Wydarzenia


Ekipa forum
Salon
AutorWiadomość
Salon [odnośnik]12.06.16 19:02
First topic message reminder :

Salon

Pomimo odbudowy starej chaty niektóre rzeczy się nie zmieniły: znajdujący się w kwaterze salon nie należy do największych, nie odznacza się też przepychem. Jego wystrój jest skromny, choć przytulny; przywodzi na myśl coś związanego z domem, daje poczucie bezpieczeństwa. Jedną z pokrytych kremową tapetą ścian zajmuje stary zegar, a dookoła niego i na pozostałych ścianach wiszą kolorowe puste ramki, przygotowane do tego, aby zakonnicy włożyli do nich swoje zdjęcia.
W salonie znajdują się dwie sporych rozmiarów brązowe kanapy, do których przystawiony jest niewysoki stolik wykonany z ciemnego dębowego drewna, na którym spoczywa błękitna serweta. Na nim, a także na wszystkich innych powierzchniach w pomieszczeniu, pełno jest przeróżnych drobiazgów, które nie wiadomo kto tu zostawił i które nie wiadomo do czego służą. Koloru pomieszczeniu nadają różnobarwne poduszki i duża, pomarańczowa szafa oraz firany w oknach, których barwa co jakiś czas ulega zmianie. Również tutaj, jak w prawie że całej chacie, można spotkać małe, świetliste leśne stworzonka przypominające patronusy - niewątpliwie ktoś zakupił je na Festiwalu Lata i postanowił wypuścić w kwaterze Zakonu.
Mistrz gry
Mistrz gry
Zawód : -
Wiek : -
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
Do you wanna live forever?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Salon - Page 35 Tumblr_mduhgdOokb1r1qjlao4_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/t475-sowa-mistrza-gry#1224 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t2762-skrytki-bankowe-czym-sa#44729 http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki

Re: Salon [odnośnik]23.03.20 14:35
Nie wiedział, czego się spodziewać po spotkaniu; Longbottom uznał, iż to już odpowiedni moment, żeby wraz z Jamie się tam pojawili - wtedy, w nocy podczas której zostali świadkami zdarzenia niemożliwego do zrozumienia; nie próbował nawet pojąć, co się stało w trakcie rytuału śpiewu samego Feniksa, ale wciąż jeszcze czuł na skórze języki ognistych dreszczy, wspinających się po przedramionach, gdy pomyślał o tym powidokach uczuć obezwładniających go w tamtej chwili, na wskroś przejmujących, porażających swą intensywnością.
Krzyk, który wydarł się z ust Tonks, żarliwy, przepełniony strachem o najukochańszą jej osobę, jej krew, był drogowskazem do życia. Gabriel ożył; a oni mieli o tym milczeć, dźwigając tę tajemnicę, gdy znajdą się pośród innych Zakonników - jak wiele tego typu sekretów nosili w swoich samotnych głowach gwardziści?
- Cześć - skinął pierwszym przybyłym, wzrok jego błąkał się jeszcze przez chwilę po ich twarzach, począwszy od Wright, z którą - musiał w końcu do tego przywyknąć - znowu przyszło im się spotkać; tym razem nie unikał jej wcale, ba, powitanie było poniekąd skierowane głównie do niej, bo to na nią patrzył, gdy wypowiedział to jedno słowo; w nieco ostentacyjnej formie chciał podkreślić, że wcale się jej nie wstydzi (kontrując jej irracjonalny zarzut). Zerknął też na Tonks, milczącą, choć miał wrażenie, iż prowadzi ze sobą jakiś wewnętrzny dialog - posłał jej mglisty uśmiech, surowy, mający pełnić funkcję prostego komunikatu, powitania; nie miał siły na to, by starać się wyglądać przekonująco i wkładać w niego resztki wysiłku, wykrzesując coś na kształt zalążku optymizmu. Trudno było dzisiaj patrzeć na świat w optymistycznych barwach.
Wiedział, że spotkanie miał poprowadzić też Alex, który napisał do niego w sprawie misji - z wyglądu już go kojarzył, lecz nie miał pojęcia, że to właśnie on jest gwardzistą. Na jego miejscu spodziewał się chyba zastać kogoś innego, może trzydziestolatka, a przynajmniej kogoś starszego od niego samego, tymczasem Farley okazał się jego rówieśnikiem, o ile nawet nie był młodszy.
Jak widać, wiek chyba nie miał zbyt wielkiego znaczenia, jeśli chodzi o strukturę zakonnej hierarchii, musiało się liczyć coś innego - nie podejrzewał, by istotna była jedynie długość stażu, Alex musiał odznaczać się już teraz umiejętnościami przewyższającymi najpewniej te, którymi Keat kiedykolwiek będzie dysponował.
Wyciągnął z plecaka zebrane dokumenty, opadając na krzesło obok Farleya; chciał skorzystać z okazji, że do rozpoczęcia spotkania pozostała jeszcze chwila. - Keaton, pisałeś do mnie w sprawie, hm, odwiedzin w jednym mieszkaniu - rzucił na wstępie; enigmatycznie, bo nie wiedział, na ile może sobie pozwolić przy Hannah, Just pewnie była wtajemniczona. - Nie chciałem przesyłać raportu sową, ale wziąłem go dzisiaj, razem ze wszystkimi dokumentami, które udało nam się z Lucindą zdobyć, mam nadzieję, że to wystarczy - doprecyzował, podsuwając Farleyowi plik kartek, po czym rozejrzał się po pustym jeszcze stole, zastanawiając się, czy tak właściwie może w ogóle zostać w tym miejscu; nie powinien siedzieć gdzieś z tyłu? Ostatecznie doszedł do wniosku, że jeśli ktoś będzie miał coś przeciwko temu, że usiadł akurat tutaj, to pewnie po prostu mu to powie. Bezrefleksyjnie wyciągnął papierosa, w ostatniej chwili reflektując się; niepodpalonym zaczął bawić się, z pozoru tylko nonszalancko, dla odmiany zamiast własnych płuc zabijając czas.

3, jeśli można



from underneath the rubble,
sing the rebel song
Keat Burroughs
Keat Burroughs
Zawód : rebeliant
Wiek : 24
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
some days, I feel everything at once, other - nothing at all. I don't know what's worse: drowning beneath the waves or dying from the thirst.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
I will survive, somehow I always do
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t7770-keaton-burroughs https://www.morsmordre.net/t7784-sterta-nieprzeczytanych-listow#217101 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f128-oaza-chata-nr-69 https://www.morsmordre.net/t7785-skrytka-bankowa-nr-1866#217105 https://www.morsmordre.net/t7787-keaton-burroughs#217189
Re: Salon [odnośnik]23.03.20 15:43
Czas uciekał tak szybko, że Lucinda miała wrażenie, że jeszcze całkiem niedawno widzieli się w tym właśnie miejscu. Od ich ostatniego spotkania minęło jednak kilka miesięcy. Długich miesięcy pełnych decyzji, wyciągania wniosków i pracy włożonej w to by mogli lepiej funkcjonować. Szaloną rzeczą jest to jak inni ludzie mogą motywować do pracy. Każde spotkanie dawało jej jakąś nieopisaną nadzieje na to, że jeszcze nie wszystko jest stracone. Rozmawiają, analizują, kłócą się i dochodzą do różnych wniosków. Wychodząc ze spotkania zawsze nabiera pewności siebie, której nie ma ni grama na samym początku. To wszystko przez to, że nawet kiedy wydaje jej się, że wszystko może być już lepiej to dzieje się coś takiego jak teraz. Oaza pękała w szwach, brakowało rąk do pracy, Rycerze przejmowali kolejne lokacje, a nazwa ich organizacji padła wprost z ust Ministra Magii, który niczym laleczka dawał się kierować Lordowi Voldemortowi. Zamknięcie Londynu dla mugoli przelało jedynie czarę goryczy i rozpoczęło to czego jako członkini organizacji bała się najbardziej. Bała się, że nie będą w stanie pomóc wszystkim, którzy tej pomocy potrzebują. Byli to jednocześnie ci, którzy wspierali ich w walce, ale też ci, którzy jedynie czego chcieli to żyć w spokoju we własnym domu. Wojna jednak nie pozwalała im zdecydować. Każdy cierpiał.
Lucinda nawet nie myślała o tym by zarejestrować swoją różdżkę. Nigdy nie była najlepsza w kłamstwie, a dodatkowo jej szlacheckie pochodzenie wszystko utrudniało. To był czas,  w którym Londyn przestał być domem dla wielu Zakonników. Dla wielu czarodziejów. Przychodząc na spotkanie miała nadzieje zobaczyć wszystkie znajome jej twarze. Nie da się utrzymywać kontaktu ze wszystkimi. To było też bardzo niebezpieczne. Sowa mogła wpaść w niepowołane ręce, a razem z nią listy, w których padają różne informacje. Czasami całkowicie przypadkowo. Te spotkania pozwalały jej upewnić się, że reszta Zakonników ma się dobrze. Oczywiście na tyle dobrze na ile można w takiej sytuacji.
Blondynka uchyliła drzwi do salonu Starej Chaty i rozejrzała się po pomieszczeniu rejestrując znajome twarze. Od razu uśmiechnęła się delikatnie i skierowała się w stronę stołu. Zdziwił ją fakt, że pomimo zbliżającej się pory spotkania to jest ich tak niewiele. Miała nadzieje, że ten fakt zaraz się zmieni. – Cześć. Dobrze was w końcu widzieć. – zaczęła i zostawiając na oparciu krzesła płaszcz usiadła.
Na słowa Keata przytaknęła. Choć trochę musieli namęczyć się z zaklęciami ochronnymi to jednak finalnie udało im się zdobyć potrzebne informacje.

Krzesło nr. 4


Ignis non exstinguitur igneThat is our great glory, and our great tragedy
Lucinda Hensley
Lucinda Hensley
Zawód : łamacz klątw i uroków & poszukiwacz artefaktów
Wiek : 28
Czystość krwi : Zdrajca
Stan cywilny : Zaręczona
hope for the best, but prepare for the worst
OPCM : 44 +1
UROKI : 30 +7
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 1
ZWINNOŚĆ : 8
SPRAWNOŚĆ : 2
Genetyka : Czarodziej
Salon - Page 35 Tumblr_on19yxR5PA1tj4hhyo2_500
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t3072-lucinda-lynn-selwyn https://www.morsmordre.net/t3145-sennett#51834 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f104-szkocja-kres-w-john-o-groats https://www.morsmordre.net/t4137-skrytka-bankowa-nr-806#82308 https://www.morsmordre.net/t3214-lucinda-selwyn#55539
Re: Salon [odnośnik]23.03.20 22:26
Jego pierwsze spotkanie Zakonu Feniksa ! ! !
Steffen wpadł do Starej Chaty sporo wcześniej, przestudiował dokładnie wszystkie ogłoszenia na tablicach, poprawił fryzurę, rozejrzał się za jakimiś szczurami, ale niestety nie było tu żadnych nowych przyjaciół, znowu poprawił fryzurę, poczekał na nowych przyjaciół, odczekał aż parę osób wejdzie do sali aby nie być tam pierwszym i voila, wszedł do środka za Keatem i jakąś blondynką!
Uśmiechnął się, skinął wszystkim głową (co wyglądało bardziej jak ukłon) i podreptał za Burroughsem - znał tutaj tylko jego i Gwardzistów, ale oni byli pewnie skupieni i w ogóle. Chciał usiąść obok przyjaciela, ale miejsce obok zajęła już ta blondynka, w sumie całkiem podobna do Isabelli, ale nie będzie myślał teraz o swoim typie, bo nie wypada mu podrywać Zakonniczek. Nie miał w końcu pojęcia, że podobieństwo nie jest przypadkowe i siedzi obok lady Selwyn.
-Dzień dobry, jestem Steffen! - przedstawił się z uśmiechem blond pani oraz brunetce siedzącej naprzeciwko. Jak dobrze, że przyszedł tu wcześniej, niezręcznie byłoby przedstawiać się przy sali pełnej ludzi! -Zawodowo łamię klątwy i to moje pierwsze spotkanie i... to ja już siądę. - dodał, potem zrozumiał, że papla za dużo i klapnął wreszcie na krzesło.
Keat wpatrywał się nie w swoją ładną towarzyszkę, a w brunetkę, równie ładną, więc Steffen posłał mu (nie)dyskretne podejrzliwe spojrzenie, potem przeniósł wzrok na Hannah, a potem wbił wzrok w kręgi na drewna na stole.
Keat, tu się nie pali, niektórzy mogą mieć klątwę Ondyny! - chciał ofuknąć kumpla, świadom, że wśród nich może się znajdować promugolska szlachta, ale w końcu się powstrzymał. Nie będzie mu robił siary na ich pierwszym spotkaniu. Poza rozmyślaniem o nowych znajomościach, był zresztą smutny i przejęty czystką w Londynie - na tyle przejęty, że prawie zapomniał o tym, że niedawno był świadkiem zmartwychwstania. Kac po piciu u pana Macmillana zresztą w pełni mu nie przeszedł, albo może po prostu miał migrenę od tygodnia.
Nie przyniósł żadnego notatnika, ani nic, a tu Keat z gąszczem dokumentów. Nie miał nawet się czym bawić, więc zaczął nerwowo stukać palcami w blat stołu.

miejsce nr 5!


intellectual, journalist
little spy

Steffen Cattermole
Steffen Cattermole
Zawód : młodszy specjalista od klątw i zabezpieczeń w Gringottcie, po godzinach reporter dla "Czarownicy"
Wiek : 23
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Żonaty
I like to go to places uninvited
OPCM : 30 +7
UROKI : 5
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 35 +4
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 16
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t7358-steffen-cattermole https://www.morsmordre.net/t7438-szczury-nie-potrzebuja-sow#203253 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f127-dolina-godryka-szczurza-jama https://www.morsmordre.net/t7471-skrytka-bankowa-nr-1777#204954 https://www.morsmordre.net/t7439-steffen-cattermole?highlight=steffen
Re: Salon [odnośnik]23.03.20 23:59
Policzki miała zarumienione solidnie od podróży na miotle. Teleportacja w Londynie możliwa nie była, więc część drogi postanowiła przebyć bardziej konwencjonalnymi metodami. Zapewne wyglądała również dosyć zabawnie w pierwszym wrażeniu, bo wokół oczu miała odcisk od swoich niemagicznych gogli do latania, bo wiatr w oczach i muchy oczach to jednak nadal jej największe nemezis. Zdjęła je ledwie wchodząc do przedpokoju, gdzie zostawiła swój szary płaszcz i miotłę, bo wbijanie do salonu z miotłą było jakieś takie niezręczne i nieporęczne. Sprawy w Londynie stały się na tyle delikatne, że nie miała zamiaru pozwolić sobie dzisiaj na jakieś spotkanie z herbatką i ciasteczkami czy cokolwiek podobnego. Po prostu weszła do środka zupełnie surowo. Z niezbyt pozytywnym nastawieniem schowanym pod maską powagi.
Nowe twarze były dla niej starymi twarzami. Znała już Keata i Steffena pomimo że było to ich pierwsze spotkanie w tym miejscu, ale większość sojuszników poznała już na uroczystym pożegnaniu tych wszystkich, których dzisiaj z nimi być nie mogło. Na pewno sprawiała wrażenie lekko roztrzepanej - grzywka była zupełnie roztrzepana przez latanie na miotle, w dodatku dopiero co rozpuściła kucyk, by włosy nie przeszkadzały jej w podróży. Wiedziała, że będzie poważnie. Wydarzyło się dużo, zdecydowanie zbyt dużo. W głowie nadal miała widoki z pierwszego kwietnia - powoli brutalnie pustoszejącej stolicy. I dzisiaj chciała dowiedzieć się co powinni z tym zrobić. Tym razem przecież muszą podjąć jakieś działania. Atmosferę zagęszczało też wydarzenie w Oazie. Cud, którego nigdy się nie spodziewali, coś, co ich wszystkich zmieniło, patrzenie na całą sprawę. Ciekawiło ją czy w ogóle poruszą ten temat. Czy powinni? Czy to nie będzie ruch w stronę zrobienia z nich grupy kamikaze? Może ten fakt lepiej przemilczeć przy wszystkich? Czy nie uznają ich za kompletnie szalonych?
W salonie zebrało się już kilka osób. Skinęła w stronę Just, a ponieważ widziały się ledwie wczoraj, uznała, że wylewne przywitanie nie będzie potrzebne. - Witajcie. Mam nadzieję, że jesteście zdrowi. - powiedziała tylko. Bo to jest teraz najważniejsze... Wszystko inne można naprawić. Tylko Londyn nie był zdrowy. Właściwie to stolica krwawiła obficie, a w Oazie pojawiało się coraz więcej ludzi. I coraz więcej chatek było w budowie. Jednak nie będą w stanie zamknąć tam całej populacji. Muszą w końcu się spiąć... Zwalczać ogień. Ale czy ogniem? Usiadła na razie daleko, wiedząc, że niedługo miejsca wypełnią się ludźmi. Chciała móc dokładnie obserwować reakcje wszystkich innych Zakonników.

| miejsce 15 poproszę


nim w popiół się zmienię, będę wielkim
płomieniem
Marcella Figg
Marcella Figg
Zawód : Rebeliantka
Wiek : 26
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
porysował czas ramiona
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t6925-marcella-figg#181615 https://www.morsmordre.net/t6971-arkady#183169 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f104-szkocja-kres-w-john-o-groats https://www.morsmordre.net/t6991-skrytka-nr-1723#183527 https://www.morsmordre.net/t6972-marcella-figg#183216
Re: Salon [odnośnik]24.03.20 1:10
Nie było w tym nic łatwego – w przyjściu tutaj, w przekroczeniu progu do niedawna ukrytego przed nim budynku, w uniesieniu spojrzenia w drzwiach salonu i zatrzymaniu go na twarzach zgromadzonych tam ludzi. Wciąż niewielu, na szczęście; zjawili się z Benem na miejscu stosunkowo wcześnie, prawie nie rozmawiając – wszystkie poprzedzające dzisiejszy wieczór słowa zdążyły już paść, ścierając na proch targające nim wątpliwości, choć bynajmniej nie pozwalając mu o nich zapomnieć. Gdyby kierował się wyłącznie własnym komfortem psychicznym, z pewnością zostałby w Sennen – ale tego zrobić nie mógł; to, jak sam się czuł, nie było istotne – nie, gdy nie minął jeszcze nawet tydzień, odkąd Londyn spłynął krwią, stając się epicentrum zbrodni niewyobrażalnych. Z jednej strony być może nie powinno go to dziwić, wiedział przecież, że ci, którzy obecnie znaleźli się u władzy, śmiało pociągając za niewidzialne sznurki, nie cofnęliby się przed niczym – ale z drugiej strony wciąż niedowierzał, zastanawiając się, czy to wszystko mogło być przerysowane; czy istniała szansa, jakakolwiek, że tak naprawdę nie było aż tak źle?
Coś mu podpowiadało, że znał odpowiedź na to pytanie.
Wsunął się do pomieszczenia w ślad za Benjaminem, żałując, że nie ma na sobie peleryny niewidki. Rozejrzał się, spoglądając po twarzach osób zgromadzonych już wokół stołu, rozpoznając niemal wszystkie; nie witał się jednak głośno, nie chcąc robić wokół siebie niepotrzebnego zamieszania, a zamiast tego kiwając głową wszystkim, z którymi udało mu się złapać mniej lub bardziej przypadkowy kontakt wzrokowy. Justine i Alexander wyglądali na zajętych, być może zagłębiając się w raportach, z których jeden on sam również niedawno przesłał; posłał jednak ciepły uśmiech Lucindzie, ciesząc się, że wyglądała na całą i zdrową. Widok Keatona i Steffena już go nie dziwił, pamiętał ich z uroczystości w Oazie, przywitał się więc bez słów, na moment przenosząc też spojrzenie na Hannah – i z jakiegoś powodu instynktownie zwiększając dystans pomiędzy sobą, a jej bratem. Jasnowłosej kobiety siedzącej po drugiej stronie stołu wciąż nie miał okazji poznać, nie wiedział jednak, czy był to dobry czas na przedstawianie się (najchętniej nie robiłby tego wcale, zamiast tego wtapiając się w jasną tapetę za stołem); przez chwilę rozważał, czy rzeczywiście nie oprzeć się po prostu o ścianę, lecz zaraz potem odrzucił ten pomysł, poświęcając trzy pełne sekundy na wybór miejsca. Nie chciał przechodzić przez całe pomieszczenie, nie wiedział zresztą, czy członkowie Zakonu Feniksa nie zajmowali miejsc według jakiejś hierarchii – po namyśle zdecydował więc wybrać siedzenie bliżej końca stołu. Nie tuż przy drzwiach, którymi za moment mieli wlać się pozostali członkowie organizacji, ale również tak, by nie narzucić nikomu swojej obecności; podejmując milczącą decyzję, przeszedł wreszcie wzdłuż krótszego brzegu stołu i usiadł, pozostawiając wolne miejsca z obu stron – w milczeniu zwalczając irracjonalną myśl, że za moment zostanie stąd wyproszony.

| miejsce 17




do not stand at my grave and weep
I am not there
I do not sleep

Percival Blake
Percival Blake
Zawód : duch Stonehenge
Wiek : 34
Czystość krwi : Zdrajca
Stan cywilny : Kawaler

kissing
d e a t h
and losing my breath

OPCM : 26 +5
UROKI : 40 +1
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0 +1
ZWINNOŚĆ : 15
SPRAWNOŚĆ : 18
Genetyka : Duch

Duchy
Duchy
https://www.morsmordre.net/t1517-percival-nott https://www.morsmordre.net/t1542-tatsu https://www.morsmordre.net/t12179-percival-blake#375108 https://www.morsmordre.net/f449-menazeria-woolmanow https://www.morsmordre.net/t3560-skrytka-bankowa-nr-416#62942 https://www.morsmordre.net/t1602-percival-nott
Re: Salon [odnośnik]24.03.20 15:45
Choć nadal nie należała do Zakonu Feniksa to minęło wiele miesięcy od jej ostatniego spotkania z przyjaciółmi. Kiedy wszyscy otwierali przejście w Zakazanym Lesie chcąc pomóc grupom posłanych Zakonników w pokonaniu anomalii. Jako matka i szlachcianka doskonale zdawała sobie sprawę z tego jak wygląda jej tryb funkcjonowania. Nigdy nie umniejszała Zakonowi roli, ten był i zawsze będzie dla niej jedną z kwestii pierwszorzędnych. Nie mogła jednak sobie pozwolić na ciągłe narażanie życia mając w pamięci fakt, że gdyby coś jej się stało, albo gdyby coś stało się Archibaldowi to ich dzieci mogłaby spotkać prawdziwa krzywda. Nie chodziło o to, że ich rodzina nie byłaby w stanie zapewnić dzieciom bezpieczeństwa, ale w obecnej sytuacji Lorraine nie potrafiła sobie nawet takiego scenariusza wyobrazić.
Może i nie pomagała im w ostatnim czasie, ale miała zamiar zrobić to teraz. Chciała też zobaczyć twarze swoich przyjaciół i upewnić się, że wszystko jest z nimi w porządku. Tak w porządku jak tylko było to możliwe. Ilu z nich straciło pracę? Ilu dom i dorobek swojego życia? Mogłaby powiedzieć, że zna to uczucie w końcu w ostatnim czasie także wiele straciła, ale nadal miała dach nad głową, pieniądze i rodzinę. Oni stanowili o tej rodzinie. Dlatego nawet nie ośmieliłaby się powiedzieć cokolwiek podobnego.
Przekraczając próg Starej Chaty była zaskoczona, że nie słyszy podniesionych głosów. Te zwykle były tu obecne. Zakonnicy nie potrafili  w ciszy debatować. Bez względu na to czy chodziło o rzeczy ważne czy też o te błahe. Jak widać na przestrzeni miesięcy zmienili się wszyscy. Nie tylko Prewettówna decydująca się wycofać z niektórych działań Zakonu na rzecz własnej rodziny. Nie można było się jednak dziwić temu, że wszystkie działania Zakonu były teraz przemyślane. W miejscu takim jak to, przy zamkniętych granicach Londynu, mugolach wyrzucanych z miasta i Ministerstwie prześladującym tych najsłabszych nie było czasu na błędy. Ich popełnienie było zbyt ryzykowne.
Szlachcianka nie odwiedziła też jeszcze Oazy choć miała w zamiarze zrobić to w najbliższym czasie. Nadal w domu mieli wiele rzeczy, które mogliby oddać potrzebującym. Ubrania, koce i jedzenie. To wszystko nie było im potrzebne, a inni powinni z tego korzystać. Szczególnie teraz gdy wszystko musieli za sobą zostawić.
Blondynka cicho wślizgnęła się do salonu Starej Chaty i zdjęła kaptur z głowy, który nie ukrywając trochę zasłaniał jej widoczność. Uśmiechnęła się delikatnie widząc znajome i nieznajome twarze.  Niektóre były dla niej zaskoczeniem, ale jedynie tym pozytywnym. Szlachcianka sięgnęła do zarzuconej przez ramię torby i wyciągnęła z niej zapakowany w papierowa torbę jabłecznik. Talerz też ze sobą wzięła. Może i go nie upiekła, ale wkupić się w łaski zawsze można. A tak naprawdę chciała zrobić dla nich coś miłego. Większość prawdopodobnie nie jadła już od kilku dni. Odstawiła talerz z pokrojonym jabłecznikiem na stół i usiadła.

Miejsce 20


nie zgłębi umysł - dobrze wiemczemuż dobro w nas przeplata się ze złem? czemuż miast wiecznego dnia - noc między dniem a dniem?
Lorraine Prewett
Lorraine Prewett
Zawód : znawca prawa & działacz na rzecz magicznych zwierząt
Wiek : 29
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zamężna
"Każdy zabija kiedyś to, co kocha -
Chcę, aby wszyscy tę prawdę poznali.
Jeden to lepkim pochlebstwem uczyni.
Inny - spojrzeniem, co jak piołun pali.
Tchórz się posłuży wtedy pocałunkiem,
Człowiek odważny - ostrzem zimnej stali"
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Jasnowidz

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t4343-lorraine-prewett https://www.morsmordre.net/t4553-rosca#97075 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f77-weymouth-siedziba-rodu-prewett https://www.morsmordre.net/t4910-skrytka-bankowa-nr-1115#106844 https://www.morsmordre.net/t4554-lorraine-prewett#97077
Re: Salon [odnośnik]24.03.20 15:57
Wyprawa do Londynu, w okolice Starej Chaty nie miała być tym razem czymś prostym. Dystans, który w normalnych okolicznościach pokonałby za pomocą jednokrotnej teleportacji dziś musiał dzielić na jej kilku-krotność i to nie tylko z powodu dzielącego go od niej dystansu, a wyniszczającego osłabienia sprawiającego, że niewielki wysiłek mógł zaważyć na jego być lub nie być - ledwie pięć dni temu odzyskał przytomność, chwilę później cudem zbiegł przy pomocy Alexa z Munga przed żądną jego krwi opozycją i dopiero dziś zaczynał odzyskiwać głos. Nic powinno więc dziwić, że prezentował się dość mizernie, a nawet jak na siebie nagannie: nieujarzmione rzemieniem włosy rozsypywały się bujnymi serpentynami wokół chorowicie bladej twarzy, z pod niedbale rozpiętego płaszcza wyglądała pognieciona wierzchnia szata zaś na co dzień dumnie wyprostowana sylwetka dziś wydawała się nieco przygarbiona, zmęczona. Jedynie spojrzenie zielonych tęczówek nosiło w sobie coś z typowej dla niego uwagi, krytyczności i czujności. Przekraczając próg salonu przeciągną nim po już zebranych na dłużej ogniskując źrenice na nowych twarzach młodych mężczyzn, a potem...osławionego Percivala Notta. Zmrużył powieki.
- Nie wiedziałem, że desperacja zagląda nam już aż tak głęboko w oczy... - rzucił niby do siebie, lecz na tyle głośno, że trudno było uznać to za przypadek. Nie podobała mu się tu obecność tego człowieka i zwyczajnie nie byłby sobą gdyby jakkolwiek nie dał tego wyrazu. Niech wie. Inną kwestią było to... czyj w ogóle był to pomysł? Kto wymyślił, że to odpowiednie aby siedział tu ktoś kto działał pod komendą ludzi sączących krew swych ofiar, jak sok i zdobiącymi własne twarze czaszkami tychże. Zrobiło mu się niedobrze. Odsunął najbliższe siebie krzesło, przytrzymując pierś w której nasilił się ból związany z raną w chwili w której się pochylał, zasiadł na jego rogu. Głos miał ochrypły, zastały. Trzymając dłoń w kieszeni mielił skrytą w niej chustkę i czekał na początek spotkania. Wiedział, że dziś, tak jak i każdym kolejnym razem nie będzie na nim Sophie. Ta myśl sprawiła, ze na moment wlepił ponure spojrzenie w blat, lecz zaraz przekierował je na szeleszczące w dłoniach Justine...pergaminy(?).

|13


Find your wings


Anthony Skamander
Anthony Skamander
Zawód : Rebeliant
Wiek : 31
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Kawaler
You don't need a weapon when you were born one
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t5456-budowa#124328 https://www.morsmordre.net/t5494-hrabina#125516 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f256-bexley-high-street-27-4 https://www.morsmordre.net/t5495-skrytka-bankowa-nr-1354#125517 https://www.morsmordre.net/t5479-anthony-skamander#124933
Re: Salon [odnośnik]24.03.20 16:45
Czasy były niekorzystne. Dobrze jednak, że działali. Wieść o spotkaniu sprawiła, że poczuł się lepiej, ale dobrym pytaniem było to na ile mógł czuć się lepiej, gdy MM robiło pogrom. Zastanawiał się nad tym, co stało się w ostatnim czasie. Terror w Londynie był czymś nie do przyjęcia. Słowa fałszywego Ministra przyjmował z gorzkim śmiechem. Jaka ironia. Oby jak najszybciej zostali obaleni. Macmillanowie jednak mieli trochę racji w tym, że polityka była najgorszym, co mogło się zdarzyć światu. Jego nastrój był okropny, choć starał ukryć swoją złość na pogarszająca się w Anglii sytuację. Pomyśleć, że zaledwie na dzień przed tragedią świętował przecież powrót Gabriela do żywych. Jak bardzo przekorny był los.
W Starej Chacie pojawił się punktualnie, a nawet przed czasem. Jego pierwsze spojrzenie zostało skierowane w stronę Justine i Alexandra, których przywitał skromnym uśmiechem i skinięciem głowy. Kolejne spojrzenia zostały skierowane w stronę pozostałych. Na widok Keatona jego uśmiech trochę się poszerzył, ale i szybko zniknął. Przywitał go uściskiem dłoni. Tak samo witając i Lucindę, i Steffena, i pannę Figg. Na widok Lorraine wyraźnie się zawstydził (wciąż pamiętając jakie głupoty wypisywał Archibaldowi wiele lat temu). Na końcu przywitał pannę Wright poprzez ciepły uścisk (o ile w ogóle na to mu pozwoliła), by następnie zatrzymywać się wzrokiem dość długo na Notcie (którego wciąż nazywał jego pierwotnym nazwiskiem)
Notcie…– przywitał się w końcu z byłym lordem. Czy to było faux pas? Być może. W jego głosie było trochę wątpliwości, bo nie wiedział jak właściwie przywitać się z Percivalem. Nie miał nic przeciwko niemu samemu, ale nazwisko wrogiego rodu głęboko wyryło mu się w pamięci. Stwierdzenie Skamandera sprawiło, że odwrócił się na chwilę, ale nie skomentował niczego. Mimowolnie jednak się uśmiechnął.
Zamiast więc zaczynać jakąkolwiek rozmowę, postanowił przeprosić ich i zająć swoje miejsce, Percivala krzepiąco klepiąc po ramieniu. W końcu jeżeli ten naprawdę chciał się nawrócić, to ktoś zapewne wiedział, że jego intencje były szczere (miał przynajmniej taką nadzieję). Na jego wybór padło stare miejsce tuż przy drzwiach. Wciąż nie był pewien jak inni go postrzegali, a psychologicznie tuż przy drzwiach czuł się najbezpieczniej. Miał nadzieję, że wkrótce miała pojawić się także Ria.

|12
|Jeżeli kogoś przypadkiem pominęłam, to przyjmijcie, że i tak się przywitaliśmy


Каранфиле, цвијеће моје
да сам Богд'о сјеме твоје.
Ја бих знао гдје бих цвао,
мојој драгој под пенџере.
Кад ми драга иде спати,
каранфил ће мирисати,
моја драга уздисати
Anthony Macmillan
Anthony Macmillan
Zawód : Podróżnik i wynalazca nowych magicznych alkoholi dla Macmillan's Firewhisky
Wiek : 32
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
Na zdrowie i do grobu
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Salon - Page 35 4d6424bb796c4f2e713915b83cd7690217932357
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t5779-anthony-macmillan https://www.morsmordre.net/t5786-bato https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f143-kornwalia-puddlemere-dwor-macmillanow https://www.morsmordre.net/t5790-skrytka-bankowa-nr-1421 https://www.morsmordre.net/t5806-anthony-macmillan
Re: Salon [odnośnik]24.03.20 21:42
To miało być jej pierwsze spotkanie.
Pierwsze odkąd została pełnoprawną członkinią Zakonu Feniksa, co stało się zaledwie tydzień temu za sprawą samego Harolda Longbottoma. Tamten dzień trwale wyrył się w jej pamięci po tym, jak wzięła udział w wyprawie do Zakazanego Lasu, widziała olbrzymy, zdobyła włosy jednorożca i finalnie była świadkiem przywracania zmarłego do żywych z pomocą feniksa i kamienia wskrzeszenia. Tamten dzień był naprawdę znaczący. Ale nawet wtedy nie miała pojęcia, że ministerstwo tak szybko zdecyduje się wypowiedzieć wojnę niemagicznym. Wydarzeń w Londynie prawdopodobnie nikt się nie spodziewał. Jamie tam nie było, jako że spała wtedy smacznie w swoim łóżku w Dolinie Godryka, nieświadoma rozgrywającego się w stolicy koszmaru, ale dowiedziała się o wszystkim zaraz następnego dnia i żałowała, że nie było jej tam, by pomóc w ratowaniu niewinnych. Gdyby tylko wiedziała, na pewno nie pozostawiłaby takich wieści obojętnie i mimo wciąż przeciętnych zdolności próbowałaby zrobić cokolwiek.
Wtajemniczono ją w położenie Starej Chaty. Do tej pory zdarzało jej się już bywać w Oazie, ale tutaj jeszcze nie. Dopiero po misji w Zakazanym Lesie dostąpiła zaufania niezbędnego do poznania sekretu umiejscowienia chaty. Tym sposobem zjawiła się w niej, z jednej strony ciekawa tego, jak będzie wyglądać jej pierwsze spotkanie (w końcu nie miała porównania z wcześniejszymi i nie wiedziała, czego się spodziewać), a z drugiej trochę obawiała się tego, jak wiele złych wieści dzisiaj usłyszy. Pewne było to, że ich świat zmieniał się na gorsze, i także jej życie miało zmienić się jeszcze bardziej. Niewykluczone, że będzie musiała porzucić świat quidditcha, ale nie chciała jeszcze o tym myśleć. Teraz były inne sprawy, ważniejsze – choć jeszcze rok temu to quidditch odgrywał w jej życiu główną rolę i z pewnością oburzyłaby się, gdyby ktoś jej powiedział, że to się kiedyś zmieni. Ale musiała dorosnąć, zejść z obłoków na ziemię i zrozumieć, że minął czas na beztroskę i zabawę, i że były rzeczy istotniejsze niż robienie kariery i spełnianie własnych marzeń. Jeśli świat który znali upadnie, to i tak nie miałoby już znaczenia.
Wkroczyła do chaty, przed wejściem do niej otrzepując podeszwy swoich dość męsko wyglądających sznurowanych, czarnych butów sięgających połowy łydki. Spod rozpiętego płaszcza było widać materiał również czarnych, obcisłych spodni, których nogawki były wsunięte w cholewy butów, a włosy, tak jak lubiła najbardziej, kończyły się równo z linią żuchwy i były wystrzępione jakby ścinała je kuchennymi nożycami bez patrzenia w lustro. Oczy o barwy czystej, jasnej zieleni były poważne i skupione, dziś nie lśniły w nich radosne ogniki tak częste, kiedy odrywała się od ziemi na miotle.
Niektórych członków Zakonu poznała w Oazie podczas pożegnania profesor Bagshot. Kilku z nich już tutaj było; oprócz czekających u szczytu stołu gwardzistów zauważyła między innymi Steffena, Keata, Marcellę i Anthony’ego, z którymi wzięła udział w misji mającej uratować Gabriela, a także Lucindę, Hannah i parę innych nieznanych sobie osób... Ale jednego z mężczyzn (Percival) po chwili rozpoznała, był to ten sam, który w marcu wyskoczył z jej kominka i którego uderzyła miotłą, biorąc go za włamywacza. Aż jej się zrobiło głupio na myśl, że potraktowała w ten sposób Zakonnika! Chyba będzie musiała go za to przeprosić. Tak czy inaczej wchodząc do salonu skinęła głową i lakonicznie powitała wszystkich.
Ludzie dopiero się gromadzili, wolnych miejsc było jeszcze sporo, więc zasiadła na jednym z krzeseł w połowie stołu, oczekując w napięciu na początek. Nie odzywała się, atmosfera zdawała się poważna i napięta.

| miejsce 8






Jamie McKinnon
Jamie McKinnon
Zawód : ścigająca Harpii
Wiek : 25
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
Jeśli plan "A" nie działa, pamiętaj, że alfabet ma jeszcze 25 liter!
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Metamorfomag

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t7499-jamie-mckinnon https://www.morsmordre.net/t7507-listy-do-j https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f285-dolina-godryka-popielniczka https://www.morsmordre.net/t7514-skrytka-bankowa-nr-1818 https://www.morsmordre.net/t7508-jamie-mckinnon
Re: Salon [odnośnik]24.03.20 21:44
Nie tak wyobrażał sobie swój pierwszy udział w spotkaniu Zakonu Feniksa. Odkąd Rineheart opowiedział mu o organizacji, Michael chciał się wykazać, udowodnić swoją przydatność i odpowiedzialność, dobrymi czynami zamazać wilkołacze piętno. Nie wiedział, ile osób wiedziało o jego przypadłości, ale na pewno wszyscy zebrani aurorzy, bliscy znajomi... Ponadto podświadomie łudził się, że działalność w organizacji zacieśni więzy między rodzeństwem Tonksów - więzy, które poluzował z własnej winy, nie umiejąc przeżywać likantropii w otoczeniu rodziny. Wszystko zapowiadało się dobrze. Wir zadań oderwał jego myśli od pełni księżyca, uratowali z Gabrielem porwanego chłopca, Just zaprosiła go na spotkanie... A potem wszystko runęło. Misja z Samuelem zakończyła się porażką, Michael oberwał czarną magią tak mocno jak nigdy dotąd, a Malfoy nasłał morderców na Londyn jeszcze zanim Tonks ochłonął po pobycie u świętego Munga. Z Marcellą i Gabrielem zdołali uratować kilkunastu mugolaków i mugoli, ale to przecież kropla w morzu krwi, którą spłynęła stolica. Nadal nie docierało do niego w pełni to, co wydarzyło się w Londynie. Nadal odczuwał skutki czarnoksięskiego zaklęcia i wizje martwych najbliższych nawiedzały go w snach.
Nie wyspał się dzisiaj, choć próbował. Nie czuł się nawet w pełni sobą, wciąż zmęczony po wydarzeniach ostatnich dni, wciąż roztrzęsiony nocnymi koszmarami. Wszedł do sali z lekkim onieśmieleniem, próbując powtarzać sobie, że skoro znalazło się tu miejsce dla Notta Blake'a, to jego obecność też będzie pożądana. Upadłego szlachcica zobaczył zresztą zaraz po wejściu - siedział naprzeciwko drzwi, obok Macmillana, Figg i Skamandra. Od razu posłał Percivalowi blady, pokrzepiający uśmiech, na szerszy nie mogąc się wysilić. Przywitał się też z Marcellą i pozostałymi znajomymi, następnie przeniósł wzrok na swoją młodszą siostrzyczkę i...
...po raz pierwszy od kilku dni poczuł prawdziwą ulgę, a radość zaczęła przebijać się przez mgłę koszmarów. Była tutaj - cała, zdrowa i żywa. Sowa przekazała mu wiadomość, że Hannah jest bezpieczna, ale owładnięty paranoją umysł nie przyswajał dobrych wieści. Mike raz po raz wyobrażał sobie, jak Wright ginie na ulicach Londynu albo cegła spada jej na głowę w Oazie i za nic nie mógł odpędzić od siebie tych irracjonalnych i pesymistycznych myśli.
Dopiero teraz odepchnął z całą mocą swoje koszmary, ruszając zdecydowanie ku brunetce. Usiadł na krześle i z wrażenia zapomniał nawet o tym, że może miejsce obok Hannah było zarezerwowane dla Bena albo którejś z jej koleżanek.
-Dobrze cię widzieć. - przywitał się ściszonym głosem, starając się panować nad mimiką twarzy. Nie chciał zdradzać tutaj swojej słabości, swoich zmartwień. Tylko w niebieskich oczach widać było niewysłowioną ulgę, a usta wreszcie wygięły się w szczerym uśmiechu.

miejsce 24



Can I not save one
from the pitiless wave?

Michael Tonks
Michael Tonks
Zawód : Starszy auror, rebeliant
Wiek : 35
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Żonaty
You want it darker
We kill the flame
OPCM : 43 +4
UROKI : 34 +5
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 20
Genetyka : Wilkołak
Salon - Page 35 7f6edca3a6f0f363d163c63d8a811d78
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t7124-michael-tonks https://www.morsmordre.net/t7131-do-michaela https://www.morsmordre.net/t12118-michael-tonks#373099 https://www.morsmordre.net/f177-wybrzeze-exmoor-somerset-wrzosowa-przystan https://www.morsmordre.net/t7132-skrytka-bankowa-nr-1759#189352 https://www.morsmordre.net/t7130-michael-tonks
Re: Salon [odnośnik]24.03.20 22:02
Nadchodziły zmiany. Zewsząd - prywatne, nieprywatne, globalne, lokalne. Czas się kurczył, zaplatał linę wokół szyi, dusił. Przypominał o tym, co utracone i co już nigdy nie wróci oraz o tym, co jeszcze ich czeka. W większości same chmurne oraz pochmurne wydarzenia, aczkolwiek istniały też takie, których Ria wyczekiwała; jednak nie wypadało o nich myśleć w takich chwilach. Nie, kiedy działy się coraz straszniejsze rzeczy. Nie mogła, nie potrafiła nawet odwrócić wzroku. Starała się pomóc jak tylko mogła, choć to wciąż za mało, oczywiście, że tak. Powinna więcej. Weasley co jakiś czas przyrzekała sobie, że tajemniczym następnym razem wykrzesa z siebie dużo więcej. Samozaparcia, dyscypliny - po prostu coś zrobi. Niestety życie nie jest takie łatwe ani łaskawe; lubi zaskakiwać oraz krzyżować plany, także te najczystsze. Jedyne, co pozostaje, to dążyć do samorealizacji. Uparcie gnać do celu, nie poddawać się. Kiedyś cel zostanie osiągnięty. Musi. Nie było innego wyjścia. W przeciwnym razie wszelkie próby okazałyby się zmarnowane, na nic.
To nie pasowało do żywiołowej Rhiannon. Ostatnio nieco wyciszonej, choć masa emocji kłębiła się pod piegowatą powierzchnią. Nie dając o sobie zapomnieć. Nawet nie mogła o tym wszystkim zapomnieć, byłoby to wbrew naturze oraz przyzwoitości. Zamknęła więc w sobie to, co zbędne, ruszając na kolejne już spotkanie Zakonu. Minęło już ponad pół roku odkąd Brendan wcielił ją w te szeregi. Pamiętała siebie z tamtych czasów; pełną naiwności i przekonania, że jakoś sobie poradzi. Przyda się, na pewno, choć nie miała jeszcze żadnego planu co do tego jak zrealizować owe postanowienie. Teraz wiedziała już, że rzeczywistość prezentowała się całkowicie inaczej od początkowych wyobrażeń. Zrozumiała, że same ideały nie wystarczą. Konieczne są także umiejętności - oraz przede wszystkim działanie. Tego jej często brakowało.
Przybycie na spotkanie było jednym, choć niewielkim, krokiem ku dobru. Ku potrzebnym zmianom; innym od tych, które nadchodziły, aczkolwiek ściśle ze sobą powiązanym. W tym celu przybyła delikatnie przed czasem, starając się po drodze nie rzucać w oczy, zwłaszcza rudymi włosami. Wreszcie jednak przekroczyła próg starej chaty i omiotła spojrzeniem wszystkich siedzących przy stole. - Cześć - przywitała się ze wszystkimi i z każdym z osobna. Dostrzegła wiele znajomych jak i nieznajomych twarzy; tym posłała oszczędny uśmiech, nie wiedząc jeszcze czego się po nich spodziewać. Krótko przejechała dłonią po ramieniu Tony’ego, ostatecznie siadając obok. Już zawsze obok, prawda? A jeśli nie, to przynajmniej niedaleko. Zaraz jednak zamieniła się w słuch oczekując na rozpoczęcie spotkania.

| Jeśli nic nie pomyliłam to miejsce nr 11!



Just stay with me, hold you and protect you from the other ones, the evil ones.
Ria Macmillan
Ria Macmillan
Zawód : ścigająca Harpii z Holyhead
Wiek : 23
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zamężna
be brave
especially when you're scared
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t6105-ria-weasley https://www.morsmordre.net/t6110-rudy-rydz https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f143-kornwalia-puddlemere-dwor-macmillanow https://www.morsmordre.net/t6112-skrytka-nr-1520 https://www.morsmordre.net/t6111-ria-weasley
Re: Salon [odnośnik]24.03.20 22:52
Ostatnie dni zlewały mu się w jedno. Potrafił jeszcze rozróżniać nocną porę od dnia, ale zbyt często bywał rozkojarzony, aby spamiętać jaki jest dzień tygodnia, bądź która godzina jest obecnie. Bywały momenty, w których myślał nad wyraz trzeźwo, w innych zaś dawał zapanować nad sobą emocjom. Kiedy dokładnie w przypływie złości zrujnował salon? Kiedy naprawił zniszczone przez siebie przedmioty? W bezsenne noce rzucał się z kąta w kąt, uparcie nie przyznając przed samym sobą, że mógł gdzieś popełnić błąd. Co zrobił źle? Zareagował na zagrożenie, podzielił ludzi, wysłał do różnych dzielnic, wydawało mu się, że przemyślał wszystko, choć czasu na rozplanowanie ich działań miał niewiele. Jedni uniknęli marnego końca, inni pożegnali się z życiem, a Jackie… ona przepadła i od tamtej nocy nie miał o niej żadnych wieści.
Ciągnąca się leniwie rzeczywistość nie pozwoliła mu nawet na chwilę odetchnąć – nie mógł przystanąć i wziąć głębszego wdechu, gdy wokół niego zapanował chaos. Zastój był pozorny, zmiany na gorsze nadchodziły i narastały zbyt dynamicznie. Londyn znalazł się w rękach wroga i trudno było przemknąć do stolicy, ale Rineheart już słał po zaufanych aurorach listowne zapytania o to, jak wygląda sytuacja. Od mrocznych myśli pozwalały mu uciec obowiązki. Robił wszystko, aby zorganizować pracę Biura Aurorów na nowych zasadach, ale nie było to takie proste, gdy nie mógł podwładnym dać niczego w zamian za lojalną służbę. Brakowało środków i zaopatrzenia, jednostka pozbawiona została jakiegokolwiek zaplecza. Rineheart z kolei nie chciał scalać z sobą całkowicie oderwanego od Ministerstwa Magii Biura Aurorów z zasobami zgromadzonymi w Oazie i Zakonem Feniksa. Musiał porozmawiać o tym z Ministrem Longbottomem, którego część czarodziejskiego świata uznała za jedyną legalną władzę.
Wszedł do Starej Chaty ciężkim krokiem i przekroczył próg salonu równie ociężale, pozostając mocno zgarbionym. Nie wyglądał najlepiej, jego włosy pozostawały rozczochrane, pod oczami miał ciemne sińce, bo udawało mu się przespać może z godzinę lub dwie na całą dobę. Wyglądał tak, jakby dopiero zszedł z placu boju i nawet na jego płaszczu wciąż obecne były plamy krwi, które odznaczały się lekko nawet na ciemnobrązowym materiale. Przesunął spojrzeniem po zgromadzonych i skinął wszystkim niemrawo głową w ramach powitania, nie wyróżniając nikogo. Nawet jeśli prezentował sobą żałosny widok, nie zamierzał odpuszczać, pozostawało tak wiele do zrobienia. Tylko wiara w to, że coś jeszcze może się zmienić, i to dzięki Zakonowi, pozwalała mu zwalczyć najgorsze myśli. Stawił się na spotkaniu, ponieważ był pewien tego, że zdoła zachować spokój i trzeźwość umysłu. Przysiadł przy jednym z rogów stołu, nie burząc się z powodu tego, że obok niego znajdował się nawrócony czarodziej. Cały ten temat jego obecność w Zakonie uważał za zamknięty, Gwardia już podjęła decyzję i zrobiła wszystko, aby się zabezpieczyć na wypadek kolejne zdrady w szeregach organizacji.

| miejsce nr 16


We can make it out alive under cover of the night; Trees are burning, ravens fly, smoke is filling up the sky,
WE ARE RUNNING OUT OF TIME
Kieran Rineheart
Kieran Rineheart
Zawód : Rebeliant, auror
Wiek : 54
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Wdowiec
I pochwalam tajń życia w pieśni
i w milczeniu,
Pogodny mądrym smutkiem
i wprawny w cierpieniu.
OPCM : 40 +5
UROKI : 30 +5
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 1
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 20 +3
Genetyka : Czarodziej
Salon - Page 35 AiMLPb8
Zakon Feniksa
Zakon Feniksa
https://www.morsmordre.net/t5879-kieran-rineheart https://www.morsmordre.net/t5890-aedus#139383 https://www.morsmordre.net/t12481-kieran-rineheart https://www.morsmordre.net/f205-opoka-przy-rzece-wye-walia https://www.morsmordre.net/t5895-skrytka-bankowa-nr-1467 https://www.morsmordre.net/t5907-k-rineheart#139780
Re: Salon [odnośnik]25.03.20 0:41
Nie mógł się przyzwyczaić do nowego trybu życia. Całe dnie siedział w domu, co było dla niego szokiem, bo ostatnie dziesięć lat spędził biegając po szpitalnych korytarzach. Nie skalamalby, mówiąc, że to właśnie w domu pojawiał się sporadycznie. Dopiero teraz uświadomił sobie ile czasu poświęcał pracy - teraz nie wiedział co ze sobą zrobić. Próbował zająć się nestorskimi sprawami, ale nie było ich znowu aż tak dużo, żeby poświęcać im całe dnie. Ostatecznie lądował w szklarniach, a było ich na szczęście na tyle dużo, że faktycznie był w stanie znaleźć tam dla siebie zajęcie. Dbał o to, żeby rośliny prezentowały się perfekcyjnie, żeby nie miały ani jednego chwasta, nie były zbyt przesuszone ani nawodnione. Minęły ledwie trzy dni odkąd zrezygnował z pracy, a już planował rozbudowę niektórych szklarni. Przez te ambitne plany o mało nie spóźnił się na spotkanie Zakonu. Odkładał wyjście na pięć minut później aż w końcu zorientował się, że spotkanie zaraz się zacznie.
Wszedł do salonu ubrany mniej elegancko niż zazwyczaj. Zamiast wyjściowej szaty lub przynajmniej dopasowanego garnituru miał na sobie jedynie kremową koszule I ciemnozielone spodnie, które nosiły na sobie niewielkie znamiona przebywania w szklarni. We włosach, nie tak przylizanych jak zwykle, majaczył pojedynczy liść. Spieszył się.
- Witajcie - przywitał się ze zgromadzonymi już czarodziejami, dopiero wtedy zauważając wśród nich Percivala Notta. Spojrzał na niego z lekka zniesmaczony, ale powstrzymał się przed wypowiedzeniem jakiegoś komentarza. Przeszedł spokojnie obok niego, zajmując miejsce obok żony. Starał się przychodzić na każde spotkanie Zakonu, ale cieszył się, że tym razem mu towarzyszy. Był pewny, że w odpowiednim momencie zabierze głos, żeby uciąć niepotrzebne spory, a coś czuł, że dzisiaj pojawi się ich wiele. Posłał uśmiech Aleksandrowi, który dzisiaj siedział u szczytu stołu. Ciekawe jak on wypełnia wolny czas po zrezygnowaniu z pracy. A potem sięgnął po jabłecznik - nie miał pojęcia, że przyniosła go jego własna żona, ale wystarczył jeden kęs, żeby rozpoznać smak ciasta Grusi.

miejsce 21


Don't pay attention to the world ending. It has ended many times
and began again in the morning

Archibald Prewett
Archibald Prewett
Zawód : nestor toksykolog
Wiek : 32
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
Britannia,
You’re so vane
You’ve gone insane
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t4341-fluvius-archibald-prewett https://www.morsmordre.net/t4550-baldomero#96909 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f77-weymouth-siedziba-rodu-prewett https://www.morsmordre.net/t4910-skrytka-bankowa-nr-1115#106844 https://www.morsmordre.net/t4549-fluvius-archibald-prewett#96904
Re: Salon [odnośnik]25.03.20 13:17
Wydarzenia schyłku marca nie zachęciły Ollivandera do aktywnego działania na rzecz Zakonu Feniksa - na misję poboczną wybierał się z wieloma wątpliwościami, trochę wbrew sobie, lecz z powodzeniem tłumaczył sobie większe dobro. Nigdy nie lubił nadstawiać karku, wolał izolować się w swoim świecie, ze swoją rodziną, w swoich realiach, nieważne czy gdzieś obok żyli sobie mugole, czy czarodzieje. Za każdym razem, gdy przychodziło mu wybierać się do Starej Chaty, musiał zastanawiać się, czy na pewno chce się tam znaleźć i jednoznaczna odpowiedź nie zdążyła jeszcze zaistnieć. Cisza ze strony Foxa tylko pogłębiała sceptycyzm, a ogólna sytuacja w kraju pogarszała się z dnia na dzień, podszeptując Ulyssesowi, że przecież może tego żałować. Wcale nie był gotowy do narażania bliskich albo rodzinnego biznesu, zaś podejrzenia mogły paść na Ollivanderów lada dzień. Jak wiele trzeba było, by do tego dopuścić?
Zatrzymał się, przez chwilę obserwując chatę z dystansu. Nie wiedział zbyt wiele o wydarzeniach z początku miesiąca, spotkanie bez wątpienia miało wyjaśnić parę spraw, on też miał dobre wieści dla Zakonników, wstępne założenia projektu, który można było ruszyć od razu, jeśli tylko paru członków organizacji wykaże się zorganizowaniem i chęciami. Nie spieszył się, zawsze pojawiał się przecież przed czasem - nic się nie zmieniło. Uważne spojrzenie przebiegło po obecnych, gdy Ollivander powitał wszystkich skinieniem głowy, nie odzywając się. Nietrudno było dostrzec w towarzystwie parę twarzy, których wcześniej nie zaznał na spotkaniach - w tym Steffena, z którym miał okazję współpracować już wcześniej. Postanowił zająć miejsce obok Percivala, którego przywitał bez słów, tylko lekkim uniesieniem brwi kwitując jego obecność. Spodziewał się, że członkowie organizacji mają co do niego wątpliwości, ale sam Ollivander nie zamierzał udawać przed resztą, że żywi do mężczyzny niechęć albo mu nie ufa. Znali się zbyt długo i mocno, teraz był po jego stronie i wierzył w intencje przyjaciela. Krótko zerknął na prowadzących i na pergaminy, przeglądane przez Justine - czekał w milczeniu, przed sobą kładąc tylko pojedynczy, nieduży zwój pergaminu.

| miejsce 18 // ed: przesiądę się w kolejnym, ale 19, bo worek ziemniaków się na mnie usadza rolling[bylobrzydkobedzieladnie]


psithurism (n.)
the sound of rustling leaves or wind in the trees


Ostatnio zmieniony przez Ulysses Ollivander dnia 25.03.20 14:13, w całości zmieniany 2 razy
Ulysses Ollivander
Ulysses Ollivander
Zawód : mistrz różdżkarstwa, numerolog, nestor
Wiek : 34
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty

and somehow
the solitude just found me there

OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Salon - Page 35 Ez2Nklo
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t4176-ulysses-francis-ollivander https://www.morsmordre.net/t4228-nebula#86429 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f240-lancashire-lancaster-castle https://www.morsmordre.net/t4227-skrytka-bankowa-nr-1059#86421 https://www.morsmordre.net/t4229-ulysses-francis-ollivander#86432
Re: Salon [odnośnik]25.03.20 13:35
Dawno nie czuł się tak osłabiony - a przecież przeżył niejedno, w tym kilkadziesiąt widowiskowych upadków z miotły na ubitą ziemię, setki bójek w portowych (i nie tylko, ale tam ryzyko otrzymania ciosu stłuczoną butelką albo zardzewiałym hakiem było największe) pubach oraz tysiące poturbowań, poparzeń i stłuczeń otrzymanych z łap, zębów oraz skrzydeł smoków wszelakiej maści. Mimo tak pokaźnego doświadczenia, popartego śladami blizn, szpecących niegdyś idealne ciało zadbanego atlety, Benjamin podczas całej podróży do starej chaty cierpiał fizyczne i psychiczne katusze. Pogryziony przez węża pośladek ciągle piekł i bolał, a rozlany na rozwiniętej muskulaturze aż do biodra siniec utrudniał żwawe poruszanie się, przez co Wright był zmuszony porzucić żołnierski marsz, przyprawiający większość towarzyszy wędrówek o zawał serca, na rzecz leciwego spaceru wiekowej babuleńki. A przynajmniej tak mu się wydawało, zjawił się więc w salonie podminowany, zirytowany, zafrasowany i tak blady, że ogorzała od pracy na zewnątrz skóra, widoczna spomiędzy krzaczastej brody i rozczochranych włosów, wydawała się wręcz niezdrowo blada. Dobrze, że mama mnie nie widzi - pomyślał, mijając kuśtykaniem lustro w przedpokoju, po czym zerknął na idącego obok niego Percivala. Tylko obecność przyjaciela dodawala mu sił, choć niosła ze sobą innego rodzaju nieprzyjemności, głównie dotykające męskiego ego. Nie lubił okazywania słabości, a odkąd obudził się z martwych na Oddziale Urazów Magizoologicznych w Świętym Mungu, cały był najpierw leżącą, a potem marudzącą słabością. Mimo to starał się zachować choć pozory normalności, dlatego zagryzł zęby, wymusił na sobie łagodny uśmiech i wkroczył do salonu, witając się z każdym uściśnięciem dłoni, by w ten sposób wzmocnić morale oraz upewnić każdego z osobna, że jego okropny wygląd to tylko chwilowa niedogodność. Po drodze poczochrał jeszcze włosy Hannah i dokuśtykał do krzesła obok Percivala, łypiąc ponad głową bruneta na Anthony'ego. - To Percy przecież, szlachcicu - not Nott - pouczył wspaniałomyślnie Macmillana, po czym zebrał w sobie wszystkie siły, by zasiąść na krześle obok Blake'a. Ubiegł go jednak Ulysses, stary druh; Ben spiorunował go wzrokiem. - Rusz się, mądralo, bo ja tu długo nie postoję - mruknął, nakazując zmianę miejsca i - miał nadzieję, że nie z litości nad wyglądem Wrighta - Ollivander jednak zmieni swe miejsce. W końcu Ben usiadł a robił to ostrożnie, jakby zasiadał do herbaty z fakirem na łożu z gwoździami - pogryziony przez węża pośladek bolał niemiłosiernie, ale sterczenie przez całe spotkanie i bycie na widoku bolałoby jego wrażliwą męską duszę jeszcze bardziej. Sapnął cicho i oblizał spierzchnięte wargi, ale usiadł w miarę wygodnie - na tyle, by nie syczeć z bólu przy każdym poruszeniu się. Spojrzał jeszcze na Anthony'ego Skamandera, upewniając się, że ten jest w jednym kawałku i lekko skinął mu głową.


| siedzę na 18


Make my messes matter, make this chaos count.
Benjamin Wright
Benjamin Wright
Zawód : eks-gwiazda quidditcha
Wiek : 34
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
I wanna run against the world that's turning
I'd movе so fast that I'd outpace the dawn
OPCM : 37 +7
UROKI : 34
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 17
SPRAWNOŚĆ : 43
Genetyka : Czarodziej
Salon - Page 35 Frank-castle-punisher
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t656-benjamin-wright https://www.morsmordre.net/t683-smok#2087 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f203-kornwalia-sennen https://www.morsmordre.net/t4339-skrytka-bankowa-nr-178#92647 https://www.morsmordre.net/t1416-jaimie-wright

Strona 35 z 47 Previous  1 ... 19 ... 34, 35, 36 ... 41 ... 47  Next

Salon
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach