Wydarzenia


Ekipa forum
salon
AutorWiadomość
salon [odnośnik]28.06.16 16:09
First topic message reminder :

Salon

Miejsce, w którym Lucinda spędza najwięcej czasu. Od zawsze uważała, że w szlachetność jest w równowadze i prostocie dlatego jej salon jest urządzony w sposób jasny, przejrzysty i przede wszystkim właśnie prosty. Dużo szkła, kwiatów, dzieł sztuki, które przecież tak bardzo uwielbia. Jest zwolenniczką wszystkiego co urokliwie, a od tego miejsca aż bije nie tylko urokiem, ale także schludnością.


[bylobrzydkobedzieladnie]


Ignis non exstinguitur igneThat is our great glory, and our great tragedy


Ostatnio zmieniony przez Lucinda Selwyn dnia 08.11.16 20:31, w całości zmieniany 5 razy
Lucinda Hensley
Lucinda Hensley
Zawód : łamacz klątw i uroków & poszukiwacz artefaktów
Wiek : 28
Czystość krwi : Zdrajca
Stan cywilny : Zaręczona
hope for the best, but prepare for the worst
OPCM : 44 +1
UROKI : 30 +7
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 1
ZWINNOŚĆ : 8
SPRAWNOŚĆ : 2
Genetyka : Czarodziej
salon - Page 2 Tumblr_on19yxR5PA1tj4hhyo2_500
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t3072-lucinda-lynn-selwyn https://www.morsmordre.net/t3145-sennett#51834 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f104-szkocja-kres-w-john-o-groats https://www.morsmordre.net/t4137-skrytka-bankowa-nr-806#82308 https://www.morsmordre.net/t3214-lucinda-selwyn#55539

Re: salon [odnośnik]16.07.16 16:01
Oh jak ona nienawidziła, kiedy w rezydencjach arystokracji dosłownie piętrzyło się od pamiątek rodowych, wypchanych zwierząt, skór na ścianach i żyrandoli po samą ziemie. Choć przedmioty wszelkiej wartości były jej pasją to nie wyobrażała sobie, że każdy z tych przedmiotów zdobi jej mieszkanie. Prędzej by zwariowała. Szczerze zawsze uważała, że szlachetność jest w minimalizmie, a nie w zbytnim przepychu. Tym bardziej, że tutaj na Pokątnej spędzała ekstremalnie mało czasu. Teraz się miało to zmienić i jakoś nie potrafiła się przyzwyczaić do tej myśli. - Ograbiać? - pyta unosząc brew. - Mówisz tak jakby moja propozycja była zbyt ogólnikowa. - mówi, ale nie ma w tym nic złośliwego. Rozumie go. Sama prawdopodobnie też miałaby problem, a lepiej nie kusić losu. Zdawała sobie sprawę z tego ile emocji musi w tym momencie w mężczyźnie tkwić. I w jaki sposób walczy ze sobą by po prostu nie wybuchnąć. Ona by tak nie mogła. Jest jak bomba, której wystarczy iskra by spowodować eksplozję. Skinęła głową. - Dobrze, ale gdybyś zmienił zdanie to proszę daj mi znać. - dodaje zbliżając się do kanapy na której siedział już mężczyzna. Sobie także nic nie nalała. Ceniła jego i swój czas. Tym bardziej, że miała jakieś dziwne uczucie iż mają go co raz mniej. - Szczerze? Niewiele. Wszystko co wiem to albo słowa zafascynowanej wydarzeniem zielarki, albo plotki rozbrzmiewające po całym Nokturnie. Będzie lepiej jak po prostu opowiesz mi jak to wszystko wyglądało. - powiedziała siadając obok niego. Prosiła go o dużo. Mówienie o tym na pewno też nie było dla niego rzeczą prostą, ale potrzebowali tego. Ona musiała to wiedzieć, a on musiał poradzić sobie z tym co się stało. Inaczej mogli zapomnieć o rozwiązaniu sprawy. Kryzysy nie były łatwe dla nikogo, ona też wiele w swoim życiu już przeszła, wiele widziała. Chyba nawet więcej niż by chciała przed kimkolwiek przyznać, a los nie miał zamiaru jej oszczędzać. Blondynka zdawała sobie jednak sprawę z tego, że jeśli chce się coś osiągnąć czasami należy zagryźć mocno zęby.

[bylobrzydkobedzieladnie]


Ignis non exstinguitur igneThat is our great glory, and our great tragedy


Ostatnio zmieniony przez Lucinda Hensley dnia 21.04.22 20:11, w całości zmieniany 1 raz
Lucinda Hensley
Lucinda Hensley
Zawód : łamacz klątw i uroków & poszukiwacz artefaktów
Wiek : 28
Czystość krwi : Zdrajca
Stan cywilny : Zaręczona
hope for the best, but prepare for the worst
OPCM : 44 +1
UROKI : 30 +7
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 1
ZWINNOŚĆ : 8
SPRAWNOŚĆ : 2
Genetyka : Czarodziej
salon - Page 2 Tumblr_on19yxR5PA1tj4hhyo2_500
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t3072-lucinda-lynn-selwyn https://www.morsmordre.net/t3145-sennett#51834 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f104-szkocja-kres-w-john-o-groats https://www.morsmordre.net/t4137-skrytka-bankowa-nr-806#82308 https://www.morsmordre.net/t3214-lucinda-selwyn#55539
Re: salon [odnośnik]16.07.16 17:08
- Wiesz, o czym mówię - odparł z lekkim przekąsem, zdając sobie doskonale sprawę, dlaczego to powiedziała. Gdyby nie zaistniała sytuacja, może i powiedziałby coś więcej, ale umilkł. Skinął głową na potwierdzenie, że zrozumiał i w razie czego upomni się o coś do picia. Gdyby tego nie zrobił, zapewne nie dałaby mu spokoju. Jego ojciec mówił, że trzeba być twardym i surowym, ale w niektórych kwestiach z kobietą nie można było wygrać. Morgoth podświadomie czuł, że była to jedna z takich chwil. Ten krótki czas oderwania myśli od prawdziwego celu jego wizyty był przyjemnym orzeźwieniem, ale stawał się nie do zniesienia, gdy wracała rzeczywistość. Yaxley znowu sposępniał, zbierając się w sobie i analizując wszystko, by przekazać lady Selwyn potrzebne informacje bez zbędnego tracenia czasu. Tak. Mieli go coraz mniej, a od morderstwa na Sabacie wiedział, że coś wisiało w powietrzu. I bał się, że się nie mylił. Choć bardzo by tego chciał. Przytaknął na jej słowa. - Tak też sądziłem. Jak widzisz u lady Nott było wielu gości w posiadłości, jednak nie wszyscy zachowali trzeźwy umysł - odchrząknął, prostując się i opierając o oparcie miękkiego fotela. - Sam nie miałem zbyt dużego szczęścia w kasynie, co spowodowało większą niż zwykle ilością spożytego alkoholu, ale na szczęście do północy było jeszcze trochę czasu. Nie w tym rzecz - machnął ręką jakby miało to w czymś pomóc. Schodził z tematu i wygłupił się przed Lucindą. - Chodzi o to, że każdy może inaczej to pamiętać, ale byłem tam - zaczął, a obrazy z tamtej nocy stanęły mu przed oczami, zupełnie jakby znowu tam był. - Szukałem moich kuzynek i znalazłem Lilianę zaraz przed wejściem do sali balowej. To... To było straszne. Szczerze zastanawiałem się czy to prawda, czy może lady Nott zadrwiła okrutnie z zaproszonych. Ale to była prawda. Malcolm Avery, Iceni Albus Flint, Adam Lowell Travers i nestor Yaxley'ów - Haslett Salazar Yaxley leżeli martwi pod żyrandolem - urwał, zerkając na nią. - Zarżnięci na oczach wszystkich, a potem zapanował chaos. Ludzie zaczęli się rozbiegać. Kilkoro czarodziejów rzuciło się bodajże w domniemanej pogoni, ale wydostałem stamtąd Lilianę i przybyliśmy do Yaxley's Hall. Reszta nie była istotna. Chodzi o sam spis nazwisk. Chyba nie muszę ci mówić, co je łączyło, prawda?
W salonie zapanowała na chwilę cisza, a Morgoth po prostu patrzył na myślącą nad czymś Lucindę. To było szaleństwo. Miała mu pomóc zdjąć urok, a on praktycznie mówił jej o nadchodzącym konflikcie. Bo właśnie tego dotyczyła jego rozmowa z ojcem i stryjem w domu jego kuzynek. Nigdy by o to siebie nie posądzał, ale ufał jej. Pomimo że nie znał jej całej życie. Lady Lucinda Selwyn była tak godną zaufania lub była tak dobrą aktorką. Co dziwne jak zwykle podejrzliwy Yaxley nie miał specjalnych wątpliwości co do jej szczerości.
- Myślę, że możemy podejrzewać to samo - powiedział łagodnie. - Klątwa mojej matki nie była przypadkowa.



They call him The Young Wolf. They say he can turn into a wolf himself when he wants. They say he can not be killed.

Morgoth Yaxley
Morgoth Yaxley
Zawód : a gentleman is simply a patient wolf, buduję sobie balet trolli
Wiek : 22
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
Thus he came alone to Angband's gates, and he sounded his horn, and smote once more upon the brazen doors, and challenged Morgoth to come forth to single combat. And Morgoth came.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
https://www.morsmordre.net/t3063-morgoth-yaxley https://www.morsmordre.net/t3117-kylo#51270 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f288-fenland-palac-yaxleyow https://www.morsmordre.net/t3525-skrytka-bankowa-nr-803#61584 https://www.morsmordre.net/t3124-morgoth-yaxley#51390
Re: salon [odnośnik]17.07.16 13:04
Istnieje wiele różnic, które dzielą mugoli od czarodziejów. Te istotne i te mniej istotne. Jedna rzecz pozostaje niezmienna. Miłość do plotkowania. Ludzie uwielbiają plotki. Jeżeli coś ważnego wydarzyło się ostatnio w świecie magii to trzeba być pewnym, że nie ujdzie to uwadze nikogo, a jedno wydarzenie będzie wspominane przynajmniej w pięciu wersjach. To było niesamowite jak szybko ludzie potrafią się wtedy ze sobą porozumiewać. Nagle wszystkie problemy z sowami znikają, sieć fiuu znowu działa, a zwaśnieni czarodzieje godzą się by o danym wydarzeniu porozmawiać. Zawsze była przeciwnikiem plotek, bo w swoim życiu nasłuchała się już ich aż nadto. W końcu jest to ulubione zajęcie arystokratek. Dlatego też nie chciała mówić o tym co słyszała. Nie była pewna czy cokolwiek z tych rzeczy było prawdą, albo czy chociaż koło prawdy leżało. Dając sobie sprawę, że może tylko pogorszyć i tak złą sytuację wolała wysłuchać tego co ma jej do powiedzenia mężczyzna. W głębi serca trochę zaczęła żałować, że nie pojawiła się na sabacie. To wszystko z pobudek całkowicie egoistycznych. Wiedziała, że większość zaproszonych gości to członkowie jej rodziny, a z rodziną spotkać się teraz nie chciała. Z każdym jego słowem upewniała się w przekonaniu, że to wszystko było zbyt podejrzane by się ze sobą nie łączyć.  W świecie czarodziejów od dawna robiło się niebezpiecznie. Każdy o tym wiedział lecz póki nie było wyraźnych znaków do niepokoju ludzie ignorowali sytuację jak tylko mogli. W końcu taka była natura każdego człowieka. Teraz nie dało się już niczego ignorować. Kobieta w przypływie emocji podniosła się z kanapy i ruszyła w stronę okna. Nie mogła przestać myśleć o czarodziejach wyrżniętych z zimną krwią. Za brak subordynacji. - Oczywiście, że nie była. - zaczęła odwracając się w jego stronę. - To był początek. Gdyby klątwa zabiła Twoją matkę… teraz po wydarzeniach na sabacie nie byłoby żadnych wątpliwości kto za tym stoi. Na Merlina… nie chce nawet sobie wyobrażać co teraz będzie się działo. - odparła w myślach widząc już obraz przyszłych wydarzeń. - Przykro mi… to nie było to co chciałbyś zobaczyć jestem pewna. - dodała pogrążona ciągle w rozmyśleniach.


Ignis non exstinguitur igneThat is our great glory, and our great tragedy
Lucinda Hensley
Lucinda Hensley
Zawód : łamacz klątw i uroków & poszukiwacz artefaktów
Wiek : 28
Czystość krwi : Zdrajca
Stan cywilny : Zaręczona
hope for the best, but prepare for the worst
OPCM : 44 +1
UROKI : 30 +7
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 1
ZWINNOŚĆ : 8
SPRAWNOŚĆ : 2
Genetyka : Czarodziej
salon - Page 2 Tumblr_on19yxR5PA1tj4hhyo2_500
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t3072-lucinda-lynn-selwyn https://www.morsmordre.net/t3145-sennett#51834 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f104-szkocja-kres-w-john-o-groats https://www.morsmordre.net/t4137-skrytka-bankowa-nr-806#82308 https://www.morsmordre.net/t3214-lucinda-selwyn#55539
Re: salon [odnośnik]17.07.16 15:23
Nie poruszył się, chociaż sam fakt, że odebrała to w taki sposób wprowadził go w małe zakłopotanie. Nie zginął nikt z jej rodziny, a jednak nią to poruszyło. Zaraz jednak zganił się w myślach za te przypuszczenia. W końcu ktoś, kogo nie poruszyłyby takie wieści, musiałby być naprawdę bezuczuciowym i nie zdającym sobie sprawę z nadchodzącego niebezpieczeństwa czarodziejem. Spojrzał na nią w milczeniu, nie odwracając wzroku przez dłuższą chwilę. Gdyby nie zaistniałe okoliczności, uśmiechnąłby się. Nie wątpił w jej intelekt mimo że mieli ze sobą mało do czynienia. Morgoth był zadowolony ze swojego wyboru. Zawierzył właściwej osobie. Zaraz jednak zmarszczył lekko brwi, słysząc jej słowa.
- Gdyby klątwa ją zabiła, nie byłoby wątpliwości? - powtórzył, po czym wstał, wkładając jedną dłoń do kieszeni spodni. - Sądzę, że to już jest przesądzone. Nawet gdyby tak się nie stało, wiemy kto, a przynajmniej z czyjego ramienia tak się stało. A Sabat tylko to potwierdził. Teraz już nie chodzi tylko o moją rodzinę jak widać. Nikt nie jest bezpieczny. Za chwilę wszyscy będą odwracać się przez ramię, jeśli już tego nie robią. To dopiero początek - przerwał, a mówiąc chodził po całym salonie. Pomagało mu to zebrać myśli. I nie musiał patrzeć na Lucindę, w której oczach widział współczucie. Nie chciał tego. Przez to wychodził i był słaby. A teraz tego nie chciał. Zatrzymał się tyłem do niej, patrząc na rośliny ustawione na jednej z komód. Pozwolił by oddech mu się uspokoił, a po chwili odpowiedział:
- Przepraszam cię. Nie musi ci być przykro. Stało się... Ale nie o tym mieliśmy rozmawiać. Niepotrzebnie tak się uniosłem.
Odetchnął, przejeżdżając dłonią po zmęczonej twarzy.
- Wybacz - dodał ciszej. - Rozmowy z moim ojcem i stryjem już mnie nastawiły. Miałem dla ciebie inne wiadomości.



They call him The Young Wolf. They say he can turn into a wolf himself when he wants. They say he can not be killed.

Morgoth Yaxley
Morgoth Yaxley
Zawód : a gentleman is simply a patient wolf, buduję sobie balet trolli
Wiek : 22
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
Thus he came alone to Angband's gates, and he sounded his horn, and smote once more upon the brazen doors, and challenged Morgoth to come forth to single combat. And Morgoth came.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
https://www.morsmordre.net/t3063-morgoth-yaxley https://www.morsmordre.net/t3117-kylo#51270 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f288-fenland-palac-yaxleyow https://www.morsmordre.net/t3525-skrytka-bankowa-nr-803#61584 https://www.morsmordre.net/t3124-morgoth-yaxley#51390
Re: salon [odnośnik]17.07.16 19:07
Nie chciała go zdenerwować ani urazić. Nic co powiedziała nie było celowym atakiem na jego osobę. Po prostu ów stan rzeczy także ją poruszył i wyprowadził z klarownego myślenia. Nie mogła sobie nawet wyobrazić jak wielu czarodziei będzie teraz bało się o własne życie. W tym momencie trochę pożałowała, że nie skontaktowała się z rodziną i nie sprawdziła co u nich. W końcu nie było jej długi czas, a ludzie w przypływie głupoty, albo jakiegoś niepohamowanego impulsu godzą się na różne rzeczy, których nie sposób objąć rozumem. I to wszystko nie mogło być przypadkowe. Ona sama nie miała wystarczającej wiedzy na temat wszystkiego co działo się w Londynie podczas jej nieobecności. Mało tu bywała i wszystkie te rzeczy przestały ją interesować już dawno. Może i pewien sposób była ignorantką, ale od zawsze uważała, że wojny są zbyteczną wadą natury każdego człowieka i zamiast ją przyjmować powinno się jej wyzbyć. W tym przypadku jednak nie miała zamiaru odsunąć się na bok. Nie dlatego, że była mu potrzebna, ale dlatego, że nie potrafiłaby spojrzeć sobie w twarz gdyby zwyczajnie uciekła pod napływem nowych informacji. Poczekała aż skończy mówić. Tak naprawdę nie wiedziała co może mu powiedzieć. To wszystko wykraczało już bardzo poza jej wiedzę magiczną i w głębi ducha pomyślała sobie, że jednak musi żałować iż zdecydował się na nią. Zbyt długo nie było jej tutaj na miejscu. Pokiwała głową choć nie mógł tego zobaczyć skoro stał tyłem. - Oczywiście… wcale nie chodziło mi o to. Nie chciałam Cię urazić. - powiedziała spokojnie i podeszła kilka kroków w jego stronę. - Chodziło mi po prostu o to, że skoro najpierw postanowił podesłać Twojej mamie zaklęty przedmiot to liczył na to, że jej śmierć odwróci uwagę, a wydarzenia na sabacie tylko doleją oliwy do ognia. - słyszała w jego głosie zmęczenie i właściwie mogła sobie tylko wyobrazić jak wyglądały po tym rozmowy z jego rodziną. - Musimy się teraz zastanowić co zrobić… doszliście wspólnie do czegoś? - zapytała trochę niepewnie nie chcąc znowu go urazić bądź zdenerwować. Nikomu teraz emocje nie pomogą. Była tego pewna.


Ignis non exstinguitur igneThat is our great glory, and our great tragedy
Lucinda Hensley
Lucinda Hensley
Zawód : łamacz klątw i uroków & poszukiwacz artefaktów
Wiek : 28
Czystość krwi : Zdrajca
Stan cywilny : Zaręczona
hope for the best, but prepare for the worst
OPCM : 44 +1
UROKI : 30 +7
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 1
ZWINNOŚĆ : 8
SPRAWNOŚĆ : 2
Genetyka : Czarodziej
salon - Page 2 Tumblr_on19yxR5PA1tj4hhyo2_500
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t3072-lucinda-lynn-selwyn https://www.morsmordre.net/t3145-sennett#51834 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f104-szkocja-kres-w-john-o-groats https://www.morsmordre.net/t4137-skrytka-bankowa-nr-806#82308 https://www.morsmordre.net/t3214-lucinda-selwyn#55539
Re: salon [odnośnik]17.07.16 20:06
- Nie obraziłaś mnie - zaoponował, odwracając się w jej stronę. Musiał przyznać, że teraz ganił sam siebie za to, co powiedział. Nie to miał na myśli i absolutnie nie chciał, by poczuła się winna. - Przepraszam, jeśli to tak odebrałaś. Chodziło mi o sam fakt wystąpienia tych... - Zamachów? Prób zabójstw? Cóż. Jedna się już udała. I to całkiem skutecznie. Przygryzł wargę, bojąc się pomyśleć co by było, gdyby jego matka umarła. Już i tak stracili nestora. Nie chciał, żeby jedyna osoba na świecie, która w pełni go rozumiała odeszła. Przejechał dłonią po włosach i spojrzał na Lucindę. - To ja cię przepraszam. Nie masz za co czuć się winna - dodał, zbliżając się do niej i patrząc uważnie. Chciał wyczytać z jej twarzy to, że naprawdę nie miała sobie tego za złe. Bo nie chciał, by zostawało coś nie w smak. - Zapomnijmy o tym.
Wyminął ją i sam stanął przy oknie, patrząc w dół na zasypane ulice.
- Czy doszliśmy... Tak - powtórzył już spokojniej. - Nie mogę powiedzieć wszystkiego, ale na pewno nie skończy to się zbyt dobrze.
Dla kogo? Dla niego? Dla odpowiedzialnego za to wszystko? Oczywiście że nie byli naiwni i nie mieli zamiaru samemu stawiać czoła Grindelwaldowi. Tu trzeba było zdecydowanie większej liczny różdżek, ale Yaxley nie sądził by tak silne rody przepuściły płazem śmierć swoich nestorów. Wszyscy wiedzieli co je łączyło. Ale dlaczego zaatakował jego matkę? Dlaczego właśnie ją z tych wszystkich arystokratek?
- Nie potrafię tego poskładać - odparł, gdy wyjaśnił jej swoje pytania. - To mi nie pasuje do układanki. Nie wybrali jej przypadkowo, ale dlaczego ona? Czasem myślę, że tu chodziło o zamknięcie linii, ale to zbyt egoistyczne.
Znowu zamknął usta, by rozejrzeć się po salonie. Pomimo emocji które nim targały, czuł się tu całkiem dobrze. Właścicielka mieszkania dalej wyglądała na niego zasmuconą, ale czego się spodziewał? Takie były wieści i zapewne miała mu za złe, że w ogóle wciągnął ją w tę sprawę.
- Zrozumiem, jeśli odmówisz dalszej współpracy... - zaczął, wiedząc, że mogła się czuć zagrożona. To już nie była zwykła klątwa sprzed nowego roku. Jeśli mieli rację, a było to bardziej niż pewne, wkraczali na teren, z którego nie było powrotu. - Pieniądze zostaną i tak przekazane na twoje konto - kontynuował. - Prosząc cię o pomoc, nie sądziłem, że to dojdzie do takiego rozmiaru. Dlatego proszę, żebyś mi wybaczyła te nieprzyjemności, które cię spotkały od czasu naszego pierwszego spotkania.
Był pewien, że się wycofa. I nie winiłby jej za to. Mimo to miał dalej nadzieję, że tak się nie stanie. Sam nie wiedział dlaczego, ale dobrze mu się z nią współpracowało.



They call him The Young Wolf. They say he can turn into a wolf himself when he wants. They say he can not be killed.

Morgoth Yaxley
Morgoth Yaxley
Zawód : a gentleman is simply a patient wolf, buduję sobie balet trolli
Wiek : 22
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
Thus he came alone to Angband's gates, and he sounded his horn, and smote once more upon the brazen doors, and challenged Morgoth to come forth to single combat. And Morgoth came.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
https://www.morsmordre.net/t3063-morgoth-yaxley https://www.morsmordre.net/t3117-kylo#51270 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f288-fenland-palac-yaxleyow https://www.morsmordre.net/t3525-skrytka-bankowa-nr-803#61584 https://www.morsmordre.net/t3124-morgoth-yaxley#51390
Re: salon [odnośnik]19.07.16 12:45
Nie chciała, żeby ją przepraszał. Dobrze wiedziała, że teraz wszystko co mówił przepełnione było emocjami, które towarzyszyły mu podczas ostatnich wydarzeń. W pewien sposób go podziwiała, bo nie była pewna jak ona zareagowałaby na to wszystko. Znając Lynn prawdopodobnie już trzy razy wpadłaby w panikę. Rodzina zawsze była dla niej najważniejsza nawet jeśli ostatnio nie okazywała tego zbytnio. W innych sytuacjach potrafiła zachować zimną krew, zmusić się do patrzenia na świat w sposób świadomy. Tylko nie wtedy, kiedy w grę wchodziła jej rodzina. Dlatego rozumiała to wszystko i było to dla niej jak najbardziej naturalne. Ona zachowywałaby się o niebo gorzej. Jej porywcza natura nie zawsze przynosiła pozytywne skutki. Teraz także miała wrażenie, że pozwoliła sobie na zbyt dużo. Odetchnęła z ulgą na słowa o zapomnieniu tej całej sytuacji. Miał racje. Nie było w tym momencie sensu zastanawiać się nad tym kto jest czemu winny. - Też nie potrafię tego poskładać. - powiedziała szczerze. Nie rozumiała dlaczego pierwszy atak skierowany był w stronę matki Yaxley'a. Kobieta musiała zrobić coś co zdenerwowało zamachowce. - Nie przypominasz sobie, żeby Twoja mama ostatnimi czasy zrobiła coś co mogło na to wpłynąć? Może mówiła o czymś głośno, może wyrażała swoją opinie i ktoś to usłyszał? Twoja matka musiała jakoś wpłynąć na to co się jej przytrafiło. Nie mógł to być przypadek i fanaberia. - dodała z przekonaniem. Nie mogli patrzeć na to w aż tak oślepiający sposób. Dobrze wiedziała, że młody Yaxley nie zdradzi jej szczegółów rozmowy z ojcem czy wujem, ale wystarczyło, że o tym wspomniał. Trochę ją to uspokoiło. Na początku nie wiedziała do czego mężczyzna dąży. Dopiero kiedy doszedł do niej sens jego słów spojrzała na niego zaskoczona. Chyba nie myślał, że ona teraz po prostu z tego zrezygnuje? Po pierwsze nie zrobiłaby mu tego. Odebrała tę sprawę w sposób bardzo osobisty i choć by się tego nigdy nie spodziewała to coś było w młodym Yaxleyu co sprawiało, że kobieta nie porzuciłaby tej sprawy ot tak. Nie chodziło przecież o pieniądze. Po drugie nie pomogła mu w niczym tak naprawdę.  Wszystko zdążyło się pokomplikować zanim ona zdążyła coś zrobić i to też na pewno nie pozwoliłoby jej się wycofać. Po trzecie ona tego potrzebowała. Wiedziała, że tak czy tak jest już w to zamieszana, a nie mogła siedzieć bezczynnie. Znowu wróciłaby do punktu wyjścia. - Przestań. - zaczęła przerywając mu gdzieś między słowami. - Przecież tu nie chodzi o pieniądze, a ja tak naprawdę w niczym Ci nie pomogłam. - powiedziała patrząc się na niego i kręcąc głową z niedowierzaniem.  - Jeżeli mnie potrzebujesz… moich umiejętności to chciałabym Ci pomóc. Jeżeli jednak uważasz, że nie jestem osobą, która jest w stanie w jakikolwiek sposób pomóc tej sprawie, albo… jeżeli mi nie ufasz to oczywiście nie będę nalegać. - dodała. Chociaż miała nadzieje, że to się nie skończy teraz.


Ignis non exstinguitur igneThat is our great glory, and our great tragedy
Lucinda Hensley
Lucinda Hensley
Zawód : łamacz klątw i uroków & poszukiwacz artefaktów
Wiek : 28
Czystość krwi : Zdrajca
Stan cywilny : Zaręczona
hope for the best, but prepare for the worst
OPCM : 44 +1
UROKI : 30 +7
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 1
ZWINNOŚĆ : 8
SPRAWNOŚĆ : 2
Genetyka : Czarodziej
salon - Page 2 Tumblr_on19yxR5PA1tj4hhyo2_500
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t3072-lucinda-lynn-selwyn https://www.morsmordre.net/t3145-sennett#51834 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f104-szkocja-kres-w-john-o-groats https://www.morsmordre.net/t4137-skrytka-bankowa-nr-806#82308 https://www.morsmordre.net/t3214-lucinda-selwyn#55539
Re: salon [odnośnik]19.07.16 16:42
Zamilkł, gdy mu przerwała i słuchał tego, co mówiła. Z zaskoczeniem, ale również i wewnętrznym zadowoleniem uznał, że czuć było od niej determinację i upór. Całą sobą zdawała się być za tą sprawą i nie zamierzała z niej rezygnować. Nie był pewny czy potrzebował usłyszeć tę deklarację trwania przy sytuacji cokolwiek się działo, chociaż na pewno pomogło. Bo Yaxley czuł, że tak właśnie było. Jej niedowierzanie gdy wspomniał o pieniądzach należało do niecodziennych widoków. Niesamowicie proste i naturalne. Tak bardzo, że nie wiedział jak zareagować. Morgoth stwierdzał z każdą chwilą, że Lucinda Selwyn była niezwykłą kobietą. Nie bała się nowych i niepewnych wyzwań, a to czyniło z niej silnego sprzymierzeńca.
- Nie - rzucił po jej ostatnich słowach dość twardo, a chwilę potem zapadła cisza, którą przerywały jedynie odgłosy zewnętrznego świata zza okna. Gdzieś przebiegały dzieci, ktoś krzyczał, gdzie indziej unosił się terkot silników samochodowych. Wszystko to odbijało się od ścian budynków, tworząc miejski hałas. Przez ten moment Morgothowi zdawało się, że tkwi w innym wymiarze. Niby blisko rzeczywistości, ale tak naprawdę daleko. Bo kiedy mógł spokojnie zasnąć lub śmiać się ze znajomymi? Od choroby matki nawet Leia przestała się śmiać. To było tak dawno temu... Westchnął głęboko, nie ruszając się z miejsca. - Pomagasz. I to bardziej niż myślisz. Chcę ciebie. Bez ciebie nie uda mi się doprowadzić tej sprawy do końca.
Morgoth spojrzał na blondynkę, mając nadzieję, że oboje upewnili się już w swoich postawach. Wiedział, czego oczekiwał i nie musiał się bać, że kobieta ucieknie. Była zbyt silna, by mu to zrobić. Dalej nie mógł uwierzyć w to, że widocznie zależało jej na tej sprawie i to jak widać nie tylko z przyczyn finansowych czy czysto interesownych. Zdawał sobie też sprawę z tego jak zabrzmiały jego ostatnie słowa, ale nie zamierzał za nie jej przepraszać. Nie tym razem. W młodym Yaxley'u odezwało się coś, co wcześniej zadziwiało go w jego ojcu - upór, który nie znał słów grzeczności. Jakiś czas temu Morgoth jedynie trwał przy swoim zdaniu, odpierając ataki drugiej strony uprzejmością. Teraz wiedział, czego chciał i nie zamierzał biernie patrzeć. Chciał by lady Selwyn towarzyszyła mu w tych chwilach. Co ciekawe zdał sobie sprawę z tego, że była to pierwsza rzecz, na której prawdziwie mu zależało od wielu lat prócz wyleczenia matki.
- Chcę, żebyś to była ty - powtórzył już o wiele łagodniej, po czym odchrząknął i przeszedł w stronę swojego poprzedniego miejsca na fotelu. Nie patrzył na kobietę, wiedząc, że to jego zaskakujące uniesienie musiało być krępujące. Szczególnie że nie przebywał w swoim domu. Przejechał dłonią po materiale, którym obite było ramię fotela, starając się uspokoić emocje. - Pytałaś wcześniej o to, co zrobiła moja matka - zaczął cicho, ówcześnie zdejmując marynarkę i przewieszając ją przez oparcie. - Był to już dobry rok temu, gdy ukazał się artykuł pióra mojej matki. Wiesz, że w Walczącym Magu nikt nie przebiera w słowach i w sumie właśnie dzięki temu gazeta ma taki nakład. Lady Yaxley napisała dość obszerny tekst poświęcony analizie oraz późniejszych skutkach trwania Grindelwalda na stanowisku dyrektora w Hogwarcie. Wielu czarodziejów to poparło i artykuł okazał się świetną publikacją, jednak to wszystko. Przez kolejne dwanaście miesięcy panowała cisza. Nie rozumiem dlaczego więc... Skąd ten wybuch? Dopiero po Sabacie zrozumiałem, że może to było przyczyną, ale dalej nie potrafię tego zrozumieć. Dlaczego w takim razie dopiero teraz, a nie wcześniej? I tak zostałoby to połączone z jego osobą. Ale dlaczego właśnie ona? Wielu ma takie poglądy. Mój ojciec, mój stryj, ja. Dlaczego to nie mogłem być ja?
Mówił, a jego głos sam się załamywał. Zaraz jednak gdy skończył, ponownie odchrząknął, poprawiając się na siedzeniu i wycierając zmęczoną twarz. Przeniósł spojrzenie na Lucindę. Bał się, że uzna go za słabego, ale to było silniejsze od niego. Kumulował w sobie to przez cały czas i trafiło go właśnie teraz.



They call him The Young Wolf. They say he can turn into a wolf himself when he wants. They say he can not be killed.

Morgoth Yaxley
Morgoth Yaxley
Zawód : a gentleman is simply a patient wolf, buduję sobie balet trolli
Wiek : 22
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
Thus he came alone to Angband's gates, and he sounded his horn, and smote once more upon the brazen doors, and challenged Morgoth to come forth to single combat. And Morgoth came.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
https://www.morsmordre.net/t3063-morgoth-yaxley https://www.morsmordre.net/t3117-kylo#51270 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f288-fenland-palac-yaxleyow https://www.morsmordre.net/t3525-skrytka-bankowa-nr-803#61584 https://www.morsmordre.net/t3124-morgoth-yaxley#51390
Re: salon [odnośnik]20.07.16 17:46
Uwierzyła mu. Nie miał powodów jej nie ufać, ale z drugiej strony nie miał także powodów obdarzyć ją aż tak dużym zaufaniem, a jednak to zrobił. W jej profesji bardzo łatwo było wpakować się w bagno, z którego wyjście często okazywało się być prawie niemożliwe. Wiele osób wykorzystywało nie tylko wpływy, ale także innych niewinnych ludzi. Dużo mówiło się o tym, że podróżnikom, poszukiwaczom artefaktów i łamaczom klątw po prostu nie powinno się ufać. Nie istnieją bezinteresowni, nie ma takich, którzy robią coś nie szukając w tym swoich własnych korzyści. Lynn także nie była obojętna. Jedyną rzeczą jaką różniła ją od swoich kolegów po fachu był fakt, że jej intencje były inny. Nie chodziło o pieniądze, wpływy czy nawet rozrywkę. Chodziło o znalezienie samej siebie. Pokazanie przed samą sobą, że jest jeszcze coś warta i może coś osiągnąć. W końcu tak wiele ostatnio straciła. Nie była gotowa na kolejny upadek. Wiedziała, że może mu pomóc. Ona także mu zaufała. Dlaczego? Nie miała pojęcia. W końcu pierwsze ich spotkanie odbyło się w dość tajemniczej aurze i myślała, że tak już zostanie. Nie spodziewała się, że z każdym spotkaniem zaczną się otwierać, a przynajmniej ona. Nawet jeśli chodziło tylko i wyłącznie o sprawę. Skinęła głową, a na jej ustach pojawił się lekki uśmiech. Nie mogła nic na to poradzić. Zawsze było miło usłyszeć, że ktoś Cię potrzebuje. Tym bardziej kiedy tylko kilka dni wcześniej ktoś kogo Ty potrzebujesz sprowadza Cię całkowicie do parteru. Kiedy skierował się w stronę fotela kobieta odprowadzała go wzrokiem. Nie powiedziała nic na ten temat. Nie było co dodawać. Oboje chcieli zrobić coś w tej sprawie i zdecydowali się to zrobić razem. Miała tylko nadzieje, że tylko po drodze kobieta nie zapomni o tym, że nie jest detektywem, aurorem czy kimkolwiek innym kogo powinnością jest wymierzanie sprawiedliwości. Była przecież przede wszystkim szlachcianką, przede wszystkim łamaczem klątw. Łatwo było się zapomnieć, kiedy musisz łączyć ze sobą i tak dwie całkowicie odstające od siebie profesje. Wysłuchała go starając się połączyć to wszystko w całość. - Nie widzę innej możliwości. Musiało chodzić o to. Mógł to być tylko czubek góry lodowej. Może Twoja mama już po wydaniu tego artykułu mówiła zbyt dużo na jego temat. Może rozmawiała na jego temat z kimś kto nie koniecznie podzielał jej stosunek. Nie dowiemy się teraz tego.. - mówiła ciągle przechadzając się po pomieszczeniu. Słysząc jego pytanie odwróciła się w stronę fotela. - Nie możesz się winić. Nie miałeś na to wpływu. Dobrze wiesz… - zaczęła i podeszła do niego siadając w fotelu obok. - Dobrze wiesz, że to mogło trafić na każdego. Na Ciebie, Twojego ojca… to tylko świadczy o tym, że Twoja matka jest niesamowicie odważną kobietą i jej słowa miały na niego wpływ. Poskutkowały. Wszystko będzie z nią dobrze, a ja potrzebuje Twojego trzeźwego myślenia. Choć nie znam Twojej matki to jestem pewna, że nie chciałaby, żebyś wkładał sobie w głowę takie myśli i wytykał… chciałaby, żebyś coś z tym zrobił. - powiedziała cicho patrząc na niego z przekonaniem. Wiedziała, że nie chciał by się nad nim litowała, ale to nie była litość. To była tylko rada. Dobra rada o przyjaciela, który naprawdę chce pomóc. Miała nadzieje, że właśnie tak to odebrał.


Ignis non exstinguitur igneThat is our great glory, and our great tragedy
Lucinda Hensley
Lucinda Hensley
Zawód : łamacz klątw i uroków & poszukiwacz artefaktów
Wiek : 28
Czystość krwi : Zdrajca
Stan cywilny : Zaręczona
hope for the best, but prepare for the worst
OPCM : 44 +1
UROKI : 30 +7
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 1
ZWINNOŚĆ : 8
SPRAWNOŚĆ : 2
Genetyka : Czarodziej
salon - Page 2 Tumblr_on19yxR5PA1tj4hhyo2_500
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t3072-lucinda-lynn-selwyn https://www.morsmordre.net/t3145-sennett#51834 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f104-szkocja-kres-w-john-o-groats https://www.morsmordre.net/t4137-skrytka-bankowa-nr-806#82308 https://www.morsmordre.net/t3214-lucinda-selwyn#55539
Re: salon [odnośnik]20.07.16 23:13
Wcześniejsza rozprawa o tym czy ktoś ma wątpliwości i chciałby zostawić sprawę, została rozstrzygnięta i na szczęście nie miała już zostać poruszona. Morgoth naprawdę odetchnął w duchu, chociaż nie pokazał tego na zewnątrz. Wątpił, żeby w jakikolwiek miało to wpłynąć na decyzję, postawę lub samą osobę Lucindy Selwyn. Na swój sposób cieszył się, że pojawiła się w jego życiu, chociaż nie przyznał tego przed samym sobą. Bo Yaxley'owie nie byli przyzwyczajeni do uzewnętrzniania lub nawet dawania się ponieść emocjom. Zresztą chyba jeszcze mało kto widział, żeby Leon Yaxley lub jego najbliżsi tracili nad sobą kontrolę. Nawet gdy buzował w nich gniew, nie krzyczeli tego na prawo i lewo, chociaż każdy wiedział, że lepiej schodzić z drogi. Na szczęście Morgoth i jego siostra nigdy nie musieli się z tym mierzyć. Zresztą ojciec nigdy nie pozwalał, by jego praca i interesy odbiły się na rodzinie. Chciał być taki jak ojciec... Zastanawiało go, co on zrobiłby, gdyby był na jego miejscu...
- Tak - odpowiedział nieco oddalony myślami od salonu, w którym przebywał. - Jednak nie podejrzewałem, że może o to chodzić... Nie do czasu Sabatu. Mówiło się o tym i to nie tylko u nas w domu. Rozmowy na temat poczytań Grindelwalda toczyły się już znacznie wcześniej zanim wyszedł jej artykuł.
Pytanie Dlaczego ona? było tu zbędne. I chociaż ciągle zadawał sobie to pytanie, coś mówiło mu, że przecież odpowiedź już została podana. Ale dalej chciał ją wałkować jakby nie zrozumiał przekazu. Może gdyby nie chodziło o jego matkę miałby świeższe spojrzenie na temat? Nie. Lucinda miała rację. Teraz nie miało to znaczenia. Jeśli chcieli ocalić Beatrice Yaxley, musieli iść do przodu. Nie rozdrabniać się nad czymś, co miało już miejsce i działo się równolegle. Priorytetem było wyleczenie matki. I nie miał tego robić sam. Gdy poczuł bliskość swojej towarzyszki, przeniósł na nią zmartwione spojrzenie.
- Dziękuję - odpowiedział jedynie, patrząc na blondynkę dalej i pozwalając, by kąciki ust uniosły się w lekkim, ale szczerym uśmiechu. Możliwe że pierwszym tak prawdziwym od długiego czasu. Wcześniej może by uznał, że tak długi kontakt wzrokowy był nie na miejscu, ale teraz etykieta nie miała tu znaczenia. Czuł, że ma w kimś oparcie i mimo że był uczony radzenia sobie samemu, ten jeden raz wiedział, że dzielenie się z kimś brzemieniem umacnia. Nie osłabia. A przynajmniej z kimś rozsądnym. Pozwolił, by na chwilę zapadła cisza. Podczas niej jego umysł zaczął trzeźwieć na skutek słów lady Selwyn, ponownie wszystko analizując. Tak jak wcześniej. Musiał odsunąć uczucia na bok i skupić się na tym, co już mieli. Wrócił do chwili, w której pojawił się przed drzwiami tego domu z wiadomą informacją. - Mam coś dla ciebie - rzucił, odwracając się i sięgając do kieszeni marynarki. Wyjął z niej kawałek materiału, po czym podał go Lucindzie. - Szukałem wszędzie jakiegokolwiek znaku obecności zamachowca w naszym domu i nic. Ale zwiększyłem obszar. Niedaleko bramy głównej znalazłem krew jednego z naszych trolli... I to - dodał, patrząc wymownie na zawiniątko. - Nie konsultowałem tego z nikim, ale też nie musiałem. W końcu widuję je na co dzień. To oko smoka.
Spojrzał na nią wymownie. Jeśli to było to, co podejrzewał, byli w jeszcze gorszej sytuacji niż myśleli. Z tą samą myślą, jednak z trzeźwym umysłem opuścił mieszkanie lady Lucindy Selwyn i zniknął z ulicy Pokątnej tak szybko jak się pojawił.

| zt x2
Morgoth Yaxley
Morgoth Yaxley
Zawód : a gentleman is simply a patient wolf, buduję sobie balet trolli
Wiek : 22
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
Thus he came alone to Angband's gates, and he sounded his horn, and smote once more upon the brazen doors, and challenged Morgoth to come forth to single combat. And Morgoth came.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
https://www.morsmordre.net/t3063-morgoth-yaxley https://www.morsmordre.net/t3117-kylo#51270 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f288-fenland-palac-yaxleyow https://www.morsmordre.net/t3525-skrytka-bankowa-nr-803#61584 https://www.morsmordre.net/t3124-morgoth-yaxley#51390
Re: salon [odnośnik]10.08.16 13:42
/ 2 lutego

Zbyt długo jej życie było sięgającym nieba roller coasterem. Biegła za marzeniami, samodzielnym życiem, spełnianiem zachcianek odbiegających od tych prawdziwie szlacheckich. Biegła by się rozwijać, by w swojej profesji nie mieć sobie równych, by czerpać satysfakcje. Biegła za byciem szczęśliwą, a zwolnienie nawet na chwile nie wchodziło w grę. To wymarzony sposób nabrania wiatru w żagle. Czerpała z tego źródła garściami żyjąc w przekonaniu, że jest ono studnią bez dna. Nie spodziewała się tylko, że upadek z miejsca zwanego szczęściem jest tak bolesny. Nie przygotowała się do stagnacji. Stanie w miejscu całkowicie odbiegało od jej idei życia i choć w ciągu dnia udawało jej się zająć myśli czymś całkowicie innym to wieczorami już nie było to takie proste. Tak jak dzisiaj. Za oknami już dawno pociemniało, a jedyne co oświetlało drogę wędrującym to migająca latarnia i iskrzące się w jej świetle drobinki śniegu. Kobieta usiadła na kanapie w salonie wyciągając butelkę jednego z najlepszych win zdobiących jej kolekcję. Uwielbiała magię za prostotę zwykłych czynności. Bez ruszania się z kanapy mogła otworzyć wino i nalać sobie je do kieliszka. Lubiła patrzeć na rzeczy proste. Bez komplikacji. Jednak nie było nic przyjemnego w piciu najlepszej butelki wina bez kompana i zagłuszacza wszelkich niepotrzebnych myśli. Już kilka dni wcześniej wracając do domu wczesnym wieczorem zobaczyła, że w oknie przyjaciela świeci się światło. Plusem mieszkania na jednej ulicy (przynajmniej dla niej) jest to, że nie może się ukryć nawet gdyby tego chciał. A przecież nie mógł chcieć. Szybko przywołała do siebie pióro, papier i sowę. Miała tylko nadzieje, że a) sowa do niego dotrze, b) nie będzie miał planów, c) nie wykorzysta a i b jako wytłumaczenia jego nieobecności. W końcu znali się już długo i dobrze wiedziała do czego jej przyjaciel jest zdolny. W oczekiwaniu nalała sobie drugą lampkę wina. Arystokratce samej nie wypada, ale emerytowanemu łamaczowi klątw zdecydowanie tak. Bo kto by się przejmował?

z/t


Ignis non exstinguitur igneThat is our great glory, and our great tragedy
Lucinda Hensley
Lucinda Hensley
Zawód : łamacz klątw i uroków & poszukiwacz artefaktów
Wiek : 28
Czystość krwi : Zdrajca
Stan cywilny : Zaręczona
hope for the best, but prepare for the worst
OPCM : 44 +1
UROKI : 30 +7
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 1
ZWINNOŚĆ : 8
SPRAWNOŚĆ : 2
Genetyka : Czarodziej
salon - Page 2 Tumblr_on19yxR5PA1tj4hhyo2_500
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t3072-lucinda-lynn-selwyn https://www.morsmordre.net/t3145-sennett#51834 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f104-szkocja-kres-w-john-o-groats https://www.morsmordre.net/t4137-skrytka-bankowa-nr-806#82308 https://www.morsmordre.net/t3214-lucinda-selwyn#55539
Re: salon [odnośnik]08.08.17 0:52
| 23.04.56'

Prawa, lewa, krok do tyłu i dwa w przód. Macnair zawsze dużo mówił – jego niekończąca się opowieść o wszystkim i o niczym doprowadzała do szewskiej pasji towarzystwo, którego zwykle nie miał. Tak bujnie prowadzona konwersacja nie była wynikiem pewnej tęsknoty za dialogiem, a zwykłą próbą wytrącenia z równowagi rzekomego przeciwnika budzącego w nim coś więcej jak wieczorne mdłości. Do tej zacnej grupy należała bogu ducha winna Lucinda, którą ujął sobie za skromny cel z uwagi na profesję jaką sią trudziła, a nie fakt, iż naprawdę miała w sobie coś wyjątkowo irytującego. Może to brzmiało dziwnie – właściwie naprawdę dość mocno prozaicznie, ale lubił ją i szanował. Szanował przede wszystkim.
Hałas wypełnił przestronny, pięknie zdobiony salon, a dzieła sztuki wiszące na jasnych ścianach okryły  się szatą popiołu, która mimowolnie uleciała z ceglanego kominka. Trzasku teleportującej się osoby nie można było przegapić, podobnie jak nieładu, który stał się jej wynikiem – nieprzewidzianym rezultatem będący winą nikogo innego jak samej gospodyni. Tak właśnie zapewne by to sobie wytłumaczył, gdyby tylko jego stan nie był równie fatalny, co tej nocy gdy dostał sowitą zapłatę za dorwanie młodego rabusia plądrującego mniejsze, rosyjskie sklepy. Duma nie schodziła z jego twarzy do momentu, w którym uświadomił sobie, iż sakwa była kompletnie pusta i jego trudy zrównały się z ilością wypitej ognistej. Mimo tego było warto.
Wpadając do środka trzymał w dłoni zaciśniętą mapę, która nijak miała się do jego mozolnie prowadzonych notatek na długich, starych pergaminach. Nie rozglądał się zbytnio po wnętrzu, albowiem był pewny tego, iż trafił do siebie, więc zrzuciwszy z ramion szatę i pozostawszy w koszuli niezgrabnie wciśniętej za pasek spodni opadł na kanapę z pomrukiem zadowolenia. Zsunął jedną stopą but z drugiej nogi i walcząc z pozbyciem się pozostałego wytarł ręką obitą twarz. Alkohol dostatecznie uśmierzył ból wiążący się z wieczorną bijatyką, jednak myśl o jutrzejszym poranku sprawiała, iż miał ochotę nie doprowadzić do stanu zupełnej trzeźwości. Nie był masochistą, ale z drugiej strony nie miał na tyle dobrych kontaktów, aby bez większych konsekwencji udać się do Munga, w wyniku czego rany musiały zagoić się same. Łuk brwiowy, rozcięta warga, zasiniała szczęka, odłamki szkła w ramieniu i pozostałości cruciatusa plądrujące umysł. Brawo Macnair, potrzebowałeś zaledwie kilku dni.




The eye sees only what the mind is prepared to comprehend
Drew Macnair
Drew Macnair
Zawód : Namiestnik hrabstwa Suffolk, fascynat nakładania klątw
Wiek : 31
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Zaręczony
Dan­ger is a beauti­ful thing when it is pur­po­seful­ly sou­ght out.
OPCM : 40
UROKI : 2 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 5 +4
CZARNA MAGIA : 60 +7
ZWINNOŚĆ : 4
SPRAWNOŚĆ : 15 +3
Genetyka : Metamorfomag

Śmierciożercy
Śmierciożercy
https://www.morsmordre.net/t6211-drew-macnair https://www.morsmordre.net/t4416-avari https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f445-suffolk-dunwich-przekleta-warownia https://www.morsmordre.net/t4418-skrytka-bankowa-nr-1139 https://www.morsmordre.net/t4417-drew-macnair
Re: salon [odnośnik]08.08.17 12:23
Lucinda była zmęczona. Ostatnie kilka dni spędziła na poszukiwaniach smoka, a fakt, że nie potrafiła dopasować do kontekstu sytuacji żadnej znanej jej klątwy bardzo komplikowało zadanie. Zawsze była uparta dlatego kosztem snu, jedzenia i umówionych spotkaniach z matką (tego wcale nie żałowała) starała się znaleźć rozwiązanie, a przynajmniej poszlakę, która mogłaby ją do tego rozwiązania doprowadzić. Jej ojciec zawsze powtarzał, że jeśli za bardzo szuka się rozwiązania sytuacji nie dopuszcza się myśli iż takowe może w ogóle nie istnieć. Szukać przez cały czas w złym miejscu, bo to wszystko wydaje się takie logiczne i proste. Tego wieczoru na chwile odpuściła. Pozwoliła by jej umysł zostawił te wszystkie myśli w spokoju i odpłynął w śnie, który przyszedł do niej szybciej niż mogła się tego spodziewać. Śniła. O dzieciństwie, o niekończących się podróżach, o rezerwacie i chorobie, która w pewien sposób zjadała ją od środka. Zerwała się słysząc ostry dźwięk uderzenia czegoś o podłogę. Jej umysł zignorował znany jej odgłos teleportacji wmawiając jej, że to niemożliwe. Kto miałby przenosić się do niej o tej porze? Do tego używając sieci fiuu? Blondynka przepadała za używaniem kominków. Dla niej miało to w sobie pewną magię, z której chciało się korzystać, jednak doskonale zdawała sobie sprawę z tego jak ludzie ów sposób transportu odbierali. Dla wielu był to przeżytek; zbyt wiele zachodu z proszkiem, ubrudzonymi ubraniami i późniejszym uprzątaniem bałaganu. Niesamowite jak łatwo jest zmienić czyjeś postrzeganie ułatwiając choć trochę życie. Szlachcianka bezszelestnie podniosła się z łóżka zarzucając na siebie jedwabny szlafrok i opatulając się nim szczelnie przy okazji pilnując by różdżka pewnie tkwiła w jej dłoni. Nikt nie był naiwni. Żyli w ciężkich czasach, a te ciężkie czasy niosły ze sobą konieczność obrony. Boso ruszyła w stronę salonu doskonale znając swoje mieszkanie i nie potrzebując światła do przemieszczania się po nim. Wchodząc do salonu poczuła pod nogami zimne drobinki węgla. Już sobie wyobrażała jak musiał wyglądać jej salon, ale nawet ta myśl nie zmusiła jej do zapalenia światła. Dopiero gdy doszła do samej kanapy, a czubki jej palców stykały się z butami nieznajomego, wzięła do ręki stojącą obok kanapy lampkę znajdującą się na ciężkiej marmurowej podstawce i przybliżyła ją nieznajomemu do twarzy. Kiedy różdżka dotknęła policzka (miała nadzieje, że to policzek) złodzieja zapaliła światło. - Nie ruszaj się, policja… - nie skończyła jednak widząc kim jest jej włamywacz. Zaskoczona puściła lampkę, która spadła na mężczyznę z impetem. W pierwszym odruchu Lucinda chciała ją zabrać, ale instynkt podpowiadał jej by się cofnąć. I tak pełna szoku cofnęła się o krok nadal wyciągając w jego stronę różdżkę. - Na dżina i stu nieśmiałków. Możesz mi łaskawie wytłumaczyć co ty tutaj robisz? - oczywiście jego poobijana twarz rzuciła jej się w oczy, ale stwierdziła, że musiał sobie na to zasłużyć. Kto mądry wpada kominkiem do obcego domu? Ona była sama, ale na pewno jakiemuś mężowi musiało się to nie spodobać.


Ignis non exstinguitur igneThat is our great glory, and our great tragedy
Lucinda Hensley
Lucinda Hensley
Zawód : łamacz klątw i uroków & poszukiwacz artefaktów
Wiek : 28
Czystość krwi : Zdrajca
Stan cywilny : Zaręczona
hope for the best, but prepare for the worst
OPCM : 44 +1
UROKI : 30 +7
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 1
ZWINNOŚĆ : 8
SPRAWNOŚĆ : 2
Genetyka : Czarodziej
salon - Page 2 Tumblr_on19yxR5PA1tj4hhyo2_500
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t3072-lucinda-lynn-selwyn https://www.morsmordre.net/t3145-sennett#51834 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f104-szkocja-kres-w-john-o-groats https://www.morsmordre.net/t4137-skrytka-bankowa-nr-806#82308 https://www.morsmordre.net/t3214-lucinda-selwyn#55539
Re: salon [odnośnik]09.08.17 3:04
Podróżowanie za pomocą sieci fiuu zdarzało mu się dość często; szczególnie po nocnych eskapadach, kiedy teleportacja była zbyt ryzykowna i wtem ostatkami racjonalnego myślenia decydował się na nieco mniej przyjemny środek lokomocji. Oczywiście wskutek pijackiego bełkotu zdarzały się pomyłki, gdyż nawet magiczny proszek nie był w stanie zrozumieć szatyna i przenosząc go w zupełnie inne miejsce pozwalał wyczyścić twarzą obcą posadzkę. Przeważnie nie trwało to długo – Macnair rzadko doprowadzał się do finalnego stanu, toteż szybkie zrehabilitowanie pozwalało wrócić na obskurne, nokturnowskie włości bez poważniejszej awantury. Tej nocy stało się jednak inaczej.
Nie zauważył żadnej różnicy, kiedy padając na przestronną kanapę myślał tylko o błogim śnie mającym na celu uśmierzyć ból i zregenerować siły zmarnowane na bandę baranów wymachujących bezcelowo pięściami. Wiedział, że poranek będzie ciężki – pomijając kwestię irytujących, słonecznych promieni, które zwykle przebijają się przez brudne okiennice skupiając na jego twarzy, to ilość spożytego alkoholu nie pozwoli o sobie zapomnieć. Zamknął oczy nie chcąc wówczas się tym zamartwiać i nim tylko zdążył pogrążyć się w lekkim letargu, co skwitował mimowolnym wygięciem kącik ust, w jego głowie zahuczało od palącego bólu ramienia, które zdawało się chrupnąć pod ciężkim przedmiotem. Zerwał się do siadu starając zlokalizować intruza, a wolną dłonią sięgnął do spodni po różdżkę, ale ta okazała się… pusta. Jedyna możliwość obrony pozostała w zrzuconej szacie, którą ubarwił już całą gamą iście przyjemnych przymiotników ugrzęźniętych gdzieś na końcu języka. Nim zdążył rozpoznać nieproszonego gościa głos wypełniający jego uszy sprawił, że jego warga drgnęła, a twarz dość mimowolnie przybrała szelmowski wyraz. Wiedział już kto stał przed nim, ale nadal nie miał zielonego pojęcia dlaczego. Cóż bowiem szlachcianka robiła nocą na Nokturnie i to w jego mieszkaniu? Może to była jedynie senna mara? Jak złośliwy musiałby być los, gdyby jeszcze kazał śnić o tej, która działała niczym magnes na nieszczęśliwe wypadki i niepowodzenia. Cień szansy zarażenia pechem rozniósł się wraz z jego cichym westchnięciem i łoskotem kładącego się ciała. Wsunąwszy splecione dłonie pod głowę wyciągnął się na kanapie jeszcze bardziej i wygodniej, a następnie skupił wzrok na jej zaspanej twarzy, by po chwili ochoczo przesunąć nim nieco niżej. -Liczyłem baranki i doszedłem do dwunastu. Teraz już widzę jaki był tego powód.- zaśmiał się cicho powracając spojrzeniem do jej dużych, zielonych oczu. -Ty jesteś trzynastym. Do tego czarnym i ze śmiercionośną lampą, która o mało nie zmiażdżyła mi czaszki.- bełkotał. Uniósł brew nieco wyżej nie rozumiejąc zdziwienia malującego się w jej tęczówkach. W końcu to mu należały się wyjaśnienia, jakim cudem znalazła się pod jego dachem, czyż nie? Zamierzała coś powiedzieć?
-Mieszkam?- rzucił z teatralną niepewnością w głosie, choć nie było to zbyt wiarygodne – o wiele lepszym aktorem był o trzeźwych zmysłach. -Gdzie znalazłaś ten szlafroczek?- mruknął wskazując głową w jej kierunku nie mogąc powstrzymać się przed kąśliwym uśmieszkiem.




The eye sees only what the mind is prepared to comprehend
Drew Macnair
Drew Macnair
Zawód : Namiestnik hrabstwa Suffolk, fascynat nakładania klątw
Wiek : 31
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Zaręczony
Dan­ger is a beauti­ful thing when it is pur­po­seful­ly sou­ght out.
OPCM : 40
UROKI : 2 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 5 +4
CZARNA MAGIA : 60 +7
ZWINNOŚĆ : 4
SPRAWNOŚĆ : 15 +3
Genetyka : Metamorfomag

Śmierciożercy
Śmierciożercy
https://www.morsmordre.net/t6211-drew-macnair https://www.morsmordre.net/t4416-avari https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f445-suffolk-dunwich-przekleta-warownia https://www.morsmordre.net/t4418-skrytka-bankowa-nr-1139 https://www.morsmordre.net/t4417-drew-macnair
Re: salon [odnośnik]12.08.17 12:00
Lucinda nie miewała gości. Jeżeli takowi się zdarzali to często były to tylko spotkania biznesowe, dotyczące klątw i poszukiwań. Nawet te były nadzwyczaj rzadkie. Po prostu nie lubiła ludzi w swoim mieszkaniu. To była jej świątynia; miejsce, w którym mogła być sobą przez przejmowania się, że robi coś źle, że coś jest niewłaściwie, że zachowuje się niezgodnie ze statusem własnego rodu. Tutaj przechowywała wszystkie cenne dla niej rzeczy i przez cenne nie miała tu na myśli przedmiotów o dużej wartości pieniężnej (nic dla ciebie Macnair), a jedynie te o wartości sentymentalnej. Niewiele osób wiedziało o tym miejscu bo ona nie miała w zwyczaju się nim chwalić, a już na pewno się nim z kimś dzielić. Jeśli jakim cudem zrodziłby się w jej głowie plan podzielenia się swoim ukochanym kątem z kimkolwiek to na pewno i fakt stuprocentowy… nie byłby to Drew Macnair. Był chyba ostatnią osobą, której się tutaj spodziewała. Zważając na fakt, że to złodziej, krętacz i egoista spodziewałaby się, że jeśli kiedykolwiek jego noga przekroczy próg jej mieszkania to będzie w celu wyczyszczenia jej mieszkania do końca. Ze wszystkiego co cenne i możliwe do sprzedania. Jednak widząc go leżącego na jej kanapie z poobijaną twarzą nie była już tego taka pewna. Był szalony. Nad szaleństwem nie można było się zbyt długo rozwodzić no chyba, że samemu chciało się takim zostać. Zdezorientowana spoglądała na mężczyznę zmęczonym wzrokiem. Choć cała ta sytuacja sprawiła, że nigdy nie czuła się bardziej obudzona to widać było po niej, że hałas wyrwał ją z głębokiego snu i nie do końca wie czy to wszystko dzieje się naprawdę. Wyglądał okropnie. Śmierdział alkoholem i nie musiała się zbyt długo zastanawiać jak spędzał dzisiejszy wieczór. Nie, żeby ją to w jakimkolwiek stopniu obchodziło, ale na brodę merlina… czy jej mieszkanie w jakimkolwiek stopniu mogło przypominać jego dziurę gdziekolwiek tam sobie mieszkał? A mówią nie oceniaj książki po okładce. - Miałam nadzieje, że ci zmiażdży… - baranie – tego nie dodała już głośno bo z jednej strony pewnie było to całkowicie nieszlacheckie, a z drugiej to za ładne określenie jego osoby. To tak jakby obrażała wszystkie baranki na świecie, a te na to nie zasłużyły. - Mieszkasz? - powtórzyła z prychnięciem opuszczając na chwile różdżkę bo tego było już za wiele. - Nie przypominam sobie, żebym posiadała współlokatora. A jakbym chciała posiadać to na pewno nie wybrałabym ciebie. - mruknęła znowu unosząc różdżkę. Była zła. Naprawdę była. Nie dość, że przez niego była w tyle, nie dość, że przez niego musiała bawić się w detektywa to jeszcze prawie dostała zawału. Na jego pytanie spojrzała zdezorientowana bo dopiero teraz zdała sobie sprawę z tego, że jej strój nie przypomina czarodziejskiej szaty. Opatulała się szczelniej jedną ręką, a drugą z różdżką zaczęła intensywnie ruszać. - No już. Wstawaj. Brudzisz mi kanapę… - mruknęła nachylając się by złapać go za ramię. Zaraz jednak szybko się cofnęła. - Na złotego graala… coś ty pił. - pokręciła głową.


Ignis non exstinguitur igneThat is our great glory, and our great tragedy
Lucinda Hensley
Lucinda Hensley
Zawód : łamacz klątw i uroków & poszukiwacz artefaktów
Wiek : 28
Czystość krwi : Zdrajca
Stan cywilny : Zaręczona
hope for the best, but prepare for the worst
OPCM : 44 +1
UROKI : 30 +7
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 1
ZWINNOŚĆ : 8
SPRAWNOŚĆ : 2
Genetyka : Czarodziej
salon - Page 2 Tumblr_on19yxR5PA1tj4hhyo2_500
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t3072-lucinda-lynn-selwyn https://www.morsmordre.net/t3145-sennett#51834 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f104-szkocja-kres-w-john-o-groats https://www.morsmordre.net/t4137-skrytka-bankowa-nr-806#82308 https://www.morsmordre.net/t3214-lucinda-selwyn#55539

Strona 2 z 5 Previous  1, 2, 3, 4, 5  Next

salon
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach