie.
- Dziękuję, Glaucusie – szepnęła jeszcze. Była mu wdzięczna za to, że tu był, że się martwił. Na chwilę podchwyciła jego spojrzenie, po czym przymknęła lekko oczy, palce wciąż kurczowo zaciskając na jego ciepłej dłoni.
Teraz pozostawało im czekać.
come on look into the expanse and breath all these around come on don’t be afraid to look don’t be afraid
to look at distance
Życie pełne jest niespodzianek. Zazwyczaj bardzo je lubiłem, ale jak każdy, wolę te przyjemne wydarzenia. Nieznana choroba Lyry nie zaliczała się do listy wyczekiwanych momentów. To spowodowało moje zmartwienie. Nie potrafiłem go ukryć, choć tak bez wątpienia byłoby dla niej lepiej. Widziałem, że i ona zaczęła się przejmować swoim stanem widząc moją troskę. Niestety nie umiałem inaczej. Bardzo ciężko przychodziło mi ukrywanie jakichkolwiek uczuć, nawet jeśli nie do końca byłem w stanie je rozpoznać. Jedno z drugim nie miało niestety nic wspólnego. Westchnąłem, starając się w ramach zadośćuczynienia zadbać o komfort żony. Ścisnąłem jej rękę nie wiedząc już jak bardziej mógłbym jej pomóc. Na miejsce musi przybyć Adrien i uratować nieszczęsną sytuację w Norfolk. Dziwnie cichego. Nawet kota nie potrafiłem nigdzie wypatrzyć, o słyszeniu miauknięcia nie było mowy. Woda za oknem też wydawała się być dziwacznie spokojna, bo przez nieszczelności w oknach na darmo było nasłuchiwać szumu fal.
- Pamiętaj o tym na przyszłość – odparłem lakonicznie, ale ciepło. Nie chciałem wzbudzać w niej poczucia winy, a jedynie skłonić do przemyślenia tej sprawy. Niekoniecznie teraz. Warunki nie były do tego odpowiednie. Wolną ręką pogładziłem jej zmieniające kolor włosy zastanawiając się jak długo zejdzie Adrienowi przybycie aż tutaj. Sekundy oraz minuty dłużyły się nieubłaganie. – Oczywiście, że zostanę – stwierdziłem już spokojniejszy. Pozornie, bo przecież dalej odczuwałem kotłujące się w sobie obawy oraz nerwy spowodowane niewiedzą, bezczynnością i bezradnością.
- Nie ma za co – skwitowałem krótko, nie wiedząc nawet dlaczego to powiedziała. Nie było w tym nic nadzwyczajnego, że mąż martwi się o żonę i chce przy niej zostać w trudnych chwilach.
- Widziałem syreny. Siedziały na kamieniach – zacząłem opowieść, by trochę ukrócić nam moment oczekiwania. – Rzuciliśmy na siebie zaklęcia ogłuszające. Tylko kucharz zajęty obiadem zapomniał. Jak wyleciał spod pokładu chcąc płynąć do kobiet dźwięcznie śpiewających blisko brzegu… trzymaliśmy go za nogi przewieszonego przez burtę. Coś strasznego, mieliśmy problem z utrzymaniem go. Dopiero kiedy jednemu z nas udało się go wyciszyć, opamiętał się i wciągnęliśmy go z powrotem na pokład. W zamian przyrządził nam pyszną ramorę – opowiadałem dalej, nie kryjąc mimo wszystko rozbawienia wymalowanego na twarzy, wywołanego tymi wspomnieniami. – Ten klient z Grecji to równy człowiek. Pozwolił nam dosiąść swoich hipokampusów. Woda była okropnie zimna, ale jazda i tak była wspaniała – dodałem jeszcze, zmieniając trochę temat.
- Pamiętaj o tym na przyszłość – odparłem lakonicznie, ale ciepło. Nie chciałem wzbudzać w niej poczucia winy, a jedynie skłonić do przemyślenia tej sprawy. Niekoniecznie teraz. Warunki nie były do tego odpowiednie. Wolną ręką pogładziłem jej zmieniające kolor włosy zastanawiając się jak długo zejdzie Adrienowi przybycie aż tutaj. Sekundy oraz minuty dłużyły się nieubłaganie. – Oczywiście, że zostanę – stwierdziłem już spokojniejszy. Pozornie, bo przecież dalej odczuwałem kotłujące się w sobie obawy oraz nerwy spowodowane niewiedzą, bezczynnością i bezradnością.
- Nie ma za co – skwitowałem krótko, nie wiedząc nawet dlaczego to powiedziała. Nie było w tym nic nadzwyczajnego, że mąż martwi się o żonę i chce przy niej zostać w trudnych chwilach.
- Widziałem syreny. Siedziały na kamieniach – zacząłem opowieść, by trochę ukrócić nam moment oczekiwania. – Rzuciliśmy na siebie zaklęcia ogłuszające. Tylko kucharz zajęty obiadem zapomniał. Jak wyleciał spod pokładu chcąc płynąć do kobiet dźwięcznie śpiewających blisko brzegu… trzymaliśmy go za nogi przewieszonego przez burtę. Coś strasznego, mieliśmy problem z utrzymaniem go. Dopiero kiedy jednemu z nas udało się go wyciszyć, opamiętał się i wciągnęliśmy go z powrotem na pokład. W zamian przyrządził nam pyszną ramorę – opowiadałem dalej, nie kryjąc mimo wszystko rozbawienia wymalowanego na twarzy, wywołanego tymi wspomnieniami. – Ten klient z Grecji to równy człowiek. Pozwolił nam dosiąść swoich hipokampusów. Woda była okropnie zimna, ale jazda i tak była wspaniała – dodałem jeszcze, zmieniając trochę temat.
i'm a storm with skin
Glaucus Travers
Zawód : żeglarz
Wiek : 31
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
Kiedy rum zaszumi w głowie cały świat nabiera treści, wtedy chętniej słucha człowiek morskich opowieści!
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Zawód uzdrowiciela niewątpliwie należał do prestiżowych. Tytuł wzbudzał szacunek bo wiele należało poświęcić by go zdobyć, lecz prócz tego - niewątpliwie również należał do grona tych dochodowych. Adrien jednak nie zdecydował się na taką, a nie inną ścieżkę z powodów tak trywialnych. Nie potrzebował rozgłosu czy też pieniędzy - przyświecała mu idea, własna ambicja. Był oddany chorym i oferował im swój czas i wiedzę bez względu na ich status oraz poglądy. Ze strapieniem przyglądał się jednak nadchodzącym zmianom, które wprowadziły chaos do Munga wraz z początkiem kwietnia. Te pogłębiły rozłam polityczny panujący wśród załogi sprawiając, że to co nie powinno mieć wpływu na pracę zaczynało ją mieć, a przecież w grę wchodziło życie. Takie istotne było to czy należało do czarodzieja pochodzenia mugolskiego?
Z pewnym uradowaniem powitał więc sowę informująca go o potrzebie skontrolowania stanu panienki Travis, który uległ nieoczekiwanemu pogorszeniu. Przed opuszczeniem gabinetu wydał jeszcze kilka nakazów i z satysfakcja minął kolejnego uzdrowiciela chcącego skarżyć się na towarzysza po fachu. Poinformował w recepcji gdzie go można znaleźć i za ile powinien wrócić, informując przy tym, że w razie konieczności powinni kierować problem do jego zastępcy. Następnie w towarzystwie swojej asystentki teleportował się za pomocą jej umiejętności do dworku w Norfolk. Służba wpuściła go na hol, gdzie nakazał towarzyszącej mu asystentce czekać na niego, a sam pozwolił się prowadzić skrzatowi, który zaanonsował jego przybycie przed tym jak go wpuszczono do rzeczonej sypialni.
- Witam - skinął głową i przywdział uśmiech uprzejmości zatrzymując się w pokoju na kilka kroków po tym, jak minął drzwi. Wzrokiem pobiegł w sposób naturalny ku leżącej w łóżku Lyrze od razu dostrzegając jej bladość. Zaniepokoił się.
- Można...? - prosił o przyzwolenie na podejście, które było raczej formalnością, niemniej w obecności małżonka, będąc w jego domu nie wypadało postąpić inaczej
Z pewnym uradowaniem powitał więc sowę informująca go o potrzebie skontrolowania stanu panienki Travis, który uległ nieoczekiwanemu pogorszeniu. Przed opuszczeniem gabinetu wydał jeszcze kilka nakazów i z satysfakcja minął kolejnego uzdrowiciela chcącego skarżyć się na towarzysza po fachu. Poinformował w recepcji gdzie go można znaleźć i za ile powinien wrócić, informując przy tym, że w razie konieczności powinni kierować problem do jego zastępcy. Następnie w towarzystwie swojej asystentki teleportował się za pomocą jej umiejętności do dworku w Norfolk. Służba wpuściła go na hol, gdzie nakazał towarzyszącej mu asystentce czekać na niego, a sam pozwolił się prowadzić skrzatowi, który zaanonsował jego przybycie przed tym jak go wpuszczono do rzeczonej sypialni.
- Witam - skinął głową i przywdział uśmiech uprzejmości zatrzymując się w pokoju na kilka kroków po tym, jak minął drzwi. Wzrokiem pobiegł w sposób naturalny ku leżącej w łóżku Lyrze od razu dostrzegając jej bladość. Zaniepokoił się.
- Można...? - prosił o przyzwolenie na podejście, które było raczej formalnością, niemniej w obecności małżonka, będąc w jego domu nie wypadało postąpić inaczej
Adrien Carrow
Zawód : Ordynator oddziału Zakażeń Magicznych
Wiek : 46
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
Wznosić się i upadać jest rzeczą ludzką. Ważne jest by nie bać się na nowo rozkładać swych skrzydeł i sięgać wyżej.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Uspokojona obecnością męża, Lyra powoli zaczęła się rozluźniać. Leżała wygodnie w pościeli, trzymając męża za rękę i wpatrując się w niego spod półprzymkniętych powiek. Skinęła głową, że zapamięta, choć miała nadzieję, że nie będzie musiała powiadamiać go o czymś takim.
W oczekiwaniu na przybycie wezwanego uzdrowiciela Glaucus postanowił umilić jej czas opowieściami o swojej podróży. Lyra słuchała go z uwagą; kto jak kto, ale Glaucus naprawdę miał talent do snucia opowieści. Była zresztą bardzo ciekawa jego przeżyć z wyprawy i pewnie gdyby nie jej tajemnicza choroba, zapewne siedzieliby teraz w salonie, rozmawiając i oglądając magiczne fotografie, które (miała nadzieję) dla niej zrobił. Najważniejsza była dla niej jego obecność, a słysząc opowieść o syrenach, mimowolnie się uśmiechnęła, chociaż członkom załogi pewnie wcale nie było tak wesoło, kiedy musieli opierać się magii syreniego śpiewu. A może była to kwestia tego, jak przedstawił to Glaucus?
- To dobrze, że wszystko pomyślnie się skończyło – powiedziała. Jej głos wciąż brzmiał nieco słabo, ale raźniej. – Chociaż pewnie najedliście się strachu. Ja pewnie bym się bała, chociaż... syreny działają tylko na mężczyzn, prawda? Tak, jak magia wili? – Akurat Glaucus z pewnością wiedział o wilach sporo, skoro jego matka i siostry miały w sobie ich krew. – Zimna? To Grecja nie jest gorącym krajem? – zapytała po chwili; wyobrażała sobie tę krainę jako niezwykle gorącą i suchą, o ciepłym, przejrzystym morzu i zawsze błękitnym niebie. A ile w jej wyobrażeniach było prawdy? Nie wiadomo. – Mam nadzieję, że udało ci się zrobić to, co planowałeś... Ale najważniejsze, że wróciłeś cały i zdrowy.
Wyciągnęła wolną dłoń i przelotnie musnęła nią jego policzek. Słuchając jego opowieści i rozmawiając z nim, na chwilę zapomniała o złym samopoczuciu i strachu. Jakiś czas później w sypialni pojawił się jednak skrzat, informując o pojawieniu się uzdrowiciela Carrowa, który po chwili wszedł do sypialni Lyry.
W odpowiedzi na jego pytanie dziewczyna zerknęła na męża, po czym skinęła głową, pozwalając, żeby do niej podszedł. Chciała mieć to wszystko za sobą, w nadziei, że uzdrowiciel poradzi coś na jej dolegliwości.
- W ostatnich dniach nie czułam się najlepiej – zaczęła, pod kołdrą ściskając dłoń męża, chociaż jej oczy były utkwione w Adrienie. – Glaucus nalegał, że ktoś powinien mnie obejrzeć. Ale mam nadzieję... że to nic poważnego.
Spojrzała na niego niepewnym wzrokiem. Może niedługo się dowiedzą.
W oczekiwaniu na przybycie wezwanego uzdrowiciela Glaucus postanowił umilić jej czas opowieściami o swojej podróży. Lyra słuchała go z uwagą; kto jak kto, ale Glaucus naprawdę miał talent do snucia opowieści. Była zresztą bardzo ciekawa jego przeżyć z wyprawy i pewnie gdyby nie jej tajemnicza choroba, zapewne siedzieliby teraz w salonie, rozmawiając i oglądając magiczne fotografie, które (miała nadzieję) dla niej zrobił. Najważniejsza była dla niej jego obecność, a słysząc opowieść o syrenach, mimowolnie się uśmiechnęła, chociaż członkom załogi pewnie wcale nie było tak wesoło, kiedy musieli opierać się magii syreniego śpiewu. A może była to kwestia tego, jak przedstawił to Glaucus?
- To dobrze, że wszystko pomyślnie się skończyło – powiedziała. Jej głos wciąż brzmiał nieco słabo, ale raźniej. – Chociaż pewnie najedliście się strachu. Ja pewnie bym się bała, chociaż... syreny działają tylko na mężczyzn, prawda? Tak, jak magia wili? – Akurat Glaucus z pewnością wiedział o wilach sporo, skoro jego matka i siostry miały w sobie ich krew. – Zimna? To Grecja nie jest gorącym krajem? – zapytała po chwili; wyobrażała sobie tę krainę jako niezwykle gorącą i suchą, o ciepłym, przejrzystym morzu i zawsze błękitnym niebie. A ile w jej wyobrażeniach było prawdy? Nie wiadomo. – Mam nadzieję, że udało ci się zrobić to, co planowałeś... Ale najważniejsze, że wróciłeś cały i zdrowy.
Wyciągnęła wolną dłoń i przelotnie musnęła nią jego policzek. Słuchając jego opowieści i rozmawiając z nim, na chwilę zapomniała o złym samopoczuciu i strachu. Jakiś czas później w sypialni pojawił się jednak skrzat, informując o pojawieniu się uzdrowiciela Carrowa, który po chwili wszedł do sypialni Lyry.
W odpowiedzi na jego pytanie dziewczyna zerknęła na męża, po czym skinęła głową, pozwalając, żeby do niej podszedł. Chciała mieć to wszystko za sobą, w nadziei, że uzdrowiciel poradzi coś na jej dolegliwości.
- W ostatnich dniach nie czułam się najlepiej – zaczęła, pod kołdrą ściskając dłoń męża, chociaż jej oczy były utkwione w Adrienie. – Glaucus nalegał, że ktoś powinien mnie obejrzeć. Ale mam nadzieję... że to nic poważnego.
Spojrzała na niego niepewnym wzrokiem. Może niedługo się dowiedzą.
come on look into the expanse and breath all these around come on don’t be afraid to look don’t be afraid
to look at distance
To były jedynie strzępki opowieści, raczej powiedziane w dużym skrócie. Nie chciałem się nad tym rozwodzić w tej konkretnej chwili wiedząc, że większość szczegółów Lyra po prostu zapomni. Nie z powodu złej woli, a złego samopoczucia niesprzyjającego zapamiętywaniu. Z drugiej strony nie chciałem siedzieć w milczeniu, a nawet tak oszczędne w treść relacje z podróży mogłyby ją zaciekawić na tyle, że na chwile zbagatelizowałaby swój stan. Uśmiechnąłem się do niej, w którymś momencie odgarniając kosmyki włosów z czoła. Starałem się nie okazywać własnych emocji oraz strachu, ale to było trudnym zadaniem. Czas bardzo mi się dłużył w oczekiwaniu na Adriena, ale to normalne, że najpewniej zaskoczony przez mój list nie rzuci nagle wszystkich obowiązków w kilka chwil po to, by przybyć do Norfolk. Musiałem uzbroić się w cierpliwość. Snucie wspomnień trochę mnie odwiodło od nieprzyjemnych myśli.
- To prawda, było trochę strachu – odparłem lekko zamyślony z powodu odtwarzania tej historii w myśli. – Tylko mężczyźni są podatni na ich śpiew, ale zaatakowałyby też kobiety, gdyby te do nich podpłynęły – dopowiedziałem. Przynajmniej takie miałem informacje teoretyczne. Nigdy nie próbowałem tego w praktyce, a i nie pływałem zbyt wiele z samymi kobietami, przynajmniej nie w towarzystwie nadbrzeżnych syren. Moje rozmyślania przerwało kolejne pytanie Lyry, na które musiałem się zaśmiać.
- Nie jest tam gorąco przez cały rok. Temperatura wody w marcu oraz kwietniu to czternaście-piętnaście stopni Celsjusza, powietrza raczej nie dochodzi do dwudziestu. To jednak zimno jak na jazdę na hipokampusach – wyjaśniłem spokojnie, nadal trzymając ją za rękę. – Tak, raczej tak – przytaknąłem jeszcze zanim skrzat zaanonsował przybycie uzdrowiciela. Uspokoiłem się nieco ze świadomością, że rudzielec będzie teraz pod dobrą opieką.
Kiedy mężczyzna stanął w drzwiach, ścisnąłem jej dłoń po raz ostatni; cmoknąłem ją krótko w rozpalone czoło, a potem przywitałem się z Adrienem uściskiem dłoni.
- Witaj. Zajmij się nią najlepiej jak potrafisz. Skrzat jest do twojej dyspozycji jeśli czegoś byś potrzebował – powiedziałem w formie wstępu. Skrzatowi też poleciłem słuchanie poleceń lorda Carrowa, a po wyrażeniu chęci powiadomienia mnie o końcu badań, wyszedłem na korytarz.
- To prawda, było trochę strachu – odparłem lekko zamyślony z powodu odtwarzania tej historii w myśli. – Tylko mężczyźni są podatni na ich śpiew, ale zaatakowałyby też kobiety, gdyby te do nich podpłynęły – dopowiedziałem. Przynajmniej takie miałem informacje teoretyczne. Nigdy nie próbowałem tego w praktyce, a i nie pływałem zbyt wiele z samymi kobietami, przynajmniej nie w towarzystwie nadbrzeżnych syren. Moje rozmyślania przerwało kolejne pytanie Lyry, na które musiałem się zaśmiać.
- Nie jest tam gorąco przez cały rok. Temperatura wody w marcu oraz kwietniu to czternaście-piętnaście stopni Celsjusza, powietrza raczej nie dochodzi do dwudziestu. To jednak zimno jak na jazdę na hipokampusach – wyjaśniłem spokojnie, nadal trzymając ją za rękę. – Tak, raczej tak – przytaknąłem jeszcze zanim skrzat zaanonsował przybycie uzdrowiciela. Uspokoiłem się nieco ze świadomością, że rudzielec będzie teraz pod dobrą opieką.
Kiedy mężczyzna stanął w drzwiach, ścisnąłem jej dłoń po raz ostatni; cmoknąłem ją krótko w rozpalone czoło, a potem przywitałem się z Adrienem uściskiem dłoni.
- Witaj. Zajmij się nią najlepiej jak potrafisz. Skrzat jest do twojej dyspozycji jeśli czegoś byś potrzebował – powiedziałem w formie wstępu. Skrzatowi też poleciłem słuchanie poleceń lorda Carrowa, a po wyrażeniu chęci powiadomienia mnie o końcu badań, wyszedłem na korytarz.
i'm a storm with skin
Glaucus Travers
Zawód : żeglarz
Wiek : 31
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
Kiedy rum zaszumi w głowie cały świat nabiera treści, wtedy chętniej słucha człowiek morskich opowieści!
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Strona 2 z 4 • 1, 2, 3, 4
Sypialnia Lyry
Szybka odpowiedź