Salon
Strona 3 z 5 • 1, 2, 3, 4, 5
AutorWiadomość
First topic message reminder :
[bylobrzydkobedzieladnie]
Salon
Przestronny, ciepły i jasny salon na parterze posiadłości, miejsce do przyjmowania gości. Podobnie jak w jadalni, na ścianach i regałach można znaleźć rozmaite pamiątki z różnych zakątków świata, portrety oraz rzeźbiony kominek, w pobliżu którego znajdują się fotele, kanapa i ciężki, staroświecki stół. Na wyłożonej parkietem podłodze znajduje się gruby, wzorzysty dywan. Pomieszczenie jest utrzymane w rodowej kolorystyce.
Na salon nałożone jest zaklęcie Muffliato
[bylobrzydkobedzieladnie]
come on look into the expanse and breath all these around come on don’t be afraid to look don’t be afraid
to look at distance
Ostatnio zmieniony przez Lyra Travers dnia 08.08.17 0:58, w całości zmieniany 2 razy
| 3 marca, po spotkaniu z Barrym
Jakoś dała radę wrócić do domu, choć zajęło jej to znacznie dłużej niż normalnie. Podczas biegnięcia za oddalającym się bratem potknęła się o kamień i przewróciła się, prawdopodobnie uszkadzając sobie kostkę, bo ta przy każdym kroku bolała nieprzyjemnie. Bardziej niż o bólu i o przemoczonym, ubłoconym płaszczu myślała jednak o bracie i rozmowie z nim, która przybrała tak niespodziewany i nieprzyjemny obrót. Chociaż tak chciała się z nim dzisiaj spotkać po ponad dwóch miesiącach nie widzenia się, i chociaż początkowo wszystko wydawało się przebiegać normalnie, w którymś momencie nawet się zepsuło. Barry wypowiedział sporo nieprzyjemnych, gorzkich, wręcz bolesnych dla niej słów, a potem odszedł, jak kiedyś Garrett. Odwrócił się i zdeportował, wcześniej wyrzucając jej, że została szlachecką marionetką. Właśnie tak ją teraz postrzegał.
Gdy szła, po jej piegowatych policzkach spływały łzy. Nie płakała z bólu promieniejącego od kostki, który wydawał się znacznie mniej istotny niż to, że jej brat nie akceptował jej nowego życia, tego, że zgodziła się na zaaranżowane zaręczyny i ślub, że wyszła za Traversa i zamieszkała w jednym z dworków należących do rodu męża. Nie rozumiała, dlaczego tak bardzo raziło go to, że przecież spełniła swoją powinność i nie działała wbrew niczyjej woli, robiąc dokładnie to, czego od niej oczekiwano, bez buntowania się ani swojej rodzinie, ani rodzinie męża. Zresztą, czy potrafiłaby odtrącić kogoś, kogo darzyła sympatią, doskonale wiedząc, że mogła trafić na kogoś, kogo nie znała, lub wręcz nie lubiła? Z Glaucusem tak nie było, poznała go jeszcze przed zaręczynami, kiedy to zainteresował się jej sztuką, i w dodatku znała jego młodszą siostrę. Powiedziała „tak”, darząc go pewnym zaufaniem i wierząc, że jej nie skrzywdzi. Chciała być jego żoną i była nią, bez względu na to, co mógł myśleć o tym Barry, ale jego reakcja i tak bolała wrażliwą młódkę, która tęskniła za swoimi braćmi, którzy kiedyś, jeszcze kilka miesięcy temu byli jej tak bliscy. W których kiedyś była zapatrzona i chciała być taka, jak oni, i dopiero dorosłość pokazała, jak bardzo się od siebie różnili i jak odmienne drogi życiowe wybrali.
Wciąż pogrążona w niewesołych myślach, widząc przed oczami rozzłoszczoną twarz brata, zanim ten zniknął, dotarła w końcu do posiadłości. Drżącymi dłońmi zdjęła mokry, brudny płaszcz i podała skrzatowi, prosząc, aby go wyczyścił, po czym dokuśtykała do salonu, gdzie opadła na kanapę przed kominkiem. Ciepło bijące od pełgających wesoło płomieni zaczęło rozgrzewać jej drobne, zziębnięte ciałko, podczas gdy Lyra ostrożnie zdjęła zabłocone buciki. Jedna z jej kostek była lekko opuchnięta i posiniaczona, ponadto nosiła na sobie parę zadrapań. Sukienka Lyry była rozdarta w dolnej części, ale to mogła naprawić zaklęciem. Później. Teraz po prostu oparła się wygodnie, wypoczywając i próbując nie myśleć o Barrym. Wolała już skupić się na rwącym bólu w kostce i zastanowić się, co powie Glaucusowi. Mąż mógł ją poskładać, ale czy chciała, żeby wiedział o tym, że Barry tu był? Zawsze mogła powiedzieć, że potknęła się na trawniku, tyle że obiecała, że nie będzie go okłamywać. Była więc rozdarta.
Jakoś dała radę wrócić do domu, choć zajęło jej to znacznie dłużej niż normalnie. Podczas biegnięcia za oddalającym się bratem potknęła się o kamień i przewróciła się, prawdopodobnie uszkadzając sobie kostkę, bo ta przy każdym kroku bolała nieprzyjemnie. Bardziej niż o bólu i o przemoczonym, ubłoconym płaszczu myślała jednak o bracie i rozmowie z nim, która przybrała tak niespodziewany i nieprzyjemny obrót. Chociaż tak chciała się z nim dzisiaj spotkać po ponad dwóch miesiącach nie widzenia się, i chociaż początkowo wszystko wydawało się przebiegać normalnie, w którymś momencie nawet się zepsuło. Barry wypowiedział sporo nieprzyjemnych, gorzkich, wręcz bolesnych dla niej słów, a potem odszedł, jak kiedyś Garrett. Odwrócił się i zdeportował, wcześniej wyrzucając jej, że została szlachecką marionetką. Właśnie tak ją teraz postrzegał.
Gdy szła, po jej piegowatych policzkach spływały łzy. Nie płakała z bólu promieniejącego od kostki, który wydawał się znacznie mniej istotny niż to, że jej brat nie akceptował jej nowego życia, tego, że zgodziła się na zaaranżowane zaręczyny i ślub, że wyszła za Traversa i zamieszkała w jednym z dworków należących do rodu męża. Nie rozumiała, dlaczego tak bardzo raziło go to, że przecież spełniła swoją powinność i nie działała wbrew niczyjej woli, robiąc dokładnie to, czego od niej oczekiwano, bez buntowania się ani swojej rodzinie, ani rodzinie męża. Zresztą, czy potrafiłaby odtrącić kogoś, kogo darzyła sympatią, doskonale wiedząc, że mogła trafić na kogoś, kogo nie znała, lub wręcz nie lubiła? Z Glaucusem tak nie było, poznała go jeszcze przed zaręczynami, kiedy to zainteresował się jej sztuką, i w dodatku znała jego młodszą siostrę. Powiedziała „tak”, darząc go pewnym zaufaniem i wierząc, że jej nie skrzywdzi. Chciała być jego żoną i była nią, bez względu na to, co mógł myśleć o tym Barry, ale jego reakcja i tak bolała wrażliwą młódkę, która tęskniła za swoimi braćmi, którzy kiedyś, jeszcze kilka miesięcy temu byli jej tak bliscy. W których kiedyś była zapatrzona i chciała być taka, jak oni, i dopiero dorosłość pokazała, jak bardzo się od siebie różnili i jak odmienne drogi życiowe wybrali.
Wciąż pogrążona w niewesołych myślach, widząc przed oczami rozzłoszczoną twarz brata, zanim ten zniknął, dotarła w końcu do posiadłości. Drżącymi dłońmi zdjęła mokry, brudny płaszcz i podała skrzatowi, prosząc, aby go wyczyścił, po czym dokuśtykała do salonu, gdzie opadła na kanapę przed kominkiem. Ciepło bijące od pełgających wesoło płomieni zaczęło rozgrzewać jej drobne, zziębnięte ciałko, podczas gdy Lyra ostrożnie zdjęła zabłocone buciki. Jedna z jej kostek była lekko opuchnięta i posiniaczona, ponadto nosiła na sobie parę zadrapań. Sukienka Lyry była rozdarta w dolnej części, ale to mogła naprawić zaklęciem. Później. Teraz po prostu oparła się wygodnie, wypoczywając i próbując nie myśleć o Barrym. Wolała już skupić się na rwącym bólu w kostce i zastanowić się, co powie Glaucusowi. Mąż mógł ją poskładać, ale czy chciała, żeby wiedział o tym, że Barry tu był? Zawsze mogła powiedzieć, że potknęła się na trawniku, tyle że obiecała, że nie będzie go okłamywać. Była więc rozdarta.
come on look into the expanse and breath all these around come on don’t be afraid to look don’t be afraid
to look at distance
3 marca. Start!
Decyzję o wizycie w domu brata podjęłam spontanicznie, zniechęcona nieustającym deszczem, który nie pozwalałby na spokojny spacer po plaży czy wybrzeżu lub ponowne odwiedziny w rezerwacie. Nudziłam się, a brak zajęcia gorliwie mi doskwierał, pomyślałam więc, że towarzystwo dobrze mi zrobi, a przy okazji ja sama mogłabym okazać się czyimś lekarstwem na marcowy marazm. Nie zapowiedziałam się, istniała więc szansa, że Glaucusa ani Lyry nie będzie w domu, liczyłam jednak na łut szczęścia. A ono uśmiechnęło się do mnie pod postacią skrzata, który po otworzeniu przede mną drzwi dworku w Norfolk oznajmił, że lady Travers znajduje się w salonie i mogę do niej dołączyć.
Lady Travers. Jeszcze niedawno ta fraza przywoływała mi przed oczami obraz pani matki, teraz jednak zostawała często zastąpiona przez piegowatą buzię i piękne, rude włosy, których właścicielkę pojął za żonę mój starszy brat. Tak bardzo pragnęłam, by ożenił się z miłości, lecz wiedziałam, że niestety nie było mu to dane – niekiedy obowiązek wzywał zbyt wcześnie. Na całe szczęście panna Weasley okazała się w mych oczach godna Glaucusa, co nieskromnie przyznam, było zarówno komplementem, jak i błogosławieństwem, a ja sama z ciekawością, jakiej nie okazywałam nigdy innym parom, przyglądałam się ich kwitnącemu małżeństwu.
Rozmyślając nad tym, jak bardzo to miejsce skorzystało na posiadaniu kobiecej ręki, skierowałam swe kroki do salonu, uprzednio wilgotną lekko szatę podając skrzatowi. Nałożone na posesje zaklęcia sprawiły, że musiałam przejść się kawałek, była to jednak błahostka, która nie godziła w moją godność i nie miałam nawet zamiaru poruszać tematu. Zamiast tego, przyglądałam się wszechobecnym morskim zdobyczom Glaucusa, zdobiącym korytarz oraz salon, w którym wreszcie się znalazłam.
- Witaj, Lyro – powiedziałam wesoło, zatrzymując się w progu i szybko skanując wzrokiem pokój – Mam nadzieję, że nie przeszkadzam? Tak bardzo przykrzyło mi się w domu, że postanowiłam odwiedzić ulubioną bratową – uśmiechnęłam się, ruszając w kierunku rudowłosej i dopiero wtedy zauważyłam, że ta nie znajduje się w najlepszym stanie.
Zsunęłam brwi i szybko przyjrzałam jej się lepiej. Natychmiast zauważyłam ubłocone buty, leżące kawałek dalej i zranioną stopę dziewczyny. Rozdarta na dole sukienka była chyba najmniejszym z problemów nowej członkini mojej rodziny, obok której ulokowałam się już chwilę później, również korzystając z uroków znajdującego się przy kanapie kominka.
- Czy wszystko w porządku? – zapytałam dla formalności, chociaż wiedziałam, że mogę się spodziewać wymijającej odpowiedzi. Chciałam jednak, by Lyra mi zaufała, dlatego nie dawałam za wygraną – Może obejrzę twoją kostkę? Pewnie dałabym radę ją nastawić – dodałam zachęcająco, a różdżka w kieszeni zaczęła mnie przyjemnie świerzbić.
Nie chciałam jednak naruszać strefy komfortu swojej bratowej, dlatego czekałam na jej pozwolenie.
Gość
Gość
Siedziała spokojnie na kanapie, czując, jak jej sukienka pod wpływem ciepła powoli zaczyna schnąć. Ostrożnie masowała obolałą kostkę, po chwili puszczając ją i znowu się opierając. Jej powieki powoli opadły. W ciepłym i suchym salonie było jej tak błogo, tak przyjemnie... Tylko czemu te natrętne myśli nie chciały uciec, mimo że zastosowała jedną z technik, której uczyła się podczas swojej nauki oklumencji? Dlaczego przed jej oczami wciąż majaczyła twarz Barry’ego, a umysł przywoływał także odleglejsze wspomnienia tego dnia, kilka dni przed ślubem, kiedy to pokłóciła się z Garrettem? Wtedy niejako legła w gruzach dziecięca wiara w doskonałość starszych braci, zrozumiała, że różnią się zbyt mocno, by dalej podążać jedną drogą. Ale dlaczego nie zauważyła tego wszystkiego wcześniej? Lyra sama tego nie rozumiała, nie wiedziała nawet, kiedy zaszły te wszystkie zmiany w nich... a może w niej? Wcześniej zapatrzona jak obraz w braci, jako dziecko chcąca być taka, jak oni, nagle została sama i potrzebowała desperacko kogoś innego, w czyją stronę mogłaby się zwrócić, bo przecież samotność była czymś nowym i obcym.. Po ślubie zyskała Glaucusa, stała się członkiem jego rodziny, ale musiała najwyraźniej ponieść tego cenę, skoro nie każdy członek jej własnej rodziny zaakceptował jej wybór.
Prawie zasnęła, kiedy nagle usłyszała ciche kroki i drgnęła na kanapie.
- Glaucus? – wymamrotała, ale nie musiała się zwracać w tamtą stronę, żeby wiedzieć, że nie tak brzmiały kroki jej męża. Zamrugała szybko oczami i odwróciła się, zauważając znajomą sylwetkę. – Cressida? Och, to ty! Cieszę się, że jesteś, usiądź!
Była to niespodziewana wizyta, ale całkiem przyjemna, pomijając fakt, że nie uda jej się zbyt długo ukryć przyczyn swojego stanu zarówno na ciele, jak i duchu. Cressidę znała nawet dłużej niż Glaucusa, bo poznały się jeszcze w Hogwarcie. Dzieliły je zaledwie dwa lata, a piękna, smukła półwila nie była kimś, kogo można było przegapić na szkolnych korytarzach. Dla młodej malarki stanowiła bardzo interesujący obiekt do ćwiczeń rysowania ukradkowych portretów, szczególnie, kiedy przysiadywała na pomoście, by porozmawiać z trytonami zamieszkującymi hogwarckie jezioro. Właśnie w takich okolicznościach się poznały, ponieważ dla Lyry to, co robiła Cressida, było bardzo ciekawe, a nie śmieszne. Ale, chociaż z czasem się zaprzyjaźniły, w momencie, kiedy została przyobiecana jej starszemu bratu, Lyra naprawdę obawiała się o ich dalsze relacje. Na szczęście jednak okazało się, że nawet po ślubie ich stosunki pozostały dobre i zyskała przyjazną duszę w osobie siostry swojego męża, która czasami odwiedzała ich, tak jak teraz.
- Glaucusa nie ma, ale może niedługo wróci... – mówiła, starając się mówić i zachowywać normalnie, ale Cressida i tak szybko zauważyła, że coś było nie tak. – To w sumie nic takiego, byłam na spacerze... I potknęłam się na oblodzonym kamieniu – spojrzała na swoją kostkę, która puchła coraz mocniej. – Chyba jest skręcona – westchnęła, mając nadzieję, że to nic poważniejszego, ale zupełnie nie znała się na leczeniu i mogła tylko gdybać.
Nie zaprotestowała, kiedy Cressida zaproponowała, że może się nią zająć. Przynajmniej nie będzie musiała martwić Glaucusa.
Przez dłuższą chwilę milczała, obserwując czynności półwili, i dopiero po chwili zdecydowała się powiedzieć coś więcej.
- Mój brat tu był... Trochę się... pokłóciliśmy, chciałam za nim pobiec... I wtedy to się stało – wyjaśniła cicho, jąkając się. Czuła, że ma ochotę z kimś o tym porozmawiać, chociaż było to dla niej trudne.
Prawie zasnęła, kiedy nagle usłyszała ciche kroki i drgnęła na kanapie.
- Glaucus? – wymamrotała, ale nie musiała się zwracać w tamtą stronę, żeby wiedzieć, że nie tak brzmiały kroki jej męża. Zamrugała szybko oczami i odwróciła się, zauważając znajomą sylwetkę. – Cressida? Och, to ty! Cieszę się, że jesteś, usiądź!
Była to niespodziewana wizyta, ale całkiem przyjemna, pomijając fakt, że nie uda jej się zbyt długo ukryć przyczyn swojego stanu zarówno na ciele, jak i duchu. Cressidę znała nawet dłużej niż Glaucusa, bo poznały się jeszcze w Hogwarcie. Dzieliły je zaledwie dwa lata, a piękna, smukła półwila nie była kimś, kogo można było przegapić na szkolnych korytarzach. Dla młodej malarki stanowiła bardzo interesujący obiekt do ćwiczeń rysowania ukradkowych portretów, szczególnie, kiedy przysiadywała na pomoście, by porozmawiać z trytonami zamieszkującymi hogwarckie jezioro. Właśnie w takich okolicznościach się poznały, ponieważ dla Lyry to, co robiła Cressida, było bardzo ciekawe, a nie śmieszne. Ale, chociaż z czasem się zaprzyjaźniły, w momencie, kiedy została przyobiecana jej starszemu bratu, Lyra naprawdę obawiała się o ich dalsze relacje. Na szczęście jednak okazało się, że nawet po ślubie ich stosunki pozostały dobre i zyskała przyjazną duszę w osobie siostry swojego męża, która czasami odwiedzała ich, tak jak teraz.
- Glaucusa nie ma, ale może niedługo wróci... – mówiła, starając się mówić i zachowywać normalnie, ale Cressida i tak szybko zauważyła, że coś było nie tak. – To w sumie nic takiego, byłam na spacerze... I potknęłam się na oblodzonym kamieniu – spojrzała na swoją kostkę, która puchła coraz mocniej. – Chyba jest skręcona – westchnęła, mając nadzieję, że to nic poważniejszego, ale zupełnie nie znała się na leczeniu i mogła tylko gdybać.
Nie zaprotestowała, kiedy Cressida zaproponowała, że może się nią zająć. Przynajmniej nie będzie musiała martwić Glaucusa.
Przez dłuższą chwilę milczała, obserwując czynności półwili, i dopiero po chwili zdecydowała się powiedzieć coś więcej.
- Mój brat tu był... Trochę się... pokłóciliśmy, chciałam za nim pobiec... I wtedy to się stało – wyjaśniła cicho, jąkając się. Czuła, że ma ochotę z kimś o tym porozmawiać, chociaż było to dla niej trudne.
come on look into the expanse and breath all these around come on don’t be afraid to look don’t be afraid
to look at distance
Słysząc, jak w pierwszym odruchu Lyra wypowiedziała imię mojego brata, nie mogłam lekko nie uśmiechnąć się pod nosem. Nie była to pełnia satysfakcji, ale najzwyklejsze, szczere zadowolenie, że świeżo poślubionych małżonków musiała już łączyć jakaś mocna więź. Byłam nieuleczalną romantyczką, a choć dozę rozsądku posiadałam, nawet takie drobnostki dawały mi nadzieję, że wszystko w historii tych dwojga idzie po mojej myśli. Relacja rozwijała się powoli, swoim torem, jednak ja wiedziałam, że symbolicznie wraz z nadejściem wiosny mogłam wypatrywać również kwitnących uczuć. Czy była to pewność, czy tylko nadzieja? Bardzo chciałam wierzyć, że to pierwsze.
Glaucusa nie ma, ale może niedługo wróci… Och, biedna żono żeglarza, pora roku zwiastowała nie tylko budzenie się do życia wszystkiego, co najpiękniejsze, ale także cięższy czas dla kobiet Traversów. Zbliżała się wiosna, a wraz z nią kolejne dalekie, morskie wyprawy, handel w porcie ożywał i właśnie zdałam sobie sprawę, że moja pewność była chyba jednak nadzieją. Nadzieją, że uczucie zdąży rozkwitnąć zanim morze zazdrośnie upomni się o mojego brata, odbierając go żonie. Zanotowałam w pamięci, by pilnie nasłuchiwać wieści o zbliżających się podróżach i planach wypłynięcia, chciałam także być przy Lyrze w jej pierwszym sezonie w nowej roli.
Lubiłam rudowłosą i nie ukrywałam tego ani przez moment; już w szkole złapałyśmy dobry kontakt, jednocząc się w obliczu złośliwych uwag ze strony naszych rówieśników. I choć nie byłyśmy przyjaciółkami na śmierć i życie, gorąco wierzyłam, że nasza koleżeńskość miała szansę przeobrazić się w coś głębszego i trwalszego. Byłyśmy rodziną, lecz mojego nastawienia nie powodował obowiązek. Chciałam mieć w Lyrze przyjaciółkę.
- Nic nie szkodzi, możemy posiedzieć we dwie i zwyczajnie poplotkować. Są takie informacje, które nie są przeznaczone dla męskich uszu. Będziesz mi mogła swobodnie opowiedzieć, jak tam się między Wami układa – puściłam bratowej oko i zajęłam się oględzinami jej nogi.
Starałam się jej bardziej nie zranić, dlatego najpierw dotknęłam stopy delikatnie, by po reakcji rudowłosej wywnioskować, czy kostka rzeczywiście jest skręcona. Cichy syk podpowiedział mi, że może wcale nie jest tak źle, jak sądziła Lyra.
- Wydaje mi się, że jest tylko porządnie stłuczona. Szybkie Episkey powinno załatwić sprawę – zawyrokowałam, po czym wyciągnęłam różdżkę, skupiłam się na zniwelowaniu szkód wyrządzonych przez mokry kamień i po chwili rzuciłam wcześniej wspomniane zaklęcie.
- Jak teraz, lepiej? – zapytałam z troską, w zanadrzu szykując kilka innych czarów, na wypadek gdyby ten nie zadziałał tak skutecznie, jak obie byśmy chciały.
Oczywiście, ze pragnęłam poznać więcej szczegółów tego niefortunnego spaceru, jednak przede wszystkim powinnam zachować takt szlachcianki, wpajany mi od najmłodszych… A co tam!
- Który brat? – ciekawość okazała się silniejsza, ale przecież moje chęci były jak najlepsze – Możesz mi o tym opowiedzieć, jeśli chcesz. Bracia potrafią dać się we znaki, zwłaszcza, gdy jest się najmłodszym dzieckiem, a do tego dziewczyną. Jeśli nie odwrócił się i Ci nie pomógł z tą nogą, to nie jest warty Twojego dobrego serca – oznajmiłam dobitnie.
Glaucusa nie ma, ale może niedługo wróci… Och, biedna żono żeglarza, pora roku zwiastowała nie tylko budzenie się do życia wszystkiego, co najpiękniejsze, ale także cięższy czas dla kobiet Traversów. Zbliżała się wiosna, a wraz z nią kolejne dalekie, morskie wyprawy, handel w porcie ożywał i właśnie zdałam sobie sprawę, że moja pewność była chyba jednak nadzieją. Nadzieją, że uczucie zdąży rozkwitnąć zanim morze zazdrośnie upomni się o mojego brata, odbierając go żonie. Zanotowałam w pamięci, by pilnie nasłuchiwać wieści o zbliżających się podróżach i planach wypłynięcia, chciałam także być przy Lyrze w jej pierwszym sezonie w nowej roli.
Lubiłam rudowłosą i nie ukrywałam tego ani przez moment; już w szkole złapałyśmy dobry kontakt, jednocząc się w obliczu złośliwych uwag ze strony naszych rówieśników. I choć nie byłyśmy przyjaciółkami na śmierć i życie, gorąco wierzyłam, że nasza koleżeńskość miała szansę przeobrazić się w coś głębszego i trwalszego. Byłyśmy rodziną, lecz mojego nastawienia nie powodował obowiązek. Chciałam mieć w Lyrze przyjaciółkę.
- Nic nie szkodzi, możemy posiedzieć we dwie i zwyczajnie poplotkować. Są takie informacje, które nie są przeznaczone dla męskich uszu. Będziesz mi mogła swobodnie opowiedzieć, jak tam się między Wami układa – puściłam bratowej oko i zajęłam się oględzinami jej nogi.
Starałam się jej bardziej nie zranić, dlatego najpierw dotknęłam stopy delikatnie, by po reakcji rudowłosej wywnioskować, czy kostka rzeczywiście jest skręcona. Cichy syk podpowiedział mi, że może wcale nie jest tak źle, jak sądziła Lyra.
- Wydaje mi się, że jest tylko porządnie stłuczona. Szybkie Episkey powinno załatwić sprawę – zawyrokowałam, po czym wyciągnęłam różdżkę, skupiłam się na zniwelowaniu szkód wyrządzonych przez mokry kamień i po chwili rzuciłam wcześniej wspomniane zaklęcie.
- Jak teraz, lepiej? – zapytałam z troską, w zanadrzu szykując kilka innych czarów, na wypadek gdyby ten nie zadziałał tak skutecznie, jak obie byśmy chciały.
Oczywiście, ze pragnęłam poznać więcej szczegółów tego niefortunnego spaceru, jednak przede wszystkim powinnam zachować takt szlachcianki, wpajany mi od najmłodszych… A co tam!
- Który brat? – ciekawość okazała się silniejsza, ale przecież moje chęci były jak najlepsze – Możesz mi o tym opowiedzieć, jeśli chcesz. Bracia potrafią dać się we znaki, zwłaszcza, gdy jest się najmłodszym dzieckiem, a do tego dziewczyną. Jeśli nie odwrócił się i Ci nie pomógł z tą nogą, to nie jest warty Twojego dobrego serca – oznajmiłam dobitnie.
Gość
Gość
Lyra nie wiedziała, co dokładnie łączyło ją z Glaucusem, ale było pewne, że nie była to obojętność. Nie traktowała swojego małżeństwa jako zła koniecznego, narzuconego obowiązku, który musiała spełnić. Owszem, był to obowiązek, jak każde zaaranżowane małżeństwo, ale nie czuła się nieszczęśliwa i skrzywdzona. Ceniła towarzystwo Glaucusa, bo uważała go za przyjaciela, lubiła z nim rozmawiać i zdawała sobie sprawę, jak dobrze trafiła. Ona, biedna Weasleyówna, została żoną kogoś tak wyjątkowego! Może kiedy powiedziano jej o zaręczynach, to był szok, bo przecież była taka młoda, matka przekazała jej wieść kilka dni przed jej osiemnastymi urodzinami, ale potem oswoiła się z sytuacją, a nawet zaczęła ją doceniać. Glaucus był osobą, którą darzyła dużym zaufaniem. Wiedziała, że może do niego przyjść nawet w środku nocy, co często robiła, gdy tylko śniło jej się coś złego. Cichutko przemykała do sypialni męża i układała się przy nim, wtulając w jego gorące, silne ciało, przy którym czuła się bezpiecznie, a złe sny bladły.
Oczywiście, zdawała sobie sprawę z tego, że Glaucus może często znikać i to na długo, i prawdę mówiąc, bała się tego. Przerażała ją perspektywa samotności w tym dworku, znacznie większym od rodzinnego domku jej matki, a myśl o tym, że mąż mógłby nie wrócić, była wręcz nie do zniesienia. Musiała jednak ufać w jego umiejętności i czekać cierpliwie, ale zapewne będzie to trudne, szczególnie podczas tego pierwszego roku. Musi kiedyś zapytać matkę swojego męża, jak ona znosiła te pierwsze lata małżeństwa z Traversem, musząc czekać na jego powrót.
- Nie mam nic przeciwko. Mogę poprosić skrzata, żeby przyniósł nam herbaty i ciasteczek – powiedziała, a na jej bladej buzi pojawił się uśmiech. Może w towarzystwie łatwiej zapomni o kłótni z Barrym?
Pozwoliła, żeby Cressida obejrzała jej kostkę. W którymś momencie syknęła, kiedy dłoń dziewczyny dotknęła opuchniętego miejsca. Na pewno nie była to najbardziej bolesna rzecz w jej życiu, nie mogła się równać z tym, co odczuwała, kiedy prawie dwa lata temu ocknęła się po trafieniu błędnie rzuconą klątwą, ale i tak nie czuła się najprzyjemniej podczas tych czynności.
- Chyba lepiej. Boli trochę mniej – powiedziała, kiedy dziewczyna rzuciła zaklęcie, a opuchlizna zaczęła się zmniejszać. Na próbę poruszyła nogą. – Dzięki.
Przygryzła lekko wargę, zastanawiając się, jak opowiedzieć o tym, co miało dzisiaj miejsce.
- To był Barry. Mój drugi brat, pewnie pamiętasz go z Hogwartu. Kilka dni temu zaprosiłam go, bo chciałam z nim porozmawiać, nie widzieliśmy się... od czasu noworocznego sabatu. – Na myśl o sabacie wyraźnie się wzdrygnęła; Cressida na pewno także wiedziała o rozgrywających się tam okropnych wydarzeniach, wskutek których zginęło czterech nestorów, w tym poprzedni Traversów, oraz kilku innych czarodziejów, a Lyra zasłabła na widok ich poranionych zwłok i została przez Glaucusa dostarczona z powrotem do posiadłości. – Na początku rozmawialiśmy zupełnie normalnie, ale później... Pokłóciliśmy się i nazwał mnie szlachecką marionetką. Pobiegłam za nim, a gdy upadłam, kazał mi wracać do swojego męża... Zachowywał się dziwnie i patrzył na mnie tak, że naprawdę zaczęłam się bać... A potem zniknął! – W jej jasnozielonych oczach błysnęły łzy, kiedy przywołała tę skróconą opowieść o ich dzisiejszej rozmowie, która zaczęła się tak niewinnie, a potem przybrała nieoczekiwany obrót. – Co, jeśli straciłam ich obu, Cressido? Co, jeśli wybierając małżeństwo z Glaucusem, w ich oczach rzeczywiście stałam się tylko szlachecką marionetką, chociaż zrobiłam to, co powinna zrobić każda dobra szlachcianka?
Cressida na pewno mogła sobie wyobrazić, co czuła Lyra, bo sama w pewnym sensie straciła siostrę, która wybrała inną drogę niż reszta rodzeństwa. Może dlatego Lyra zdecydowała się jednak jej zwierzyć, bo chciała jakoś uporać się z tą sytuacją, strachem przed tym, że naprawdę może stracić dobre relacje z osobami, które były jej tak bliskie.
Oczywiście, zdawała sobie sprawę z tego, że Glaucus może często znikać i to na długo, i prawdę mówiąc, bała się tego. Przerażała ją perspektywa samotności w tym dworku, znacznie większym od rodzinnego domku jej matki, a myśl o tym, że mąż mógłby nie wrócić, była wręcz nie do zniesienia. Musiała jednak ufać w jego umiejętności i czekać cierpliwie, ale zapewne będzie to trudne, szczególnie podczas tego pierwszego roku. Musi kiedyś zapytać matkę swojego męża, jak ona znosiła te pierwsze lata małżeństwa z Traversem, musząc czekać na jego powrót.
- Nie mam nic przeciwko. Mogę poprosić skrzata, żeby przyniósł nam herbaty i ciasteczek – powiedziała, a na jej bladej buzi pojawił się uśmiech. Może w towarzystwie łatwiej zapomni o kłótni z Barrym?
Pozwoliła, żeby Cressida obejrzała jej kostkę. W którymś momencie syknęła, kiedy dłoń dziewczyny dotknęła opuchniętego miejsca. Na pewno nie była to najbardziej bolesna rzecz w jej życiu, nie mogła się równać z tym, co odczuwała, kiedy prawie dwa lata temu ocknęła się po trafieniu błędnie rzuconą klątwą, ale i tak nie czuła się najprzyjemniej podczas tych czynności.
- Chyba lepiej. Boli trochę mniej – powiedziała, kiedy dziewczyna rzuciła zaklęcie, a opuchlizna zaczęła się zmniejszać. Na próbę poruszyła nogą. – Dzięki.
Przygryzła lekko wargę, zastanawiając się, jak opowiedzieć o tym, co miało dzisiaj miejsce.
- To był Barry. Mój drugi brat, pewnie pamiętasz go z Hogwartu. Kilka dni temu zaprosiłam go, bo chciałam z nim porozmawiać, nie widzieliśmy się... od czasu noworocznego sabatu. – Na myśl o sabacie wyraźnie się wzdrygnęła; Cressida na pewno także wiedziała o rozgrywających się tam okropnych wydarzeniach, wskutek których zginęło czterech nestorów, w tym poprzedni Traversów, oraz kilku innych czarodziejów, a Lyra zasłabła na widok ich poranionych zwłok i została przez Glaucusa dostarczona z powrotem do posiadłości. – Na początku rozmawialiśmy zupełnie normalnie, ale później... Pokłóciliśmy się i nazwał mnie szlachecką marionetką. Pobiegłam za nim, a gdy upadłam, kazał mi wracać do swojego męża... Zachowywał się dziwnie i patrzył na mnie tak, że naprawdę zaczęłam się bać... A potem zniknął! – W jej jasnozielonych oczach błysnęły łzy, kiedy przywołała tę skróconą opowieść o ich dzisiejszej rozmowie, która zaczęła się tak niewinnie, a potem przybrała nieoczekiwany obrót. – Co, jeśli straciłam ich obu, Cressido? Co, jeśli wybierając małżeństwo z Glaucusem, w ich oczach rzeczywiście stałam się tylko szlachecką marionetką, chociaż zrobiłam to, co powinna zrobić każda dobra szlachcianka?
Cressida na pewno mogła sobie wyobrazić, co czuła Lyra, bo sama w pewnym sensie straciła siostrę, która wybrała inną drogę niż reszta rodzeństwa. Może dlatego Lyra zdecydowała się jednak jej zwierzyć, bo chciała jakoś uporać się z tą sytuacją, strachem przed tym, że naprawdę może stracić dobre relacje z osobami, które były jej tak bliskie.
come on look into the expanse and breath all these around come on don’t be afraid to look don’t be afraid
to look at distance
Propozycja koleżanki bardzo mi się spodobała, w końcu nie ma to jak dobry poczęstunek przy pogawędce młodych dam! A Lyra chyba świetnie odnajdywała się jako pani domu, skoro tak swobodnie przychodziło ją rozporządzanie tutaj.
- Bardzo chętnie! A czy mogłabym liczyć na szarlotkę na ciepło z bitą śmietaną? – zapytałam grzecznie, robiąc uprzejmą minę. Po takich łakociach miałam ambicję nie zmieścić się w suknię na następnym przyjęciu.
Z jeszcze szerszym uśmiechem przyjęłam informacje, że zraniona stopa boli trochę mniej. Cieszyłam się, że umiejętności z kursu uzdrowicielskiego czasem mi się przydawały, jakby było to potwierdzenie, że wcale nie zmarnowałam sześciu miesięcy życia na coś, do czego właściwie mnie nie ciągnęło. Magia lecznicza w podstawowym stopniu nie sprawiała mi większych problemów; z łatwością reperowałam niepożądane efekty aktywności fizycznych swoich i braci, a właściwie także wszystkich bliskich. Siniaki, obtarcia, złamane nosy… wystarczyła tylko odpowiednia formułka. Trochę inaczej sprawa się miała z eliksirami, ale nie zamierzałam zaprzątać sobie nimi głowy tego dnia.
- Do usług – skomentowałam więc tylko, odkładając różdżkę i rozsiadając się wygodniej na kanapie, by móc wysłuchać zwierzeń koleżanki.
Musiałam przyznać, że wiadomość o planowanym ślubie brata mimo wszystko mnie zaskoczyła. Nie tylko dlatego, że przed oczami miałam już wizję Glaucusa oszalałego z miłości do żony, którą mógłby wybrać sobie sam. Do Lyry żywiłam szczerą sympatię i nigdy nie dawałam się ponieść uprzedzeniom, jednak ród Weasleyów, choć szlachecki, był zubożały. Jakie korzyści ponieśliśmy w związku z tym aranżowanym małżeństwem? Czy aby na pewno było ono dobrze przemyślane, a nie tylko zadecydowane pod wpływem impulsu i choroby matki? Nie podważałam jednak decyzji rodziców, właściwie nikomu nie zdradziłam moich wątpliwości, a one same minęły, jak różdżką odjął, gdy tylko zauważyłam pierwsze oznaki szacunku i sympatii pomiędzy rudowłosą i mym starszym bratem. Wiele dobrego mogło wyjść z tego początkowego chaosu i z biegiem czasu plułam sobie w brodę, że kiedykolwiek w ogóle byłam w stanie pomyśleć o kimś źle, najwidoczniej jednak byłam wyjątkiem, skoro rodzeni bracia Lyry zachowywali się tak, jak opisywała dziewczyna.
Było mi przykro, że nie widzieli się już tak długo, a jednocześnie czułam ulgę, że mój ulubiony piegus wyrwał się spod ich, najwyraźniej złego, wpływu.
- Będę z Tobą szczera, Lyro, więc przepraszam, jeśli powiem coś, co mogłoby urazić Ciebie bądź Twoją rodzinę, nie mam tego na celu – rzekłam spokojnie, wyciągając dłoń w pokojowym geście i ściskając delikatnie dłoń dziewczyny siedzącej obok – Wypełniłaś swój obowiązek i mogłybyśmy godzinami dyskutować o tym, jak bardzo kobiety bywają pokrzywdzone w takich sytuacjach, ale nie warto tracić już nerwów. Obie się z tym pogodziłyśmy – przyznałam ja, romantyczka od siedmiu boleści – Jeśli Twoi bracia nie potrafią dostrzec, że najprawdopodobniej uratowałaś ich własne, szlacheckie, uprzywilejowane tyłki od ślubów, to nazwałabym ich gumochłonami, jeśli to określenie nie obraziłoby gumochłonów – prychnęłam dumnie, niesiona falą kobiecej solidarności – Jesteś młodą, mądrą i rozsądną damą, a oni przejrzą wreszcie na oczy i tylko od Ciebie będzie zależeć, czy nie będzie dla nich za późno. Jeśli bardzo Cię to gryzie, mogę z nimi porozmawiać. Uważam też, choć to tylko moja sugestia i masz moje słowo, że sama mu o tym nie doniosę, ale sądzę, że powinnaś porozmawiać z Glaucusem. Wydawało mi się, że jest w dobrych stosunkach z Twoim najstarszym bratem? – właśnie, może mi się tylko wydawało? – Zwłaszcza, jeśli Barry naprawdę Cię przestraszył swoim zachowaniem. To nie jest właściwe i nie masz sobie absolutnie nic do zarzucenia. Ktoś, kto odmawia Ci prawa do szczęścia z płytkich, egoistycznych pobudek musi być doprawdy nieszczęśliwym człowiekiem. I głupcem.
Zakończyłam swój wywód, spoglądając ciepło na Lyrę, mając nadzieję, ze nie wymądrzałam się za bardzo. Musiałam jednak mówić dużo, bo czułam, że na moment nad naszą rozmową zawisło widmo mojej zdradzieckiej siostry, a ten temat mógł być obecny wyłącznie w moich myślach, nigdy więcej w słowie.
- Bardzo chętnie! A czy mogłabym liczyć na szarlotkę na ciepło z bitą śmietaną? – zapytałam grzecznie, robiąc uprzejmą minę. Po takich łakociach miałam ambicję nie zmieścić się w suknię na następnym przyjęciu.
Z jeszcze szerszym uśmiechem przyjęłam informacje, że zraniona stopa boli trochę mniej. Cieszyłam się, że umiejętności z kursu uzdrowicielskiego czasem mi się przydawały, jakby było to potwierdzenie, że wcale nie zmarnowałam sześciu miesięcy życia na coś, do czego właściwie mnie nie ciągnęło. Magia lecznicza w podstawowym stopniu nie sprawiała mi większych problemów; z łatwością reperowałam niepożądane efekty aktywności fizycznych swoich i braci, a właściwie także wszystkich bliskich. Siniaki, obtarcia, złamane nosy… wystarczyła tylko odpowiednia formułka. Trochę inaczej sprawa się miała z eliksirami, ale nie zamierzałam zaprzątać sobie nimi głowy tego dnia.
- Do usług – skomentowałam więc tylko, odkładając różdżkę i rozsiadając się wygodniej na kanapie, by móc wysłuchać zwierzeń koleżanki.
Musiałam przyznać, że wiadomość o planowanym ślubie brata mimo wszystko mnie zaskoczyła. Nie tylko dlatego, że przed oczami miałam już wizję Glaucusa oszalałego z miłości do żony, którą mógłby wybrać sobie sam. Do Lyry żywiłam szczerą sympatię i nigdy nie dawałam się ponieść uprzedzeniom, jednak ród Weasleyów, choć szlachecki, był zubożały. Jakie korzyści ponieśliśmy w związku z tym aranżowanym małżeństwem? Czy aby na pewno było ono dobrze przemyślane, a nie tylko zadecydowane pod wpływem impulsu i choroby matki? Nie podważałam jednak decyzji rodziców, właściwie nikomu nie zdradziłam moich wątpliwości, a one same minęły, jak różdżką odjął, gdy tylko zauważyłam pierwsze oznaki szacunku i sympatii pomiędzy rudowłosą i mym starszym bratem. Wiele dobrego mogło wyjść z tego początkowego chaosu i z biegiem czasu plułam sobie w brodę, że kiedykolwiek w ogóle byłam w stanie pomyśleć o kimś źle, najwidoczniej jednak byłam wyjątkiem, skoro rodzeni bracia Lyry zachowywali się tak, jak opisywała dziewczyna.
Było mi przykro, że nie widzieli się już tak długo, a jednocześnie czułam ulgę, że mój ulubiony piegus wyrwał się spod ich, najwyraźniej złego, wpływu.
- Będę z Tobą szczera, Lyro, więc przepraszam, jeśli powiem coś, co mogłoby urazić Ciebie bądź Twoją rodzinę, nie mam tego na celu – rzekłam spokojnie, wyciągając dłoń w pokojowym geście i ściskając delikatnie dłoń dziewczyny siedzącej obok – Wypełniłaś swój obowiązek i mogłybyśmy godzinami dyskutować o tym, jak bardzo kobiety bywają pokrzywdzone w takich sytuacjach, ale nie warto tracić już nerwów. Obie się z tym pogodziłyśmy – przyznałam ja, romantyczka od siedmiu boleści – Jeśli Twoi bracia nie potrafią dostrzec, że najprawdopodobniej uratowałaś ich własne, szlacheckie, uprzywilejowane tyłki od ślubów, to nazwałabym ich gumochłonami, jeśli to określenie nie obraziłoby gumochłonów – prychnęłam dumnie, niesiona falą kobiecej solidarności – Jesteś młodą, mądrą i rozsądną damą, a oni przejrzą wreszcie na oczy i tylko od Ciebie będzie zależeć, czy nie będzie dla nich za późno. Jeśli bardzo Cię to gryzie, mogę z nimi porozmawiać. Uważam też, choć to tylko moja sugestia i masz moje słowo, że sama mu o tym nie doniosę, ale sądzę, że powinnaś porozmawiać z Glaucusem. Wydawało mi się, że jest w dobrych stosunkach z Twoim najstarszym bratem? – właśnie, może mi się tylko wydawało? – Zwłaszcza, jeśli Barry naprawdę Cię przestraszył swoim zachowaniem. To nie jest właściwe i nie masz sobie absolutnie nic do zarzucenia. Ktoś, kto odmawia Ci prawa do szczęścia z płytkich, egoistycznych pobudek musi być doprawdy nieszczęśliwym człowiekiem. I głupcem.
Zakończyłam swój wywód, spoglądając ciepło na Lyrę, mając nadzieję, ze nie wymądrzałam się za bardzo. Musiałam jednak mówić dużo, bo czułam, że na moment nad naszą rozmową zawisło widmo mojej zdradzieckiej siostry, a ten temat mógł być obecny wyłącznie w moich myślach, nigdy więcej w słowie.
Gość
Gość
Lyra dopiero uczyła się wszystkiego. W końcu nie odebrała odpowiedniego wychowania, takiego jak to, które mogła otrzymać Cressida. Rodziny Lyry nie było stać na prywatnych nauczycieli, więc była zdana tylko na matkę. Ale jednak jakieś podstawy jej wpojono, a dwa miesiące życia z mężem też swoje dały, bo musiała nauczyć się jak obchodzić się z gośćmi. W końcu czasami odwiedzali ich jacyś znajomi, na przykład jej przyjaciel z Hogwartu Titus, albo Cressida.
- Oczywiście – powiedziała więc, po chwili przywołując skrzata, który niedługo później wrócił, trzymając tacę z herbatą oraz talerzykami z szarlotką, które postawił na stoliku obok dziewcząt.
O tak, takie umiejętności na pewno były przydatne. Lyra niestety ich nie posiadała, więc musiała zdać się na pomoc Cressidy, która szybko doprowadziła jej kostkę do porządku. Teraz Lyra mogła usiąść wygodniej, a dłoń wyciągnęła po filiżankę herbaty. Po zmarznięciu na dworze potrzebowała się rozgrzać.
Niestety, z wybieraniem sobie żon w tym świecie nie było tak łatwo. Glaucus miał już swoje lata, więc ledwie odnalazł się po rocznej nieobecności, ojciec postanowił poszukać dla niego narzeczonej, by zatrzymać go w kraju. Lyra sama nie wiedziała, dlaczego wybór padł na nią. Nie miała pieniędzy i Traversowie nie mogli otrzymać za nią znacznego posagu, ale posiadała coś innego, co mogło zaważyć na wyborze – była metamorfomagiem, co dla rodu zainteresowanego transmutacją mogło być cenną umiejętnością. Także matka Lyry w propozycji Traversów mogła widzieć szanse na lepsze życie i perspektywy dla córki o wrażliwej, artystycznej duszy, więc zaręczyny, a potem ślub zostały zorganizowane sprawnie, choć ten drugi przyspieszono o miesiąc przez wzgląd na chorobę matki Glaucusa, która bała się, że może nie doczekać ślubu syna. Na szczęście później jej stan się poprawił, ale Lyra i Glaucus byli już wtedy małżeństwem stawiającym pierwsze kroki we wspólnym życiu.
W spokoju wysłuchała Cressidy, zdając sobie sprawę, że w jej szczerej przemowie było sporo racji. Zrobiła to, co należało, spełniła swój obowiązek. Może dla jej braci, niechętnych szlacheckiemu światu, było to oznaką słabości, ale Lyra nie miała zadatków na buntowniczkę dla zasady. Nie wyobrażała sobie, że mogłaby tak po prostu odmówić własnej matce oraz Traversom. Nie jej rolą było kwestionować, czy zaaranżowane małżeństwa są słuszne, czy nie. Mogła być wówczas przerażona, że to dzieje się tak szybko, ale przyjęła to z godnością, ufając decyzji rodów. Przecież skoro brał w tym udział też jej ród, to czuła instynktownie, że nikt by jej nie skrzywdził.
- Wiem – powiedziała, odwzajemniając uścisk jej dłoni. – Zrobiłam, co do mnie należało i tego nie żałuję. Jestem dumna, mogąc być żoną Glaucusa. Żałuję tylko tego, że nasze relacje się popsuły, bo zawsze byli mi niezwykle bliscy, a teraz... przez ostatnie dwa miesiące w ogóle ich nie widywałam. – Nawet kęs przepysznej szarlotki nie mógł w pełni ukoić żalu, który odmalował się na bladej, piegowatej twarzyczce Lyry. Zwyczajnie tęskniła za braćmi, za relacjami, które mieli kiedyś. Ale najwyraźniej to, w co wierzyła w ich kwestii, okazało się kłamstwem. Albo po prostu każde z nich się zmieniło, a ona dopiero niedawno to zauważyła? – Nie chcę martwić tym Glaucusa. Wiem, że on bardzo się wszystkim przejmuje. Nie wiem nawet, jak powiedzieć mu o dzisiejszej wizycie Barry’ego. Czy w ogóle mu o tym mówić. – Zdaniem Lyry, Glaucus nie potrzebował dodatkowych zmartwień, ale obiecała mu szczerość, więc teraz walczyły w niej dwie skrajności. – Barry zachowywał się naprawdę dziwacznie. Zupełnie nie jak on. Było w nim coś nowego, niepokojącego. Nie potrafię tego dokładnie nazwać, ale nie zachowywał się, jak ten dawny Barry. I myślę, że ten dawny Barry nie byłby tak rozczarowany tym, że wyszłam za mąż i teraz żyję... tutaj – rozejrzała się po okazałym salonie, tak odmiennym od biednych, skromnych pomieszczeń, w których dorastała. Barry zarzucił jej to, że nienawidziła swojej prawdziwej rodziny i wykorzystała Garretta, co oczywiście nie było prawdą, ale bolało.
- Wiesz, naprawdę się o nich boję. Boję się, że oni mogą... – Postąpić jak twoja siostra, dodała tylko w myślach, wiedząc, że dla Cressidy był to drażliwy temat, z rodzaju tych, o których nie mówiło się głośno. Chociaż Weasleyowie na ogół nie przykładali wagi do czystości krwi i do małżeństw, często wręcz obnosząc się z pogardliwym stosunkiem do szlacheckich obyczajów, to Lyra podchodziła do tego inaczej. Przejmowała się tym, szanowała zasady i obawiała się, jak społeczeństwo przyjęłoby tego typu postawy. Jej wcale nie było to obojętne. – Mam nadzieję, że to tylko głupie, irracjonalne obawy, które zrodziły się w mojej głowie pod wpływem emocji – dodała jednak, po czym znowu umilkła na dłuższą chwilę i wypiła kolejny łyk herbaty.
- Jak miewają się twoi rodzice? Muszę chyba wkrótce was odwiedzić – zmieniła po chwili temat. W końcu było coś, o czym chciała porozmawiać z matką swojego męża.
- Oczywiście – powiedziała więc, po chwili przywołując skrzata, który niedługo później wrócił, trzymając tacę z herbatą oraz talerzykami z szarlotką, które postawił na stoliku obok dziewcząt.
O tak, takie umiejętności na pewno były przydatne. Lyra niestety ich nie posiadała, więc musiała zdać się na pomoc Cressidy, która szybko doprowadziła jej kostkę do porządku. Teraz Lyra mogła usiąść wygodniej, a dłoń wyciągnęła po filiżankę herbaty. Po zmarznięciu na dworze potrzebowała się rozgrzać.
Niestety, z wybieraniem sobie żon w tym świecie nie było tak łatwo. Glaucus miał już swoje lata, więc ledwie odnalazł się po rocznej nieobecności, ojciec postanowił poszukać dla niego narzeczonej, by zatrzymać go w kraju. Lyra sama nie wiedziała, dlaczego wybór padł na nią. Nie miała pieniędzy i Traversowie nie mogli otrzymać za nią znacznego posagu, ale posiadała coś innego, co mogło zaważyć na wyborze – była metamorfomagiem, co dla rodu zainteresowanego transmutacją mogło być cenną umiejętnością. Także matka Lyry w propozycji Traversów mogła widzieć szanse na lepsze życie i perspektywy dla córki o wrażliwej, artystycznej duszy, więc zaręczyny, a potem ślub zostały zorganizowane sprawnie, choć ten drugi przyspieszono o miesiąc przez wzgląd na chorobę matki Glaucusa, która bała się, że może nie doczekać ślubu syna. Na szczęście później jej stan się poprawił, ale Lyra i Glaucus byli już wtedy małżeństwem stawiającym pierwsze kroki we wspólnym życiu.
W spokoju wysłuchała Cressidy, zdając sobie sprawę, że w jej szczerej przemowie było sporo racji. Zrobiła to, co należało, spełniła swój obowiązek. Może dla jej braci, niechętnych szlacheckiemu światu, było to oznaką słabości, ale Lyra nie miała zadatków na buntowniczkę dla zasady. Nie wyobrażała sobie, że mogłaby tak po prostu odmówić własnej matce oraz Traversom. Nie jej rolą było kwestionować, czy zaaranżowane małżeństwa są słuszne, czy nie. Mogła być wówczas przerażona, że to dzieje się tak szybko, ale przyjęła to z godnością, ufając decyzji rodów. Przecież skoro brał w tym udział też jej ród, to czuła instynktownie, że nikt by jej nie skrzywdził.
- Wiem – powiedziała, odwzajemniając uścisk jej dłoni. – Zrobiłam, co do mnie należało i tego nie żałuję. Jestem dumna, mogąc być żoną Glaucusa. Żałuję tylko tego, że nasze relacje się popsuły, bo zawsze byli mi niezwykle bliscy, a teraz... przez ostatnie dwa miesiące w ogóle ich nie widywałam. – Nawet kęs przepysznej szarlotki nie mógł w pełni ukoić żalu, który odmalował się na bladej, piegowatej twarzyczce Lyry. Zwyczajnie tęskniła za braćmi, za relacjami, które mieli kiedyś. Ale najwyraźniej to, w co wierzyła w ich kwestii, okazało się kłamstwem. Albo po prostu każde z nich się zmieniło, a ona dopiero niedawno to zauważyła? – Nie chcę martwić tym Glaucusa. Wiem, że on bardzo się wszystkim przejmuje. Nie wiem nawet, jak powiedzieć mu o dzisiejszej wizycie Barry’ego. Czy w ogóle mu o tym mówić. – Zdaniem Lyry, Glaucus nie potrzebował dodatkowych zmartwień, ale obiecała mu szczerość, więc teraz walczyły w niej dwie skrajności. – Barry zachowywał się naprawdę dziwacznie. Zupełnie nie jak on. Było w nim coś nowego, niepokojącego. Nie potrafię tego dokładnie nazwać, ale nie zachowywał się, jak ten dawny Barry. I myślę, że ten dawny Barry nie byłby tak rozczarowany tym, że wyszłam za mąż i teraz żyję... tutaj – rozejrzała się po okazałym salonie, tak odmiennym od biednych, skromnych pomieszczeń, w których dorastała. Barry zarzucił jej to, że nienawidziła swojej prawdziwej rodziny i wykorzystała Garretta, co oczywiście nie było prawdą, ale bolało.
- Wiesz, naprawdę się o nich boję. Boję się, że oni mogą... – Postąpić jak twoja siostra, dodała tylko w myślach, wiedząc, że dla Cressidy był to drażliwy temat, z rodzaju tych, o których nie mówiło się głośno. Chociaż Weasleyowie na ogół nie przykładali wagi do czystości krwi i do małżeństw, często wręcz obnosząc się z pogardliwym stosunkiem do szlacheckich obyczajów, to Lyra podchodziła do tego inaczej. Przejmowała się tym, szanowała zasady i obawiała się, jak społeczeństwo przyjęłoby tego typu postawy. Jej wcale nie było to obojętne. – Mam nadzieję, że to tylko głupie, irracjonalne obawy, które zrodziły się w mojej głowie pod wpływem emocji – dodała jednak, po czym znowu umilkła na dłuższą chwilę i wypiła kolejny łyk herbaty.
- Jak miewają się twoi rodzice? Muszę chyba wkrótce was odwiedzić – zmieniła po chwili temat. W końcu było coś, o czym chciała porozmawiać z matką swojego męża.
come on look into the expanse and breath all these around come on don’t be afraid to look don’t be afraid
to look at distance
Choć od małego byłam szkolona przez rodziców i najlepszych nauczycieli na wzorową młodą damę, znającą każdą z zasad etykiety na pamięć i gotową wyrecytować ją w nocy o północy, zdawałam sobie sprawę, że nie wszystkie dziewczęta w moim wieku odebrały podobne wychowanie. Choć była szlachcianką, Lyra dopiero się tego wszystkiego uczyła, ale jak na dwa miesiące, sprawdzała się w roli pani domu bardzo dobrze. Nawet mój brat nie znikał na całe dnie, lubił wracać do dworku, w którym co jakiś czas pojawiali się goście, a ja z chęcią odwiedzałam wschodnie wybrzeże i swoją rodzinę. Jeszcze tylko kilka tygodni, a rudowłosa wprawi się i kto wie, może urządzi tak wspaniałe przyjęcie, że będą o nim pisać gazety? Oczywiście z chęcią bym jej wtedy pomogła, ale wolałam na razie nie poruszać tak płytkiego tematu, podczas gdy salon, w którym się znajdowałyśmy, był świadkiem poważnych zwierzeń.
Słuchałam ich uważnie, zajadając się przy okazji pyszną szarlotką. Moja błoga mina musiała wskazywać na to, że słodkie ciasto bardzo mi smakuje i przez chwilę pomyślałam, że warto byłoby wyjść za mąż, gdybym również miała otrzymać skrzata, który tak świetnie zna się na wypiekach. Ciepła herbata natychmiast mnie rozgrzała, w połączeniu z ogniem trzaskającym w kominku tworząc duet dzięki któremu na chwilę zapomniałam o pogodzie za oknem.
- Oczywiście nie jestem ekspertką w tej dziedzinie, ale chyba każda młoda żona w jakimś stopniu traci kontakt z rodziną, a na pewno te relacje ulegają rozluźnieniu – zastygłam na moment, a kawałek bitej śmietany spadł mi z widelczyka z powrotem na talerz - Cieszę się, że jest Ci dobrze u boku mojego brata, ale tęsknota za rodzeństwem pewnie sprawia, że nie możesz w pełni radować się urokami małżeństwa. Wiem już, jak poszło z Barrym, a czy opisałaś Garretowi, co czujesz?
Mogło być tak, że najstarszy brat Lyry był zazdrosny albo zbyt dumny do tego, by przyznać się, że również tęskni za siostrą. Ale równie dobrze, skoro był chyba zapracowanym czarodziejem, mógł nie zdawać sobie sprawy z uczuć siostry i to bynajmniej nie dlatego, że go nie interesowały.
- Nauczyłam się, że niedopowiedzenia i tłumienie w sobie uczuć mogą sprowadzić na człowieka wiele złego – przyznałam z pokorą, spoglądając na rudowłosą niezmiennym, ciepłym spojrzeniem. Wydawało mi się, że wpadłam na rozwiązanie jej problemu, a jednocześnie nie chciałam się narzucać. To była jej decyzja do podjęcia, choć chyba chciałam dla wszystkich zbyt dobrze, jak zwykle – A może zaproś Garretta tutaj, na kolację z Tobą i Glaucusem? Jeśli sytuacja się wyjaśni, nie będziesz musiała już zwierzać się mojemu bratu. A jeśli nie… jestem pewna, ze sam dostrzeże, że coś może być nie tak i z typowym dla siebie rozsądkiem pomoże Ci ją rozwiązać? – obserwowałam twarz Lyry i to, jak może zareagować na moje słowa.
Na krótką chwilę ponownie zajęłam się szarlotką, szybko kończąc kawałek, który znajdował się na moim talerzyku. Odkładałam go akurat w momencie, gdy ponownie wspomniany został Barry i jego dziwne zachowanie. W obliczu ostatnich wydarzeń w moich myślach po jakimś czasie zaczęły formować się istne teorie spiskowe, którymi jednak nie chciałam martwić Lyry.
- A jesteś pewna, że był… trzeźwy? – nie śmiałam zapytać wprost, czy wcześniejszy gość mojej towarzyszki zdradzał oznaki wpływu jakiegoś niebezpiecznego zaklęcia – Może wpadł ostatnio w nieciekawe towarzystwo, które ma na niego zły wpływ? – zastanawiałam się dalej, pragnąc odciągnąć myśli koleżanki od najgorszych scenariuszy. Takie nasze gdybanie niczego by nie wyjaśniło, a mogło się przyczynić do znacznego pogorszenia jej humoru. To było ostatnie, czego pragnęłam.
- Na pewno nie – weszłam jej w słowo, nie pozwalając wymówić ostatniej obawy. Dość już zdrajców, dość czarnych owiec. Niech to wreszcie dotknie kogoś innego, a nie nasze rodziny.
Czym zawiniła biedna Lyra, że bliscy teraz tak ją traktowali? Chciała trzymać się zasad i dbała o dobre imię Weasleyów – doprawdy nie rozumiałam, jak ktokolwiek mógłby mieć jej to za złe. Ucieszyłam się więc, gdy temat zszedł na nieco mniej złowrogie tory.
- Dziękuję, mają się dobrze. Zdrowie mamy poprawia się z dnia na dzień i wszyscy wiemy, czym to jest spowodowane. Jeśli chcesz nas odwiedzić, muszę Cię jednak ostrzec – nie przygryzłam języka w porę i musiałam dokończyć myśl, która mogła zesłać na siedzącą naprzeciw mnie dziewczynę kolejną troskę – Zapytają o wnuka. Na pewno zapytają, mama już przetrząsa nasze drzewo genealogiczne w poszukiwaniu odpowiednich imion dla dziecka, które mogłaby Ci zasugerować – sama także ucieszyłabym się z bratanicy lub bratanka, jednak chciałam żeby w pierwszej kolejności coś innego połączyło Lyrę i Glaucusa.
Słuchałam ich uważnie, zajadając się przy okazji pyszną szarlotką. Moja błoga mina musiała wskazywać na to, że słodkie ciasto bardzo mi smakuje i przez chwilę pomyślałam, że warto byłoby wyjść za mąż, gdybym również miała otrzymać skrzata, który tak świetnie zna się na wypiekach. Ciepła herbata natychmiast mnie rozgrzała, w połączeniu z ogniem trzaskającym w kominku tworząc duet dzięki któremu na chwilę zapomniałam o pogodzie za oknem.
- Oczywiście nie jestem ekspertką w tej dziedzinie, ale chyba każda młoda żona w jakimś stopniu traci kontakt z rodziną, a na pewno te relacje ulegają rozluźnieniu – zastygłam na moment, a kawałek bitej śmietany spadł mi z widelczyka z powrotem na talerz - Cieszę się, że jest Ci dobrze u boku mojego brata, ale tęsknota za rodzeństwem pewnie sprawia, że nie możesz w pełni radować się urokami małżeństwa. Wiem już, jak poszło z Barrym, a czy opisałaś Garretowi, co czujesz?
Mogło być tak, że najstarszy brat Lyry był zazdrosny albo zbyt dumny do tego, by przyznać się, że również tęskni za siostrą. Ale równie dobrze, skoro był chyba zapracowanym czarodziejem, mógł nie zdawać sobie sprawy z uczuć siostry i to bynajmniej nie dlatego, że go nie interesowały.
- Nauczyłam się, że niedopowiedzenia i tłumienie w sobie uczuć mogą sprowadzić na człowieka wiele złego – przyznałam z pokorą, spoglądając na rudowłosą niezmiennym, ciepłym spojrzeniem. Wydawało mi się, że wpadłam na rozwiązanie jej problemu, a jednocześnie nie chciałam się narzucać. To była jej decyzja do podjęcia, choć chyba chciałam dla wszystkich zbyt dobrze, jak zwykle – A może zaproś Garretta tutaj, na kolację z Tobą i Glaucusem? Jeśli sytuacja się wyjaśni, nie będziesz musiała już zwierzać się mojemu bratu. A jeśli nie… jestem pewna, ze sam dostrzeże, że coś może być nie tak i z typowym dla siebie rozsądkiem pomoże Ci ją rozwiązać? – obserwowałam twarz Lyry i to, jak może zareagować na moje słowa.
Na krótką chwilę ponownie zajęłam się szarlotką, szybko kończąc kawałek, który znajdował się na moim talerzyku. Odkładałam go akurat w momencie, gdy ponownie wspomniany został Barry i jego dziwne zachowanie. W obliczu ostatnich wydarzeń w moich myślach po jakimś czasie zaczęły formować się istne teorie spiskowe, którymi jednak nie chciałam martwić Lyry.
- A jesteś pewna, że był… trzeźwy? – nie śmiałam zapytać wprost, czy wcześniejszy gość mojej towarzyszki zdradzał oznaki wpływu jakiegoś niebezpiecznego zaklęcia – Może wpadł ostatnio w nieciekawe towarzystwo, które ma na niego zły wpływ? – zastanawiałam się dalej, pragnąc odciągnąć myśli koleżanki od najgorszych scenariuszy. Takie nasze gdybanie niczego by nie wyjaśniło, a mogło się przyczynić do znacznego pogorszenia jej humoru. To było ostatnie, czego pragnęłam.
- Na pewno nie – weszłam jej w słowo, nie pozwalając wymówić ostatniej obawy. Dość już zdrajców, dość czarnych owiec. Niech to wreszcie dotknie kogoś innego, a nie nasze rodziny.
Czym zawiniła biedna Lyra, że bliscy teraz tak ją traktowali? Chciała trzymać się zasad i dbała o dobre imię Weasleyów – doprawdy nie rozumiałam, jak ktokolwiek mógłby mieć jej to za złe. Ucieszyłam się więc, gdy temat zszedł na nieco mniej złowrogie tory.
- Dziękuję, mają się dobrze. Zdrowie mamy poprawia się z dnia na dzień i wszyscy wiemy, czym to jest spowodowane. Jeśli chcesz nas odwiedzić, muszę Cię jednak ostrzec – nie przygryzłam języka w porę i musiałam dokończyć myśl, która mogła zesłać na siedzącą naprzeciw mnie dziewczynę kolejną troskę – Zapytają o wnuka. Na pewno zapytają, mama już przetrząsa nasze drzewo genealogiczne w poszukiwaniu odpowiednich imion dla dziecka, które mogłaby Ci zasugerować – sama także ucieszyłabym się z bratanicy lub bratanka, jednak chciałam żeby w pierwszej kolejności coś innego połączyło Lyrę i Glaucusa.
Gość
Gość
Lyra starała się jak mogła, żeby nadrobić zaległości, tym bardziej, że przecież była żoną i nie chciała, wręcz nie mogła przynieść wstydu mężowi i jego rodzinie. Ale było jeszcze dużo rzeczy, których pragnęła się nauczyć, żeby jeszcze lepiej odnaleźć się w nowej roli. Miała na to czas, miała także męża oraz Cressidę, do których mogła się zwrócić, jeśli będzie potrzebowała pomocy w jakiejś kwestii. Nie była sama.
- Więc to jest normalne? To... rozluźnienie kontaktów? – uniosła brwi, ale po chwili uświadomiła sobie, że brzmiało to rozsądnie. Wychodząc za mąż, kobieta stawała się częścią rodziny męża. Wyprowadzała się z rodzinnego domu i zamieszkiwała razem ze swoim małżonkiem. Własną rodzinę widywała rzadziej. Czyżby i w jej przypadku miało tak być, i za rozluźnieniem relacji nie kryło się nic więcej? Chciałaby, żeby tak było, bo rzeczywiście, trudno było jej w pełni cieszyć się małżeństwem, kiedy czuła, że dwie tak ważne dla niej osoby nie do końca to akceptują.
- Sytuacja z Garrettem jest jeszcze bardziej skomplikowana. Ostatni raz rozmawialiśmy ze sobą przed moim ślubem, wtedy, kiedy się pokłóciliśmy. Później widziałam go tylko na ślubie oraz na jednym ze styczniowych spotkań w Klubie Pojedynków. – Pokrótce opowiedziała o tym, jak wylosowano ją do jednej pary z bratem, i jak po zakończeniu pojedynku bez słowa wyszedł, zachowując się, jakby była kimś obcym. To było ich ostatnie spotkanie. Nie mogła uwolnić się od wrażenia, że Garrett zwyczajnie gardził jej nowym życiem, szlacheckim światem i jej pragnieniem dołączenia do niego. – Nie wiem, czy to dobry pomysł – powiedziała więc. Wszystkie listy, które próbowała wysłać do brata, spaliła zaraz po napisaniu. Bała się pierwsza wyciągać do niego rękę w obawie przed bolesnym odtrąceniem. Już raz to przeżyła, wystarczy. Mówi się, że kto nie ryzykuje, ten nie wie, ale coś ją powstrzymywało przed tym, więc trwała w niepewności co do tego, jak wyglądały ich relacje i co będzie dalej. Co, jeśli pewnego dnia wpadną na siebie gdzieś, na przykład na Pokątnej? Czy brat odezwie się, czy spojrzy na nią z pogardą i odejdzie w swoją stronę? Wróci do swojego życia u boku mugolaczki, zapominając, że miał siostrę, którą kiedyś się opiekował i której niejako zastępował zaginionego ojca?
Wspominając przelotnie te dawne czasy, także zajęła się wyjątkowo dobrą szarlotką.
- Teraz to już niczego nie jestem pewna. Tak naprawdę nie wiem prawie nic o jego dorosłym życiu. Do ślubu mieszkałam z Garrettem, Barry’ego widywałam raz na jakiś czas. Niewiele mówił – przyznała. Utrzymywał, że pracował u Ollivanderów, ale skąd mogła wiedzieć, czy nie wpakował się w coś dziwnego? To by wyjaśniało jego niepokojące zachowanie. – Martwię się o niego. O nich obu. Boję się, że popełnią błąd, którego mogą potem żałować.
Uszanowała jednak, że Cressida nie chciała rozmawiać o siostrze. Jej zdrada musiała być niezwykle bolesna. Pewnie tak, jak dla Lyry bolesne było poróżnienie się z braćmi, chociaż w tym przypadku wciąż była szansa, że wszystko skończy się dobrze, że obaj się otrząsną. Dla siostry Cressidy było za późno, rodzina musiała zaakceptować to, że ta kobieta odrzuciła ich, odrzuciła całe swoje życie, wybierając uczucie. Był to ryzykowny wybór, bo przecież nagłe porywy serca mogły zawodzić, a rodzina była (a przynajmniej, powinna być) czymś stałym i pewnym. Lyra na pewno by czegoś takiego nie zrobiła. Szanowała narzucone jej zasady, chociaż na pewno nie ze wszystkimi się zgadzała. Jej poglądy wobec mugoli były neutralne, ale wierzyła, że aranżowane małżeństwa mają określony cel. Chociaż może gdyby trafiła na złego męża, także by je negowała?
- To dobrze, że czuje się już lepiej. Oboje martwiliśmy się o nią, kiedy... – Cressida na pewno wiedziała, co Lyra ma na myśli. Pamiętała ten nerwowy okres przed ślubem, szybkie przygotowania, żeby w zaledwie dwa tygodnie ogarnąć wszystko i urządzić go jeszcze w grudniu zamiast w styczniu. Matka Glaucusa czuła się naprawdę źle, a Lyra zdawała sobie sprawę, że wszelkie protesty byłyby w tamtym czasie bardzo nie na miejscu, więc pogodziła się z tym, że szybciej straci swoją wolność i zostanie mężatką. Chciała przecież, żeby Glaucus był zadowolony, a wiedziała o jego bliskiej więzi z rodziną, więc podobnie jak i on, zmartwiła się stanem jego matki. Nie znała zbyt dobrze tej kobiety, ale teraz były rodziną.
- Och! – Policzki Lyry okryły się intensywnym rumieńcem, kiedy Cressida wspomniała o poszukiwaniach imienia dla dziecka. Dziecka jej i Glaucusa. Niespełna dziewiętnastoletnia Lyra zdawała sobie sprawę, że każda dobra żona powinna wydać na świat potomstwo swojego męża. I szczerze pragnęła posiadać dzieci, ale czy na pewno była już na nie gotowa?
- Boję się, że chyba na razie ją rozczaruję. – Bo jeszcze nie nosiła w sobie dziecka, a przynajmniej, nic o tym nie wiedziała. – Ale i tak chcę z nią o czymś porozmawiać. Chcę wiedzieć, jak sobie radzić, kiedy Glaucus...
Kiedy Glaucus zacznie wyruszać na dłuższe wyprawy i pozostawi mnie na długi czas samą w tych murach, dokończyła w myślach. Dawniej czuła strach, kiedy Garrett wychodził na aurorskie misje. Dziś bała się o Glaucusa, trudniącego się nie mniej niebezpieczną pracą żeglarza. Najwyraźniej taki był jej los, martwić się o kogoś bliskiego.
- Więc to jest normalne? To... rozluźnienie kontaktów? – uniosła brwi, ale po chwili uświadomiła sobie, że brzmiało to rozsądnie. Wychodząc za mąż, kobieta stawała się częścią rodziny męża. Wyprowadzała się z rodzinnego domu i zamieszkiwała razem ze swoim małżonkiem. Własną rodzinę widywała rzadziej. Czyżby i w jej przypadku miało tak być, i za rozluźnieniem relacji nie kryło się nic więcej? Chciałaby, żeby tak było, bo rzeczywiście, trudno było jej w pełni cieszyć się małżeństwem, kiedy czuła, że dwie tak ważne dla niej osoby nie do końca to akceptują.
- Sytuacja z Garrettem jest jeszcze bardziej skomplikowana. Ostatni raz rozmawialiśmy ze sobą przed moim ślubem, wtedy, kiedy się pokłóciliśmy. Później widziałam go tylko na ślubie oraz na jednym ze styczniowych spotkań w Klubie Pojedynków. – Pokrótce opowiedziała o tym, jak wylosowano ją do jednej pary z bratem, i jak po zakończeniu pojedynku bez słowa wyszedł, zachowując się, jakby była kimś obcym. To było ich ostatnie spotkanie. Nie mogła uwolnić się od wrażenia, że Garrett zwyczajnie gardził jej nowym życiem, szlacheckim światem i jej pragnieniem dołączenia do niego. – Nie wiem, czy to dobry pomysł – powiedziała więc. Wszystkie listy, które próbowała wysłać do brata, spaliła zaraz po napisaniu. Bała się pierwsza wyciągać do niego rękę w obawie przed bolesnym odtrąceniem. Już raz to przeżyła, wystarczy. Mówi się, że kto nie ryzykuje, ten nie wie, ale coś ją powstrzymywało przed tym, więc trwała w niepewności co do tego, jak wyglądały ich relacje i co będzie dalej. Co, jeśli pewnego dnia wpadną na siebie gdzieś, na przykład na Pokątnej? Czy brat odezwie się, czy spojrzy na nią z pogardą i odejdzie w swoją stronę? Wróci do swojego życia u boku mugolaczki, zapominając, że miał siostrę, którą kiedyś się opiekował i której niejako zastępował zaginionego ojca?
Wspominając przelotnie te dawne czasy, także zajęła się wyjątkowo dobrą szarlotką.
- Teraz to już niczego nie jestem pewna. Tak naprawdę nie wiem prawie nic o jego dorosłym życiu. Do ślubu mieszkałam z Garrettem, Barry’ego widywałam raz na jakiś czas. Niewiele mówił – przyznała. Utrzymywał, że pracował u Ollivanderów, ale skąd mogła wiedzieć, czy nie wpakował się w coś dziwnego? To by wyjaśniało jego niepokojące zachowanie. – Martwię się o niego. O nich obu. Boję się, że popełnią błąd, którego mogą potem żałować.
Uszanowała jednak, że Cressida nie chciała rozmawiać o siostrze. Jej zdrada musiała być niezwykle bolesna. Pewnie tak, jak dla Lyry bolesne było poróżnienie się z braćmi, chociaż w tym przypadku wciąż była szansa, że wszystko skończy się dobrze, że obaj się otrząsną. Dla siostry Cressidy było za późno, rodzina musiała zaakceptować to, że ta kobieta odrzuciła ich, odrzuciła całe swoje życie, wybierając uczucie. Był to ryzykowny wybór, bo przecież nagłe porywy serca mogły zawodzić, a rodzina była (a przynajmniej, powinna być) czymś stałym i pewnym. Lyra na pewno by czegoś takiego nie zrobiła. Szanowała narzucone jej zasady, chociaż na pewno nie ze wszystkimi się zgadzała. Jej poglądy wobec mugoli były neutralne, ale wierzyła, że aranżowane małżeństwa mają określony cel. Chociaż może gdyby trafiła na złego męża, także by je negowała?
- To dobrze, że czuje się już lepiej. Oboje martwiliśmy się o nią, kiedy... – Cressida na pewno wiedziała, co Lyra ma na myśli. Pamiętała ten nerwowy okres przed ślubem, szybkie przygotowania, żeby w zaledwie dwa tygodnie ogarnąć wszystko i urządzić go jeszcze w grudniu zamiast w styczniu. Matka Glaucusa czuła się naprawdę źle, a Lyra zdawała sobie sprawę, że wszelkie protesty byłyby w tamtym czasie bardzo nie na miejscu, więc pogodziła się z tym, że szybciej straci swoją wolność i zostanie mężatką. Chciała przecież, żeby Glaucus był zadowolony, a wiedziała o jego bliskiej więzi z rodziną, więc podobnie jak i on, zmartwiła się stanem jego matki. Nie znała zbyt dobrze tej kobiety, ale teraz były rodziną.
- Och! – Policzki Lyry okryły się intensywnym rumieńcem, kiedy Cressida wspomniała o poszukiwaniach imienia dla dziecka. Dziecka jej i Glaucusa. Niespełna dziewiętnastoletnia Lyra zdawała sobie sprawę, że każda dobra żona powinna wydać na świat potomstwo swojego męża. I szczerze pragnęła posiadać dzieci, ale czy na pewno była już na nie gotowa?
- Boję się, że chyba na razie ją rozczaruję. – Bo jeszcze nie nosiła w sobie dziecka, a przynajmniej, nic o tym nie wiedziała. – Ale i tak chcę z nią o czymś porozmawiać. Chcę wiedzieć, jak sobie radzić, kiedy Glaucus...
Kiedy Glaucus zacznie wyruszać na dłuższe wyprawy i pozostawi mnie na długi czas samą w tych murach, dokończyła w myślach. Dawniej czuła strach, kiedy Garrett wychodził na aurorskie misje. Dziś bała się o Glaucusa, trudniącego się nie mniej niebezpieczną pracą żeglarza. Najwyraźniej taki był jej los, martwić się o kogoś bliskiego.
come on look into the expanse and breath all these around come on don’t be afraid to look don’t be afraid
to look at distance
Gdyby Lyra mogła czytać mi w myślach, być może samoocena nieco by jej się podniosła, jednak dopóki to nie nastąpi, będę starała się podnosić ją na duchu i wspierać. Byłyśmy teraz rodziną, a choć nie łączyły nas więzy krwi, miałyśmy szansę na zawarcie prawdziwej przyjaźni i wydawało się, że obie chcemy z niej skorzystać.
- Wydaje mi się, że tak – skinęłam głową, potwierdzając swoje wcześniejsze przypuszczenia i słowa – Masz jakieś znajome mężatki? Sądzę, że bez względu na status krwi czy majętność mogą się one wymienić podobnymi doświadczeniami – w tej dziedzinie nie mogłam być tak pomocna, jak bym chciała, gdyż na moje doświadczenie składały się tylko obserwacje.
Rudowłosa była moją drugą bratową, a choć z pierwszą nie łączyło mnie koleżeństwo, zdawało mi się, że mogłam wiele powiedzieć na temat jej przywiązania do rodziny i tego, jak wszystko się zmieniło, gdy poślubiła mojego najstarszego brata. Miałam nadzieję, że moje słowa nie zabrzmiały jak sugerowanie, jakoby nowa lady Travers posiadała wielu niegodnych znajomych. To nie był przedmiot rozważań, a przy okazji byłam święcie przekonana, że szlachcianki i mugolaczki po ślubie podążają podobnymi ścieżkami nawet mimo tego, że niektóre z dróg wydają się być łatwiejsze od drugich.
- Lepiej chyba żałować, że coś się nie udało, niż że w ogóle się tego nie spróbowało – spokojnym tonem wypowiedziałam swoją mądrość, w myślach rozkładając na części pierwsze zachowanie lordów Weasley.
Phi, czy którykolwiek z nich tego tytułu pożądał? Miałam nadzieję, że obawy Lyry nie ziszczą się, jednak nie mogłam oprzeć się wrażeniu, że między Weasleyami coś było wyraźnie nie tak. Nie chciałam za mocno ingerować w ich relacje, dlatego podsunięcie pomysłu kolacji i wysłuchanie zwierzeń dziewczyny było chyba wszystkim, co mogłam w tej chwili zrobić. Obiecałam sobie i jej, że nie wydam tego, o czym teraz rozmawiałyśmy Glaucusowi, chociaż wciąż uważałam, że powinien wiedzieć. Zasługiwał na szczerość, lecz pobudki Lyry były szlachetne, dlatego nie naciskałam i postanowiłam trzymać język za zębami. Przynajmniej do czasu, aż nie wyniknie z tego grubsza sprawa.
Wiedziałam, że temat dzieci nie był wcale łatwiejszy, ale lepiej było przygotować Lyrę do rozmów z moją matką, bo gdyby zaczerwieniła się przed nią tak, jak teraz przede mną, rodzicielka jeszcze gotowa byłaby pomyśleć, że małżeństwo nie zostało skonsumowane. A stąd niedaleko do jej kolejnej zapaści na zdrowiu!
- Nikogo nie rozczarujesz – zapewniłam więc, rozsiadając się wygodniej na kanapie; podciągając nogi pod pupę i opierając się swobodnie o zagłówek – Wszystko musi toczyć się swoim tempem i moja matka na pewno to zrozumie. Jesteś młoda, masz dużo czasu, a stres ponoć nie pomaga w tej kwestii. Cieszcie się sobą, po prostu – skąd wzięły się u mnie takie mądrości i porady? Być może fakt, że byłam starsza (choć niewiele!) od Lyry miał tutaj jakieś znaczenie i czułam się w obowiązku wprowadzić ją w meandry dorosłości, skoro rodzeni bracia zawiedli ją w tej kwestii?
Po chwili zawisła między nami następna obawa, równie chyba poważna, co poprzednia. Westchnęłam cicho i przez moment wpatrywałam się w płomienie, tańczące wesoło w kominku, nie mówiąc nic. A później zdecydowałam się na szczerość i wyznanie, jakiego nie słyszał ode mnie nikt wcześniej.
- Kiedy zniknął na rok i nie dawał znaku życia, niemal codziennie chodziłam do zatoki, do rezerwatu, poszukiwałam wszelkiego rodzaju informacji. O zatopionych galerach, o ocalałych rozbitkach… o topielcach. Bardzo się martwiłam i Ciebie niestety to nie ominie – nie byłam pewna, czy to ja powinnam przeprowadzać z Lyrą tę rozmowę, a jednak temat został już poruszony, więc uznałam za słuszne podzielenie się doświadczeniem – Chociaż tak myślę, że im bardziej ktoś jest Twój, tym mocniej czujesz, że jednak jest z nim wszystko w porządku – uśmiechnęłam się na koniec, obdarzając rozmówczynię pokrzepiającym spojrzeniem.
Wspominanie o prezentach na przeprosiny postanowiłam zatrzymać dla siebie, niech rudowłosa ma niespodziankę w swoim czasie.
- Wydaje mi się, że tak – skinęłam głową, potwierdzając swoje wcześniejsze przypuszczenia i słowa – Masz jakieś znajome mężatki? Sądzę, że bez względu na status krwi czy majętność mogą się one wymienić podobnymi doświadczeniami – w tej dziedzinie nie mogłam być tak pomocna, jak bym chciała, gdyż na moje doświadczenie składały się tylko obserwacje.
Rudowłosa była moją drugą bratową, a choć z pierwszą nie łączyło mnie koleżeństwo, zdawało mi się, że mogłam wiele powiedzieć na temat jej przywiązania do rodziny i tego, jak wszystko się zmieniło, gdy poślubiła mojego najstarszego brata. Miałam nadzieję, że moje słowa nie zabrzmiały jak sugerowanie, jakoby nowa lady Travers posiadała wielu niegodnych znajomych. To nie był przedmiot rozważań, a przy okazji byłam święcie przekonana, że szlachcianki i mugolaczki po ślubie podążają podobnymi ścieżkami nawet mimo tego, że niektóre z dróg wydają się być łatwiejsze od drugich.
- Lepiej chyba żałować, że coś się nie udało, niż że w ogóle się tego nie spróbowało – spokojnym tonem wypowiedziałam swoją mądrość, w myślach rozkładając na części pierwsze zachowanie lordów Weasley.
Phi, czy którykolwiek z nich tego tytułu pożądał? Miałam nadzieję, że obawy Lyry nie ziszczą się, jednak nie mogłam oprzeć się wrażeniu, że między Weasleyami coś było wyraźnie nie tak. Nie chciałam za mocno ingerować w ich relacje, dlatego podsunięcie pomysłu kolacji i wysłuchanie zwierzeń dziewczyny było chyba wszystkim, co mogłam w tej chwili zrobić. Obiecałam sobie i jej, że nie wydam tego, o czym teraz rozmawiałyśmy Glaucusowi, chociaż wciąż uważałam, że powinien wiedzieć. Zasługiwał na szczerość, lecz pobudki Lyry były szlachetne, dlatego nie naciskałam i postanowiłam trzymać język za zębami. Przynajmniej do czasu, aż nie wyniknie z tego grubsza sprawa.
Wiedziałam, że temat dzieci nie był wcale łatwiejszy, ale lepiej było przygotować Lyrę do rozmów z moją matką, bo gdyby zaczerwieniła się przed nią tak, jak teraz przede mną, rodzicielka jeszcze gotowa byłaby pomyśleć, że małżeństwo nie zostało skonsumowane. A stąd niedaleko do jej kolejnej zapaści na zdrowiu!
- Nikogo nie rozczarujesz – zapewniłam więc, rozsiadając się wygodniej na kanapie; podciągając nogi pod pupę i opierając się swobodnie o zagłówek – Wszystko musi toczyć się swoim tempem i moja matka na pewno to zrozumie. Jesteś młoda, masz dużo czasu, a stres ponoć nie pomaga w tej kwestii. Cieszcie się sobą, po prostu – skąd wzięły się u mnie takie mądrości i porady? Być może fakt, że byłam starsza (choć niewiele!) od Lyry miał tutaj jakieś znaczenie i czułam się w obowiązku wprowadzić ją w meandry dorosłości, skoro rodzeni bracia zawiedli ją w tej kwestii?
Po chwili zawisła między nami następna obawa, równie chyba poważna, co poprzednia. Westchnęłam cicho i przez moment wpatrywałam się w płomienie, tańczące wesoło w kominku, nie mówiąc nic. A później zdecydowałam się na szczerość i wyznanie, jakiego nie słyszał ode mnie nikt wcześniej.
- Kiedy zniknął na rok i nie dawał znaku życia, niemal codziennie chodziłam do zatoki, do rezerwatu, poszukiwałam wszelkiego rodzaju informacji. O zatopionych galerach, o ocalałych rozbitkach… o topielcach. Bardzo się martwiłam i Ciebie niestety to nie ominie – nie byłam pewna, czy to ja powinnam przeprowadzać z Lyrą tę rozmowę, a jednak temat został już poruszony, więc uznałam za słuszne podzielenie się doświadczeniem – Chociaż tak myślę, że im bardziej ktoś jest Twój, tym mocniej czujesz, że jednak jest z nim wszystko w porządku – uśmiechnęłam się na koniec, obdarzając rozmówczynię pokrzepiającym spojrzeniem.
Wspominanie o prezentach na przeprosiny postanowiłam zatrzymać dla siebie, niech rudowłosa ma niespodziankę w swoim czasie.
Gość
Gość
Lyra zamyśliła się na moment. Większość jej bliższych koleżanek, bez względu na środowisko, z którego się wywodziły, była nadal pannami lub dopiero się zaręczała. Znała też kilka mężatek, ale były to znajomości bardzo pobieżne, właściwie z widzenia. A przynajmniej tak to wyglądało w kwestii dziewcząt w podobnym do niej wieku. Bo wiadomo, że wśród starszych kobiet na pewno było więcej mężatek, ale również nie były to żadne bliskie znajomości, więc trudno było dowiedzieć się czegoś konkretnego o życiu w małżeństwie. Głównym źródłem informacji była dla niej matka.
- W najbliższym otoczeniu chyba nie – przyznała po chwili wahania. – Porozmawiałabym z mamą, ale... Nie chcę, by wiedziała zbyt wiele o tym, co się między nami wydarzyło. – Bo przecież nie chciała martwić rodzicielki tym, że wśród jej dzieci nastąpił pewien rozłam. Kiedy ostatni raz u niej była, nie nawiązywała w ogóle do kwestii relacji z braćmi, unikając tego tematu jak ognia. Wolała opowiadać o swoich sukcesach artystycznych i o małżeństwie, bo te tematy były dla niej łatwiejsze.
- Chyba brakuje mi odwagi. – Nie była zbyt odważna ani śmiała. Na pewno nie w takiej sytuacji, która mogła zakończyć się jeszcze większym bólem i żalem. Może Tiara jednak się pomyliła, umieszczając ją w Gryffindorze, tak jak braci?
Z trójki rodzeństwa to Lyra była tą najbardziej szlachecką, i chyba tylko ona pożądała tego lepszego życia. Odkąd pierwszy raz się z nim zetknęła, jej naiwne serduszko zostało kompletnie zauroczone światem pełnym kolorów i blasku, światem, w którym mogła spełniać swoje marzenia i nie musiała marznąć ani moknąć na ulicy, czekając, aż ktoś zauważy jej talent. Garrett był mężczyzną, silnym, dzielnym aurorem, więc nie potrzebował tego wszystkiego tak bardzo, jak ona, krucha, wrażliwa artystka. Chociaż uświadomiła sobie to dopiero później, już po ślubie, to zaaranżowane małżeństwo mogło być dla niej szansą, tym bardziej że Glaucus był naprawdę wyrozumiałym mężem, i nigdy nie zabraniał jej tworzyć. Nawet po ślubie Lyra spędzała mnóstwo czasu, malując. Kiedy Glaucus zacznie wypływać na wyprawy, zapewne jeszcze bardziej będzie uciekać przed samotnością i niepokojem w świat sztuki.
Lyra wcale nie chciała martwić matki Glaucusa, nic z tych rzeczy. Nie spodziewała się tylko, że aż tak szybko oczekiwano, że podaruje im wnuka, ale, biorąc pod uwagę wiek jej męża, zapewne nie powinno jej to dziwić, chociaż sam Glaucus nie naciskał w tej kwestii i do niczego jej nie zmuszał, jeśli sama nie chciała. Mogła spać spokojnie, nie bojąc się, że mąż wbrew jej woli weźmie to, co mu należne.
- Więc może nie będzie tak źle? – po zapewnieniach Cressidy nieco jej ulżyło. Potarła dłonią policzki, które pod piegami nadal były lekko zaczerwienione. Chwilę później znowu jednak przeniosła wzrok na Cressidę, uważnie słuchając jej kolejnych słów. Słów o tym, jak się czuła, kiedy Glaucus zaginął na długi rok i nawet rodzina straciła nadzieję na jego powrót.
- To musiało być straszne... Ta niepewność, nieświadomość tego, co się z nim dzieje... – powiedziała cicho; Glaucus wspominał jej przelotnie, że przez ten rok znajdował się w Ameryce, u wybrzeży której rozbił się jego statek, ale nigdy nie wdawał się w dokładne szczegóły tego pobytu i tego, dlaczego trwał on tak długo. Czuła, że kryło się za tym coś więcej, coś, czego wolałaby nie wiedzieć... Więc w końcu przestała pytać. – Kiedy wrócił, musieliście być bardzo szczęśliwi, że się odnalazł. Ale mimo to mam nadzieję, być może naiwną, że mi taki strach zostanie oszczędzony.
Nie chciała musieć miesiącami czekać na jakikolwiek znak życia, bojąc się, że mąż może nie wrócić, że już do końca życia będzie sama, tęskniąc za jego obecnością i za życiem, jakie mieli wieść. Dlatego miała nadzieję, że Glaucus już wyczerpał limit nieszczęść na morzu, i teraz czekają go już same szczęśliwe powroty.
Naiwna, mała Lyra. Która po chwili znowu się zarumieniła, ponownie spoglądając na piękną twarz Cressidy, w której, mimo jej półwilich cech, było widać pewne podobieństwo do starszego brata.
- Sama nie wiem, jak to nazwać, ale... On nie jest mi obojętny. Już od dłuższego czasu – teraz ona powiedziała coś szczerego, czego prawdopodobnie nie przyznała jeszcze nikomu innemu, nawet Glaucusowi, chociaż często okazywała mu swoją sympatię i zaufanie różnymi drobnymi gestami, których nie wykonywała wobec nikogo innego.
- W najbliższym otoczeniu chyba nie – przyznała po chwili wahania. – Porozmawiałabym z mamą, ale... Nie chcę, by wiedziała zbyt wiele o tym, co się między nami wydarzyło. – Bo przecież nie chciała martwić rodzicielki tym, że wśród jej dzieci nastąpił pewien rozłam. Kiedy ostatni raz u niej była, nie nawiązywała w ogóle do kwestii relacji z braćmi, unikając tego tematu jak ognia. Wolała opowiadać o swoich sukcesach artystycznych i o małżeństwie, bo te tematy były dla niej łatwiejsze.
- Chyba brakuje mi odwagi. – Nie była zbyt odważna ani śmiała. Na pewno nie w takiej sytuacji, która mogła zakończyć się jeszcze większym bólem i żalem. Może Tiara jednak się pomyliła, umieszczając ją w Gryffindorze, tak jak braci?
Z trójki rodzeństwa to Lyra była tą najbardziej szlachecką, i chyba tylko ona pożądała tego lepszego życia. Odkąd pierwszy raz się z nim zetknęła, jej naiwne serduszko zostało kompletnie zauroczone światem pełnym kolorów i blasku, światem, w którym mogła spełniać swoje marzenia i nie musiała marznąć ani moknąć na ulicy, czekając, aż ktoś zauważy jej talent. Garrett był mężczyzną, silnym, dzielnym aurorem, więc nie potrzebował tego wszystkiego tak bardzo, jak ona, krucha, wrażliwa artystka. Chociaż uświadomiła sobie to dopiero później, już po ślubie, to zaaranżowane małżeństwo mogło być dla niej szansą, tym bardziej że Glaucus był naprawdę wyrozumiałym mężem, i nigdy nie zabraniał jej tworzyć. Nawet po ślubie Lyra spędzała mnóstwo czasu, malując. Kiedy Glaucus zacznie wypływać na wyprawy, zapewne jeszcze bardziej będzie uciekać przed samotnością i niepokojem w świat sztuki.
Lyra wcale nie chciała martwić matki Glaucusa, nic z tych rzeczy. Nie spodziewała się tylko, że aż tak szybko oczekiwano, że podaruje im wnuka, ale, biorąc pod uwagę wiek jej męża, zapewne nie powinno jej to dziwić, chociaż sam Glaucus nie naciskał w tej kwestii i do niczego jej nie zmuszał, jeśli sama nie chciała. Mogła spać spokojnie, nie bojąc się, że mąż wbrew jej woli weźmie to, co mu należne.
- Więc może nie będzie tak źle? – po zapewnieniach Cressidy nieco jej ulżyło. Potarła dłonią policzki, które pod piegami nadal były lekko zaczerwienione. Chwilę później znowu jednak przeniosła wzrok na Cressidę, uważnie słuchając jej kolejnych słów. Słów o tym, jak się czuła, kiedy Glaucus zaginął na długi rok i nawet rodzina straciła nadzieję na jego powrót.
- To musiało być straszne... Ta niepewność, nieświadomość tego, co się z nim dzieje... – powiedziała cicho; Glaucus wspominał jej przelotnie, że przez ten rok znajdował się w Ameryce, u wybrzeży której rozbił się jego statek, ale nigdy nie wdawał się w dokładne szczegóły tego pobytu i tego, dlaczego trwał on tak długo. Czuła, że kryło się za tym coś więcej, coś, czego wolałaby nie wiedzieć... Więc w końcu przestała pytać. – Kiedy wrócił, musieliście być bardzo szczęśliwi, że się odnalazł. Ale mimo to mam nadzieję, być może naiwną, że mi taki strach zostanie oszczędzony.
Nie chciała musieć miesiącami czekać na jakikolwiek znak życia, bojąc się, że mąż może nie wrócić, że już do końca życia będzie sama, tęskniąc za jego obecnością i za życiem, jakie mieli wieść. Dlatego miała nadzieję, że Glaucus już wyczerpał limit nieszczęść na morzu, i teraz czekają go już same szczęśliwe powroty.
Naiwna, mała Lyra. Która po chwili znowu się zarumieniła, ponownie spoglądając na piękną twarz Cressidy, w której, mimo jej półwilich cech, było widać pewne podobieństwo do starszego brata.
- Sama nie wiem, jak to nazwać, ale... On nie jest mi obojętny. Już od dłuższego czasu – teraz ona powiedziała coś szczerego, czego prawdopodobnie nie przyznała jeszcze nikomu innemu, nawet Glaucusowi, chociaż często okazywała mu swoją sympatię i zaufanie różnymi drobnymi gestami, których nie wykonywała wobec nikogo innego.
come on look into the expanse and breath all these around come on don’t be afraid to look don’t be afraid
to look at distance
Zdałam sobie sprawę, że zadałam głupkowate pytanie, ale oczywiście było już za późno, a Lyra była na tyle uprzejma, że nie wyśmiała mnie tylko spokojnie odpowiedziała. Oczywiście, że nie miała przyjaciółek mężatek, bo była jeszcze bardzo młodą czarownicą i jej rówieśniczki cieszyły się urokami stanu wolnego, podczas gdy ona została panią tego dworku i ozdobą swojego męża. Chociaż nikt z nas nie postrzegał jej w ten sposób i każdy dbał, by czuła się wśród nas jak najlepiej. Nawet moja mama i jej specyficzne podejście były objawami troski o swoją nową córkę. Uśmiechnęłam się więc i machnęłam ręką, jakby poruszony wcześniej temat mężatek okazał się jednak niegodny naszej uwagi.
- To właściwie logiczne, że spędzasz teraz z nimi mniej czasu i interesują Cię inne tematy, bo postawiono przed tobą nie lada wyzwanie, z którym musisz się zmierzyć. Jeśli nie chcesz smucić mamy, musisz to po prostu przeczekać albo wykonać pierwszy krok – delikatnie wzruszyłam ramionami, bo do głowy nie przychodziły mi już inne pomysły – Wiem, że takie zapewnienia wydają się zazwyczaj marną pociechą, ale mam przeczucie, że wszystko będzie dobrze. Musisz w to uwierzyć choć trochę, by niepotrzebnie nie przysparzać sobie stresów.
Czy mnie także miały czekać podobne perturbację, gdy już wyjdę za mąż? Nie wyobrażałam sobie, bym mogła stracić kontakt z rodzeństwem, na pewno nie na dłuższą metę. Byłam świadoma obowiązku, jaki w końcu przyjdzie mi wypełnić, choć na dobre nie zdawałam sobie sprawy, jak wielkie poświęcenie mnie czeka. Odgrywanie idealnej żony być może byłoby łatwiejsze dla mnie, od dziecka wychowywanej na damę, niż odnalezienie się w nowej roli przez Lyrę, która przecież dorastała w nieco innych warunkach.
- Nie wiem, czy to kwestia odwagi – zastanowiłam się na głos – Może zawziętości? To Twój rodzony brat i jeśli ktoś ma prawo zarzucać go listami z zaproszeniami na herbatkę, to właśnie ty. Na Rowenę, wyślij mu wyjca i będziesz usprawiedliwiona. I nie myśl sobie nawet, że się narzucasz – ostrzegłam ją, bo miałam przeczucie, że tak właśnie może pomyśleć kochana, dobroduszna Lyra, która wygodę innych stawiała ponad swoją własną.
Szarlotka została zjedzona, herbata niemal do końca wypita, a jednak to damskie posiedzenie przy kominku podobało mi się na tyle, że nie miałam jeszcze ochoty się zbierać. Oczywiście najchętniej przychodziłabym tu codziennie i wizytowała godzinami, jednak zdawałam sobie sprawę, że nie powinnam siedzieć nowożeńcom na głowie. Nie wtedy, kiedy mieli do omówienia tyle spraw.
- Byliśmy bardzo szczęśliwi, a już zwłaszcza ja, bo przywiózł mi cudowny naszyjnik na przeprosiny – dodałam żartobliwie, bo przecież obie wiedziałyśmy, że nie z powodu podarku przestałam się gniewać na Glaucusa – Nie obawiaj się, kobiety Traversów nie pozwolą mu wypłynąć na długo, a on ma tego pełną świadomość. To tutaj ma teraz poważne obowiązki. I przyjemności – dodałam szybko, by rudowłosa nie pomyślała choć przez sekundę, że jest obowiązkiem.
Patrzyłam na jej zarumienioną twarz i miałam wrażenie, że chce mi powiedzieć coś ważnego. Poczułam radość z tego powodu, bo znaczyło to, że zostałam osobą godną wysłuchania jej sekretnych zwierzeń. Posiadać siostrę i przyjaciółkę w jednym, to byłoby coś cudownego!
On nie jest mi obojętny. Och, słodki Merlinie, musiałam się opanować, inaczej podskoczyłabym ze szczęścia na tej kanapie!
- To naprawdę cudownie – oceniłam siląc się na spokój, jednak po mojej minie szybko można było wywnioskować, że bardzo cieszę się z zaistniałej sytuacji. Do pełni szczęścia brakowało mi tylko podobnego wyzwania ze strony brata, ale i to zamierzałam zdobyć już niebawem. Na razie jednak bardzo chciałam Lyrę o coś poprosić – Bądź z nim szczera, dobrze? Nie teraz, jeśli jeszcze nie czujesz się na siłach by zwierzać się z tego uczucia, ale po porostu mu to wyznaj, gdy poczujesz, że już czas. Nie uciekaj przed tym, zasługujecie na to uczucie jak nikt inny.
- To właściwie logiczne, że spędzasz teraz z nimi mniej czasu i interesują Cię inne tematy, bo postawiono przed tobą nie lada wyzwanie, z którym musisz się zmierzyć. Jeśli nie chcesz smucić mamy, musisz to po prostu przeczekać albo wykonać pierwszy krok – delikatnie wzruszyłam ramionami, bo do głowy nie przychodziły mi już inne pomysły – Wiem, że takie zapewnienia wydają się zazwyczaj marną pociechą, ale mam przeczucie, że wszystko będzie dobrze. Musisz w to uwierzyć choć trochę, by niepotrzebnie nie przysparzać sobie stresów.
Czy mnie także miały czekać podobne perturbację, gdy już wyjdę za mąż? Nie wyobrażałam sobie, bym mogła stracić kontakt z rodzeństwem, na pewno nie na dłuższą metę. Byłam świadoma obowiązku, jaki w końcu przyjdzie mi wypełnić, choć na dobre nie zdawałam sobie sprawy, jak wielkie poświęcenie mnie czeka. Odgrywanie idealnej żony być może byłoby łatwiejsze dla mnie, od dziecka wychowywanej na damę, niż odnalezienie się w nowej roli przez Lyrę, która przecież dorastała w nieco innych warunkach.
- Nie wiem, czy to kwestia odwagi – zastanowiłam się na głos – Może zawziętości? To Twój rodzony brat i jeśli ktoś ma prawo zarzucać go listami z zaproszeniami na herbatkę, to właśnie ty. Na Rowenę, wyślij mu wyjca i będziesz usprawiedliwiona. I nie myśl sobie nawet, że się narzucasz – ostrzegłam ją, bo miałam przeczucie, że tak właśnie może pomyśleć kochana, dobroduszna Lyra, która wygodę innych stawiała ponad swoją własną.
Szarlotka została zjedzona, herbata niemal do końca wypita, a jednak to damskie posiedzenie przy kominku podobało mi się na tyle, że nie miałam jeszcze ochoty się zbierać. Oczywiście najchętniej przychodziłabym tu codziennie i wizytowała godzinami, jednak zdawałam sobie sprawę, że nie powinnam siedzieć nowożeńcom na głowie. Nie wtedy, kiedy mieli do omówienia tyle spraw.
- Byliśmy bardzo szczęśliwi, a już zwłaszcza ja, bo przywiózł mi cudowny naszyjnik na przeprosiny – dodałam żartobliwie, bo przecież obie wiedziałyśmy, że nie z powodu podarku przestałam się gniewać na Glaucusa – Nie obawiaj się, kobiety Traversów nie pozwolą mu wypłynąć na długo, a on ma tego pełną świadomość. To tutaj ma teraz poważne obowiązki. I przyjemności – dodałam szybko, by rudowłosa nie pomyślała choć przez sekundę, że jest obowiązkiem.
Patrzyłam na jej zarumienioną twarz i miałam wrażenie, że chce mi powiedzieć coś ważnego. Poczułam radość z tego powodu, bo znaczyło to, że zostałam osobą godną wysłuchania jej sekretnych zwierzeń. Posiadać siostrę i przyjaciółkę w jednym, to byłoby coś cudownego!
On nie jest mi obojętny. Och, słodki Merlinie, musiałam się opanować, inaczej podskoczyłabym ze szczęścia na tej kanapie!
- To naprawdę cudownie – oceniłam siląc się na spokój, jednak po mojej minie szybko można było wywnioskować, że bardzo cieszę się z zaistniałej sytuacji. Do pełni szczęścia brakowało mi tylko podobnego wyzwania ze strony brata, ale i to zamierzałam zdobyć już niebawem. Na razie jednak bardzo chciałam Lyrę o coś poprosić – Bądź z nim szczera, dobrze? Nie teraz, jeśli jeszcze nie czujesz się na siłach by zwierzać się z tego uczucia, ale po porostu mu to wyznaj, gdy poczujesz, że już czas. Nie uciekaj przed tym, zasługujecie na to uczucie jak nikt inny.
Gość
Gość
Lyra została wydana za mąż bardzo młodo nawet jak na standardy świata czarodziejów. Oczywiście, zdarzały się inne dziewczęta biorące ślub krótko po ukończeniu szkoły, ale były to chyba coraz rzadsze przypadki. I w sytuacji większości z nich nie dochodziło do tak znaczących zmian, jak w przypadku Lyry. Dlatego też była Weasleyówna miała podwójnie trudne zadanie, jeśli chodzi o początki małżeństwa, bo musiała nie tylko nauczyć się, jak być żoną, ale także, jak być damą.
Tak, interesowały ją teraz inne tematy niż wtedy, kiedy była nastolatką jeszcze nieświadomą tego, co ją czeka, gdy tylko skończy szkołę. Wiadomo, z wiekiem poglądy na wiele spraw ulegały zmianie. Lyra z pewnością nie była odosobnionym przypadkiem, tym bardziej, że w jej życiu naprawdę dużo się działo od tamtego momentu i nie mogło to pozostać bez wpływu na jej zachowanie. I nie chodziło tu tylko o zaręczyny i ślub, wydarzyły się także inne rzeczy, chociaż o niektórych Cressida nie miała pojęcia, gdyż w początkowym okresie zaręczyn i małżeństwa z Glaucusem Lyra nie chciała jej do siebie zrażać.
- Spróbuję – zapewniła ją, chociaż zapewne jeszcze długo nie zdobędzie się na odwagę. Nie po takiej wrogości do jej nowego życia, jaką okazali obaj bracia. Czy kiedykolwiek im to minie? Oby. – On jest bardzo zawzięty. Kiedy się na coś uprze... To nie można nic poradzić.
Cressidę pewnego dnia też czekały zaręczyny, a potem małżeństwo. Jej rodzice na pewno zadbają o odpowiedniego męża dla córki. Ciekawe jednak, jak wtedy będą układać się jej relacje z rodziną. Czy będzie mogła odwiedzać swoich rodziców oraz brata i ją, Lyrę? Oby udało jej się trafić na równie ugodowego i tolerancyjnego męża, jakim był Glaucus. Lyra życzyła jej jak najlepiej, chciała, żeby trafiła na dobrego mężczyznę, który odpowiednio ją doceni i nie będzie traktować wyłącznie jako piękną ozdobę do salonu.
Lyra także zdążyła już zjeść swoją szarlotkę i wypić większość herbaty, ale tak dobrze jej się tu siedziało i gawędziło, że nawet nie zwróciła na to uwagi. Obecność Cressidy szybko odwróciła jej myśli od Barry’ego, sprawiła, że dziewczyna rozluźniła się i była wyraźnie spokojniejsza niż wtedy, kiedy tu przyszła.
- Mam nadzieję. Przeraża mnie perspektywa tak długiej samotności... i niepewności. On będzie tak daleko, nie będę wiedzieć, co się z nim dzieje... A powiedział mi, że nie zabierze mnie ze sobą w żadną podróż, dopóki nie nauczę się pływać – posmutniała, jednocześnie lekko się wzdrygając. Wiedziała jednak, że prędzej czy później będzie musiała zmierzyć się ze swoim lękiem przed głęboką wodą, żeby móc spełnić marzenie o podróżowaniu z mężem. – Wiem, że to zdumiewające, biorąc pod uwagę, że zostałam Traversem... Ale woda mnie przeraża. I co dziwniejsze, nie rozumiem, dlaczego. Ale Glaucus obiecał, że pomoże mi się z tym uporać, więc teraz czekamy, aż zrobi się cieplej. Chcę, żeby kiedyś mnie gdzieś zabrał. Obiecał mi to.
Może przy Glaucusie nie będzie się tak bała, że zacznie się topić i znowu doświadczy tego straszliwego uczucia, że nie może zaczerpnąć powietrza?
Buzia Lyry zawsze była czerwona w takich sytuacjach. Lyrze trudno było mówić o swoich uczuciach, zwłaszcza kiedy nie do końca wiedziała, jak je określić. Jej stosunek do Glaucusa wydawał się skomplikowany i niejednoznaczny, wymykał się jej umiejętności nazwania go. Cressida wyglądała jednak na zadowoloną, słysząc jej słowa. Ucieszyła się ze szczerości Lyry, czy może pragnęła, aby ona i Glaucus naprawdę się w sobie zakochali?
- Nie wiem, czy on o tym wie. Pewnie jemu jeszcze trudniej będzie to powiedzieć – rzekła, przygryzając lekko wargę. Może potrzebowała jakiegoś dodatkowego impulsu, żeby zyskać pewność? Albo po prostu więcej czasu? Nie wiadomo. Ale wszystko wyraźnie zmierzało ku temu, że ich relacje się zmieniały. Było to widać nawet w sposobie, w jaki ze sobą rozmawiali i w gestach, które wykonywali. Lyra nie czuła już większych zahamowań przed dotykaniem męża, przytulaniem go czy odwzajemnianiem pocałunków. To stawało się czymś normalnym i oczywistym, tak samo jak to, że on robił to samo.
Tak, interesowały ją teraz inne tematy niż wtedy, kiedy była nastolatką jeszcze nieświadomą tego, co ją czeka, gdy tylko skończy szkołę. Wiadomo, z wiekiem poglądy na wiele spraw ulegały zmianie. Lyra z pewnością nie była odosobnionym przypadkiem, tym bardziej, że w jej życiu naprawdę dużo się działo od tamtego momentu i nie mogło to pozostać bez wpływu na jej zachowanie. I nie chodziło tu tylko o zaręczyny i ślub, wydarzyły się także inne rzeczy, chociaż o niektórych Cressida nie miała pojęcia, gdyż w początkowym okresie zaręczyn i małżeństwa z Glaucusem Lyra nie chciała jej do siebie zrażać.
- Spróbuję – zapewniła ją, chociaż zapewne jeszcze długo nie zdobędzie się na odwagę. Nie po takiej wrogości do jej nowego życia, jaką okazali obaj bracia. Czy kiedykolwiek im to minie? Oby. – On jest bardzo zawzięty. Kiedy się na coś uprze... To nie można nic poradzić.
Cressidę pewnego dnia też czekały zaręczyny, a potem małżeństwo. Jej rodzice na pewno zadbają o odpowiedniego męża dla córki. Ciekawe jednak, jak wtedy będą układać się jej relacje z rodziną. Czy będzie mogła odwiedzać swoich rodziców oraz brata i ją, Lyrę? Oby udało jej się trafić na równie ugodowego i tolerancyjnego męża, jakim był Glaucus. Lyra życzyła jej jak najlepiej, chciała, żeby trafiła na dobrego mężczyznę, który odpowiednio ją doceni i nie będzie traktować wyłącznie jako piękną ozdobę do salonu.
Lyra także zdążyła już zjeść swoją szarlotkę i wypić większość herbaty, ale tak dobrze jej się tu siedziało i gawędziło, że nawet nie zwróciła na to uwagi. Obecność Cressidy szybko odwróciła jej myśli od Barry’ego, sprawiła, że dziewczyna rozluźniła się i była wyraźnie spokojniejsza niż wtedy, kiedy tu przyszła.
- Mam nadzieję. Przeraża mnie perspektywa tak długiej samotności... i niepewności. On będzie tak daleko, nie będę wiedzieć, co się z nim dzieje... A powiedział mi, że nie zabierze mnie ze sobą w żadną podróż, dopóki nie nauczę się pływać – posmutniała, jednocześnie lekko się wzdrygając. Wiedziała jednak, że prędzej czy później będzie musiała zmierzyć się ze swoim lękiem przed głęboką wodą, żeby móc spełnić marzenie o podróżowaniu z mężem. – Wiem, że to zdumiewające, biorąc pod uwagę, że zostałam Traversem... Ale woda mnie przeraża. I co dziwniejsze, nie rozumiem, dlaczego. Ale Glaucus obiecał, że pomoże mi się z tym uporać, więc teraz czekamy, aż zrobi się cieplej. Chcę, żeby kiedyś mnie gdzieś zabrał. Obiecał mi to.
Może przy Glaucusie nie będzie się tak bała, że zacznie się topić i znowu doświadczy tego straszliwego uczucia, że nie może zaczerpnąć powietrza?
Buzia Lyry zawsze była czerwona w takich sytuacjach. Lyrze trudno było mówić o swoich uczuciach, zwłaszcza kiedy nie do końca wiedziała, jak je określić. Jej stosunek do Glaucusa wydawał się skomplikowany i niejednoznaczny, wymykał się jej umiejętności nazwania go. Cressida wyglądała jednak na zadowoloną, słysząc jej słowa. Ucieszyła się ze szczerości Lyry, czy może pragnęła, aby ona i Glaucus naprawdę się w sobie zakochali?
- Nie wiem, czy on o tym wie. Pewnie jemu jeszcze trudniej będzie to powiedzieć – rzekła, przygryzając lekko wargę. Może potrzebowała jakiegoś dodatkowego impulsu, żeby zyskać pewność? Albo po prostu więcej czasu? Nie wiadomo. Ale wszystko wyraźnie zmierzało ku temu, że ich relacje się zmieniały. Było to widać nawet w sposobie, w jaki ze sobą rozmawiali i w gestach, które wykonywali. Lyra nie czuła już większych zahamowań przed dotykaniem męża, przytulaniem go czy odwzajemnianiem pocałunków. To stawało się czymś normalnym i oczywistym, tak samo jak to, że on robił to samo.
come on look into the expanse and breath all these around come on don’t be afraid to look don’t be afraid
to look at distance
Niektórzy z taką łatwością posługiwali się magią, ale znacznie łatwiejsza sztuka kompletnie im nie wychodziła – potrafili zamienić kogoś w zwierzę, zranić lub wyleczyć, ale nie potrafili przyznać się do błędu i przeprosić. Miałam nadzieję, że już niedługo problemy Lyry rozwiążą się, a sytuacja z braćmi zostanie wyjaśniona, bowiem rudowłosa nie zasługiwała na wszystkie te przykrości, które spotykały ją ze strony rodzeństwa. Znałam sytuację pobieżnie i nie wiedziałam, czy mogłabym dodać jeszcze coś poza tym, co już powiedziałam. Nie miałam doświadczenia w takich sprawach, stąd moje rady mogły wydawać się nieco oczywiste, podręcznikowe wręcz, ale miałam przecież szczere intencje i wydawało mi się, że proponuję logiczne rozwiązania. W ostateczności mogłam przecież opowiedzieć o wszystkim bratu, ale do tego nie chciałam się posuwać.
- Jesteś jego młodszą siostrą. Choćby chciał, na pewno nie będzie chodził naburmuszony wiecznie – podzieliłam się ostatnią mądrością, wspartą na własnych odczuciach; miałam przecież trzech braci i wiedziałam jak czasami wyglądały nasze relacje – Oczywiście to wszystko, o czym dziś mi opowiedziałaś, zostaje między nami – zapewniłam Lyrę, uśmiechając się delikatnie.
Była przecież moją nową siostrą i jej także należała się lojalność. Zresztą, poradziłam jej już parę razy, by zwracała się do Glaucusa ze swoimi problemami i była z nim szczera – miałam przeczucie, że mnie posłucha, więc nie było sensu dalej zrzędzić jej nad głową, niczym stara guwernantka.
Nie miałam serca dobitniej tłumaczyć jej, że faktycznie czasem czeka ją samotność, nie chciałam zarzucać dosłownymi obrazami, wspominać o sztormach i uczuciu oczekiwania. To wszystko i tak miała lepiej opowiedzieć jej moja matka, ja wyprawy członków swojej rodziny przeżywałam, mimo wszystko, z nieco innej perspektywy. Uśmiechnęłam się za to na wspomnienie nauki pływania.
- W umowie małżeńskiej nie macie chyba wzmianki, że musisz umieć pływać, skoro zostajesz lady Travers – żarty żartami, ale kto wie, jakie absurdalne zapisy znajdują się czasem w takich dokumentach ? – Więc nie przejmuj się, wszystko w swoim czasie. A skoro już mowa o nauce… może niebawem poćwiczymy na Sali balowej? Mogę zaprosić też Leię i potańczymy we trzy? – skoro rudowłosa miała się wdrażać w bardziej szlacheckie aktywności, nauka tańca była podstawą. Z wielką chęcią pokażę jej kroki, a zaproszenie naszej wspólnej przyjaciółki na pewno nie sprawi żadnego problemu, będzie nam weselej!
Nie oczekiwałam wcale, że Lyra i Glaucus wyznają sobie dozgonną miłość już tego wieczoru, ale miałam cichą nadzieję, że jeśli mój brat czuje to samo, wyjawią przed sobą uczucia prędzej, niż później. Och, jaka to by była wielka strata, gdyby on wypłynął w morze bez wiedzy o tym, że wcale nie jest obojętny własnej żonie. Przytulanie i pocałunki niech zostawią dla siebie, ale o całej reszcie chciałam wiedzieć. Z czystej, siostrzanej ciekawości.
- Mężczyźni tacy już są – przytaknęłam, choć wydawało mi się, że najstarszy brat jest dość nieskomplikowany w obejściu, choć może Lyra miała to jeszcze odkrywać – Ale nie poddawaj się, wszystko w swoim czasie.
Ostatnia mądrość została wypowiedziana, nie miałam więcej rad i podpowiedzi. Cieszyłam się niesamowicie z tego, że sytuacja między małżonkami układa się tak dobrze. Współczułam oczywiście rudowłosej relacji z braćmi, jednak wierzyłam mocno w to, co wcześniej jej mówiłam. Spędziłyśmy przed kominkiem jeszcze kilka minut, ustalając szczegóły następnego spotkania i nauki tańca, a na pożegnanie ucałowałam bratową w piegowaty policzek – rewelacje dzisiejszego dnia jeszcze długo miały wprawiać mnie w świetny humor.
| zt x2
- Jesteś jego młodszą siostrą. Choćby chciał, na pewno nie będzie chodził naburmuszony wiecznie – podzieliłam się ostatnią mądrością, wspartą na własnych odczuciach; miałam przecież trzech braci i wiedziałam jak czasami wyglądały nasze relacje – Oczywiście to wszystko, o czym dziś mi opowiedziałaś, zostaje między nami – zapewniłam Lyrę, uśmiechając się delikatnie.
Była przecież moją nową siostrą i jej także należała się lojalność. Zresztą, poradziłam jej już parę razy, by zwracała się do Glaucusa ze swoimi problemami i była z nim szczera – miałam przeczucie, że mnie posłucha, więc nie było sensu dalej zrzędzić jej nad głową, niczym stara guwernantka.
Nie miałam serca dobitniej tłumaczyć jej, że faktycznie czasem czeka ją samotność, nie chciałam zarzucać dosłownymi obrazami, wspominać o sztormach i uczuciu oczekiwania. To wszystko i tak miała lepiej opowiedzieć jej moja matka, ja wyprawy członków swojej rodziny przeżywałam, mimo wszystko, z nieco innej perspektywy. Uśmiechnęłam się za to na wspomnienie nauki pływania.
- W umowie małżeńskiej nie macie chyba wzmianki, że musisz umieć pływać, skoro zostajesz lady Travers – żarty żartami, ale kto wie, jakie absurdalne zapisy znajdują się czasem w takich dokumentach ? – Więc nie przejmuj się, wszystko w swoim czasie. A skoro już mowa o nauce… może niebawem poćwiczymy na Sali balowej? Mogę zaprosić też Leię i potańczymy we trzy? – skoro rudowłosa miała się wdrażać w bardziej szlacheckie aktywności, nauka tańca była podstawą. Z wielką chęcią pokażę jej kroki, a zaproszenie naszej wspólnej przyjaciółki na pewno nie sprawi żadnego problemu, będzie nam weselej!
Nie oczekiwałam wcale, że Lyra i Glaucus wyznają sobie dozgonną miłość już tego wieczoru, ale miałam cichą nadzieję, że jeśli mój brat czuje to samo, wyjawią przed sobą uczucia prędzej, niż później. Och, jaka to by była wielka strata, gdyby on wypłynął w morze bez wiedzy o tym, że wcale nie jest obojętny własnej żonie. Przytulanie i pocałunki niech zostawią dla siebie, ale o całej reszcie chciałam wiedzieć. Z czystej, siostrzanej ciekawości.
- Mężczyźni tacy już są – przytaknęłam, choć wydawało mi się, że najstarszy brat jest dość nieskomplikowany w obejściu, choć może Lyra miała to jeszcze odkrywać – Ale nie poddawaj się, wszystko w swoim czasie.
Ostatnia mądrość została wypowiedziana, nie miałam więcej rad i podpowiedzi. Cieszyłam się niesamowicie z tego, że sytuacja między małżonkami układa się tak dobrze. Współczułam oczywiście rudowłosej relacji z braćmi, jednak wierzyłam mocno w to, co wcześniej jej mówiłam. Spędziłyśmy przed kominkiem jeszcze kilka minut, ustalając szczegóły następnego spotkania i nauki tańca, a na pożegnanie ucałowałam bratową w piegowaty policzek – rewelacje dzisiejszego dnia jeszcze długo miały wprawiać mnie w świetny humor.
| zt x2
Gość
Gość
/z Parku
Dlatego nie mogłem być niczego pewien. Słyszałem ledwie część historii Lyry (chociaż podobno jednak wszystkie), a już wszędzie doszukiwałem się drugiego dna. Tak jak właśnie w przypadku malowania na Pokątnej. Odpuściłem w końcu ten temat, wszystko zostało wyjaśnione. W przeciwieństwie do kolejnej sprawy, jaką była moja siostra. Uśmiechnąłem się do żony słysząc jej wyjaśnienia. Faktycznie mogło to być dziwne, z tego względu, że między mną a Cressie jest duża różnica wieku. Gdybym usłyszał, że to ona ma wyjść za mojego kolegę z roku, to naprawdę bym się zdziwił. Niby to nic nienaturalnego, że mężczyzna bierze za żonę dużo młodszą kobietę (skądś znam taki przypadek), ale sprawa wygląda zupełnie inaczej kiedy chodzi o kogoś bardzo bliskiego. Wtedy wszystko wydaje się być dziwne.
- Może masz rację. Nie zastanawiałem się nigdy nad tym – odparłem spokojnie, z lekkim uśmiechem. Cieszyłem się, że panie mają takie dobre relacje, w dodatku od całkiem dawna. Zainteresował mnie fakt pobytu Cressie u nas w domu, chyba nic mi o tym nie mówiła. Lub mówiła, a ja zapomniałem, co czasem mi się zdarzało. – Nie było mnie, czyli mogłyście mnie obgadać od początku do końca – zaśmiałem się. Nawet jeśli, to chyba wolałbym nie wiedzieć o czym tak rozmawiały. Jeszcze mogłoby mi się zrobić przykro! Czasem warto jest żyć w słodkiej nieświadomości.
Skinąłem głową; nie mogę się wtrącać kiedy i dlaczego chce odwiedzać dwór Traversów. Jeśli tego chce, to pozostało mi być zadowolonym z jej odnajdywania się w rodzinie. Wiem jak trudnym to dla niej było.
Potem całą naszą uwagę skradł kot-przybłęda. Głodny, wystraszony, przemarznięty. Serce mi się krajało kiedy czułem jak mocno drży pod moim płaszczem. Patrzyłem w dół jak przekręca główką patrząc to na mnie, to na Lyrę. Nie ufał nam, ale musiał. Poczuł, że nareszcie ma ciepło, więc może nie zrobimy mu krzywdy. Westchnąłem chyba po raz kolejny, ubolewając nad społeczeństwem, w którym przyszło nam żyć. Zgodziłem się na powrót do domu, poddając się ciaśniejszemu zapięciu okrycia. Spojrzałem na żonę z wdzięcznością, a potem poszliśmy w ustronne miejsce oddając się nieprzyjemnemu uczuciu teleportacji.
Salon w Norfolk był ciepły i suchy, od razu mogłem odetchnąć z ulgą. Rozpiąłem wierzchnie okrycie oddając je skrzatowi. Któremu poleciłem zorganizować koc, ciepłe mleko oraz ryby (tylko u nas najlepsze owoce morza!) dla naszego nowego… gościa? Zwierzaka? Nie wiedziałem jakie rudzielec ma plany, ale tym możemy zająć się później.
Tymczasem ułożyłem kociaka na kanapie. Wyglądał na zdezorientowanego i nadal zlęknionego.
- Chcesz go przygarnąć? – spytałem, zerkając na Lyrę. Chociaż chyba znałem odpowiedź.
Dlatego nie mogłem być niczego pewien. Słyszałem ledwie część historii Lyry (chociaż podobno jednak wszystkie), a już wszędzie doszukiwałem się drugiego dna. Tak jak właśnie w przypadku malowania na Pokątnej. Odpuściłem w końcu ten temat, wszystko zostało wyjaśnione. W przeciwieństwie do kolejnej sprawy, jaką była moja siostra. Uśmiechnąłem się do żony słysząc jej wyjaśnienia. Faktycznie mogło to być dziwne, z tego względu, że między mną a Cressie jest duża różnica wieku. Gdybym usłyszał, że to ona ma wyjść za mojego kolegę z roku, to naprawdę bym się zdziwił. Niby to nic nienaturalnego, że mężczyzna bierze za żonę dużo młodszą kobietę (skądś znam taki przypadek), ale sprawa wygląda zupełnie inaczej kiedy chodzi o kogoś bardzo bliskiego. Wtedy wszystko wydaje się być dziwne.
- Może masz rację. Nie zastanawiałem się nigdy nad tym – odparłem spokojnie, z lekkim uśmiechem. Cieszyłem się, że panie mają takie dobre relacje, w dodatku od całkiem dawna. Zainteresował mnie fakt pobytu Cressie u nas w domu, chyba nic mi o tym nie mówiła. Lub mówiła, a ja zapomniałem, co czasem mi się zdarzało. – Nie było mnie, czyli mogłyście mnie obgadać od początku do końca – zaśmiałem się. Nawet jeśli, to chyba wolałbym nie wiedzieć o czym tak rozmawiały. Jeszcze mogłoby mi się zrobić przykro! Czasem warto jest żyć w słodkiej nieświadomości.
Skinąłem głową; nie mogę się wtrącać kiedy i dlaczego chce odwiedzać dwór Traversów. Jeśli tego chce, to pozostało mi być zadowolonym z jej odnajdywania się w rodzinie. Wiem jak trudnym to dla niej było.
Potem całą naszą uwagę skradł kot-przybłęda. Głodny, wystraszony, przemarznięty. Serce mi się krajało kiedy czułem jak mocno drży pod moim płaszczem. Patrzyłem w dół jak przekręca główką patrząc to na mnie, to na Lyrę. Nie ufał nam, ale musiał. Poczuł, że nareszcie ma ciepło, więc może nie zrobimy mu krzywdy. Westchnąłem chyba po raz kolejny, ubolewając nad społeczeństwem, w którym przyszło nam żyć. Zgodziłem się na powrót do domu, poddając się ciaśniejszemu zapięciu okrycia. Spojrzałem na żonę z wdzięcznością, a potem poszliśmy w ustronne miejsce oddając się nieprzyjemnemu uczuciu teleportacji.
Salon w Norfolk był ciepły i suchy, od razu mogłem odetchnąć z ulgą. Rozpiąłem wierzchnie okrycie oddając je skrzatowi. Któremu poleciłem zorganizować koc, ciepłe mleko oraz ryby (tylko u nas najlepsze owoce morza!) dla naszego nowego… gościa? Zwierzaka? Nie wiedziałem jakie rudzielec ma plany, ale tym możemy zająć się później.
Tymczasem ułożyłem kociaka na kanapie. Wyglądał na zdezorientowanego i nadal zlęknionego.
- Chcesz go przygarnąć? – spytałem, zerkając na Lyrę. Chociaż chyba znałem odpowiedź.
i'm a storm with skin
Glaucus Travers
Zawód : żeglarz
Wiek : 31
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
Kiedy rum zaszumi w głowie cały świat nabiera treści, wtedy chętniej słucha człowiek morskich opowieści!
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Strona 3 z 5 • 1, 2, 3, 4, 5
Salon
Szybka odpowiedź