Morsmordre :: County of London :: Dalsze dzielnice :: Okolice :: Stara chata
Salon
AutorWiadomość
First topic message reminder :
Salon
Pomimo odbudowy starej chaty niektóre rzeczy się nie zmieniły: znajdujący się w kwaterze salon nie należy do największych, nie odznacza się też przepychem. Jego wystrój jest skromny, choć przytulny; przywodzi na myśl coś związanego z domem, daje poczucie bezpieczeństwa. Jedną z pokrytych kremową tapetą ścian zajmuje stary zegar, a dookoła niego i na pozostałych ścianach wiszą kolorowe puste ramki, przygotowane do tego, aby zakonnicy włożyli do nich swoje zdjęcia.
W salonie znajdują się dwie sporych rozmiarów brązowe kanapy, do których przystawiony jest niewysoki stolik wykonany z ciemnego dębowego drewna, na którym spoczywa błękitna serweta. Na nim, a także na wszystkich innych powierzchniach w pomieszczeniu, pełno jest przeróżnych drobiazgów, które nie wiadomo kto tu zostawił i które nie wiadomo do czego służą. Koloru pomieszczeniu nadają różnobarwne poduszki i duża, pomarańczowa szafa oraz firany w oknach, których barwa co jakiś czas ulega zmianie. Również tutaj, jak w prawie że całej chacie, można spotkać małe, świetliste leśne stworzonka przypominające patronusy - niewątpliwie ktoś zakupił je na Festiwalu Lata i postanowił wypuścić w kwaterze Zakonu.
W salonie znajdują się dwie sporych rozmiarów brązowe kanapy, do których przystawiony jest niewysoki stolik wykonany z ciemnego dębowego drewna, na którym spoczywa błękitna serweta. Na nim, a także na wszystkich innych powierzchniach w pomieszczeniu, pełno jest przeróżnych drobiazgów, które nie wiadomo kto tu zostawił i które nie wiadomo do czego służą. Koloru pomieszczeniu nadają różnobarwne poduszki i duża, pomarańczowa szafa oraz firany w oknach, których barwa co jakiś czas ulega zmianie. Również tutaj, jak w prawie że całej chacie, można spotkać małe, świetliste leśne stworzonka przypominające patronusy - niewątpliwie ktoś zakupił je na Festiwalu Lata i postanowił wypuścić w kwaterze Zakonu.
| jednak dodaję uzupełniający
Lovegood zerknęła na Benjamina, słysząc w zamieszaniu jego pytanie - podeszła więc bliżej, odnajdując różdżkę w kieszeni. - Zajmę się tym - powiedziała, szczerze mając nadzieję, że anomalie odpuszczą im choć przed misją. Podejrzewała, że w Azkabanie szanse na to były znikome. Odebrała miotłę od Gwardzisty, chwilę zastanawiając się też, czy nie zmniejszyć swojej miotły, lecz na ten moment skupiła uwagę na tej należącej do Wrighta. Mogła sprawdzić, jak stres wpływa na jej zdolności - świetnie. - Reducio - powiedziała, kierując czubek różdżki w cel.
Lovegood zerknęła na Benjamina, słysząc w zamieszaniu jego pytanie - podeszła więc bliżej, odnajdując różdżkę w kieszeni. - Zajmę się tym - powiedziała, szczerze mając nadzieję, że anomalie odpuszczą im choć przed misją. Podejrzewała, że w Azkabanie szanse na to były znikome. Odebrała miotłę od Gwardzisty, chwilę zastanawiając się też, czy nie zmniejszyć swojej miotły, lecz na ten moment skupiła uwagę na tej należącej do Wrighta. Mogła sprawdzić, jak stres wpływa na jej zdolności - świetnie. - Reducio - powiedziała, kierując czubek różdżki w cel.
how would you feel
if you were the sunset
sailing alone
behind the mountains?
how would you feel
if you were the sunrise
woke up at dawn
once in a lifetime?
if you were the sunset
sailing alone
behind the mountains?
how would you feel
if you were the sunrise
woke up at dawn
once in a lifetime?
Ostatnio zmieniony przez Susanne Lovegood dnia 10.04.19 9:40, w całości zmieniany 1 raz
The member 'Susanne Lovegood' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 88
'k100' : 88
The member 'Susanne Lovegood' has done the following action : Rzut kością
'Anomalie - CZ' :
'Anomalie - CZ' :
Padające słowa i uwagi - powoli osiągały swój limit. Przynajmniej na to spotkanie. A Skamander w dalszym ciągu przyglądał się mówiącym, wciąż wracając do zmęczonego oblicza pani profesor i skupionego w powadze Longbottoma. Nie próbował tym razem przykładać wagi do tego, co mogło rozproszyć i odciągnąć go od celu, w jakim przybyli do chaty. Ale tez nikt nie próbował go do tego zmusić, chociaż kilka pytań i odpowiedzi, wywoływało w nim nieuchwytne rozdrażnienie. Odpuścił jednak, w dużej mierze milcząc i słuchając ostatnich dyspozycji. Niektóre nazwiska i tożsamości, które usłyszał niedawno, wywiercały nieprzyjemną dziurę w żołądku. Z niektórymi pamiętał spotkania - być może, słowa, które wtedy słyszał, miały być znamienne. Ale - każdy dokonywał jakichś wyborów. Potem, należało przyjąć ich konsekwencje. Nawet, jeśli wydawały się zbyt okrutne.
Skinął głową, potwierdzając, że podaży za Bathildą na rozmowę w towarzystwie gwardii. Rozplótł ramiona, które do tej pory symbolicznie oddzielały go od roztaczającego się spotkania. Było kilka eliksirów, które mogły się przydać na czas misji i wyprawy, nie chciał tez jednak niepotrzebnie obciążać zawartości przerzuconej przez ramię zaczarowanej torby - Skorzystam z waszych alchemicznych zdolności - spojrzał na zasoby przyniesione przez Charlie, Asbjorna, Susie, Poppy i pozostałych. Wybrał kilka fiolek, które od razu wsunął do torby, wcześniej oddzielając je od pozostałych elementów, które kryła materia. Wyciągnął za to niewielki pakunek, stawiając na stole - To chyba może się wam przydać - wycofał się, by ostatecznie zniknąć za drzwiami, które prowadziły do kolejnej sali i spotkania z Bathildą. Skamander czuł, że nie będzie to zwykła rozmowa, ale swoje myśli zepchnął na bok. Stali przed zadaniem, które - miał taka nadzieję - w końcu pozbawią Anglii cierpienia, które rzuciły na świat anomalie. Zbyt wiele istnień już pochłonęła, zbyt wiele chaosu wprowadziła. Przychodził czas na wyrównanie win.
Biorę od Poppy: Eliksir niezłomności (1 porcja, stat. 20, moc +10), Mieszanka antydepresyjna (1 porcja, stat. 20)
Od Charlie: Antidotum na niepowszechne trucizny (1 porcja), Czuwający strażnik (1 porcja, stat. 28, 125 oczek)
Od Sue: Eliksir kurczący (1 porcja, stat. 5)
Od Asbjorna: Eliksir byka (1 porcja, stat. 30, moc +10), Wywar ze sproszkowanego srebra i dyptamu (1 porcje, stat. 30, moc +10)
Zostawiam: 2x łuska smoka, krew jednorożca
| zt
Skinął głową, potwierdzając, że podaży za Bathildą na rozmowę w towarzystwie gwardii. Rozplótł ramiona, które do tej pory symbolicznie oddzielały go od roztaczającego się spotkania. Było kilka eliksirów, które mogły się przydać na czas misji i wyprawy, nie chciał tez jednak niepotrzebnie obciążać zawartości przerzuconej przez ramię zaczarowanej torby - Skorzystam z waszych alchemicznych zdolności - spojrzał na zasoby przyniesione przez Charlie, Asbjorna, Susie, Poppy i pozostałych. Wybrał kilka fiolek, które od razu wsunął do torby, wcześniej oddzielając je od pozostałych elementów, które kryła materia. Wyciągnął za to niewielki pakunek, stawiając na stole - To chyba może się wam przydać - wycofał się, by ostatecznie zniknąć za drzwiami, które prowadziły do kolejnej sali i spotkania z Bathildą. Skamander czuł, że nie będzie to zwykła rozmowa, ale swoje myśli zepchnął na bok. Stali przed zadaniem, które - miał taka nadzieję - w końcu pozbawią Anglii cierpienia, które rzuciły na świat anomalie. Zbyt wiele istnień już pochłonęła, zbyt wiele chaosu wprowadziła. Przychodził czas na wyrównanie win.
Biorę od Poppy: Eliksir niezłomności (1 porcja, stat. 20, moc +10), Mieszanka antydepresyjna (1 porcja, stat. 20)
Od Charlie: Antidotum na niepowszechne trucizny (1 porcja), Czuwający strażnik (1 porcja, stat. 28, 125 oczek)
Od Sue: Eliksir kurczący (1 porcja, stat. 5)
Od Asbjorna: Eliksir byka (1 porcja, stat. 30, moc +10), Wywar ze sproszkowanego srebra i dyptamu (1 porcje, stat. 30, moc +10)
Zostawiam: 2x łuska smoka, krew jednorożca
| zt
Darkness brings evil things
the reckoning begins
Lorraine martwiła się misją Zakonu. Z jednej strony miała spore wyrzuty sumienia, że sama nie sięgnęła po różdżkę by im w tym pomóc, z drugiej jednak strony wiedziała jak ryzykowne i niebezpieczne to było. Oczywiście wszystkie działa na rzecz Zakonu niosły ze sobą jakieś niebezpieczeństwo, ale to było szczególne i dało się to wyczuć nawet po reakcji wybierających się tam ludzi. Żegnali się chociaż zdaniem Prewett nie powinni. Może i miały wydarzyć się komplikacje, może i miało być ciężko, ale Lorraine była pewna, że wrócą z misji wszyscy. Nie marzyła śmiało o tym by wrócili cali i zdrowi, ale przecież właśnie po to mieli uzdrowicieli. Po to czekać miał Archie czy Rosie. By finalnie wszystkich postawić na nogi. Żałowała, że nie może im pomóc, a podjęcie tej decyzji wcale nie należało do najłatwiejszych. Chciała tego, ale wiedziała, że było ich wystarczająco dużo by sobie poradzić, a gdyby coś jej się stało to dzieci nigdy by jej tego nie wybaczyły. Robiła to wszystko przede wszystkim dla nich i z myślą o nich. Wystawianie się tak po prostu nie było zbyt mądre i Lorraine zdawała sobie z tego sprawę.
Blondynka nie miała zamiaru się z nikim żegnać. Jej wzrok był skupiony, a dłonie lekko zaciśnięte. Chciała, żeby każdy wiedział, że nie mają innego wyboru jak do nich wrócić. Miała zamiar czekać, aż każdy Zakonnik postawi stopę w bezpiecznym miejscu i misja w końcu się zakończy. Lorraine utkwiła na dłużej wzrok w Justine, Benjaminie, Brendanie by na końcu spojrzeć na swojego brata. -Nie szarżuj – powiedziała do niego ostrzegawczo. Musiał wiedzieć, że się martwi jak diabli chociaż starała się tego po sobie nie pokazywać. - Uważaj na siebie – dodała jeszcze robiąc krok w stronę świstoklika by także dotknąć kota i przenieść się w miejsce, z którego mogliby Zakonnikom pomóc. Anomalie raz na zawsze miały przestać gnębić ich świat. O ile Zakonowi się powiedzie. Lorraine jednak nie widziała innej opcji. Musiało się udać.
z.t
Blondynka nie miała zamiaru się z nikim żegnać. Jej wzrok był skupiony, a dłonie lekko zaciśnięte. Chciała, żeby każdy wiedział, że nie mają innego wyboru jak do nich wrócić. Miała zamiar czekać, aż każdy Zakonnik postawi stopę w bezpiecznym miejscu i misja w końcu się zakończy. Lorraine utkwiła na dłużej wzrok w Justine, Benjaminie, Brendanie by na końcu spojrzeć na swojego brata. -Nie szarżuj – powiedziała do niego ostrzegawczo. Musiał wiedzieć, że się martwi jak diabli chociaż starała się tego po sobie nie pokazywać. - Uważaj na siebie – dodała jeszcze robiąc krok w stronę świstoklika by także dotknąć kota i przenieść się w miejsce, z którego mogliby Zakonnikom pomóc. Anomalie raz na zawsze miały przestać gnębić ich świat. O ile Zakonowi się powiedzie. Lorraine jednak nie widziała innej opcji. Musiało się udać.
z.t
nie zgłębi umysł - dobrze wiemczemuż dobro w nas przeplata się ze złem? czemuż miast wiecznego dnia - noc między dniem a dniem?
Lorraine Prewett
Zawód : znawca prawa & działacz na rzecz magicznych zwierząt
Wiek : 29
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zamężna
"Każdy zabija kiedyś to, co kocha -
Chcę, aby wszyscy tę prawdę poznali.
Jeden to lepkim pochlebstwem uczyni.
Inny - spojrzeniem, co jak piołun pali.
Tchórz się posłuży wtedy pocałunkiem,
Człowiek odważny - ostrzem zimnej stali"
Chcę, aby wszyscy tę prawdę poznali.
Jeden to lepkim pochlebstwem uczyni.
Inny - spojrzeniem, co jak piołun pali.
Tchórz się posłuży wtedy pocałunkiem,
Człowiek odważny - ostrzem zimnej stali"
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Jasnowidz
Nieaktywni
Słuchał uważnie tego, co mają do powiedzenia zarówno pani profesor, jak i Minister. Wszystko zdawało się jemu całkiem zrozumiane i rozsądne, przynajmniej na obecną chwilę. Miał jedynie nadzieję, że plan, w który zaangażowana była także Ria się powiedzie. Nie chciał, rzecz jasna, żeby przy wykonywaniu zadania stała się jej krzywda, być może dlatego pokładał wyjątkowo głębokie nadzieje w powiedzenie się planu. Tak samo, nie chciał, żeby stała się krzywda jakiemukolwiek członkowi Zakonu, nawet jeżeli części osób nie znał. Cieszył się także, że nikt tutaj nie był odpowiedzialny za wywołanie anomalii, na której na początku maja ucierpiał jego ojciec. Słysząc instrukcję profesor, podszedł do pozostałych i chwycił jednego z Zakonników, żeby móc także skorzystać z mocy świstolika. Na pytanie Lucindy, choć pewnie powinno ono zostać bez odpowiedzi, mimowolnie skinął głową i uniósł jedną brew w zaskoczeniu.
|zt
|zt
Каранфиле, цвијеће моје
да сам Богд'о сјеме твоје.
Ја бих знао гдје бих цвао,
мојој драгој под пенџере.
Кад ми драга иде спати,
каранфил ће мирисати,
моја драга уздисати
да сам Богд'о сјеме твоје.
Ја бих знао гдје бих цвао,
мојој драгој под пенџере.
Кад ми драга иде спати,
каранфил ће мирисати,
моја драга уздисати
Anthony Macmillan
Zawód : Podróżnik i wynalazca nowych magicznych alkoholi dla Macmillan's Firewhisky
Wiek : 32
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
Na zdrowie i do grobu
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Zaklęcie Susanne się powiodło: reducto wycelowane w miotłę Benjamina zniszczyło ją całkowicie. Inkantacja jednak w ustach Susanne zmieszała się razem z reducio; głoski nie były dosłyszalne, dykcja okazała się zbyt słaba, zupełnie jakby pomyłka ugrzęzła gdzieś w ustach Sue. Zaklęcie miało więc dalszy efekt, objęło dłoń Susanne, pomniejszając jej rękę wiodącą - w sposób, który pozwolił jej co prawda chwiejnie utrzymać różdżkę, ale całkowicie uniemożliwił sięgnięcie po jakąkolwiek magię. Wystraszona efektem, cofnęła się odruchem, nad którym nie panowała i wpadła na Zakonników, którzy przenosili się świstoklikiem do Zakazanego Lasu. Nie zdążyła zrobić nic więcej.
Miotła Benjamina została zniszczona, usunąć zaklęcie, które pomniejszyło dłoń Susanne, można przy pomocy finite o ST 100. Do momentu zdjęcia uroku Susanne nie jest w stanie czarować. Aby ktokolwiek spróbował to zrobić, musi jednak najpierw dostrzec problem Susanne i poświęcić na to swoją turę - aktualnie nie widzi go nikt. W Zakazanym Lesie obowiązuje znów turowość kolejki, Susanne nie może napisać więcej niż jednego posta w turze (i pisze już w Zakazanym Lesie).
Susanne, zgodnie z zasadami forum zaklęcie edytowane zostało zinterpretowane według jego pierwotnej wersji. Przypominam, że działanie sprzeczne z regulaminem, zmierzające do jego obejścia, a także świadome i celowe próby oszukania mistrza gry nie są i nie będą w żadnym stopniu tolerowane.
Miotła Benjamina została zniszczona, usunąć zaklęcie, które pomniejszyło dłoń Susanne, można przy pomocy finite o ST 100. Do momentu zdjęcia uroku Susanne nie jest w stanie czarować. Aby ktokolwiek spróbował to zrobić, musi jednak najpierw dostrzec problem Susanne i poświęcić na to swoją turę - aktualnie nie widzi go nikt. W Zakazanym Lesie obowiązuje znów turowość kolejki, Susanne nie może napisać więcej niż jednego posta w turze (i pisze już w Zakazanym Lesie).
Susanne, zgodnie z zasadami forum zaklęcie edytowane zostało zinterpretowane według jego pierwotnej wersji. Przypominam, że działanie sprzeczne z regulaminem, zmierzające do jego obejścia, a także świadome i celowe próby oszukania mistrza gry nie są i nie będą w żadnym stopniu tolerowane.
Starała się zachować względny spokój, chociaż okoliczności dzisiejszego spotkania temu nie sprzyjały. Wieści o Śmierciożercach, Rycerzach Walpurgii, anomaliach, różdżce Toma Riddle’a powodowały mętlik w jej myślach. Większość informacji była jej do tej pory nieznana, niektóre kwestie zdążyła podsłyszeć na poprzednim spotkaniu ugrupowania. Tworzyły one dość niejasny obraz, który po ostatniej rozmowie z Charlene nabrał kształtów, jednak ostatecznie znów rozpłynął się po tafli wody, zniekształcony nowymi zakłóceniami. Z jednej strony chciała widzieć w nich ludzi, którzy chcieli przywrócić spokój prześladowanej konfliktami Wielkiej Brytanii. Z drugiej strony ciążyła na nich odpowiedzialność tak wielka, zmuszająca do podejmowania decyzji, które ciężko było sprecyzować jako jednoznacznie dobre. Roselyn nie była skłonna do relatywizmu moralnego. Chciałaby widzieć jasny podział na to czym jest dobro, a czym jest zło. Zdawała sobie jednak, że granice bywały zatarte, niewyraźne. Łatwo było je przekroczyć myśląc, że w imię idei można zrobić wszystko. Ale czy ich wróg nie wychodził z podobnych założeń? Dlatego miała tak wielki problem z zaakceptowaniem świadomości skutków tej myśli. Jak zapewniała ich Bathilda dzieci były niezbędnym komponentem uciszenia anomalii. Zaprowadzenie ich tam wiązało się z narażeniem ich życia. Mogli sprowadzić na nie śmierć, a jednak to robili. Bo to wydawało się być rozwiązaniem problemu. Miało to być lekiem, którego potrzebowali. Nie mogła jednak uniknąć wahania, rozkładania tego na czynniki pierwsze. Niepewności. Ci, którzy tam podążali zdawali się być tego pewni. Gotowi poświęcić również i swoje życia, aby naprawić to co zniszczył Grindelwald.
Słowa Bathildy wyryły się w jej pamięci. Brzmiały jak pożegnanie. Zapowiadały to czego najbardziej się obawiała, to że Melanie mogłaby ucierpieć wskutek podjętych przez nią decyzji. Ale czy obie i tak nie były zagrożone? Większość jej dalszej rodziny była w Zakonie. Ojciec jej dziecka również w nim był i chociaż nie utrzymywali już kontaktów, osoba odpowiednio zmotywowana mogłaby odkryć, że ten ma córkę.
Zebranie chyliło się ku końcowi. Dało wyczuć się narastające napięcie. Każdy świadomy był tego co miało zaraz nastąpić. Zbliżyła się do Charlene, nieświadomie zaciskając palce na różdżce ukrytej pod płaszczem. Wolała mieć ją teraz pod ręką. Podobnie jak inni złapała świstoklik i przeniosła się wraz z nimi do wskazanego przez Bathildę miejsca.
/ zt
Słowa Bathildy wyryły się w jej pamięci. Brzmiały jak pożegnanie. Zapowiadały to czego najbardziej się obawiała, to że Melanie mogłaby ucierpieć wskutek podjętych przez nią decyzji. Ale czy obie i tak nie były zagrożone? Większość jej dalszej rodziny była w Zakonie. Ojciec jej dziecka również w nim był i chociaż nie utrzymywali już kontaktów, osoba odpowiednio zmotywowana mogłaby odkryć, że ten ma córkę.
Zebranie chyliło się ku końcowi. Dało wyczuć się narastające napięcie. Każdy świadomy był tego co miało zaraz nastąpić. Zbliżyła się do Charlene, nieświadomie zaciskając palce na różdżce ukrytej pod płaszczem. Wolała mieć ją teraz pod ręką. Podobnie jak inni złapała świstoklik i przeniosła się wraz z nimi do wskazanego przez Bathildę miejsca.
/ zt
what we have become but a mess of flesh and emotion - naked on all counts
my dearest friend
Wysłuchała wszystkich, ale najbardziej skupiła się na słowach pani Bagshot, która dokładnie objaśniła im, na czym będzie polegała ich rola i w jakim miejscu dokonają tego wszystkiego. Wiedziała, że będzie czekać. Będzie czekać na powrót ich wszystkich w jednym kawałku; wiedziała, że kiedy wrócą będą ich wszystkich potrzebować. Nie była uzdrowicielem i nie posiadała żadnej wiedzy, ale mogła wykonywać proste czynności, które usprawnią im pracę, jeśli jednak komuś przydarzy się krzywda. Wierzyła w ich słowa: Powrót będzie tylko formalnością. Musiał być. A jeśli nie, ruszy do Azkabanu za nimi i ściągnie ich z powrotem do Londynu.
Spojrzała na tych najdzielniejszych i najodważniejszych, którzy gotowi byli wyruszyć w podróż do Azkabanu. Byli wśród nich jej najlepsi przyjaciele, osoby bardzo bliskie, był też brat, który przez całe życie był niedoścignionym wzorem we wszystkim. Duży i silny, choć serce miał ze szkła. Chociaż doskonale wiedziała, że byli najzdolniejszymi czarodziejami jakich znała, właściwymi do tego zadania i tylko im mogło się powieść — martwiła się. Nie o sukces, a o nich. O poświęcenie, do jakiego mogli być zmuszeni. Jakie sami wybrali.
Odprowadziła ich wszystkich wzrokiem, gdy znikali za drzwiami, zatrzymując spojrzenie na Benjaminie, a w końcu podeszła do Roselyn i Charlene, by przy nich udać się w podróż do Zakazanego Lasu. Ale nim to wszystko nastąpiło, nim Skamander aktywował świstoklik, który miał przenieść ich w inne miejsce jej uwagę przykuł trzask. Dobrze znała ten dźwięk. Był to trzask drewna zmienianego w wióry. Trzask, który jednocześnie łamał jej serce. Odwróciła głowę w tamtym kierunku, patrząc, jak miotła, którą zrobiła dla Benjamina na urodziny zamienia się w fruwające wokół trociny.
| zt
Spojrzała na tych najdzielniejszych i najodważniejszych, którzy gotowi byli wyruszyć w podróż do Azkabanu. Byli wśród nich jej najlepsi przyjaciele, osoby bardzo bliskie, był też brat, który przez całe życie był niedoścignionym wzorem we wszystkim. Duży i silny, choć serce miał ze szkła. Chociaż doskonale wiedziała, że byli najzdolniejszymi czarodziejami jakich znała, właściwymi do tego zadania i tylko im mogło się powieść — martwiła się. Nie o sukces, a o nich. O poświęcenie, do jakiego mogli być zmuszeni. Jakie sami wybrali.
Odprowadziła ich wszystkich wzrokiem, gdy znikali za drzwiami, zatrzymując spojrzenie na Benjaminie, a w końcu podeszła do Roselyn i Charlene, by przy nich udać się w podróż do Zakazanego Lasu. Ale nim to wszystko nastąpiło, nim Skamander aktywował świstoklik, który miał przenieść ich w inne miejsce jej uwagę przykuł trzask. Dobrze znała ten dźwięk. Był to trzask drewna zmienianego w wióry. Trzask, który jednocześnie łamał jej serce. Odwróciła głowę w tamtym kierunku, patrząc, jak miotła, którą zrobiła dla Benjamina na urodziny zamienia się w fruwające wokół trociny.
| zt
Here stands a man
With a bullet in his clenched right hand
Don't push him, son
For he's got the power to crush this land
Oh hear, hear him cry, boy
Ostatnio zmieniony przez Hannah Wright dnia 18.07.19 12:53, w całości zmieniany 1 raz
- Tak jest, pani profesor - odpowiedział na jej słowa.
Zaakceptował wyjaśnienia, choć może w innej sytuacji mógłby się zdecydować je podważyć. Musieli być jednak zjednoczeni i zgodni, inaczej nie mieli nawet najmniejszych szans na zwycięstwo. Zakon Feniksa to delikatny organizm, którego równowagę łatwo zachwiać. Wtedy staje się słabszy, niezdolny do konkurowania ze zjednoczonymi pod silnym przywództwem Czarnego Pana Rycerzami. Jakimkolwiek autorytetem nie byłaby dla Zakonników Bathilda, nie stanowiła dla nich wodza absolutnego, bliżej jej do przewodniczki.
Skinął w kierunku Samuela, w niemy sposób akceptując jego zwierzchnictwo w tej misji.
- Dziękuję, Susanne. Twoja wiedza jest nieoceniona - przyznał z wdzięcznością, poznając dzięki niej nową metodę walki z przeciwnikiem. - Trudno jasno oddzielić, ile to moc czarodzieja, a ile różdżki - przyznał w odpowiedzi na wyjaśnienia Ulyssesa.
Przeniósł wzrok na Poppy słysząc jej pytanie.
- To tylko spekulacje... - zaczął w odpowiedzi do najskromniejszej Zakonniczki. - Czarny Pan wydaje się mieć obsesję na punkcie Śmierci, widać to choćby w nazwie jego elitarnych popleczników. Dla niego zabicie przeciwnika może być największym triumfem, więc istnieje możliwość, że nie pomyślał o znaczeniu pokonania przeciwnika. Z tego co mówił Ulysses wynika, że prawowitym panem Czarnej Różdżki może być ktoś kto Grindlewalda pokonał i przywlókł do Voldemorta lub osłabił, kto otworzył skrzynię - stwierdził, kierując spojrzenie na Bathildę. Nie zadał pytania, doskonale świadom, że personalia tego Gwardzisty mogą okazać się niebezpieczną wiedzą. - To tylko jedna z możliwości - podkreślił.
Artur przyjrzał się uważnie eliksirom, zastanawiając się jakie mogłyby okazać się najprzydatniejsze. Nie miał pojęcia co ich czeka, co uszykowała matka anomalii. Podziękował alchemikom Zakonu po wybraniu buteleczek z cennymi specyfikami.
To spotkanie miało w sobie coś z gorzkiego pożegnania. Wszyscy byli świadomi ryzyka, wiszącego nad nimi widma śmierci. Powiódł wzrokiem po zebranych, jakby chciał wyryć w pamięci tę chwilę. Może ostatni raz widzą się w tym gronie?
Pomachał wszystkim oszczędnie, nie wdając się w przesadne pożegnania. Chciał wyruszyć ze złudną nadzieją, że wszyscy wrócą tu bezpiecznie. Wypełnił instrukcje, chwytając się ze resztą grupy świstoklika.
Biorę od Poppy: Mieszanka antydepresyjna (1 porcja, stat. 20), - Eliksir znieczulający (1 porcja, stat. 20, moc +5)
Biorę od Charlene: - - Eliksir kociego wzroku (1 porcja, stat. 23), Antidotum na niepowszechne trucizny (1 porcja, stat. 28) [jeśli nie ma już, to Antidotum podstawowe (1 porcja)]
| zt (chyba że ktoś ma jeszcze jakąś sprawę)
Zaakceptował wyjaśnienia, choć może w innej sytuacji mógłby się zdecydować je podważyć. Musieli być jednak zjednoczeni i zgodni, inaczej nie mieli nawet najmniejszych szans na zwycięstwo. Zakon Feniksa to delikatny organizm, którego równowagę łatwo zachwiać. Wtedy staje się słabszy, niezdolny do konkurowania ze zjednoczonymi pod silnym przywództwem Czarnego Pana Rycerzami. Jakimkolwiek autorytetem nie byłaby dla Zakonników Bathilda, nie stanowiła dla nich wodza absolutnego, bliżej jej do przewodniczki.
Skinął w kierunku Samuela, w niemy sposób akceptując jego zwierzchnictwo w tej misji.
- Dziękuję, Susanne. Twoja wiedza jest nieoceniona - przyznał z wdzięcznością, poznając dzięki niej nową metodę walki z przeciwnikiem. - Trudno jasno oddzielić, ile to moc czarodzieja, a ile różdżki - przyznał w odpowiedzi na wyjaśnienia Ulyssesa.
Przeniósł wzrok na Poppy słysząc jej pytanie.
- To tylko spekulacje... - zaczął w odpowiedzi do najskromniejszej Zakonniczki. - Czarny Pan wydaje się mieć obsesję na punkcie Śmierci, widać to choćby w nazwie jego elitarnych popleczników. Dla niego zabicie przeciwnika może być największym triumfem, więc istnieje możliwość, że nie pomyślał o znaczeniu pokonania przeciwnika. Z tego co mówił Ulysses wynika, że prawowitym panem Czarnej Różdżki może być ktoś kto Grindlewalda pokonał i przywlókł do Voldemorta lub osłabił, kto otworzył skrzynię - stwierdził, kierując spojrzenie na Bathildę. Nie zadał pytania, doskonale świadom, że personalia tego Gwardzisty mogą okazać się niebezpieczną wiedzą. - To tylko jedna z możliwości - podkreślił.
Artur przyjrzał się uważnie eliksirom, zastanawiając się jakie mogłyby okazać się najprzydatniejsze. Nie miał pojęcia co ich czeka, co uszykowała matka anomalii. Podziękował alchemikom Zakonu po wybraniu buteleczek z cennymi specyfikami.
To spotkanie miało w sobie coś z gorzkiego pożegnania. Wszyscy byli świadomi ryzyka, wiszącego nad nimi widma śmierci. Powiódł wzrokiem po zebranych, jakby chciał wyryć w pamięci tę chwilę. Może ostatni raz widzą się w tym gronie?
Pomachał wszystkim oszczędnie, nie wdając się w przesadne pożegnania. Chciał wyruszyć ze złudną nadzieją, że wszyscy wrócą tu bezpiecznie. Wypełnił instrukcje, chwytając się ze resztą grupy świstoklika.
Biorę od Poppy: Mieszanka antydepresyjna (1 porcja, stat. 20), - Eliksir znieczulający (1 porcja, stat. 20, moc +5)
Biorę od Charlene: - - Eliksir kociego wzroku (1 porcja, stat. 23), Antidotum na niepowszechne trucizny (1 porcja, stat. 28) [jeśli nie ma już, to Antidotum podstawowe (1 porcja)]
| zt (chyba że ktoś ma jeszcze jakąś sprawę)
Artur Longbottom
Zawód : Rebeliant
Wiek : 27
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Wdowiec
Tylko w milczeniu słowo,
tylko w ciemności światło,
tylko w umieraniu życie:
na pustym niebie
jasny jest lot sokoła
tylko w ciemności światło,
tylko w umieraniu życie:
na pustym niebie
jasny jest lot sokoła
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Z jednej strony jednak był to jakiś plus - Grindelwald nie żył, czaroksiężnik, który od tylu lat terroryzował magiczną społeczność w końcu poległ. Jednak okoliczności tej śmierci były na tyle niefortunne, że nie dało się tego nazwać zwycięstwem. Przede wszystkim dlatego, że to rycerze na pewno dali radę wyciągnąć z Grindelwalda jakieś informacje, zakon natomiast został z domysłami. Tym gorzej też, że miejsce jednego tyrana zaraz zajął miejsce drugi.
- Zajmę się tą małą i spróbuję ją do siebie przekonać - zaoferował się, kiedy temat ponownie zszedł na dzieci. Jeśli trzeba, mógł ją nawet nieść na barana, chociaż z drugiej strony mocno utrudniałoby mu to poruszanie się. Ale jednak wiele podczas ich drogi zależało od tego, aby maluchy pozostały w miarę spokojne i współpracowały. A on miał rękę do dzieci - w jego życiu było ich w końcu kilkoro, wiedział więc, jak się nimi zajmować. Nie podejmował już dyskusji na temat daru jasnowidzenia jego siostry, posłał tylko Maxine zirytowane spojrzenie. Panna niech lepiej uważa co mówi, takie wyszczekanie prędzej czy później mogło sprawić, że zwróci na siebie niepotrzebną, nadmierną uwagę. A to stanowiło zagrożenie nie tylko dla niej. I zakon ponoć miał działać raczej w ukryciu.
- Słowo starszego brata - słysząc Lorraine, która zwróciła się do niego z ostatnimi radami, Lucan posłał jej lekki, uspokajający uśmiech. Oczywiście, że zamierzał na siebie uważać, ale nie mógł jej obiecać, że nie będzie szarżować. Ta misja była zbyt istotna. Tak czy siak, lady Prewett mogła być pewna, że Lucan wróci do domu. Lorraine w końcu wciąż potrzebowała nadzoru starszego brata, a Miriam i Edwin wujka! Nie wspominając już o małym Loganie i Melanii. Abbott pozwolił sobie jeszcze objąć siostrę, zanim odwrócił się w stronę eliksirów zaoferowanych przez alchemików. Skoro nadarzała się okazja, zamierzał kilka zgarnąć dla siebie - i dzięki temu zwiększyć swoje szanse na przeżycie i powrót z Azkabanu bez szwanku. Wybrał kilka fiolek, które uznał za najodpowiedniejsze, a następnie chwycił za świstoklik. I nic nie mógł poradzić na to, że serce waliło mu jak dzwon z nerwów. I trochę też ze strachu.
zt
Biorę
Od Julii:
- Eliksir byka (1 porcja, stat. 30)
- Maść z wodnej gwiazdy (1 porcja, stat. 30, moc +5)
- Eliksir kociego kroku (1 porcja, stat. 30, moc +15)
Od Poppy:
- Eliksir niezłomności (1 porcja, stat. 20, moc +10)
- Eliksir znieczulający (1 porcja, stat. 20, moc +5)
- Eliksir przeciwbólowy (1 porcja, stat. 20)
Od Charlene:
- Antidotum na niepowszechne trucizny (1 porcja, stat. 28)
- Czuwający strażnik (1 porcja, stat. 28, 125 oczek)
- Zajmę się tą małą i spróbuję ją do siebie przekonać - zaoferował się, kiedy temat ponownie zszedł na dzieci. Jeśli trzeba, mógł ją nawet nieść na barana, chociaż z drugiej strony mocno utrudniałoby mu to poruszanie się. Ale jednak wiele podczas ich drogi zależało od tego, aby maluchy pozostały w miarę spokojne i współpracowały. A on miał rękę do dzieci - w jego życiu było ich w końcu kilkoro, wiedział więc, jak się nimi zajmować. Nie podejmował już dyskusji na temat daru jasnowidzenia jego siostry, posłał tylko Maxine zirytowane spojrzenie. Panna niech lepiej uważa co mówi, takie wyszczekanie prędzej czy później mogło sprawić, że zwróci na siebie niepotrzebną, nadmierną uwagę. A to stanowiło zagrożenie nie tylko dla niej. I zakon ponoć miał działać raczej w ukryciu.
- Słowo starszego brata - słysząc Lorraine, która zwróciła się do niego z ostatnimi radami, Lucan posłał jej lekki, uspokajający uśmiech. Oczywiście, że zamierzał na siebie uważać, ale nie mógł jej obiecać, że nie będzie szarżować. Ta misja była zbyt istotna. Tak czy siak, lady Prewett mogła być pewna, że Lucan wróci do domu. Lorraine w końcu wciąż potrzebowała nadzoru starszego brata, a Miriam i Edwin wujka! Nie wspominając już o małym Loganie i Melanii. Abbott pozwolił sobie jeszcze objąć siostrę, zanim odwrócił się w stronę eliksirów zaoferowanych przez alchemików. Skoro nadarzała się okazja, zamierzał kilka zgarnąć dla siebie - i dzięki temu zwiększyć swoje szanse na przeżycie i powrót z Azkabanu bez szwanku. Wybrał kilka fiolek, które uznał za najodpowiedniejsze, a następnie chwycił za świstoklik. I nic nie mógł poradzić na to, że serce waliło mu jak dzwon z nerwów. I trochę też ze strachu.
zt
Biorę
Od Julii:
- Eliksir byka (1 porcja, stat. 30)
- Maść z wodnej gwiazdy (1 porcja, stat. 30, moc +5)
- Eliksir kociego kroku (1 porcja, stat. 30, moc +15)
Od Poppy:
- Eliksir niezłomności (1 porcja, stat. 20, moc +10)
- Eliksir znieczulający (1 porcja, stat. 20, moc +5)
- Eliksir przeciwbólowy (1 porcja, stat. 20)
Od Charlene:
- Antidotum na niepowszechne trucizny (1 porcja, stat. 28)
- Czuwający strażnik (1 porcja, stat. 28, 125 oczek)
We carry on through the stormTired soldiers in this war
Remember what we're fighting for
Remember what we're fighting for
Lucan Abbott
Zawód : Znawca prawa, pracownik Służb Administracyjnych Wizengamotu
Wiek : 30
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
If you can't fly, run
If you can't run, walk
If you can't walk, crawl!
If you can't run, walk
If you can't walk, crawl!
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Po raz pierwszy była świadkiem tak wyraźnie zaznaczonego na spotkaniu przyjmowania nowych Zakonników; nie pamiętała, by podobnie ją sprawdzano przed przyjęciem w szeregi organizacji – miała jednak wrażenie, że kiedy ona sama dołączała do Zakonu Feniksa, wystarczało zaufanie, a nikt nie był w stanie przewidzieć rzeczy, jakie będą musieli zrobić. Trudno było się temu dziwić, nikt nie chce przewidywać wojny, zwłaszcza kiedy już się jedną przeżyło.
Zebrani w starej chacie zakonnicy mówili jeden przez drugiego, a Frances milczała. Słuchając wypowiedzi innych, nie mogła uwierzyć, jak wielu z nich przeszło przez trudne do wyobrażenia trudności, a także – jak wobec tego jej udało się do tej pory funkcjonować w nienaruszonym niemal bezpieczeństwie? Doświadczyła wyjątkowo nieprzyjemnej myśli - co by było gdyby jednak bardziej uważnie zweryfikowano jej przydatność? Nie lubiła myśleć o ludziach jakby byli tylko nośnikami konkretnych umiejętności, którym z czasem odbiera się prawo do błędu. Ale w czasach, kiedy każdy błąd i każda chwila bezczynności miała swoją (i to wysoką) cenę - chyba nie miała wyboru, musiała choć trochę zmienić sposób myślenia.
W dalszym ciągu wstrzymywała się od komentarzy i osądów, odnajdując tylko co jakiś czas wzrokiem stojącego przy niej Floreana; nie miała ani autorytetu ani, co znacznie ważniejsze, powodów, które mogłyby usprawiedliwić podważanie podjętych już decyzji, starała się więc po prostu zachować spokój, chociaż natłok informacji przekazywany przez Zakonników jej tego nie ułatwiał. Podobnie wrogość wisząca w gęstym od słów powietrzu, ciężka, ale zdaniem Frances – zupełnie uzasadniona i tym razem skierowana precyzyjnie w stronę tych, którzy zagrażali dotychczasowemu porządkowi świata.
Prawda o pochodzeniu anomalii nią wstrząsnęła, chociaż sama nie wiedziała, czy czuła oburzenie, ciekawość, czy rozczarowanie. Ale wciąż nic nie mówiła. Nie miała pytań, a na zarzuty zabrakło jej bezczelnej odwagi. Mieli teraz znacznie ważniejsze sprawy, mimo wszystko. Wkrótce potem cała uwaga skupiła się na zadaniu, jakie mieli wykonać wybrani Zakonnicy, a kiedy profesor Bagshot ogłosiła, że wszyscy mają się przenieść ze starej chaty, Frances także podeszła do świstoklika.
| zt
Zebrani w starej chacie zakonnicy mówili jeden przez drugiego, a Frances milczała. Słuchając wypowiedzi innych, nie mogła uwierzyć, jak wielu z nich przeszło przez trudne do wyobrażenia trudności, a także – jak wobec tego jej udało się do tej pory funkcjonować w nienaruszonym niemal bezpieczeństwie? Doświadczyła wyjątkowo nieprzyjemnej myśli - co by było gdyby jednak bardziej uważnie zweryfikowano jej przydatność? Nie lubiła myśleć o ludziach jakby byli tylko nośnikami konkretnych umiejętności, którym z czasem odbiera się prawo do błędu. Ale w czasach, kiedy każdy błąd i każda chwila bezczynności miała swoją (i to wysoką) cenę - chyba nie miała wyboru, musiała choć trochę zmienić sposób myślenia.
W dalszym ciągu wstrzymywała się od komentarzy i osądów, odnajdując tylko co jakiś czas wzrokiem stojącego przy niej Floreana; nie miała ani autorytetu ani, co znacznie ważniejsze, powodów, które mogłyby usprawiedliwić podważanie podjętych już decyzji, starała się więc po prostu zachować spokój, chociaż natłok informacji przekazywany przez Zakonników jej tego nie ułatwiał. Podobnie wrogość wisząca w gęstym od słów powietrzu, ciężka, ale zdaniem Frances – zupełnie uzasadniona i tym razem skierowana precyzyjnie w stronę tych, którzy zagrażali dotychczasowemu porządkowi świata.
Prawda o pochodzeniu anomalii nią wstrząsnęła, chociaż sama nie wiedziała, czy czuła oburzenie, ciekawość, czy rozczarowanie. Ale wciąż nic nie mówiła. Nie miała pytań, a na zarzuty zabrakło jej bezczelnej odwagi. Mieli teraz znacznie ważniejsze sprawy, mimo wszystko. Wkrótce potem cała uwaga skupiła się na zadaniu, jakie mieli wykonać wybrani Zakonnicy, a kiedy profesor Bagshot ogłosiła, że wszyscy mają się przenieść ze starej chaty, Frances także podeszła do świstoklika.
| zt
Frances Montgomery
Zawód : nauczycielka Zaklęć w Hogwarcie
Wiek : 26
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Panna
Would it be all right
If we just sat and talked for a little while
If in exchange for your time
I give you this smile?
If we just sat and talked for a little while
If in exchange for your time
I give you this smile?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Na jego twarz wpełzł delikatny uśmiech, gdy ich spojrzenia się spotkały, a Ely ruszyła w jego stronę. Czekał, trzymając w ręku fiolki, które przejął od Poppy. Chciał jej tyle powiedzieć, ale jednocześnie żadna obietnica nie wydawała się w tym momencie stosowna. Jakże pragnął zapewnić ją o tym, że wszystko będzie dobrze i gdy Zakonnicy wrócą z Azkabanu on będzie szedł z nimi, o własnych siłach z uśmiechem zwiastującym zwycięstwo na ustach. I mógłby to powiedzieć, jednakże w głowie narodziło się pytanie, czy złamana obietnica powrotu będzie bardziej bolesna niż brak zapewnienia o ponownym spotkaniu? Nie wiedział co mogłoby ukoić nerwy ich obojga. Chciałby jeszcze raz móc spojrzeć w jej niebieskie oczy i uśmiechnąć się, tak jak teraz, gdy na ułamek sekundy zapomniał o wiszącym nad ich głowami widmie śmierci. Czy się bał? Jak każdy. Gdyby nie odczuwali strachu znaczyłoby to, że nie mają się już o co bać i na świecie nie istnieje nic, czego utraty mogliby się obawiać.
- Wszystko mam - odparł, jednocześnie chowając fiolki w bezpieczne miejsce. Słyszał drżenie jej głosu, słyszał je aż nazbyt wyraźnie. Tylko co miałby zrobić, aby powstrzymać to drżenie? Zamknąć szczelnie w szczelnym uścisku? Czy to by coś dało? Sam nie wiedział, chciałby wierzyć, że tak. Nie chciał jej uświadamiać, że on i Just mogą się nie spotkać. Mimo rosnącego pokoju pozwolił ustom uformować się w łagodny uśmiech. Niepewnym ruchem ręki odgarnął blond kosmyki za ucho. Nie było słów, którymi mógłby się pożegnać. Nie chciał wymawiać tego słowa. Trwał w pewnego rodzaju odrętwieniu. Jego dłoń zastygła w bezruchu blisko twarzy Elyon. - Chodźmy już, dobrze? - odezwał się po chwili półszeptem, nie chcąc zburzyć tego, cokolwiek działo się między tą dwójką. Jego dłoń odsunęła się od twarzy Ely, aby zjechać niżej i zacisnąć palce na jej dłoni.
Dołączyli do reszty, aby razem przenieść się za pomocą świstokliku do miejsca wyznaczonego przez Bathildę. Miejsca, z którego mieli wyruszyć do Azkabanu.
/zt dla Gabriela i Ely
- Wszystko mam - odparł, jednocześnie chowając fiolki w bezpieczne miejsce. Słyszał drżenie jej głosu, słyszał je aż nazbyt wyraźnie. Tylko co miałby zrobić, aby powstrzymać to drżenie? Zamknąć szczelnie w szczelnym uścisku? Czy to by coś dało? Sam nie wiedział, chciałby wierzyć, że tak. Nie chciał jej uświadamiać, że on i Just mogą się nie spotkać. Mimo rosnącego pokoju pozwolił ustom uformować się w łagodny uśmiech. Niepewnym ruchem ręki odgarnął blond kosmyki za ucho. Nie było słów, którymi mógłby się pożegnać. Nie chciał wymawiać tego słowa. Trwał w pewnego rodzaju odrętwieniu. Jego dłoń zastygła w bezruchu blisko twarzy Elyon. - Chodźmy już, dobrze? - odezwał się po chwili półszeptem, nie chcąc zburzyć tego, cokolwiek działo się między tą dwójką. Jego dłoń odsunęła się od twarzy Ely, aby zjechać niżej i zacisnąć palce na jej dłoni.
Dołączyli do reszty, aby razem przenieść się za pomocą świstokliku do miejsca wyznaczonego przez Bathildę. Miejsca, z którego mieli wyruszyć do Azkabanu.
/zt dla Gabriela i Ely
Gabriel X. Tonks
Zawód : zagubiony w wojennej zawierusze
Wiek : 30
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Kawaler
I've got a message that you can't ignore
Maybe I'm just not the man I was before
Maybe I'm just not the man I was before
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Obserwowała spokojnie osoby zabierające głos, pozwalając im mówić. Myśląc już o tym, co miała ich czekać za kilka chwil. Wzrok po kolei odnalazł osoby, które miały wędrować razem z nią, ponownie zawieszając spojrzenie na Brendanie. Wpatrywała się w niego kalkulując i licząc, dopiero gdy Bathilda zabrała głos przeniosła spojrzenie na nią i Ministra. Kiedy skończyła mówić i gdy podniosła się opuszczając miejsce - przenosząc się do salonu - odepchnęła się tyłkiem od szafki o którą się opierała.
Głos Lucana zwrócił jej spojrzenie które zawisło na nim przez kilka chwil wpatrywała się w niego by zaraz spojrzeć na Keirana, Maxine, Rię i Marcellę. Brwi zmarszczyły się lekko znacząc jej twarz zamyśleniem.
- Jeszcze nad tym myślę. - powiedziała do niego sięgając pod płaszcz, sprawdzając czy wszystkie zabrane ze sobą eliksiry znajdując się w odpowiednich miejscach. - Ktoś kto będzie miał ją niezmiennie na oku jest potrzebny. - zgodziła się z nim uniosła dłonie i założyła kosmyki włosów za uszy. - To one są odpowiedzią. - stwierdziła oczywistość. Nie miała też nic więcej do powiedzenia. Poprosiła, by nie wzięli nadmiaru eliksirów, które mogły okazać się przeszkodą i mogła jedynie liczyć na ich rozsądek. Jej wzrok na krótką chwilę zawisł na Eylon i Gabrielu. Powstrzymała się by zerknąć w kierunku Skamandera. Miała skierować się do sypialni, jednak nim do niej ruszyła odnalazła znów Brendana i obok ruszyła ku salonowi.
- Brendan, myślałam o tym, jedno z nas powinno iść przodem, drugie na końcu. Reszta wokół Julii jeden przy niej Trudno przewidzieć co tam zastaniemy, może nie będzie ku temu możliwości, ale chyba dobrze coś założyć. - zwróciła się cicho do niego znajdując się już prawie przy salonie. Błękitne tęczówki uniosły się ku górze i zawisły na nim. A potem zniknęła w innym pomieszczeniu. Nie wiedząc czego się spodziewać. Jednak jeśli miało to być przeznaczone jedynie dla ich uszu, musiało nieść ze sobą duży ciężar. Ciężar, który jedynie oni byli w stanie udźwignąć.
| zt
Głos Lucana zwrócił jej spojrzenie które zawisło na nim przez kilka chwil wpatrywała się w niego by zaraz spojrzeć na Keirana, Maxine, Rię i Marcellę. Brwi zmarszczyły się lekko znacząc jej twarz zamyśleniem.
- Jeszcze nad tym myślę. - powiedziała do niego sięgając pod płaszcz, sprawdzając czy wszystkie zabrane ze sobą eliksiry znajdując się w odpowiednich miejscach. - Ktoś kto będzie miał ją niezmiennie na oku jest potrzebny. - zgodziła się z nim uniosła dłonie i założyła kosmyki włosów za uszy. - To one są odpowiedzią. - stwierdziła oczywistość. Nie miała też nic więcej do powiedzenia. Poprosiła, by nie wzięli nadmiaru eliksirów, które mogły okazać się przeszkodą i mogła jedynie liczyć na ich rozsądek. Jej wzrok na krótką chwilę zawisł na Eylon i Gabrielu. Powstrzymała się by zerknąć w kierunku Skamandera. Miała skierować się do sypialni, jednak nim do niej ruszyła odnalazła znów Brendana i obok ruszyła ku salonowi.
- Brendan, myślałam o tym, jedno z nas powinno iść przodem, drugie na końcu. Reszta wokół Julii jeden przy niej Trudno przewidzieć co tam zastaniemy, może nie będzie ku temu możliwości, ale chyba dobrze coś założyć. - zwróciła się cicho do niego znajdując się już prawie przy salonie. Błękitne tęczówki uniosły się ku górze i zawisły na nim. A potem zniknęła w innym pomieszczeniu. Nie wiedząc czego się spodziewać. Jednak jeśli miało to być przeznaczone jedynie dla ich uszu, musiało nieść ze sobą duży ciężar. Ciężar, który jedynie oni byli w stanie udźwignąć.
| zt
The Devil whispered in my ear, you are not strong enough to withstand the Storm. Today I whispered in the Devil's ear,
I am the Storm.
Justine Tonks
Zawód : auror, rebeliant
Wiek : 29
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Panna
The gods will always smile on brave women.
Like the valkyries, those furies who men fear and desire.
Like the valkyries, those furies who men fear and desire.
OPCM : 58 +2
UROKI : 36 +6
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 7 +3
TRANSMUTACJA : 6
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 15
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Metamorfomag
Zakon Feniksa
Czuł, że nie bez powodu Harold Longbottom jest posyłany do Azakabnu w pojedynkę. Nie było już sensu na ten temat dyskutować, plan działania był rozpatrywany pod różnymi kątami. Musieli zaryzykować życiem dzieci. Musieli oddać kamień wskrzeszenia zaledwie jednemu czarodziejowi. Gdyby istniały inne opcje, ktoś z głową na karku nie zawahałby się o nich chociażby wspomnieć.
Wytyczne Profesor Bagshot i byłego Ministra Magii przyjął z należytym spokojem i śmiertelną powagą. Sam nie mówił już nic, nie dołączył do żadnych rozmów, ale nadal słuchał, wyłapując najistotniejsze do wynotowania w pamięci rzeczy. Wysłuchał uważnie słów Artura, które odrobinę go zaskoczyły. Jednak po szybkim przeanalizowaniu zaprezentowanej przez niego tezy dostrzegał w niej konsekwencję i logikę. Taki scenariusz byłby im na rękę. Czarnoksiężnik, jeśli nie mógł czerpać z całego potencjału Czarnej Różdżki, mógł w pewnym momencie jakąś słabość. Ale nadal pozostawał niesamowicie potężny, przez co i niebezpieczny. Jego moc nie była jedyne efektem czarodziejskiego atrybutu.
Czy eliksiry, w których posiadaniu już był, wystarczą mu całkowicie? Trudy, jakie mogą napotkać podczas tej misji, mogą być niezwykle dokuczliwie, momentami mogą nawet wydawać się nie do przezwyciężenia. Zbliżył się do osób, które eliksiry przygotowały, aby sięgnąć po kilka, których zadaniem było przede wszystkim odbudowywanie sił czarodzieja na polu bitwy. Ostrożnie zapakował je do pozostałych, trzymając wszystko w zwykłej torbie, zabezpieczone na słowo honoru. Magiczne wywary zdecydowanie pomogą w chwili próby. Najbardziej jednak liczył nie na magiczną zawartość fiolek, lecz na swoją różdżkę, która towarzyszyła mu już ponad czterdzieści lat. Kiedy po raz pierwszy chwycił ją w prawą dłoń, wiedział, że będzie mu ona najbliższą przyjaciółką. Serce zabiło mu szybciej, w uszach zaszumiało od intensywnego pulsowanie skroni. Tyle razy uratowała go nawet z najgorszych opresji. Jeszcze ten jeden raz, moja droga – wypowiedział prośbę w myślach, przymykając na tę krótką chwilę oczy. Gdy je otworzył, śmiało dołączył do skupiska wokół świstoklika w kształcie kota, chwytając czyjeś ramię.
Portus.
Jeśli są jeszcze dostępne, to biorę od Poppy: Wywar wzmacniający (1 porcja, stat. 20), Eliksir znieczulający (1 porcja, stat. 20), Mieszanka antydepresyjna (1 porcja, stat. 20), Wywar ze szczuroszczeta (1 porcja, stat. 20)
| z tematu
Wytyczne Profesor Bagshot i byłego Ministra Magii przyjął z należytym spokojem i śmiertelną powagą. Sam nie mówił już nic, nie dołączył do żadnych rozmów, ale nadal słuchał, wyłapując najistotniejsze do wynotowania w pamięci rzeczy. Wysłuchał uważnie słów Artura, które odrobinę go zaskoczyły. Jednak po szybkim przeanalizowaniu zaprezentowanej przez niego tezy dostrzegał w niej konsekwencję i logikę. Taki scenariusz byłby im na rękę. Czarnoksiężnik, jeśli nie mógł czerpać z całego potencjału Czarnej Różdżki, mógł w pewnym momencie jakąś słabość. Ale nadal pozostawał niesamowicie potężny, przez co i niebezpieczny. Jego moc nie była jedyne efektem czarodziejskiego atrybutu.
Czy eliksiry, w których posiadaniu już był, wystarczą mu całkowicie? Trudy, jakie mogą napotkać podczas tej misji, mogą być niezwykle dokuczliwie, momentami mogą nawet wydawać się nie do przezwyciężenia. Zbliżył się do osób, które eliksiry przygotowały, aby sięgnąć po kilka, których zadaniem było przede wszystkim odbudowywanie sił czarodzieja na polu bitwy. Ostrożnie zapakował je do pozostałych, trzymając wszystko w zwykłej torbie, zabezpieczone na słowo honoru. Magiczne wywary zdecydowanie pomogą w chwili próby. Najbardziej jednak liczył nie na magiczną zawartość fiolek, lecz na swoją różdżkę, która towarzyszyła mu już ponad czterdzieści lat. Kiedy po raz pierwszy chwycił ją w prawą dłoń, wiedział, że będzie mu ona najbliższą przyjaciółką. Serce zabiło mu szybciej, w uszach zaszumiało od intensywnego pulsowanie skroni. Tyle razy uratowała go nawet z najgorszych opresji. Jeszcze ten jeden raz, moja droga – wypowiedział prośbę w myślach, przymykając na tę krótką chwilę oczy. Gdy je otworzył, śmiało dołączył do skupiska wokół świstoklika w kształcie kota, chwytając czyjeś ramię.
Portus.
Jeśli są jeszcze dostępne, to biorę od Poppy: Wywar wzmacniający (1 porcja, stat. 20), Eliksir znieczulający (1 porcja, stat. 20), Mieszanka antydepresyjna (1 porcja, stat. 20), Wywar ze szczuroszczeta (1 porcja, stat. 20)
| z tematu
We can make it out alive under cover of the night; Trees are burning, ravens fly, smoke is filling up the sky,
WE ARE RUNNING OUT OF TIME
Kieran Rineheart
Zawód : Rebeliant, auror
Wiek : 54
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Wdowiec
I pochwalam tajń życia w pieśni
i w milczeniu,
Pogodny mądrym smutkiem
i wprawny w cierpieniu.
i w milczeniu,
Pogodny mądrym smutkiem
i wprawny w cierpieniu.
OPCM : 40 +5
UROKI : 30 +5
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 1
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 20 +3
Genetyka : Czarodziej
Zakon Feniksa
Salon
Szybka odpowiedź
Morsmordre :: County of London :: Dalsze dzielnice :: Okolice :: Stara chata