Wydarzenia


Ekipa forum
Salon
AutorWiadomość
Salon [odnośnik]12.06.16 19:02
First topic message reminder :

Salon

Pomimo odbudowy starej chaty niektóre rzeczy się nie zmieniły: znajdujący się w kwaterze salon nie należy do największych, nie odznacza się też przepychem. Jego wystrój jest skromny, choć przytulny; przywodzi na myśl coś związanego z domem, daje poczucie bezpieczeństwa. Jedną z pokrytych kremową tapetą ścian zajmuje stary zegar, a dookoła niego i na pozostałych ścianach wiszą kolorowe puste ramki, przygotowane do tego, aby zakonnicy włożyli do nich swoje zdjęcia.
W salonie znajdują się dwie sporych rozmiarów brązowe kanapy, do których przystawiony jest niewysoki stolik wykonany z ciemnego dębowego drewna, na którym spoczywa błękitna serweta. Na nim, a także na wszystkich innych powierzchniach w pomieszczeniu, pełno jest przeróżnych drobiazgów, które nie wiadomo kto tu zostawił i które nie wiadomo do czego służą. Koloru pomieszczeniu nadają różnobarwne poduszki i duża, pomarańczowa szafa oraz firany w oknach, których barwa co jakiś czas ulega zmianie. Również tutaj, jak w prawie że całej chacie, można spotkać małe, świetliste leśne stworzonka przypominające patronusy - niewątpliwie ktoś zakupił je na Festiwalu Lata i postanowił wypuścić w kwaterze Zakonu.
Mistrz gry
Mistrz gry
Zawód : -
Wiek : -
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
Do you wanna live forever?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Salon - Page 34 Tumblr_mduhgdOokb1r1qjlao4_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/t475-sowa-mistrza-gry#1224 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t2762-skrytki-bankowe-czym-sa#44729 http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki

Re: Salon [odnośnik]12.10.19 22:08
Wspomnienie Alexa o tym, że nie mieli wpływu na przeszłość, kiedy sam przeszłość przytoczył wydało jej się hipokryzją, choć niewartą komentowania. Przygryzła policzek od środka, spoglądając na niego, kiedy próbował wybrnąć z uszczypliwości — lub raczej siarczystego policzka wymierzonego przez Skamandera publicznie — z twarzą.
– Czas działa na naszą niekorzyść. — Swoje słowa głosem przepełnionym frustracją kierowała, patrząc na Farleya, ale nie tylko do niego, a do wszystkich. — Mówisz, że go potrzebujemy, by stworzyć sobie zaplecze, ale jest tu tyle odpowiedzialnych i poczciwych ludzi, że udźwigną ten ciężar i ogrom pracy. Mamy zdolnych alchemików, uzdrowicieli. Ja to też udźwignę. Ale w tym czasie, w którym my budujemy mur, wróg szykuje armie, która jednym dmuchnięciem ten mur zwali. — Nie wiedziała, czemu to zabrzmiało jak analogia bajki o wilku i świnkach, ale nie zamierzała się nad tym teraz głowić.— To nie miał być wybór  p o m i ę d z y  życiem, a śmiercią, ochroną a ryzykiem. A są tu też ludzie, którzy bardziej od gromadzenia koców i żywności przydaliby się gdzie indziej. Tacy, którzy mogliby aktywnie działać, nie dając wrogowi ani krzty wytchnienia. Czy to naprawdę takie trudne i skomplikowane?— Nie rozumiała; nie było mowy o szturmie na ministerstwo, zamachu na całą gromadę Rycerzy Walpurgii. Wydawało jej się, że dało się pogodzić drobne i sprytne — o czym mówiła Tonks — działania z całą akcją defensywną w oazie. Była poirytowana, z każdą chwilą coraz bardziej. Nie decyzjami, które padły — próbowała przekonać samą siebie, że nie miała doświadczenia i wiedzy ludzi, którzy te decyzje podejmowali, a ona dobrowolnie decydowała się ich słuchać i podążać ich śladem. Śladem, który wyznaczali, nawet jeśli nie podobał jej się kierunek, w jakim to szło. Była poirytowana opieszałością, chaosem dyskusji, zaczynając gubić się w tym, kim są dziś i do czego dążą. Może powtarzane w kółko "oaza jest priorytetem" wdarło jej się w pamięć, ale nic poza tym. Nie otrzymała też odpowiedzi na większość swoich pytań i wątpliwości, a jak każdy chciała wiedzieć: dlaczego nie. Chciała zrozumieć ich tok myślenia, pojąć, co niedorzecznego jest w jej własnym. Możliwe, że nie była najbystrzejsza, możliwe, że nie posiadała talentu stratega i taktyka, ale starała się pojąć problematykę odmowy i usłyszeć więcej niż: "to niebezpieczne", kiedy zdawało jej się, że w porównaniu z ostatnimi miesiącami znajdowali się na skraju prawdziwej otchłani, w którą lada moment mogli ich strącić Rycerze Walpurgii, przejmując po Ministerstwie wszystko wokół.
Nie potrafiła się zgodzić z pozostałymi w kwestii symbolu. Spojrzała na pana Rinehearta, kiedy uznał go za zły pomysł i spuściła wzrok. Nie próbowała przeforsowywać ani pomysłu ani swoich przekonań. Tłumaczyła, czując się niezrozumiana — a jej, Skamandera i innych słowa były traktowane tak, jakby już na wstępie były czystą abstrakcją. Nie sądziła tak; jeśli to wszystko wynikało z niezrozumienia, powinno to otwarcie wyjaśnić. Sądziła też że mieli wystarczająco tęgich umysłów tutaj, żeby pomyśleć o tym co zrobić, by Rycerze takiego symbolu użyć nie mogli. Nikt nawet nie chciał o tym pomyśleć, zastanowić się, zmodyfikować tej kwestii tak, by była bezpieczna. Dotarło do niej w końcu, że problem tkwił gdzie indziej. Mieli siedzieć cicho i nie wyściubiać nosa, pozostać w ukryciu, w tajemnicy. CHoć więcej w tym bezpieczeństwa widziała dla samego Zakonu Feniksa, który słabł zamiast rosnąć w siłę. Nie mówili jednym głosem, nie byli zgodni, chociaż jak sądziła — mieli zbieżne intencje,. Chcieli pomóc, chcieli się angażować. Ale ona chciała też myśleć o przyszłości, nie tylko dniu dzisiejszym. Jeśli taka była wola gwardii — dobrze, nie zamierzała się z nią kłócić. Spojrzała na nich po kolei, Alexandra, Samuela, Justine, Benjamina, zastanawiając się, co by o tym wszystkim pomyśleli Brendan i Fred. Z pewnością wiedzieli najlepiej, co było dobre dla zakonu i musiała im zaufać. Czy jej się to podobało czy nie. Splotła ręce na piersi, postanawiając nie zabierać już głosu więcej, zrozumiała, że próba dalszego rozwijania, czy dopasowywania pomysłów była bezcelowa, zakomunikowano im co mają robić. I zrobić to zamierzała, jak najlepiej potrafiła. Była gotowa zgodzić się ze wszystkim, co gwardia im przekaże; wierzyła, że mieli na przyszłość już jakiś plan. Ostatnie słowa Just wydały jej się zaskakujące, ale i na to nic nie powiedziała. Patrzyła na nią, widząc na jej twarzy te wszystkie emocje. Było jej przykro, że to się musiało zdarzyć i wydarzyło się dokładnie w ten sposób. Źle to wszystko wyglądało, nawet Ben, próbujący naprostować wszystko wydał jej się nieco zagubiony. Może powrót do domów i ochłonięcie wszystkim dobrze zrobi. Może to była win atmosfery w Londynie.
— Rycerze Walpurgii operują czarną, plugawą magią, bazują na śmierci, bólu i nienawiści. Nie pozwólmy, by ich zaklęcia były tak potężne, by złamała nas sama aura, jaką stwarzają — poprosiła ciszej, spoglądając na zakończenie na wszystkich; poczuła się tak, jakby Voldemort odniósł kolejny sukces dziś. Samym tym, że był — skłócał ich. Skinęła Tonks głową, a kiedy ta dała znak, że spotkanie dobiegało końca, powoli podniosła się z krzesła, jako pierwsza, i ruszyła w stronę wyjścia i tablicy, by wpierw przyjrzeć się nazwiskom, które na niej wisiały, a później zaczaić się na Bena, z którym musiała pomówić.

| W salonie zt, wychodzę na schody (będę łapać Bena po obradach tu)


Here stands a man

With a bullet in his clenched right hand
Don't push him, son
For he's got the power to crush this land
Oh hear, hear him cry, boy
Hannah Moore
Hannah Moore
Zawód : Wiązacz mioteł
Wiek : 28
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Zamężna


take me back to the night we met


OPCM : 25 +8
UROKI : 15
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 10 +3
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 15
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Czarownica
Salon - Page 34 0a431e1c236e666d7f7630227cddec45ce81c082
Sojusznik Zakonu Feniksa
Sojusznik Zakonu Feniksa
https://www.morsmordre.net/t5207-hannah-wright https://www.morsmordre.net/t5219-poczta-hani https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f376-irlandia-gory-derryveagh https://www.morsmordre.net/t6218-skrytka-bankowa-nr-1286 https://www.morsmordre.net/t6213-h-wright
Re: Salon [odnośnik]12.10.19 22:36
Zwrócił uwagę na potrzebę uporządkowania pewnych spraw związanych z dokumentacją jednak sam nie był skory do tego by angażować się w jakąkolwiek organizację punktu zgłoszeniowego oraz zabezpieczania zeznań. Uważał, że znacznie lepiej sprawdziłby się w jakichś działaniach terenowych niż odtwórczych czynnościach. Nie był więc zadowolony z przydziału tym bardziej, że dzielić go miał z Kieranem. Poczuł się tak, jakby właśnie traktowano go w tym momencie jakąś przedszkolną zagrywką - nie dogadujecie się więc popracujcie nad czymś razem. Problem polegał na tym, że znali się długo, pracowali wspólnie w tym samym miejscu również od kilku dobrych lat i jeżeli do tej pory ich nastawienie do siebie się nie zmieniło to i to zmienić tego nie mogło. Tacy byli. Skinął jednak głową na znak przyjęcia do wiadomości obowiązku, który na niego spadł wiedząc, że pomimo spięć najpewniej stanął wraz z Rineheartem na wysokości zadania.
Do końca spotkania siedział z zaciętą miną wsłuchując się w podejmowane wątki i zarządzenia. Starał się skrywać swoje rozdrażnienie, lecz te wybudzone skrzyło się za zielonymi tęczówkami. Łokieć złożył na podparciu krzesła i podparł skroń na dłoni. Mowa Alexandra wcale go nie uspokoiła i nie sprawiła, że uraza która dziś podsycił jakkolwiek zelżała. Dopiero kiedy zobaczy, że podejmowane przez niego decyzje, działania faktycznie niosły za sobą coś więcej uwierzy i zweryfikuje swoją opinię na temat młodego gwardzisty. Dziś nie nosił jednak względem niego szacunku. Słuchając lub obserwując innych naszła go nieśmiała refleksja na temat obecnej hierarchii zakonu i tego, jak ta jest lub nie jest respektowana oraz tego jakie znaczenie miała odgrywać. Wszystkie linie i granice zdawały się nieco zatarte, niewyraźne. Zostawił te myśli jednak na kiedy indziej. Spojrzał jeszcze na Samuela szukając w jego ciemnych oczach odpowiedzi na pytanie o jego milczenie. Westchnął pod nosem. Koniec spotkania zdawał się być zapowiedziany i wcale nie napawało go to radością, czy optymizmem wiedząc, że przypieczętowywali tym samym zgodę na dalsza stagnację. Podniósł się z krzesła uprzednio przekazując Charlene ingrediencje: żądło mantykory oraz jagody jemioły. Następnie poprawiając szatę zamiast do wyjścia podszedł do Tonks
- Chciałaś bym został - upomniał się odpowiadając na jej wezwanie nie do końca jednak wiedząc czego czarownica mogłaby od niego chcieć. Miał swoje przypuszczenia, jednak wolał zostawić je na razie dla siebie nie wiedząc czy chciała poczekać aż inni wyjdą, czy też miała być to rozmowa w jakimś innym pomieszczeniu z jakimiś dodatkowymi osobistościami. Gdy Justine się poruszyła - ruszył za nią.

|zt[bylobrzydkobedzieladnie]


Find your wings




Ostatnio zmieniony przez Anthony Skamander dnia 14.10.19 1:21, w całości zmieniany 1 raz
Anthony Skamander
Anthony Skamander
Zawód : Rebeliant
Wiek : 31
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Kawaler
You don't need a weapon when you were born one
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t5456-budowa#124328 https://www.morsmordre.net/t5494-hrabina#125516 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f256-bexley-high-street-27-4 https://www.morsmordre.net/t5495-skrytka-bankowa-nr-1354#125517 https://www.morsmordre.net/t5479-anthony-skamander#124933
Re: Salon [odnośnik]13.10.19 20:42
Skinęła głową na słowa Poppy.
- To wspaniale – rzekła. Uzdrowicielka mogła mieć swoje dojścia do aptek i tego typu miejsc, Charlie teoretycznie też miała, ale nie była pewna, ilu z tych handlarzy może ufać na tyle, by zamówić u nich większe ilości składników bez wzbudzania podejrzeń.
Niepokoił ją przebieg rozgrywającej się w salonie rozmowy, to, że naprawdę rozmawiali o takich rzeczach, ale niestety wymuszały to czasy, w których żyli. Charlie brzydziła przemoc, i choć wiedziała że rycerze walpurgii są źli i trzeba ich jakoś powstrzymać przed dalszymi szkodliwymi działaniami, przerażała ją myśl, że mógłby ucierpieć ktoś niewinny. Ludzie tak łatwo szafowali uprzedzeniami i szufladkowali innych nawet tutaj, w obrębie Zakonu. Wojna negatywnie wpływała na wszystkich, ale Charlie zależało na tym, by Zakon był zgodną jednością dbającą o dobro ponad podziałami, o świat sprawiedliwy i wolny od panoszącej się czarnej magii.
Jej kuzynka była o wiele bardziej wojownicza, ale Charlie pozostawała zachowawcza, niechętna angażowaniu się w działania ryzykowne. Podziwiała ludzi odważnych i gotowych na ryzyko i poświęcenie, ale sama nie była na to gotowa. Tak zwyczajnie, po ludzku bała się o swoje życie, brakowało jej gryfońskiego heroizmu, a także umiejętności obronnych. Nauczyła się wreszcie wyczarowywać patronusa, ale jej umiejętności nadal były zbyt niskie, by miała realną szansę w jakimkolwiek starciu, dlatego nie zamierzała się ujawniać jako członek Zakonu Feniksa ani wychodzić z bezpiecznego cienia. Nie chciała zniknąć jak Vera albo jeszcze gorzej, ale nie zamierzała rezygnować z pomocy Zakonowi za sprawą eliksirów i wiedzy. Umiejętności niebitewnych, ale na pewno użytecznych gdy zostanie urządzona Oaza. Ktoś musi zaopiekować się jej mieszkańcami i przygotować dla nich eliksiry, nawet jeśli pewnie stanie się Zakonniczką gorszej kategorii. Nie była tak dzielna jak inni. Nie była też jak Vera, choć jeszcze kilka miesięcy temu zapatrywała się na pewne rzeczy nieco inaczej, zanim zrozumiała, jak bardzo poważna jest sytuacja i jak bardzo nie była przygotowana na wojnę i prawdziwe niebezpieczeństwo.
Czuła się osamotniona. Niby otoczona przyjaciółmi, ale jednak w tym momencie doskwierało jej poczucie pewnej odrębności, niedopasowania do tej obcej, wojennej rzeczywistości, na którą była zbyt dobra i niewinna. Brakowało obok Very, którą mogłaby pod stołem ścisnąć za rękę i która samą obecnością dodałaby jej otuchy. Mogła jedynie sama zaciskać własne dłonie na kolanach, zastanawiając się w duchu, dokąd ich to wszystko zaprowadzi i co przyniosą kolejne miesiące. Ilu jeszcze bliskich będzie musiała pożegnać, na ilu czekać z niepewnością jak na siostrę? Pozostawało jej mieć nadzieję, że uda jej się uniknąć znalezienia w prawdziwym niebezpieczeństwie, że nie będzie musiała sięgnąć po różdżkę i modlić się, by zaklęcie tarczy się powiodło. O ataku nie mogło być mowy, skoro nawet proste uroki sprawiały jej problemy, trudniejszych nie potrafiła rzucić wcale, a transmutacja nie była dziedziną typowo pojedynkową. Z własnej woli na pewno nie rzuci się w wir walki, pozostanie przy swoich eliksirach i będzie wspierać Zakonników z bezpiecznego, asekuracyjnego dystansu, i pozostanie wierna wartościom prawości i równości. Pragnęła czynić dobrze i pomagać, choć nawet w pracy bała się już otwarcie wyrażać swoje poglądy, świadoma tego, że w Mungu mogli pracować również ich wrogowie, i że zwolnienie z pracy mogłoby nie być jej największym problemem.
Mogła zgodzić się ze słowami Alexa. Bez względu na to, co każde z nich robiło dla Zakonu, musieli dbać o siebie nawzajem oraz o tych, których zamierzali uratować, więc Oaza powinna być priorytetem i Charlie zamierzała w nadchodzącym czasie zainteresować się tym, co może dla niej zrobić, choćby miało to być przyniesienie paru stert zbędnych ubrań i koców od siebie i rodziny.
Niezbyt podobało jej się to, że Ben na przekór większości głosów chcących zorganizować pożegnanie Bathildy jak najszybciej, nawet jeszcze dzisiaj, ustalił tak odległą datę, do której mogło wydarzyć się wszystko. Ściągnęła usta, ale już nic nie powiedziała, niemniej jednak z większością jego pozostałych słów mogła się zgodzić.
- Oczywiście – powiedziała do Justine, gdy ta przydzieliła jej zadanie. Skinęła głową, gotowa warzyć eliksiry zarówno dla Zakonu, jak i później dla Oazy, gdy już zostanie tam urządzone odpowiednie miejsce do życia dla ludzi, którzy tam trafią.
Spotkanie dobiegło końca, ale Charlie nie od razu ruszyła do wyjścia. Podziękowała Anthony’emu, który zostawił jej parę składników, obeszła stół i zbliżyła się do Asbjorna i Poppy.
- Jak dzielimy się ingrediencjami? – zapytała; jako trójka najlepszych alchemików Zakonu musieli się sprawiedliwie podzielić, by mieć na czym pracować. Kilka osób, jak Archibald i Lucinda, zostawiło składniki bez oferowania ich konkretnemu alchemikowi. Widziała wcześniej, jak Asbjorn patrzył na kwiat paproci. – Weź go, mam jeszcze kilka – powiedziała cicho, bo choć sama miała ogromną ochotę posiąść ten składnik, była gotowa odstąpić go Norwegowi, jeśli nie miał swojego małego zapasiku.




Best not to look back. Best to believe there will be happily ever afters all the way around - and so there may be; who is to say there
will not be such endings?
Charlene Leighton
Charlene Leighton
Zawód : Alchemiczka
Wiek : 25
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
Chciałoby się uciec,
ale nie przed wszystkim się da.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t5367-charlene-leighton https://www.morsmordre.net/t5375-listy-do-charlie https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f376-irlandia-gory-derryveagh https://www.morsmordre.net/t5388-skrytka-bankowa-nr-1338 https://www.morsmordre.net/t5387-charlene-leighton
Re: Salon [odnośnik]14.10.19 22:08
Kiwnęła niepewnie głową, przyjmując decyzję Benjamina na temat daty pogrzebu i odwzajemniając uśmiech, również smutny. W trakcie rozmowy zdołała przekonać się do wcześniejszej, szybkiej daty, lecz nie zamierzała narzekać. Wiosna była przecież symboliczna - byle zdołali do niej dotrwać, a na pewno pożegnają zmarłych tak, jak należało. Ich wspomnienie i tak miało pozostać w nich żywe, niezależnie od pory.
Dyskusja już dawno wkroczyła na trudną ścieżkę i choć Susanne słuchała uważnie wszystkich padających zdań, propozycji, deklaracji oraz wyrażonych chęci, zaczynała się lekko gubić i męczyć natłokiem różnych głosów oraz opinii. Milczała, przez większość czasu wbijając wzrok w prawie pusty pergamin - nie mieli dziś zbyt wielu nowych informacji, poprzednie spotkanie odbyło się niedawno, na nim zdołali omówić większość nadającą się na tablicę, z którą musiała zrobić mały porządek. Tym razem zanotowała tylko szczątkowe informacje i pomysły, głównie dla siebie. Z wyjątkowym zmartwieniem spoglądała na Bertiego, konsekwentnie powstrzymując się przed wypowiadaniem na temat ostatnich ataków na cukiernię i lodziarnię - zerknęła też na Floreana, dopatrując się reakcji na wspomnienia rozbojów. Lovegood sądziła, że to nie mógł być przypadek, ci ludzie wiedzieli co robią, kogo atakują. Nie próbowała dociekać, czy jej obawa i podejrzenia biorą się z czystej sympatii do Botta, może był jej zbyt bliski i zbyt się o niego martwiła, lecz na przestrzeni paru ostatnich miesięcy zdołała zauważyć, że lepiej założyć ten gorszy scenariusz i dmuchać na zimne, niż żyć w przeświadczeniu o przypadkach i zbiegach okoliczności. Przygryzła policzek, obserwując chwilę cukiernika, lecz wkrótce skupiła się na innym temacie, czując, jak pod czupryną kotłuje się zbyt wiele argumentów, każdych. Potrzebowała chwili na swobodne przemyślenia, ciszy i samotni, w której byłaby zdolna poukładać wszystko w logiczną całość, w jej własne zdanie, które teraz nie potrafiło przyjąć konkretnej formy, lawirując między kolejnymi wypowiedziami. Każdy miał trochę racji, tak skrajne decyzje były dla Zakonników nowe, wszyscy musieli przemyśleć swoje role i możliwości. Pewność miała co do jednego - nie powinni pozostawać w ukryciu, skoro Rycerze Walpurgii już o nich wiedzieli. Jaki sens miało krycie się przed ofiarami, skoro wróg doskonale zdawał sobie sprawę z istnienia opozycji i posiadał na jej temat konkretne informacje? Resztę musiała przepracować, lecz w tym momencie nie pozwoliła myślom płynąć zbyt daleko - rozdała chętnym zapasy alchemiczne, pożegnała się cicho i opuściła chatę, obiecując, że w najbliższych dniach przeanalizuje wszystko oraz podejmie parę decyzji, poszuka rozwiązań i - być może - tropów.

| zt
| od Sue można wziąć:
- Pasta na oparzenia (1 porcja, stat. 5) Lucinda
- Wywar ze szczuroszczeta (1 porcja, stat. 5)  Kieran
- Eliksir ożywiający (1 porcja, stat. 5) Lucinda
- Pasta na odmrożenia (1 porcja, stat. 5)
- Czyścioszek (1 porcja, stat. 5)
- Marynowana narośl ze szczuroszczeta (1 porcja, stat. 5)
- Eliksir niezłomności (2 porcje, stat. 5)
- Eliksir kociego wzroku (1 porcja, stat. 5)
- Eliksir kurczący (1 porcja, stat. 5)
- Wywar ze szczuroszczeta (1 porcja, stat. 5)
- Eliksir ożywiający (1 porcja, stat. 15)
[bylobrzydkobedzieladnie]



how would you feel
if you were the sunset
sailing alone
behind the mountains?
how would you feel
if you were the sunrise
woke up at dawn
once in a lifetime?





Ostatnio zmieniony przez Susanne Lovegood dnia 23.10.19 10:07, w całości zmieniany 2 razy
Susanne Lovegood
Susanne Lovegood
Zawód : pracownica rezerwatu znikaczy
Wiek : 25
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna

I will be your warrior
I will be your lamb


OPCM : 20 +8
UROKI : 5
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 31 +5
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 14
SPRAWNOŚĆ : 10
Genetyka : Czarownica
Salon - Page 34 JkJQ6kE
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t4789-susanne-echo-lovegood https://www.morsmordre.net/t5182-deszczowa-sowa#113703 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f304-dolina-godryka-rudera https://www.morsmordre.net/t5129-szuflada-sue#111192 https://www.morsmordre.net/t5133-susanne-echo-lovegood#111350
Re: Salon [odnośnik]20.10.19 18:54
Mogła się spodziewać, że prędzej czy później, któryś z obecnych Zakonników pęknie. Napięcie można było wyczuć już po przekroczeniu progu salonu, a jednak miała nadzieje, że po tym wszystkim co udało im się osiągnąć będą potrafili rozmawiać ze sobą ze spokojem, który w końcu był im wszystkim potrzebny. Lucinda doskonale wiedziała jak emocje mogą wpłynąć na podejmowane decyzje. Działanie w pośpiechu, atakowanie bez wcześniejszego opracowania planu. Chciałaby mieć tyle odwagi by móc tak robić, ale nie zaryzykowałaby życia innych ludzi by nazwać się zwycięzcą. Od początku wiedzieli, że ich rola w Zakonie będzie trudna. Ich wróg miał o wiele prostsze zadanie. Bez skrupułów mógł działać nie martwiąc się o konsekwencje, a oni nie dość, że musieli ich powstrzymać to jeszcze sprawdzać czy przy tym nie ginie ktoś kogo przyrzekali bronić. Oczywiście, że zdawała sobie sprawę z tego, iż ludzie ginęli każdego dnia. Lista zaginionych była długa i Lucinda każdego dnia zastanawiała się nad ich losem. Nie zmieniało to jednak faktu, że nigdy działanie w pośpiechu nie wychodziło im na dobre. Dopiero przemyślane akcje, misje, których rezultaty mogli przewidzieć i na które byli gotowi dawało im szansę powodzenia. Nie widzieli tego? Naprawdę tak bardzo skupili się na walce by nie widzieć porażek, które już za sobą mieli? Ponoć człowiek uczył się na błędach, ale Lucinda czuła, że te wszystkie emocje i podejmowane w pośpiechu decyzje odbiją się im echem szybciej niż mogliby się tego spodziewać. Wiele myśli kotłowało się w jej głowie, ale postanowiła milczeć. Dzisiejszy dzień przyniósł zbyt wiele słów, a i tak minie trochę czasu zanim wszyscy zaczną działać.
Widząc jak większość podnosi się ze swoich siedzeń także to zrobiła. Oficjalna część spotkania dobiegła końca, a i tak chyba nikt nie miał ochoty na dalsze spory czy przepychanki. Nie bez powodu miała wrażenie, że niektórzy przyjmują jedynie swoją absolutną prawdę. Blondynka sięgnęła do wyłożonych na stole eliksirów. – Wezmę eliksir ożywiający i maść na oparzenia. Zawsze może się przydać. – odparła.
Zanim wyszła spojrzała na stojącego nieopodal Bena. Wiedziała, że ten martwi się możliwą klątwą dlatego chciała od razu go uspokoić. Klątwy z przedmiotów raczej nie przenoszą się na ludzi. W końcu do tego rodzaju przekleństw potrzebna jest krew ów człowieka, ale wiedziała, że sama świadomość może czynić cuda. Kiedy skończyli ruszyła do drzwi by opuścić miejsce spotkania. Miała wiele rzeczy do przemyślenia.


z.t


Ignis non exstinguitur igneThat is our great glory, and our great tragedy
Lucinda Hensley
Lucinda Hensley
Zawód : łamacz klątw i uroków & poszukiwacz artefaktów
Wiek : 28
Czystość krwi : Zdrajca
Stan cywilny : Zaręczona
hope for the best, but prepare for the worst
OPCM : 44 +1
UROKI : 30 +7
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 1
ZWINNOŚĆ : 8
SPRAWNOŚĆ : 2
Genetyka : Czarodziej
Salon - Page 34 Tumblr_on19yxR5PA1tj4hhyo2_500
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t3072-lucinda-lynn-selwyn https://www.morsmordre.net/t3145-sennett#51834 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f104-szkocja-kres-w-john-o-groats https://www.morsmordre.net/t4137-skrytka-bankowa-nr-806#82308 https://www.morsmordre.net/t3214-lucinda-selwyn#55539
Re: Salon [odnośnik]22.10.19 20:45
Na spotkaniu jak zwykle zapanowało wiele emocji i znów był temu w pewnej części winny. Jego uwagi były, przynajmniej w jego mniemaniu, jak najbardziej konstruktywne i podyktowane były dobrymi chęciami. Zakonu nie stać było na popełnianie błędów, kiedy wróg coraz bardziej wzrastał w siłę.  Rycerze Walpurgii mieli przede wszystkim tę polityczną przewagę, dzięki której mogli z większą mocą oddziaływać na społeczeństwo. Dzięki wpływowi na media mogli kształtować poglądy w sposób dowolny. To nie tak, że wszyscy byli głupi i ślepi, jednak wiele osób wahało się odnośnie tego, w co powinno wierzyć. Od kiedy Prorok Codzienny stał się nielegalny, narrację dyktował przede wszystkim Walczący Mag. Jako organizacja powinni przeniknąć do świadomości ludzi, znak rozpoznawczy, znany tylko im, był słusznym posunięciem. Drogowskazy zaś budziły już jego obawy i to słuszne. Bezpieczeństwo Oazy powinno było głównym przedmiotem ich troski, ponieważ to w niej mieli gromadzić wszystkich potrzebujących ratunku przed chorym reżimem.
Oczywiście, że musieli zacząć uderzać dotkliwie w Rycerzy, ale usuwanie marionetek też nie było żadnym rozwiązaniem. Konserwatywni politycy bywają szkodliwi, zwłaszcza w takich czasach, kiedy śmiało mogą prezentować swoje czystokrwiste poglądy i zmieniać podług nie prawo, ale czy warto było ich tępić? Powinni zadbać o to, aby zniknęli przede wszystkim ci, co napędzają ich działania – sam Voldemort i jego świta pokroju Rosiera czy Mulcibera.
Być może powinien żałować tego, że podważył działania Skamandera podczas szczytu, ale tak nie było. Zawsze inaczej patrzyli na pewne sprawy. Im obu przyświecał ten sam cel, lecz jak zwykle nie byli zgodni odnośnie doboru środków i ich adekwatności. Jego kolejną uwagę po prostu zignorował, darując sobie osobiste przytyki. Stonehenge stało się już symbolem, po który ich wrogowie będą sięgać już zawsze, aby zdyskredytować Longbottoma i jego ludzi w oczach opinii publicznej. Nie uciekną już od tego.
Gdy usłyszał komendę, że wraz z Anthonym ma podjąć się zorganizowania jednostki poza Biurem Aurorów, zmarszczył tylko brwi, ale nie rzekł ani jednego słowa sprzeciwu. Musieli ustalić szczegóły, najlepiej w najbliższych dniach. Kieran szybko zaczął sporządzać w głowie listę aurorów, którym mógł zaufać, choć nie chciał wszystkich działań opierać tylko na członkach Zakonu, którzy mieli i inne zadania. Mógł dać sobie uciąć rękę za Hopkirka, Attenberry’ego, Granta. Tak, porządnie nad tym pomyśli. I pewnie skontaktuje się ze Skamanderem listownie, aby wspólnie wyznaczyć dogodny termin rozmowy. To będzie cholernie trudne. Również sprawa Walczącego Maga spoczęła na jego barkach. Tylko jak uda mu się ją ogarnąć? Będzie musiał poprosić o pomoc kogoś, kto będzie lepiej zorientowany w temacie.
Nie miał dziś przy sobie ingrediencji, jednak doskonale pamiętał o przyniesieniu odpowiedniej ilości galeonów. Choć nie darzył zbyt wielkim zaufaniem Ingissona, to ufał jednak Gwardzistom, którzy zadecydowali o nawiązaniu z nim współpracy. Skoro działał w Zakonie, nie mógł być parszywą gnidą. Prawdopodobnie. Prowadził jednak badania na rzecz organizacji i potrzebował do tego środków. O ile Kieran nie miał możliwości zdobycia smoczej krwi, to mógł udzielić finansowego wsparcia. Wyjął więc sakiewkę z kieszeni płaszcza i pod koniec spotkania wręczył ją Asbjornowi, który siedział po tej samej stronie stołu. – To na badania – rzucił krótko w ramach wyjaśnienia. Potem zwrócił uwagę na leżące na stole eliksiry. Chwycił za jedną fiolkę opisaną jako wywar ze szczuroszczeta i skinął głową w stronę Susanne w ramach podzięki. Nikt nie skierował do niego żadnych słów, dlatego po chwili zdecydował się opuścić Starą Chatę bez odwracania się za siebie.

| przekazuję 275 PM Asbjornowi w ramach badań, zabieram wywar ze szczuroszczeta (1 porcja, stat. 5), z tematu


We can make it out alive under cover of the night; Trees are burning, ravens fly, smoke is filling up the sky,
WE ARE RUNNING OUT OF TIME
Kieran Rineheart
Kieran Rineheart
Zawód : Rebeliant, auror
Wiek : 54
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Wdowiec
I pochwalam tajń życia w pieśni
i w milczeniu,
Pogodny mądrym smutkiem
i wprawny w cierpieniu.
OPCM : 40 +5
UROKI : 30 +5
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 1
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 20 +3
Genetyka : Czarodziej
Salon - Page 34 AiMLPb8
Zakon Feniksa
Zakon Feniksa
https://www.morsmordre.net/t5879-kieran-rineheart https://www.morsmordre.net/t5890-aedus#139383 https://www.morsmordre.net/t12481-kieran-rineheart https://www.morsmordre.net/f205-opoka-przy-rzece-wye-walia https://www.morsmordre.net/t5895-skrytka-bankowa-nr-1467 https://www.morsmordre.net/t5907-k-rineheart#139780
Re: Salon [odnośnik]23.10.19 12:46
Milczenie przychodziło Ollivanderowi z łatwością, zdecydowanie wygodniej było zachowywać dla siebie wnioski i komentarze niż zmuszać się do wypowiedzi w tematach, jakich ciągnąć nie chciał - i, na szczęście, wcale nie musiał. Powściągnął emocje bez trudu, słuchając reszty. Miał wyraźnie zarysowane poglądy i opinie, lecz także wrażenie, że powiedział już wystarczająco; nie czuł w sobie obowiązku dzielenia się przemyśleniami, gdy nie on miał narażać swoje życie i, chociażby, używać znaku. Nie widział siebie w otwartej walce, nie szykował się do poświęceń ani wielkiego oddania, nawet mimo dołączenia do Zakonu Feniksa i jawnego określenia swojej strony w konflikcie wolał pozostać gdzieś obok walki, w cieniu. Miał inne postanowienia, inne cele, te zaś nie wymagały mieszania się w burzliwe decyzje, które w ostateczności i tak należały do Gwardii. Słuchał i obserwował, zapisując w pamięci postawy poszczególnych osób, ich argumenty, reakcje - im więcej wiedzy miało się o każdym z osobna, tym więcej światła padało na ogół. Różnice zdań zarysowywały się wyraźnie, a dyskusja, choć trwała jeszcze chwilę, musiała wreszcie dobiec końca - nareszcie padły konkretne decyzje i zadania. Zerknął nieprzekonany na Benjamina, gdy ten mówił o wpływach i polityce - Ollivanderowie stronili od niej, nic nie zmieniło się od wielu lat i na żadne zmiany się nie zanosiło. To nie była ich działka. Pozostawali ostrożni, sceptyczni i milczący, dbali o dobre stosunki z innymi rodami szlachetnymi, niezależnie od czasów, w jakich przyszło im żyć. Gdyby sytuacja pozwalała na wygodne trwanie w oficjalnej neutralności, zapewne wcale by z niej nie zrezygnowali, lecz wybrać musieli - i wybrali to, co było nieco bliższe sumieniu, zamiast narażać się na wrogość każdej ze stron. Ulysses także utkwił gdzieś w połowie kroku i, stety niestety, nie planował mieszać się w czysto polityczne zawirowania. Mógł pomóc w sprawach, które były bliskie rodowi - nadzorować jakość drewna, dbać o sprawdzonych dostawców rzadkich ingrediencji, wspomóc organizację finansowo - jednak Ministerstwo Magii i Wizengamot miał za sprawy poza swoim zasięgiem.
Skinął oszczędnie głową przy temacie znaku. Było mu wszystko jedno, w jakiej formie postanowią go opracować - skoro mógł pomóc, zamierzał to zrobić, ewentualne konsekwencje użycia pozostawiając w rękach bardziej zaangażowanych i doświadczonych. Krótkie spojrzenie posłał Alexandrowi, ostatecznie potwierdzając współpracę, zaś z chaty zniknął niepostrzeżenie, gdy inni zajęli się swoimi sprawami i oddali rozmowom w zawężonych gronach.

| zt


psithurism (n.)
the sound of rustling leaves or wind in the trees
Ulysses Ollivander
Ulysses Ollivander
Zawód : mistrz różdżkarstwa, numerolog, nestor
Wiek : 34
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty

and somehow
the solitude just found me there

OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Salon - Page 34 Ez2Nklo
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t4176-ulysses-francis-ollivander https://www.morsmordre.net/t4228-nebula#86429 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f240-lancashire-lancaster-castle https://www.morsmordre.net/t4227-skrytka-bankowa-nr-1059#86421 https://www.morsmordre.net/t4229-ulysses-francis-ollivander#86432
Re: Salon [odnośnik]26.10.19 22:25
Stało się to jeszcze raz - znowu Zakonnicy zamiast spędzić czas na wymianie pomysłów kłócili się, niwecząc słowa na docinki i przepychanie swoich racji. Alexander miał już tego dosyć. Mimo niesamowitej wręcz chęci rozpoczęcia swoich przemyśleń na ten temat skupił się, poświęcając uwagę słowom Benjamina i Justine. Zgadzał się z Wrightem, zgadzał się też z Justine, ale... właśnie, ale. Nie mógłby zgodzić się z nią, że znali się i że przepływ informacji nie powinien stanowić problemu. Bo to była esencja ich problemu. Znali się, jednak były to znajomości często powierzchowne. Bo jak wytłumaczyć fakt, że potrafił na spokojnie porozumieć się z Archibaldem, Lucindą czy Bertiem? Najłatwiej tym, że były to po prostu jedne z jego najbliższych osób, znające jego słabości i mocne strony lepiej niż większość z zasiadających przy stole. Ze zgrozą zauważył, że wiedzą oni więcej o nim samym niż Gwardziści, którzy teoretycznie mieli być mu najbliższymi towarzyszami. Jak do tego doszło? Nie wiedział. Wydawało mu się, że wszyscy razem musieli popracować nad pewnymi sprawami. Jego spojrzenie mimowolnie padło na oddalającą się z Anthonym Skamanderem Justine - miał ochotę z nią porozmawiać. Kiedy odwiedziła go po utracie nogi Farley był za bardzo zanurzony we własnym świecie cierpienia żeby być w stanie dyskutować o czymś więcej. I najprawdopodobniej był to duży błąd: teraz mieli do nadrobienia zdecydowanie więcej, ponieważ szkody tylko się namnożyły.
Alexander w końcu podniósł się z miejsca, kierując swoje kroki w stronę Charlene.
- Ostatnio wraz z Miriam zawędrowaliśmy do szklarni i trochę zdewastowaliśmy jedną paprotkę - przyznał się Archibaldowi, po czym wyciągnął z kieszeni płaszcza starannie owinięty w materiał kwiat paproci. Zatrzymał się z nim przed panną Leighton, składając delikatną ingrediencję na jej ręce. - Charlene, mam do ciebie prośbę. Byłbym bardzo, bardzo wdzięczny, gdybyś uwarzyła dla mnie Felix Felicis - powiedział, okraszając swoje słowa bardzo ciepłym uśmiechem. Resztę ingrediencji położył na stole, żeby alchemicy rozdzielili je pomiędzy siebie według woli.
Starą chatę opuścił w towarzystwie Bertiego, żegnając się uprzednio ze wszystkimi. Z Bottem i tak wracali do Doliny, a pewnie jeszcze w jakiś sposób spróbują się odmóżdżyć przed pójściem w swoje strony. Farley ostatnio zaczął doceniać sposoby przyjaciela na to, jak radzić sobie ze stresującymi sytuacjami: czasmi odłożenie myślenia na później było bardzo dobrą metodą na to, aby nie zaplątać się we własnych pochopnych i niewyklarowanych jeszcze emocjach.

|Przekazuję Charlene: kwiat paproci.
Oprócz tego przekazuję: róg dwurożca, kość człowieka x2, żądło mantykory, płatki ciemiernika.
| zt Alex i Bertie


Alexander Farley
Alexander Farley
Zawód : Uzdrowiciel
Wiek : 23
Czystość krwi : Zdrajca
Stan cywilny : Zaręczony

Alex, you gotta fend for yourself

OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Metamorfomag
Salon - Page 34 9545390201fd274c78230f47f1eea823
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t927-alexander-farley https://www.morsmordre.net/t999-fumea https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f223-dolina-godryka-kurnik https://www.morsmordre.net/t3768-skrytka-bankowa-nr-277 https://www.morsmordre.net/t979-a-selwyn#5392
Re: Salon [odnośnik]09.11.19 20:39
Pannie Lovegood odpowiedziała skinieniem głowy. Zdawała sobie sprawę z tego, że magia transmutacyjna nie wystarczy, by wznieść w Oazie bezpieczne i przytulne domostwa, w których znajdą schronienie wszyscy potrzebujący. Mówiła o ubraniach, kocach, pościelach, również niezbędnych do normalnego funkcjonowania.
Odpowiedzi na pytanie o rytuał nie otrzymała, Justine przyznała, że ich nie zna, ale może posiadać go Minister Magii. Poppy pokiwała głową, nie zadając o Kamień Wskrzeszenia już więcej pytań, choć na język cisnęło się ich wiele. Miała nadzieję, że niebawem nadarzy się okazja by je zadać, tym razem w obecności lorda Longbottoma, który będzie mógł rozjaśnić jej wątpliwości. Jak wiele przekazała mu profesor Bagshot? Oby wystarczająco.
Na polecenie przygotowania listy niezbędnych eliksirów, które uzdrowiciele w Oazie powinni byli zawsze mieć pod ręką, wydane przez Gwardzistkę, odpowiedziała skinieniem głowy; zajmie się tym, oczywiście, to nie potrwa aż tydzień, najpóźniej jej sowa odnajdzie pannę Leighton nazajutrz.
Do końca spotkania milczała. Nie chciała brać już udziału w sprzeczkach i kłótniach, które znów rozbrzmiały - jak podczas każdego spotkania zakonu feniksa w ostatnich miesiącach.
Gdy wszyscy zaczęli się rozchodzić Poppy przysiadła jeszcze z Charlene, która zapytała o podział składników pomiędzy zakonowych alchemików. Zastanowiła się nad tym chwilę. - Zatrzymaj je, Charlie, na razie. Prześlę ci listę eliksirów. Zajmiesz się trudniejszymi wywarami. Oczywiście - jeśli masz czas. Gdy ustalimy listę eliksirów do uwarzenia, wtedy podzielimy się pracą, dobrze? - zaproponowała Poppy; taki plan wydawał się jej rozsądny, dopóki nie mieli planu na wykorzystanie wszystkich tych cennych składników i nie podzielili pomiędzy siebie obowiązków, najlepiej, aby wzięła je najbardziej doświadczona i utalentowana alchemiczka - panna Leighton. Na rudowłosego mężczyznę Poppy patrzyła bardzo sceptycznie, gdy wyraźnie chciał zabrać kwiat paproci i powstrzymała go gestem dłoni. Wciąż mu nie ufała. Widywała go wyłącznie podczas zebrań Zakonu Feniksa, na które przynosił kilka fiolek - i nic ponad to. Kwiat paproci powinna zabrać Charlene i zamierzała to jasno zakomunikować. - Ty go weź, Charlene, udało ci się uwarzyć już Felix Felicis - powiedziała Poppy, a w jej głosie rozbrzmiała stanowczość. Jako jedyny członek jednostki badawczej powinna była sprawować pieczę nad działaniami innych alchemików i uzdrowicieli - i własnie wydawała im polecenie. Nie mogła pozwolić, aby tak rzadki składnik zaginął bez wieści przez kogoś, kto zajmował się warzeniem trucizn.
- Moja sowa odnajdzie cię najpóźniej jutro. Do zobaczenia - powiedziała, ubierając swój płaszcz i owijając twarz szalem.
Niedługo później i ona opuściła starą chatę z głową pełną wątpliwości.

| zt
Poppy Pomfrey
Poppy Pomfrey
Zawód : pielęgniarka w Hogwarcie
Wiek : 25 lat
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
nie prze­czu­łam w głę­bi snu,
że je­że­li gdzieś jest pie­kło,

to tu

OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
 Rozważna i romantyczna
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t4756-poppy-pomfrey#101735 https://www.morsmordre.net/t4768-listy-do-poppy#102037 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f322-woodbourne-avenue-13-7 https://www.morsmordre.net/t4787-skrytka-bankowa-nr-1224#102337 https://www.morsmordre.net/t4784-poppy-pomfrey#102285
Re: Salon [odnośnik]27.11.19 20:54
Ingisson wynotowywał sobie rzeczy, które miał później sprawdzić. I tak obok kamieni pojawiło się wspomnienie o tym, aby przygotować notatkę o inferiusach i spróbować znaleźć coś o śmierciotulach. Nie był może mistrzem w dziedzinie opieki nad magicznymi stworzeniami, jednak był pewien, że razem z Sue coś wymyśli. Odciął się za to całkowicie od dyskusji o tym, co ktoś zrobił a czego nie zrobił. Był tu w innym celu i nie zamierzał wciągać się w bezsensowne dyskusje, których jedynym efektem było to, ze wszyscy się na siebie po kolei obrażali.
Dlatego w milczeniu czekał na koniec spotkania, moment w którym mieli ustalić wraz z Charlene alchemiczny plan na najbliższe miesiące.
- Do mnie też możecie pisać jak czegoś potrzebujecie - powiedział, próbując uśmiechnąć się nieznacznie. Gest wyszedł jednak odrobinę nerwowy, bo Norweg nadal czuł się dziwnie w interakcjach z tak dużą liczbą osób. Spojrzał jeszcze niepewnie na Marcellę, starając się uśmiechnąć i do niej, chociaż krępowała go chyba najbardziej ze wszystkich obecnych. A nie, wróć, prawie zapomniał o Anthonym Skamanderze. Tak. Dzisiaj usiadł po prostu idealnie. Rudy alchemik podniósł się ostatecznie z krzesła i ruszył w stronę, gdzie panny Leighton i Pomfrey ustalały coś między sobą. Usłyszał, jak ta druga rozmawia z Charlene tak, jakby Ås w ogóle nie istniał. Dlatego powoli przysiadł się z drugiej strony Charlene, jednak na samo jego pojawienie się Poppy zareagowała z niezrozumiałą w oczach Norwega zaborczością. Zamrugał, całkowicie oniemiały. Nie osądzał jej o to, ale czarownica naprawdę miała tupet. Ignorować dobrego alchemika... dlaczego? Ingisson spojrzał na Pomfrey i zaraz zrozumiał. Widział już to spojrzenie i wyraz twarzy. Widział je zbyt wiele razy i zbyt wiele razy zachował się nie tak, jak powinien. Nie zamierzał jednak robić sceny przed innymi członkami Zakonu, miał więcej godności.
- Weź je, Charlene. Mam w domu swoje ingrediencje - powiedział tylko, po czym skinął alchemiczce głową i wstał, ruszając od razu do drzwi.
Jak inni nie zamierzali dać mu jakiegoś zajęcia to znajdzie je sobie sam.

| zt


Asbjorn Ingisson
Asbjorn Ingisson
Zawód : Alchemik na oddziale zatruć w św. Mungu, eks-truciciel
Wiek : 28
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler

Wiem dokładnie, Odynie
gdzieś ukrył swe oko

OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
https://www.morsmordre.net/t5694-asbjrn-thorvald-ingisson#133833 https://www.morsmordre.net/t5741-juhani#135532 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f138-little-kingshill-hare-lane-end https://www.morsmordre.net/t5742-skrytka-nr-1399#135537 https://www.morsmordre.net/t5743-a-t-ingisson#135543
Re: Salon [odnośnik]28.11.19 23:46
Spotkanie się kończyło. Kolejni Zakonnicy opuszczali pomieszczenie, a Charlie intensywnie rozmyślała, zastanawiając się nad swoją rolą w tym wszystkim. W Zakonie, w obecnej wojennej rzeczywistości. Choć pragnęła pomagać i tworzyć eliksiry dla Zakonników, a także zobowiązała się do odwiedzania Oazy, dołączając pod koniec kwietnia do Zakonu nie pisała się na narażanie życia i angażowanie się w walkę czy niebezpieczne eskapady. Z własnej woli na pewno się w takie sytuacje nie zaangażuje, nie rzuci swojego życia na szalę, nie wyceluje w nikogo różdżki pierwsza. Jednak wtedy, wiosną, to wszystko wyglądało inaczej, wojna nie była rzeczywistością (w każdym razie, nie jej rzeczywistością) a odległą mrzonką, czymś, co jedynie majaczyło na horyzoncie, ale nie było jeszcze tak realne i namacalne, jak teraz, zwłaszcza odkąd zaginęła Vera. Nie było dnia, żeby Charlie za nią nie tęskniła i nie zastanawiała się nad tym, czy jeszcze kiedyś ją zobaczy, czy może wojna lub anomalie odebrały ją jej na zawsze.
Bała się tego, co przyniesie przyszłość, co może spotkać ją, jej bliskich lub przyjaciół. Bała się także tego, kim staną się ci spośród nich, którzy przeżyją kolejne miesiące. Zmiana nastrojów w Zakonie w stosunku do tego, co pamiętała z początków, była wyraźnie zauważalna. Nie byli już grupą przyjaciół marzących o bezpiecznym i spokojnym świecie, wyraźnie wyodrębniały się między nimi różnice i podziały, wielu z nich zradykalizowało się. Charlie jako jedna z nielicznych nadal pozostawała tą samą łagodną i niewinną osobą co na początku, jeśli nie liczyć tego, że również została doświadczona przez wojnę i zaginęła jej siostra, co sprawiło, że podchodziła do rzeczywistości mniej naiwnie i z większym niż na początku lękiem i świadomością tego, że kolejnego spotkania może nie dożyć. Bo jeśli oni po nią przyjdą, z tak nędznymi umiejętnościami pojedynkowymi nie przetrwa nawet pięciu minut ewentualnego starcia z prawdziwym wrogiem, i jej jedynym ratunkiem będzie ucieczka, dlatego miała w głowie mocne postanowienie wzmocnienia swojej postaci animagicznej.
Spojrzała na Alexandra, który do niej podszedł, wręczając jej kwiat paproci.
- Dziękuję – powiedziała. – Postaram się przygotować ten eliksir – dodała, ale nie mogła dać gwarancji, że na pewno jej się uda, była to w końcu jedna z najtrudniejszych mikstur, jakie znała. Niemniej jednak nawet jeśli nie wyjdzie z tego kwiatu, miała zapas składników na kilka feliksów i odnotowała w pamięci, by jeśli kiedyś jakiś jej się uda, odłożyć jeden dla Alexandra.
Spojrzała też na Poppy, która kazała jej na razie zatrzymać składniki.
- Oczywiście, zajmę się nimi – zapewniła; mogła uwarzyć mikstury dla Zakonu w czasie wolnym od pracy dla Munga, nie było z tym problemu. – I możemy później się podzielić zadaniami. – W końcu mogły któregoś dnia się spotkać i razem usiąść do warzenia mikstur, tak, jak wczoraj spotkała się z Asbjornem, odkrywając że całkiem dobrze jej się z nim pracowało i cichy, milczący Norweg był naprawdę zdolnym alchemikiem oddanym swojej pasji. Potrafiła to zauważyć i docenić, więc trudno jej było zrozumieć reakcję Poppy. Uzdrowicielka najwyraźniej nie ufała Ingissonowi, była wobec niego wyraźnie zdystansowana. Choć to nie ona za tym stała, Charlie zrobiło się głupio, kiedy Asbjorn wstał i wyszedł, nie biorąc żadnych składników. Chciała za nim zawołać i wcisnąć mu ten kwiat, skoro sama miała kilka i mogła się podzielić, ale uświadomiła sobie, że może nie chciał go brać przy Poppy, że może miał dość ludzi traktujących go przez pryzmat przeszłości. Zawsze mogła też przekazać mu jakieś ingrediencje później, przy kolejnym spotkaniu, do którego niewątpliwie miało dojść. W końcu składniki od Zakonników były do dyspozycji ogółu zakonowych alchemików, a jednak ani Poppy, ani Asbjorn nie zgarnęli nic ze stołu. Charlie nie pozostało więc nic innego, jak wziąć do swojej zaczarowanej torby wszystko, co tam leżało, by składniki nie przepadły. Zarówno Asbjorn, jak i Poppy zawsze mogli napisać do niej list i poprosić, żeby im coś przyniosła.

| biorę składniki ze stołu i zt.




Best not to look back. Best to believe there will be happily ever afters all the way around - and so there may be; who is to say there
will not be such endings?
Charlene Leighton
Charlene Leighton
Zawód : Alchemiczka
Wiek : 25
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
Chciałoby się uciec,
ale nie przed wszystkim się da.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t5367-charlene-leighton https://www.morsmordre.net/t5375-listy-do-charlie https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f376-irlandia-gory-derryveagh https://www.morsmordre.net/t5388-skrytka-bankowa-nr-1338 https://www.morsmordre.net/t5387-charlene-leighton
Re: Salon [odnośnik]29.11.19 0:33
Spotkanie zostało zakończone.

Zostały przekazane następujące ingrediencje:

Lucinda (dla Susanne): mandragora x2
Lucinda (dla Charlene): jad akromantuli, krew smoka, róg buchorożca, bezoar, pędy wnykopieńki, krew reema, łodyga ciemiernika, piołun, figa abisyńska, korzeń diabelskiego sidła
Archibald (dla Charlene): korzeń ciemiernika, czułki szczuroszczeta, róg garboroga, mandragora x2, skórka boomslanga, włosie buchorożca, pnącze diabelskiego sidła, ogniste nasiona, kwiat paproci
Anthony S. (dla Charlene): żądło mantykory, jagody jemioły
Alexander (dla Charlene): kwiat paproci, róg dwurożca, kość człowieka x2, żądło mantykory, płatki ciemiernika

Wszelkie nieuwzględnione w tym poście przekazania powinny zostać zgłoszone w temacie z aktualizacjami. Na przyszłość prosimy również o zgłaszanie się w aktualizacjach jeżeli ktoś zabiera ingrediencje z tych oddanych dla ogółu lub powierza ingrediencje w konkretne ręce.
Mistrz gry
Mistrz gry
Zawód : -
Wiek : -
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
Do you wanna live forever?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Salon - Page 34 Tumblr_mduhgdOokb1r1qjlao4_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/t475-sowa-mistrza-gry#1224 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t2762-skrytki-bankowe-czym-sa#44729 http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Salon [odnośnik]21.02.20 14:03
Wsłuchiwał się w dalej w kwestie, które poruszały kolejne osoby. Nie chciał wyjść w każdym razie na szaleńca, na którego zapewne trochę wychodził. Uderzenie w Walczącego Maga brzmiało także sensownie, ale miał wrażenie, że nie byłoby to uderzenie wystarczająco silne, żeby choć na chwilę zatrzymać tych przeklętych rycerzy. Zastraszanie z kolei na pewno nie było metodą, którą Zakon stosował, a najlepiej by było, gdyby jakiekolwiek działania odbyły się bez ofiar. Nie miał jednak pomysłu na jej zablokowanie. Najpierw pomyślał o wprowadzeniu kogoś, kogo nikt stamtąd nie mógłby zidentyfikować jako Zakonnika, zaraz jednak zrozumiał, że takich osób było zapewne niewielu, więc przerwał swoje rozmyślania.
Z zamyślenia i szukania odpowiedzi na niektóre pytania wyrwał się sam, reagując na kwestię Alexandra, ale też następnie reagując na odpowiedź pana Rinehearta oraz lorda Ollivandera. Co mogli zyskać? Przynajmniej odrobinę czasu i chaosu w szeregach Rycerzy (być może tu pomysł z Walczącym Magiem okazał się dla niego jednak całkiem sensowny). Na pewno rycerze znaleźliby jakieś zastępstwo, ale najpierw musieliby w ogóle przemyśleć swój wybór. W tym czasie Zakon mógłby zareagować. Pan Rineheart zwrócił jednak uwagę na ważną kwestię, którą Macmillan pominął. Rzeczywiście, fałszywy Minister mógł stać się czymś w rodzaju męczennika. Myślał jednak, że lepiej pozbyć się go wcześniej.
Możemy zaczekać i zobaczyć, co wymyśli fałszywy Minister lub zadziałać i uprzedzić coś, co wymyślą ludzie, którzy go kontrolują. Wprowadzić u nich drobny chaos. I jedno, i drugie mogą być dobrą opcją na tę chwilę, pytanie co będzie później… – wyjaśnił krótko swoją myśl. Nie zamierzał jak szalony dążyć do ścięcia głowi Malfoyowi. W każdym razie, rozumiał czym jest cierpliwość. Nie chciał jedynie, żeby doszło do momentu, w którym jakiekolwiek ich działanie nie miałoby sensu.
Dopiero wtedy spojrzał na lorda Ollivandera, który wcześniej zabrał głos. Anthony wciąż był przekonany, że podczas Stonehenge mogło dojść do czegoś gorszego. Wciąż myślał też, że jeżeli Ulysses wierzył w łaskę tych, którzy najwyraźniej nie mieli problemów z okazywaniem siły na każdym kroku… cóż, Macmillan mógł jedynie czuć podziw względem jego dobroduszności i wiary w ludzkie zachowania. Anthony wierzył w siłę akcji, a nie w słodkie słowa kłamców, które łatwo mogły kogoś omamić.
Kiedy jednak Rineheart zaczął zarzucać Skamanderowi użycie Terremotio, Anthony wyraźnie się wyprostował i niemalże czekał na odpowiedni moment, żeby wskoczyć w rozmowę. Nie zabrał jednak ponownie głosu. Mimo wszystko, nawet jeżeli sam wtedy wspomógł Skamandera, ojciec Vincenta miał trochę racji. Trochę. Macmillan jednak wciąż uważał, że może niewiele brakowało, a by się udało, może gdyby się udało wszyscy byliby w lepszej sytuacji. Nie było to jednak miejsce i czas na gdybanie. Potem dołączył Alexander, którego uważnie wysłuchał. Nie zamierzał jednak niczego komentować z poruszonych przez niego kwestii.
W każdym razie nie miał nikomu nic za złe, nawet jeżeli inni mogli mieć coś jemu za złe. Kiedy z kolei spotkanie zostało zakończone, a wszyscy zaczęli się rozchodzić, on jedynie podszedł na krótko do Archibalda i jedynie szepnął:
Jeżeli znajdziesz w przyszłości chwilę czasu, proszę cię wpadnij do rezydencji, chciałbym cię o coś poprosić. Albo daj mi znać kiedy ja mógłbym wpaść. To coś bardzo osobistego – poklepał go po ramieniu, zaczekał na Rię, a następnie wyszedł.

|zt


Каранфиле, цвијеће моје
да сам Богд'о сјеме твоје.
Ја бих знао гдје бих цвао,
мојој драгој под пенџере.
Кад ми драга иде спати,
каранфил ће мирисати,
моја драга уздисати
Anthony Macmillan
Anthony Macmillan
Zawód : Podróżnik i wynalazca nowych magicznych alkoholi dla Macmillan's Firewhisky
Wiek : 32
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
Na zdrowie i do grobu
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Salon - Page 34 4d6424bb796c4f2e713915b83cd7690217932357
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t5779-anthony-macmillan https://www.morsmordre.net/t5786-bato https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f143-kornwalia-puddlemere-dwor-macmillanow https://www.morsmordre.net/t5790-skrytka-bankowa-nr-1421 https://www.morsmordre.net/t5806-anthony-macmillan
Re: Salon [odnośnik]23.03.20 13:30
5 kwietnia

Justine wiedziała, że wraz z mijającym czasem wcale nie było lepiej, czy łatwiej. W tej konkretnej chwili było bardzo trudno i nie dało się tego nazwać inaczej. Londyn spłynął krwią niewinnych ludzi, ledwie kilka dni temu i choć tej części Departamentu która sprzeciwiła się rozkazom Malfoya zdołała uratować ludzi, to równie wielu zginęło. Czas nie zwalniał i ona też nie. Dzięki szybkiej reakcji Kieran załatwił jej dokumenty Daisy, a ona sama pogłębiała wiedzę z oklumencji ostatnimi miesiącami oduczając się nawyków i ucząc nowych.
Teraz jednak skupiała się już tylko całkowicie na spotkaniu, które znajdowało się zaraz przed nimi. Tym razem postanowili zrobić to inaczej. Musieli porozmawiać poważnie i znaleźć sposób i metody, które rzeczywiście będą w stanie cokolwiek zdziałać. Spotkali się wcześniej, przemknęła przez podtrzymywane drzwi przez Alexa zamykając drzwi do Sali Obrad, do której wejść mógł tylko jeden z nich i tam, pergamin po pergaminie, słowo po słowie. Na kolejnych i oddzielnych zapisując wnioski i przyczyny. Kolejne spostrzeżenia czy myśli. Spłynęły na tym godziny i cieszyła się, że zjawili się tutaj dostatecznie wcześnie, żeby zdążyć zanim wybije godzina przewidziana na rozpoczęcie spotkania.
Obawiała się tego spotkania. Ale nie zamierzała wstrzymywać słów. Już nie. Musieli porozmawiać, a ona miała nadzieję, że w końcu wszyscy zrozumieją, że nie są przeciwko nim, ale niektóre zachowania nie przejdą. Już nie. Minę miała nieprzeniknioną. Na tyle by nie dało się przez nią przejrzeć. Mieli dzisiaj do powiedzenia kilka rzeczy, ale też i ustalenia kilka kolejnych. To miało być wymagające spotkanie. Byli tego świadomi, ale nie pozwalała by zmęczenie weszło na jej ramiona. Jeszcze nie teraz, nie w tym momencie. Zwłaszcza, że poza spotkaniem miała w planach coś jeszcze. Nie podnosiła wzroku, przesuwając go nadal po pergaminach, które mieli dziś ze sobą. Na razie siedziała marszcząc lekko brwi, czytając kolejne słowa, zmieniając arkusze. Co jakiś czas podnosiła wzrok patrząc na to, kto wchodził do pomieszczenia. Ale poza tym milczała, nie odzywając się na razie. Nie rozmawiając już z Alexem - oboje doskonale wiedzieli co konkretnie poruszyć na spotkaniu. Zerknęła na zegar, wskazówki niezmiennie zmierzały w stronę odpowiedniej godziny.
Zbliżał się początek spotkania.



| Stół
Salon - Page 34 Stol2



The Devil whispered in my ear, you are not strong enough to withstand the Storm. Today I whispered in the Devil's ear,
I am the Storm.
Justine Tonks
Justine Tonks
Zawód : auror, rebeliant
Wiek : 29
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Panna
The gods will always smile on brave women.
Like the valkyries, those furies who men fear and desire.
OPCM : 58 +2
UROKI : 36 +6
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 7 +3
TRANSMUTACJA : 6
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 15
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Metamorfomag
Salon - Page 34 1
Zakon Feniksa
Zakon Feniksa
https://www.morsmordre.net/t3583-justine-just-tonks https://www.morsmordre.net/t3653-baron#66389 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f437-lancashire-forest-of-bowland-stocks-reservoir-gajowka https://www.morsmordre.net/t4284-skrytka-bankowa-nr-914#89080 https://www.morsmordre.net/t3701p15-just-tonks
Re: Salon [odnośnik]23.03.20 14:07
Z jakiegoś powodu nie mogła się doczekać tego spotkania. A może nie był jakiś, a zwykły, konkretny, ludzki. Musiała wiedzieć, co się wydarzyło dokładnie, czy wszyscy byli cali i przed czym właściwie dziś stali. Ministerstwo Magii sprowadziło na ulice Londynu rzeź, której wciąż nie mogła wyplewić ze wspomnień. Strach przesiąkł przez ściany, chaos objął ulice i wszystkie zakamarki. Zaklęcia leciały bez opamiętania, jakby czarodzieje wpadli w morderczy szał i nie obowiązywały już żadne zakazy i ograniczenia. Kto ktokolwiek miał jakieś opory? To tak miała wyglądać rzeczywistość od dziś? Mogła zrobić więcej, wiedziała. Opuszczając sklep znalazła się w samym centrum horroru, z którego udało jej się wyciągnąć kilka osób, które znalazły swoje miejsce w bezpiecznej Oazie — ale wciąż, nie spokój. Wielu nie udało się uratować. Wielu nie udało się powstrzymać. Zginęli też ci, którzy stanęli w obronie potrzebujących. O śmierci Sophii dowiedziała się z Proroka. Wciąż nie mogła otrząsnąć się z przykrych wieści. Była znakomitą aurorką, dzielną i zaradną kobietą, a do tego dobrą koleżanką. Jej nazwisko dołączyło do tych, o których mieli pamiętać, których będą wspominać myśląc o walce o lepsze jutro. Musieli podjąć zdecydowane działania, nie było już czasu na budowanie fortyfikacji, ochronę i bierność. Musieli działać.
Na miejscu zjawiła się wcześnie, w starej chacie nie było prawie nikogo. Zostawiwszy miotłę przed drzwiami, rozpięła płaszcz, który odnalazła w oazie, pomiędzy zgromadzonymi dla potrzebujących rzeczami i ruszyła w stronę szczytu stołu.
— Just. Alex — powitała ich cicho, spoglądając na tę dwójkę niepewnie. — W porządku?— z nimi; ogólnie, trudno było mówić o jakimkolwiek porządku, wszystko było nie tak. Dłużej zawiesiła wzrok na przyjaciółce, ale nie powiedziała nic więcej. Widziała, że przegląda jakieś dokumenty, przemykała wzrokiem po pergaminach przed sobą. Zdjęła płaszcz i przewiesiła go przez oparcie krzesła, zajmując to najbliżej niej. Nie spoglądała na treść zapisków. Spojrzała na krzesła — wciąż puste, które z każdą mijająca minutą będą odsuwane od stołu. Miała nadzieję, że zapełnią ich jak najwięcej. Przybędą dziś licznie, gotowi na wszystko.
Denerwowała się. Bawiła się dłońmi na udach, gnąc palce.

| zajmuję 25


Here stands a man

With a bullet in his clenched right hand
Don't push him, son
For he's got the power to crush this land
Oh hear, hear him cry, boy
Hannah Moore
Hannah Moore
Zawód : Wiązacz mioteł
Wiek : 28
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Zamężna


take me back to the night we met


OPCM : 25 +8
UROKI : 15
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 10 +3
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 15
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Czarownica
Salon - Page 34 0a431e1c236e666d7f7630227cddec45ce81c082
Sojusznik Zakonu Feniksa
Sojusznik Zakonu Feniksa
https://www.morsmordre.net/t5207-hannah-wright https://www.morsmordre.net/t5219-poczta-hani https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f376-irlandia-gory-derryveagh https://www.morsmordre.net/t6218-skrytka-bankowa-nr-1286 https://www.morsmordre.net/t6213-h-wright

Strona 34 z 47 Previous  1 ... 18 ... 33, 34, 35 ... 40 ... 47  Next

Salon
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach