Salon
Strona 1 z 5 • 1, 2, 3, 4, 5
AutorWiadomość
Salon
Przestronny, ciepły i jasny salon na parterze posiadłości, miejsce do przyjmowania gości. Podobnie jak w jadalni, na ścianach i regałach można znaleźć rozmaite pamiątki z różnych zakątków świata, portrety oraz rzeźbiony kominek, w pobliżu którego znajdują się fotele, kanapa i ciężki, staroświecki stół. Na wyłożonej parkietem podłodze znajduje się gruby, wzorzysty dywan. Pomieszczenie jest utrzymane w rodowej kolorystyce.
Na salon nałożone jest zaklęcie Muffliato
[bylobrzydkobedzieladnie]
come on look into the expanse and breath all these around come on don’t be afraid to look don’t be afraid
to look at distance
Ostatnio zmieniony przez Lyra Travers dnia 08.08.17 0:58, w całości zmieniany 2 razy
| 1 stycznia 1956
To zdecydowanie nie było dla Lyry najbardziej udane zakończenie roku. Było pewne, że makabryczny widok, jaki ukazał jej się w sali balowej, na długo pozostanie w jej pamięci. Może nawet na zawsze. Zamiast beztroskiej zabawy doczekali się prawdziwej makabry. Ozdobna podłoga sali była pokryta krwią wypływającą powoli spod poranionych ciał nestorów rodów oraz młodego małżeństwa Bulstrode. Dla delikatnego dziewczątka tajemnicą było, kto i w jakim celu ich zabił i do tego stopnia sponiewierał ich ciała, pozostawiając w miejscu, gdzie mieli bawić się uczestnicy sabatu. Zresztą, w całym tym przerażeniu i popłochu nie była w stanie nad tym myśleć, zastanawiać się kto, jak i dlaczego. Nie była w stanie myśleć, co wydarzy się dalej, jakie konsekwencje będzie to miało dla ich świata, a niewątpliwie zabicie kilku nestorów szanowanych rodów nie będzie mogło przejść bez echa.
Nie myślała o tym, skupiona tylko na krwi, na wszechogarniającym strachu. Zaraz później ogarnęła ją znajoma duszność i słabość, a krwawy widok został zastąpiony przez kojącą ciemność. Zemdlała.
Gdy otworzyła oczy, odkryła, że znajduje się w salonie posiadłości Glaucusa. Mrugając szybko i kręcąc się niespokojnie, stwierdziła, że leżała na kanapie przed płonącym kominkiem. Mimo to nie potrafiła w pełni odczuć ciepła, nadal nie potrafiąc uwolnić się od tego, co widziała. Obrazy wróciły z całą mocą, nie chcąc jej opuścić, nie pomagały nawet próby posłużenia się oklumencją, której wciąż nie opanowała w pełni.
Lyra była bezradna. Usiadła, mocno zaciskając palce na miękkim materiale granatowej kanapy. I tak po prostu zaczęła płakać, nie przejmując się tym, że zapewne nie wypadało. Musiała jednak na swój sposób uporać się z dopiero co doświadczoną traumą, pozwolić chaotycznym emocjom znaleźć swoje ujście. Nie myślała jeszcze o tym, co nadal działo się w dworze lady Nott, skąd najwyraźniej Glaucus zabrał ją zaraz po jej zasłabnięciu i przetransportował tutaj. Żadne nie miało więc pojęcia, co z pozostałymi gośćmi, ani czy ktoś zaczął już mierzyć się ze sprawą tragicznej śmierci nestorów i małżeństwa Bulstrode. Ona i Glaucus byli w tej chwili bezpieczni, miała taką nadzieję, chociaż jeśli był ktoś, kto miał odwagę poważyć się na nestorów...
Bała się. Naprawdę się bała.
To zdecydowanie nie było dla Lyry najbardziej udane zakończenie roku. Było pewne, że makabryczny widok, jaki ukazał jej się w sali balowej, na długo pozostanie w jej pamięci. Może nawet na zawsze. Zamiast beztroskiej zabawy doczekali się prawdziwej makabry. Ozdobna podłoga sali była pokryta krwią wypływającą powoli spod poranionych ciał nestorów rodów oraz młodego małżeństwa Bulstrode. Dla delikatnego dziewczątka tajemnicą było, kto i w jakim celu ich zabił i do tego stopnia sponiewierał ich ciała, pozostawiając w miejscu, gdzie mieli bawić się uczestnicy sabatu. Zresztą, w całym tym przerażeniu i popłochu nie była w stanie nad tym myśleć, zastanawiać się kto, jak i dlaczego. Nie była w stanie myśleć, co wydarzy się dalej, jakie konsekwencje będzie to miało dla ich świata, a niewątpliwie zabicie kilku nestorów szanowanych rodów nie będzie mogło przejść bez echa.
Nie myślała o tym, skupiona tylko na krwi, na wszechogarniającym strachu. Zaraz później ogarnęła ją znajoma duszność i słabość, a krwawy widok został zastąpiony przez kojącą ciemność. Zemdlała.
Gdy otworzyła oczy, odkryła, że znajduje się w salonie posiadłości Glaucusa. Mrugając szybko i kręcąc się niespokojnie, stwierdziła, że leżała na kanapie przed płonącym kominkiem. Mimo to nie potrafiła w pełni odczuć ciepła, nadal nie potrafiąc uwolnić się od tego, co widziała. Obrazy wróciły z całą mocą, nie chcąc jej opuścić, nie pomagały nawet próby posłużenia się oklumencją, której wciąż nie opanowała w pełni.
Lyra była bezradna. Usiadła, mocno zaciskając palce na miękkim materiale granatowej kanapy. I tak po prostu zaczęła płakać, nie przejmując się tym, że zapewne nie wypadało. Musiała jednak na swój sposób uporać się z dopiero co doświadczoną traumą, pozwolić chaotycznym emocjom znaleźć swoje ujście. Nie myślała jeszcze o tym, co nadal działo się w dworze lady Nott, skąd najwyraźniej Glaucus zabrał ją zaraz po jej zasłabnięciu i przetransportował tutaj. Żadne nie miało więc pojęcia, co z pozostałymi gośćmi, ani czy ktoś zaczął już mierzyć się ze sprawą tragicznej śmierci nestorów i małżeństwa Bulstrode. Ona i Glaucus byli w tej chwili bezpieczni, miała taką nadzieję, chociaż jeśli był ktoś, kto miał odwagę poważyć się na nestorów...
Bała się. Naprawdę się bała.
come on look into the expanse and breath all these around come on don’t be afraid to look don’t be afraid
to look at distance
Byłem trochę roztrzęsiony. Niedokładnie wiedziałem co i jak należy zrobić, ani w jaki sposób znalazłem się z omdlałą na rękach Lyrą w naszym domu. Położyłem ją na kanapie każąc skrzatowi przynieść dzbanek wody. Otworzyłem lekko jedną z okiennic chcąc wpuścić do środka powiew powietrza, jednocześnie zapaliłem w kominku, by jego ogień dał przyjemne ciepło. Będąc już na neutralnym gruncie nabrałem więcej kontroli nad swoimi czynami, nad świadomością, do której dopuszczałem coraz więcej informacji. Bałem się. Nie o siebie; o świat magiczny, o Lyrę, o Traversów, o innych bliskich mi osobach. Lord Avery, z którym nasz ród był blisko, kuzynka i jej mąż, dopiero wtedy zaczęło to do mnie docierać. Chodziłem nerwowo po wiekowym dywanie nie mogąc usiedzieć w miejscu. Nagle przemknęło mi przez myśl, że rodziców nie było na Sabacie. Ojciec najpewniej został z chorą matką w domu. Jeszcze o niczym nie wiedział.
Napisałem do niego krótki, lakoniczny list z ponurymi wieściami. Na początku zaznaczyłem, żeby nie mówił nic matce. Nie wiedziałem prawie nic, nie oświeciłem go odnośnie przyczyn całego zajścia. Wierzyłem, że Nauplius ma lepsze kontakty z arystokratyczną kliką, dowie się na pewno czegoś więcej. Kulawe pismo zapisane drżącą ręką znalazło swoje odbicie na pergaminie. Ten chwilę później poszybował wraz z Kapitanem do adresata, zostawiając mnie w rosnącym niepokoju. Co z braćmi? Siostrą? Innymi krewnymi? Nie mogłem tam nawet zostać i w czymkolwiek pomóc. Nie miałem z kim zostawić żony. Garretta nie było, Barrego nie widziałem. Nie wiedziałem, że gdzieś wybiegł, wtedy też nie byłby w stanie zająć się siostrą. Do rodziców nie mogłem jej przenieść, matka od razu dowiedziałaby się wszystkiego, a ja tak mocno nie chciałem dokładać jej zmartwień skoro była w takim, a nie innym stanie. Zostało rodzeństwo, tylko nie wiedziałem co się z nimi działo.
Nie miałem okazji się nad tym zastanowić kiedy Lyra się ocknęła. Nie wyglądała dobrze. Zaraz usiadłem obok i objąłem ją delikatnie ramieniem. Sam byłem wstrząśnięty. Czy teraz wszyscy jesteśmy zagrożeni, zwłaszcza potomkowie zamordowanych nestorów? Żałowałem w tym momencie, że rudzielec nie jest już Weasley, może to by ją ochroniło? Przed… no właśnie, przed czym.
Rozmiękłem jeszcze bardziej kiedy zaczęła płakać. Przygarnąłem ją do siebie, mocno ściskając w ramionach i gładząc jej rękę. Starałem się być silny i nie okazywać swoich prawdziwych emocji, nie tego jej trzeba było.
- Spokojnie. Nie dam cię skrzywdzić, przecież wiesz – powiedziałem cicho. – Jak będzie trzeba to wsadzę nas na statek i odpłyniemy stąd w siną dal – dodałem, miałem nadzieję, że pocieszająco.
Napisałem do niego krótki, lakoniczny list z ponurymi wieściami. Na początku zaznaczyłem, żeby nie mówił nic matce. Nie wiedziałem prawie nic, nie oświeciłem go odnośnie przyczyn całego zajścia. Wierzyłem, że Nauplius ma lepsze kontakty z arystokratyczną kliką, dowie się na pewno czegoś więcej. Kulawe pismo zapisane drżącą ręką znalazło swoje odbicie na pergaminie. Ten chwilę później poszybował wraz z Kapitanem do adresata, zostawiając mnie w rosnącym niepokoju. Co z braćmi? Siostrą? Innymi krewnymi? Nie mogłem tam nawet zostać i w czymkolwiek pomóc. Nie miałem z kim zostawić żony. Garretta nie było, Barrego nie widziałem. Nie wiedziałem, że gdzieś wybiegł, wtedy też nie byłby w stanie zająć się siostrą. Do rodziców nie mogłem jej przenieść, matka od razu dowiedziałaby się wszystkiego, a ja tak mocno nie chciałem dokładać jej zmartwień skoro była w takim, a nie innym stanie. Zostało rodzeństwo, tylko nie wiedziałem co się z nimi działo.
Nie miałem okazji się nad tym zastanowić kiedy Lyra się ocknęła. Nie wyglądała dobrze. Zaraz usiadłem obok i objąłem ją delikatnie ramieniem. Sam byłem wstrząśnięty. Czy teraz wszyscy jesteśmy zagrożeni, zwłaszcza potomkowie zamordowanych nestorów? Żałowałem w tym momencie, że rudzielec nie jest już Weasley, może to by ją ochroniło? Przed… no właśnie, przed czym.
Rozmiękłem jeszcze bardziej kiedy zaczęła płakać. Przygarnąłem ją do siebie, mocno ściskając w ramionach i gładząc jej rękę. Starałem się być silny i nie okazywać swoich prawdziwych emocji, nie tego jej trzeba było.
- Spokojnie. Nie dam cię skrzywdzić, przecież wiesz – powiedziałem cicho. – Jak będzie trzeba to wsadzę nas na statek i odpłyniemy stąd w siną dal – dodałem, miałem nadzieję, że pocieszająco.
i'm a storm with skin
Glaucus Travers
Zawód : żeglarz
Wiek : 31
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
Kiedy rum zaszumi w głowie cały świat nabiera treści, wtedy chętniej słucha człowiek morskich opowieści!
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Był to już drugi raz, kiedy Glaucus przynosił zemdloną Lyrę do domu po jakimś przyjęciu. Gdyby nie okoliczności, zapewne poczułaby się bardzo niezręcznie, jednak zasłabnięcie było w tej chwili jej najmniejszym problemem. Znacznie poważniejszą kwestią była tragiczna śmierć nestorów i pary Bulstrode, którzy zginęli w zamkniętej sali balowej podczas sabatu, gdy w innych częściach posiadłości w najlepsze trwała zabawa. Poczuła, jak ogarnia ją dławiący strach na myśl o tym, że taka masakra rozgrywała się, kiedy ona wraz z innymi dziewczętami odpowiadała na pytania lady Nott, lub gdy krążyła po całym dworze w poszukiwaniu męża. Kto miał dość odwagi i umiejętności, by w pojedynkę pokonać sześciu czarodziejów, w tym czterech potężnych nestorów? A może stała za tym większa grupa złych czarowników pragnących ugodzić w samo serce szlacheckiego światka?
Te wszystkie myśli ugodziły Lyrę już kilka sekund po tym, jak otworzyła oczy i usiadła na kanapie, otulając się ramionami, jednak nawet to nie było w stanie sprawić, by poczuła się bezpiecznie. Dopiero pojawienie się Glaucusa na krótki moment zepchnęło strach na dalszy plan, bo na pierwszy wysunęła się ulga, że mąż był tutaj, cały i zdrowy.
- Glaucusie... – wyciągnęła do niego drżącą dłoń, gdy usiadł i otulił ją ramieniem. – To było... straszne. Jeszcze nigdy...
Urwała, zaciskając powieki, spod których nadal płynęły łzy. Wciąż była wstrząśnięta, wydawało jej się, że nadal widzi krew, że gdy tylko spojrzy na podłogę, znowu zobaczy cieknącą po niej strużkę głębokiej czerwieni. To zdecydowanie nie był odpowiedni widok dla tak wrażliwego dziewczęcia, które nade wszystko kochało piękno i dobro. Chociaż sama nie znała tych ludzi, nestora Traversów widziała w dniu ślubu, gdy błogosławił ich związek, była tym zdarzeniem prawdziwie przejęta i coraz bardziej żałowała, że nie posłuchała Garretta i Minnie, i nie udała się z nimi do Doliny Godryka.
Tylko czy to by wiele zmieniło? Chyba tylko tyle, że nie widziałaby martwych ciał w sali balowej na własne oczy. I czy Garrett w ogóle chciałby ją widzieć? Od czasu ślubu nie kontaktowali się ze sobą ani razu, a dziewczyna unikała nawet myśli o nim i o kłótni mającej miejsce przed świętami. Nawet Glaucusowi nie powiedziała o tym, co wydarzyło się w londyńskim mieszkanku na cztery dni przed ślubem.
I co powiedziałby teraz, na wieść o tym, co wydarzyło się na sabacie? Podejrzewała jednak, że to Barry go powiadomi, Barry, który również jej unikał, być może także nie potrafiąc przyjąć do wiadomości wyboru Lyry, która za sprawą małżeństwa wstąpiła do szlachetnego światka.
- Boję się, ale cieszę się, że tu jesteś, że zostałeś. Błagam, nie wracaj tam, nie chcę, żeby i tobie coś się stało – Wtuliła się w niego kurczowo, jakby wierząc, że jego ramiona naprawdę mogły ją ochronić, i że jej obecność może powstrzymać go przed powrotem do dworu Nottów. W taki sposób dawniej tuliła się do Garretta, wtedy, gdy ich relacje były jeszcze normalne i zdrowe, nie naznaczone piętnem obustronnej zdrady. – Nie rozumiem, kto i dlaczego mógł zrobić coś takiego. To przecież... Nie, nawet nie potrafię sobie tego wyobrazić. Takie rzeczy nigdy nie powinny mieć miejsca.
A jednak, z jakiegoś powodu, miały, co mogło stanowić zapowiedź, że okres spokoju w ich świecie dobiegał końca.
Te wszystkie myśli ugodziły Lyrę już kilka sekund po tym, jak otworzyła oczy i usiadła na kanapie, otulając się ramionami, jednak nawet to nie było w stanie sprawić, by poczuła się bezpiecznie. Dopiero pojawienie się Glaucusa na krótki moment zepchnęło strach na dalszy plan, bo na pierwszy wysunęła się ulga, że mąż był tutaj, cały i zdrowy.
- Glaucusie... – wyciągnęła do niego drżącą dłoń, gdy usiadł i otulił ją ramieniem. – To było... straszne. Jeszcze nigdy...
Urwała, zaciskając powieki, spod których nadal płynęły łzy. Wciąż była wstrząśnięta, wydawało jej się, że nadal widzi krew, że gdy tylko spojrzy na podłogę, znowu zobaczy cieknącą po niej strużkę głębokiej czerwieni. To zdecydowanie nie był odpowiedni widok dla tak wrażliwego dziewczęcia, które nade wszystko kochało piękno i dobro. Chociaż sama nie znała tych ludzi, nestora Traversów widziała w dniu ślubu, gdy błogosławił ich związek, była tym zdarzeniem prawdziwie przejęta i coraz bardziej żałowała, że nie posłuchała Garretta i Minnie, i nie udała się z nimi do Doliny Godryka.
Tylko czy to by wiele zmieniło? Chyba tylko tyle, że nie widziałaby martwych ciał w sali balowej na własne oczy. I czy Garrett w ogóle chciałby ją widzieć? Od czasu ślubu nie kontaktowali się ze sobą ani razu, a dziewczyna unikała nawet myśli o nim i o kłótni mającej miejsce przed świętami. Nawet Glaucusowi nie powiedziała o tym, co wydarzyło się w londyńskim mieszkanku na cztery dni przed ślubem.
I co powiedziałby teraz, na wieść o tym, co wydarzyło się na sabacie? Podejrzewała jednak, że to Barry go powiadomi, Barry, który również jej unikał, być może także nie potrafiąc przyjąć do wiadomości wyboru Lyry, która za sprawą małżeństwa wstąpiła do szlachetnego światka.
- Boję się, ale cieszę się, że tu jesteś, że zostałeś. Błagam, nie wracaj tam, nie chcę, żeby i tobie coś się stało – Wtuliła się w niego kurczowo, jakby wierząc, że jego ramiona naprawdę mogły ją ochronić, i że jej obecność może powstrzymać go przed powrotem do dworu Nottów. W taki sposób dawniej tuliła się do Garretta, wtedy, gdy ich relacje były jeszcze normalne i zdrowe, nie naznaczone piętnem obustronnej zdrady. – Nie rozumiem, kto i dlaczego mógł zrobić coś takiego. To przecież... Nie, nawet nie potrafię sobie tego wyobrazić. Takie rzeczy nigdy nie powinny mieć miejsca.
A jednak, z jakiegoś powodu, miały, co mogło stanowić zapowiedź, że okres spokoju w ich świecie dobiegał końca.
come on look into the expanse and breath all these around come on don’t be afraid to look don’t be afraid
to look at distance
Widywałem w życiu różne rzeczy, ale niczego tak okropnego. Bardziej od wymiocin zbierało mi się na wpadnięcie w panikę. Zacząłem się martwić o najbliższych, o siebie. W końcu kto wie o co chodziło szaleńcowi? Nawet, jeśli to rzeczywiście sprawka Grindewalda, to nie oznacza to, że nie chciałby wyrżnąć wszystkich czarodziei z danego rodu. To stawiało Traversów w bardzo niekorzystnej sytuacji. Lyra czy tego chciała czy nie, była już Travers. To mnie przerażało. Ta odpowiedzialność za innych, której chciałem uniknąć. Nie udało się. Z drugiej strony czy pobyt w Ameryce pozostawiając w Anglii przeświadczenie, że nie żyję, byłoby dobrym pomysłem? Wtedy nie mógłbym nic zrobić. Teraz jestem na miejscu, mógłbym coś zrobić… tylko jeszcze nie wiedziałem co. Myśli plątały się chaotycznie w mojej głowie, wyrzucając jakieś urywki pomysłów bez żadnego składu i ładu. Raz myślałem o żonie, zaraz potem o rodzinie, później o zemście na podczłowieku, który dopuścił się tak strasznego czynu. A potem witały mnie w umyśle jeszcze inne refleksje i naprawdę zacząłem się w tym gubić.
Na szczęście jedno z moich „zmartwień” było tuż obok. Bezpieczne? Chciałem w to wierzyć. Tak naprawdę to każdy w dowolnym momencie mógł się tu zjawić. Dom nie chroniło zupełnie nic. Bałem się, ale nie mogłem tego pokazać, nie jej. Płaczącej, przerażonej, bezbronnej. Zależało mi na ochronie jej przed wszystkim, to zresztą obiecałem nie tylko jej i jej rodzinie, ale też sobie. A czułem się taki bezsilny…
- Ja wiem – powiedziałem cicho. Dążyłem do tego, żeby ją uspokoić, ale wcale nie byłem pewien czy to się w ogóle uda. Nieświadomy innych problemów, które miała. Nie wiedziałem nic o Garrecie, o niczym tak naprawdę. – Wiem, ale… muszę coś zrobić. Nie mogę tak siedzieć bezczynnie, moja rodzina jest w niebezpieczeństwie. Napisałem list do ojca, może on wpadnie na jakiś pomysł. Bo ja nie mam pojęcia co teraz robić – wygadałem się, nadal głaszcząc jej rękę, nadal mocno ją trzymając. Jakby się miała zaraz rozlecieć na kawałki lub spłynąć wraz ze łzami i wsiąknąć w dywan pod nogami. – To chyba wina polityki. Ale też nie rozumiem jak można być tak podłym, wyprawnym z dobra człowiekiem. Nie zamartwiaj się tym jednak, nic ci się nie stanie, wszystko się ułoży – uspokajałem ją. Nie chciałem w głos przyznać, że teraz będzie ciężko. Że nadeszły bardzo złe czasy i że to dopiero początek. Nie mogę dokładać jej zmartwień.
Na szczęście jedno z moich „zmartwień” było tuż obok. Bezpieczne? Chciałem w to wierzyć. Tak naprawdę to każdy w dowolnym momencie mógł się tu zjawić. Dom nie chroniło zupełnie nic. Bałem się, ale nie mogłem tego pokazać, nie jej. Płaczącej, przerażonej, bezbronnej. Zależało mi na ochronie jej przed wszystkim, to zresztą obiecałem nie tylko jej i jej rodzinie, ale też sobie. A czułem się taki bezsilny…
- Ja wiem – powiedziałem cicho. Dążyłem do tego, żeby ją uspokoić, ale wcale nie byłem pewien czy to się w ogóle uda. Nieświadomy innych problemów, które miała. Nie wiedziałem nic o Garrecie, o niczym tak naprawdę. – Wiem, ale… muszę coś zrobić. Nie mogę tak siedzieć bezczynnie, moja rodzina jest w niebezpieczeństwie. Napisałem list do ojca, może on wpadnie na jakiś pomysł. Bo ja nie mam pojęcia co teraz robić – wygadałem się, nadal głaszcząc jej rękę, nadal mocno ją trzymając. Jakby się miała zaraz rozlecieć na kawałki lub spłynąć wraz ze łzami i wsiąknąć w dywan pod nogami. – To chyba wina polityki. Ale też nie rozumiem jak można być tak podłym, wyprawnym z dobra człowiekiem. Nie zamartwiaj się tym jednak, nic ci się nie stanie, wszystko się ułoży – uspokajałem ją. Nie chciałem w głos przyznać, że teraz będzie ciężko. Że nadeszły bardzo złe czasy i że to dopiero początek. Nie mogę dokładać jej zmartwień.
i'm a storm with skin
Glaucus Travers
Zawód : żeglarz
Wiek : 31
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
Kiedy rum zaszumi w głowie cały świat nabiera treści, wtedy chętniej słucha człowiek morskich opowieści!
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Lyra dawno nie czuła tak dławiącego strachu. Właściwie czuła się porównywalnie tylko dwa razy w swoim życiu: pierwszy, gdy została ugodzona klątwą na zajęciach i prawie umarła wskutek komplikacji, a drugi wtedy, gdy pod koniec lipca na Nokturnie Melanie Karkarov unieruchomiła ją i wycelowała w nią swoją różdżkę, by wykończyć ją tak jak chwilę wcześniej aurora, który ją tam zabrał. Były to dwa wydarzenia, które wzbudziły w niej ogromny strach i nawet po upływie czasu były traumą powracającą w nocnych koszmarach.
Dzisiejsze wydarzenie zapewne dołączy do nich, bo Lyra nawet teraz, będąc już daleko, w bezpiecznym miejscu, nadal nie czuła się spokojna. Drżała w objęciach męża, zaciskając powieki i widząc pod nimi obrazy krwawych plam i rozszarpanych zwłok przygniecionych zdobionym żyrandolem. Momentami miała wrażenie, że to wszystko, co działo się teraz, było po prostu kolejnym złym snem. Może wypiła za dużo alkoholu i odpłynęła już wcześniej, a teraz snuła makabryczne wizje? Niestety, nawet uparte szczypanie wnętrza dłoni nie pomagało, nie budziła się, ale też nie chciała w pełni pojąć tak przerażającej rzeczywistości. Tylko ciepłe ramiona Glaucusa wydawały się chronić ją przed popadnięciem w całkowitą panikę. W tej chwili miała tylko jego. Tylko Glaucus mógł jej teraz pomóc i służyć oparciem.
- Tylko tam nie wracaj, proszę! Co, jeśli ten ktoś nadal tam jest? – Mocno ścisnęła jego rękę, zupełnie jakby się bała, że Glaucus za chwilę wstanie i wybiegnie z salonu, by wrócić do posiadłości Nottów. Nie zamierzała puścić go samego, choćby miała uczepić się jego nóg i pozwolić, by wlókł ją za sobą po ziemi. Musiałby ją obezwładnić i zamknąć pod kluczem, żeby móc wrócić samotnie do Hampton Court i szukać sprawcy tego strasznego ataku na nestorów. W tym momencie Lyra nie martwiła się już tylko o siebie, ale również o niego, bo nie wybaczyłaby sobie, gdyby pozwoliła mu odejść, a jemu coś by się stało. W ostateczności, której wolałaby uniknąć dla ich wspólnego dobra, byłaby nawet gotowa wrócić tam z nim, nawet jeśli na widok martwych ciał znowu straciłaby przytomność.
- Może twój ojciec zdoła się czegoś dowiedzieć. Może... Och, może powinnam napisać do Garretta, jest aurorem, jeśli ktokolwiek może pomóc w takiej sprawie, to na pewno aurorzy – zauważyła, chociaż była pewna, że ktoś na pewno powiadomi aurorów, w końcu w grę wchodził czarnomagiczny atak. To wyszkoleni aurorzy powinni ścigać sprawcę, nie Glaucus, który przecież był żeglarzem, nie miał za sobą przeszkolenia aurorskiego, które mogłoby zwiększyć jego szanse wyjścia cało. Inną sprawą był jej konflikt z bratem, który wyraźnie odcinał się od szlacheckich korzeni, nie chcąc mieć styczności z tym środowiskiem. Jeszcze inną – jej strach także o brata, którego również wolałaby nie wciągać w niebezpieczeństwo. Wolała, by dalej bawił się w Dolinie Godryka, by był daleko, w bezpiecznym miejscu. – Tylko nie wiem, czy chciałby nam pomóc. Trochę się... pokłóciliśmy przed ślubem. Ale myślę, że ktoś już na pewno ich powiadomił. Tak, już na pewno ktoś próbuje dociec, kto za tym stoi – próbowała przekonać zarówno siebie, jak i męża. – Może niedługo i my się czegoś dowiemy.
A tymczasem nie odchodź, zostań, bądź bezpieczny i pozwól mi czuć się bezpiecznie.
- Też tego nie rozumiem, Glaucusie. Nie rozumiem, jak można robić takie rzeczy. Dlaczego. Po co – pokręciła ponuro głową, po czym otarła dłonią łzy. Dla niej taka przemoc była jednoznacznie zła, bez względu na motywy. Dopiero później udało jej się połączyć fakty, że nestorzy tych czterech rodów oraz rodu Bulstrode byli przeciwni działalności Grindelwalda. Tylko czy ten, po kilku latach tkwienia w Hogwarcie, zadziałałby przeciwko nim tak bezpośrednio? To wszystko wyglądało dziwnie nawet z punktu widzenia Lyry, która była młoda i nie wiedziała o tej sprawie zbyt wiele, tylko tyle, co zasłyszała niegdyś w opowieściach. Ale to już wystarczało, by się bać, bo ktokolwiek za tym stał, musiał być bardzo potężny i niezwykle pewny tego, co czynił tuż pod nosem sporej części szlacheckiego światka.
Dzisiejsze wydarzenie zapewne dołączy do nich, bo Lyra nawet teraz, będąc już daleko, w bezpiecznym miejscu, nadal nie czuła się spokojna. Drżała w objęciach męża, zaciskając powieki i widząc pod nimi obrazy krwawych plam i rozszarpanych zwłok przygniecionych zdobionym żyrandolem. Momentami miała wrażenie, że to wszystko, co działo się teraz, było po prostu kolejnym złym snem. Może wypiła za dużo alkoholu i odpłynęła już wcześniej, a teraz snuła makabryczne wizje? Niestety, nawet uparte szczypanie wnętrza dłoni nie pomagało, nie budziła się, ale też nie chciała w pełni pojąć tak przerażającej rzeczywistości. Tylko ciepłe ramiona Glaucusa wydawały się chronić ją przed popadnięciem w całkowitą panikę. W tej chwili miała tylko jego. Tylko Glaucus mógł jej teraz pomóc i służyć oparciem.
- Tylko tam nie wracaj, proszę! Co, jeśli ten ktoś nadal tam jest? – Mocno ścisnęła jego rękę, zupełnie jakby się bała, że Glaucus za chwilę wstanie i wybiegnie z salonu, by wrócić do posiadłości Nottów. Nie zamierzała puścić go samego, choćby miała uczepić się jego nóg i pozwolić, by wlókł ją za sobą po ziemi. Musiałby ją obezwładnić i zamknąć pod kluczem, żeby móc wrócić samotnie do Hampton Court i szukać sprawcy tego strasznego ataku na nestorów. W tym momencie Lyra nie martwiła się już tylko o siebie, ale również o niego, bo nie wybaczyłaby sobie, gdyby pozwoliła mu odejść, a jemu coś by się stało. W ostateczności, której wolałaby uniknąć dla ich wspólnego dobra, byłaby nawet gotowa wrócić tam z nim, nawet jeśli na widok martwych ciał znowu straciłaby przytomność.
- Może twój ojciec zdoła się czegoś dowiedzieć. Może... Och, może powinnam napisać do Garretta, jest aurorem, jeśli ktokolwiek może pomóc w takiej sprawie, to na pewno aurorzy – zauważyła, chociaż była pewna, że ktoś na pewno powiadomi aurorów, w końcu w grę wchodził czarnomagiczny atak. To wyszkoleni aurorzy powinni ścigać sprawcę, nie Glaucus, który przecież był żeglarzem, nie miał za sobą przeszkolenia aurorskiego, które mogłoby zwiększyć jego szanse wyjścia cało. Inną sprawą był jej konflikt z bratem, który wyraźnie odcinał się od szlacheckich korzeni, nie chcąc mieć styczności z tym środowiskiem. Jeszcze inną – jej strach także o brata, którego również wolałaby nie wciągać w niebezpieczeństwo. Wolała, by dalej bawił się w Dolinie Godryka, by był daleko, w bezpiecznym miejscu. – Tylko nie wiem, czy chciałby nam pomóc. Trochę się... pokłóciliśmy przed ślubem. Ale myślę, że ktoś już na pewno ich powiadomił. Tak, już na pewno ktoś próbuje dociec, kto za tym stoi – próbowała przekonać zarówno siebie, jak i męża. – Może niedługo i my się czegoś dowiemy.
A tymczasem nie odchodź, zostań, bądź bezpieczny i pozwól mi czuć się bezpiecznie.
- Też tego nie rozumiem, Glaucusie. Nie rozumiem, jak można robić takie rzeczy. Dlaczego. Po co – pokręciła ponuro głową, po czym otarła dłonią łzy. Dla niej taka przemoc była jednoznacznie zła, bez względu na motywy. Dopiero później udało jej się połączyć fakty, że nestorzy tych czterech rodów oraz rodu Bulstrode byli przeciwni działalności Grindelwalda. Tylko czy ten, po kilku latach tkwienia w Hogwarcie, zadziałałby przeciwko nim tak bezpośrednio? To wszystko wyglądało dziwnie nawet z punktu widzenia Lyry, która była młoda i nie wiedziała o tej sprawie zbyt wiele, tylko tyle, co zasłyszała niegdyś w opowieściach. Ale to już wystarczało, by się bać, bo ktokolwiek za tym stał, musiał być bardzo potężny i niezwykle pewny tego, co czynił tuż pod nosem sporej części szlacheckiego światka.
come on look into the expanse and breath all these around come on don’t be afraid to look don’t be afraid
to look at distance
Nigdy nie czułem niczego podobnego. Może miałem trochę podobny próg strachu kiedy zamordowano moją szwagierkę. Ale jak tak teraz myślę, to tamto zdarzenie nie wywarło na mnie aż takiego zdarzenia jak widok tych zmasakrowanych ciał. Dziwne, ale prawdziwe. Niechętnie wróciłem myślami do przeszłości, zwłaszcza tak niezbyt kolorowej. Pokręciłem głową z dezaprobatą dla samego siebie i wbiłem wzrok w podłogę. Ściskałem Lyrę chcąc dodać jej trochę otuchy, ale wiedziałem, że to na nic. Takiego widoku nie da się odrzucić w kilka chwil, być może nawet nigdy. Nie oczekiwałem, że nagle o wszystkim zapomni i będzie dobrze. Miałem nadzieję na choćby drobne uspokojenie nerwów po tym zdarzeniu. Dopiero po dłuższej chwili zdałem sobie sprawę z tego, że rozmową na ten temat jedynie podsycam istniejące w nas uczucia. Strachu, bólu, smutku, niedowierzania. Powinienem po prostu trwać, w milczeniu, aż zmorzyłby nas sen. Dziś, jutro czy pojutrze, bez znaczenia.
- Daj spokój, na pewno już go nie ma. Po co miałby tam siedzieć tyle czasu? W każdej chwili mogliby pojawić się aurorzy – przeszedłem w tryb zwątpienia. Wypierania ze świadomości faktu, że ten zbrodniarz mógł bezkarnie nadal kręcić się wokół posiadłości lady Nott. Widząc co zrobił (zrobili?) z czterema nestorami i jednym małżeństwem można było się spodziewać po nim wszystkiego. Gdyby jednak planował atak na większą skalę, miał do tego najlepszą sposobność właśnie dziś. Kiedy wszyscy byli otępieni alkoholem. To był jakiś znak ostrzegawczy. Powoli zaczynałem to sobie wszystko układać w głowie. Irracjonalny przestrach o cały ród Traversów powoli ustępował mniej lub bardziej logicznemu myśleniu. Opary procentów wciąż się mnie trzymały, ale w zdecydowanie mniejszym stężeniu niż wcześniej. Widok w sali balowej skutecznie mnie otrzeźwił.
- Masz rację, aurorzy na pewno się tam już zjawili – zapewniałem o tym ją, czy samego siebie? Wcale nie byłem o tym przekonany. Teraz było już po wszystkim, wątpiłem, by mogli go znaleźć w jakikolwiek sposób. W każdym razie nie zamierzałem tam wracać by walczyć z czarnoksiężnikiem lub czarnoksiężnikami. Chciałem pomóc rodzinie w tych trudnych chwilach. Może potrzebowali pomocy przy ciałach? Pragnąłem zrobić cokolwiek, byleby nie siedzieć jak ostatni idiota czekający na rzeź. Gdyby nie było Lyry w moim życiu nie siedziałbym we własnym domu bojąc się o nasze jutro. Już dawno bym coś robił. – Dlaczego się pokłóciliście? – zmieniłem temat. Koniec Grindewalda, zmasakrowanych ciał, spekulacji. Już wystarczy.
- Daj spokój, na pewno już go nie ma. Po co miałby tam siedzieć tyle czasu? W każdej chwili mogliby pojawić się aurorzy – przeszedłem w tryb zwątpienia. Wypierania ze świadomości faktu, że ten zbrodniarz mógł bezkarnie nadal kręcić się wokół posiadłości lady Nott. Widząc co zrobił (zrobili?) z czterema nestorami i jednym małżeństwem można było się spodziewać po nim wszystkiego. Gdyby jednak planował atak na większą skalę, miał do tego najlepszą sposobność właśnie dziś. Kiedy wszyscy byli otępieni alkoholem. To był jakiś znak ostrzegawczy. Powoli zaczynałem to sobie wszystko układać w głowie. Irracjonalny przestrach o cały ród Traversów powoli ustępował mniej lub bardziej logicznemu myśleniu. Opary procentów wciąż się mnie trzymały, ale w zdecydowanie mniejszym stężeniu niż wcześniej. Widok w sali balowej skutecznie mnie otrzeźwił.
- Masz rację, aurorzy na pewno się tam już zjawili – zapewniałem o tym ją, czy samego siebie? Wcale nie byłem o tym przekonany. Teraz było już po wszystkim, wątpiłem, by mogli go znaleźć w jakikolwiek sposób. W każdym razie nie zamierzałem tam wracać by walczyć z czarnoksiężnikiem lub czarnoksiężnikami. Chciałem pomóc rodzinie w tych trudnych chwilach. Może potrzebowali pomocy przy ciałach? Pragnąłem zrobić cokolwiek, byleby nie siedzieć jak ostatni idiota czekający na rzeź. Gdyby nie było Lyry w moim życiu nie siedziałbym we własnym domu bojąc się o nasze jutro. Już dawno bym coś robił. – Dlaczego się pokłóciliście? – zmieniłem temat. Koniec Grindewalda, zmasakrowanych ciał, spekulacji. Już wystarczy.
i'm a storm with skin
Glaucus Travers
Zawód : żeglarz
Wiek : 31
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
Kiedy rum zaszumi w głowie cały świat nabiera treści, wtedy chętniej słucha człowiek morskich opowieści!
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Mimo tego całego strachu, dobrze było mieć przy sobie bliską osobę, poczucie, że nie jest się osamotnionym w obecnej beznadziejnej sytuacji. Bez Glaucusa byłoby jej dużo trudniej to wszystko znosić, a teraz powoli przestawała płakać, choć nadal była wstrząśnięta i wystraszona, obawiała się również, że nawet sen nie przyniesie dziś upragnionej ulgi, a jedynie koszmary.
- Tak, ale... I tak się o ciebie boję – powiedziała cicho. Zaczęła się jednak mimowolnie zastanawiać, jak teraz wyglądała sytuacja i czy napastnik (lub napastnicy?) został schwytany. Miała nadzieję, że tak i że nie będzie już nikomu zagrażał, ale co, jeśli oprócz niego byli inni, gotowi kontynuować jego dzieło? - Twoi rodzice i rodzeństwo zostali w swoim domu? – zapytała jeszcze, mając wrażenie, że jego niepokój jest spowodowany także nimi, ale wydawało jej się, że żadnego z nich nie było na sabacie. Jeśli się o nich obawiał, mogli oboje się tam przenieść na dzisiejszą noc, Lyra nie miała nic przeciwko, nie chciała tylko, by jej mąż wpadł w ręce osoby, która zabiła nestorów.
- Mam taką nadzieję, Glaucusie. Musimy czekać... na jakieś wieści. – Znowu się w niego wtuliła, opierając głowę na jego ramieniu i już teraz zdając sobie sprawę, jak nieznośne będzie dla nich to oczekiwanie, i nasłuchiwanie, czy czasami do ich dworku nie zbliża się ktoś w niekoniecznie przyjaznych zamiarach.
Zmianę tematu powitała z ulgą, nie chciała już dłużej rozmawiać o kwestii wydarzeń na sabacie. Szkoda tylko, że Glaucus wybrał właśnie temat Garretta, bo na wzmiankę o bracie przez twarz Lyry przemknął cień, a jej włosy zmieniły kolor na ciemniejszy. Znowu poczuła się, jakby coś zimnego zaciskało się wokół niej, wpędzając w beznadziejne poczucie utraty czegoś ważnego.
- Garrett... on... myślę, że on chce zdradzić – powiedziała nagle, jej głos znów zaczynał się trząść, a w oczach znowu gromadziły się łzy. Najstarszy brat, odrzucając szlacheckie korzenie i wybierając życie z mugolaczką, odtrącił także Lyrę, która chciała go za wszelką cenę zatrzymać na łonie rodziny. Jako jednego z nich, nie wyrzutka. Najbardziej jednak zabolał ją osobisty wymiar jego zdrady, to, że ją odrzucił, nie chciał mieć z nią do czynienia, ponieważ wybrała spełnienie swojej powinności oraz życie u boku Glaucusa zamiast biedy i wzgardy, w której do tej pory żyła. Lyra nie chciała zostać zdrajczynią rodu ani skazywać się na społeczny ostracyzm, w stronę którego staczał się powoli jej brat. Dawniej wzór do naśladowania, osoba, którą kochała najbardziej na świecie, dziś... zdrajca, dla którego okazała się nie być aż tak ważna, jak do niedawna się łudziła. – Każde z nas wybrało inne życie, Glaucusie. Nie mogę już nic dla niego zrobić. – Ostatecznie to już nie jej sprawa, co brat zrobi z własnym życiem, rujnował je na własną odpowiedzialność. Był dorosły, miał rację mówiąc, że wiedział, co robi, i jakkolwiek bolało ją jego odejście, powinna mu na nie pozwolić i nauczyć się akceptować ogromną pustkę, jaką pozostawił po sobie w jej życiu. Teraz każde miało ruszyć w swoją stronę. Lyra zrobiła dokładnie to, czego od niej oczekiwano, bo tylko w ten sposób mogła do czegoś dojść, coraz bardziej wierzyła w to, co mówiły inne szlachcianki. Podejrzewała, że i Glaucus czuł się podobnie, gdy to jego siostra odeszła od rodu i dziś nawet nie mogli zasiąść przy jednym stole, ponieważ zabraniały tego zasady. Lyrę czekał ten sam ból, ale miała nadzieję, że ze strony męża spotka ją zrozumienie. Oboje kochali przecież swoje rodziny i pragnęliby widzieć je w komplecie.
- Wcale nie żałuję, że za ciebie wyszłam. – Zapłaciła za to swoją cenę, ale przecież podjęła jedyną słuszną decyzję, a przynajmniej w to chciała teraz wierzyć.
- Tak, ale... I tak się o ciebie boję – powiedziała cicho. Zaczęła się jednak mimowolnie zastanawiać, jak teraz wyglądała sytuacja i czy napastnik (lub napastnicy?) został schwytany. Miała nadzieję, że tak i że nie będzie już nikomu zagrażał, ale co, jeśli oprócz niego byli inni, gotowi kontynuować jego dzieło? - Twoi rodzice i rodzeństwo zostali w swoim domu? – zapytała jeszcze, mając wrażenie, że jego niepokój jest spowodowany także nimi, ale wydawało jej się, że żadnego z nich nie było na sabacie. Jeśli się o nich obawiał, mogli oboje się tam przenieść na dzisiejszą noc, Lyra nie miała nic przeciwko, nie chciała tylko, by jej mąż wpadł w ręce osoby, która zabiła nestorów.
- Mam taką nadzieję, Glaucusie. Musimy czekać... na jakieś wieści. – Znowu się w niego wtuliła, opierając głowę na jego ramieniu i już teraz zdając sobie sprawę, jak nieznośne będzie dla nich to oczekiwanie, i nasłuchiwanie, czy czasami do ich dworku nie zbliża się ktoś w niekoniecznie przyjaznych zamiarach.
Zmianę tematu powitała z ulgą, nie chciała już dłużej rozmawiać o kwestii wydarzeń na sabacie. Szkoda tylko, że Glaucus wybrał właśnie temat Garretta, bo na wzmiankę o bracie przez twarz Lyry przemknął cień, a jej włosy zmieniły kolor na ciemniejszy. Znowu poczuła się, jakby coś zimnego zaciskało się wokół niej, wpędzając w beznadziejne poczucie utraty czegoś ważnego.
- Garrett... on... myślę, że on chce zdradzić – powiedziała nagle, jej głos znów zaczynał się trząść, a w oczach znowu gromadziły się łzy. Najstarszy brat, odrzucając szlacheckie korzenie i wybierając życie z mugolaczką, odtrącił także Lyrę, która chciała go za wszelką cenę zatrzymać na łonie rodziny. Jako jednego z nich, nie wyrzutka. Najbardziej jednak zabolał ją osobisty wymiar jego zdrady, to, że ją odrzucił, nie chciał mieć z nią do czynienia, ponieważ wybrała spełnienie swojej powinności oraz życie u boku Glaucusa zamiast biedy i wzgardy, w której do tej pory żyła. Lyra nie chciała zostać zdrajczynią rodu ani skazywać się na społeczny ostracyzm, w stronę którego staczał się powoli jej brat. Dawniej wzór do naśladowania, osoba, którą kochała najbardziej na świecie, dziś... zdrajca, dla którego okazała się nie być aż tak ważna, jak do niedawna się łudziła. – Każde z nas wybrało inne życie, Glaucusie. Nie mogę już nic dla niego zrobić. – Ostatecznie to już nie jej sprawa, co brat zrobi z własnym życiem, rujnował je na własną odpowiedzialność. Był dorosły, miał rację mówiąc, że wiedział, co robi, i jakkolwiek bolało ją jego odejście, powinna mu na nie pozwolić i nauczyć się akceptować ogromną pustkę, jaką pozostawił po sobie w jej życiu. Teraz każde miało ruszyć w swoją stronę. Lyra zrobiła dokładnie to, czego od niej oczekiwano, bo tylko w ten sposób mogła do czegoś dojść, coraz bardziej wierzyła w to, co mówiły inne szlachcianki. Podejrzewała, że i Glaucus czuł się podobnie, gdy to jego siostra odeszła od rodu i dziś nawet nie mogli zasiąść przy jednym stole, ponieważ zabraniały tego zasady. Lyrę czekał ten sam ból, ale miała nadzieję, że ze strony męża spotka ją zrozumienie. Oboje kochali przecież swoje rodziny i pragnęliby widzieć je w komplecie.
- Wcale nie żałuję, że za ciebie wyszłam. – Zapłaciła za to swoją cenę, ale przecież podjęła jedyną słuszną decyzję, a przynajmniej w to chciała teraz wierzyć.
come on look into the expanse and breath all these around come on don’t be afraid to look don’t be afraid
to look at distance
Było źle. Chciałem jednak wierzyć, że gorzej być już nie może. Że to najgorsze jest za nami. Bałem się, że jeszcze coś może się wydarzyć, że nie jesteśmy bezpieczni. Starałem się uspokoić drżenie rąk, szybszy rytm serca. Trochę mi się to udawało przez ściskanie mocno Lyry w zamyśle przekazując jej otuchę i pocieszenie. Ogień cicho trzaskał między ścianami kominka, dom wypełnił się ciszą. Zbyt przejmującą jak na sylwestrową porę. Byłem zły, powinniśmy się teraz bawić, świętować nadejście kolejnego roku. Przez wydarzenia na sabacie ciężko uwierzyć w jego pomyślność. Zwiastun mrocznych dni, trudnych czasów. Pełnych ciemności i strachu. Jeszcze kilka tygodni temu nie byłem przekonany w sens istnienia Zakonu, wydawało mi się, że jego idea była słuszna, ale nie dostrzegłem wtedy żadnego znaczącego zagrożenia. Potyczka z aurorami w drodze do kwatery nie wydała mi się aż tak znacząca, zwłaszcza, że wszedł w życie ponoć jakiś dekret. Teraz wszystko powoli nabierało sensu i… uświadomiłem sobie jednocześnie, że Lyra o niczym nie wie. Nie wie, że i tak przyjdzie mi się zmierzyć z demonami trawiącymi magiczny świat. Nie wie i nie może się dowiedzieć.
- Nie bój się, jestem niezniszczalny – powiedziałem, a na mojej twarzy pojawił się nawet lekki uśmiech. Przeżyłem sztorm, który roztrzaskał mój statek w drobny mak, jako jedyny. Jakie miałem szanse? Niewielkie, ale udało mi się. Wróciłem żywy z świata umarłych, wróciłem cały z Avalonu, nie powinna się o mnie martwić. Jestem śmiercioodporny. To właśnie muszę sobie wmawiać.
Dalej mocno ją obejmowałem, dalej głaskałem jej rękę swoją, chcąc ją uspokoić. Zapewnić, że wszystko będzie dobrze. – Rodzice na pewno są w domu. Nie wiem jak moje rodzeństwo. Nie widziałem ich na sabacie, ale różnie bywa – odparłem. Starałem się, żeby mój głos brzmiał możliwie neutralnie. O to także spytałem ojca w liście. – Musimy – potwierdziłem ledwie słyszalnie zaraz po poprzednich słowach.
Nie wiedziałem, że temat Garretta jest tak bolesny. Zauważyłem zmianę koloru włosów Lyry, ale nie skomentowałem tego w żaden sposób. Z początku nie zrozumiałem o co jej chodzi, dopiero po kilkunastu sekundach zrozumiałem w czym rzecz, przy ostatniej wzmiance byłem już pewny. To były… naprawdę ciężkie tematy. Znałem je z autopsji, sam wielokrotnie myślałem nad porzuceniem swojego dotychczasowego życia. Raz nawet udało mi się to zrobić na cały rok. Weasley miał dodatkowo swoje ideały, które były bliskie moim. Gdyby nie rodzina, wybrałbym dokładnie tak samo. Tylko jak miałem to przekazać jego siostrze? Widziałem w niej swoich rodziców, którzy zamartwiali się zarówno moim losem, jak i losem mojej już byłej siostry. Nie potrafiłbym stanąć po którejkolwiek ze stron, każda miała za sobą dużo racji.
- To po prostu skomplikowane. Każdy z nas ma jedno życie i chciałby je przeżyć po swojemu bez względu na społeczne normy. Trzeba to uszanować. Wiem, że boli. Nie będę cię oszukiwać, że to kiedyś minie, bo nie minie. Czas przysypie ból rutyną życia, ale rana pozostanie otwarta. Tęsknię za moją siostrą, ale rozumiem jej pobudki i życie, jakie wybrała. Ja nie byłem na tyle silny psychicznie, w pewnym sensie ją podziwiam. Wiem, że nie tylko mi jest trudno, czy też rodzinie, wiem, że jej także, dlatego jej nie oceniam. Wolałbym, by tego nie robiła, ale to byłoby egoistyczne z mojej strony gdybym to na niej wymuszał. Najważniejsze, że jest szczęśliwa. Odwiedzam ją czasem. Nieoficjalnie oczywiście. Widzę, że też tęskni, ale widzę też jak bardzo jest szczęśliwa z mężem i dziećmi. I to częściowo rekompensuje mi ten ból, który odczuwam na myśl o tym, że nie jesteśmy już rodziną w pełnym tego słowa znaczeniu. Dla mnie zawsze pozostanie moją siostrą, bez względu na to, co sądzą na ten temat inni ludzie. Nie zmuszam cię do niczego, ale może spróbuj podejść do tego w ten sposób? Podaruj Garrettowi trochę szczęścia, myślę, że nie byłby dłużny – rozgadałem się. Chciałem dobrze. Nie wiedziałem tylko, jak mocno zakorzeniona była jego pogarda w stronę szlachectwa, jak bardzo oczekiwał, że Lyra pójdzie w jego ślady. Bazowałem tylko na informacjach, które posiadałem, a posiadałem ich niewiele.
- Nie bój się, jestem niezniszczalny – powiedziałem, a na mojej twarzy pojawił się nawet lekki uśmiech. Przeżyłem sztorm, który roztrzaskał mój statek w drobny mak, jako jedyny. Jakie miałem szanse? Niewielkie, ale udało mi się. Wróciłem żywy z świata umarłych, wróciłem cały z Avalonu, nie powinna się o mnie martwić. Jestem śmiercioodporny. To właśnie muszę sobie wmawiać.
Dalej mocno ją obejmowałem, dalej głaskałem jej rękę swoją, chcąc ją uspokoić. Zapewnić, że wszystko będzie dobrze. – Rodzice na pewno są w domu. Nie wiem jak moje rodzeństwo. Nie widziałem ich na sabacie, ale różnie bywa – odparłem. Starałem się, żeby mój głos brzmiał możliwie neutralnie. O to także spytałem ojca w liście. – Musimy – potwierdziłem ledwie słyszalnie zaraz po poprzednich słowach.
Nie wiedziałem, że temat Garretta jest tak bolesny. Zauważyłem zmianę koloru włosów Lyry, ale nie skomentowałem tego w żaden sposób. Z początku nie zrozumiałem o co jej chodzi, dopiero po kilkunastu sekundach zrozumiałem w czym rzecz, przy ostatniej wzmiance byłem już pewny. To były… naprawdę ciężkie tematy. Znałem je z autopsji, sam wielokrotnie myślałem nad porzuceniem swojego dotychczasowego życia. Raz nawet udało mi się to zrobić na cały rok. Weasley miał dodatkowo swoje ideały, które były bliskie moim. Gdyby nie rodzina, wybrałbym dokładnie tak samo. Tylko jak miałem to przekazać jego siostrze? Widziałem w niej swoich rodziców, którzy zamartwiali się zarówno moim losem, jak i losem mojej już byłej siostry. Nie potrafiłbym stanąć po którejkolwiek ze stron, każda miała za sobą dużo racji.
- To po prostu skomplikowane. Każdy z nas ma jedno życie i chciałby je przeżyć po swojemu bez względu na społeczne normy. Trzeba to uszanować. Wiem, że boli. Nie będę cię oszukiwać, że to kiedyś minie, bo nie minie. Czas przysypie ból rutyną życia, ale rana pozostanie otwarta. Tęsknię za moją siostrą, ale rozumiem jej pobudki i życie, jakie wybrała. Ja nie byłem na tyle silny psychicznie, w pewnym sensie ją podziwiam. Wiem, że nie tylko mi jest trudno, czy też rodzinie, wiem, że jej także, dlatego jej nie oceniam. Wolałbym, by tego nie robiła, ale to byłoby egoistyczne z mojej strony gdybym to na niej wymuszał. Najważniejsze, że jest szczęśliwa. Odwiedzam ją czasem. Nieoficjalnie oczywiście. Widzę, że też tęskni, ale widzę też jak bardzo jest szczęśliwa z mężem i dziećmi. I to częściowo rekompensuje mi ten ból, który odczuwam na myśl o tym, że nie jesteśmy już rodziną w pełnym tego słowa znaczeniu. Dla mnie zawsze pozostanie moją siostrą, bez względu na to, co sądzą na ten temat inni ludzie. Nie zmuszam cię do niczego, ale może spróbuj podejść do tego w ten sposób? Podaruj Garrettowi trochę szczęścia, myślę, że nie byłby dłużny – rozgadałem się. Chciałem dobrze. Nie wiedziałem tylko, jak mocno zakorzeniona była jego pogarda w stronę szlachectwa, jak bardzo oczekiwał, że Lyra pójdzie w jego ślady. Bazowałem tylko na informacjach, które posiadałem, a posiadałem ich niewiele.
i'm a storm with skin
Glaucus Travers
Zawód : żeglarz
Wiek : 31
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
Kiedy rum zaszumi w głowie cały świat nabiera treści, wtedy chętniej słucha człowiek morskich opowieści!
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Lyra także wolałaby teraz po prostu beztrosko się bawić. Wirować na tej pięknej, marmurowej posadzce w objęciach męża i nie myśleć o niczym przykrym, tylko o tym, by dobrze rozpocząć nowy rok. Ale niestety, zamiast pięknego przyjęcia czekała ich tylko makabra i strach, a posadzki sali balowej lady Nott już zawsze miały kojarzyć się z plamami krwi i powykręcanymi ciałami. To z pewnością nie był dobry znak na nadchodzący rok, to wydarzenie wydawało się stanowić ostrzeżenie na przyszłość, która jeszcze nigdy nie wydawała się dziewczynie tak mroczna.
Chciała jednak wierzyć, że Glaucus wiedział, co robi, że potrafił sobie radzić w trudnych sytuacjach. Ale nie wiedziała, w co jeszcze się wplątał, pozostawała nieświadoma, że Glaucus wcale nie był tak bezstronny i neutralny, jak mogłoby się wydawać.
- Nadal się o ciebie boję – wyznała, mimo że próbował rozładować napięcie żartobliwą uwagą. – Mam nadzieję, że twoi bliscy także są bezpieczni. – Lyra na ten moment niepokoiła się o Barry’ego, który także był obecny na sabacie, ale nie pamiętała, by widziała go pod salą przed ujrzeniem tamtego widoku.
Temat Garretta nadal był świeżą, drażliwą sprawą, choć mimo to podczas ślubu i pierwszych dni małżeństwa starannie ukrywała ten temat, udając, że pomiędzy nimi wszystko jest w normie. Teraz jednak coraz trudniej było jej kłamać, musiała wyrzucić z siebie swój smutek i żal, jaki odczuwała po tamtej sytuacji. Musiała opowiedzieć komuś o tym, co czuje i co ją martwi.
- Tylko dlaczego padło właśnie na niego? – Oczywiście, że wolałaby, żeby tutaj nie chodziło o jej brata. Byłoby łatwiej, gdyby chodziło o kogokolwiek innego. Garrett zawsze pozostanie jej bratem, ale jednak podziały i normy nieuchronnie ich od siebie oddalą i nic już nie będzie takie samo, jak przedtem. Egoistycznie wolałaby, żeby Margaux po prostu zniknęła z jego życia, dzięki czemu uniknąłby wyrzucenia poza nawias. - Skoro nie możemy być szczęśliwi razem, musimy spróbować być szczęśliwi osobno – powiedziała smutno, wiedząc, że ich wyobrażenia szczęścia wzajemnie się wykluczały i trudno byłoby im zgodnie koegzystować, w pełni akceptując wybór drugiej strony. Na pewno nie teraz, nie po tym, jak skończyła się ich ostatnia rozmowa, choć może kiedyś wypracują podobne porozumienie, jak Glaucus i jego siostra? – Myślisz, że kiedyś będzie tak, jak z wami? – zapytała jeszcze, widząc pewną nadzieję w tym, że Glaucus jakoś sobie poradził. – Oczywiście chciałabym, żeby było tak jak wcześniej, ale obawiam się, że już nie będzie. Muszę nauczyć się z tym godzić, tak jak ty, Glaucusie. – Wciąż była pełna goryczy wobec brata, goryczy, która zmusiła ją do wypowiedzenia takich słów mimo dojmującej tęsknoty, którą czuła, myśląc o nim. Kto teraz stanie się dla niej wzorem, który mogłaby podziwiać? Kto będzie jej przewodnikiem we wciąż bardzo młodym, niedoświadczonym życiu? Była już dorosła, wybrała swoją drogę mając świadomość, że brat jej nie aprobuje, ale jednak czuła się niezręcznie, tak nagle tracąc oparcie, które towarzyszyło jej przez całe życie. Czuła się jak wtedy, gdy runęła do wody na festiwalu lata i desperacko próbowała znaleźć coś stabilnego w zalewającej ją ciemnej toni. Może to zawiodło ją najbardziej – że nie był taki, jaki zawsze myślała, że jest? Może tak naprawdę zawsze żyli w kłamstwie, nie znając całej prawdy o tym drugim? Oboje byli równie uparci, jeśli chodzi o swoje poglądy. Oboje chcieli poszukiwać szczęścia, choć każde upatrywało go w czymś innym. Ale jej brat również byłby egoistą, gdyby próbował ją zatrzymać, zmusić, by porzuciła marzenia o lepszym życiu i samorealizacji, i zaakceptowała obecny stan rzeczy – biedę zaglądającą z każdego kąta i brak szans na dobrą przyszłość, a tego nawet kochająca rodzina nie potrafiła w pełni zrekompensować, bo i tak zawsze czułaby, że czegoś jej brakuje. Była zbyt ambitna, żeby się na to godzić.
Niestety, nie mogła mieć tego wszystkiego i musiała coś wybrać, w dobrej wierze, że poprzez ślub przysługuje się także rodzinie. Może poza Garrettem, który nie tego dla niej pragnął.
- Przepraszam, że to na ciebie zrzucam, Glaucusie, zwłaszcza teraz – wtuliła się w męża, przymykając lekko oczy. – Ale czuję, że nie mogłam dusić tego w sobie w nieskończoność. – Więc gdy temat brata padł, po prostu pękła i wylała swoje żale i frustracje. – Ale teraz nie chcę już o tym myśleć, ani o tym, ani o sabacie.
Nie bacząc na to, że nadal miała na sobie suknię i buciki, ułożyła się wygodnie przy nim, patrząc na niego spod półprzymkniętych powiek. I chciała tak po prostu odciąć się od wszystkiego, co ją martwiło, czuć znowu takie szczęście, jak pierwszego dnia po ślubie.
Chciała jednak wierzyć, że Glaucus wiedział, co robi, że potrafił sobie radzić w trudnych sytuacjach. Ale nie wiedziała, w co jeszcze się wplątał, pozostawała nieświadoma, że Glaucus wcale nie był tak bezstronny i neutralny, jak mogłoby się wydawać.
- Nadal się o ciebie boję – wyznała, mimo że próbował rozładować napięcie żartobliwą uwagą. – Mam nadzieję, że twoi bliscy także są bezpieczni. – Lyra na ten moment niepokoiła się o Barry’ego, który także był obecny na sabacie, ale nie pamiętała, by widziała go pod salą przed ujrzeniem tamtego widoku.
Temat Garretta nadal był świeżą, drażliwą sprawą, choć mimo to podczas ślubu i pierwszych dni małżeństwa starannie ukrywała ten temat, udając, że pomiędzy nimi wszystko jest w normie. Teraz jednak coraz trudniej było jej kłamać, musiała wyrzucić z siebie swój smutek i żal, jaki odczuwała po tamtej sytuacji. Musiała opowiedzieć komuś o tym, co czuje i co ją martwi.
- Tylko dlaczego padło właśnie na niego? – Oczywiście, że wolałaby, żeby tutaj nie chodziło o jej brata. Byłoby łatwiej, gdyby chodziło o kogokolwiek innego. Garrett zawsze pozostanie jej bratem, ale jednak podziały i normy nieuchronnie ich od siebie oddalą i nic już nie będzie takie samo, jak przedtem. Egoistycznie wolałaby, żeby Margaux po prostu zniknęła z jego życia, dzięki czemu uniknąłby wyrzucenia poza nawias. - Skoro nie możemy być szczęśliwi razem, musimy spróbować być szczęśliwi osobno – powiedziała smutno, wiedząc, że ich wyobrażenia szczęścia wzajemnie się wykluczały i trudno byłoby im zgodnie koegzystować, w pełni akceptując wybór drugiej strony. Na pewno nie teraz, nie po tym, jak skończyła się ich ostatnia rozmowa, choć może kiedyś wypracują podobne porozumienie, jak Glaucus i jego siostra? – Myślisz, że kiedyś będzie tak, jak z wami? – zapytała jeszcze, widząc pewną nadzieję w tym, że Glaucus jakoś sobie poradził. – Oczywiście chciałabym, żeby było tak jak wcześniej, ale obawiam się, że już nie będzie. Muszę nauczyć się z tym godzić, tak jak ty, Glaucusie. – Wciąż była pełna goryczy wobec brata, goryczy, która zmusiła ją do wypowiedzenia takich słów mimo dojmującej tęsknoty, którą czuła, myśląc o nim. Kto teraz stanie się dla niej wzorem, który mogłaby podziwiać? Kto będzie jej przewodnikiem we wciąż bardzo młodym, niedoświadczonym życiu? Była już dorosła, wybrała swoją drogę mając świadomość, że brat jej nie aprobuje, ale jednak czuła się niezręcznie, tak nagle tracąc oparcie, które towarzyszyło jej przez całe życie. Czuła się jak wtedy, gdy runęła do wody na festiwalu lata i desperacko próbowała znaleźć coś stabilnego w zalewającej ją ciemnej toni. Może to zawiodło ją najbardziej – że nie był taki, jaki zawsze myślała, że jest? Może tak naprawdę zawsze żyli w kłamstwie, nie znając całej prawdy o tym drugim? Oboje byli równie uparci, jeśli chodzi o swoje poglądy. Oboje chcieli poszukiwać szczęścia, choć każde upatrywało go w czymś innym. Ale jej brat również byłby egoistą, gdyby próbował ją zatrzymać, zmusić, by porzuciła marzenia o lepszym życiu i samorealizacji, i zaakceptowała obecny stan rzeczy – biedę zaglądającą z każdego kąta i brak szans na dobrą przyszłość, a tego nawet kochająca rodzina nie potrafiła w pełni zrekompensować, bo i tak zawsze czułaby, że czegoś jej brakuje. Była zbyt ambitna, żeby się na to godzić.
Niestety, nie mogła mieć tego wszystkiego i musiała coś wybrać, w dobrej wierze, że poprzez ślub przysługuje się także rodzinie. Może poza Garrettem, który nie tego dla niej pragnął.
- Przepraszam, że to na ciebie zrzucam, Glaucusie, zwłaszcza teraz – wtuliła się w męża, przymykając lekko oczy. – Ale czuję, że nie mogłam dusić tego w sobie w nieskończoność. – Więc gdy temat brata padł, po prostu pękła i wylała swoje żale i frustracje. – Ale teraz nie chcę już o tym myśleć, ani o tym, ani o sabacie.
Nie bacząc na to, że nadal miała na sobie suknię i buciki, ułożyła się wygodnie przy nim, patrząc na niego spod półprzymkniętych powiek. I chciała tak po prostu odciąć się od wszystkiego, co ją martwiło, czuć znowu takie szczęście, jak pierwszego dnia po ślubie.
come on look into the expanse and breath all these around come on don’t be afraid to look don’t be afraid
to look at distance
Moje myśli wciąż krążyły wokół sabatu, ale starałem się je odpędzać. Nie dać sobą zawładnąć. Powoli się uspokajałem, ręce nie drżały mi już prawie wcale. Tylko w środku wypełniał mnie niepokój. Obawa, że nie jesteśmy tu do końca bezpieczni. Teraz do moich obowiązków należała ochrona naszej rodziny. To wcale nie pomagało. Westchnąłem gdzieś pomiędzy kolejnymi słowami nie do końca mogąc się skupić na rozmowie. Starałem się, zwłaszcza w przypadku poruszenia sprawy Garretta, ale coś innego uwierało mnie w tyle głowy. Ostatni raz tak się czułem… nie wiem czy kiedykolwiek się tak czułem, nawet podczas tego strasznego sztormu. Może tuż po przebudzeniu się na plaży i uświadomieniu sobie ile osób zginęło. Nie, to jednak nie mogło się ze sobą równać, tamten niepokój wreszcie odszedł. Ten chyba nie zamierzał.
- Też mam taką nadzieję – powiedziałem cicho, spoglądając gdzieś w dal. – Martwię się też o Barrego. Nie widziałem go nigdzie – dodałem w międzyczasie. Próbowałem odtworzyć zdarzenia o północy, ale wszystkie wspomnienia były tak mocno zamazane. Jakbym chodził we mgle. Mało wyraźnych szczegółów. Tylko martwe sylwetki spoczywające na ziemi widziałem wyraźnie. Zbyt wyraźnie. Ten widok kłuł mnie w oczy, w serce, we wszystko. Starałem się go wypierać ze świadomości, póki co na próżno.
Temat rodziny Lyry był bardziej skomplikowany niż bym przypuszczał. Nawet nie wiedziałem, że tyle w niej smutku, zawodu i rozgoryczenia. Różnych poglądów. To nawet u nas tak nie było. Dziwiłem się temu, w mojej ocenie Weasleyowie byli pogodnymi, rodzinnymi ludźmi. Może to były jednak stereotypy, które powieliłem? Może to działało tylko w mojej wyobraźni?
- Sądzę, że to u was będzie mniej pokrętne. Nie wiem dlaczego twój brat miałby okazać się zdrajcą; jeżeli chce się ożenić z nieczystokrwistą kobietą, to nie będzie wcale tak źle. Z tego co wiem, wasz ród nie przywiązuje do tego szczególnej uwagi, nie zabiega też o arystokratyczne względy, dlatego nie sądzę, byś miała go stracić. I nie będzie to chyba wyglądać tak drastycznie jak u mnie. Nie wiem, czy się mylę czy nie, ale jestem dobrej myśli. Jeśli miałaś na myśli coś innego, na przykład zabicie nestora, chociaż nie wiem po co Garrett miałby to robić i sobie tego nawet nie wyobrażam, że byłby do tego zdolny, to na pewno będzie trudniej. Ale to tak kosmiczny scenariusz, że nie brałbym go w ogóle pod uwagę. Jest też kilka innych, ale też nie sądzę, że o to chodzi – zacząłem rozmyślać, dywagować. – Dlatego nie martw się tym na zapas. Nawet jeśli coś pójdzie nie tak, to na pewno wypracujecie jakiś kompromis i oboje będziecie szczęśliwi tak jak tego chcecie – zakończyłem, skoro Lyra nie chciała już o tym mówić. Ułożyłem się nieco wygodniej i przestałem już ją tak mocno ściskać. Położyłem rękę na jej ramieniu gładząc je powoli. Wpatrywałem się w zapalony kominek. Długo tak leżeliśmy nim zmęczenie wzięło górę nad emocjami i przysnęliśmy w dziwnych pozycjach. A przynajmniej ja.
z/t oboje
- Też mam taką nadzieję – powiedziałem cicho, spoglądając gdzieś w dal. – Martwię się też o Barrego. Nie widziałem go nigdzie – dodałem w międzyczasie. Próbowałem odtworzyć zdarzenia o północy, ale wszystkie wspomnienia były tak mocno zamazane. Jakbym chodził we mgle. Mało wyraźnych szczegółów. Tylko martwe sylwetki spoczywające na ziemi widziałem wyraźnie. Zbyt wyraźnie. Ten widok kłuł mnie w oczy, w serce, we wszystko. Starałem się go wypierać ze świadomości, póki co na próżno.
Temat rodziny Lyry był bardziej skomplikowany niż bym przypuszczał. Nawet nie wiedziałem, że tyle w niej smutku, zawodu i rozgoryczenia. Różnych poglądów. To nawet u nas tak nie było. Dziwiłem się temu, w mojej ocenie Weasleyowie byli pogodnymi, rodzinnymi ludźmi. Może to były jednak stereotypy, które powieliłem? Może to działało tylko w mojej wyobraźni?
- Sądzę, że to u was będzie mniej pokrętne. Nie wiem dlaczego twój brat miałby okazać się zdrajcą; jeżeli chce się ożenić z nieczystokrwistą kobietą, to nie będzie wcale tak źle. Z tego co wiem, wasz ród nie przywiązuje do tego szczególnej uwagi, nie zabiega też o arystokratyczne względy, dlatego nie sądzę, byś miała go stracić. I nie będzie to chyba wyglądać tak drastycznie jak u mnie. Nie wiem, czy się mylę czy nie, ale jestem dobrej myśli. Jeśli miałaś na myśli coś innego, na przykład zabicie nestora, chociaż nie wiem po co Garrett miałby to robić i sobie tego nawet nie wyobrażam, że byłby do tego zdolny, to na pewno będzie trudniej. Ale to tak kosmiczny scenariusz, że nie brałbym go w ogóle pod uwagę. Jest też kilka innych, ale też nie sądzę, że o to chodzi – zacząłem rozmyślać, dywagować. – Dlatego nie martw się tym na zapas. Nawet jeśli coś pójdzie nie tak, to na pewno wypracujecie jakiś kompromis i oboje będziecie szczęśliwi tak jak tego chcecie – zakończyłem, skoro Lyra nie chciała już o tym mówić. Ułożyłem się nieco wygodniej i przestałem już ją tak mocno ściskać. Położyłem rękę na jej ramieniu gładząc je powoli. Wpatrywałem się w zapalony kominek. Długo tak leżeliśmy nim zmęczenie wzięło górę nad emocjami i przysnęliśmy w dziwnych pozycjach. A przynajmniej ja.
z/t oboje
i'm a storm with skin
Glaucus Travers
Zawód : żeglarz
Wiek : 31
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
Kiedy rum zaszumi w głowie cały świat nabiera treści, wtedy chętniej słucha człowiek morskich opowieści!
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Lyra westchnęła cicho.
- Też się martwię. Nie widziałam go... Nie licząc tego niezręcznego spotkania na balkonie – przyznała. Nie pamiętała go pod salą balową, chociaż niewiele tam widziała, najpierw zajęta przeciskaniem się przez kolorowy tłum, a później, gdy zobaczyła ciała i krew, straciła przytomność i przestała rejestrować cokolwiek. Niestety wraz z jej odzyskaniem nadal pamiętała ten widok, choć wolała, żeby ktoś wymazał jej go, tak jak te nieznane wspomnienia z lipca.
Dla Lyry temat brata był teraz bardzo trudny, bo wciąż upłynęło tak niewiele czasu, zbyt mało, by zaakceptować fakt, że obrał taką, a nie inną drogę, przeciwną do tej, którą wybrała Lyra, przyjmując oświadczyny Glaucusa, a potem wychodząc za niego. Weasleyowie byli bardzo tolerancyjnym rodem, to prawda, ale pozostałe rody z pewnością nie przyjęłyby tego z radością. Dla nich Garrett już nigdy nie będzie jednym z nich, a Lyra chciała, żeby miał jeszcze szansę i nie został jednoznacznie skreślony za swój wybór, którego w przyszłości może jeszcze żałować, a wtedy już nie będzie mógł odzyskać tego, co mógł mieć. Teraz się tym nie przejmował, zaślepiony swoją niezależnością, ale kto wie, co będzie kiedyś, w przyszłości?
- Jestem chyba jedyną Weasleyówną, która pragnie powrócić do szlacheckich korzeni – przyznała smutno. Choć bardzo kochała swoją rodzinę, to jednak zawsze czuła, że pragnie czegoś więcej, niż mogła mieć jako Weasley. Zbyt mocno zależało jej na akceptacji otoczenia, nie potrafiła tak po prostu być obojętna na to, jak traktują ją inni. Dla tak wrażliwej duszy bycie wyrzutkiem było zbyt przykre, by chciała to znosić przez całe życie. Była gotowa zachowywać się zgodnie z zasadami i normami, żeby poczuć, że naprawdę jest jedną z nich, nie kimś gorszej kategorii. – Trudno mi udawać, że wcale nie pragnę dla niego lepszego życia. Nie potrafię się z nim w pełni pogodzić, tak jak on nie potrafi pogodzić się z moim.
Umilkła jednak i zacisnęła usta. Tak naprawdę wcale nie była pewna, jak zakończy się ta sytuacja, ale jednak doskwierała jej niepewność odnośnie relacji z bratem, za którym tęskniła, mimo że ten z uporem próbował zatrzymać ją w miejscu i podciąć skrzydła właśnie wtedy, kiedy poczuła, że może się wznieść.
- Nie chcę już o tym myśleć – szepnęła jeszcze, tym samym kończąc temat brata. Teraz nie pragnęła nic innego, jak po prostu oderwać się od tego wszystkiego, zamknąć oczy i odpłynąć, oby bez koszmarów. – Chcę już po prostu zasnąć i nie myśleć o niczym złym.
Nie bacząc na to, że kanapa nie była tak pojemna jak łóżko, po prostu położyła się obok niego, przytulona do jego ciała. Jeszcze chwilę patrzyła na niego spod półprzymkniętych powiek, czując, jak gładził jej ramię, ale w końcu pozwoliła im opaść i zasnęła, wciąż kurczowo wtulona w ciepłe ciało męża.
| zt.
- Też się martwię. Nie widziałam go... Nie licząc tego niezręcznego spotkania na balkonie – przyznała. Nie pamiętała go pod salą balową, chociaż niewiele tam widziała, najpierw zajęta przeciskaniem się przez kolorowy tłum, a później, gdy zobaczyła ciała i krew, straciła przytomność i przestała rejestrować cokolwiek. Niestety wraz z jej odzyskaniem nadal pamiętała ten widok, choć wolała, żeby ktoś wymazał jej go, tak jak te nieznane wspomnienia z lipca.
Dla Lyry temat brata był teraz bardzo trudny, bo wciąż upłynęło tak niewiele czasu, zbyt mało, by zaakceptować fakt, że obrał taką, a nie inną drogę, przeciwną do tej, którą wybrała Lyra, przyjmując oświadczyny Glaucusa, a potem wychodząc za niego. Weasleyowie byli bardzo tolerancyjnym rodem, to prawda, ale pozostałe rody z pewnością nie przyjęłyby tego z radością. Dla nich Garrett już nigdy nie będzie jednym z nich, a Lyra chciała, żeby miał jeszcze szansę i nie został jednoznacznie skreślony za swój wybór, którego w przyszłości może jeszcze żałować, a wtedy już nie będzie mógł odzyskać tego, co mógł mieć. Teraz się tym nie przejmował, zaślepiony swoją niezależnością, ale kto wie, co będzie kiedyś, w przyszłości?
- Jestem chyba jedyną Weasleyówną, która pragnie powrócić do szlacheckich korzeni – przyznała smutno. Choć bardzo kochała swoją rodzinę, to jednak zawsze czuła, że pragnie czegoś więcej, niż mogła mieć jako Weasley. Zbyt mocno zależało jej na akceptacji otoczenia, nie potrafiła tak po prostu być obojętna na to, jak traktują ją inni. Dla tak wrażliwej duszy bycie wyrzutkiem było zbyt przykre, by chciała to znosić przez całe życie. Była gotowa zachowywać się zgodnie z zasadami i normami, żeby poczuć, że naprawdę jest jedną z nich, nie kimś gorszej kategorii. – Trudno mi udawać, że wcale nie pragnę dla niego lepszego życia. Nie potrafię się z nim w pełni pogodzić, tak jak on nie potrafi pogodzić się z moim.
Umilkła jednak i zacisnęła usta. Tak naprawdę wcale nie była pewna, jak zakończy się ta sytuacja, ale jednak doskwierała jej niepewność odnośnie relacji z bratem, za którym tęskniła, mimo że ten z uporem próbował zatrzymać ją w miejscu i podciąć skrzydła właśnie wtedy, kiedy poczuła, że może się wznieść.
- Nie chcę już o tym myśleć – szepnęła jeszcze, tym samym kończąc temat brata. Teraz nie pragnęła nic innego, jak po prostu oderwać się od tego wszystkiego, zamknąć oczy i odpłynąć, oby bez koszmarów. – Chcę już po prostu zasnąć i nie myśleć o niczym złym.
Nie bacząc na to, że kanapa nie była tak pojemna jak łóżko, po prostu położyła się obok niego, przytulona do jego ciała. Jeszcze chwilę patrzyła na niego spod półprzymkniętych powiek, czując, jak gładził jej ramię, ale w końcu pozwoliła im opaść i zasnęła, wciąż kurczowo wtulona w ciepłe ciało męża.
| zt.
come on look into the expanse and breath all these around come on don’t be afraid to look don’t be afraid
to look at distance
/20 luty
Był zachwycony gdy dostał sowę od swojej najdroższej przyjaciółki, a kiedy zaprosiła go do domu, w którym aktualnie mieszkała wraz z mężem, skakał pod sam sufit. Czuł, że ich relacje, nieznacznie nadszarpnięte przez braku czasu z obu stron (i może też trochę przez ślub pani Travers), na nowo zakwitną i powrócą do stanu hogwarckiego, kiedy nie było dnia, którego nie spędzili w swoim towarzystwie dzieląc pokój wspólny. Z charakterystycznym dla siebie entuzjazmem odpowiedział na zaproszenie, obiecując, że stawi się w dworku w Norfolk dwudziestego lutego w godzinach popołudniowych. Oczywiście cały ranek spędził na przygotowaniach - chyba pierwszy raz w życiu zajęło to tyle czasu! Długo dobierał odpowiednią szatę (czarną czy może w rodowych kolorach? błyskającą zielenią, a może lekko niebieskawą przywodzącą na myśl bezkresne głębinu oceanu?), prezentując się rozbawionej matce, która ze śmiechem powtarzała, że stroi się jak panienka, ale to dobrze, w końcu zawsze marzyła o córce. Titus marszczył wówczas brwi, zadzierał nosa i tupał nóżką, ale zaraz raczył ją wesołym rechotem, który echem odbijał się od ścian komnaty. Ech, miał najlepszych rodziców na świecie!...
W końcu jednak zdecydował się na nieco skromniejsze odzienie w kolorze głębokiej czerni, na które i tak zarzucił swój nieco już znoszony płaszcz. Pożegnał panią Ollivander składając czułe pocałunki na jej okrągłych policzkach i obiecał, że wróci zanim nastanie nowy dzień.
PYK!...
Ten charakterystyczny dźwięk mógł oznaczać tylko jedno - ktoś właśnie zmaterializował się w okolicy, a tym kimś był oczywiście sam Titus, który odetchnął głęboko w duchu dziękując wszystkim założycielom Hogwartu, że uniknął rozszczepienia - czuł jakiś dziwny niepokój przed każdą kolejną teleportacją. I właściwie przed każdym innym czarodziejskim środkiem transportu... Niemniej ruszył przed siebie w oddali widząc posiadłość, o której pisała Lyra. Dworek wyglądał imponująco i choć sam Titus również wychował się we wspaniałym domu, to zatoka w sąsiedztwie sprawiała, że zaparło mu dech w piersiach - fantastyczna okolica!
Puk, puk puk!...
Załomotał we wrota, które już za chwilę uchyliły się pod naporem drobnej dłoni skrzata, który witając go kłaniał się tak nisko, że jego potężne uszy omiotły podłogę. Titus skinął mu głową oddając swój płaszcz, po czym ruszył wgłąb holu, prowadzony do salonu, gdzie miał czekać na panią domu. No cóż! Skoro stworek obiecał, że już za chwilę się pojawi, to Ollivanderowi nie pozostało nic innego jak zaufać jego słowom. Przeszedł się po salonie oglądając portrety oraz pamiątki z wielu podróży, tym drugim poświęcając znacznie więcej uwagi, a jedną z nich chwytając w dłonie by przyjrzeć jej się ze wszystkim stron. Zmarszczył przy tym brwi oraz nos.
Był zachwycony gdy dostał sowę od swojej najdroższej przyjaciółki, a kiedy zaprosiła go do domu, w którym aktualnie mieszkała wraz z mężem, skakał pod sam sufit. Czuł, że ich relacje, nieznacznie nadszarpnięte przez braku czasu z obu stron (i może też trochę przez ślub pani Travers), na nowo zakwitną i powrócą do stanu hogwarckiego, kiedy nie było dnia, którego nie spędzili w swoim towarzystwie dzieląc pokój wspólny. Z charakterystycznym dla siebie entuzjazmem odpowiedział na zaproszenie, obiecując, że stawi się w dworku w Norfolk dwudziestego lutego w godzinach popołudniowych. Oczywiście cały ranek spędził na przygotowaniach - chyba pierwszy raz w życiu zajęło to tyle czasu! Długo dobierał odpowiednią szatę (czarną czy może w rodowych kolorach? błyskającą zielenią, a może lekko niebieskawą przywodzącą na myśl bezkresne głębinu oceanu?), prezentując się rozbawionej matce, która ze śmiechem powtarzała, że stroi się jak panienka, ale to dobrze, w końcu zawsze marzyła o córce. Titus marszczył wówczas brwi, zadzierał nosa i tupał nóżką, ale zaraz raczył ją wesołym rechotem, który echem odbijał się od ścian komnaty. Ech, miał najlepszych rodziców na świecie!...
W końcu jednak zdecydował się na nieco skromniejsze odzienie w kolorze głębokiej czerni, na które i tak zarzucił swój nieco już znoszony płaszcz. Pożegnał panią Ollivander składając czułe pocałunki na jej okrągłych policzkach i obiecał, że wróci zanim nastanie nowy dzień.
PYK!...
Ten charakterystyczny dźwięk mógł oznaczać tylko jedno - ktoś właśnie zmaterializował się w okolicy, a tym kimś był oczywiście sam Titus, który odetchnął głęboko w duchu dziękując wszystkim założycielom Hogwartu, że uniknął rozszczepienia - czuł jakiś dziwny niepokój przed każdą kolejną teleportacją. I właściwie przed każdym innym czarodziejskim środkiem transportu... Niemniej ruszył przed siebie w oddali widząc posiadłość, o której pisała Lyra. Dworek wyglądał imponująco i choć sam Titus również wychował się we wspaniałym domu, to zatoka w sąsiedztwie sprawiała, że zaparło mu dech w piersiach - fantastyczna okolica!
Puk, puk puk!...
Załomotał we wrota, które już za chwilę uchyliły się pod naporem drobnej dłoni skrzata, który witając go kłaniał się tak nisko, że jego potężne uszy omiotły podłogę. Titus skinął mu głową oddając swój płaszcz, po czym ruszył wgłąb holu, prowadzony do salonu, gdzie miał czekać na panią domu. No cóż! Skoro stworek obiecał, że już za chwilę się pojawi, to Ollivanderowi nie pozostało nic innego jak zaufać jego słowom. Przeszedł się po salonie oglądając portrety oraz pamiątki z wielu podróży, tym drugim poświęcając znacznie więcej uwagi, a jedną z nich chwytając w dłonie by przyjrzeć jej się ze wszystkim stron. Zmarszczył przy tym brwi oraz nos.
Every great wizard in history has started out as nothing more than what we are now, students.
If they can do it,
why not us?
If they can do it,
why not us?
Oczywiście, że Lyrze brakowało przyjaciela, darzyła go przecież dużym sentymentem, podobnie zresztą jak i czasy Hogwartu oraz dzieciństwa. Niestety zakończenie tego beztroskiego etapu dla nich obojga zaowocowało brakiem czasu na podtrzymywanie tak częstych i bliskich relacji, jak kiedyś. Już nie było wspólnych posiedzeń w wieży Gryffindoru, lekcji i zamkowych korytarzy, które mogli zwiedzać. Były nowe obowiązki, którym musieli sprostać tak szybko po wejściu w dorosłość. Ale sentymenty pozostały, więc znowu zaczęli regularnie wymieniać się listami, a nawet umówili się na kolejne spotkanie, będące pierwszym w nowej posiadłości Traversów. Lyra była naprawdę ciekawa, jak Titus zareaguje na widok tego miejsca. Rzecz jasna odwiedzał ją w starym, biednym domu jej matki, gdzie się wychowała, ale teraz pierwszy raz miała ugościć go w warunkach bardziej podobnych tym, które znał z własnego życia. Nadal nie była też świadoma tego, jakie odczucia mógł w nim budzić jej ślub, więc czas pozostały do jego przyjścia spędzała malując nowy obraz i jednocześnie rozmyślając. Dopiero, gdy skrzat powiadomił ją o jego przybyciu, natychmiast ogarnęła swoje miejsce pracy i zeszła do salonu, w schludnej, niebieskiej sukience, która dzięki fartuszkowi, jaki nakładała w pracowni, teraz nie nosiła na sobie plamek farby, ale było je widać na jej dłoniach, a nawet policzkach. Titus mógł też wyczuć charakterystyczną woń farb olejnych i terpentyny. Zapewne doskonale to pamiętał, mimo że w Hogwarcie Lyra bardziej rysowała niż malowała z oczywistych względów.
Gdy weszła do salonu, urządzonego w kolorach i symbolice Traversów, zauważyła Titusa oglądającego którąś z pamiątek należących do rodu jej męża. Było w tym domu sporo różnych przedmiotów, w większości należących do poprzednich właścicieli, ale nie brakowało i takich, które sprowadził sam Glaucus. Te przedmioty szczególnie fascynowały Lyrę, bo pokazywały, jak wiele wspaniałych miejsc i rzeczy widział w swoim życiu jej mąż.
- Glaucus przywiózł to z jednej ze swoich morskich wypraw – rzekła, idąc powoli w jego stronę i patrząc na niewielką figurkę z porcelany, którą właśnie trzymał młody Ollivander. – Witaj! Cieszę się, że przyszedłeś i... jak ci się tutaj podoba? – zapytała bezpośrednio i z wyraźną ciekawością w głosie, której nawet nie próbowała ukryć, w końcu znali się od dziecka i byli przyjaciółmi, więc ani nie przeszłoby jej przez myśl, by zachowywać się wobec niego sztywno i oficjalnie. Glaucusa teraz nie było, ale uprzedziła go wcześniej o swoich planach spotkania z przyjacielem. W końcu nie powinna zatajać przed nim takich rzeczy, skoro to był ich wspólny dom, i kto wie, jak Glaucus mógł odbierać fakt, że jego młoda żona miała przyjaciela płci męskiej?
Gdy weszła do salonu, urządzonego w kolorach i symbolice Traversów, zauważyła Titusa oglądającego którąś z pamiątek należących do rodu jej męża. Było w tym domu sporo różnych przedmiotów, w większości należących do poprzednich właścicieli, ale nie brakowało i takich, które sprowadził sam Glaucus. Te przedmioty szczególnie fascynowały Lyrę, bo pokazywały, jak wiele wspaniałych miejsc i rzeczy widział w swoim życiu jej mąż.
- Glaucus przywiózł to z jednej ze swoich morskich wypraw – rzekła, idąc powoli w jego stronę i patrząc na niewielką figurkę z porcelany, którą właśnie trzymał młody Ollivander. – Witaj! Cieszę się, że przyszedłeś i... jak ci się tutaj podoba? – zapytała bezpośrednio i z wyraźną ciekawością w głosie, której nawet nie próbowała ukryć, w końcu znali się od dziecka i byli przyjaciółmi, więc ani nie przeszłoby jej przez myśl, by zachowywać się wobec niego sztywno i oficjalnie. Glaucusa teraz nie było, ale uprzedziła go wcześniej o swoich planach spotkania z przyjacielem. W końcu nie powinna zatajać przed nim takich rzeczy, skoro to był ich wspólny dom, i kto wie, jak Glaucus mógł odbierać fakt, że jego młoda żona miała przyjaciela płci męskiej?
come on look into the expanse and breath all these around come on don’t be afraid to look don’t be afraid
to look at distance
Wiedział, że za chwilę zaszczyci go swoją obecnością, ale gdy usłyszał za sobą jej ciepły głos, drgnął o mało nie wypuszczając spomiędzy palców niewielkiej porcelanowej figurki. Uf, mało brakło... - przeszło mu przez myśl, gdy nieco pewniej i mocniej zacisnął nań dłoń. Powoli odwrócił się w stronę Lyry, równie niespiesznie odkładając pamiątkę na poprzednie miejsce. Uśmiechnął się, witając ją skinieniem głowy.
- Trochę zazdroszczę mu tych wypraw. - i żony - dodał w myślach, mierząc panią Travers spojrzeniem. Jak zwykle wyglądała nieziemsko - podobały mu się jej rude pukle spływające wokół twarzy i niebieska sukienka pasująca nie tylkodo otoczenia, ale także nadmorskiego klimatu, jej oczy w kolorze nadziei, a wreszcie blade policzki, na których piegi mieszały się z plamkami farby tworząc nienazwane konstelacje. Miał ochotę zbliżyć się i zetrzeć wielobarwne ślady, ale uznał, że mogłoby to zostać źle odebrane, więc jedynie wygiął usta w uśmiechu, rozglądając się naokoło, sunąc spojrzeniem po salonie w kolorze akwarium. Ręce natomiast schował za sobą splatając palce.
- Szczerze? - zapytał, delikatnie kiwając głową jakby zaraz miał powiedzieć coś w stylu ujdzie, ale zamiast tego spomiędzy jego warg wyleciało bardzo entuzajstyczne - Bardzo mi się podoba! Wspaniałe miejsce i te widoki! Przeszedłem się kawałek jak tu zmierzałem i muszę przyznać, że sam chciałbym mieszkać nad wodą. - przyznał zgodnie z prawdą - Przejdziemy się później? Jak już się trochę ogrzeję. - drgnął, obiema dłońmi rozgrzewając ramiona. Przeszedł się po pomieszczeniu, sunąc palcami po wypolerowanych, drewnianych komodach i innych zdobnych meblach - Jeśli inne pokoje są tak piękne jak salon, to chyba powoli zaczynam ci zazdrościć. - jego dźwięczny śmiech przeciął powietrze, kiedy z wolna zbliżał się do Lyry, wlepiając spojrzenie w jej jaśniejące oczy - Ale ty, lady Travers, jesteś najbardziej uroczą ozdobą tego domostwa.
- Trochę zazdroszczę mu tych wypraw. - i żony - dodał w myślach, mierząc panią Travers spojrzeniem. Jak zwykle wyglądała nieziemsko - podobały mu się jej rude pukle spływające wokół twarzy i niebieska sukienka pasująca nie tylkodo otoczenia, ale także nadmorskiego klimatu, jej oczy w kolorze nadziei, a wreszcie blade policzki, na których piegi mieszały się z plamkami farby tworząc nienazwane konstelacje. Miał ochotę zbliżyć się i zetrzeć wielobarwne ślady, ale uznał, że mogłoby to zostać źle odebrane, więc jedynie wygiął usta w uśmiechu, rozglądając się naokoło, sunąc spojrzeniem po salonie w kolorze akwarium. Ręce natomiast schował za sobą splatając palce.
- Szczerze? - zapytał, delikatnie kiwając głową jakby zaraz miał powiedzieć coś w stylu ujdzie, ale zamiast tego spomiędzy jego warg wyleciało bardzo entuzajstyczne - Bardzo mi się podoba! Wspaniałe miejsce i te widoki! Przeszedłem się kawałek jak tu zmierzałem i muszę przyznać, że sam chciałbym mieszkać nad wodą. - przyznał zgodnie z prawdą - Przejdziemy się później? Jak już się trochę ogrzeję. - drgnął, obiema dłońmi rozgrzewając ramiona. Przeszedł się po pomieszczeniu, sunąc palcami po wypolerowanych, drewnianych komodach i innych zdobnych meblach - Jeśli inne pokoje są tak piękne jak salon, to chyba powoli zaczynam ci zazdrościć. - jego dźwięczny śmiech przeciął powietrze, kiedy z wolna zbliżał się do Lyry, wlepiając spojrzenie w jej jaśniejące oczy - Ale ty, lady Travers, jesteś najbardziej uroczą ozdobą tego domostwa.
Every great wizard in history has started out as nothing more than what we are now, students.
If they can do it,
why not us?
If they can do it,
why not us?
Strona 1 z 5 • 1, 2, 3, 4, 5
Salon
Szybka odpowiedź